Pobierz w pdf - CzytajZaFree

Transkrypt

Pobierz w pdf - CzytajZaFree
Ostrożnie, marzenia czasami się
spełniają
Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl
Autor:
Magic
W poniedziałek, kilka minut po ósmej, kobieta nosząca imię rzymskiej bogini łowów
spacerowała nerwowo wzdłuż wąskiego paska trawy, oddzielającego nierówny chodnik od
niewielkiego, betonowego parkingu. Wiedziała, że spóźni się na pociąg, a co za tym idzie,
nie zdąży do pracy. Była o tym przekonana jeszcze zanim wypchany po brzegi autobus linii
pięćdziesiąt jeden dotoczył się do przystanku na Małych Garbarach, ochlapując przy tym
wodą z kałuży kilku pasażerów, znajdujących się zbyt blisko krawężnika. Mimo ostatniego
dnia kwietnia pogoda wciąż bardziej przypominała październik.
Jakimś cudem udało jej się dostać do środka i stała teraz wciśnięta pomiędzy zielony
kasownik, grubego jegomościa w średnim wieku, który - oceniając po zapachu poprzedniego dnia nie stronił od napojów wysoko alkoholowych oraz trzech
pierwszoklasistów jadących do szkoły z ogromnymi, kanciastymi tornistrami na plecach.
Twardy róg jednego z tych niezbędnych małemu uczniowi przyborów szkolnych wbijał jej się
boleśnie w żebra. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, iż ta niedogodność okaże się niczym
w porównaniu z burą, jaką otrzyma od szefowej, kiedy już dotrze na miejsce. Pani Kubicka
miała kilka zasad, których łamania nie tolerowała, a jedną z nich była punktualność.
Ponieważ za sprzątanie trzypiętrowej willi płaciła więcej niż zarabiały sekretarki w
niewielkich firmach, warto było bezkompromisowo wszystkich ich przestrzegać. Jak do tej
pory, Diana pojawiała się w pracy zawsze kilka minut wcześniej. Należała do ludzi ceniących
sobie czas innych, a poza tym - co tu długo mówić - zależało jej na tym zajęciu, chociaż
myśl, że musi jeździć do Puszczykowa, by móc opłacić mieszkanie w Poznaniu, wywoływała
u niej gęsią skórkę.
To była prawdziwa ironia losu. Dziewczyna wychowała się w miasteczku podobnym do tego,
do którego w tej chwili zmierzała. Zrozpaczona nudą, a także zniechęcona mentalnością
bliższych i dalszych sąsiadów, po ukończeniu osiemnastego roku życia, wyruszyła na podbój
wielkiego świata zaopatrzona tylko w maturę, kilka ulubionych książek, niezachwiany
optymizm i niewielką sumę pieniędzy, odkładaną z kieszonkowego oraz dorywczego zajęcia
w bibliotece publicznej. Bardzo szybko musiała przyznać, że nie na wiele się to przydało. Od
tamtego momentu podejmowała się różnego rodzaju prac, także sezonowych oraz za
granicami kraju, by po jakimś czasie stwierdzić, iż z każdym kolejnym rokiem i bez żadnych
dodatkowych kwalifikacji coraz trudniej znaleźć coś dobrze płatnego. Poza tym jej ciało od
jakiegoś czasu dawało wyraźnie odczuć, że przekroczyło już trzydziestkę i coraz częściej
odmawiało wykonywania czynności wymagających dużego wysiłku fizycznego. Na szczęście,
wciąż jeszcze potrafiła zmusić je do kilkugodzinnego sprzątania i dzięki temu nadal była w
Strona: 1/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
stanie zarobić na utrzymanie. Ponieważ Puszczykowo w ciągu ostatnich lat zamieniło się w
oazę bogaczy, a wielopiętrowe wille pojawiły się jak grzyby po deszczu, właśnie tam
najłatwiej można było znaleźć tego typu zajęcie. Aby jednak podołać ciążącym na niej
obowiązkom, potrzebowała co najmniej siedmiu godzin snu na dobę, w innym razie bywała
zbyt wyczerpana i zdarzało jej się nie reagować na dźwięk budzika. Tak, jak dziś.
