File

Transkrypt

File
DHiH GP - TERMINARZ 2013 / 2014
wrzesień 2013
marzec 2014
- 17 – rocznica napaści ZSRR na Polskę
- 22 - Msza św. harcerska
- 27 – rocznica powstania Polskiego Państwa Podziemnego
- 23 - Msza św. arsenałowa, kominek
z seniorami
- 26 – rocznica Akcji pod Arsenałem
październik 2013
- 10 – rocznica przyjęcie imienia i sztandaru przez WCh.H-y, rocznica katastrofy w Smoleńsku
- 23 – Św. Jerzego
- 26/27 - Msza św. harcerska, rajd
- 27 - Msza św. kominek
listopad 2013
- 1 – Wszystkich Świętych
- 11 – Święto Niepodległości – Msza św. za
Ojczyznę i kominek
- 24 - Msza św. harcerska
grudzień 2013
kwiecień 2014
maj 2014
- 3 – rocznica Konstytucji 3 Maja
- 25 - Msza św. harcerska
- 13 - rocznica ogłoszenia stanu wojennego
- 22 - Msza św. harcerska, jasełka, opłatek
- 27 – rocznica wybuchu Powstania Wielkopolskiego
czerwiec 2014
styczeń 2014
lipiec 2014
- 6 – Trzech Króli, orszak
- 26 - Msza św. harcerska
- Msze św. i odwiedziny duszpasterzy na
obozach i koloniach
luty 2014
sierpień 2014
- 22 – Dzień Myśli Braterskiej,
- 23 – Msza św. harcerska, wspomnienie
bł.W.Frelichowskiego
- 1 – rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego
- Msze św. i odwiedziny duszpasterzy na
obozach i koloniach
- piesza PPH na Jasną Górę
- 7 - Lednica
- 19 – Boże Ciało, procesja
- 22 - Msza św. harcerska
- 28 – 58 rocznica Czerwca 1956
Kolejnych części książki sir Roberta Baden-Powella "Gry skautowe" w tłumaczeniu phm. Pauliny Skorupskiej HR szukajcie w następnych numerach.
Pismo Duszpasterstwa Harcerek
i Harcerzy Grodu Przemysława
Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej
Redaktor Naczelny: Michał Kozanecki
Wydawca: Przemysław Stawicki
Korekta: Paulina Skorupska
Skład: Przemo Stawicki
Redaguje zespół:
dział WIARA - Magdalena Szymańska
dział HISTORIA - Monika Wojtkowiak
dział WYDARZENIA - Natalia Pawlak
dział SŁUŻBA - Wojciech Bielecki
ilustracje: Aleksandra Włodarczyk
Kontakt: [email protected]
SIERPIEŃ 1920, SIERPIEŃ 1944
Milionowa armia po kilku miesiącach nieustającej ofensywy nagle zmienia
się w bezładną kupę uciekinierów. Nie
było jednak do tego potrzeba „Cudu” nad
Wisłą (choć są świadectwa szczególnej
Opatrzności Bożej w tamtym czasie), ponieważ j armia polska przewyższała technologicznie wielokrotnie liczebniejszą Armię Czerwoną. Polacy orientowali się
w ruchach przeciwnika dużo lepiej niż Rosjanie i to umożliwiło marszałkowi Piłsudskiemu obmyślenie strategii, która doprowadziła do zwycięstwa. Fakt, że na wiele
dni przed 15 sierpnia zachodni dyplomaci
opuścili stolicę dziwiąc się niezwykłemu
spokojowi Polaków i polskiego rządu
(premier Witos miał nawet czas na żniwa)
jest bardzo wymowny.
Prawie ćwierć wieku później, 4 lata
po klęsce wrześniowej, wschodni front
II Wojny Światowej przesuwa się z powrotem na ziemie polskie. Niemcy wycofują
się pod naporem Armii Czerwonej, dowodzonej przez człowieka, który przyczynił
się do klęski Rosjan w 1920 roku, oblegając Lwów i nie przybywając pod Warszawę
na czas – Józefa Stalina. Tym razem Rosjanie są lepiej przygotowani technologicznie, ale tak samo wygłodzeni i biedni.
Świadectwa z pochodu krasnoarmiejców
przywodzą na myśl skojarzenia z atakiem
zombie. Na wieść o porażkach Niemców
na wschodzie 1 sierpnia w Warszawie wybucha powstanie. Stalin celowo jednak
wstrzymuje ofensywę na północnej części
frontu, by pozwolić Niemcom na jego stłumienie.
Jak dzisiaj patrzeć na te wydarzenia? Jak obchodzić te rocznice? Pomimo
że wypadają w wakacje, to nie powinniśmy o nich zapominać. Bo nasi przodkowie pokazali, że Polacy mogą zwyciężać,
ale pokazali też, że w obliczu klęski bycie
Polakiem tylko wtedy jest coś warte, gdy
przyczynia się do bycia dobrym człowiekiem.
Michał Kozanecki
redaktor naczelny „Harmelu”
SŁOWO DUSZPASTERZA
Druhny i Druhowie !
Zbliżamy się do wakacji. Jest to
czas wyjazdów na obozy i kolonie. Jest to
czas nie tylko spędzania dobrze czasu na
łonie przyrody w doborowym towarzystwie, ale też czas rozwinięcia swojej duchowości (w czym mają nam dopomóc
przygotowane rozważania na każdy dzień
przez Duszpasterstwo Harcerek i Harcerzy Grodu Przemysława).
Kilka lat temu w jednym z numerów prestiżowych czasopism harcerskich
pojawił się artykuł o duchowości harcerskiej. Czy taka istnieje, czy można mówić
o wychowaniu duchowym w harcerstwie,
a jeżeli tak, to o jakim wychowaniu należy
mówić albo jak je rozumieć? Błędnym jest
założenie, iż „wychowanie duchowe jest
drogą w nieznane”. Najwięcej do powiedzenia o wychowaniu duchowym mają Ci,
którzy nie wierzą, bądź podają się za wierzących niepraktykujących, w harcerstwie
zaś określają się oni jako ci, którzy poszukują.
Nie ulega wątpliwości, iż wychowanie duchowe należy wiązać z określonym
rozwojem wewnątrzosobowościowym.
Nie znaczy to, że każdy wybiera sobie to,
co najbardziej mu odpowiada – chodzi tu
o osobisty kontakt z Bogiem, który dokonuje się w sumieniu człowieka. „Sumienie
jest najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam
z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu
rozbrzmiewa.”
Wychowanie duchowe według
wielu harcerzy rozumiane jest jako nieustanne dążenie do poszukiwania głębszego zrozumienia i pełniejszego kierowania
się w życiu określonym systemem wartości. Miłość, nadzieja, dobro, prawda, wolność, sprawiedliwość, tolerancja i przyjaźń
stanowią harcerski system wartości opar-
ty na zasadach chrześcijańskich. Powstaje, zatem pytanie, w jaki sposób rozumieć
powyższe pojęcia, czy nie są
to przypadkiem puste słowa,
nic nie znaczące frazesy. Jak
realizować w harcerstwie np.
miłość czy sprawiedliwość. Według jakiego kryterium postępować. Bardzo często
o wychowaniu duchowym w harcerstwie
usłyszymy, że jest to życie według cnót.
