Darwin pod ostrzałem

Transkrypt

Darwin pod ostrzałem
„Teoria ewolucji do poprawki?”, „Czyżby Darwin się mylił?”
Tego typu nagłówki, mające poddać w watpliwość lub całkowicie
zanegować proces ewolucji, można spotkać na łamach wielu
pism, gazet i portali internetowych, od Onetu przez Frondę
po prywatne blogi. Czego jednak wymagać od domorosłych
“powątpiewaczy” i “obalaczy” teorii Darwina, skoro do ich
chóru dołaczyło ostanio również polskie, albo inaczej, PISowskie Ministerstwo Edukacji Narodowej?
No cóż, Darwin miał prawo pomylić się w kilku kwestiach, co
chyba nie powinno dziwić, rozumiejąc ówczesny stan wiedzy i
możliwości analiz badawczych, a przede wszystkim brak wiedzy o
istnieniu genów. Był pionierem w roli odkrywcy procesu, który
zmienił postrzeganie całego świata organicznego i pochodzenia
człowieka. Jego teorię doskonaliły następne pokolenia
biologów, archeologów, specjalistów anatomii porównawczej,
paleontologów, chemików, genetyków.
Co ciekawe, “rewelacje” prezentowane w takich artykułach,
mających obnażać słabości teorii ewolucji, nie zawsze są wobec
niej tak konfrontacyjne jakby sugerowały chwytliwe
tytuły. Często pokazują jedynie jak ciekawy to proces i jak
wiele szczegółów pozostało jeszcze do wyjaśnienia.
Epigenetyka , poziomy transfer genów , ktoś przeliczył się o
kilka tysięcy lat, źle powiązał ze sobą jakieś fakty,
niewłaściwie określił przyczyny wyginięcia jakiegoś gatunku,
pomylił się w kwestii pokrewieństwa jakichś organizmów, czy
momentu wyjścia kręgowców na ląd, to wszystko bywa przekłuwane
w oręż do walki z teorią ewolucji. Jednak wbrew intencjom
“obalaczy” to nie rusza w najmniejszym stopniu jej podstaw,
czyli faktu istnienia genów, ich mutacji, dziedziczenia i
działania doboru naturalnego, tego że gatunki się zmieniają,
dostosowują do warunków (lub giną) tworząc odmiany,
podgatunki, a z czasem nowe gatunki. Z tym, że dostosowywanie
się nie dotyczy pojedynczych osobników, z czego lubią żartować
niedouczeni sceptycy, że oto dany organizm wykształca sobie
coś, co jest mu akurat potrzebne, lecz gatunków. Każdy
osobnik, który zginie zamin będzie zdolny przekazać swoje geny
następnemu pokoleniu, okazuje się niedostosowanym do danych
warunków, jego specyficzne cechy i geny na nie, wypadają z
puli gatunku na korzyść tych, które się rozmnożą się i swój
materiał genetyczny przekażą do dalszego kopiowania i
modyfikacji. A to wszystko dzięki rozmnażaniu płciowemu, które
sprawia, że nawet zwierzęta tego samego gatunku posiadają
nieco inne zestawy genów.
Mój ulubiony przykład działania sita doboru naturalnego to
zwierzeta żyjące w rejonach polarnych. Może ktoś wierzy, że
stwórca tam je umieścił by “pasowały” do środowiska, ale jak
wiemy, tam nie zawsze było zimno i biało. Były okresy w
dziejach Ziemi bez lodu. W każdym razie zdecydowana większość
gatunków jest biała, sezonowo lub całorocznie, czyli ma białe
futro lub upierzenie, a więc i geny na te cechy.
Można sobie wyobrazić jak stopniowo się ochładza, zima jest
coraz dłuższa i z miotu niedźwiedzi, wilków, czy lisów o
różnym ubarwieniu, częściej przeżywają te, którym trafiło się
więcej białego, a krzyżując się z podobnymi osobnikami (bo
takich więcej przeżywa) wprowadzają do puli genowej gatunku
coraz więcej materiału na kolor biały. To zwiększa szanse ich
przetrwania i jako myśliwych i jako ofiar. Wyjątkiem będą np.
woły piżmowe, u których dobór nie wymusił na nich takiego
ubarwienia, bo są wystarczająco duże, żyją w stadach i
potrafią bronić się przed drapieżnikami. Polować, skradać się,
maskować nie muszą, więc nie było nacisku selekcyjnego na
białość.
Z kolei foki, znaczną część życia spędzają w wodzie,
niedźwiedź polując na nie, kieruje się głównie węchem, więc
ciemny kolor nie sprowadza na nie dodatkowego zagrożenia. Ich
młode są jednak białe, bo rodzą się na lądzie i na krach,
gdzie byłyby zbyt widoczne. Jednak gdy już potrafią się
samodzielnie odżywiać w morzu, pozbywają się białego futra.
Pod wodą biały kolor niespecjalnie maskuje, a
czychają drapieżniki.
tam też
Zanim teorię uporządkowała genetyka, wiedzy o przeszłości
świata zwierzęcego dostarczała głównie stratygrafia, dość
obrazowo pokazując, które gatunki ze sobą współwystępowały, a
którym to się nie zdarzyło, które linie ewolucyjne
bezpowrotnie wymarły, a które dały początek kolejnym rodzajom
i gatunkom. W każdym razie nie znajdziemy tam “dawkinsowego”
królika w prekambrze, którego skamielina wstrząsnełaby jego
(Dawkinsa) poglądami na temat ewolucji. Naprawdę trudno jest
poznać wszystkie szczegóły po kilkuset milionach lat, gdy
pracujemy nad tym dopiero nieco ponad wiek. Wcześniej niestety
nikt nie kolekcjonował eksponatów w gablotach, ani w słoikach
z formaliną, a skamieliny pozostały głównie po posiadaczach
muszlli i kręgowcach.
Podważanie procesu ewolucji wynika z różnych pobudek. Wielu
domorosłych “myślicieli” uważa, że są mądrzejsi od naukowców,
że zudowali teorie lepiej opisujące świat. Dobierają więc
sobie takie fakty, które ich teorie potwierdzają, ignorując
pozostałe. Wierzący bronią swych dogmatów i usiłują rozwiewać
dręczące ich wąpliwości. Ot, zwykły strach, że cała nadzieja
pokładana w danej religii i emocjonalne zaanagażowanie się w
nią, zaczyna wyglądać żałośnie. Szukanie boga każdej
szczelince, powstałej w wyniku niedoskonałości jakiejś teorii,
pozwala im choćby na chwilę poczuć się bezpieczniej. Część z
nich poszła z kolei na kompromis i zaadaptowała ewolucję do
swej religijnej bajki.
Niezbyt pokrzepiające i zarazem zadziwiające w tym wszystkim
jest to, że w dobie powszechnego dostępu do wiedzy,
milionom ludzi na tej planecie, podejrzewam, że znacznej
większości, wciąż łatwiej uwierzyć w magię stwarzania, w
konstruowanie każdego z setek milionów gatunków niż w to, że
powstały one wskutek procesu stopniowych modyfikacji form
wyjściowych, w ciągu setek milionów lat. Pytanie, ile osób
zwyczajnie nie potrafi zroumieć o co w ewolucji chodzi, a ile
po prostu nie chce się pogodzić z faktem, że nie zostali
stworzeni na obraz i podobieństwo boga, a są jedynie elementem
świata zwierząt.

Podobne dokumenty