Piotr Rudzki, wiceburmistrz Dzielnicy Bielany: Bardzo się cieszę, że

Transkrypt

Piotr Rudzki, wiceburmistrz Dzielnicy Bielany: Bardzo się cieszę, że
Piotr Rudzki, wiceburmistrz Dzielnicy Bielany: Bardzo się
cieszę, że przybyli młodzi ludzie, ponieważ Huta Warszawa
nie jest dorobkiem ArcelorMittal, ale - z wielkim
szacunkiem dla spraw właścicielskich - dorobkiem całej
Warszawy i zakładem, który przez wiele lat kształtował tę
część stolicy, dlatego jest on szczególnie bliski nam,
bielańczykom. Zresztą bardzo wielu naszych mieszkańców
przewinęło się lub miało bezpośredni kontakt z tym
olbrzymim zakładem przemysłowym. Wiemy, że postęp
technologiczny, zmiany społeczne – to jest już zupełnie co
innego niż kiedyś. Natomiast ten fundament, czy podwaliny
struktury społecznej, która znajduje się w naszej
dzielnicy, jest
w dużej mierze wynikiem działalności
huty. Dlatego podwójnie cieszę się, że historia związana z
Hutą jest przybliżana przez osoby, które w jakiś sposób
się nią fascynują. Bardzo serdecznie dziękuję za
przybycie, witam gorąco i przekazuje głos organizatorom
spotkania.
Leszek Lachowiecki, prezes Stowarzyszenia Społ.Kulturalnego Warszawa w Europie: Dołączam się do
wszystkich powitań wyrażonych tutaj przez pana burmistrza.
Chciałbym także bardzo serdecznie podziękować młodzieży i
pani wychowawczyni, która opiekuje się młodzieżą z zespołu
szkół numer sto dziewiętnaście. Na Bielanach mamy w ten
sposób bardzo interesujący, nowy, świeży punkt widzenia na
temat naszej konferencji. A wybraliśmy temat niebłahy,
ważny. Z punktu widzenia historii, teraźniejszości i
przyszłości, powiedziałbym - kluczowy. Być pracownikiem.
Otóż w tym pojęciu, pojęciu pracy i statusu jednostki,
zespołu pracowniczego, kolektywu można zamknąć całą
historię transformacji ustrojowej, naszej przeszłości
niedawnej, teraźniejszości i przyszłości. Temu tematowi
chcemy poświęcić najwięcej miejsca. Zaprosiliśmy dla jego
omówienia dwóch znakomitych panelistów – redaktor
Krzysztof Pilawski po mojej lewej stronie, doskonale znany
państwu i hutnikom, autor „Ludzi ze stali”, ciągle mam
nadzieję, że pierwszego tomu, a nie jedynego z tomów
wspomnień hutniczych, publicysta „Przeglądu”. I pana
dyrektora Lecha Antkowiaka – pan dyrektor urzęduje w
Urzędzie Pracy miasta stołecznego Warszawy, w związku z
powyższym ma najlepszy wgląd w sytuację na rynku pracy.
Chcę także państwu przypomnieć, że nasze Stowarzyszenie od
dwutysięcznego siódmego roku organizuje cykliczne
spotkania z hutnikami i wystawy: dwutysięczny ósmy rok na
stacji Słodowiec, dwutysięczny jedenasty w bibliotece
imienia Staffa i dzisiaj w dwutysięcznym trzynastym na
stole dotykowym. Będziemy mogli po naszej konferencji
obejrzeć tę prezentację, wzbogaconą o dwie inne, równie
ciekawe. A teraz bez zbędnej zwłoki oddaję głos panu
Krzysztofowi. Bardzo proszę!
Red. Krzysztof Pilawski, Tygodnik „Przegląd”: Witam
serdecznie wszystkich. Redaktor Lachowiecki przysłał mi
zaproszenie - temat konferencji „Praca wczoraj i jutro –
być pracownikiem”.
I tak sobie myślałem, w jaki sposób
mogę przybliżyć uczniom liceum Hutę Warszawa. Moim zdaniem
to był zupełnie inny system, z perspektywy dzisiejszej
nieznany ląd. Będę mówił krótko, żeby was nie zanudzić.
