Piotr Rudzki, wiceburmistrz Dzielnicy Bielany: Bardzo się cieszę, że
Transkrypt
Piotr Rudzki, wiceburmistrz Dzielnicy Bielany: Bardzo się cieszę, że
Piotr Rudzki, wiceburmistrz Dzielnicy Bielany: Bardzo się cieszę, że przybyli młodzi ludzie, ponieważ Huta Warszawa nie jest dorobkiem ArcelorMittal, ale - z wielkim szacunkiem dla spraw właścicielskich - dorobkiem całej Warszawy i zakładem, który przez wiele lat kształtował tę część stolicy, dlatego jest on szczególnie bliski nam, bielańczykom. Zresztą bardzo wielu naszych mieszkańców przewinęło się lub miało bezpośredni kontakt z tym olbrzymim zakładem przemysłowym. Wiemy, że postęp technologiczny, zmiany społeczne – to jest już zupełnie co innego niż kiedyś. Natomiast ten fundament, czy podwaliny struktury społecznej, która znajduje się w naszej dzielnicy, jest w dużej mierze wynikiem działalności huty. Dlatego podwójnie cieszę się, że historia związana z Hutą jest przybliżana przez osoby, które w jakiś sposób się nią fascynują. Bardzo serdecznie dziękuję za przybycie, witam gorąco i przekazuje głos organizatorom spotkania. Leszek Lachowiecki, prezes Stowarzyszenia Społ.Kulturalnego Warszawa w Europie: Dołączam się do wszystkich powitań wyrażonych tutaj przez pana burmistrza. Chciałbym także bardzo serdecznie podziękować młodzieży i pani wychowawczyni, która opiekuje się młodzieżą z zespołu szkół numer sto dziewiętnaście. Na Bielanach mamy w ten sposób bardzo interesujący, nowy, świeży punkt widzenia na temat naszej konferencji. A wybraliśmy temat niebłahy, ważny. Z punktu widzenia historii, teraźniejszości i przyszłości, powiedziałbym - kluczowy. Być pracownikiem. Otóż w tym pojęciu, pojęciu pracy i statusu jednostki, zespołu pracowniczego, kolektywu można zamknąć całą historię transformacji ustrojowej, naszej przeszłości niedawnej, teraźniejszości i przyszłości. Temu tematowi chcemy poświęcić najwięcej miejsca. Zaprosiliśmy dla jego omówienia dwóch znakomitych panelistów – redaktor Krzysztof Pilawski po mojej lewej stronie, doskonale znany państwu i hutnikom, autor „Ludzi ze stali”, ciągle mam nadzieję, że pierwszego tomu, a nie jedynego z tomów wspomnień hutniczych, publicysta „Przeglądu”. I pana dyrektora Lecha Antkowiaka – pan dyrektor urzęduje w Urzędzie Pracy miasta stołecznego Warszawy, w związku z powyższym ma najlepszy wgląd w sytuację na rynku pracy. Chcę także państwu przypomnieć, że nasze Stowarzyszenie od dwutysięcznego siódmego roku organizuje cykliczne spotkania z hutnikami i wystawy: dwutysięczny ósmy rok na stacji Słodowiec, dwutysięczny jedenasty w bibliotece imienia Staffa i dzisiaj w dwutysięcznym trzynastym na stole dotykowym. Będziemy mogli po naszej konferencji obejrzeć tę prezentację, wzbogaconą o dwie inne, równie ciekawe. A teraz bez zbędnej zwłoki oddaję głos panu Krzysztofowi. Bardzo proszę! Red. Krzysztof Pilawski, Tygodnik „Przegląd”: Witam serdecznie wszystkich. Redaktor Lachowiecki przysłał mi zaproszenie - temat konferencji „Praca wczoraj i jutro – być pracownikiem”. I tak sobie myślałem, w jaki sposób mogę przybliżyć uczniom liceum Hutę Warszawa. Moim zdaniem to był zupełnie inny system, z perspektywy dzisiejszej nieznany ląd. Będę mówił krótko, żeby was nie zanudzić. Natomiast perspektywę, wokół której opisuję hutę, ona będzie długa. To jest Księga Rodzaju. Jak