Podsumowując, trzeba powiedzieć,
że rozwój duchowy osiąga się wypełniając
obowiązki wobec samego siebie, innych
ludzi i swojego otoczenia oraz otwierając
się na to, co duchowe, co znajduje się poza zasięgiem materialnego postrzegania
świata. Rozwój duchowy w harcerstwie
może być realizowany między innymi poprzez:
• życie religijne, rozumiane jako dialog
z Bogiem,
• refleksję nad samym sobą,
• pokonywanie własnych słabości,
• rozwijanie swoich zdolności i doskonalenie samego siebie,
• poszukiwanie sensu życia,
• służbę innym,
• kontakt z przyrodą,
• rozbudzenie wrażliwości etycznej i estetycznej,
• budowanie harmonii,
• poznawanie i tworzenie kultury.
Czas wakacji, obozu czy kolonii
niech będzie też czasem spojrzenia na
swoją duchowość i rozwijanie jej korzystając z przygotowanych rozważań na każdy
dzień przez Duszpasterstwo. Niech ten
czas będzie dobrze przeżyty i pomoże
w zaglądnięciu we własne sumienie. Tego
Wam i sobie życzę.
ks. Mikołaj Graja
Kapelan Wlkp. Okręgu ZHR
rvival, tylko będzie prawdziwe pytanie, jak
się robi podstawowe rzeczy, jeśli nie będzie wszystkich tych zabawek. Moim zdaniem to jest ta rzadka umiejętność, którą
Wy pielęgnujecie.
Trwałość przeciwko ulotności.
Żyjemy w świecie, w którym zaangażowanie w sprawy publiczne jest po prostu coraz bardziej „punktowe”, tzn. ludzie wchodzą i wychodzą. Harcerstwo pielęgnuje
trwałość, także poprzez poświęcenie.
Trwałość przeciwko „zabawie” i chwilowemu zainteresowaniu.
Służba przeciwko hedonizmowi,
narcyzmowi – widać, że jest to bardzo
ważny element. Niełatwo jest to robić i do
tego wzywać. Łatwo popaść w zarzut nachalnego dydaktyzmu, ale pojęcie służby
jest tu niezwykle ważne.
Bezinteresowność przeciwko pazerności, niezależność przeciwko wasalizacji. Harcerstwo ma piękną kartę obrony
suwerenności Rzeczypospolitej, ale też
piękne karty obrony własnej suwerenności. Naprawdę ta relacja jest bardzo szczególna i musi polegać na uznaniu wzajemnej suwerenności. To nie jest kategoria
konfliktowa, jest to kategoria partnerstwa.
Wreszcie interes publiczny przeciwko różnym zbiorowym egoizmom. To
także jest bardzo ważne i w Waszej pracy
się to przejawia: szacunek dla reguł przeciwko cwaniactwu. Gdyby było tak, że na
skutek niemądrych przepisów harcerze
uczeni będą jak przemycać cwaniactwo, to
byłaby bardzo zła formacja, więc te reguły
powinny być tak skonstruowane, żeby docenić specyfikę tego, jak Wy funkcjonujecie i nie uczyć tego, jak te reguły omijać.
Aby uczyć ludzi kombinować, by przetrwać
w tym porządku. I to jest to, co wydaje mi
się podstawowym katalogiem.
Mam też na myśli szereg rzeczy,
które wydają się wyzwaniami dużych organizacji, bo to są duże organizacje, organi-
zmy i mają swoje cykle życiowe. One żyją,
one czasami się biurokratyzują i czasami
nawet umierają, trzeba to brać pod uwagę. Pewnie na co dzień spotykacie się
z różnymi kryzysami, które dotyczą wielu
organizacji. Jest to rodzaj pewnego schematu, który trzeba jakoś „przesilić”.
Po trzecie. Ostatni z tych wszystkich punktów. To jest ta relacja z państwem. Ja mam wrażenie, i to jest doświadczenie tych minionych 25 lat, że długo byliśmy wychowywani i kształtowani
w takiej kategorii społeczeństwa obywatelskiego i państwa, które żyją, można powiedzieć, w rywalizacyjnym konstrukcje –
że im silniejsi jesteśmy my, tym słabsi są
oni.
Obecnie żyjemy w czasach,
w których szczęśliwie dla Polski nie trzeba
umierać, a trzeba dla niej żyć. I społeczeństwo obywatelskie, i państwo, mam wrażenie, w Polsce w tej chwili są słabe. Takie
słabe były też przy Okrągłym Stole i tego
nie udało nam się zmienić. Paradoksalnie
siebie wzajemnie potrzebują, żeby się
wzmacniać.
Życzę Państwu oraz różnym
urzędnikom i politykom: kiedy my nie wierzymy państwu i państwo nie wierzy nam,
to ta samonakręcająca się spirala musi
zostać przerwana. Państwo w pewnych
zagadnieniach musi – jeśli mogę tak powiedzieć – abdykować i zostawić coś samoorganizującemu się społeczeństwu.
Nie widzę lepszego kandydata na
wykonanie próby w tej sprawie niż harcerstwo, więc we wszystkich tych rzeczach,
w których harcerze mogą być uznani i respektowani z umiejętnością samoorganizacji i samoregulacji, która usprawniałaby
ich zdolność organizowania obozów, dostępu do szkół itd. należałoby to moim
zdaniem zrobić, aby udało się odbudowywanie wzajemnego zaufania.»
tycznego, w rozumieniu ustawodawstwa,
wolnych wyborów, mniej więcej 6 lat zajmuje odbudowa rynku i mniej więcej 60
lat – odbudowa społeczeństwa obywatelskiego.
Ktoś może powiedzieć, że skoro
społeczeństwo obywatelskie w Polsce było
zamrażane dłużej niż 60 lat, to tyle samo
będzie się odmrażać i możemy różne cyrki
wokół tego wyczyniać, ale tak będzie. Co
z kolei uczy nas tego, że zegar ten cyka pokoleniami. To nie są kolejne kadencje, to
jest po prostu bardzo długi i złożony organiczny proces, którego istotą jest wychowanie, a nie regulowanie. I ja na Państwa
patrzę przede wszystkim jako na organizację wychowawczą – inną niż pozostałe.
25 lat temu byłem jednym z najmłodszych uczestników Okrągłego Stołu
i mój „stolik” zajmował się demonopolizacją ruchu harcerskiego. Jest to szczególnie
istotne w wywodzie: społeczeństwo obywatelskie a państwo, ich relacje, wzajemne zależności. W czasie Okrągłego Stołu
„wybuchły” organizacje pozarządowe, powstał ekosystem, który jest „zaludniony”
przez prawie 100 tysięcy organizacji. Państwo jesteście szczególną organizacją, ze
wszystkimi tego konsekwencjami i przywilejami – jeśli mogę tak powiedzieć – i problemami, które z tego wynikają.