Natomiast perspektywę, wokół której opisuję hutę, ona
będzie długa. To jest Księga Rodzaju. Jak pamiętacie Adama
i Ewę, Bóg im zabronił spożywać owoców z drzewa poznania
złego i dobrego. Za złamanie tego zakazu Ewa była skazana
na to, że będzie zachodziła w ciążę i będzie rodziła w
bólach dzieci, natomiast Adam został skazany na to, że z
trudem będzie zdobywał pożywienie przez wszystkie dni
swojego życia. I w tym momencie mamy początek pracy według
tego przekazu fiction, czyli Starego Testamentu
pochodzącego przynajmniej sprzed trzech tysięcy lat. Praca
była karą. I ci, którzy pisali dobrze wiedzieli o tym.
Praca w okresie niewolnictwa, gdzie był pan i niewolnik -
uczycie się tego i wiecie lepiej ode mnie. Później z
niewolnictwem mieliśmy do czynienia w Polsce w sumie po
wiek dziewiętnasty, ponieważ chłopi, którzy pracowali w
tych gospodarkach folwarcznych, mieli ograniczoną wolność
osobistą, i jak niewolnicy musieli fizycznie być zdolni do
pracy. Czyli dla nich praca była karą. Później mamy okres
kapitalizmu i okres powstawania wielkich zakładów pracy.
Jeśli ktokolwiek z was czytał czy chociaż widział film
„Ziemia Obiecana”
to zauważyliście, że setki osób które
tam pracują - pracują na pana Poznańskiego. Jeśli byliście
w manufakturze w Łodzi to wiecie jak to wygląda – z
fabryki bezpośrednio przejście do pałacu właściciela. I ci
ludzie znowu nie byli szczęśliwi! Ta praca to nie była ich
praca. Oni sprzedawali swoją siłę roboczą – jedyne co
mieli. Oni pracowali tak, jak pan Bóg powiedział Adamowi,
żeby po prostu móc jeść. I ten stan rzeczy próbowano
zmienić. W szesnastym wieku Tomasz Morus – święty kościoła
katolickiego – napisał książeczkę-utopię o wyspie, na
której wszyscy pracują razem i wszyscy dzielą
sprawiedliwie płody swojej pracy. Mamy tutaj początek
komunizmu utopijnego, który trwał od szesnastego wieku po
wiek dziewiętnasty, kiedy już nastał okres
kapitalistyczny. Wtedy zrodziła się myśl, że praca
wyobcowana, wyalienowana, zniewolona musi się wyzwolić. I
punktem wyjścia dla tego wyzwolenia będzie odebranie
własności kapitalistycznej, tych fabryk czy hut
posiadaczom i przekazanie władzy w ręce ludu. No i z tej
idei komunistycznej, czy też jak niektórzy mówią z utopii
komunistycznej wzięła się Huta Warszawa. Po wojnie władze
ówczesne znacjonalizowały przemysł, wszystkie zakłady
które zatrudniały powyżej pięćdziesięciu pracowników
zostały przejęte przez państwo. Zaczęto budować też nowe
zakłady. Wśród nich, na początku lat pięćdziesiątych, Hutę
Warszawa. Ona była innym projektem niż zakład pracy typowo
kapitalistyczny. Weźmy fabrykę Forda w Stanach
Zjednoczonych. Tam była taśma, pracownicy wykonywali kilka
prostych czynności. Pracodawca patrzył na ich pracę, ile
samochodów wychodzi i w zależności: jeśli uznawał, że za
mało, to dawał polecenie i czynności mechaniczne oni
wykonywali coraz szybciej. W latach dwudziestych powstał
film z Charliem Chaplinem, który dokładnie pokazywał, jak
to wygląda. Robotnicy byli po prostu trybikami linii
produkcyjnej. Tu miało być inaczej. Tu miała być nie huta
Poznańskiego, nie fabryka samochodów Henry’ego Forda, ale
miała być nasza Huta Warszawa. I dlatego ten zakład pracy
poza działalnością produkcyjną zajmował się działalnością,
która nie mieści się w logice systemu kapitalistycznego.