pamiętacie Adama i Ewę, Bóg im zabronił spożywać owoców z drzewa poznania złego i dobrego. Za złamanie tego zakazu Ewa była skazana na to, że będzie zachodziła w ciążę i będzie rodziła w bólach dzieci, natomiast Adam został skazany na to, że z trudem będzie zdobywał pożywienie przez wszystkie dni swojego życia. I w tym momencie mamy początek pracy według tego przekazu fiction, czyli Starego Testamentu pochodzącego przynajmniej sprzed trzech tysięcy lat. Praca była karą. I ci, którzy pisali dobrze wiedzieli o tym. Praca w okresie niewolnictwa, gdzie był pan i niewolnik - uczycie się tego i wiecie lepiej ode mnie. Później z niewolnictwem mieliśmy do czynienia w Polsce w sumie po wiek dziewiętnasty, ponieważ chłopi, którzy pracowali w tych gospodarkach folwarcznych, mieli ograniczoną wolność osobistą, i jak niewolnicy musieli fizycznie być zdolni do pracy. Czyli dla nich praca była karą. Później mamy okres kapitalizmu i okres powstawania wielkich zakładów pracy. Jeśli ktokolwiek z was czytał czy chociaż widział film „Ziemia Obiecana” to zauważyliście, że setki osób które tam pracują - pracują na pana Poznańskiego. Jeśli byliście w manufakturze w Łodzi to wiecie jak to wygląda – z fabryki bezpośrednio przejście do pałacu właściciela. I ci ludzie znowu nie byli szczęśliwi! Ta praca to nie była ich praca. Oni sprzedawali swoją siłę roboczą – jedyne co mieli. Oni pracowali tak, jak pan Bóg powiedział Adamowi, żeby po prostu móc jeść. I ten stan rzeczy próbowano zmienić. W szesnastym wieku Tomasz Morus – święty kościoła katolickiego – napisał książeczkę-utopię o wyspie, na której wszyscy pracują razem i wszyscy dzielą sprawiedliwie płody swojej pracy. Mamy tutaj początek komunizmu utopijnego, który trwał od szesnastego wieku po wiek dziewiętnasty, kiedy już nastał okres kapitalistyczny. Wtedy zrodziła się myśl, że praca wyobcowana, wyalienowana, zniewolona musi się wyzwolić. I punktem wyjścia dla tego wyzwolenia będzie odebranie własności kapitalistycznej, tych fabryk czy hut posiadaczom i przekazanie władzy w ręce ludu. No i z tej idei komunistycznej, czy też jak niektórzy mówią z utopii komunistycznej wzięła się Huta Warszawa. Po wojnie władze ówczesne znacjonalizowały przemysł, wszystkie zakłady które zatrudniały powyżej pięćdziesięciu pracowników zostały przejęte przez państwo. Zaczęto budować też nowe zakłady. Wśród nich, na początku lat pięćdziesiątych, Hutę Warszawa. Ona była innym projektem niż zakład pracy typowo kapitalistyczny. Weźmy fabrykę Forda w Stanach Zjednoczonych. Tam była taśma, pracownicy wykonywali kilka prostych czynności. Pracodawca patrzył na ich pracę, ile samochodów wychodzi i w zależności: jeśli uznawał, że za mało, to dawał polecenie i czynności mechaniczne oni wykonywali coraz szybciej. W latach dwudziestych powstał film z Charliem Chaplinem, który dokładnie pokazywał, jak to wygląda. Robotnicy byli po prostu trybikami linii produkcyjnej. Tu miało być inaczej. Tu miała być nie huta Poznańskiego, nie fabryka samochodów Henry’ego Forda, ale miała być nasza Huta Warszawa. I dlatego ten zakład pracy poza działalnością produkcyjną zajmował się działalnością, która nie mieści się w logice systemu kapitalistycznego. To znaczy: mamy bloki przy Żeromskiego, które były blokami zakładowymi. Pracownik huty nie tylko zarabiał