Mówi miasto – pdf do pobrania

Transkrypt

Mówi miasto – pdf do pobrania
fot: marcin klag
mówi
miasto
o napisach
w przestrzeni
urbanistycznej
Jedną z najbardziej rzucających się w oczy
cech współczesnych aglomeracji miejskich jest
wszechobecność szyldów, reklam, znaków firmowych i drogowych, tablic informacyjnych, ogłoszeń,
graffiti oraz innych symboli. Nie sposób sobie wyobrazić funkcjonowania współczesnego miasta bez
informacji w postaci napisów. Nasycenie przestrzeni
miejskiej owymi wizualnymi komunikatami może być
różne: w każdym mieście znajdziemy pełne zieleni
i dobrej architektury dzielnice, w które dyskretnie
wtapiają się tabliczki podpowiadające nam numer
domu czy nazwę restauracji, ale w każdym znajdą
się też obszary oblepione kolorową, słowno-obrazkową tapetą. Wykonane sprejem czy markerem przez
młodych mieszkańców osiedli-noclegowni napisy
są oczywistą składową przestrzeni dzisiejszego
miasta. Ich forma, treść czy miejsce umieszczenia
budzą nieustający
estetyczny protest
wobec wandalizmu „grafficiarzy” paskudzących
świeżo wymalowane ściany bloku. Bez względu
jednak na niezadowolenie potencjalnych odbiorców,
działalność twórców napisów kwitnie.
Po co współczesnemu miastu inskrypcje i jaką
rolę odgrywają wśród nich nieoficjalne, powstające
na marginesie systemu miejskich oznaczeń napisy
i rysunki?
Podstawową funkcją większości napisów jest
porządkowanie i strukturyzowanie tkanki miasta.
Porządkowanie rzeczywistości jest jedną z podstawowych potrzeb człowieka, zaś odnalezienie lub
38
stworzenie porządku w otaczającej go przestrzeni
– warunkiem koniecznym zdrowego bytowania. Rolę
zasadniczą w tym procesie odgrywają: konceptualizacja, czyli tworzenie pojęciowych wyobrażeń
i językowa kategoryzacja, czyli przede wszystkim
nadawanie nazw obiektom i zjawiskom przestrzennym. Człowiek prehistoryczny
nazwał jamę w skale „tu”,
potem powiedział o niej „dom”. Jego prawnukowie
mówili: „mieszkam w chacie przy moście” lub „spotkajmy się w gospodzie”. Położenie w przestrzeni
pozwalały określić elementy natury i architektury,
wiedza o mieszkańcach domów, kamienic, a także
społecznie przekazywana wiedza kulturowa: „idź
tam, gdzie pracują rusznikarze” (Rusznikarska),
albo „ten dom stoi przy ulicy prowadzącej do kościoła p.w. św. Mikołaja” (Mikołajska). Współczesny
„obszar metropolitarny” zwany Krakowem (który, według kryteriów socjologiczno-ekonomicznych, dawno
już przestał być miastem) niewątpliwie posiada takie
punkty odniesienia – uporządkowania przestrzeni.
Każdy wie, gdzie jest Smocza Jama, Barbakan,
Stary Kleparz, Skałki Twardowskiego, „Adaś” czy
„Skarbonka”. Ale już położenie Twojego mieszkania czy ulubionej restauracji nie jest takie oczywiste: musisz powiedzieć „ulica Taka, nr N-ty, nazwa
Owaka”. Współczesne przestrzenie są za duże,
zbyt zunifikowane architektonicznie (wielkie osiedla)
i funkcjonalnie (galerie handlowe), aby do ich identyfikacji wystarczyły „zwykłe” informacje wizualne.
Pojawić się musiał bardziej skomplikowany system
fot: marcin klag
anna chudzik
fot: anna chudzik
fot: anna chudzik
oznaczeń. Numery domów, nazwy ulic, sklepów,
nawet nazwiska na domofonach – to nowy system
porządkowania i strukturyzacji przestrzeni miejskiej,
który, nałożony na warstwę informacji architektoniczno-kulturowej, ułatwia odnalezienie się, szczególnie
na wielkim i nieznanym wcześniej obszarze.
Ta sfera oficjalnych, administracyjnych oznaczeń
ma jednak charakter zbyt bezosobowy i schematyczny, by tworzony przez nie porządek mógł zadowolić
wszystkich mieszkańców opisanego nimi obszaru.
Stąd działalność
samowolnych „administratorów” blokowisk,
którzy znaczą swoje terytoria rysunkami, pseudonimami i znakami, nazwami klubów piłkarskich
i zespołów muzycznych czy jeszcze innymi komunikatami nadającymi w ich oczach ład znaczonym
miejscom. Znaki te wpisują owe miejsca w system
odmienny od oficjalnego, odpowiadający za to modelowi przestrzeni, w którym poruszają się autorzy
nieoficjalnych oznaczeń. Dzięki nim uznają oni daną
przestrzeń za swoją.
