Pobierz plik

Transkrypt

Pobierz plik
Mateusz Matyszkowicz
Śmierć rycerza
na uniwersytecie
S e r i a „ Ż y c i e c o d z i e n n e i d e i ”, t . 2
Te o l o g i a P o l i t y c z n a
Warszawa 2010
oprawa miękka
161 stron
cena 29 zł
„Matyszkowicz się rozdrabnia” – usłyszałem niedawno od znajomego opinię
o zbiorku publicystyki Śmierć rycerza na uniwersytecie. Spojrzałem na niego
z drwiną i zażądałem rozwinięcia zarzutu. „To szersze zjawisko – kontynuował −
Legutko zajmował się głównie pisaniem felietonów, Łagowski tak samo, wyrasta następne doskonale wykształcone filozoficznie pokolenie piszące felietony. A gdzie prace filozoficzne, wielkie dzieła?”. Zarzut to oczywiście łatwy
do odparcia, tym bardziej że Ryszard Legutko skończył właśnie swą książkę
o Sokratesie, a Mateusz Matyszkowicz, wywodzący się ze szkoły Legutki, jest
autorem tłumaczeń i filozoficznych komentarzy do pism św. Tomasza. Ale nic
to. Problemem wydała mi się sugerowana sprzeczność między zaangażowaniem w bieżące sprawy publiczne a pracą filozofa. Gdybym miał sobie wyobrazić, co robiłby współcześnie Sokrates, najpewniej pomyślałbym o tym, że
pisałby felietony i prowadził ostrego politycznego bloga. Nie ma sprzeczności
między nadrzędnym poczuciem obowiązku uczestnictwa w sferze publicznej
i jednoczesnym kultywowaniem życia kontemplatywnego. Matyszkowicz, który jest − ja to po prostu wiem – jedną z najpracowitszych postaci młodego
pokolenia, bez wątpienia sprosta łączeniu tych zadań.
Zaczepka znajomego jest być może ważna i z tego powodu, że pokazuje
szczególny głód, głód debaty toczonej na poważnie. W Polsce nie dyskutuje się
na książki. Coś, co jest oczywiste w anglosaskim świecie intelektualnym, u nas
jest rzadkością. W pragnieniu godzenia namysłu i zaangażowania wielu dostrzeże idealizm, a nawet heroizm. Nie bez przyczyny na okładce omawianego
zbiorku odnajdujemy motyw nieśmiertelnej postaci stworzonej przez Miguela
Cervantesa. Figura Don Kichota w potocznej wyobraźni oznacza jedno – bujanie w obłokach. W rzeczywistości jednak ci, którzy zbyt prosto obchodzić się
będą z rycerskimi marzycielami, mogą się naciąć. Taką rycerską figurę powołuje do życia Mateusz Matyszkowicz, kiedy myśli o pisaniu. Bo pisać jest lepiej,
ale i trudniej. Z jednej strony za piórem się można ukryć, z drugiej zaś – jak
mawiał Woland z Mistrza i Małgorzaty – rękopisy nie płoną. Matyszkowicz
z wielkim taktem i smakiem czyni wyrzuty tym, którzy nie chcą zostawiać po
256
Pressje Teka XXIV Klubu Jagiellońskiego
sobie śladów, którzy dla świętego spokoju jak już publikują, to piszą teksty
zgrzebne i bezpieczne. Matyszkowicz tak nie robi. To nie po rycersku. Po prostu pisze, bo uczestniczy. A w czym?
Autor w świeżo wydanym przez „Teologię Polityczną” zbiorze publicystyki
Śmierć rycerza na uniwersytecie nie prezentuje wszystkich ważnych tematów
dla siebie w równym stopniu, ale jest tam i sarmatyzm, i republikanizm, i problemy inteligenta, kwestie wychowania, jest też rozprawa z ocenami i z pamięcią historyczną. To, co szczególnie cenne u Matyszkowicza, to swego rodzaju ciepły sarkazm. Ten rodzaj śmiechu i ironii, który nie poniża, ale wręcz
przeciwnie, nie pozwala się obrazić, domaga się odpowiedzi. Gdyby próbować wskazać jedną myśl, która łączy wszystkie prezentowane w zbiorze teksty, powiedziałbym, że to intensywna kultura namysłu i specyficzna polska
przekora. W moim ulubionym rozdziale o Polsce jako państwie podziemnym
Matyszkowicz przywołuje dokument, w którym dopatruje się jądra polskości –
konstytucję Nihil Novi z 1505 roku – nic o nas bez nas: „Ta myśl uczyniła Polaków tym, czym są do dzisiaj – jednym z najmniej pokornych i najtrudniejszych
do ujarzmienia narodów Europy. W niej należy poszukiwać początków idei
insurekcyjnej, powstania przeciw obcej władzy, a więc niepodporządkowania
się prawu, w którego uchwaleniu nie miało się udziału”.
