Nie serwuję jak Jerzyk, za to zagrywam sprytnie

Transkrypt

Nie serwuję jak Jerzyk, za to zagrywam sprytnie
PIĄTEK 12.09.2014
— Musimy teraz bardzo
uważać na tę rękę — podkreśla pani Anna. — Nie możemy
jej nawet trochę skaleczyć,
bo można dostać zakażenia.
— Już przyzwyczaiłam się
do tego, że w pracach domowych najczęściej używam tylko jednej ręki — mówi pani
Gabriela.
— Nie wolno obciążać tej
ręki w pozycji wertykalnej.
Bo gdy ręka spuchnie, to
może już nie wrócić do normy
— ostrzega pani Bożena. —
Właśnie po to stowarzyszenie
amazonek organizuje nam
dwa razy w tygodniu specjalne ćwiczenia na sali i na basenie, żeby pomóc ręce oczyścić się z toksyn i drobnoustrojów.
— Niektórym dziewczynom
wycinają tylko węzły wartownicze i dlatego one mają
dużo lepiej. Nie muszą aż tak
dbać o swoją rękę — wyjaśnia
pani Judyta.
gazetaolsztynska.pl / dziennikelblaski.pl
Co słychać w Olsztynie
Nie serwuję jak Jerzyk,
za to zagrywam sprytnie
— Trudno jest się pogodzić
z tym, że nie będę już taka,
jaka byłam do tej pory —
mówi pani Gabriela
Rozmawiamy ze
Zbigniewem
Frenszkowskim
z Olsztyna,
laryngologiem,
dwukrotnym
brązowym medalistą
mistrzostw świata
lekarzy w tenisie
ziemnym.
Władysław Katarzyński
[email protected]
Amazonki
amazonkom
— Dzięki stowarzyszeniu
czuję tu, że nie jestem sama —
mówi pani Gabriela. —
Wspieramy się i wiemy, że
w każdej chwili jedna drugiej
chętnie pomoże.
Oprócz specjalnych ćwiczeń
dla amazonek na sali i basenie, do ich dyspozycji są także warsztaty z psychologiem,
wycieczki i wyjazdy integracyjne.
— Większość kobiet zajmuje się mężem, dziećmi, domem... Wszystko inne jest na
pierwszym miejscu, tylko nie
one same — opowiada pani
Anna.
— Na zajęciach pani psycholog próbowała nam uświadomić to, że powinnyśmy
skierować naszą uwagę na
siebie — mówi pani Bożena.
— Starać się robić coś dla
siebie. Żyć z przyjemnością.
— Mam troje dzieci. Chcia-
9
łam dla nich wszystkiego, co
najlepsze, ale zupełnie zapomniałam o sobie — wspomina pani Anna. — Kiedyś, gdybym zauważyła jedną malutką plamkę na oknie, to już
bym leciała ją zmyć. Wszystko musiało być idealne. Teraz
wiem, że robota nie zając i nie
ucieknie. Wolę ciekawą książkę albo robótki ręczne. Zaczęłam też grać na pianinie.
Wróciłam do tego po 40 la-
tach! Uwielbiam to robić... dla
siebie.
Martwimy się wszystkim,
tylko nie sobą
— Czy pani robi co roku
mammografię? — zapytały
mnie amazonki.
— Nie — odpowiedziałam.
— Ale teraz poważnie się nad
tym zastanowię.
Nasze rozmówczynie doradziły mi: — Warto!
Pani Gabriela: — Najczęstszą przyczyną zachorowania
na raka jest stres. Tracimy
pracę, za dużo martwimy się
domem, mężem, dziećmi,
tym, co pomyślą inni... Tylko
nie sobą.
Pani Justyna: — Znam jedną dziewczynę, która w wieku
26 lat dostała raka piersi. Jak
widać, nie jest on tylko domeną starszych pań.
Pani Anna: — Ale rak to nie
wyrok. Najważniejsza jest
profilaktyka i jak najmniej
stresu. Po tym, jak zwalczyłam
chorobę, zrobiłam sobie badania genetyczne. Chciałam
sprawdzić, czy przekazałam
geny swojej córce. Na szczęście nie. Radzę zrobić to
wszystkim amazonkom.
Pani Bożena: — Powinnyśmy również same siebie badać. Gdy będziemy miały guzek i gdy same go nie wyczujemy, to może mężowi się to
uda. Na coś mężczyzna musi
się przydać (śmiech).
Sesja: hncskqjseedj12p1zeu3kl4v; Czas: 2014-09-17 10:42:42; Adres: 213.184.22.1
— W Ogólnopolskim Turnieju Lekarzy w Tenisie Ziemnym w Olsztynie, który odbył się w sierpniu, wzięło
udział 47 lekarzy z całej Polski. Skąd taka popularność
tej dyscypliny sportu wśród
przedstawicieli pańskiego
zawodu?
— Ponieważ jest to okazja do