Zacznę od tego, dlaczego to, co
Państwo robicie, jest tak ważne.
Po pierwsze. Wydaje mi się, że
szczególne w tym wszystkim jest to, że to
jest ten mechanizm, w którym młodzież
pracuje ze sobą, tzn. konwencja, że istnieje starszy brat i starsza siostra. To, że oni
dzielą się doświadczeniem, jest szczególnie ważne w czasach, w których naprawdę
komunikacja międzypokoleniowa z różnych powodów jest bardzo trudna do
utrzymania. To rówieśnicy często – albo
niewiele więcej niż rówieśnicy – są autentycznymi wzorcami i autorytetami dla mło-
dych ludzi i trzeba to przyjąć z pokorą.
Pewnie tak zawsze było.
Po drugie. W tym dzisiejszym
świecie, wydaje mi się, że reprezentujecie
idealizm przeciwko cynizmowi, który jest –
w moim przekonaniu – dosyć powszechny.
Myślę, patrząc na Was, na Wasze mundury, że macie rzadko spotykaną odwagę do
identyfikacji z symbolami przeciwko hipsterce i logomanii, że macie odwagę przyznawać się do symboli. To nie jest łatwe
nosić mundur, przyznawać się do flagi, do
symboli narodowych itd. W obecnych czasach wymaga to odwagi i za to bardzo
Wam jestem wdzięczny.
Kształtujecie i stawiacie na rozwój, samorefleksję, pracę nad sobą, samodoskonalenie siebie przeciwko różnym formom intelektualnego koszarowania, formatowania. Naprawdę, stawiacie na to, że
ludzie muszą to w sobie przepracować
i „przerobić”.
W strukturze tej ważny jest autorytet, przywództwo i demokracja, jeśli mogę tak powiedzieć. Mimo że nosicie mundury - to nie jest wojsko. To jest instytucja,
która jest instytucją społeczną, w której
władze pochodzą z wyboru, czyli jest to
autorytet przeciwko biurokracji. Braterstwo – to super ważne – przeciwko plemienności. W tym, co robicie, jest bardzo
dużo elementów dobrze rozumianej rywalizacji, pięknej rywalizacji, dumy z tego,
jaki mundur nosicie, jakie barwy, ale nie są
to plemiona, którą chcą się nawzajem
„wymordować”. To jest bardzo ważne, aby
umieć zbudować taki sposób komunikacji
między sobą. Żyjecie w świecie, w jakimś
sensie, analogowym i rzeczywistym przeciwko światu, który jest cyfrowy i czasami
kompletnie wirtualny. Jak ktoś kiedyś wyciągnie wtyczkę, to chyba wszyscy pójdą
do harcerzy pytać, w jaki sposób zestawić
podstawowe sprzęty, żeby przetrwać. I to
nie będzie zabawa biznesmenów w su-
BÓG W PRZYRODZIE
Pierwsze promienie słońca nad
drzewami rozbłyskujące feerią barw
w drobnych kroplach rosy. Droga wije się
leniwie wśród mokrych pól, wśród bursztynowego świerzopu, śnieżnobiałej gryki,
gdzieniegdzie ocieniona przez plamy soczystej ciemnozieloności - pachnące gałęzie topoli oraz czeremch, w których szpacy i skowronkowie stroją się już na poranny koncert. Przy drodze chata słomianą
strzechą okryta, bocian na niej przycupnął, skrzydła swe białe w jutrzenki blasku
promiennym susząc. Rozpostarł je dumnie, do lotu się szykuje, a wtem sarny
dwie zza miedzy wyskakują, mignęły jeno
pośród łanów złotej pszenicy i już za
gumnem się skryły...
Przepraszam Cię, drogi Czytelniku,
jeśli w Twojej głowie wytworzył się właśnie kiczowaty obrazek ze wschodzącym
słońcem i pasącymi się sarenkami. Musisz
mi jednak uwierzyć na słowo, że scena,
którą próbowałem tutaj przedstawić, kiczu nie miała w sobie ani odrobiny, ale
przesączona była najprawdziwszym pięknem (a może nawet Pięknem). Działo się
to wszystko ledwie parę tygodni temu,
kiedy pośród rozpoczynającego się dnia
wracaliśmy z Pól Lednickich na pociąg ze
wszystkich stron otoczeni przepięknym
polskim pejzażem. I nagle, w blasku tego
świtu, w tym rześkim porannym powietrzu, spłynęła na mnie jakaś taka niemożliwa do opisania i wytłumaczenia radość.
Nogi same zerwały się do tańca, mimo
ciężkiego plecaka i nieprzespanej nocy za
sobą, śpiew wyrwał się z moich ust i te
wszystkie przydrożne wierzby, sarenki,
skowronki, nawet zarumienione dzięcieliny zdawały się razem ze mną śpiewać na
chwałę Pana. Pana, którego obecność
czuło się tu, wśród pól i łąk jeszcze mocniej, niż kilka godzin temu w otoczeniu
tysięcy młodych ludzi oraz ojca Góry powtarzającego, jak to on bardzo nas kocha.
Gdyby w tamtej chwili podszedł do mnie
jakiś poważny naukowiec w okularach
i białym fartuchu, próbując mi udowodnić, że to wszystko wokół jest wynikiem
przypadku, padłbym chyba na ziemię
i tarzał się ze śmiechu. Przypadek! P r z y p a d e k ! Cholera jasna, człowieku, rozejrzyj się! Czy ty naprawdę chcesz mi wmówić, że coś tak pięknego, niezwykłego
i dopracowanego w każdym najdrobniejszym szczególe powstało samo z niczego? Czy ty naprawdę wierzysz, że cały
wszechświat jest wynikiem zwykłego
zbiegu okoliczności? Jeśli ktoś przekonałby mnie kiedyś, że traf losu jest w stanie
zdziałać takie cuda, w przeciągu niespełna tygodnia roztrwoniłbym cały majątek
na hazardzie.
Często nawet nie zdajemy sobie
sprawy z tego, jak hojnie zostaliśmy obdarowani przez Boga, który uczynił świat
tak pięknym i różnorodnym. Przecież
wcale nie musiał bawić się w takie drobnostki jak projektowanie setek tysięcy
gatunków roślin i zwierząt, przecież równie dobrze wszechświat mógłby być szarą, niekończącą się betonową płaszczyzną, nad którą nigdy nie świeciłoby słońce, nigdy nie migotałyby gwiazdy i gdzie
jedynym rodzajem pokarmu byłaby jakaś
bezsmakowa breja w takim samym odcieniu szarości, jak wszystko inne dookoła.
Bóg jednak zdecydował się stworzyć dla
nas istne arcydzieło, coś tak wielkiego
i genialnego, że ludzki umysł nigdy nie
będzie w stanie tego ogarnąć i bezustannie powinniśmy Mu za to dziękować.
