Oburzenie? To za mało!

Transkrypt

Oburzenie? To za mało!
Dalej!
p i smo socjalistyczn e
Nr 46
wiosna – lato
ISSN 0867-6496
2013
Oburzenie? To za mało!
O europejską płacę
minimalną!
2
Oburzenie to za mało!
Kapitalizm przeżywa tak zwany „kryzys”. To nie kryzys.
TO GLOBALNY KAPITALIZM.
Demonta˝ realnego socjalizmu w Europie spowodował, ˝e objawiła si´ prawdziwa
twarz kapitalizmu.
Kapitalizm to spekulacje walutowe o tragicznych skutkach, baƒka na rynku
nieruchomoÊci, pułapki kredytowe, skandale korupcyjne, podziały społeczne, obni˝ki
pensji dla najsłabszych grup zawodowych, nagłe zwolnienia, zast´powanie lokalnych
pracowników taƒszymi, napływowymi itd. itp. – wszystko to, z czym borykajà si´
obecnie społeczeƒstwa Zachodu. A dlaczego wydawał si´ wczeÊniej znacznie atrakcyjniejszy, bezpieczniejszy, bardziej opiekuƒczy? Dlatego, ˝e w rzeczywistoÊci
zimnowojennej rozwini´te kraje kapitalistyczne postarały si´ na kilkadziesiàt lat osłodziç
˝ycie swoich obywateli, w obawie przed szerzeniem si´ rewolucji socjalistycznej.
Wi´kszoÊç tamtejszych organizacji robotniczych porzuciła postaw´ antykapitalistycznà.
Obecnie, gdy zniknàł straszak bloku socjalistycznego, rzàdy Włoch, Grecji,
Hiszpanii czy innych krajów nie muszà ju˝ si´ troszczyç o wzgl´dny dobrobyt swoich
obywateli. Klasa pracownicza na Zachodzie stan´ła wobec kapitalizmu ju˝ bez
upi´kszeƒ – takiego, jakim jest. Ludzi eksmituje si´ z mieszkaƒ i domów, bo nie sà w
stanie spłaciç kredytów; młodzie˝ mo˝e tylko pomarzyç o zarobkach, jakie mieli ich
rodzice. Upadajàce banki prywatne ratuje si´ poprzez ogromny wzrost długu publicznego, którego spłata obcià˝a całe społeczeƒstwo. Ludzie sà oburzeni. Fala protestów
przetoczyła si´ przez całà Europ´.
Na tle złej sytuacji ogólnoeuropejskiej polska rzeczywistoÊç wyglàda wprost
tragicznie. Polska nale˝y do krajów, w których godzina pracy jest najtaƒsza.
W ubiegłym roku jej koszt wynosił ok. 7,4 euro (ok. 30 złotych). W Szwecji – 39
3
euro. Koszt godziny pracy wynosił w UE w 2012 roku 23,4 euro, przy czym
pozapłacowe koszty pracy (ubezpieczenie emerytalne, składka zdrowotna) stanowiły
23,7 proc. tej kwoty.
Polacy nigdy nie zbli˝yli si´ nawet do standardów ˝ycia i poziomu konsumpcji
krajów zachodnioeuropejskich. Od 1989 r. wegetowali na resztkach zdobyczy
socjalnych PRL, dryfujàc na topniejàcej krze. Jeszcze nie wszystkie mieszkania
paƒstwo oddało „przedwojennym właÊcicielom” wyrzucajàc lokatorów na bruk,
jeszcze nie wszystkie budynki, w których mieÊciły si´ przedszkola i ˝łobki, paƒstwo
zwróciło KoÊciołowi, jeszcze nie całà słu˝b´ zdrowia sprywatyzowano, jeszcze czasem
mo˝na znaleêç zatrudnienie na Êmieciowà umow´ w usługach, choç przemysł i produkcj´ właÊciwie ju˝ zlikwidowano. Karmili si´ iluzjami – ˝e jeÊli b´dà odpowiednio
ci´˝ko pracowaç, to dogonià Europ´. Biegliby mo˝e jeszcze dalej, ale tracà ostatnie
ju˝ złudzenia. „Kryzys” pokazuje, ˝e nie ma ju˝ czego goniç.
Polacy si´ zwolna budzà. 16 marca 2013 r. w Stoczni Gdaƒskiej doszło do
spotkania ponad stu organizacji społecznych połàczonych przeÊwiadczeniem, ˝e rzàd
êle rzàdzi. Chcà zmian. Organizatorem spotkania była SolidarnoÊç. W spotkaniu
brały te˝ udział inne organizacje zwiàzkowe: Zarzàd Krajowy Ogólnopolskiego
Zwiàzku Zawodowego Lekarzy, OPZZ, Forum Zwiàzków Zawodowych,
SolidarnoÊç ‘80, Wolny Zwiàzek Zawodowy Pracowników Poczty, Zwiàzek
Zawodowy Budowlani, Zwiàzek Zawodowy Kolejarzy Âlàskich.
Dołàczyły do nich m.in. grupy sprzeciwiajàce si´ ACTA, Krajowe Forum
Samorzàdowe, Akcja Katolicka, stowarzyszenia: Wolnego Słowa, Przeciw Bezprawiu
(bronià pokrzywdzonych przez sàdy, prokuratury i ZUS), Wi´cej Demokracji, Tiry na
Tory, Obywatele Obywatelom, Przeciw GMO i wiele innych organizacji i inicjatyw.
Do tego jeszcze doszły stowarzyszenia kibiców – m.in. Górnika-Zabrze czy LechaPoznaƒ. Spotkanie dało poczàtek nieformalnej koalicji Platforma Oburzonych.
„Oburzeni” starajà si´ o wi´cej praw dla pracowników, chcà walczyç z umowami
Êmieciowymi. Przewodniczàcy SolidarnoÊci Piotr Duda wystàpił z apelem o zmian´
regulacji dotyczàcych przeprowadzania referendum ogólnokrajowego. W marcu
2012 r. Sejm nie poparł podpisanego przez ponad dwa miliony obywateli wniosku
SolidarnoÊci o przeprowadzenie referendum w sprawie podniesienia wieku
emerytalnego. „Oburzeni” chcà, by po zebraniu okreÊlonej liczby podpisów,
obywatele zyskiwali prawo do wypowiedzenia si´ we wskazanej sprawie na drodze
referendalnej. Wynik głosowania powinien byç dla władz wià˝àcy.
Olbrzymim problemem jest jednak heterogenicznoÊç innych postulatów
„Oburzonych”. Obok ˝àdaƒ jak najbardziej uzasadnionych i korzystnych dla Êwiata
4
pracy pojawiajà si´ hasła zupełnie absurdalne
i sprzeczne z interesami pracowniczymi. Obok
SolidarnoÊci, jako drugi współorganizator koalicji
„Oburzonych” wymieniany jest Paweł Kukiz,
muzyk, lider zespołu Piersi, który publikował si´
kiedyÊ w „Dalej! Pismo socjalistyczne” a teraz
firmuje inicjatyw´ zmieleni.pl. Ruch ten dà˝y do
wprowadzenia... jednomandatowych okr´gów
wyborczych. W praktyce realizacja takiego
postulatu prowadziłaby do tego, ˝e wybierani b´dà
kandydaci najbogatsi albo te˝ zwiàzani z najwi´kszym kapitałem. Tak wi´c,
paradoksalnie, „Oburzeni” głoszà inicjatyw´ utrudniajàcà oddolnà samoorganizacj´
ruchów społecznych przeciwko obecnemu establishmentowi.
Podobny zam´t co w warstwie programowej ujawnił si´ w sferze wartoÊci
ideologicznych „Oburzonych”. Widaç tu wiele akcentów antykomunistycznych i klerykalnych. Jednà z silnie reprezentowanych na spotkaniu 16 marca organizacji była
Akcja Katolicka, majàca w polskim parlamencie 95 przedstawicieli (w klubach PiS,
Solidarnej Polski, ale te˝ Platformy Obywatelskiej). W sytuacji kiedy KoÊciół katolicki
jest jednym z najwi´kszych profitentów transformacji i aktywnie jà firmował wzywajàc
do „pokoju społecznego” czyli de facto biernoÊci wobec prywatyzacji i likwidacji
praw socjalnych, trudno uwierzyç, by tego typu organizacja jak Akcja Katolicka
włàczyła si´ w jakiekolwiek powa˝ne działania na rzecz pracowników. A jeÊli nawet
si´ włàczà w te działania, to tylko po to, by je storpedowaç.
W wielu wystàpieniach na spotkaniu w Stoczni Gdaƒskiej d´to w tràbk´
antykomunistycznà mówiàc o „niedokoƒczonej sierpniowej rewolucji”. Ubolewano
nad uwłaszczeniem si´ nomenklatury, czerwonà paj´czynà itp. Ale jakie to ma dziÊ
znaczenie? Z punktu widzenia funkcjonowania kapitalizmu nieistotne sà ˝yciorysy
poszczególnych kapitalistów. To, czy przyszli oni z Moskwy czy z Pary˝a nie wpływa
na ich krwio˝erczoÊç. Nie zmniejsza jej, ani nie zwi´ksza. Nawet gdyby 100 proc.
kapitalistów w Polsce było zwariowanymi antykomunistami i nabo˝nymi
katolikami, jak chcà tego solidarnoÊciowi działacze, funkcjonowaliby oni podług
tych samych zasad, na których opiera si´ system. Zwalnialiby w okresie kryzysu,
zatrudnialiby wi´cej pracowników w okresie prosperity, dà˝yliby do zagarni´cia jak
najwi´kszej cz´Êci wartoÊci dodatkowej. I nie oddaliby ani jednego dodatkowego
grosza bez zorganizowanej walki pracowników.
O tym, ˝e jeÊli socjalizm nie postàpi w skali ogólnoÊwiatowej, nomenklatura
5
uwłaszczy si´ na majàtku narodowym, pisał ju˝ w 1936 r. w Zdradzonej rewolucji
Lew Trocki. Jako trockiÊci nie stronimy wi´c od dyskusji o tym fenomenie. Tyle, ˝e
działacze SolidarnoÊci usiłujà dziÊ bezczelnie fałszowaç histori´ własnej organizacji.
To oni w latach 90. rozpoÊcierali nad tym procesem parasol ochronny.
Wywoływanie wàtku dokoƒczenia sierpniowej rewolucji – jako majàcej rzekomo
polegaç na przeÊwietleniu PZPR-owskiej przeszłoÊci Polaków – jest po prostu
wprowadzaniem tematu zast´pczego. Âwiadczy o tym, ˝e nie chce si´ załatwiç
realnych problemów tu i teraz. Ju˝ nie mówiàc o skali niech´ci do skonfrontowania
si´ z prawdziwà historià SolidarnoÊci i tkwiàcà w niej odpowiedzialnoÊcià za
zniszczenie zdobyczy socjalnych PRL, rozgrabienie majàtku narodowego.
Równie bezsensowny jest, bardzo obecny w dyskursie „Oburzonych”, wàtek
antypartyjny. Zamiast zwalczaç wielki kapitał, odpowiedzialny za pauperyzacj´ milionów Polaków, masowe bezrobocie, zarobkowà emigracj´ z Polski, „Oburzeni” wolà
atakowaç biurokratyczne aparaty partyjne najwi´kszych ugrupowaƒ. Piotr Duda
zastrzega, ˝e nie b´dzie organizował ˝adnej siły politycznej, poniewa˝ SolidarnoÊç êle
na tym wyszła anga˝ujàc si´ w polityk´ w latach 90. Jednak to nie partie polityczne
ani polityka same w sobie sà złe. Złe sà te konkretne partie antypracownicze, które
wspierała dotychczas SolidarnoÊç. Zły jest fakt, ˝e sp´tana ró˝nymi prawicowymi
ideologiami SolidarnoÊç nie popierała przez
ostatnie 20 lat ˝adnego projektu „partii ludzi
pracy”, „rzàdu ludzi pracy”, „systemu społecznego dla ludzi pracy”.
Uwa˝amy jednak, ˝e sytuacja w Polsce jest na
tyle zła, i˝ „Oburzeni” w koƒcu mogà doprowadziç do masowych protestów społecznych.
Zwiastun tych protestów pojawił si´ ju˝ 26 marca
2013 r. 85 tys. osób wzi´ło udział w strajku
generalnym na Âlàsku. To jeszcze skromna akcja
strajkowa ale zarazem pierwszy od dawna tego
typu test sprawnoÊci zwiàzkowców.
Problem polega na tym, ˝e programowe wycofywanie si´ przez „Oburzonych” z polityki
sprawi, i˝ w ostatecznym rachunku dorobek tych
protestów przekuje si´ na sukces narodowo-konserwatywnej, autorytarnej prawicy – czyli PiS.
PrzeÊwiadczenie o takim scenariuszu wyra˝ali
6
zresztà sami zainteresowani. W koƒcu
spotkamy si´ przy urnach, a wtedy dla
Oburzonych jedynà alternatywà wobec
rzàdzàcych b´dziemy my, najwi´ksza
partia opozycyjna – powiedział jasno
Joachim Brudziƒski, poseł PiS.
Tym samym, polscy „Oburzeni” powielà doÊwiadczenie masowych protestów w innych krajach. Niewàtpliwie
główni polscy organizatorzy ruchu
wzorowali si´ bezpoÊrednio na Hiszpanii. 5 maja 2011 przy Puerta del Sol
w Madrycie oraz na głównych placach w 58 innych miastach zgromadziły si´ tysiàce, a
w kolejnych dniach – setki tysi´cy manifestantów. Potencjał gniewu społecznego,
zaanga˝owania a nawet osobistego poÊwi´cenia uczestników ruchu był ogromny.
Organizatorzy bardzo dbali jednak o to, by z wielu sprzecznych postulatów nie wyłonił
si´ spójny program, który mógłby stanowiç zaczyn partii pracowniczej, zdolnej do
wprowadzenia realnych zmian. Ruch pozostał na etapie krytyki. Nie zbudowano ˝adnej
politycznej alternatywy. Jednym z naczelnych haseł tysi´cy ludzi protestujàcych
przeciwko n´dzy i bezrobociu była antypartyjnoÊç. Wielomiesi´czne protesty
hiszpaƒskich Indignados dały wi´c tylko jeden konkretny efekt. Było nim, niestety,
zwyci´stwo prawicowej Partii Ludowej w wyborach 20 listopada tego samego roku.
Podobnie potoczyła si´ historia masowych protestów socjalnych w Izraelu w
2011 r. Domagano si´ zmian w systemie podatkowym na korzyÊç ubo˝szych,
darmowego szkolnictwa, ograniczenia prywatyzacji, wi´kszych inwestycji w publiczne
budownictwo i publiczny transport. W demonstracjach brały udział setki tysi´cy osób.
Po masowych protestach nie pozostała jednak ˝adna siła polityczna, która byłaby
wyrazicielem postulatów protestujàcych. W konsekwencji wybory w styczniu 2013 r.
znowu wygrała narodowa prawica.
Polskie protesty b´dà rozgrywały si´ w kontekÊcie mi´dzynarodowych wystàpieƒ
społecznych (w Hiszpanii i Izraelu, ale te˝ kilkunastu innych krajach). Dla ich
powodzenia kluczowa jest koordynacja nie tylko działaƒ, ale i postulatów. Los
proletariuszy wszystkich krajów jest dziÊ bardziej wspólny, ni˝ był kiedykolwiek.
Organizacje pracownicze muszà wreszcie dostrzec, i˝ zjawiska takie jak bezrobocie,
dro˝yzna, prywatyzacja, niszczenie szkolnictwa wy˝szego (tzw. proces boloƒski)
funkcjonujà w ramach wspólnego europejskiego rynku.
7
Pracownicy na Zachodzie czujà si´ coraz bardziej zagro˝eni przez imigrantów
z Europy Ârodkowo-Wschodniej. Polacy, Bułgarzy, Ukraiƒcy, Rosjanie podejmujà si´
pracy za dumpingowe stawki i bywajà łamistrajkami. „Obcià˝ajà” systemy socjalne
poszczególnych paƒstw, prowadzàc do decyzji o zmniejszaniu zasiłków. Skutek jest
taki, ˝e zarówno imigranci, jak i dotychczasowi mieszkaƒcy, pracujà za coraz mniejsze
pieniàdze na coraz gorszych warunkach i w poczuciu permanentnej tymczasowoÊci.
Ale jeÊli milion młodych Polaków w ostatnich latach emigruje, to nie po to, by zabraç
prac´ Anglikom, tylko dlatego, ˝e w swoim kraju po prostu nie sà w stanie utrzymaç
siebie i rodziny.
Lewica w Europie wiele i głoÊno mówi o tym, ˝e kobiety nie otrzymujà tej samej
płacy co m´˝czyêni, wykonujàc t´ samà prac´ (ponoç ró˝nice si´gajà 30 proc.). To
dyskryminacja. JednoczeÊnie jednak ta sama lewica jest Êlepa i głucha na fakt znacznie
powa˝niejszy: obywatele poszczególnych krajów nie otrzymujà tej samej płacy
wykonujàc t´ samà prac´! W przypadku poszczególnych krajów Unii Europejskiej
ró˝nice sà kilkusetprocentowe! JeÊli nauczyciel w Polsce zarabia np. 2 tys. złotych,
a w Holandii 2,5 tys. euro, to ró˝nica si´ga 500 proc. Czy lekarz niemiecki wykonuje
innà prac´, ni˝ lekarz polski? Kilkusetprocentowa ró˝nica w zarobkach mi´dzy nimi
to wi´ksza dyskryminacja ni˝ nierówne płace kobiet i m´˝czyzn – nad którà to kwestià
przecie˝ bardzo pochylajà si´ „antydyskryminacyjne” inicjatywy władz UE.
W tej sytuacji palàcym zadaniem jest zjednoczenie pracowników ponad granicami
paƒstw narodowych i domaganie si´ nie tylko abstrakcyjnych wspólnych standardów
socjalnych ale wr´cz konkretnie wspólnej europejskiej pensji minimalnej.
RÓWNA PŁACA ZA T¢ SAMÑ PRAC¢!
PROLETARIUSZE WSZYSTKICH KRAJÓW
– ŁÑCZCIE SI¢!
Redakcja „Dalej!”
8
„Krytyka Polityczna”
– komu to służy i ile kosztuje?
Kiedy przed ponad dziesi´ciu laty (w 2002 r.)
ukazał si´ pierwszy numer pisma „Krytyka
Polityczna”, nikt nie przypuszczał, ˝e mo˝e ono
w jakikolwiek sposób przyczyniç si´ do zmiany
klimatu wokół lewicy intelektualno-politycznej
w Polsce. W samym piÊmie nie uwypuklano
zresztà wówczas lewicowej identyfikacji politycznej jego twórców. Tymczasem dziÊ „KP” jest
stałym punktem odniesienia w dyskusjach
o „kondycji polskiej lewicy”, jakie (czasem)
toczà si´ w głównym obiegu medialnym. Istnieje
jednak problem z formułowaniem ocen dotyczàcych typu lewicowoÊci „KP” na poziomie
politycznym. Wynika on z pewnej amorficznoÊci
intelektualnej tego Êrodowiska.
Jego przedstawiciele – w osobach przede wszystkim Sławomira Sierakowskiego,
Macieja Gduli, Michała Sutowskiego – od samego poczàtku wyra˝ali niezadowolenie
ze stanu „debaty publicznej” w Polsce, co (słusznie) wiàzali z kwestià typu podziałów
politycznych i dominujàcych form działania politycznego. Po pierwszym okresie
utyskiwaƒ nad brakiem „prawdziwego dialogu” pomi´dzy ró˝nymi Êrodowiskami
polityczno-intelektualnymi (czemu zaradziç miała m.in. właÊnie „KP”), publicyÊci
„KP” odkryli teksty zachodniego neomarksizmu (przede wszystkim Slavoja ˚i˝ka,
Chantal Mouffe, Ernesto Laclau), w których głównej przyczyny kryzysu współczesnej
polityki upatrywano w dominacji ideologicznego konsensu, tłumiàcego naturalnà dla
sfery politycznej logik´ sporu politycznego (traktowanego jako obszar artykulacji
sprzecznych interesów społecznych / klasowych). Ta diagnoza została przez nich
zastosowana do warunków polskich, co pozwoliło im w połowie zeszłej dekady na
sformułowanie innej od dominujàcej w mediach interpretacji przyczyn sukcesów
politycznych prawicowego populizmu (PiS, LPR) i jego lewicowej odmiany
(Samoobrona). Sukcesy polityczne tych ugrupowaƒ, które doszły wtedy do władzy,
miały wynikaç stàd, ˝e pozbawiona politycznej reprezentacji du˝a cz´Êç grup
9
sfrustrowanych ze wzgl´dów socjalnych zwróciła si´ w swoich wyborach politycznych
głównie ku nacjonalistycznej populistycznej prawicy. Prawicowi populiÊci byli przy
tym i sà jak najdalsi od faktycznej realizacji pracowniczych interesów klasowych, co
oznacza utrwalenie sytuacji, w której faktyczne sprzecznoÊci interesów materialnych
mi´dzy klasà dominujàcà a klasami podporzàdkowanymi, sà mistyfikowane i tłumione poprzez fantazmaty nacjonalistyczne i antykomunistyczne („wspólnota narodowa
Polaków” przeciwstawiona „post-ubeckiemu układowi” itp.).
W tym kontekÊcie Êrodowisko „KP” formułowało niekiedy krytyk´ nie tylko
prawicowej, lecz tak˝e liberalnej wersji ideologii kapitalistycznej, która zwalcza
wszelkie odwoływanie si´ w ˝yciu politycznym do interesów klasowych oraz wykładni
funkcjonowania rynku w kategoriach stosunków władzy i wyzysku. Wskazywano
równie˝ na zasi´g nierównoÊci społecznych i n´dzy w Polsce, niebezpieczeƒstwa
wynikajàce z włàczenia do sfery działania logiki rynkowej instytucji edukacji i ochrony
zdrowia, (samo)marginalizacj´ zwiàzków zawodowych w okresie przemian kapitalistycznych itd. W tym kontekÊcie autorzy „KP” krytykowali oportunizm Êrodowiska
SLD i formułowali postulat wypracowania nowych form działania politycznego Polsce.
O ile jednak w tłumaczeniach ksià˝ek i artykułów publikowanych przez „KP” mo˝na
znaleêç odwołania do projektu socjalistycznego i idei antykapitalistycznych, to u
autorów „KP” lewicowoÊç nie wykracza poza typowe idee socjaldemokratyczne. Przy
czym nawet je˝eli zauwa˝ano socjaldemokratycznà kapitulacj´ przed kapitalistycznà
logikà rynkowà tak˝e na Zachodzie, to jednak nie przekładało si´ to na krytyk´
socjaldemokracji z pozycji lewicowych. I to mimo, ˝e na łamach „KP” publikowano
– czasem po raz pierwszy po polsku – teksty wielu czołowych filozofów i intelektualistów radykalnie lewicowych i (neo)marksistowskich (jak m.in. ˚izek, Alain Badiou,
Terry Eagleton, Marshall Berman, Manuel Castells).
Te działania niewàtpliwie pozytywnie przyczyniły si´ do cz´Êciowej zmiany klimatu
intelektualnego otaczajàcego w Polsce myÊl lewicowà (w manipulatorski sposób
łàczonej przez prawic´ liberalnà i nacjonalistycznà z praktykami totalitarnymi
i szkodliwym utopizmem), a to niemało, bioràc pod uwag´ niemal˝e totalnà
dominacj´ prawicowego dyskursu (w wersji religijno-nacjonalistycznej i prawicowoliberalnej) w odniesieniu do podstawowych idei i historii lewicy / ruchu robotniczego,
która trwała przez 20 lat od czasu upadku tzw. realnego socjalizmu. Symptomatyczne
dla tej sytuacji intelektualnej były reakcje medialne na publikacj´ w 2006 r. przez
wydawnictwo „KP” ksià˝ki Slavoja ˚i˝ka o Leninie „Rewolucja u bram” (której cz´Êcià
była antologia tekstów Lenina z 1917 r.). Histeryczna reakcja publicystów
prawicowych, a tak˝e niektórych intelektualistów liberalnych, wobec tej ksià˝ki –
10
która zresztà na Zachodzie przeszła bez echa – da si´ wytłumaczyç tylko atmosferà
radykalnego antykomunizmu, b´dàcego kluczowà cz´Êcià (potencjalnie skrajnie
autorytarnego) konsensu antykomunistycznego w naszym kraju.
Co prawda gwałtowny kryzys kapitalizmu wraz z załamaniem na rynkach
finansowych jesienià 2008 r. spowodował, ˝e dyskurs antykapitalistyczny stał si´
atrakcyjny w oczach niektórych intelektualistów i artystów (spoÊród których Artur
˚mijewski, zwiàzany z „KP”, ju˝ wczeÊniej postulował powrót do idei zaanga˝owanej
sztuki krytyczno-lewicowej), jednak teksty publikowane przez „KP” stworzyły dobry
grunt dla „lewicowej mody” kulturalnej (zresztà złoÊliwie opisanej przez Krzysztofa
Varg´ w jego ostatniej powieÊci „Trociny”), w której du˝à rol´ odegrały tak˝e
nowatorskie tendencje w polskim teatrze i sztukach plastycznych.
Rozmowy o kulturze ale nie o klasach społecznych
Warto przy tym zauwa˝yç, ˝e działania edytorskie „KP”, realizowane na szerokà
skal´ ze wzgl´du na bardzo du˝e mo˝liwoÊci finansowe tego Êrodowiska, były tylko
cz´Êcià szerszego procesu recepcji idei zachodniej lewicy intelektualnej w polskim
Êwiecie akademickim i artystycznym (w mniejszym stopniu dotyczy to sfery
bezpoÊrednio politycznej/publicystycznej). Istotnà rol´ odegrała w tym wzgl´dzie
zmiennoÊç mód intelektualnych i potrzeba odkrywania nowych idei (które na
Zachodzie były ju˝ akademicko „konsekrowane”) przez młodych intelektualistów,
którzy chcieli opisywaç wczeÊniej ignorowane nowatorskie i wa˝ne zjawiska intelektualne. Tym bardziej, ˝e radykalnie antykomunistyczny konsens intelektualny lat
90. nie był czymÊ oczywistym dla ludzi, którzy ukształtowali si´ intelektualnie
w okresie, kiedy wymachujàca sztandarem antykomunizmu prawica z PiS i LPR
ukazywała swoje paranoidalne i autorytarne oblicze, zaÊ problemy ˝ycia w kapitalizmie czyniły atrakcyjnym krytyczne analizy kultury i społeczeƒstwa kapitalistycznego.
W ka˝dym razie w ciàgu ostatniego dziesi´ciolecia nastàpiła
prawdziwa ofensywa wydawnicza oficyn lewicowych (które
wczeÊniej w ogóle nie istniały,
bàdê te˝ były zjawiskami skrajnie
niszowymi) – poza „Wydaw11
nictwem Krytyki Politycznej” warto wspomnieç choçby o wydawnictwie „Ha!art”
i „Bibliotece Le Monde Diplomatique”. Tacy autorzy, jak Giorgio Agamben, ˚i˝ek,
Eagleton, czy Jacques Ranciere – którzy od dawna mieli ugruntowanà pozycj´
w humanistyce zachodniej, teraz stali si´ powszechniej znani (a nawet modni) tak˝e
w polskim ˝yciu intelektualnym. W efekcie sà wydawani tak˝e przez niektóre du˝e
wydawnictwa akademickie (np. pierwsze tłumaczenia na j´zyk polski ksià˝ek
amerykaƒskiego marksisty Frederica Jamesona ukazały si´ w Wydawnictwie
Uniwersytetu Jagielloƒskiego).
W tym szerokim kontekÊcie nale˝y sytuowaç polityczno-intelektualne zasługi
Êrodowiska „KP” w dziele przywrócenia w Polsce tłumionych przez wiele dekad
tradycji lewicowego radykalizmu (głównie jednak kulturalnego) i krytycznej analizy
rzeczywistoÊci społecznej. „KP” wzmacnia t´ tendencj´, a równoczeÊnie korzysta
z jej istnienia. Nie wyczerpuje to jednak obrazu tego Êrodowiska. Istnieje bowiem
równoczeÊnie szereg czynników, które wskazujà na gł´bokà ambiwalencj´
lewicowego zaanga˝owania jego członków. I to dwuznacznego w Êwietle deklarowanych przez nich celów i wartoÊci.
Na płaszczyênie teoretycznej (która jest o tyle wa˝na, ˝e bardzo wiele tekstów
publikowanych przez „KP” ma taki właÊnie charakter) zwraca uwag´ fakt, ˝e deklarowanemu przez nich poszukiwaniu nowych rozwiàzaƒ (alternatywnych wobec
kapitalizmu) nie towarzyszy(ła) jakakolwiek powa˝na recepcja zachodniej myÊli
marksistowskiej dotyczàcej teorii kapitału i walk klasowych w kapitalizmie. A przecie˝
teoria kapitału to najpowa˝niejsza lewicowa koncepcja funkcjonowania gospodarki
kapitalistycznej, usankcjonowana przez zachodni Êwiat akademicki.