pieniądze, ale mógł pójść do przedstawiciela administracji fabryki i powiedzieć, że on po prostu nie ma gdzie mieszkać, a ma dwoje czy troje dzieci albo jest samotną matką i nie ma gdzie się podziać. Były więc specjalne mieszkania zakładowe, które przydzielano potrzebującym, w zasadzie chyba za darmo. Ja myślę, że tutaj pan dyrektor Łoś jest jednym z beneficjentów. Ja nie chcę o szczegółach opowiadać, ponieważ są ludzie którzy opowiedzą wam o tym znacznie lepiej i ciekawiej niż ja. Ale chodzi o to, że to nie był tylko zakład produkcyjny. Czyli opieka zdrowotna zakładowa, oświata zakładowa, dom kultury zakładowy, biblioteki zakładowe, własne ośrodki wczasowe, organizacja wypoczynku letniego, organizacja takiego życia poza pracą - działało Polskie Towarzystwo Krajoznawczo-Turystyczne. Szereg organizacji społecznych, Hutnik Warszawa. Tutaj na pewno państwo wymienią tego znacznie więcej, ale huta nie tylko organizowała życie produkcyjne, ale także życie, w którym nie było bezpośrednio związane z pracą, np. działki pracownicze. Nie było bezpośrednio związane z hutą. Huta miała w sobie coś z kibucu, choć robotnicy niestety nie dzielili się, oni produkowali i nie dzielili. Ale były elementy, część tego komunistycznego projektu, tej komunistycznej utopii – ona została tutaj zrealizowana w Hucie Warszawa. Gdyby jednak została zrealizowana w całości, to byśmy teraz nie mieli tutaj pani rzecznik z ArcelorMittal. Coś musiało się stać takiego, że tej huty nie ma. W tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym piątym roku nazwisko nieżyjącego Jacka Kuronia jest wam na pewno bardzo dobrze znane i profesora mediewistę średniowiecza obecnie profesora Karola Modzelewskiego również - oni w takim liście otwartym stwierdzali, że upaństwowienie niewiele przyniosło, ponieważ zmienił się tylko wyzyskiwacz: dawniej wyzyskiwał kapitalista, obecnie wykorzystuje robotników państwo. I twierdzili, że państwo to nie są robotnicy tylko państwem jest ta nomenklatura, że to są ludzie władzy, aparatu politycznego i administracyjnego, że to oni decydują o wszystkim i praca ciągle jest wyalienowana, że ciągle jest wyobcowana. W oparciu o ten przekaz w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym roku na fali wybuchu Solidarności pojawiło się hasło przedsiębiorstwa społecznego, a i wcześniej, po tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym szóstym roku było nośne jako hasło rad pracowniczych. Ale tutaj ono się ucieleśniło w idei przedsiębiorstwa społecznego – czyli nie administracja mianuje dyrektora, ale bezpośrednio członkowie załogi. Decydują o kierunkach produkcji, o wielkości produkcji, o technologii produkcji, o bardzo wielu istotnych rzeczach. Administracja, ministerstwo czy jakieś inne czynniki polityczne nie wyznaczają im zdań produkcyjnych jak to było w tamtej rzeczywistości. Nie oni decydują, ale bezpośrednio decydują pracownicy. Jest to zbliżony model do modelu kibucowego wspólnoty pracy i sprawiedliwych podziałów jej efektów. Z tej rewolucji Solidarności wyszła reforma Leszka Balcerowicza i wyszło zaprzeczenie ideologii liberalnej, ja już nie mówię o ideologii socjalistycznej. Ponieważ w myśli liberalnej podmiotem jest człowiek, jego potrzeby. I ta liberalna ideologia czy też myśl filozoficzna miała przesłanie umowy społecznej. Nie