Newslettera

Transkrypt

Newslettera
NEWSLETTER
przemysłów kreatywnych
numer 13 (29) | 3 września 2012
SPIS TREŚCI
4 SEKTOR KREATYWNY
„Okcydent a Orient”
— rozmowa z dr Wiolettą Kazimierską-Jerzyk
8 AKTUALNOŚCI
Kolej na sztukę
Park tysiąclecia
Liderzy recyklingu
Na przyczepkę
Wspólnymi siłami
14 DOBRE PRAKTYKI
Pociąg do Łodzi
— rozmowa z Michałem Kędzierskim
www.kreatywna.lodz.pl
2 | NEWSLETTER
OD REDAKCJI
Wrzesień, czyli czas wziąć się do pracy! Numer Newslettera Przemysłów Kreatywnych, który
mają Państwo przed sobą, to porcja inspirujących do działania inicjatyw zarówno ze świata, jak
i z Łodzi. Liczymy, że w czasie wakacji wszyscy naładowali akumulatory i mogą przystąpić do
działań, które będą skutkować zmianami w naszym mieście. Może w tym roku powstanie grupa
skupiająca społeczników działających na rzecz swojej dzielnicy, wzorowana na projekcie University City District z Filadelfii? A może któryś z licznych łódzkich parków stanie się miejscem
realizacji wydarzeń plenerowych, tak jak to stało się w Chicago z Millenium Park, w którym
każdego roku odbywa się ponad 525 otwartych imprez kulturalnych? Zachęcamy Państwa do
korzystania z dobrych praktyk, które zmieniają na lepsze inne światowe, europejskie metropolie, miasteczka, wsie, a czasami całe regiony.
REDAKCJA
Redaktor naczelny: Maciej Mazerant
Wywiady: Maja Ruszkowska-Mazerant
Aktualności: Agnieszka Furmańczyk
Redaktor językowy: Katarzyna Rogowska
Wydawca: ECC-CF, Purpose – Kultura, Nauka, Przedsiębiorczość
www.purpose.com.pl
Adres redakcji: Kreatywni Samozatrudnieni 2012
90-722 Łódź, ul. Więckowskiego 16/200
www.kreatywnisamozatrudnieni.pl
e-mail: [email protected]
Newsletter powstaje na zlecenie Urzędu Miasta Łodzi
Na okładce:
Musée d’Orsay w Patyżu
Zdjęcie: Musée d’Orsay
numer 13 (29) | 3
„OKCYDENT A ORIENT”
„Chcemy odświeżyć humanistykę, pokazać, jak może być frapująca,
jak bliska bieżącemu doświadczeniu, jak potrzebna do zrozumienia
otaczającego świata. Pod względem dydaktycznym wpisujemy się w ogólną
tendencję we współczesnej edukacji aktywizującą studenta.” – rozmowa
z dr Wiolettą Kazimierską-Jerzyk
ROZMAWIALI: MONIKA KOŁACHA I MACIEJ MAZERANT
ZDJĘCIA: MICHAŁ ANTOSIAK, WOJCIECH SZYMAŃSKI
4 | NEWSLETTER
SEKTOR KREATYWNY
Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego prof. Barbara
Kudrycka powiedziała: „Rozpoczynamy wyjątkowy
rok akademicki, bo wchodzi właśnie w życie
reforma szkolnictwa wyższego. Wprowadzamy nową
architekturę prawną, uczelnie otrzymują więcej
autonomii, zmienia się proces kształcenia. Studenci
zyskują nowe prawa, szanse i przywileje”. Mowa tutaj
o reformach, które zostały wprowadzone Ustawą Prawo
o szkolnictwie wyższym w 2011 roku. Rozumiem,
że okcydentalistyka jest szybką odpowiedzią na te
reformy. Czy pomysł stworzenia nowego kierunku,
jego teraźniejsza forma, pojawił się już dużo wcześniej,
a był jedynie stopowany przez funkcjonujące prawo
dotyczące szkolnictwa wyższego?
Pomysł na okcydentalistykę ma dwa główne źródła. Rzeczywiście, reforma była jednym z bezpośrednich impulsów
do utworzenia nowego kierunku, wniosła dwa podstawowe
udogodnienia. Po pierwsze, nie obowiązuje centralna lista
nazw kierunków studiów; po drugie, nie istnieje minimum
programowe określające, ile przedmiotów, jakich i w jakim
wymiarze godzin powinno być. Jest to naturalna, właściwa –
w moim odczuciu – reakcja na zmieniającą się rzeczywistość.
Na kierunku filozofia próbowaliśmy już wcześniej odnieść
się do zmian zapotrzebowania w zakresie edukacji, tworząc
specjalność filozofia stosowana. W jej ramach zaplanowaliśmy kształcenie interdyscyplinarne i zajęcia kończące się
projektami, ale proporcje przedmiotów specjalnościowych
i ogólnych nas nie zadowalały. Cierpiała na tym także historia filozofii, której nadmierne redukowanie mija się z celem
studiów filozoficznych. Doszliśmy do wniosku, że wiele naszych pomysłów najlepiej będzie zrealizować, tworząc zupełnie nowy program.
Okcydentalistyka ma się zajmować specyfiką kultury
zachodniej – głównie w formie warsztatów i zajęć
praktycznych. Odnoszę wrażenie, że sposób kształcenia
studentów ma być oparty na zachodnim modelu
kształcenia. Czy system szkolnictwa któregoś z krajów,
którejś z uczelni był inspiracją w procesie tworzenia
kierunku?