Innymi słowy, podczas gdy teoria polityki i sfera kultury były przedmiotem wielu
zniuansowanych analiz na łamach „KP” (szczególnie w odniesieniu do tematyki
mniejszoÊci seksualnych, feminizmu, sztuki i religii), to przykładowo stosunki pracy
w Polsce zostały przedstawione tylko w paru artykułach i ksià˝ce dwóch socjologów
(i to zachodnich – Davida Osta, Elizabeth Dunn). Tych wàtków „KP” wyraênie nie
chciała i nie chce podjàç. Mamy do czynienia z ekspansywnym Êrodowiskiem,
którego nieformalny lider (Sierakowski) szczyci si´ zdolnoÊcià do realizowania
ró˝nych inicjatyw, wi´c trudno uznaç to przemilczenie za efekt wyłàcznie przypadkowego doboru ludzi i wynikajàcego stàd układu ich własnych zainteresowaƒ
oraz kompetencji intelektualnych. (Taki czynnik odgrywa faktycznie istotnà rol´
w odniesieniu do intelektualnej zawartoÊci pism tworzonych przez małe grupy
radykalnych lewicowców).
Zwraca uwag´ tak˝e fakt, ˝e nie tylko teoria marksizmu (zdecydowanie dominu12
jàcego nurtu myÊli radykalnie lewicowej), ale tak˝e historii lewicy jest w recepcji „KP”
osobliwie wybiórcza. Tak jak w przypadku teorii marksistowskiej jest w niej miejsce
(przykładowo) dla wybitnego filozofa marksistowskiego Louisa Althussera, ale nie ma
jej dla takiego ekonomisty marksistowskiego jak (przykładowo) Ernest Mandel, tak te˝
jest w niej miejsce dla Stanisława Brzozowskiego (ogłoszonego patronem
intelektualnym „KP”), ale nie ma jej dla politycznych przywódców i teoretyków ruchu
robotniczego (jak choçby Lew Trocki, Karl Korsch, Ró˝a Luksemburg i wielu innych ).
Tak wi´c w kontekÊcie polskim Êrodowisko „KP” powołuje si´ na etos lewicowej
inteligencji, ale od˝egnuje si´ od klasowego ruchu robotniczego, zaÊ za bli˝szych
czasowo patronów obrało lewicowych liberałów, jak Jacek Kuroƒ czy Vaclav Havel
bàdê prawicowych socjaldemokratów (jak Jan Józef Lipski).
WspomnieliÊmy ju˝ o odwoływaniu si´ w niektórych tekstach publikowanych przez
„KP” do postmarksistowskiej krytyki (póêno)kapitalistycznego kształtu ˝ycia
politycznego. Przykładowo Thomas Frank w ksià˝ce „Co z tym Kansas?” (wydanej przez
„KP”) pokazał, jak wycofanie si´ politycznej lewicy ze sfery walk klasowych
spowodowało regresyjny zwrot na prawo w amerykaƒskich Êrodowiskach robotniczych.
Niemniej jednak analiza prasy „KP” i jej interwencji w ˝yciu politycznym pokazujà, ˝e
jest to właÊnie typowa formacja lewicy intelektualnej, której przedstawiciele nie sà
szczególnie zainteresowani faktycznymi konfliktami klasowymi i tradycyjnym dla ruchu
robotniczego j´zykiem walki klasowej. (Dlatego zresztà w stylu mediów kapitalistycznych wolà mówiç ogólnie o „grupach wykluczonych”, zmarginalizowanych itd.). Tak˝e
takie kluczowe dla lewicy zachodniej zagadnienie, jak kwestia imperializmu – aktualne
szczególnie w kontekÊcie wojen i interwencji militarnych, w których uczestniczà polscy
˝ołnierze – przez „KP” jest po prostu ignorowane.
Równie zaskakujàce musi si´ wydawaç – z punktu widzenia
deklarowanego celu odbudowy projektu lewicowego –
systematyczne pomijanie przez kilkudziesi´ciu autorów
tworzàcych to Êrodowisko marksistowskich analiz tzw. realnego
socjalizmu. A przecie˝ to one mogà i powinny byç punktem
wyjÊcia konsekwentnej walki lewicy z (lekko tylko naruszonym)
antykomunistycznym konsensem w debatach publicznych. Nie
mówiàc o tym, ˝e trudno sobie wyobraziç powa˝nà lewicowà
refleksj´ nad projektem socjalistycznym bez odwołania do tych
antystalinowskich marksistów, którzy analizowali system
realnego socjalizmu jako specyficzny system panowania
klasowego (bàdê quasi-klasowego).
13
Jednak intelektualiÊci „KP” zachowujà si´ tak, jakby zagadnienie realnego
socjalizmu na płaszczyênie intelektualnej mo˝na było opanowaç za pomocà odwołaƒ
do dorobku działaczy KOR (wydanie dzieł zebranych Kuronia, dzieł Lipskiego, ksià˝ki
Timothyego G. Asha itd.). Tymczasem, abstrahujàc od oceny politycznej KOR,
prezentowane w tym Êrodowisku uj´cie „komunizmu” było formułowane w kategoriach liberalnej teorii totalitaryzmu, która niewiele ma wspólnego z jakimkolwiek
typem analizy lewicowej a współczeÊnie znajduje pełnà kontynuacj´ w postaci m.in.
publicystyki na łamach establiszmentowej „GW”, b´dàcej rzecznikiem i profitentem
zniszczenia systemu praw socjalnych stworzonego przez PRL i grabie˝czej prywatyzacji tzw. majàtku narodowego.
Dialog z każdym, ale nie z lewicą antykapitalistyczną
W tej sytuacji nie dziwi fakt, ˝e jakkolwiek Sierakowski w swoich publicznych
wystàpieniach wielokrotnie wskazywał na swoje przywiàzanie do etosu
społecznikowskiego i sugerował, i˝ wedle tego˝ etosu działa „KP” (rzekomo
prowadzàca oddolnà działalnoÊç na rzecz wykluczonych „na prowincji”), to jednak
nigdy nie podjàł on (ani ktokolwiek inny z tego Êrodowiska) jakiejkolwiek próby
dialogu i włàczenia si´ w działalnoÊç politycznà radykalnej lewicy w Polsce. Zawsze
tak on, jak i jego kompanioni, zachowywali si´ tak, jakby projekt alternatywnej wobec
SLD radykalnej lewicy w ogóle nie istniał. W sytuacji, w której działacze „KP” sà
gotowi prowadziç „dialog” praktycznie z ka˝dym (poza nacjonalistycznà i klerykalnà
prawicà), kto ma dost´p do władzy i pieni´dzy, trudno uznaç ignorowanie dorobku
radykalnej lewicy antykapitalistycznej za zjawisko przypadkowe. Przeciwnie, jest to
wyrachowanie typowe dla przedstawicieli kapitalistycznych mediów.
Co wi´cej, poza pochwałà i wsparciem dla manifestacji feministycznych i blokad
antyfaszystowskich, Êrodowisko to nic nie zrobiło dla wykorzystania swojej pozycji
i Êrodków w celu wzmocnienia choçby tylko ruchu antywojennego czy organizacji
działajàcych na rzecz obrony praw lokatorskich. Nie przeszkadza to jednak Sierakowskiemu przybieraç w mediach głównego nurtu pozy antyestabliszmentowego
buntownika i społecznika, kontynuujàcego styl myÊlenia politycznego PRL-wskich
dysydentów, tradycyjnej inteligencji lewicowej itp. (oddolna praca od podstaw, bez
nadziei na szybkie sukcesy).
Wewn´trzna sprzecznoÊç w projekcie lewicowym „KP” polega na tym, ˝e głoszàc
(bardzo trafnie) potrzeb´ odnowy lewicowoÊci w Polsce poprzez działalnoÊç
intelektualnà i oddolne inicjatywy społeczne, Êrodowisko to nie wykroczyło w wypra14
cowanym przez siebie abstrakcyjnym programie poza program tradycyjnie socjaldemokratyczny, zaÊ w działalnoÊci społecznej poza tworzenie kawiarni i Êwietlic w kilku miastach. Niezale˝nie od tego, jak
wartoÊciowy jest proponowany w nich program kulturalny i intelektualny, trudno to uznaç za zalà˝ek jakiejkolwiek faktycznej alternatywy
dla dominujàcego modelu politycznej lewicowoÊci w Polsce. Nikt z
„KP” nie stara si´ bowiem zmobilizowaç kogokolwiek dla działaƒ faktycznie antysystemowych, które wykraczałyby poza akt wysłuchania
wykładu, kupna i lektury ksià˝ki itp. Co wi´cej, nie tylko sprawa
realnego działania politycznego jest tu traktowana jako kwestia odległej
przyszłoÊci (tak jakby prawicowa ofensywa wobec Êwiata pracy nie
dokonywała si´ ju˝ obecnie, zaÊ kwestia lewicowoÊci była tylko kwestià
akumulacji wydanych ksià˝ek), ale brak tu nawet skromnych prób
formułowania jakiegoÊ konkretnego programu politycznego.
W efekcie Sierakowski i inni intelektualiÊci „KiP”, wskazujàc
(trafnie) na pustk´ ideowà i programowà SLD oraz oportunizm jego
kierownictwa, nie sà w stanie zbyt wiele mu przeciwstawiç.
W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” (26-27.05.2012) Sierakowski przyciÊni´ty do
muru przez dziennikarza w sprawie konkretnych działaƒ, które podjàłby gdyby mógł
faktycznie partycypowaç w polityce, najpierw wskazał na postulowany wzrost
inwestycji publicznych (w stylu skandynawskiej socjaldemokracji), aby zaraz potem
dodaç, ˝e niewiele da si´ obecnie zrobiç ze wzgl´du na „presj´ rynków finansowych”
(znajdujàcych si´ poza kontrolà paƒstw narodowych). Tego rodzaju truizmy i przeniesienie przez niego problemu faktycznych konfliktów klasowych na poziom
funkcjonowania „rynków finansowych”, wskazujà na to, ˝e deklarowana przez Sierakowskiego praca intelektualna „KP” nad projektem lewicowym nie doprowadziła
dotychczas do wi´kszych post´pów. Czy mo˝na si´ ich spodziewaç w przyszłoÊci?
Niestety, wydaje si´, ˝e racj´ ma Cezary Michalski, który w opublikowanych na
łamach „KP” zapiskach pisze w kontekÊcie właÊnie „KP” o „naiwnej, młodej lewicy”.
A zaraz potem dodaje w nawiasie: „naiwnej? młodej? – bzdura, cynicznie potrzebujàcej chwili zapomnienia, odrobiny funu, zabawy...” („KP”, nr 20-21, s. 271).
Nawet dla przytulonego przez „KP” Michalskiego adoptujàce go Êrodowisko pachnie
wi´c XIX-wiecznym salonem, kasà, elitaryzmem, wy˝szoÊcià w stosunku do mas, przywoływanych tylko abstrakcyjnie.
„KP” nie zdecydowała si´ nawet na działania polityczne w sprawie mniejszoÊci
kulturowych (takich jak mniejszoÊci seksualne, czy laicki sektor społeczeƒstwa), co
15
tak skutecznie udało si´ Januszowi Palikotowi. Mo˝na krótko podsumowaç, ˝e to
o czym tak du˝o ale bezpłodnie publicyÊci „KP” mówili, w ciàgu zaledwie kilku
miesi´cy kampanii wyborczej w 2011 r. zrobił Ruch Palikota polityzujàc Êrodowiska mniejszoÊci, wprowadzajàc do parlamentu Ann´ Grodzkà, Roberta
Biedronia i zaczynajàc wielkà publicznà debat´ o ÊwieckoÊci paƒstwa, zwiàzkach
partnerskich itp. Zapatrzona w redakcj´ „Gazety Wyborczej” „KP” nie postawiła na
niepowa˝nego w oczach establishmentu Palikota i w konsekwencji pozostała poza
nawiasem dokonanego przez niego przełomu w ÊwiadomoÊci Polaków.
Wcale nie cieszy nas zupełna biernoÊç polityczna „KP”, gdy˝ silna intelektualnie
i politycznie lewicowa socjaldemokracja zazwyczaj sprzyja zarówno rozwojowi lewicy
intelektualnej, jak te˝ radykalizacji mas na lewo (jakkolwiek cz´Êç tych radykalnych
energii sama przy tym przechwytuje i neutralizuje). Jednak nasza negatywna ocena
perspektywy przekształcenia „KP” w Êrodowisko autentycznie lewicowo-socjaldemokratyczne wynika równie˝ z istnienia pewnego czynnika, o którym „d˝entelmeni” niech´tnie wspominajà. Chodzi o kwesti´ êródeł finansowania „KP”, zakres
tego finansowania i przeło˝enie tej zale˝noÊci finansowej na klasowà pozycj´ ludzi
zarzàdzajàcych tym „interesem”; brak transparentnoÊci kwestii finansowych dla ludzi
zaanga˝owanych w projekt „KP” itd. No có˝, niech przemówià liczby...
Kto za to płaci – i ile?
Jednà z uderzajàcych cech projektu „KP” sà baaardzo du˝e pieniàdze, zaanga˝owane w to przedsi´wzi´cie oraz wsparcie medialne ze strony establiszmentowych
mediów, które w warunkach silnego konsensusu antymarksistowskiego namaÊciły
„KP” na głos młodej lewicy, z którym b´dà dyskutowaç. Przyjrzyjmy si´ finansom
„KP”. Truizmem w społeczeƒstwie klasowym jest stwierdzenie, ˝e kto płaci, ten
wymaga. Czy któremuÊ z czytelników ktoÊ
kiedyÊ dał bez zobowiàzaƒ milion dolarów lub
choçby milion złotych? JeÊli tak, prosz´ powiadomiç redakcj´ „Dalej!”. Ch´tnie poznamy
takiego dobroczyƒc´. Jednak realistycznie oceniajàc stosunki społeczne pozostaƒmy przy
konstatacji, ˝e prawie ka˝dy z nas chodzi
codziennie do pracy i robi tam to czego
oczekuje jego szef, by po miesiàcu dostaç swoje
2 tys., czasami mniej, czasami wi´cej. Dlaczego
16
funkcjonowanie „KP” miałoby przeczyç zasadzie, ˝e ten,
kto daje pieniàdze, wymaga czegoÊ w zamian?
W oparciu o co macherzy „KP” mieliby obaliç wspomnianà zasad´? Dostrze˝my, ˝e w Êrodowisku „KP” nie ma
osób wybitnych, nawet podług obiegowych standardów
oceny – brak tam oryginalnych pisarzy, naukowców,
myÊlicieli, którzy teoretycznie mogliby wybiç si´ na
wi´kszà autonomi´ wobec sponsora. ZaÊ pieniàdze jakimi
obraca „Krytyka” (a ÊciÊlej jej jàdro skupione w „Stowarzyszeniu im. S. Brzozowskiego”) sà całkiem imponujàce. W 2010 r. przychody tego Stowarzyszenia wynosiły
7,143 mln złotych, w tym przychody z działalnoÊci statutowej wynosiły 3,018 mln
złotych, zaÊ przychody z działalnoÊci gospodarczej 4,117 mln. To wi´cej ni˝ ma
wiele instytutów naukowo-badawczych, muzeów czy teatrów.
Jak te Êrodki majà si´ do finansów lewicowych portali (lewica.pl czy te˝ Centrum
Informacji Anarchistycznej), do Êrodków lewicowych periodyków takich jak „Dalej!
Pismo socjalistyczne” czy „Pracownicza Demokracja”? Jak do bud˝etu organizacji
typu Lewicowa Alternatywa, itp.? A takie to właÊnie niewielkie struktury organizowały
w Polsce od dwudziestu lat demonstracje 1-majowe, blokady anty-eksmisyjne,
wsparcie dla akcji strajkowych, demonstracje antyrasistowskie, demonstracje w
sprawie praw lokatorów itp. Ró˝nica mi´dzy Êrodkami „Krytyki Politycznej” a ka˝dym
z tych bytów wyra˝a si´ zapewne stosunkiem 1 do 1000, jeden do tysiàca. A wi´c
mo˝emy mówiç o istnieniu prawdziwej przepaÊci mi´dzy antykapitalistycznymi
aktywistami społecznymi a „KP”. Sà to dwa inne Êwiaty.
Zdradzimy kilka dokładniejszych cyfr. WysokoÊç honorariów w wydawnictwie „KP”
to 128 tys. złotych rocznie. Za same telefony Stowarzyszenie im. S. Brzozowskiego
płaci 42 tys. Na barmanów w kawiarni Nowy Wspaniały Âwiat wydawano rocznie
223 tys., a na kelnerów 210 tys. (i to zatrudniajàc ich na umowy Êmieciowe). Koszta
aran˝acji muzycznej w lokalu wynosiły 291 tys. W tym momencie łatwo ju˝
zrozumieç, dlaczego na demonstracjach 1-maja, na demonstracjach antywojennych,
na blokadach anty-eksmisyjnych, na demonstracjach zwiàzkowych nie spotykamy
ekipy „KP”. Ró˝nica mi´dzy nami jest wr´cz klasowa. W takim Êwietle dobrze
zrozumiałe jest, ˝e gdy Zwiàzek Syndykalistów Polski zorganizował w paêdzierniku
2011 r. pikiet´ pod warszawskà knajpà „KP”, protestujàc przeciwko zatrudnianiu tam
kelnerów na umowy Êmieciowe, dyrektor finansowy Stowarzyszenia im. Stanisława
Brzozowskiego pani Dorota Gła˝ewska wezwała przeciwko pikietujàcym policj´
a nawet spoliczkowała jednego z pikietujàcych. Stres zwiàzany z obracaniem
17
dziesiàtkami takich sum jak te przytoczone powy˝ej
mo˝e jà usprawiedliwiç tylko w niewielkim stopniu.
WspomnieliÊmy ju˝ o całej palecie tematów, które
sà przemilczane na łamach „KP” – alternatywa
wobec kapitalizmu, marksistowska krytyka stalinizmu, przej´cie SolidarnoÊci w latach 80. przez polityków wrogich klasie robotniczej, obecny sprzeciw
wobec imperialistycznych interwencji i udziału
SWOI
w nich polskich ˝ołnierzy, udział „Gazety Wyborczej”
w kapitalistycznej transformacji i antylewicowej
reakcji intelektualnej lat 90. Czy ten katalog tematów
łàczy si´ jakoÊ z poglàdami sponsorów? Kto płaci na
„Krytyk´ Politycznà”?
Si´gnijmy znów do danych za rok 2010 r. WÊród
fundacji sponsorujàcych „Krytyk´ Politycznà” znajdziemy: Fundacj´ Batorego – 116 tys., European
RESZTA
Climate Foundation – 139 tys., Open Society Foundation – 389 tys. Poza tym, szerokim strumieniem płynà
pieniàdze z agend paƒstwa. Urzàd Marszałkowski
wsparł 100 tys. złotych organizowany przez „KP”
Uniwersytet Krytyczny. ZaÊ Instytut Ksià˝ki wsparł
pismo „Krytyka Polityczna” sumkà 214 tys. złotych.
Z kolei Fundusz Wymiany Kultur (chodzi o pieniàdze przekazane przez Norwegi´
i Islandi´, których operatorem jest w Polsce Ministerstwo Kultury) dał „KP” 340 tys.
Samo wydanie ksià˝ki Tymothy’ego Snydera o Kelles-Krauzie pociàgn´ło za sobà
44 tys. dotacji z Instytutu Ksià˝ki, zaÊ publikacja Jarosława Hrycaka o Iwanie Franko,
przyciàgn´ła dotacj´ 45 tys. z tego samego êródła.
Jednym słowem – tylko ˝yç za takie pieniàdze i nie umieraç. Po có˝ „KP” miałaby
budowaç jakiÊ masowy ruch protestu. Po có˝ miałaby dra˝niç swoim krytycyzmem
mo˝nych i hojnych sponsorów. Drogie masy: „zdrowie wasze w gardła nasze!”.
A drinki w knajpie „Krytyki Politycznej” miały odpowiednio wysokie ceny.
I w tym momencie powróçmy do zdawaç by si´ mogło umniejszonej w tym
artykule lewicy antykapitalistycznej, która w oczywisty sposób nie mogła rozwinàç
tak szerokiej działalnoÊci jak „KP”. Nie została te˝ wybrana przez establiszmentowe
mass media na podmiot w dialogu o sprawach społecznych. Jaki jest sens istnienia
antykapitalistycznych grup, organizacji, pism, portali internetowych? Czy chodzi tu
18
o wartoÊç etyczno-estetycznà? O autentyzm – by nie byç sponsorowanym przez
kapitalistów „balem manekinów”, agentem ubranym w lewicowy mundur? Czy
chodzi polityczny projekt wygrania konkretnych kampanii społecznych przeciw
krzywdzie, z nadziejà na zasadniczà zmian´ systemowà w momencie kapitalistycznego kryzysu? Czy te˝ naszà podnietà do działania powinien byç rozum u˝yty
w interesie poni˝onych w sytuacji mo˝liwoÊci budowy egalitarnego społeczeƒstwa
dobrobytu? Czy bez profesjonalnego aparatu polityka antykapitalis-tyczna ma szans´
byç skuteczna? Jak zjednoczyç rozproszone siły tej opcji politycznej? To sà oczywiÊcie
wa˝ne pytania do dyskusji w kr´gu organizacji i Êrodowisk socjalistycznych.
Tak czy inaczej, parafrazujàc cesarza Wespazjana mo˝emy zamknàç rozwa˝ania
o „Krytyce Politycznej” stwierdzeniem – ten pieniàdz Êmierdzi. Nasze drogi mogà si´
niekiedy zbli˝aç, ale nie mogà spotkaç.
Paweł Godlewski
19
Hugo
Chavez
Szkic do portretu
Karol Majewski
Gdy 5 marca 2013 roku wiceprezydent
Wenezueli Nicolás Maduro powiadomił
o śmierci przywódcy „boliwariańskiej
rewolucji” i wizjonera „socjalizmu XXI
wieku”, prasa burżuazyjna całego świata
w swej prawicowej odsłonie zdobyła się
jedynie na powtórzenie starych zaklęć i wyzwisk pod adresem nieżyjącego
już „dyktatora”. Co śmielsi przodownicy pióra spróbowali przedstawić
jego zgon jako symbol kolejnej nieudanej próby zbudowania socjalizmu.
Że niby wraz z odejściem Chaveza cała ta „lewacka” przygoda Wenezueli
dobiegła końca.
Polskie media natychmiast skwapliwie zaj´ły si´ promocjà Henrique Caprilesa
Radonskiego, którego dziadkowie pochodzà z Polski, antagonisty Chaveza i reprezentanta prawicy w wyborach prezydenckich. Jakby od zamieszania w głowach
Polaków zale˝ało jego zwyci´stwo w walce o prezydentur´ z kandydatem lewicy,
teraz – Nicolasem Maduro. W radosnym triumfalizmie piszàcych brakowało ju˝ tylko
wezwaƒ w rodzaju: głosujcie na naszego rodaka, a w Polsce skoƒczy si´ komuna
i eksmisje na bruk, nie b´dzie niedo˝ywionych dzieci, a doroÊli przestanà milionami
emigrowaç w poszukiwaniu pracy! Tego rodzaju bredni zabrakło pewnie dlatego, ˝e
nasi najemnicy pióra i tak ju˝ mocno ugrz´êli w propagandowej gmatwaninie rozp´tanej wokół Wenezueli.
Co ciekawe, tym razem krytyka rzàdów Chaveza, ogólnie rzecz bioràc, była jednak
doÊç wstrzemi´êliwa. Mo˝e skłaniała do tego natr´tna ÊwiadomoÊç, ˝e dokonania
polskiej „transformacji” z perspektywy bez mała çwierçwiecza sà relatywnie znacznie
skromniejsze, jeÊli nie wr´cz nikczemne, ni˝ te „lewackie” dokonania zmierzajàcej
w przeciwnà stron´ Wenezueli.
20
Demokratyczny „dyktator”
Nigdy w historii Ameryka Łaciƒska nie
miała politycznego lidera z tak niezaprzeczalnie demokratycznym poparciem – wypada
tu powtórzyç za profesorem Salimem Lamranim z Sorbonne Paris IV Université. Bo te˝ od
dojÊcia do władzy Chaveza w 1999 r. w Wenezueli
wybory odbyły si´ 17 razy. I Hugo Chavez wygrał 16
razy, ostatnio 7 paêdziernika 2012 r.
Dodajmy, ˝e wszystkie wielkie organizacje mi´dzynarodowe – od Unii Europejskiej, przez Organizacj´
Stanów Amerykaƒskich, po Uni´ Narodów PołudniowoAmerykaƒskich i Centrum Cartera – jednogłoÊnie orzekały
o pełnej przejrzystoÊci i uczciwoÊci wyborów. Jimmy Carter, były prezydent USA,
stwierdził nawet, ˝e system wyborczy Wenezueli jest „najlepszy na Êwiecie”.
A mimo to bur˝uazyjne media nadal nie wahajà si´ nazywaç Chaveza dyktatorem.
Rozpaczliwa polityczna potrzeba nie zna zasad rzetelnoÊci, czy choçby publicystycznej przyzwoitoÊci. Tak było, jest i b´dzie – „na wojnie, jak na wojnie”!
Wielki biznes i jego piewcy nie chcà i nie mogà pogodziç si´ z tym, ˝e polityk
opowiadajàcy si´ za socjalizmem i socjalistycznà rewolucjà – cokolwiek by to w ustach
Chaveza znaczyło – który na dodatek pozwolił sobie na otwarty konflikt
z amerykaƒskim imperializmem i mi´dzynarodowym kapitałem, miał tak wielkie
i trwałe poparcie wyborców, do tego w ramach klasycznej parlamentarnej demokracji;
demokracji bur˝uazyjnej. I jak na złoÊç, lewicowe, rewolucyjne nastroje, na fali których
Chavez dotarł na polityczny Olimp, znaczàco nie opadajà nawet po Êmierci Chaveza
– co musi mocno irytowaç kapitalistyczne elity.
Politykę dyktowało mu życie
Chavez był politykiem wyrazistym choç nie w pełni uformowanym. Wydawał si´ byç
nade wszystko praktykiem. Wcià˝ poszukujàcym, chwytajàcym si´ idei, które podsuwał
mu bieg wydarzeƒ. Nie był jednak wobec nich bierny, nie płynàł bezwolnie na fali.
W 1989 r. w stolicy Wenezueli, Caracas, za prezydentury Carlosa Pereza Rodrigueza
– neoliberalnego reformatora – doszło do zdarzenia, zwanego dziÊ „caracazo”. Kolejna
podwy˝ka cen biletów wywołała masowe protesty mieszkaƒców slumsów, okalajàcych
miasto. Protestujàcych rozstrzeliwano. Tak˝e ze Êmigłowców. Liczba zabitych si´gn´ła
3 tysi´cy. Ta masakra sprawiła, ˝e młody oficer, Hugo Chavez Frías, został wywroto21
wcem. Wraz z grupà oficerów o radykalnie populistycznych poglàdach w 1992 r.
podjàł prób´ wojskowego przewrotu.
Trafił za to do wi´zienia, z którego
wyszedł ju˝ jako bohater narodowy.
Zaczàł gromadziç wokół siebie
zwolenników. Celem było zwyci´stwo w
wyborach prezydenckich w 1998 roku.
Postawił na biedot´, na społeczne
niziny, zm´czone neoliberalnymi eksperymentami.
Wygrał.
Po zwyci´stwie przeprowadził ograniczone
reformy, cieszàce si´ uznaniem najbiedniejszych, lecz wywołujàce wr´cz wÊciekłoÊç
bur˝uazji – bo dokonał cz´Êciowej nacjonalizacji i zaczàł finansowaç programy społeczne ze sprzeda˝y ropy naftowej.
W 2002 roku bur˝uazja zareagowała –
dokonała przewrotu. Ten jednak został
powstrzymany poprzez wielomilionowe
protesty ulicy – robotników, biedoty.
Krótkotrwały nieudany prawicowy pucz (władz´ nowego prezydenta-puczysty
zdà˝yły uznaç jedynie Stany Zjednoczone) stał si´ bodêcem do przyspieszenia
procesu rewolucyjnego w Wenezueli.
Bur˝uazja, tak pewna triumfu nad prezydentem komuchem, lewakiem, masonem
i rasowym Metysem (nie szcz´dzono mu
te˝ i powa˝nych obelg), poniosła dotkliwà
kl´sk´. Cyniczny triumfalizm, z jakim organizatorzy puczu chwalili si´ w mediach
jego organizacjà, i duma, wr´cz pycha
wynikajàca z faktu, ˝e działali w zmowie
z CIA – skompromitowała wenezuelskà
prawic´.
Na długo.
22
Przed rzeszà dotàd społecznie wykluczonych ludzi pracy
najemnej otworzyła si´ nowa perspektywa. Mogli staç si´ siłà
dominujàcà w ˝yciu społecznym, w „boliwariaƒskiej republice”.
Ale Chavez w tym momencie zbyt skupił si´ na za˝egnaniu
powtórki puczu i ograniczeniu interwencji USA w ˝ycie kraju.
Bał si´ izolacji podobnej do tej kubaƒskiej. Wzywał wi´c do
„narodowej jednoÊci” i ugody z ugrupowaniami „patriotycznej” wenezuelskiej bur˝uazji. Wielki biznes zgodnie cały
rok odpowiadał na to… gospodarczym sabota˝em. Chaveza przy władzy utrzymywało tylko masowe poparcie biedoty. Dopiero to właÊnie wielomiesi´czne doÊwiadczenie skłoniło go do zwrócenia si´ w lewà stron´, podj´cia haseł „socjalistycznej
rewolucji”. Dopiero wtedy zaczàł opowiadaç si´ za ideami Marksa i Trockiego1,
a nawet wezwał do powołania Piàtej Mi´dzynarodówki.
Dał ludziom spróbować socjalizmu
Kompradorskà bur˝uazj´ Wenezueli i jej mocodawców w USA ogarn´ła wÊciekłoÊç. Rzàd Chaveza kontynuował nacjonalizacj´ wielkich przedsi´biorstw, zbudował
podstawowà ochron´ zdrowia i rozpoczàł wdra˝anie programu nieodpłatnego
kształcenia, walki z analfabetyzmem.
Powstał Narodowy System Publiczny w celu zapewnienia wolnego dost´pu do
opieki medycznej dla wszystkich Wenezuelczyków. Mi´dzy 2005 a 2012 r. utworzono
7.873 nowych oÊrodków medycznych. W 2010 r. liczba lekarzy wzrosła z 20 na
100.000 obywateli w 1999 r. do 80, a wi´c czterokrotnie. Program Barrio Adentro I
umo˝liwił przeprowadzenie 534 milionów konsultacji medycznych. Brało w nim
udział około 17 milionów ludzi, podczas gdy w 1998 r. tylko 3 miliony miały regularny
dost´p do opieki zdrowotnej. ÂmiertelnoÊç niemowlàt spadła z 19,1 promila w 1999
r. do 10 promili w roku 2012 – odnotowujàc tym samym spadek blisko o połow´.
Ârednia długoÊç ˝ycia wzrosła z 71,2 w 1999 r. do 74,3 roku w 2011 r. Dzi´ki
Operacji Miracle, rozpocz´tej w 2004 r., 1,5 miliona Wenezuelczyków cierpiàcych
na zaçm´ i inne choroby oczu poprawiło wzrok.
Około pół miliona Wenezuelczyków nauczyło si´ pisaç i czytaç dzi´ki kampanii
Misja Robinson I. W grudniu 2005 r. UNSCO oficjalnie stwierdziło, ˝e Wenezuela
1
Nie mog´ okreÊliç si´ jako trockista, nie, ale mam takà inklinacj´, bo bardzo szanuj´ myÊl Lwa Trockiego
i im bardziej jà szanuje, tym lepiej jà postrzegam. Na przykład rewolucja permanentna to niezwykle wa˝na
teza. Trzeba czytaç, trzeba studiowaç, wszyscy powinni to robiç, tu nikt nie jest wyuczony. – Wypowiedê
z cotygodniowego programu Alo Presidente (Halo Prezydencie), 22 kwietnia 2007.
23
wyeliminowała analfabetyzm. Liczba dzieci ucz´szczajàcych do szkół wzrosła z 6 mln
w 1998 r. do 13 milionów w roku 2011; obecnie wskaênik ten wynosi 93,2%.
Według UNDP, Wenezuela jest krajem o najmniejszym rozwarstwieniu
społecznym w Ameryce Łaciƒskiej. Reforma rolna umo˝liwiła dziesiàtkom tysi´cy
rolników uzyskanie ziemi na własnoÊç. W całej Wenezueli rozdzielono jej ponad 3
miliony hektarów.
5 milionów dzieci otrzymuje teraz darmowe posiłki poprzez Szkolny Program
˚ywieniowy. Według FAO, Wenezuela poczyniła najwi´ksze post´py w zmniejszaniu
głodu w rejonie Ameryki Łaciƒskiej i Karaibów.
Dług publiczny spadł z 45% PKB w 1998 r. do 20% w 2011 r. Wenezuela
zrezygnowała ze współpracy z Mi´dzynarodowym Funduszem Walutowym i z
Bankiem Âwiatowym, zaraz po spłaceniu swoich wierzytelnoÊci wobec nich. A mimo
to w 2012 r. wzrost gospodarki Wenezueli wyniósł 5,5 % – to teraz jeden z wy˝szych
wyników na Êwiecie.
Według corocznego rankingu Âwiatowego Szcz´Êcia w 2012 r. Wenezuela jest
drugim najszcz´Êliwszym krajem Ameryki Łaciƒskiej, za Kostarykà, i dziewi´tnastym na Êwiecie, wyprzedzajàc pod tym wzgl´dem Niemcy i Hiszpani´.
Misja Robinson II została uruchomiona w celu podniesienia całej populacji na drugi
poziom edukacji. Procent zapisujàcych si´ do szkół Êrednich wzrósł z 53,6% w 2000 r.
do 73,3% w roku 2011. Misje Ribas i Sucre umo˝liwiły dziesiàtkom tysi´cy młodych
podj´cie studiów uniwersyteckich. Liczba studentów wzrosła z 895.000 w 2000 r.
do 2,3 miliona w roku 2011; powstały nowe uczelnie.
DziÊ Wenezuela Êwiadczy wi´cej pomocy dla kontynentu amerykaƒskiego ni˝
USA. W 2007 r. Chavez wydał na ten cel ponad 8,8 mld dolarów grantów, po˝yczek
i pomocy energetycznej (ówczesna administracja Georga W. Busha – tylko 3 mld.).
W ten właÊnie sposób idee socjalizmu ponownie – i po raz pierwszy w XXI
wieku – stan´ły na porzàdku dnia. I nie tylko w Wenezueli, ale w całej Ameryce
Łaciƒskiej. I jest to niewàtpliwie zasługa Hugo Chaveza. WłaÊnie dlatego zdecydowana wi´kszoÊç ludzi pracy Wenezueli, pomimo dzisiejszych problemów
gospodarczych, nie chce ju˝ powrotu do epoki przed Chavezem, do peryferyjnego
kapitalizmu zale˝nego.
Stała była w nim tylko zmienność
Mimo radykalnej retoryki, wraz z poczàtkiem Êwiatowego kryzysu rzàd Chaveza,
zamiast dalszego rozszerzania programu reform, „wyciskania” kapitalizmu, jak ropy
z rany, zwrócił si´ w przeciwnà stron´.
24
Wenezuela pozostaje krajem kapitalistycznym. Wielka bur˝uazja otrzymała
pot´˝ny cios, ale zachowała władz´ w gospodarce. Jej wpływy przenikn´ły do władz
politycznych. W kr´gach zwolenników
Chaveza powstała warstwa „boliwariaƒskiej
bur˝uazji”. Jej członkowie wywodzà si´ ze
Êrodowiska urz´dników, którzy wzbogacili
si´ w okresie poczàtkowych reform.
Mimo całego szeregu bardzo post´powych przemian, na skutek sprzecznoÊci
wewn´trznych i zewn´trznych, i pogorszenia si´ koniunktury gospodarczej – w odczuciu
wi´kszoÊci Wenezuelczyków ich ˝ycie nie uległo poprawie w takim stopniu, jak byłoby
to mo˝liwe, na miar´ zasobów i potencjału Wenezueli. Ludzie potrafià to oceniç.
Chavez miał naprawd´ masowe poparcie, a mimo to bardzo niezdecydowanie,
jakby bez przekonania, wspierał rozwój ruchów oddolnych, pierwsze p´dy robotniczej
demokracji – to, co dało mu władz´ i obroniło przed puczem! Zyskujàce szerokà
popularnoÊç posuni´cia gospodarcze dozowano jak kroplówk´ – z góry w dół, tłumiàc
tym oddolnà inicjatyw´, osłabiajàc fundamenty „boliwariaƒskiej rewolucji”.
Protesty lewicy i niezale˝na aktywizacja zwiàzków zawodowych spotykały si´
z pot´pieniem i represjami. A to z czasem zacz´ło przywracaç bur˝uazji wiar´ we
własne siły i mo˝liwoÊci. Narastała korupcja, inflacja, spekulacja, a rzàd reagował na
to coraz mniej zrozumiałymi posuni´ciami ekonomicznymi, nawołujàc wr´cz do
„społecznego spokoju” i „boliwariaƒskiego patriotyzmu”.
Od socjalistycznego wizjonera do real-polityka
Retoryka Chaveza podczas jego ostatniej kampanii prezydenckiej uległa maksymalnemu złagodzeniu. Kiedy w 2006 roku powołał do ˝ycia swojà Zjednoczonà
Parti´ Socjalistycznà Wenezueli (PSUV), okreÊlał jà mianem „rewolucyjnej”. Deklarował si´ nieomal jako trockista, zwolennik permanentnej rewolucji i metody
„programu przejÊciowego”, wzywał do powołania kolejnej mi´dzynarodówki.
Podczas kampanii wyborczej w 2012 roku głównym hasłem było bezmyÊlne
„Chavez – serce ojczyzny!”. O „ojczyênie” mówił du˝o i cz´sto, jakby to była
kampania jakiegoÊ nacjonalisty. O tym, jaka to ma byç ojczyzna i czyja – ju˝ mniej.
Nie było te˝ mowy o partii, czy o zwiàzkach zawodowych. Grano jedynie twarzà
Chaveza i słowem „ojczyzna”.
Póêniej, gdy w regionalnych kampaniach robotnicy wychodzili na ulice z hasłem
25
„Za Chavezem, lecz przeciwko…” – za
słowem „przeciwko” wpisujàc nazwisko lokalnego polityka-czawisty, Chavez zareagował
jednoznacznie: „JeÊli jesteÊcie przeciwko moim
kandydatom, jesteÊcie tak˝e przeciwko mnie!”
W swoim wystàpieniu ju˝ po zwyci´stwie
Chavez mówił wcià˝ o koniecznoÊci dialogu,
dyskusji z opozycjà. Kiedy przekazano mu, ˝e
opozycja uznała wynik wyborów, zakrzyknàł:
Wszyscy jesteÊmy braçmi, mamy jednà
ojczyzn´! Powtarzał, ˝e Trzeba budowaç
jednoÊç Wenezueli! Niemal dokładnie to samo
mówił te˝ jego konkurent, Henrique Capríles
Radonski. Mo˝na było sàdziç, ˝e teraz ju˝
obie strony bojà si´ klasowej polaryzacji.
A rekordowo wysoka frekwencja wyborcza Êwiadczy właÊnie o polaryzacji nastrojów:
głosowało 80% uprawnionych!
JeÊli w czasie kampanii wyborczej zdarzyło si´ Chavezowi jeszcze wspomnieç
o „Socjalizmie XXI wieku”, o koniecznoÊci uwzgl´dnienia smutnego doÊwiadczenia
ZSRR, to nie wspominał ju˝ o potrzebie zbudowania prawdziwej demokracji
robotniczej, której zabrakło w ZSRR – od razu przechodził do koniecznoÊci
zbudowania gospodarki mieszanej, paƒstwowo-rynkowej. Byç mo˝e była w tym
sugestia, ˝e wdro˝one dotàd programy społeczne sà teraz powa˝nym hamulcem
dalszego rozwoju kraju. Bo te˝ ich dalsze utrzymywanie mo˝liwe było tylko pod
warunkiem zerwania w pewnym momencie z logikà kapitalizmu i wprowadzenia
centralnego demokratycznego planowania.
Wyborcze wystàpienia Chaveza wskazywały, ˝e po zwyci´stwie b´dzie on szukał
dróg zbli˝enia z tà cz´Êcià bur˝uazji, która zechce z nim współpracowaç.
Wyglàdało na to, ˝e Êwiatowy kryzys przesunàł Chaveza jeszcze dalej w prawo.
Wielkie korporacje uzyskały powa˝ne ulgi podatkowe, natomiast bud˝et paƒstwowego koncernu PDVSA, z którego dochodów finansowano programy społeczne,
został obci´ty o 30%. Uchwalone „Prawo o obronie i bezpieczeƒstwie narodu”
pozwala zakazaç strajków i innych form protestu w sektorze paƒstwowym.
Umarł Chavez, żyje rewolucja
Dzisiejsza wenezuelska prawica stanowi zbiorowisko ró˝norakich sił politycznych,
26
pozbawionych szerokiego społecznego poparcia. Z trudem udało jej si´ wyłoniç
przywódc´, Enrique Caprilesa Radonskiego, który był głównym przeciwnikiem
Chaveza w paêdziernikowych wyborach 2012 r. „Zjednoczona” opozycja wobec
„czawizmu” to chwiejny sojusz mnóstwa organizacji, od umiarkowanie liberalnych
do jawnie faszystowskich. Przywódcy opozycji nie podejmujà twardej konfrontacji
z „czawizmem” w obawie przed radykalizacjà niezamo˝nej rzeszy pracowników
najemnych, nadal popierajàcej reformy Chaveza i jego politycznych stronników.
Ale pozbawiona swego przywódcy boliwariaƒska biurokracja obawia si´ mas wcale
nie mniej, ni˝ prawica. Z jednej strony na poparciu tych˝e mas opiera si´ jej władza,
z drugiej – wÊród ludzi pracy narasta poirytowanie, powodowane opieszałoÊcià władz
w rozwiàzywaniu niekiedy elementarnych problemów socjalnych. Oddolna presja,
która zmuszała Chaveza do reform, mo˝e wkrótce znacznie wzrosnàç. Rozdrobnione
organizacje lewicowe starajà si´ uporzàdkowaç swoje szeregi, aby móc rzuciç wyzwanie politycznej władzy biurokracji.
Jedność ponad podziałami?
W czasie gdy przywódcy „czawistów” praktycznie jednym głosem, wraz z prawicowà opozycjà wzywajà do zachowania społecznego pokoju i jednoÊci, polityczni
lobbyÊci z USA, dostrzegajàc zezowanie biurokracji w prawà stron´ – ju˝ składajà
oÊwiadczenia sugerujàce mo˝liwoÊç współpracy z przyszłym rzàdem PSUV (partii
Chaveza). Byłoby skrajnà naiwnoÊcià sàdziç, ˝e taka współpraca posłu˝y interesom
wenezuelskich ludzi pracy najemnej. Bardziej wiarygodnà prognoz´ daje „Folwark
zwierz´cy” George’a Orwella…
Wcale nie lepsze perspektywy dla szarych obywateli mo˝e stwarzaç dalszy rozwój
kontaktów z kapitałem rosyjskim, który przeniknàł do wenezuelskiej gospodarki w
ostatnich latach.
Lewica w Ameryce Łaciƒskiej i w Europie doÊç cz´sto wr´cz bezkrytycznie ocenia
zmarłego prezydenta Wenezueli i obdarza pełnym zaufaniem jego nast´pc´, Nicolasa
Maduro, wraz z partyjnym kierownictwem PSUV. Inni mówià o zagro˝eniu ze strony
prawicowej reakcji, przed którà ich zdaniem uratowaç mo˝e umocnienie si´
kierownictwa „czawistów”. Ale jednoÊç owego kierownictwa nie jest wieczna, ma
ono swoich własnych „liberałów” i „konserwatystów”, tak wi´c nadzieja na to, ˝e
polityka biurokracji b´dzie trwale zorientowana w stron´ lewicy, jest naiwna – ka˝da
biurokracja ma na uwadze głównie swój interes grupowy i stàd przypomina kurka na
dachu. Dokàd jest potrzebna, musi pozostawaç pod bacznà, bezwzgl´dnà kontrolà
partyjnych i bezpartyjnych dołów.
27
Podzwonne – powtórka oczywistości
Prawdziwym i jedynym gwarantem rozwoju procesu rewolucyjnego w Wenezueli
mo˝e byç tylko klasa robotnicza. Klasa robotnicza zorganizowana w parti´, zarazem
parti´ t´ wspierajàca i kontrolujàca.
Chavezowska PSUV nie stała si´ takà partià, i trudno rozstrzygnàç, czy staç si´ nià
mo˝e. Tylko silne, zakorzenione w dołach organizacje ludzi pracy zdołajà zapanowaç
zarówno nad skorumpowanà biurokracjà, jak i prawicowà reakcjà.
Lawirowanie mi´dzy interesami bur˝uazji wschodu i zachodu, praktykowane przez
rzàd Chaveza w ostatnich latach, musi byç zastàpione nowà nacjonalizacjà przemysłu
i bankowoÊci kraju pod oddolnà demokratycznà kontrolà.
Zdecydowanie zerwanie z logikà rynku, co najmniej wewnàtrz kraju, pozwoli
dokonaç modernizacji dotàd głównie surowcowej gospodarki Wenezueli i przyspieszyç
rozwój sfery socjalnej, a tym samym podnieÊç poziom ˝ycia szeregowych ludzi pracy.
Natarcie wenezuelskiej klasy robotniczej na kapitał – jeÊli do niego dojdzie – z całà
pewnoÊcià wstrzàÊnie niezdecydowanie balansujàcymi mi´dzy pracà a kapitałem
lewicowo-populistycznymi rzàdami. Przede wszystkim w Boliwii i w Argentynie.
W Wenezueli jest czego broniç i jest te˝ o co walczyç. Wenezuela stała si´ i nadal jest
kluczem do socjalistycznego otwarcia całego regionu Ameryki Łaciƒskiej.
Oddajmy sprawiedliwoÊç: wielkà w tym zasług´ ma Hugo Chavez Frías.
Był czas, gdy o to mu właÊnie chodziło!
28
Wilk
w owczej
skórze
Wanda Mioduszewska
Lewicowy dziennikarz argentyński Horacio Verbitsky nazywa nowego
papieża – Franciszka – konserwatywnym populistą. Jego celem jest
niedopuszczenie do zmian w Kościele albo w ostateczności dopilnowanie,
by te zmiany były tylko kosmetyczne. Wykorzysta do tego swoje wielkie
zdolności aktorskie. Zobaczycie, że swoją pierwszą mszę jako namiestnik
stolicy piotrowej urządzi na jakimś placyku na Zatybrzu albo na dworcu
głównym w Rzymie. I będzie opowiadał o nieczułych bogaczach, którzy
zamykają swoje serca na Chrystusa – powiedział Verbitsky, gdy tylko
usłyszał, że jego ulubieniec został papieżem. – W Buenos Aires nie takie
numery już robił. To jego stare, wypróbowane sztuczki.
A jednoczeÊnie to on, Jorge Bergoglio, jako arcybiskup Buenos Aires skupił wokół
siebie prawicowà opozycj´ w Argentynie. Tych właÊnie nieczułych bogaczy!
Zorganizował opozycj´ przeciwko lewicowemu rzàdowi Cristiny Fernandez de
Kirchner. Rzàdowi, który – o ironio! – prowadzi polityk´ wyciàgania ludzi z biedy.
Od poczàtku pontyfikatu Argentyƒczyka słyszymy, ˝e jego priorytetem b´dzie
walka z biedà. W walce tej papie˝ daje najbardziej przekonujàce i zawstydzajàce,
bo osobiste, Êwiadectwo. To nowoÊç w KoÊciele, frapujàcy temat dla mediów. Usłu˝ni
polscy dziennikarze codziennie donoszà, ˝e papie˝ jeêdził metrem. Bardziej zgodne
z prawdà byłoby stwierdzenie, ˝e kiedyÊ mu si´ to zdarzało – na co dzieƒ metrem
nie jeêdzi, co widaç nawet w TV. Sytuacja staje si´ ju˝ absurdalna: widzàc na ekranie
telewizora papie˝a jadàcego wygodnie pot´˝nym papamobile, otoczonego bodyguardami, słuchamy rzewnych opowieÊci spikera o tym, jak to nowa głowa KoÊcioła
katolickiego nie u˝ywa samochodu.
29
Jak co dnia, papież Franciszek jedzie do pracy… ;)
Słuchamy te˝, ˝e papie˝ chwilowo nie chce si´ wprowadzaç do swoich
apartamentów. Zamiast tego woli mieszkanie z dwiema sypialniami. Tu uwaga na
marginesie. Polscy dziennikarze tłumaczà „mieszkanie z dwiema sypialniami” jako
„dwupokojowe mieszkanie”. Mo˝na by pomyÊleç, ˝e chodzi tu o 30-40 m2.
Tymczasem „mieszkanie z dwiema sypialniami” oznacza: dwie sypialnie z kuchnià
oraz łazienkà plus – minimum – salon, jadalnia i gabinet. Rozczulamy si´ wi´c nad
„ubogim ˝yciem” jednego człowieka w standardzie, na który nie staç wi´kszoÊci
polskich kilkuosobowych rodzin. Mimo wszystko, w kontekÊcie pazernoÊci
katolickiego kleru ta rezygnacja z papieskiego przepychu to oczywiÊcie pi´kny
i wzruszajàcy gest. Tyle, ˝e w praktyce – zupełnie pusty.
Jakie znaczenie ma fakt, ˝e papie˝ nosi ˝elazny pierÊcieƒ, a złoty trzyma w szufladzie? Czy wypłacił ze skarbca emerytury ksi´˝om, odcià˝ajàc tym samym bud˝ety
paƒstw narodowych? A mo˝e Watykan, z troskliwym o los biednych ludzi Franciszkiem
na czele, polecił polskiemu KoÊciołowi zrezygnowaç z walki o nieruchomoÊci, ziemi´,
pałace? Czy oddaje je biednym, przeznacza na szpitale, przedszkola i domy kultury?
Czy KoÊciół zrezygnował z miliarda 350 mln złotych rocznie, jakie płynà z polskiego
bud˝etu na samo tylko nauczanie religii w szkołach? Te pytania mo˝na by długo mno˝yç.
FRANCISZEK KONTRA CRISTINA
Cristina Fernandez de Kirchner wygrała wybory prezydenckie w Argentynie 2007 r.
Obecnie sprawuje władz´ drugà kadencj´. W przeciwieƒstwie do papie˝a Franciszka,
nie wyglàda skromnie. Dziennikarze lubujà si´ w dociekaniu, ile par butów posiada
30
(du˝o) a dzi´ki liczbie kosztownych zabiegów upi´kszajàcych, którym poddała swe
ciało i twarz, zyskała przydomek Lady Botox.
Tylko, ˝e te wszystkie osobiste upodobania równie˝ – podobnie jak w przypadku
ostentacyjnie biednego Franciszka – nie majà specjalnego znaczenia. Wa˝ne jest to,
jakà polityk´ prowadzi. A jej polityka walki z biedà przynosi imponujàce rezultaty.
Według danych ONZ, bieda w Argentynie zmalała z 21 procent w 2006 r. do 11
procent w 2009. N´dzarze stanowià obecnie 3 procent mieszkaƒców kraju (w 2006 r.
było ich 7 proc.). SpoÊród wszystkich krajów Ameryki Łaciƒskiej, mniejsze rozmiary
biedy sà tylko w Urugwaju.
Pod koniec 2009 r. Cristina Fernandez ogłosiła projekt „Asignación Universal por
hijo” (Powszechny zasiłek na dziecko) – zasiłku na ka˝de dziecko poni˝ej 18 roku
˝ycia, którego rodzice nie pracujà. Aby otrzymywaç zasiłek, dziecko musi ucz´szczaç
do szkoły – warunek ten ogranicza prac´ dzieci. Od maja 2011 r. zasiłkiem obj´te sà
te˝ kobiety w cià˝y.
Procent PKB Argentyny przeznaczony na edukacj´ wzrósł z 3,6% w 2003 r. do 6%
w roku 2010. JeÊli w latach 1969-2003 wzniesionych zostało 427 szkół, to za rzàdów
Kirchnerów w latach 2003-2010 powstało 1000 szkół dla pół miliona uczniów. Od
2010 r. realizowany jest plan bezpłatnej dystrybucji netbooków z dost´pem do
gratisowego internetu dla wszystkich uczniów gimnazjów.
Strategiczne decyzje pani prezydent to m.in:
– wykup przez paƒstwo argentyƒskie z ràk Hiszpanów z Repsol pakietu kontrolnego
akcji najwi´kszej spółki naftowej w kraju Yacimientos Petroliferos Federales
(Federalne Zło˝a Naftowe)
– re-nacjonalizacja systemu rent i emerytur
– uratowanie przez paƒstwo zagro˝onych bankructwem spółek lotniczych Aerolíneas Argentinas i Austral Líneas Aéreas
– re-nacjonalizacja wielkiego przemysłu, np. fabryki samolotów w Córdobie
– Argentyna prowadzi zakrojone na szerokà skal´
roboty publiczne
– propracownicza reforma prawa pracy. M.in.
zwi´kszone zostały odszkodowania za wypadki
przy pracy. Dotychczasowy pułap maksymalny
ustanowiono jako minimum sumy odszkoCristina Fernández de Kirchner
dowania
prezydent Argentyny
31
– realna walka z zagro˝eniami dla Êrodowiska naturalnego, w tym stworzenie funduszu na ochron´ lodowców, traktowanych jako strategiczne rezerwy wody.
Polityka Cristiny Fernandez de Kirchner polega, oczywiÊcie, na etatystycznym łagodzeniu kapitalizmu i w ˝adnym wypadku nie mo˝na jej nazwaç wystarczajàcà czy
satysfakcjonujàcà lewic´ antykapitalistycznà. Niemniej jednak, gdy porównamy jej
działania do tego, co robi np. rzàd Donalda Tuska, w ka˝dej dziedzinie widaç gigantycznà ró˝nic´. I to zdecydowanie na korzyÊç Argentyny.
Argentyƒskiej oligarchii bardzo nie podoba si´ polityka pani prezydent. Od poczàtku oskar˝ana jest o polityczne powiàzania z Hugo Chavezem, do którego w miar´
upływu czasu było jej rzeczywiÊcie coraz bli˝ej. Jej decyzje nie podobajà si´ te˝ takim
instytucjom stojàcym na stra˝y globalnego kapitalizmu, jak Mi´dzynarodowy Fundusz
Walutowy. Cristina Fernandez de Kirchner nie stosuje si´ pokornie do jego zaleceƒ
bud˝etowego zaciskania pasa, prowadzenia ułatwieƒ dla zagranicznego kapitału oraz
monokulturowej polityki proeksportowej dla surowców.
Wielka bur˝uazja argentyƒska bardzo negatywnie zareagowała na takie decyzje
jak ustawa o mediach audiowizualnych z 2009 r., która ustanawia restrykcyjne limity
by zapobiec monopolizacji i oligopolizacji mediów oraz dopuszcza do telewizyjnej
i radiowej przestrzeni publicznej media wspólnotowe i niekomercyjne. Dzi´ki np.
programowi „Futbol dla wszystkich” ka˝dy Argentyƒczyk mo˝e oglàdaç za darmo w
telewizji mecze pierwszej ligi.
Pani prezydent przegrała w 2008 r. w senacie batali´ o zwi´kszenie podatku od
eksportu płodów rolnych, m.in. soi, który płacà wielcy posiadacze ziemscy. Zorganizowali oni strajk przedsi´biorców, który poparł Bergoglio! Był on te˝ niestrudzonym
sojusznikiem oligarchii przy okazji prób torpedowania wszystkich innych reform
uporczywie krytykujàc w swych homiliach Kirchnerów pod ró˝nymi pretekstami (np.
za „rozprzestrzenianie si´ narkotyków i przest´pczoÊci”). A ju˝ prawdziwà i otwartà
wojn´ wydał pani prezydent argentyƒski KoÊciół, na czele którego stał obecny
papie˝, w 2010 r., kiedy zalegalizowano mał˝eƒstwa homoseksualne.
WÊród prezydentów okresu demokracji ulubieƒcem argentyƒskiego KoÊcioła był
Carlos Menem sprawujàcy władz´ w latach 90. XX w. Wsławił si´ on skandalami
korupcyjnymi na wielkà skal´ i realizujàc polityk´ neoliberalnà doprowadził kraj nad
gospodarczà przepaÊç – przygotował kryzys lat 1999-2002. Sprzeciwiał si´ rozliczeniu
i osàdzeniu winnych zbrodni dyktatur południowoamerykaƒskich, nie tylko argentyƒskiej ale i np. Pinocheta. Jednak był najcz´stszym goÊciem w Watykanie spoÊród
wszystkich prezydentów Argentyny w historii, a nawet dostał specjalny order od
papie˝a Jana Pawła II, gdy˝ był nieprzejednanym przeciwnikiem aborcji.
32
Papie˝ Franciszek jest lustrzanym odbiciem Jana Pawła II. Jan Paweł II przyczynił si´
do upadku realnego socjalizmu, który przy wszystkich swoich ograniczeniach
gwarantował jedzenie, prac´, dach nad głowà i darmowe wykształcenie dla wszystkich
obywateli. Zarazem papie˝ Wojtyła był wielkim objawieniem dla biednych
mieszkaƒców Ameryki Łaciƒskiej. Z wielkà troskà pochylał si´ nad ich losem. Nie wahał
si´ wziàç na r´ce biednego, ciemnoskórego dziecka. Meksykaƒscy Indianie płakali ze
szcz´Êcia, kiedy papie˝ oglàdał i doceniał ich taƒce w tradycyjnych pióropuszach i
ozdobach, które wyÊmiewali wczeÊniej biali panowie. JednoczeÊnie Jan Paweł II
zapobiegł realnej zmianie stosunków społecznych w Ameryce Łaciƒskiej, oczyszczajàc
KoÊciół ze wszystkich duchownych zwiàzanych z teologià wyzwolenia i zast´pujàc ich
konserwatywnymi biskupami. Szeroko opisaliÊmy ten paradoks w 44 numerze „Dalej!”.