Wszystkiemu winien King i jego przeklęta Mroczna Wieża – myślała Diana wielokrotnie tego
ranka. Tak naprawdę jednak była zła na samą siebie. Zła za to, że nie potrafiła o przyzwoitej
porze wyłączyć nocnej lampki i odłożyć książki na stolik, jeśli tylko ta okazywała się
wystarczająco wciągająca. A King swoją serią od pierwszej strony pobił jej serce, dołączając
do sporej grupy pisarzy, których utwory zwyczajnie ją pochłaniały. Tak łatwo dawała
wciągnąć się w wir przygód Rolanda i jego nieustraszonego Ka-Tetu, potrafiła cierpieć
razem z opuszczoną przez Edwarda Bellą albo delektować się pierwotną zmysłowością,
którą otoczeni byli członkowie Bractwa Czarnego Sztyletu. Wiele dałaby za możliwość
spotkania któregokolwiek z nich. Może nawet wszystko. Wiedziała, że znajduje się blisko
stanu, w którym bardzo łatwo stracić z oczu cienką linię oddzielającą szaleństwo od
normalności, jednak w gruncie rzeczy wcale jej to nie przeszkadzało. Bo tak naprawdę –
powtarzała sobie raz za razem - czy ktokolwiek jest w stanie z całą pewnością stwierdzić,
gdzie takowa granica przebiega? Dopóki nikt nie udowodnił braku istnienia innych światów,
przemieszanych z tym „prawdziwym”, była skłonna uwierzyć we wszystko. Zresztą sny,
które często ją nawiedzały, nie pozwalały na inny sposób myślenia, Tak, jak ten dzisiejszy.
Dianie najgłębiej w pamięci utkwiła para nieziemsko pięknych oczu. Właściwie sen zaczął
się od momentu, w którym uniosła powieki. Leżała w łóżku, we własnej sypialni, z sercem
szalejącym w piersi niczym spanikowany koliber i świszczącym oddechem, a one już tam
były. Wysuwały się ze ściany, jak obraz 3D widziany w kinie przez specjalne okulary.
Patrzyły na nią z sympatycznym zainteresowaniem, zabarwionym lekką drwiną i całkiem
możliwe, że posiadały również umiejętności hipnotyzerskie, gdyż nie mogła poruszyć
najmniejszym nawet mięśniem. Może powinno napawać ją to strachem, jednak nic takiego
nie czuła. Szybko doszła do wniosku, że w snach ludzie tak czy inaczej nie mają kontroli nad
własnymi poczynaniami, więc najlepsze co mogła w tej sytuacji zrobić, to cierpliwie
poczekać na dalszy ciąg. W milczeniu więc przypatrywała się tajemniczym oczom. A było na
co popatrzeć. Duże, osłonięte gęstą siateczką kruczoczarnych rzęs, z tęczówkami o
niezwykle intensywnym, granatowym odcieniu, rozjaśnianym niewielkimi, srebrzystymi
punkcikami i przypominającym gwieździste niebo o północy. Mogłaby utonąć w nich, gdyby
należały do jakiejś pasującej twarzy, a nie wychodziły tak prosto ze ściany.
W tej samej chwili, w sypialni, rozległ się cichy, melodyjny, najprawdopodobniej męski
śmiech, któremu towarzyszyły słowa:
- Zarazem ufna, jak i sceptyczna. Doskonale.
- Kim jesteś? – zapytała Diana ze zdziwieniem, czując w sercu rosnące podekscytowanie.
- Jestem twoim przeznaczeniem – usłyszała w odpowiedzi. – Twoim losem i najgorętszym
pragnieniem.
- Nie rozumiem – powiedziała, marszcząc brwi.
Właściciel tajemniczego głosu ponownie się roześmiał.
- Nie musisz. Wystarczy, jeśli dowiesz się, że postanowiłem zawrzeć z tobą pewien układ.
- Układ? – powtórzyła zupełnie zdezorientowana.
- Otrzymasz szansę na zebranie dowodów potwierdzających twoją głęboką wiarę. W zamian
za to rozpowszechnisz je, przypominając innym ludziom o istniejących, wyższych mocach.
- Wciąż nie rozumiem. – Pokręciła głową, czując, jak powoli odzyskuje kontrolę nad własnym
ciałem. – Nigdy nie byłam zbyt religijna.