To znaczy: mamy bloki przy Żeromskiego, które były blokami
zakładowymi. Pracownik huty nie tylko zarabiał pieniądze,
ale mógł pójść do przedstawiciela administracji fabryki i
powiedzieć, że on po prostu nie ma gdzie mieszkać, a ma
dwoje czy troje dzieci albo jest samotną matką i nie ma
gdzie się podziać. Były więc specjalne mieszkania
zakładowe, które przydzielano potrzebującym, w zasadzie
chyba za darmo. Ja myślę, że tutaj pan dyrektor Łoś jest
jednym z beneficjentów. Ja nie chcę o szczegółach
opowiadać, ponieważ są ludzie którzy opowiedzą wam o tym
znacznie lepiej i ciekawiej niż ja. Ale chodzi o to, że to
nie był tylko zakład produkcyjny. Czyli opieka zdrowotna
zakładowa, oświata zakładowa, dom kultury zakładowy,
biblioteki zakładowe, własne ośrodki wczasowe, organizacja
wypoczynku letniego, organizacja
takiego życia poza pracą
- działało Polskie Towarzystwo Krajoznawczo-Turystyczne.
Szereg organizacji społecznych, Hutnik Warszawa. Tutaj na
pewno państwo wymienią tego znacznie więcej, ale huta nie
tylko organizowała życie produkcyjne, ale także życie, w
którym nie było bezpośrednio związane z pracą, np. działki
pracownicze. Nie było bezpośrednio związane z hutą. Huta
miała w sobie coś z kibucu, choć robotnicy niestety nie
dzielili się, oni produkowali i nie dzielili. Ale były
elementy, część tego komunistycznego projektu, tej
komunistycznej utopii – ona została tutaj zrealizowana w
Hucie Warszawa. Gdyby jednak została zrealizowana w
całości, to byśmy teraz nie mieli tutaj pani rzecznik z
ArcelorMittal. Coś musiało się stać takiego, że tej huty
nie ma. W tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym piątym roku nazwisko nieżyjącego Jacka Kuronia jest wam na pewno
bardzo dobrze znane
i profesora mediewistę średniowiecza
obecnie profesora Karola Modzelewskiego również - oni w
takim liście otwartym stwierdzali, że upaństwowienie
niewiele przyniosło, ponieważ zmienił się tylko
wyzyskiwacz: dawniej wyzyskiwał kapitalista, obecnie
wykorzystuje robotników państwo. I twierdzili, że państwo
to nie są robotnicy tylko państwem jest ta nomenklatura,
że to są ludzie władzy, aparatu politycznego i
administracyjnego, że to oni decydują o wszystkim i praca
ciągle jest wyalienowana, że ciągle jest wyobcowana. W
oparciu o ten przekaz w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym
roku na fali wybuchu Solidarności pojawiło się hasło
przedsiębiorstwa społecznego, a i wcześniej, po tysiąc
dziewięćset pięćdziesiątym szóstym roku było nośne jako
hasło rad pracowniczych. Ale tutaj ono się ucieleśniło w
idei przedsiębiorstwa społecznego – czyli nie
administracja mianuje dyrektora, ale bezpośrednio
członkowie załogi. Decydują o kierunkach produkcji, o
wielkości produkcji, o technologii produkcji, o bardzo
wielu istotnych rzeczach. Administracja, ministerstwo czy
jakieś inne czynniki polityczne nie wyznaczają im zdań
produkcyjnych jak to było w tamtej rzeczywistości. Nie oni
decydują, ale bezpośrednio decydują pracownicy. Jest to
zbliżony model do modelu kibucowego wspólnoty pracy i
sprawiedliwych podziałów jej efektów. Z tej rewolucji
Solidarności wyszła reforma Leszka Balcerowicza i wyszło
zaprzeczenie ideologii liberalnej, ja już nie mówię o
ideologii socjalistycznej. Ponieważ w myśli liberalnej
podmiotem jest człowiek, jego potrzeby. I ta liberalna
ideologia czy też myśl filozoficzna miała przesłanie umowy
społecznej. Nie rewolucji, która doprowadza do zniesienia
- jak idea komunistyczna - własności prywatnej, ale do
zmienienia świata pracy na kapitał. I to zostało
