Nr 2 (30) do pobrania
Transkrypt
Nr 2 (30) do pobrania
biuletyn niepokalanej ✶ Być kobietą… i nie dać się zmanipulować! ✶ „W sierpniu każdy kwiat woła…” ✶ Madonna wśród kwiatów Nr 2 (30) CZERWIEC 2016 Spis treści Frances Alice Forbes Św. Atanazy. Strażnik wiary Będąc chłopcem, podczas zabawy niechcący… chrzci swoich przyjaciół. Jako diakon bierze udział w obradach Soboru Nicejskiego potępiającego arianizm. Zostaje patriarchą egipskiej Aleksandrii, by wojować z pogaństwem i herezją. Fałszywie oskarżony, broni wiary przed cesarzem. Wygnany... powraca i walczy o prawdę. Napadnięty zbrojnie, ratuje się ucieczką na pustynię. Heretycy palą, torturują i zabijają.Wraca i przeciwstawia się Julianowi Apostacie. Wspierają go papieże, cesarze prześladują. Ostatecznie triumfuje... ratując Kościół powszechny przed upadkiem. 4 | Wstęp Wydawnictwo Diecezjalne Sandomierz, 2012 ss. 176, format 125x195, miękka oprawa Książka do nabycia tedeum.pl ☛ duchowość 8 | Być kobietą… i nie dać się zmanipulować! 13 | Przez uchylone drzwi 16 | „W sierpniu każdy kwiat woła…” wędrówki gońca 18 | Miasto cudownego obrazu kultura Ale to jeszcze nie wszystko. To tylko kilka epizodów życia jednego człowieka… 20 | Madonna wśród kwiatów Poznaj św. Atanazego – Strażnika wiary. 22 | Promień czerwiec – sierpień 2016 3 goniec niepokalanej x. Raivo Kokis fsspx Wstęp Drogie Czytelniczki! Spośród wielu świątyń rzymskich starożytnością i godnością wyróżniają się cztery bazyliki patriarchalne zwane bazylikami większymi, w odróżnieniu od wielu kościołów w różnych krajach, którym decyzją Stolicy Apostolskiej nadano tytuł bazyliki mniejszej. Rzymskie bazyliki większe to: Bazylika św. Piotra, Bazylika św. Jana na Lateranie, Bazylika Matki Boskiej Większej i Bazylika św. Pawła za Murami. Bazylika Matki Boskiej Większej (Santa Maria Maggiore) jest głównym sanktuarium maryjnym Rzymu. Podanie przypisuje wzniesienie tej świątyni papieżowi Liberiuszowi. W czasie jego panowania, w roku 352, bogaty patrycjusz rzymski Jan otrzymał we śnie polecenie budowy kościoła poświęconego Matce Boskiej – w miejscu, w którym spadnie śnieg. Kiedy udał się z tą wiadomością do papieża, dowiedział się, że i on miał identyczny sen. Nazajutrz całe wzgórze eskwilińskie pokryło się świeżym śniegiem, mimo że był to 5 sierpnia i we Włoszech panowały wielkie upały. Udali się więc razem na wzgórze, gdzie papież na śniegu narysował plan kościoła. Natychmiast rozpoczęto budowę. Takie są początki tej świątyni. Do dziś zachował się w Wiecznym Mieście piękny zwyczaj, że 5 sierpnia, w uroczystość Matki Bożej Śnieżnej (podczas 4 Nieszporów, w czasie śpiewania Magnificat) z kopuły nad ołtarzem głównym zrzuca się płatki białych róż, przypominające płatki śniegu. Obecnie istniejąca bazylika na Eskwilinie jest niewiele młodsza, bowiem została zbudowana przez papieża Sykstusa III na pamiątkę ogłoszenia na soborze efeskim w 431 roku dogmatu o Bożym Macierzyństwie Maryi. Świątynia ta była w ciągu wieków wielokrotnie przebudowywana, jednak zachowała w dużej mierze pierwotny kształt typowy dla stylu wczesnochrześcijańskich budowli sakralnych. Stopniowo obrosła ona wieńcem kaplic. Spośród nich wyróżnia się kaplica dobudowana do bazyliki na początku XVII wieku z fundacji papieża Pawła V, zwana od jego imienia paulińską. Znajduje się w niej słynna ikona Matki Boskiej z Dzieciątkiem, zwana Salus Populi Romani, czyli Ocalenie Ludu Rzymskiego; jej inne miano to Matka Boska Śnieżna. Podanie przypisuje autorstwo ikony wstęp świętemu Łukaszowi. Niegdyś obraz był większy i przedstawiał Matkę Boską w całej postaci, siedzącą na tronie. W czasie pożaru w XIII wieku obraz został nadpalony i wtedy obcięto go do obecnej wielkości. Podczas epidemii dżumy w 590 roku papież Grzegorz Wielki niósł go w uroczystej procesji z kościoła Santa Maria Antiqua do bazyliki św. Piotra. Wtedy to, według tradycji, ukazał się anioł chowający miecz do pochwy, co zrozumiano jako znak zakończenia kary Bożej. Po ustąpieniu zarazy papież nazwał Miłosierną Pannę Salus Populi Romani. Matka Boska ma cechy Hodegetrii, czyli Przewodniczki prowadzącej nas do Chrystusa. Taką formę nadano obrazowi po obcięciu spalonego fragmentu i przemalowaniu. Jednak układ rąk Maryi jest inny niż w typowych Hodegetriach i bardziej odpowiada obrazowi Matki Boskiej Tronującej; typowa Hodegetria prawą ręką wskazuje na Dzieciątko, jak na znanym nam obrazie częstochowskim. Twarze Matki i Syna są przedstawione w sposób typowy do ikony, podobnie jak linearnie namalowane szaty – ta cecha jest szczególnie widoczna na okryciu Dzieciątka. Obraz ten, podobnie jak wiele innych obrazów kultowych, był wielokrotnie kopiowany. Jego kopie znajdują się w wielu krajach. Może najwięcej jest ich w Polsce. To zrozumiałe, gdyż wizerunek ten, obok częstochowskiego, przez długie lata był przez synody biskupów polskich polecany jako wzór dla obrazów Matki Boskiej, malowanych dla kościołów. Wzór ten, zdaniem hierarchów, bardziej odpowiadał wymaganiom sztuki sakralnej niż dzieła ówczesnych artystów tworzone w konwencji renesansowej lub barokowej. Są one niestety zbyt świeckie, nie sprzyjają więc kontemplacji i modlitwie. W II połowie XVI stulecia nad chrześcijańską Europą zawisło śmiertelne niebezpieczeństwo tureckie. W tej sytuacji papież Pius V wezwał wszystkich do nieustającej modlitwy różańcowej, powierzając Matce Boskiej opiekę nad Kościołem. Bractwa różańcowe obnosiły w procesjach ulicami Rzymu obraz Matki Bożej Śnieżnej, prosząc Ją o pomoc; Maryja pomogła pokonać Turków pod Lepanto u wybrzeży Grecji 7 października 1571 roku. Po tych wydarzeniach na prośbę znanych czerwiec – sierpień 2016 5 goniec niepokalanej świętych, Karola Boromeusza i ówczesnego generała jezuitów, Franciszka Borgiasza, wykonano w Rzymie pięć kopii obrazu Matki Bożej Śnieżnej. Jedna z nich trafiła do Polski. Podążając za ikoną, wyruszamy ze wzgórz Wiecznego Miasta i przemierzamy całą Europę, niegdyś katolicką, na same jej wschodnie rubieże. Obraz przesłany został jarosławskim jezuitom, ci zaś pod koniec XVI wieku ofiarowali go nowo powstałej placówce tych zakonników we Lwowie. Początkowo wizerunek znajdował się w użytkowanej wówczas przez jezuitów drewnianej kaplicy, dopiero w 1630 roku uroczyście przeniesiono go do nowo wybudowanego kościoła św. Piotra i Pawła, wzorowanego na rzymskiej świątyni Il Gesù. We Lwowie obraz pod nazwą Matki Bożej Pocieszenia cieszył się ustawicznie wzrastającą czcią. Ozdobiono go srebrną pozłacaną sukienką; z czasem wizerunek otoczyły liczne złote wota, zaś na szyjach Matki Bożej i Dzieciątka Jezus zawieszono perły. W każdą sobotę po Mszy św. przed obrazem śpiewano Litanię loretańską i Bogurodzicę. Modlili się przed nim wybitni Polacy: Jan Kazimierz, Stefan Czarniecki, Zygmunt III Waza, Władysław IV, kanclerz Jerzy Ossoliński, Jan III Sobieski i inni. Tam też po raz pierwszy użyto w Litanii loretańskiej wezwania: „Królowo Korony Polskiej, módl się za nami!”. 