Mają kładkę, ale nie mają do niej dojścia
Transkrypt
Mają kładkę, ale nie mają do niej dojścia
Mają kładkę, ale nie mają do niej dojścia KONTROWERSJE. Mieszkańcy wschodniej części Mogilan wybierają się w niedzielę na wiec. Staną na "zakopiance", by głośno mówić, że zostali zapomniani przez gminę. "Protestować nie spoczniemy, bo po kładce chodzić chcemy", "Problem nasz na pewno minie, gdy zmienimy władze w gminie", "My po kładce chodzić chcemy, lecz dojść do niej nie możemy" - transparenty z takimi napisami przygotowuje m.in. Józefa Górnisiewicz, mieszkanka Mogilan. - To na niedzielny wiec. Staniemy na "zakopiance", bo innego wyjścia już nie mamy. Wszyscy o nas zapomnieli. Dla gminy ważniejsza była budowa sali wystawienniczej niż bezpieczeństwo mieszkańców - żali się pani Józefa. Sklep i urząd po drugiej stronie Mieszkańcy wschodniej części Mogilan zostali odcięci od centrum miejscowości. By dotrzeć do ośrodka zdrowia, kościoła, Urzędu Gminy, a nawet sklepu muszą pokonać kładkę. Problem w tym, że nikt nie pomyślał o tym, by wybudować do niej dojście. - Droga gminna się kończy i zaczynają się trawy i chwasty. To chodzimy dziką ścieżką przez prywatne posesje. Tylko, co będzie, jak w końcu ktoś zagrodzi przejście? - pyta Robert Budek. Józefa Górnisiewicz dodaje, że najgorzej jak pada deszcz. Wtedy ludzie toną w błocie. - A jak jest śnieg, to odśnieżamy sami te pola - dodaje mieszkanka Mogilan. Przyznaje, że do najbliższego przejścia dla pieszych mają prawie 6 km, ale i tak muszą do niego dojść poboczem ruchliwej "zakopianki". Mieszkańcy przypominają, że o bezpieczne przejście do centrum Mogilan walczą już od ponad 14 lat. W 1995 roku na "zakopiance" zginął mąż pani Józefy. - Miał 36 lat. Rok po jego śmierci zorganizowaliśmy pierwszy protest - przypomina. Wincenty Szczurek podkreśla, że ponad 10 lat temu zginął również jego teść. - Tych wypadków było więcej. A nadal nikt o nas nie pamięta - mówi. - I tak od lat chodzimy od Annasza do Kajfasza - dodaje Józefa Górnisiewicz. Ludzie, którzy mają domy przy ul. Zagórskiej i Myślenickiej, nie mają wątpliwości, że na ignorowaniu ich postulatów przez różne instytucje najbardziej cierpią dzieci. - To dla nich jest niebezpiecznie. Kierowcy wrócą się do Gaja na skrzyżowanie i jakoś dojadą do centrum, ale dzieci muszą iść do kładki po cudzych polach i to w różnych warunkach. Ile już butów na tym błocie zniszczyliśmy - macha ręką pani Józefa. Pisma piszą i mieszkańcy, i urzędnicy Ludzie twierdząc, iż nie mogą już liczyć na pomoc władz gminy postanowili szukać ratunku w Rzecznika Praw Obywatelskich. W piśmie, które otrzymali w czerwcu tego roku czytamy, że dojście do kładki jest możliwe "jedynie poprzez wydłużenie drogi gminnej, która przejmie funkcję drogi serwisowej". - Już w 2009 roku dostałam pismo z gminy, że chce wykupić około ara mojej działki. Zgodziłam się, ale wtedy rozmowy już się skończyły. Gmina nas zostawiła - mówi Józefa Górnisiewicz. Tymczasem władze gminy nie zgadzają się ze stanowiskiem Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. W skierowanym do niego piśmie wicewójt Aneta Nędza napisała m.in. "Wzywam Państwa Biuro do należytego rozpoznawania zgłaszanych Państwu przez obywateli problemów i nie wysuwania pochopnych wniosków mających na celu jedynie szybkie i sprawne zakończenie kolejnej państwa sprawy". "Co gmina jest winna, że GDDKiA wybudowała zakopiankę?" Zbigniew Klimończyk, kierownik Referatu Inwestycji i Gospodarki Komunalnej Urzędu Gminy w Mogilanach, nie rozumie dlaczego mieszkańcy żalą się na władze gminy i o co mają do nich pretensje. - Od momentu powstania "zakopianki", w rejonie ulicy Zagórskiej, nie został rozwiązany problem ruchu pieszego. Od kilku