wyjaśnione po czterdziestym piątym roku i do tej pory
jeszcze w części istnieje w państwach zachodnich, w
których robotnicy mieli nawet wyższy status niż w
państwach socjalistycznych. Rozmawiałem tego lata z
robotnikiem fabryki Mercedesa, który pracuje tam od
trzydziestu lat na starych zasadach: pełne bezpieczeństwo
pracy, co roku mercedes w leasing, nowy samochód, może
kilka razy w roku wyjeżdżać za granicę żeby odpocząć,
płaca specjalna za nadgodziny, za nocne zmiany, za
przepracowane soboty i niedziele. U nas z jednej strony
porzucono utopię komunistyczną, a z drugiej nie podjęto
starań, aby zrealizować zasady idei liberalnej. Czyli
człowiek i jego potrzeby się liczą. A po tysiąc
dziewięćset osiemdziesiątym dziewiątym roku mamy do
czynienia z ideą neoliberalną. Podmiotem jest rynek. To wy
macie służyć rynkowi, a nie rynek wam. To wasze
zainteresowania nie mają żadnego znaczenia, bo wy
powinnyście i powinniście – patrzeć, jak zdobyć pracę i
jak przystosować się do tego elastycznego rynku. Czyli
porzućcie marzenia. Mogę zostać dentystą, bo to może mi
się tam uda, może uda mi się zrobić coś innego. Macie się
do wszystkiego przystosować. I ten sposób myślenia
zwyciężył na początku lat dziewięćdziesiątych, on
przeniknął większośc polskiego społeczeństwa: że każdy
jest odpowiedzialny za siebie, że ten, kto uważa, że
państwo tez coś powinno jest roszczeniowcem i reliktem
starego systemu. W tej chwili wracamy do dziewiętnastego
wieku, oczywiście w zupełnie innych realiach. Np. elementy
zaniku prawa pracy, ostatnio sejm przyjął ustawę, zgodnie
z którą godziny nadliczbowe są wliczane w przeciągu
trzystu sześćdziesięciu pięciu dni, czyli w przeciągu
jednego roku. Zatem pracownik czy robotnik, który pracuje
dłużej dopiero w tym drugim okresie rozliczeniowym może
odebrać sobie wolne nadpracowane godziny. To zmierza do
tego, że w niedalekiej przyszłości pracodawca będzie
organizował wam dzień pracy, wy będziecie musieli być w
gotowości, kiedy jest praca i stawić się na jego życzenie.
Ponieważ w tym kierunku neoliberalnym człowiek się nie
liczy, człowiek ma służyć rynkowi, człowiek ma być
elastyczny. Nie etatystyczny. Nie może na nic liczyć,
tylko musi ciągle dostosowywać się do zmieniających się
warunków. Dlatego mówią wam, ile razy w ciągu swojego
życia będziecie zmieniali nie tylko miejsce pracy, ale też
zawód. Ile razy będziecie musieli się przekwalifikowywać.
Ja powiedziałem o wczoraj i trochę o jutro i już zamilknę.
Dziękuję wam bardzo!

Leszek Lachowiecki: Dziękuję. Rzeczywiście po
osiemdziesiątym dziewiątym roku to co nazywamy gospodarką
nakazowo-rozdzielczą, a eufemistycznie realnym
socjalizmem, zostało zastąpione przez kapitalizm nazywany
eufemistycznie wolnym rynkiem. Powróciło pojęcie – w całęj
całej grozie - bezrobocia, pojawiło się pojęcie prekariatu
czyli ludzi niepewnych swojego losu. Wiekowo obejmuje to
przede wszystkim ludzi młodych i ludzi po pięćdziesiątce,
pięćdziesiąt pięć plus. Jest to taka swoista konsolidacja
dwóch pokoleń, które do tej pory były osobno, ale teraz
pod względem miejsca na rynku pracy są wspólnie. Pojawiła
się też kategoria biednych pracujących, czyli ludzi
zarabiających zaledwie na podstawowe, egzystencjalne
potrzeby. Nowym, choc znanym z historii Polski zjawiskiem
jest emigracja zarobkowa. Elastyczny czas pracy – o czym
mówił już redaktor Pilawski – sprawia, że pracownik staje
się dodatkiem do rynku pracy. I o tym wszystkim, a
konkretniej o zjawiskach widocznych z perspektywy
Warszawskiego Urzędu Zatrudnienia teraz wypowie się
dyrektor Antkowiak. Bardzo proszę.

