A BOGATY NIECH SOBIE PŁACI

Transkrypt

A BOGATY NIECH SOBIE PŁACI
12
WSPÓŁORGANIZATOR
AKCJI
Czwartek 11 lutego 2010 Gazeta Wyborcza www.wyborcza.pl
+
+
LECZYĆ PO LUDZKU
Akcja społeczna „Gazety” oraz Instytutu Praw Pacjenta
i Edukacji Zdrowotnej
MAŁGORZATA KOLIŃSKA-DĄBROWSKA
Anna z Warszawy: – Mam najdroższą kartę renomowanej kliniki.
Uprawnia mnie ona m.in. do korzystania z oddzielnej recepcji dla VIPów. Niedawno przyjeżdżam do kliniki, mijam tłum zwykłych klientów i kieruję się do strefy uprzywilejowanej.
Otwieram drzwi, a tam... taki sam tłok!
Skoro prawie każdy jest VIP-em, to już
nikt nie jest VIP-em.
Najzamożniejsi coraz częściej leczą się za granicą. Niektóre firmy medyczne, np. Medicover, mają w ofercie leczenie nawet w amerykańskich
prywatnych szpitalach.
BARTOSZ BOBKOWSKI
Gdy nawet złota
karta nie pomaga
Czy płacąc co miesiąc
abonament,
zapomnimy
okolejkach
do lekarza? Nic ztego.
Rosnąca popularność
prywatnej opieki
medycznej powoduje
pogorszenie
standardów obsługi
dam, menedżer firmy informatycznej z Warszawy,
wspomina, jak to 12 lat temu zaczynał pracę w dużej
zachodniej korporacji. Jako członek ścisłego kierownictwa dostał wtedy kartę cenniejszą nawet niż
kredytowa – kartę VIP do prywatnej
kliniki. – Gdy tylko zadzwoniłem, mogłem wybrać sobie lekarza oraz dogodny dla siebie termin wizyty. Rzecz
nie do pomyślenia w publicznej służbie zdrowia – opowiada Adam. – Raz
potrzebowałem przedłużyć receptę. Lekarz przywiózł mi ją do domu!
Dziś – gdy kartę do tej kliniki mają nie tylko kierownicy, ale również
wszyscy pracownicy firmy, nawet
sprzątaczki – pan Adam musi się pofatygować po receptę sam. Może jednak zlecić jej wypisanie przez telefon.
Będzie czekała na niego w recepcji.
A
Prywatni nie lubią ryzyka
Niemal połowa polskich rodzin korzysta z prywatnej opieki zdrowotnej
opłacanej z własnej kieszeni lub z abonamentu opłacanego w całości lub częściowo przez pracodawcę. To konkluzja raportu „Diagnoza społeczna 2009”.
Według Ministerstwa Zdrowia rocznie wydajemy na prywatne leczenie
ponad 12 mld zł. Dla porównania: roczny budżet NFZ to ok. 54 mld.
– Zrozumieliśmy, że nasze bezpieczeństwo zdrowotne jest zagrożone,
i dlatego musimy korzystać z systemu
alternatywnego do NFZ – ocenia Maciej Dercz, ekspert Instytutu Spraw
Publicznych.
Boom na prywatne przychodnie,
kliniki i szpitale rozpoczął się w połowie lat 90. Wtedy pojawiły się między
innymi takie sieci, jak: Medicover, Lux
Med i Enel Med.
Grupa Lux Med, która skupia też placówki działające pod marką LIM, Medyca Rodzinna i Promedis, pod koniec
2009 r. obsługiwała ponad milion pa-
cjentów, którzy sami wykupili abonament albo opłacił go im zakład pracy.
Do tego dochodzą klienci, którzy płacą
za pojedyncze wizyty czy badania. Ich
liczba jest trudna do oszacowania.
Wiele osób wykupuje abonamenty nie bezpośrednio w firmach medycznych, ale w ubezpieczeniowych.