Grzechem byłoby z otrzymanego daru nie
korzystać (nie wspominając nawet o jego
niszczeniu) - chłońmy zatem wszystkimi
zmysłami tę niesamowitą barwność, mi-
sterność i jedyność w swoim rodzaju każdego wschodu słońca, każdego podmuchu wiatru w koronach drzew, każdego
listka schylającego się pod ciężarem biedronki, każdej złocącej się kropelki rosy
na oplatających trawy pajęczynach
i niech nasz zachwyt nad cudownością
świata będzie jednocześnie najpiękniejszym i najszczerszym wyrazem uwielbienia dla Tego, który wszystko stworzył.
Kamil Idzikowski
3 PGZ "Słoneczne Pszczółki"
W IMIĘ WOLNOŚCI I CHLEBA
Wydarzenia poznańskiego czerwca 1956 roku są, jak prawie wszystkie zagadnienia współczesnej historiozofii, kwestią bardzo dyskusyjną i w zależności od
wyznawanych poglądów różnie interpretowaną, dlatego już na wstępie przeprosić
muszę za wszelkie skróty myślowe i symplifikacje – zwyczajnie brakuje mi stron na
pełną analizę tematu. Zanim jednak przejdziemy do opinii, warto przypomnieć sobie, co tak naprawdę się wtedy zdarzyło.
Jak powszechnie wiadomo, po
śmierci Stalina w roku 1953 w większości
krajów bloku komunistycznego nastąpiła
odwilż[1]. Potępiano komunistyczne czystki, kult jednostki, ograniczano również
cenzurę, a uwolniona spod jej jarzma prasa zaczęła wreszcie dotykać istotnych dla
Polaków problemów[2]. Sytuacja gospodarcza jednak, jak na złość, zamiast się
poprawiać dramatycznie się pogarszała.
Niezadowoleni ze swojej sytuacji robotnicy organizowali manifestacje i strajki. Stało się tak również w Poznaniu, gdzie robotnicy dawnych zakładów H. Cegielskiego noszących wówczas imię Stalina po
nieudanych próbach podwyższenia płac
i obniżenia norm rano 28 czerwca wyszli
na ulicę. Na początkowo pokojowej
ogromnej manifestacji liczącej ok. 100 tys.
ludzi podnoszono takie hasła takie, jak
„chleba i wolności”, śpiewano pieśni pa-
triotyczne, niesiono sztandary narodowe.
Już po paru godzinach jednak demonstranci wdarli się do więzienia, uwolnili
kilkuset więźniów, zdemolowali sąd i prokuraturę. Tłumy próbowały również niszczyć budynek Wojewódzkiego Urzędu
Bezpieczeństwa Publicznego przy ul. Kochanowskiego za pomocą wyrwanych kostek brukowych i kamieni. Tam padły
pierwsze strzały. Po parogodzinnej bitwie,
około godziny 14:00 skierowano do Poznania regularne oddziały wojska, które
brutalnie tłumiły powstanie aż do dnia
następnego. Zginęło, według rożnych statystyk, około 75 osób, a ponad 600 zostało rannych. Po stłumieniu rozruchów nastąpiły aresztowania, zatrzymano prawie
800 osób.
Biorąc pod uwagę straty, logicznym wydaje się być pytanie: co zyskaliśmy
i czy śmierć kilkudziesięciu ludzi była tego
warta? Niestety bardzo trudno na nie odpowiedzieć. Z pozoru oczywiście wydawać
by się mogło, że stłumienie manifestacji
było zwycięstwem władzy komunistycznej. Użycie siły wobec robotników, którzy
stanowili większość pośród protestujących tamtego dnia[3], było jednak największą klęską rządu nazywającego się dotychczas właśnie „proletariackim”. Nagle okazało się, że klasa, która rzekomo rządzi,
w rzeczywistości jest mordowana. Słyn-
nt. „Otoczenie prawne funkcjonowania
harcerstwa”. Nie wyczerpano podczas jej
trwania wszystkich wątków, jednak może
się ona stać przyczynkiem do dalszych, daj
Boże, skutecznych działań.
Link do archiwum tej debaty:
http://www.prezydent.pl/dialog/fdp/
tworczosc-dziedzictwo-kulturowe-iprzyrodnicze-bogactwem-polski/filmy/
art,11,fdp-otoczenie-prawnefunkcjonowania-harcerstwa.html
Starałem się jej wysłuchać on-line,
jednak w drugiej części przekaz zaczął
się „zacinać”, pewnie oglądało ją coraz
więcej odbiorców.
Mnie szczególnie utkwiła w pamięci i wzbudziła wiele pozytywnych emocji
wypowiedź Kuby Wygnańskiego. W cyklu „Piramida harcu” przedstawiam różne
sprawy, często problematyczne, które na
co dzień dotyczą naszego harcerskiego
życia. Część z nich sami generujemy, ale
większość z nich, jestem o tym głęboko
przekonany, atakuje nas z zewnątrz i my
próbując się dostosować, komplikujemy
sytuację jeszcze bardziej.
Pisałem niedawno m.in. o tym, że
sami siebie nie doceniamy, nie czujemy
własnej wartości. Chciałem o tym
„skrobnąć”, jednak uczestnik wspomnianej debaty mnie wyręczył. Świetnie ukazał
cechy harcerstwa na tle społecznego otoczenia.
Jestem pewny – zawsze byłem
i nikt tego nie zmieni – że harcerstwo to
nie statuty, regulaminy, przepisy, ani nawet tylko wiedza i uzyskane stopnie harcerskie i instruktorskie albo zaszczyty.
Harcerstwo jest o wiele bardziej
spontaniczne i naturalne, trzeba mieć
w sobie pewnego bakcyla, by to zrozumieć. Może dlatego tak często jest nam
się trudno wzajemnie porozumieć – każdy
ma inną mutację tego bakcyla. Być może
dlatego warto czasami wysłuchać głosu
„z zewnątrz”.
Poniżej prezentuję treść wypowiedzi pana Wygnańskiego, sam podkreślał, że nie jest i nie był harcerzem.
Życzę miłej lektury, nieco refleksji, może i obozowych debat przy ognisku.
Zazdroszczę Wam tego. Czuwaj!
Przemo Stawicki
Jakub Wygnański
Fundacja Badań i Innowacji Społecznych
„Stocznia”
„Ruch harcerski, jako czynnik budowania
społeczeństwa obywatelskiego.”
«(...) Chcę powiedzieć, dlaczego
ten ruch, który Państwo reprezentujecie
podziwiam i zawsze podziwiałem. Dlaczego on mi się wydaje ważny – z punktu widzenia kogoś, kto na tzw. ugorze budowania społeczeństwa obywatelskiego, występuje jako jeden z maklerów i administratorów. Umyślnie autoironizuję w tej sprawie,
bo chcę wyprowadzić z tego wniosek, że
to co Państwo robicie – to nie jest kokieteria – jest prawdopodobnie najważniejsze
punktu widzenia społeczeństwa obywatelskiego, bo wszystkie próby budowania
syntetycznego społeczeństwa obywatelskiego: przez ustawy, przez pieniądze itd.,
wszystko to bardzo dobrze, ale generalnie
jest to zjawisko organiczne ze wszystkimi
swoimi konsekwencjami.