- Nie szkodzi, wszystko zrozumiesz, gdy nadejdzie odpowiedni czas. – Głos brzmiał teraz
łagodnie, jak gdyby przemawiał do wystraszonego dziecka. – A teraz śpij już. Jutro musisz
być całkowicie skoncentrowana.
Strona: 2/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Kobieta zdążyła tylko pomyśleć, że to doskonały pomysł, po czym powieki same jej opadły,
a ona pogrążyła się w głębokim śnie.
Obudziła się na skutek głuchego walenia do drzwi i głosu sąsiada, wynajmującego
mieszkanie tuż za ścianą, który żądał od niej natychmiastowego wyłączenia „tego
cholernego wycia”. Z przerażeniem stwierdziła, że budzik nastawiony na godzinę siódmą
dzwonił bez przerwy od czterdziestu pięciu minut i nawet gdyby wybiegła z domu w piżamie,
zapewne nie zdążyłaby dojechać na Dworzec Główny. Mimo to przygotowała się do wyjścia
w ciągu niecałego kwadransa (co było niewątpliwie jej życiowym rekordem) tylko po to, by
utknąć w korku, w centrum miasta.
Rozejrzała się nerwowo po wnętrzu autobusu, lustrując niecierpliwe twarze innych
pasażerów, gdy nagle jej wzrok przyciągnęła zakapturzona postać, stojąca przy tylnym
wyjściu. Dziewczyna nie potrafiła sobie przypomnieć czy widziała ją już wcześniej, jednak
wrażenie, że powinna coś sobie skojarzyć, nasilało się z każdą sekundą. Tajemnicza osoba,
jak gdyby wyczuwając, że jest obserwowana, odwróciła lekko głowę i chociaż wciąż nie
można było dostrzec twarzy, Diana była całkowicie pewna, że patrzy prosto na nią. Na samą
myśl o tym, po plecach przebiegł jej lodowaty dreszcz. Wstrzymała oddech, czując w
piersiach oszalałe bicie serca. Nie potrafiła odwrócić wzroku. Była niczym małe zwierzątko
tuż przed atakiem ogromnej kobry. W tej samej chwili autobus zatrzymał się na przystanku,
a dziwna postać zamigotała i po prostu rozpłynęła się w powietrzu.
Chodź – rozległo się w głowie Diany, niczym wystrzał z działka przeciwlotniczego,
zniewalając w jednej chwili cały jej umysł. Nie zastanawiając się wcale nad konsekwencjami
swojego irracjonalnego postępowania, ruszyła do najbliższego wyjścia, torując sobie drogę
łokciami i rzucanym automatycznie na prawo i lewo:
- Przepraszam. Czy mogliby państwo mnie przepuścić?
Nie potrafiła myśleć o niczym innym. Zapomniała o pracy, do której zdążała, i którą
zapewne straci oraz o wiążących się z tym kłopotach finansowych. Coś pozbawiło jej
kontroli nad własnymi poczynaniami, pozostawiając tylko głęboko zakorzeniony instynkt
nakazujący posłuchać telepatycznego rozmówcy. Po chwili stanęła na przystanku. Drzwi
autobusu zamknęły się z sykiem, a ten wypuszczając kłęby spalin z rury wydechowej, ruszył
w dalszą drogę. Rozejrzała się dookoła po czym zrobiła kilka niepewnych kroków. Zimny,
ostry wiatr szarpał gałęziami pobliskich drzew, plując jej w twarz maleńkimi kropelkami
lodowatego deszczu.
Co to było? – pomyślała oszołomiona, powoli wracając do rzeczywistości. – Czy ja już
zupełnie straciłam rozum? Nie miała jednak szans na dalszą analizę własnych poczynań,
gdyż w jej głowie ponownie rozległ się tajemniczy głos, skutecznie blokując kiełkujący w
umyśle racjonalizm. Tutaj jestem. Chodź do mnie - usłyszała. Wzrok Diany automatycznie
poszybował w stronę przystanku znajdującego się po drugiej stronie ulicy, do którego
podjeżdżał właśnie autobus jadący na Osiedle Sobieskiego. Przez moment wydawało jej się,
że fragment czarnego, skórzanego kaptura mignął jej w mokrych szybach. Nie zważając na
sygnalizację świetlną, piski opon oraz wściekłe odgłosy klaksonów rzuciła się w tamtym
kierunku. W ostatniej chwili udało jej się wskoczyć do środka i stała teraz, tuż przy drzwiach,
ciężko oddychając.