To wszystko powoduje, że recepcje
prywatnych przychodni wydają się
nie mniej zatłoczone niż te w państwowych placówkach.
– Dziura w systemie publicznej
opieki zdrowotnej jest tak ogromna,
że prywatne placówki nie są w stanie
jej zapełnić. Firmy otwierają coraz to
nowe filie, ale to wciąż mało. Na rynku jest mało doświadczonych lekarzy
– wyjaśnia Maciej Dercz.
Marta, mama małego Krzysia, opowiedziała nam, jak to w sobotę nad ranem wezwała lekarza na pilną wizytę
domową: – Pani doktor dotarła do nas
dopiero po 14 godzinach. Zamiast badać synka, odbierała telefony zdenerwowanych pacjentów i na kolanie notowała kolejne adresy. Ktoś krzyczał do
słuchawki, że skoro ma złotą kartę, to
żąda natychmiastowej wizyty. Potem
dzwonił inny zkartą diamentową, droższą, a więc pilniejszą. Tacy jak my, ze
zwykłą kartą, spadali na koniec listy.
Prywatna opieka medyczna pozwoli
nam szybciej i wygodniej zrobić podstawowe badania i skorzystać z konsultacji lekarskiej. Szybko i dobrze zoperuje nam kolano, prostatę, powiększy piersi, wstawi protezę biodra. Prywatna firma pomoże nam podnieść
jakość życia i zachować zdrowie.
Nie wyleczy nas jednak z nowotworu, nie przyjmie po zawale. Nie zrobi niczego, co wiąże się ze zbyt dużym
ryzykiem lub wydatkami.
Dotyczy to nawet porodu. W znanej klinice w Warszawie poród siłami
natury kosztuje ponad 9 tys. zł, cesarskie cięcie – ponad 10 tys. zł. Jednoosobowe pokoje, pięknie wyposażone,
stała opieka lekarzy, położnych, znieczulenie – marzenie każdej rodzącej.
Ale gdy dzwonimy na infolinię, słyszymy: – Nie prowadzimy i nie przyjmujemy porodów z ciąż zagrożonych.
Nie mamy oddziału intensywnej opieki medycznej dla noworodków. Dlatego przy powikłaniach odwozimy
dziecko do publicznego szpitala położniczego.
Maciej Dercz z Instytutu Spraw
Publicznych: – Współpraca prywatnych centrów medycznych z publicznymi szpitalami i klinikami specjalistycznymi jest nieuregulowana.
Prywatne firmy nie chcą ponosić negatywnych konsekwencji złego zdiagnozowania pacjenta i dążą do zminimalizowania ryzyka wystąpienia
powikłań. Dlatego często, choć oferują jakąś usługę, to w przypadku komplikacji odsyłają pacjenta do szpitala
publicznego. A ten i tak musi przyjąć
każdego, kogo życie jest zagrożone.
I może być tak, że operacja zaczęta
w prywatnej klinice, skończy się
w szpitalu publicznym.
WSPÓŁPRACA DARIUSZ BRZOSTEK
rych dochód mieści się w górnej
ćwiartce dochodów. Korzystanie
z prywatnego lekarza nie wyklucza
korzystania z systemu publicznego.
Można nawet powiedzieć, że ludzie
z wielkich miast i najzamożniejsi również często leczą się w ramach ubezpieczeń.
Dwa razy rzadziej korzystają z prywatnego leczenia ludzie o niskich dochodach. Ale w ciągu ostatnich dwóch
lat ich liczba wzrosła o 6 proc.
Najczęściej Polak chodzi prywatnie do specjalistów i robi sobie badania. Ponieważ od kilku już lat kolejki
do specjalistów i badań w systemie
ubezpieczeniowym rosną, trudno się
dziwić, że ten, kto więcej zarabia, woli zapłacić nawet kilkaset złotych, by
wcześniej uzyskać diagnozę.