Nie przyjmowaliśmy konkretnego wzorca. Nie ma go po prostu. Pod względem merytorycznym świadomie i ryzykownie
odróżniamy się nazwą i zakresem badań, chodzi bowiem
o inne spojrzenie na humanistykę, inne szeregowanie zagadnień. Chcemy odświeżyć humanistykę, pokazać, jak może
być frapująca, jak bliska bieżącemu doświadczeniu, jak potrzebna do zrozumienia otaczającego świata. Pod względem
dydaktycznym wpisujemy się w ogólną tendencję we współczesnej edukacji aktywizującą studenta.
Zależało nam na zgodności naszych efektów kształcenia
i metod nauczania z kryteriami opracowanymi przez brytyjską The Quality Assurance Agency for Higher Education
[z ang. Agencję Zapewnienia Jakości Szkolnictwa Wyższego –
przyp. red.] dla takich kierunków (na poziomie bachelor), jak:
anthropology, archeology, history, history of art, architecture
and design, philosophy. Nasz program zgodny jest także ze
wskazówkami zawartymi w opracowaniach projektu Tuning
(Tuning Educational Structures in Europe) [z ang. Harmonizacja Struktur Kształcenia w Europie – przyp. red.].
To, jak student traktuje przedmiot, w ogromnej mierze
zależy od wykładowcy. Czy w związku z tym prawa
studenta na Państwa kierunku wyglądają nieco inaczej?
Kadra jest bardziej otwarta na propozycje studentów,
ich potrzeby, pytania, inicjatywę?
Takie pytanie może dotknąć wielu wykładowców od zawsze
gotowych do modyfikacji programu. Od dawna – przynajmniej na łódzkiej filozofii – prowadzi się głównie zajęcia
autorskie, są one ściśle związane z naszymi zainteresowaniami, co powoduje, że bardzo ciekawi nas cokolwiek, co student wnosi do danego zagadnienia, wręcz oczekujemy ich
zaangażowania. Na okcydentalistyce każdy z prowadzących
przedmiot projektowy proponuje formę projektu, ale jako zasadę przyjęliśmy możliwość realizacji własnego projektu studenta. Poza tym przedmioty do wyboru stanowią dokładnie
60,77%. To bardzo dużo.
Jeśli już jesteśmy przy temacie studentów – jak wielu
z nich rozpocznie naukę na kierunku od października?
Czy chcą Państwo mocno ograniczać liczbę studentów,
bo zależy Państwu na stworzeniu elitarnego kierunku?
A może praca w mniejszej grupie jest znacznie
łatwiejsza i bardziej efektywna?
Rekrutacja trwa. Zarejestrowało się 69 osób, spodziewamy
się, że studia rozpocznie połowa (to tylko kalkulacje, czekamy na 50 osób). Nie zależy nam na zbyt dużej liczbie studentów. Chcemy natomiast nauczać efektywnie, co wymaga
od studentów przede wszystkim obecności na zajęciach. To
jest bolączka dzisiejszych studiów – studenci nie mają czasu studiować! Albo pracują, albo studiują przynajmniej dwa
kierunki, połowy z nich nie ma na zajęciach. Na okcydentalistyce trzeba uczestniczyć w warsztatach i zajęciach projektowych, nie można ich ominąć, zaliczyć inaczej. Poza tym nie
powtarza się pojedynczego przedmiotu, powtórzyć trzeba
cały moduł. Za to z samych zajęć można wynieść znacznie
więcej, ponieważ praca będzie systematyczna i na bieżąco
angażująca, kształtująca konkretne umiejętności tu i teraz.
Mam wrażenie, że powstanie kierunku, którego
przedmiotem zainteresowań jest Zachód jest pewną
innowacją w ostatnich latach. Na uniwersytetach
mnożą się kierunki z zakresu kultur wschodnich, panuje
pewnego rodzaju moda na Orient. Czy powstanie
okcydentalistyki nie jest drogą do zrozumienia naszej
kulturowej tożsamości i zrozumienia zjawisk
w multikulturowej Europie?
Tak, to jedno z naszych zamierzeń. Nie jesteśmy opozycją dla
orientalistyki. Ale rzeczywiście proponujemy lepiej poznać to,
co jest nam bliższe, z czego wyrastamy. Jednocześnie chcemy
akcentować to, co konstytuuje dialogiczność kultur. Chcemy
wyjaśniać, czym jest multikulturowość, a także transkulturowość. Będziemy propagować pluralizm, ale i uczulać, że źródła i konsekwencje migracji kulturowych mogą być trudne
do wyjaśnienia lub nieprzewidywalne. Stałym elementem
programu będzie moduł kształcenia „Okcydent a Orient”.
Zauważam pewne podobieństwo między
okcydentalistyką a etnologią i antropologią kulturową.
Obydwa kierunki oparte są na nauczaniu i łączą
numer 13 (29) | 5
ze sobą historię, filozofię i kulturę. Brakuje jednak
kierunków, które łączyłyby historię, filozofię, kulturę
z przedsiębiorczością – tak ważną w kontekście
funkcjonowania młodych ludzi, humanistów na rynku
pracy. Czy okcydentalistyka to właśnie wypełnienie
tej luki?
