Muzyka z tamtego świata

Transkrypt

Muzyka z tamtego świata
Nr ?, 7-9 X 1983
Muzyka z tamtego świata
Koncert symfoniczny w wigilię Międzynarodowego Dnia Muzyki zanosił się zrazu na atrakcyjny i godny
tego święta, obchodzonego od kilku lat pod patronatem Rady Muzycznej UNESCO. Solistą miał być Piotr
Paleczny, należący niewątpliwie do europejskiej czołówki pianistów. Za dodatkową atrakcję można by
złośliwie uznać również zapowiedziane wykonanie Koncertu fortepianowego c-moll op. 11 Prokofiewa, jako
żywo nie znanego dotąd nikomu. Domyślać się możemy, że chodziło zapewne o Koncert c-mołl (ale opus 18),
co prawda też Sergiusza, tyle że Rachmaninowa. A może o Koncert op.11 (lecz e-moll) Chopina?
Tyle zagadek kryje się w potrzebnym i po raz pierwszy wydanym przez Białostocką Filharmonię
kwartalnym informatorze programowym.
Słuchając tego, co ostatecznie pozostało z planowanego programu, nasuwały się natrętne wątpliwości co do
sensowności wykonywania tej muzyki, kiedy odłogiem leżą cale połacie muzyki o najważniejszych walorach
artystycznych bądź tylko historycznych. Mylić się jest rzeczą ludzką, nie zbłądzę, jednak chyba, gdy surowo
osądzę wszystkie zaprezentowane (u nas po raz pierwszy) kompozycje: Benedykta Konowalskiego Uwerturę
koncertową i Brewerie oraz Miłosza Magina Muzykę umarłych i III Koncert fortepianowy.
Obie kompozycje Konowalskiego to typowe "kawałki" orkiestrowe, przerywniki-błyskotki odpowiednie na
przykład na festiwal kołobrzeski. Nadużywania efektów perkusyjnych, przejaskrawionej, kalejdoskopowej
instrumentacji, miałkości treści muzycznej nie da się wytłumaczyć założeniami gatunkowymi. Wystarczy
posłuchać jako odtrutki Sztucznych ogni Igora Strawińskiego. Też głośne i błyskotliwie zinstrumentowane, ale
jest to odblask szlachetnych kamieni a nie plastykowych bibelotów.
Nie wiem, ile jeszcze koncertów fortepianowych napisze mieszkający w Paryżu polski pianista i kompozytor
Miłosz Magin. Nie sądzę jednak, by rozstanie z ojczyzną wzmagało jego natchnienie. Jego III Koncert
fortepianowy w porównaniu z II Koncertem, wykonanym w Białymstoku przed dwoma laty, jest bardziej
zróżnicowany wewnętrznie i chyba jeszcze bardziej wirtuozowski i pełen nic nie znaczących frazesów.
Wirtuozeria III Koncertu to wirtuozeria bezdusznych wprawek i etiud, zdradzająca różne obce rodowody:
wyraźnie słyszymy tam echa finału Sonaty b-moll Chopina, a także Scherza z II Koncertu fortepianowego
Prokofiewa.
Muzyką umarłych wzbogacił Magin literaturę opisującą doznania człowieka w stanie śmierci klinicznej. O
ile jednak opisywane dotąd wrażenia wizualne i ponadzmysłowe były dość nęcące, to intymne zwierzenie
kompozytora o doznanych w następstwie wypadku samochodowego wrażeniach słuchowych raczej nie
zachęcało do ewentualnej podróży w zaświaty. Wierzę jednak, że Magin był dość daleko od punktu
krytycznego (świadczy o tym jego doskonalą forma pianistyczna), a zapisane piski i łomoty bębna odnosiły się
do aury dźwiękowej TEGO świata. W przeciwnym wypadku perspektywa ostateczna, dla muzyków i
melomanów - bynajmniej nie zachęcająca.
Z ogólną koncepcją hałaśliwości programu harmonizował także najstarszy utwór z wykonanych — Poemat
symfoniczny ”Grunwald" Jana Maklakiewicza ukończony w 1944 r. Słusznie powtórzono ten dokument lat
powojennych, kiedy kompozytorzy po okresie okupacji silnie odczuwali potrzebę akcentowania tematyki
narodowej. Zamiast dziełek Konowalskiego i Magina lepiej byłoby zaprezentować np. Symfonię warszawską
Bolesława Wojtowicza czy Uwerturę bałtycką Witolda Rudzińskiego. Poznalibyśmy kawałek historii muzyki
Polski Ludowej, a zarazem jeden z wielu nurtów estetycznych obecnych i znaczących w naszej kulturze, A tak
poza szumem w uszach i strachem przed muzyczną wizją zaświatów pozostało uczucie niesmaku.
STANISŁAW OLĘDZKI