Ale jeśli po postawieniu diagnozy
choroba wymaga leczenia szpitalnego, nawet zamożni korzystają z systemu publicznego. Abonamenty firm
obejmują najczęściej leczenie pozaszpitalne, a zresztą zaledwie 5 proc.
społeczeństwa ma abonamenty – głównie mieszkańcy wielkich miast. Zamożne firmy, które dają takie bonusy
swoim pracownikom, dały je już wcześniej, a kryzys nie służy rozwojowi abonamentów.
Szpitali leczących prywatnie jest
tak mało, że chorych nawet nie ujmują statystyki. Są za drogie dla indywidualnego pacjenta, a rynek dodatkowych ubezpieczeń prawie nie istnieje.
Kolejki do prywatnych usług medycznych biorą się stąd, że w syste-
mie publicznym nastąpiło pogorszenie. Jeszcze nie tak wielkie, by
prywatni inwestorzy zdecydowali
się wyłożyć wielkie pieniądze, by poszerzyć swoją bazę. Ale jeśli komfort
usług w prywatnym sektorze wyraźnie się pogorszy, odpłyną z niego
klienci.
Odnoszę wrażenie, że wzrost kolejek do prywatnych specjalistów to
celowy zamysł władz organizujących
system zdrowia. Dopuszczając do tego, że coraz trudniej się leczyć i coraz
dłużej trzeba na to leczenie czekać,
państwo chce zachęcić najlepiej sytuowanych do odpłynięcia poza system
ubezpieczeniowy. Chce stworzyć przestrzeń do rozwoju prywatnych ubezpieczeń. Tylko dlaczego nikt się do tego nie przyznaje? Uśmiech rejestratorki
Gdy rozmawiamy z pacjentami prywatnych klinik w Warszawie, wysłuchujemy tylu narzekań, że aż trudno
uwierzyć, że posiadacze kart VIP iabonamentów jeszcze z nich nie zrezygnowali i nie wrócili do swoich rejonowych przychodni na kontrakcie
NFZ.
Maria z Warszawy: – Kilka lat temu wizyta w prywatnej klinice przypominała zakupy w sklepie „za żółtą firanką” w czasach PRL-u. Rzecz
niedostępna dla wszystkich, kosztowna i oczywiście mocno pożądana. Teraz stała się tylko kosztowna.
Powód rozczarowana: – Myślałam, że płacąc z własnej kieszeni,
ucieknę przed kolejkami. A muszę
czekać na wizytę u lekarza specjalisty nawet kilka tygodni!
Dlaczego więc nie zrezygnuje
z abonamentu? – Kolejka w prywatnej klinice i tak jest krótsza niż w rejonowej przychodni.
– Dzisiaj ludzie denerwują się, gdy
muszą poczekać nawet parę minut
– zwierza się Magdalena, która rejestruje pacjentów w jednej z obleganych prywatnych klinik. – Teraz każdy, kto trochę więcej zarabia, wykupuje sobie podstawowy abonament.
Dziś nie widuję u nas już znanych aktorów i piosenkarzy. Mamy takich
samych pacjentów jak w publicznych
placówkach. Ale ponieważ płacą, mają dużo wyższe wymagania. Wizyta
Prywatne kliniki unikają ryzyka, dlatego bywa, że operacja zaczęta w prywatnej klinice, skończy się w szpitalu publicznym
– mówi dr Maciej Dercz, specjalista prawa ochrony zdrowia, ekspert Instytutu Spraw Publicznych
Kogo stać, ten płaci
49 proc.
rodzin w Polsce płaci z własnej
kieszeni za usługi zdrowotne
5 proc.
rodzin korzysta ze stałego
abonamentu na prywatne
usługi zdrowotne
526 zł
wydaje przeciętnie rodzina w ciągu
trzech miesięcy na leczenie
i badania ambulatoryjne –
to o 74 proc. więcej niż w 2005 r.!
378 zł
wydaje przeciętnie rodzina
w ciągu trzech miesięcy
na lekarstwa – to o 23 proc.
więcej niż w 2005 r.