O tym marzymy, żeby nie oddzielać kultury od innych rodzajów ludzkich praktyk. W kulturę przecież trzeba inwestować,
a i sama kultura może być dobrą inwestycją. Dlatego tak bardzo kładziemy nacisk na umiejętność działania, na zdolności
nawiązywania kontaktów, na skuteczną komunikację.
Do partnerów kierunku, którzy zapewniają studentom
praktyczne formy nauczania, należą: Muzeum Sztuki
w Łodzi, Fundacja Urban Forms i Urząd Miasta Łodzi.
Jak wyglądało budowanie współpracy z tymi
instytucjami? Czy kierunek zamierza poszerzyć liczbę
partnerów? Za co konkretnie oni odpowiadają?
Wymienieni wyżej partnerzy zareagowali na naszą propozycję entuzjastycznie, z zainteresowaniem i natychmiast. Reprezentują różne typy działań, różne struktury organizacji.
Tak, ta lista się poszerzy. Zgłaszają się do nas różne instytucje, głównie firmy szkoleniowe, które chcą z nami współpracować, choćby po to, żeby zdobywać w ten sposób referencje. Bardzo nas to cieszy. Obecnie zostały wymienione
listy intencyjne formułujące zasady współpracy, dotyczą one
różnych kwestii, np. udostępniania samego miejsca w celu
przeprowadzenia zajęć w przestrzeni publicznej, możliwości
towarzyszenia artystom czy animatorom kultury przy pracy,
tworzenia dokumentacji itp.
Twórcami projektów będą studenci. Co konkretnie zrobią
we współpracy z daną instytucją, będzie zależało od ich inwencji. Ale już teraz zachęcamy do konkretnej współpracy
z Fundacją Urban Forms, bo trwa druga edycja Galerii Urban
Forms. Ogłaszamy tę możliwość na naszej stronie, na blogu,
na Facebooku pod hasłem „Zacznij ‘studiować’ we wrześniu
i ‘wydłuż’ swoje ferie zimowe! Zastanów się, czy nie jest to
dobra okazja, by zacząć realizować projekt w ramach studiów”. To wspaniała szansa, żeby „na żywo” przygotować się
do analizy dzieła sztuki albo wyjaśnić, co zostało z tradycyjnego pojęcia sztuki, a co z awangardy w sztuce street artu.
Czy podczas studiów na tym kierunku będzie
promowany wyjazd zagraniczny, np. w ramach programu
wymiany studentów Erasmus? Jak duży nacisk
w programie położono na języki obce?
Program wymiany studentów będzie taki sam jak na Wydziale Filozoficzno-Historycznym. Z kolei języki obce na
okcydentalistyce to nasze kolejne oczko w głowie. Obok
zwykłego lektoratu z języka obcego w liczbie 120 godzin
wprowadzamy przedmiot: elementy paleografii, dyplomatyki
i heraldyki, w którego ramach będziemy kształcić podstawy
języka łacińskiego. Będzie też przedmiot: terminologia nauk
humanistycznych w językach obcych, który pozwoli wyjaśnić,
dlaczego np. ’piękno’ to nie to samo, co angielskie ’beauty’
czy greckie ’kalon’. Wreszcie zamieniamy tzw. translatoria na
warsztaty w języku obcym – będzie ich też 120 godzin.
6 | NEWSLETTER
Trzyletnie studia kończą się obroną licencjatu
i stworzeniem własnego portfolio dokumentującego
doświadczenie, praktykę zdobyte przez studenta
podczas studiów. Co będzie zawierało takie portfolio?
Student realizuje 4 projekty w roku. Portfolio będzie więc
zawierało 12 udokumentowań takich projektów wraz z potwierdzeniem partnerujących instytucji, opisem działań i ich
efektów, dokumentacją zdjęciową, filmową itp. Słowem, będzie to potwierdzenie konkretnych umiejętności, przeprowadzonych działań, konkretnej pracy.
Gdzie na rynku pracy widzą Państwo swoich
absolwentów za 5, 10, 15 lat?
Za 5 lat widzę ich jako absolwentów studiów okcydentalistyki lub innych humanistycznych (okcydentalistykę II stopnia
chcemy uruchomić za 2 lata, nasi studenci mogą także kontynuować studia każdym kierunku na wydziale), upewnionych
co do swych umiejętności. Za 10 lat – jako twórców nowoczesnych instytucji kulturalnych i propagatorów kultury. Za 15?
Ja właśnie pracuję piętnasty rok. Oczywiście jako reformatorów tego, co sami zrobili wcześniej [uśmiech].
SEKTOR KREATYWNY
dr Wioletta Kazimierska-Jerzyk
dr Wioletta Kazimierska-Jerzyk – ur. 1972, estetyczka i historyczka sztuki, adiunkt w instytucie Filozofii Uniwersytetu Łódzkiego, współtwórczyni programu i kierunku studiów
okcydentalistyka, autorka książki „Strategia rewaloryzacji” we współczesnej refleksji nad sztuką (2008) oraz publikacji z zakresu estetyki i teorii sztuki, obecnie zajmuje się
współczesnymi kategoriami estetycznymi oraz pograniczami estetyki, antropologii filozoficznej i performatyki
numer 13 (29) | 7
AKTUALNOŚCI
O niszczeniu, dewastowaniu i braku dbałości o stare budynki rozpisują się polskie media od dawna. Kiedy się chodzi
ulicami miast, od razu rzucają się w oczy zaniedbane, choć
niegdyś piękne i eleganckie, budynki – kamienice, pałacyki,
domy. Problem z ich renowacją zaczyna się na poziomie finansowym, a nierzadko kończy na ustaleniu, kto jest właścicielem danego miejsca. Nierzadko niszczeją też nieruchomości należące do podmiotów publicznych, które albo nie mają
funduszy na renowację, albo po prostu o to nie dbają.