Dahrendorf kiedyś powiedział,
w 1989 roku, o tym, jak zmieniają się kraje
po okresie transformacji. Że w 6 miesięcy
można odbudować reguły systemu poli-
powiedzianym przy świetle świecy; może
być słowem drużynowego dla wspólnej
refleksji; może być słowem „przepraszam”
czy „dziękuję” wypowiedzianym wobec
wszystkich, a może w ciszy serca; może
być słowem opowiastki czy gawędy; może
być słowem zapisanym przez każdą harcerkę i schowanym gdzieś przy kapliczce;
wreszcie – może być Słowem Bożym, czytanym wspólnie.
Form modlitwy jest bardzo wiele,
a podczas obozowych dni warto wykorzystać ich różnorodność. Nie można skupiać
się li i tylko na modlitwie wieczornej, choć
zaniedbywać jej też się nie powinno. Może jednak przyda się czasem zwolnić nieco
tempo obozowego życia, rano nie gonić
na złamanie karku do mycia, sprzątania,
na gimnastykę, na apel, szybko, szybko,
bo zaraz zajęcia, a modlitwę sprowadzić
do jednej pieśni, jednego pacierza i już,
już kończymy, bo wszyscy biegną do latryny. A może tym razem wspólna poranna
modlitwa stanie się okazją do skupienia
się na czekających nas wyzwaniach, na
podziękowaniach za minioną noc, za myśli, które spotkały nas we śnie.
Także przed posiłkiem zwyczajowo
już harcerze śpiewają modlitwę. Piszę –
zwyczajowo – bo odnoszę wrażenie, że
z czasem urosło to (czy też bardziej: zmalało) to rangi zwyczaju, zaśpiewania piosenki, nierzadko niezwiązanej nawet z Bogiem, której jedynym przesłaniem jest
gromkie: smacznego! Pytanie, czy modlitwa przed posiłkiem jest dla nas tylko pretekstem do śpiewu – a może to sam posiłek powinien być dla nas pretekstem do
modlitwy?
Wymieniać można by wiele innych
jeszcze możliwości wplatania modlitwy
w obozowe życie. Samotnie, rozważania,
Msze święte pośród lasu – sama wiem, że
nie wymienię wszystkich. Czasem wpaść
na pomysł w pojedynkę może być trudno,
żeby nie popaść w zbytnie udziwnienia lub
zwykłą przesadę. Czasami jednak sposobem może być wspólna modlitwa z innym
środowiskiem, z inną drużyną – może panują w niej zwyczaje nieznane nam, może
praktykują formy modlitwy całkiem dla
nas nowe?
Życzę owocnych spotkań z Panem
Bogiem podczas Waszych dłuższych lub
krótszych wyjazdów na łono przyrody.
phm. Paulina Skorupska HR
PIRAMIDA HARCU
Za chwilę zaczną się wakacje,
czas koloni, obozów i wędrówek. Wielu
z Was, którzy zajmują się ich przygotowywaniem, jest świadomych, jakie zakazy,
nakazy i ograniczenia wiążą się z organizacją harcerskiego lata, a także pracy
śródrocznej. Gąszcz przepisów i regulacji,
który nas oplata, potrafi skutecznie przeszkadzać i nierzadko wręcz zniechęcić.
Oczywiście są one w wielu przypadkach
niezbędne. Jednak rodzi się pytanie, czy
i w jakim zakresie jest potrzebna tak głęboka i daleko idąca kontrola oraz ingerencja państwa w nasze harcerskie sprawy.
Niedawno przetoczyła się przez
media, w tym także „Harmel”, dyskusja
o tzw. ustawie harcerskiej. Z jej powodu
12 czerwca br. w kancelarii Prezydenta
Rzeczypospolitej odbyła się, w ramach
Forum Publicznej Debaty, konferencja
nym stało się przemówienie premiera Cyrankiewicza, który powiedział, że: „Każdy
prowokator czy szaleniec, który odważy
się podnieść rękę przeciw władzy ludowej,
niech będzie pewny, że mu tę rękę władza
ludowa odrąbie, (…) w interesie naszej
Ojczyzny”. Postawienie jednak tezy, że
precedens ten był przyczynkiem demokratyzacji i dalszych przemian jest dość ryzykowne, gdyż analizując kolejne bunty
przeciwko władzy ludowej (czy to marzec
’68, czy grudzień ’70) dostrzec możemy,
że każdy z nich miał nie tylko inną genezę,
ale i charakter[4].
Aby jednak analiza była rzetelna,
a przekazywana wiedza prawdziwa, należy
dopowiedzieć parę faktów, na które, być
może ze względu na niezwykle martyrologiczne podejście do tego tematu przez
większość publicystów, rzadko zwraca się
uwagę. Mianowicie zauważyć trzeba, że
spośród zabitych przerażającą większość
(ok. 80%) stanowiły osoby przypadkowe,
niebiorące udziału w walkach. Ginęli przypadkowo ranieni kulami przez jedną lub
drugą stronę. Mieć należy na uwadze, że
i jedna i druga strona dopuszczała się
okrucieństw. Kolejnym zaskakującym odkryciem może być dla niektórych fakt, że
spośród 800 zatrzymanych osób skazano
jedynie trzy – w pełni słusznie, za zabicie
dwudziestokilkuletniego funkcjonariusza
UB. Pamiętać też trzeba, że w czasie rozruchów zdemolowano kilkadziesiąt sklepów i mieszkań prywatnych, znajdujących
się w większości z dala od miejsc starć
wojska z protestującymi.
Podsumowując, każdy sam powinien odpowiedzieć sobie na pytanie, „czy
było warto”. Bez względu jednak od rezultatu pamiętajmy o ludziach którzy wtedy
zginęli. O młodym Romku Strzałkowskim,
o kilkunastu innych dzieciach zabitych
przez walczących i o wszystkich innych,
którzy wtedy zginęli. Pamiętajmy o odwadze i poświęceniu tych, którzy z własnej
woli przelali swoją krew w imię chleba
i wolności.
Aleksander Barszczewski HO
Drużynowy 7 PDH „Binduga”
Przypisy:
[1] W Polsce destabilizację systemu komunistycznego przyniosło jednak dopiero październikowe IX Plenum KC
PZPR.
[2] Sztandarowym wręcz przykładem
zmian w prasie jest przebiegunowanie
linii pisma „Po prostu”.
[3] Według oficjalnych danych robotnicy
stanowili ok. 60% manifestujących,
w rzeczywistości jednak liczba ta sięgać mogła nawet 80%.