spotkań poza szpitalami, przychodniami, konferencjami
naukowymi, możliwość bycia
bardziej na luzie, na powietrzu, w duchu sportowej rywalizacji, odreagowania na
stresy. Tenis ziemny, sport widowiskowy, a przy tym pełen
elegancji i pozbawiony brutalności, pasuje do wizerunku
współczesnego lekarza. Warto tu również zacytować słowa
popularnego sprawozdawcy
sportowego Bohdana Tomaszewskiego: „Tenis to umiejętność skupienia się, sztuka
pokonywania nerwów i lęku,
że nasz atak, smecz albo celne
minięcie może się nie udać.
A więc jest to połączenie ryzyka z zimną krwią, z nieustannym obliczaniem i podejmowaniem decyzji, kiedy
trzeba zdobyć się na poryw,
a kiedy szukać powodzenia
w uporze i cierpliwości“. Czyż
nie nasuwa się tu analogia do
naszych lekarskich działań,
rozterek, dopuszczalności podejmowanego ryzyka i wyrabiania w sobie umiejętności
maksymalnego skupienia?
— Kiedy po raz pierwszy
wziął pan rakietę do ręki?
— Och, bardzo dawno temu,
w szkole podstawowej. Była to
drewniana packa, bo od niej
wszyscy zaczynają. Potem, kiedy byłem już uczniem Liceum
Ogólnokształcącego nr 1
w Olsztynie, chodziłem na
korty klubu Budowlani, gdzie
mogłem już skorzystać z prawdziwej rakiety, z naciągiem. Po
latach, kiedy kortom groziła
dewastacja, podobnie jak Stadionowi Leśnemu, żeby je ra-
tować i stworzyć dzieciom
i młodzieży możliwość uprawiania białego sportu, jak nazywany jest tenis ziemny, powołaliśmy z grupą entuzjastów Olsztyńskie Towarzystwo
Tenisowe, którego zostałem
pierwszym prezesem.
— Jakich znanych polskich
tenisistów pamięta pan
z tamtych czasów?
— Na przykład Władysława
Skoneckiego, który odnosił
sukcesy międzynarodowe, reprezentując między innymi
Polskę w Pucharze Davisa,
a potem, uczestnicząc w turnieju w Belgii, wybrał wolność, pozostając na Zachodzie, przez co w Polsce był potem szkalowany. No i trzeba
dodać do tego utytułowanego
Wojciecha Fibaka, o sukcesach którego nie muszę przypominać.
— Jakie były początki ruchu
tenisowego wśród olsztyńskich lekarzy?
— Było to w 1991 roku, kiedy powstała grupa inicjatywna w ramach Okręgowej Warmińsko-Mazurskiej Izby Lekarskiej z zadaniem zorganizowania pierwszych ogólnopolskich zmagań lekarzy w tenisie ziemnym. W tej grupie
byłem ja, Roman Żuralski,
Krzysztof Węgrzyn i Grażyna
Licznerska. Na turniej przyjechało wtedy 24 kolegów.
W 1999 roku w Olsztynie powołano do życia Polskie Stowarzyszenie Tenisowe Lekarzy. Tegoroczny, ogólnopolski
turniej w Olsztynie, który odbył się podczas wakacji, zor-
ganizowaliśmy z okazji piętnastolecia powołania PSTL.
Dodam, że otrzymałem nominację na honorowego prezesa tej organizacji.
— Ilu lekarzy w województwie gra w tenisa?
— Bardzo wielu. I to lekarzy
różnych specjalizacji.
— Czyli pełna opieka medyczna podczas turniejów
jest zapewniona?
— Ma pan na myśli ortopedów i kardiologów? Tak, tak,
w każdym sporcie zdarzają
się kontuzje i zadyszka!
— A teraz kilka słów o pańskich sukcesach sportowych.
Które z nich ceni pan sobie
najbardziej?
— Dwa brązowe medale
w mistrzostwach świata lekarzy w swojej kategorii wiekowej. Zdobyłem je we Włoszech i w Gdyni. W tych ostatnich wzięło udział aż 400 lekarzy, w tym 30 Japończyków, a także pewna Amerykanka. Mam też osiągnięcia
w mistrzostwach Polski, w turniejach.
— Jakie są pana mocne
strony?
— Nie mam tak piorunującego serwisu jak Jerzyk Janowicz, staram się za to zagrywać sprytnie. Niezły mam forhend. Niestety, w stylu gry
mam wiele nieprawidłowych
nawyków, które nabyłem
w czasach, kiedy zaczynałem
grać w tenisa. Tego tak łatwo
nie da się wyeliminować. Trenuję dwa razy w tygodniu.
Czasu, jaki temu poświęcam,
jest stanowczo za mało.

Podobne dokumenty