Takich przypadków jest na szczęście coraz mniej i coraz częściej obserwować można ciekawe sposoby adaptacji oraz
nowe funkcje użytkowe starych budynków. Często nadawanie nowych przeznaczeń miejscom, które wcześniej pełniły
bardzo określoną rolę, bywa kontrowersyjne. Równie często
jednak efekty zapierają dech w piersiach. Interesującym
przykładem takiej adaptacji jest Musée d’Orsay w Paryżu. Na terenie starego dworca, wybudowanego na początku XX wieku, podziwiać można dzieła największych artystów
w historii sztuki. Prace Moneta, Matisse’a, Picassa i setek
innych twórców prezentowane są w murach, które niegdyś
służyły mieszkańcom Paryża w zupełnie inny sposób. Dwa,
zdawać by się mogło zupełnie odmienne, przeznaczenia spotkały się w jednym miejscu.
Co ciekawe, budynek dworca d’Orsay przekształcono w muzeum wiele lat przed nastaniem mody na lokowanie kultury
we wnętrzach o charakterze industrialnym, surowym, użytkowym. Po raz pierwszy, obrazy wspomnianych artystów zawisły na ścianach d’Orsay już w 1986 roku. Przedtem miejsce
to pełniło jeszcze kilka innych funkcji, m.in. było centrum
pocztowym w czasie II wojny światowej, a później nie raz służyło jako plan filmowy, np. w produkcji Orsona Wellesa The
Trial (z ang. Proces) Franza Kafki . Przy dworcu od samego
początku mieścił się także hotel, który ostatecznie zamknięto
w 1973 roku. Ciekawostką jest, że w sali balowej hotelu generał de Gaulle ogłosił podczas konferencji prasowej swój
powrót do władzy.
Prawdopodobnie właśnie dzięki tak burzliwej i wartościowej
historycznie przeszłości udało się uchronić budynek przed
wyburzeniem go pod budowę kompleksu nowoczesnych hoteli, co planowano na początku lat 70. XX wieku. Wtedy też
wpisano go na listę zabytków i opracowano pomysł transformacji Gare d’Orsay w Musée d’Orsay.
Musée d’Orsay jest przykładem wykorzystania atutów zarówno lokalizacji, jak i potencjału starego budynku, który od
dawna był wpisany w krajobraz miasta i okolicy. To właśnie
na takich walorach można zbudować dobrą kampanię marketingową, która przyciągnie nie tylko sympatyków oferowanego produktu (w tym przypadku ekspozycji sztuki), ale
także ludzi ciekawych dawnej architektury, historii, a także
nowoczesnych metod adaptacji dawnych wnętrz do współczesnych potrzeb. Jest to zatem wartość dodana do każdej
inwestycji, jaką realizuje się w starym budynku. Wystarczy ją
dostrzec i właściwie wykorzystać.
KOLEJ NA
SZTUKĘ
http://www.musee-orsay.fr
Zdjęcia: Musée d’Orsay
8 | NEWSLETTER
AKTUALNOŚCI
PARK
TYSIĄCLECIA
Mieszkańcom miast przestrzenie publiczne dają możliwość
udzielania się społecznie oraz uczestniczenia w imprezach
kulturalnych i rozrywkowych. Zwłaszcza duże, gęsto zaludnione metropolie muszą dbać o odpowiednią dawkę rozrywki dla mieszkających w nich ludzi. Dobrymi miejscami dla
niej są parki, place, skwery, place zabaw, a także centra
handlowe.
Miejscem godnym uwagi, które powstało w wyniku ścisłej,
unikalnej współpracy między władzami miasta a lokalnymi
filantropami, jest Millenium Park w Chicago. Każdego roku
odbywa się w nim ponad 525 otwartych imprez kulturalnych.
Było ono niejednokrotnie nagradzane jako centrum sztuki,
muzyki, architektury oraz architektury krajobrazu. Park został
otwarty w 2004 roku i od tego czasu miał miliony gości, zarówno lokalnych, krajowych, jak i zagranicznych. Powierzchnia Millenium Park to 10 tys. m2, na których można podziwiać
prace światowej sławy architektów, urbanistów, artystów
i projektantów.
Znajduje się tam m.in. Jay Pritzker Pavilion – projekt światowej sławy architekta Franka Gehry’ego. Nosi on nazwę na
cześć chicagowskiego biznesmena Jaya Pritzkera, twórcy nagrody architektonicznej Pritzker Prize for Architecture. Jest to
muszla koncertowa w ultranowoczesnym stylu, wyposażona
w najnowszej generacji system nagłośnieniowy. Projektem
autorstwa Gehry’ego jest również BP Bridge – most pieszy
łączący park z mieszącym się na wschód Daley Bicentennial
Plaza oraz brzegiem jeziora Michigan.