[4] Widać np. wyraźną różnicę między
gospodarczo-społecznym charakterem Czerwca’56 a patriotycznorasowymi rozruchami Marca‘68.
KOEDUKACJA. CZEMU NIE W ZHR?
Ważnym elementem metody stosowanej w ZHR jest równoległe działanie
dwóch pionów wychowawczych męskiego
i żeńskiego, które powinny ze sobą współpracować. Przyczyną takiego prowadzenia
pracy harcerskiej jest m.in. oparcie się
o chrześcijański model ról społecznych kobiety i mężczyzny, co w związku z przekazywaniem postaw i wartości przede
wszystkim przez przykład osobisty instruktora, wymaga osobnej pracy kobiet wychowawców z dziewczętami i mężczyzn –
z chłopcami. Przyczyną takiego podziału
jest też występowanie odrębnych potrzeb,
warunków i możliwości psychofizycznych
obu płci, co wymaga stosowania odmiennych form i programów pracy tak, aby jak
najlepiej przygotować młodych ludzi do
przyszłych powołań życiowych.
Tyle na temat koedukacji mówią
Podstawowe zasady wychowania harcerskiego w ZHR. Wszystkie przesłanki są
zasadne, ale mimo tego czasem zastanawiam się, dlaczego zdecydowana większość szkół i organizacji młodzieżowych
dzisiaj uważa koedukację za coś oczywistego, w przeciwieństwie do ZHR-u. Porządek koedukacyjny zaczął kształtować
się po II wojnie światowej, kiedy to już
prawie wszystkie demokratyczne państwa
miały za sobą zrównanie praw kobiet
i mężczyzn albo przynajmniej próbowały
to wprowadzić w życie. Harcerstwo jednak cały czas znajduje przesłanki do tego,
aby istniały odrębne piony: żeński i męski. Zarówno chrześcijański model ról spo-
łecznych, jak i przygotowywanie do podjęcia powołania życiowego zdają się być niepodważalnymi argumentami. Przecież role
kobiety-chrześcijanki i mężczyznychrześcijanina, choć nierozerwalnie ze
sobą powiązane, są całkiem odmienne.
O tym najwięcej można się dowiedzieć
w drużynie wędrowniczej, która przede
wszystkim pomaga odnaleźć powołanie.
Cytowany fragment autorstwa Rady Naczelnej mówi także o różnicach psychofizycznych między płciami. Tę kwestię warto rozwinąć.
Harcerki i harcerze przychodzący
do drużyny harcerskiej wchodzą właśnie
we wczesną fazę dorastania, która przypada na dziesiąty-dwunasty rok życia. Nie da
się oczywiście wyznaczyć jednego wieku
rozpoczęcia tej fazy dla wszystkich dziewcząt lub chłopców, ponieważ jest to zależne od indywidualnego rozwoju. Już wcześniej, w wieku szkolnym wśród dzieci
można zaobserwować segregację płciową.
Wynika to przede wszystkim z innych
oczekiwań obu płci względem swoich kolegów. Chłopcy „organizują się” chętnie w
grupy o zróżnicowanym wieku, potrzebują
dominacji i współzawodnictwa oraz rywalizacji wewnątrz paczki. Natomiast dziewczynki wolą zadawać się ze swoimi rówieśnicami, tworzyć bliskie przyjaźnie. Odzwierciedleniem takiego stanu w harcerstwie jest poziom zuchowy. Wczesna faza
dorastania to okres przejściowy między
czasem szkolnym, a późną fazą dorastania, w której rówieśnicy różnych płci za-
celem puszczaństwa. Mając ten cel na
uwadze, z pewnością znajdziemy sposób,
by zaaplikować je do działań drużyny mimo warunków wydawałoby się absolutnie
niesprzyjających.
Wojciech Bielecki HO
Przypisy:
[1] To zdanie od początku miało zaczynać
się od słów „Jak obejść przeszkadzające
mu... [przepisy]”, ale autor uznał, że to
nie brzmi jednak zbyt dobrze.
[2] Ktoś mógłby powiedzieć, że najprostszą odpowiedzią na tego typu rozterki
jest wyjazd poza granice Ojczyzny. Ten
ktoś mógłby być zaskoczony jak bardzo
się myli uważając, że „zagramanica” załatwi wszystko, jeśli przeczytałby mój
artykuł na ten temat, który planuję zamieścić w następnym numerze.
[3] Jest to bodaj najbardziej intrygujący
mnie przymiot metody harcerskiej. Analizując jak niewiele zmian zaszło w jej
rdzeniu od samego początku, doszedłem
do przekonania, że skauci znaleźliby
swoje miejsce nawet w futurystycznych,
steampunkowych i międzygwiezdnych
realiach. Jak bardzo nie zmieniałby się
świat, skauci są nie do zabicia.
PIEŚNIĄ I SŁOWEM
Kiedy byłam małą harcerką, po powrocie z obozów zawsze uderzało mnie
to, jak bardzo różnią się moje własne modlitwy od tych obozowych. Trudno powiedzieć, że były gorsze, bo nie mnie osądzać,
jaka modlitwa jest lepsza, ale trafnym
określeniem, które mi się tutaj nasuwa
jest: „mniej doskonałe”.
To, czego brakowało mi najbardziej, był śpiew. Mawia się, że kto śpiewa,
ten modli się dwa razy – i pewna prawda
jest w tym stwierdzeniu ukryta. Nie chodzi
oczywiście o to, że śpiewana modlitwa
liczy się za dwie, a raczej o to, że modlitwa
wyśpiewana ma w sobie dwakroć więcej
mocy i zapału, więcej gorliwości i jednoczy
najczęściej kilka osób, a jak wiadomo „Gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w
Moje imię, tam jestem pośród nich” (Mt
18, 20). Truizmem jest stwierdzenie, że
obóz jest idealnym czasem na śpiewanie
modlitw, bo w to chyba nikt nie wątpi.
Ważnym jest jednak, aby dobierać pieśni
odpowiednie do pory dnia, odpowiednie
do przedmiotu modlitwy, do wieku
uczestników i sytuacji. Wiele drużyn wyjeżdżając na obóz opracowuje śpiewniki
obrzędowych pieśni, pieśni harcerskich
czy tematycznych. Warto zadbać przy tym
i o część pieśni religijnych – może takich
już zapomnianych, może nawiązujących
do sytuacji w drużynie albo poznanych od
innego środowiska.
Sam śpiew to jednak połowa drogi.
Powtarzany bowiem sam w sobie może
spowodować, że śpiewający przestaną
skupiać się na treści pieśni, może potraktują to bardziej jako zabawę niż modlitwę – a nie to jest przecież celem.
