Untitled - Diecezja Łowicka
Transkrypt
Untitled - Diecezja Łowicka
19 urodził się 10 października 1950 r. w Pleszewie. Tam ukończył liceum. Andrzej Dziuba nie od razu poszedł do Seminarium. Początkowo chciał bowiem studiować budowę okrętów w Gdańsku. Święcenia kapłańskie przyjął 21 czerwca 1975 r. w Gnieźnie. Następnie pracował w parafii pw. Świętej Trójcy w Łobżenicy – jako wikariusz i katecheta. W latach 1976-1979 odbył studia licencjacie i doktoranckie na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Przez następne dwa lata (1979 -1981) studiował w Rzymie i Perugii. Po powrocie do Polski przez 17 lat związany był z osobą Kard. Józefa Glempa – najpierw jako Jego kapelan i sekretarz, a następnie w latach 1984-1998 jako kierownik Sekretariatu Prymasa Polski. Od 1990 r. jest wykładowcą Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, a od 1997 r. także Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego (wówczas ATK). 22 maja przyjął sakrę biskupią i odbył ingres do Katedry w Łowiczu. Głównym konsekratorem był wówczas Prymas Polski kard. Józef Glemp. Jako zawołanie Biskupie przyjął słowa: „Soli Deo” – „Samemu Bogu”. Na łowickiej stolicy biskupiej 54-letni ks. Dziuba zastąpił 77-letniego biskupa Alojzego Orszulika- organizatora powstałej w 1992 r. diecezji. Ks. Bp Andrzej F. Dziuba jest autorem szeregu pozycji książkowych i ponad 1000 artykułów na temat katolickiej nauki społecznej, historii Kościoła i etyki. Jest profesorem zwyczajnym teologii. Ks. Bp Andrzej Dziuba lubi czytać literaturę latynoeuropejską, co także jest jego hobby. Biskup jest kapelanem konwentualnym „Ad honorem” Zakonu Maltańskiego, kapelanem Jego Świątobliwości oraz prałatem Jego Świątobliwości. Ponadto jest kawalerem Krzyża Zasługi ze Złotą Gwiazdą Zakonu Rycerskiego Grobu Bożego w Jerozolimie i Medalu Wacława Niżańskiego. Od 2009 roku jest honorowym obywatelem miasta Łowicza. 20 Dnia 7 listopada 2010 roku Jego Ekscelencja Ksiądz Biskup Andrzej Franciszek Dziuba, Ordynariusz Diecezji Łowickiej obchodził swoje 60 urodziny. Z tej okazji cała wspólnota seminaryjna wraz z czcigodnym Jubilatem uczestniczyła w porannej modlitwie- Jutrzni w Kaplicy seminaryjnej, prosząc Boga o błogosławieństwo i światło Ducha Świętego na dalsze lata życia i pasterzowania Kościołowi Łowickiemu. Fakt ten stał się okazją dla nas- alumnów – do przeprowadzenia wywiadu przez który chcemy przybliżyć sylwetkę Księdza Biskupa. Klerycy: Ekscelencjo, jakie osoby wywarły znaczący wpływ na Księdza Biskupa- patrząc z perspektywy dotychczasowego życia? Bp Andrzej F. Dziuba: Zawsze bardzo głę- boko mam w pamięci, i się z tego bardzo cieszę, moje więzy z rodzicami i z moim bratem. Myśmy zawsze tworzyli bardzo bliską sobie rodzinę. Może temu sprzyja fakt, że ja pochodzę ze wsi, gdzie rodzice mieli gospodarstwo, gdzie ta więź musiała się także wyrażać w pracy, w jakimś umiejętnym pomaganiu rodzicom, w jakiejś umiejętności odpowiedzenia rodzicom na ich oczekiwania, po prostu potrzebowali pomocy w pracy. Oczywiście było to zbudowane na fundamencie miłości rodziców do nas. Natomiast gdy idzie o stronę kościelną to bardzo mocno w mojej pamięci pozostał, i jestem Mu także bardzo wdzięczny, mój proboszcz ksiądz prałat Czesław Wojciechowski, więzień czasów stalinowskich. Jako kapłan został oskarżony i skazany przez sąd komunistyczny. Miał niezwykłą umiejętność gromadzenia młodych ludzi. Jego plebania była zawsze otwarta, myśmy mieli dostęp do wszystkiego. Zawsze był człowiekiem, który nigdy nie zachęcał nikogo do niczego, tylko sam pokazywał swoim życiem, co jest jego zdaniem wartościowe, za czym warto pójść. Ksiądz Prałat miał także w sobie dar przyciągania ludzi swoją prostotą i skromnością, swoim bezpośrednim odnoszeniem się do ludzi. Jeśli szliśmy do niego na śniadanie to było ciągle to samo - był chleb i miód i nic więcej, ale zjedzenie u niego chleba i miodu to była wielka przyjemność, to była wielka uczta. Był takim właśnie prostym jak ten chleb, a jednocześnie słodkim, wspaniałym, jak ten miód. Był bardzo słynnym w okolicy - to tak troszeczkę żartobliwie - lekarzem od nastawiania nóg i rąk, wybitnym fachowcem w tej dziedzinie. Był także przede wszystkim fachowcem od nastawiania sumień, nastawiania serc ludzi i to przede wszystkim czynił przez Matkę Bożą, bo tam jest Sanktuarium Matki Bożej. Sam był bardzo wielkim czcicielem Matki Bożej. Przeprowadził koronację Obrazu Matki Bożej, której dokonał Kard. Stefan Wyszyński, w której brałem udział. Myślę, że to były takie najważniejsze elementy osobowe: moja rodzina, oczywiście nie wspominam dziadka czy babci, ze strony mamy, bo ze strony taty to już nie żyli obydwoje. Potem Ksiądz Prałat, fantastyczny człowiek, taki bardzo wrażliwy, zdolny przede wszystkim pociągnąć nie tyle słowami, ale swoim autentycznym przykładem. Klerycy: Czy trudno jest posiadając godność biskupią utrzymywać stosunki rodzinne i koleżeńskie? Bp Andrzej F. Dziuba: W moim przypad- ku, myślę, że nie ma jakiejś radykalnej zmiany dlatego, że prawie całe życie kapłańskie mieszkałem bardzo daleko od domu, poza tym nigdy w życiu nie miałem samochodu. Stąd chcąc pojechać do rodziców, czy do brata to zawsze łączyło się z wielką wyprawą: trzeba było jechać pociągiem, autobusem jednym i drugim, czasami brat musiał wyjechać po mnie, a więc generalnie ja rzadko jeździłem do domu. 21 Teraz jako biskup też nie jeżdżę aż tak często, co prawda korzystam z tej życzliwości, że mogę pojechać razem z Panem Piotrem, kierowcą, ale generalnie staram się nawiedzić mamę raz na dwa miesiące, jest to najczęściej wyjazd rano, gdzie mogę pojechać do domu rodzinnego, by tam trochę pobyć. Pojechać na grób taty, potem zjeść obiad i troszeczkę posiedzieć po obiedzie, i najczęściej powrót do Łowicza. Zatem generalnie nie zmieniło się wiele, może jedna podstawowa różnica jest ta, że kiedyś, gdy jechałem do domu rodzinnego to zatrzymywałem się na kilka dni, teraz zasadniczo zawsze moje nawiedzenie mamy odbywa się w ciągu jednego dnia, bo tego samego dnia wracam do siebie, do Łowicza. Gdy idzie o dalszą rodzinę, generalnie jeżdżę, jeżeli mogę, jak to przyszło ludziom starszym, takim jak ja, na pogrzeby. Mama moja jest jedyną żyjącą ze starszego pokolenia ale na pogrzebach jednej, drugiej cioci byłem, czy kogoś z młodszego pokrewieństwa. Natomiast w momencie kiedy zostałem biskupem ożywiły się relacje z moją klasą maturalną, która z resztą ku mojemu zaskoczeniu, prawie w 100 procentach przyjechała na święcenia biskupie. Teraz staramy się spotykać przy okazji jakiś okrągłych rocznic naszego liceum. A w tym roku uroczyście obchodziliśmy 60 urodziny. Z tym że w mojej klasie jest taka zasada, że na spotkania przyjeżdżamy sami. Koledzy czy koleżanki nie przyjeżdżają z żonami czy mężami. Jesteśmy tylko sami, którzy tę klasę tworzyliśmy, bo my się rozumiemy, możemy operować skrótami myślowymi, czy różnymi zwrotami, które my tylko rozumiemy, znając się tyle lat. Zawsze takie spotkania są związane z Mszą Świętą, potem jakieś spotkanie przy stole i program artystyczny, który ktoś organizuje, czasem zwiedzanie jakiegoś muzeum, jakiś obiektów historycznych. Muszę przyznać, że są to bardzo miłe spotkania. Okazało się, że w wyniku tych spotkań klasy, wielu kolegów, czy koleżanek, którzy nigdy nie przyjeżdżali, teraz przyjeżdżają na nasze spotkania. Oczywiście my się tak zmieniamy, że czasami