Jednym z najbardziej rozpoznawalnych punktów Millenium
Park jest Cloud Gate – konstrukcja projektu brytyjskiej artystki Anish Kapoor. Cloud Gate to rzeźba inspirowana wyglądem ciekłej rtęci, odzwierciedlająca jej formę, konsystencję,
a także lustrzaną powierzchnię. Ma ona kształt wygiętego łuku
i tworzy coś w rodzaju bramy. W idealnie wypolerowanych
i dopasowanych do siebie panelach lustrzanych goście parku mogą podziwiać odbicie miasta, nieba i chmur rozciągających się nad instalacją.
Kolejnymi znakami rozpoznawczymi kompleksu są dwie fontanny pomysłu hiszpańskiego twórcy Jaume Plensy’ego. The
Crown Fountain to dwa sześciościenne słupy o wysokości ponad 50 m, ustawione naprzeciw siebie, na krańcach połyskliwego, płytkiego zbiornika. Na powierzchni obydwu kolumn
wyświetlane są twarze mieszkańców Chicago, a z miejsca,
w którym są ich usta wypływa strumień wody. W puli wyświetlanych fotografii jest 1000 twarzy. Lurie Garden, ogrody
projektu Gustafson Guthrie Nichol Ltd, Piet Oudolf i Robert
Israel, to kolejna atrakcja parku. Ponadto w Millenium Park
znajdują się place z kawiarenkami i barami, skwery, na których można przysiąść i odpocząć, miejsca idealne do spacerów i pikników, teatr muzyki i tańca, stacja rowerowa i inne,
a zimą także lodowisko.
W ciągu 8 lat od otwarcia Millenium Park stał się jednym ze
znaków rozpoznawczych Chicago, a także obowiązkowym
punktem na liście miejsc, które podczas zwiedzania stanu
Illinois trzeba zobaczyć. To kolejny przykład, jak ofertę dla
mieszkańców miasta, którzy mają do dyspozycji ciekawe,
żywe i pełne atrakcji miejsce, w którym mogą spędzać wolny
czas, połączyć z atrakcją turystyczną przyciągającą odwiedzających ją ze wszystkich zakątków świata.
http://explorechicago.org
Zdjęcie: Jaume Plensa’s Crown Fountain
w Millennium Park; Patrick Pyszka
numer 13 (29) | 9
AKTUALNOŚCI
LIDERZY RECYKLINGU
Świat straszony od lat katastrofą ekologiczną – spowodowaną milionami ton niebiodegradowalnych śmieci, spalinami z samochodów, elektrowni i fabryk oraz wieloma innymi
czynnikami będącymi dziełem człowieka – walczy. Walczy
o obniżenie emisji szkodliwych gazów do środowiska, o segregowanie i wtórne wykorzystywanie odpadów itd. Niestety
jednak wiele idei ekologicznego stylu życia nie idzie w parze
z zasadami rządzącymi rynkiem finansowym na świecie –
szczególnie w czasach rozwijającego się kapitalizmu, czyli
nieustannego kupowania nowych rzeczy, wyrzucania jeszcze
sprawnych, ale już niemodnych lub po prostu zdezaktualizowanych przez nowe modele.
Są jednak na świecie miejsca, do których ta wersja współczesności jeszcze nie dotarła. Miejsca, gdzie walczy się o przetrwanie, gdzie nie ma dostępu do najnowszych wynalazków
technologii. Często też nie ma tam mediów: bieżącej wody,
kanalizacji i energii elektrycznej. I to właśnie tam recykling
i ekologia zdają się daleko wyprzedzać wysiłki cywilizowanych społeczności w tym kierunku.
W 2001 roku w miejscowości San Andrés Itzapa, w Gwatemali, powstała organizacja pozarządowa o nazwie Maya Pedal.
Założył ją Carlos Marroquin, zainspirowany swoją współpracą z grupą Kanadyjczyków z organizacji PEDAL i podążając
za ideą zrównoważonego rozwoju Gwatemali. Organizacja
zajmuje się przetwarzaniem używanych rowerów dostarczanych jej z Kanady oraz Stanów Zjednoczonych przez współ-
10 | NEWSLETTER
pracujące z Maya Pedal organizacje. Jest to więc warsztat,
w którym pracują okoliczni mieszkańcy, a także wolontariusze z całego świata.
Rowery, tylko trochę popsute, ale zdatne do dalszego użytkowania, są naprawiane, a następnie sprzedawane społeczności lokalnej. Pozostałe, których zreperować się już nie da,
otrzymują nowe funkcje, nowe życie. Jak deklarują mechanicy z warsztatu, z każdej części roweru da się coś zrobić. Tak
powstają zasilane siłą mięśni narzędzia użytkowe – Bicimaquinas. Wśród projektowanych i wykonywanych przez zespół
Maya Pedal są m.in. Bicycle Mill – rowerowy młyn, którym
użytkownik pedałując, może zmielić 1,3 kg każdego typu
ziarna (w tym kawy) na minutę, Bicycle Blender – mikser czy
Bicycle Rope Water Pump – linowa pompa wodna służąca
do pozyskiwania wody ze studni i odwiertów o głębokości
do 30 m. Powstają też ryksze i wózki na bazie rowerów oraz
wiele innych. Nowe projekty i pomysły wykorzystania mechanizmu rowerowego powstają niemal każdego dnia.
Gwatemala wielu osobom kojarzy się z brakiem cywilizacji
i podstawowych dóbr nowoczesnego świata. Jednak to właśnie tam znaleźli się ludzie, którzy innowacyjnym myśleniem
i determinacją w realizacji swoich pomysłów wyprzedzają
niejednego wynalazcę żyjącego w tym właśnie nowoczesnym świecie.
http://www.mayapedal.org
AKTUALNOŚCI
Zdjęcia: Maya Pedal
numer 13 (29) | 11
AKTUALNOŚCI
NA
PRZYCZEPKĘ
Przestrzenie miejskie, zwłaszcza centra miast, pełne są samochodów. Widać je na poboczach, parkingach, na chodnikach. Każde miejsce parkingowe jest na wagę złota, co sprawia, że w tym celu wykorzystywane są często także trawniki,
a raczej to, co po nich zostało. Cywilizacja skutecznie wypleniła z miast zieleń i przyrodę. Dopiero od niedawna ludzie
zaczęli zdawać sobie sprawę, że właśnie tego im najbardziej
w metropoliach brakuje. Zaczęli więc szukać obszarów zielonych i nowych możliwości ich tworzenia. Większość miast
jest jednak przepełniona ludźmi i zabudowaniami i zagospodarowana – każdy centymetr ma już swoje zastosowanie
i często jest pokryty warstwą asfaltu.
Jak przywrócić miastu to, co ludziom do życia jest tak bardzo
potrzebne? To pytanie zadał sobie pracujący w Mediolanie
projektant Matteo Cibic. Odpowiedzią jest projekt Smart
Urban Stage. Przewiduje on stworzenie swego rodzaju przyczep, które będą ruchomym kwietnikiem-gazonem, wokół
którego znajdą się ławki. Twórca projektu zadał sobie jeszcze jedno pytanie, na które odpowiedź otrzyma dopiero wtedy, gdy projekt wejdzie w życie – ilu ludzi będzie w stanie
poświęcić jedno lub dwa miejsca parkingowe przed swoim
domem na rzecz małej oazy zieleni? Ma to więc być rodzaj
eksperymentu socjologicznego, który pokaże, jak bardzo
„mieszczuchom” brakuje zieleni w ich otoczeniu.
12 | NEWSLETTER
Razem z namiastką przyrody projektant chce zaoferować
więcej. W jego koncepcji przyczepy mogą zapewniać bezprzewodowy dostęp do Internetu i gniazda USB do ładowania
urządzeń mobilnych. Konstrukcja stanowiłaby też dodatkowe oświetlenie ulicy i bazę bezpieczeństwa, dzięki wyposażeniu jej w przycisk bezpieczeństwa, który użyty w razie zagrożenia pozwoliłby powiadomić odpowiednie służby.
Drzewo zaparkowane przed domem niczym samochód –
jak o swoim pomyśle mówi Matteo Cibic – to idea ciekawa
i warta rozważenia. Oferuje mieszkańcom zatłoczonych,
betonowych miast wielofunkcyjną alternatywę. Punkt,
w którym mogliby choć na chwilę wyciszyć się i poczuć jak
w parku, jak w oazie.
http://www.smart-urban-stage.com
Zdjęcia: Matteo Cibic, Smart Urban Stage
AKTUALNOŚCI
WSPÓLNYMI
SIŁAMI
Planowanie, strategie i programy rozwojowe to praktykowane w ostatnim czasie triki, które mają na celu zapoczątkowanie diametralnych zmian w miastach i regionach Polski.
Często jednak od spisanej strategii do jej realizacji prowadzi
daleka, pełna wyzwań droga. Zwykle wdrażaniem zaplanowanych działań zajmują się instytucje publiczne, jak urzędy miast czy województw albo specjalnie oddelegowane do
tego zespoły, wciąż podlegające bezpośrednio administracji
publicznej. Rzadko do realizacji strategii zatrudnia się firmy
zewnętrzne.
Są jednak ludzie, którzy nie poprzestają na narzekaniu na wygląd ich otoczenia i na złe zarządzanie miastem i przestrzeniami publicznymi, ale zaczynają działać. Jeśli w jednym miejscu znajdzie się choćby kilka takich osób, mogą one wspólnie
pracować nad polepszeniem warunków życia w ich mieście
czy dzielnicy. Tak zrobili mieszkańcy zachodniej Filadelfii
(USA), którzy stworzyli University City District (UCD). Jest to
stowarzyszenie przedsiębiorców, organizacji pozarządowych
i mieszkańców dzielnicy, którzy razem pracują nad ulepszaniem przestrzeni publicznych i poprawą bezpieczeństwa publicznego. Wspierają oni także mieszkańców w takich obszarach, jak utrzymanie czystości, zakładanie lokalnego biznesu,
organizowanie imprez zbiorowych i wiele innych.
Podstawowym celem działań UCD jest utrzymywanie
w okolicy czystości i bezpieczeństwa. W ramach projektu zatrudnionych jest 25 pracowników Public Space Maintenance (z ang. obsługa przestrzeni publicznych), którzy pracują 7 dni
w tygodniu. Zajmują się sprzątaniem ponad 160 budynków
komercyjnych i mieszkalnych, łącznie ze 150 publicznymi
śmietnikami. Dla organizacji pracują też Public Safety Ambasadors (z ang. ambasadorzy bezpieczeństwa publicznego).
Wśród ich obowiązków jest patrolowanie okolicy, odprowadzanie mieszkańców z domu do np. autobusu i z powrotem,
zgłaszanie rozmaitych usterek i problemów zaistniałych
w dzielnicy. Pomocą służą nawet przy kłopotach z samochodem – przy zatrzaśniętych w środku kluczykach pomogą
otworzyć auto, a przy problemach z silnikiem pomogą go
uruchomić, np. pchając auto. Podobnych inicjatyw i komórek
działających w University City District jest wiele więcej.
Cały projekt zdaje się być utopią. Wyimaginowanym światem
idealnym, w którym ludzie o siebie wzajemnie dbają i sobie
pomagają. Światem, w którym wszyscy czują się bezpiecznie,
żyjąc w naprawdę zadbanej i czystej okolicy.
http://universitycity.org
Zdjęcia: University City District
numer 13 (29) | 13
POCIĄG
DO ŁODZI
„Facebook ma takie określenie dla
statusu związku ’to skomplikowane’.
Niby banalne, ale superpojemne
i często adekwatne. Taki jest nasz
stosunek do Łodzi. To jest nasze
miasto. Nasze to nie oznacza, że
w nim mieszkamy i tyle. Chodzi o to,
że jest „nasze”, a więc jesteśmy też
odpowiedzialni za to, jakie jest.” —
rozmowa z Michałem Kędzierskim
ROZMAWIAŁA: MAJA RUSZKOWSKA-MAZERANT
ZDJĘCIA: ARCHIWUM
14 | NEWSLETTER
DOBRE PRAKTYKI
Na Waszej stronie widnieje cytat: „są rzeczy tym
prawdziwsze, im bardziej ich nie ma…”. Co dokładnie
mieliście na myśli? To z Twojego wiersza, Michale,
prawda?
Tak, to rzeczywiście fragment z mojego wiersza „Układanka”. I tak jak w nim, tak w przypadku tego zdania najlepsze
jest to, co nie jest dosłowne. Co pozostawia odbiorcy jakąś
przestrzeń do własnej interpretacji albo w ogóle przestrzeń...
Takie wyjaśnienie można jednak podać podczas rozmowy na
temat poezji, a my wybraliśmy ten wers jako hasło naszej
działalności, więc tym razem naszym odbiorcom należy się
rzetelne wyjaśnienie.
Najłatwiej pójdzie, jeśli wykorzystamy do tego przykład
znaczków nawiązujących do kremowych tabliczek z nazwami
łódzkich ulic. Bardzo pięknego systemu informacji miejskiej.
Zastąpionego tym..., każdy widzi, czym. Tych „kremówek” już
właściwie nie ma. Ale przecież są. W mojej pamięci wyznaczają topografię miasta. Ja nie spacerowałem z ojcem po Łodzi Scheiblera, tylko po Łodzi, której ulice oznaczono kremowymi tabliczkami. Czyli są, bo je pamiętam, ale jednocześnie
i ich nie ma. A im dalej w życie, tym bardziej przemawiają
do nas artefakty z naszej historii. Prywatnej, ale przecież nie
tylko. Chcemy więc pokazać Łódź, jaką znamy, znaliśmy. Odwołać się do wspólnego doświadczenia. Wiem, że to banalne pytanie – jaka jest geneza nazwy
Waszej firmy: Pociąg do Łodzi?
Banalne na pozór. Wyczerpująca odpowiedź zajęłaby sporo
czasu [uśmiech]. Początkowo Pociąg do Łodzi był stowarzyszeniem założonym przez ludzi, którym zdawało się, że budowa tzw. Nowego Centrum Łodzi (NCŁ) da impuls rozwojowy
dla całego miasta. Mówimy o projekcie w jego najbardziej
rozbudowanej postaci, którą nazwiemy roboczo „bizantyjską”. Budowa Bizancjum na miejscu przeniesionego pod
ziemię dworca Łódź Fabryczna miała być lekiem na łódzkie
boleści.
Wymyśliłem to sobie tak: jeśli jednym z kół, które mogłyby
powieźć nasze miasto ku przyszłości byłaby kultura (walczyliśmy wtedy o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury i byliśmy
w tych zmaganiach wysoko notowani), a drugim byłaby edukacja ze wskazaniem na uczelnie wyższe, silnikiem byłoby
właśnie NCŁ. I tak powstała wizja Pociągu do Łodzi, oprócz
oczywistego znaczenia – miłości do miasta i przywiązania
do niego. Stąd było bardzo blisko od projektu promocyjnego
łódzkiego pociągu (prawdziwego!), który podróżowałby po
kraju i prezentował naszą ofertę kulturalną. Albo przynajmniej choć wagonu. I kiedy zaczęliśmy to organizować, cała
sprawa z NCŁ zaczęła się komplikować i sypać. Efekty widać
obecnie. Stanęliśmy więc przed pytaniem – czy po prostu
rezygnujemy, czy robimy coś innego? Jak widać, wybraliśmy
opcję nr 2 i nie żałujemy.
Wierzycie w potencjał mieszkańców Łodzi? Czy możecie
wymienić te inicjatywy, które wyjątkowy przypadły
Wam do gustu?
Uchylimy się od odpowiedzi na drugą część pytania, żeby nie
pominąć czegoś ważnego. Na pewno podobają nam się nie
pojedyncze zrywy, ale akcje przygotowywane konsekwentnie
i planowo, organizowane przez aktywne i twórcze jednostki.
Niech będzie jeden przykład – warsztaty w GrimWorks, niekomercyjne, bezpłatne, integrujące środowisko. A w potencjał łodzian nie wierzymy. Nie musimy. Przecież ich znamy,
wiemy, co potrafią, więc nie ma co wierzyć – widać, że są
doskonali.
Jaki jest Wasz stosunek do Łodzi? Czy możecie podać
jej największe zalety? Niestety w wiadomościach w tym
tygodniu pojawił się reportaż o wyludnianiu się polskich
dużych miast. Najwięcej osób ze wszystkich miast
w Polsce wyjechało właśnie z Łodzi i jest to aż
60 tys. ludzi. Jak ich zatrzymać albo sprawić, żeby
chcieli wrócić?
Facebook ma takie określenie dla statusu związku „to skomplikowane”. Niby banalne, ale superpojemne i często adekwatne. Taki jest nasz stosunek do Łodzi [uśmiech]. To jest
nasze miasto. Nasze to nie oznacza, że w nim mieszkamy
i tyle. Chodzi o to, że jest „nasze”, a więc jesteśmy też odpowiedzialni za to, jakie jest. I jeśli możemy coś robić dla tej
wspólnej wartości i własności, jaką jest, powinniśmy to po
prostu robić. Deklaracji uczuciowych nie składamy publicznie, bo życie uczy, że kto szybko i chętnie wyznaje, ten ostatni
podwija rękawy do roboty. Druga część pytania jest niestety nie do nas. Ale jedną rzecz
możemy podpowiedzieć i to staramy się przecież robić. Trzeba
zbudować lokalną, łódzką tożsamość i obudzić przekonanie,
o którym wspominaliśmy – nasze miasto to znaczy więcej niż
„miasto, w którym mieszkamy”. To ludzi w Łodzi nie zatrzyma, ale na pewno wpłynie na jakość życia. A ta wspólnie z realiami ekonomicznymi i innymi
na pewno pomoże. Chodzi nam o to, żeby nie zaniedbywać
czynnika ludzkiego. Wiadomo, że on często schodzi z pola
widzenia, kiedy kryzys i bezrobocie. Ale czy trudno sobie wyobrazić miasto ekonomicznej prosperity, w którym nie chce
się mieszkać? Nam łatwo.
Na Waszej stronie internetowej można kupić piny,
breloki, plakaty z łódzkimi hasłami i grafiką. Jakie jest
zainteresowanie tym asortymentem? Kto częściej kupuje
Wasze gadżety – łodzianie czy turyści?
Łodzianie. Właściwie mówimy głównie do nich. To ludzie,
którzy nie tylko czują przywiązanie do swojego miasta, ale
chcą je zamanifestować. To jest bardzo piękne. A zainteresowanie jest dość duże, czasem zaskakująco duże. W Łodzi jest
spora luka, jeśli chodzi o takie upominki. Ale nie o te gipsowe
cegły czy figurki Żydów z modeliny. My staramy się zaprojektować coś wyjątkowego, nawiązującego do nieodległej przeszłości. Do tego, co wspólne.
Gdzie jeszcze można nabyć Wasze „pamiątki z Łodzi”?
Czy współpracujecie z informacją turystyczną, hotelami?
Nasze drobiazgi można nabyć w wielu punktach w mieście,
np. w Owocach i Warzywach, Avangardzie (Piotrkowska 87),
księgarni Ossolineum, MS2, Małej Literze oraz w znanym
i lubianym sklepie Pan Tu Nie Stał. Można się też z nami umówić – wtedy sami dostarczymy zamówienie [uśmiech].
numer 13 (29) | 15
A co macie w planach? Jakieś akcje promocyjne?
Angażujecie się w promocję Łodzi?
Obecnie przygotowujemy dwie imprezy: Parking Day w ramach Tygodnia Zrównoważonego Transportu oraz współpracujemy z Fundacją Ulicy Piotrkowskiej przy Urodzinach
Tuwima. Przygotowujemy także drugie wydanie albumu fotograficznego Artura Urbańskiego „Łódź. Zdjęcia z początku
wieku”. Bardzo ciekawy projekt, po którym wiele sobie obiecujemy. W realizacji są też nowe łódzkie upominki. Mamy
również w toku duży projekt, który realizujemy z Fundacją
Ulicy Piotrkowskiej i z łódzką agencją interaktywną. Nic
więcej nie powiemy, ale będzie naprawdę fajnie. Dzieje się
[uśmiech].
Włączamy się w promocję miasta poprzez konkretne realizacje. Jesteśmy niemal wszędzie, gdzie nas zapraszają
do współpracy. Projektujemy graficznie, prezentujemy nasze produkty, współorganizujemy wydarzenia, np. zawody
w kapsle o Puchar Szurkowskiego na Starym Polesiu. Jesteśmy otwarci na wszelkie inicjatywy.
Ponieważ w każdym poważnym programie telewizyjnym
można na koniec pozdrowić rodzinę i znajomych, my w wywiadzie też chcielibyśmy to zrobić. Pozdrawiamy wszystkich,
którzy sprawiają, że nasze działania mają jakiś sens. Czyli łodzian. I dziękujemy!
http://www.pociagdolodzi.pl/
16 | NEWSLETTER
DOBRE PRAKTYKI
Newsletter powstaje na zlecenie Urzędu Miasta Łodzi
www.kreatywna.lodz.pl

Podobne dokumenty