28 maja 1905 roku obraz został ukoronowany papieskimi koronami. Uroczystość odbyła się na wolnym powietrzu w obecności stutysięcznego tłumu przybyłego z różnych stron Polski. Przedstawiciele duchowieństwa, szlachty, mieszczaństwa i włościan nieśli na swych 6 barkach wspaniały, przybrany kwietnymi girlandami tron, na którym spoczywał obraz. Arcybiskup Józef Bilczewski włożył na skronie Dzieciątka Jezus koronę wzorowaną na jagiellońskiej, na głowę Matki zaś – wzorowaną na koronie Kazimierza Wielkiego. Lwowski obraz jest w proporcjach dość wierny oryginałowi. Różni się jednak wieloma szczegółami. Przede wszystkim nie przypomina ikony bizantyńskiej, bowiem twarze i szaty zostały namalowane w sposób charakterystyczny dla ówczesnego malarstwa renesansowego. Złote tło obrazu ozdobiono trybowanym ornamentem o motywach kwiatowych, co jest typowe dla dzieł powstałych w tym czasie. Po tak zwanym „wyzwoleniu” Lwowa przez wojska sowieckie lwowska rezydencja jezuitów została zamknięta, a kościół – przeznaczony na składnicę książek (dopiero w 2011 r. przekazano go grekokatolikom z przeznaczeniem na świątynię garnizonową). Wyjeżdżając, jezuici zabrali ze sobą cudowny obraz, dzięki czemu udało się go ocalić. Obecnie znajduje się on w jednym z wrocławskich kościołów. Lwowski kościół jezuitów z łaskami słynącym wizerunkiem – kopią rzymskiego obrazu Matki Boskiej Śnieżnej – nie należy mylić z również lwowskim kościołem pod wezwaniem Matki Boskiej Śnieżnej. W tym drugim przypadku chodzi o jedną z najstarszych – pamiętających jeszcze czasy książąt ruskich – świątyń Lwiego Grodu. Wielokrotnie ulegała ona pożarom do fundamentów i tyleż razy była natychmiast odbudowywana. Kościół Matki Boskiej Śnieżnej, jedyny w stylu romańskim, jest najstarszym kościołem parafialnym we Lwowie. Trudno wstęp Kościół Matki Boskiej Śnieżnej we Lwowie ustalić dokładną datę powstania świątyni. W 1340 roku stał tu kościół drewniany, w 1450 wybudowano kościół murowany, a ponieważ znajdował się poza murami miejskimi, posiadał własne umocnienia fortyfikacyjne. Mimo to wiele razy był palony przez Tatarów, a następnie odbudowywany. Początkowo służył głównie Niemcom – rzemieślnikom sprowadzanym do Lwowa jeszcze przez książąt ruskich. W XVI wieku był tu wikarym wspaniały kaznodzieja Piotr Skarga. Pod koniec XIX wieku kościół zrekonstruowano w stylu neoromańskim. Przed świątynią stała figura Matki Boskiej z XVIII wieku; władze sowieckie zamknęły kościół w 1949 roku, a statua uległa likwidacji. Pomieszczenie z zapleczem było użytkowane jako Muzeum Fotografiki. Obecnie świątynia czynna jest jako greckokatolicka cerkiew p.w. Matki Boskiej Nieustającej Pomocy; należy do zgromadzenia ojców redemptorystów. Podczas renowacji umieszczono nad jej wejściem płaskorzeźbę ikony Matki Boskiej Nieustającej Pomocy. Wnętrz nie przebudowano, ale pozbawiono neogotyckich polichromii z XIX w., ściany pomalowano „na gładko”. Zachowały się ołtarze – główny i dwa boczne, balkoniki w prezbiterium, wystrój rzeźbiarski oraz piękne okazy kowalstwa artystycznego: kraty i kandelabry. Ołtarze przystosowano do liturgii wschodniej, przed głównym ustawiono niski ikonostas wykonany w stylu neogotyckim, nawiązujący do dawnego ołtarza. Drogie Czytelniczki, podziwiajmy sposób, w jaki drogi Bożej Opatrzności i mądrości wiodą przez Rzym; jak Matka Boska Śnieżna łączy stolicę św. Piotra – centrum promieniowania Ewangelii, z Lwim Grodem, Urbs Catholicissima – ostoją katolickości na Wschodzie. Wsłuchajmy się w słowa J. E. Arcybiskupa Lefebvre’a, założyciela naszego Bractwa Kapłańskiego: „Bóg chciał, by Christianitas, odlane w pewien sposób w rzymskiej formie, otrzymało przez to zdolność żywotnej i wyjątkowej ekspansji. W Bożym planie wszystko jest łaską i nasz Zbawiciel radził każdemu działać tak, jak Rzymianie, cum consilio et patientia, suaviter et fortiter – z radą i cierpliwością, łagodnie i stanowczo (Mdr 8:1). Jest naszym obowiązkiem strzec tej rzymskiej tradycji, której pragnął dla nas sam nasz Pan, tak jak chciał On, byśmy Maryję mieli za Matkę”. czerwiec – sierpień 2016 7 goniec niepokalanej duchowość Anna Mandrela Być kobietą… i nie dać się zmanipulować! Królową i Matką Kościoła jest Kobieta wolna od grzechu, która jest zarazem Matką Boga i której nawet aniołowie oddają cześć. Chyba jeszcze nigdy kobiety nie były tak zagubione jak dzisiaj, choć dotyczy to również mężczyzn. Zdaje się, że współcześnie nikt już nie wie, jak powinien się zachować, bo to, co dla naszych babć i dziadków było normą, dla dzisiejszego ,,postępowego” społeczeństwa stało się dziwactwem. Najbardziej znany przykład: jeszcze sto lat temu widok kobiety w spodniach na ulicach polskich miast należał do rzadkości, a dziś podobną rzadkością jest widok kobiety w spódnicy. Chyba każda dziewczyna, związana z naszym małym kręgiem Tradycji, doświadczyła tego specyficznego uczucia ,,bycia inną” od większości kobiet, które mija na dworcu, w sklepie, w autobusie itp. Powinnyśmy się z tego cieszyć – przynajmniej jesteśmy oryginalne i nie ulegamy modzie, która bardzo często zmusza kobiety do noszenia naprawdę brzydkich ubrań. W obronie normalności Może jednak się zdarzyć, że pewnego dnia na naszej drodze pojawią się kobiety nazywające siebie feministkami, które zaczną głośno krzyczeć, że jesteśmy ,niewolnicami przestarzałych norm społecznych, religia katolicka zniewala kobietę i ogranicza jej potencjał, a zatem powinnyśmy się wyzwolić ze stereotypów i przyłączyć się do ich szeregów”. Co zrobić w takiej sytuacji? Często te osoby są tak agresywne i zaślepione, że lepiej wcale z nimi nie dyskutować, tylko spokojnie oddalić się i odmówić różaniec w intencji ich nawrócenia. Warto jednak wiedzieć, co się kryje pod hasłem ,,feminizm”, aby nie dać się zwariować i mieć w zapasie argumenty służące do obrony wiary, kobiecości oraz zwyczajnej normalności. Prawdziwa wolność Rozważmy ze spokojem argumenty feministek: chcą one walczyć z ,,przestarzałymi normami”, ale dlaczego mamy walczyć z tym, co jest stare? Czy nie lepiej korzystać z życiowych mądrości i doświadczenia naszych przodków, niż opierać się na nowych i niesprawdzonych dziwactwach? 8 Mozaika z wnętrza bazyliki Santa Maria Maggiore Czy Kościół naprawdę zniewala kobiety? Jak to możliwe, skoro Królową i Matką Kościoła jest Kobieta wolna od grzechu, która jest zarazem Matką Boga i której nawet aniołowie oddają cześć? Czy feministki, które tak głośno krytykują Kościół, słyszały kiedyś o św. Ludwiku Grignion de Montfort, o św. Maksymilianie i o wielu innych kapłanach, którzy oddali się w niewolę Kobiecie – Maryi Niepokalanej? Kapłani oddają się w niewolę Kobiecie, a w tym samym czasie feministki krzyczą, że Kościół zniewala kobiety. Czyż nie jest to absurd? Od razu widać, jak mało te buntowniczki wiedzą na temat naszej religii, która mówi, że zarówno kobiety, jak i mężczyźni otrzymują prawdziwą wolność jako dzieci Maryi: ,,Przeto bracia, nie jesteśmy synami niewolnicy, ale wolnej. Którą to wolnością Chrystus nas obdarował!” (Gal. 4, 22-31). Wolności, jaką daje Kościół rzymskokatolicki, płeć żeńska nie znajdzie w żadnej innej religii: w judaizmie kobieta nie ma prawa wejść do świątyni razem z mężczyzną, islam pozwala mężczyźnie poślubić cztery kobiety, wyznawcy hinduizmu wierzą, że kobieta nie osiągnie stanu wyzwolenia (mokszy), dopóki najpierw nie odrodzi się ponownie pod postacią mężczyzny. Na tym tle nasza sytuacja w religii katolickiej jest wyjątkowo korzystna. Mechanizmy manipulacji Czy Kościół naprawdę ogranicza potencjał kobiety? Czy św. Teresa z Avila, św. Hildegarda z Bingen, św. Katarzyna ze Sieny, św. Jadwiga i inne gorliwe chrześcijanki nie rozwinęły doskonale swoich talentów właśnie dzięki religii katolickiej? Dlaczego więc feministki tak zawzięcie walczą akurat z Kościołem? O co