Identyczne zadanie ma obecnie do spełnienia papie˝ Franciszek. W Argentynie – i w
całej Ameryce Łaciƒskiej – ma osłabiç rzàd dusz, jaki obecnie sprawuje lewica – a co
za tym idzie, de facto zahamowaç jej reformy – podobnie jak to uczynił Jan Paweł II w
stosunku do Polski. W Europie zaÊ, ma powstrzymaç rosnàcà fal´ niezadowolenia
społecznego i radykalizacji spowodowanej biedà i ogólnym pogorszeniem si´ jakoÊci
˝ycia. Jego słowa i gesty sà wzruszajàce – zwłaszcza dla tych, którzy go nie znajà.
33
Argentyna, dyktatura i cały ten zgiełk
wokół współpracy Bergoglio z juntą
Zasadniczym problemem świata nie jest abstrakcyjna bieda, tylko
niesprawiedliwy podział istniejącego bogactwa. Argentyna, która polskim
dziennikarzom jawi się jako trzecioświatowy, dziki i pełen slumsów zaułek
gdzieś na końcu świata, jest jednym z najbardziej rozwiniętych krajów
Ameryki Łacińskiej. Na początku XX w. klasyfikowano ją na ósmym
miejscu pod względem zamożności na świecie.
Przyciàgn´ła wówczas wielkie fale migracji zarobkowych z Hiszpanii, Włoch,
Niemiec, Polski, Ukrainy i innych krajów Europy. Buenos Aires było postrzegane jako
nowoczeÊniejsze od Pary˝a. Do dziÊ w ˝adnym kraju nie ma szerszej arterii miejskiej
ni˝ Avenida 9 de Julio, główna oÊ tego mi´dzynarodowego portu. Imigranci stanowili
bardziej Êwiadomà ni˝ w innych krajach kontynentu klas´ robotniczà, która wkrótce
zacz´ła si´ domagaç proporcjonalnego udziału w podziale bogactwa kraju –
godziwych płac i praw socjalnych. Oligarchia argentyƒska i wielkie koncerny
mi´dzynarodowe nie chciały jednak do tego dopuÊciç.
Wyrazicielem interesów klasy pracowniczej i gwarantem realizacji ich dà˝eƒ stał si´
Juan Domingo Perón (prezydent w latach 1946-1955), który wraz ze swojà ˝onà Evità
34
był uwielbiany przez miliony Argentyƒczyków. Perón nie był jednak antykapitalistà
i jego reformy nie naruszyły prawa własnoÊci. Odegrał de facto rol´ mediatora w
klasowym konflikcie argentyƒskim. Oligarchia i USA tolerowały go, choç z zaciÊni´tymi
z´bami, tak długo, jak długo jego władza oznaczała równie˝ temperowanie lewicowej
awangardy ruchu robotniczego i niedopuszczanie do jego masowej radykalizacji.
Dà˝enie do socjalizmu widoczne było na lewicy ruchu peronistowskiego, z czasem
coraz słabiej kontrolowanego przez samego Perona, oraz poza tym ruchem.
Po rewolucji kubaƒskiej (1959 r.) prezydent USA John F. Kennedy wcielił w ˝ycie
program, którego celem było niedopuszczenie do „powtórki z Kuby” – planowanego
m.in. przez Argentyƒczyka Ernesto „Che” Guevar´ rozszerzenia si´ zarzewia rewolucji
na inne kraje Ameryki Łaciƒskiej. Amerykaƒscy doradcy wojskowi prowadzili w
ramach tego programu szkolenia dla sił zbrojnych krajów Ameryki Łaciƒskiej.
Wi´kszoÊç oficerów armii argentyƒskich uczestniczyła w takich programach i została
przeszkolona przez Amerykanów do prowadzenia „operacji antypowstaƒczych”
przed przystàpieniem do ich realizacji w latach 1976-1983.
Realizowany w tych latach „proces rekonstrukcji narodowej”, zwany w skrócie
„Procesem” był zaplanowanà formà masowego przeÊladowania realnej i potencjalnej
lewicy w Argentynie. Nadzorowała go junta wojskowa składajàca si´ z dowódców
armii, marynarki wojennej i lotnictwa pod przywództwem generała Jorge Rafaela
Videli. W praktyce terror dotyczył wszystkich ludzi sprzeciwiajàcych si´ w jakikolwiek
sposób re˝imowi. Generał Luciano Menendez, jeden z dowódców armii argentyƒskiej, miał od poczàtku jasny poglàd w tej sprawie: B´dziemy musieli zabiç 50 tysi´cy
osób: 25 tysi´cy wywrotowców, 20 tysi´cy ich sympatyków, a 5 tysi´cy to b´dà po
prostu ofiary, które zginà przy okazji.
Drugim obok armii filarem przemocy były organizacje paramilitarne. Ponurà sławà
okrył si´ zwłaszcza Argentyƒski Sojusz Antykomunistyczny (AAA, Alianza Anticomunista
Argentina) – skrajnie prawicowa organizacja działajàca na zasadzie prywatnego wojska
wielkich posiadaczy ziemskich, właÊcicieli spółek handlowych, nieruchomoÊci itd.
Nie ma wàtpliwoÊci, ˝e dyktatura Videli działała przy aprobacie zwierzchników
KoÊcioła katolickiego. Jego hierarchia, tradycyjnie trzymajàca z obszarnikami i prawicà,
podzielała opini´, i˝ groêba rewolucji socjalistycznej („komunizmu”) i przemian, jakie
taka rewolucja – na wzór kubaƒskiej – za sobà niesie, jest najgorszym złem, które nale˝y
zwalczaç wszelkimi sposobami. W praktyce ów komunizm oznaczaç miał głównie radykalnà reform´ rolnà i nacjonalizacj´ przemysłu, bogactw naturalnych oraz handlu
zagranicznego. By nie dopuÊciç do tego „najgorszego zła” oligarchia idàca pod r´k´ z
koÊcielnà hierarchià gotowa była zamordowaç 50 tys. osób. Byli te˝ jednak i ksi´˝a
35
oraz zakonnice, którzy popierali lewicowe dà˝enia do
sprawiedliwych przemian
społecznych albo sprzeciwiali si´ łamaniu praw
człowieka. Takie osoby poddawano represjom na równi
ze Êwieckimi.
Estela de Carlotto, przewodniczàca „Babç z Placu
Majowego”, organizacji kobiet, które straciły dzieci w
wyniku zbrodni argentyƒskiej dyktatury (wczeÊniej noszàcej nazw´ „Matki z Placu
Majowego”), twierdzi, ˝e za obecnym papie˝em ciàgnie si´ wielka, czarna chmura:
Franciszek nale˝y do tego KoÊcioła, którego hierarchowie byli wspólnikami
zbrodniarzy albo kryli zbrodnie.
Jak wiadomo, konkretne oskar˝enia wobec Bergoglio zawarł w swej ksià˝ce El
silencio (Cisza) Horacio Verbitsky. Napisał, ˝e stojàc na czele zakonu jezuitów w
Argentynie, Bergoglio wydał w r´ce katów przynajmniej dwóch współbraci. Zostali
porwani poniewa˝ współpracowali z katechetkà, która wstàpiła do partyzantki.
Dodatkowo, gdy wojskowi zobaczyli w dokumentach jednego z zatrzymanych, Jalicsa,
˝e urodził si´ w Budapeszcie, uznali, ˝e z pewnoÊcià jest radzieckim szpiegiem.
Hierarchia koÊcielna broni Franciszka przed zarzutami twierdzàc przede wszystkim, ˝e
ofiary ich nie podtrzymujà. Orlando Yorio, który oskar˝ył Bergolio o odpowiedzialnoÊç
za tortury, jakim był poddany przez pi´ç miesi´cy w 1976 r., zmarł w 2000 r. Jego
oskar˝enia podtrzymuje jednak do dziÊ jego siostra Graciela. Drugi zakonnik, 85-letni
Francisco Jalics, wcià˝ ˝yjàcy ˝yciem jezuity w niemieckim klasztorze, tu˝ po wyborze
obecnego papie˝a nie tyle zanegował jego współudział co nie chciał wracaç do sprawy
i podtrzymywaç oskar˝eƒ. Takie stanowisko było jednak ewidentnie dwuznaczne.
Dopiero po istnym szturmie dziennikarzy na zakon, Jalics opublikował oÊwiadczenie,
˝e Bergoglio nie miał nic wspólnego z jego porwaniem.
Na podstawie takich danych trudno przesàdzaç o czymkolwiek. Ale ponura karta
papie˝a Franciszka to nie tylko sprawa dwóch torturowanych jezuitów. Zarzutów jest
wi´cej. Jak twierdzi Horacio Verbitsky, Bergoglio mataczył w Êledztwie badajàcym
zwiàzki KoÊcioła z dyktaturà:
Zeznał, ˝e w archiwum episkopatu nie ma ˝adnych dokumentów na temat osób
36
zatrzymanych/zaginionych. Natomiast jego nast´pca, José Arancedo, wysłał do s´dziny
Martiny Forns kopi´ dokumentu z którego wynika, ˝e doszło do spotkania Videli
z biskupami: Raulem Priesta, Juanem Aramburu i Vicente Zazpe. Na spotkaniu tym
z nadzwyczajnà bezpoÊrednioÊcià zastanawiano si´, czy poinformowaç, czy te˝ nie
informowaç, ˝e porwane osoby zostały zamordowane – bo Videla chciał chroniç
zbrodniarzy, którzy ich zabili. Zało˝yciel Centro de Estudios Legales y Sociales i autor
ksià˝ki „KoÊciół a dyktatura” Emilio Mignone nie podaje Bergoliemu r´ki.
Wspomniany Mignone – autor zasadniczego dzieła na temat współpracy argentyƒskiego KoÊcioła katolickiego z juntà uwa˝a Bergoglio za klasyczny przykład
pasterza, który oddał swoje owieczki wrogowi nie próbujàc ich nawet ratowaç.
W dodatku Bergoglio był nieprzejednanym przeciwnikiem pierwszego rzàdu
w historii Argentyny, który zajàł si´ osàdzaniem winnych zbrodni dyktatury wojskowej,
czyli rzàdu prezydenta Nestora Kirchnera, a nast´pnie jego ˝ony. Wcià˝ aktualnà
kwestià sà prawa do dzieci urodzonych przez kobiety zamordowane przez junt´.
Obecna pani prezydent Argentyny, Cristina Fernandez de Kirchner publicznie
pot´piła zastój w sàdach w tej sprawie. Wspiera Babcie z Placu Majowego w ich
wysiłkach o umi´dzynarodowienie procesów o nieprawidłowoÊci w post´powaniach
w sprawie o nielegalnà adopcj´ dzieci (np. sprawa Ernestiny Herrera de Noble). Jak
twierdzà Babcie z Placu Majowego, nigdy nie udało im si´ natomiast uzyskaç choçby
moralnego wsparcia ze strony Bergoglio.
Jak zdołał ustaliç sam Verbitsky, przed „Trybunałem 5” Bergoglio wyjaÊnił, ˝e dopiero
po upadku dyktatury dowiedział si´ o przywłaszczaniu dzieci odebranych ofiarom
zbrodni przez rodziny zwiàzane z juntà. Tymczasem „Trybunał 6” wyjaÊniajàcy proceder odbierania dzieci otrzymał dokumenty, z których wynika, ˝e Bergoglio
był wtajemniczony co najmniej od
1979 r. i wziàł udział w co najmniej
jednym takim przypadku, na zlecenie
przeło˝onego generalnego zakonu
jezuitów, Pedro Arrupe. PoÊredniczył
w zniech´ceniu rodziny Eleny de la
Cuadra, porwanej w 1977 w piàtym
miesiàcu cià˝y, do poszukiwaƒ
dziecka. Bergoglio wr´czył tej rodzinie list biskupa pomocniczego La
Platy, Mario Picchi, który ustalił, ˝e
37
Elena urodziła córeczk´, którà podarowano innej rodzinie. Dostało jà porzàdne
mał˝eƒstwo i to jest nie do zmiany – poinformował Bergoglio.
Czy argentyƒska historia brudnej wojny nam czegoÊ nie przypomina? Czy
„cywilizowany Êwiat” nie zamyka dziÊ po raz kolejny oczu na bestialstwo: tortury,
tajne wi´zienia, zagini´cia, porwania? Nie wiemy, ile osób padło ofiarà w imi´
obecnie prowadzonej skrytobójczej walki z kolejnym zagro˝eniem: „terroryzmem”.
W latach 70. - 80. wszystko usprawiedliwiano walkà z komunizmem. DziÊ wszystko
mo˝na usprawiedliwiç walkà z islamskim terroryzmem. DziÊ to nie Argentyƒczycy
lecz dowódcy polskich sił zbrojnych obowiàzkowo uczestniczà w amerykaƒskich
szkoleniach. Polscy decydenci zezwalajàcy na działalnoÊç tajnych wi´zieƒ CIA
w Starych Kiejkutach, pomagajàcy w tuszowaniu trasy lotów maszyn wynajmowanych
przez CIA na razie Êpià spokojnie. Do ich demaskacji i osàdzenia nawoływały jak na
razie tylko dwie siły polityczne. Była to, po pierwsze, Samoobrona, której nie˝yjàcy
szef Andrzej Lepper został wyszydzony przez pozostałych polityków i mass media;
utopiony, przy wydatnej pomocy Êrodowisk feministycznych, w sfingowanej sex
aferze. Po drugie, był to – równie˝ wyszydzany – Ruch Palikota.
Pragniemy wierzyç, ˝e do tych nielicznych głosów wzywajàcych do rozliczenia
winnych tortur na ziemiach polskich przyłàczy si´ wkrótce, z całym swoim zaanga˝owaniem, KoÊciół katolicki. Jest to silna i pot´˝na instytucja, której stanowisko
z pewnoÊcià wiele mogłoby zmieniç. Leppera czy Palikota nie tak trudno uciszyç.
Innych polityków tak˝e. Jak powiedział np. Roman Giertych w jednej z wypowiedzi
telewizyjnych: dostałem od Tuska pismo, bym uwa˝ał w swoich wypowiedziach na
temat tajnych wi´zieƒ CIA w Polsce (21.04.2009 TVN 24). Z KoÊciołem katolickim to
si´ nie uda. Ani papie˝ ani podlegli mu polscy biskupi niczym nie ryzykujà! Mogà
jasno i wyraênie protestowaç i domagaç si´ sprawiedliwoÊci. Czekamy wi´c w napi´ciu na gromkie, donoÊne słowa pot´pienia przez hierarchów KoÊcioła „katowni
pod białym orłem”. Czekamy, a˝ wybrzmi apel duchownych o ukaranie winnych.
Czekamy, a˝ wierni pod papieskim sztandarem ruszà do moralnej krucjaty przeciwko
łamaniu praw człowieka w polskiej brudnej wojnie. Takie zaanga˝owanie b´dzie
wymownym Êwiadectwem i z pewnoÊcià pomo˝e papie˝owi Franciszkowi oczyÊciç
si´ z ewentualnych podejrzeƒ o milczenie w czasie brudnej wojny w Argentynie. Czy
zwyci´˝y w tej sprawie Ewangelia czy konformizm?
Wanda Mioduszewska
38
„Dzień ósmy – stworzenie teatru”
(K. I. Gałczyński,
Teatrzyk Zielona Gęś)
Ewa Wójciak, kierująca poznańskim Teatrem Ósmego Dnia,
napisała w marcu na facebooku o nowym papieżu: No i wybrali chuja,
który donosił wojskowym na lewicujących księży...
I rozpętało się piekło.
Radni Poznania domagali si´ jej odwołania ze stanowiska, a wsparciem słu˝yły im
coraz liczniejsze „autorytety”. Wiceprezydent Poznania Dariusz Jaworski wymierzył
Ewie Wójciak kar´ nagany. Poniewa˝ podobno mamy wolnoÊç słowa, to powodem
miała byç nie tyle krytyka papie˝a, co fakt, ˝e artystka u˝yła wulgaryzmu. Wulgarnego
j´zyka nie mo˝na u˝ywaç w wypowiedzi publicznej – powiedział Jaworski.
Znam wiele wypowiedzi polskich artystów, którzy bezkarnie u˝ywajà wulgarnego
j´zyka. Choçby w licznych polskich filmach akcji, które nakr´cono po „Psach”
w re˝yserii Pasikowskiego. Z tym, ˝e w Polsce wulgarny j´zyk tradycyjnie zarezerwowany jest dla artystów-m´˝czyzn. Histeryczna reakcja na słowa Ewy Wójciak
zwiàzana jest w du˝ej mierze z faktem, ˝e jest ona kobietà. Klimat wokół niej jest
taki, ˝e jeÊli działoby si´ to ponad 200 lat temu, spłon´łaby na stosie jako czarownica.
Có˝, panowie, dziÊ trzeba si´ oswoiç z myÊlà, ˝e i artystkom si´ zdarza publicznie
u˝yç brzydkiego słowa. Na przykład inna aktorka, a ostatnio równie˝ pisarka,
ulubienica warszawskiego salonu, Iza Kuna przed wydaniem hitu „Klara” zwierzała
si´ na blogu, co przedrukowano nast´pnie w „Gazecie Wyborczej”, ˝e nie wie, od
czego zaczàç ksià˝k´. Czy mo˝e: „Kurwa, kurwa, kurwa”, a mo˝e lepiej: „Koniec,
koniec, koniec”? Jednak nikt nie pi´tnuje za te wulgaryzmy Izy Kuny. Jej przemyÊlenia
w niezmienionej formie, z entuzjazmem – doceniajàc nowatorski styl – przedruko39
wujà wysokonakładowe gazety. Natomiast sprawa wulgaryzmu Ewy Wójciak stała si´
tak wa˝na, ˝e redaktor Jan Pospieszalski zwołał do swego programu w publicznej
telewizji bodaj z pi´ciu ksi´˝y i katolickich publicystów, by na antenie zagrzewali
widzów i decydentów do jej linczu.
Na czym polega ró˝nica mi´dzy obiema „wulgarnymi” artystkami? Polega ona,
w najwi´kszym skrócie, na tym, ˝e aktorka Ewa Wójciak ˝yje – i, kiedy trzeba,
przeklina – w myÊl zasady, i˝ Przyzwoity artysta jest zawsze polityczny, poniewa˝
polityczne jest ˝ycie ludzkie, a przyzwoity artysta musi o tym ˝yciu mówiç.
Natomiast aktorka Iza Kuna głosi dosadnie: Chc´, ˝eby moje dzieci były szcz´Êliwe,
całà reszt´ mam w dupie (tytułowe hasło numeru „Wysokich Obcasów” zawierajàcego wywiad z nià, kwiecieƒ 2013).
TwórczoÊç Izy Kuny – co z tego, ˝e dêwi´cznie i nowatorsko naszpikowana wulgaryzmami – jest niestety tak samo ˝enujàco banalna jak jej ˝yciowa dewiza. Jako
aktorka Kuna wcieliła si´ np. w GoÊk´ w filmie o rozterkach korporacyjnych wydr
pod tytułem „Lejdis”. W swej twórczoÊci literackiej błàka si´ po tym samym
nieciekawym i schematycznym Êwiatku egoistów aspirujàcych do klasy Êredniej,
niezdolnych do niczego i zmierzajàcych donikàd: Klara [z ksià˝ki „Klara”] ma 39 lat.
Jest odwa˝na. Szuka m´˝czyzny, z którym b´dzie szcz´Êliwa. Niestety, jej historia
zaczyna si´ od schematu nieudanej randki. On i ona rozmawiajà, ale nie potrafià si´
porozumieç. To podobnie jak mnóstwo innych znanych i lansowanych aktorek i aktorów, pisarek i pisarzy – w sztuce, i w ˝yciu. Oni doskonale wpisujà si´ w kapitalistyczny (nie)ład, nikomu nie wadzà, wi´c przyznaje im si´ licentia poetica na publiczne
u˝ywanie wulgaryzmów.
Natomiast Ewa Wójciak wraz ze swymi kolegami z Teatru Ósmego Dnia stanowià
rzadkà dziÊ grup´ artystów odznaczajàcych si´ bezkompromisowà postawà, zaanga˝owaniem społecznym i powa˝nym traktowaniem teatru jako przestrzeni spotkania
i dyskusji o współczesnoÊci. My widzimy człowieka, a wi´c te˝ aktora, obcià˝onego
bardzo obowiàzkami społecznymi, słu˝bà społecznà, słu˝bà innemu człowiekowi
– mówià.
Teatr Ósmego Dnia wywodzi si´ z gł´bokiego PRLu. Powstał w 1964 r. na
poznaƒskiej polonistyce jako Studencki Teatr Poezji. Wkrótce jednak zaczàł byç
uwa˝any przez twórców nie tylko za przestrzeƒ poszukiwaƒ artystycznych, ale przede
wszystkim jako miejsce reakcji na niesprawiedliwe stosunki społeczne. JesteÊmy z tradycji artystów, których inspirował współczesny Êwiat, którzy odczuwali potrzeb´, by
go współtworzyç, oceniaç, doskonaliç – mówi Ewa Wójciak.
Na taki program ideowy i działalnoÊç zespołu wpłyn´ły wydarzenia roku 1968
40
i póêniejsza sytuacja społeczna i polityczna. Jednak wodró˝nieniu
od wielu artystów którzy owszem buntowali si´ przeciwko
słabnàcej władzy w realnym socjalizmie, ale potem kompletnie
pogodzili si´ z niesprawiedliwoÊcià, krzywdà i wykluczeniem w
nowym ustroju, Teatr Ósmego Dnia pozostał wierny swym
ideałom równie˝ po 1989 r. Spektakl „Teczki” (premiera: 2007 r.)
porównuje oba systemy: PRL i tzw. wolnà Polsk´. Aktorzy odkrywajà sprawozdania pisane o nich przez tajnych współpracowników słu˝b specjalnych (było ich w sumie ponad 40)
donoszàcych o „wrogiej działalnoÊci w ramach Teatru Ósmego Dnia”. Jest to opowieÊç
o ich młodoÊci, ale i o ich działalnoÊci dzisiaj.
JesteÊmy z tradycji artystów, którzy w tym Êwiecie Êledzili los ludzki i opowiadali si´
po stronie tych, których Êwiat ów postponował, odrzucał i krzywdził – powtarzajà
aktorzy Teatru Ósmego Dnia.
Spektakl „Ziemia niczyja” z 1991 r., zrealizowany po powrocie trupy z emigracji
do Polski, poÊwi´cony był murowi berliƒskiemu, przez który Polacy chcieli si´ dostaç
do mitycznego, nowego wspaniałego Êwiata. Natomiast „Portiernia” z 2003 r. wykorzystuje w paradoksalnym, ironicznym odwróceniu, temat tego muru. Mur ten
przesunàł si´ po kilkunastu latach z Berlina na naszà wschodnià granic´ – powiedziała
Ewa Wójciak po premierze sztuki. ZadaliÊmy – najpierw sobie – pytanie: jak poczujemy si´ pilnujàc przejÊcia przez portierni´? Czy b´dziemy portierami z sercem,
wyrozumiałymi, czy nadgorliwymi neofitami, którzy teraz dopiero b´dà broniç Europy
przed gorszymi?
W przedstawieniu ulicznym „Szczyt” (premiera: 1998 r.) Teatr sparodiował
współczesny perwersyjny rytuał rzàdzenia, bycia władcà, bycia wywy˝szonym, rytuał
bogactwa doprowadzonego do absurdu. Rytuał samoubóstwienia człowieka wyniesionego przez władz´ i pieniàdze. Dziwactwo nadmiaru, przesytu. Inkrustowany
dziesiàtkami detali obyczaj spotkaƒ, rzymskie uczty dedykowane głodowi współczesnego Êwiata, przesuwanie granic wolnoÊci, wypełnianie nudy nowymi taƒcami,
figurami, cyzelowanie detali.
Aktorzy, w duchu antyglobalistycznych „Antyszczytów”, pokazali polityczne spotkanie przywódców Êwiata na dyplomatycznym szczycie jako zlot Mandarynów, zjazd
Czołowych Mutantów, spotkania postaci współczesnego Olimpu, pogranicze władzy
i wielkiej rewii. Wielkie ˝arcie na dachu Êwiata, rzucanie ochłapów z paƒskiego stołu
– głodowi Êwiata.
Zadali – znów sobie, ale i widzom – pytanie: co dzieje si´, gdy równowaga zostaje
41
a˝ tak naruszona, co czai si´ za nadmiarem, za przesytem władzà i pieniàdzem, co
dzieje si´ po zmierzchu bogów. I co mo˝e si´ temu przeciwstawiç?
Aktorzy Teatru Ósmego Dnia nie ograniczajà si´ do artystycznego buntu. Otwierajà
gmach teatru organizujàc tam spotkania lokatorów prywatyzowanych i wysiedlanych
kamienic, i innych Êrodowisk wykluczonych. OczywiÊcie ta właÊnie niewygodna,
antysystemowa działalnoÊç teatru jest prawdziwym powodem szykanowania jego
dyrektorki przez władze.
Im kultura nie zabrania po ulicach polowania...
Podstawà tworzenia w Teatrze Ósmego Dnia jest to˝samoÊç poglàdów głoszonych
przez twórców na co dzieƒ i realizowanych w działaniach teatralnych. Zacieranie
granicy mi´dzy sztukà a ˝yciem ukształtowało charakterystyczny sposób uprawiania
aktorstwa, w którym kreacja ust´puje miejsca prywatnoÊci, a aktor ujawnia przed
widzem swojà niedoskonałoÊç. Realizowana jest tym samym wizja teatru, który nie
trwałby od godziny do godziny, tylko był całoÊcià, pomysłem na ˝ycie w ogóle,
miejscem wymiany wszystkich myÊli i prze˝yç. Sztuka i ˝ycie sà tu jednoÊcià.
Kołtuneria natomiast oddziela „sztuk´” od „˝ycia”. Uwa˝a, ˝e skoro teatr działa za
publiczne pieniàdze, to „osoba stojàca na jego czele powinna byç kulturalna” – czyli
nie ma prawa odczuwaç naprawd´ tego, co mówi na scenie. W tym duchu np. satyryk
Szymon Majewski uznał za stosowne odciàç si´ od wypowiedzi Wójciak i stwierdził, ˝e
nie ma ˝adnej ró˝nicy mi´dzy nià a dresiarzem. W tradycji polskiej narodowej hipokryzji
mieÊci si´ przyzwolenie na powszechne u˝ywanie wulgaryzmów jako nic nie znaczàcego przerywnika na ulicy i Êwi´te oburzenie gdy dosadne słowo padnie w salonie albo
skierowane jest przeciwko władzy.
Wulgaryzmy sà cz´Êcià j´zyka i majà swojà
funkcj´, którà jest zasygnalizowanie najsilniejszych emocji. Ewa Wójciak kilka lat temu
była w Argentynie, poznała Argentyƒczyków,
i oso- biÊcie prze˝ywa tragedi´ zbrodni junty
wojskowej. Jako człowiek, i jako artystka, od
dawna buntowała si´ przeciwko wyciszeniu
prawdy o morderstwach i bezkarnoÊci:
OdbyliÊmy wielogodzinnà wycieczk´ przez
ESMA [Escuela de Mecánica de la Armada,
Szkoła Mechaniki Marynarki – zabudowania
tej szkoły były wykorzystywane jako areszt
42
i oÊrodek tortur dla porwanych przez junt´ wi´êniów politycznych], w której dziÊ nie ma prawie
˝adnych obiektów, poniewa˝ oprawcy wszystko
dokładnie wyczyÊcili. Na tym właÊnie polegała
koncepcja całej operacji – by ludzi o lewicowych
poglàdach eksterminowaç, nie doprowadziç do
procesów ani ˝adnych rozmów na ten temat –
wszystko miało byç zrobione po cichu i nie pozostawiç Êladów. To si´ w du˝ej mierze powiodło.
Niektóre budynki zburzono, inne całkowicie przebudowano, ˝eby Êwiadkowie wydarzeƒ nie mogli niczego zrekonstruowaç. Âwiadków
zresztà było bardzo niewielu, a tylko dzi´ki nim wiadomo, co si´ tam działo. Ogromne
znaczenie miał fotografik Victor Basterra, który te˝ został przeznaczony do eksterminacji,
ale dzi´ki temu, ˝e był fotografem, został wdro˝ony do niewolniczej pracy na rzecz junty.
Jego zadaniem było podrabianie dokumentów oficerów, które miały im umo˝liwiç
przejmowanie majàtków przetrzymywanych ludzi. I on właÊnie przez cztery lata wynosił
w majtkach po cztery zdj´cia oficerów, których dokumenty preparował. Dzi´ki tym
fotografiom namierzono bardzo wielu aktywnie jeszcze potem działajàcych Êledczych.
Âwiadectw jest bardzo niewiele. W 1979 r. byli w ESMA przedstawiciele Mi´dzynarodowej
Komisji Praw Człowieka, do której dochodziły sygnały o tym, co si´ dzieje. Jednak na czas
ich wizyty ESMA została całkiem przebudowana, a wi´êniów wywieziono na jakàÊ wysp´,
którà ofiarował na ten cel KoÊciół katolicki. Miejsce, w którym ich przetrzymywano
nazywało si´ El silencio [Cisza].
