nr 2(29) - III

Transkrypt

nr 2(29) - III
Świadkowie najnowszej historii /9/
Oficer 1. Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka mieszkał w Lubawce!
Porucznik BOLESŁAW RZĄDKOWSKI –Ŝyciorys
„Urodziłem się !7 sierpnia 1916 r. w Hrubieszowie, woj. Lubelskie.
Jestem synem ślusarza. W latach 1923-1928 uczęszczałem do
Szkoły Powszechnej w Hrubieszowie i po ukończeniu 5 oddziałów
zdałem egzamin do Państwowego Gimnazjum Humanistycznego im.
Stanisława Staszica w Hrubieszowie. Po ośmiu latach nauki, tj.
w roku 1936 uzyskałem świadectwo dojrzałości. Po ukończeniu
gimnazjum wstąpiłem do Szkoły PodchorąŜych Kawalerii
w Grudziądzu, gdzie przebywałem do 1939 r. Po ukończeniu szkoły
jako podchorąŜy otrzymałem przydział do 24. Pułku Ułanów
wchodzącego w skład 10. Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej. Brałem udział w kampanii
wrześniowej w ramach tejŜe brygady i dnia 20 września [1939 r.] na rozkaz dowództwa
przekroczyłem z całością brygady granicę węgierską, gdzie zostaliśmy rozbrojeni
i umieszczeni w obozach dla internowanych, najpierw w twierdzy Komarno, a później
w miejscowości Parkany. Węgry opuściłem 24 grudnia 1939 r. i dostałem się w ciągu kilku
dni do Francji, gdzie wstąpiłem do organizującej się Armii Polskiej pod dowództwem
gen. Sikorskiego. Po kilkutygodniowym pobycie w obozie Coëtguidan dostałem przydział do
odtworzonej 10. Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej i w ramach tej brygady w czerwcu 1940
r. wziąłem udział w walce z Niemcami. W bitwie pod Montbard byłem ranny. Po klęsce
Francji pozostawałem przez miesiąc w okupowanym przez Niemców ParyŜu, skąd
przedostałem się do nieokupowanej Francji południowej.
Po zdemobilizowaniu mnie przez władze francuskie, zostałem skierowany do obozu
pracy pod Marsylią, gdzie przebywałem do końca grudnia 1940 r. Z początkiem stycznia
1941 r. przedostałem się do Algieru, a stamtąd do Casablanki w Maroku francuskim. Jak
poprzednio, współpracujące z Niemcami władze francuskie umieściły mnie w obozie pracy
w miejscowości Kasbah-Tadla, 200 km w głąb Afryki. W obozie pracy przebywałem do
września 1941r., skąd wyjechałem do Gibraltaru, a stamtąd załadowany na polski
kontrtorpedowiec przypłynąłem do Wielkiej Brytanii w dniu 10 października 1941 r. Tam
zostałem ponownie przydzielony do 10. Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej, która po
kilkuletnim przeszkoleniu przekształciła się w 1. Dywizję Pancerną. W ramach tejŜe dywizji
w roku 1944 brałem udział w inwazji kontynentu [operacja Overlord], w walkach w
Normandii, poprzez całą Francję i Belgię.
Strona 1 z 6
Po powrocie do Wielkiej Brytanii
pozostawałem w wojsku aŜ do września
1945 r. Po otrzymaniu zwolnienia z wojska
od września 1945 r. do lipca 1947 r.
przebywałem na studiach w Instytucie
Sztuki i Technologii, który ukończyłem
z wynikiem pomyślnym.
Bezpośrednio
po
ukończeniu
studiów zgłosiłem się na powrót do kraju,
uwaŜając za swój obowiązek wzięcie
udziału w odbudowie zrujnowanej przez
hitlerowskich najeźdźców Ojczyzny. Po prawie dwumiesięcznym pobycie w obozach
repatriacyjnych opuściłem Szkocję dnia 1 września 1947 r., przypływając statkiem 5 września
1947 r. do Gdańska.
Przy rodzinie pozostawałem do końca listopada 1947 r., skąd wyjechałem na Ziemie
Odzyskane i zostałem zatrudniony z dniem 1 grudnia 1947 r. w Państwowych Zakładach
Przemysłu Lniarskiego w Lubawce na Dolnym Śląsku. W zakładach tych pracowałem
w charakterze kierownika produkcji przędzalni, inspektora kontroli technicznej oraz
komisarza oszczędnościowego do dnia 31 lipca 1950 r., skąd zostałem zwolniony na własną
prośbę!!