Nerwowo przebiegła wzrokiem po wnętrzu autobusu, jednak nigdzie nie potrafiła dostrzec
szukanej osoby. Potrząsnęła głową. Nawet gdyby ten ktoś się tutaj znajdował, to co ja
miałabym zrobić? Podejść i powiedzieć, że odebrałam jego telepatyczny rozkaz i oto jestem?
– pomyślała przerażona i jednocześnie zaszokowana własnym zachowaniem. – Totalna
głupota.
- Ja bym tego tak nie nazwał. – Rozległ się tuż za nią, zmysłowy, męski szept. – Wręcz
przeciwnie. To najmądrzejsze co mogłaś zrobić.
Nie odpowiedziała. Nie była w stanie. Bez odwracania głowy wiedziała, że znalazła
tajemniczą postać, która zmaterializowała się nie wiadomo skąd i stała teraz bardzo blisko.
Strona: 3/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Mimo dzielących ich warstw grubego ubrania Diana czuła intensywne, wibrujące ciepło
promieniujące od obcego. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz, a podbrzusze skurczyło się w
cichym oczekiwaniu.
- Całkiem interesująca reakcja. – Mężczyzna roześmiał się cicho, pieszcząc przy tym swoim
oddechem jej wrażliwą skórę tuż za uchem. – Zaczynam wierzyć, że to nie będzie stracony
czas.
- Kim pan jest? – zapytała drżącym głosem.
- Jestem tym, kim chciałabyś, żebym był – odpowiedział. – A teraz chodź – dodał, chwytając
ją za rękę.
Nie zaprotestowała, a gdy autobus zatrzymał się na przystanku, położonym niedaleko
wejścia na Cytadelę wysiadła i bez słowa dała się poprowadzić w jej głąb. W milczeniu
dotarli do Alei Republik, po czym skręcili w stronę pagórka, gęsto porośniętego drzewami.
Mimo aktualnej jesienno-zimowej wciąż pogody, wiosna najwidoczniej zdążyła na chwilę
pokazać się w tej części miasta, gdyż okolica mieniła się najprzeróżniejszymi odcieniami
zieleni. Gdy już na dobre oddalili się od miejsc najczęściej odwiedzanych przez
spacerowiczów, mężczyzna zatrzymał się, po czym odwrócił gwałtownie w jej stronę i
szybkim ruchem zsunął kaptur.
Diana zamarła, przypatrując mu się szeroko otwartymi oczami. Nieznajomy był
ucieleśnieniem wszystkich marzeń. W średnim wieku, wysoki, o atletycznej budowie ciała,
szerokich ramionach, wąskich biodrach i dobrze umięśnionych, silnych nogach. Ubrany w
sięgający bioder, czarny, skórzany płaszcz, wykonane z tego samego materiału, obcisłe
spodnie oraz czarne buty z cholewkami. Twarz, otoczona kaskadą lśniących,
ciemnobrązowych, sięgających łopatek włosów sprawiała wrażenie wyciosanej w złocistym
marmurze.
- Kim pan jest? – Zapytała Diana, mając niejasne wrażenie, że już kiedyś to samo pytanie
wymknęło jej się z ust.
- Kim tylko zechcesz – odpowiedział mężczyzna, uśmiechając się znacząco. – Dzisiejszego
dnia należę do ciebie.
- To jakiś żart – wyjąkała porządnie już teraz wystraszona, robiąc niewielki krok do tyłu.
Nieznajomy nie spuszczał z niej wzroku, jednak wyraz rozbawienia zniknął z jego twarzy.
- Ty się mnie boisz – stwierdził wyraźnie zdziwiony, po czym pokonał dzielącą ich odległość i
delikatnie przyłożył policzek do jej skroni. – Myślałem, że cieszysz się z mojej wizyty.
- Nie wiem, kim pan jest – odparła drżącym głosem, mając wrażenie, że ta konwersacja
kręci się jak kociak, próbujący ząbkami złapać własny ogon.
Mężczyzna w odpowiedzi chwycił lewą dłonią jej podbródek, zmuszając, by spojrzała mu w
twarz.