KOMENTARZ
A BOGATY NIECH
SOBIE PŁACI
ELŻBIETA CICHOCKA
Od dziesięciu lat, od kiedy ukazuje
się „Diagnoza społeczna”, dowiadujemy się, że rośnie liczba ludzi, którzy leczą się za własne pieniądze. Rośnie nie dynamicznie, ale stale. Czy
istnieje jakaś granica naszych możliwości? Czy też system prywatny
będzie się jeszcze bardziej rozwijał?
Polak w ogóle leczy się często.
W ciągu roku prawie w każdej rodzinie (92 proc.) ktoś korzystał z usług
przychodni czy szpitala w ramach
ubezpieczenia. Od kilku lat rośnie również liczba rodzin płacących z własnej
kieszeni – dziś to 49 proc.
Kto i dlaczego leczy się prywatnie? Najczęściej ludzie zamożni – za
leczenie płaci 65 proc. rodzin, któ-
ma być na już, wynik badania za pięć
minut, a my mamy się uśmiechać.
Czy wyszkolony uśmiech młodej
rejestratorki to dziś jedyny wyróżnik
prywatnej opieki zdrowotnej?
Już każdy jest VIP-em
1
Leczyć po ludzku 13
www.wyborcza.pl Gazeta Wyborcza Czwartek 11 lutego 2010
+
+
Czytaj jutro: Czeska lekcja
Nasza strona w internecie: Wyborcza.pl/leczyc
Pacjenci nie lamentowali, tylko pokornie dopłacali do wizyt u lekarza, recept i pobytu w szpitalu. Dzięki temu znacząco
zmniejszyły się kolejki. Ale kiedy przyszły wybory, Czesi zagłosowali na tych, którzy opłaty obiecali znieść.
Nasz e-mail: [email protected]. Pisz też na: „Leczyć po ludzku”,
„Gazeta Wyborcza”, ul. Czerska 8/10, 00-732 Warszawa
Kolejki – końca nie widać
Skąd się biorą? I dlaczego jeszcze się wydłużą?
Na leczenie Polaków
NFZ wyda w tym roku
54 miliardy złotych.
To ponad dwa i pół
razy więcej pieniędzy,
niż miały
do dyspozycji kasy
chorych 11 lat temu.
Dlaczego więc kolejki
nie znikają?
JUDYTA WATOŁA
1
Choć na ochronę zdrowia wydajemy dużo więcej niż kiedyś, to
wciąż za mało. Kiedy w 1999 r. po-
wstały kasy chorych, ich łączny budżet wynosił 21 mld zł. Dodatkowy
miliard dorzucało Ministerstwo
Zdrowia na tzw. procedury wysokospecjalistyczne. W tym roku budżet NFZ wyniesie ponad 54 mld zł.
Nawet uwzględniając inflację czy
podwyżki dla lekarzy i pielęgniarek
w ostatnich latach – wzrost wydatków jest znaczący. Wciąż jednak nasze składki na powszechne ubezpieczenie zdrowotne są niższe niż
w innych krajach Unii Europejskiej,
także tych, które weszły do niej razem z nami (np. Czesi płacą o połowę wyższą składkę niż my).
2
Polacy dłużej żyją, są coraz starsi i częściej potrzebują opieki
medycznej. Statystyczna Polka żyje
średnio o cztery lata dłużej niż 20 lat
temu, statystyczny Polak – o pięć. Średnia długość życia rośnie także dlatego, że mimo wszystko mamy lepszy
dostęp do leczenia niż kiedyś.
W 1990 r. osoby po 60. roku życia stanowiły 15 proc. społeczeństwa, dziś
– już 18 proc. Im jesteśmy starsi, tym
częściej potrzebujemy opieki – świadczą o tym choćby kolejki do wszczepienia endoprotezy czy soczewek
u chorych z zaćmą. Rzesze pacjentów
czekają też na miejsca w zakładach
opiekuńczych.