tak naprawdę im chodzi? Musimy zdać sobie sprawę z tego, że feminizm jest ideologią, a każda ideologia opiera się na pewnej manipulacji. Z kolei każda manipulacja jest zbudowana czerwiec – sierpień 2016 9 goniec niepokalanej duchowość na kłamstwie. Jak działa manipulacja? „ograniczające, dyskryminujące, mało warSpróbujmy to zrozumieć za pomocą przy- tościowe, zniewalające i niesatysfakcjonukładu. Wyobraź sobie następującą sytu- jące”. Natomiast każde inne zajęcie: bycie ację: bierzesz udział w konkursie radio- biznesmenką, policjantką, astronautką, wym i dowiadujesz się, że wygrałaś na- górnikiem, mechanikiem samochodogrodę pieniężną. Dziennikarz dzwoni do wym lub bokserem ma być dla kobiety ciebie i mówi ci, że jedyne, co teraz mu- „czymś fascynującym, okazją do realizacji sisz zrobić, to wybrać jedną z dwóch opcji: twórczego potencjału”. Im bardziej męskie – opcja nr 1: dostaniesz tylko marne, zajęcie wymyślimy, tym dla feministki skromne i niewiele znaczące sto tysięcy okaże się lepsze, bo tym bardziej „wyzwazłotych, które na pewno nie wniesie ni- la ono kobietę spod władzy patriarchatu czego ciekawego do twojego życia, i niesprawiedliwych społecznych norm”. – opcja nr 2: otrzymasz wspaniałą, fantastyczną kwotę aż stu złotych, która Szczęście?… spełni wszystkie twoje marzenia. Masz Przyjmowanie bez głębszej refleksji fedziesięć sekund na dokonanie wyboru! ministycznych sloganów doprowadziło Którą opcję wybrałabyś w pierwszej do tego, że wiele kobiet dało się oszukać, chwili?… Czy widzisz, na czym polega ma- podobnie jak dałaby się oszukać nasza nipulacja dziennikarza? Obiektywnie słuchaczka – zwiedziona słowami prezensto tysięcy złotych będzie zawsze więk- tera radiowego w pośpiechu wybrałaby szą kwotą niż sto złotych, a zatem okre- sto zamiast stu tysięcy złotych. W Związku Radzieckim w imię ,,rówślenia użyte przez radiowca okazały się narzędziem manipulacji. ności płci” wiele kobiet musiało porzuPodobna manipulacja słowna jest cić rolę matki i gospodyni na rzecz ciężstosowana w ideologii feministycz- kiej pracy w kopalni lub na traktorze. nej, gdzie macierzyństwo i zajmowa- Wmówiono im, że w ten sposób będą nie się domem jest określane jako szczęśliwsze. Do początku XX wieku kobiety zwyczajowo nie paliły papiero- w której potężny mężczyzna nie pomoże sów. Właściciele przemysłu tytoniowego swojej drobnej koleżance wnieść walizki zauważyli, że tracą przez to sporą liczbę na trzecie piętro, gdyż nie chce, aby poklientów. W 1928 roku pewna firma za- czuła się ,,dyskryminowana”. trudniła Edwarda Bernaysa, siostrzeńca znanego psychologa Zygmunta Freuda, Od głupoty do zbrodni aby wymyślił sposób na złamanie spo- Oszustwo twórców myśli feministycznej łecznego tabu i namówienie kobiet do jest jednak znacznie większe, ponieważ ta palenia. Bernays wykorzystał w tym celu ideologia doprowadziła do śmierci wieamerykańskie feministki. Zaproponował lu nienarodzonych dzieci. W tym ruchu im, aby pojawiły się na świątecznej pa- – kojarzonym głównie z kobietami – od radzie z papierosami w ręku i nazwały samego początku ważną rolę odgrywaje swoimi ,,pochodniami wolności”. Po li mężczyźni, którzy głosili socjalistycztym wydarzeniu wiele kobiet zaczęło pa- ne hasła o radykalnie antyrodzinnym lić, ale zamiast obiecanej wolności wpa- charakterze. dły one w przykrą niewolę nałogu. Inny Patrząc na program współczesnych feznany przykład: często w imię ,,równości ministek, widzimy, że głównym postulapłci” mamy dziś do czynienia z sytuacją, tem jest prawo do nieograniczonej aborcji. Dziecko traktowane jest jako przeszkoda w realizacji ,,potencjału” kobiety. Na jednej ze stron internetowych, związanych z ruchem feministycznym, przeczytałam, że ,,aborcja jest piękna” oraz, że ,,zakaz swobodnego dostępu dla aborcji jest dla kobiety terrorem”. Jednak o tym, że aborcja jest terrorem dla nienarodzonego dziecka, feministki nie wspomniały już ani słowem… Pierwsze feministki w USA… Śmiejemy się dziś z tych starych reklam, ale nie łudźmy się – nawet jeśli we współczesnych nie widać manipulacji od razu, prawdopodobnie oznacza to, że została ona sprytniej przeprowadzona 10 11 goniec niepokalanej duchowość Hasło przyciąga uwagę żywymi barwami i… niespójnością logiczną Fragmenty książki s. M. Stanisława Niemczek csfn, Nazaretańskie fiat. Mała opowieść o Matce Marii Franciszce Siedliskiej wybór i oprac.: Marta Żydek …i nasze rodzime w czasie manifestacji w 2016 roku Tajemnica macierzyństwa Promując aborcję, feministki postępują jednak o wiele gorzej niż ktoś, kto wybrałby sto zamiast stu tysięcy złotych. Od zwykłej głupoty czasem niedaleko do ciężkiej zbrodni. Żądanie nieograniczonego prawa do aborcji jest żądaniem prawa do nieograniczonej zbrodni, a to już jest nie tylko głupota, ale wielkie niebezpieczeństwo. Kobiety, które głoszą takie postulaty, postępują jak ktoś, kto chce zniszczyć cenny skarb, wybierając w zamian kupę błota. Przecież każde dziecko jest prawdziwym skarbem. Nienarodzone dziecko to mały człowiek, który posiada nieśmiertelną duszę. Kariera, pieniądze, wynalazki techniki i wszechświat to marności, które przeminą, ale ludzka dusza będzie żyła wiecznie. Czy nie jest to wielki zaszczyt dla kobiety stać się matką nieśmiertelnej duszy, nosić w swoim ciele i wydać na świat dziecko, które może przyjąć chrzest, a następnie poprzez łaskę uświęcającą stać się żywą świątynią Boga w Trójcy? Czy nie jest to fascynujące? Jak 12 wielkiego oszustwa dokonują zatem feministki, opisując macierzyństwo jako coś nudnego i bezwartościowego, a do tego jeszcze twierdzą, że religia katolicka zmusza je do bycia matkami oraz ogranicza ich wolność. Duchowość katolicka nieustannie podkreśla wielką rolę matki, jednak nigdy nie zmusza do macierzyństwa. Kobieta nie powinna działać pochopnie, ale dokładnie rozważyć, do jakiego życia powołuje ją Bóg oraz jaki kandydat okaże się odpowiedzialnym mężem i ojcem. Czasami katoliczka rezygnuje z roli matki, wybierając życie poświęcone służbie Bogu, jednak zawsze pamięta, że macierzyństwo jest wielkim skarbem, a aborcja wielką zbrodnią. Niepokalana jest ideałem dla kobiet wszystkich stanów. Słuchajmy zatem tej Matki Dobrej Rady, nie dajmy się zwieść zgubnym ideologiom i módlmy się o nawrócenie wszystkich zagubionych kobiet. Przez uchylone drzwi – Kim ja będę? – myślała z zadumą Frania, córka Adolfa Siedliskiego i Cecylii z Morawskich, urodzona 12 listopada 1842 roku w Roszkowej Woli (…). Chorowita i słaba fizycznie, jedyna córka zamożnych rodziców, uczyła się prywatnie przy starannym doborze nauczycielek. – Kim będę? – wracało pytanie. Wokół niej jakże często tętniło barwne życie dworu jej ojca, które wnosiło w dom muzykę, wesołość, taniec. Ojciec był towarzyski, nad wyraz gościnny, ceniony wśród ziemian, zaangażowany w sprawy narodowe. Otwierał przy tym swój dom na huczne spotkania, nastawiony na to „nowe”, co silną falą przypływało z zachodu Europy, porywając w swój nurt wiarę przodków, za słabą już do stawiania oporu porywistym prądom bezbożnych filozofów. – Bóg nie jest Panem w naszym domu – stwierdziło ze smutkiem dziecko. Serce Frani nie znajdowało upodobania w życiu dworu. Niewypowiedziana tęsknota za czymś innym, nieznanym a wielkim, wyprowadzała dziewczynkę na rozległe pola, w ciszę przerywaną szumem starych drzew rodzinnego parku. (…) Mijały dni i miesiące. Kończył się kolejny rok nauki szkolnej