- Powiedziano mi, że zostałaś poinformowana o najwyższych zarządzeniach i mam pomóc ci
w odnalezieniu tego, co w pierwszej kolejności będziesz chciała przekazać dalej.
Diana milczała, próbując zebrać myśli, jednak pod wpływem niezwykle inteligentnych,
przenikliwych oczu o barwie mlecznej czekolady okazało się to nadzwyczaj trudnym
zadaniem. Powoli jednak coś zaczynało budzić się w jej otępiałym umyśle, chociaż przez
chwilę jeszcze nie potrafiła ubrać tego w słowa.
- Ma pan na myśli mój ostatni sen? – zapytała w końcu, nie bacząc, jak głupio musiało to
zabrzmieć.
- Sen? O nie – nieznajomy roześmiał się, przesuwając powoli kciukiem po jej policzku. –
wszystko to jest jak najbardziej realne. Powiedz, kim miałbym dla ciebie być?
- Naprawdę nie wiem – wydusiła z siebie, nerwowo wciągając powietrze.
Wciąż nie była pewna, czy znalazła się w rękach psychopatycznego mordercy, czy może
życie, które do tej pory prowadziła, faktycznie pobiegło nagle w jakimś całkowicie
odmiennym, tajemniczym kierunku.
- Nie wierzę ci – powiedział cicho mężczyzna, odpinając ciężką klamrę spinającą do tej pory
Strona: 4/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
jej długie blond włosy, które teraz miękkim wodospadem opadły na ramiona. - Zdradź mi,
jakie istoty pragnęłabyś spotkać?
Milczała przez chwilę, próbując skupić się na zadanym pytaniu jednak dreszcze, które
sprowadziły na nią jego chłodne palce, bawiące się luźnymi teraz pasemkami, czyniły to
prawie niemożliwym. W głowie jej szumiało, na policzki wypłynął szkarłatny rumieniec, a
kobiecość wybudzona nagle z długiego snu przeciągała się, łaskocząc przy tym wszystkie
sploty lędźwiowe. Resztkami silnej woli udało się Dianie powstrzymać szaloną reakcję ciała i
skoncentrować na odpowiedzi.
- Wampiry – powiedziała zgodnie z prawdą, lekko zachrypniętym głosem. – One fascynują
mnie najbardziej.
Nieznajomy roześmiał się, po czym z lekkim ociąganiem wypuścił z palców miękki lok i
zrobił kilka kroków w tył.
- Doskonały wybór – powiedział. – Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – dodał,
zamykając oczy i wstrzymując oddech.
W tym samym momencie, gdzieś z głębi jego wnętrza uniosła się dziwna, pulsująca energia,
która w postaci różnokolorowych promieni, wydostawszy się na zewnątrz, otoczyła ich oboje
świetlistą kopułą. Zatańczyła przez chwilę jak opadłe liście, wirujące pod wpływem
jesiennego wiatru i po chwili rozciągnęła się na najbliższą okolicę. W mgnieniu oka pokryła
każdy centymetr czarnej, wilgotnej ziemi, każdy najmniejszy nawet listek i każde źdźbło
trawy. Diana stała w bezruchu, chłonąc wszystkimi zmysłami rozgrywający się na jej oczach
tęczowy spektakl. Czas się zatrzymał, a ona istniała tylko po to, by zjednoczyć się z tą
czarodziejską chwilą. Nagle wszystko zniknęło, pozostawiając ją w stanie całkowitego
oszołomienia i z uczuciem niemożliwej do opanowania tęsknoty. Jęknęła, niezdolna do
niczego innego. Jak przez mgłę poczuła obejmujące ją silne, męskie ramiona, w które z
wdzięcznością zatonęła. Nie była pewna, czy potrafiłaby ustać na własnych nogach.
- Jeszcze nigdy nie spotkałem istoty, która tak intensywnie reagowałaby na moją magię –
usłyszała pełen emocji głos nieznajomego. – Nie zdajesz sobie sprawy z tego, ile to dla mnie
znaczy.
- Przepraszam – wyszeptała w poły miękkiego płaszcza. – Nie byłam w stanie zareagować
inaczej.
- Nie przepraszaj – powiedział cicho. – Podarowałaś mi coś, czego nie zaznałem już od
kilkuset lat. Jestem ci dłużny taką samą przysługę.