Mateusz Matyszkowicz z pasją rozprawia się z mitem antypaństwowego,
anarchizującego, antypolitycznego charakteru Polaków. Skoro funkcjonujemy
pod ziemią, to co jest na górze? Matyszkowicz przedstawia sprawę zdecydowanie: „to tak zwana szara codzienność zmagania się z biurokratycznymi
strukturami obcego państwa, z ograniczeniem wolności słowa i zapędami do
wykorzenienia polskiej kultury”. To tam się zarabia pieniądze i wytwarza podstawowe dobra. Nic więcej. Na dole zaś – jak twierdzi Matyszkowicz – Polacy
uprawiają politykę, tam znajduje się ich polis, tam Polacy realizują prawdzi-
Matyszkowicz z pasją rozprawia się z mitem antypaństwowego, anarachizującego, antypolitycznego charakteru Polaków
we życie i poszukują dobra najwyższego. „Polacy nie są wrodzy państwu, oni
pragną go bardziej niż ktokolwiek inny. Muszą mieć jednak przy tym poczucie
rzeczywistego na nie wpływu”. Wielu krytykuje odwoływanie się do podziemności, do insurekcji, konfederacji. Matyszkowicz zdaje sobie sprawę z ryzyka
i zgubności opisywanego przez siebie stanu Polaków. Zasadniczym pytaniem
jest zatem to, na jakich warunkach i w jakim momencie Polacy mieliby wyjść
na powierzchnię i odzyskać struktury na górze.
Żeby dać na nie odpowiedź, trzeba wiedzieć, kim jesteśmy jako wspólnota. Matyszkowicz na wielu poziomach pokazuje w swych tekstach, czym jest
polska idea, chce stale uczestniczyć w jej poznawaniu i rozmowie o niej. Na
to samo pytanie odpowiada Instytut Marki Polskiej. O tym, co stanowi naszą
polską wyjątkowość i odrębność, czytamy na stronie internetowej instytutu:
Kompressje
257
„Creative Tension to idea, która mówi, że najcenniejszym dziś kapitałem marki Polska jest specyficzny i właściwy tylko nam rodzaj kreatywności: twórcza przekora – tkwiąca i uwalniana obecnie w każdej praktycznie polskiej
zbiorowości i każdym Polaku, przenikająca całą naszą historię i uskrzydlająca Polaków dzisiaj. Polska przekora przez wieki miała charakter raczej destruktywny i była skierowana przeciw okolicznościom, które nas otaczały. Od
1989 roku stopniowo przybiera jednak orientację konstruktywną. Polska, mówiąc metaforycznie, przemienia się z gniazda głośnych, mało produktywnych
i wiecznie skłóconych os w rój zorganizowanych, pracowitych i współdziałających pszczół. Metamorfoza zajmie nam jeszcze kilkanaście lat, ale dzieło
jest już w toku”.
Mimo że Matyszkowicz nie prezentuje tak łatwego optymizmu, Śmierć
rycerza na uniwersytecie jest właściwie pozytywną ilustracją tej intuicji. Jest
pozytywną próbą, czynioną nie bez przekory i ze świadomością prowokacji
i bycia pod prąd, wskazania konstytutywnych, inspirujących wątków dla budowania wspólnoty i siły polskiej kultury, którą Mateusz niezwykle kocha i którą
rzeczywiście żyje. Dlaczego koniecznie trzeba sięgnąć po ten zbiór? Nie tylko
dlatego, że pisarstwo i styl jego autora to już marka, znakomita marka naszego pokolenia. Przede wszystkim dlatego, że wszyscy powinniśmy czytać
tych, którzy piszą świetnie i piszą dlatego, bo czują, że taki mają obowiązek.
A u Matyszkowicza się to czuje.
Jakub Lubelski
Marek Kempski,
Grzegorz Podżorny (red.)