w domu. Frania miała już blisko 12 lat. Rodzice zdecydowali rozpocząć naukę katechizmu i przygotować córkę do I Komunii Świętej. Nie czynili tego ze szczególnej pobożności ani z przywiązania do wiary świętej, ani też z potrzeby wewnętrznej pogłębienia wiedzy dziecka o Bogu. Decydowali o tym raczej z przyjętego ówcześnie zwyczaju, ze względu na opinię rodziny i sąsiadów. Poprosili więc na prywatnego katechetę dla córki kapucyna z niedalekiej parafii w Nowym Mieście – ojca Leandra Lendziana, cenionego konferencjonistę w kościołach Warszawy, gwardiana ojców kapucynów. – Czy chcesz, żebym cię nauczył kochać Pana Jezusa? – zapytał przy pierwszym spotkaniu. Pytanie było tak czerwiec – sierpień 2016 13 goniec niepokalanej niespodziewane, że Frania nie wiedziała zrazu, co odpowiedzieć. Lecz po chwili zrozumiała, że zapala się przed nią jakieś nowe światło, otwiera inny świat. – Czy chcę kochać Pana Jezusa? – całym sercem odpowiedziała: – Tak! I oto nagle pojęła, że istnieje coś więcej nad rzeczywistość, w której wzrastała, a która jakimś murem dzieliła ją od tej przedziwnej tajemnicy łaski, przeczuwalnej zaledwie sercem. Więc teraz przejdzie jak przez uchylone drzwi w tę nieznaną przestrzeń Bożych prawd i będzie poznawać Boga, Jego Miłość, Jego odwieczny plan nad światem. Z natężoną uwagą słuchała, łowiła każde słowo Ojca Kapucyna: – Bóg jest Miłością – mówił – i tak umiłował świat, że Syna Swojego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. I oto właśnie Syn, druga Osoba Trójcy Świętej, stał się Człowiekiem i wszedł w zwyczajne ludzkie życie. Był dzieckiem, jak tysiące innych, i wzrastał w Nazarecie pod opieką Swej Matki i Świętego Józefa. I założył na ziemi Królestwo Boże. – Co to jest Królestwo Boże? – zapytała Frania. Znała z lekcji historii królestwa ziemskie, znała tragiczne dzieje Królestwa Polskiego, ale Królestwo Boże? – Królestwo Boże jest w nas – mówił kapłan. – To życie Łaski w życiu, w sercu człowieka, to panowanie Boga w ludzkiej duszy. Bo Bóg tę miłość, którą wypełnione jest niebo, przyniósł na ziemię i w Najświętszej Rodzinie zapalił jak ognisko, by każdy, kto Boga pragnie, kto za Nim tęskni, kto Go szuka, mógł przyjść i ogrzać się przy tym ogniu i stać się lepszym człowiekiem. (…) 14 – A gdy Jezus dorósł – usłyszała na kolejnej katechezie Ojca – pożegnał Matkę i wyszedł z Nazaretu ze swym Boskim Słowem, by nauczać i uzdrawiać, by czynić dobrze i zbawiać. – To właśnie MIŁOŚĆ wyszła z Nazaretu na cały świat, by ludzie mogli się kochać, ale ludzie Jej nie poznali…. – Ja pójdę za tą MIŁOŚCIĄ – pomyślała Frania – będę Jej szukać, odnajdę, przywrę do Niej – i już Jej nigdy nie odstąpię. Ktoś mówił – przypomniała sobie – że MIŁOŚĆ nie jest kochana. Kto to powiedział? Prawda, przecież słyszała na kazaniu, że to słowa św. Franciszka. Więc pójdę kochać MIŁOŚĆ – postanowiła. (…) Powtarzające się lekcje katechizmu uwrażliwiały coraz bardziej serce Franciszki. Nowymi oczyma patrzyła teraz na otoczenie i głębiej odczuwała obojętność religijną rodziców i bliskich. I było jej żal. Radością jednak napawała ją myśl o I Komunii Świętej i zjednoczeniu z Panem Jezusem w Sakramencie Miłości, w którym ogarnie wszystkich drogich i powie o nich Bogu. Spoważniała, przycichła. Więcej czasu niż dotąd poświęcała modlitwie i grze na fortepianie. Muzyka zawsze była jej ulubionym zajęciem, teraz jednak mogła w niej wypowiedzieć wszystkie uczucia, które jak rwąca rzeka wzbierały w jej sercu i niosły ją w pragnieniach ku samemu niebu. – O Panie mój – modliła się, wspominając ten dzień – cóż powiedzieć mogę i jak wyrazić, co czułam w mym sercu. Wszystko zniknęło z moich oczu, z myśli, uczuć, tylko jedna myśl, jedno pozostało: Pan Jezus przychodzi do mnie, mój Bóg i mój Pan. duchowość Uroczystość I Komunii Świętej odbyła się w Warszawie, dnia 1 maja 1855 roku w kościele Ojców Kapucynów, przy ulicy Miodowej. Frania przygotowała się do niej tak intensywnie, że do końca życia wspominała ją i obchodziła jej rocznicę jako najpiękniejsze wydarzenie lat dzieciństwa. Rodzice prześcigali się niemal w staraniach, by dzień ten pozostał dla Frani pamiętny (…) lecz wszystkie te zamierzenia nie zdołały zakłócić skupienia Frani. Pamiętała wciąż jeszcze, jak klękała na stopniach ołtarza i jak wszystko zniknęło jej z oczu, gdy na wpół przytomna z przejęcia po Komunii Świętej, rozradowana i szczęśliwa, pochyliła się w kornym hołdzie przed Bogiem utajonym w Eucharystii. (…) Po I Komunii Świętej rozpoczęła świadomie nowe życie. Dotąd lubiła piękne ubrania, przejażdżki powozem, teraz rezygnowała chętnie ze wszystkiego, by podobać się Bogu. (…) Owocem I Komunii Świętej było również rozbudzenie w sercu Frani silniejszego poczucia skromności i umiłowanie cnoty, a także gotowość rezygnacji z próżności dziewczęcej, właściwej jej wiekowi. (…) 8 czerwca 1855 roku otrzymała od spowiednika pozwolenie przyjęcia raz jeszcze Pana Jezusa i tegoż dnia po południu otrzymała Sakrament Bierzmowania. Udzielił go arcybiskup Antoni Fijałkowski w kościele Sióstr Sakramentek. Frani zdawało się, że posiadać będzie całe niebo: rano Pana Jezusa przez Komunię Świętą, po południu Ducha Świętego i nowe imię: Maria, które obrała sama na cześć Matki Bożej. Czuła się u szczytu szczęścia. Franciszka Siedliska (imię zakonne Maria od Pana Jezusa Dobrego Pasterza) urodziła się 12 listopada 1842 r. w Roszkowej Woli (woj. łódzkie), zmarła 21 listopada 1902 roku w Rzymie. Była założycielką Zgromadzenia Najświętszej Rodziny z Nazaretu, inaczej Zgromadzenia Sióstr Nazaretanek lub potocznie nazaretanek (1873 r.), i tercjarką franciszkańską. Została beatyfikowana 23 kwietnia 1989 roku. Wspomnieniem liturgicznym bł. Franciszki Siedliskiej jest 25 listopada. Jest patronką Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii. Piękny przykład małej Frani, późniejszej Matki Marii Franciszki Siedliskiej, niech stanie się inspiracją do przypomnienia sobie daty swojej I Komunii Świętej i przyjęcia Sakramentu Bierzmowania. Niech te dni staną się dla nas nie tylko zwykłymi rocznicami, ale ważnym świętem i okazją do ich celebrowania. czerwiec – sierpień 2016 15 goniec niepokalanej „W sierpniu duchowość Sabina Bańka każdy kwiat woła… … zanieś mnie do kościoła” – mówi ludowe przysłowie. Legendy opowiadają, że gdy apostołowie otworzyli grób Matki Bożej, nie znaleźli w nim ciała, a jedynie piękne, pachnące róże i lilie. W innej historii czytamy o śpiącej, obsypanej różami Maryi, wziętej do nieba przez zstępujących z nieba aniołów. Opowieści te stanowią jedno z wielu symbolicznych wyjaśnień, dlaczego w Święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny święcimy kwiaty, zioła i zboża. Cudowne zakończenie ziemskiego życia Maryi potwierdził uroczyście papież Pius XII, ogłaszając 1 listopada 1950 r. dogmat, że Maryja „otrzymała jako najwspanialsze zwieńczenie swych przywilejów dar wolności od zepsucia cielesnego, i podobnie jak Syn, po zwycięstwie nad śmiercią, została z ciałem i duszą wzięta do chwały niebios, by tam zajaśnieć jako Królowa zasiadająca po prawicy swego Syna, nieśmiertelnego Króla wieków”. W mszalnej prefacji dziękujemy za to, że „dzisiaj została wzięta do nieba Bogurodzica Dziewica. Ona pierwsza osiągnęła zbawienie i stała się wizerunkiem Kościoła w chwale, a dla pielgrzymującego ludu źródłem pociechy i znakiem nadziei. Nie chciałeś bowiem, aby skażenia w