rewolucji, która doprowadza do zniesienia - jak idea komunistyczna - własności prywatnej, ale do zmienienia świata pracy na kapitał. I to zostało wyjaśnione po czterdziestym piątym roku i do tej pory jeszcze w części istnieje w państwach zachodnich, w których robotnicy mieli nawet wyższy status niż w państwach socjalistycznych. Rozmawiałem tego lata z robotnikiem fabryki Mercedesa, który pracuje tam od trzydziestu lat na starych zasadach: pełne bezpieczeństwo pracy, co roku mercedes w leasing, nowy samochód, może kilka razy w roku wyjeżdżać za granicę żeby odpocząć, płaca specjalna za nadgodziny, za nocne zmiany, za przepracowane soboty i niedziele. U nas z jednej strony porzucono utopię komunistyczną, a z drugiej nie podjęto starań, aby zrealizować zasady idei liberalnej. Czyli człowiek i jego potrzeby się liczą. A po tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym dziewiątym roku mamy do czynienia z ideą neoliberalną. Podmiotem jest rynek. To wy macie służyć rynkowi, a nie rynek wam. To wasze zainteresowania nie mają żadnego znaczenia, bo wy powinnyście i powinniście – patrzeć, jak zdobyć pracę i jak przystosować się do tego elastycznego rynku. Czyli porzućcie marzenia. Mogę zostać dentystą, bo to może mi się tam uda, może uda mi się zrobić coś innego. Macie się do wszystkiego przystosować. I ten sposób myślenia zwyciężył na początku lat dziewięćdziesiątych, on przeniknął większośc polskiego społeczeństwa: że każdy jest odpowiedzialny za siebie, że ten, kto uważa, że państwo tez coś powinno jest roszczeniowcem i reliktem starego systemu. W tej chwili wracamy do dziewiętnastego wieku, oczywiście w zupełnie innych realiach. Np. elementy zaniku prawa pracy, ostatnio sejm przyjął ustawę, zgodnie z którą godziny nadliczbowe są wliczane w przeciągu trzystu sześćdziesięciu pięciu dni, czyli w przeciągu jednego roku. Zatem pracownik czy robotnik, który pracuje dłużej dopiero w tym drugim okresie rozliczeniowym może odebrać sobie wolne nadpracowane godziny. To zmierza do tego, że w niedalekiej przyszłości pracodawca będzie organizował wam dzień pracy, wy będziecie musieli być w gotowości, kiedy jest praca i stawić się na jego życzenie. Ponieważ w tym kierunku neoliberalnym człowiek się nie liczy, człowiek ma służyć rynkowi, człowiek ma być elastyczny. Nie etatystyczny. Nie może na nic liczyć, tylko musi ciągle dostosowywać się do zmieniających się warunków. Dlatego mówią wam, ile razy w ciągu swojego życia będziecie zmieniali nie tylko miejsce pracy, ale też zawód. Ile razy będziecie musieli się przekwalifikowywać. Ja powiedziałem o wczoraj i trochę o jutro i już zamilknę. Dziękuję wam bardzo! Leszek Lachowiecki: Dziękuję. Rzeczywiście po osiemdziesiątym dziewiątym roku to co nazywamy gospodarką nakazowo-rozdzielczą, a eufemistycznie realnym socjalizmem, zostało zastąpione przez kapitalizm nazywany eufemistycznie wolnym rynkiem. Powróciło pojęcie – w całęj całej grozie - bezrobocia, pojawiło się pojęcie prekariatu czyli ludzi niepewnych swojego losu. Wiekowo obejmuje to przede wszystkim ludzi młodych i ludzi po pięćdziesiątce, pięćdziesiąt pięć plus. Jest to taka swoista konsolidacja dwóch pokoleń, które do tej pory były osobno, ale teraz pod względem miejsca na rynku pracy są wspólnie. Pojawiła się też kategoria biednych pracujących, czyli