Uwiodła mnie
Solidarność
M i ę d z y m i te m a rzec zywis toś c ią
Zarząd Regionu Śląsko-Dąbrowskiego
N S ZZ S o l i d a rno ść
Ka tow i ce 2010
200 stro n
o p rawa twa rd a
cena 19,90 z ł
Trzydziesta rocznica Sierpnia nie stała się okazją do powszechnej refleksji
nad tym, czym właściwie była Solidarność. Prócz naszej śmiałej tezy o postmodernistycznym charakterze Solidarności z 21. teki „Pressji”, pojawiła się
właściwie tylko jedna nowa interpretacja ruchu w kategoriach republikańskich, zaproponowana przez Elżbietę Ciżewską (2010). Prócz tego ukazała się
jeszcze książka Zbigniewa Stawrowskiego (2010), zawierająca jego klasyczny
258
Kompressje
tekst Solidarność znaczy więź sprzed dziesięciu lat i raport z badań zespołu
Ireneusza Krzemińskiego (2010), dotyczący pamięci o Solidarności. Więcej
można się spodziewać po przygotowywanej przez Ośrodek Myśli Politycznej
publikacji, zawierającej teksty z niezwykle udanej krakowskiej konferencji
„Polska Solidarności”.
Uwiodła mnie Solidarność to czwarta książka, która ukazała się w związku
z rocznicą. Jest to zbiór różnorodnych tekstów napisanych z okazji święta przez
publicystów, uczonych i polityków związanych ze śląską Solidarnością. Jak się
wydaje, książka miała być nie tylko okazją do wspomnień i refleksji, lecz także
wizytówką środowiska nowego przewodniczącego Związku Piotra Dudy, który
napisał wstęp i ponoć sam wymyślił tytuł. (Mam nadzieję, że nie wymyślił też
okropnej okładki). Wątek polityczny przewija się zresztą w wielu tekstach i przybiera paradoksalnie postać narzekania na „upolitycznienie” Związku, tak jakby
jego „odpolitycznienie” nie było czymś politycznym (s. 27, 80, 104, 106, 160).
Teksty znanych śląskich dziennikarzy − Jana Dziadula, Jana Mazurkiewicza i Andrzeja Grajewskiego − mają charakter wspomnieniowy. Szczególnie
interesujące są wspomnienia Grajewskiego, obecnie czołowego publicysty
„Gościa Niedzielnego”. Pracował on w Śląskim Instytucie Naukowym, w którym działało sławne Forum Partyjne założone przez demonicznego ideologa
Wsiewołoda Wołczewa. Forum było najtwardszym betonem partyjnym i miało
bezpośrednie powiązania z Moskwą. Nie wiem jakim cudem, Grajewskiemu
udało się założyć w tym Instytucie komórkę Solidarności. Interesujące są
też jego opowieści z burzliwego życia Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. Autor
wspomina między innymi dwóch barwnych przywódców związkowych: podejrzewanego o związki z bezpieką rozłamowca Jarosława Sienkiewicza (s. 43)
i „szalonego trockistę” Stefana Pałkę (s. 47). Z punktu widzenia teorii dyskursu
ciekawe są uwagi Grajewskiego o związkowych zebraniach. Z jednej strony
pisze on z pewnym podziwem, że „wszystkie spotkania kipiały emocjami, sporami, zaangażowaniem w sprawy publiczne” (s. 46), a z drugiej wspomina, że
zmieniały się nieraz w „prawdziwą orgię gadulstwa i warcholstwa” (s. 43). To
zdaje się były dwie strony tego samego medalu.
Pozostałe sześć tekstów ma charakter mniej lub bardziej teoretyczny. Socjologowie Marek S. Szczepański i Anna Śliz wskazują na interesujący „amerykański ślad” w powstaniu Solidarności. Nie chodzi wcale o związki z CIA,
lecz − uwaga − o doświadczenia naszych emigrantów w amerykańskim ruchu robotniczym. Polska siła robocza w Stanach Zjednoczonych bowiem „nie
poddawała się narzucanemu protestanckiemu etosowi pracy” (s. 61) i chętnie
wstępowała do związków zawodowych. Jak twierdzą autorzy, „wielu jej przedstawicieli wróciło do Polski, przywożąc ze sobą doświadczenia […] działalności w ruchu robotniczym. Te idee […] wpłynęły w różnym stopniu na działalność ruchu robotniczego w Polsce” (s. 62). Hipoteza niezmiernie ciekawa, ale
niepoparta niestety żadnymi badaniami.
W artykule socjologa Krzysztofa Łęckiego pojawia się interesująca myśl dotycząca osobliwego uniwersalizmu Solidarności. Autor zauważa, że wszystkie
Kompressje
259