By więc pieśń pozostała piękną
modlitwą, trzeba przybrać ją wieloma innymi elementami, przede wszystkim słowem – tak jak skądinąd dobra potrawa
bez soli zatraca gdzieś swój smak. To słowo nie musi być tylko recytowaną formułką - może być słowem każdej harcerki wy-
PUSZCZAŃSTWO - CZYLI POZNAWANIE ZWIERZĄT I PRZYRODY
Zbliżają się letnie obozy - czas
harcerskiego karnawału, będącego dla
drużynowych
swoistym maratonem
w pracy metodą harcerską. Jednym z jej
istotnych filarów jest puszczaństwo. Wielu
z nas prawdopodobnie zadaje sobie pytanie o rację bytu idei puszczaństwa w dzisiejszym skolonizowanym, zurbanizowanym i zindustrializowanym świecie. Jak
stosować puszczaństwo w półmilionowym
mieście? Jak znaleźć dla niego miejsce[1]
w gąszczu obostrzonych przepisów bezpieczeństwa? Jak uprawiać pierwotny
„woodcraft”, jeśli jedyne naprawdę dzikie
rejony Polski[2] są objęte specjalną ochroną jako parki narodowe?
Sam Baden-Powell zwraca uwagę
na fakt, że w różnych miejscach różnie
można uczyć puszczaństwa. Świadom, że
nie każdy ma swobodny dostęp do absolutnej biblii skautowej, załączam stosowny
fragment z polskiego tłumaczenia
“Scouting for Boys”:
„Jeżeli masz drużynę w Londynie, weź
swoich skautów do Ogrodu Zoologicznego
i Muzeum Historii Naturalnej w South Kensington. Pokaż im te zwierzęta, o których
przygotowałeś sobie coś do powiedzenia.
Na jeden dzień wystarczy sześć zwierząt.
Na wsi poproś gospodarza lub woźnicę,
żeby pokazał chłopcom jak zakłada się
uprząż itp., jak pasie się i poi konie; jak
koń jest podkuty itd. Jak chwyta się konia,
który uciekł z uprzęży. Jak się doi krowy.
Podpatrujcie zwyczaje krów, królików,
ptaków, szczurów wodnych, pstrągów itd.
podkradając się do nich i przypatrując się
wszystkiemu co robią.”
Tyle klasyk i tu właściwie artykuł
mógłby się skończyć, tyle tylko, że zacytowany wstęp do V rozdziału „Skautingu dla
chłopców” został napisany ponad sto lat
temu. Ci, którzy nie są entuzjastami teorii,
że metoda skautowa jest oszołamiająco
uniwersalna i daje się zaadaptować do
każdych warunków[3], mogliby czuć niedosyt, bo przecież „czasy się zmieniają, a Baden-Powell urodził się, jakby nie patrzeć,
w wiktoriańskiej Anglii”. Tacy nie znajdą
tu pocieszenia w gotowych rozwiązaniach
problemu puszczaństwa w XXI wieku - nie
chciałbym ograniczać ich kreatywności.
Gorąco za to namawiam do główkowania, jak puszczaństwo do obecnych
warunków zaadaptować. Stosowanie
puszczaństwa nie musi oznaczać ograniczania się do robinsonady odbywającej się
pod troskliwym nadzorem instruktorów
(przebywających wraz z podopiecznymi
w jednym szałasie). Wcale też nie musi
prowadzić do przyjęcia założenia o programowym balansowaniu na krawędzi
przepisów bezpieczeństwa. Czasami zapominamy, że niekoniecznie ważne jest, by
puszczaństwo przybrało postać iście survivalową, gryllowską wręcz. To prawda,
że puszczaństwo, tym bardziej puszczaństwo „intensywne”, może nauczyć harcerzy wielu przydatnych umiejętności i dostarczyć głębokiej wiedzy. Pisząc
w „Obozie harcerzy” o przyrodzie, Maracewicz podkreśla tymczasem, że w obcowaniu skautów z przyrodą „ponad wiedzę
jednak i umiejętność liczy się najbardziej
stosunek emocjonalny, pozytywny stosunek emocjonalny pełny poczucia jedności
i troski”.
Nie zapominajmy, co właściwie jest
czną tworzyć paczki. Zastępy są odpowiednikiem klik, czyli nieformalnych grup
rówieśniczych, składających się z 4-6
członków. Kliki są formą pośrednią pomiędzy szkolnymi paczkami i przyjaźniami,
poważniejszymi paczkami. Drużyny harcerskie odpowiadają potrzebom dziecka,
które powoli zaczyna się otwierać na płeć
przeciwną. Ten czas w rozwoju jest niezwykle istotny, ponieważ jednym z jego
ważniejszych zadań jest przygotowanie
młodego człowieka do funkcjonowania
w świecie dorosłych. Następuje wówczas
identyfikacja płciowa związana z biologicznym dojrzewaniem oraz dorastaniem społecznym. Podział na męskie i żeńskie drużyny ułatwia przebieg tych procesów. Formowanie tożsamości dokonuje się poprzez poszukiwanie, zdobywanie wiedzy,
eksperymentowanie. W tym burzliwym
czasie nastolatek zaczyna podważać racje
dorosłych, tych, którzy przez długie lata
dawali mu przykład. Formuje swoje poglądy i zauważa, że ci, którzy byli dla niego
autorytetem, nie są wcale tacy idealni.
Swoje kształtujące się racje konfrontuje
z racjami rodziców oraz innych dorosłych.
Tym innym może okazać się instruktor,
dlatego tak ważne jest jego zadanie. Harcerz i harcerka mają szansę na poznanie
norm etycznych, zasad życia w grupie, odpowiedzialności – przez przykład drużynowego. Jest on niezastąpiony w świecie
środków masowego przekazu, pokazujących często zachowania i postawy, których my, harcerze, wcale nie chcemy powielać.
Zdarza się, że w pracy drużyn zapo-
minamy o tym, że zarówno harcerki, jak
i harcerze potrzebują siebie nawzajem.
Powody zaniku współpracy między drużynami harcerek i harcerzy są różne – od
trudności w kontakcie na poziomie kadry,
do niechęci harcerek względem harcerzy
i odwrotnie, wynikającą z powodów losowych. Czerpmy od siebie nawzajem! Harcerstwo jest jedno i to samo dla harcerek
i harcerzy, dlatego warto jest wymieniać
się między sobą pomysłami oraz znajdywać pole współpracy drużyn. Potrafię
przypomnieć sobie wiele sytuacji, w których bez pomocy męskiego ramienia
(którego właścicielem był harcerz) trudno
byłoby mi sobie poradzić; także niejedna
harcerka pomogła już harcerzowi. Podczas
zajęć zz-ów mojej i bratniej drużyny usłyszałam, że „takie gry szczepu, kiedy jest
nas dużo, są najfajniesze”. Też tak uważam. Warto wysilić się raz na jakiś czas,
aby zorganizować grę, podczas której dobrze bawić się będą zarówno harcerki, jak
i harcerze. Pamiętajmy, że jeśli postawimy
pierwszy krok i stworzymy w swoich drużynach atmosferę szczerości, zaufania
i wzajemnej akceptacji, możemy postawić
i drugi – stopniowo dawać okazję do dzielenia się tym, co dobre powstało w drużynie, z siostrą harcerką lub bratem harcerzem.
pwd. Weronika Kaźmierczak wędr.