UWAGA! Oryginał Ŝyciorysu udostępnił Redakcji w 2003 r.
Tomasz Mankiewicz z klasy IVf LO.
Nauczyciel komendantem posterunku MO w Czarnym Borze.
Strona 2 z 6
MECZYSŁAW CHOLEWA (1913-1977) ukończył w 1933 r. Seminarium Nauczycielskie
w Starym Sączu. Do wybuchu II wojny światowej pracował jako nauczyciel na ziemi
sądeckiej. Działacz ruchu ludowego.
W czasie okupacji hitlerowskiej plutonowy podchorąŜy Mieczysław Cholewa od
stycznia 1944 r. dowodził grupa bojową Batalionów Chłopskich o kryptonimie „Juhas”,
działającą w ramach Armii Krajowej. UŜywał pseudonimu „Obłaz”. Oddział liczył 30-40
Ŝołnierzy i operował na trenie Łącka, Starego Sącza, Gorc, Beskidu Wyspowego, Beskidu
Sądeckiego i na pograniczu ze Słowacją. Czynne wystąpienia przeciwko okupantowi
przypadają na okres od kwietnia 1943 r. do stycznia 1945 r. Oddział „Juhasa” złoŜył broń 27
stycznia 1945 r. w Komendzie Powiatowej MO w Nowym Sączu.
Oto wybrane akcje partyzantów „Obłaza” : maj 1944-akcja koło stacji kolejowej
w Starym Sączu, rozbrojono niemieckiego straŜnika, zdobyto broń i mundur; czerwiec 1944akcja w Podegrodziu, rozbrojono 3 Niemców nadzorujących Polaków przy kopaniu okopów,
zdobyto broń i mundury; sierpień 1944-akcja w Podegrodziu, 2 Niemców zabito i 2
rozbrojono; październik 1944-akcja w Mostkach kolo Starego Sącza, zniszczono zlewnię
mleka i dokumentacje kontyngentową; październik 1944-akcja na magistrat w Starym Sączu,
zajęto budynek i biura, dokumenty zabrano i zniszczono; listopad 1944- w Starym Sączu
rozpędzono kontyngentowe bydło i trzodę chlewną; grudzień 1944-akcja w Stadłach,
rozbrojenie 2 Niemców i likwidacja magazynu Ŝywności; styczeń 1945-atak we wsi
Owieczka kolo Limanowej na wycofujący się patrol Wehrmachtu, rozbrojono 2 Ŝołnierzy,
zdobyto mundury i 2 konie wierzchowe.
Mieczysław Cholewa wyjechał w maju 1945 r. w ramach nowosądeckiej grupy
operacyjnej do powiatu kamiennogórskiego i objął funkcję zastępcy komendanta MO
w Czarnym Borze.
W 1946 r. powrócił do Sądecczyzny i poświęcił się pracy zawodowej w Nadleśnictwie
w Łącku, a następnie w Nowym Sączu, oraz pracy kulturalno-oświatowej w zespołach
ludowych. Był działaczem ludowym, miłośnikiem folkloru góralskiego, gawędziarzem
i pisarzem. Zmarł w 1977 r. Ta barwna i popularna postać Sądecczyzny spoczywa na
cmentarzu w Nowym Sączu.
Źródło: Jerzy Kotarski, Strzelcy podhalańscy, Nowy Sącz - Sopot 2005,napis pow., wyd. II,
s.503-504.
Chełmsko Śląskie w 1945 roku /2/
Pionierski czas tworzenia Ŝycia polskiego
Polskie gestapo!
,,Inny przykład. Jak wspominałem istniał jeszcze ciągle były niemiecki burmistrz
i cała niemiecka obsada magistratu. Pewnej niedzieli urządzali sobie, korzystając
z posiadanych kluczy, posiedzenie niemieckiej Rady Miejskiej bez uzgodnienia tego
z polskim burmistrzem. Narada Niemców trwała, gdy doszła do nas wiadomość o tym.
Reakcja nasza była natychmiastowa. Tadeusz Pudło, polski burmistrz, dał polecenie milicji
i nam zrobienie porządku. Gdyśmy niespodziewanie wpadli na salę obrad i porozdzielali
wszystkich, przeprowadzając na miejscu przesłuchanie o czym rozmawiali, popłoch padł na
całą okolicę i – mimo Ŝe nikt nie został przetrzymany dłuŜej - nigdy juŜ Niemcy nie zrobili
nam takiego kawału. Do humoresek naleŜało, Ŝe delegacjom niemieckim przychodzącym do
polskiego burmistrza z prośbą o wybaczenie, Tadeusz Pudło wskazywał na mnie i porównując
mnie do niemieckiego gestapo, tłumaczył im, Ŝe ,,on się mnie teŜ boi’’. To ich przekonywało.
Strona 3 z 6
Te chwyty psychologiczne przekonywały Niemców do naszej sprawiedliwości
i porządku, i były dla utrzymania posłuchu tak niewielkimi siłami korzystne.
Tak mijał czerwiec, lipiec 1945 roku. Doszły dalsze posiłki, przyjechali następni
Polacy: Zenon Krzanowski, Adam Michalewski – straŜak…
Przyjazdy i wyjazdy
Wreszcie przyszedł ciepły, wspaniały sierpień i Ŝniwa. Zaczęły przychodzić pierwsze
transporty Polaków zza Buga. Ci byli wysiedlani do gospodarstw niemieckich i na swoich
polach wbijali chorągiewki z barwami polskimi. Tak oznaczone zboŜe nie mogło być koszone
na potrzeby Armii Czerwonej. No cóŜ, ale chorągiewki ginęły i ekipy Ŝniwiarskie
czerwonoarmistów przeprowadzały Ŝniwa! A więc znowu awantury, wyjaśnienia itp.,. itd. Jak
na ,,Dzikim Zachodzie’’!
We wrześniu zaczęły się pierwsze wysiedlenia Niemców. Na razie ochotniczo
wyjeŜdŜali do radzieckiej strefy okupacyjnej [Niemiec]. Jedni chcieli jechać, inni nie – jak to
sprawy ludzkie. Tymczasem polskie panowanie ugruntowywało się coraz bardziej i ci co
liczyli tylko na przejściowy okres pobytu Polaków, dochodzili do przekonania o jego
trwałości i… chcieli jechać. Podstawiono więc wozy na które ładowali swój dobytek i byli
dowoŜeni do linii kolejowej, a tam juŜ czekały pociągi dla wysiedleńców. JakŜe spokojnie
i po ludzku przebiegały te akcje, gdy się je porówna z wysiedleniami Polaków
z Poznańskiego czy Pomorza.
Naturalnie, kłopotów z tym było co niemiara – teŜ sprawy ludzkie. Zdarzało się, Ŝe
gdy wysiedleni dojechali do Jeleniej Góry, to zaraz wracali na… cięŜarówkach Czerwonej
Armii, z komentarzem czerwonoarmiejców, Ŝe oni ich odwieźli z powrotem, bo oni… płaczą!
A więc za jakiś czas znowu cała operacja musiała być powtórzona.
Sprawy wysiedlania i zasiedlania gospodarstw rolnych w rejonie Szymrychu nabrały
rozmachu dopiero późną jesienią 1945 i wiosną 1946 roku.
Po węgiel do Wałbrzucha
Fabryki pracowały, ale by być czynnymi potrzebowały węgla. W tym czasie centrum
węglowe było w Wałbrzychu. Tam teŜ zostałem wysłany by załatwić dostawę węgla do
fabryk. Miasto Waldenberg – Wałbrzych nie było zniszczone, a sąsiednie uzdrowiska nawet
w miarę czynne. Sam Wałbrzych, nazywany przez nas Wałbrzuch, był miastem, gdzie
koncentrowali się śydzi. Skąd tam się brali? Najwięcej z Czechosłowacji, ale przyjeŜdŜali teŜ
z centralnej Polski, gdy wracali z Rosji. Jednym słowem, Wałbrzuch był najbardziej
zaŜydzonym miastem na Dolnym Śląsku.
Byłem tam, pozałatwiałem dostawy węgla. Administracja ciągle była niemiecka
i moja znajomość języka niemieckiego bardzo mi pomagała, ale Ŝycie polskie powoli
zaczynało torować sobie drogę.
Wódka najlepszą walutą
Inne wspomnienie. W tym okresie nie było praktycznie pieniędzy. Marek nikt nie
chciał przyjmować, złotych jeszcze nie było, a więc kwitł handel wymienny za… wódkę. Za
nią moŜna było dostać od Rosjan broń i benzynę, a o nią było najtrudniej, a więc problem był
jeden – skąd brać wódkę? RóŜne były rozwiązania, a gdy je dzisiaj wspominam, to są prawie
farsą.
A więc w Kamieniogórze była fabryka likierów. Czynna. Kierował nią juŜ Polak. Do
produkcji likierów potrzebny był cukier. Obowiązywała niepisana reguła: dasz cukier,
dostaniesz wódkę czy likier, a potem łańcuszek wymiany handlowej biegł normalnie, czyli
alkohol za towar i odwrotnie. A więc gdy w czasie rewizji stwierdzono nadmierne zapasy
cukru, to podlegał on konfiskacie i wędrował do… fabryki likierów.
Strona 4 z 6
Niemcy pędzili bimber na… posterunku MO w Lubawce!
Inny sposób, to samogon. To była juŜ zupełna komedia! W Liebau – Lubawce odległej
o 7 km od Szymrychu był silny posterunek MO. Milicjantami byli tam chłopcy z Łącka
i Sącza, dawni partyzanci. Naturalnie mieli tez u siebie Niemców- więźniów za jakieś tam
przewinienia. Wpadli więc na pomysł by zmontować… bimbrownię, i tak zrobili, a więźniów
przyuczyli jak to się robi. I tak w piwnicy posterunku MO więźniowie - Niemcy pędzili
samogon i czasem tylko byli trzeźwi… podobno, ale ja tego nigdy nie widziałem, gdy
wpadałem do Liebau do gościnnego budynku MO… na wódkę. Między sobą Polacy
opowiadali, Ŝe jak przyszedł czas ich zwolnienia, to nie chcieli odejść z…aresztu, bo mieli
tam dobrze i tak im ten samogon zasmakował!
Benzyna z „tygrysów”
Benzyna. A więc benzyna za wódkę albo… Na samej granicy polsko – czeskiej
w głębokim lesie odnaleźliśmy trzy „tygrysy” [niemieckie czołgi]. Były całe i - co
najwaŜniejsze - miały baki pełne benzyny. Z duszą na ramieniu ze względu na pułapki
minowe wybieraliśmy się tam by pompować z nich benzynę i smary. Pomagał nam w tym
dzielnie Starnicki - Polak? Niemiec?, który miał w Szymrychu warsztat samochodowo motocyklowy. W ten sposób mieliśmy benzynę, a to było kluczem do transportu, bo
motocykli było wbród, tylko benzyny ani na lekarstwo.
Leśny raj
Lasy. Lasy otaczające Szymrych były wspaniałe. Przez nie prowadziła do Friedlandu
[Mieroszowa] „Górska droga im. Adolfa Hitlera”. Tak się nazywała na niemieckich mapach.
Innych przecieŜ nie mieliśmy. W lasach było duŜo zwierzyny płowej, a w potoczkach pstrągi.
To juŜ nie mogło nas nic powstrzymać, polowania i wędkowanie kwitło, byliśmy pod tym
względem tęgimi „ kłusownikami”.
Ale te „pełne zwierza bory” i ryb strumienie jakŜe nam przypominały nasze lasy
i potoki Podkarpacia, tylko nie były zniszczone jak nasze.” (cdn.)
Źródło: Jerzy Kotlarski, W słuŜbie klasyfikacji statku. Pamiętnik Ŝycia, Sopot 1997, mpis
pow. , s. 70-73.
Z kroniki parafialnej Krzeszowa /10/
1946
12.05. Niedziela. W naszych mszach bierze udział bardzo mało ludzi, poniewaŜ nasi wierni są
wypędzani. Dla katolickich Polaków nawet niedziela nie jest dniem świętym. Wszystkie msze
prawie bez wiernych. Na sumie tylko kilka osób. Na godzinę 11 idę do rodziny Werner,
gdzie mieszkała moja matka po przyjeździe z twierdzy Wrocław. Przeniosłem ją do panny
Richter, do księgarni. O godzinie 13 udaję się z bratem Ginterem do obozu zbiórki w celu
zarejestrowania. Brat Ginter pomaga mi z bagaŜami. Czekanie bez końca.
Około godziny 15 słyszymy, Ŝe takŜe konwent ma się wynieść. Idę przez ogród do klasztoru
i dowiaduję się, Ŝe Niemcy z klasztoru muszą się wynieść. Współbracia szykowali się do
nieszporów. Zostają tylko w klasztorze: Mikołaj jako południowy Tyrolczyk, Bruno jako
Czech i trzej bracia jako Austriacy. Stwierdzam, Ŝe w ten sposób klasztor uzyskał opiekę,
poniewaŜ Polacy obrabowaliby go. Do obozu przyszedł do nas ojciec Piotr z Tyńca, który
chciał nas uratować przez swoje wstawiennictwo. Niestety nic nie osiągnął, lecz dla nas był to
Strona 5 z 6
wzór chrześcijańskiej miłości, której nam tak bardzo brakowało. Chwała Boga ucichła przez
terror nazistów, ale teŜ przez zarządzanie jakiegoś polskiego starosty z Kamiennej Góry.
Wczesnym wieczorem podąŜa kondukt ludzi do obozu w Kamiennej Górze. Nasze bagaŜe
jadą na wozie ze względu na to, iŜ nie mamy sił ich nieść. Mieszkańcy Kamiennej Góry
dowiadują się, Ŝe katoliccy Polacy wyganiają benedyktynów. Biskup sufragan udzielił
bierzmowania w obozie. Jest przeraŜony naszym wyglądem.
13.05. Noc spędziliśmy na bagaŜach. Rankiem ojciec Aleksander odprawił mszę z wiernymi.
Potem zaczyna się straszna kontrola, podczas której wiele rzeczy jest rabowanych nawet
naszym braciom. Ja trafiłem na wyrozumiałego Polaka, tak Ŝe z matką niczego nie
straciliśmy.
Ojciec Rabanus przybywa z Krzeszowianami, którzy nie zostali wypędzeni do naszego
obozu. Wsiadamy do towarowego wagonu, który zawiezie nas w nieznanym kierunku.
Podczas dłuŜszego postoju na stacji towarowej przechodzę obok wagonów i pocieszam
wszystkich. Śpiewamy pieśni maryjne. Jawor, Legnica, Miłkowice-tam dłuŜszy postój.
O godzinie 12 jesteśmy w Węglińcu, gdzie spotykamy siostry szkolne z Wałbrzycha.
Pociąg, którym jechały został obrabowany przez polskich szabrowników. Po odwszawieniu
nastąpiło zaprowiantowanie i opatrzenie przez niemieckiego lekarza. Msze święte poŜegnalne
zostały zabronione przez Polaków. Około godziny 18 idziemy przez zgorzelecką Nysę, do
której wrzucone zostają nasze białe opaski. Widzę duŜo wieŜ mojego rodzinnego miasta.
Kiedy tutaj znów będę?
Jedziemy przez miasto Hoyerswerda. Bardzo zimne noce. W Wittenberdze jest ciepły napój
i suchy chleb o ile starczy dla wszystkich. Naszemu kierownikowi transportu udało się
zdobyć aparat fotograficzny i robi zdjęcie naszego konwentu przed wagonem. Niestety, nie
wszystkim, poniewaŜ jesteśmy rozdzieleni na trzy wagony.
14.05. Podczas naszej podróŜy widzimy kwitnące pola, wcześniej tylko puste pola i ruiny.
Jaka zniszczona ojczyzna!
15.05. Robimy postój w Magdeburgu. Jak strasznie zostało to miasto zniszczone podczas
wojny! Jest dla nas pierwsza ciepła strawa. Dwójka cięŜko chorych dzieci została zabrana do
szpitala. Wieczorem Helmstedt - brytyjska strefa! Wolność!
16.05. W obozie Alversdorf najpierw rejestracja przez Brytyjczyków. Odwszawianie,
jedzenie i niestety rozdzielenie!! 40 samochodów jedzie do Ottendorf, a 12 wagonów w góry
Harz. PoniewaŜ my zostaliśmy rozdzieleni na 3 samochody, proszę oficera brytyjskiego,
abyśmy my z klasztoru mogli jechać razem. Przydzielono nas do grupy jadącej w góry Harz.
Tak dotarliśmy do obozu w Vienenburg. Jazda autobusem na obrzeŜach gór Harz. Z obozu
udaję się do domu parafialnego i tam jestem przez dziekana bardzo serdecznie przyjęty. On
zna Krzeszów, poniewaŜ jest bratem działającym w Sudetach. Ojciec Aleksander i Rabanus
tez przybywają do domu parafialnego. Dziekan Braun znalazł zakwaterowanie u rodzin.
Mogę mieszkać w domu parafialnym. W dawnej szkole zrobiono jadalnię i jeszcze miejsce do
spania. Stary dziekan sam niesie dla nas materace do spania. Pomagamy mu oczywiście.
Nasze jedzenie jest przynoszone z obozu. O godzinie 19 odprawiamy w kościele mszę oraz
naboŜeństwo majowe. (koniec)
Dr Ambrosius Rose O.S.B.
Tłum. N.N.
Redaktor Naczelny: Jan Lubieniecki
Skład Komputerowy: Angelika Jancik; Kamil Niedziałkowski
Strona 6 z 6

Podobne dokumenty