"Malowany ptak"

Transkrypt

"Malowany ptak"
w iczenie – I rok Grafiki / Przygotowanie do druku
Pos uguj c si uk adami typograficznymi i symbolicznymi piktogramowymi ilustracjami
zobrazowa poni szy tekst, tak by uk ady tekstu, elementy dope niaj ce i ilustruj ce
stanowi y spójn ca o . Efekt ostateczny ma jednoznacznie okre la tre . Elementy
kompozycji mog na siebie nachodzi .
Ca o zakomponowa na dwóch stronach rozk adówki.
Format jednej strony: W: 50p3 (212,725 mm) / H: 65p3 (276,225 mm)
Lecha ogarniała niema furia. Wpatrywał się ponuro w ptaki zamknięte w klatkach,
mrucząc coś pod nosem. W końcu, po długim namyśle, wybierał najsilniejszego
ptaka, przywiązywał go sobie do nadgarstka i przystępował do szykowania
cuchnących farb, które rozrabiał z najrozmaitszych składników. Kiedy był
zadowolony z kolorów, obracał ptaka i malował mu skrzydła, głowę i pierś w barwy
tęczy, aż ten stawał się bardziej pstrokaty i jaskrawy od bukietu polnych kwiatów.
Wtedy szliśmy w najgęstszy las. Tam Lech wydobywał malowanego ptaka; kazał mi
go trzymać w ręce i lekko ściskać, żeby zaczął ćwierkać. Jego szczebiot przyciągał
stado ptaków tego samego gatunku, które krążyło nerwowo nad naszymi głowami.
Więzień słysząc pobratymców, usiłował się do nich wyrwać. Ćwierkał coraz głośniej,
a jego małe serce, zamknięte w świeżo malowanej piersi, biło jak oszalałe. Gdy
gromadziło się dostatecznie dużo ptaków, Lech dawał mi znak, żebym puścił więźnia.
Wzbijał się do góry, szczęśliwy i wolny, kropka tęczy na tle chmur, po czym wlatywał
w czekające brunatne stado. Przez moment ptaki były zbite z tropu. Malowany ptak
krążył z jednego końca stada na drugi, daremnie próbując przekonać krewniaków, że
jest jednym z nich. Ale ci, oszołomieni jaskrawymi kolorami, przyglądali mu się z
niedowierzaniem. Gdy uporczywie próbował zająć miejsce w szyku, spychali go
coraz dalej i dalej. Wkrótce widzieliśmy, jak kolejno odrywają się od stada i atakują
go zawzięcie. Jeszcze chwila i wielobarwny kształt zaczynał tracić wysokość i spadał
na ziemię. Takie sceny rozgrywały się często. Kiedy w końcu odnajdywaliśmy
malowane ptaki, zwykle nie żyły. Lech dokładnie oglądał i liczył otrzymane przez nie
ciosy. Z barwnych skrzydeł sączyła się krew, zmywając farbę i znacząc ręce łowcy.
Fragment tekstu z książki Jerzego Kosińskiego – „Malowany ptak”