lat interweniujemy w tej sprawie w Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Jednak nie zostało wybudowane przejście dla pieszych w okolicy firmy DAF, ale w ubiegłym roku powstała kładka - mówi kier. Klimończyk. Przyznaje, że mieszkańcy dwóch ulic nie mają połączenia drogą publiczną z tą kładką. - Wysyłamy pisma nie tylko GDDKiA, ale też do Ministerstwa Infrastruktury i parlamentarzystów - mówi Zbigniew Klimończyk. Podkreśla, że GDDKiA zaproponowała, by gmina wykupiła grunty od prywatnych właścicieli. Zarządca drogi zadeklarował też wstępnie pomoc finansową w budowie dojścia do kładki. - Jednak nie mamy żadnej konkretnej oferty, więc czekamy. Nie rozumiem też dlaczego to gmina ma wykupywać działki, ale dla dobra ogółu możemy to oczywiście wziąć pod uwagę - zaznacza kier. Klimończyk. Na pytanie "Dziennika Polskiego" czy - w sytuacji, gdy gmina otrzyma z GDDKiA określoną propozycję - rozpocznie działania, odpowiada: "Decyzję będzie musiała podjąć Rada Gminy, bo budowa dojścia będzie się wiązała z wydatkami". Jego zdaniem GDDKiA nie chce przyznać, że brak przejścia dla pieszych, to jej błąd. - Co gmina jest winna, że GDDKiA wybudowała "zakopiankę" - pyta Zbigniew Klimończyk. Tymczasem Jacek Gryga, dyr. krakowskiego oddziału GDDKiA, podkreśla, że propozycja ze strony tej instytucji pojawiła się kiedy realizowana była inwestycja na "zakopiance". Przypomina, że sprawa skomunikowania 2 części miejscowości nie wynikła teraz. - Już kilka lat temu, kiedy tworzone były Plany Zagospodarowania Przestrzennego pojawił się zapis, że obszary po przeciwnych stronach mają zostać skomunikowane za pośrednictwem kładki. I my zapewniliśmy przejście przez "zakopiankę". Natomiast to, co jest na terenie obszaru należy już do gminy. Nasza propozycja była taka, by gmina zapewniła dostęp do terenu, a my wykonamy wtedy drogę łączącą dane miejsce z przejściem nad zakopianką - wyjaśnia dyr. Gryga. Podkreśla, że budowa przejścia w okolicy DAF-u nie wchodzi w grę ze względów bezpieczeństwa. Wysokie natężenie ruchu, które jest w tym terenie pozwala jedynie na wykonanie kładki. - Powstała ona w najbardziej optymalnym miejscu, tam gdzie ruch jest najbardziej uciążliwy - dodaje dyrektor. By "zakopianka" nie dzieliła Józefa Górnisiewicz, Robert Budek i Wincenty Szczurek przyznają, że ludzie mają już dość czekania, wysyłania pism, interwencji, z których nic nie wynika. - Dobrze, że teraz jest Stowarzyszenie Gminy Mogilany, dzięki któremu mamy większe możliwości działania. Nie boimy się wyjść na "zakopiankę" i protestować. Może jak się przykuję do trasy, to ktoś w końcu usłyszy nasze wołanie o pomoc - komentuje Robert Budek. Sylwester Szefer, szef stowarzyszenia, podkreśla, że wiec solidarności z mieszkańcami wschodniej części Mogilan potrwa pół godziny. - Mieszkańcy gminy Mogilany wobec sytuacji bezczynności wójta i lekceważenia przez niego opinii mieszkańców, a nawet Rzecznika Praw Obywatelskich, podejmują protest. Zapraszamy do tego solidarnościowego wiecu osoby, którym zależy na tym, aby "zakopianka" nas nie dzieliła. Domagamy się zapewnienia mieszkańcom bezpiecznych przejść i przejazdów przez "zakopiankę". Szczególnie domagamy się od władz gminy zbudowania drogi dojścia i dojazdu do kładki w Mogilanach oraz przejścia przez "zakopiankę" w Gaju przy skrzyżowaniu z ulicą Widokową i Zadziele - podkreśla Sylwester Szefer. Magdalena Uchto [email protected] Dziennik Polski, 28.08.2010 r. Mieszkańcy Mogilan (od lewej) Józefa Górnisiewicz, Robert Budek i Wincenty Szczurek pokazują gdzie kończy się droga gminna, a zaczynają chwasty i trawy. By dojść do kładki muszą iść dalej - do dzikiej ścieżki - prowadzącej przez prywatne posesje Fot. Magdalena Uchto