grobie doznała Dziewica, która wydała na świat Twojego Syna, Dawcę wszelkiego życia”. Sierpniowe święto Wniebowzięcia NMP, które tę prawdę przypomina, nosi różne potoczne nazwy: Matki Boskiej Zielnej lub Matki Bożej Dożynkowej; Czesi mówią o Matce Bożej Korzennej, Estończycy – o Matce Bożej Żytniej. W starszych źródłach czytamy o Święcie Śmierci, 16 Odpocznienia, Zaśnienia. Nazwy odzwierciedlają symbolikę tego dnia, splecioną ściśle z prawdami teologicznymi, narosłymi na ich gruncie legendami, prawami przyrody oraz funkcją dziękczynną i błagalną. Matka Boża Uzdrowicielka W święcone bukiety wplatamy zioła, ponieważ chcemy być zdrowi – zdrowi fizycznie, w czym pomagają nam właśnie zioła, ale i duchowo: człowiek powinien mieć piękną duszę, a w wieczności niebiańskie, pozbawione wszelkich wad ciało. Uosobieniem tego ideału jest Maryja. To pragnienie doskonałości zachęca nas do przygotowywania symbolicznych wiązanek. Według starej tradycji, w bukiet wiązano siedem – a jest to liczba symbolizująca doskonałość już w Starym Testamencie – lub siedemdziesiąt siedem (!) różnych ziół i zbóż, później także kwiatów. „Żelazny zestaw” stanowiły rumianek, mięta, melisa, bazylia, rozmaryn, lubczyk i nasturcja. Zioła kojarzone są także z Matką Bożą poprzez swą zieloność, symbolizującą w średniowieczu dziewictwo – „pełna zieloności w swym dziewictwie” Maryja stawała się naturalną opiekunką zielonych ziół. Niepokalana jest również Uzdrowieniem Chorych (Salus Infirmorum), wielka uroczystość Uzdrowicielki jest więc najlepszym dniem dla święcenia uzdrawiających roślin. Patronka Plonów Nie bez powodu w wiązance znajdziemy również zboża. Sierpień to wyjątkowa pora; jest to błogosławiony czas żniw. „Na Wniebowzięcie pokończone żęcie” – mówi przysłowie. Tego dnia przynoszono wiązanki zbóż, owoców i roślin, dziękując Matce Bożej za pomoc w ciężkiej pracy na roli, bogactwo plonów oraz opiekę nad ludźmi. W trakcie całej oktawy przedświątecznej zbierano najdorodniejsze kłosy, warzywa i owoce. Przyniesione do kościoła snopy były tak okazałe, że tego najważniejszego dnia zajmowały całą świątynię. Żniwa połączone były z pięknymi tradycjami, stanowiącymi przygotowanie do święta Matki Bożej Zielnej, nazywanej także Patronką Plonów. Przed rozpoczęciem prac żeńcy żegnali pole i odmawiali modlitwę: „Panie, dziękuję za ten dar, modlę się za tych, którzy przy tych plonach się trudzili. Będziemy to ziarno zbierać z modlitwą i dzielić się nim całym sercem. Dzięki Ci, Panie, za to cudowne rozmnożenie chleba, jak kiedyś uczynił Chrystus, bo z jednego ziarna wyrosło dwadzieścia, a czasem trzydzieści ziaren”. Gdy związano już ostatni snop zboża, znowu się modlono: „Kiedyś, w końcu życia, przyjdziemy do Ciebie, Panie, z naręczem kłosów, kwiatów i owoców stokrotnych. Zboże i kwiaty złóż na ręce Swojej Matki, a nas, zmęczonych żniwiarzy, przyjmij do Siebie”. Tymi słowami wyrażano nadzieję, że jako zbawieni znajdziemy się wszyscy w domu Ojca w niebie. Wdzięczni Bogu i Najświętszej Matce, przynosząc do poświęcenia wiązanki kwiatów, zbóż, roślin i warzyw, proszono, by w wieczności Maryja przedstawiła Stwórcy Swoje dzieci nie z pustymi rękami, ale z naręczem dobrych uczynków. czerwiec – sierpień 2016 17 goniec niepokalanej Wilno to miasto szczególne pod wieloma względami, związane historycznie z dwoma ważnymi obrazami. Pierwszym z nim jest wizerunek Matki Bożej Ostrobramskiej, o którym była mowa w poprzednim numerze Gońca; drugim jest obraz „Jezu, ufam Tobie” powstały z inicjatywy św. Faustyny Kowalskiej. Siostra Faustyna Helena Kowalska znana jest nam dziś ze swego zakonnego imienia – Faustyna. Wstąpiła ona do Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Dostąpiła zaszczytu wizji, podczas których widziała Pana Jezusa i słyszała Jego głos. Przekazywał jej swoje orędzie, które pobożna siostra natychmiast chciała wcielać w swoje życie oraz zaszczepiać innym. Za namową swojego spowiednika, ks. Michała Sopoćki, zaczęła w formie dziennika zapisywać przeżycia związane z tymi wyjątkowymi spotkaniami. Dziś ten Dzienniczek uznawany jest za dowód jej głębokiej duchowości. Ona sama została kanonizowana w 2000 roku, a jej wspomnienie liturgiczne przypada na 5 października. Obraz Jezusa Miłosiernego W powtarzających się wizjach Pan Jezus prosił, aby powstał obraz przedstawiający Jego wizerunek. Będzie on symbolem Jego miłosierdzia. Pierwszy z obrazów nie do końca spodobał się siostrze Faustynie, gdyż twierdziła, że Jezus na nim przedstawiony nie jest tak piękny jak ten, który widziała w swej wizji. 18 Wspomniany wizerunek można zobaczyć w jednym z wileńskich kościołów. Kilka lat później zlecono namalowanie drugiej wersji – tej, którą każdy z nas zapewne widział w jakimś kościele lub na świętym obrazku. Jego oryginał znajduje się w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach. Symbolika obrazu jest bardzo wymowna – czerwień i biel oznaczają krew i wodę, które wypłynęły z boku Jezusa na krzyżu, a dziś są znakiem łask. Biel szaty Chrystusa oznacza oczywiście czystość, a Jego uniesiona dłoń to znak błogosławieństwa. Z obrazem związany jest szczególny kult, gdyż s. Faustyna zapisała też słowa wyjątkowej modlitwy, podyktowanej jej przez Pana Jezusa. Modlitwa ta znana jest dziś jako Koronka do Bożego Miłosierdzia. Za jej przyczyną można dostąpić wielu łask, zwłaszcza wtedy, gdy będzie się ją odmawiało o godzinie 15.00, czyli na pamiątkę godziny śmieci Pana Jezusa. Uroki miasta Wilno jest pięknym miastem, w którym znajduje się wiele zabytków wartych odwiedzenia. Spacerując po nim, możemy mieć wrażenie, że to miasto kościołów – na każdym kroku znajdują się przepiękne świątynie, w tym klasycystyczna katedra z relikwiami św. Kazimierza. Godnym odwiedzenia miejscem jest też niewątpliwie Cmentarz na Rossie, gdzie możemy nawiedzić groby pochowanych tam Polaków. Ołtarz z relikwiarzem św. Kazimierza Miłosierdzie Boże, tajemnico niepojęta – ufamy tobie! Miłosierdzie Boże, które wypłynęło z otwartej rany Serca Jezusowego Miłosierdzie Boże, chroniące nas od ognia piekielnego Miłosierdzie Boże, słodkie ukojenie dla serc udręczonych Miłosierdzie Boże, rozkoszy i zachwycie dusz świętych B ufamy tobie! Miasto cudownego obrazu Ewa Żydek wędrówki gońca Módlmy się: oże, którego Miłosierdzie jest niezgłębione, a skarby litości nieprzebrane, wejrzyj na nas łaskawie i pomnóż w nas ufność w Miłosierdzie Swoje, byśmy nigdy w największych nawet trudnościach nie poddawali się rozpaczy, lecz zawsze ufnie zgadzali się z Wolą Twoją, która jest samym Miłosierdziem. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Króla Miłosierdzia, który z Tobą i Duchem Św. okazuje nam Miłosierdzie na wieki wieków. Amen. marzec – kwiecień 2016 19 goniec niepokalanej Madonna wśród kwiatów Marta Żydek Projekt witrażu można zobaczyć w Muzeum Narodowym w Poznaniu Maj nie bez przyczyny nazywany jest najpiękniejszym miesiącem w roku. Zakwitają rośliny, wszystko dookoła się zieleni i mieni wieloma barwami o najróżniejszych odcieniach. Otwierają się małe pączki na gałęziach drzew, robi się coraz cieplej. Wokół unoszą się piękne zapachy wzrastających roślin. Zapewne nieprzypadkowo maj, właśnie ze względu na to dostrzegalne piękno, nazwany jest miesiącem maryjnym, bo przecież wszystko, co najpiękniejsze, chcemy oddać Matce Bożej. 