Kartka jedenasta z pamietnika Tosi i Franka - dla dzieci
Transkrypt
Kartka jedenasta z pamietnika Tosi i Franka - dla dzieci
Kartka jedenasta z pamiętnika Tosi i Franka Z pamiętnika Tosi Idziemy szlakiem. – dziadek rozpoczął opowieść, a ja z Frankiem wygodnie rozparliśmy się w fotelach. - Na zakrętach zostawiamy odgłosy metalowych kubków, które dyndając przyczepione do plecaków, wybijają miarowy rytm kroków. Droga niesie przed siebie. Gdy rozwidla się miejscami, instynktownie wybieram szerszy trakt. Od dłuższego czasu próbuję znaleźć szlak na przydrożnych drzewach. Dwa białe paski z czerwienią pośrodku – przecież to takie proste, nie sposób ich ominąć! A jednak! Zdarza się najlepszym… - Tak mnie zapewniałeś, że świetnie znasz drogę! – wtrąca babcia wyraźnie zdenerwowana. – Mówiłeś: Mapę mam w głowie, tu nigdy nie zginie! – dodaje, naśladując tubalny głos dziadka i kontynuuje – Szliśmy z ciężkimi plecakami. Oprócz ubrań, śpiworów, mieliśmy także sporo turystycznego jedzenia, a na samym wierzchu delikatnie otulone chustkami: jajka. Nie patrzcie zdziwieni. Wasz dziadek na szczycie planował usmażyć sobie jajecznicę! Okoliczni mieszkańcy ostrzegali nas, by wstrzymać się ze wspinaczką, bo nadciąga burza. Ale dziadkowi burza niestraszna! Kiwał tylko głową i mówił, że zdążymy, bo zna SKRÓT! - I poszliśmy tym skrótem – opowieść szybko przejmuje dziadek, nie dając babci dojść do słowa, a ja i Franek siedzimy wbici w fotele z napięcia. – A przynajmniej mieliśmy nim iść, tylko że w roztargnieniu pomyliłem skróty i poszliśmy innym, który zaprowadził nas... - Donikąd! Droga, którą szliśmy urywała się w pewnym momencie, zawalona kawałkami drzew i kamieniami naniesionymi przez spływającą wodę – dokończyła babcia. – Na dodatek nad nami rozpętała się burza. Postanowiliśmy wrócić do podnóża góry i schronić się w jednym z pobliskich gospodarstw. Dziadek nadał szybkie tempo. Momentami nie mogłam go dogonić. Zastanawiałam się, czy ucieka tak przede mną, czy przed burzą – uśmiechnęła się. - Wokół grzmiało, deszcz padał rzęsiście, a ja myślałam, jak tu odegrać się na dziadku i jeszcze cało donieść jajka. - I jak to się skończyło?! Jak?! – dopytywał żądny finału Franek. - Zatrzymaliśmy się u pana, który przed burzą nas ostrzegał. – dopowiedział dziadek. - Przyjął nas u siebie, udostępnił pokój, by spokojnie przespać noc, wysuszyć ubrania. Byliśmy przecież zupełnie przemoczeni i na dodatek wróciliśmy do punktu wyjścia. Za to na kolację zjedliśmy jajecznicę! Była pyszna. Następnego dnia musieliśmy nadłożyć drogi, ale szliśmy już właściwym szlakiem. Babcia pilnowała mnie, żebym już nic nie pomylił. - Przed snem czytaliśmy fragmenty Pisma Świętego. – babcia zamknęła oczy, by przypomnieć sobie minione chwile. – Rozmawialiśmy o wyjściu Izraelitów z ziemi egipskiej, o ich długiej czterdziestoletniej tułaczce, pieszej wędrówce po pustynnych ostępach, która trwała tak długo tylko dlatego, że nie słuchali Pana, nie zwracali uwagi na jego drogowskazy. - Siostra nam mówiła, że tę drogę można pokonać w kilka dni – Franek pochwalił się swoją wiedzą. - Masz rację – przytaknął dziadek. – Pan Bóg ofiarował ludziom drogowskazy, czyli przykazania. Ofiarował im także wolność. Izraelici mogli żyć zgodnie z przykazaniami lub wbrew nim. Wybrali tę drugą, łatwiejszą drogę, dlatego błądzili. Nasze życie także jest wędrówką. Ścieżka, którą wybierzemy zależy tylko od nas. Pan nikogo nie zmusza, by podążał Jego traktami. To ogromna tajemnica miłości Pana do człowieka. Pana, który czeka na miłość moją, babci, waszą i innych. - Od nas zależy, czy na Tę miłość odpowiemy, czy będziemy jej pragnąć i szukać. - pewnie dodała babcia. - Bo przykazania, moi kochani, nie wystarczy tylko znać, trzeba jest stosować w zwykłej codzienności. Wtedy też nasza wolność będzie przymnażać dobro na chwałę Pana. - Przykazania wolności nie odbierają, one ku niej prowadzą, uczą nas, jak żyć, jak pięknie żyć. Jak stać się dobrym, wartościowym człowiekiem. Człowiek nie lubi rezygnować z przyjemności, dlatego często występuje przeciwko Bożym drogowskazom. Tylko, że wtedy kroczy samotnie, własną drogą, która oddala go od największego szczęścia: Bożej miłości. Uczmy się wytrwałości od św. Stanisława Kostki, bł. Imeldy. W ich osobach upatrujmy siły, by pewnie odpowiadać na drogowskazy Pana. – dziadek uśmiechnął się pod wąsem, kończąc swą opowieść i ciepło popatrzył na babcię. Z przykazaniami jest jak wyprawą moich dziadków. Jeśli wybiorę drogę „na skróty”, będę błądzić: może tylko kilka lat, może 40, a może nawet przez całe swoje życie… Dziękuję Ci Panie za dar przykazań i proszę, napełnij mnie siłą, wytrwałością, bym tak jak św. Stanisław, bł. Imelda, żyła nimi każdego dnia.