Na te słowa Diana zaczerwieniła się, jednak odważnie uniosła głowę, spoglądając mu prosto
w twarz. W pierwszej chwili nie była w stanie dojrzeć żadnej różnicy, jednak po chwili
subtelna zmiana dotarła do jej umysłu. Jego oczy, wcześniej o barwie mlecznej czekolady
pociemniały, mieniąc się teraz jak dobrej jakości czerwone wino. Skóra nabrała jasnego
odcienia, a rysy wyostrzyły się, przybierając twardszy wyraz. Na ten widok kolejna dawka
adrenaliny popędziła układem krwionośnym kobiety.
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko, ukazując przy tym dwa ostre, śnieżnobiałe kły, po czym
odgarniając jej włosy z czoła, zapytał:
- Podobam się ci?
- Nie wiem – wyjąkała, czując się tak, jakby właśnie zeszła z Diabelskiego Młyna. –
Prawdopodobnie.
- Prawdopodobnie? – Powtórzył wolno, przesuwając delikatnie kciukiem po jej dolnej wardze.
– Widzę, że będę musiał jeszcze nad tym popracować.
Nie odpowiedziała, walcząc z pragnieniem, by wysunąć język i posmakować czarodziejską
energię, która w jakiś niewytłumaczalny sposób wciąż wibrowała na jego skórze.
Oczy mężczyzny pociemniały, mieniąc się teraz powstrzymywaną żądzą i czymś mrocznym,
czego nie była w stanie zidentyfikować.
- Pamiętaj, że w tej postaci mogę wywąchać twoje emocje – powiedział gardłowym głosem,
przypominającym odrobinę warczenie wilka. – I nawet ja posiadam gdzieś granice
Strona: 5/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
samokontroli.
Diana zadrżała, czując nieprzyjemne łaskotanie w okolicy żołądka, a nad górną wargą
wystąpiły jej kropelki potu. Z trudem zachowała jasny umysł, chociaż strach ścisnął ją za
gardło.
- Co w takim razie powinnam teraz uczynić? – zapytała tak spokojnie, jak tylko potrafiła,
chociaż nie przypuszczała, by mogła zmylić tym, stojącego przed nią... wampira.
Ten jeszcze przez chwilę nie odrywał od niej rozpalonego wzroku, po czym potrząsnął lekko
głową i na kilka sekund przymknął powieki.
- Najpierw obowiązki, a później przyjemność – wymruczał pod nosem, po czym ponownie na
nią spojrzał.
Jego oczy były teraz milczące, pozbawione jakiegokolwiek wyrazu.
- Jak wiesz, zostałem przysłany po to, by pokazać tobie światy, o których będziesz mogła
opowiedzieć innym mieszkańcom tej rzeczywistości – powiedział, wykonując szybko
półkolisty ruch prawą ręką. – Dokąd chciałabyś się udać?
Pod wpływem jego gestu , na wysokości ramion kobiety pojawiła się dziwna, pionowa, lekko
błyszcząca szczelina, wielkości niewielkiego telefonu komórkowego, powiększająca się z
każdą sekundą. Drgała niczym gorące powietrze w sercu Sahary, a przez nią w oddali
dostrzec można było kontury ogromnej, ukrytej we mgle budowli.
- Pokaż mi miejsce, z którego pochodzisz – odpowiedziała po chwili Diana rozrywanym
emocjami głosem, nie odrywając wzroku od dowodu na istnienie zjawisk, zaliczanych w
dwudziestym pierwszym wieku do wytworów ludzkiej wyobraźni.
Miała świadomość, że tymi słowami całą swoją egzystencję stawia na jedną kartę. Wiedziała
również, że niezależnie od rezultatów, z którymi zakończy się to dzisiejsze spotkanie, nie
będzie potrafiła wrócić do życia, jakie wiodła do tej pory. Ta część jej istoty, która połączona
była z ludzkim światem umarła, pozwalając na uwolnienie czegoś nowego,
nieograniczonego czasem i przestrzenią.
- Z przyjemnością – powiedział nieznajomy z dziwnym uśmiechem, biorąc ją za rękę. – A
tam porozmawiamy o twoim najskrytszym marzeniu, które mógłbym urzeczywistnić.
