TV, dutki i literatura

Transkrypt

TV, dutki i literatura
Anatol Ulman
TV, dutki i literatura
„...cnocie i wstydowi
cenę ustawili...”
(„Odprawa...”)
Na spotkaniu z młodzieżą licealną, kiedy zmuszony byłem z bólem wyznać, żem literat ani
znany, ani znaczący, dziewuszka spytała, czy chciałem być pisarzem wybitnym? Jakżeby nie,
toż lepiej być wyjątkowym niż nie być, odrzekłem. No, to czy mógłbym jeszcze, choć o leciech,
o wybitność się postarać? Dziewko urodziwa, odpowiedziałem z Jana pożyczając, jeszczem
niezganiony, czosnek ma głowę białą a ogon zielony. Dutków daj, a wybitnym zostanę zrobiony
u narodu w sześć tygodni. Śmiali się wszyscy, bo dutki z dydkami pomylili, a mowa była o
rzeczach najpoważniejszych, o pieniądzach. Ani prawa ważą, ani sprawiedliwość ma miejsce,
wszystko złotem kupić trzeba! A gdzie wybitność sprzedają? A w telewizji, powiedziałem im.
Pisarz, jak proszek do prania czy pasta do zębów, jeden zwyczajny, a drugi wybitny, z potrójną
siłą. Niekoniecznie w rzeczywistości, ale koniecznie w reklamie. Wszystko zaś zależy od
konsekwentnego zachwalania, najlepiej w porze najwyższej oglądalności, np. trzy razy po
minucie dziennie. A to że wytwórczość onego pisarza posiada atest stomatologów, a to że po
lekturze pegazom damskim skrzydełka rosną alwaysowskie, nieprzemakalne. Krótkie, zręczne
wypowiedzi autorytetów, krytyków poświęcanych w katedrach. Ekstaza w oczach kobiety, co po
zbliżeniu z twórczością tegoż dostała Orgazma z Rotterdamu. Telewidzowie kupią wszystko. Czy
prawdziważ byłaby to wybitność? Zaś jakaż inna. Wprawdzie wybitność okazuje się po
pokoleniach, ale kto będzie żył po pokoleniach? A ileż tego szmalu na wybitność trzeba by? No,
miliard. Na wieszcza zaś jeszcze więcej. Bez dutków nie? Nie! Posunięty do skrajnych
konsekwencji indywidualizm bez dutków prowadzi do zaprzeczania samej idei natury ludzkiej.
Natomiast otwarta może być kwestia, kto płaci? W szczególnych przypadkach TV smaruje samą
siebie, żeby uwybitnić prawdziwych wybitnych z prawicy, a nie mdłych wybitnych z lewej. Tyle
że chłopaków trzeba by znać z TV, co kierują. Dojść do nich przez znajomych, przyjaciół, dziwki,
inne w sukniach osoby, przez polytykię. Dutki wygodniejsze. Autorytet, wybitność dzisiaj nie
jest szczególnym uznaniem czy tam poważaniem za walory same w sobie, lecz pokazywaniem
szczególnie często w TV, co społeczeństwo poważa bardzo. Społeczeństwo telewizyjne kupuje
bowiem reklamowaną prawdziwą kawę naturalną i nie nabywa nieprawdziwej nienaturalnej.
Wystąpili ongiś, wygodnie siedząc w ciepłym kineskopie mojego odbiornika, chłopcy kierujący
programami. Jeden stwierdził, że na telewizji wszyscy się znają, co kąśliwie znaczyło, że my
ludzie dorośli nie mamy o sztuce pojęcia. Drugi zaś, że ma na celu przez wysiłek swój
przyjemność mi robić. Starszy zaś człek, podobny do nie ogolonej pyzy, przestrzegł mnie, że
abonament jest od posiadania odbiornika, nie zaś od programów. Zgodziłem się ze wszystkimi.
Widz telewizyjny nie jest kompetentny w doborze filmów i innych. Mógłbym latami kombinować