ludzi zarabiających zaledwie na podstawowe, egzystencjalne potrzeby. Nowym, choc znanym z historii Polski zjawiskiem jest emigracja zarobkowa. Elastyczny czas pracy – o czym mówił już redaktor Pilawski – sprawia, że pracownik staje się dodatkiem do rynku pracy. I o tym wszystkim, a konkretniej o zjawiskach widocznych z perspektywy Warszawskiego Urzędu Zatrudnienia teraz wypowie się dyrektor Antkowiak. Bardzo proszę. Lech Antkowiak, wicedyrektor Urzędu Zatrudnienia w Warszawie: Witam państwa. Reprezentuję jedną z chyba najmniej lubianych w ogóle instytucję publiczną, czyli urząd pracy. A w związku z tym, myślałem, że będę mógł państwu bardziej szczegółowych informacji udzielić w stosunku do tego, co mój przedmówca mówił. Czuję się trochę przyduszony tym wszystkim, co się dzieje. Tak mówię, mając od dwudziestu lat codziennie do czynienia z bezrobociem, z ludźmi potrzebującymi pomocy. Staram się zawsze znaleźć tę iskierkę nadziei. Może pomogę państwu. Po osiemdziesiątym dziewiątym roku w miarę dostępnych środków państwo starało się swoim obywatelom pomagać. Muszę z przykrością zgodzić się z wieloma wcześniejszymi stwierdzeniami, że rzeczywiście ogromne grupy społeczne zostają pozostawione same sobie. I teraz jest pytanie: czy powracamy do tego, co było, czy raczej próbujemy, widząc co się dzieje dookoła, dostosować warunki życia w kraju, aby jak najmniej ludzi było wykluczonych, wypchniętych na margines. Żeby jak najwięcej ludzi mogło cieszyć się aktywnością zawodową, dorabianiem się, wychowywaniem dzieci. Moja optyka jest jakby odrobinę inna, chociaż ja siebie sytuuję po lewej stronie sceny politycznej, ale jakby to nie brzmiało, moja polityka jest trochę inna. Otóż ja nie zgadzam się z tym, co mówił przedmówca, o tych postawach roszczeniowych. Skoro wybraliśmy inny tryb życia w tym osiemdziesiątym dziewiątym roku to warto byłoby wciągnąć z tego konsekwencje i powinniśmy w związku z tym zachowywać się inaczej. To czego ja bardzo często doświadczam w urzędzie pracy to jest ta właśnie roszczeniowa postawa. I oczywiście, gdy człowiek wkłada ogromną ilość wysiłku w to, żeby być w innej sytuacji i to mu się nie udaje - ja jestem w stanie to zrozumieć. Instytucja, którą reprezentuję, daje możliwości, stara się takim ludziom pomagać, ale niestety jest cała armia ludzi, która niewiele z siebie daje, natomiast ciągle żądają. Z tego punktu widzenia staramy się jakoś zapobiegać tego typu postawom. Stąd w mojej, a nie tylko w mojej działalności, ale także w wielu pracowników urzędu miasta stołecznego Warszawy częste spotkania z młodymi ludźmi, żeby przygotować ich do tej rzeczywistości, z którą się zderzą po opuszczeniu szkół. To tak tytułem wstępu i jako próba odreagowania, chociaż z większością wypowiedzi wcześniejszych się zgadzam, chociaż są takie elementy nad którymi nie mogę przejść do porządku dziennego. Jeżeli chodzi w ogóle o sytuację na rynku pracy. Państwo wiecie o tym doskonale. Bezrobocie zwane czasem dżumą czy cholerą ówczesnych czasów niestety zbiera ogromne żniwo. W Polsce mamy dziś dwa miliony sto tysięcy ludzi zarejestrowanych w urzędach pracy. W Warszawie, gdzie ten rynek jest jednym z najlepszych w Polsce, jeśli nie najlepszy, mamy zarejestrowanych pięćdziesiąt sześć tysięcy ludzi bez pracy. W związku z tym na pewno jest to ogrom