już 22 się nie poznajemy, także musimy się nawzajem pytać „jakie ty masz imię”? Dopiero potem jesteśmy wszyscy po imieniu. Człowiek sobie przypomina jak ten ktoś wyglądał naście lat czy dziesiąt lat temu. Generalnie jest na pewno coraz mniej czasu, żeby można było wyjeżdżać, ale na przykład kultywujemy spotkania, gdy chodzi o mój rok święceń. Klerycy: Wielu z nas kleryków miało okazję czytać na jednym z pastorałów Księdza Biskupa iż jest to dar kolegów kursowychjak koledzy kursowi sobie radzą z tym że mają na swoim kursie biskupa? Bp Andrzej F. Dziuba: Myślę, że oni sobie radzą dobrze, nie wiem jak ja sobie radzę (śmiech), ale myślę że nawzajem sobie radzimy w miarę dobrze. Mamy od dawna zasadę – ja się wyłamywałem niestety, bo mieszkałem poza diecezją – że zawsze wszyscy spotykamy się na imieninach i raz do roku było spotkanie naszego kursu. Spotkania te odbywały się „per turnum” u kolegów, u mnie też bywało. Zawsze w czasie takiego spotkania musiała być jakaś atrakcja. Kiedyś atrakcją było łowienie ryb, każdy dostał wędkę i łowiliśmy ryby, kiedyś pamiętam było latanie samolotem, innym razem pływanie statkiem, innym razem zawody strzelnicze. Ostatnio modliliśmy się wszyscy na 60 urodziny w parafiach, gdzie koledzy są proboszczami, poza tym oni starają się przyjechać do mnie w dniach imienin. Bardzo pięknym zwyczajem są, od kilkunastu lat co roku, wyjazdy całym kursem na wakacje, na dwa tygodnie. Jedziemy w jakieś skromne miejsce - aby udźwignąć koszty wyjazdu, bo oszczędzamy przez cały rok, każdy sobie kupuje świnkę i do świnki wkłada resztki pieniędzy, które mu zostały i w sumie potem jak rozbije okazuje się, że prawie bezboleśnie ma na wyjazd. Staramy się zawsze takie wakacje łączyć z pielgrzymowaniem do jakiegoś miejsca świętego, staramy się mieć rytm ascetyczny: codziennie konferencje, Mszę Świętą. Takie chwile wypoczynku, a z drugiej strony chwile już stateczności stosownej do wieku jaki niesiemy. Myślę, że my sobie, jako kurs, radzimy bardzo dobrze, nie ma jakichś, moim zdaniem, sytuacji, które by wskazywały, że z momentem powierzenia mi posługi biskupiej nasze relacje się zmieniły- może tylko tyle, że ja teraz zawsze przewodniczę Mszy Świętej (śmiech), ale kazania zawsze mówią koledzy. Mój rok jest bardzo wspaniały, choć każdy jest inny, każdy niesie różne swoje radości, trudy, ale staramy się jakoś tworzyć piękną grupę. Dwoje naszych kolegów już nie żyje. Każdy ma różną odpowiedzialność, ale myślę że wszyscy tam gdzie są, są zadowoleni i starają się służyć Kościołowi tak jak potrafią. Klerycy: Czy myślał Ksiądz Biskup - wyobrażał sobie- będąc w Seminarium, że po święceniach kapłańskich życie potoczy się właśnie tak: że będą dalsze studia teologiczne, posługa w Sekretariacie Prymasa Polski, czy wreszcie biskupstwo? Bp Andrzej F. Dziuba: Na pewno, gdyby ktoś będąc w Seminarium myślał o takiej drodze jaka mnie spotkała, to trzeba by się było zastanowić, czy słusznie zaczął formację seminaryjną. Przecież Seminarium przygotowuje do pracy w posłudze kapłańskiej i ja taką posługę rozpocząłem, pracując w parafii Łobżenica pod Piłą, na przeciwnym krańcu archidiecezji, a więc zostałem posłany na chyba najdalsze z możliwych miejsc od miejsca mojego urodzenia. Na pewno pracując tam, ucząc religii w 4 klasach: 3, 4, 5, 6, mając chyba 36 godzin na tydzień, nie myślałem o jakichś studiach specjalistycznych, o jakimś uniwersyteckim zgłębianiu teologii. Na pewno od początku bardzo mnie interesowały książki. Miałem nawet w ciągu tego roku kapłaństwa bibliotekę zdecydowanie większą, niż inni moi koledzy. Zresztą mój dziekan, u którego byłem wikariuszem zlecił mi zadanie, żebym na każdej konferencji dziekańskiej przedstawił księżom z dekanatu najważniejsze nowości teologiczne jakie się ukazywały. Więc ja starałem się o tych nowościach mówić, ale zawsze kiedy mówiłem o nich, to mając na względzie ówczesny kryzys, zawsze dodawałem: „ale tego już się nie da kupić”, bo były wówczas tak małe nakłady książek, że trzeba było mieć znajomości, aby gdzieś kupić. Natomiast swoistym znakiem, z jednej strony radosnym, a z drugiej strony odpowiedzialnym, było to, że skierowanie na studia otrzymałem w Dzień Dziecka. Pierwszego czerwca 1976 r. Kard. S. Wyszyński poprosił, żebym przybył do Gniezna i w czasie rozmowy mi obwieścił tę wiadomość, że pójdę na studia specjalistyczne na KUL, w zakresie teologii moralnej. To na pewno była zasługa mojego Księdza Rektora, późniejszego biskupa w Siedlcach, biskupa Jana Wiktora Nowaka, który był moralistą i on jak przypuszczam -zresztą później się do tego przyznawałzasugerował Księdzu Prymasowi S. Wyszyńskiemu, żebym ja poszedł na studia i to właśnie z zakresu teologii moralnej. Teologia moralna szła mi dość dobrze w Seminarium, mogę powiedzieć że jakoś sobie radziłem. Księdzu Kard. Wyszyńskiemu jestem bardzo wdzięczny za wiele rzeczy, które może trudno nazwać, ale takim szczegółem będzie to, że on ostatecznie skierował mnie na studia, to on osta- 23 tecznie skierował mnie do Rzymu po doktoracie, żeby jeszcze dalej się doskonalić. To on, kiedy powiedziałem mu będąc w Rzymie: Eminencjo ja chciałbym pisać artykuły, ale nie mam maszyny, mówi jutro idź do rektora, a on ci kupi. I faktycznie mam do dziś tę maszynę ze sobą, taką zwyczajną. To było ciekawe, że Kardynał od razu reagował i faktycznie napisałem na niej w Rzymie kilkadziesiąt artykułów. Potem oczywiście trudno było przewidywać, że po studiach tak się potoczy dalej droga, że wracając z Rzymu nie podejmę pracy na KUL-u, tylko przyjdę do Sekretariatu Prymasa Kard. J. Glempa. To już Opatrzność Boża kierowała, aż potem kazała mi przyjść do Łowicza, przez który setki razy przejeżdżałem, czy to z Kard. J. Glempem jeżdżąc do Gniezna, czy to pociągiem jadąc w moje strony rodzinne. Często z pociągu patrzyłem na Łowicz, czy z samochodu, którym jechałem na trasie Warszawsko- Poznańskiej. Miasto jako takie, a także tę ówczesną cząstkę Kościoła Warszawskiego, znałem, bo bywałem z księdzem Prymasem Glempem wielokrotnie na opłatkach kapłańskich i w parafiach. Trudno powiedzieć, że myślałem o tym, bo to byłoby chyba myślenie, które świadczyłoby, że człowiek planuje sobie wszystko sam, a to Pan Bóg ma najwięcej do powiedzenia i to Jemu czasami „udaje się coś powiedzieć” i to bardzo pięknego. Klerycy: Wspomniał Ekscelencja o postaci między innymi Kard. S. Wyszyńskiego który odegrał dużą rolę w Księdza Biskupa życiu. Odnosząc się do tej osoby czy wzorował się Ksiądz Biskup w dotychczasowej posłudze pasterskiej na jakimś autorytecie ?