i nie doszedłbym, dlaczego z dna nędzy umysłowej Zachodu wydobyto dynastyczne seriale czy
kretyńskie ciąguty włoskie. Z jakiegoś powodu telewizyjni chłopcy decydują bardzo o
świadomości wielu Polaków, o ich gustach, zainteresowaniach, poglądach, stanie ogłupienia.
Musi się ich horrendalnie wynagradzać za to, że nie uważają tych Polaków za zbyt rozwiniętych,
skoro fundują im przez dwadzieścia dwa tygodnie oglądanie owłosionego osiłka z gębą głupola,
co dowcipkuje jak idiota, obrywa od przestępców jak nieporadny niedołęga, a jest mającym
wielkie sukcesy detektywem! Nickowi Slaughterowi, młotowi, sekundowała ruda kołchoźnica
wzięta żywcem z czołówki Lenfilmu, tyle że bez sierpa. Wystarczy pokazywać, pokazywania nie
zastąpi nic. Oto minęło pół wieku jak Jolka pokazała w kartoflach. Spalono miasta, przyduszono
dwie ideologie – potężne córy matki wciąż kwitnącej, wybito pokolenia, a ja wciąż pamiętam
nawet tło: wysoką niby świerk komosę, łęty poskręcane w grupie Laokoona, słomiane
słoneczko. Jolka miała wybitną. Na tej zasadzie pokazywania uwybitnia telewizja. A niech tam
pokazuje, skoro lubi. I uwybitnia. Tylko dlaczego sama jednym dutki daje za ich uwybitnianie, a
drugich, niczym dziwka, tylko za pieniądze brane? Politycy oraz mordercy, wojny, zbrodnie,
pożary, katastrofy uwybitniane są za darmo. Jeszcze dziennikarz szmal obrywa za zgrabne
filmowanie ludobójców i pomniejszych zarzynaczy, za za trupy ekspresyjne i efektowne
zgliszcza. Najpotężniejsza liczba uwybitnianych jest przez telewizję suto opłacana. Przede
wszystkim klipowcy – żadna kapela nie płaci, ona bierze szmal, choć od TV zależy popularność
muzyków! Codziennie w Teleexpressie popularyzowana jest płyta, zespół, piosenkarz. Podobnie
ze sportem. Byle klubowi dwa miliardy rocznie za prawo transmisji, choć chłopaki olewają
przyzwoite granie. Nie byłobyż kulturalnie, proszę telewizyjnych chłopców, gdyby chociaż dla
pozoru codziennie uwybitniany był za frico poeta, pisarz, książka? Może by to na coś wpłynęło?
Może by co ożyło umarłe? Może by? Kiedy pytać ludzi prostych, nie oglądających
chimerycznych programów w porze spania, twierdzą, że w Polsce tylko jeden pisarz jest,
Amerykanin zresztą litewski – Miłosz. Pegaz i chabeta nieudolna, co ciągną furę z daniną w
ramach literackiej pańszczyzny, giną w sznurze samochodów barwnych, jakimi wali prostacka
rozrywka w najlepszych porach. Telewizja wyrosła z literatury, a zrobiła z niej sobie pożywny
nawóz, za który nie płaci. Będąc w stosunku do słowa pisanego ułatwiającym uproszczeniem,
nie działa na wyobraźnię, dostarcza leniwym gotowych obrazków w szklanym landrynkowym
opakowaniu. Odbiorca, który rozwijał duszę patrząc duszy oczyma, teraz widzi ślepkami
showbiznesmenów, absolutnie niesamodzielnie. TV, dokonując codziennie mordu na swej
rodzicielce literaturze, traktuje ją niby oschły, niewdzięczny bachor żądający na piwo od
rencistki! Za promocję książki w TV płaci autor! Jak za reklamę podpasek, maści przeciw
pryszczom, pasty do zębów, mydła, proszków. Książka dla chłopców telewizyjnych jest takim
samym śmieciem!
Sycyna, nr 3/1995, 29 I 1995

Podobne dokumenty