Procesem związanym z porządkowaniem przestrzeni i jest bowiem oswajanie miejsca. Oswajać
może znaczyć wiele: poznawać, opanowywać, rozumieć, akceptować, czynić swoim, bezpiecznym.
Wszystkie wymienione działania służą oswajaniu
przestrzeni przez człowieka – zarówno mentalnie, jak
i fizycznie. Człowiek dzieli bowiem świat na zasadzie
opozycji, według kategorii: swój – obcy, nasz – ich, tu
– tam. Nie mogąc ogarnąć całego świata i objąć nad
nim panowania, jednostka chce znać i objąć w po-
39
fot: anna chudzik
siadanie chociaż jego część: „mój kawałek podłogi”,
moje mieszkanie, moją dzielnicę, moje miasto, mój
kraj. Owo posiadanie jest w dużej mierze wirtualne
(nikt z nas nie może posiadać na własność miasta)
i różne są sposoby jego manifestowania, zależnie
od charakteru i wielkości oswajanego obszaru
oraz norm zachowań, jakim podporządkowuje się
oswajający. W każdym jednak przypadku funkcję
symbolicznego oznaczenia „mojej” przestrzeni
mogą odgrywać obrazowo-napisowe komunikaty.
Nastolatki na drzwiach swojego pokoju piszą: „nie
wchodzić bez pukania!”, a przyjętą w naszej kulturze normą jest umieszczanie tabliczki z nazwiskiem
lokatorów na drzwiach mieszkania. Szyldy sklepowe bardzo często informują, kto jest właścicielem
sklepu, na bramach znaleźć można znaki zakazu
wjazdu z dopiskiem „Teren zakładu X – wjazd tylko
dla pracowników”.
Owo zawłaszczanie przestrzeni jest przyjęte,
gdyż symbolicznemu oznaczaniu towarzyszy
najczęściej prawnie uregulowane posiadanie. Co
jednak w przypadku terenów wspólnych – ulic,
placów, miejsc publicznych? Często traktowane
jako „niczyje”, stają się przedmiotem samowolnego
zawłaszczania przez określone grupy społeczne.
fot: anna chudzik
Czy można posiadać dzielnicę?
40
By odpowiedzieć na to pytanie, wystarczy przyjrzeć
się murom osiedli, wiatom przystanków, ławkom
w parkach: „Cracovia Hools Stradom wita”, „Pietia
rządzi”, „21.03.2004 – Magda, Sucha i Anka M.
tu były i wino piły”. Nietrudno zobaczyć, jak wielu
potencjalnych właścicieli mają te miejsca. Przestrzeń oznaczona napisem czy symbolem zostaje
opanowana, przez co daje oznaczającym poczucie
swojskości, „bycia u siebie”. A wielkie, nudne i anonimowe przestrzenie blokowisk wprost proszą się
o to, by ktoś je oswoił.
Zarówno oficjalne, jak i nieoficjalne napisy
miejskie są głosem miasta i jego mieszkańców.
Każdy napis został przez kogoś wymyślony i stworzony; z treści i kształtu napisu można odczytać, co
myślał i czuł ten, kto go tu umieścił, oraz co chciał
przekazać odbiorcom. Ale z chwilą umieszczenia
napisu w strukturze przestrzenno-wizualnej miasta
nadawca oddaje mu prawa do owego znaku. W ten
sposób miasto może zabrać głos i nadać komunikat.
Wyobraźmy sobie
przybysza „stamtąd”
fot: marcin klag
wkraczającego do miasta. Mówi ono do niego swą
architekturą, napisami, ruchem ulicznym, dźwiękami, zapachami itd., a przybysz czyta, słucha,
rozpoznaje i próbuje owe znaki zrozumieć. Miasto
przekazuje mu tysiące informacji: zachęca, ostrzega,
nagabuje, zakazuje, grozi, udziela rad. Są miasta
komplementujące i zachęcające do konsumpcji,
są agresywne i snobistyczne. Inskrypcje, zarówno
oficjalne, jak i te pisane spontanicznie, stają się
skarbnicą wiedzy o mieście – a pośrednio: o tych,
którzy miasto zamieszkują. Jeśli tylko wniknąć nieco
w ich tkankę, usłyszeć można głos ludzi krążących
po labiryntach miasta.
„Gołąbki pokoju też srają. Tak twierdzą
chłopcy z mojego osiedla urodzeni pod znakiem wodnika od lat ich włosy przesiąknięte
tytoniowym dymem żeńską odmianą kwiatów
konopi i pudrem przepoconych kobiet od lat
przez zaciśnięte gardła wykrzykują słowo
wolność potem ustawieni wokół ławki piją
najtańsze wina koloryzują sprayami elewacje budynków kiepują papierosami skórę
fot: anna chudzik
przedramienia (…)”
Krzysztof Śliwka, Gołąbki pokoju też srają
(napis z jakiegoś obskurnego muru), „Format” 1991, nr 2-3
41