zadań, wyzwań i sytuacji, które tak jak w wystąpieniu papieża, wiąże utratę pracy z utratą godności. Ja to widzę na co dzień. Tak to niestety jest. A potęguje tę utratę godności fakt i sposób, w jaki w urzędzie tych ludzi jesteśmy w stanie reprezentować. Nie życzę nikomu wizyty w urzędzie pracy na Ciołka. Zjawiają się tam mieszkańcy Warszawy, którzy chwilowo z rynku pracy muszą zejść przez zmiany w nim postępujące. Schodzą z niego nie tylko ci słabi i nieprzygotowani, schodzą ci, którzy często są wybitnej klasy specjalistami. Ale mocodawca, kapitalista po prostu popełnił błąd. Musi zamknąć zakład. Zbankrutował. I taki specjalista na jakiś czas trafia do urzędu pracy. Chciałoby się – nawet wspominając niedawną polityczną grę warszawską pod tytułem „referendum”, by władze obiecazały przynajmniej obywatelom, że kiedy stracą pracę, trafią do miejsca, gdzie będzie pracowała pewna ilość specjalistów, a środki na mobilizację, na wspieranie tych ludzi będą dostępne problemu. Nie chcę się specjalnie nad tym drugim rozwodzić. Mimo że mamy zarejestrowanych pięćdziesiąt sześć tysięcy ludzi to obsługujemy rynek warszawski w dwóch siedzibach: na praskiej i po tej stronie drugiej Wisły. To ilość pracowników, którą to najbogatsze z miast jest w stanie dedykować swoim obywatelom powoduje, że specjalista musi opiekować się tysiącem sześciuset czterdziestoma bezrobotnymi. Jeżeli wziąć pod uwagę, że blisko połowa z nich są to osoby długotrwale bezrobotne i często brak im aktywnej polityki zatrudnieniowej, co zmusza do bycia długotrwale bezrobotnymi - to pokazuje ogrom niedostatków i ogrom problemów. Chciałbym pokazać lepszą stronę urzędu pracy. Otóż urząd pracy to nie jest takie miejsce – i to często próbuję młodym ludziom wytłumaczyć – do którego, jeśli musicie trafić, to spróbujcie już na wejściu zapytać na co możecie liczyć, ile jest pieniędzy w kasie i która ewentualnie ze stron zapisana w ustawie dotyczącej zatrudnienia byłaby najbardziej adekwatna, żebym ja - Zosia, Marysia, Janek mógł jak najszybciej wrócić na rynek pracy. Tylko w tym roku mieliśmy do dyspozycji trzydzieści siedem milionów złotych po to właśnie, żeby wspierać ludzi w sytuacji, kiedy jest im ciężko. Czy to pozwala dużej ilości pomóc? Otóż powiem państwu, że te instrumenty, o których mówi ustawa: szkolenia, staże, roboty interwencyjne, roboty publiczne, środki na dotacje na otworzenie własnej firmy i na to, żeby zapłacić pracodawcy, że stworzył miejsce pracy, wszystko to – całe trzydzieści siedem milionów – pomaga w sposób realny wesprzeć około siedmiu tysięcy ludzi. Wspomniałem wcześniej o pięćdziesięciu sześciu tysiącach zarejestrowanych. To pokazuje skalę. Możliwość. I ja – tak jak powiedziałem na początku – rozumiem wszystkich, którzy muszą skorzystać z urzędu, że nie są ze sposobu pomagania przez nas zadowoleni, ale tak to pewnie jest, że ta wolnorynkowa gospodarka jest w stanie wygenerować pewną ilość środków i tylko tyle możemy w aktywnym rynku pracy środków poświęcić. Chociaż pewnie państwo zapytacie, jak to się dzieje, że minister finansów ciągle blokuje, zamraża blisko siedem miliardów złotych z funduszów pracy i środków, które płacą pracodawcy w ramach składki. Na to właśnie, żeby urzędy pracy, instytuty rynku pracy były w stanie szybko reagować na zmieniającą się sytuację na