Kobieta zadrżała, czując w tych słowach gorącą obietnicę, po czym bez cienia lęku
przekroczyła granicę innego wymiaru.
*
Obudziło ją głuche łomotanie do drzwi, wygrywające przy akompaniamencie potwornego
bólu głowy śmiercionośną pieśń. Chwilę później do tego duetu dołączył nieznoszący
sprzeciwu baryton, wykrzykujący zupełnie abstrakcyjne słowa.
- Policja! Otwierać! – usłyszała, jednak nie do końca potrafiła sobie wyobrazić, co miałoby
to oznaczać.
W tej chwili większym problemem było odzyskanie władzy nad obolałym ciałem,
sprawiającym wrażenie pokrytego ołowiem, niż zastanawianie się nad jazgotem
dochodzącym z klatki schodowej. Diana nie zdążyła pomyśleć nic więcej, gdyż budynkiem
wstrząsnął huk wyważanych drzwi, a w dwupokojowym mieszkaniu zaroiło się od
umundurowanych policjantów, wymachujących bronią i wykrzykujących do siebie
niezrozumiałe słowa.
Dwóch z nich w kilku krokach dopadło łóżka, w którym leżała, kierując w jej stronę
błyszczące lufy pistoletów. Zachłysnęła się, próbując wydobyć z zaciśniętego gardła
jakikolwiek ton. W oczach jej pociemniało, a potworny do tej pory ból głowy przybrał nagle
nieziemskie rozmiary. Jak przez mgłę usłyszała jeszcze słowa:
- To wygląda na przedawkowanie! Wezwijcie karetkę! Szybko!
Po czym wszystko dookoła pochłonęła absolutna czerń.
Strona: 6/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
*
Jakiś czas później ponownie się ocknęła. Uniosła powoli powieki, a jej oczom ukazał się
nieznany sufit, zapewne kiedyś śnieżnobiały, który w tej chwili jednak nazwać można było
„szarokremowym”, z zawieszoną na nim długą jarzeniówką, pokrytą kloszem z mlecznego
szkła. Ciszę panującą w obcym pomieszczeniu przerywał tylko raz za razem cichy,
rytmiczny, sygnał, dochodzący z kąta.
Diana oblizała językiem spieczone wargi i z trudem spojrzała w tamtą stronę, a z jej krtani
mimowolnie wydostał się zduszony jęk. Ze zdziwieniem stwierdziła, że patrzy na zestaw
skomplikowanych urządzeń, do których, jak się okazało podłączona była za pomocą kilku
różnokolorowych kabli. Nie miała jednak czasu, by zastanowić się nad znaczeniem tego
faktu, gdyż jej myśli przerwał nagle lekko zachrypnięty, ale całkiem sympatyczny, męski
głos.
- Proszę się nie ruszać – usłyszała. – Zaraz sprowadzę lekarza.
Odwróciła głowę w kierunku, z którego doleciały owe słowa. Tuż przy łóżku, na
niewygodnym, plastikowym krześle siedział młody mężczyzna, o krótko obciętych blond
włosach, niebieskich oczach i twarzy obsianej niezliczoną ilością piegów.
- Gdzie jestem? – zapytała Diana dziwnie skrzeczącym głosem.
- W Szpitalu Wojewódzkim na Lutyckiej.
- A pan jest?
- Komisarz Marek Orlicki z Komendy Głównej Policji – przedstawił się z lekkim uśmiechem.
W tym momencie Diana przypomniała sobie chwilę wtargnięcia uzbrojonych policjantów do
jej prywatnego królestwa.
- Nie biorę żadnych narkotyków – powiedziała szybko.
Nie wiedząc czemu, wydało jej się to w tej chwili bardzo ważne.
- Wiem – odpowiedział mężczyzna. – Rozmawiałem z ordynatorem. Wszystkie testy wyszły
negatywnie.
- Co się stało? – zapytała cicho, nie spuszczając z niego wzroku.
- Proszę mi to powiedzieć- . Gdzie przebywała pani przez ostatnie dziesięć dni?
To pytanie niezmiernie ją zaskoczyło.
- W domu. Chyba – odpowiedziała niepewnie.
- Jest pani pisarką?
Teraz zupełnie zbił ją z tropu.