3
Im szerszy dostęp do leczenia,
tym więcej chorych z niego korzysta. Lekarze rozszerzają kwalifi-
kacje do leczenia. Przykład: kiedy stacji dializ było niewiele, w ogóle nie kierowano na zabiegi pacjentów chorych
na cukrzycę. Dziś większość dializowanych to właśnie diabetycy. – To dobrze, że wszystkie osoby potrzebujące dializ mają do nich dostęp. Powstało
wiele prywatnych stacji dializ. Choć
strat nie przynoszą, ich szefowie wciąż
narzekają na niskie stawki, stwarzając
w mediach wrażenie jakiegoś niedoboru i krzywdy wyrządzanej chorym
– tłumaczy Andrzej Sośnierz, były prezes NFZ, dziś wiceprzewodniczący
sejmowej komisji zdrowia (PiS).
4
Choć według minister zdrowia
NFZ wyda w tym roku na leczenie tyle samo, ile w zeszłym, to jednak
wyda mniej. Fundusz dostał bowiem
więcej zadań, m.in. bardzo kosztowne terapie niezwykle rzadkich chorób.
Skutek: kontrakty dla szpitali zostały
obcięte w stosunku do zeszłorocznych
średnio o kilka procent, dla lekarzy
specjalistów – o jedną dziesiątą, dla
pracowni diagnostycznych (tomografia, rezonans) – o jedną piątą, a dla dentystów w niektórych oddziałach funduszu – nawet o jedną trzecią. W takiej
sytuacji kolejki muszą rosnąć.
poradniami, a później także niewielkimi szpitalami zajmującymi się
względnie prostymi zabiegami chirurgicznymi, np. usunięciem żylaków. Wydawało się, że prywatne lecznice odciążą specjalistyczne szpitale i kliniki. Tak się jednak wcale nie
stało. – Z żylaków zrobiono kopalnię
chorych. Oczywiście rzesze pacjentów wreszcie doczekały się leczenia,
ale doszło też nowe zjawisko. Zaczęto wycinać żylaki na raty, w odcinkach po kilka centymetrów, żeby dostać pieniądze nie za jeden zabieg, ale
za kilka – odpowiada Sośnierz, wtedy szef Śląskiej Kasy.
Inny przykład: Zamiast zlecić pacjentowi wszystkie badania naraz, wysyła się go co wizytę na nowe badanie.
Specjaliści tłumaczą, że NFZ płaci im
za mało za jedną wizytę, więc chcą sobie to odbić, przyjmując pacjenta kilka razy. Fundusz stara się ukrócić te
praktyki i dziś płaci więcej za poradę
powiązaną z badaniami.
5
NFZ szuka oszczędności, utrudniając czasami pacjentom dostęp
do leczenia. Przykład z ostatnich ty-
godni: w tym roku Fundusz zabrał lekarzom rodzinnym prawo do wypisywania skierowań na tomografię komputerową. Mogą na nią kierować tylko
specjaliści, co pewnie zmniejszy liczbę skierowań, a tym samym NFZ mniej
wyda na te badania (choć jednocześnie
będzie musiał zapłacić za dwie wizyty, a nie jedną – patrz punkt 7).
Inny przykład: w zeszłym roku
dopiero po serii artykułów w „Gazecie” NFZ wycofał się z pomysłu, by
ciężkie postaci nadciśnienia można
było leczyć tylko w szpitalach, gdzie
na etacie jest dwóch specjalistów
z dziedziny hipertensjologii. Wydając takie zarządzenie, prezes NFZ
wziął pod uwagę zdanie trzech profesorów związanych z Polskim Towarzystwem Nadciśnienia Tętniczego. Nie wziął jednak pod uwagę, że
co roku do szpitali trafiają dziesiątki tysięcy chorych z ciężkim nadciśnieniem, a specjalistów hipertensjologów jest w całym kraju ledwie
setka, przy czym w niektórych województwach nie ma ani jednego.
Pa7wizytycjenci,
nie mogąc doczekać się
czy zabiegu, zapisują się na
Sami pacjenci mnożą kolejki.
leczenie w kilku placówkach naraz.
Nikt nie wie, ilu dokładnie ich jest,
bo NFZ sprawdza tylko cztery kolejki: na zabiegi wszczepienia endoprotezy stawu kolanowego, stawu
biodrowego, operacje zaćmy i balonikowanie (szpitale, które je przeprowadzają, muszą wysyłać listy
z numerami PESEL chorych). I co
się okazuje? Kilkanaście procent pacjentów czekających na endoprotezy zapisało się do kilku kolejek naraz. Rekordzista ze Śląska był aż
w siedmiu. Teoretycznie pacjent ma
obowiązek zawiadomić szpital, że re-
6Śląska Kasa Chorych jako pierwsza
Szpitale i poradnie mnożą wizyty, by więcej wycisnąć z NFZ.
w kraju zaczęła podpisywać na szeroką skalę kontrakty z prywatnymi
Pacjentów księga skarg iwniosków
1
Światowy Dzień Chorego to doroczna okazja do spotkania pacjentów z organizatorami ochrony zdrowia. Wczoraj z przedstawicielami
stowarzyszeń pacjentów spotkali się
w Warszawie wiceministrowie zdrowia Marek Twardowski i Jakub Szulc,
oraz prezes NFZ Jacek Paszkiewicz.
Pacjenci pytali: – Dlaczego leki,
które w innych krajach Unii Europejskiej zaliczane są do standardowej terapii raka, u nas podawane są
bardzo niewielkiej grupie chorych
jako terapia niestandardowa?
Odpowiedź: – Bo nie jesteśmy tak
zamożni jak kraje zachodnie.
Problem terapii niestandardowej
wzbudził największe emocje. Prezes
NFZ oznajmił, że dotyczy on bardzo
niewielkiego odsetka chorych na raka. Co roku w Polsce leczy się 300
tys. pacjentów onkologicznych, a tylko 4 tys. kwalifikuje się do terapii nie-
JACEK ŁAGOWSKI
Chociaż każdy
z pacjentów zadawał
pytanie dotyczące jego
choroby, to ministrowie
najczęściej odpowiadali:
– Tak, ale nie mamy
pieniędzy
Spotkanie stowarzyszeń pacjentów z władzami Ministerstwa Zdrowia i NFZ
w hotelu Kyriad w Warszawie
standardowej wskutek nietypowego
przebiegu choroby.
– Taka terapia wydłuża średni okres
przeżycia tylko o 60 dni – powiedział
Jacek Paszkiewicz.
– Jestem żywym przykładem, że
chemia niestandardowa służy mi z dobrymi wynikami od kilku lat – ripostował na to jeden z chorych. Inna pacjentka opowiedziała, że pięć lat temu,
ale nie w Polsce, dostała dawkę chemii
niestandardowej i wyniki leczenia są
rewelacyjne.
Wiceminister Jakub Szulc wyjaśniał:– Wybory w ochronie zdrowia są
zawsze dramatyczne. Środki pieniężne w NFZ w kilkuletniej perspektywie
wzrosły, ale zawsze będzie ich za mało. Niezależnie, czy składka wyniesie
9 czy 13 proc. dochodów, pieniędzy zawsze będzie brakowało.
Inni chorzy zgłaszali swoje problemy.
Pytanie: – Dlaczego rząd nie dotrzymał obietnicy sprzed roku inie wpisał na listę leków analogów insuliny?
Minister Twardowski: – Nie ma możliwości policzenia, jaki byłby tego koszt.
Żaden z koncernów farmaceutycznych
nie mógł podać szacunków. Minister-
stwo oceniło, że kosztowałoby to 40
mln zł i decyzja zapadnie, jeśli będą
możliwości finansowe.
Ale wiceminister Twardowski doczekał się też pochwały od chorych
leczonych na astmę. Okazało się, że
wpisanie na listę leków łączonych, wygodniejszych dla pacjentów, sprawiło, że mniej ich musi trafiać do szpitali z powodu nagłego pogorszenia
zdrowia.
Stowarzyszenie chorych na celiakię chciałoby większej kontroli żywności bezglutenowej. Dla tych chorych
to właśnie dieta jest jedynym lekiem.
Stowarzyszenie wydało 10 tys. zł na
przebadanie żywności sprzedawanej
jako bezglutenowa i okazało się, że wiele środków spożywczych dziesięciokrotnie przekracza deklarowane przez
producenta normy glutenu.
– Zgłaszajcie każdy przypadek podejrzanej żywności do sanepidu – usłyszeli. – Nie sposób skontrolować
wszystkich producentów.
Po wysłuchaniu chorych na boreliozę wiceminister Twardowski obiecał, że zleci konsultantowi krajowemu
opracowanie standardu leczenia i diagnozowania boreliozy oraz zwróci się
do lekarzy rodzinnych, by ich uczulić
na wykrywanie tej choroby.
Organizatorem spotkania był Instytut Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej. ELŻBIETA CICHOCKA
zygnuje z zabiegu, bo zrobił go gdzieś
indziej. Robi tak jednak niewielu.
8
Weuropejskich
statystykach Polska jest powyżej śred-
Są tacy, którym nie zależy na tym,
by kolejki skrócić.
niej w liczbie zabiegów diagnozowania
iudrażniania naczyń wieńcowych wsercu. Jednocześnie w liczbie zabiegów
wykonywanych u chorych z zaburzeniami rytmu serca (np. wszczepianie
rozruszników) jesteśmy wogonie. Chorzy czekają na nie latami, nikt nie liczy,
ilu z nich umiera w tym czasie.
Dlaczego kolejki po rozruszniki
nie topnieją, chociaż NFZ wyceniał
je w ubiegłych latach kilkakrotnie wyżej od balonikowania? Tłumaczy znany śląski kardiolog: – Środowisku kardiologów inwazyjnych zależało na nowych lekarzach, którzy umieją wykonać na przykład balonikowanie, bo
dzięki temu ich dziedzina może się
rozwijać. Tymczasem wyszkolonych
elektrokardiologów umiejących wszczepiać rozruszniki wciąż jest mało,
a ich środowisku wcale nie zależy na
tym, by ta liczba rosła. Doszło do tego, że ośrodki na Śląsku chcące wyszkolić nowych elektrokardiologów
zaczęły wysyłać ich po naukę za granicę, bo miejscowych specjalistów
nie mogły się doprosić.
Inny przykład: Weźmy dwa ośrodki chirurgiczne. Pierwszy ma jedną
klinikę z ośmioma salami operacyjnymi, drugi ma trzy kliniki, ale sal łącznie też osiem. W ośrodku z trzema klinikami wykonuje się dwa razy więcej
operacji. Za to w ośrodku z jedną kliniką każdy, kto czeka na operację, przychodzi przez gabinet owianego sławą
ordynatora. Reszty wolimy się nie domyślać... AKCJA
LECZYĆ PO LUDZKU
Akcja „Leczyć po ludzku” trwa.
Piszemy o tym, jak znaleźć
najkrótszą kolejkę, komu zgłaszać
nieprawidłowości, jakie są główne
grzechy publicznej służby
zdrowia i czy korzystanie
z prywatnej opieki medycznej
jest jedynym wyjściem.
Prawdziwe historie, rozmowy
z ekspertami, reportaże
codziennie w „Gazecie” i na
wyborcza.pl/leczyc
Opowiedzcie swoją historię:
[email protected]
Nie udaje ci się zapisać
do lekarza lub na badanie?
Zgłoś to !
Biuro Rzecznika Praw Pacjenta
przyjmuje zgłoszenia drogą
elektroniczną:
[email protected],
albo telefonicznie
pod nr bezpłatnej infolinii
0-800 190 590
Biuro jest czynne od poniedziałku
do piątku w godz. 9-21