Historie zwykłe i nie.
Transkrypt
Historie zwykłe i nie.
MOI DZIADKOWIE Nazywam się Agata Koniuszenna. Urodziłam się w Łodzi. Rodzice mojej mamy pochodzą z Łowicza. Mój dziadek urodził się w 1936 roku, a więc jeszcze przed II wojną światową. Natomiast moja babcia urodziła się w 1943 roku, w czasie wojny. Ich dzieciństwo było bardzo cięŜkie. Dziadziuś Janek miał dwóch braci i jedną siostrę. Był on najstarszy z rodzeństwa, więc w wieku siedmiu lat został wysłany przez swoich rodziców do obcych ludzi na słuŜbę. Chodził pasać krowy i pracować w polu. Nie dostawał za to pieniędzy, tylko jedzenie i nocleg. Zazwyczaj spał w nieogrzewanych szopach. Kiedy miał czternaście lat, pracował jako pomoc woźnicy. Później jeździł juŜ sam. Woził siano z Łowicza do Łodzi. Musiał wyjeŜdŜać wieczorem, Ŝeby rano dowieźć siano do piekarni na ul. Strykowską, gdzie było 300 koni, które rozwoziły pieczywo po Łodzi i okolicach. Jeździł wozem zaprzęŜonym w dwa konie. Z tyłu wozu, po bokach oraz z przodu były powieszone lampy naftowe, które oświetlały drogę. Dziadziuś zawsze robił postój koniom w Strykowie. Tam je karmił i poił wodą. Po krótkiej przerwie czekała ich cięŜka droga, gdyŜ zaczynały się wysokie górki, a jezdnia nie była pokryta asfaltem, tylko wyłoŜona tzw. kocimi łbami. Po rozładowaniu siana w piekarni wracał do domu. Kiedyś wszystkie czynności wykonywano ręcznie, więc była to praca bardzo męcząca. Moja babcia na szczęście nie musiała pracować u obcych ludzi. Pomagała rodzicom w gospodarstwie razem ze swoimi dwiema siostrami i bratem. Była najmłodsza, więc zazwyczaj chodziła pasać krowy na łąkę, gdzie spędzała cały dzień. Kiedy babcia dorosła, poznała się z moim dziadziusiem i się pobrali. Babcia zajmowała się domem i opiekowała dziećmi. Dziadziuś pracował na roli oraz w fabryce, gdzie produkowali paszę. Pracownicy musieli ją pakować na wagony ręcznie. Praca moich dziadków była cięŜka, ale byli oni zadowoleni z tego, Ŝe pracowali dla siebie i swojej rodziny. Cieszyli się z tego, Ŝe przyszły troszkę lepsze czasy i mogli rozbudować gospodarstwo. Kiedy pojawiły się telewizory, to właśnie oni jako pierwsi na wsi mieli telewizor czarno-biały. Mimo tak trudnego dzieciństwa moi dziadkowie zawsze byli uśmiechnięci i zadowoleni. Bardzo ich za to kocham. Historia, którą wam opowiem, wydarzyła się naprawdę. Opowiedział mi ją mój dziadek. Działo się to, gdy jeszcze nas nie było na świecie, a rodzice byli dziećmi. Mój wuj był rolnikiem, mieszkał w małej wsi jakich wiele, niedaleko Krośniewic. Miał gospodarstwo, które uprawiał wraz z teściami. Były to czasy, gdy w sklepach z mięsem brakowało wędlin. Jedynym produktem, który stał na półkach był ocet. Kto miał rodzinę na wsi, jeździł zaopatrywać się w mięso u niej. Robił tak mój dziadek razem z pradziadkiem. W pewną kwietniową sobotę pojechali po mięso. Wieczorem, po całym dniu pracy przy wyrabianiu wyrobów z mięsa, usiedli do kolacji. Atmosfera była miła i czas szybko zleciał. Humor wszystkim dopisywał. W pewnej chwili pradziadek, który był wielkim kawalarzem, załoŜył się z wujkiem, Ŝe nie pójdzie on teraz na cmentarz. Była późna godzina, a cmentarz znajdował się dwa kilometry od domu, w szczerym polu. Wujek, który nie chciał być uznany za tchórza, przyjął zakład, ubrał się i wyszedł. TuŜ za nim, drogą na skróty, pobiegli dziadek z pradziadkiem. Na cmentarz dotarli przed nim, ukryli się i czekali. Wujek przyszedł chwilę później, otworzył furtkę i ostroŜnie wszedł na cmentarz. Zrobił kilka kroków i nagle usłyszał głos: „A co ty tu robisz, kochaneczku?” Droga powrotna wujka do domu to mistrzostwo świata w biegach, rekord nie do pobicia. A dwóch kawalarzy wracało powoli do domu, zaśmiewając się do łez. Od tego czasu wujek się juŜ nie zakładał i niechętnie wspomina tę historię. A reszta rodziny? No cóŜ, skoro ja znam tę historię, to domyślcie się sami. Agata Koniuszenna, kl.Va Dagmara Mikołajewska, kl. Va