Żródła:
• Podstawowe zasady wychowania
harcerskiego w ZHR.
• A. I. Brzezińska, Psychologiczne
portrety człowieka, Gdańsk 2005.
POŻYCZKA OD DZIECI
Mówiąc oględnie, stosunki między ludźmi a całą resztą stworzenia,
zwłaszcza tą ożywioną częścią, układają
się bardzo różnie. Tak naprawdę dostrzec
można całą pulę zachowań – od przesadnego uwielbienia zwierząt do całkowicie
bezmyślnego zadawania im cierpień lub
niszczenia środowiska naturalnego. Jak to
zwykle bywa, wszelkie skrajności – w tym
także w naszym odnoszeniu się do roślin,
zwierząt i przyrody – nie są prawidłowe
i powinniśmy się ich wystrzegać.
Odnajdywanie się ludzi wobec
środowiska może z jednej strony przybrać
postać afirmacji tego ostatniego kosztem
człowieka. Przejawem tej postawy – punktując dwa wybrane zjawiska – jest uznawanie zwierząt za najlepszych członków
rodziny (lub najwspanialszych przyjaciół)
czy też „wrogi wegetarianizm”. Przyznam,
że co jakiś czas spotykam się z pierwszym
z tych zachowań i nie przestaje on mnie
trochę przerażać. Jakkolwiek mamy odnosić się do zwierząt dobrze, to jednak
„uczłowieczanie” ich nie może być uznane
za dobry kierunek. Zwierzęta nie są i nigdy
nie będą dla nas pełnoprawnymi parterami i oparciem (por. Rdz 2, 20). Inne podejście tak naprawdę degraduje wartość
i godność człowieka. Nie mogę też oprzeć
się wrażeniu, że mityzując zwierzęta –
uznając, że zawsze są przy nas, nie zdradzają, nie powiedzą złego słowa (bo
i jak?) – ucieka się przed trudnościami,
z którymi zawsze wiąże się budowanie
relacji z innymi ludźmi. Oni nie poddają się
naszej woli, mają swoje dążenia, zachowanie, sposób bycia – nie tak jak
(wytresowane) zwierzęta. Z psem czy kotem jest łatwiej „spędzać czas”, ale nie
będzie to rozwijające dla człowieka, ani
tak wartościowe, jak otwieranie się na
inną osobę. Uciekanie przed światem
w „relacje” ze zwierzakiem („tylko on
mnie rozumie”, „jemu na mnie zależy”,
„tylko on jest wierny”), może być świadectwem tego, że to nie inni ludzie na świecie
są problemem, ale raczej to uciekający ma
problem ze światem i samym sobą. Warto
też przypomnieć, że zwierząt nie możemy
kochać, bo jest to relacja osobowa. Miłość, jako dostrzeżenie dobra i wartości
innej osoby oraz pragnienie jej szczęścia
nawet kosztem własnego, pomoc w jej
rozwoju i uzyskaniu przez nią świętości –
co chyba nietrudno dostrzec – zupełnie
nie przystaje do naszych relacji ze zwierzętami. Nie jesteśmy na tym samym poziomie stworzenia i nasze „kochanie”
psów, kotów i rybek jest co najwyżej chybionym środkiem retorycznym.
Drugim wybranym przejawem
zbytniego nadmiaru w kulcie przyrody
jest „wojujący wegetarianizm”, który ma
za cel budzić poczucie winy z barbarzyństwa, jakim rzekomo jest jedzenie mięsa.
Nie mam nic przeciwko sytuacji, w której
ktoś aplikuje sobie dietę wegetariańską,
ale kreowanie poczucia winy w jedzących
schabowego, że dopuszczają się praktycz-
nie aktów kanibalizmu jest naprawdę nie
do zaakceptowania. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja, gdy ktoś stara się powoływać
na argumenty biblijne twierdząc, że Pismo
Święte wymaga wegetarianizmu (bez problemu znalazłem takie strony internetowe), powołując się przy tym na własną
egzegezę tekstów biblijnych – choćby
Księgi Rodzaju czy innych wyrwanych perykop. Należy więc dla jasności stwierdzić,
że chrześcijaństwo nie zabrania jedzenia
mięsa, a wywodzenie rzekomego zakazu
z Pisma Świętego jest zakłamywaniem
rzeczywistości. Aby nie posługiwać się podobnym poziomem argumentacji, nie będę już przywoływał wizji prorockich o zastawionych mięsami stołach po apokalipsie, czy pisał o jedzeniu ryb przez Jezusa.
Gdy tylko wyboru między jedzeniem mięsa a wegetarianizmem dokonuje się
w oparciu o argumenty zdrowotnosmakowe wszystko jest w porządku, ale
próby wprowadzenia jakiś argumentów
religijnych są już zdecydowanie nie na
miejscu.
Skrajnością z drugiego bieguna
relacji człowieka do przyrody jest oczywiście jej niszczenie, rabunkowa eksploatacja złóż, zanieczyszczanie środowiska czy
zabijanie zwierząt, gdy nie jest to konieczne dla zdobycia pożywienia (moim zdaniem łącznie więc ze wszelkimi polowaniami wyłącznie dla przyjemności). Wszystkie
takie zachowania są przekraczaniem pozycji człowieka i nie są realizacją władzy zostawionej mu przez Boga w stosunku do
stworzenia, ale jej nadużywaniem.
Odpowiedzią na te skrajności
może być zdrowy rozsądek (który w zadziwiający sposób bardzo się przydaje we
wszystkich sferach działania człowieka),
a także nasze prawo harcerskie. Miłować
przyrodę i starać się ją poznać. Odrębnym
tematem do rozważań jest to, co kryje się
pod tym „miłowaniem”. Nie wiem czy jest
to najlepsze słowo, ze względu na to, co
pisałem wyżej o miłości. Oczywiście może
być ono pewnym skrótem myślowym, dla
troszczenia się o to, by nie była ona niszczona, ale mądrze wykorzystywana, dla
dobra człowieka i reszty stworzenia. Ważne jednak, aby tego skrótu nie rozumieć
opacznie i płytko. Poznawanie stanowi
natomiast zawsze punkt wyjścia i fundament dla kolejnych kroków. Aby chronić,
konieczna jest znajomość tego, co chcemy
otoczyć troską. Poznanie piękna i bogactwa przyrody może też być uzasadnieniem
dla jej „miłowania”. Przyczyną troski
o przyrodę jest szacunek człowieka dla
pracy Boga, którą wykonał On w stworzeniu świata oraz mądra realizacja wezwania do czynienia sobie ziemi poddanej.
Na zakończenie chciałbym pozostawić cytat, który może skłonić do odpowiedzialnego podejścia do środowiska: nie
odziedziczyliśmy ziemi po naszych przodkach, ale pożyczyliśmy ją od naszych dzieci. Ku refleksji na wakacyjne miesiące obcowania z przyrodą.
phm. Artur Piwowarczyk