20 Najcenniejsze są dobre uczynki, czyste serce, miłość bliźniego, ale chcemy ofiarować też coś z tych ziemskich, marnych rzeczy. Dajemy to, co uważamy za wyjątkowe, co sprawia nam przyjemność, co jest symbolem wdzięczności. Niewątpliwie te role spełniają kwiaty. W wielu miejscach istnieje zwyczaj, że w czasie nabożeństw majowych ludzie zbierają się przy najbliższych figurach Matki Bożej i tam wspólnie się modlą. Figury te czy też kapliczki, często przydrożne, ozdabiane są wtedy sezonowymi kwiatami, aby zaznaczyć w ten sposób wyjątkowy, maryjny czas. Zwyczaj taki był i na szczęście nadal jest – choć coraz rzadziej – praktykowany głównie na wsiach. Wiejska Madonna Stanisław Wyspiański, malarz, poeta, architekt, dramaturg, wielki miłośnik wsi polskiej, tak też przedstawił swoją wizję Maryi. Wiejska Madonna lub po prostu Madonna z Dzieciątkiem jest to polichromia (wielobarwny obraz namalowany na ścianach, sufitach, sklepieniach czy rzeźbach), wykonana do kościoła oo. franciszkanów w Krakowie za pomocą pastelu – techniki malarskiej, do której używa się specjalnych kolorowych kredek. Madonna narysowana jest na specjalnym, dość dużym kartonie – 485 na 100 cm. Artysta zaprojektował całą dekorację wnętrza tegoż kościoła. Ukoronowanie Matka Boża jest tu przedstawiona z Dzieciątkiem Jezus, którego trzyma na prawej ręce. Jezus opiera główkę o policzek Swojej Matki. Nie patrzy na nas, oczy ma zwrócone w górę, a my widzimy tylko lekko uniesioną główkę z profilu. Cały otulony jest długim, jasnoróżowym płaszczem Matki, który spowija także niemal całą Jej sylwetkę. Dzieciątko ubrane jest w szatkę w podobnym odcieniu. Pod płaszczem widzimy piękną suknię Maryi, kultura zdobną w kwiaty i wyszywaną w ludowe wzory. Madonna nosi naszyjnik, zapewne zwyczajem ówczesnych kobiet są to korale. Matka Boża z czułością podtrzymuje Dzieciątko Jezus, patrząc na nas, na widzów, z taką samą czułością. To zwyczajna scena – Matka z Synem wśród pięknych kwiatów. U stóp Maryi ścielą się polne kwiatki, w oddali widzimy błękitny bratek, wiją się piękne zielone liście. Podniosły nastrój tworzy jednak złocista łuna i gwiazdy otaczające Najświętszą Panienkę – dodają one majestatu i boskości. Także dwie postaci unoszące się nad Maryją i Dzieciątkiem sprawiają, że odczuwamy wyjątkowość tej sceny. Ubrane w błękitne stroje, wynurzają się niejako z zarośli, trzymając piękną, bogato zdobioną koronę, którą wkładają na głowę Matki Bożej. Co prawda nie widzimy tu skrzydeł, możemy się jednak domyśleć, że są to aniołowie koronujący swoją Panią. To, co najpiękniejsze Znamy też inną wersję tego motywu, gdyż Stanisław Wyspiański często powtarzał tworzone przez siebie elementy z dekoracji kościołów. Drugi obraz wykonany tą samą techniką różni się jednak od poprzedniego kolorystyką. Matka Boża ma tutaj jasnoszary płaszcz, a sukienka Dzieciątka jest w odcieniach błękitu. Nie znajdziemy tu też dwóch unoszących się postaci z koroną, ale za to jest więcej kwiatów otaczających postacie. Widzimy szeroko rozłożone korzenie i wysokie pnącza, z których wyrastają białe kwiaty. Niewątpliwie obie wersje tego obrazu mają identyczny przekaz: ukazać piękno Matki Bożej w otoczeniu tego, co najpiękniejsze na ziemi, czyli kwiatów. Pastel na kartonie znajdujący się w Muzeum Mazowieckim w Płocku czerwiec – sierpień 2016 21 goniec niepokalanej Promień Marie Reynes-Monlaur: powieść z czasów chrystusa (fragment) Głos był bardzo silny, dał się słyszeć w całej olbrzymiej świątyni od końca do końca, a mimo to był niewypowiedzianie łagodny. Zuzanna drgnęła z radości. Głos ten przeniknął ją na wskroś jak promień słońca, przenikający przez chmury. To był On! To był On, Jezus z Nazaretu – znajdował się blisko niej, gdyż stał obok skarbca, On tak oczekiwany i upragniony, że już Go nawet nie śmiała przywoływać myślą po tylu zawodach. Przyszedł, mówił w świątyni, a mówił z powagą najwyższego Mistrza! Słuchała Go, pogrążona w radości. Teraz słuchaczami Jezusa nie byli już rybacy i ciemni prostaczkowie z Galilei. To Jeruzalem uczone i potężne, to sama świątynia i jej kapłani, to sanhedryn cały słyszał Jego słowa… Mówił jak władca! Czyż nie miał zostać królem? Ach, jak ona Mu pod stopy słała majestat, godność, cześć, tłumy wielbiące Go i tryumfalne hymny! Cała jej dusza Żydówki śpiewała pieśń radości Chrystusowi – Królowi i pragnęła, by Go triumfalnie witano! Przychodzi dla wszystkich, więc wzywał wszystkich: tych, którzy pragną i tych, co upadają znużeni wśród drogi, wzywał wszystkich zgłodniałych, wszystkich nędzarzy życia! Bez wątpienia marzyła o Nim jako o „panującym”, tak jak każdy prawy Żyd marzył o Mesjaszu; ale przyzywała przede wszystkim, ach! przede wszystkim wielkiego uzdrowiciela dusz. Szła do Niego, naglona świętym pragnieniem rzeczy boskich. Taką była, przypomnijmy sobie, pierwsza niema jej 22 prośba za pierwszym na Niego spojrzeniem. Urzeczywistniła w sobie, o ile mogła, owo błogosławieństwo dusz czystych, jakie jej Jezus wtedy oznajmił. A odtąd modliła się, cierpiała i horyzont jej się rozszerzył. Najpierw z postępowania Jezusa z Nazaretu względem Marii z Magdali nauczyła się nikim nie gardzić: i po trochu ta czystość materialna, zewnętrzna niejako, wydała się jej niewystarczającą. Starała się wyzuć z pragnień drobnych, z myśli samolubnych i ziemskich. Przeczuwała, że dusza powinna zachować lub nabyć przedziwną przejrzystość, aby stać się godną oglądania Boga. Ale jakże oglądać będzie Boga, skoro nie można Go widzieć i żyć dalej? Nie wiedziała. Co krok napotykała nowe ciemności; ale nic już jej nie trwożyło. On tu był. Pójdzie do Niego w godzinie przez Niego wybranej, skoro sam rzekł: „Jeśli kto pragnie, niech do mnie przyjdzie, a pije.” Wzruszenie ludu było nadzwyczajne. Gromadzono się, tłoczono, szukając Go wszędzie. Nazywano Go prorokiem, nazywano Mesjaszem, i zaraz wybuchały spory. „Czyż nie wiemy, iż Chrystus przyjdzie z nasienia Dawidowego?” – mówili jedni. „Czyż Chrystus, gdy przyjdzie, czynić będzie większe niż ten cuda?” – wołali drudzy. „Mesjasz zjawi się od razu – mówił jakiś uczony – nie wiadomo będzie, skąd przychodzi. Ale ten, czyż nie wiemy, że jest synem cieśli?” I odszedł, wzruszając pogardliwie ramionami. Dyskutowano hałaśliwie, poczęto sobie złorzeczyć. Dowódca straży przy świątyni, kultura przecisnąwszy się przez tłum, zbliżył się do Jezusa. Słuchał Go w milczeniu i odszedł zamyślony. Zuzanna słyszała, jak rozwścieczony Annasz wołał, czemu nie schwytają Galilejczyka. Usłyszała też odpowiedź łuczników i setników: „Nigdy tak człowiek nie mówił, jako ten człowiek!” – i wybuch strasznej złości faryzeuszów krzyczących: „Alboście i wy zwiedzeni? Izaliż który z książąt albo faryzeuszów uwierzył weń? Ale ten gmin, który nie umie zakonu, przeklęty jest!” Lekki dźwięk złotych dzwoneczków u szaty arcykapłana mieszał się z wrzaskami i złorzeczeniami. W upokarzającej służbistości szedł teraz wielki kapłan oddać święty ubiór pod straż Rzymian, a jakkolwiek przyzwyczajony był i obojętny na wstyd tego służalstwa, to jednak niekiedy dziwną mu ono goryczą było zaprawione. Nie ten to syn cieśli, nie ten łagodny, jasnowidzący mocen będzie zburzyć znienawidzony fort Antonia! Ale pod wpływem swym pociągnie lud do jakiegoś rozruchu; a wówczas Rzymianie zburzyliby może bogate miasto… Usta Kajfasza wykrzywił wstrętny uśmiech. Dzwonki, brzmiąc czysto za każdym krokiem kapłana, dodawały jakiejś wesołości wzmagającemu się zgiełkowi… Zuzanna