- Nie. – Pokręciła głową. – Dlaczego pan pyta?
Mężczyzna przyjrzał się jej dziwnie, ale nie pociągnął tematu.
- Drugiego maja niejaka Martyna Kubicka zgłosiła na policji zaginięcie znajomej.
Potraktowaliśmy sprawę bardzo poważnie, jednak mimo śledztwa i ogłoszeń w lokalnej
prasie nie znalazł się nikt, kto znałby miejsce pobytu poszukiwanej – powiedział, a z jego
twarzy zniknął chłopięcy uśmiech, dodając mu tym dobre dziesięć lat.
Diana milczała, wpatrując się w mężczyznę szeroko otwartymi oczami. Wciąż nie miała
pojęcia, o czym on właściwie mówi.
- Tydzień później mieszkańcy kamienicy przy Grochowych Łąkach powiadomili policję o
dziwnych odgłosach i kobiecych krzykach dochodzących z jednego z mieszkań – Orlicki
ciągnął niezrażony brakiem reakcji z jej strony. – Okazało się, że podany adres to miejsce
zamieszkania zaginionej, którą po przybyciu policji znaleziono w stanie całkowitego
wyczerpania i przetransportowano na oddział intensywnej terapii.
Komisarz zamilkł na chwilę, po czym na jego twarz powrócił przyjacielski uśmiech.
- Mój brat też pisze – powiedział, teraz już łagodniejszym tonem. – Wiem, w jaką obsesję
wpada, gdy pracuje nad kolejną książką.
Diana nie wiedziała, co odpowiedzieć jednak w jej umyśle powoli zaczynały klarować się
urywki zdarzeń z ostatnich kilkunastu dni.
Strona: 7/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
- Cieszę się, że nic złego się pani nie stało. – Mężczyzna wstał z krzesła, wyciągając z
kieszeni spodni niewielki, prostokątny kartonik. – Jednak następnym razem, gdy opanuje
panią natchnienie, proszę koniecznie o tym kogoś powiadomić. W ten sposób nie narobi
pani niepotrzebnego zamieszania.
- Obiecuję – pisnęła tylko, spuszczając wzrok.
Orlicki pokiwał głową.
- Byłem na miejscu podczas całej akcji i miałem wgląd w pani pracę – powiedział po chwili
dziwnie zmieszany. – Zostawiam pani numer telefonu mojego przyjaciela, który jest
właścicielem wydawnictwa specjalizującego się w powieściach fantastycznych. Jeśli
zdecyduje się pani wydać „Świat wampirów” proszę koniecznie do niego zadzwonić. Już z
nim rozmawiałem – dodał, kładąc wizytówkę na białym, metalowym stoliku, stojącym przy
łóżku.
Diana milczała, niezdolna wydusić z siebie żadnego słowa. Mężczyzna podszedł do drzwi i z
ręką na klamce odwrócił się w jej stronę.
- Mam nadzieję, że następnym razem spotkamy się w innych okolicznościach – uśmiechnął
się szeroko, po czym nie czekając na odpowiedź, wyszedł z pokoju, mijając w drzwiach
młodą pielęgniarkę.
- Widzę, że czuje się pani dużo lepiej – zaświergotała przybyła, kładąc na łóżku trzymaną w
ręce kartkę pocztową i wyciągając z kieszeni białego fartucha przeźroczysty woreczek z
płynem infuzyjnym. – Lekarz zaraz przyjdzie.
Pacjentka nie zwróciła na nią uwagi, przyglądając się przyniesionej przez dziewczynę
kiczowatej pocztówce, przedstawiającej karminowe usta, z których wystawały dwa ostre kły.
Drżącymi palcami przysunęła ją do siebie, odwróciła, a jej oczom ukazały się dwa, krótkie
zdania, nakreślone zamaszystym pismem:
„To były niezapomniane chwile, dziękuję. Wciąż jednak jestem winien ci jedno marzenie,
więc wkrótce pojawię się, by spłacić dług”.
Podpisu nie było.
Kobieta zamknęła oczy, a na jej usta wypłynął radosny uśmiech. Wiedziała już, że jej
przyszłość obrała zupełnie inny kierunek i z niecierpliwością wyczekiwała tego, co było jej
pisane.
Strona: 8/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl