Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl

Transkrypt

Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl
Złamany paznokieć
Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl
Autor:
mysmme
Na samym wstępie mej wstrząsającej życiowej historii, którą pragnę się z Wami podzielić,
muszę jaskrawoczerwonym flamastrem podkreślić, że nigdy przed nikim nie ukrywałam, iż
urodziłam się pod gorejącą niezmierzoną szczęśliwością gwiazdą. Z tego,
co wiem (korzystałam z rzetelnych, artykułowanych źródeł), poród mojej błogosławionej
rodzicielki był szybki i bezbolesny. Nie byłam chorowitym dzieckiem. Nigdy nie miałam
żadnych problemów ani ze snem, ani z nauką. Od najmłodszych lat wykazywałam legiony
rozmaitych talentów, począwszy od przedwczesnego stawiania pierwszych, samodzielnych
kroczków, niegaworzenia (niemalże od razu zaczęłam sprawnie żonglować zrozumiałymi
słówkami), przez błyskawiczne przyswojenie alfabetu łacińskiego, płynne czytanie
i bezproblemowe wykucie na blachę tabliczki mnożenia oraz innych, matematycznych (i nie
tylko) zawiłości, skończywszy na pieszczeniu mymi ruchliwymi paluszkami białych
i czarnych klawiszy w taki sposób, że wydawały anielskie melodie oraz na malowaniu tak
zachwycających obrazów, że ci, którzy nań spojrzeli – przemieniali się w zahipnotyzowane,
pokryte perlistym potem ekstazy posągi. Tak, już jako kilkulatka przedstawiałam swym
najbliższym niebywałe zdolności manualne i rozpieszczałam ich swoim wysokim ilorazem
inteligencji. W szkole zawsze dostawałam same szóstki… Och! Przepraszam… Przyłapałam
się na pierwszym w moim życiu, parszywym kłamstwie! Prawda jest taka, że nie zawsze
byłam wynagradzana najwyższymi notami. Raz, przez karygodną pomyłkę mej
nieroztropnej, nieuważnej nauczycielki, uzyskałam ocenę niezadawalającą mnie – marną
piątkę, ale szybciutko wychwyciłam to gigantyczne niedopatrzenie i czym prędzej
pobiegłam
do rzekomo wykształconej kobiety, która momentalnie przyznała się do popełnionego błędu
i kwieciście mnie przepraszała (wybaczyć, wybaczyłam, ale nigdy nie wyrzuciłam z szuflady
pamięci tego obrzydliwego upokorzenia). Przez te wszystkie owocne lata mojej edukacji
miałam wzorowe zachowanie – nic dziwnego, bowiem zostałam wychowana przez poczet
znających etykietę ludzi oraz przez moich obytych w świecie, niezwykle kulturalnych
rodziców.
Bez przerwy otaczało mnie grono oddanych przyjaciółek i zabiegających o moje względy
chłopców. To właśnie ja byłam dziewczyną, która dostawała najwięcej listów miłosnych i
krwistoczerwonych róż. Nawet teraz wszyscy lgną do mnie jak pszczoły
do kwiatowego pyłku. Oczywiście, ich uwielbienie względem mnie nie jest czystym
przypadkiem, nieświadomym kaprysem losu… wszak zasłużyłam sobie na ubóstwienie mej
szacownej osoby spowodowane mym fantastycznym charakterem, potężnym, mocno
pofałdowanym mózgiem, godnymi pozazdroszczenia zdolnościami plastycznymi,
muzycznymi, fryzjerskimi oraz urodą przewyższającą magnetyczny urok Heleny Trojańskiej.
Strona: 1/5
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Jestem absolutnie pewna, że w żadnej galaktyce nie znalazłby się mężczyzna o zdrowych
zmysłach, który nie padłby przede mną na kolana!!!
Obecnie mieszkam w wielopokojowej, uginającej się pod ciężarem antycznych mebli,
marmurowych rzeźb, olejnych arcydzieł i kryształowych żyrandoli willi z rozciągającym się
wokół różanym ogrodem pielęgnowanym przez pięciu umięśnionych ogrodników. Mam
własną kucharkę i kilka służek oraz sług. Posiadam trzy garderoby po brzegi wypełnione
jedwabiami, kaszmirami, koronkami, futrami, kapelusikami i czółenkami… rozważam nad
tym, by przeznaczyć jeszcze ze dwie komnaty na moje najnowsze kostiumy, albowiem dni
mijają, a co za tym idzie – należy systematycznie uaktualniać swe odzieżowe zbiory, ażeby
swą prezencją olśniewać świat śmiertelników i bogów. Jak cię widzą, tak cię piszą.
Prawdziwa dama, taka jak ja, nie może sobie pozwolić na to, by w ciągu jednego sezonu
pokazać się dwa razy w tej samej kreacji! Co by sobie ludzie o mnie pomyśleli? Jestem
na językach ludu, jestem powszechnie znaną osobistością, zatem nie przystoi tak
rozpoznawanej na ulicach personie jak ja, zaniedbywać tak ważnej sprawy, jaką jest
wizerunek zewnętrzny będący moją najczytelniejszą, rzucającą się w oczy wizytówką!
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o swoim przystojnym mężu, który przez cztery
lata dwoił się i troił, abym zwróciła na niego swą jakże wartościową uwagę. Naturalnie, moja
powierzchowna ignorancja, przybrana maska Królowej Śniegu, wymuszona postawa góry
lodowej zatapiającej na wzór Titanica każdy transatlantyk, który się z nią zetknie, nie
wynikały z mojego braku zainteresowania jego majętną, dystyngowaną osobą… Zanim
zgodziłam się zaaprobować jego ofertę zamążpójścia (poprzedzoną wieloma brylantowymi
pierścieniami, fantasmagorycznymi koliami, baśniowymi kolczykami) i tym samym zawrzeć
z nim komunię dusz, musiałam otrzymać niedające się podważyć świadectwo, że mu na
mnie naprawdę zależy. Im mężczyzna bardziej się męczy, tym jest więcej wart.
Tak na marginesie muszę dodać, że to nic nadzwyczajnego, iż tak urodziwy, wysoki brunet
zakochał się we mnie od pierwszego wejrzenia i robił wszystko, żeby tylko zdobyć moją
przychylność! Przecież porażam stąpającą po tej nierównej ziemi ludność swą niebywałą
aparycją i charyzmą. Mam porcelanową cerę, duże, błękitne niczym krystalicznie czysta
woda oczęta, pulchne usta, prosty nosek, mały podbródek, szykowne jasne blond włosy
(zdecydowanie lepiej rozjaśnione i pielęgnowane od tych należących do rzekomej ikony
piękna – Marilyn Monroe, której blask nieprawdopodobnie symetrycznej buźki
i starannej fryzury przy moich rysach twarzy i misternie ułożonych kosmykach bledną)
i uwodzicielską, zaokrągloną tam, gdzie trzeba kibić. Któż by się za mną nie obejrzał? Nawet
ślepiec wyczułby bijącą ode mnie aurę najpiękniejszej bogini.
Nie, nie mam dzieci. Czasami myślę o nich, ale jeszcze jestem na nie za młoda
i za bardzo zapracowana. Ponadto jestem kobietą wyzwoloną, która jeszcze nie zamierza
tkać swego życia przędzą pochodzącą od pierza kur domowych wywodzących się z rodziny
macierzyńskich. Służba, służbą… jest przydatna, niemniej dziewięć miesięcy ciąży… to nie
jest jakiś tam pikuś.
Wracając do mojego trybu życia… Nie muszę pracować, ale chcę. W wolnych chwilach
pieszczę uszy odwiedzających mnie słuchaczy mą grą na fortepianie i maluję obrazy olejne,
temperowe, ale moją prawdziwą pasją jest fryzjerstwo. Nie, nie jestem pospolitą,
zarabiającą marne grosze fryzjerką… Mam pieniędzy w bród, toteż nie zależy
mi na banknotach o kolosalnych nominałach, lecz raczej pragnę jeszcze bardziej rozwijać
tkwiące we mnie zamiłowanie do owego zawodu. Nie zaszczycam swą obsługą typowych,
przeciętnych szaraczków. Jestem szefową kierującą moimi piętnastoma rozsianymi po
całym kraju salonami fryzjerskimi, a pracuję w największym z nich, w tym znajdującym się
Strona: 2/5
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
w sercu stolicy, w tym najekskluzywniejszym, najdroższym, proponującym swe szlachetne
usługi jedynie ludziom pochodzącym z tej samej warstwy społecznej, co ja, czyli, najogólniej
mówiąc, z wyższych sfer. Dlatego też jestem bardzo znaną i pożądaną na salonach
znakomitością. Nie było takiego bankietu, na którym nie pojawiłabym się i nie uradowała
swoją bytnością wszystkich zaproszonych nań gości. A ile komplementów otrzymuję! Ile
nowych znajomości zawieram! Na ile przyjemnych ploteczek z gwiazdami sceny muzycznej,
filmowej i teatralnej uczęszczam! Jestem kobietą niewiarygodnie zajętą, zabieganą; mój
kalendarz jest w całości wypełniony mym wspaniałym charakterem pisma określającym
godziny i daty ważnych wizyt, wobec tego, jeżeli macie wystarczający prestiż i odpowiednią
kwotę w kieszeni bądź portmonetce – postaram się znaleźć dla Was wolną chwilkę, ale
dopiero w przyszłym roku.
Tak, jak wcześniej wspomniałam, moje przeznaczenie składa mi głębokie pokłony
i, jak sądzę, już po części to swoim życiorysem udowodniłam, lecz aby słowo stało się
ciałem i zamieszkało między Wami, pragnę Wam przedstawić jeszcze jeden wątek z mojego
życia, który po raz wtóry potwierdzi fakt mówiący o tym, że jestem istotą stworzoną do
niezmąconej katastrofalnymi w skutkach nieszczęściami egzystencji. Jestem wybranką.
Otóż dwa tygodnie temu obudził mnie o poranku wyjątkowo silny, rzucający garściami
upału wiatr. Nie mogąc leżeć bezczynnie w dwuosobowym łożu z baldachimem, wstałam i
postanowiłam przygotować się do wyjścia na zakupy. Miałam dobry nastrój, jeśli nawet nie
wspaniały… Do czasu.
Tak, początkowo otaczał mnie nimb niedającej się opisać energii i radości. Kiedy wzięłam
kąpiel, osuszyłam skórę i włosy oraz osłoniłam swe ciało miękką, przewiewną szatą,
zaczęłam podkreślać swą odziedziczoną po matce urodę subtelnymi pociągnięciami
różnorakich malowideł. Gdy zakończyłam ową czasochłonną czynność, zajęłam się
paznokciami. Wtem odkryłam, że jeden z nich, należący do wskazującego palca mej prawej,
alabastrowej dłoni – złamał się! Nawet nie wiedziałam kiedy! Nawet tego nie poczułam!
Dlaczego zawsze jest tak, że coś musi się popsuć wtedy, kiedy nam najbardziej na czymś
zależy? Nie mam pojęcia. W każdym razie ta niesłychana przykrość wyprowadziła mnie
z równowagi. Mój luby już od brzasku był w pracy, toteż nie miałam komu się pożalić.
Musiałam świadomość tej szpetoty przetrawić i udawać, że nic się nie stało. Ktoś mógłby
powiedzieć, że paznokieć, to nie ręka – odrośnie. Wtenczas ja bym odparła, że dla mnie
paznokieć jest jak ręka i nie czuję się sobą bez tego keratynowego przedłużenia mej górnej
kończyny. Cóż… musiałam skrócić swe długie paznokietki, zaokrąglić je pilniczkiem i jakoś
przełknąć to nagłe oszpecenie mych szczupłych paluszków i niewieściej dumy. Z ręką
na sercu przysięgam, że już w tamtym momencie przeczuwałam, iż ten złamany paznokieć
nie wywróży mi niczego dobrego… W gruncie rzeczy nie pomyliłam się, bowiem pierwszy
raz w życiu znalazłam się w śmiertelnym niebezpieczeństwie i omal nie umarłam… Gdyby
ziścił się plugawy zamysł Czarnego Kosiarza, zapewne ludzkość nie mogłaby sobie poradzić
z aż tak przeogromną stratą…
Zrozumiałym jest, że nie mogłam pławić się w zakupowych rozkoszach będąc w iście
minorowym nastroju. Po cóż miałabym nosić fatałaszki, które z każdym postawionym
przeze mnie krokiem przypominałyby mi o przygnębiającej chwili stracenia mojego
półprzezroczystego atrybutu kobiecości? Zrezygnowałam z chętki wykonania swych
pierwotnych planów, ponieważ koniecznie musiałam się komuś wyżalić. Dlatego
zadzwoniłam do mojej przyjaciółki – znanej poetki, która słysząc mój płaczliwy głosik
powiadamiający ją o godnym pożałowania wypadku, momentalnie połączyła się ze mną
w bólu i rozpaczy oraz w konsekwencji owego zdarzenia zaprosiła mnie na przyjemne
Strona: 3/5
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
pogaduszki przy herbatce i ciasteczkach (moje geny rozpieszczają mnie wręcz galopującą
przemianą materii, więc nie mam problemów z utrzymaniem sylwetki osy) mające odegnać
moje myśli od tej przytłaczającej mnie straty. Przyznaję, że wczoraj umawiałyśmy się,
iż wpadnę do niej dopiero jutro, lecz z racji powstałej usterki na moim zdrowiu psychicznym
i fizycznym musiałyśmy się zobaczyć w trybie natychmiastowym.
Rozpłomienione słońce zakończyło swój marsz dając pole do popisu swemu nigdy
niedogonionemu kochankowi – księżycowi niosącemu światu atramentowy welon
niespełnionej miłości, który został wydziergany konstelacjami srebrzystych gwiazd.
Siedziałam w wygodnym fotelu, piłam aromatyczną herbatę przywiezioną z Japonii przez
powierniczkę mych tajemnic, degustowałam łechtający moje podniebienie tort czekoladowy
i słuchałam najnowszych wierszy mej przyjaciółki od serca, gdy nagle wwiercił się w nasze
uszy tubalny głos alarmujący o pożarze łapczywie liżącym klatkę schodową. Odwróciłam
głowę i spostrzegłam szare, kłębiaste macki przedzierające się przez framugę drzwi i
dziurkę od klucza. Smród wypełniającego duży salon sinego dymu przywodził mi na myśl
odór diabelskiej siarki mimo, że nigdy nie dostąpiłam wątpliwej przyjemności powąchania
owej smrodliwości – w każdym razie jestem w stanie sobie to wyobrazić.
Na ogół regularna akcja mojego serca zatrzymała się, krew z mej głowy odpłynęła
do stóp i obciążyła je na podobieństwo głazu przywiązanego do stopy samobójcy
skaczącego z chropowatej skarpy do rzeki, przez co przez moment nie mogłam drgnąć. Me
uchylone, pokryte koralową szminką wargi otwierały się i zamykały, jakbym była dopiero co
gwałtem wyjętą z wody rybą, a moje oczy wyszły z orbit do takiego stopnia, że wyglądały
tak, jakby ktoś za pomocą łyżeczki postanowił wyjąć je z oczodołów i pozostawić
przyklejone do mych pobladłych policzków. Patrzyłam na przerażoną twarz mej towarzyszki
niedoli, która przebudziła się z chwilowego transu grozy prędzej ode mnie. Niedbale rzuciła
swój bezcenny tomik poezji na podłogę i chwyciła porcelanową lampę ozdobioną
czerwonymi makami. Zakleszczyła swe szpony na moim kruchym przegubie i pociągnęła
mnie za sobą. Już, już wzięła z etażerki klucze, by otworzyć drzwi, gdy nagle zaświtała mi w
głowie reminiscencja czegoś, o czym kompletnie zapomniałam! Bez czego nie mogłabym
się obyć! Bez czego nie byłabym w stanie budzić się każdego dnia i poprawnie
funkcjonować! Zostawiłabym
na pastwę płomieni coś, co oprócz innych wspaniałych kosztowności nadawało memu życiu
sens.
Kątem oka wyłapałam moje leżące na obitej skórą sofie brązowe, wykonane z norek futro z
ogonkami! Miesiąc temu oddałam je w troskliwe ręce mej przyjaciółce, ponieważ zimą
nieuważny kelner pracujący w jednej z restauracji potknął się i wylał niesioną dla mnie
lampkę karmazynowego, wytrawnego wina akurat na mą, wiszącą na wieszaku wierzchnią
odzież. Nie mogłabym nie zrobić mu awantury. Chłystek musiał zostać ukarany. Byłam tak
wściekła, tak rozgoryczona, że po powrocie do domu cisnęłam me mięciutkie palto w kąt
jednej z dębowych szaf stojących w korytarzu. Amok zamglił me źrenice i przyćmił mój
umysł. Moja futrzana miłość skryła się w zakamarkach mej niepamięci… do czasu, gdy moja
najlepsza koleżanka kupiła sobie podobne futerko. Wtenczas utracone wspomnienia
powróciły do mnie niczym raz rzucony w powietrze bumerang i zaczęłam wypłakiwać swą
boleść związaną z okrutnym losem mojego płaszcza. Moja najdroższa poetka poleciła
mi praczkę mogącą zrobić z moim pokrytym włosiem cacuszkiem cuda, więc wybrałam się
do niej prawie trzydzieści dni temu wraz ze sługą dźwigającym pakuneczek wagi
państwowej po to, by mój wytworzony z sierści skarb owa kobiecina mogła oczyścić i
wysuszyć, po czym oddać mamusi, czyli mnie.
Strona: 4/5
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Wyrwałam się z jej palczastego potrzasku, jednym susem podskoczyłam do szezlongu i
wzięłam w objęcia moją kasztanową puszystość. Przyciskałam ją do piersi… moje dziecko…
W tym samym czasie moja najwspanialsza pocieszycielka otworzyła drzwi
i w te pędy wybiegłyśmy z jej przestrzennego mieszkania na zadbane podwórze, gdzie stali
inni mieszkańcy owej kamienicy i jakiś osmolony chłoptaś z bezwartościowymi patyczkami.
Na szczęście straż pożarna przyjechała na czas i poskromiła ogień, lecz nie zdołała ocalić
dobytku należącego do wychwalanej pod niebiosa poetki. Muszę w tym momencie wyraźnie
zaznaczyć, że sofa doszczętnie spłonęła pozostawiając po sobie niewielką kupkę prochu
i pyłu, z którego, niestety, nie odrodzi się niczym mityczny feniks. Co się tyczy mojego
futerka… musiałam je ponownie oddać pod opiekę praczce, albowiem przejęło nie
najcudowniejszy aromat spalenizny wydzielany przez ogień.
Złamany paznokieć przyniósł mi szczęście w nieszczęściu. Sądzę, że gdybym go nie złamała
i nie postanowiła przyjechać o dzień wcześniej do mojej wiernej spowiedniczki,
po moim dzidziusiu pozostałoby jedynie liche echo pamięci wyciskające gorące niczym
plazma łzy z mych posiatkowanych krwawymi żyłkami oczu. Jak to się mówi? Nie ma tego
złego, co by na dobre nie wyszło…
Strona: 5/5
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl