Z obu stron
Transkrypt
Z obu stron
EPISKOPAT ZDELEGALIZOWAŁ KATOLICKĄ PARTIĘ INDEKS 356441 ISSN 1509-460X http://www.faktyimity.pl Ü Str. 9 Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT) K toś, kto twierdzi, że Kościół katolicki w Polsce sprzeciwia się edukacji seksualnej, powinien pojechać do Kłodzka i odwiedzić tamtejszy dom dziecka prowadzony przez siostry zakonne. Zobaczy wiele i jeszcze więcej usłyszy. Np. jęki dziewczynek – w dzień bitych przez zakonnice, w nocy uprawiających seks z rówieśnikami. Ü Str. 3 Dziękujemy Z obu stron Holenderki ze statku „Langenort” były w Katolandzie z własnej woli i za własne pieniądze. Przywiodła je do nas troska o biedne polskie kobiety skazane przez rząd, Kościół i prezydenta na rodzenie niechcianych dzieci lub pokątne zabiegi przerywania ciąży. „Prawdziwi Polacy” przyjęli „Kobiety na Falach” po swojemu – chamstwem, obelgami i farbą. A my – w imieniu Polaków myślących – możemy im powiedzieć tylko jedno słowo na do widzenia... Polskie i litewskie rycerstwo złamało pod Grunwaldem potęgę Krzyżaków – uczą się dzieci w szkole. Nikt im jednak nie powie, że 15 lipca 1410 roku Polacy walczyli po obu stronach. Licznie i bez przymusu. Ü Str. 14, 15 Ü Str. 10 2 Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r. KSIĄDZ NAWRÓCONY KOMENTARZ NACZELNEGO FA K T Y Wspólna RACJA POLSKA Rozpoczął się doroczny sezon polowania na sekciarzy. Sygnał do ataku na niewiernych dała Katolicka Agencja Informacyjna, a szturm podjęła TVP wsparta siłami przykościelnej fundacji. Polowanie na sekciarza w Katolandzie oznacza niechybnie początek lata! Potwierdza się, że w SLD są ludzie zdolni... do wszystkiego. Poseł Andrzej Jagiełło ostrzegł przed aresztowaniem partyjnych kolegów umoczonych w tzw. aferę starachowicką. Źródłem przecieku miał być sam wiceminister MSWiA Zbigniew Sobotka. W Wielkopolsce burmistrz Ostrorogu Janusz Ławniczak (oczywiście – SLD) sfałszował wybory samorządowe, a lewicowy senator Sergiusz Plewa spowodował wypadek po pijanemu. NIK ujawnił, że Ministerstwo Skarbu nabyło w grudniu pięć samochodów Volvo za 785 tys. zł, a ABW kupiła 36 nowych wozów, w tym luksusowe, co uznano za niepotrzebną ekstrawagancję. Jak ustaliliśmy, nagłośnienie afery starachowickiej ma odwrócić uwagę od znacznie ciekawszych, zarejestrowanych na taśmach, rozmów polityków SLD. Zwiastują one dużo większą aferę, która zmiecie rząd Millera. Za tydzień podamy wstrząsające szczegóły! Plaga afer nie dotyczy jednak tylko SLD. Prokuratura w Poznaniu domaga się pozbawienia immunitetu posłów: Józefa Skowyry (LPR) i Renaty Beger (Samoobrona). Zdaniem prokuratury, pobożniś sfałszował 3400, a zausznica Leppera – 1400 podpisów na swoich listach wyborczych („FiM” 8/2003). Grozi im 5 lat paki. Kurwiki w oczach Begerowej mogą zrobić w więzieniu prawdziwą furorę. Afera wokół produkcji dewocyjnego megahitu „Quo vadis”. Na najdroższej w historii polskiego kina produkcji (80 mln zł) firma producencka „Chronos” miała „zaoszczędzić” 2 mln złotych niezapłaconego VAT-u. Sprawą zainteresowała się ABW. Papież producenta po głowie pogłaskał... znaczy się – niewinny. ŁÓDŹ Na ławie oskarżonych zasiadło 23 członków zbrojnego ramienia łódzkiej „ośmiornicy”. Dwóm z nich grozi kara dożywocia. Rozkręca się nowa afera – aresztowano podejrzanych o malwersacje wokół tutejszego Teatru Wielkiego. Wśród zatrzymanych jest dyrektor teatru – Marcin K. To miasto nie ma szczęścia w ogóle, a do dyrektorów teatrów w szczególności. GDYNIA O suwerenność Rzeczypospolitej i zdrowie moralne narodu zatroszczyli się uczestnicy III Światowego Zjazdu Marynarzy i Oficerów Marynarki Wojennej. Zawinięcie do Władysławowa „Langenorta” nazwali, cytując Głódzia, „plamą na polskim honorze”. Szczególnie aktywny w obronie narodowej (watykańskiej) cnoty był 98-letni kontradmirał Romuald Nałęcz-Tymiński... Szkoda, że emerytowani marynarze nie dokonali desantu na „Langenorta”. Byłoby na co popatrzeć. LUBLIN Pracownicy Oddziału Wojewódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia zgarnęli roczne nagrody – 82 tys. złotych, i to mimo zapowiedzi, że wobec tragicznej sytuacji finansowej służby zdrowia pieniądze nie zostaną wypłacone. Tymczasem najlepsze szpitale w kraju (np. szpital ortopedyczny w Piekarach Śląskich) coraz częściej zapowiadają wstrzymanie operacji z braku środków. Spokojnie, rząd się sam wyleczy! OLSZTYN Policja w ramach wakacyjnej akcji antysekciarskiej umieściła na liście podejrzanych organizacji zasłużoną w bojach Młodzież Wszechpolską, nazywając ją „organizacją o charakterze nazistowskim”. Po wściekłej reakcji Ligi Polskich Rodzin wszechpolaków wykreślono. Tymczasem młodzieżówka Unii Wolności wysyła do szkół listy ostrzegające przed wszechpolakami. A my się w redakcji zastanawialiśmy, czy się czasem nie czepiamy... FRANCJA Decyzją prawicowego (!) prezydenta Chiraca powstała komisja ds. neutralności światopoglądowej państwa. Ta nowa instytucja mająca strzec drogiej sercom Francuzów laickości może na przykład zakazać islamskim uczennicom noszenia tradycyjnych chust w szkołach publicznych. Oby teraz Polacy stracili okazję, żeby siedzieć cicho. Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu rozpatrzy skargę członków Ruchu Autonomii Śląska, którzy od 1996 r. daremnie próbują zarejestrować w Polsce swój związek. Kością niezgody jest sformułowanie „narodowość śląska”, której nie chcą uznać polskie sądy. Żeby tak się w Polszcze dobrze działo, toby i Ukraińcy, i Białorusini, i Słowacy byli Polakami... WŁOCHY Biskupi północnych Włoch zaapelowali o umiar podczas katolickich procesji ku czci rozmaitych świętych. Najczęściej jest to rodzaj ludowego święta połączonego z wyścigami bractw niosących święte figury. Ale co zostanie z katolicyzmu, jeśli obedrze się go z folkloru? IRAK Na szczerość zdobył się minister spraw zagranicznych, Cimoszewicz. Wyznał: „Nie ukrywaliśmy, że (...) celem polskiego rządu jest dostęp do irackich pól naftowych”. Ropa może się nam wkrótce odbić czkawką, bo prezydent Bush rzucił właśnie wyzwanie arabskim terrorystom. Czy nasi żołnierze mają umierać za iracką ropę? BRAZYLIA W największym katolickim kraju świata odbyła się największa w historii parada gejowska. W Sao Paulo przeszło ulicami miasta około 1 mln (!) ludzi, domagając się praw dla mniejszości seksualnych. Jakby tego było mało, do uczestników przemówiła prezydent metropolii i sekretarz rządzącej Brazylią lewicowej Partii Pracy. Kościół w Polsce ma szczęście, że nie rządzi u nas prawdziwa lewica, tylko SLD broniący chrześcijańskich korzonków i wartości! T ydzień temu pisałem, że na dziś rządy SLD są dla Polski złem koniecznym. W tym znaczeniu, że każda inna partia obecna w Sejmie ma w swych szeregach jeszcze więcej karierowiczów, potencjalnych i faktycznych aferzystów, a przede wszystkim zwykłych głąbów. Oczywiście tylko proporcjonalnie, bo ilościowo zdecydowanie prowadzi formacja Millera. Żadna partia, żaden z klubów poselskich nie przedstawiły od 1989 roku żadnej realnej koncepcji wyjścia Polski z głębokiej, czarnej przepaści o nazwie III RP. Pomiędzy największymi siłami politycznymi w naszym kraju istnieje zresztą ewidentna zmowa milczenia na temat faktycznej, tj. tragicznej sytuacji ekonomicznej. Ma to działać usypiająco na opinię publiczną i jak najdłużej utrzymać przy władzy i wpływach kilka największych partii zmieniających się przy korycie co cztery lata. Pomaga jak zwykle Kościół, zawsze chętny do oderwania dla siebie jakiejś „godziwej” doli. Tak więc niewielu ludzi w tym kraju wie, że gdyby nie wyprzedaż majątku narodowego, ciągłe pożyczki z zagranicy (obecne zadłużenie zagraniczne państwa oraz długi samorządów i przedsiębiorstw to łącznie ponad 79 mld euro; dług wewnętrzny państwa – 50 mld euro), zaciąganie kredytów przez samorządy, ZUS, szpitale itp. – z zazdrością spoglądalibyśmy na naszych sąsiadów z Białorusi, a unia z Albanią i Koreą Północną byłaby najbardziej adekwatna do naszego potencjału gospodarczego. Partyjne elity od 14 lat umiejętnie i zgodnie przysypują jednak cienką warstwą bajerów i propagandy nasz polski dół kloaczny, bacząc, aby naród nie omsknął się do niego akurat za „moich, pana rządów” (patrz: buzkowa dziura budżetowa). Strategia ta sprawdza się jak dotąd i będzie pewnie działała do czasu, aż liczba bezrobotnych i niedożywionych przekroczy liczbę sytych i mających pracę. Do tego czasu ci drudzy będą mogli o tych pierwszych mówić per nieprzystosowani. Swoją drogą jednak dziwię się kilkumilionowej armii polskich biedaków, że jeszcze nie rwie ulicznych kamieni z bruku i nie buduje barykad. Na Wybrzeżu powodem do strajków i zamieszek ulicznych w 1970 roku była podwyżka ceny cukru z 10,5 na 12 złotych. Ale przecież mamy nareszcie upragnioną wolność – dla siebie i dla Kościoła! Na dziś nie ma w Polsce siły zdolnej do dokonania gruntownych i odważnych reform gospodarczych, a przede wszystkim społeczno-politycznych. Ale już na jutro i na przyszłość taką siłą jest Antyklerykalna Partia Postępu RACJA. Kiedy zakładałem ją półtora roku temu, nikt nie spodziewał się, że już po kilku miesiącach partia znajdzie się na trzecim miejscu pod względem liczby członków, po SLD i Samoobronie. Struktury APPR ciągle się rozszerzają, umacniają i konsolidują. Pomagają w tym napotykane po drodze liczne trudności, których nie szczędzą nam różne urzędy (np. nie przydzielając należnych lokali) i episkopat (protest wobec zarejestrowania partii wystosowany do rządu). Mimo to coraz bardziej profesjonalna i bezkompromisowa partia z każdym dniem zyskuje nowych, światłych członków. Zabiega o gromadzenie prawdziwych, niezależnych od układów partyjnych, fachowców od gospodarki. Obawiałbym się już w tej chwili powierzyć im ster wszystkich 14 ministerstw, a na barki całej partii położyć ciężar odpowiedzialności za Polskę. Wiem jednak, że już za rok, a najdalej za dwa lata, będzie to możliwe. Od początku leży mi na sercu, żeby w mentalność oraz stałą praktykę naszej antyklerykalnej rodziny wpisywał się zdrowy rozsądek oraz praca u podstaw – w miejsce postaw oszołomskich. Oczywiście, jak wszędzie, tak i pod dach RACJI przyleciały różne ptaki; także te niebieskie, które zamiast budować wspólne gniazdo, tylko krzyczą, jątrzą i psują. To jednak nasza odwieczna tradycja i cecha narodowa, dlatego ze zrozumieniem (ale bez wyrozumiałości) należy ją tępić na wszelkie możliwe sposoby. W takich przypadkach jestem zwolennikiem przepędzania na cztery wiatry choroby wraz z jej nosicielem po to, by cały organizm mógł się dalej zdrowo rozwijać. Partia na Kongresie i Radzie Krajowej wypracowała cele i kierunki, które w pełni popieram, a jako szef „Faktów i Mitów” oferuję ścisłą i szeroką współpracę. Taki był zresztą mój pierwotny zamysł – stworzenie postępowego, antyklerykalnego ruchu społecznego, z którego wyłoni się partia zdolna do przejęcia od klerykałów władzy w kraju. Pragnienie to wyraziłem już w I cz. „Byłem księdzem”. Od początku deklarowałem i dziś konsekwentnie powtarzam, że nasz tygodnik nie jest zwyczajną gazetką do poczytania, jakich tysiące; że niesie on ze sobą postępową ideologię i plan „odnowy oblicza tej ziemi”, do czego gorąco zachęcał sam Ojciec Święty. Czy największy z rodaków, zatroskany o losy ojczyzny, mógł mieć na myśli coś innego, aniżeli zerwanie z zabobonem, duchową odnowę oraz wzrost zamożności Polaków – czyli główne zadania RACJI...? Współdziałanie i konsolidacja wszystkich zdrowo myślących Polaków jest dzisiaj dziejową koniecznością wobec coraz bardziej nachalnej klerykalizacji, której teraz patronują elity SLD. Pora uświadomić sobie wreszcie, że nie należymy do większości, że jesteśmy sami i poza sobą nie mamy na kogo liczyć. A większość to obecnie ludzie bezideowi, zrażeni i zawiedzeni, przybici stagnacją, własną biedą i niemocą. Właśnie ich musimy pozyskać dla naszej wspólnej sprawy. Tygodnik będzie funkcjonował bez partii, ale jedynie jako zwykłe, komercyjne pisemko – czemu ja przeciwstawiam się jako pierwszy. Sama partia, bez tygodnika, skazana jest na niebyt, to znaczy krótszą lub dłuższą kanapę. Dlaczego? Bo niemal wszystkie media w Polsce (poza „FiM”), także te prywatne i rzekomo niezależne, nauczyły się już, komu należy służyć i schlebiać, aby nie mieć żadnych kłopotów. Antyklerykałowie przekonali się już wielokrotnie, że... ich po prostu nie ma. Ostatnim przykładem jest Władysławowo, gdzie – przy okazji pobytu statku „Langenort” – wylansowano na bohaterów neofaszystowską i zacofaną Młodzież Wszechpolską. Któż to uczynił? Telewizja publiczna na wyścigi z TVN i innymi stacjami oraz gazetami! Kamerzyści, a później montażyści w studiach, wykazywali się nadzwyczaj karkołomnymi trikami, żeby na ekranie telewizora nie pojawił się transparent „FiM” czy RACJI. Tylko Czytelnicy „Faktów i Mitów” mogli się dowiedzieć, że oprócz bojówkarzy z katojugend w porcie demonstrowały wielokrotnie od nich liczniejsze zastępy członków APPR z całego kraju. Antyklerykałowie muszą być silni, zgodni i karni – aby zaistnieć, pociągnąć za sobą innych i zwyciężyć. Przed nami największe wyzwanie – wybory parlamentarne i wybory do Parlamentu Europejskiego. Wejście RACJI do Sejmu wymusi choćby lakoniczne informacje na nasz temat; zapiszemy się w świadomości Polaków, stopniowo przekonamy do naszych postulatów skatoliczałe masy rodaków. Już widzę krztuszących się spikerów, polityków i biskupów, którym słowo „antyklerykalna” nie może przejść przez gardło. Spokojnie, przyjdzie czas, że Was i Waszych mocodawców przyprawimy o zawał serca. JONASZ POWIEDZ O NAS SWOIM ZNAJOMYM! Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r. Dzieci pozbawione opieki rodziców nasze świeckie państwo oddaje zakonnicom... na zmarnowanie. Szczelnie zamknięte podwójne okna, zza których często dochodzi płacz. Kłodzko, ulica Wandy 6. Siedziba sióstr służebniczek śląskich oraz prowadzonego przez zakonnice Domu Małego Dziecka. Nazwa myląca, gdyż oprócz przedszkolaków, przebywają tam również dzieci jedenasto- i dwunastoletnie. Choć siostry otrzymują z publicznych pieniędzy dotację w wysokości 2135 zł miesięcznie na jednego podopiecznego, gospodarują oszczędnie, wykazując nadzwyczajną wprost pomysłowość w uniwersalnym wykorzystaniu pomieszczeń. Jeszcze kilkanaście dni temu dzieci małe i duże spędzały noce we wspólnej, koedukacyjnej sypialni. Skandal wybuchł pod koniec czerwca bieżącego roku. Do Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu dotarł sygnał, że świątobliwe zakonnice tolerują seks uprawiany pod osłoną nocy przez najstarszych wychowanków. Potwierdzały to relacje zatrudnionych przez siostry kobiet, którym dzieciaki opowiadały o wzajemnym „całowaniu w siusiaka”. Jedna z dziewczynek uspokajała zatrwożoną opiekunkę: „Ja też wpuszczam chłopaka do łóżka, ale nie zdejmuję majtek”. Niektóre uświadamiały, że skoro już – to, wzorem dorosłych, trzeba „wtedy” jęczeć. W domu utrwaliła się swoista hierarchia: dzieci nie biorące udziału w seksualnych ekscesach pozostawały na marginesie społeczności. Wyszło też na jaw, że nadmiernie dokazujące zmuszane są przez zakonnice do spożywanie chleba zalegającego w śmietniku („to święty pokarm” – mówiły). Nieformalny katalog kar obejmował m.in. bicie szczotką do podłogi, wielogodzinne „stanie w kącie”, dotkliwe szczypanie, szarpanie za włosy. Gdy siostrom już zabrakło fantazji, odsyłały niesfornych maluchów do obierania kotła ziemniaków. Odpowiedzialność za społeczny nadzór nad kłodzkimi placówkami OBLICZA KATOLANDU – Rozmawialiśmy indywidualnie ze wszystkimi zatrudnionymi świeckimi osobami, które wcześniej informowały o nocnych ekscesach seksualnych i o braku na nie reakcji ze strony siostry przełożonej Marietty Pyrek. Owszem, wiemy, okres wakacyjny nie było okazji rozmawiać z wychowankami. Niestety, obawiam się, że sprawie łeb będzie ukręcony, gdyż nie widzę po naszej stronie specjalnej determinacji w radykalnym jej rozwiązaniu – ujawnia mój rozmówca. Ala ma kota, a Zosia seks... opiekuńczo-wychowawczymi spoczywa na Wydziale Polityki Społecznej Urzędu Wojewódzkiego (kierowanym przez Dorotę Grzybowską) oraz Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie, którego szefową jest Halina Bernat. Ta instytucja podlega staroście Adamowi Łąckiemu. Wyniki speckontroli zainicjowanej przez ww. urzędy wciąż jeszcze utrzymywane są w głębokiej tajemnicy. Siostry odmówiły podpisania protokołu. WnioFot. Alex Wolf sły zastrzeżenia do niektórych jego fragmentów i mają teraz siedem dni na pisemną odpowiedź na zarzuty. Dotarłam do jednej z osób biorących udział w inspekcji przeprowadzonej u sióstr służebniczek. że „te rzeczy” faktycznie się wydarzyły. Niestety, panie nie odważyły się złożyć oficjalnych oświadczeń do protokołu. Żyją w środowisku głęboko religijnym i – jak twierdzą – „obawiają się konsekwencji zaszkodzenia zakonnicom”. Tuż przed naszą wizytą siostry ewakuowały sypialnię dziewczynek do odrębnego budynku. Potwierdziliśmy jej koedukacyjny wcześniej charakter, a także system drakońskich kar, nie wyłączając bicia. Ujawni- Do s. Marietty Pyrek zwracam się telefonicznie z prośbą o umożliwienie mi zapoznania się z warunkami panującymi w kierowanym przez nią domu dziecka. – Przyjadę w terminie dla siostry dogodnym – proponuję. I choć na wszelki wypadek nie ujawniam, że reprezentuję „FiM”, s. Pyrek kategorycznie odmawia. Zwracam się więc do s. Dominiki Weiner, przełożonej prowincjalnej służebniczek śląskich. Tu podobnie: liśmy też nadmierne przepełnienie – okazuje się, że dotacje są łakomym kąskiem. Katolicka indoktrynacja wobec dzieci aż biła w oczy, lecz nie napisaliśmy o niej nawet jednego zdania. Ze względu na – Matka prowincjalna jest właśnie w Kłodzku i bada sprawę – odpowiada zastępująca ją zakonnica. – Czy władze prowincji mogłyby zgodzić się na poznanie przez GŁASKANIE JEŻA Ojciec chrzestny Czy Polską już niepodzielnie rządzi mafia, czy tylko współrządzi? Odpowiedzi szukajcie w kolejnych serwisach agencyjnych, jeśli macie jeszcze odwagę włączyć telewizor. Mnie jej już często brakuje. O powiązaniach świata polityki, biznesu i podziemia słychać nie od dziś. Sprawa Jacka Dębskiego okazała się tylko puszką Pandory (lub „puszką z Pandorą” – jak to powiedział niegdyś pewien starannie wykształcony poseł), a później było już tylko coraz gorzej. Wobec ostatniej afery starachowickiej sprawa Rywina to małe piwo, choć jeszcze nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Wszak do końca nie wiadomo: zwariował Lew, nie zwariował, żądał milionów dolarów dla siebie czy dla hipotetycznej grupy „trzymającej władzę”. Nikt też nikomu nie udowodni, czy Lew został wysłany, czy też król zwierząt działał we własnym imieniu. Nooo... proszę Państwa... jednak nagłośniona przez „Rzepę” afera starachowicka to już zupełnie inny kaliber. Oto poseł SLD Jagiełło ostrzega swojego partyjnego kolegę samorządowca, bandytę, że CBŚ depcze mu po piętach, i radzi przyjacielsko, aby ten pryskał. Na pytanie, skąd ma takie informacje, odpowiada, że od SLD-owskiego wiceministra z MSWiA – Sobotki. Aby zrozumieć to, co się stało (i dzieje), należy przypomnieć słowa ojca chrzestnego Millera z kongresu SLD. Powiedział on tamże mniej więcej tak: „Być socjaldemokratą, to znaczy być po stronie tych wszystkich, którzy zostali z gospodarki wolnorynkowej wykluczeni”. Nam, naiwnym, wydawało się, że „żelazny kanclerz” ma na myśli wszelkich nieudaczników, a tu figa z makiem. On miał na myśli udaczników, jak najbardziej... tylko takich, którzy już nie mają czego szukać wśród uczciwych ludzi. No i baronowie SLD są po ich – czyli właściwej – stronie. Dzień po ujawnieniu afery szczena opadła mi jeszcze bardziej, gdy nieopatrznie włączyłem TVN 24, a tam akurat leciała na żywo konferencja prasowa Sojuszu. Jej koryfeusz Szmajdziński powiedział coś, co przejdzie zapewne do historii nowoczesnej, pokrętnej myśli politycznej. Piszę „myśli”, bo nad czymś takim trzeba się było zdrowo namyśleć albo uzbroić w bezgraniczny cynizm. Popularny w SLD Szmaja najpierw zdziwił się niepomiernie, że ktokolwiek ma czelność poddawać w wątpliwość uczciwość lewicy, a potem zapytał bezczelnie: „Dlaczego prokuratura w Kielcach, prowadząca postępowanie, zwlekała z zajęciem się sprawą, choć powinna to zrobić natychmiast?”. No i mamy winnego! To nie aferogenny Sojusz jest winny, że wprowadził do polityki ludzi z półświatka. Ależ skąd! Winny jest prokurator. No to ja mam takie pytanie (szkoda, że nie zadał go żaden z obecnych na konferencji dziennikarzy): A w czyich rękach jest prokuratura? A czyim człowiekiem jest Kurczuk? A dlaczego ów Kurczuk, choć wcześniej wiedział, to pary z gęby nie puścił? A dlaczego władze SLD nie wyrzuciły z partii na zbity pysk aresztowanych, starachowickich aferzystów, przestępców – swoich wszakże członków?! 3 dziennikarza warunków socjalnych panujących w domu dziecka? – W najbliższym czasie nie będzie to możliwe. – Siostro, dom otrzymuje państwowe dotacje i społeczeństwo ma prawo wiedzieć, jak te środki są wykorzystywane. Otrzymujemy bardzo niepokojące sygnały... – Nie będziemy udzielać żadnych informacji – oświadcza i przerywa rozmowę. Przychodzę więc bez uprzedzenia. Przed zaryglowanymi drzwiami czekam kwadrans na pojawienie się s. Marietty. Nie zaprasza do środka. – Zostałam strasznie skrzywdzona niesprawiedliwymi zarzutami – tłumaczy odmowę wpuszczenia. – Ma siostra okazję wyjaśnić, gdzie leży prawda. – Nie będę z nikim rozmawiać. – Czy można chociaż zobaczyć, w jakich warunkach żyją tu dzieci? Siostra przełożona zaczyna histeryzować, nadbiega inna zakonnica... Jeszcze tego samego dnia odwiedzam w Kłodzku „państwowy” dom dziecka przy ul. Korczaka. Mimo nieobecności dyrektora placówki – Bronisława Krawczyka – zastępująca go Monika Szlak („Szef jest z naszymi dziećmi na obozie żeglarskim” – wyjaśnia) otwiera przede mną wszystkie drzwi. I ona, i jedna z wychowawczyń chętnie opowiadają o troskach i radościach: – Większość z nas jest rodzicami, a wszyscy – wykształconymi pedagogami. Dzieci wystarczy mądrze kochać, a reszta, nawet gdy jest biednie, sama się układa – tłumaczą. U służebniczek jest inaczej. Zakonnice, w większości panny wychowane w surowej regule klasztornej, zdają się pragnąć macierzyństwa. Jedna z sióstr służebniczek domagała się, by dzieci mówiły do niej „mamo”. Posłuszne żądaniom wyraźnie faworyzowała, krnąbrne – dotkliwie karała za najdrobniejsze przewinienia, często policzkowała. Dlaczego na taki model wychowawczy nasze państwo skazuje bezbronne dzieci? A. TARCZYŃSKA Z drugiej jednak strony trudno się Kurczukowi dziwić. Nie po to dostał stołek, aby nękać tych, co ten stołek mu dali. Zwłaszcza, że przykład idzie z góry. A góra w postaci Millera przyznała w „Sygnałach dnia”, że o sprawie wiedziała wcześniej. Na postawione pytanie, czy rządzi nami mafia, odpowiedź jest w tym kontekście jedna: rządzi całą gębą! I to nie od czasów przejęcia władzy przez Sojusz. Miazmaty tej ośmiornicy, tego toczącego rząd, Sejm i Senat raka, widać było już od dawna. No, ale teraz rozmaici platformensi i PiS-uary pieką swoją pieczeń ostatnich sprawiedliwych Mohikanów. A może tak przypomnielibyśmy aferę Wieczerzaka i PZU Życie, a może wypadałoby wspomnieć o Kempskim i łapówkach, może o Widzyku i domku na kredyt, może o Wąsaczu i Domach Towarowych Centrum czy choćby o finansowaniu kampanii wyborczej Maryjana i setkach innych afer ostatnich lat? Cóż, proszę Państwa... idąc do każdych kolejnych wyborów, musimy odpowiedzieć na jedno tylko pytanie: czy wybrać idiotów, czy złodziei, bo tylko taki wybór jest nam co cztery lata dawany. A może nareszcie mielibyśmy okazję mieć RACJĘ? MAREK SZENBORN 4 Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r. Z NOTATNIKA HERETYKA Wizerunki byłych państw bloku wschodniego – oglądanych od wewnątrz – były zadziwiająco podobne. To, czy byliśmy w Kijowie, w Warszawie, Wilnie czy Bratysławie praktycznie nie miało większego znaczenia. Wszędzie wchodziliśmy w takie same psie gówna na ulicy. Osiedla-sypialnie sprawiały wrażenie monstrualnych betonowych slamsów niczym zakalec wyrastający z szamba. Niestety, także ludzie w tych miejscach bardziej przypominali nieudane klony szczurów lądowych niż istoty humanopodobne. Nieudane, ponieważ szczury to zwierzęta nie tylko bardzo inteligentne, ale potrafiące skutecznie współżyć w stadzie – bez obłudy, fałszu, ślepej nienawiści do bliźnich. A i bezinteresowna zawiść jest emocją im nieznaną. Na ulicach widać było tę samą niechęć wzajemną, szczególnie w chwilach, gdy konieczna była komunikacja, czyli w urzędach, sklepach, restauracjach. Cóż, zmora quasi-komunizmu minęła 14 lat temu, jak zły 44-letni sen. Czy jednak upiory minionej epoki odfrunęły z naszych miast? Czy defekty genetyczne blokujące naszą zdolność współistnienia uległy naprawie? Wyruszam zatem w miasto, by to empirycznie sprawdzić. Postanawiam sobie, że rozpocznę od siebie. Wzorem idealnego, unijnego obywatela będę wyjątkowo kulturalnym, menschenfreundlich, uśmiechniętym i humanopodobnym mieszkańcem stolicy. Spotykam paru sąsiadów, których nie tylko pozdrawiam, ale i życzę im miłego dnia. Pierwszy nie raczył na mnie nawet spojrzeć, drugi coś burknął pod nosem, a trzeci przybrał minę srającego psa i splunął siarczyście. Dodam tylko tyle, że nigdy nie miałem sposobności zamienić z nimi choćby kilku słów, więc nie ma między nami, przynajmniej wedle mojej wiedzy, żadnych animozji. Niczym niezrażony, zmierzam do mojego samochodu i spotykam po drodze kolegę z lat szkolnych, z którym od lat nie miałem kontaktu. Padamy sobie w objęcia i przyjacielsko poklepujemy po ramionach. Zza pleców dobiega do mnie wymowny komentarz kilku trzepakowych obszczymurków: „O, zobacz, ten pedał z telewizji!”. Znajomy opowiedział mi o kradzieży radia z jego samochodu, ale dodał zadowolony, że miał szczęście, bo na pobliskim bazarze kupił tanio kradzione, wraz z całą kolekcją pirackich płyt. Na moje nieśmiałe pytanie, czy widzi jakąś istotną różnicę między złodziejem łachudrą a sobą samym, przyczyniającym się do utrwalania złodziejskiego procederu, zaprezentował tak tępy wyraz twarzy, że błyskawicznie zmieniłem temat. W lekko depresyjnym nastroju zbliżam się do pierwszego skrzyżowania... Kiedyś planowałem odwiedzić jakiś zakład karny, by sklasyfikować całą gamę obraźliwych gestów, które były mi potrzebne do jednej z książek. Głupi, nie wpadłem na to wcześniej, że nie ma lepszej metody poznania takiego asortymentu przekleństw i gestów rynsztokowych, jak zwyczajnie, jadąc samochodem zgodnie z przepisami. Niby nic wielkiego się nie wydarzyło, niby banalny początek dnia, podobny do innych. A jednak mam wrażenie, że opisany poranek niczym złośliwe zwierciadło odbija rys naszej polskiej mentalności, gdzie z tyłu krucyfiks, a z przodu brud, smród i bylejakość. I co temu winien dawny upiór komunizmu, którego zresztą nigdy u nas nie było? PIOTR TYMOCHOWICZ Zakończyła się letnia sesja Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, na której przyjęto rezolucję zakazującą handlu kobietami. Jak wynika z eksperckiego raportu przedstawionego deputowanym, handel żywym towarem stał się dużym problemem. Z raportu – opartego m.in. na danych Interpolu – wynika, że do domów publicznych Europy Zachodniej trafia corocznie około 120 tysięcy kobiet, a w chwili obecnej pracuje tam 300 tysięcy prostytutek z samej tylko Europy Wschodniej (!). W tym około 10 proc. Polek. Jest to liczba niebagatelna: 30 tysięcy polskich prostytutek! Większość z nich powoduje się świadomym wyborem, ale mniej więcej 1/10 uprawia prostytucję niechcianą, pod przymusem. Kobiety werbowane są za pomocą anonsów prasowych i informacji zamieszczanych w Internecie, poprzez wszelakiego rodzaju „biura pośrednictwa” (najczęściej biura te podają tylko telefon komórkowy lub numer skrytki pocztowej) oferujące dobrze płatną pracę w Europie Zachodniej w charakterze kelnerki, barmanki, pomocy domowej, opiekunki do dziecka lub starszej osoby, itp. Częstokroć już na miejscu okazuje się, że miejscem pracy jest burdel, a sutenerzy zabierają kobietom paszporty. Dziewczyny niesforne są bite, gwałcone, głodzone, narkotyzowane, aż – skruszone – zdecydują się na „pracę” w domach płatnej rozkoszy. Dla werbowników jest to zyskowny interes, bo za dziewczynę kupioną na przykład w Prisztinie (Kosowo) za 500 euro – na Zachodzie mogą dostać dziesięć razy tyle. Wykorzystywanie seksualne (wbrew woli) określane jest przez „Konwencję o zwalczaniu handlu ludźmi” jako usługa o charakterze przymusowym lub praktyki zbliżone do... niewolnictwa. Rada Europy w swej rezolucji domaga się, aby w każdym kraju UE powołać pełnomocników do walki z tym procederem. Co ciekawe: żadna Polka nie zabrała głosu w tej sprawie. granicą listownie lub przez telefon? Żadna z nich nie wpadła na najprostszy pomysł, aby spotkać się z pośrednikiem i poprosić go o okazanie dokumentów świadczących, że działa legalnie (zezwolenie, aktualny wyciąg z rejestru firm prowadzących działalność gospodarczą). Poza tym w każdym z krajów Unii Europejskiej działają organizacje oferujące bezpłatną pomoc ofia- O mentalności! ŚWIAT WEDŁUG RODANA Białe niewolnice Mnie zastanawia jedno. Dlaczego polskie dziewczyny są tak głupie i dają się nabrać na oferty nielicencjonowanych biur pośrednictwa pracy? Przecież – żeby móc pracować legalnie – trzeba mieć specjalne zezwolenie. Praca „na czarno” jest przestępstwem we wszystkich krajach UE. W czasie pobytu z wizą turystyczną nikt nie ma prawa pracować zarobkowo, natomiast pobyt dłuższy niż trzymiesięczny bez wizy pobytowej jest nielegalny i karalny. Praca w krajach UE może być legalna, o czym świadczy 450 tys. Polaków zatrudnionych w rolnictwie, budownictwie, gastronomii, turystyce – we Francji, Holandii, Włoszech, Hiszpanii i w Niemczech (ok. 250 tys. pracuje w rolnictwie) – za pośrednictwem licencjonowanych biur pracy. Dlaczego więc nasze śliczne dziewczęta załatwiają sobie robotę za rom wymuszonej prostytucji. Kontakt z nimi można uzyskać za pośrednictwem polskich placówek dyplomatycznych, a nawet na każdym posterunku policji. Dlaczego więc polskie dziewczyny są takie bezradne i dopiero po powrocie szukają pomocy w „La Stradzie” (bardzo skądinąd sprawnej i potrzebnej organizacji zajmującej się m.in. niesieniem pomocy poszkodowanym w zakresie handlu kobietami i pracy przymusowej)? Gdyby przed wyjazdem zajrzały na stronę internetową „La Strady”, tak jak ja to zrobiłem, uniknęłyby wielu problemów. A może one same sobie układają obronną legendę w sytuacji, gdy „sprawa się rypła”, a mąż, narzeczony, rodzina czy znajomi dowiadują się, jak to kobitka ciężko pracowała na Zachodzie?! ANDRZEJ RODAN Prowincjałki O Rochowie, niewielkiej popegeerowskiej wsi w Zachodniopomorskiem, nikt by zapewne nie słyszał, gdyby nie następcy Pawlaka i Kargula, czyli Dionizy Kawiak i Władysław Buczek. Ci dwaj – niczym filmowi bohaterowie – od 30 lat toczą krwawe boje na widły, sztachety, kropidło i procesy sądowe. Tak naprawdę nie bardzo pamiętają, od czego zaczęły się sąsiedzkie waśnie – prawdopodobnie od pożyczonej od sąsiada maszyny, którą Władysław sprzedał niczym swoją. Krewniak Kawiaka nie był więc dłużny i nie oddał kosiarki. Potem były bijatyki, podpalenia i obelgi. Dziś dzieli ich wszystko – miedza, droga, rodziny. O sąsiedzkim pojednaniu nie chcą słyszeć, twierdząc, że tylko śmierć jednego z nich może rozwiązać problem, a i to nie jest pewne. RP PAWLAKI I KARGULE Właściciel działki letniskowej pod Wołominem, pan Andrzej Kalita, miał straszliwego pecha. Udało mu się bowiem złapać trzech złodziei okradających jego domek letniskowy z kabli elektrycznych. Po ujęciu przestępców wsadził całą trójkę do samochodu i zawiózł na policję. Z powodu braku miejsca dwóch z nich przewiózł w bagażniku. Podróż trwała dokładnie osiem minut. I za to – czyli pozbawienie wolności i narażenie na stres – grozi naszemu bohaterowi pięć lat pudła. A złodzieje? Będą musieli oddać równowartość zwiniętych kabli. MP BOHATER DO PUDŁA Pan Czaruś, groźny recydywista mający jeszcze do odsiedzenia za kratkami 12 lat, dostał od dyrektora więzienia w Nowym Wiśniczu przepustkę. Wpadł więc na moment do mamusi, zjadł obiadek i stwierdził, że wraca za kratki, po czym... rozpłynął się we mgle. Wkrótce wyszło na jaw, że już kiedyś postąpił podobnie i złapano go dopiero w Austrii, gdy usiłował wymusić pieniądze z banku (dostał wówczas 11 lat odsiadki). RP RECYDYWISTA OBIEŻYŚWIAT Chociaż w Polsce istnieje wielu Ryszardów Lewandowskich, tylko dwóch z nich ma taki sam akt urodzenia i PESEL. W rezultacie mieszkaniec Wałbrzycha nie może znaleźć pracy, zaciągnąć kredytu, a nawet poślubić ukochanej kobiety. Jego nazwisko figuruje w rejestrze skazanych – oczywiście to ten drugi R.L. był skazany. A wszystko przez nieuwagę urzędnika. Otóż obydwaj Ryszardowie Lewandowscy mieszkali w dzieciństwie w tym samym domu dziecka i niefrasobliwy urzędnik przekazał im... takie same akty urodzenia. Z czasem sprawa się wyjaśniła i „sobowtór” Lewandowskiego z Wałbrzycha otrzymał nową metrykę, ale nadal korzystał z tej drugiej. Wałbrzychowianin musiał więc płacić za grzeszki „sobowtóra”. Gdy Lewandowski z Wałbrzycha domagał się wyprostowania sprawy i nadania mu nowego PESELU, urzędnicy umyli ręce, twierdząc, że jest to niemożliwe. Pechowcowi nie pozostało zatem nic innego, jak wystąpić na drogę sądową i w ten sposób oczyścić swój życiorys. Sprawa nie jest prosta, zwłaszcza dla polskich urzędów. RP „SOBOWTÓR”, JASNA CHOLERA Prawie 70 proc. pacjentów w polskich szpitalach kopie, gryzie i ubliża pielęgniarkom, a wiele sióstr miało do czynienia z molestowaniem seksualnym – oto wynik badań przeprowadzonych przez Instytut Medycyny Pracy w Łodzi. – Agresja ta wynika z postawy roszczeniowej pacjentów – ubolewa pani psycholog z IMP. – Chorzy bowiem traktują szpitale i przychodnie jak zakłady usługowe. A służba zdrowia jaka jest, każdy widzi. RP KATOWANIE SIOSTRZYCZEK MYŚLI NIEDOKOŃCZONE, UROJONE Znalazłem się w maleńkiej wiosce w województwie pomorskim. W sklepie obok artykułów spożywczych, kosmetyków, różnych gazet, są wyłożone czasopisma pornograficzne. Aż mnie zatkało! (...) W sklepie wisi krzyż. Rozmawiam ze sprzedawcą (właścicielem?). Nie rozumie, o co mi chodzi. Tłumaczę mu więc, że na szyldzie jest napisane: „Sklep spożywczoprzemysłowy”, a w środku mamy pornografię. Gdyby więc napisał „Sex shop”, to bym do tego sklepu nie wszedł. („Niedziela”, 26/2003) ¶ ¶ ¶ Celem organizacji homoseksualistów jest uzyskanie prawa do adopcji dzieci oraz ulg podatkowych. Czy naprawdę nie pozostaje nam nic innego, jak tylko pedałować do tej Unii Sodomy i Gomory? („Nasz Dziennik”, 2.07.2003 r.) ¶ ¶ ¶ Piszę o rybach, bo chciałbym Was namówić do zarybiania. Jeżeli już nie całej Europy, to przynajmniej samochodu taty. Zarybić samochód, to znaczy przykleić na niego naklejkę z rybą. Znak ryby nie mówi o smażalni ryb, ale jest symbolem Chrystusa. Jeżeli kierowca ma na samochodzie rybę, to znak, że jest chrześcijaninem. I chce się tym pochwalić na drodze. (...) Jeżeli tata uzna, że szkoda lakieru, to zawsze pozostaje jeszcze rower. On też może być zarybiony. („Mały Gość Niedzielny”, 7–8/2003) Wybrała O.H. Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r. NA KLĘCZKACH TRON NA ŁAWĘ Ordynariusz elbląski zasiądzie jednak na ławie oskarżonych za spowodowanie wypadku drogowego w stanie nietrzeźwości. W ubiegłym tygodniu („Biskup w granicach prawa”) podnieśliśmy larum po skandalicznej decyzji Prokuratury Rejonowej w Elblągu, która wystąpiła do sądu o warunkowe umorzenie postępowania przeciwko biskupowi Andrzejowi Śliwińskiemu. Proszący o anonimowość prokurator elbląski zapewnia nas: – Wasza publikacja wywołała niezłą burzę. Mieliśmy sporo telefonów. Decyzja o wniesieniu aktu oskarżenia już zapadła, musimy jednak nieco odczekać, gdyż sytuacja jest bardzo niezręczna. Oj, bardzo... bardzo nam się taka sytuacja podoba! A.T. PRYMAS PRIORYTETEM „Nowej Myśli Polskiej” twierdzi, że do wszystkich wezwań JPII powinniśmy podchodzić co prawda z należytym szacunkiem, ale bardzo ostrożnie. Koniec świata! M.P. WIANUSZEK PRAŁATA duchowne strzegą bezpieczeństwa na caritasowych obozach, rekolekcjach i podobnych imprezach. Aby jeszcze bardziej wzbogacić ofertę rekreacyjną Kościoła, proponujemy organizację plaż dla księży nudystów (wstęp w samych koloratkach) i wybory mistera mokrej komży. A.C. LIGA LUSTRUJE Liga Polskich Rodzin powołała własny trybunał lustracyjny. Na jego czele stanął nikomu nieznany Tomasz Terlikowski z pisemka „Racja Polska”. Na początek zdemaskowano agenta komuny, oficjalnie prawicowego oszołoma, prof. Jerzego Roberta Nowaka, felietonistę tygodnika „Niedziela”. Po pierwsze: Nowak sfałszował swój życiorys. Pominął kolaborację z PZPR, a był przecież wysoko w Stronnictwie Demokratycznym. Po drugie: w swoich książkach wychwalał zbrodniczy reżim Envera Hodży (Albania). Po trzecie: w wolnych chwilach fałszował historię Węgier. I to właśnie taki typ omamił świętego ojca Dyrektora, wprowadził w błąd słuchaczy i czytelników. Dzisiaj, ujawniając spiski żydowko-masońskie, próbuje zmyć z siebie hańbę przeszłości. Brawo, Liga! Czekamy na zlustrowanie ojca Dyrektora. M.P. PAPIEŻA TEŻ... Tygodnik „Nowa Myśl Polska” związany z Ligą Polskich Rodzin zabrał się za krytyczny przegląd działalności... Jana Pawła II! Publicysta pisma Lech Mażewski znajduje tylko jedno słowo na określenie polityki papieża w stosunku do Polski: głupota. Pasmo błędów i nieszczęść rozpoczęło poparcie udzielone „Solidarności”. Wojtyła jest także odpowiedzialny za politykę Leszka Balcerowicza. Dowodem na to jest sprzyjanie kolejnym solidarnościowym rządom. Z obłędu nie wyprowadziła go nawet klęska prawicy w 1993 roku. Mażewski twierdzi, że AWS to tak naprawdę dzieło JPII. Miał on wesprzeć Krzaklewskiego zarówno podczas tworzenia zrębów AWS, jak i podczas swojej pielgrzymki w 1997 roku. Została ona w całości podporządkowana politycznym interesom Mariana K. Jan Paweł II wsparł polskie członkostwo w Unii, bo przecież bez Polski nie będzie możliwa budowa nowego kościelnego cesarstwa. Los Polski przy tym jest Karolowi Wojtyle obojętny! Redaktor LPR-owskiej Retkińskie Stowarzyszenie Pamięci Prymasa Tysiąclecia zamierza wznieść w Łodzi (przy skrzyżowaniu ul. Bandurskiego i al. Wyszyńskiego) pomnik swojego patrona (pisaliśmy o tym w numerze 23/2002 „FiM”). Oficjalnie ma on być sfinansowany ze zbiórki społecznej, ale i tak wszyscy wiedzą, że skatoliczałe władze miasta z Kropiwnickim (ksywa Kropidło) na czele nie poskąpią grosza. Radni z Komisji Kultury Rady Miejskiej już pozytywnie zaopiniowali projekt monumentu. A wszystko to dzieje się w czasie, gdy w Łodzi brakuje pieniędzy dosłownie na wszystko, nawet na zasiłki dla bezrobotnych. Pomnik żołnierzy Armii „Łódź”, którzy w 1996 roku przelewali krew za te ziemie, czeka na realizację już 20 lat i pewnie się nie doczeka. R.P. ZAPŁACIŁA I NA BRUK W minioną sobotę i niedzielę ekskluzywny hotel „Radison” w Szczecinie gościł sławnego kolekcjonera orderów, prałata Henryka Jankowskiego (fot. powyżej). Hrabia dwojga narodów przybył w otoczeniu gwardii przybocznej, czyli... pięciu nastoletnich chłopców, w których – jak wiadomo – wybitnie gustuje. Nasze hotelowe krasnoludki odprowadziły całą grupkę pod pokój 903. Budowniczy bursztynowego ołtarza, który nie tak dawno udzielił audiencji premierowi Millerowi, to naprawdę równy facet – przez dwa dni puszczał chłopakom filmy porno! A co więcej przeżył i co widział, niech wam sam opowie... R.K. CHRISTIAN WALLENROD Polska ma swojego nowego bohatera wojennego! Jest nim niejaki Christian Ganczarski – pochodzący z Gliwic obywatel Niemiec. Głośno o nim na Zachodzie i prezydent Kwaśniewski mógłby się nim pochwalić swojemu przyjacielowi Dablju Bushowi, gdyby nie jeden drobny szczegół. Chrystian jest muzułmaninem, a na domiar złego walczy... po drugiej stronie barykady. Nasz rodak zorganizował w kwietniu 2002 zamach na tunezyjskiej wyspie Dżerbie, w którym zginęło 21 osób, w tym 14 Niemców. A.C. ŻYWIĄ I BRONIĄ Obok katolickiego harcerstwa, parafialnej turystyki, kościelnych imprez sportowych, czyli parafiad, istnieje w naszym pięknym kraju także pierwsza klerycka drużyna Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Akurat ta inicjatywa kościelna jest wyjątkowo pożyteczna, bo odpowiednio przeszkolone siły WANIEK CZY DULSKA Przykościelna, choć państwowa Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji – na wniosek Jarosława Sellina (Opus Dei) – nakazała przeprowadzenie monitoringu popularnego programu telewizyjnego dla młodzieży „Rower Błażeja”. Otóż prowadzący program, zapominając najwyraźniej, w jakim kraju żyją, otwarcie zachęcali widzów do wypowiadania się na temat własnej seksualności, swoich upodobań w tej dziedzinie oraz stosowanych (lub nie) zabezpieczeń. Czujna Rada nakazała natychmiast zbadanie „afery”. Ta sama Rada chętnie przyznała koncesję telewizyjną dla Rydzyka – człowieka, który od dekady szerzy w swoim radiu kłamstwa, oszczerstwa i antysemityzm. A.C. SZOK MIŁOSIERDZIA Przybyłe do Łodzi siostry miłosierdzia ze zgromadzenia założonego przez Matkę Teresę z Kalkuty, wprawiły w osłupienie katoobłudne władze tego miasta. Gdy w magistrackich salonach spotkały się z wiceprezydentem, odmówiły nawet herbaty, tłumacząc, że nie mogą niczego jeść ani pić, nie dzieląc się przy tym z biednymi. Poprosiły też o skromniejszą siedzibę dla siebie. W tymczasowej kaplicy przy ul. Łąkowej siostrzyczki siedzą na kawałku płachty workowej, choć oferowano im dywan. Ubóstwo siostrzyczek najbardziej szokuje księży, którzy w biednej Łodzi żyją jak pączki w maśle. Na szczęście nie zaproszono misjonarek do biskupiego pałacu, bo z pewnością doznałyby szoku i nie byłoby z nich pożytku. R.P. Można zapłacić za dom, a nie mieć go. Przekonała się o tym Iwona Hyndle. Zapłaciła warszawskiej spółce Draczer 250 tysięcy zł za dom. Jej pech polegał na tym, że tuż przed podpisaniem aktu notarialnego firma Draczer ogłosiła upadłość. Zgodnie z prawem, właścicielem domu nie jest nasza bohaterka, lecz syndyk masy upadłościowej. Złożył on pani Iwonie propozycję: albo zapłaci 300 tysięcy za swój dom (ponownie!), albo niech się z niego wynosi. O innych rozwiązaniach nie może być mowy – zapewnia Barbara Wietlicka, syndyk Draczera. Swoje postępowanie uzasadnia obowiązkiem dbania o interesy... wierzycieli. M.P. STRÓŻE MORALNOŚCI Stolica Apostolska ma poważne problemy i to nie tylko z aferą pedofilską wśród księży. W ubiegłym roku w Watykanie zanotowano 608 spraw karnych, co przy 455 mieszkańcach państwa kościelnego daje 1,33 przestępstwa „na głowę”. Jest to niemożliwy do poprawienia światowy rekord! Oczywiście większości tych przestępstw dopuszczają się pielgrzymi (sic!). Mieszkańcom Watykanu zdarzają się (i to dość często) kradzieże w sławnym watykańskim sklepie wolnocłowym dla pracowników kurii i obywateli Stolicy Apostolskiej. Złodziei złapanych przez szwajcarskich gwardzistów czeka sroga kara – poza grzywną, zostaje im odebrana karta uprawniająca do wolnocłowych zakupów... E.W. TONY SPADA W ciągu zaledwie kilku miesięcy liczba niemających zaufania do Tony’ego Blaira wzrosła z 28 do... 66 proc. Powód? Iście 5 paradoksalny! Zwycięstwo armii brytyjskiej na Bliskim Wschodzie. Na nieszczęście armia ta nie znalazła tam broni masowego rażenia. Przykładając bezkrytycznie rękę do amerykańskiej wojny, Blair przyprawił o śmierć dziesiątki własnych obywateli i tysiące Irakijczyków. Co ciekawe, rozgoryczenia Brytyjczyków nie łagodzi bynajmniej dobra sytuacja gospodarcza i zaledwie 3-procentowe, czyli nieistniejące, bezrobocie. A.C. O WILKACH I LESIE W Tajlandii przełożeni buddyjskich klasztorów narzekają na napływ homoseksualnych kandydatów do klasztorów, co jest zjawiskiem masowo i od zawsze występującym w klasztorach katolickich i prawosławnych. Wzorując się na Krk, nakazano w Tajlandii specjalne procedury (sprzeczne z dotychczasową tradycją) przy naborze nowych mnichów. Mają eliminować gejów już na początku klasztornej kariery. Guzik z tego pewnie wyjdzie, bo dla homolubów klasztor to ziemia obiecana. A.C. MURZYNOWI KULKĘ Berlusconi, prawicowy premier Włoch, wspólnie ze swoimi ministrami wpadł na genialny pomysł, jak powstrzymać falę migracji z Afryki. Rozwiązanie jest piekielnie proste. Marynarka wojenna i straż graniczna otrzymały prawo do strzelania bez ostrzeżenia do wszystkich podejrzanych statków, stateczków czy łódek. Na pytanie o ofiary – lider nacjonalistycznej Ligi Północnej Umberto Bossi odparł: „To nie nasz problem”. Przepisy międzynarodowe, które zakazują strzelania do cywilnych obiektów pływających, w kraju ojców chrzestnych obowiązywać widać nie muszą. M.P. GAUDI Z AUREOLĄ Dobiegł końca pierwszy etap procesu beatyfikacyjnego architekta Antonio Gaudiego. Tym razem o wyświęcenie kolegi starają się nie duchowni, ale ludzie świeccy. Dokumentacja przekracza tysiąc stron, a liczba cudów – dokonanych rzekomo za wstawiennictwem hiszpańskiego ekscentryka – urosła w ciągu kilku miesięcy z dwóch do pięciu. Zasługi Gaudiego to m.in. szczególna postawa prorodzinna polegająca na „opiece nad ojcem i chorą kuzynką” oraz „głęboka miłość do Trójcy Świętej i Świętej Rodziny”. Zaiste, nadzwyczajne to zasługi. PaS 6 Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r. POLSKA PARAFIALNA Wara od szkoły W numerze 23/2003 „FiM” pisaliśmy o pomyśle utworzenia, od 1 września 2003 roku, klasy salezjańskiej w Gimnazjum Publicznym nr 2 w Chełmie. Na szczęście okazało się, że tego rodzaju eksperyment nie ma racji bytu w szkole państwowej, gdyż jest sprzeczny z prawem oświatowym. „Zgodnie z rozporządzeniem ministra edukacji narodowej i sportu z dnia 9 kwietnia 2002 r. w sprawie warunków prowadzenia działalności innowacyjnej i eksperymentalnej przez publiczne szkoły i placówki (DzU Nr 56 poz. 506) – wyjaśnia rzecznik MEN, Małgorzata Szelewicka – decyzję o wprowadzeniu innowacji pedagogicznej podejmuje rada pedagogiczna szkoły, a kurator oświaty, w ramach nadzoru pedagogicznego, ma prawo zgłoszenia uwag i zastrzeżeń do tej innowacji”. Wspomniane formalności dyrekcja Gimnazjum nr 2 w Chełmie spełniła. Z informacji udzielonych mi przez dyrektor gimnazjum, Mariolę Szynal, wynika, że rada pedagogiczna (w skład której wchodzą również ateiści) uchwałę o wprowadzeniu od 1 września 2003 roku klasy salezjańskiej zatwierdziła jednomyślnie, podobnie jak rada rodziców. Wydaje się to dziwne, bowiem tak się akurat składa, że do tej szkoły, zlokalizowanej w samym centrum miasta, uczęszczają dość licznie niekatolicy – świadkowie Jehowy, prawosławni, baptyści i ateiści. Trudno uwierzyć, że oni również przyjęli decyzję dyrekcji z entuzjazmem. W każdym razie stosowna dokumentacja potwierdzająca innowację została przez szkołę dostarczona do Kuratorium Oświaty w Lublinie – Delegatura w Chełmie. W założeniach organizacyjnych klasy salezjańskiej przewidywano wprowadzenie dodatkowych (obowiązkowych) zajęć poświęconych „egzegezie Pisma Świętego” oraz powierzenie funkcji wychowawcy klasy katechetce. Delegatura w Chełmie, która pełni nadzór pedagogiczny nad Gimnazjum Publicznym nr 2, w piśmie skierowanym do dyrektora gimnazjum wskazała na podstawowe niezgodności proponowanej innowacji z przepisami prawa oświatowego. Uznała utworzenie klasy salezjańskiej za sprzeczne z obowiązkiem rekrutacji na zasadzie powszechnej dostępności oraz zwróciła uwagę, że katecheta nie może pełnić funkcji wychowawcy klasy. Akceptacji nie uzyskał również program zajęć dodatkowych. Kuratorium stwierdziło, że wymienione w założeniach organizacyjnych treści powinny być realizowane wyłącznie na zajęciach religii. Ponadto dyrektor Delegatury Anna Dudek-Janiszewska w rozmowie z dyrektor gimnazjum wyjaśniła, że klasa salezjańska może być postrzegana jako klasa wyznaniowa, O Rybaku, co nie złowił rybki Kilkuletnia batalia o przejęcie przez Kościół potężnego kompleksu stawów w Przemkowie zakończyła się klapą. Okazuje się, że z Kościołem można wygrać. Tak niewiele trzeba... ot, tylko wstać z klęczek. Legnicki biskup Tadeusz Rybak nie przejmie za Bóg zapłać 912 hektarów lustra wody z licznymi obiektami nadbrzeżnymi o łącznej wartości co najmniej 8,5 mln złotych. Tym razem Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa wykazała się odwagą niebywałą. – Stawy przejmuje prywatny dzierżawca. Jest to chyba najlepsze rozwiązanie dla gospodarstwa rybackiego w Przemkowie – mówi przewodniczący miejscowej, Międzyzakładowej Komisji NSZZ „S’80”, Mieczysław Nogal. – Jest szansa nie tylko na utrzymanie gospodarstwa i dodatkowe zatrudnienie, ale i rozwój hodowli ryb. Przypomnijmy, sprawa wybuchła kilka lat temu, gdy legnicka kuria postanowiła łyknąć wspaniały kąsek w postaci 54 stawów i olbrzymiego majątku, m.in. licznych obiektów produkcyjnych i zabytkowego folwarku (co ujawniliśmy w numerze „FiM” 18/2001). Biskup legnicki Tadeusz Rybak swój apetyt na wczasy z wędką podpierał obowiązującą ustawą z 17 maja 1989 r. o stosunku państwa do Kościoła katolickiego w Polsce. A w rzeczonej ustawie stoi jak byk, że biednemu Kościołowi na Ziemiach Zachodnich i Północnych należy nieodpłatnie przekazywać grunty znajdujące się w zasobach Państwowego Funduszu Ziemi. Stawy to nabytek w sam raz dla kurii – kombinował biskup. Ale stała się rzecz zdumiewająca. Pokorny do tej pory narodek wściekł się nie na żarty i zbiorowym głosem zapowiedział: „po naszym trupie”. Protestowali wszyscy – od związkowców z gospodarstwa rybackiego poczynając, a na władzach Przemkowa kończąc. Argumentacja była rzeczowa: kuria nie gwarantuje ani utrzymania hodowli ryb, ani rozwoju gospodarstwa, które zapewnia pracę kilkudziesięciu osobom. I choć kanclerz legnickiej kurii, Józef Lisowski, mydlił oczy przemkowian mitycznymi nakładami inwestycyjnymi pochodzącymi od jakichś bliżej nieokreślonych „przyjaciół z zagranicy”, ludziska zagrozili mu szubienicą, jeśli pojawi się w pobliżu stawów. Wobec wizji sznura i przekonania, że tym razem ludzie nie żartują – kuria ostatecznie wycofała się, a Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa zaakceptowała prywatnego dzierżawcę, Jerzego Gucmę z pobliskiego Ostaszowa, którego ojciec wzorowo tu gospodarował przed la- do czego nie można dopuścić w szkole publicznej, czyli państwowej. Mimo tak poważnych zastrzeżeń, gimnazjum rozpoczęło rekrutację do klasy salezjańskiej. Informacje o naborze pojawiły się w lokalnej stacji radiowej i regionalnej gazecie codziennej oraz były odczytywane w chełmskich parafiach podczas niedzielnych mszy. Wzmiankę o wprowadzeniu od nowego roku szkolnego klasy salezjańskiej znajdziemy również na stronach internetowych szkoły. Pewnym modyfikacjom uległ jednak program. Zrezygnowano z wychowawczyni katechetki, a pierwotnie obowiązkowe lekcje ewangelii (przewidywane oprócz godzin religii) zastąpiono kołem zainteresowań „Ewangelia na co dzień”. Pozostał natomiast wymóg dołączenia do podania o przyjęcie do klasy opinii wydanej przez proboszcza. Dyrektor szkoły, Mariola Szynal, nie dostrzega żadnego problemu. Przecież niekatolicy mogą dostarczyć opinie ze O siem lat temu powstała Kujawsko-Pomorska Agencja Rozwoju Regionalnego. Z jej działalności najbardziej skorzystali pracujący w niej urzędnicy i ich przyjaciele. A co z rozwojem regionu? A kogo to, k..., obchodzi! swoich Kościołów, a ateiści po prostu nic nie wpiszą. Podkreśla, że misją szkoły jest właśnie tolerancja religijna. I faktycznie – w Internecie, na stronie gimnazjum pod hasłem „misja” możemy przeczytać: „Wyróżniamy się postawą podkreślającą znaczenie tolerancji religijnej. Budujemy pomosty pomiędzy uczniami różnych wyznań: katolikami, prawosławnymi, baptystami, świadkami Jehowy poprzez wspólne doświadczenia, zajęcia, naukę”. Jednak sposób realizacji wspomnianej misji jest osobliwy. Wszyscy uczniowie z założenia poddani będą katolickiemu praniu mózgów. Prozelityzmem zalatuje tu bowiem na kilometr. Mimo promocji klasy salezjańskiej oraz poparcia lokalnych proboszczów, a nawet samego arcybiskupa Życińskiego, pomysł wzbudził niewielkie zainteresowanie, wpłynęło bowiem zaledwie około 10 podań na przewidywane minimum 28 miejsc. Wielka chęć dyrekcji gimnazjum nic nie zmienia, stanowisko kuratorium jest jednoznaczne: „W arkuszu organizacji szkoły na rok szkolny 2003/2004, zaopiniowanym przez Lubelskiego Kuratora Oświaty, nie ma przeznaczonych godzin na dodatkowe zajęcia edukacyjne związane z realizacją ww. innowacji. W związku z tym innowacja będzie realizowana w ramach zajęć religii”. Jak zapewnia Anna Dudek-Janiszewska, nikt nie udzieli zgody na funkcjonowanie klasy salezjańskiej w publicznej szkole. Cóż można powiedzieć... brawo, Pani Anno! ANNA KALENIK Fot. Autor wystarczył agencji weksel podpisany przez niejakiego Piotra D. Krótko potem 15 tys. kredytu dostał ów Piotr D., a weksel podpisał mu... Romuald Kosznik. Ten drugi spłacał należności z trudem i bez pośpiechu, pierwszy zaś – wcale. Wszak to pieniądze podatników, a więc ni- Plajta kontrolowana ty. Nowy gospodarz zainwestował już sporo grosza w narybek i wygląda na to, że gospodarstwo znów zacznie kwitnąć. W trapionym bezrobociem Przemkowie będą wkrótce dodatkowe miejsca pracy, co solennie obiecuje nowy dzierżawca stawów. Zatem happy end? Tak, dzięki odwadze ludzi. Naśladowcy potrzebni od zaraz! RYSZARD PORADOWSKI Fot. archiwum Kujawsko-Pomorska Agencja Rozwoju Regionalnego dysponowała milionem złotych kapitału ze Skarbu Państwa (czyli od nas). Dodatkowo Urząd Wojewódzki oddał Agencji za darmo na 10 lat biura o powierzchni 250 metrów kwadratowych i zobowiązał się płacić za prąd, wodę, gaz, ogrzewanie i ochronę. Agencja – wspólnie z trzema innymi firmami – stworzyła spółkę Kujawsko-Pomorski Rynek Hurtowy. Na uruchomienie tego tworu lekką rączką wydała 60 tys. złotych. Udzieliła też kredytu w wysokości 24 tys. zł, a „Rynek Hurtowy” kupił sobie za to... służbowe auto, a rat nie spłacił do dzisiaj, gdyż zbankrutował. Prezes „Rynku”, Romuald Kosznik, wziął też kredyt na własną firmę „Romako” – 15 tys. złotych. Za zabezpieczenie czyje. Kredycik w wysokości 60 tys. dostał też Mirosław Szlachciak, późniejszy członek rady nadzorczej. 150 tysięcy zł wziął również ówczesny prezydent Inowrocławia, a obecnie poseł, Marcin Wnuk. Inny bankrut, „Polam” z Nakła, wziął 300 tys. złotych. Następnie kierownictwo bydgoskiego Sojuszu Lewicy Demokratycznej wymusiło, by 125 tys. dać jeszcze „Trybunie Pomorza i Kujaw” – lokalnemu dodatkowi „Trybuny”. I tak – zamiast pięknego rozwoju – przyszła piękna plajta. Okazało się, że NASZE pieniądze, którymi dysponowała Kujawsko-Pomorska Agencja Rozwoju Regionalnego, wyparowały i nikt ich już nie odzyska. Pomnóżmy to sobie przez wszystkie polskie miasta, wiochy i różne agencje... ROMAN KRAWIECKI Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r. UWAGA! Za kilka dni zakończy się ogólnopolska zrzutka na toyoty, land-rovery, yamahy i awionetki dla... misjonarzy! Na te ekskluzywne środki transportu przesiądą się wkrótce rajdowcy w sutannach. Szybkie i skuteczne dotarcie do dzikich z ubogim Panem Jezusem od wieków stanowi wyzwanie dla Kościoła. Faktem jest, że afrykański busz czy amazońska dżungla nie mają zbyt wiele traktów nadających się do jazdy. Misjonarze mają więc świetny powód, by wybierać się do bezbożników na terenowych (najdroższych) rumakach, co zresztą świadczy o klasie... Pieniądze na zakup samochodów, motocykli i małych... samolotów (też!) dla misjonarzy pochodzą od ofiarnych (czytaj: naiwnych) polskich kierowców. Jak wiadomo, patronem wszystkich siedzących za kółkiem jest św. Krzysztof, coraz bardziej ostatnio przydatny. W poszczególnych parafiach wyciąganie datków trwa od miesięcy. Ogólnopolska kulminacja zbiórki planowana jest na 25 lipca br. w (nomen omen) Pieniężnie u księży werbistów. Właściciele pojazdów – w zamian za złożenie się na fury dla misjonarzy – mogą liczyć na popryskanie wodą święconą siebie i swoich pojazdów przed tamtejszym kościołem seminaryjnym. Ma ich to ustrzec przed ewentualnymi wypadkami... W ubiegłym roku ojczulkowie werbiści zebrali w ten sposób kasę POLSKA PARAFIALNA Ściepa na jeepa na trzy nowe wysokiej klasy gabloty. Jedna z nich trafiła do o. Krzysztofa Białasika bawiącego w Boliwii. W jeepa wyposażono ponadto parafię św. Łucji na Kubie. Składkowym jeepem rozbijają się koloratkowi z rzymskokatolickiego aśramu w Palda w Indiach. Ze sprawozdania werbistów wynika, że część wyżebranej od naszych kierowców kasy poszła na dofinansowanie gablot w Indiach. Jedno z japońskich cacek z napędem na cztery koła ma też trafić do spowiedników z Botswany. Zapotrzebowanie na motocykle (kawasaki i yamahy) złożyły u werbistów polskie misje na wyspie Flores (Indonezja) i placówka w Puna (Indie). Na Madagaskarze na przykład sutannowi wołają o pomoc w sprawie sfinansowania remontu silnika luksusowej łodzi motorowej. Bez tego nie bę- Ewolucja pojazdów misyjnych: osioł, wielbłąd, kawasaki... zakupionych w Ekwadorze, Białorusi i na pogańskich, ubożuchnych jak mysz kościelna Węgrzech. W tym roku werbiści mają ambitniejsze plany. Zamierzają wyżebrać szmal na zakup terenówki dla diecezji Yendi w Ghanie i wyposażyć seminaria w Bhopal i Jharsuguda W jednej z podkarpackich wsi, Wysokiej Strzyżowskiej, zwołano zebranie tzw. rady sołeckiej na czele z panią sołtys, na którym to zebraniu poddano pod dyskusję propozycję, aby sprzedać... wiejski ośrodek zdrowia. Głównym argumentem „za”, który przedstawiła pani sołtys, był fakt, że za środki uzyskane ze sprzedaży można byłoby wyremontować... kilometr szosy (słownie: jeden kilometr!). Biorąc pod uwagę fakt, że wieś rozciąga się na przestrzeni 10 km, niewielki to luksus i od razu nasuwa się pytanie: który mianowicie kilometr miałby dostąpić remontu? Ponieważ pani sołtys swoje biuro ma na plebanii, a nie – jak kiedyś bywało – w Domu Ludowym, należy przypuszczać, że wyremontowano by właśnie drogę w pobliżu kościoła i willi księdza. Jest to tak zgodne z duchem czasu, że pewno nikt by się nie zdziwił. Dziwi natomiast propozycja sprzedaży ośrodka zdrowia, dą mogli odbywać romantycznych rejsów na pokładzie, być może z orientalnymi parafiankami. W zamian za szczodrobliwość werbiści zapewniają o swojej modlitwie w intencji wszystkich ofiarodawców. He, he, he... MIROSŁAW CHŁODNICKI Fot. Autor który wybudowano w czasach PRL-u w dużej mierze w ramach tzw. czynu społecznego. Obiekt ten jest bardzo potrzebny wsi tak dużej jak Wysoka. Może warto byłoby się raczej zastanowić nad sprzedażą dwóch punktów katechetycznych, które wybudowano na początku lat 90., a od dziesięciu, czyli od czasu, odkąd religii naucza się w szkole, stoją w stanie surowym i niszczeją. Zawsze słyszy się, że jest to dobro parafii, dobro wspólne ludzi tej wsi, nie zaś prywatna własność proboszcza – więc może by je sprzedać, a pieniądze przeznaczyć na drogę? Tyle młodych małżeństw nie ma gdzie mieszkać, a budynki są wielkości jednorodzinnych domków, blisko drogi, szkoły, przystanku autobusowego. Przekazane przez parafian działki są bardzo ładne, więc nabywca znalazłby się bez trudu. Tylko jak coś tak „zdrożnego” zaproponować panu proboszczowi?! JĘDRZEJ POKRZYCKI Daleko od szosy Niech żyje Bal... cerowicz Leszek Balcerowicz, prezes Narodowego Banku Polskiego, powtarza jak katarynka: ciąć wydatki, oszczędzać, oszczędzać i jeszcze raz oszczędzać. A jak jest w istocie? Otóż w 2000 roku Narodowy Bank Polski wpadł na pomysł, że warto mieć wreszcie jednolity system księgowości. Dyrektorzy się naradzali, powstawały ekspertyzy i analizy. Zastanawiano się też, jaki sprzęt i oprogramowanie kupić. Na ten szczytny cel zarezerwowano w budżecie NBP kilkanaście milionów złotych. W każdej w miarę normalnej instytucji wydawanie tak dużej kasy odbywa się pod specjalnym nadzorem i kontrolą, a przede wszystkim przeprowadza się jawny przetarg. Ale nie w Narodowym Banku Polskim, który od kasy pęka w szwach, zatem jego kierownictwo poleciło kupić sprzęt z wolnej ręki. Prezesi zainteresowanych firm informatycznych byli zdumieni decyzjami banku. Na ponawiane S ąd w Koszalinie nakazał zwolnić księdza pedofila z aresztu. To bardzo pięknie, bo lato w pełni, a na Wybrzeżu tyle ślicznych dzieciaczków... Ksiądz Jerzy U., proboszcz parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Słowinie (diecezja 7 się do... zwolnienia księdza z aresztu. – Sąd uznał, że postępowanie zostało już w znacznej części przez policję przeprowadzone. Ponieważ przesłuchano wielu świadków, nie istnieje obawa matactwa i tym samym utrudniania Kuria twoja mać koszalińsko-kołobrzeska), po miesięcznym pobycie w areszcie decyzją Sądu Okręgowego w Koszalinie z dniem 3 lipca odzyskał wolność. Przypomnijmy, że tamtejsza prokuratura przedstawiła zatrzymanemu przez policję księdzu zarzut seksualnego molestowania dzieci („Pedofilów u nich dostatek” – „FiM” 24/2003). „Zaczął się do mnie dobierać, gdy usnąłem. Próbował ściągnąć mi majtki. Prosiłem, żeby przestał. Broniłem się. On dyszał i sapał, był bardzo podniecony. Mówił, że przecież jestem już dorosły, a to nic takiego, to jest bardzo fajne” – zeznał jeden z chłopców. Drastyczność wstępnych ustaleń sprawiła, że Sąd Rejonowy postanowił aresztować pedofila na 3 miesiące. Śledztwo dostarczyło kolejnych dowodów na uprawianie przez zboczeńca aktywnej pedofilii, a prowadzący postępowanie poczęli określać sprawę mianem „rozwojowej”. Co najdziwniejsze, to właśnie tempo działania policji przyczyniło postępowania karnego – informuje mnie prokurator Ryszard Gąsiorowski. Sąd Okręgowy w Koszalinie nie podzielił silnie akcentowanej przez prokuraturę obawy, że ksiądz U. może utrudniać postępowanie, próbować wpływać na jeszcze nieprzesłuchanych świadków czy po prostu nawiać za granicę (paszportu nie zatrzymano), jak choćby opisywany przez nas w poprzednim numerze ksiądz Sobański. Sąd nie dostrzegł nawet potrzeby zastosowania dozoru policyjnego, uznając, że poręczenie majątkowe w kwocie 5 tys. zł w pełni wystarczy. Księdzu grozi kara pozbawienia wolności do lat 10, a diecezji – skandal. Problem mogłoby rozwiązać zniknięcie Jerzego U., co zapewne wkrótce nastąpi. Z naszych doświadczeń wynika, że biskup ordynariusz oświadczy wówczas, iż nie ma zielonego pojęcia, gdzie podziewa się jego podopieczny. Kuria, jak prawdziwa matka, dba o swoje dzieci. ANNA TARCZYŃSKA Dobrodziej złoczyńca Do sądu skierowano akt oskarżenia przeciwko Michałowi M. – księdzu z Tylawy na Podkarpaciu, który jest podejrzany o molestowanie seksualne małych dziewczynek. Przypomnijmy: Prokuraturę Rejonową w Krośnie o tym, że ksiądz proboszcz parafii w Tylawie molestuje dzieci, powiadomiła żona greckokatolickiego księdza. Do zawiadomienia dołączyła kasetę z nagraniem zwierzeń dziewczynek. Prokuratura w Krośnie – będąca w wielkiej przyjaźni z miejscowym klerem – śledztwo raz dwa umorzyła. Było to przez nich pytania, dlaczego właśnie tak, podwładni Leszka grzecznie odpowiedzieli, że taki tryb będzie tańszy i bezpieczniejszy. Kiedy kilka dni temu doszło wreszcie do podpisywania stosownej umowy, okazało się, że za sprzęt i oprogramowanie NBP zapłacił nie kilkanaście, a osiemdziesiąt milionów złotych, zaś dostawcą jest pośrednik, nie zaś bezpośredni producent. Podrożyło to koszt całej inwestycji o 60–70 procent. I to jest właśnie gospodarność made in Balcerowicz. MP w październiku 2001 r. Argumenty prokuratorskie były mniej więcej takie: ksiądz, owszem, kąpał, rozbierał i całował dziewczynki, ale robił to z miłości... ojcowskiej i nie miało to absolutnie seksualnego podłoża. Na takie jawne draństwo prawne zareagowała Prokuratura Krajowa, która pod presją publikacji w „Gazecie Wyborczej” nakazała wznowić postępowanie. Jego prowadzenie zlecono tym razem Prokuraturze Rejonowej w Jaśle. Ta przesłuchała wielu świadków i zasięgnęła opinii biegłych psychologów z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie oraz seksuologów z Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego w Warszawie. Naukowcy potwierdzili wiarygodność zeznań dziewczynek, a psychiatrzy uznali, że proboszcz jest poczytalny (choć podczas obserwacji psychiatrycznej robił wszystko, aby uznano go za wariata). W tej sytuacji dobrodziej Michał M. nie wywinie się już raczej od poniesienia kary za swoje czyny. Akt oskarżenia zarzuca mu molestowanie co najmniej sześciu dziewczynek. Grozi za to kara do 10 lat więzienia. My stawiamy na rok w zawieszeniu. Proces rozpocznie się pod koniec września br. E.A. 8 Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r. RADIO (WOLNA) MARYJA – O widzę, że z Panem sobie nie porozmawiamy... SIAĆ, SIAĆ, SIAĆ (2) ludzi dziadostwo i mały mózg. Zacofanie! Góra mięsa z hormonami ¤¤¤ ¤¤¤ słuchacz RM: – Chciałem pozdrowić moją zmarłą siostrę. Żeby zawsze była zdrowa. rozmowa na antenie RM: – Jestem ogromnie zbulserwowany tym, co się dzieje... – My też, panie Janie, ale mówi się zbulwersowany... – No właśnie... jestem zbulserwowany... Miesiąc temu opublikowaliśmy pierwszy odcinek „Siać, siać, siać” (ulubione zawołanie ojca Rydzyka) składający się z wyimków audycji Radia Maryja. Dziś ciąg dalszy, bez złośliwych komentarzy, bez drwin i wyśmiewania się. Po co...? Radio ojca Dyrektora „broni się” samo. Rozmowa na antenie RM: – Boję się potępienia, boję się diabła, boję się wszystkiego. Wszędzie jest diabeł i mówi do mnie. Już mnie nawet księża nie chcą spowiadać... – No nic. Życie jest piękne, ale trzeba się pchać do przodu. Kulturalnie, ale pchać. Alleluja! ¤¤¤ o. Rydzyk: – Ostatecznym celem homoseksualizmu jest walka z Kościołem i zniszczenie Kościoła. ¤¤¤ ekspert RM: – Byłem na audiencji u ukochanego Ojca Świętego. Patrzę, Polacy, nawet duża grupa. Siedzą sobie na chodniku i czekają na papieża. Patrzę, a oni chleją wódę i cieszą się, że ich nikt nie zaczepia. Prosto z butelek pili. Albo matki katoliczki... jeżdżą do Niemiec na truskawki i zamiast zbierać, to się tam sprzedają, bo to łatwiejszy zarobek. Potem w domu mąż się dziwi: ale ty ciężko pracowałaś, że tyle pieniędzy przywiozłaś. A ona nie truskawki zbierała. Potem do kościoła idzie i się modli... No... wzór do naśladowania. Z dziećmi za rączkę do komunii. Obrzydliwość... Te dzieci są przykrywką dla bydlęcia. ¤¤¤ o. Rydzyk: – A ta prostytucja na drogach? Jakież to wstrętne. I popatrzcie, kto się koło tych narzędzi diabła zatrzymuje. Popatrzcie... góry mięsa z hormonami – bo przecież nie ludzie. Trzeba siać, siać... tak, tak... zwierzęta z hormonami. A potem przychodzą z płaczem do księży. ¤¤¤ o. Rydzyk: – Wykosztowaliście się na te kiełbasy, na te szynki na święta, a teraz co? Nawet na bilet nie macie, by pojechać do Częstochowy. ¤¤¤ telefon do RM: – Poszłam do księdza i żalę się, że już nie mam siły, bo piętnaście lat żyję pod jednym dachem z pijakiem, a ksiądz westchnął i powiedział: „Ty masz jednego pijaka, a ja mam ich całą parafię”. ¤¤¤ rozmowa na antenie RM: – Ojcze Dyrektorze... mam nowotwora i to złośliwego. – To wszystko dla Boga, córko. ¤¤¤ ekspert RM: – Czasem w towarzystwie słychać koncert „bąków”. Wszystko spowijają trujące wyziewy tych gazów. Z punktu widzenia ekologii jest to barbarzyństwo. ¤¤¤ telefon do RM: – Miałam do usunięcia ząb... i to mądrości. Bardzo się bałam i poszłam do kościoła, i modliłam się: „Panie Jezu, co to będzie, co to będzie...”. I taka myśl mi wtedy przyszła do głowy: to ja się boję o ból zęba, a przecież Jego na tym krzyżu bardziej bolało. No to zaczęłam się modlić i ofiarowałam Jezusowi ten ząb. Poszłam do dentystki, a Jezus mi to wynagrodził i wcale mnie nie bolało. ¤¤¤ Kącik dowcipów w Radiu Maryja: – Wie pan, zaczęły wypadać mi włosy. – Był pan u lekarza? – Nie. Same zaczęły. ¤¤¤ Podróżny na dworcu: – Poproszę bilet. – Dokąd? – A co pani taka ciekawska?! ¤¤¤ Pacjent budzi się po operacji: – Czy jestem już w niebie? – Nie, jesteś przy mnie – odpowiada żona. ¤¤¤ słuchaczka RM: – Pierwsze słowa, które usłyszałam na antenie Maria Radyja, to znaczy Radia Maryja, to to, jak ojciec Tadeusz po- ¤¤¤ o. Rydzyk: – Popatrzcie na te kobiety na ulicach. Tak chodzą i się ubierają, jak gdyby były prostytutkami. Popatrzcie, ile mamy w Polsce prostytutek. Ulice pełne prostytutek... na każdym kroku... ¤¤¤ o. Rydzyk: – Mówią niektórzy, że Ojciec Święty jest konserwatystą. Pewno, że jest, bo na tych biwakach rozmaitych jadał konserwy, bo je lubi... ¤¤¤ telefon do RM: – Ja jestem już babką, mam 75 lat. Tyle lat żyłam z alkoholikiem – już zaczynam płakać – i urodziłam z tym alkoholikiem córkę, która wyszła za mąż też za alkoholika. Urodzili dziecko, też alkoholika... ¤¤¤ telefon do RM: – Postuluję wyrzucenie z nazwy telewizji Polsat li- ¤¤¤ ekspert RM: – Masoni są narzędziem szatana, a ich znakiem jest słońce. Zwróćcie uwagę, że ten znak starają się umieścić wszędzie. Na przykład w Polsacie się ono pojawia i na butelkach wody „Bonaqua”, i jako logo partii Unia Wolności. Żebyśmy mieli kilkuset takich ojców Rydzyków w Polsce, to nie musielibyśmy się bać masonerii. ¤¤¤ telefon do RM: – Ja sobie taką modlitwę wymyśliłam sama. Mogę powiedzieć? – Prosimy... – Jak to dobrze, że jesteś, ojcze Rydzyku, jak to dobrze, że ciebie ta mama urodziła, niepokalana... ¤¤¤ ekspert RM: – To tylko ateiści szukają wszędzie spisków, że wszędzie jest spisek, węszą, że wszystko przez ten spisek. A my, katolicy, wiemy, że to nieprawda. Wiemy, że jest tylko jeden spisek, na czele którego stoi szatan. I on upodobał sobie atak na Polskę, bo Polska jest monarchią, bo mamy swoją królową, bo oddaliśmy się w niewolę Matce Bożej. ¤¤¤ ekspert RM: – Jest taka książka dla dzieci pod tytułem „Doktor Dolitle”. To jest straszna książka i jeszcze na dodatek lektura. Ona równa zwierzęta z człowiekiem, czyli równa człowieka ze zwierzęciem. To jest doktryna masońska: świnia jest taka sama jak i ja. ¤¤¤ o. Rydzyk: – Byłem kilka tygodni temu w Paryżu. Wyszedłem wieczorem szukać eucharystii. Patrzę, a tu wszyscy się bawią, cały Paryż się bawi. Muzyka, kawiarnie, tańce. No szatan, mówię wam, szatan. ¤¤¤ telefon do RM: – Człowiek, który nie modli się i nie słucha Radia Maryja, jest jak to bydlę. ¤¤¤ o. Rydzyk: – Patrzę... leży na ziemi nieprzytomna staruszka. Podchodzę i pytam ją, co się stało? A ona: – A co to pana obchodzi? ¤¤¤ rozmowy na antenie RM: – Jest u nas dzisiaj w rozgłośni Marcin. Skąd przyjechałeś? – Z Bydgoszczy. – A ile się jedzie z Bydgoszczy do Torunia? – Półtorej godziny. – Jesteś bardzo dzielny, Marcinie. ¤¤¤ słuchaczka: – Pojechałam na pielgrzymkę na Węgry i widziałam, że księża, co byli z nami, kupowali w dużych ilościach winiaki... o. Jacek: – Mówi pani nie na temat dzisiejszej katechezy. ¤¤¤ o. Rydzyk: – Polska stała się terenem misyjnym dla pogan. Ich wysłannikami są prostytutki przy drogach. Siać... trzeba siać, siać, siać... ¤¤¤ modlitwy na antenie RM: – Słuchamy, Radio Maryja... w czyjej intencji modlitwa? – Ja bym chciała się pomodlić za wszystkich oszustów, kłamców i złodziei... no i za ojca dyrektora oczywiście. ¤¤¤ wiedział, że katolik to jest ciapa. Bardzo mnie to uderzyło i wtedy po raz pierwszy w życiu zaczęłam myśleć. ter: pol. Bo to nie polskie. I co wtedy zostanie? Sat zostanie. I jak dodamy do tego skrót od anteny, zobaczymy całą prawdę Sat-an! ¤¤¤ ¤¤¤ o. Rydzyk: – Trzeba pić zioła, bo to nie chemia. Ale jak się je pije na przykład o północy, stojąc na jednej nodze, to już wtedy zaczyna się okultyzm i diabeł. ekspertka RM: – Telewizja i gry komputerowe mogą być przyczyną masturbacji, która będzie później przeszkadzała w tworzeniu więzi rodzinnych. Badania na całym świecie wskazują, że masturbacja jest główną przyczyną rozwodów na całym świecie. ¤¤¤ rozmowa na antenie RM: – Niech będzie pochwalona Maryja zawsze dziewica. Czy będę na antenie? – Już pan jest na antenie. – A co mi ksiądz za pierdoły opowiada, kiedy mam włączone Radio Maryja i tam teraz słyszę ojca dyrektora! – Bo jeszcze fale radiowe do pana nie zdążyły dolecieć. I proszę się kulturalnie wysławiać. – Aha... ¤¤¤ słuchaczka RM: – Jak byłam mała, to przychodził do nas taki wysoki ksiądz. Brał mnie na ręce i tak gładził po pupce. Teraz jestem duża, ale czasem tak bardzo chcę, aby tamten ksiądz znów mnie przytulał i głaskał po pupie. ¤¤¤ o. Rydzyk: – Przyjeżdżają tu do Torunia ludzie i mówią: „Jakie to sobie pałace budują księża.” A to jest ich dziadostwo – tych ¤¤¤ przypadkowe wejście na antenę dźwiękowca RM zdenerwowanego odgłosami remontu w rozgłośni: – Ku...a, ch...u, przestań wiercić. Jak ja, ku...a, mogę miksy robić w takich, ku...a, pie...ch warunkach, do ch...a! ¤¤¤ rozmowa na antenie RM: – Jak to jest, ojcze? Znajoma chodziła po domach i zbierała pieniądze na Radio Maryja i wpadła do piwnicy głową w dół i teraz ma wstrząs mózgu i cała poraniona jest... – Może źle zbierała... ¤¤¤ rozmowa na antenie RM: – Tu Radio Maryja, katolicki głos w twoim domu. Słuchamy, kto się do nas dodzwonił? – Tu... tu... Włodź...dź... dzi... mieeerz z No... oooo... weg...g...g... Sącz...cz...cza... o. Rydzyk: – Rozmawiam kiedyś z taką dziewczyną. Niby sukienka do ziemi... dobrze, ale patrzę, a tu taki dekolt... rozpruty niemal do pępka. Biedne dziecko... myślę sobie... potem dziwisz się, że mężczyźni patrzą na ciebie jak na zwierzę. Kochani, trzeba siać, siać i zbierać ziarno. Jakoś dzisiaj nie kontaktuję tak... dobrze. ¤¤¤ o. Rydzyk: – Byłem kiedyś w Niemczech i patrzyłem na ich młodzież. I myślałem sobie... kiedyś to tu była wspaniała młodzież. A dziś w Polsce patrzę, a tu całują się na przystanku. I nie zwrócisz uwagi... bo jak zwrócisz, to by człowieka zabili. ¤¤¤ ekspert na antenie RM: – Weźmy słowo „komputer”. Wszystkie litery w tym słowie przyporządkujmy kolejnym liczbom w alfabecie, potem dodajmy je do siebie i pomnóżmy przez 6. Co otrzymamy? Otrzymamy 666. A więc i komputer i Internet to narzędzia diabła. ¤¤¤ Kochani, trzeba siać, siać, siać. A jak się już posieje, to niech inni nie ukradną nam zbiorów. Siać, siać. Alleluja i do przodu. Nagrań dokonał LATZKY, a wysłuchał, wybrał i jakimś cudem nie oszalał... MAREK SZENBORN Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r. OBLICZA KATOLANDU 9 Znak towarowy: Maryja Czyją własnością jest biblijna Maryja? Wszystkich katolików? Ależ skąd. Prawa firmowe do Bożej Rodzicielki nabył, jak się okazuje, episkopat i zwalcza wszelkie podróbki. Coś jak ADIDAS. Partia miała nazwę cudną, acz cokolwiek nietypową: Sztandar Matki Boskiej Licheńskiej Bolesnej Królowej Polski. Jej założyciel, Edward Bezner, człowiek głęboko wierzący, uważa, że w kraju dzieje się bardzo źle, że ludziom najbardziej pokrzywdzonym państwo powinno pomagać, otaczać ich opieką, zaś majętni swoimi dobrami powinni się dzielić z biedotą. Zdaniem Beznera, trzeba też zreformować Kościół, by lepiej służył Polakom. No i tu już cokolwiek przegiął, choć na razie nic o tym nie wiedział. Jest czerwiec 1996 roku. Sąd Wojewódzki w Warszawie bez jakichkolwiek problemów rejestruje „Sztandar” jako kolejną, 315. partię w Najjaśniejszej RP. Kilkanaście dni później Bezner spotyka się z kustoszem sanktuarium Maryjnego w Licheniu, ks. Eugeniuszem Makulskim. Wydaje się, że twórca Lichenia jest zadowolony z powstania partii, a jednak po kilku zaledwie tygodniach do mieszkania Beznera w Bytomiu, gdzie mieści się oficjalna siedziba partii, nadchodzi ostry protest z kościelnego urzędu rejonowego, czyli N iemcy podarowali szczecińskiemu archiwum państwowemu aparat do kopiowania dokumentów. Postawili tylko jeden maleńki warunek: archiwa dotyczące własności poniemieckiej mają być skopiowane i przesłane do Berlina. Czarny scenariusz opisywany przez nas w dwu częściach („Drang nach Osten” – „FiM” 24 i 25/2003) zaczyna się, niestety, sprawdzać. Przypomnijmy, o co chodzi: dzień po zakończonym w Polsce referendum niemieckie kancelarie adwokackie specjalizujące się w kontaktach ze Wschodem zapełniły się nową klientelą. To tzw. wypędzeni Niemcy (lub ich spadkobiercy) zlecali prawnikom występowanie w ich imieniu z pozwami przeciw Polsce o zwrot swoich utraconych majątków lub o wypłatę odszkodowań. Oczywiście, od pozwów do początku pierwszego choćby procesu droga daleka, ale wielu Niemców już na nią weszło. Co gorsza, nawet minister Cimoszewicz w poufnym liście do marszałka Borowskiego przyznał, że Niemcy nie uznają uregulowań prawnych w tych sprawach. Nie od dziś wiadomo, że w ich atlasach i w szkolnych podręcznikach nadal reprodukuje się mapy Europy z roku 1937. Jakie kłopoty mogą spotkać Polskę już wkrótce, widać na przykładzie Czech. Oto Związek Wypędzonych z włocławskiej kurii, która stwierdza, że umieszczenie w nazwie partii słów „Matki Boskiej Licheńskiej Bolesnej Królowej Polski” jest niestosowne i stanowi „przykład poniewierania imieniem Maryi Panny” oraz „obraża uczucia religijne ludzi wierzących”, za co grzesznik może trafić za kratki. Bytomianina zatkało, ale ostatecznie machnął ręką i pobiegł do sądu zmienić nazwę partii na „Sztandar Matki Boskiej Królowej Polski”, licząc zapewne na obronę Królowej. Ale puszczona w ruch machina kościelna nie zamierzała się zatrzymać. 28 listopada 1996 r. Konferencja Episkopatu Polski występuje oficjalnie do Sądu Wojewódzkiego w Warszawie, domagając się likwidacji partii Beznera. Argumentacja sutannowych jest krótka: bezbożnik nie uszanował imienia Matki Boskiej, które podlega ochronie, a ponadto naraził Bożą Rodzicielkę na ataki przeciwników politycznych, co oczywiście jest bluźnierstwem. Sformułowano jeszcze i taki argument: nie może być tak, że do partii noszącej święte imię należeć będą wyznawcy innych religii czy wstrętni ateiści. Z pisma skierowanego do sądu dowiadujemy się też, że Bezner naruszył... „święte prawa Episkopatu” – do copyright na imię Maryi, jak się domyślamy. Cóż w tej sytuacji robi sąd w wolnej i światopoglądowo laickiej Polsce? Uchyla oczywiście decyzję o wpisie partii do rejestru i – wystraszony kościelnymi skargami – odmawia jej rejestracji. Oznacza to de facto delegalizację organizacji dokonaną przez prawo wbrew prawu. Może to bowiem uczynić jedynie Trybunał Konstytucyjny, i to tylko (3) Drang nach Osten zażądał od rządu naszych południowych sąsiadów anulowania tzw. traktatów Benesza kodyfikujących wysiedlenie ludności niemieckiej z terenu Sudetów. Rewizjoniści niemieccy nie są w tych żądaniach odosobnieni, bowiem ich stanowisko poparła koalicja CDU-CSU, a nawet minister Joschka Fischer z partii Zielonych. Podobne zabiegi wobec Polski są może na razie nieco bardziej delikatne, ale wcale nie mniej groźne. Archiwa państwowe zasypywane są ostatnio wnioskami Niemców o przesłanie im kopii dokumentów dotyczących ich dawnej własności. Cena takiej usługi nie jest wysoka – 25 złotych za stronę. Można się tylko domyślać (lub mieć pewność), po co Niemcom fotokopie pożółkłych papierów sprzed sześćdziesięciu lat. Na jeszcze ciekawszy pomysł wpadło niemieckie archiwum państwowe. Otóż podarowało ono archiwum szczecińskiemu bardzo cenną maszynę do sporządzania mikrofilmowych kopii dokumentów. Warunek? Banalny... Ot, strona polska zobowiązana jest w zamian do kopiowania i przesyłania do Berlina starych, niemieckich praw własności. Niemiecki marsz na Wschód jeszcze się nie rozpoczął, ale przygotowania do niego ciągle trwają. MarS, A.Karw. Wielu Czytelników „FiM” wyraża swoje obawy w związku z treścią naszego cyklu „Drang nach Osten”. Możemy mieć nadzieję, że z niemieckich pozwów o zwrot mienia wyjdzie guzik z pętelką, choć są i tacy, którzy chcieliby mieć Niemca za sąsiada, a zwłaszcza za pracodawcę. Jak będzie, zobaczymy; ale jedno jest pewne – większą biedę i bezrobocie na naszych Ziemiach Zachodnich trudno sobie wyobrazić. Wszystkich Was, moi Drodzy, pragnę zapewnić, że „FiM” były i są proeuropejskie, ale nade wszystko staramy się być rzetelni. Przed referendum unijnym nie wiedzieliśmy nic na temat składania pozwów o zwrot mienia, ale kiedy tuż po nim dotarły do nas potwierdzone informacje na ten temat, zamieściliśmy je w najbliższym numerze. Nikt nie chce być posłańcem złej nowiny, ale ktoś, cholera, musi. JONASZ w dwóch przypadkach: gdy organizacja ma charakter faszystowski lub dąży siłą do obalenia demokratycznej władzy. Tymczasem Bezner przechodzi ciężki zawał, co komplikuje jego walkę o partię. Nie poddaje się jednak i pisze odwołanie do Sądu Najwyższego, ale ten przyjmuje to samo stanowisko co Sąd Wojewódzki. Bytomianin – przegrawszy na całej linii – łapie się ostatniej deski ratunku, czyli jedzie do... papieża. Okazuje się, o dziwo, że ten zna sprawę. Gdy niedoszły lider partyjny opowiada mu o krzywdzie wyrządzonej przez biskupów, JPII wyraża zrozumienie dla Beznera i błogosławi go (na zdjęciu). Ot, ludzki monarcha. Mógł przecież wywalić za drzwi. Oczywiście, z rzymskiej eskapady nic nie wynika, więc w 2000 roku niepokorny uparciuch zakłada nową partię – „Przeciw Krzywdzie”. Program – taki sam jak „Sztandaru”. „Macki biskupów i tym razem sięgają sądu, który domaga się delegalizacji partii – pisze rozgoryczony Bezner. – Pretekstem dla Państwowej Komisji Wyborczej, która wystąpiła do sądu o wykreślenie partii z rejestru, był brak raportu finansowego, choć faktycznie nie prowadziliśmy żadnej działalności gospodarczej. Odwoływaliśmy się od tej decyzji i sprawa ostatecznie trafiła do Sądu Apelacyjnego w Warszawie”. Dlaczego „Sztandar” wywołał tak ostry sprzeciw ze strony Kościoła? I czy naprawdę chodziło tylko o nazwę i obrazę uczuć religijnych? – Myślę, że źródło obaw Kościoła tkwi w czymś innym – mówi Bezner. – „Sztandar” nie akceptował dzisiejszego państwa, w którym jest bardzo dużo ludzkiej krzywdy. W statucie napisaliśmy wyraźnie, że jesteśmy partią ludzi skrzywdzonych i bezdomnych, że domagamy się sprawiedliwego i opiekuńczego państwa. Kościół powinien w tym państwie spełniać rolę szczególną. Domagamy się, by Krk był finansowany z budżetu państwa, a wszystkie posługi religijne świadczył bezpłatnie. Taki program „Sztandaru” jest nie do zaakceptowania przez książąt Kościoła, podobnie zresztą jak i przez antyklerykałów. Nie o to tu jednak chodzi, tylko o kolejny przykład, jak zazdrośnie strzeże Kościół swoich znaków towarowych, strefy wpływów i monopolu, unicestwiając każdą formę konkurencji. PIOTR SAWICKI Fot. archiwum Król i krawcowa W ostatnich wyborach do parlamentu poselski mandat w okręgu jeleniogórsko-legnickim uzyskała Halina Szustak z LPR. Zanim pani Szustak została parlamentarzystką, prowadziła w Legnicy zakład krawiecki. Stąd też ma wdzięczną ksywkę „Krawcowa”. Jak grom z jasnego nieba spadła na Dolnoślązaków informacja o najnowszym pomyśle posłanki Szustak. Z jej inicjatywy powstał Ogólnopolski Społeczny Ruch Intronizacyjny Jezusa Królem Polski. Pod tak cudownym szyldem wystąpiły także inne białogłowy z klubu LPR, m.in. posłanki Ewa Kantor, Zofia Krasicka-Domka, Gertruda Szumska, Gabriela Masłowska i Urszula Krupa. Panie uznały, że skoro Rzeczpospolita ma od ponad 300 lat swoją Królową Maryję, to czas najwyższy, aby obok niej na tronie zasiadał również król. Do publicznej wiadomości podano, iż koronacja musi nastąpić niezwłocznie. Uroczystości intronizacyjne odbyły się 1 czerwca br. w sanktuarium MB Królowej Polski na Jasnej Górze. Czyż nie cudownie żyje się nam w monarchii ABSOLUTnej?! P. POLAŃSKI 10 Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r. STATEK ODPŁYNĄŁ, PROBLEM POZOSTAŁ W piątek 4 lipca holenderski „Langenort” opuszczał port we Władysławowie. Jego załoga – na pożegnanie Polski – rozpostarła wielki transparent z napisem: „Fakty i Mity”. Wszystkim polskim telewizjom relacjonującym odpłynięcie statku udało się wymiksować ten fakt ze swoich relacji. Mistrzostwo świata w manipulacji! Maleńki stateczek wynajęty przez organizację „Kobiety na Falach” stał się wielkim problemem (a może raczej szansą na zaistnienie) dla przykościelnych organizacji. Jego załoga pokazała bowiem, – kije bejsbolowe w rękach prawdziwych katolików mogą zaiste stać się mieczem archanielskim. Okazało się jednak, że tych „prawdziwych katolików” przybyło do Władysławowa, w kulminacyjnym dniu odpłynięcia statku, zadziwiająco niewielu. Mikroskopijna ich grupka (nikt nie miał więcej niż 18 lat) ustawiła się na falochronie i zabawiała rzucaniem ordynarnych wy- antyaborcyjnego. Prawa, które trzeba niezwłocznie zmienić. „Kobiety na Falach” pomogły uświadomić kobietom polskim, w jakim kraju przyszło im żyć i w jakiej sytuacji... i za to im bardzo dziękujemy – mówiła dziennikarzom Wanda Nowicka, szefowa Fundacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Odpowiedzią na te słowa był skandowany krzyk tłumu: „Dziękujemy! Dziękujemy! Dziękujemy!”. Dziękujemy że Kościół – nawet w Polsce – nie jest wszechwładny, a myślenie i zdrowy rozsądek mają przyszłość. Przypłynął 22 czerwca i z miejsca wybuchł wokół niego skandal. Przecież miało być tak pięknie: Miller i jewo kamanda, klęcząc przed hierarchami, dawno porzucili deklaracje wyborcze o ucywilizowaniu ustawy aborcyjnej. Za to w setkach gabinetów ginekologicznych skrobano na potęgę i to za wielkie pieniądze. Lekarze mieli (i mają) więc kasę, a Biały Ojciec spokojny sen niezakłócany krzykami „mordowanych” zygot. Wilk był więc syty, owca cała, a SLD spokojne. Aż tu takie nieprzyjemne przebudzenie, które przyszło wraz z diablicami z Holandii. Okazało się bowiem, że nawet w Katolandzie istnieje całkiem spora grupa kobiet, które traktują pigułkę wczesnoporonną RU-486 nie jako narzędzie szatana, tylko jako sposób zapobiegania niechcianej ciąży. Na wieść o tym zawyły histerycznie Młodzieże Wszechpolskie i rozmaite Rodziny Radia Maryja, obrzucając odważne kobiety wyzwiskami i farbą. – Wy kurwy... kurwy... kurwy – darła się w kierunku statku „chrześcijanka” z portowego nabrzeża, dziewoja lat około 16. – Dlaczego myślisz, że to są kurwy? – zapytałem rzeczowo. – Bo są – odparło dziewczę wszechpolskie, a chwilę później jej koledzy z wygolonymi głowami zmusili mnie do pospiesznej ewakuacji na drugą stronę nabrzeża zwisk pod adresem „Kobiet na Falach”, eksponując staropolską gościnność. Jednak miny bardzo zrzedły wszechpolakom, gdy na tym samym falochronie pojawili się członkowie Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA w liczbie mniej więcej pięć razy większej. Podobno „dę- bowe mocne” tłumi instynkt samozachowawczy, więc ten i ów „prawdziwy Polak” ruszył na antyklerykałów wytłumaczyć ręcznie, że przynależność do RACJI obraża Pana Boga okrutnie. Jednak Bóg stanął po stronie (nie)słusznej sprawy i po krótkiej przepychance wszechpolacy musieli salwować się ucieczką. Niezawodny „Nasz Dziennik” relacjonuje to tak: „Zostali oni (Młodzież Wszechpolska, przyp. red.) zaatakowani kijami (...) przez przedstawicieli tzw. partii RACJA, którzy przyszli z antyreligijnymi i antykościelnymi hasłami. Jeden z członków Młodzieży Wszechpolskiej doznał obrażeń”. Nie ma to, jak rzetelne dziennikarstwo. Tymczasem rozpoczęła się konferencja prasowa „Kobiet na Falach”. – Załoga statku „Langenort” przekonywała, że mamy bardzo poważny problem do rozwiązania. Problem złego, nieskutecznego i bardzo restrykcyjnego prawa M ł o d z i wszechpolacy zmyli się jak niepyszni, a konferencja trwała nadal. Zdumieni jej uczestnicy dowiedzieli się np., że kierownictwo portu we Władysławowie nie mogło dogadać się z załogą „Langenorta” (co nie przeszkodziło nałożyć nań kary finansowej), bo nikt z kapitanatu nie znał angielskiego. – Polskie kobiety są okłamywane... nawet przez lekarzy, którzy przekazują im fałszywe informacje co do szkodliwości środków antykoncepcyjnych. Na przykład wmawiają im, że istnieje duże ryzyko bezpłodności po stosowaniu wkładek domacicznych, co jest oczywistą bzdurą – mówiła Rebecca Gomperts z „Kobiet na Falach” i dodała, że jeśli sytuacja gnębionych przez antyaborcyjną ustawę kobiet nie poprawi się, to „Langenort” niebawem wróci do Polski. Deklaracja ta wywołała oklaski wśród licznie zgromadzonych słuchaczy (nawet dziennikarze ukradkiem bili brawo) i wściekłość w kolejnych serwisach informacyjnych Radia Maryja i TV „Trwam”. Holenderki nie ukrywały też sympatii dla tygodnika „Fakty i Mity”, który – jako jeden z nielicznych mediów – poparł inicjatywę feministek z Beneluksu. Rodzajem nagrody dla nas i naszych Czytelników był fakt, że z burty odpływającego holenderskiego statku powiewała „bandera” naszego tygodnika. Żadne inne medium w Polsce nie dostąpiło podobnego wyróżnienia. Cóż z tego jednak, skoro żadna z polskich (lub polskojęzycznych) telewizji nie odnotowała tego faktu ani nie pokazała sporego tłumu członków APP RACJA żegnającego statek na nabrzeżu. Sporo za to w newsach było wygolonych, wszechpolskich, pustych głów skandujących słowo „morderczynie”. Obejrzałem później wszystkie możliwe relacje telewizyjne z ostatniego dnia pobytu „Langenorta” w Polsce i jestem pełen podziwu dla sprawności montażystów oraz niesmaku dla realizatorów. Jak wam, panowie i panie, udało się ukryć dziesiątki transparentów niesionych przez członków RACJI? Jakim cudem sfilmowaliście odpływający statek, nie pokazując wielkiego logo „FiM” na jego burcie? Zaiste, jesteście wielcy... mali. MAREK SZENBORN Fot. Alex Wolf DRODZY CZYTELNICY – PRZYJACIELE „FAKTÓW I MITÓW” JUŻ WIELOKROTNIE INFORMOWALIŚMY WAS O NASZYCH PROBLEMACH Z PROPAGOWANIEM TYGODNIKA, A TYM SAMYM POSTĘPOWEJ IDEI ANTYKLERYKALNEJ. ZAMIESZCZENIA PŁATNYCH, KOMERCYJNYCH REKLAM ODMAWIAJĄ NAM (Z NIELICZNYMI WYJĄTKAMI) GAZETY, TELEWIZJE I ROZGŁOŚNIE RADIOWE. DLACZEGO? WSZYSCY DOSKONALE WIEMY. WIĘKSZOŚĆ MEDIÓW W POLSCE MA NA ETATACH CENZORÓW KOŚCIELNYCH LUB REDAKTORÓW, KTÓRZY TAKĄ FUNKCJĘ SPEŁNIAJĄ. TO OCZYWIŚCIE SKANDAL... DO KTÓREGO NASI RODACY ZDĄŻYLI JUŻ PRZYWYKNĄĆ. ALE NIE MY. MY MUSIMY OSZUKAĆ CZARNEGO LUDA I REKLAMOWAĆ SIĘ SAMI. NA RÓŻNORODNĄ REKLAMĘ GAZETY PRZEZNACZAMY W TYM ROKU REKORDOWE ŚRODKI. „FiM” BĘDZIE M.IN. GŁÓWNYM PATRONEM MEDIALNYM TEGOROCZNEGO KONKUSU MISS BIKINI POLAND 2003 W ŁEBIE. DAJEMY SZANSĘ TAKŻE WAM, KOCHANI, O ILE ZECHCECIE Z NIEJ SKORZYSTAĆ. SAMI NAJLEPIEJ WIECIE, JAK WIELU POLAKÓW NIE WIE JESZCZE O NASZEJ WSPÓLNEJ PRZECIEŻ IDEI, GAZECIE, PARTII. JEŚLI SIĘ NIE DOWIEDZĄ – NIE KUPIĄ, NIE PRZECZYTAJĄ, NIE ZAGŁOSUJĄ – I ZNOWU NIC SIĘ NIE ZMIENI, A MY PRZECIEŻ CHCEMY ZMIAN! PROSZĘ, ABY KAŻDY Z WAS WYCIĄŁ ZAMIESZCZONE OBOK ULOTKI (POWIELIŁ NA KSERO?) I ROZŁOŻYŁ JE W MIEJSCACH PUBLICZNYCH (TAM, GDZIE NIE JEST TO ZABRONIONE) LUB KOMUŚ WRĘCZYŁ. TO JEST WASZA CEGIEŁKA. TYLE ŻE TYCH CEGIEŁEK BĘDĄ SETKI TYSIĘCY, A Z TEGO MOŻNA JUŻ BUDOWAĆ. JONASZ Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r. ZE ŚWIATA Kanada pachnąca gejami Z d kiedy dowodzenie Stanami Zjednoczonymi Sąd Najwyższy tego kraju oddał w ręce syna byłego prezydenta, stosunki z Kanadą popsuły się jak nigdy. Za brak dyspozycyjności i poparcia najazdu na Irak Kanada popadła w niełaskę. Pogłębiło ją niezmiernie publiczne określenie stopnia niedorozwoju umysłowego lidera USA przez doradczynię premiera Jeana Chretiena. Po przypadkach zachorowań na SARS w Toronto Stany zadbały o to, by miasto otoczono kordonem sanitarnym niczym Grenadę w czasie dżumy. Na dodatek jedna krowa kanadyjska patologicznie się rozwścieczyła? Pach! Stany zastopowały import wołowiny z Północy. Sytuacja dojrzała więc teraz do odwetu. 17 czerwca rząd Kanady zatwierdził uznanie małżeństw homoseksualnych za legalne związki prawne. Skłoniła go do tego wcześniejsza decyzja władz prowincji Ontario, które oświadczyły, że prawa regulujące zawieranie ślubów są dyskryminacyjne i sprzeczne z konstytucją. Kanada stała się trzecim – po Holandii i Belgii – krajem świata, w którym pary gejów i lesbijek dopuszczane są na tzw. ślubny kobierzec. Sytuacja jest tu jednak nieco inna: przepisy holenderskie i belgijskie zezwalają na homoślub tylko ludziom zamieszkałym od dawna w tych krajach. Kanada natomiast oferuje ślubny certyfikat każdemu, kto tylko ma na to ochotę. Czyżby to było pokłosie ubiegłorocznej wizyty Papy?! Dla Busha juniora i jego kliki jest to wyjątkowo bolesne i upokarzające uszczypnięcie, bowiem śluby kanadyjskie są od dawna honorowane w USA. No i co teraz począć? Toronto natychmiast stało się stolicą homoseksualnych ślubów Ameryki Północnej. Zaczynają doń ciągnąć – nie bacząc na SARS i wściekłą krowę – jednopłciowe pary mające dość pożycia na kocią łapę. Głównie z USA, choć dostrzeżono już nawet Bułgarów. Amerykańskie biura podróży organizują specjalne wyjazdy na ślub do Toronto. Dwudniowa wycieczka obejmuje bilet lotniczy, obiad, hotel, zdjęcia, przejazd limuzyną oraz pokropienie legalnego związku. Cena: 849 dolarów od łepka. Richard Burns, prezes nowojorskiego Lesbian, Gay, Bisexual and Transgender Community Center, sądzi, że inicjatywa kanadyjska „wywrze presję na legislatury stanowe w USA, by pójść w ślady Kanady”. Jak dotąd konserwatyści w USA desperacko i skutecznie bronili się przed takimi postulatami. W ostatniej dekadzie dziesiątki krajów wprowadziły prawa zakazujące dyskryminacji homoseksualistów, ale nie USA. W Kanadzie postanowienie rządu nie wywołało szoku, zamieszek ani protestów. Jedynie konserwatywny premier Alberty oświadczył, że będzie walczył o wyłączenie jego prowincji spod zasięgu tego prawa. Żeby tylko nie poprosił sąsiada z Południa o bratnią pomoc... L.F. W ertując książkę telefoniczną jakiegokolwiek miasta USA, można dojść do konkluzji, że przeprowadzanie aborcji to kwitnący biznes. Nic bardziej mylnego! Pułapka na kobiety Znaczna liczba instytucji reklamujących się jako „usługi aborcyjne” rodzi przekonanie, że podaż jest duża, a konkurencja ostra. W rzeczywistości niewiele jest takich książek telefonicznych, które zawierają autentyczny telefon i adres przychodni wykonującej skrobanki. Liczne oferty to element akcji... antyaborcyjnej. Oficjalnie placówki podszywające się pod usługi aborcyjne określają się jako „crisis pregnancy center” (CPC) i są wielką miłością Busha oraz konserwatystów religijnych, usiłujących doprowadzić do delegalizacji przerywania ciąży w USA. Są niczym innym tylko pułapką zastawioną na nieświadome kobiety, które usiłują skorzystać z prawa legalnego usunięcia płodu. Gdy tylko nieopatrznie wejdą do środka, stają się obiektem intensywnego prania mózgu, presji i agitacji, których celem jest wybicie im z głowy grzesznego zamiaru – nawet przy użyciu gróźb i ewidentnych kłamstw. Nie jest to zjawisko marginalne: ośrodków CPC jest w USA 2500–4000, a działają od 30 lat. Personel Bautista, który publicznie twierdzi, że to wina przymusowego celibatu, który powinien być dobrowolny i nie ma żadnego uzasadnienia doktrynalnego. Filipińscy katolicy, patrzący dotąd na swych księży jak na półbogów, są głęboko wstrząśnięci... Rak Kościoła Arcybiskup Manili, kardynał Jaime Sin, wystosował 1 lipca br. list pasterski, w którym prosi wiernych, żeby nie porzucali księży „w ciężkim dla Kościoła czasie”. O ciężkiej doli ofiar pedofilów nie wspomina oczywiście ani słowem. Media określają list „przerwaniem milczenia”, a powody, które doprowadziły do jego powstania „największym kryzysem w nowożytnej historii Kościoła”. Z apelem do obywateli Filipin zwróciła się również prezydent Arroyo, która wygrała wybory dzięki pomocy Kościoła będącego w jej kraju najpotężniejszą (obok armii) instytucją. Wystąpienia te miały zmniejszyć szok i wstrząs filipińskich katolików po serii skandali o podłożu seksualnym. Najpierw 64-letni prominentny biskup Teodoro Bacani został oskarżony przez swą 34-letnią sekretarkę o molestowanie seksualne. Bacani zastosował taktykę abp. Paetza: nachalne obmacywanie i ciągnięcie niewiasty do łóżka było tylko nadinterpretacją ojcowskich uczuć. Zaraz po tym wyszło na jaw, że 49-letni biskup Crisostomo Yalung, jeden z najbardziej poważanych na Filipinach, uważany za następcę kardynała Sina, zrobił wiernej dwójkę potomstwa. Katolicy z diecezji złożyli skargę na jego „niemoralne akty” także wobec innych kobiet i Kościół zmuszony był go zdymisjonować. Kompromitacja biskupów ośmieliła ludzi i media: w gazetach ukazują się raz po raz doniesienia o występkach seksualnych duchownych niższej rangi, którzy molestują dzieci lub mają na boku kochanki i potomstwo. Są też tacy (nieliczni), jak monsignor Nico stanowią wolontariusze, bez żadnego przygotowania medycznego czy psychologicznego, za to wyposażeni w głęboką wiarę, że muszą bronić nienarodzonych. W trakcie swoistego molestowania ciężarnej demonizują ryzyko aborcji, twierdzą, jakoby zabieg powodował raka piersi i depresję. Pokazują filmy z ociekającymi krwią kawałkami mięsa. Jeśli kobieta prosi o test ciążowy, zwlekają z informacją o wyniku (jeśli pozytywny) jak najdłużej – przeważnie do czasu, gdy ze względu na zaawansowanie ciąży aborcja staje się nielegalna. CPC przeżywają niebywały rozkwit od czasu, gdy Stanami zaczął rządzić Bush jr i neokonserwatyści. Natychmiast rozwiązał się worek z pieniędzmi dla tych instytucji. Na dzień dobry dostały 3 miliony dolarów. Teraz w Kongresie USA republikanie pichcą ustawę gwarantującą dalsze fundusze. Nie tylko rząd federalny Busha utrzymuje szarlataństwo religijne CPC. Czynią to także poszczególne stany ze swych funduszy, zwłaszcza te, których gubernatorami są republikanie. Ostatnio Luizjana przekazała na pseudomedyczne instytucje religijne 1,5 mln dolarów, Pensylwania 5 mln, Missouri 700 tys. Jednocześnie wstrzymywana jest wypłata funduszy na ośrodki planowania rodziny, oferujące pełny zakres usług. Sam Bush jest fanem propagowania abstynencji przedślubnej. T.W. Inauguracja nowego arcybiskupa Johannesburga w RPA, Butiego Josepha Tihagale’a, która odbyła się na wypełnionym 10 tys. ludzi stadionie, wykroczyła poza ramy zwyczajowej celebry. „Kościół katolicki jest w kryzysie moralnym – oświadczył 55-letni biskup – ani przez moment nie ośmielamy się bagatelizować ciężaru przestępstw seksualnych, szczególnie, gdy popełniają je ludzie, którzy twierdzą, że są strażnikami moralności i wypowiadają się w imieniu Jezusa Chrystusa”. Tymczasem jeden ze zwierzchników urzędu prokuratorskiego, Jan D’Olivieira (gorliwy katolik), na spotkaniu z biskupami wyjaśnił, że nie muszą oni zgłaszać przypadków pedofilii księży organom ścigania (sic!). Jednak w ubiegłym roku podczas międzynarodowej konferencji (Brennan uczestniczył w niej razem z kardynałem Wilfredem Naperem) dotyczącej przestępstw seksualnych wobec dzieci w Anglii delegaci z innych krajów byli bardzo zdziwieni, że Kościół w RPA nie ma obowiązku automatycznego informowania policji o przestępstwach seksualnych swych podwładnych. W tej sytuacji władze kościelne RPA – pomne na to, co dzieje się w USA i w wielu innych krajach świata – doszły do przekonania, że jednak lepiej zarazę pedofilii stłumić w zarodku i wydały pod koniec czerwca oświadczenie wyrażające ubolewanie z powodu serii skandalów. Przeprosiły też ofiary przemocy seksualnej, której dopuszczali się księża, zakonnicy, siostry zakonne i świeccy pracownicy Kościoła... Problem przemocy seksualnej duchownych jest w Australii równie poważny, jak w USA – stwierdzili delegaci na zjazd założycielski australijskiej filii powstałej w USA niezależnej organizacji wiernych dążących do odnowy Kościoła, Voice of Faithful (Głos Wiernych, która zrzesza obecnie 35 tys. członków w 21 krajach). „Fakty przedstawiają się posępnie – oświadczył prezes filii australijskiej, prof. Jim Post. – Wiarygodne oskarżenia przeciw kilkuset księżom wysunęło w Australii ponad 1300 ofiar i są to dane niepełne. Wziąwszy pod uwagę liczbę ludności, sytuacja jest równie fatalna, jak w USA”. Tak więc rak toczący kler katolicki okazał się nieuleczalny i jeden Pan Bóg wie, jak długo jeszcze Kościół z nim pociągnie. TOMASZ WISZEWSKI Wiara poszła w las K ażdemu wolno kiedyś zwątpić w sens życia, a nawet tego, co będzie potem. Chociaż nie – księżom nie wolno. Tak jak lekarzom nie wolno wątpić w działanie lekarstw, a muzykom w sens grania z nut. To po prostu wymóg profesji. Mimo to niektórzy przeżywają okresy zwątpienia w pryncypia i imponderabilia. Zachowują to jednak dla siebie i starają się szybko uwolnić od przypadłości uniemożliwiającej wykonywanie pracy zawodowej. Duszpasterz Thorkild Grosboel postąpił inaczej i zaraz poniósł tego konsekwencje. Ostatnio w wywiadzie sługa boży wyznał z szokującą otwartością: „Nie ma Boga w niebiosach, nie ma wiecznego życia, nie ma zmartwychwstania”. Spoko, nie ma co podnosić larum. Grosboel jest pastorem kościoła ewangelicko-luterańskiego i to swoją religię usiłował zdemolować. Pastor ateista pracuje w 51-tysięcznym mieście Taarbaek pod Kopenhagą. 85 proc. z 5,3 mln mieszkańców Danii to ewangelicy, ale tylko 5 proc. traktuje swą tożsamość religijną na tyle poważnie, żeby uczęszczać do kościoła. Oczywiście, zwierzchność nie mogła tego puścić mimo uszu. Biskup Lise Lotte Rebel (baba!) oświadczyła, że komentarz w O araza pedofilii w Kościele katolickim rozprzestrzenia się. 18 miesięcy po ujawnieniu ogniska choroby w USA ciągle wykrywa się jej przerzuty w coraz to nowych krajach. Przyjrzyjmy się Azji, Afryce i Australii. 13 Grosboela wywołał „zamieszanie w kościele”. „Nie powinno być żadnych wątpliwości, że księża muszą przestrzegać kościelnego wyznania wiary” – podkreśliła biskupica. Zawiesiła pastora w czynnościach służbowych, nakazała mu wycofać swą deklarację i przeprosić owieczki. Innymi słowy, poleciła mu zastosować hipokryzję, niezbędne i niezastąpione narzędzie indoktrynacji wierzących w większości kościołów. Na szczęście, na tym się uprawnienia purpuratki ewangeliczno-luterańskiej skończyły – nie ma tu żadnego porównania z omnipotencją katolickiego biskupa czy Papy. W Danii decyzje personalne dotyczące kleru są domeną rządowego Ministerstwa Spraw Duchowych. To ono przyjmuje pastorów do pracy i z niej wyrzuca. Dania nie omdlała ze zgrozy po oświadczeniu Grosboela. Niektórzy nie zawahali się nawet wyrazić mu uznania. Kierujący duńskim college’em teologicznym Mogens Linhard uważa, że słowa duchownego były „odświeżające”. L.F. 14 Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r. PRZEMILCZANA HISTORIA było dobrze widać, i przez gońców słał rozkazy, od których nawet ochrypł”. Był 15 lipca 1410 roku. Wczesnym rankiem doniesiono królowi, że Krzyżacy rozlokowują swe wojska na szerokiej polanie i gotują się do bitwy, wkopując w ziemię zaostrzone pale i przygotowując „wilcze doły”, aby zatrzymać polską konnicę. Ustawiają też bombardy. Utwierdziło to Jagiełłę w przekonaniu, że Krzyżacy chcą, aby Polacy i Litwini jak najszybciej ruszyli do ataku. Krzyżacy pragnęli, by ich przeciwnicy wykruszyli się na przygotowanych przeszkodach i zasadzkach, w ogniu bombard i od już porządnie doskwierać, więc niech jeszcze poczekają, aż słońce będzie w zenicie. Później, bez pośpiechu, zajął się wyborem zawołań bojowych dla swoich oddziałów, a następnie stwierdził, że zbroje polskich rycerzy, barwy ich strojów i godła heraldyczne są często tak podobne do krzyżackich, że w bitewnym tłoku swoi mogą posiekać swoich. Kazał więc Polakom założyć na pancerze słomiane powrósła. Następnie ponadtysięczną rzeszę młodzieńców pasował – z całym ceremoniałem – na rycerzy. Po tej uroczystości znów spojrzał na szyki nieprzyjaciół, których zbroje niemal się już topiły, a twarze pod hełmami przybrały barwę purpurową... I zastanowił się, co by tu jeszcze zrobić, najlepiej pobożnego, a przede wszystkim czasochłonnego. Zdecydował się na spowiedź. Długo wyliczał grzechy, a miał ich sporo, bo dobiegał sześćdziesiątki. Wreszcie, po otrzymaniu rozgrzeszenia, zmienił konia podjezdka na bojowego. strzał kuszników, a potem ulegli w zwarciu z opancerzonymi rycerzami zakonnymi. Tymczasem Jagiełło chciał przeprowadzić bitwę według własnych założeń. Siły swoje ukrył w lesie, podczas gdy Krzyżacy pocili się w mazurskim lipcowym słońcu, a każda zbroja – ponad 25 kg! – nagrzewała się tak, jak dziś karoseria samochodu. Dlatego król wcale się nie śpieszył z rozpoczynaniem bitwy. Najpierw udał się na mszę w kaplicy urządzonej w namiocie. Wysłuchał jej ze spokojem, a potem przystąpił do... drugiej mszy. „Żadne prośby i zaklęcia nie zdołały go oderwać od nabożeństwa, póki go do ostatka nie skończył” – pisał w swej kronice Jan Długosz. Może dziwić ta pobożność u byłego poganina, który przyjął chrzest ze względów wyłącznie politycznych, ale... była ona jedynie grą. Po drugiej mszy król przywdział zbroję i zaczął obserwować Krzyżaków. Stwierdził, że upał musi im Wtedy pojawili się krzyżaccy heroldowie, przynosząc dwa gołe miecze. Epizod ich wręczenia komentowany jest zazwyczaj jako przejaw buty Ulricha von Jungingen, który bezczelnie dawał królowi do zrozumienia, że ma niedozbrojoną i tchórzliwą armię. Tak naprawdę wielki mistrz nie chciał znieważać Jagiełły. Postępował zgodnie z zachodnioeuropejskimi obyczajami rycerskimi. Było bowiem przyjęte, że przed bitwą wodzowie wrogich armii wymieniali między sobą upominki – na znak szacunku. Było już południe i król uznał, że Krzyżacy wystarczająco zmiękli w upale, więc można zaczynać bitwę. Polacy odśpiewali „Bogurodzicę”, a Krzyżacy pieśń „Chrystus zmartwychwstał”. Po czym Jagiełło rzucił do ataku jazdę litewską, choć wiedział, że ta lekka i słabiej od Krzyżaków uzbrojona formacja nie POLACY POD GRUNWALDEM Z obu stron Polskie i litewskie rycerstwo złamało pod Grunwaldem potęgę Krzyżaków – uczą się dzieci w szkole. Nikt im jednak nie powie, że 15 lipca 1410 roku Polacy walczyli po obu stronach. Licznie i bez przymusu. bowiem zaplanowano przeprawę Polska wojna z zakonem krzywojsk polskich. żackim stała się nieunikniona od Król zarządził powszechną moczasu ustanowienia unii personalbilizację zobowiązującą każdego ponej polsko-litewskiej w 1385 roku. siadacza dóbr ziemskich do wystaWprawdzie Polska od czasów wienia jak największej liczby zbrojŁokietka i bitwy pod Płowcami nych. Armii krzyżackiej, liczącej oko(1331 r.) nie walczyła z zakonem, ło 35 tys. Niemców i przybyszów zeale Litwa była nieustannie celem ich wsząd, Korona i Litwa przeciwstanapaści, mimo przyjęcia chrztu w 1386 roku. Krzyżackie wyprawy straciły wówczas swe religijne uzasadnienie i nie można ich było traktować jako krucjaty przeciw poganom. Krzyżakom to jednak nie przeszkadzało. Głosili, że Litwa jest nadal pogańska, bo jej chrzest był pozorny, a Władysław Jagiełło to w istocie wróg wiary. Krzyżacy pragnęli nadal rozszerzać swoje państwo, a wspierali ich licznie rycerze przybywający nie tylko z Niemiec, ale z całej zachodniej Europy: Francji, Włoch, Danii, Węgier, Anglii i Szkocji. Istniała bowiem moda na odbywanie służby w armii krzyżackiej, na dzikim wschodzie Europy. Po takiej służbie szlachetnie urodzony młodzieniec mógł się uważać za prawdziwego rycerza. Jednym z takich arystokratów był Henryk Bolingbroke, późniejszy król Anglii Henryk IV, który jako Krzyżak dwukrotnie brał udział w wyprawach przeciw Litwie. Zakon wypowiedział Pol- Wojciech Kossak – „Grunwald” sce wojnę 6 sierpnia 1409 rowiły łącznie około 39 tys. zbrojnych. ku i niełatwo odpowiedzieć dziś na Główną siłę uderzeniową stanowipytanie, jak to się stało, że najlepła ciężka jazda koronna licząca 18 sza armia Europy, zaopatrzona tys. ludzi. Konnicę litewsko-ruską, w pierwsze na świecie armaty, zolżej uzbrojoną, liczącą 11 tys. ludzi, stała pokonana przez niedawnego prowadził brat króla, wielki książę poganina, człowieka, którego uwalitewski Witold. W jej skład wchożano za dzikusa. dziły także pułki smoleńskie skłaPostaramy się udowodnić, że Jadające się z Rosjan. Piechoty polgiełło był wodzem niepospolitym, sko-litewskiej było około 9 tysięcy. któremu nieobca była zarówno takSiły te wspierało 2 tys. jazdy tatartyka zachodnioeuropejskiego rycerskiej dowodzonej przez chana Biastwa, jak i tatarskich chanów, a wojłej i Złotej Ordy, Tochtamysza. na należała do najlepiej przygotoUdział Tatarów po stronie polskiej wanych kampanii, jakie kiedykolstał się dla Krzyżaków kamieniem wiek prowadziła Rzeczpospolita. obrazy i tematem oskarżeń, że JaPrzygotowania logistyczne Jagiełło sprzymierzył się z „poganagiełło potraktował poważnie. W lami”. Jagielle nie przeszkadzali sosach całego królestwa urządzono jusznicy wyznający islam, których wielkie łowy, aby uzyskać zapas cenił jako świetnych wojowników, mięsa, które zakonserwowano przez a sam zwykł był dowodzić na spozasolenie i przewieziono do Płocsób tatarski. „Podczas bitwy – pisze ka, na zaplecze przyszłego rejonu Paweł Jasienica („Polska Jagiellowalk. W Kozienicach zbudowano nów”) – zachowywał się dokładnie pierwszy w Polsce most pontonojak chan Mamaj na Kulikowym Powy, który spławiono Wisłą i zmonlu. Stał ze świtą na wzgórzu, skąd towano pod Czerwińskiem. Tam odniesie sukcesu. Litwini zostali rozbici i zmuszeni do odwrotu, ale spełnili swoje zadanie: śmiertelnie wymęczyli słaniającą się od upału znaczną część krzyżackiego wojska. Gdy armia zakonna ruszyła w pościg za Litwinami, do boju ruszyła ciężka konnica polska i bitwa rozpoczęła się naprawdę. Wstydliwie przemilcza się dziś fakt, że w armii krzyżackiej były trzy chorągwie, które można określić mianem polskich. Chorągiew Piąta należała do Kazimierza V, szczecińskiego Piasta, który według Długosza „osobiście z ludem swoim posiłkował wielkiego mistrza i Krzyżaków”. Pomorze Zachodnie było w XIV wieku związane sojuszem z Polską, a Kazimierz Wielki chciał Kazimierza IV szczecińskiego uczynić swym następcą. Nic z tych planów nie wyszło, a szczecińscy Piastowie uzależniali dalszy sojusz z Polską od otrzymania ziemskich nadań. Wreszcie stanęli po stronie Krzyżaków, gdyż ci obiecali im takie właśnie nadania. Długosz surowo ocenia Kazimierza IV, który „opanowany przeklętą żądzą złota, wypalił na sobie, rodzie swym i potomstwie wieczyste piętno hańby”. Chorągiew Czwarta należała do innego Piasta, księcia oleśnickiego Konrada VII Białego. Podczas bitwy miał on lat 14. Całe dzieciństwo spędził na zamkach krzyżackich, gdzie uczył się rycerskiego rzemiosła. Stanął u boku wielkiego mistrza wbrew woli swego ojca, Konrada VI. Chorągwią Dwunastą, chełmińską, dowodzili dwaj Polacy, Janusz Orzechowski i Konrad z Ropków, a chorążym był Mikołaj Niksz. Ci ludzie nie byli zdrajcami, raczej „wallenrodami”. Mikołaj Ryński był założycielem Towarzystwa Jaszczurczego powołanego dla obrony praw ludności na ziemiach podbitych przez Krzyżaków. Związek miał jeszcze jeden cel, tajny: oderwać ziemię chełmińską od zakonu i przyłączyć do Polski. Niedługo po grunwaldzkiej bitwie wielki mistrz Henryk von Plauen skaże Ryńskiego na karę śmierci „za niewierność”. Prócz tych trzech – wiele jeszcze zakonnych chorągwi związanych było z miastami i ziemiami, które Krzyżacy podbili stosunkowo niedawno i nie zdołali zniemczyć, na przykład Grudziądz, Tuchola, Nieszawa, Rogoźno, Tczew czy Gniew. Bez większego ryzyka można stwierdzić, że co najmniej trzecia część krzyżackiego wojska znała bądź posługiwała się językiem polskim. W trzeciej godzinie zmagań, wielki mistrz podjął próbę decydującego ataku na czele szesnastu krzyżackich chorągwi. W pewnym momencie upadł wielki proporzec polskiego króla, ale zaraz go podniesiono. Sam król został zaatakowany przez niemieckiego rycerza z Łużyc, Dypolda von Koeckritza, Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r. którego uwagę przyciągnęła piękna zbroja i wspaniały koń. Jagiełło stawił czoła napastnikowi i zranił go kopią. Ogłuszonego Koeckritza dobił Zbigniew Oleśnicki, młody sekretarz królewski. Ten – za przelanie krwi chrześcijańskiej – będzie musiał w przyszłości ubiegać się o papieską dyspensę, aby móc sprawować kościelne urzędy. Szturm załamał się w boju z polskim rycerstwem i litewską jazdą, która tymczasem powróciła na pole bitwy. W tym starciu został zabity wielki mistrz Ulryk von Jungingen. Klęska Krzyżaków była zupełna – z 35-tysiecznej armii poległo 18 tysięcy żołnierzy, czyli większość wojska i niemal całe jego dowództwo, a 14 tysięcy dostało się do niewoli. Z pola bitwy uszło tylko około 1400 krzyżackich żołnierzy. Hiobową wieść do Malborka zawiozło kilku rycerzy, a wśród nich Piotr Świnka, dawny chorąży dobrzyński, który przeszedł na stronę zakonu. Zdrajca ten stwierdził ze zdumieniem, że obecni na zamku rycerze, wysłani tam przez Zygmunta Luksemburskiego, wyrażają radość z klęski Krzyżaków. Potem dowiedział się, że była to drużyna rycerza służącego Luksemburczykowi, Ścibora ze Ściborzyc, składająca się niemal z samych Polaków. Grunwaldzka bitwa pełna jest takich narodowościowych niespodzianek, bo nie toczyła się według etnicznego klucza. Według Krzyżaków, była to batalia chrześcijaństwa przeciw poganom i ochrzczonym barbarzyńcom. W jakimś stopniu była to także wojna między wschodnią a zachodnią Europą, a raczej tą jej częścią, która uwierzyła krzyżackiej propagandzie i wzięła udział w wyprawie jak w krucjacie. „Po bitwie – pisze Jan Długosz – przyprowadzono królowi jeńców: osobno mnichów krzyżackich, a osobno rycerzy pruskich, osobno chełmińskich, inflanckich, obywateli miast pruskich, Czechów, Morawców, Ślązaków, Bawarów, Miśniaków, Austriaków, Szwabów, Nadreńców, Fryzów, Łużyczan, Turyngów, Pomorzan, Szczecinian, Kaszubów, Sasów, Frankończyków, Westfalczyków. Tyle bowiem narodów i języków zabrało się tłumnie na zagładę rodu i mienia polskiego”. Władysław puścił wolno większość rycerzy, zobowiązując ich, by stawili się w Krakowie dla zapłacenia okupu. Król zaprosił zwycięzców na ucztę, podczas której Piast, książę czersko-warszawski Janusz, wygłosił mowę dziękczynną, wypominając też Krzyżakom i ich sojusznikom, że podle się odwdzięczyli za sprowadzenie zakonu do Polski przez Konrada Mazowieckiego, także Piasta. Grunwald był dla Europy prawdziwą sensacją. Zwrócono uwagę na Polskę i zaczęto darzyć ją prawdziwym szacunkiem. Nastąpił wielki wzrost rangi państwa Jagiellonów na arenie międzynarodowej, a jednocześnie zanikał autorytet zakonu krzyżackiego, który niemal zupełnie przestał być zasilany przez zachodnioeuropejskich rycerzy. JANUSZ CHRZANOWSKI Patrząc na współczesną Polskę z jej klęcznikowymi władzami i sterroryzowanym przez Kościół społeczeństwem, aż prosi się zapytać – czy tak było zawsze? Otóż nie było! Rzecz prześledźmy na przykładzie stosunków państwo – Kościół oraz reakcji Polaków z przełomu XIV i XV wieku na rosnącą potęgę Kościoła. Duchowieństwo miało wówczas wady dokładnie takie same, jak obecnie, ale reakcja kościelnych hierarchów na taki stan rzeczy, przynajmniej teoretycznie, była bardziej ostra. Przykładem może być zbiór zakazów wydany przez biskupa krakowskiego Piotra Wysza w 1394 roku. Księżom pod żadnym pozorem nie było wolno: – zajmować się handlem i gospodarką kosztem obowiązków duszpasterskich; – przekraczać miary w jedzeniu i piciu; – wstępować do karczem; – grać w gałki i kości; – uczęszczać na widowiska; – nosić pierścieni; – utrzymywać kobiet; – przejmować beneficjów drogą przekupstwa lub przy pomocy władzy świeckiej; – pozywać kogokolwiek przed sądy świeckie. Przekroczenie zakazów pociągało za sobą kary bardzo surowe, i tak: za udział w widowiskach groziła klątwa kościelna. Karą za utrzymywanie kobiet była utrata beneficjów, a duchownym nieposiadającym takowych, groziło więzienie. Oczywiście – zakazy Wysza to przykład nieśmiertelnej katolickiej obłudy. Sam biskup protegował krewniaków na stanowiska państwowe i procesował się ze szlachtą o posiadłości ziemskie, a ponieważ w owych czasach, podobnie jak teraz, kler stał ponad prawem – biskup procesy wygrywał. Kością niezgody były dziesięciny. Przed tym obciążeniem bronili się wszyscy, zarówno szlachta, jak i chłopi. Dochodziło do napaści na poborców i grabieży wozów z dziesięciną w naturze – tzw. snopową. Szlachta broniła się nie tyle przed płaceniem danin, co przed nadmiernymi roszczeniami. Nic więc dziwnego, że w 1406 roku na wielkim zjeździe szlachty uchwalono ostre rezolucje, a między innymi: – szlachta składa dziesięcinę tylko wybranemu kościołowi czy plebanowi; – nie wolno powoływać szlachcica przed sądy duchowne, a zwłaszcza przed papieskie; – jeżeli biskup wypuści z więzienia księży, którzy popełnili zbrodnię lub wiedli życie naganne, będzie odpowiadał według prawa ziemskiego; – jeżeli sędzia duchowny w ferworze walki rzuci klątwę na szlachcica, traci zarówno beneficja, jak i dobra ojczyste. Nie ma co, odważni byli ci nasi przodkowie. O niebo odważniejsi niż nasz obecny parlament! PRZEMILCZANA HISTORIA 15 Papież pod łóżkiem Ma się rozumieć, że takie decyzje nie mogły zostać bez odpowiedzi. Na posiedzeniu kapituły krakowskiej biskupi i kanonicy złożyli przysięgę na Ewangelię, że będą bronić dziesięcin, choćby mieli za to iść na wygnanie. W 1414 r. jeden z trzech równocześnie panujących papieży – Jan XXIII (Baltazar Cossa, a nie Roncalli!) zwołał sobór w Konstancji. Ten ważny zjazd zgromadził najtęższe umysły ówczesnego świata, bo też i problemy były trudne, a między innymi: likwidacja wielkiej schizmy, sprawa Jana Husa, rozwiązanie problemu zwierzchnictwa nad Kościołem, czyli albo papież, albo sobór. Do Konstancji zjechała liczna polska delegacja. Oprócz dostojni- na Polaków i Jagiełłę. Ten pełen jadu paszkwil głosił, że zarówno Polacy, jak i ich król, to heretycy, bałwochwalcy i bezwstydne psy, a Polska jako państwo i naród stanowi obrazę Boga i nie może istnieć. W konkluzji autor stwierdził, że należy ich czym prędzej pozabijać. Polacy na takie dictum zażądali uznania utworu za heretycki. Tymczasem konieczność zachowania jedności w Kościele doprowadziła do zdetronizowania nie tylko obu antypapieży, ale również legalnie wybranego papieża Jana XXIII. Następnie sobór w Konstancji wybrał nowego „następcę Piotra”. Został nim Włoch, Oddo Colonna, który odtąd jako Marcin V miał ków kościelnych, którzy mieli wziąć udział w pracach soboru, zjechali także dostojnicy państwowi oraz uczeni w prawie i teologii, których zadaniem było doprowadzenie do wyroku wymuszającego na Krzyżakach dotrzymanie traktatów pokojowych. Sprawę Husa sobór załatwił iście po katolicku. Wezwanego na dyskusję reformatora uwięziono i usmażono na kościelnym grillu, chociaż otrzymał przedtem list żelazny. W jego obronie stanęli tylko Polacy, a dokładnie – polscy świeccy posłowie oraz nieznany z nazwiska polski doktor (prawdopodobnie ówczesny rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, Paweł Włodkowic). Interesujące, a może raczej niesłychane jak na owe czasy są tezy traktatu opracowanego przez Pawła Włodkowica przy współudziale całej polskiej delegacji i przedstawionego podczas obrad soboru. A oto one: – nie wolno krzywdzić nikogo, jeżeli się samemu nie chce doznać krzywdy; – nie wolno krzywdzić pogan, gdyż są to bliźni, stworzeni tak samo przez Boga. Słońce świeci jednakowo dla wszystkich; – religii nie można narzucać siłą, trzeba doprowadzić do tego, aby poganie sami zapragnęli przyjąć chrześcijaństwo. W odpowiedzi na tezy Włodkowica, Krzyżacy zamówili u dominikanina Jana Falkenberga satyrę niepodzielnie panować nad światem chrześcijańskim. Nowy papa szybko pozbawił Polaków resztek złudzeń, zatwierdzając wszystkie przywileje zakonu krzyżackiego, zarówno te prawdziwe, jak i fałszywe, unieważnione na początku poprzedniego soboru przez Jana XXIII. Pozostała jeszcze sprawa uznania przez papieża paszkwilu Falkenberga za herezję. Mimo groźby rzucenia klątwy, Paweł Włodkowic odczytał polskie ultimatum: jeżeli Falkenberg nie zostanie uznany za heretyka, to polska delegacja złoży apelację od wyroku papieskiego do przyszłego soboru. Urażony w przywódczych ambicjach papież odmówił przyjęcia przygotowanej na poczekaniu apelacji. W tej sytuacji polska delegacja udała się do pałacu zajmowanego przez papieża, aby mu osobiście wręczyć dokument. Straż papieska zamknęła bramę, odmawiając wpuszczenia Polaków do środka. Delegaci – ze sławnym Zawiszą Czarnym (taki ówczesny Schwarzenegger) na czele – wyłamali bramę, poturbowali straż i gonili po pałacu uciekającego przed nimi papieża. Można sobie wyobrazić taką smakowitą scenę: papież chowający się pod łóżkiem przed rozsierdzonymi Polakami. Jak było, tak było, ale wiadomo, że w końcu Marcin V musiał apelację przyjąć. Oczywiście, sprawa miała ciąg dalszy. Kilka dni później, w obecności Marcina V i króla Zygmunta Luksemburczyka odbyła się dyskusja, podczas której oskarżono polskich delegatów o nieposłuszeństwo papieżowi i zagrożono klątwą. W obronie Polaków przemawiali Maurycy Rwaczka i Paweł Włodkowic, a sławni rycerze: Zawisza Czarny z Garbowa i Janusz z Tuliszkowa, oświadczyli głośno, że czci swego króla i narodu bronić będą słowem i orężem. Ech, łza się w oku kręci. Sześć wieków później, dokładnie 18 maja bieżącego roku, nuncjusz papieski w Polsce, abp Kowalczyk, w czasie pobytu w Watykanie publicznie lży Polaków, nazywając ich pijakami, złodziejami i oszustami. I co? I nic... martwa cisza. Nie bez kozery Melchior Wańkowicz, wielki pisarz i publicysta, pisał o polskim kundlizmie. JERZY RZEP 16 NIE DO WIARY Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r. opolskim. Tam bowiem 10.05.1997 r. „zawitało” UFO widziane przez kilkunastu mieszkańców osady. Latający obiekt określany był przez wszystkich jednakowo: „50 metrów średnicy, w kształcie dwóch połączonych talerzy, widoczny na niebie w postaci kilkudziesięciu punktowych jasnych świateł”. Warto dodać, że UFO nad Opolszczyzną widziane było przez cały czerwiec w różnych miejscowościach. się, że zostało wywiezione do ZSRR akcji wkroczyła Służba BezpieczeńPodobne obiekty zaobserwowai tam w największym sekrecie podstwa: zabezpieczyła teren portu, no też nad Piłą (2–7.04.1997 r.). dane dalszym badaniom. przeprowadziła „wyjaśniające” rozOpisano je „jako siedem czerwomowy ze strażnikami portowymi, no-pomarańczowych kul złożonych ¤¤¤ założyła knebel na prasę i sprawa w łuk skierowany wierzchołkiem do Prawdziwe manewry nad Polską ucichła. Wyciszono ją na kilkadziegóry”. Widziały je dziesiątki osób urządziło sobie UFO 18.01.1991 r. siąt lat i dopiero telewizja... japońw kilku miejscowościach. W tym sa– nad Częstochową (dwukrotnie ska oraz Bronisław Rzepecki, znamym czasie na poligonie w Draww ciągu tego dnia), w Ostrowcu ny badacz problemów UFO w nasku Pomorskim trwały manewry Wlkp., Skarżysku-Kamiennej, Soszym kraju (szef Grupy Badań z udziałem m.in. holenderskich lotsnowcu, Katowicach, Krakowie. Nieników, używających zamiast amunicji symulatorów świetlnych. Być może jest to wyjaśnienie tej sprawy, ale... tylko być może. Wielki niezidentyfikowany obiekt latający zaobserwowano w okolicach poligonu wojskowego w Nadarzycach. Tym razem na jego spotkanie wystartowały z bazy w Mirosławcu dwa uzbrojone, bojowe samoloty SU-22. Wydawało się, że zagadka zostanie rozwiązana. Niestety, w sposób dotąd niewytłumaczony piloci utracili kontakt nie tylko z wieżą kontrolną, ale i między sobą, i musieli niezwłocznie wracać na lotnisko. Innych, incydentalnych przypadków zaobserwowania niezidentyfikowanych obiektów nad naszym krajem było tak wiele (m.in. Koluszki, Krzykawa, Murownia, Sławków, Olsztyn koło Częw woj. kujawsko-pomorskim, na polu miejscowego rolnika pojawiły się stochowy, gdzie UFO pozoraz drugi (podobnie było rok temu) w zbożu zostały odciśnięte dziwne stawiło ślady lądowania), że PAP/Wojtek Szabelski ich pełna lista zajęłaby zbyt dużo miejsca. Na pytanie, czy NOL–UFO, grupy ufologicznej, któfaktycznie było to UFO, nikt z „ufozidentyfikowany obiekt latający pora prowadzi aktywną działalność balogów” nie jest w stanie rzetelnie jawił się nad Skarżyskiem-Kamiendawczą i popularyzacyjną), powróodpowiedzieć. Jednak wątpliwe jest, ną o godzinie 22.17, trzynaście micili do tematu „UFO nad Gdynią”, aby tak wiele zgodnych co do szczenut później widziany był nad Soodszukując żyjących jeszcze świadgółów obserwacji było niczym więsnowcem, o 22.45 zaobserwowano ków tamtego wydarzenia. Według cej, tylko zbiorową halucynacją. Nie go w Katowicach, o 23.00 w Kraich relacji, tajemniczego przybymożna wykluczyć, a nawet dość kowie, a już 16 minut później wisza zabrano do szpitala i tam podprawdopodobne jest, że we wszechdziany był nad Legnicą. Wszystkie dano go szczegółowym badaniom: świecie istnieją inne cywilizacje, relacje naocznych świadków doty„W trakcie badań lekarze, ku swoa przybysze z kosmosu usiłują naczące wyglądu UFO pokrywają się jemu zaskoczeniu, stwierdzili, że wiązać kontakt z cywilizacją ziemz relacjami amerykańskich obserwaistota owa ma zupełnie inny kształt ską. Być może zjawisko UFO jest torów-ufologów. narządów wewnętrzwynikiem silnej sugestii, nych niż człowiek, a niekiedy prawdopodoba jej krwiobieg bienie mistyfikacji, jak choćgnie poprzecznie do by słynne „zbożowe kręciała na kształt swogi” (agrosymbole). Najistej spirali. Istota żybardziej aktywni polscy ła dopóty, dopóki ufolodzy, oprócz wspomiała na ręku branmnianego już Rzepeckiesoletę. Gdy ją zdjęgo, to m.in.: Robert K. to, umarła”. Leśniakiewicz, Krzysztof Nie ma już możPiechota, Lucjan Zniczliwości dokładnego -Sawicki, Janusz Thor, wyjaśnienia gdyńskieIgor Witkowski. go przypadku, boNie ma na UFO, co wiem nie żyją już ani prawda, stuprocentowo Fot. archiwum lekarze, ani naoczni wiarygodnych dowodów, świadkowie tamtych ale przecież są rzeczy na wydarzeń. Nie wiadomo również, Najbardziej spójną informację na niebie i ziemi, o których nie śnico stało się z ciałem tajemniczego temat UFO przedłożyli mieszkańcy ło się filozofom... przybysza z niebios. Domniemywa wsi Gierałcice w województwie PAWEŁ R. NEIVIL Zgodnie z odwieczną tradycją sezonu ogórkowego „wrzucamy luz”. Przez dwa miesiące będziemy na tej stronie publikować teksty z pogranicza nauki i fikcji. Co naprawdę jest faktem, a co mitem – ocena należy do Was. HISTORIA UFO (2) UFO nad Polską Czy przybysze z kosmosu chcą nawiązać kontakt z cywilizacją ziemską? Z pewnością tak, skoro kilkanaście razy odwiedzili ojczyznę papieża... Owego mroźnego, styczniowego dnia, kiedy to po raz pierwszy zauważono UFO nad Polską, na Bałtyku piętrzyły się fale, a siłę wiatru obliczano na 8 stopni w skali Beauforta. 21 stycznia 1959 r., około godziny 6 rano, pracownicy gdyńskiego portu zauważyli na niebie duży, półkulisty, pomarańczowy talerz. Nadlatywał nad Gdynię od północnego zachodu, zawisł nad portem na kilkanaście sekund, a następnie w ogniu płomieni spadł pionowo do wód portu w pobliżu Basenu Polskiego. Pracownicy portowi, którzy widzieli katastrofę latającego bolida, zgłosili ten fakt na Komendę Miejską. Tam spisano zeznania i – jak to za komuny – nakazano milczeć. Jednak „Wieczór Wybrzeża” – po rozmowach z portowcami – zamieścił dość obszerną relację z katastrofy niezidentyfikowanego obiektu latającego: „Obiekt był dużych rozmiarów i miał kształt koła. Talerz ten był koloru pomarańczowego, jego brzegi zabarwione były na różowo. Obiekt nadleciał od strony miasta i wykonując gwałtowny manewr, jakby chciał uniknąć rozbicia się o ląd, spadł prawie pionowo do wód portu”. W mieście wrzało od różnorakich teorii na ten temat, a najbardziej rozpowszechniana była ta, że nastąpiła katastrofa pojazdu kosmicznego. Tę hipotezę zdawała się potwierdzać nowa informacja: kilka dni po wypadku „talerza” strażnicy portowi widzieli ponoć jakąś istotę, która nie przypominała człowieka, z dziwną bransoletą na ręku, nadpaloną twarzą i włosami, w uniformie-skafandrze z cienkiego me- 2.07.2001 r. we wsi Wylatowo, tajemnicze piktogramy. Już po kręgi talu – istotę, która usiłowała się porozumieć z ludźmi w jakimś nieznanym języku. I w tym momencie do Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r. Modlitwa i medycyna Modlitwa – zjawisko zarezerwowane dotąd wyłącznie dla religii. Pozornie daleka światu nauki i zupełnie mu obca. Czy jednak tak jest istotnie? Pod koniec XX wieku modlitwa stała się przedmiotem badań naukowców. Kiedy w połowie XX wieku coraz więcej mówiono o roli medytacji, a świat przeżył fascynację Wschodem, zaczęto racjonalnie przyglądać się modlitwie. Wielu współczesnych psychologów, psychiatrów, a nawet teologów jest zdania, że to język najbardziej prymitywny. Według prof. Barry’ego Ulanova można go nazwać „mową pierwotną”. Większość zjadaczy chleba postrzega modlitwę schematycznie i stereotypowo – jako rodzaj „wierszyka” klepanego mniej lub bardziej bezmyślnie rano i wieczorem. Takie jednak widzenie modlitwy, choć zapewne większość ludzi tak ją traktuje, wypacza jej głęboki sens i deprecjonuje. Czym więc jest modlitwa? Po łacinie precarius znaczy „uzyskać przez błaganie”. Czy rzeczywiście jednak modlitwą można coś uzyskać? Czy w jakikolwiek sposób wpływa ona na nasze życie, czy może zmienić bieg wypadków? Czy może uzdrowić? A może to ona jest tym tajemniczym kanałem łączącym nasz świat z hiperprzestrzenią i Absolutem? W krótkim czasie okazało się, że pacjenci, za których się modlono, wymagali stosowania antybiotyków pięciokrotnie mniej niż grupa, za którą się nie modlono. Co więcej, nikt z grupy pierwszej nie wymagał np. intubacji (wprowadzenia przez rurkę tlenu do płuc) i, co najciekawsze, zmarło tu o 1/3 mniej pacjentów niż w grupie drugiej. Eksperyment powtarzano kilkakrotnie na zupełnie innych, losowo dobranych pacjentach i chorych na różne schorzenia, np. gościec przewlekły postępujący czy białaczkę. W każdym z tych eksperymentów zauważono tę samą prawidłowość. U pacjentów, za których się modlono, następowała szybsza rekonwalescencja. Wyniki eksperymentów dr Byrda wywołały tak wielką sensację, że wiadomości o nich przekazywały wszystkie media w USA.W 1988 roku wyniki badań opublikowano w „So- Modlitwa – antybiotyk To, co wydawało się dotąd udziałem mistyków, w świetle najnowszych badań naukowych okazuje się wartością możliwą do zmierzenia eksperymentalnie. Modlitwa może naprawdę działać, a w języku medycyny jej efekt może być „statystycznym odchyleniem w przebiegu choroby”. Od czasu eksperymentu słynnego kardiologa doktora Randolpha Byrda w Szpitalu Ogólnym w San Francisco cały świat medyczny wstrzymał oddech. W 1988 roku pracujący na oddziale chorób wieńcowych dr Byrd podzielił 393 pacjentów na dwie grupy eksperymentalne. O grupę 192 pacjentów modlono się na specjalnych seansach modlitewnych, natomiast o drugą grupę – liczącą 201 pacjentów – nie modlono się w ogóle. Eksperyment przeprowadzony został w tajemnicy przed pacjentami i wiedziało o nim wąskie grono współpracowników dr Byrda. Grupy modlitewne znały tylko imiona pacjentów, diagnozę ich choroby i stan zdrowia. Ludzie modlili się codziennie bez żadnych instrukcji dotyczących sposobu modlitwy. „Każda osoba modliła się za wielu pacjentów, a za każdego pacjenta modliło się od 5 do 7 osób” – wyjaśnia dr Byrd. utherk Medical Jurnal”. Niektórzy sceptycy, a nawet przeciwnicy tego rodzaju terapii, poddali się razem ze swą krytyką. Dr William Wolan, twórca książki zwalczającej leczenie wiarą, stwierdził: „Wydaje się, że te badania trudno podważyć (...). Być może my, lekarze, powinniśmy zapisywać na receptach: modlitwa trzy razy dziennie. Skoro to działa, to działa!”. Inny naukowiec, prof. Herbert Benson z Akademii Medycznej Uniwersytetu Harvarda, należał do pierwszych, którzy zajęli się badaniem korzyści zdrowotnych płynących z modlitwy. Wykazał on, że u osób, które modliły się, występowały takie korzystne dla zdrowia zmiany, jak na 17 NAUKA I WIARA przykład: obniżenie ciśnienia krwi, zwolnienie akcji serca i metabolizmu. Dzieło Bensona kontynuowała psychofizjolog Joan Borysenko; dzięki jej pracom rozpoczęły się trwające do dziś na Harvardzie badania psychofizyczne, dotyczące wpływu modlitwy na człowieka. Rak chodzi do tyłu W 1975 roku opisano w Japonii kilkanaście przypadków cofnięcia się choroby nowotworowej w jej ostatnim stadium pod wpływem wiary i modlitwy. Japońscy naukowcy postanowili zbadać sprawę gruntownie i racjonalnie. Badania poprowadził Yu Jiro Ikemi wraz z zespołem naukowców z Akademii Medycznej Uniwersytetu Siusiu. W pierwszym przypadku 77-letni pacjent nagle zaczął uskarżać się na silne bóle żołądka. Badania wykazały raka gruczołowego. Zalecono mu wycięcie części żołądka. Pacjent nie zgodził się na operację, uzasadniając, że życie swe oddał Bogu i Jemu zaufał. Przez kolejne lata pacjent żył, a szczegółowe badania wykazały spontaniczne cofnięcie się nowotworu. Podobny przypadek odnotowano u japońskiej gospodyni domowej, która w wieku 31 lat przeszła operację żołądka. W trakcie zabiegu lekarze stwierdzili liczne przerzuty nowotworu wielkości kciuka na ściany żołądka i węzły chłonne. Lekarz poinformował rodzinę pacjentki, że ta w ciągu najbliższych miesięcy umrze. „Nie bałam się raka. To dlatego, że miałam wiarę. Wiara to dla mnie nie przywiązanie do życia, ale wdzięczność dla Boga” – wyjaśniała kobieta, u której po 10 latach od operacji wykazano niczym nieuzasadnione cofnięcie się raka. Jak często rak cofa się samoistnie? Opinie są różne. T.C. Everson i W.H. Cole zgromadzili na całym świecie informacje o 176 udokumentowanych klinicznych przypadkach spontanicznego cofnięcia się raka – prawdopodobnie pod wpływem wiary i modlitwy. Podczas badań finansowanych z funduszu Narodowego Instytutu Zdrowia w USA dr Jeffrey S. Levin, epidemiolog z Akademii Medycznej Wschodniej Wirginii, który dysponuje największą wiedzą w tym zakresie, wyraźnie stwierdził, że wiara i modlitwa oraz praktyki religijne miały ogromny wpływ na poziom śmiertelności. Wartość tych odkryć została potwierdzona przez lekarzy i badaczy, między innymi Davida B. Lavsona z Narodowego Instytutu Zdrowia w USA. Stwierdził on, podsumowując swoje wieloletnie badania, że rola wiary i modlitwy aż w 92 proc. wykazała zbawienny wpływ na zdrowie. Czyżby słowa Chrystusa kierowane do niewiasty cierpiącej od dwunastu lat na krwotok: „Wiara twoja uzdrowiła cię, idź w pokoju i bądź uleczona z dolegliwości swojej” (Mk 5. 34 ) były nowym kluczem dla współczesnej medycyny? JANUSZ GAJOWICZ Rozmowa z prof. Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP – Czego filozof-humanista szuka w polityce? – Oddziaływania na społeczeństwo. Jeżeli ma się wyraźnie skrystalizowane poglądy, to bardzo się pragnie, aby można je było wcielać w życie. Ponieważ nie mam wątpliwości, że w filozofii można odnajdywać pewien zespół wartości, który ma znaczenie dla naszego życia, wobec tego chciałabym pewne wartości uczynić bardziej powszechnymi. Chciałabym, aby ludzie trochę inaczej myśleli, a w związku z tym – inaczej żyli. Chciałabym przybliżyć panoramę możliwych stanowisk. Zresztą pamiętajmy o tym, że zdarzało się w dalekiej przeszłości, iż filozofowie byli władcami. – Polityka to także chęć zdobycia władzy, pragnienie rządzenia. Po co filozofowi władza? Fot. Krzysztof Krakowiak – Bardzo mnie rozczarowała. Najbardziej rozczarowało mnie to, że w momencie, kiedy opowiedziałam się jako postępowa działaczka lewicowa, zamknęło się przede mną radio i zmalała możliwość udziału w audycjach telewizyjnych. Znikły audycje przygotowywane przeze mnie i mojego męża, a także filmy o naszym życiu. Miałam niegdyś okazję występowania w telewizji, np. w Boże Narodzenie składałam życzenia. Skończyło się to, gdy rozpoczęłam moją po- OKIEM HUMANISTY (32) Humanizm i polityka – Po to, żeby móc pewne swoje poglądy wcielać w życie. Po to, by poszerzać świadomość obywateli i wskazywać określone wartości jako cel działania. Jeżeli nie ma się wątpliwości, że znaczne kręgi ludzi są nieszczęśliwe, bo czegoś nie wiedzą bądź nie mają odwagi żyć po swojemu, to pragnie się władzy po to, aby wprowadzić zmiany, które uczynią ludzi bardziej szczęśliwymi. Przecież wiedząc coś ważnego, pragnie się to innym zakomunikować, choćby z powodu elementarnej życzliwości. – Jakie decyzje pragnie Pani podjąć jako parlamentarzystka albo jakie już zapadły z Pani inspiracji? – Chciałabym bardzo, aby nastąpił kres prywatyzacji, która zresztą była przeprowadzana wadliwie, i aby pewne obszary gospodarki pozostały własnością państwa. Pragnę, aby rozwinął się ruch spółdzielczy. Mamy w tej dziedzinie dobre, polskie wzorce z pierwszej połowy XX wieku, i to w różnych dziedzinach życia. A nade wszystko chciałabym żyć w państwie prawdziwie neutralnym światopoglądowo, gdzie istnieje całkowite rozdzielenie władzy politycznej od władzy duchownych. Chciałabym bardzo przyspieszyć wydanie ustawy zezwalającej na przerywanie ciąży z przyczyn społecznych. Bardzo pozytywnie przyjęłam przypłynięcie „Langenorta”, uważam to za piękny gest ze strony lekarzy i innych osób z tego statku. – Czy rzeczywistość, w jakiej przyszło Pani funkcjonować jako politykowi, nie rozczarowuje? lityczną działalność. Tak więc wpływy lewicy w mediach to tylko mit. Być może Robert Kwiatkowski, szef TVP, ma poglądy lewicowe, ale nie zapominajmy, że w Polsce ludzie deklarujący lewicowość są często liberałami i wcale nie zależy im na szerzeniu ideałów lewicy. – Chciałaby Pani zachęcić lub zniechęcić osoby o poglądach humanistycznych do zajmowania się polityką? – Uważam, że każdy, jeśli tylko może, powinien angażować się w życie publiczne. Im więcej osób wrażliwych zajmie się działaniami politycznymi, tym więcej będzie można zmienić. Cóż z tego, że starałam się Senat przekonać do nielikwidowania stanu aptekarskiego w Polsce, skoro ostatecznie przeszedł wadliwy projekt rządowy. Walczę o wstrzymanie ze względów społecznych prywatyzacji Cefarmu i wstrzymanie sprzedaży tych 6 proc. aptek, które jeszcze są państwowe. W Szwecji na przykład wszystkie apteki są państwowe, co ma korzystny wpływ na sytuację ludzi ubogich. Ostatnio miałam także okazję poprzeć wniosek dwóch senatorów Samoobrony, którzy domagali się wycofania naszych wojsk z Iraku. Od początku byłam przeciwna tej wojnie. Niestety, byłam jedyną osobą, która poparła ten wniosek. Klub SLD ma za zadanie popierać to, czego chce rząd. A ponieważ nikt nie jest nieomylny, także rząd podejmuje niewłaściwe decyzje, czego wyrazem są zresztą odczucia społeczne. Rozmawiał ADAM CIOCH 18 Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r. TO I OWO 35-letni przystojny kawaler, 186 cm wzrostu, dobrze zbudowany, szpakowaty brunet, duże poczucie humoru, uczciwy, tolerancyjny, bez nałogów, wykształcenie średnie, techniczne. Interesuję się polityką, historią, muzyką; uprawiam sport. Poznam atrakcyjną panią do lat 40, prowadzącą własną działalność gospodarczą, której bardzo chętnie posłużę swoim bogatym doświadczeniem (Braniewo). Nr 5/b/28 Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? Do listu z anonsem należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,20 zł i wysłać na nasz adres. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list. 3. List z odpowiedzią włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,20 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczba odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luzem) nie będą przekazywane adresatom. REDAKCJA PANI POZNA PANA 56 lat, 167 cm wzrostu, 62 kg wagi, o młodym, sportowym wyglądzie, zielonych oczach i rubinowych włosach. Z zawodu ekonomistka, na wcześniejszej emeryturze. Uwielbiam przyrodę, wycieczki rowerowe i samochodowe. Chciałabym poznać pana w odpowiednim wieku, najchętniej z wyższym wykształceniem, o wysokiej kulturze osobistej i wrażliwym sercu. Mira z okolic Wrocławia. Nr 1/a/28 60/158/57, szatynka, zgrabna, szczupła, zadbana, materialnie niezależna. Zainteresowania ogólnokulturalne, wykształcenie średnie, ateistka – pozna pana kulturalnego, bez nałogów, który lubi przyrodę, taniec i dobrą książkę; najchętniej z Pabianic lub okolic (Pabianice). Nr 2/a/28 Anna, lat 27, 60 kg, szatynka, oczy niebieskie, panna, wykształcenie wyższe, pracująca. Zainteresowania: teatr, muzyka klasyczna i współczesna, podróże. Poznam przyjaciela bez zobowiązań w wieku 27–35 lat w celu miłego spędzenia czasu (cel matrymonialny niewykluczony). Wyznanie religijne obojętne. Odpowiem na każdy list (Toruń). Nr 3/a/28 48 lat, kulturalna, uczciwa, bez nałogów. Interesuję się psychologią, kocham muzykę Chopina i Liszta. Poznam ludzi o dobrym sercu, poważnie traktujących życie, pokrewną duszę, płeć nieistotna. Czekam na listy z kraju, ale również chętnie nawiążę kontakt z Polonią amerykańską, angielską i niemiecką. Katarzyna (Gorzów Wlkp.). Nr 4/a/28 Wolna 58-letnia emerytka o średniej budowie ciała i wzroście; z wykształceniem policealnym, paląca, z własnym mieszkaniem i przeciętną emeryturą, lubiąca przyrodę, spacery, wycieczki rowerowe, uprawiająca z pasją działkę kwiatową – pozna pana, wolnego emeryta do 67 lat, z mieszkaniem, o podobnych zainteresowaniach, z okolic Dzierżoniowa i nie tylko. Nr 5/a/28 57/162/63, brązowe oczy, ciemne, krótkie włosy. Jestem wdową od 6 lat. Ekonomistka. Lubię dobrą książkę i podróże, kocham muzykę. Interesuję się polityką i tym, co dzieje się w tym naszym zaściankowym kraju. Nie cierpię kleru w każdej postaci, zakłamania i obłudy. Jestem szczera, komunikatywna i niestety samotna. Chętnie poznałabym Pana w stosownym wieku (Racibórz). Nr 6/a/28 Wolna, samotna czterdziestolatka, szczupła i zgrabna, o miłej aparycji i ciekawej osobowości, wykształcona i niezależna – pozna niezależnego finansowo i mieszkaniowo, wysokiego, kulturalnego przyjaciela z poczuciem humoru, od 45 do 55 lat, niepalącego, z województwa kujawsko-pomorskiego. Nr 7/a/28 Wdowa, lat 49, wzrost średni, niechuda, pracująca, domatorka, wesoła, lubiąca muzykę, taniec i przyrodę, szczera, bez nałogów i zobowiązań – pragnie poznać pana w stosownym wieku, bez nałogów i zobowiązań, niezależnego finansowo. Proszę o szczere odpowiedzi. Nie jestem zainteresowana listami z zakładów karnych (Stargard Szczeciński). Nr 8/a/28 Ania, 25/160/50, pielęgniarka, rozwiedziona, sama wychowuje 2,5-letniego syna. Chciałaby poznać przyjaciela (lub kogoś więcej). Jeżeli interesujesz się światem, jesteś optymistą, masz poczucie humoru i jesteś w miarę odpowiedzialny – to napisz (Czeladź). Nr 9/a/28 66/156/76, wdowa, oczy szare, wykształcenie średnie techniczne (Studium Ekonomiki Transportu), obecnie emerytka, niezależna finansowo, z własnościowym mieszkaniem. Zainteresowania: turystyka, dobra książka, brydż, kanasta, skat, dobra kuchnia. Jestem dobrym przyjacielem (Tychy). Nr 10/a/28 Jestem samotną panną o poglądach antyklerykalnych, 46/157/49, proporcjonalnie zbudowaną blondynką o brązowych oczach. Byłam nauczycielką chemii, biegle znam język francuski w mowie i piśmie. Interesuje mnie turystyka, lektura oraz kino. Nie piję alkoholu. Szukam antyklerykała, który odznaczałby się podobnymi przymiotami umysłu i ducha (Bielsko-Biała). Nr 11/a/28 Wdowa, lekarz medycyny, 70/168/66, elegancka, sportowa sylwetka, bardzo dobra kondycja psychofizyczna, własne mieszkanie, samochód, garaż, domek letniskowy w górach. Lubię czytać prasę, chodzić do kina i teatru, jeździć na wycieczki zagraniczne. Światopogląd świecki. Poznam pana z klasą, raczej wysokiego, o podobnych zainteresowaniach, niezależnego finansowo. Cel: towarzysko-przyjacielski (Kraków). Nr 12/a/28 Zofia, 42/164/54, niebieskooka blondynka o przyjemnej, dziewczęcej aparycji. Wdowa, dwóch (pełnoletnich) studiujących synów. Nawiążę kontakt z panem stanu wolnego. Mile widziane wykształcenie wyższe, otwarty umysł, humanista (Częstochowa). Nr 13/a/28 Teresa, 51/158/61, szatynka, oczy piwne, wykształcenie zawodowe. Od pięciu lat rozwódka, syn 17–letni, uczeń liceum. Katoliczka tolerancyjna, która szanuje każdą orientację i wiarę. Szukam szczerego, opiekuńczego mężczyzny w wieku 45-70 lat, niezależnego materialnie, bez nałogów (Rzeszów). Nr 14/a/28 Maria (Skorpion), lat 27, brunetka średniego wzrostu i wagi (szczupła). Ukończyłam studia pedagogiczne i studium języka włoskiego. Szukam mężczyzny w odpowiednim wieku, szczerego, opiekuńczego, o podobnych zainteresowaniach – przyjaciela przez duże „P” (Elbląg). Nr 15/a/28 PAN POZNA PANIĄ Jarek z Krakowa. 25 lat, 180 cm wzrostu, 76 kg wagi. Z zawodu elektryk, pasja – historia. Nie mam nałogów. Znak zodiaku – Baran. Jestem po nieudanym związku i usilnie szukam ciekawej, inteligentnej (o ciekawej fizjonomii) kobiety w wieku 20-26 lat z Krakowa lub okolic, by wspólnie smakować życie (Kraków). Nr 1/b/28 Antyklerykał, 47/176/86, wdowiec, dwoje dzieci 22 i 12 lat, niepalący, wykształcenie średnie, firma, mieszkanie, auto, wiele zainteresowań, temperament, poczucie humoru, ciepły, opiekuńczy, odpowiedzialny – szuka mądrej, ciepłej optymistki o podobnych zainteresowaniach z Wielkopolski lub reszty świata (Chodzież). Nr 2/b/28 Zbigniew z Warszawy, urodzony 27.01.1960, wzrost 179, waga 67 kg, oczy szare, wolny, 16-letni syn. Technik żywienia, obecnie strażnik bankowy. Zainteresowania: sport, historia starożytna, jazda na rowerze. Zagorzały sympatyk „Faktów i Mitów”. Pozna kobietę niebrzydką, szczupłą, wysoką, miłą, czułą, pracującą, wolną i niepalącą, o podobnych zainteresowaniach (również antyklerykalnych). Może być panna z dzieckiem (Warszawa). Nr 3/b/28 Wysoki, żonaty czterdziestolatek pozna niezobowiązującą kochankę lub dwie (np. koleżanki), szczupłe, do 40 lat w celu realizacji ich skrytych fantazji. Tylko Pleszew, mile widziane fotografie. Sponsoring wykluczony. Zapewniam 100 proc. dyskrecji i higieny (Pleszew). Nr 4/b/28 Rozwiedziony, 46/174/82, wykształcenie zawodowe, łysiejący – pozna miłą, delikatną i zadbaną Panią z Łodzi w celu stworzenia stałego związku (Łódź). Nr 6/b/28 Brunet, 31/173/83, oczy szare, wykształcenie średnie ogólne, barman, zodiakalny Rak, wolny, bez zobowiązań, z poczuciem humoru, wszechstronne zainteresowania – chce poznać panią o podobnych walorach, w odpowiednim wieku (Włodawa). Nr 7/b/28 Samotny kawaler, lat 28, niepełnosprawny, pozna panią o dobrym sercu i tolerancyjną: czytelniczkę „FiM”, ale niekoniecznie w celach matrymonialnych (najlepiej z Katowic, Sosnowca i Czeladzi). Wykluczone rozwódki lub panny z dzieckiem. Wiek do 30 lat. Proszę o dołączenie do listów znaczka pocztowego (Sosnowiec). Nr 8/b/28 Kawaler, 35 lat, bez nałogów, spokojny, domator, obecnie na rencie. Mieszkanie w Szczecinie. Poznam panią do lat 30 ze średnim wykształceniem, spokojną domatorkę, bez nałogów, niekatoliczkę (Szczecin). Nr 9/b/28 74/164/73, emeryt maszynista, z ogólnymi zainteresowaniami, działkowicz, pozna podobną osobę z Gdańska lub okolic na warunkach partnerskich. Nie biorę pod uwagę poglądów religijnych i politycznych (Gdańsk). Nr 10/b/28 Poszukiwana dorosła, wolna i bezdzietna niekatoliczka z Gdańska Moreny lub okolic. Jeśli nie farbujesz włosów i uważasz, że masz ładne stopy, napisz do 29-letniego semiwegetarianina, sympatyka buddyzmu o poglądach antyklerykalnych, miłośnika dobrego tytoniu i muzyki. Małżeństwo oraz dzieci wykluczone (Gdańsk). Nr 11/b/28 62/175/80, samotny, tolerancyjny, z poczuciem humoru. Wykształcenie średnie, zainteresowania wszechstronne. Hobby: majsterkowanie, rysunek i malarstwo. Poznam samotną panią na stałe – „Koszalińszczak”. Nr 12/b/28 Technik analityki medycznej, 40/180/86, wykształcenie średnie techniczne. Jeszcze żonaty (na tzw. papierze), bez dzieci oraz innych zobowiązań. Maniak komputerowy, wielbiciel dobrego piwa (w umiarkowanych ilościach), książek s-f (Muszyna). Nr 13/b/28 INNE Poznam pana powyżej 50 lat, puszystego, któremu można zaufać, o szerokich horyzontach myślowych – do prawdziwej, męskiej przyjaźni. Ja 42 lata, 176 cm, szczupły, dobra prezencja, wykształcony (Gdańsk). Nr 1/c/28 Przystojny, 47/176/85, wykształcony, niezależny finansowo, spokojny, godny zaufania, o szerokich zainteresowaniach – pozna pana pasywnego, z mieszkaniem, o podobnych cechach, spoza środowiska, stabilnego w uczuciach i poglądach. Wiek – podobny, stan cywilny i wygląd – nieistotny, światopogląd – lewicowy, wiara – liberalna. Miasto – Włocławek i okolice do 100 km (Włocławek). Nr 2/c/28 47- i 49-letni panowie, kulturalni, dyskretni – poznają panów również hetero i żonatych do wspólnych spotkań i zabaw (łódzkie). Nr 3/c/28 52 lata, młody wygląd i usposobienie, wzrost 178 cm, waga 85 kg, oczy piwne, brunet. Wykształcenie wyższe – germanista. Obecnie nauczyciel, kawaler bezdzietny, tolerancyjny, z poczuciem humoru. Zainteresowania: krajoznawcze i codzienne życie. Pozna panią lub pana: osoby samodzielne finansowo, mogą być biseksualne (Brzeg Dolny). Nr 4/c/28 Opracowała: SANDRA Ciąg dalszy za tydzień UCHWAŁA KONGRESU APP RACJA Posłanie do Parlamentu Rzeczypospolitej Polskiej W sytuacji nasilającej się klerykalizacji życia społecznego w Polsce, od kilku lat kształtował się ogólnopolski ruch antyklerykalny, a na jego bazie powstała partia polityczna pod nazwą Antyklerykalna Partia Postępu RACJA. Po rejestracji partii, w końcu sierpnia 2002 roku, zdołaliśmy jeszcze zarejestrować komitet wyborczy reprezentujący nas w ostatnich wyborach samorządowych. Osiągnęliśmy zadowalający wynik wyborczy pomimo zupełnej blokady medialnej w kampanii przedwyborczej. Właśnie zmowa milczenia w środkach masowego przekazu na temat ukształtowania się ruchu antyklerykalnego i powstania partii skłania nas do zaprezentowania Parlamentowi Rzeczypospolitej Polskiej naszego istnienia w formie niniejszego posłania. Jesteśmy głosem sprzeciwu wobec nietolerancji religijnej, której symptomy wyraźnie dostrzegamy w życiu publicznym naszego kraju, ingerencji kościołów we wszystkie sfery życia społecznego, nasilającej się tendencji przekazywania majątku narodowego hierarchii kościelnej, masowości i gigantomanii budownictwa sakralnego, będących zaprzeczeniem zdrowego rozsądku. Wyrażamy zdecydowany sprzeciw wobec inicjatywy umieszczenia w preambule Konstytucji Unii Europejskiej odwołania do Boga i to na dodatek w wersji katolickiej. Z przykrością i zażenowaniem stwierdzamy, że poparcie dla tej kościelnej idei artykułują również w swoich wypowiedziach przedstawiciele najwyższych władz Rzeczypospolitej Polskiej, z Panem Prezydentem na czele. Wyrażamy pogląd, że preambuła Konstytucji Unii Europejskiej winna w swej treści całkowicie oddawać ducha świeckości i neutralności światopoglądowej zrzeszonych w niej postępowych krajów. W imieniu Rady Krajowej Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA: Sekretarz Generalny Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA JERZY WRÓBEL Przewodniczący Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA PIOTR MUSIAŁ OGŁOSZENIA PARTYJNE Zarząd Krajowy APP RACJA, ul. Zegrzyńska 8, 05110 Jabłonna, tel./fax: (22) 782 45 86, www.racja.org. Sympatyków APP RACJA chcących wspomóc finansowo jej działania prosimy o wpłaty na konto: APP RACJA, ING BANK ŚLĄSKI Oddział w Łodzi, nr r-ku: 04105014611000002266001722 Spotkania: Będzin – 21.07, godz. 18, ul. Małachowskiego 29 (Zarząd) – zebranie członków i sympatyków. Tel. 265 86 54, dyżury zarządu powiatowego: środa 11–13, piątek 16–18. Bytom – poniedziałki 14–16, ul. Dworcowa 2, Cieszyn – 16.07, godz. 17, OSP Bobrek ul. Stawowa – zebranie członków i sympatyków, Częstochowa – Zarząd powiatowy APP RACJA w Częstochowie, spotkania członków i sympatyków w każdy wtorek i czwartek, godz. 17–19, al. NMP 24, II piętro (w lokalu PPS), Gdańsk – 13.07, godz. 11–15, Ranczo Promenada (molo na Zaspie), plenerowe spotkanie członków RACJI i czytelników „Faktów i Mitów”, Gorzów Wlkp. – restauracja „Pod Pałacykiem”, spotkania w każdy poniedziałek, godz. 17, Jelenia Góra – 19.07, plac Ratuszowy, kawiarnia „Śnieżynka”, Ruda Śląska – zebrania członków i sympatyków 1 i 16 każdego miesiąca o godz. 18, Wirek, ul. 1 Maja 270, Siemianowice Śląskie – spotkania członków i sympatyków w każdy drugi poniedziałek miesiąca o godz. 17, w siedzibie partii przy ul. Szkolnej 7, Szczecin – wtorki 16–18, ul. Wojska Polskiego 99, Tychy – 15.07, godz. 18, DK „Tęcza” przy al. Niepodległości – spotkanie członków i sympatyków, Zabrze – 19.07, godz. 15, pub „Galeria” ul. Szczęść Boże – zebranie członków i sympatyków. Zebranie zarządu województwa śląskiego odbędzie się 12.07. (sobota) o godz. 16. Kontakty: LUBUSKIE Zielona Góra – Konrad Ciesielski, tel. 0(68) 320 44 02, Nowa Sól – Mieczysław Ratyniak, tel. 0(68) 388 76 20, Gubin – Mirosław Sączawa, tel. 0-609 591 912, Żary – Józef Abramowicz, tel. 0(68) 479 32 32, Sulechów, Babimost – Piotr Kozyra, tel. 0-507 862 427. ŚLĄSKIE Dyżury członków zarządu wojewódzkiego – poniedziałki – godz. 14 – 16, Bytom, ul. Dworcowa 2. Bytom – Julian Marcichów, tel. 0-609 091 051, ul. Dworcowa 2, Będzin – Zarząd powiatowy, tel. 265 86 54, ul. Małachowskiego 29, 42-500 Będzin, Chorzów – Tomasz Sroka, tel. 0-501 858 115, Rafał Maćkowiak, tel.0-600 299 101, Częstochowa – pomoc w zakładaniu struktur gminnych i powiatowych: Andrzej Bąk, tel. 0–502 085 148, Maciej Kołodziejczyk, tel. 0-601 505 890, Katowice – dyżury w każdy czwartek 15–18, ul. Sokolska 10a/4, tel. (32) 259 78 17, Ruda Śląska – dyżury w każdy wtorek 17–19 i piątek 10–12, Wirek, ul. 1 Maja 270, tel. 242 30 33, 240 70 34, Tarnowskie Góry – tel.0-503 427 730, Tychy – dyżury w każdą środę w DK „Tęcza” przy al. Niepodległości w godz. 17 – 19. POZOSTAŁE Dolnośląskie, Urszula Bielska, (71) 355 45 03, Kujawsko-Pomorskie, Stanisław Kantarowski, 0-606 358 817, Lubelskie, Jerzy Majewski, 0-693 378 871, Łódzkie, dyżury zarządu wojewódzkiego – każda środa w godz. 10-18, ul. Próchnika 1 pokój 307, tel. 632 34 83, Małopolskie, Zbigniew Sawiński, 0-502 715 902, Mazowieckie, (22) 782 45 86, Opolskie, Stanisław Pokrywka, 0-691 030 923, Podkarpackie, Jan Stępień, (17) 857 82 57, Podlaskie, Białystok, dyżury w każdą środę, godz. 16–18, ul. Zwycięstwa 8, pok. 216, tel. 651 25 70 wew. 119, Pomorskie, Andrzej Kotłowski, 0-601 258 016, Świętokrzyskie, Józef Niedziela, 0-609 483 480, Warmińsko-Mazurskie, Bronisław Oleksiewicz (89) 543 26 33, Wielkopolskie, Jacek Wojciechowski 0-600 855 554, Zachodniopomorskie, Zbigniew Ciechanowicz 0-600 368 666. Komunikaty: Zarząd Krajowy APP RACJA zaprasza wszystkich członków i sympatyków Partii oraz czytelników tygodnika na zgromadzenie z okazji 10 rocznicy podpisania konkordatu. Spotykamy się w Warszawie na placu Zamkowym w dniu 27 lipca. Szczegóły za tydzień. Sympatyków APP RACJA, którzy chcą wspomóc finansowo jej struktury terenowe, prosimy o wpłaty na konto: województwo śląskie: Zarząd Wojewódzki APP RACJA, MILLENNIUM BIG BANK S.A. o / Bytom – 81 1160 2202 0000 0000 3590 6515, województwo mazowieckie APP RACJA Oddział Wojewódzki w Warszawie, ING BANK ŚLĄSKI Oddział w Warszawie, 60105010381000002271547404 Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r. LISTY Ślepa miłość do JPII Prezydent i rząd z Millerem na czele ponad wszystkie korzyści Narodu związane z wejściem do UE stawiają interes czarnych pasożytów. Sądzę, że przy ich poparciu staną się naszymi przedstawicielami w UE. A jak postępują mądrzy Włosi? Pod nosem naszego nieomylnego, zmęczonego ciągłym błogosławieniem i nieskuteczną modlitwą starca, w 1984 roku postawili go przed faktem dokonanym i zmusili do podpisania nowego porozumienia modyfikującego tzw. Pakty laterańskie z 1929 roku. Uzgodniono: likwidację nauki religii w szkołach publicznych, zniesienie przyznawania Kościołowi dotacji państwowych, ponadto kościelne unieważnienie małżeństwa musi być potwierdzone przez świecki Trybunał Apelacyjny. Przywilejami utraconymi we Włoszech pan Karol obdarzył łaskawie „swój” Naród poprzez konkordat. Stąd wynika jego wielkość, a nasza głupota. Ponadto polecił Millerowi zabiegać o interesy Watykanu w UE, bo jako państwo feudalne nie może wstąpić do tej organizacji. Nasz „kanclerz” niezmordowanie czyni starania w tym kierunku, licząc, że przy poparciu czarnych dłużej się utrzyma przy władzy. Hańba! Stanisław Błąkała, Kraków Branie na litość Napiszcie coś na temat tzw. pomocy charytatywnej dla ludności Iraku i Afganistanu organizowanej przez nawiedzone panie w stylu Ochojskiej. Tę babę chyba już zupełnie porąbało! Z żądzy zaistnienia medialnego będzie pomagała irackim dzieciom w chwili, gdy polskie nie mają drugiego śniadania ani nawet obiadu, bo ich rodziców na to nie stać! Czy ta Pani jest w ogóle normalna? Wkurza mnie zbieranie datków na irackie, afgańskie czy inne dzieci. Pamiętam czasy, kiedy zbieraliśmy po złotówce na głodujące dzieci Indii, Pakistanu czy Bangladeszu, Kuby i Korei. Dzisiaj te „głodujące” wtedy dzieci dorwały się do władzy i grożą całemu światu użyciem broni masowej zagłady! I jeszcze jedno – z tzw. pomocą charytatywną spotkałem się, służąc na granicy w latach 1979–86, kiedy to Zachód przysyłał do Polski tysiące ton tzw. darów. To, co się wyrabiało w komisjach charytatywnych Episkopatu Polski, przypominało nie rozdział, ale szaber. Czarni szabrownicy brali co najlepsze dla siebie i swych przydupasów oraz urzędników „jedynie słusznej” partii, a ochłapy szły między ludzi. Nie wierzyłem początkowo w to wszystko, co opowiadali mi wracający po przywozie „darów” kierowcy z RFN, Danii, Szwecji, Norwegii, Austrii, Finlandii, Beneluksu, Hiszpanii czy Francji. To im się w pale nie mieściło, że czarni potrafili być tak podli i zachłanni. Jestem przeciwny każdej pomocy charytatywnej, bo w głównej mierze jest ona przechwytywana przez przedsiębiorczych cwaniaków. Pamiętam, jak w 1989 i 1990 roku Polacy jeździli z pomocą charytatywną do Rumunii. Po 2–3 tygodniach to, co oni wywieźli, wracało z powrotem do Polski w bagażnikach dacii rumuńskich Romów, którzy potem han- LISTY OD CZYTELNIKÓW nie opanujemy niekontrolowanego przyrostu naturalnego, czeka nas po prostu zwyczajna samolikwidacja. Wymuszane w tych okolicznościach przez Krk płodzenie bez umiaru (bo czymże innym jest nacisk na likwidację środków antykoncepcyjnych i zakaz aborcji?), „bo tak chce Bóg”, to już nawet nie demagogia – to po prostu zbrodnia przeciw ludzkości. Nawet co bardziej inteligentny szympans wie, że ta niekończąca się akcja obliczona jest jedynie na zyski (chrzty, komunie, śluby, pogrzeby itp.), które płyną wartkim strumieniem do przepastnych kieszeni obywateli Watykanu. Dla nich, wbrew temu, co głoszą, liczy się „tu i teraz”, bo przecież swoich majątków do Nieba nie zabiorą. Mielca, że zezwala na zakłócanie ciszy nocnej? Czytelnik z Mielca Można poradzić Państwu następujące działania: 1. Poproszenie inspekcji ochrony środowiska o zbadanie poziomu hałasu – jest możliwe, że ksiądz przekracza normy dopuszczalne. Należy się zgłosić do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska (dla Państwa będzie to Podkarpacki Inspektorat w Rzeszowie lub jego delegatura w Tarnobrzegu). 2. Jest też możliwe wystąpienie ze zbiorowym pozwem cywilnym przeciw proboszczowi w związku z narażeniem Państwa i dzieci na stres czy choroby. Takie postępowanie wyrządziło lub może wyrządzić szkodę na osobie. Należy jednak wcześniej przygotować odpowiednie dokumenty, np. zaświadczenia lekarskie, że dodatkowy stres może spowodować nasilenie lub pogłębienie choroby. Redakcja Bigos jak „FiM” dlowali na polskich targowiskach polskimi konserwami i wywozili z Polski dewizy, co umożliwiało im chore prawo celne... Mam dość wpuszczania nas w kanał opowiastkami o biednych dzieciach i nie dam złamanego grosza na głodujących w Iraku, bo wiem, że oni dostaną z tego tylko ochłapy, a wykarmi się tylko banda urzędasów i przedsiębiorczych, cwanych złodziei. Będę wyrzucał na zbity pysk wszystkich zbierających datki i reszcie społeczeństwa radzę to samo. Ta „pomoc charytatywna” to jest tylko kolejny sposób na branie ludzi na litość i wyciąganie od nich ostatniego grosza. Robert K. Leśniakiewicz Jordanów Trzydzieści srebrników Jeżeli zamierzeniem „mądrego” Stwórcy było (wg Biblii) zaludnienie ziemi (vide ks. Rodzaju), to – zgodnie z logiką – liczba osobników obojga płci powinna być ograniczona. Jednak „mądremu” Stwórcy coś nie wypaliło, na co wskazują efekty Jego działalności. Przeludnienie, zwłaszcza w tzw. Trzecim Świecie, jest faktem. W parze z tym idzie śmierć głodowa i wręcz katastrofalne w skutkach zanieczyszczenie środowiska naturalnego. Jeżeli więc SLD, choć udaje lewicę, do tego stopnia się „sprawiczył”, że zapomniał o swoich przedwyborczych obietnicach i idzie rączka w rączkę z klerem katolickim. Nawet prawica za Buzka nie właziła tak czarnym w tyłek, jak obecnie rządzący. Trzydzieści srebrników zamieniło się w 8 ton bursztynu, a to tylko maleńki ułamek tego, co Krk dostaje i czego się jeszcze spodziewa po wejściu do Unii. Władysław Nowak z Kielc Byłam w Polsce po raz drugi w moim życiu i polubiłam dwie rzeczy: 1) bigos; 2) „Fakty i Mity”. Nareszcie ktoś się wziął do pisania prawdy o tych darmozjadach! Ta obłuda, która panuje w Polsce, mnie przeraża! Ta ciemnota to nic innego, jak tylko wina księży; oni mają za duży wpływ na politykę kraju. Dlaczego Prezydent im pozwala wejść na arenę polityczną? Trzeba wyplenić tych złoczyńców, bałamutów, pedofilów, złodziei. Zabrałam ze sobą kilka numerów „Faktów”, pokazuję tutejszym Polakom, są zadowoleni, że to pismo istnieje i ma dużo Czytelników. Léocadie Prusinowski Francja 19 Bat na (nie)wiernych Dostałam list od rodziny z Białowieży i bardzo się zdenerwowałam, bo opisują mi, że ich syn nie poszedł do Pierwszej Komunii świętej, która miała być w czerwcu. Ksiądz go odwołał, bo „ludzie” nie chodzą do kościoła. Ponoć rodzice pisali do biskupa, ale ten odpowiedział, że się „nie wtrąca”. Prawdopodobnie mają chodzić do kościoła, by ponowić komunię św. w miesiącu wrześniu. Dzieci to bardzo przeżyły, nie mówiąc o rodzicach, a ksiądz ma się dobrze, bo wyszło na jego... Anna C. OŚWIADCZENIE Rezygnuję z udziału w pracach w Radzie Mokotowskiej SLD, jak również z funkcji wiceprzewodniczącego koła „NIE” nr 40 na Mokotowie, ponieważ jestem przekonany, że cała dotychczasowa działalność Sojuszu Lewicy Demokratycznej nie gwarantuje, zarówno teraz, jak i w przyszłości, żadnych istotnych i pozytywnych zmian w polityce światopoglądowej, obyczajowej i gospodarczej Polski. Wręcz przeciwnie, dalsze rządy tego ugrupowania tylko utrwalają postawy klerykalne, a także preferują myślenie i postawy zaściankowe. Pozytywną alternatywą dla SLD jest, w moim przekonaniu, tylko Antyklerykalna Partia Postępu RACJA, do której złożyłem deklarację członkowską. KRZYSZTOF MRÓŹ sekretarz Polskiego Stowarzyszenia Wolnomyślicieli im. Kazimierza Łyszczyńskiego Godzina 5 minut 30 W listach od Czytelników („FiM” 24, s. 19) przeczytałem o zakłócaniu ciszy przez klechę. Proszę sobie wyobrazić, że proboszcz parafii św. Ducha w Mielcu, w. podkarpackie, zrywa na równe nogi pospólstwo każdego dnia o godz. 5.30, dzwoniąc największym dzwonem. Jest to kościół zbudowany w centrum osiedla, a bloki są 11- i 4-piętrowe. W czasie dzwonienia ściany drżą (wielka płyta) i lecą przekleństwa. Jest to szczególnie uciążliwe dla dzieci, młodzieży, emerytów, rencistów, niepracujących, bo i po co właściwie mają wstawać o 5.30? Zimą i jesienią to ciemna noc. A może wystąpić z pozwem do sądu przeciwko prezydentowi miasta TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; P.o. sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Anna Tarczyńska, Ryszard Poradowski – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Paulina Starościk – tel. (42) 630 72 33; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Marcin Bobrowicz; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 70 66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail: [email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2003 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2003 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 20 czerwca na trzeci kwartał 2003 r. Cena 28,60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA o/Łódź 87 1060 0076 0000 3300 0019 9492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p–[email protected]. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. 20 Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r. JAJA JAK BIRETY ŚWIĘTUSZENIE Parkowanie na chwałę PÓŁ ŻARTEM, PÓŁ SERIO, CZYLI Długodystansowiec poszukiwany Na co ci przyszło, święty Marcinie? Jako pustelnik wyrzekałeś się dóbr doczesnych, a teraz masz ich pilnować... Fot. T. Gutkowski Czarny humor Rys. Tomasz Kapuściński Wpada do biura Kowalski, tak jak go Pan Bóg stworzył, na głowie kapelusz, w ręku teczka. Kierownik krzyczy: – Czyście, Kowalski, zwariowali? Nago do pracy?! Kowalski: – Panie Kierowniku, bo to było tak: byłem na balandze u mojej znajomej. W pewnym momencie gaśnie światło i słychać hasło: – Krawaty na żyrandol! Światło się zapala, wszystkie krawaty na żyrandolu. Gaśnie światło i pada hasło: – Panie do naga! Zapala się... wszystkie panie nago. Znowu gaśnie światło. Hasło: – Panowie do naga! Zapala się – panowie nago. Gaśnie po raz kolejny, hasło: – Panowie do roboty... No to złapałem teczkę, kapelusz i przybiegłem. ¤¤¤ Jak powstaje pomnik JPII? – mały model; – odlew; – obróbka; – gładzenie; – odsłonięcie; – przemówienie; – uroczysta kolacja. A jak powstaje człowiek? Identycznie, tyle że dokładnie w odwrotnej kolejności. Są trzy rzeczy, do których mężczyzna nie jest zdolny: przyznać się do błędu, nie zasnąć po stosunku i odmówić postawionej przez kogoś flaszki piwa. Jest jedna rzecz, do której kobieta jest zdolna – zawsze szczerze powie do swej przyjaciółki: „Ale przytyłaś! Niedługo będziesz się ważyła na wadze w składzie węglowym, bo łazienkowa nie wytrzyma!”. Mamy lato, a ja znów przytyłam dwa kilogramy. To jest problem wszystkich kobiet, kiedy ze zdziwieniem dostrzegają, że nie mieszczą się w spódniczkach, w bluzkach napinają się guziczki, o spodniach nawet nie wspomnę (!), a groza ogarnia je na myśl, jak będą wyglądały w bikini. Non stop reklamują się różni spece i zapewniają nas, że po zażyciu ich preparatu (bardzo drogiego) będziemy szczupłe i zgrabne, bowiem naukowcy znaleźli absolutnie nowy sposób na schudnięcie. Ja mam w nosie tych naukowców, ich specjalne programy odchudzania, taśmy wyszczuplające, żele, proszki, zupki, morskie algi. Po ich kuracjach zawsze tyję z prędkością światła i chyba tym magikom o to właśnie chodzi. Dowiedziałam się niedawno, że na odchudzanie najlepszy jest seks. Godzina seksowania to strata 300 kalorii. Dwie godziny: 600 kalorii. Trzy godziny: 1800 kalorii. Można więc jeść wszystko, na co jest ochota, a wieczorkiem zrzuci się... 1800 kalorii i jeszcze przyjemność będzie... Ale gdzie znaleźć takiego długodystansowca? Dlaczego młode dziewczyny są szczupłe i nie muszą stosować żadnych diet, aby utrzymać linię? Z kolei kobiety zamężne obrastają w tłuszczyk, szczególnie na brzuszku i udach? Mężczyźni twierdzą, że ich żony przestają dbać o siebie, bo osiągnęły już co chciały, to znaczy wyszły za mąż. Phi, też mi coś! Powód jest zupełnie inny. Kobieta niezamężna wraca do domu, sprawdza, co leży w lodówce, i idzie do łóżka. Mężatka wraca do domu, patrzy, co leży w łóżku, i idzie do lodówki. Mówiła mi Marysia, moja starsza siostra, że rzeczywiście przy seksowaniu można schudnąć kilkaset kalorii, ale jej nie uda się zrzucić nadwagi przy swoim małżonku. Kiedyś zresztą mu to wypomniała: – Jesteś kiepskim kochankiem! A on na to wielce oburzony: – Skąd możesz o tym wiedzieć?! Po piętnastu sekundach?! ZOSIA WITKOWSKA
Podobne dokumenty
Naczelny architekt Warszawy Michał Borowski złamał
Spieraliśmy się o socjalne punkty programu PPP. Kiedy powieAle ty, Danielu, już tego nie doczekasz. Niestety, nie będziałem mu, że dobrobyt trzeba najpierw wypracować w po- dzie Ciebie także późnie...
Bardziej szczegółowo