Lech Antkowiak, wicedyrektor Urzędu Zatrudnienia w
Warszawie: Witam państwa. Reprezentuję jedną z chyba
najmniej lubianych w ogóle instytucję publiczną, czyli
urząd pracy. A w związku z tym, myślałem, że będę mógł
państwu bardziej szczegółowych informacji udzielić w
stosunku do tego, co mój przedmówca mówił. Czuję się
trochę przyduszony tym wszystkim, co się dzieje. Tak
mówię, mając od dwudziestu lat codziennie do czynienia z
bezrobociem, z ludźmi potrzebującymi pomocy. Staram się
zawsze znaleźć tę iskierkę nadziei. Może pomogę państwu.
Po osiemdziesiątym dziewiątym roku w miarę dostępnych
środków państwo starało się swoim obywatelom pomagać.
Muszę z przykrością zgodzić się z wieloma wcześniejszymi
stwierdzeniami, że rzeczywiście ogromne grupy społeczne
zostają pozostawione same sobie. I teraz jest pytanie:
czy powracamy do tego, co było, czy raczej próbujemy,
widząc co się dzieje dookoła, dostosować warunki życia w
kraju, aby jak najmniej ludzi było wykluczonych,
wypchniętych na margines. Żeby jak najwięcej ludzi mogło
cieszyć się aktywnością zawodową, dorabianiem się,
wychowywaniem dzieci. Moja optyka jest jakby odrobinę
inna, chociaż ja siebie sytuuję po lewej stronie sceny
politycznej, ale jakby to nie brzmiało, moja polityka
jest trochę inna. Otóż ja nie zgadzam się z tym, co mówił
przedmówca, o tych postawach roszczeniowych. Skoro
wybraliśmy inny tryb życia w tym osiemdziesiątym
dziewiątym roku to warto byłoby wciągnąć z tego
konsekwencje i powinniśmy w związku z tym zachowywać się
inaczej. To czego ja bardzo często doświadczam w urzędzie
pracy to jest ta właśnie roszczeniowa postawa. I
oczywiście, gdy człowiek wkłada ogromną ilość wysiłku w
to, żeby być w innej sytuacji i to mu się nie udaje - ja
jestem w stanie to zrozumieć. Instytucja, którą
reprezentuję, daje możliwości, stara się takim ludziom
pomagać, ale niestety jest cała armia ludzi, która
niewiele z siebie daje, natomiast ciągle żądają. Z tego
punktu widzenia staramy się jakoś zapobiegać tego typu
postawom. Stąd w mojej, a nie tylko w mojej działalności,
ale także w wielu pracowników urzędu miasta stołecznego
Warszawy częste spotkania z młodymi ludźmi, żeby
przygotować ich do tej rzeczywistości, z którą się zderzą
po opuszczeniu szkół. To tak tytułem wstępu i jako próba
odreagowania, chociaż z większością wypowiedzi
wcześniejszych się zgadzam, chociaż są takie elementy nad
którymi nie mogę przejść do porządku dziennego. Jeżeli
chodzi w ogóle o sytuację na rynku pracy. Państwo wiecie
o tym doskonale. Bezrobocie zwane czasem dżumą czy
cholerą ówczesnych czasów niestety zbiera ogromne żniwo.
W Polsce mamy dziś dwa miliony sto tysięcy ludzi
zarejestrowanych w urzędach pracy. W Warszawie, gdzie ten
rynek jest jednym z najlepszych w Polsce, jeśli nie
najlepszy, mamy zarejestrowanych pięćdziesiąt sześć
tysięcy ludzi bez pracy. W związku z tym na pewno jest to
ogrom zadań, wyzwań i sytuacji, które tak jak w
wystąpieniu papieża, wiąże utratę pracy z utratą
godności. Ja to widzę na co dzień. Tak to niestety jest.