rynku pracy i po to, żeby człowiek, który pracę traci - jak najszybciej mógł do pracy wrócić. Jest w naszej konstytucji taki artykuł – sześćdziesiąty piąty – który mówi wprost, że władza odpowiada za pełne produktywne zatrudnienie i powinna robić wszystko, używając takich właśnie instrumentów jak praca interwencyjna, doradztwo zawodowe, roboty publiczne po to, żeby maksymalnie dużo ludzi zdolnych do pracy mogło pracować. A dzisiaj, gdy jesteśmy członkami Unii Europejskiej, ustaliliśmy w tej naszej rodzinie, że strategia 2020 doprowadziła do takiej sytuacji, że aż siedemdziesiąt procent ludzi zdolnych do pracy będzie pracowało. Ciągle jako Polska jesteśmy w tym miejscu, ze względu na to, że jest kryzys i ten kryzys niestety dotyka wszystkich w Europie. Ale w Polsce w skali zatrudnienia jest tylko 55,2 procent. Pokazuje to ogrom wyzwań. I jeśli rozmawiam dziś z kolegami ze służb zatrudnienia krajów europejskich, to jako mieszkaniec Warszawy, jako urzędnik Warszawy, to okazuje się, że ilość dedykowanych środków ludziom, którzy tracą pracę, ludziom, o których papież mówi że tracą też godność, bo muszą się ustawiać w kolejce do ośrodków pomocy społecznej po wsparcie, pozwala na kilkakrotnie mniejszą ilości specjalistów do pracy z bezrobotnymi. Dla porównania niemieckie bezrobocie niewiele mniejsze od polskiego, chociaż stopa bezrobocia mniejsza, obsługuje około stu tysięcy urzędników. Polskie urzędy obsługuje dziewiętnaście tysięcy specjalistów. Na aktywną politykę rynku pracy w większości krajów europejskich jest dedykowane czterokrotnie więcej środków. Ja jestem ogromnym zwolennikiem rozbudowy Warszawy, rozbudowy metra. Drugiej, trzeciej, piątej i dziesiątej linii metra. Tylko czasami mam takie wątpliwości: gdy już zbudujemy te wszystkie mosty i te wszystkie linie metra, to czy będzie miał kto po nich chodzić i tym metrem jeździć. Dziękuję bardzo. Leszek Lachowiecki: Bardzo dziękuję. Cieszę się, że mogliśmy spojrzeć na interesującą nas kwestię z dwóch różnych punktów wiedzeni, chociaż wiele rzeczy było wspólnych. Dochodzimy być może do najtrudniejszej części tego spotkania: do dyskusji. Proponuję przyjąć pewne porządkowe rozwiązania, mianowicie żeby głos nie przekraczał pięciu-ośmiu minut: chodzi o to, aby wszyscy, którzy chcą się wypowiedzieć - wypowiedzieli się. Chciałbym żeby kilka słów powiedział przedstawiciel Stowarzyszenia Przyjaciół Huty Warszawa, a potem będziemy się starali naprzemiennie pytać o refleksje i spostrzeżenia związane z dzisiejszym spotkaniem. Bardzo proszę. - Witam serdecznie wszystkich. Reprezentujemy Stowarzyszenie Przyjaciół Huty Warszawa i w ogóle warszawskich hut. No i tutaj spotkały się dwa pokolenia – a nawet powiedziałbym, że trzy. Tu są seniorzy, naokoło tego stołu, czyli byli pracownicy Huty Warszawa i ArecelorMittal i tam jest młodzież licealna, która reprezentuje naszych wnuków. Nam nie trzeba wyjaśniać, jakie są kłopoty młodzieży ze zdobyciem pracy. Ja osobiście mam czworo wnuków i moi koledzy też mają. I wiedzą, że to nie jest takie proste, panie dyrektorze urzędu pracy, bo dzisiaj można pracę dostać w różny sposób, ale z tych moich doświadczeń wiem, że znajomości, poparcie, koneksje rodzinne – nie wstydźmy się powiedzieć – a także złe profilowanie szkoły – to są problemy rynku pracy. Dlatego zacząłem od