- choćby samo zawołanie biskupie Soli Deo które jest przecież takie samo jak u Prymasa Wyszyńskiego- czy to zbieg okoliczności czy też forma pewnej kontynuacji ? Bp Andrzej F. Dziuba: Na pewno inaczej wyglądało moje spojrzenie na autorytety w czasie kiedy pracowałem w Sekretariacie i kiedy zajmowałem się nauką, a inaczej w posłudze biskupiej. Moje zawołanie biskupie „Soli Deo”, jest zawołaniem dość szeroko występującym. Jest sporo biskupów w świecie- choćby biskup Władysław Blin w Witebsku na Białorusi- noszących zawołanie „Soli Deo”. Myślę, że w jakimś sensie jest to jakieś odbicie „Soli Deo” księdza Kard. S. Wyszyńskiego, który mi udzielał święceń prezbiteratu. Na pewno Prymas Wyszyński był i jest dla mnie wielkim autorytetem, tym bardziej, że próbowałem i próbuję czasami coś na jego temat napisać, a więc to mnie obliguje do tego, żeby trochę głębiej wniknąć w jego nauczanie, w jego życie. Trochę mogłem poznać wiele szczegółów jego życia i posługi poprzez pracę w Sekretariacie, gdzie trzeba było sięgać do czasów Kard. S. Wyszyńskiego, do różnego rodzaju jego dokumentów. Miałem tą okazję, że mogłem się zapoznać w jakimś stopniu z jego nie opublikowanymi dotąd „Zapiskami”. To powoduje że ksiądz Kard. S. Wyszyński jest dla mnie wielkim autorytetem, wielkim człowiekiem. Jak na ówczesne czasy Kościoła był mężem opatrznościowym. Chciałbym choćby troszeczkę mieć tych talentów, żeby tak jak on dobrze służyć Kościołowi. To trudno, to nie jest tak łatwo, żeby dorosnąć, a już o naśladowaniu nie ma mowy. Zresztą to byłby totalny błąd, gdyby próbować naśladować, ale warto choć trochę z tych cech Kardynała przejąć do postawy pasterskiej, ale trzeba z 24 drugiej strony pamiętać, że Prymas pracował w innych czasach. Jego wystąpienia musiały być inne, jego styl bycia mógł być inny, ale na pewno łączy nas ta sama posługa biskupia, ta sama odpowiedzialność za Kościół- jego oczywiście wielka, bo ogromne dwie archidiecezje, dwie wielkie metropolie, posługa Prymasa, posługa na rzecz Polonii i posługa jako Księcia Kościoła, jako Kardynała, wzmocniona jeszcze dodatkowo jego uwięzieniem trzyletnim. Więc myślę, że to jest dla mnie pewien powiedziałbym odnośnik personalny. Jednocześnie bym nie pomniejszył roli księdza Kard. J. Glempa, z którym tyle lat przyszło mi współpracować w tych trudnych czasach stanu wojennego i później. Mieszkając razem, pracując, mogłem dotykać wielu prawd Kościoła. Nie ulega wątpliwości, że Prymasa Glempa darzę wielką estymą. To było uczenie się Kościoła w pracy i osobistym doświadczeniu sekretarza Prymasa Polski i w codziennym kontakcie z samym Prymasem. Wyjątkowa szkoła umysłu, ducha, serca i wiary. Klerycy: Ekscelencjo, Sobór Watykański II w Konstytucji dogmatycznej o Kościele (Lumen Gentium) mówi że biskupi są ustanowieni przez Ducha Świętego aby kierowali Kościołem Bożym- co z perspektywy 6 lat kierowania Diecezją Łowicką uznaje Ekscelencja za udane, a z czego nie jest Ksiądz Biskup zadowolony? Bp Andrzej F. Dziuba: Kościół Łowicki - tak młody Kościół- powiedziałbym onieśmielony jest tym, że został utworzony na wielkiej historii tutejszej ziemi, wielkiej historii tutejszej wiary. Przecież to z tej wiary wyrosła Archikolegiata w Tumie i piękny kościół drewniany w Boguszycach, z tej wiary wyrósł monumentalny Kościół w Brochowie, czy nasza przepiękna Katedra Łowicka. Na fundamencie tej wiary wyrósł Kościół nowy, Kościół lokalnyKościół Łowicki. Myślę że Pierwszy Biskup Łowicki- Biskup Alojzy Orszulik, bardzo wiele dokonał w płaszczyźnie różnych dzieł zewnętrznych. Mnie przyszło kontynuować te dzieła zewnętrzne, które jak widać próbujemy podejmować. Myślę, z tych dzieł zewnętrznych, najbardziej się cieszę z rozbudowanego Domu Kapłana Seniora w Sochaczewie. To jest moim zdaniem wielka rzecz, którą dokonali wszyscy kapłani naszej diecezji. Mój wkład tam jest może najmniejszy, może tylko tyle, że gderałem mówiąc, żeby wywiązać się ze swoich zobowiązań na rzecz tego domu. Ostatecznie to księża wraz z wiernymi wznieśli tę cząstkę tego domu, który teraz tak cieszy wszystkich i który pozwala naszym kapłanom mieć nadzieję, że kiedy będą niesprawni będą mieli godne warunki życia, godne warunki przeżywania swoich radości, swojego owocowania często po trudnych latach pracy. To jest moim zdaniem przepiękne dzieło i za to jestem wdzięczny Bogu i ludziom. Na pewno bardzo ważnymi dziełami zewnętrznymi są wszystkie instytucje edukacyjne: szkoły i przedszkola katolickie. To jest uczenie Ewangelii nie bezpośrednio, tylko poprzez pewien klimat tych miejsc. Uczymy tam nie tylko samych uczniów, czy dzieci, ale także ich rodziców, którzy muszą doświadczyć atmosfery szkoły czy przedszkola katolickiego. To jak sądzę na nich oddziaływuje mniej czy bardziej. Sam fakt, że decydują się posłać dziecko do takiej szkoły, a nie do innej- to jest też jakiś pozytywny znak- z tego się bardzo cieszę i stąd jest moim marzeniem, żeby każde większe miasto w naszej diecezji miało przedszkole i szkołę katolicką. Wobec innych szkół publicznych niech stanie i nasza. Jeżeli okaże się, że mieszkańcy uznają, że potrzebują takiej szkoły, będziemy starali się pomóc właśnie z taką ofertą edukacyjną jaką daje szkoła katolicka. Na pewno pięknym dziełem, które mnie bardzo cieszy są szkolne i parafialne koła Caritas, ta otwartość na ludzi potrzebujących. Ważne są nasze instytucje Caritas w Sochaczewie, czy w Łowiczu, Warsztaty Terapii Zajęciowej w Urzeczu. Na pewno moglibyśmy jeszcze więcej zrobić, ale nie chcemy poprzez nasze inicjaty- 25 wy odbierać inicjatywy innym. Skoro inni podobne dzieła prowadzą i one się dobrze rozwijają, to czemu miałyby nie rozwijać się dalej. Bardzo ważnym jest –myślę o tej stronie zewnętrznej- realizowany w tej chwili razem z miastem projekt rewitalizacji Starówki, zwłaszcza Katedry, i stworzenia wokół Domu Biskupa centrum edukacyjnego, które by służyło promocji kultury, naszych dzieł sztuki i zbliżeniu w ofercie kulturowej Kościoła. Myślę, że to powinno wszystko razem stworzyć piękny znak religijno-kulturalny w centrum Łowicza, a pośrednio także w centrum całej naszej diecezji. Ale obok tych radości zewnętrznych jest troszeczkę problem z wieloma obiektami w naszej diecezji, które stoją puste. Był 26 taki czas gdy budowano specjalne obiekty jako salki katechetyczne. Od momentu kiedy religia wróciła do szkoły, bardzo często te obiekty stoją puste. Takim przykładem jest choćby wielki dom w Krośniewicach. Jest trudno, aby te obiekty jakoś ożyły, by próbować tam podjąć jakieś inicjatywy lokalne, czy to domy środowiskowe, czy domy dziennego pobytu, gdzie pensjonariusze przebywaliby na cały dzień i wieczorem wracali do domu. Mamy tych domów sporo. Mamy czasami także dwie plebanie: starą i nową. Po prostu troszeczkę żal jest we mnie, że niejednokrotnie nie ma takich zdeterminowanych prób wykorzystania tego, co mamy. Ja wiem że są środowiska małe. Zresztą u nas w diecezji często środowiska bardzo ubogie, bo bezrobocie, bo sprzedaż produktów rolnych bardzo tania. Ale myślę, że jeżeli byłaby większa determinacja, to może by się udało te domy jakoś wykorzystać bardziej i one by były też promocją Ewangelii, też ofertą wychodzącą do ludzi. Są takie miejsca, gdzie z pomocą urzędów gminnych, udało się stworzyć pewne centra i widzę, że one funkcjonują bardzo dobrze. Tu nie chodzi o to, że Kościół klerykalizuje, czy wchodzi w nie swoje- Kościół tylko otwiera swoje podwoje- mamy salę proszę bardzo zorganizujmy coś razem. To jest jeden z problemów, który z tych zewnętrznych rzeczy widać. Na pewno niejednokrotnie jest bardzo trudno księżom udźwignąć odpowiedzialność za zabytki, które podlegają rygorom konserwatorskim. Nie wystarczy wziąć pędzel i pomalować, trzeba odpowiednią farbą pomalować. To jest też często ból księży że mają piękne zabytki, piękne dzieła sztuki, które w ich konsystencji nadszarpnął czas, a które wymagają pilnego zabiegu konserwatorskiego, a tu nie ma pieniędzy. To jest też pewien problem, jak winien wyglądać styk Kościoła i odpowiedzialności kulturalnej Państwa, czy władz samorządowych, aby te piękne zabytki nie uległy zniszczeniu, żeby, skoro przetrwały niekiedy wiele wieków, mogły nadal służyć ogólnonarodowej kulturze i historii. Natomiast, gdy idzie o elementy duchowe, myślę że najważniejszym ogólnodiecezjalnym wydarzeniem był I Kongres Eucharystyczny naszej diecezji. Zwłaszcza, że on pięknie -jak sądzę- wybrzmiał w parafiach i w rejonach. Możemy dziękować Panu Bogu, że nas zgromadził, taką liczną rzeszę, na Rynku w Łowiczu i że nie odstraszyła nas ta straszna chmura, która wówczas się zbliżała nad Rynek, ale do nas nie doszła. Myślę, że to piękny znak naszej wiary. „Wytrwajcie w miłości Mojej”, hasło kongresowe jakby brzmi nam nadal. Z drugiej strony pytanie na ile trwamy, ile niedostaje w naszych sercach różnych braków i trudności. Wielką troską duchową dla mnie jest Seminarium, które mnie gościnnie przygarnęło, co prawda nie jako kleryka, ani nie jako moderatora, ale jako mieszkańca. Jest wielką moją troską, bo potrzeby diecezji są bardzo duże. Chcielibyśmy móc jeszcze lepiej sprostać tym wyzwaniom ewangelizacyjnym, ale do tego są potrzebne gorące serca i odpowiednio przygotowane umysły, a to jest proces który dokonuje się w Seminarium. Już teraz, co jakiś czas zaglądam w zdjęcia i wykaz alumnów i już coraz lepiej znam prawie wszystkich z poszczególnych lat. To jest moja wielka troska – Seminarium, żebyśmy mogli sprostać tym wyzwaniom duszpasterskim, bo jednak oczekiwania wiernych są bardzo duże. W niektórych parafiach, ze względu na specyfikę sytuacji, są dwa lub trzy kościoły i kapłan musi odprawiać cztery Msze Święte. Czasem także ze względu na małość świątyni, potrzeba kilku Mszy Świętych, a przecież nasze możliwości fizyczne są takie jakie są. Człowiek jest zdolny przez jakiś czas bardzo intensywnie pracować, a tak potrzebuje możliwości żeby jego praca mieściła się w normie jego psychicznej i fizycznej wytrzymałości. Dlatego potrzeba nam młodych kandydatów do kapłaństwa, a potem młodych posługujących w kapłaństwie. Ciągle młodych sercem, niezależnie od wieku, bo lata to nie jest kryterium młodości, czy starości, tylko duch, a duch myślę, że jest bardzo silny i wspaniały. Księża też dzielą ze mną tę troskę o alumnów, myślę że szczególnie moderatorzy, wszyscy, dzielimy tę troskę, wyrażamy ją w naszej modlitwie, w wyjazdach na parafię, w różnych dziełach, które podejmowane są na rzecz powołań. Przypomnę myśl o rekolekcjach powołaniowych. Także „Vitis” jest takim dziełem na rzecz powołań bardzo potrzebnym i bardzo ważnym. Można byłoby jeszcze wymieniać wiele radosnych i napawających troską problemów. Nie chcę wchodzić w problemy natury społecznej, bieda w wielu rejonach, ubóstwo, na tym tle szerzące się problemy patologiczne, dramaty rodzinne, rozpady małżeństw, dzieci bez perspektyw dalszego kształcenia się, są problemy zdrowotne. To są bardzo trudne problemy, wobec których nie można być obojętnym, a zwłaszcza nasi duszpasterze. Myślę, że te wskazane wydają się jakby najważniejsze z wielu ważnych. Klerycy: W świetle ostatnich wydarzeń w Polsce i całym Kościele powszechnymsprawa Krzyża, in vitro, związki homoseksualne- czy według Księdza Biskupa owe sytuacje doprowadzą w swych następstwach w XXI wieku do jeszcze większego zachwiania autorytetu Kościoła, czy też zaczną się liczyć wartości i cnoty dane nam od Boga? Bp Andrzej F. Dziuba: Każdy postęp tech- niczny stawia to dramatyczne pytanie, które także stawia odważnie antropologia i etyka chrześcijańska: czy wszystko co możliwe technicznie jest godziwe, a więc czy to, co jestem w stanie zrobić mam prawo czynić? Jednym z takich problemów jest metoda zapłodnienia pozaustrojowego zwana in vitro. Z drugiej strony to dramatyczne pytanie w kontekście homoseksualizmu: czy mam prawo oczekiwać od innych akceptacji ostentacyjnej i publicznej, a czasem wręcz prowokacyjnej, tego, co mnie samemu wydaje się inne w swej naturze i odniesieniach międzyludz- 27 kich? Bo tak najczęściej jest, że nie jest to rzeczywistością, która wpisywałaby się w całokształt relacji międzyludzkich. Wydaje się, że dzisiaj na kanwie rozchwianej wolności, zdaje się sugerować, że nie ma żadnego kryterium wartości obiektywnych. Wskazuje się, że tylko ja sam, pojęty wręcz egoistycznie, jestem ostateczną wartością i ostatecznym kryterium wszystkich wartości. Jakby nie chce się dostrzec tej odpowiedzialności, że przez życie ludzie idą w zbiorowości ludzkiej, a skoro w zbiorowości ludzkiej, to ja mam odpowiedzialność także za innych i nie mogę się kierować tylko własnym dobrem, zwłaszcza dobrem emocjonalnym, czy przyjemnościowym. Niestety dzisiaj świat to sugeruje jako najwyższy stopień dobra i to takiej przyjemności krótkotrwałej, zaspokajającej pragnienia, które są tylko pragnieniami chwilowymi. Dlatego też próbuje się pomniejszyć wrażliwość sumienia i zasugerować ludziom, że każde jakiekolwiek normy moralne, to jest ograniczenie wolności. Takim największym, który „ogranicza” wolność, jest Pan Bóg. Bo to On jakoby nam utrudnia życie, On stawia warunki i zasady życia. Z drugiej zaś strony podświadomie jednak według tych zasad chcemy żyć, bo nie chcemy żeby nas ktoś zabił, bo takie jest jego chwilowe upodobanie czy emocja, cenimy sobie życie. Zatem czy drugiego możemy zabić? My uważamy, że ktoś drugi w swojej wolności przekroczył granice wolności, a jednocześnie ja chcę przekraczać granice mojej wolności za cenę wolności drugiego. Człowiek jednak podświadomie ma zakodowane w sobie pewne podstawowe wartości, które w sposób bardzo schematyczny podaje Dekalog. To są te naturalne prawa wpisane w człowieka, które najprościej określamy: czyń to co chcesz żeby ci drugi czynił, albo nie czyń drugiemu tego, co chcesz żeby tobie nikt nie czynił. Myślę, że współczesny rozchwiany system, może nie tyle wartości -bo tu nie ma sys- 28 temu wartości, bo gdyby był system, to by się to jakoś wszystko trzymało, ale tu jest brak systemu, to jest to rozszarpanie jakby tych pól do mojego egoizmu. To jest rzeczywistość, która nie ma wielkich perspektyw. W tej chwili tendencje etyczne czy kulturowe, które się jawią, mają bardzo krótki żywot. Ostatnim takim zjawiskiem które miało najdłuższy żywot to był marksizm. Ale on też sam z siebie rozpadł się, tylko pytanie za jaką cenę? System marksistowski kosztował miliony ofiar, miliony zniszczonych perspektyw rozwojowych ludzi, państw i narodów. A teraz, wydaje mi się, współczesne oferty także mają krótszy żywot. Powiedzmy postmodernizm w zasadzie się już kończy, Richard Rorty, czy Jacques Derrida, czy Zygmunt Bauman to chyba już się skończyło. Zygmunt Bauman de facto chyba się nawrócił prawie na chrześcijaństwo, albo takie mówienie. Stąd myślę, że inne współczesne oferty nie mają długich perspektyw, ale, co powiedziałem, jest pytaniem: ile zdołają wyrządzić zła, ile ofiar będzie kosztowało takie właśnie egoistyczne, czy ideologiczne spoglądanie na wzajemne życie międzyludzkie, na te relacje i na postrzeganie siebie samego. Na pewno nie da się pewnych rzeczy tego typu do końca uregulować normami prawnymi, bo tutaj wchodzimy w postawy etyczne. A będzie często konflikt, jak mówił II Synod Plenarny Polski- między prawodawstwem a systemem etycznym. Prawodawstwo stara się znaleźć jakiś środek między różnymi systemami etycznymi i unormować pewne zasady, a system etyczny najczęściej jest jednoznaczny. W systemie etycznym nie ma, że wolno, albo nie wolno, są jasne reguły i teraz trzeba spotkać razem te różne systemy. W prawodawstwie próbuje się znaleźć jakieś środek. Takim przykładem jest u nas obowiązująca ustawa o ochronie życia, w której między innymi jest problem przerywania ciąży, gdzie jest to pewna jakaś taka próba wypracowania kompromisu, która oczywiście, w sensie etycznym, nie może zadowolić. Ona dopuszcza przerywanie ciąży, ale pra- wo próbuje znaleźć jakiś środek ku ograniczeniu. Jednak myślę, że te współczesne problemy one nie mają przewidzianego długiego żywota. Choćby z tej racji, że bardzo szybko pewne problemy stają się problemami mniej medialnymi, nie nagłaśnia się ich, one schodzą na dalszy plan. Przychodzą wówczas inne problemy koniunkturalne wypływające z przesłanek ideologicznych, politycznych- choć problem in vitro nie jest dla nas problemem ideologicznym czy politycznym, jest to problem pewnego kanonu wartości, w których my uznajemy godność człowieka od pierwszego momentu jego poczęcia. Dla nas jest to człowiek, jest to konkretna istota ludzka, w przeciwnym razie byłoby pytanie skoro nie, to kto, czy co to jest? Od kiedy rozpoczyna się człowiek? To jest trudny problem dla ideologów. Podkreślę jeszcze raz, gdy idzie o problem Krzyża, to został on w tej chwili wyciszony, bo nie jest już nośny. Jednak konsekwencje tego, co się wydarzyło będziemy zbierać, zwłaszcza manifestacja nocna przeciwko Krzyżowi, ona w wielu umysłach ludzi mogła wycisnąć piętno i rodzić będzie konsekwencje. Można będzie owoców tego doświadczyć podczas katechizacji w szkole, wśród postaw uczniów, to będzie jeszcze bardzo trudne przeżywanie tych dramatycznych chwil. Klerycy: Patrząc ku przyszłości, jakie wobec takiej rzeczywistości powinny być działania podejmowane przez Kościół w Polsce i na świecie? Bp Andrzej F. Dziuba: Kościół powinien czynić to, co mu powiedział Pan Jezusgłosić Ewangelię, w porę i nie w porę, ze świadomością, że napotka bardzo często opór wobec Ewangelii. To przepowiadanie Ewangelii będzie bardziej owocne jeżeli za słowami pójdzie świadectwo. Tak jak święta Wiktoria w swym męczeństwie i dziewiczym życiu. Jeśli pójdzie świadectwo życia i postaw to wówczas wypowiadane słowa będą bardziej autentyczne i przekonujące. To będzie bardziej moje, a nie tylko moich ust, a skoro będzie moje, to ja się z tym identyfikuję. Dlatego też potrzeba świadectwa, a szczególnie potrzeba świadectwa wobec najbardziej potrzebujących, ubogich, ludzi z marginesu których się odrzuca. Nie chcemy przez to pominąć potrzeby świadectwa wobec tzw. intelektualistów, uczonych itd., wobec wszystkich. Wydaje się jednak, że szczególnie współcześnie potrzebne jest świadectwo pochylenia się nad człowiekiem chorym, cierpiącym, człowiekiem z marginesu, a także nienarodzonym. Oczywiście to wszystko, to nasze przepowiadanie, nasze świadectwo musi być oparte na tej niepowtarzalnej prawdzie: 29 Oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata, nie jesteście sami. Bo sami to jesteśmy na przegranej pozycji. My idziemy razem z Chrystusem, a Chrystus nam zostawił sakramenty święte, zostawił nam powołanie do świętości, zostawił nam miłość bliźniego, aby iść razem. Zostawił nam Kościół- wspólnotę i wtedy dopiero to wszystko nabiera żywotności, staje się nie teorią ale życiem. Głoszenie Ewangelii, świadectwo, sprawowanie tego w znakach liturgii to wszystko pokazuje, że Kościół jest naprawdę przepiękny. Obyśmy my tylko w tym Kościele nie byli tymi, którzy odejmą mu tego piękna, ale przeciwnie, żebyśmy mu tego piękna jeszcze dodali, właśnie poprzez nasze życie i modlitwę, nasze świadectwo i postawę, a wówczas moce piekielne go nie pokonają mimo, że nie dadzą za wygraną, czasami nawet posługując się ludźmi w Kościele. Bo przecież działanie złe może być także w Kościele. Czasami może ulegamy takiej tendencji, że wszystko, co jest przeciwko Kościołowi, to jest na zewnątrz Kościoła. Oto wszyscy nas atakują, a nie zauważamy, że problem jest w środku Kościoła. Nasza diecezja przecież także przeżyła dramaty wewnątrz Kościoła. Niektóre wyrządziły tyle krzywdy. To jest też problem- jak dorosnąć do tego żeby samemu nie stać się wewnątrz Kościoła przyczyną czegoś złego, żeby tak zaufać Panu Bogu i tak z Nim współpracować, aby móc iść ze swoimi słabościami, ale iść i ufać że Pan Bóg w trudach mi pomoże, a w tym co dobre jeszcze wydoskonali bardziej. Wtedy będzie to piękny znak Kościoła właśnie jako wspólnoty zbawczej, wspólnoty dążącej do świętości, ale otwartej dla świętych i dla grzeszników. My tam pośrodku gdzieś jesteśmy, ale posługujemy w Kościele wszyscy razem. Tak jak trzeba, jaka jest nasza odpowiedzialność Kościelna i jak w tej odpowiedzialności z Bożą pomocą się odnajdujemy. „Vitis” też posługuje Kościołowi, tkwi w tym winnym krzewie, oby jak najlepiej i z gorącym sercem. 30 Dziękując Księdzu Biskupowi za poświęcony czas i poczynione refleksje dotyczące życia i posługi pasterskiej składamy na ręce waszej Ekscelencji wyrazy czci i szacunku. Życzymy, by Jezus Chrystus obdarzał nieustannie Księdza Jubilata wszelkimi potrzebnymi łaskami w dalszej służbie Kościołowi dla większej chwały Boga, a Matka Najświętsza niech w tym dopomaga swoim orędownictwem. Wywiad przeprowadzili klerycy IV roku: Kościół katolicki od samego początku swego istnienia starał się udzielać pomocy wszystkim ludziom potrzebującym, co stanowiło istotny przejaw jego służebnej postawy względem osoby ludzkiej. Swoją działalnością obejmował ubogich, chorych, samotnych, uciskanych i wielorako pokrzywdzonych. Można więc śmiało powiedzieć, iż udzielanie pomocy było już od początków chrześcijaństwa zaszczytnym dowodem przynależności do Kościoła, który przez stulecia wypracował sprawdzone formy działalności charytatywnej. Dlatego celem ujednolicenia i zcentralizowania działalności charytatywnej Kościoła katolickiego, na przełomie XIX i XX wieku powołano do życia organizację Caritas. Z inicjatywy niemieckich działaczy w 1924 roku w Amsterdamie doszło do stworzenia pewnych podstaw, by powołać pierwszą międzynarodową unię krajowych związków Caritas, która przyjęła nazwę Caritas Catholica. Na konferencji poro- zumiewawczej w 1926 roku utworzono zarząd i stały komitet z siedzibą w Bazylei. Ich zadaniem było podejmowanie międzynarodowej pracy charytatywnej, ustanawianie i podtrzymywanie łączności z krajowymi związkami Caritas oraz przygotowywanie międzynarodowych kongresów. Początki tej międzynarodowej współpracy dobroczynnej zostały przerwane przez wybuch II wojny światowej. Po zakończeniu działań wojennych do reaktywowania tej organizacji przyczyniło się wielu znanych i wybitnych działaczy społecznych. Zaliczyć do ich grona należy między innymi księdza John’a Rodhaina, który w 1947 roku zorganizował w Paryżu międzynarodową konferencję związków katolickich organizacji charytatywnych ze wszystkich krajów Europy. W konsekwencji tych wielorakich działań i spotkań doprowadzono w 1951 roku do powstania Caritas Internationalis w randze sekretariatu z siedzibą w Rzymie. Zgodnie ze statutem organizacja ta stanowi konfederację katolickich organizacji prowadzących dzieła miłosierdzia i działających na rozległych polach pracy socjalnej. Do podstawowych zadań Caritas Internationalis należy pomoc w realizowaniu zadań chrześcijańskiego miłosierdzia oraz rozwijanie opieki i pomocy społecznej. Kolejnym jej obowiązkiem jest badanie przyczyn i uwarunkowań ludzkiej biedy i nędzy oraz proponowanie właściwych rozwiązań tych problemów. Do ważnych zadań należy także koordynowanie współpracy organizacji charytatywnych w czasie klęsk żywiołowych i katastrof. Adresatami Caritas są także dzieci pozbawione opieki rodzicielskiej; niepełnosprawne umy- 31 słowo; opóźnione w rozwoju. Niebagatelnym i niezmiernie ważnym terenem pracy organizacji Caritas są potrzeby ludzi chorych psychicznie, którzy czasowo lub na stałe nie są zdolni do normalnego życia w społeczeństwie oraz troska o ludzi dotkniętych jakąś chorobą i niepełnosprawnych. Kolejnym istotnym obszarem działalności jest pomoc ludziom uzależnionym od nało- gów (głównie od narkomanii i alkoholizmu), a także wspieranie ludzi biednych i ubogich (rodziny wielodzietne, samotne matki, bezrobotni, bezdomni oraz ludzie pochodzący z marginesu społecznego). W ostatnich czasach dużej aktywności Caritas potrzebują emigranci i uchodźcy. Podstawą takiego postępowania i spełniania powyższych celów jest uznanie każdego człowieka za najwyższą wartość w świecie. W Polsce do powołania ogólnokrajowego organu pod nazwą Instytut Caritas doszło w 1929 roku, a na siedzibę tej organizacji wybrano Poznań. Instytut organizował Tygodnie Miłosierdzia Chrześcijańskiego oraz koordynował działalność Caritas diecezjalnych, powstających sukcesywnie na przestrzeni kolejnych lat, między innymi w Diecezji Łowickiej pod nazwą Caritas Diecezji Łowickiej, w maju 1992 roku. Jej pierwszym dyrektorem był ksiądz Wiesław Skonieczny, a obecnym jest ksiądz Dariusz Krokocki. W strukturach Caritas Diecezji Łowickiej są takie podmioty jak Parafialne Zespoły Caritas i Szkolne Koła Caritas, które 32 oprócz pomocy materialnej, działają także na polu duszpasterskim. Poza wymienionymi zadaniami wśród działań naszej lokalnej Caritas są także usługi rehabilitacyjne świadczone osobom starszym i poszkodowanym w wypadkach, usługi opiekuńcze w ramach hospicjum domowego i opieki pielęgniarskiej niesione pacjentom u kresu życia oraz usługi pielęgniarskie na terenie szkół. Do podstawowych działań zalicza się również dostarczanie produktów żywnościowych dla ludzi ubogich mieszkających w parafiach naszej diecezji. Działalność tej instytucji polega również na wsparciu osób niepełnosprawnych w prowadzonych Warsztatach Terapii Zajęciowej w Urzeczu oraz na prowadzeniu Rodzinnego Domu Dziecka w Strzegocinie. W ostatnim czasie do istotnych zadań należy pomoc poszkodowanym w wyniku tegorocznej powodzi na terenie diecezji łowickiej, organizacja kolonii wakacyjnych dla dzieci od 1995 roku i program „Skrzydła”, dzielący się na dwie części: „Skrzydła na co dzień”, który otacza opieką dzieci w ich potrzebach bieżących pojawiających się w trakcie roku szkolnego, np. pieniądze na dożywianie, ubrania i podręczniki oraz program „Skrzydła na przyszłość”, który obejmuje przyszłość tych dzieci, czyli rozwijanie ich talentów, korepetycje, nauka w szkole muzycznej, nauka języka czy zdobywanie umiejętności. Ten program bazuje na sponsorach i innych podmiotach, które wspierają finansowo to przedsięwzięcie. Dyrektor Caritas Diecezji Łowickiej zapytany o to czy jest zadowolony z działalności instytucji, odpowiada: Nigdy nie można być zadowolonym w stu procentach. W momencie, kiedy przychodziłem do pracy w Caritas w 1996 roku, warunki prawne i ekonomiczne były zupełnie inne. Dzisiaj, po tych czternastu latach, zmieniły się one radykalnie, co znaczy, że nie jest łatwiej i wydawałoby się że transformacja wpłynie na to, że ludzi biednych będzie mniej, a okazuje się, że jednak nie. Jest zupełnie odwrotnie, ludzi biednych jest więcej. Fakt, że są dzisiaj różnorakie możliwości pozyskiwania środków finansowych; jednakże nie są to łatwe pieniądze. Dzisiaj już sama aplikacja (wniosek) o pieniądze wymaga dużego wkładu pracy i czasu, co nie jest równoznaczne z tym, że te środki się otrzyma. I tak jest w przypadku dzieła, które chcemy zrealizować w Kutnie - Centrum Integracji Społecznej. I tutaj na bazie tych wniosków, które składaliśmy i które były odrzucane, takie jest moje doświadczenie; zamierzenia są, strategie są, dobra wola ludzi jest, a jednak, gdzieś coś zawodzi. Czternaście lat temu było łatwiej. ŹRÓDŁA Koral J., Podstawy Działalności Charytatywnej Kościoła Na Przykładzie Organizacji Caritas, Kraków 2000. Majka J., w: EK, t. II, Warszawa 1993. Kowalczyk A., Caritas Polska i Caritas diecezjalne, cele, struktury, działalność, Lublin 1994. 33 Bardzo często słyszymy w wiadomościach lub od znajomych, że w naszym mieście pojawiła się jakaś sekta, albo, że po raz kolejny zostały zdewastowane jakieś pomniki, cmentarze przez oprawców, których nazywamy sektą. Gdy jednak wypowiadamy słowo „sekta”, czy wiemy, co się pod nim kryje? Za sektę najczęściej uważa się kilku ludzi, którzy oderwali się od Kościoła lub jakiejś wspólnoty religijnej, ustalili i przyjęli własne zasady, które mają zazwyczaj strukturę władzy piramidalnej. Najczęściej na pytanie o sektę, ludzie potrafią wymienić tylko dwie: satanistów i świadków Jehowy. Poza nimi możemy jednak wymienić: Kościół Muna, Scientologów, Kościół Nowoapostolski, Mormonów, New Age, Mariawitów, Hare Krischna. Członkowie sekty zazwyczaj są przekonani o słuszności swego oddalenia od Kościoła. W ich wypowiedziach możemy usłyszeć np., że byli nie rozumiani, rodzice się nimi nie interesowali, czuli się osamotnieni, nudzili się podczas Mszy Świętej, denerwowało ich ciągłe wykonywanie tych samych czynności w kościele. Młody człowiek trafia do sekty często przez takie właśnie odosobnienie. Zostaje złapany w sidła przez werbunek jednego 34 z jej członków, który wcześniej go obserwuje. Taki werbunek może odbyć się podczas koncertów, imprez plenerowych, spaceru po ulicy, a nawet podczas wychodzenia z kościoła. W czasie rozmowy przedstawiany jest „swój program”, w którym oferowane są nowe doświadczenia religijne, jedyna słuszna wg nich „prawda” oraz szybka możliwość osiągnięcia najwyższych stanów duchowych. Sekta nigdy nie mówi całej prawdy o sobie. Zataja informację na temat rzeczywistych celów grupy, a jeśli już podaje jakieś informacje, to są one niejasne, rozmyte, często nieprawdziwe. Do zgubnych metod, jakimi posługują się sekty, możemy zaliczyć m.in.: psychiczne - wytwarzające więzi emocjonalno - uczuciowe z organizacją kultową, materialne - pozbawiające ofiarę niezależności finansowej, często poprzez przekazywanie sekcie prywatnego majątku, jak np. dom, samochód, oszczędności, socjalne - przenoszące jednostkę do nowej wspólnoty religijnej przy równoczesnym zerwaniu poprzednich więzi społecznych, moralne - narzucające swój system religijny oraz normy postępowania, ideologiczne - wtłaczające ofiary w ciasne schematy światopoglądu sekty, prawne - zobowiązujące swoich członków w przedziwny sposób do określonych świadczeń na jej korzyść, seksualne - sprowadzające się do roztoczenia kontroli nad życiem erotycznym wiernych, co prowadzi niejednokrotnie do zmuszania swoich członków do prostytucji lub aktów zbiorowego nierządu, narkotyczne - zmierzające do uzależnienia wiernych od różnego rodzaju substancji narkotycznych, hipnotyczne - paraliżujące wolę swoich członków poprzez wprowadzanie ich w trans hipnotyczny. Do tej listy zgubnych metod, możemy dodać jeszcze jedną tzn. brak możliwości opuszczenia danej organizacji. Młody człowiek, który wejdzie do jej środka, często nie zdaje sobie sprawy, że nie może już się z niej wycofać, a jeśli będzie próbował, to musi się liczyć z przykrymi konsekwencjami, takimi, jak: zniszczenie kariery zawodowej, fałszywe oskarżenia publiczne, próby morderstwa. Sekta potrafi doprowadzić swojego członka do ruiny psychicznej i materialnej, oraz czyni ich ludźmi niezdolnymi do życia w społeczeństwie. Zabiera człowiekowi to, co jest dla niego najważniejsze: jego wolność i umiejętność samostanowienia, gdyż nie ma w niej miejsca na indywidualizm i samodzielne podejmowanie decyzji. Nie ma prywatności, liczy się tylko grupa i jej interes. Jeśli więc spotkasz ludzi, którzy będą przyjaźnie nastawieni, którzy będą proponować ciekawe spotkania, możliwość taniego wyjazdu, uczestnictwa w jakiejś „szczytnej” akcji - to nie bój się zadawać pytań, bo masz prawo być informowanym, co do istoty sprawy. Nie zgadzaj się na wymijające odpowiedzi, typu dowiesz się w swoim czasie, jak przyjedziesz, czy przeczytaj tę książkę lub broszurę. Pamiętaj, że sekty mają to do siebie, że na początku jest „super”, bez żadnych zobowiązań, że są ciekawi ludzie i taka atmosfera Ci odpowiada. Pamiętaj, że tak jest tylko na początku, bo gdy się zacznie coś dziać, to może nie być już odwrotu - będzie po prostu za późno. Bibliografia: Ewa Kosińska, Mariusz Gajewski, Sekty - religijny supermarket, Kraków 2000 Robert Janik, Sekty i związki religijne, Lublin 2002 35 Samotność to jeden z elementów życia każdego człowieka. Ten problem dotyczy ludzi już od wieków. Myślę, że każdy z nas przynajmniej raz w swoim życiu poczuł się osamotniony. Wiemy, że to uczucie nie należy do najprzyjemniejszych. Często jest ono spowodowane brakiem zrozumienia, czasem brakiem kontaktu z osobą, na której nam zależy, a nawet świadomością całkowitego odrzucenia. Samotnym można być na wiele sposobów. Można mieć grono znajomych, lecz ciągle poszukiwać tego jednego, najbliższego przyjaciela, któremu zaufam i na którym będę mógł zawsze polegać. Można też być całkowicie samotnym i żyć całkowicie w oddzieleniu od świata, od innych ludzi. Z wielką trudnością przychodzi nam wówczas odnalezienie swojego miejsca w świecie. Ten drugi rodzaj samotności wydaje się szczególnie bolesny. Rozróżnia się podział na samotność z wyboru i tę z konieczności, ale pomimo to nie jest to koniec świata. Można jej zapobiec. Po stworzeniu Adama Bóg powiedział: „Niedobrze jest człowiekowi, gdy jest sam. Uczyńmy pomoc stosowną dla niego" (Rdz 2,18). Bóg chciał nam w ten sposób pokazać, iż poznając drugą osobę unikniemy samotności. Faktycznie potrzebujemy drugiego człowieka, abyśmy prawidłowo się rozwijali. Zwróćmy jednak 36 uwagę na to, że inni ludzie nie do końca uzupełniają naszą wewnętrzna pustkę. Tutaj potrzeba czegoś więcej, potrzeba nam miłości Tego, który przekracza nasze wszelkie oczekiwania. Bez Boga i Jego Syna żaden człowiek nie jest w stanie zaspokoić tęsknoty za miłością. Czy byłby ktoś w stanie poświęcić swoje życie dla innych, przez ukrzyżowanie, tak dla zasady albo od tak sobie. Oczywiście jest to absurd, ten czyn był znakiem pełni miłości, był miłością samą w sobie. Można, zatem śmiało stwierdzić, że nikt nie jest samotny. Faktycznie, możemy czasami czuć się osamotnieni, i często towarzyszyć temu mogą okoliczności odizolowania od świata. Jednak tak naprawdę zawsze jest obok nas ktoś, kto nam pomoże. Często młodzi ludzie myśląc o klerykach, księżach, czy zakonnikach uważają, że są osobami samotnymi. Zdecydowanie jest to nieprawda. Musimy tutaj odróżnić samotność od odosobnienia, które jest decyzją świadomą i dobrowolną. Odosobnienie jest wyborem człowieka: zaczyna się i kończy w zależności od nas samych. Jest z nami Chrystus i to On zastępuje miejsce naszej drugiej połowy. Seminarium duchowne jest jednym z tych miejsc, w których czasami doświadczamy samotności, jednak, ciągle jesteśmy świadomi, że jest to nasz własny wybór. W tym osamotnieniu niesamowita obec- ność Osoby Jezusa, który każdą pustkę uzupełnia. Sam Chrystus wlewa w nas miłość, którą możemy dzielić się nie tylko z tą jedną ukochaną, ale ze wszystkimi, których spotykamy na naszej drodze. To jest najpiękniejsze, że w ciszy, w chwilowym osamotnieniu odkrywamy prawdziwe bogactwo, które jest „motorem” naszego życia. Spotkanie z prawdziwą, czystą miłością Boga uczy nas dzielić się tym doświadczeniem z Nim samym, ale również z innymi ludźmi. Seminarium jest, więc miejscem, gdzie w odizolowaniu od świata, wraz z tymi, którzy idą w tym samym kierunku, stajemy się mocni przez wsłuchiwanie się w Boży głos. Wtedy nasze życie jest jasne, bo wiemy jak żyć. Jezus daje świadectwo, że świadoma, dobrze ukierunkowana samotność nie musi być przekleństwem, ale może stać się błogosławieństwem. Sam wielokrotnie pokazuje, że tylko będąc z dala od innych można tak naprawdę stanąć w prawdzie przed Bogiem. Czterdziestodniowa modlitwa na pustyni może być tego najlepszym przykładem. Jezus został tam sam i mimo, że nie było z nim żadnego człowieka, nie czuł się samotny. Był z Nim Ojciec. Miłość zabiera wszelki strach i lęk. Spotkanie z Miłością prawdziwą sprawia, że człowiek nie czuje się już samotny, że nie ogląda się za siebie. Nie oszukujmy się, Jezus stawia ludziom poprzeczkę bardzo wysoko. Mówi przecież, abyśmy zostawili umarłym grzebanie ich umarłych, abyśmy zostawili matkę, ojca, abyśmy nie odwracali głowy, nie spoglądali wstecz. Przypomnijmy sobie żonę Lota. Czyż patrzenie za siebie nie doprowadziło jej do zguby? Jezus chce nas przed tym uchronić. Musimy zostać sami, aby mógł się w nas narodzić nowy człowiek. Umrzeć dla świata, by się narodzić powtórnie, stać się posłanymi, by być światłem świata i solą ziemi. Musimy mieć świadomość, że poczucie osamotnienia może być również próbą naszej wiary. Największe pokusy przychodzą właśnie wtedy, kiedy czujemy się niezrozumiani, opuszczeni, kiedy czujemy, że zostaliśmy sami. Przypomnijmy sobie znów scenę kuszenia Jezusa na pustyni. Szatan przychodzi właśnie wtedy, kiedy jest sam. Trzeba wówczas pamiętać, że, pełnienie woli Boga powinno być naszym najdoskonalszym pokarmem, powinno być naszą manną z Nieba. Nie jeden pewnie śmiałby powiedzieć, że Jezus przegrał wszystko na krzyżu. Został przecież tam sam, uczniowie uciekli. Zlęknieni, przestraszeni odrzucili miłość i ukryli się bezpiecznie. To jeszcze nic, - ten, który miał być Skałą, Opoką stał się pierwszym, który zaparł się Pana. Jezus z pewnością czuł się po ludzku samotny, czuł się opuszczony. Przecież Bóg stale był z Nim, tak jak jest z nami. To jednak ludzka słaba natura sprawia, że człowiek odwraca się od Miłości. Jezus stając się 37 człowiekiem przyjął jego naturę wraz z wszystkimi mankamentami, a biorąc do tego nasze słabości, odczuł najpełniej, jak grzech potrafi odwrócić człowieka od miłosiernego Oblicza Ojca. Św. Augustyn wyrażał naszą potrzebę szukania Boga w słowach: ,,Niespokojne jest serce ludzkie, dopóki nie spocznie w Bogu”. Bóg stworzył nas z miłości, zostaliśmy przez Niego obdarowani największym darem, jakim jest wolność. Dzięki czemu nie jesteśmy marionetkami, ale umiłowanymi dziećmi. Z chwilą, gdy Pan Bóg wygonił naszych prarodziców z Raju, nasze serce wciąż czegoś szuka i jest niespokojne, ponieważ brakuje nam Stwórcy. Wiele samotnych ludzi na świecie popada w nałogi, szuka sensu życia w internecie, spełnienia w pracy, sporcie, seksie. Jednak te zajęcia nigdy nie zapełnią wewnętrznej pustki. Rozwiązać ten problem można jedynie w jeden sposób, poprzez bliski kontakt z Bogiem oraz bardzo przyjacielskie relacje