oglądała się za znajomym obliczem. Gamaliel odszedł przed końcem ceremonii. Faryzeusze i starsi w zakonie zgromadzili się w Gazith, sali zebrań; a Jezusa otaczał tłum tak wielki, że nie śmiała doń się zbliżyć. Po chwili zasłona, zakrywająca wejście do Gazith, uniosła się. Wyszli pyszni i pogardliwi członkowie sanhedrynu, rozmawiając bardzo głośno. Z kolei Nikodem ukazał się w świetlanym przejściu; był przygnębiony i jakby zawstydzony. Zuzanna przyłączyła się do niego pod kolumną, otaczającą dziedziniec niewiast, i promieniejąca wskazała mu podnieconą ludność: – Jezus z Nazaretu jest tam – rzekła. – Nazywają Go wielkim Prorokiem, Mesjaszem. Wszyscy biegną do Niego. Patrz, jak Go miłują! – Patrz, jak Go nienawidzą – odrzekł Nikodem, wskazując bojaźliwym ruchem gromadę oddalających się książąt kapłańskich i starszyznę. – Niedobrze dla Niego, by tu pozostawał! Gdyby ich znał, gdyby wiedział, z jaką zawziętością pragną Go zgubić! Ale jak Go ostrzec, by uciekł? – Uciekać? Po co uciekać? – spokojnie zapytała Zuzanna. – Oni nic przeciw Niemu nie mogą! I cóż znaczy ich nienawiść? Czyż Bóg nie powiedział o swoim Chrystusie: „Będę z Nim, pobiję nieprzyjaciół Jego; zetrę ich głowy i uczynię z nich czerwiec – sierpień 2016 23 goniec niepokalanej podnóżkiem nóg Jego?” Jezus z Nazaretu zna wiele rzeczy. Jeżeli tak długo Nań oczekiwaliśmy, to dlatego, że On sam czekał godziny swojej. Uzbrajał się w milczeniu do walki. Teraz zna Swoją moc. Przyszedł, aby zwyciężyć… Nikodem zaś, jakby mówiąc do siebie, dodał: – Przyszedł może, aby umrzeć. VIII Zgasła radość Zuzanny. Słowa Nikodema dźwięczały jej odtąd w uszach jak dzwon żałobny, choć im tylko na pół wierzyła. Jeżeli Jezus jest Mesjaszem, jak to wyznawała cała jej dusza, to nie może umrzeć, nie może być potępiony przez radę kapłanów. Gdy już ugruntuje Swoje dzieło pokoju, gdy umocni Swoje królestwo i rozpocznie nareszcie ową błogosławioną erę, opiewaną przez proroków, wtedy okryty chwałą będzie mógł zasnąć snem wielkim, ukołysany dziękczynieniami ludu swojego. Może nawet jak Eliasz wzniesie się w niebo na ognistym wozie, nie przechodząc przez ciemną godzinę śmierci. Czy wszystkie obietnice pisma, dane przyjaciołom Boga, nie miałyby się spełnić na osobie wysłańca Pańskiego, Świętego, Jedynego Chrystusa? Przewrotna wola ludzi nic nie zdoła przeciwko Bogu samemu. „Pan szydzić będzie z rad bezbożników, rozproszy ich jako dym nikły.” A więc czegóż się lękać? Niestety! Miłość sama czyniła jej wiarę tak bojaźliwą. Chrystusa postać była tak tajemnicza. Jezus nie odrzucał co prawda okrzyków uniesienia, jakimi tłumy Go przyjmowały: „To Chrystus! To Mesjasz!” Ale nie żądał wcale czci i nie zabiegał o godności: a cóż jest bliższym błędu niż ślepy 24 entuzjazm? Wierzono Mu z powodu cudów, jakie działał. Ależ tylu innych czyniło cudowne dzieła! Tylu innych prowokowało, oswobadzało lud wybrany i tylu umiłowanych od Boga umarło śmiercią okrutną! Cała krwawa historia rozwijała się przed jej oczyma w przerażającym wspomnieniu: bohaterscy Machabeusze, upadający w obronie ojczyzny jeden po drugim pod mieczem wroga; prorocy, ginący śmiercią boleśniejszą, bo zgotowaną nienawiścią współbraci – od niewinnego Abla aż do Zachariasza, zamordowanego między progiem świątyni a ołtarzem! A całe mnóstwo tych bezimiennych, którzy otwierali przed światem głąb swej duszy i pod mieczem lub gradem kamieni odpokutowali zbrodnię niepodobania się potężnym. Ileż krwi wsiąkło od wieków w te ulice i place! Iluż świętych i proroków wymordował ten lud o sercu kamiennym! Dreszcz trwogi ją ogarniał i wyciągała tylko ręce do Boga, błagając, aby choćby Jezus był tylko prorokiem, Bóg się nad Nim ulitował i nie pozwolił Mu umrzeć, jak tylu innym we łzach i hańbie! Dni następne pełne dla niej były niepokoju. Jezus co rano bywał w świątyni, chodziła Go słuchać trwożna, lecz zachwycona zarazem. Były to godziny wielkich walk, pytań podstępnych, trudu bez wytchnienia. To pojedynczo, to gromadnie faryzeusze i saduceusze zbliżali się do Jezusa, podnosząc kwestie wciąż się odnawiające, starali się podchwycić Go czy w błędnym jakimś słowie, czy w nie dość dokładnie przytoczonym tekście Pisma, i zawsze odchodzili zawstydzeni i zdumieni. „Jakoż Ten umie Pismo, gdy się nie uczył?” Do duszy Zuzanny niektóre słowa Jezusa padały jak proroctwa, rozszerzając kultura krąg jej trwogi. On mówił: „Szukacie, jakby mnie zabić, iż mowa moja nie ma u was miejsca… Być był Bóg ojcem waszym, wtedy byście mnie miłowali; lecz teraz szukacie, jakby mię zabić. Ja idę… dokąd ja idę, wy przyjść nie możecie.” Zaprzeczenia się podnosiły, spory bardziej gorzkie ponawiały się i potęgowały. I wraz z przerażeniem Zuzanna ujrzała, jak najzacieklejsi porwali kamienie, by ukamienować Mistrza. Jednego z tych dni niepokój doszedł do szczytu. Opowiadano, że Nazarejczyk przywrócił wzrok ślepemu od urodzenia, znanemu przez całe miasto, któremu i Zuzanna, idąc do świątyni, często dawała jałmużnę. Ów człowiek rozprawiał teraz z otwartymi oczyma. Bez wytchnienia powtarzał swoje świadectwo, któremu zaprzeczano. „Byłem ślepy, teraz widzę.” Rodzice jego to samo mówili kapłanom i ludowi. Zgiełk powstał nie do opisania; wszyscy tłoczyli się koło uzdrowionego, aby go widzieć, aby go badać. Gamaliel był w świątyni; co dzień tam chodził. Godzinami stał pod królewskim portykiem lub w dziedzińcu niewiast, wpatrując się w młodego Mistrza, słuchając Go uważnie. Bywał tam to z Nikodemem, to z nowym swym uczniem, Łazarzem z Betanii, ale najczęściej sam, i nikt się temu nie dziwił, tak zwykłe było u niego dumne odosabnianie się. Poważny i spokojny przywołał teraz tego, który dotąd był ślepy. – Jakoż ci się oczy otworzyły? – zapytał. A ten odpowiedział: – Człowiek ów, którego zowią Jezusem, uczynił błoto i pomazał oczy me i rzekł mi: „Idź do sadzawki Siloe, a obmyj się.” I szedłem, umyłem się i przejrzałem. Wszyscy zapytali: – Gdzie jest Jezus? A uzdrowiony odrzekł: – Nie wiem. Wtedy faryzeusze, nie mogąc zaprzeczyć cudu, którego rzeczywistość z każdą chwilą się stwierdzała, znaleźli nowy argument. Ślepy został uzdrowiony w dzień sabatu: było to dosyć, by podniecić ich złą wolę. „Ten człowiek nie jest od Boga, skoro nie chowa sabatu.” Gamaliel oburzył się. Jak to! Uzdrowić, uleczyć człowieka, uwolnić go od strasznego kalectwa, uczynić na dalsze życie swobodnym i zdrowym, to nie był uczynek dobry, nie z Boga pochodził?