Czy „kulturalne” słowa sà właÊciwà reakcjà na takie fakty? Nie. Czasem trzeba
zrezygnowaç z bycia dobrze wychowanym i kulturalnym człowiekiem, aby nazwaç
rzeczy po imieniu. Kultura jest pi´kna i wa˝na, ale jeszcze wa˝niejsze jest ˝ycie
i zdrowie ludzkie.
Hitlerowcy lubili si´ przedstawiaç jako przedstawiciele narodu wysoce kulturalnego, w odró˝nieniu od prymitywnych Polaków. Ten „kulturalny naród” komponował
pi´kne utwory muzyczne, wielkie dzieła literackie, i... sprawnie wymordował w czasie
II wojny Êwiatowej miliony ludzi. W czasie okupacji Êpiewało si´ w Warszawie: Im
kultura nie zabrania po ulicach polowania...
Wanda Mioduszewska
Cytaty pochodzà z monografii „Teatr Ósmego Dnia”, Warszawa 2009 oraz ze strony
internetowej Teatru.
43
Idee lewicowej
krytyki społecznej
we współczesnym
polskim życiu
intelektualnym
Powrót do Marksa?
Piotr Kendziorek
Jacques Derrida w 1993 r. opublikował ksià˝k´ „Widma Marksa”, w której łàczył
filozoficzny wywód z ogólnà analizà sprzecznoÊci globalnego kapitalizmu i stwierdzał,
˝e marksowska krytyka kapitalizmu i idea socjalistycznej emancypacji przedwczeÊnie
zostały odło˝one do lamusa. Jednym z apostołów nowej epoki ostatecznego triumfu
liberalnego kapitalizmu w skali Êwiatowej był wówczas amerykaƒsko-japoƒski
politolog Francis Fukuyama, którego praca „Koniec historii” dobrze oddawała
ideologiczny duch czasu dekady lat 90. WłaÊnie ta ksià˝ka była dla Derridy wa˝nym
polemicznym punktem odniesienia. Co charakterystyczne, ówczesny felietonista
„Gazety Wyborczej” Krzysztof Rutkowski donoszàc z Pary˝a o wspomnianej (wówczas
nowej) ksià˝ce Derridy, uznał jà za rodzaj intelektualnej prowokacji, której nie nale˝y
traktowaç dosłownie. Najwyraêniej innego zdania byli polscy wydawcy Derridy, bo
mimo ˝e ukazały si´ tłumaczenia wi´kszoÊci jego ksià˝ek, to głoÊne i aktualne „Widma
Marksa” w planach wydawniczych pomijano, a i komentatorzy idei tego bardzo
wówczas modnego filozofa rzadko wspominali o tym akurat dziele. Chyba nie bardzo
wiedzieli, jak sobie z nim poradziç.
Za najbardziej autorytatywnego i wybitnego interpretatora idei Marksa i póêniejszego marksizmu uchodził wtedy Leszek Kołakowski jako twórca (wydanych pier44
wotnie w Pary˝u w latach 70.) trzech tomów „Głównych nurtów marksizmu”. Ta
praca szybko zyskała status klasycznej pozycji polskiej humanistyki i była wielokrotnie
wznawiana w ró˝nych wydawnictwach po 1989 r. Ksià˝ka Kołakowskiego głosiła
ostateczne polityczne, intelektualne i etyczne bankructwo współczesnego marksizmu
we wszystkich jego „nurtach”. Trzeci tom nosi tytuł „Rozkład” i słowo to odnosi si´
tyle˝ do wewn´trznego zró˝nicowania myÊli marksistowskiej w XX wieku, co jej domniemanego schyłku jako płodnego pràdu myÊlowego.
Jednak dla wielu autorów Kołakowski był wcià˝ zbyt zniuansowany w swojej
ocenie Marksa. I tak np. filozof i historyk idei Andrzej Walicki w głoÊnej pracy
„Marksizm i skok do królestwa wolnoÊci” (1996) argumentował, ˝e zalà˝ki totalitaryzmu sowieckiego tkwià nie tylko w samym dziedzictwie bolszewizmu (taki poglàd
przypisywał Kołakowskiemu), ale w samym projekcie zapanowania nad „˝ywiołowym” rozwojem historycznym, który formułował tyle˝ Marks, co jego socjaldemokratyczni zwolennicy (tak˝e reformiÊci w rodzaju Karla Kautskiego). A przecie˝
Walicki nie był bynajmniej intelektualistà prawicy, i co wi´cej, wielokrotnie
sprzeciwiał si´ prawicowemu antykomunizmowi, który w polskim wydaniu sprowadzał całe dzieje PRL do totalitaryzmu i obcego panowania, głoszàc potrzeb´
doprowadzenia do koƒca „walki z komunà”. Chodziło mu o to, ˝e PRL po 1956 r.
nie był ju˝ paƒstwem totalitarnym, zaÊ radykalizm marksistowski pozostawał obcy
„pragmatycznie” nastawionej nomenklaturze, której cz´Êç – jak przekonujàco
dowodził – znaczàco przyczyniła si´ do demonta˝u komunizmu. Takie zasługi
przypisywali sobie tak˝e przywódcy postkomunistycznej socjaldemokracji, którzy
nawet w obliczu pot´˝nych nierównoÊci społecznych i stosunków wyzysku polskiego
kapitalizmu ch´tniej odwoływali si´ do encyklik Jana Pawła II ni˝ idei Karola Marksa.
Zresztà mo˝na zasadnie przyjàç, ˝e i o jednym, i o drugim nie mieli zielonego
poj´cia. Co znaczàce, o marksizmie chcieli w ogromnej wi´kszoÊci zapomnieç tak˝e
ci intelektualiÊci, którzy w okresie Polski Ludowej okreÊlali si´ jako marksiÊci. I dotyczy
to tak˝e popularnych jeszcze w latach 80. idei tzw. zachodniego marksizmu (m.in.
Lukácsa, Althussera, czy Habermasa).
Na tym tle widoczna staje si´ nowe w ostatnich latach usytuowanie marksizmu
w obr´bie polskiej humanistyki, aczkolwiek w niewielkim stopniu ma to jeszcze
wpływ na treÊci dominujàce w głównym nurcie opinii publicznej (tzn. komunikacji
mediów elektronicznych). W sferze polityki oraz działania ruchów społecznych
zmiany tak˝e sà niewielkie. Lewicowe organizacje społeczne wcià˝ sà bardzo słabe,
zwiàzki zawodowe co prawda sà organizacjami masowymi, ale pozostajà od lat
w defensywie wobec ekspansji ultraliberalnej praktyki i towarzyszàcej jej ideologii.
45
Co wi´cej, mimo deklarowanego „artykułowania
interesów ludzi pracy”, ani SolidarnoÊç ani OPZZ,
nie odwołujà si´ do socjalistycznej tradycji ruchu
robotniczego (a nawet – w przypadku SolidarnoÊci
– otwarcie przyznajà si´ do politycznych sympatii o
charakterze prawicowym). W sferze rozgrywek
partyjnych trudno zaÊ wskazaç na jakiekolwiek
oznaki odnowy polityki lewicowej – mainstremowi
politycy słusznie sà postrzegani jako ludzie, którzy
niewiele wiedzà i niewiele chcà wiedzieç o jakichkolwiek ideach, które nie dajà si´ bezpoÊrednio
przeło˝yç na ich klikowe korzyÊci. Stàd wr´cz
idealna adaptacja polityków „lewicy” do medialnych reguł gry – w tej zaÊ dominujà idee prawicowe – oraz roszady personalne, za
którymi nie kryjà si´ ˝adne istotne ró˝nice programowe. Trafnie zauwa˝yła niedawno
Agata Bielik-Robson, ˝e w Polsce termin „lewica” wobec partii tak okreÊlanych
nale˝ałoby raczej zastàpiç skromniejszym okreÊleniem „nie-prawica”.
Idee marksistowskie we współczesnym polskiej humanistyce
A jednak niektóre zjawiska pozwalajà na niuansowanie tego ponurego obrazu.
Niejako wbrew marksistowskiej tezie o zwiàzku teorii i praktyki - w warunkach braku
znaczàcych ruchów społecznych o charakterze antykapitalistycznym - widoczny stał
si´ w ostatnich latach powrót do marksizmu i idei lewicowych wÊród cz´Êci polskiej
inteligencji. W skali kraju sà to wcià˝ zjawiska skromne, ale bynajmniej nie tak
marginalne, aby mo˝na je było przeoczyç. Przede wszystkim widaç to w dziedzinie
wydawniczej: o ile jeszcze nie tak dawno czołowi na zachodzie intelektualiÊci
lewicowi (od Terry’ego Eagletona po Slavoja Žižka) w Polsce byli praktycznie
nieobecni, to obecnie ich ksià˝ki sà systematycznie tłumaczone i publikowane. Co
istotniejsze, tak˝e autorzy polscy (najcz´Êciej filozofowie i socjolodzy, co jest zjawiskiem typowym dla recepcji marksizmu w kr´gach akademickich) coraz ch´tniej
si´gajà po idee Marksa i marksizmu.
I tak w ostatnich miesiàcach ukazały si´ w wydawnictwie PWN dwie bardzo dobre
prace o Marksie: Lotara Rasiƒskiego „Âladami Marksa i Wittgensteina. Krytyka
społeczna bez teorii krytycznej” oraz Marka Łagosza „Marks. Praca i czas. WartoÊç
czasu w ekonomii i moralnoÊci”. W „Bibliotece Bez Dogmatu” opublikowany został
zbiór szkiców filozofa marksistowskiego Jana Kurowickiego „Figury i maski w prak46
tykach ideologicznych”. Nowe prace krytyczne wobec kapitalizmu z pozycji marksistowskich bàdê bliskich marksizmowi opublikowali w ostatnim czasie tak˝e tacy
autorzy jak Jacek Tittenbrun, Jerzy Kochan, Jan Sowa, Piotr ˚uk. Przypomniane
zostało tak˝e studium myÊli ekonomicznej Ró˝y Luksemburg autorstwa Tadeusza
Kowalika (wznowione w ramach „Biblioteki Le Monde Diplomatique”) oraz teksty
polityczne twórcy „nie-Marksowskiego materializmu historycznego” Leszka Nowaka
(wydane przez poznaƒski oddział IPN w ramach dokumentacji działalnoÊci opozycji
demokratycznej w PRL). Wydawnictwo „Krytyki Politycznej” po raz pierwszy po
1989 r. przypomniało w ramach edycji wczesnych pism Jacka Kuronia marksistowskà
analiz´ realnego socjalizmu przeprowadzonà przez niego i Modzelewskiego w głoÊnej
rozprawie z lat 60. „List otwarty do partii”. Europejskie Centrum SolidarnoÊci w
Gdaƒsku opublikowało tłumaczenie lewicowej analizy ruchu „SolidarnoÊci” autorstwa
socjologa Sławomira Magali (oryginał amerykaƒski ukazał si´ w 1982 r.) pod
znaczàcym tytułem „Walka klas w bezklasowej Polsce”. Ponadto ukazujà si´ dwa
czasopisma filozoficzne o orientacji marksistowskiej: „Nowa Krytyka” i „Praktyka
Teoretyczna” (to ostatnie jest dost´pne tylko w formie elektronicznej w internecie)
Te list´ mo˝na uzupełniç jeszcze o inne pozycje, ale ju˝ te wymienione pokazujà,
˝e zmienił si´ klimat otaczajàcy myÊl lewicowà i marksistowskà (bàdê luêno nawiàzujàcà
do ró˝nych idei marksizmu) w Polsce. W efekcie przynajmniej w Êwiecie akademickiej
humanistyki coraz trudniej daje si´ utrzymaç (dotychczas przyjmowane jako
oczywistoÊç) uto˝samianie marksizmu z narzuconà z zewnàtrz ideologià systemu
„komunistycznego”, pozbawionà jakiejkolwiek płodnoÊci poznawczej i autentycznego
zakorzenienia w polskim ˝yciu umysłowym. Osoby zainteresowane myÊlà lewicowà o
wiele łatwiej ni˝ choçby jeszcze przed dekadà mogà przekonaç si´ o wieloÊci nurtów
politycznych i intelektualnych w obr´bie marksizmu oraz istotnej roli, jakà idee
marksistowskie pełniły w polskim ˝yciu intelektualnym na
długo przed nastaniem stalinowskiego komunizmu. Skàdinàd sam Kołakowski w „Głównych nurtach marksizmu” podkreÊlał znaczàcy wkład do jego
rozwoju ze strony takich polskich socjalistów i wybitnych intelektualistów, jak Ludwik Krzywicki, Kazimierz Kelles-Krauz
47
czy Stanisław Brzozowski. O oryginalnoÊci polskiej myÊli lewicowej (w tym marksistowskiej) przełomu XIX i XX wieku pisze Andrzej Mencwel w (niedawno
wznowionym przez wydawnictwo „Krytyki Politycznej”) studium „Etos lewicy. Esej
o narodzinach kulturalizmu polskiego”. Tak˝e nowe wydanie zbioru szkiców Walickiego
z lat 80. „Polska, Rosja, marksizm” pokazuje specyfik´ i istotne znaczenie tego okresu
dla rozwoju polskiej myÊli socjalistycznej i marksistowskiej.
Problem aktualnoÊci marksizmu dla współczesnej krytyki społecznej jest wiodàcym
tematem dwóch spoÊród wymienionych powy˝ej ksià˝ek: „Âladami Marksa i Wittgensteina” Rasiƒskiego oraz pracy Kurowickiego „Funkcje i maski w praktykach
ideologicznych”. I jakkolwiek sà to bardzo ró˝ne ksià˝ki, to obie zasługujà na uwag´
m.in. jako symptomatyczny wyraz intelektualnego powrotu do Marksa, a tym samym
powstania w Polsce widocznego nurtu lewicy intelektualnej. Ta co prawda nie zastàpi
lewicowych ruchów społecznych, ani te˝ – nie ma co si´ łudziç – nie uzdrowi
zdegenerowanych klik politycznych wyst´pujàcych w Polsce pod szyldem lewicy,
z SLD na czele, ale jest pierwszym wa˝nym krokiem dla naruszenia dotychczas
niemal˝e totalnej hegemonii prawicy (neo)liberalnej i klerykalno-nacjonalistycznej
w sferze refleksji o ˝yciu społecznym.
Meandry oficjalnego marksizmu u schyłku tzw. realnego socjalizmu:
przypadek Jana Kurowickiego
Profesor Jan Kurowicki jest postacià nieco zapomnianà. Ten płodny filozof, literaturoznawca i poeta nale˝ał do przedstawicieli oficjalnego marksizmu w okresie PRL. Po
zmianach 1989 r. problematyka marksistowska, którà wczeÊniej zajmował si´ we
wszystkich swoich pracach, znikn´ła z nich całkowicie. Powraca do niej w omawianej
ksià˝ce, zło˝onej z kilku esejów, w których stara si´ pokazaç płodnoÊç poj´ç i idei
marksistowskich (szczególnie marksistowskich koncepcji ideologii) dla zrozumienia
polskiej historii i kultury ostatniego półwiecza. Najciekawszy wydał mi si´ w tym zbiorze
tekst „Don Kichot jako b´kart koniecznoÊci”, gdy˝ tutaj Kurowicki społecznà i ideologicznà problematyk´ realnego socjalizmu, kapitalizmu, marksizmu, antykomunizmu
itd. uzupełnia o wymiar osobistych doÊwiadczeƒ politycznych. Tym samym pojawia si´
czynnik szczególnie istotny w przypadku marksizmu, tzn. politycznych i społecznych
implikacji własnych wyborów intelektualnych. Punktem wyjÊcia dla rozwa˝aƒ na ten
temat stała si´ dla niego wspomnieniowa praca Juliana Bartosza („Ostatnie zapiski
zgryêliwego dogmatyka”) – dziennikarza zwiàzanego z wrocławskim pismem „Sprawy
i Ludzie”, które przez przeciwników było traktowane jako organ pezetpeerowskiego
„betonu”. Kurowicki, który publikował teksty w tym piÊmie, traktuje postaw´ politycznà
48
redakcji i autorów „Spraw i Ludzi” jako wyraz
idealistycznej krytyki oficjalnego komunizmu
z lewa. Miała ona byç z góry skazana na niepowodzenie, przede wszystkim dlatego, ˝e
ówczesny projekt naprawy PZPR poprzez
powrót do idei i praktyki marksistowskiej
polityki klasowej nie uwzgl´dniał obiektywnych uwarunkowaƒ, zwiàzanych z prawami
rzàdzàcymi rozwojem formacji, którà uwa˝ał wówczas za socjalistycznà.
Te obiektywne uwarunkowania sprowadzajà si´ do koncepcji „realnego
socjalizmu” jako rodzaju „paƒstwowego kapitalizmu” – Kurowicki co prawda nie
u˝ywa tego poj´cia, ale jego uj´cie ówczesnego systemu społeczno-ekonomicznego
ma właÊnie taki sens. W tej perspektywie myÊlowej paƒstwo „socjalistyczne” było
„czymÊ na kształt wielkiego, wielobran˝owego przedsi´biorstwa, jego funkcjonariusze
stali si´ zbiorowym kapitalistà. Mogli wi´c oni [owi funkcjonariusze – P.K.] mieç
intencje jak najlepsze. I nawet czuç si´ rewolucjonistami, socjalistami czy komunistami […] AliÊci jako całoÊç byli przede wszystkim owym zbiorowym kapitalistà,
podporzàdkowanym nie tyle logice kształtowania socjalizmu, co regułom kapitalistycznej akumulacji i reprodukcji […] Od koƒca wi´c wojny tkwili nadal w
kapitalizmie, choç w innej ni˝ w mi´dzywojniu formie. Nie przeszkadzało temu ani
ograniczenie funkcjonowania rynku i wytwórczoÊci prywatnej, ani nakazoworozdzielcze zasady dystrybucji dóbr czy (nie zawsze zresztà udane) planowanie
gospodarcze. Odbudowa i budowa bazy produkcyjnej, obecnoÊç na Êwiatowym
rynku i koniecznoÊç sprostania jego regułom czyniły swoje […] Trwało zatem
gospodarowanie towarowo-pieni´˝ne i typowe dlaƒ mechanizmy. I ju˝ z tych
powodów formalny właÊciciel Êrodków produkcji – klasa robotnicza – stanowił, jak
w poprzednich formacjach, przede wszystkim klas´ najemnych sprzedawców siły
roboczej” (s. 90-91).
Kurowicki podkreÊla równoczeÊnie pozytywne aspekty tego kapitalizmu nowego
typu: „do godnoÊci praw człowieka podniesione zostały prawo do pracy, do mieszkania, wypoczynku, słu˝by zdrowia, kultury oÊwiaty”. W tym kontekÊcie nietrudno
dostrzec sprzecznoÊç w jego wywodach, gdy˝ z jednej strony wielokrotnie zachwala
osiàgni´cia Polski Ludowej w porównaniu z okresem po transformacji kapitalistycznej,
z drugiej zaÊ uznaje ten system za w istocie kapitalistyczny, zaÊ cykliczne bunty
robotnicze wià˝e z kryzysami akumulacji analogicznymi do tych wyst´pujàcych
w prywatnym kapitalizmie. Nie ma tu miejsca ani potrzeby rozwodziç si´ nad
49
koncepcjà realnego socjalizmu jako (w istocie) paƒstwowego kapitalizmu, zresztà sam
autor w tej kwestii ogranicza si´ do uwag
bardzo ogólnych. To, ˝e nomenklatura PRL
działała jako zbiorowy kapitalista raczej
deklaruje on jako fakt, ni˝ stara si´ uzasadniç.
Byłoby to zresztà niełatwym zadaniem, gdy˝
ogromna wi´kszoÊç ekonomistów zajmujàcych si´ funkcjonowaniem gospodarek
„socjalistycznych” (niezale˝nie od ich afiliacji politycznych i teoretycznych), którzy
wykraczali poza poziom teoretycznych modeli, stwierdzali, ˝e mechanizm
socjalistycznej akumulacji rzàdził si´ logikà całkowicie ró˝nà od kapitalistycznej.
Zupełnie inne były kryteria inwestycji, polityka zatrudnienia, sposób kształtowania
cen, ocena efektywnoÊci przedsi´biorstw, rola pieniàdza w funkcjonowaniu
gospodarki paƒstwowej. Wystarczy si´gnàç choçby do monumentalnej pracy
w´gierskiego ekonomisty Janosa Kornaia „Gospodarka niedoboru” (1980), w której
systematycznie porównuje on funkcjonowanie przedsi´biorstwa paƒstwowosocjalistycznego i kapitalistycznego, korzystajàc tak˝e z własnych bezpoÊrednich
obserwacji i badaƒ empirycznych.
Istotne jest jednak co innego: koncepcja paƒstwowego kapitalizmu pozwala
Kurowickiemu przedstawiç swoja marksistowskà identyfikacj´ z PRL-owskim socjalizmem jako wyraz szlachetnego złudzenia ideologicznego, owej tytułowej
donkiszoterii, którà podzielał ze Êrodowiskiem intelektualno-politycznym „Spraw
i Ludzi”: „Tym, co stanowiło zasadniczy motyw jego [Juliana Bartosza – P.K.] działaƒ
(jak i nas, którzy w jego gazetach pisaliÊmy), było przywrócenie partii jej pierwotnego
(mitycznego!) stanu, jaki zdawał si´ przysługiwaç organizacji bolszewików, gdy w
1917 r. dokonywała ona w Rosji rewolucji: niemal rycerskiego zakonu o ascetycznych, surowych regułach. Odst´pstwo od tych reguł okreÊlało si´ jako odejÊcie od
norm leninowskich. SàdziliÊmy, ˝e jest to punkt do przebudowy paƒstwa, lekarstwo
na jego biurokratyzowanie si´ i podstawowy warunek kształtowania socjalizmu. Rzecz
jednak w tym, ˝e i on i my byliÊmy skazani na kl´sk´. A przyczynà był nasz, godny
Don Kichota, idealizm […] OczywiÊcie byliÊmy Êwiadomi konfliktu pomi´dzy
partykularnymi nosicielami wymieniowych wy˝ej postaw [ró˝nych typów postaw w
aparacie partyjno-paƒstwowym: technokratycznej, ideologicznie-ortodoksyjnej itd.
– P.K.]. SàdziliÊmy jednak, ˝e gdy uda si´ partii przywróciç charakter robotniczy,
wprowadziç samorzàdy w miejsce biurokratycznych struktur paƒstwa itp. itd., b´dzie
50
wtedy mo˝liwa kontrola nad owymi interesami i skutkami ich realizacji. Zdawało si´
nam, ˝e mo˝na tego dokonaç stopniowo, wciàgajàc masy do rzàdzenia i wyposa˝ajàc
je w odpowiednie kompetencje. Nie braliÊmy wszak˝e pod uwag´, ˝e partia, jako
istotny element tego zbiorowego kapitalisty, nie przystanie na to, ˝e byłby to koniec
ukształtowanego od powojnia porzàdku” (s. 96).
Po zmianie systemu taka postawa polityczna-intelektualna przestała mieç
jakiekolwiek znaczenie – szyld socjalistyczny, który dawał nadzieje na realnoÊç
powodzenia lewicowej reformy realnego socjalizmu, ustàpił ideologii i praktyce
otwarcie kapitalistycznej. U Kurowickiego wywołało to poczucie kl´ski, ale
bynajmniej nie winy: „Ja natomiast (wraz z wieloma innymi ze „Spraw i Ludzi”)
czułem si´ wtedy jak ryba wyj´ta z wody. Byłem człowiekiem zb´dnym. Bo zbyt
wyraziÊcie zwiàzanym z minionym ustrojem. A transformacja nie tylko go zmiotła.
Uczyniła te˝ podstawowà zasadà poprawnoÊci politycznej ide´, ˝e Polska
Rzeczypospolita Ludowa była kulturalnà, literackà i artystycznà czarnà dziurà”.
Ogromna wi´kszoÊç ludzi z aparatu ideologicznego PZPR „posypała głow´
popiołem” i rychło rozgrzeszona powróciła do działalnoÊci intelektualnej i politycznej. Jednak Kurowicki odrzucił takà drog´ i na długo porzucił zarówno doraênà
publicystyk´, jak i działalnoÊç politycznà: „Nie miałem ochoty znaleêç si´ wÊród
nich. Brzydzili mnie. Nie miałem sobie nic do zarzucenia. Zarówno moralnie, jak
i intelektualnie czy politycznie. MyÊlałem (i myÊl´) o Êwiecie kategoriami Marksa
i Hegla. W publicystyce zaÊ byłem krytyczny wobec ró˝nych
odmian myÊlenia opozycyjnego [w realnym socjalizmie –
P.K.], a kapitalizm, jako wyjÊcie z realnego socjalizmu – jak
mój przyjaciel Jacek Tittenbrun […] – uwa˝ałem (i uwa˝am)
za przejÊcie z deszczu pod rynn´” (s. 104-105).
To rozliczenie Kurowickiego z własna intelektualnà i politycznà przeszłoÊcià okresu PRL w moim przekonaniu
znacznie by zyskało na wartoÊci poznawczej, gdyby jego
autor jednak przyjàł postaw´ bardziej autokrytycznà. Mam
wra˝enie, ˝e obecnie jego rozliczenie z ró˝nymi ideologicznymi mitami czasów PRL samo jest ska˝one ideologicznà
mistyfikacjà. Chwali mu si´ oczywiÊcie, ˝e nie przyłàczył si´
do ludzi, którzy z dnia na dzieƒ przedzierzgn´li si´ z propagatorów ró˝nych form marksizmu (i to nawet niekoniecznie
oficjalnego „marksizmu-leninizmu”) w wyznawców kapitalistycznego wolnego rynku i politycznego liberalizmu.
51
Niemniej jednak milczenie trudno uznaç za tytuł do chwały i przypisywania sobie
postawy nonkonformistycznej krytyki społecznej.
Mistyfikacja zaczyna si´ ju˝ w opisie sytuacji autora w okresie PRL – nie wspomina
ani słowem, ˝e był wykładowcà Akademii Nauk Społecznych, a wi´c szkoły wy˝szej
bezpoÊrednio zwiàzanej z rekrutacjà kadr do szeregów partyjnej nomenklatury. Idee
paƒstwowego kapitalizmu w okresie PRL faktycznie miały charakter politycznie
wywrotowy (niezale˝nie od ich faktycznej zasadnoÊci na gruncie naukowym) i autor
z pewnoÊcià je znał, choçby w postaci wyra˝onej w „LiÊcie otwartym do partii”
Kuronia i Modzelewskiego. Niemniej jednak w ˝adnym z jego wczeÊniejszych
tekstów tego rodzaju koncepcje nie pojawiajà si´, co nie oznacza, ˝e brak w nich
akcentów krytycznych wobec realnego socjalizmu. Jednak tego rodzaju krytyka –
nawiàzujàca do antystalinowskiego marksizmu (m.in. „Zdradzonej rewolucji”
Trockiego) – wystàpiła u niego dopiero w zbiorze szkiców „Ironia poj´ç zasadniczych”, wydanym w 1990 r. przez Akademi´ Nauk Społecznych w ostatnim roku
jej istnienia. Tymczasem np. Jadwiga Staniszkis swojà radykalnà analiz´ realnego
socjalizmu (b´dàcà fragmentem jej ksià˝ki „Ontologia socjalizmu”) opublikowała ju˝
w 1988 r. na łamach wychodzàcego w pierwszym obiegu pisma „Colloquia
Communia”. Tak wi´c nawet autorzy, którzy publikowali w pismach podlegajàcych
cenzurze, w okresie gorbaczowowskiej „głasnosti” mogli formułowaç idee bliskie
antystalinowskiemu marksizmowi, o ile wyst´powały one w publikacjach niszowych
i były formułowane j´zykiem akademickim. Tymczasem polityczny charakter marksizmu Kurowickiego nigdy nie wykraczał poza oficjalnà lini´, zaÊ autorzy których
krytykował – jak np. Kołakowski – byli zwykle tymi, którzy zostali oficjalnie pot´pieni
przez władze. Byç mo˝e na łamach „Spraw i Ludzi” pojawiały si´ artykuły pi´tnujàce
nadu˝ycia nomenklatury ni˝szego szczebla, krytykujàce „biurokratyzm” i głoszàce
powrót do idei „ludowładztwa”, ale w sytuacji kiedy równoczeÊnie pi´tnowano
faktyczne samorzàdnoÊciowe aspiracje robotników,
wyra˝ane w ruchu „SolidarnoÊci”, to wszelkie idee tego
rodzaju sprowadzały si´ tym samym do pustych treÊciowo haseł propagandowych. Były cz´Êcià oficjalnej
ideologii legitymizujàcej ówczesne stosunki władzy, nie
zaÊ instrumentem ich kwestionowania.
Trudno uwierzyç, ˝e inteligentny i dobrze wyeKAPITALIZM
dukowany filozof marksistowski tego nie rozumiał.