A potęguje tę utratę godności fakt i sposób, w jaki w
urzędzie tych ludzi jesteśmy w stanie reprezentować. Nie
życzę nikomu wizyty w urzędzie pracy na Ciołka. Zjawiają
się tam mieszkańcy Warszawy, którzy chwilowo z rynku
pracy muszą zejść przez zmiany w nim postępujące. Schodzą
z niego nie tylko ci słabi i nieprzygotowani, schodzą ci,
którzy często są wybitnej klasy specjalistami. Ale
mocodawca, kapitalista po prostu popełnił błąd. Musi
zamknąć zakład. Zbankrutował. I taki specjalista na jakiś
czas trafia do urzędu pracy. Chciałoby się – nawet
wspominając niedawną polityczną grę warszawską pod
tytułem „referendum”, by władze obiecazały przynajmniej
obywatelom, że kiedy stracą pracę, trafią do miejsca,
gdzie będzie pracowała pewna ilość specjalistów, a środki
na mobilizację, na wspieranie tych ludzi będą dostępne
problemu. Nie chcę się specjalnie nad tym drugim
rozwodzić. Mimo że mamy zarejestrowanych pięćdziesiąt
sześć tysięcy ludzi to obsługujemy rynek warszawski w
dwóch siedzibach: na praskiej i po tej stronie drugiej
Wisły. To ilość pracowników, którą to najbogatsze z miast
jest w stanie dedykować swoim obywatelom powoduje, że
specjalista musi opiekować się tysiącem sześciuset
czterdziestoma bezrobotnymi. Jeżeli wziąć pod uwagę, że
blisko połowa z nich są to osoby długotrwale bezrobotne i
często brak im aktywnej polityki zatrudnieniowej, co
zmusza do bycia długotrwale bezrobotnymi - to pokazuje
ogrom niedostatków i ogrom problemów. Chciałbym pokazać
lepszą stronę urzędu pracy. Otóż urząd pracy to nie jest
takie miejsce – i to często próbuję młodym ludziom
wytłumaczyć – do którego, jeśli musicie trafić, to
spróbujcie już na wejściu zapytać na co możecie liczyć,
ile jest pieniędzy w kasie i która ewentualnie ze stron
zapisana w ustawie dotyczącej zatrudnienia byłaby
najbardziej adekwatna, żebym ja - Zosia, Marysia, Janek
mógł jak najszybciej wrócić na rynek pracy. Tylko w tym
roku mieliśmy do dyspozycji trzydzieści siedem milionów
złotych po to właśnie, żeby wspierać ludzi w sytuacji,
kiedy jest im ciężko. Czy to pozwala dużej ilości pomóc?
Otóż powiem państwu, że te instrumenty, o których mówi
ustawa: szkolenia, staże, roboty interwencyjne, roboty
publiczne, środki na dotacje na otworzenie własnej firmy
i na to, żeby zapłacić pracodawcy, że stworzył miejsce
pracy, wszystko to – całe trzydzieści siedem milionów –
pomaga w sposób realny wesprzeć około siedmiu tysięcy
ludzi. Wspomniałem wcześniej o pięćdziesięciu sześciu
tysiącach zarejestrowanych. To pokazuje skalę. Możliwość.