… „Jakoż może człowiek grzeszny takowe cuda czynić?” – zapytał zimno. Wszyscy zamilkli, a Gamaliel się oddalił. I on tak samo jak Nikodem smutne mówił rzeczy, i on miał okrutne przeczucia. Czuł, że ostateczna walka rozstrzyga się między całym judaizmem takim, jakim go podawała starszyzna, a cichym reformatorem, tak pewnym swego posłannictwa, tak wspieranym przez Boga, ale też tak gardzącym wszelkimi ludzkimi środkami, tak śmiałym w gorących zarzutach! I doprawdy walka wydała mu się zbyt nierówna! Z jednej strony potęga, władza nad ludem, prawo do życia i śmierci, siła na usługach niezwalczonych przesądów i sumień, szczelnie zamkniętych, z drugiej zaś ten młodzieniec, gorący entuzjasta, z serca wołający: „Oni was oszukują… ten suchy formalizm zabija wszelką religię i duszę każdą. Bóg jest Duchem. Zbliżycie się do Boga, w miarę jak będziecie dobrymi, prawymi, miłosiernymi i czystymi, ale nie powierzchownie tylko, lecz w głębi serc waszych. Bo Duch ożywia, ciało nic nie pomaga. czerwiec – sierpień 2016 25 goniec niepokalanej Ojciec mnie przysłał: On i ja – jedno je- – słowem jeżeli jest tylko człowiekiem, nie steśmy. Patrzcie, jam jest droga, jam jest Bogiem, to Go trzeba ratować. Trzeba Go prawda, jam jest żywot.” bronić od Jego własnej nieroztropności Gamaliel z namiętnym zajęciem śle- i od wściekłości wrogów. I Gamaliel obiedził tę walkę na śmierć. Przez cały ty- cywał sobie, że ostrzeże Jezusa, jeżeli niedzień uroczystości Przybytków i w dni bezpieczeństwo stanie się groźniejszym, następne nie opuszczał prawie świątyni. a nawet dom swój uczyni Jego schronieDusza Chrystusa pociągała go i podbi- niem. Umiłował Go. Wieczorem, znalazłszy się z Zuzanną jała. Za każdą odpowiedzią, którą Jezus z Nazaretu zawstydzał swoich przeciwni- i kilku przyjaciółmi: Nikodemem, ków, jednym słowem niwecząc ich prze- Łazarzem z Betanii i Józefem z Arymatei, wrotne wybiegi i subtelności, Gamaliel szlachetny mistrz wyjawił im swoją myśl. uśmiechał się z zadowoleniem doświad- Nigdy wcześniej nie był bardziej wymowczonego mistrza wobec młodej i pięknej ny, bardziej wspaniały. Jego wielka dusza inteligencji. Znajdował Go tak wielkim, dobrowolnie zwyciężyła pierwotny ból; gdy sam jeden walcząc z tą falą nienawi- już nie usuwał od siostry swojej – swości, rozpraszał ją i wniwecz obracał bez jego dziecka – obcego wpływu; a choć gniewu, ruchem i słowem spokojnym. I w jego sercu tkwił jeszcze bolesny cierń, po trochu dziwne żywe przywiązanie po- mimo to jednak, z ręką opartą na ciemwstawało w sercu Gamaliela ku Jezusowi, nowłosej główce Zuzanny, przysiągł, że mimo powątpiewania o tym posłannic- uratuje Jezusa z Nazaretu, o ile to będzie twie. Pokochał Jezusa i Jego gniew święty, w jego mocy. Dziewczę do ust przycisnęło pokochał słodkie Jego przypowieści – tę ukochaną rękę brata. Ona już była prao Dobrym Pasterzu, którą w owych dniach wie zupełnie pewna, on jeszcze wątpił; mówił – pokochał głębokość dziwnych ale choć tak różni uczuciami, oboje mieJego słów, nad którymi długie rozmyślał li jedno pragnienie – uratować Proroka. godziny… Nigdy jednakowoż Gamaliel nie Nikodem wierzył, lecz był bojaźliwy; Józef zwrócił się z mową wprost do Niego; nie z Arymatei czekał tylko skinienia, by pod pytał Go, ale słuchał uważnie i wkrótce rozkazy Jezusa oddać oddział uzbrojonych nabył zupełnej wiary w prawość i pięk- gorących patriotów. Łazarz miłował i wieność tej duszy. rzył z gorliwością neofity, z wdzięcznością I wtedy ścisły dylemat nasunął się nie dającą się wysłowić. Zachęcony przez mistrzowi przed oczy. Jeśli Jezus jest Gamaliela opowiedział, jak im Jezus oddał Chrystusem, to jakkolwiek nierówne są przemienioną i czystą siostrę, którą już szanse, Bóg wyswobodzi Go z rąk nieprzy- mieli za straconą. Teraz między Jezusem jaciół. Jeżeli jednak – co było prawdopo- z Nazaretu a rodziną z Betanii zawiązadobniejsze – młody Nazarejczyk jest tylko ła się tkliwa przyjaźń. Zdumienie wielprorokiem, umiłowanym przez Boga dla kie ogarnęło Gamaliela i jego siostrę, gdy czystości myśli i życia, ale poświęcającym przypominając sobie ucztę u Szymona się urojonemu posłannictwu, łudzącym faryzeusza, dowiadując się wszystkich samego siebie w uniesieniu gorliwym szczegółów, poznali, że siostrą Łazarza 26 była Maria z Magdali!… Długo Zuzanna pozostawała w głębokim milczeniu, podziwiając zbieg okoliczności i rozważając, jakimi drogami Bóg ich wszystkich prowadzi. Tygodnie mijały, a Jezus nie ukazywał się w świątyni. Dla Zuzanny było to pewną ulgą; czuła, że na tę chwilę przynajmniej jest wolny od zemsty kapłanów; miała nadzieję, że z czasem imię Jego przestanie być kamieniem obrazy i zgorszenia. Ale tłumy wciąż jednakowo były rozdzielone i wzburzone, a gdy w środku zimy Jezus zjawił się na uroczystość Poświęcenia świątyni, walka znów się rozpoczęła z tegoż punktu, w jakim ją przed kilku miesiącami zostawił. Pierwsze pytanie, jakie Mu zadano, zawierało w sobie wyraz stanu duszy całej Jerozolimy: – Dokądże dusze nasze w zawieszeniu trzymasz? Jeśli Tyś jest Chrystus, powiedz nam jawnie. A smętna odpowiedź piętnowała dobrowolne zaślepienie: – „Powiadam wam, a nie wierzycie. Sprawy, które ja czynię w Imię Ojca mego, toć o mnie świadczą.” I jakby pragnąc zdobyć serca tych, których umysłów nie mógł przekonać, mówił dalej: – „Owce moje słuchają głosu mego, a ja je znam i idą za mną. Ja im też żywot wieczny daję i nie giną na wieki; ani nich żaden nie wydrze z ręki mojej.” Ukryta za filarem Zuzanna słuchała Mistrza. Chodził tam i nazad pod kolumnami obok skarbca. Wymawiając ostatnie słowa, znalazł się tuż koło niej; pierwszy raz od śmierci Jojadaha spotkała wejrzenie Chrystusa; wydało się jej tkliwsze, słodsze jeszcze, ale i smutniejsze, niewypowiedzianie smutniejsze! Przeszedł… Nagłą intuicją uczuła, że On dla zachowania w Swej ręce biednych, chwiejnych dusz, oddałby nawet życie Swoje – i oczy jej napełniły się łzami. Gdy oprzytomniała, gdy chciała zbliżyć się do Niego, aby Go błagać, by liczył na nich, ujrzała, że już wychodzi ze świątyni, że już się oddala, a dookoła rozbrzmiewają groźby, krzyki i słowa oskarżające: „Ty, będąc człowiekiem, czynisz się sam Bogiem!” Wtedy jasno stanęła jej przed oczami symboliczna ceremonia w dniu Zadośćuczynienia. Ujrzała w najdrobniejszych szczegółach rozgrywającą się scenę: lewitów, kapłanów, arcykapłana Kajfasza w długich, białych szatach, wszystkich wypędzających na pustynię kozła ofiarnego. Ujrzała przeklinane zwierzę z kawałkiem purpury zarzuconej na rogi, uciekające, strwożone ścigającymi je krzykami tych, których występki unosiło… I Galilejczyk zstępował także z góry, uwieńczonej świątynią, pod ciosami złorzeczenia wszystkich. Nie był na zewnątrz naznaczony purpurą, ale głąb Jego serca krwawiła się od głębokiej rany, „zadanej Mu w mieszkaniu tych, których umiłował.” A teraz w posępnym, czerwonym świetle zachodu, wśród wichru zrywającej się burzy, szli tym samym szybkim krokiem, wypędzeni – i ten, co był proroczym symbolem i Ten, który był tego symbolu wcieleniem… Przez jakąś okrutną halucynację wydało się Zuzannie, że się stapiają w przejmującą rzeczywistość tak bolesną, że mimo woli z trwogą głośno powtórzyła słowa Izajasza: „Pan włożył nań nieprawość nas wszystkich!” czerwiec – sierpień 2016 27 Drogie Czytelniczki! To ostatni numer Gońca Niepokalanej w tym kształcie. Wkrótce nasze pismo nieco zmieni profil – ma służyć Krucjacie Eucharystycznej, czyli Rycerstwu Jezusowemu. Skierowane będzie zarówno do dziewcząt, jak i chłopców. Mamy nadzieję, że grono naszych czytelników znacznie się powiększy, jednocześnie zasilając szeregi Krucjaty. Szczegóły niebawem! Redakcja Biuletyn Krucjaty Niepokalanej adres redakcji: Goniec Niepokalanej, ul. Garncarska 32, 04-886 Warszawa E-mail: [email protected] http://www.krucjataniepokalanej.pl/Goniec-Niepokalanej redakcja: Sabina Bańka, Joanna Kaczmarska, Anna Mandrela, Ewa Żydek, Marta Żydek fotografie znajdujące się na stronach 12–14 wykonali Ewa Rywolt i Paweł Rywolt. fotografie na pozostałych stronach pochodzą z archiwum redakcji Gońca Niepokalanej. Drodzy Czytelnicy! Aby dobrowolnie wspomóc działalność Krucjaty Niepokalanej oraz wydawanie niniejszego biuletynu, można wpłacać ofiary na konto Fundacji im. O. Damiana de Veuster: Fundacja im. O. Damiana de Veuster ul. Garncarska 32 04-886 Warszawa BRE Bank: 07 1140 1977 0000 3015 3900 1001