tego, że my mamy przecież na terenie dzielnicy Bielany kilkadziesiąt tysięcy seniorów, którzy potrzebują pomocy, potrzebują opieki, potrzebują lekarzy geriatrów, potrzebują opiekunek i popatrzmy na to w ten sposób, że chyba zakres usług jest najważniejszy. Już przemysł nie jest taki ważny. Przecież prawda jest taka, że z ciężkiego przemysłu w Warszawie została tylko huta ArcelorMittal w Warszawie. A reszta, wszystkie zakłady zanikły lub znikają. Dziś zaprezentujemy ten odchodzący, że tak powiem, zastęp ludzi, którzy zaczynali pracę pięćdziesiąt-czterdzieści lat tamu. I chcę wam kochani przypomnieć, że przez te pięćdziesiąt lat historii Huty, teraz będzie sześćdziesięciolecie, to przewinęło się sześćdziesiąt tysięcy pracowników. Myśmy musieli dowozić pracowników spoza Warszawy, musieliśmy ich prosić, żeby pracowali, mieliśmy hotele robotnicze po to, żeby oni mogli i chcieli przyjść do nas. Wielu wyszkolonych przez nas ludzi – mieliśmy zespół szkół zawodowych – wyszkoliły dziesięć tysięcy rzemieślników, niektórzy wasi dziadkowie albo inni bliscy pracują do dziś, bo mają zawód zdobyty w hucie. Mieliśmy również taki problem, że byliśmy w oddziałach akademii hutniczogórniczej, gdzie wyszkoliliśmy kilkudziesięciu inżynierów. Ktoś zaczynał pracę jako robotnik, a kończył jako magister inżynier akademii hutniczo-górniczej. To dziś jest nie do pomyślenia. Prawda? I dlatego bardzo proszę, żebyśmy mieli tutaj jasność po co my tutaj siedzimy. I żebyśmy spotkali się w tej atmosferze, że myśmy chcieli mieć dobry kontakt z naszymi wnukami. Z naszej i z waszej jako młodzieży strony. My dużo wiemy, nie zawsze potrafimy to wykorzystać, a wy nie zawsze potraficie z tego skorzystać. Chce też powiedzieć o takim elemencie, żeby już długo nie gadać, że zakład pracy takiej rangi jak huta, fabryka pomp, Żerań jednocześnie spełniał rolę miastotwórczą. Mało ludzi wie, że dzięki temu, że zbudowano hutę, to nawet linia metra, przewidywana wschód-zachód, jednak została przekierowana na północ-południe. Bo tam pracowało jedenaście tysięcy ludzi. Dziś jest przystanek nie Huta, tylko Młociny. To nie są żadne Młociny tylko Huta i walczymy o to, żeby to była huta, bo każdy chce coś po sobie zostawić. Myśmy zostawili, jako starsi ludzie już. Chcemy żebyście w też mieli w swoich życiorysach coś, co zostawicie dla swoich dzieci i wnuków. Z dorobku, które huta zostawiła - to bielański ośrodek kultury, obiekt taki jak ogródek jordanowski na Wrzecionie, mieliśmy szpital huty gdzie ludzie się leczyli, mieliśmy wydział mieszkaniowy, gdzie cztery tysiące ludzie dostało mieszkania praktycznie za darmo. Kto teraz dostaje mieszkania za darmo, to po prostu jakaś utopia! A tak było. Dlatego ja osobiście uważam, że ktoś kto nazwał „nowa huta, stara bieda” miał racje. Na czym ta bieda polega? Polega właśnie na tym, że my nie potrafimy naszej młodzieży zapewnić przyszłości. Mamy dwa miliony bezrobotnych w kraju i mamy dwa miliony młodych ludzi, którzy wyjechali za granicę. To jest wrzód na naszym narodzie! Tak nie może być. Żeby ci ludzie wyjeżdżali za pracą za granicę, panie dyrektorze urzędu pracy. Musimy wszystko zrobić, żeby dla tej młodzieży stworzyć warunki i miejsca pracy tutaj. Jeśli chodzi o działalność miastotwórcząm to te tradycje z powodzeniem kontynuuje huta ArcelorMittal Warszawa.