I ja – tak jak powiedziałem na początku – rozumiem
wszystkich, którzy muszą skorzystać z urzędu, że nie są
ze sposobu pomagania przez nas zadowoleni, ale tak to
pewnie jest, że ta wolnorynkowa gospodarka jest w stanie
wygenerować pewną ilość środków i tylko tyle możemy w
aktywnym rynku pracy środków poświęcić. Chociaż pewnie
państwo zapytacie, jak to się dzieje, że minister
finansów ciągle blokuje, zamraża blisko siedem miliardów
złotych z funduszów pracy i środków, które płacą
pracodawcy w ramach składki. Na to właśnie, żeby urzędy
pracy, instytuty rynku pracy były w stanie szybko
reagować na zmieniającą się sytuację na rynku pracy i po
to, żeby człowiek, który pracę traci - jak najszybciej
mógł do pracy wrócić. Jest w naszej konstytucji taki
artykuł – sześćdziesiąty piąty – który mówi wprost, że
władza odpowiada za pełne produktywne zatrudnienie i
powinna robić wszystko, używając takich właśnie
instrumentów jak praca interwencyjna, doradztwo zawodowe,
roboty publiczne po to, żeby maksymalnie dużo ludzi
zdolnych do pracy mogło pracować. A dzisiaj, gdy jesteśmy
członkami Unii Europejskiej, ustaliliśmy w tej naszej
rodzinie, że strategia 2020 doprowadziła do takiej
sytuacji, że aż siedemdziesiąt procent ludzi zdolnych do
pracy będzie pracowało. Ciągle jako Polska jesteśmy w tym
miejscu, ze względu na to, że jest kryzys i ten kryzys
niestety dotyka wszystkich w Europie. Ale w Polsce w
skali zatrudnienia jest tylko 55,2 procent. Pokazuje to
ogrom wyzwań. I jeśli rozmawiam dziś z kolegami ze służb
zatrudnienia krajów europejskich, to jako mieszkaniec
Warszawy, jako urzędnik Warszawy, to okazuje się, że
ilość dedykowanych środków ludziom,
którzy tracą pracę,
ludziom, o których papież mówi że tracą też godność, bo
muszą się ustawiać w kolejce do ośrodków pomocy
społecznej po wsparcie, pozwala na kilkakrotnie mniejszą
ilości specjalistów do pracy z bezrobotnymi. Dla
porównania niemieckie bezrobocie niewiele mniejsze od
polskiego, chociaż stopa bezrobocia mniejsza, obsługuje
około stu tysięcy urzędników. Polskie urzędy obsługuje
dziewiętnaście tysięcy specjalistów. Na aktywną politykę
rynku pracy w większości krajów europejskich jest
dedykowane czterokrotnie więcej środków. Ja jestem
ogromnym zwolennikiem rozbudowy Warszawy, rozbudowy
metra. Drugiej, trzeciej, piątej i dziesiątej linii
metra. Tylko czasami mam takie wątpliwości: gdy już
zbudujemy te wszystkie mosty i te wszystkie linie metra,
to czy będzie miał kto po nich chodzić i tym metrem
jeździć. Dziękuję bardzo.
Leszek Lachowiecki: Bardzo dziękuję. Cieszę się, że
mogliśmy spojrzeć na interesującą nas kwestię z dwóch
różnych punktów wiedzeni, chociaż wiele rzeczy było
wspólnych. Dochodzimy być może do najtrudniejszej części
tego spotkania: do dyskusji. Proponuję przyjąć pewne
porządkowe rozwiązania, mianowicie żeby głos nie
przekraczał pięciu-ośmiu minut: chodzi o to, aby wszyscy,
którzy chcą się wypowiedzieć - wypowiedzieli się.
Chciałbym żeby kilka słów powiedział przedstawiciel
Stowarzyszenia Przyjaciół Huty Warszawa, a potem będziemy
się starali naprzemiennie pytać o refleksje i
spostrzeżenia związane z dzisiejszym spotkaniem. Bardzo
proszę.
- Witam serdecznie wszystkich. Reprezentujemy
Stowarzyszenie Przyjaciół Huty Warszawa i w ogóle
warszawskich hut. No i tutaj spotkały się dwa pokolenia –
a nawet powiedziałbym, że trzy. Tu są seniorzy, naokoło
tego stołu, czyli byli pracownicy Huty Warszawa i
ArecelorMittal i tam jest młodzież licealna, która
reprezentuje naszych wnuków. Nam nie trzeba wyjaśniać,
jakie są kłopoty młodzieży ze zdobyciem pracy. Ja
osobiście mam czworo wnuków i moi koledzy też mają. I
wiedzą, że to nie jest takie proste, panie dyrektorze
urzędu pracy, bo dzisiaj można pracę dostać w różny
sposób, ale z tych moich doświadczeń wiem, że znajomości,
poparcie, koneksje rodzinne – nie wstydźmy się powiedzieć
– a także złe profilowanie szkoły – to są problemy rynku
pracy. Dlatego zacząłem od tego, że my mamy przecież na
terenie dzielnicy Bielany kilkadziesiąt tysięcy seniorów,
którzy potrzebują pomocy, potrzebują opieki, potrzebują
lekarzy geriatrów, potrzebują opiekunek i popatrzmy na to
w ten sposób, że chyba zakres usług jest najważniejszy.