Tymczasem, jak pami´tam jego ksià˝ki z lat 80., projekt
samorzàdnoÊci robotniczej, który – jak teraz twierdzi –
52
starał si´ upowszechniaç za poÊrednictwem
partii rzàdzàcej, wówczas pi´tnował jako
wyraz szkodliwej postawy „anarchosyndykalistycznej”. OpowieÊci o „ascetycznym zakonie” na podobieƒstwo bolszewików, który
rzekomo mieli ucieleÊniaç publicyÊci i redaktorzy „Spraw i Ludzi”, brzmi wr´cz niesmacznie, bioràc pod uwag´, ˝e w tym okresie ludzie o poglàdach lewicowych faktycznie nadstawiali głowy w działalnoÊci
podziemnej o charakterze socjalistycznym, anarchistycznym czy trockistowskim. Nie
mam zamiaru formułowaç ocen postawy Kurowickiego i całego Êrodowiska „Spraw
i Ludzi” (pismo to czytałem dopiero na poczàtku lat 90.), ale porównanie z przywoływanym przez niego Jackiem Tittenbrunem nie Êwiadczy bynajmniej na jego korzyÊç.
Tittenbrun tak˝e publikował w latach 80. teksty zbie˝ne z oficjalna linià partii – jego
ksià˝ka deprecjonujàca koncepcje poznaƒskiego filozofa Leszka Nowaka („Dialektyka
i historia. O pewnej próbie obalenia Marksa”) zawiera odrzucenie konsekwentnie
antystalinowskich form marksizmu oraz pot´pienie dysydenckiego wówczas intelektualisty lewicowego. Niemniej jednak na przemiany 1989 r. Tittenbrun zareagował
zupełnie inaczej ni˝ Kurowicki: w 1992 r. opublikował marksistowskà analiz´ ostatniego okresu istnienia polskiego realnego socjalizmu („Upadek realnego socjalizmu
w Polsce”), póêniej przez wiele lat pracował nad problematykà prywatyzacji majàtku
paƒstwowego w naszym kraju, nawiàzał tak˝e kontakty z grupami radykalnej lewicy
antystalinowskiej. W latach 90. publikował na łamach „Tygodnika antyrzàdowego”
i „Magazynu antyrzàdowego” wydawanych przez Grup´ SamorzàdnoÊci Robotniczej
(GSR). Utrzymywał kontakt z naszym pismem.
Nie przypłacił tego ani wi´zieniem, ani utratà pracy czy mo˝liwoÊci publikowania
– jak ci intelektualiÊci (w tym marksiÊci), którzy w ró˝nych krajach bloku wschodniego
otwarcie krytykowali system realnego socjalizmu (w okresie jego trwania) jako
dyktatur´ nomenklatury. Niemniej jednak jego wybór intelektualny był wyrazem
nonkonformizmu i wiàzał si´ z pewnym ryzykiem. W koƒcu polskiej prawicy zawsze
marzyła si´ masowa czystka w Êwiecie intelektualnym (w tym akademickim) na
podobieƒstwo dekomunizacji w wydaniu niemieckim, gdzie ogromna wi´kszoÊç kadry
naukowej z byłej NRD została po prostu pozbawiona mo˝liwoÊci pracy, zaÊ ich miejsce
zaj´li wykładowcy zachodnioniemieccy. IntelektualiÊci pokroju Tittenbruna, czy te˝
jego akademickiego nauczyciela Stanisława Kozyra-Kowalskiego, przyczynili si´ do
tego, ˝e intelektualna tradycja marksizmu w szczàtkowej postaci przetrwała okres
53
triumfu neoliberalizmu i prawicowego antykomunizmu w Polsce. Tymczasem autor
„Figur i masek w praktykach ideologicznych” dopiero po ponad 20 latach uznał, ˝e
niewiele ryzykuje przyznajàc si´ do swoich marksistowskich sympatii, gdy˝ nie stawia
go to obecnie w niewygodnej pozycji intelektualnego outsidera. Mimo to jego ksià˝ka
jest ciekawa, gdy˝ – przy wszystkich mistyfikacjach – przypomina kawałek historii
peerelowskiego marksizmu, który na poszczególnych etapach rozwoju i w ró˝nych
Êrodowiskach intelektualnych słu˝ył rozmaitym celom ideologicznym i politycznym.
Od filozoficznego postmodernizmu do Marksa: o pewnej koncepcji
lewicowej krytyki społecznej
Zupełnie inna ksià˝kà od pracy Kurowickiego jest studium filozofa Lotara
Rasiƒskiego. O ile Kurowicki po latach zdecydował si´ na powrót do problematyki
marksistowskiej, to Rasiƒski jest zdolnym filozofem Êredniego pokolenia, który w
obecnej fazie kryzysu kapitalizmu i legitymizujàcych go ideologii zainteresował si´
Marksem jako przedstawicielem postawy krytyki społecznej. O Marksie bardzo trudno
jest napisaç coÊ odkrywczego, gdy˝ ka˝dy aspekt jego myÊli doczekał si´ niezliczonych
interpretacji. Nowatorstwo pracy Rasiƒskiego (przynajmniej na gruncie polskiej
humanistyki) polega na zestawieniu koncepcji Marksa (i niektórych z jego kontynuatorów) z filozofià Ludwiga Wittgensteina (nale˝àcego do najwa˝niejszych i wcià˝
˝ywo dyskutowanych filozofów XX wieku). Przedsi´wzi´cie Rasiƒskiego przypomina
pod pew- nymi wzgl´dami postaw´ Derridy ze wspomnianych ju˝ „Widm Marksa”:
argumentuje, ˝e Marksowskà krytyk´ społecznà nale˝y oczyÊciç z naleciałoÊci historiozoficznych, tzn. obiektywis- tycznych koncepcji jednolicie przebiegajàcej ewolucji
społecznej i (rzekomo zagwarantowanej przez prawa historii) perspektywy uniwersalnej ogólnoludzkiej emancypacji. Wittgenstein z jego koncepcjà gier j´zykowych
(zwiàzanych z ró˝nymi formami ˝ycia) jest dla niego intelektualnym êródłem przeformułowania idei Marksa w kierunku uwzgl´dniajàcym niejednoznacznoÊci i wieloÊci
ludzkich praktyk społecznych
i j´zykowych.
W tym kontekÊcie nale˝y postrzegaç jego krytyk´ teorii
Jürgena Habermasa – dotyczy
ona wszelkich prób ugruntowania krytyki społecznej w domniemanych uniwersalistycznych wymiarach praktyk j´zy54
kowych czy rozwoju historycznego: „MyÊlenie o krytyce jako o przedsi´wzi´ciu
opartym na niezmiennych, uniwersalnych fundamentach (‘etyka dyskursu’), czyli
zasadach normatywnych, które wykluczà relatywizm, jest metafizycznym wykrzywianiem j´zyka. Problem uzasadnienia znika sam, gdy dostrze˝emy, ˝e jedynym i ostatecznym uzasadnieniem naszych sàdów jest praktyka j´zyka. Poszukiwanie zewn´trznego miejsca, z którego mo˝na by było w obiektywny sposób spojrzeç na reguły
rzàdzàce naszym j´zykiem i ˝yciem społecznym jest oczywiÊcie wa˝nym egzystencjalnym pragnieniem, ale niczym wi´cej. Nie dowodzi ono bynajmniej racjonalnoÊci
naszych działaƒ, przy czym upiera si´ Habermas” (s. 316).
Ta dawka specjalistycznego dyskursu filozoficznego mo˝e si´ wydawaç ezoteryczna
dla czytelnika nieobeznanego z koncepcjami, do których Rasiƒski si´ odnosi. Nie ma
tutaj miejsca na systematycznà analiz´ filozoficznà jego argumentacji. Chciałbym
jednak zwróciç uwag´ na pewien czynnik o wymiarze bezpoÊrednio politycznym.
Krytyka tzw. wielkich narracji (Lyotard) o Êwiecie społecznym była wielokrotnie
formułowana w humanistyce w latach 90. XX wieku, i jej ostrze kierowało si´ przeciw
dziedzictwu oÊwieceniowych projektów emancypacji ludzkiej spod stosunków
władzy (do których zaliczano przede wszystkim marksizm). WieloÊç dyskursów, stylów
˝ycia, praktyk społecznych itd., wyst´pujàcych w póênym kapitalizmie, miała ostatecznie kompromitowaç uniwersalistyczne i obiektywistyczne uproszczenia krytyki
społecznej. Idee całoÊciowej transformacji społeczeƒstwa według przyj´tych zało˝eƒ
ideologicznych uwa˝ano w zwiàzku z tym za ideologicznà mrzonk´ o bezpoÊrednio
totalitarnych konsekwencjach praktycznych.
Charakterystyczne dla obecnego klimatu ideologicznego jest to, ˝e coraz wi´cej
autorów uÊwiadamia sobie, ˝e w kapitalizmie ujednolicajàcà i totalizujàcà siłà jest samo
działanie kapitalistycznego mechanizmu ekonomicznego. I to ten mechanizm jest
zagro˝eniem dla rozwoju ludzkiego potencjału społecznego współdziałania i funkcjonowania instytucji demokratycznych, nie zaÊ domniemany autorytarny charakter
„wielkich opowieÊci” ideologicznych o aspiracjach emancypacyjnych. Co wi´cej,
właÊnie wkraczanie mechanizmu kapitalistycznego utowarowienia we wszelkie
dziedziny ˝ycia stawia pod znakiem zapytania koncepcje ˝ycia społecznego jako zbioru
zró˝nicowanych praktyk, których rozwoju nie kształtuje ˝aden mechanizm unifikujàcy.
Nieco trywializujàc mo˝na by stwierdziç, ˝e tam gdzie jeszcze niedawno Êwi´towano
nieskr´powanà wieloÊç i „kontyngencj´” w obecnej koniunkturze intelektualnej coraz
wyrazistsze staje si´ widmo oligarchicznej dyktatury kapitału. Dlatego Rasiƒskiemu
Marks słu˝y przede wszystkim do takiego przeformułowania nieco ju˝ zwietrzałych idei
„postmodernistycznego” relatywizmu poznawczego i kulturowego, które pozwoliłyby
55
na uwzgl´dnienie (jeszcze niedawno uznawanych
za przestarzałe) marksowskich koncepcji alienacji,
emancypacji, krytyki społecznej, walk społecznych.
W koƒcowym fragmencie swojej pracy formułuje tego rodzaju wnioski wprost: „Prezentowane
tu uj´cie krytyki wydaje si´ mieç niebagatelne znaczenie dla rozumienia współczesnej demokracji.
Niewàtpliwie najwi´kszym problemem współczesnej refleksji nad demokracjà nie jest ju˝
implementowanie jej w krajach, w których jeszcze
jej nie ma, ale raczej podtrzymanie i reaktywowanie demokracji w tych krajach, w których ma
ju˝ ona długà tradycj´. Wynika to w du˝ym stopniu z rozczarowania i zniech´cenia praktykà
demokracji oraz poczucia ludzi, ˝e nie majà ˝adnego wpływu na podejmowanie
decyzji dotyczàcych ich ˝ycia, które to zjawiska mo˝na dostrzec w wi´kszoÊci
współczesnych paƒstw demokratycznych. Dlatego współczesne demokracje stanowià
˝ywy przykład rozejÊcia si´ teorii i praktyki, zarówno w sensie rozbie˝noÊci pomi´dzy
refleksjà nad demokracjà a praktykà demokratycznà, jak i rozbie˝noÊci mi´dzy politycznym procesem podejmowania decyzji a demokratycznym uczestnictwem. Nie
trzeba byç szczególnie przenikliwym, ˝eby dostrzec, jakie mo˝e to nieÊç niebezpieczeƒstwa, zwłaszcza w dobie obecnego kryzysu nie tylko gospodarczego, ale
równie˝ […] kryzysu uczestnictwa demokratycznego” (s. 317).
Uj´cie marksizmu przez Rasiƒskiego niestety nie wykracza poza najbardziej
ogólne poj´cia filozoficzne, przez co polityczne i społeczne konkretyzacje jego
rozwa˝aƒ pozostajà nieco mgliste. Niemniej jednak jego praca odzwierciedla pewnà
ogólniejszà tendencj´ intelektualnà. Dominacja kapitału nad instytucjami demokracji
parlamentarnej staje si´ coraz bardziej oczywista w obliczu wzrastajàcej akumulacji
bogactwa z jednej strony i polityki zaciskania pasa realizowanej jako działanie
antykryzysowe przez rzàdy z drugiej strony. Ró˝nice mi´dzy poszczególnymi partiami
władzy coraz bardziej zacierajà si´, nawet pozornie radykalne Êrodki (jak forsowane
przez prezydenta Francji Hollande’a wysokie opodatkowanie dochodów najbogatszych Francuzów) szybko okazujà si´ iluzoryczne wobec wszystkich formalnoprawnych i niejawnych mo˝liwoÊci oporu ze strony kapitału. Istotne jest to, ˝e idee
demokracji – jakkolwiek ogólnie pojmowane – wcià˝ sà atrakcyjne dla mas ludzi
˝yjàcych w krajach dyktatorskich (co dobitnie pokazały niedawne masowe ruchy
56
protestu w krajach arabskich). A równoczeÊnie demokracja parlamentarna w swoim
praktycznym funkcjonowaniu uwydatnia wszystkie sprzecznoÊci społeczeƒstwa
klasowego, opisywane przez marksistowskich i innych lewicowych autorów.
Krytyka społeczna kapitalizmu ma si´ dobrze, ale problem tego, jakie instytucje
mogłyby zastàpiç obecne formy społecznej reprodukcji, nadajàc jej prawdziwie
demokratyczny charakter, wcià˝ pozostaje otwarta. Tylko masowa antykapitalistyczna
praktyka społeczna mo˝e przynieÊç odpowiedzi na te kwestie, podobnie jak formy
oddolnej organizacji ludowej w postaci Komuny Paryskiej, czy rady robotnicze i komitety fabryczne z okresu rewolucji rosyjskiej pozwalały na formułowanie perspektywy
socjalistycznej transformacji społeczeƒstwa na gruncie faktycznych form organizacji
ludowej, nie zaÊ spekulacji. Niemniej jednak nieska˝ona dziedzictwem stalinizmu
lewicowa krytyka społeczna pozwala nam na lepsze zrozumienie współczesnej sytuacji i tkwiàcych w niej tyle˝ zagro˝eƒ, co emancypacyjnych mo˝liwoÊci.
Jan Kurowicki, Figury i maski w praktykach ideologicznych, Instytut Wydawniczy
„Ksià˝ka i Prasa”, Warszawa 2013, ss. 215.
Lotar Rasiƒski, Âladami Marksa i Wittgensteina. Krytyka społeczna bez teorii krytycznej,
Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2012, ss. 336.
57
Zmierzch Imperium
wywiad Davida Finkela z Gilbertem Achcarem
Gilbert Achcar jest wykładowcą School of Oriental and African Studies of
the University of London. Jest autorem wielu publikacji. Jego ostatnia książka
to: The Arabs and the Holocaust. The Arab-Israeli War of Narratives (Arabowie
i Holokaust. Arabsko-izraelskie wojny narracyjne) (New York: Metropolitan,
2010). Jego kolejna książka The People Want: A Radical Exploration of the Arab
Uprising, (Wola ludu. Radykalna analiza arabskiego powstania, Los Angeles:
University of California Press) ukaże się w tym roku. David Finkel jest wydawcą lewicowego pisma „Against the Current” wydawanego w USA przez
socjalistyczną organizację Solidarity (www.solidarity.org). Wywiad został przeprowadzony pod koniec lutego 2013.
D. F. [David Finkel]: Jak ze swojej, zarówno europejskiej jak i bliskowschodniej
perspektywy, mo˝esz opisaç reakcj´ Êwiata na wybory prezydenckie w Stanach
Zjednoczonych?
G. A. [Gilbert Achcar]: Reakcje w Europie i na Bliskim Wschodzie były odmienne.
W Europie widaç było uczucie ulgi z powodu reelekcji Obamy. Wynikało to z faktu,
58
˝e Romney postrzegany był przez wi´kszoÊç ludzi bardzo negatywnie i stàd najcz´stszym komentarzem była satysfakcja, ˝e nie został wybrany. Natomiast na Bliskim
Wschodzie reakcje były inne. Inaczej ni˝ w 2008 r., gdy było wiele entuzjazmu dla
Obamy. Z powodu jego koloru skóry, jak te˝ pochodzenia, co porównywano z poprzednimi prezydentami USA. Tymczasem Obama okazał si´ bardzo słaby w stosunku
do establishmentu USA, jak równie˝ w stosunku do Izraela, przed którego arogancjà
i prowokacjami jego administracja wielokrotnie ust´powała. To stworzyło nastrój gł´bokiego rozczarowania, poniewa˝ ludzie wierzyli, ˝e b´dzie inaczej. Administracja
Obamy kieruje Imperium w okresie kiedy presti˝ tego paƒstwa jest najni˝szy w regionie. Jest to konsekwencjà fatalnego z punktu widzenia Imperium amerykaƒskiego
doÊwiadczenia polityki zagranicznej George’a W. Busha. Neokonserwatywny publicysta Charles Krauthammer ogłosił w 1990 r. nastanie „momentu jednobiegunowego”.
A wi´c: brak zagro˝enia dla dominacji Stanów Zjednoczonych po upadku Zwiàzku
Radzieckiego. Ale niedługo po wydarzeniach z 11 wrzeÊnia 2001 r. i inwazji USA na
Irak w roku 2003 administracja Busha roztrwoniła polityczny kapitał jaki USA
zakumulowały od roku 1990. Stany Zjednoczone sà obecnie w okresie powa˝nego
spadku swoich wpływów w regionie. Wpływów, których maksimum posiadały po
zwyci´stwie nad Irakiem w 1991 r. Obecnie Amerykanie wycofujà si´ z Iraku nie
osiàgnàwszy ˝adnego z podstawowych celów jakie stawiał przed sobà Bush dokonujàc
inwazji na ten kraj. Jest to wielka kl´ska dla Ameryki. To chyba Henry Kissinger
powiedział, ˝e jeÊli USA przegrajà w Iraku, to b´dzie to „gorsze ni˝ Wietnam”. I to
właÊnie si´ stało, poniewa˝ stawka na Bliskim Wschodzie i w Zatoce Perskiej jest
niewàtpliwie wy˝sza ni˝ w przypadku Wietnamu.
D. F.: To prowadzi do kolejnego pytania. A mianowicie, o znaczenie głosowania
przez Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych nad przyznaniem
Palestynie statusu „non member state” (paƒstwa nieczłonkowskiego). Wydaje
si´, ˝e było to znacznie bardziej pora˝kà USA ni˝ miało znaczenie dla staraƒ
Palestyny o uzyskanie statusu paƒstwa?
G. A.: WłaÊnie. Jest to jeden z najbardziej uderzajàcych przykładów tego, o czym
mówiłem. Był to prawdziwy policzek dla Imperium. I pokazuje to, ˝e skala obecnej
impotencji USA jest wr´cz zadziwiajàca. Nie widzieliÊmy czegoÊ podobnego od
poprzedniego osłabienia USA w latach 70. 29 listopada 2012 r. w głosowaniu
przeciwko Palestyƒczykom, Stany Zjednoczone i Izrael mogły liczyç jedynie na
Kanad´, Czechy, Panam´ i kilka paƒstewek na Pacyfiku. [138 paƒstw głosowało za,
41 w tym Polska, wstrzymało si´ od głosu – red.]. Uderza tutaj wyłamanie si´ z jednoÊci ze Stanami Zjednoczonymi przez Europ´ i brak realnej odpowiedzi ze strony
59
USA na to, co dzieje si´ w regionie
bliskowschodnim. Ameryka usiłuje
jedynie dostosowaç si´ do tamtejszej sytuacji i nie ma ˝adnej innej
alter- natywy ni˝ stawianie na
Bractwo Muzułmaƒskie, co usiłuje
robiç. JeÊli chodzi o te kraje, które
popierajà rozwiàzanie dwupaƒstwowe, to głosowały one w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ „za” lub te˝
wstrzymały si´ od głosu poniewa˝ głosowanie negatywne traktowały jako rezygnacj´
z formuły dwupaƒstwowego rozwiàzania konfliktu ˝ydowsko-palestyƒskiego. Tak
zresztà problem przedstawiała równie˝ Autonomia Palestyƒska uwa˝ajàc, ˝e głosowanie to jest ostatnià szansà dla rozwiàzania dwupaƒstwowego. Dla Palestyƒczyków
wynik głosowania był moralnym zwyci´stwem po ró˝nego rodzaju pora˝kach i w
obliczu olbrzymiej siły militarnej Izraela dokonujàcego rzezi w Strefie Gazy. Do
głosowania doszło zresztà po innym wzgl´dnym sukcesie jakim było fiasko ataku
Netanyahu na Gaz´.
D. F.: Czy Europa pójdzie dalej wyra˝ajàc swój dystans wobec polityki USA,
sprzeciwiajàc si´ izraelskiemu projektowi osadniczemu „E 1”? [Ten projekt
osadniczy zogniskowany przy Wschodniej Jerozolimie, ogłoszony został przez Izrael
po wspomnianym głosowaniu w ONZ i prowadziłby do przeci´cia przez ˝ydowskich
osadników Zachodniego Brzegu na pół – red.].
G. A.: To si´ dopiero oka˝e. Ale niewàtpliwie opozycja Europy jest teraz silniejsza
ni˝ przy wczeÊniejszych okazjach. RównoczeÊnie ten projekt osadniczej ekspansji jest
jakoÊciowo bardziej szkodliwy od wielu wczeÊniejszych poniewa˝ dotyczy Wschodniej Jerozolimy i miałby powa˝ne implikacje dla terytorialnej integralnoÊci hipotetycznego paƒstwa palestyƒskiego. Netanyahu odebrał postaw´ USA w ONZ jako
zielone Êwiatło dla siebie. To bowiem Stany Zjednoczone ponoszà bezpoÊrednià
odpowiedzialnoÊç za ekspansj´ osiedli ˝ydowskich i jest tak, mimo ˝e Waszyngton
usiłuje si´ od tego dystansowaç. Netanyahu nie zdecydowałby si´ rzuciç wyzwania
zarówno Êwiatu, jak i Waszyngtonowi. Jednak Izrael mo˝e rzuciç wyzwanie ka˝demu
jeÊli tylko USA sà po jego stronie.
Jak wiemy, wpływ Europy na sytuacj´ w Izraelu jest mniejszy. UE ma oczywiÊcie
Êrodki, przez które mogłaby wywieraç presj´. Mogłaby skoƒczyç z uprzywilejowaniem
Izraela w porozumieniach handlowych i wesprzeç działania BDS (Boycott, Divest60
ment, Sanctions – bojkot, wycofywanie inwestycji, sankcje). Jednak takie działanie
jest zupełnie poza obecnym horyzontem polityki UE. Kluczowe jest to, ˝e Izrael
pozostaje zale˝ny przede wszystkim od Stanów Zjednoczonych. Fakt, ˝e nawet
prezydent Obama, który przez wielu uwa˝any był za ˝yczliwego wobec Palestyƒczyków, rezygnuje z jakichkolwiek działaƒ na ich rzecz, jest uderzajàcy.
JeÊli spojrzymy na wszystkich prezydentów od czasów Eisenhowera, to okazuje
si´, ˝e to administracja Busha Seniora poszła najdalej jeÊli chodzi o wywieranie presji
na Izrael. Było to w 1991 r., a wi´c gdy USA znajdowały si´ u szczytu swej hegemonii.
Ameryka zmusiła wtedy rzàd Icchaka Szamira do przystàpienia do negocjacji
z Palestyƒczykami w Madrycie. USA zagroziły wycofaniem gwarancji dla po˝yczki
w wysokoÊci 10 miliardów dolarów, o którà starał si´ wówczas Izrael. Od tego czasu,
nic podobnego si´ nie wydarzyło.
OczywiÊcie Bush Junior pozostawał ju˝ w całkowitej harmonii z najbardziej
prawicowymi rzàdami izraelskimi. Bo niewàtpliwie od roku 2001 Izrael pozostaje w
procesie ciàgłego przesuwania si´ na prawo. Kontynuacja przez Obam´ polityki
Busha Juniora pokazuje gł´bi´ osłabienia wpływów USA. Waszyngton nie mo˝e
wywrzeç presji na swojego najbardziej oddanego sojusznika.
D. F.: Odnosz´ wra˝enie, ˝e istnieje pewnego rodzaju porozumienie mi´dzy
USA i Izraelem, ˝e jeÊli Izrael nie zaatakuje Iranu bez zgody USA, to Stany
Zjednoczone pozwolà Izraelczykom prowadziç dalszà, brutalnà okupacj´. Czy
zgadzasz si´ z tym?
G. A.: Moim zdaniem istnieje tego typu porozumienie. Przy czym nie jest ono
jasno dopowiedziane. Ma charakter milczàcego zało˝enia. Administracja Obamy
rzeczywiÊcie stała wobec pogró˝ek samodzielnych działaƒ wojskowych Izraela. I wielu
komentatorów postrzegało reelekcj´ Obamy jako pora˝k´ Netanyahu, który obstawiał
zwyci´stwo Romneya, co do którego uwa˝ano, ˝e dałby zielone Êwiatło na atak na
Iran a nawet USA mogłyby włàczyç
si´ do działaƒ wojs- kowych Izraela.
Trzeba stwierdziç, ˝e nie tylko
administracja Obamy jest zaniepokojona perspektywà izraelskiego
ataku na Iran. Niepokoi to nawet
szefów Pentragonu. Nie chcà braç
na siebie tak wielkiego ryzyka tylko
po to, by zaspokoiç aspiracje
Natanyahu. Dotyczy to nawet armii
61
izraelskiej. Sà przecieki ze strony izraelskich kr´gów słu˝b specjalnych i wywiadowczych, ˝e nawet tam uwa˝a si´ pomysł ataku na Iran za zwariowany i awanturniczy.
Iran, podobnie jak Hezbollah w Libanie, dysponuje bronià rakietowà. Zadzieranie z
nim niesie wi´ksze ryzyko ni˝ dokonywanie przez Izraelczyków rzezi w Gazie.
Koƒcowy rezultat tego wszystkiego jest taki, ˝e rozpisawszy na styczeƒ 2013 r. wybory
Netanyahu po kl´sce Romneya musiał ograniczyç swoje ambicje do ataku na Gaz´
jako substytutu marzeƒ o uderzeniu na Iran. Te marzenia póki co okazały si´
nierealne. Co si´ stanie dalej? Uwa˝am, ˝e nie mo˝na wyobraziç sobie ataku Izraela
na tak powa˝ny cel jak Iran bez bardzo wyraênego przyzwolenia USA. Byłoby to tak
wariackie, ˝e sàdz´, i˝ nie zaakceptowałaby tego nawet izraelska generalicja.
D. F.: Słusznie przepowiedziałeÊ kiedyÊ, ˝e zwyci´stwo pokojowych wystàpieƒ
arabskiej wiosny nie powtórzy si´ w przypadku re˝imów takich jak syryjski. Jak
postrzegasz obecne wydarzenia w Syrii i działania mocarstw wobec nich?
G. A.: USA i UE, w szczególnoÊci zaÊ Wielka Brytania, prowadzà w regionie
Bliskiego Wschodu polityk´ unikania tego, co okreÊlajà mianem chaotycznej zmiany.
Mottem, które przyÊwieca Waszyngtonowi od stycznia 2011 r. jest „uporzàdkowana
transformacja”. Ten termin powtarzony był przez urz´dników amerykaƒskich, łàcznie
z Obamà i Hilary Clinton, a˝ do znudzenia. Pewnego rodzaju „uporzàdkowanà
transformacj´” udało si´ im osiàgnàç w Jemenie, czemu towarzyszyło wsparcie ze
strony monarchii naftowych. Polegało to na odebraniu jemeƒskiemu ruchowi
ludowemu jego zwyci´stwa i narzuceniu frustrujàcego kompromisu w ˝yciu politycznym Jemenu. Kompromisu, który zresztà nie funkcjonuje – kraj jest niestabilny.
Poczàtek tej „uporzàdkowanej transformacji” dało wynegocjowanie ustàpienia przez
prezydenta Ali Abdullaha Saliha na rzecz wiceprezydenta. Czemu zresztà dalej
towarzyszyły zakulisowe działania eks-prezydenta i pozostawienie w r´kach jego
rodziny dowództwa nad armià. Cała ta „uporzàdkowana transformacja” miała po
prostu wykoleiç proces rewolucyjnych zmian.
Takiego właÊnie scenariusza
poszukujà Stany Zjednoczone w sytuacji kiedy mamy do czynienia
z masowym powstaniem i zmiany
wydajà si´ nieuchronne. Tak było
te˝ w Libii gdzie celem interwencji
była próba kontroli nad powstaniem
przeciwko Kadafiemu. Nie udało si´
62
to jednak, poniewa˝ libijscy powstaƒcy
nie zgodzili si´ na zagraniczne oddziały
wojskowe. Zawiodły te˝ negocjacje
z synem Kadafiego (Seif al Islam). Powstaƒcy nie pozwolili narzuciç sobie
ograniczeƒ i ostatecznie re˝im załamał
si´ na skutek powstania w stolicy.
W Syrii z kolei mocarstwa zachodnie próbujà doprowadziç do „transformacji” bez
realnego wsparcia powstaƒców. OczywiÊcie, nie ma tam bezpoÊredniej interwencji
USA czy sił NATO. ZaÊ odmowa dostaw broni dla powstaƒców sprawia, ˝e istnieje
wielka nierównowaga militarna mi´dzy nimi a re˝imem. Obama sam mówił o
„jemeƒskim rozwiàzaniu” dla Syrii, zaÊ niedawno brytyjski premier David Cameron
powiedział, ˝e Assad otrzymałby gwarancj´ bezpieczeƒstwa, jeÊli opuÊciłby kraj.
Wszystko to pokazuje oczywiÊcie bezgranicznà arogancj´ imperialistów. Pokazuje
jakie sà ich prawdziwe cele i jak bł´dna jest wiara, ˝e Waszyngton chciałby obalenia
dyktatorów. Głównym zmartwieniem dla Waszyngtonu i Londynu jest niedopuszczenie do powtórki „lekcji irackiej” polegajàcej na tym, ˝e w czasie interwencji
roku 2003 zachodnia koalicja zniszczyła armi´ i aparat władzy paƒstwa irackiego, co
potem uznano za wielki błàd. Uwa˝a si´ to za jeden z powodów kl´ski koalicji
zachodniej w Iraku. I dlatego rzàdy zachodnie nie chciałyby powtórzenia całkowitej
likwidacji struktur re˝imu, tym razem w Syrii. Dlatego te˝ usiłujà zawrzeç porozumienie z głównà grupà re˝imu syryjskiego. Nie uda im si´ jednak tego osiàgnàç.
Podobnie jak nie udało im si´ w Libii. Poniewa˝ tamtejszy konflikt jest ju˝ tak krwawy,
˝e trudno sobie to wyobraziç. Zbyt wiele zniszczeƒ zostało dokonanych przez re˝im
i rodzin´ rzàdzàcà łàcznie ze zniszczeniem całych miast, takich jak Homs czy Aleppo.
Przypomina mi to izraelski atak na Liban i zniszczenie przedmieÊç Bejrutu w 2006 r.
To niemo˝liwe, ˝eby Syryjczycy chcieli współpracowaç z jakàkolwiek wi´kszà grupà
władzy paƒstwa zorganizowanego na tak sekciarskich podstawach. Wiara w taki
scenariusz to kompletna iluzja.
D. F.: Dokàd zmierza wi´c Syria?
G. A.: Nie sàdz´, ˝eby mo˝liwy był jakikolwiek inny scenariusz ni˝ upadek re˝imu.
Sytuacja w Syrii jest ju˝ zupełnie nieodwracalna. Trudnym pytaniem nie jest, czy re˝im
upadnie, ale: kiedy? Im dłu˝ej to potrwa, tym wy˝sze b´dà nie tylko koszty ludzkie ale
te˝ polityczne. B´dziemy mieli do czynienia z demoralizacjà nawet wÊród rebeliantów.
W sytuacji braku poparcia z Zachodu, powstaƒcy otrzymujà poparcie ze strony
monarchii Saudów przekazywane przez siły fundamentalistyczne. Mamy wi´c do
63
czynienia z samospełniajàcym si´ proroctwem re˝imu Assada, który na poczàtku
powstania stwierdził, ˝e jest ono efektem konspiracji, spisku salafistów i Al Kaidy, i w
praktyce uczynił wszystko, aby tak si´ stało. To bardzo niepokojàce i właÊnie dlatego
im dłu˝ej trwa konflikt tym gorzej dla przyszłoÊci Syrii.
Tak wi´c najlepiej by było, ˝eby re˝im upadł jak najszybciej. Mo˝e si´ to wydawaç
bardzo trudne. Ale z drugiej strony, jeÊli przyjrzymy si´ post´pom powstania w poprzednim roku i przeanalizujemy jak wiele obszarów re˝im ju˝ utracił, to zobaczymy,
˝e sprawy mogà rozwinàç si´ szybko. Zale˝y to równie˝ od dostaw broni dla
powstania. Sà doniesienia o poparciu dla powstaƒców napływajàcym z Kataru i uzyskaniu przez rebeliantów rakiet ziemia-powietrze. Tym niemniej, brak załamania
wewnàtrz obozu re˝imowego sprawia, ˝e obecna sytuacja mo˝e trwaç jeszcze kilka
miesi´cy, a mo˝e i ponad rok.
D.F. A jak oceniasz kryzys polityczny w Egipcie?
GA: W sytuacji gdy Bractwo Muzułmaƒskie było najpowa˝niejszà zorganizowanà
siłà po upadku Mubaraka, nie dziwi jego zwyci´stwo wyborcze. Natomiast
zwyci´stwo w wyborach prezydenckich jego kandydata Morsiego nie było przygniatajàce i nie ma on w oczach ruchu masowego ˝adnego autorytetu.
Gdy tylko Morsi zadekretował wzmocnienie swej władzy rozpocz´ło to stały wzrost
opozycji. W dłu˝szej perspektywie czasowej jego re˝im jest słaby. Jest papierowym
tygrysem, nie ma ˝adnych rozwiàzaƒ dla problemów ekonomicznych i społecznych,
zwłaszcza bezrobocia, które doprowadziły do ludowego powstania przeciwko
Mubarakowi.
Morsi nie potrafi nic innego jak tylko kontynuowaç polityk´ ekonomicznà poprzedniego re˝imu. WłaÊnie podpisał porozumienie z Mi´dzynarodowym Funduszem
Walutowym, ze wszystkimi typowymi warunkami stawianymi przez Fundusz, co
stworzy kolejne powody do niezadowolenia.
Tak wi´c niezadowolenie, które wybuchło w styczniu 2011 r. jest dalekie od
przemini´cia. JesteÊmy dopiero na poczàtku długiego procesu rewolucyjnego i gdy
widzimy post´pujàcà dyskredytacj´ Bractwa Muzułmaƒskiego w Egipcie i Tunezji jest
to powodem do optymistycznego spojrzenia ku przyszłoÊci. Nie nale˝y ulegaç
pesymistycznemu nastrojowi, który panuje teraz na Zachodzie wÊród wielu osób,
które miały niewłaÊciwe oczekiwania i teraz negatywnie portretujà cały proces
arabskich wystàpieƒ ludowych.
Tłum. Hubert Zalewski
64
Polscy
Socjaliści
w
warszawskim
getcie
19 kwietnia 2013 przypadła 70 rocznica wybuchu powstania w getcie warszawskim. W nieludzkich warunkach hitlerowcy więzili w nim setki tysięcy osób,
z których olbrzymią większość później zabito. W getcie znaleźli się przedstawiciele wszystkich klas, warstw społecznych i kierunków politycznych społeczeństwa żydowskiego. W niniejszym studium chcielibyśmy przyjrzeć się
tragedii Zagłady z perspektywy jednego z kierunków politycznych w getcie
warszawskim, który swoimi wizjami politycznymi przekraczał horyzont społeczeństwa kapitalistycznego oraz nacjonalistycznej dychotomii: Żydzi – Polacy.
Chodzi o gettową komórkę organizacji Polscy Socjaliści, którzy w realiach okupacyjnych byli przedstawicielami lewego skrzydła przedwojennej PPS. Lewica
ruchu socjalistycznego – wraz z komunistami, trockistami i anarchistami – należała do tych nielicznych kierunków politycznych, które, odrzucając przesądy
narodowościowe i rasowe, posiadały swoje grupy konspiracyjne po obu stronach gettowego muru. O wydawnictwach trockistów w warszawskim getcie już
pisaliśmy na łamach „Dalej!”. Tym razem piszemy o innym antysyjonistycznym
ugrupowaniu w getcie. Tekst niniejszy opiera się zarówno na wcześniejszych
badaniach historyków, w szczególności prof. Dunina-Wąsowicza, jak też na
samodzielnych ustaleniach autorów.
Redakcja „Dalej!”
65
Organizacja Polskich Socjalistów (PS) podj´ła w dzielnicy ˝ydowskiej działalnoÊç
jesienià 1941 r., głównie w oparciu o osoby kolportujàce wczeÊniej w getcie polskie
pismo socjalistyczne „Barykada WolnoÊci”.
Przewodniczàcym gettowej grupy PS był czterdziestoletni adwokat Antoni
Oppenheim (ps. Tomasz), sekretarzem i skarbnikiem był in˝ynier (chemik) Jerzy
Neuding (ps. Maks). Obaj przed wojnà byli zwiàzani z PPS. W kierownictwie byli te˝
prawnik Adam Daniel Szczygielski (ps. Ania, Lilka), i adwokat Stefan Warszawski (po
wojnie Kurowski), odpowiedzialny za kontakt ze stronà aryjskà. Jak si´ okazało po
wojnie, był on w organizacji „wtyczkà” komunistów. W okresie stalinowskim pracował
w Sàdzie Najwy˝szym. Na czele pisma organizacji stanàł Lucjan Szulkin (ps. Lessel),
równie˝ przedwojenny pepeesowiec, który dziennikarskie doÊwiadczenie wyniósł z
jednolitofrontowego „Dziennika Ludowego”.
Najcz´Êciej członkowie PS w getcie spotykali si´ w domku ogrodnika przy
rzymskokatolickim koÊciele NajÊwi´tszej Marii Panny, gdzie mieszkał Oppenheim
z ˝onà (Franciszkà Annà) i synem Ludwikiem (ur. 1936). GoÊciny udzielił im tamtejszy
ksiàdz prałat Popławski, znany z humanitarnej postawy w skomplikowanej sytuacji
getta. Na terenie ogrodu, przy ˝yczliwoÊci ksi´˝y, Franciszka Oppenheim prowadziła
z kole˝ankami od wiosny do jesieni 1941 r. przedszkole. W domku ogrodnika
funkcjonowała z kolei mała tajna szkoła z polskim j´zykiem nauczania. To miejsce
naiwnie wydawało si´ wszystkim najbezpieczniejsze – „Niemcy chyba nie wejdà do
zabudowaƒ koÊcielnych?” powtarzano. Dodatkowo, poniewa˝ sprytnie udało si´ tam
podkradaç pràd, było to miejsce ciepłe i przytulne podczas gdy jesienià i zimà
olbrzymia wi´kszoÊç mieszkaƒców getta odczuwała problemy z ogrzaniem swoich
mieszkaƒ. Spotkania PS były tym wa˝niejsze, ˝e w sytuacji gdy mo˝liwoÊci wpływu
na Êwiat były bardzo ograniczone, ˝ycie organizacji zdominowane było przez bie˝àce
polityczne dyskusje, analizy, zbieranie informacji o sytuacji w kraju i na froncie,
rozwa˝ania o porzàdku Êwiata po zwyci´stwie nad hitleryzmem.
W organizacji istniał te˝ wydzielony
pion
„wojskowy”.
„Wojskówka” PS w getcie – podobnie jak Bund – orientowała si´
na współprac´ z polskim ruchem
oporu. Od stycznia 1942 r. trzon
pionu wojskowego stanowili byli
działacze Zwiàzku Niezale˝nej
Młodzie˝y Socjalistycznej. Leon
66
Kitajewicz i Helena Ajzenberg zorganizowali kilka grup wojskowych, których szkolenie prowadził Tadeusz Koral, regularnie przedostajàcy si´ do getta ze strony aryjskiej.
Oprócz kolporta˝u i szkolenia „wojskówka” przerzucała równie˝ do getta uzyskane
od Zygmunta Szymanowskiego (równie˝ działacza Polskich Socjalistów) szczepionki
na tyfus i leki. W lipcu 1942 r. na terenie sàdów na Lesznie aresztowano Ferdynanda
Grzesika i Tadeusza Korala, którzy mieli przejÊç do getta. Ferdynand Grzesik, działacz
klubu sportowego Skra, zginàł 16 X 1942 r. w Warszawie na jednej z 5 szubienic
ustawionych w ró˝nych punktach miasta dla 50 wi´êniów Pawiaka. Tadeusz Koral
reszt´ okupacji sp´dził w niemieckich obozach koncentracyjnych. Po wojnie był m.in.
wojewodà olsztyƒskim.
Jak w sumie wyglàdała liczebnoÊç Polskich Socjalistów w warszawskim getcie? Jest to
pytanie, na które nie mamy precyzyjnej odpowiedzi. Natomiast w oparciu o znane nam
nazwiska członków i współpracowników mo˝emy pokusiç si´ o odpowiedê przybli˝onà.
Mo˝na zaryzykowaç twierdzenie, ˝e kràg członków i współpracowników nie przekraczał
znaczàco grupy ok. 40 osób. Baz´ członkowskà i Êrodowisko sympatyków tej organizacji
tworzyły osoby gł´boko zasymilowane, zwiàzane z polskà kulturà.
W paêdzierniku 1941 r. organizacja Polskich Socjalistów wydała pierwszy numer
swojego pisma. Nosił on tytuł „Podziemne Ghetto”, zmieniony od drugiego numeru
na „Getto podziemne”. WÊród motywów obecnych w propagandzie Polskich
Socjalistów w getcie mo˝na wymieniç w szczególnoÊci: pot´pienie instytucji
Judenratu za kolaboracj´ z Niemcami, rejestrowanie nadu˝yç administracji gettowej
i zbrodni hitlerowców, nadziej´ na zwyci´stwo Armii Czerwonej, podkreÊlanie
lojalnoÊci ˚ydów wobec Polski, sprzeciw wobec haseł masowej emigracji ˚ydów
z powojennej Polski, wiar´, ˝e w powojennej Polsce zniesione b´dà wszelkie formy
dyskryminacji rasowej.
Pierwszy numer pisma wydrukowano w 300 egzemplarzach. Zasilił on ju˝ i tak
bardzo bogate i zró˝nicowane politycznie i j´zykowo spektrum publikacji podziemnych w getcie. Kwestia wyboru j´zyka w rozwa˝aniach o uruchomieniu gazety
w ogóle nie zaistniała, gdy˝ nikt w kierownictwie nie znał j´zyka ˝ydowskiego (jidysz).
Socjalistyczno-˝ydowskie pismo drukowano w domku ogrodnika przy koÊciele
NajÊwi´tszej Marii Panny.
Jak w całej prasie lewicowej, zdecydowanej krytyce poddano instytucj´ Judenratu
jako siedliska nadu˝yç i korupcji karmiàcej si´ tragedià ˝ydowskà:
„Pół miliona ludzi zamkni´to za murami, skazujàc na brak zaj´cia, na niemo˝liwoÊç
zarobienia na kawałek chleba, na powolne konanie z głodu. Nie ma potrzeby o tym
pisaç, wszyscyÊmy to odczuli i odczuwamy na własnej skórze, my proletariat fizyczny
67
i umysłowy. Cud prawdziwy, ˝eÊmy nie
wszyscy jeszcze wymarli. Jednak˝e,
brzmi to absurdalnie, nie to było jeszcze
najgorsze. Najstraszliwszà rzeczà, jakà
Niemcy wymyÊlili, to oddanie władzy
nad tà nieszcz´Êliwà rzeszà klice typów
bez charakteru, karierowiczów i hochsztaplerów. Tajemnicà poliszynela jest
przecie˝, jakie stosunki panujà w Gminie ˚ydowskiej.
Gdy tworzono rozszerzanà dla potrzeb dzielnicy ˝ydowskiej organizacj´ Gminy,
mianowani kacykowie poumieszczali na lukratywnych stanowiskach wszystkich
mo˝liwych bli˝szych i dalszych krewnych. Po ukoƒczeniu tych najwa˝niejszych
wst´pnych przygotowaƒ ogłoszono uroczyÊcie, ˝e ˝adna protekcja nie b´dzie
tolerowana. Pozostało to naturalnie martwà literà. Kto nie miał protekcji, nie mógł
dostaç pracy. Dla otrzymania posady z głodowym wynagrodzeniem, trzeba było mieç
stosunki, bàdê personalne bàdê pieni´˝ne. Kto nie mógł trafiç drogà znajomoÊci do
Êwie˝o kreowanych przez zaborców dygnitarzy, musiał daç łapówk´. Afery mno˝yły
si´ jedna za drugà”.
W drugim numerze (z lutego 1942 r.) podawano konkretne przykłady demoralizacji aparatu Judenratu:
„S ŁU˚BA PO RZÑDKOWA [tzw. policja gettowa – red.] dzielnicy ˝ydowskiej
urzàdziła ostatnio na dziedziƒcu gmachu Gminy ˚ydowskiej w Warszawie tzw. apel
za poległych na posterunku członków. Obecny na tej uroczystoÊci Przewodniczàcy
Rady ˚ydowskiej in˝. A. Czerniakow wyasygnował z funduszów gminnych kwot´ Zł.
100.000,– na pokrycie zaległych poborów. Tego samego dnia wieczorem Kierownictwo S.P. z kwoty tej roztrwoniło sum´ Zł. 7.200,– przepijajàc jà z przedstawicielami
Policji Polskiej w lokalu ‘Sztuka’, nale˝àcym nota bene do jednego z radnych,
p. [Beniamina] Zabłudowskiego.
[...] D ELEGA CJA piel´gniarek Szpitala ‘Czyste’ udała si´ do in˝. Czerniakowa
z proÊbà o wypłacenie zaległych poborów. Delegacja nie została przyj´ta, a gdy
domagała si´ wpuszczenia do gabinetu Prezesa, z polecenia tego ostatniego została
przez Słu˝b´ Porzàdkowà zrzucona ze schodów; kilka osób zostało powa˝nie
poturbowanych, jedna zaÊ z piel´gniarek ma złamanà nog´”.
68
Motyw nadziei na zwyci´stwo połàczony był w „Podziemnym Ghetcie” z postulatem gł´bokich zmian społecznych. Za polskimi towarzyszami powtarzano: „Rewolucja
przynieÊç musi sprawiedliwoÊç społecznà uciemi´˝onym masom pracujàcym,
niepodległoÊç ujarzmionym narodom, wolnoÊç udr´czonemu człowiekowi. Musi ona
przynieÊç rozkucie wszystkich kajdan, które n´kajà ludzkoÊç”. Szczegółowa wizja zmian
ustrojowych nie została na łamach pisma przedstawiona. Nale˝y jednak uznaç, ˝e była
to˝sama z generalnà linià politycznà Polskich Socjalistów.
Co wa˝ne, redakcja pisma przedstawiła swój poglàd na rozwiàzanie kwestii
˝ydowskiej w Polsce. Uczyniła to w drugim numerze (z lutego 1942 r.) w polemice z
prosanacyjnym periodykiem „WiadomoÊci Polskie”. Wspomniane pismo polskiego
podziemia upatrywało rozwiàzania kwestii ˝ydowskiej w Polsce w masowej emigracji,
co postulowały przed wojnà i w czasie okupacji w zasadzie wszystkie ugrupowania
polskiej prawicy i centrum. „WiadomoÊci Polskie” głosiły:
„Bez wzgl´du na to, który obóz polityczny b´dzie organizował ˝ycie społeczne
i gospodarcze nowej Polski, bez wzgl´du na to, czy b´dzie si´ to zwało ‘nacjonalizacjà’,
‘socjalizacjà’, czy ‘syndykalizacjà’, nastàpi z cała pewnoÊcià daleko idàce uspołecznienie handlu, kredytu, Êrodków produkcji, uniemo˝liwiajàce generalny powrót
masy ˝ydowskiej do ich uprzedniej roli gospodarczej w Polsce. Powrót ten b´dzie
utrudniony równie˝ i przez fakt inny, polegajàcy na tym, ˝e przemiany wojenne pchn´ły
mnóstwo Polaków do dziedzin ˝ycia gospodarczego, b´dàcych dotychczas niemal
wyłàcznà domenà ˚ydów. Znaczna cz´Êç Polaków zapewne pozostanie w nowych dla
siebie zawodach i nie ma takiej siły, która mogłaby zmusiç ich do dobrowolnej czy
przymusowej rezygnacji z ich planów ˝yciowo-zawodowych. Powy˝sze zjawiska
sprawiajà, ˝e sprawa ˝ydowska w Polsce szybko i nieuchronnie dà˝y do radykalnego
rozwiàzania. Masy ˝ydowskie w Polsce skazane sà na szukanie dla siebie terenów
emigracyjnych. Piszemy to nie z nienawiÊci do ˚ydów, lecz dlatego, ˝e w interesie obu
społeczeƒstw, polskiego i ˝ydowskiego, le˝y szukanie rozwiàzaƒ zgodnych z ewolucjà
zagadnienia ˝ydowskiego w Polsce”.
„WiadomoÊci Polskie” uzasadniały postulat emigracji ˚ydów z Polski nie tylko argumentami ekonomicznymi, ale te˝ ich nielojalnoÊcià wobec polskiej paƒstwowoÊci:
„Na ziemiach polskich wojna obecna silniej, ni˝ jakikolwiek inny okres naszej
historii, zademonstrowała obcoÊç masy ˝ydowskiej dla dà˝eƒ politycznych i historycznych Narodu Polskiego. Nie b´dziemy zatrzymywali si´ tutaj nad układem
69
stosunków na terenie b. okupacji sowieckiej, gdzie mobilizacja sił ˝ydowskich
obywateli Rzeczypospolitej dokonywała si´ powszechnie jako mobilizacja dla współdziałania z wrogiem przeciwko Polsce i polskoÊci. Lecz nawet na zachodzie, gdzie
kl´ska Polski była równoczeÊnie najwi´kszà kl´skà ˝ydostwa, masy ˝ydowskie (nie
mówimy tutaj o jednostkach, zwłaszcza o jednostkach dawniej ju˝ duchowo
spolonizowanych) nie tylko praktycznie, lecz i uczuciowo nie umiały znaleêç dla
siebie powiàzania z walkà Narodu Polskiego o odzyskanie wolnoÊci”.
W odpowiedzi na artykuł „WiadomoÊci Polskich” Polscy SocjaliÊci z getta odrzucali
rachuby pogrobowców sanacji na masowà emigracj´ ˚ydów z Polski. Opowiadano
si´ za pomocà dla dobrowolnej asymilacji. Domagano si´ zniesienia ograniczeƒ
w zatrudnianiu ˚ydów. Co do emigracji z Polski, wyra˝ano nadziej´, ˝e ograniczy si´
ona do sympatyków ruchu syjonistycznego (przypomnijmy, ˝e prze˝ywał on pod
koniec II RP gł´boki kryzys i nie reprezentował wi´kszoÊci polskiego ˝ydostwa):
„Postawmy spraw´ jasno. Zagadnienie ˝ydowskie jest fikcjà. Tak jak nie istnieje
problem piegowatych, czy te˝ noszàcych okulary, tak nie istnieje merytorycznie
problem ˝ydowski. Jest to feralny twór, słu˝àcy do rozsadzenia moralnego narodów,
koƒ trojaƒski, zr´cznie wykorzystywany przez reakcyjnych polityków wszystkich
czasów. JeÊli po wojnie ˚ydzi dopuszczeni b´dà do wszelkich zawodów i posad – to
na pewno nie b´dzie si´ im spieszyło do handlu, który im tyle przyniósł zawodów
i niejednokrotnie stał si´ handlem ‘straganowym’. – Nie b´dzie ‘za˝ydzenia adwokatury’ – ˚ydzi rozmieszajà si´ wÊród całej ludnoÊci, zajmà urz´dy paƒstwowe i komunalne, przeniosà si´ na wieÊ (kłamstwem jest niezdolnoÊç rolnicza ˚ydów, czego
przykładem jest Palestyna), b´dà wsz´dzie i na pewno w niewi´kszym stosunku procentowym, ani˝eli cała ich
masa w stosunku do ludnoÊci
kraju. B´dà w szkołach ludowych i Êrednich, paƒstwowych,
b´dà na Uniwersytecie, gdzie
systematycznie post´powaç
b´dzie ich polonizacja – dobro[wol]nie ˚ydzi, jeÊli ich si´ –
przymusowo – legalnie lub
nielegalnie – nie separuje, majà
ogromne zdolnoÊci asymila70
cyjne). Ju˝ dziÊ – mimo restrykcji, mimo endeckich burd, ro[z]bitych głów, pogromów
– wielu ˝ydowskiego pochodzenia inteligentów i robotników – jest szczerymi
Polakami, bez ale. Wielu innych jest ˚ydów, którzy acz podkreÊlajà swojà odr´bnoÊç
narodowà – czujà si´ jednak synami tej samej Ojczyzny Polski. Czy˝ ci ludzie winni
emigrowaç? – Sàdzimy, ˝e nie. Emigracja winna byç dla tych, którzy jej chcà. SjoniÊci,
marzàcy o ‘własnej’ Ojczyênie na ziemi palestyƒskiej, niech jadà tam, gdzie otwierajà
si´ mo˝liwoÊci ich rozwoju. Ale po co pozbywaç si´ elementu, który czuje tak, jak
my, który chce pracowaç w naszych szeregach rami´ w rami´, dà˝àc do wspólnego
celu – Polski ludowej?”.
Organizacja gettowa odrzucała równie˝ zarzut zdrady ˚ydów wobec polskiej
paƒstwowoÊci w zwiàzku z ich postawà na Kresach Wschodnich po 17 wrzeÊnia
1939 r. W tym wzgl´dzie internacjonalistyczne pryncypia socjalistów wyjàtkowo
ustàpiły miejsca radykalnemu polskiemu patriotyzmowi:
„Panowie sanatorzy [tak nazywano popularnie zwolenników sanacji – red.]
mimochodem potràcili fałszywà nut´ w swej spokojnej na ogół argumentacji. Zarzucili
˚ydom, ˝e na terenie b. okupacji sowieckiej nastàpiła ‘mobilizacja sił ˝ydowskich
obywateli Rzeczpospolitej, jako mobilizacja z wrogiem przeciwko Polsce i polskoÊci’.
Zarzut ci´˝ki (dlaczego wi´c podany mimochodem), ale czy prawdziwy? Odpowiedê
naƒ jest prosta. M´ty społeczne sà w ka˝dej społecznoÊci, równie˝ w ka˝dym
narodzie sà karierowicze. Ale z drugiej strony, czy˝ Êwiadczà o współdziałaniu z okupantem setki tysi´cy, wysłanych w głàb Azji przez władze sowieckie, ˚ydów? Czy
Êwiadczà o tym ˚ydzi, którzy siedzieli w wi´zieniach sowieckich wraz z Polakami? A
przecie˝ nam i Wam, którzy walczymy o nowe wskrzeszenie Polski zale˝eç powinno
na stworzeniu Polski silnej i skonsolidowanej. – Trudno nam sàdziç jak Wy sobie
Polsk´ jutrzejszà wyobra˝acie, my jednak walczymy o Polsk´ słusznà i sprawiedliwà,
b´dàcà wspólnà i prawdziwà Matkà-Ojczyznà dla wszystkich swych synów”.
Nadziei na wybawienie z okupacji hitlerowskiej, podobnie jak wi´kszoÊç ˝ydowskiej
prasy konspiracyjnej, Polscy SocjaliÊci upatrywali w sukcesach Armii Czerwonej na
Wschodzie – i przede wszystkim walki na tym froncie opisywano. W drugim numerze
donoszono z satysfakcjà o załamaniu niemieckiego Blitzkrigu pod Moskwà:
„W paêdzierniku roku ubiegłego Hitler rzekł: ‘Rozpocz´liÊmy ostatnià przed zimà
ofensyw´’. I nie dotrzymał słowa. Wojska niemieckie skracajà front ciàgle dalej od
71
Moskwy. Obwieszczono radosnymi fanfarami zdobycie Rostowa – ‘bramy do Kaukazu’.
I cofni´to si´ a˝ za Taganrog na lini´ Mariupola, a˝eby ‘ukaraç ludnoÊç za sprzeczne
z prawem mi´dzynarodowym post´powanie’. Ano, nazwijmy to i tak. Fakt jednak
pozostał faktem. ‘Generał Zima’, którego nie uznawał Goebbels, a z którego póêniej
chciał zrobiç swojego sprzymierzeƒca, pomaga armii Zwiàzku Radzieckiego. Minister
Goebbels nie musi byç zadowolony ze swego wodza. Pokpił spraw´, zagalopował si´,
ba – zaczàł wbrew wszelkim zwyczajom propagandzistów z Wilhelmstrasse – popłakiwaç.
W swoim ostatnim przemówieniu do ˝ołnierzy wr´cz woła o ratowanie Ojczyzny.
Ale i Goebbels robi bł´dy. W jednym z ostatnich numerów ‘Voelkischer
Beobachter’ drukuje wiersz o ˝ołnierzu z frontu wschodniego. Wieje z wiersza tego
smutek, zimno, zm´czenie, Ênieg, krew i czarne drewniane krzy˝e. Matki ˝ołnierzy
nie b´dà podniesione na duchu tym tragicznym, ponurym wierszem.
CoÊ trzeszczy w Berlinie – ‘władcy’ ‘władczego narodu’ denerwujà si´”.
Załamanie si´ działalnoÊci Polskich Socjalistów w getcie warszawskim zwiàzane było
przede wszystkim z post´pujàcà falà aresztowaƒ. 7 marca 1942 r. doszło do aresztowaniu Oppenheima. Spotkał si´ z nieznanym człowiekiem, który miał finansowaç
organizacj´, a oddał go w r´ce Gestapo. Oppenheim został uwi´ziony na Pawiaku. Był
stamtàd przewo˝ony na brutalne przesłuchania na Szucha. Do ˝ony docierały grypsy
i listy od niego. Kontakt z Oppenheimem urwał si´ ostatecznie pod koniec sierpnia.
Nieco póêniej aresztowana została łàczniczka organizacji Janka Moszkowska. Jak
wspomina Lucjan Szulkin: „W kilka dni potem [po aresztowaniu Oppenheima] w nocy
˝andarmeria szukała w domu Jank´ Moszkowskà, jednak˝e ta uprzedzona ukryła si´.
Tow. Lessel [Szulkin], z rana, jak zwykle przyszedł do niej – i kazał jej si´ ukryç.
Moszkowska rozkazu jednak [w pełni] nie usłuchała i poszła na egzamin szkoły
piel´gniarskiej (była uczennicà tej szkoły). Na egzamin przyszła ˝andarmeria i Moszkowskà zabrała na al. Szucha. Osiemnastoletnia, chora na gruêlic´ dziewczyna
wytrzymała ‘badania’ [tj. tortury], z wi´zienia przysłała kilka grypsów ostrzegajàcych.
KtoÊ sypał. Nie podała kto”.
17 kwietnia 1942 r., w dniu gdy hitlerowcy zabili kilkudziesi´ciu działaczy społecznych w getcie, zamordowano równie˝
36-letniego Neudinga. Janina Neuding odnalazła zwłoki m´˝a w kału˝y krwi na ulicy
Solnej, mi´dzy Ogrodowà a Lesznem.
Neuding, choç był ostrze˝ony o mo˝72
liwoÊci aresztowania, zlekcewa˝ył t´ informacj´. Na kilkanaÊcie dni przed wielkà akcjà
wysiedleƒczà (trwajàcà od 22 lipca 1942 r.)
w r´ce Niemców wpadł ukrywajàcy si´ od
wielu tygodni Szczygielski. Podobnie jak
Oppenheim i Moszkowska, tak i Szczygielski
nie wydostał si´ ju˝ z ràk Niemców.
Zdezintegrowana organizacja została
jeszcze bardziej osłabiona przez tzw. wielkà
akcj´, w czasie której deportowano do
obozów zagłady wi´kszoÊç mieszkaƒców
getta, w tym wi´kszoÊç członków organizacji. Na dodatek wskutek aresztowaƒ po
stronie aryjskiej urwał si´ kontakt z kierownictwem Polskich Socjalistów.
W styczniu 1943 r. raz jeszcze byli członkowie organizacji spotkali si´ na Âwi´tojerskiej, przy szopie szczotkarzy. Nie rozwa˝ano ju˝ reaktywacji pisma, którego, jak
uwa˝ano, po wielkiej akcji nie było sensu wydawaç – nie było ju˝ olbrzymiej wi´kszoÊci
potencjalnych czytelników, nie było te˝ ju˝ ˝adnych złudzeƒ co do planów hitlerowców
wobec ˚ydów. Rozwa˝ano wi´c pozyskanie broni, mówiono o przygotowywaniu
kryjówek, przejÊciu na aryjskà stron´.
Działacz PS z aryjskiej strony, Juliusz Bo˝ydar Saloni wspominał: „Kazik [D´bnicki]
lub ja mieliÊmy od czasu do czasu przepustk´ do getta. Wykorzystywało si´ to dla
utrzymania łàcznoÊci z grupami towarzyszy pozostałymi z tamtej strony muru. I tam
działała organizacja. Pami´tam ostatnie dramatyczne spotkania, w konajàcym ju˝
getcie, z Helkà Eisenberg i Bronkà Langnas, z którymi kiedyÊ sp´dzaliÊmy beztroskie
tygodnie na obozie akademickim w Jaszczurówce i na wycieczkach w Tatry. Były to
miłe, pogodne towarzyszki – a teraz... Ciemnowłosa Helka i jasna Bronka relacjonowały
ostatnie wypadki na terenie getta, mówiły spokojnie ze Êciàgni´tymi rysami zm´czonych twarzy o organizowaniu ludzi, gromadzeniu materiału, o przygotowaniu ostatniego wystàpienia bojowców ˝ydowskich. Były członkiniami ˚OB”.
Wojn´ prze˝yło zaledwie kilku działaczy PS w getcie. WÊród nich byli m.in. Lucjan
Szulkin, Aleksander Landsberg, Stefan Warszawski.
August Grabski
Piotr Grudka
73
Biblioteka
Dalej!
Lew Trocki, Zdradzona rewolucja. Czym jest ZSRR
i dokàd zmierza? Pruszków 1991, ss. 230, cena 10 zł
Najsłynniejsza ksià˝ka Trockiego, klucz do zrozumienia
stalinizmu. Agenci GPU zdołali wykraÊç i dostarczyç
maszynopis Stalinowi, zanim ksià˝ka opuÊciła drukarni´. Po przeczytaniu, wydał on rozkaz zgładzenia autora. Trocki okazał si´ jedynym przywódcà rewolucji
paêdziernikowej ze Êcisłego jej kierownictwa, który nie
uległ Stalinowi i pozostał najwi´kszym przeciwnikiem
kremlowskiej oligarchii – a˝ do koƒca.
W roku 1938 Mikołaj Bucharin na „moskiewskim procesie czarownic”, po ogłoszeniu wyniku skazujàcego
go na kar´ Êmierci, stwierdził w ostatnich słowach, jakie zanotował protokół: „... i
trzeba byç Trockim, ˝eby nie zło˝yç broni”.
Dlaczego Stalin i jego nast´pcy – łàcznie z kierownictwem PZPR – tak panicznie l´kali
si´ trockizmu?
Trocki dowodzi, ˝e sławetny „realny socjalizm” to jedynie potworna karykatura socjalizmu, ˝e stalinizm jest absolutnym zaprzeczeniem socjalistycznych idei rewolucji
paêdziernikowej, ˝e nomenklatura (biurokracja stalinowska) jest Êmiertelnym wrogiem
ludzi pracy.
Dyktaturze aparatu Trocki konsekwentnie przeciwstawia ide´ demokracji bezpoÊredniej i oddolnej, niczym nieskr´powanej, opartej na samorzàdnym społeczeƒstwie,
demokracji samych ludzi pracy – bardziej rozwini´tej ni˝ system przedstawicielski jakiegokolwiek paƒstwa kapitalistycznego, gdzie władza polityczna podporzàdkowana
jest władzy ekonomicznej klasy rzàdzàcej. Dlatego właÊnie dla stalinowców trockizm
był stokroç bardziej groêny, ni˝ krytyka jakiejkolwiek prawicy.
Ka˝dy piszàcy o stalinizmie korzystał z tej ksià˝ki. Nie zawsze si´ na nià powoływał...
Ksià˝ka ukazała si´ w 1991 staraniem Redakcji „Dalej! Pismo Socjalistyczne”. Jest to
jedyne polskie wydanie, dost´pne TYLKO w Redakcji „Dalej!”
74
Lew Trocki, Moje ˝ycie. Próba autobiografii, ss. 668.
cena: 15 zł
Wydanie powojenne DKiW Fundacji Polonia, Warszawa
1990; reprint wydania Spółki Wydawniczej „Bibljon”
(Warszawa) z 1930 r.
Autobiografia rewolucyjnego polityka zaz´bia si´ w sposób nieunikniony o cały szereg zagadnieƒ teoretycznych,
zwiàzanych ze społecznym rozwojem Rosji, cz´Êciowo
zaÊ i całej ludzkoÊci, szczególnie zaÊ o te krytyczne okresy,
które zwà si´ rewolucjami. OczywiÊcie, nie miałem mo˝noÊci rozpatrywania w tej ksià˝ce istoty skomplikowanych problemów teoretycznych. Jednak tak zwana teoria ciàgłej rewolucji, grajàca w
mym osobistym ˝yciu tak wielkà rol´, a która, co wa˝niejsze, staje si´ teraz tyle aktualna dla krajów wschodnich, przewija si´ przez te stronice jak odległy leitmotiv. Ze
szczególnà dokładnoÊcià traktuj´ ten okres rewolucji sowieckiej, którego poczàtek
przypada na chorob´ Lenina, i rozpocz´cie kampanii przeciw „trockizmowi”. Walka
epigonów o władz´, jak staram si´ tego dowieÊç, była nie tylko walkà osobistà, była
wyrazem nowego politycznego okresu: reakcjà przeciw Paêdziernikowi i przygotowaniem Termidora. Z tego właÊnie wynika odpowiedê na pytanie, które mi tak cz´sto
stawiano: ‘W jaki sposób utraciliÊcie władz´?’.
Ksià˝ka ta jest pracà polemicznà. Odbija si´ w niej dynamika ˝ycia społecznego, które
całkowicie zbudowane jest na sprzecznoÊciach. ZuchwałoÊç ucznia w stosunku do
nauczyciela, szpilki zawiÊci, ukrywane pod pokrywkà uprzejmoÊci salonowych, nieprzerwana konkurencja handlowa, zaciekła rywalizacja we wszystkich dziedzinach
techniki, wiedzy, sztuki, sportu, utarczki parlamentarne, w których pulsuje gł´boka
rozbie˝noÊç interesów, codzienna nieludzka walka prasowa, strajki robotnicze, rozstrzeliwanie demonstrantów, piroksylinowe przesyłki, które cywilizowani sàsiedzi wymieniajà drogà powietrznà, płomienne j´zyki wojny domowej, niewygasajàce prawie
na naszej planecie – wszystko to sà rozliczne formy „polemiki” społecznej, od powszedniej, codziennej, normalnej, prawie niedostrzegalnej, mimo napi´cia – do zwykłej, wybuchowej, wulkanicznej polemiki wojen i rewolucji. Taka jest nasza epoka.
WyroÊliÊmy z nià razem. Oddychamy nià i ˝yjemy.
Poniewa˝ na kartach mojej ksià˝ki przewija si´ znaczna iloÊç osób, nie zawsze w tym
oÊwietleniu, które by one same wybrały dla siebie lub dla swojej partii, zapewne
wiele spoÊród nich uwa˝aç b´dzie, ˝e moje wywody sà pozbawione koniecznego
obiektywizmu. To jest nieuniknione. Ksià˝ka ta nie jest oboj´tnà fotografià mojego
˝ycia, lecz jego cz´Êcià składowà. Na kartach jej prowadz´ w dalszym ciàgu walk´,
której poÊwi´ciłem całe moje ˝ycie. Opisujàc, charakteryzuj´ i oceniam, odpowiadajàc, broni´ si´ i, cz´Êciej jeszcze, nacieram.
Ze wst´pu Autora
75
Urszula Ługowska, August Grabski
Trockizm. Doktryna i ruch polityczny,
Trio, Warszawa 2003, ss. 220. Cena 15 zł.
Praca jest jednym z nielicznych niestety przejawów
nowego metodologicznie i merytorycznie sposobu
badaƒ nad myÊlà i ruchami lewicowymi. Autorzy preferujà rzetelny opis zjawiska i przedstawianie ró˝nych
jego ocen, imponujàco czerpià z zachodniej literatury
akademickiej, obszernie i umiej´tnie wykorzystujà
êródła, unikajà lansowania tez ideologicznych. Taka
postawa wystawia im jak najlepsze Êwiadectwo jako
badaczom uniwersyteckim.
prof. dr hab. Eugeniusz Rudziƒski
Niezale˝nie od tego, ˝e trockizm nie jest obecnie – i zapewne ju˝ si´ nie stanie – powa˝niejszà siłà politycznà, jest on zjawiskiem interesujàcym intelektualnie i politycznie
jako najbardziej konsekwentna wersja antystalinowskiego komunizmu. Dlatego podj´cie tego tematu uwa˝am za wa˝ne i cenne. Wysoko oceniam tak˝e kompetencje autorów, szczególnie w odniesieniu do najnowszych dziejów trockizmu.
prof. dr hab. Jerzy J. Wiatr
Temat wydaje si´ wa˝ny, bowiem w piÊmiennictwie polskim epoki peerelu traktowano go w sposób wyjàtkowo zideologizowany. O niebezpieczeƒstwach płynàcych
ze strony „trockizmu” i potrzebie bezustannej z nim walki mówiła niejedna rozprawa
doktorska, a czasem habilitacyjna, powstała na tak cenionych wówczas uczelniach,
jak Akademia Nauk Społecznych czy Wojskowa Akademia Polityczna. Bywały te˝
uczelnie „cywilne”, które na wydziałach studiów politycznych podobne badania popierały. Tak czy inaczej w literaturze pozostały podobne prace i rzeczà pierwszej wagi,
przede wszystkim ze wzgl´du na studentów, jest uwolnienie ich od podobnych upiorów przeszłoÊci.
prof. dr hab. Paweł Wieczorkiewicz
76
August Grabski, Lewica przeciwko Izraelowi. Studia o
˝ydowskim lewicowym antysyjonizmie, Warszawa
2008, ss. 220, cena 22 zł
O ile˝ łatwiej rozwiàzywałoby si´ ró˝ne problemy mi´dzy ludêmi, gdyby zawsze tylko po jednej stronie le˝ała
cała wina, a druga nie zbrukałaby si´ nigdy ani jednym
haniebnym czynem. Niestety, Êwiat jest skonstruowany
inaczej, a mi´dzy czernià i bielà mamy do czynienia z
całà gamà szaroÊci. W pewnym sensie nie inaczej jest z
konfliktem izraelsko-palestyƒskim, jak˝e cz´sto upraszczanym i spłycanym. Ksià˝ka Augusta Grabskiego Lewica
przeciwko Izraelowi. Studia o ˝ydowskim lewicowym antysyjonizmie pokazuje, z jakà niesamowità iloÊcià niuansów mamy w gruncie rzeczy do czynienia w tym sporze.
Wbrew wra˝eniu, jakie mo˝na wynieÊç ze Êledzenia przekazów mass-mediów, dotyczàcych konfliktu, ani ˚ydzi, ani Palestyƒczycy nie stanowià jednego, zwartego, zgadzajàcego si´ w ka˝dym calu bloku. Niejednego czytelnika zadziwià informacje na temat
wysiłku niektórych organizacji ˝ydowskich, walczàcych o... prawa Palestyƒczyków. Niestety, nie nagłaÊnia si´ inicjatyw takich jak np. demonstracja antywojenna w Tel Awiwie
z 5 sierpnia 2006 roku, podczas tak zwanej drugiej wojny libaƒskiej. Nie mówi si´ zbyt
wiele o ˝ołnierzach, którzy nie zwa˝ajàc na konsekwencje odmawiajà słu˝by na Terenach Okupowanych. A kto z nas słyszał o III Intifadzie – biernym oporze przeciw budowie muru, oddzielajàcego Palestyƒczyków od Izraela?
Autor przedstawia poglàdy licznych ugrupowaƒ lewicowych, z czego one same niejednokrotnie zasadniczo ró˝nià si´ mi´dzy sobà. Wielu ludzi próbowało bowiem odpowiedzieç na bardzo trudne pytania, dotyczàce izraelskiej paƒstwowoÊci jak choçby:
jaki powinien byç statut j´zyka hebrajskiego a jaki j´zyka jidysz? Czy powinno si´
stworzyç oddzielne paƒstwo dla Palestyƒczyków? Czy Izrael powinien pozostawaç z
takim paƒstwem w federacji? Co zrobiç z uchodêcami palestyƒskimi? Czy działania
Izraela nie przypominajà polityki RPA za czasów apartheidu? Bardzo interesujàcy jest
tak˝e jeden z tekstów umieszczonych w Aneksach, tj. „Naród? Jaki naród?” (autor:
Uri Avnery). Opowiada on o tym, dlaczego w dokumentach wydawanych przez izraelskie Ministerstwo Spraw Wewn´trznych mo˝na w rubryk´ narodowoÊç wpisaç
rosyjskà czy francuskà, a nawet chrzeÊcijaƒskà czy muzułmaƒskà, natomiast nie
mo˝na wpisaç... izraelskiej (!).
Bogactwo literatury, z której korzystał autor, w tym tej w j´zyku jidysz, pozwala mieç
poczucie, i˝ dotarł on do samego êródła przedstawianych zagadnieƒ, nieprzefiltrowanego przez takie czy inne poglàdy. Szeroki kontekst historyczny ułatwia Êledzenie
˝ydowskiego ruchu lewicowego w logicznym, podporzàdkowanym chronologii rytmie. Na marginesach ksià˝ki znajdujà si´ tak˝e rysunki z ró˝nych gazet organizacji
˝ydowskich, plakaty, grafiki.
77
Jednym słowem jak najbardziej warto przeczytaç. Zwłaszcza jeÊli chce si´ poszerzyç
swoje spojrzenie na konflikt izraelsko-palestyƒski o jeszcze jednà, ciekawà perspektyw´, która choç byç mo˝e nie ułatwi zrozumienia jego skomplikowanej natury czy
znalezienia rozwiàzania, da czytelnikowi pewne poczucie nadziei i wiary w to, ˝e
ludzie mogà działaç solidarnie niezale˝nie od swojego pochodzenia.
Marta Minakowska, Arabia.pl
W sytuacji, gdy dyskurs antysyjonistyczny jest cz´sto przedmiotem nadu˝yç ze
strony lewicowych antysemitów (dziÊ obecnych zwłaszcza w ruchu antyglobalistycznym), podj´cie tematu krytyki paƒstwa Izrael przez ró˝ne ˝ydowskie organizacje
wydaje si´ szczególnie ciekawe. Autor pokazał bowiem subtelnà, ale wyraênà ró˝nic´ mi´dzy zastrze˝eniami wobec projektu syjonistycznego i rzeczywistoÊci Paƒstwa Izrael wywodzàcymi si´ z ró˝nych nurtów lewicy ˝ydowskiej a tendencjami
do stygmatyzacji izraelskich ˚ydów czy ˚ydów w ogóle, które to tendencje były
obce ˝ydowskim lewicowcom.
prof. Jean-Charles Szurek, Uniwersytet Pary˝ X
Piotr Kendziorek, Antysemityzm a społeczeƒstwo
mieszczaƒskie. W kr´gu interpretacji neomarksistowskich, Warszawa 2005, ss. 303, cena 22 zł.
Wbrew temu, co mógłby sugerowaç zbyt skromny
podtytuł pracy, nie ogranicza si´ ona bynajmniej do
prezentacji stanowisk zajmowanych w Êwiatowej literaturze dotyczàcej antysemityzmu i Zagłady, lecz przynosi nowà, oryginalnà propozycj´ intelektualnà. Autor
nie tylko zatem przenosi na grunt polski echa dyskusji
toczàcej si´, jak dotychczas, przy niewielkim udziale
polskiej humanistyki, lecz wst´puje w spór – jak równy
z równym – z całà plejadà koryfeuszy zachodnioeuropejskiej humanistyki.
doc. dr hab. Włodzimierz Ługowski
Ksià˝ka jest pierwszà w Polsce i jednà z nielicznych w literaturze Êwiatowej próbà
pogł´bionej refleksji nad społecznym sensem nowoczesnych wyobra˝eƒ antysemickich w kontekÊcie zarówno ogólnej teorii społeczeƒstwa, jak i splotu antysemityzmu
z innymi ideologiami (takimi jak m.in. socjaldarwinizm, rasizm, nacjonalizm, antysocjalizm czy antyfeminizm).
Takie podejÊcie badawcze wynika z przekonania autora, ˝e ideologemy antysemickie
zawsze sà (mniej lub bardziej kluczowym) aspektem szerszego obrazu Êwiata
i właÊnie rodzaj ich powiàzania z innymi ideologemami (o charakterze nacjonalis78
tycznym, antykomunistycznym itd.), wraz ze spełnianymi przez nie w ró˝nych konstelacjach historycznych funkcjami społecznymi, decyduje o efektywnoÊci antysemityzmu jako wiarygodnego dla okreÊlonych grup instrumentu interpretacji
rzeczywistoÊci społecznej.
Autor rozwija t´ tez´ głównie na przykładzie ideologii nazistowskiej, wskazujàc na
jej êródła tkwiàce w dominujàcej formacji ideologicznej społeczeƒstwa mieszczaƒskiego (głównie w epoce klasycznego imperializmu), co nadawało werbalnie „antymieszczaƒskiemu” wymiarowi projektu społecznego faszyzmu charakter swoistego
konformistycznego „ekstremizmu drobnomieszczaƒskiego”.
(Ze wst´pu)
Urszula Ługowska,
Boom kokainowy w Ameryce Łaciƒskiej. Casus Boliwii.
Trio, Warszawa 2002, ss. 220
cena: 15 zł
Zajmujàcà, uciekajàca od stereotypów i banału praca,
która obok solidnie podanej faktografii obala nasze wyobra˝enia o narkotykowym półÊwiatku czerpane z
amerykaƒskich thillerów. Któ˝ bowiem pami´ta, ˝e
uprawa koki to nie tylko êródło bajecznych dochodów
narkotykowych donów, ale i jedyne êródło utrzymania
andyjskich chłopów n´dzarzy? ˚e brutalna walka z
narkotykowym przemysłem to cz´sto pretekst do trzymania biednych społeczeƒstw Trzeciego Âwiata za
twarz, usprawiedliwienie politycznej przemocy i represji? ˚e rewersem antynarkotykowych interwencji USA w Ameryce Łaciƒskiej jest polityczna kontrola regionu –
zgodnie z interesami supermocarstwa?
Autorka pokazuje, ˝e istniejà alternatywne sposoby wykorzystania narkoupraw, np.
poprzez sensowne inwestycje na andyjskiej wsi (zamiast nieprzytomnych inwestycji
w broƒ i agendy do zwalczania narkoprzemysłu) i reorientacj´ wiejskiej produkcji.
W ksià˝ce znajdziemy te˝ Êlady debaty o legalizacji narkotyków toczàcej si´ i na Zachodzie, i w Ameryce Łaciƒskiej. Zwolenników legalizacji znajdziemy zarówno
wÊród apostołów twardej prawicy liberalnej (Milton Friedman) jak i anarchizujàcej
lewicy (Noam Chomsky). Mnie dêwi´czy w uszach cytowane przez Fernando Savatera powiedzenie Chestertona przeciwko wrogom pubów: „Wol´ Angli´ wolnà ni˝
trzeêwà”. Eksperyment legalizacji narkotyków wydaje si´ nie tak odległy. I uderzy
nie tylko w narkobaronów, ale przeora społeczeƒstwa, które ˝yjà z produkcji narkotyków. Byç mo˝e czasy nielegalnych narkotyków b´dziemy kiedyÊ wspominaç jak
prohibicj´ w USA? A mo˝e nawet – jak sàdzi Savater – pot´piaç z odrazà jak niewolnictwo i kanibalizm?
Artur Domosławski („Gazeta Wyborcza”)
79
Sednem wywodu Ługowskiej sà dwie kwestie. Po pierwsze, kokainowy boom w Boliwii
to efekt gospodarczej marginalizacji i „rozwoju zale˝nego” tego kraju. Koka to podstawowy produkt kolejnego krótkiego cyklu gospodarczego – biedny, rzàdzony przez oligarchi´ i podporzàdkowany przez mi´dzynarodowy kapitał kraj, mo˝e podà˝aç jedynie
drogà eksploatacji surowcowej i wytwarzania nisko przetworzonych dóbr, na które istnieje popyt w krajach bogatych, nie mogàcych lub nie chcàcych samodzielnie zaspokoiç go w oparciu o własnà produkcj´. Gdy w danym kraju zale˝nym koƒczy si´ popyt
na jeden taki produkt eksportowy, chcàc w ogóle przetrwaç, musi on szybko znaleêç
inne, podobne êródło dochodów. W Boliwii po krachu gospodarki nastawionej na eksploatacj´ złó˝ cyny, na scen´ wkroczyła koka.
Po drugie, autorka obna˝a hipokryzj´ mechanizmu „walki z narkotykami”. Polega on
niemal wyłàcznie na niszczeniu upraw krzewu koki, bez przejmowania si´ losem osób,
którym zaj´cie to zapewniało podstawy bytu. Bogate kraje sà zadowolone, ˝e powierzchnia upraw maleje, bo mniej narkotyków trafia na ich rynek wewn´trzny, majà one te˝
wy˝szà cen´, co ogranicza spo˝ycie. Dolà boliwijskich wieÊniaków, b´dàcych wrogiem
własnego rzàdu oraz pozbawionych êródła dochodu, nikt si´ nie interesuje – nie oferuje
si´ im ˝adnych sensownych alternatyw, a „pomoc finansowa” dla Boliwii nie jest przeznaczana na jakiekolwiek formy wsparcia ofiar tego procederu. Trudno si´ zatem dziwiç,
˝e cały proces albo przybiera postaç walki z wiatrakami (pozbawieni êródła dochodu
chłopi zakładajà nowe uprawy koki w trudno dost´pnych regionach), albo prowadzi do
kolejnych, coraz wi´kszych tragedii (na bezsilny gniew biedaków jedynà odpowiedzià
rzàdu jest przemoc, wi´zienia i morderstwa).
I tylko w odległych metropoliach pierwszego Êwiata to wszystko odbija si´ coraz mocniejszà czkawkà – rosnàcà liczbà narkomanów. JakaÊ sprawiedliwoÊç byç musi. Szkoda
tylko, ˝e tak tragiczna w skutkach – w Nowym Jorku, Amsterdamie i górach Boliwii...
Remigiusz Okraska („Obywatel”)
Piotr Kendziorek
Biblioteka „Dalej!”
Warszawa 2007
LENIN I REWOLUCJA
O próbie nowego odczytania pism Lenina
przez Slavoja Žižka
Piotr Kendziorek,
Lenin i Rewolucja. O próbie nowego odczytania pism
Lenina przez Slavoja Žižka.
Biblioteka «Dalej!» Warszawa 2007, ss. 40, cena: 8 zł
Min´ły czasy, gdy kapitalistyczna propaganda sukcesu
sprzedawała si´ w Polsce jak Êwie˝e bułeczki. Coraz
wi´cej ludzi zdaje sobie spraw´ ze skali problemów
socjalnych w Polsce, setki tysi´cy dało nog´ z kraju na
zarobkowà emigracj´, wi´kszoÊç Polaków uwa˝a za
nonsens udział polskich ˝ołnierzy w Iraku i Afganistanie i nie godzi si´ na amerykaƒskà tarcz´ antyrakie-
80
towà, a nawet zaczyna dostrzegaç dramatyczne rozdarcie Êwiata na bogatà Północ
i biedne Południe.
Ukazanie si´ ksià˝ki Slavoja Žižka „Rewolucja u bram. Pisma Lenina z roku 1917” w
polskich realiach otworzyło nowy etap w dyskusji nad tymi zagadnieniami. Nie chodzi
tu ju˝ o samà kwesti´ oceny tzw. realnego socjalizmu z perspektywy idei demokratycznego socjalizmu czy ukazanie scenariusza uwłaszczenia nomenklatury partyjno-paƒstwowej. Tym razem spór dotyczy oceny leninizmu jako pewnego zespołu idei i typu
postawy politycznej, które mogłyby inspirowaç socjalistów w XXI wieku.
Mamy nadziej´, ˝e przedkładany przez nas czytelnikom tekst, mimo (a mo˝e właÊnie
na skutek) swojej kontrowersyjnoÊci, mo˝e słu˝yç klaryfikacji tych zagadnieƒ, które w
kr´gu radykalnej lewicy cz´stokroç sà przedmiotem emocjonalnych gestów prostej
identyfikacji z tradycjà marksizmu bolszewickiego bàdê jego totalnego odrzucenia. Dla
nas jako redaktorów pisma «Dalej!» debata ta ma szczególne znaczenie ze wzgl´du na
naszà własnà genealogi´ ideowà i to˝samoÊç politycznà, dla której tradycja antyautorytarnego marksizmu pozostaje zasadniczym punktem odniesienia.
(Ze wst´pu)
Twórz informacyjną alternatywę!
Bur˝uazja ma swojà telewizj´ – my mamy nasze filmy na youtube. Zobacz filmy agencji Copyleft, pokazujàce lewicowe demonstracje i protesty społeczne w Polsce.
Wejdê na:
http://www.youtube.com/user/krikritad
81
Dalej!
p i s mo socjalistyczne
«Dalej!» jest pluralistycznym pismem socjalistycznym.
Działamy na rzecz jedności polskiej lewicy antykapitalistycznej.
Utrzymujemy kontakty z zagranicznymi organizacjami
lewicowymi – zwłaszcza z działaczami Czwartej Międzynarodówki i Alliance for Workers Liberty.
W naszej wizji lewicowości kładziemy nacisk na swobodną dyskusję, niehierarchiczność i demokratyczne podejmowanie decyzji. Bierzemy udział w akcjach w
obronie praw pracowniczych, bezrobotnych, przeciwko
wojnie, w obronie praw kobiet i mniejszości seksualnych.
Pod pojęciem rewolucji rozumiemy masowy, demokratyczny ruch ludzi pracy dążący do ustanowienia rządu
pracowniczego.
Jeśli takie ideały są ci bliskie
– zapraszamy do współpracy!
ADRESY:
Kontakt internetowy:
[email protected]
Strona www: http://pismodalej.pl
Adres pocztowy:
Dalej! PO Box 76,03-912 Warszawa 33

Podobne dokumenty

Nie płakaliśmy po Kaczyńskim…

Nie płakaliśmy po Kaczyńskim… zdrowia, emerytur, uczelni i kamienic wraz z lokatorami. Niestety, tym akurat nie był zainteresowany. Podczas gdy o historii Lech Kaczyƒski mógł mówiç w nieskoƒczonoÊç, w sprawach polityki socjalne...

Bardziej szczegółowo