Już przemysł nie jest taki ważny. Przecież prawda jest
taka, że z ciężkiego przemysłu w Warszawie została tylko
huta ArcelorMittal w Warszawie. A reszta, wszystkie
zakłady zanikły lub znikają. Dziś zaprezentujemy ten
odchodzący, że tak powiem, zastęp ludzi, którzy zaczynali
pracę pięćdziesiąt-czterdzieści lat tamu. I chcę wam
kochani przypomnieć, że przez te pięćdziesiąt lat
historii Huty, teraz będzie sześćdziesięciolecie, to
przewinęło się sześćdziesiąt tysięcy pracowników. Myśmy
musieli dowozić pracowników spoza Warszawy, musieliśmy
ich prosić, żeby pracowali, mieliśmy hotele robotnicze po
to, żeby oni mogli i chcieli przyjść do nas. Wielu
wyszkolonych przez nas ludzi – mieliśmy zespół szkół
zawodowych – wyszkoliły dziesięć tysięcy rzemieślników,
niektórzy wasi dziadkowie albo inni bliscy pracują do
dziś, bo mają zawód zdobyty w hucie. Mieliśmy również
taki problem, że byliśmy w oddziałach akademii hutniczogórniczej, gdzie wyszkoliliśmy kilkudziesięciu
inżynierów. Ktoś zaczynał pracę jako robotnik, a kończył
jako magister inżynier akademii hutniczo-górniczej. To
dziś jest nie do pomyślenia. Prawda? I dlatego bardzo
proszę, żebyśmy mieli tutaj jasność po co my tutaj
siedzimy. I żebyśmy spotkali się w tej atmosferze, że
myśmy chcieli mieć dobry kontakt z naszymi wnukami. Z
naszej i z waszej jako młodzieży strony. My dużo wiemy,
nie zawsze potrafimy to wykorzystać, a wy nie zawsze
potraficie z tego skorzystać. Chce też powiedzieć o takim
elemencie, żeby już długo nie gadać, że zakład pracy
takiej rangi jak huta, fabryka pomp, Żerań jednocześnie
spełniał rolę miastotwórczą. Mało ludzi wie, że dzięki
temu, że zbudowano hutę, to nawet linia metra,
przewidywana wschód-zachód, jednak została przekierowana
na północ-południe. Bo tam pracowało jedenaście tysięcy
ludzi. Dziś jest przystanek nie Huta, tylko Młociny. To
nie są żadne Młociny tylko Huta i walczymy o to, żeby to
była huta, bo każdy chce coś po sobie zostawić. Myśmy
zostawili, jako starsi ludzie już. Chcemy żebyście w też
mieli w swoich życiorysach coś, co zostawicie dla swoich
dzieci i wnuków. Z dorobku, które huta zostawiła - to
bielański ośrodek kultury, obiekt taki jak ogródek
jordanowski na Wrzecionie, mieliśmy szpital huty gdzie
ludzie się leczyli, mieliśmy wydział mieszkaniowy, gdzie
cztery tysiące ludzie dostało mieszkania praktycznie za
darmo. Kto teraz dostaje mieszkania za darmo, to po
prostu jakaś utopia! A tak było. Dlatego ja osobiście
uważam, że ktoś kto nazwał „nowa huta, stara bieda” miał
racje. Na czym ta bieda polega? Polega właśnie na tym, że
my nie potrafimy naszej młodzieży zapewnić przyszłości.
Mamy dwa miliony bezrobotnych w kraju i mamy dwa miliony
młodych ludzi, którzy wyjechali za granicę. To jest wrzód
na naszym narodzie! Tak nie może być. Żeby ci ludzie
wyjeżdżali za pracą za granicę, panie dyrektorze urzędu
pracy. Musimy wszystko zrobić, żeby dla tej młodzieży
stworzyć warunki i miejsca pracy tutaj. Jeśli chodzi o
działalność miastotwórcząm to te tradycje z powodzeniem
kontynuuje huta ArcelorMittal Warszawa.

Podobne dokumenty