z innymi. Wówczas nigdy nie będziemy samotni. Zawsze jest ktoś, kto czeka być może na nasz telefon, kto z chęcią usłyszałby Twój głos w słuchawce. Może warto odświeżyć kontakty z mamą, tatą, rodzeństwem albo starym przyjacielem. Żyjemy nie dla siebie, ale dla Boga i innych ludzi, więc zatracajmy się dla nich. Będziemy wtedy więcej dawać niż brać. Będziemy prawdziwie szczęśliwi. amotność — ulubione moje chwile, Samotność — lecz zawsze z Tobą, Jezu i Panie, Przy Twym sercu przechodzi mi czas mile I przy nim dusza moja znajduje odpoczniecie. Gdy serce przepełnione Tobą i pełne miłości, A dusza czystym żarem płonie Wtenczas wśród największego opuszczenia nie dozna dusza samotności, Bo spoczywa na Twym łonie. O samotności — chwile najwyższego towarzystwa! Choć opuszczona od wszystkich sworzeń, Nurzam się cała w oceanie Twego Bóstwa, A Ty słodko słuchasz much zwierzeń. (Dzienniczek S. Faustyny Kowalskiej 1699) 38 W sposób szczególny powołany do służby w Kościele jest duchowieństwo. Św. Paweł mówi, iż „Różne są dary posługiwania …” ( 1 Kor 12, 5) w swoich przemowach opowiada i otwiera się na różne możliwości posługi. Pan Jezus w zbawczej misji ludzkości powierza głoszenie Dobrej Nowiny apostołom, ale z biegiem lat i wraz z szybkim rozwojem cywilizacji wzrasta zapotrzebowanie na pokarm duchowy tj. Słowo Życia, a tym bardziej na osoby, które będą przez świadectwo życia zachęcać innych do podążania ku Bogu. W XXI wieku korzystając z ustaleń Soboru Watykańskiego II, Kościół otworzył się na posługę i nadal wzywa ludzi świeckich do niesienia Orędzia Ewangelii, w różne środowiska. Ojcowie Soborowi opracowali Dekret o Apostolstwie Świeckich wydany dn. 18. XI. 1965 roku. W jednym z punktów jest mowa wprost, że „świeccy posiadają niezliczone okazje do prowadzenia apostolstwa w zakresie ewangelizacji i uświęcania. Samo świadectwo życia chrześcijańskiego i dobre czyny spełniane w duchu nadprzyrodzonym mają moc przyciągania ludzi do wiary i do Boga. Pan Jezus powiedział: „Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt, 5, 16). Apostolstwo świeckich w diecezji łowickiej. W odpowiedzi na naukę Kościoła, także i w naszej diecezji kapłani wraz ze świeckim podejmują działania zakładając stowarzyszenia, wspólnoty, ruchy, koła modlitewne gdzie osoby świeckie gromadzą się i ubogacają się nawzajem postawą miłości, tworząc w ten sposób żywy organizm Kościoła, bo jak mówi Pismo: ”Jesteście jak żywe członki Kościoła, gdzie głową jest Chrystus” (por. 1 Kor 12, 12). W Polsce działa ponad 150 ruchów i stowarzyszeń katolików świeckich, zrzeszających ok. 2 mln wiernych. Są wśród nich wspólnoty o ponad tysiącletniej historii oraz takie, które powstały kilkanaście lat temu. Diecezja Łowicka posiada też różne stowarzyszenia, ruchy, grupy modlitewne, gdzie w większości zaangażowane są osoby świeckie, a kapłani pełnią opiekę duchową. Są to między innymi : Akcja Katolicka Jej zasadniczym celem jest formacja duchowa, moralna, a także kulturalna. Ważnym zadaniem dla jej członków jest świadome uczestnictwo we wszystkich sferach życia publicznego i realizacja społecznego wymiaru wiary. Zadaniem członków Akcji 39 Katolickiej jest oddziaływanie na bliskie im środowiska, zwłaszcza związane z miejscem pracy, dokąd nie zawsze mogą dotrzeć kapłani. Jest to praca ewangelizacyjna i formacyjna prowadzona wśród własnych członków, jak i w najbliższym otoczeniu. Celem jest dążenie do najpełniejszego poznania ewangelicznych prawd wiary, ich rozumienia i realizowania w codziennym życiu. Tym celem jest również stworzenie nowego sposobu myślenia bardziej dojrzałego. „Civitas Christiana” Podejmuje problematykę rodziny i wychowania, stoi w obronie prawa do życia człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci. Zajmuje się sprawami kultury narodowej, godnych warunków życia człowieka i narodu oraz niepodległości Polski i jej godnego miejsca we wspólnocie międzynarodowej. Realizując swój program służy człowiekowi w jego naturalnych warunkach społecznych, przede wszystkim w społeczności rodzinnej, narodowej i obywatelskiej. Domowy Kościół Ruch świeckich (małżeńsko-rodzinny), działający w ramach Ruchu Światło-Życie. Dąży do odnowy małżeństwa i rodziny poprzez wdrażanie do: - życia Słowem Bożym, aby stawało się ono Słowem Życia; - życia modlitwą, jako osobistego spotkania z Chrystusem, swoim Zbawicielem; - życia sakramentalnego, zwłaszcza eucharystycznego; - dawania świadectwa o swoim spotkaniu z Chrystusem w małżeństwie, rodzinie i wobec innych ludzi; - postawy służby we wspólnocie Kościo- 40 ła, według otrzymanych darów. Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży „Zasadniczym celem KSM jest kształtowanie dojrzałych chrześcijan oraz aktywne uczestnictwo we wspólnocie i misji Kościoła przez szerzenie i upowszechnianie katolickich wartości i zasad we wszystkich dziedzinach życia, zwłaszcza społecznego i kulturalnego” (Statut KSM, par. 13).KSM zrzesza młodych ludzi w wieku od 14 do 30 lat, pragnących twórczo i aktywnie wykorzystać swoją młodość. KSM to także najlepszy sposób, by odnaleźć swoje miejsce nie tylko w grupie rówieśników w szkole bądź parafii, ale w Stowarzyszeniu tworzącym w Polsce jedną wielką rodzinę. Rodzinę ludzi młodych, gotowych całym swoim życiem „służyć Bogu, Kościołowi i Ojczyźnie”. Grupy Modlitwy O. Pio Grupy te nie są stowarzyszeniem, nie mają przewodniczących ani nie wymagają zapisywania się wiernych, uczestniczących w ich działalności; nie mają specjalnych programów, jedynie metodę przystosowana do duchowej specyfiki wiernych w różnych krajach. Ich celem, podobnie jak założeniem O. Pio, jest opasanie całego świata łańcuchem, żywym różańcem modlitwy oraz odnowienie życia chrześcijańskiego (miłości do Boga i do bliźniego). Jedynym zobowiązaniem członków Grup jest gromadzenie się, przynajmniej raz w miesiącu, na wspólnej modlitwie pod kierownictwem kapłana oraz zapraszanie do udziału w tej modlitwie przyjaciół i znajomych. Powstanie Grup możliwe jest jedynie za zgodą miejscowego biskupa. Grupy Modlitwy działają obecnie w 34 krajach świata, ogółem skupiają ok. pół miliona osób. Do największych z działających w Polsce należy grupa w Nowym Sączu, licząca prawie 3 tys. członków. Fenomenem jest również Internetowa Grupa Modlitwy, założona w 2000 r. Koła Żywego Różańca Ta grupa codziennie odmawia Różaniec Św. w intencji papieskiej, misyjnej, parafialnej oraz własnej. Stowarzyszenie omadla cały Kościół powszechny i lokalny przez odmawianie codziennie Różańca św. W modlitwie osobistej członkowie praktykują codziennie odmawianie jednej dziesiątki Różańca w podanej intencji. Natomiast tajemnica i dziesiątka Różańca jest wyznaczana przez zelatora Róży podczas comiesięcznych zmian. Członkowie wspólnie spotykają się co miesiąc na modlitwie oraz wymianie tajemnic. Podczas miesięcznych spotkań zbierana jest mała ofiara na rzecz Żywego Różańca oraz Kościoła powszechnego i lokalnego. Odnowa w Duchu Świętym gromadzi wielu ludzi świeckich w różnym wieku i z różnych środowisk, odnajdujących dzięki niej swoje miejsce w Kościele i świecie. Osoby te tworzą grupy modlitewne, liczące od kilku do kilkuset członków. Łączy ich chrzest w Duchu Świętym – podstawowe doświadczenie wiary, znane pierwszym chrześcijanom. Grupy modlitewne spotykają się co tydzień na dwutrzygodzinnych spotkaniach modlitewnych, których głównym elementem jest głośna, żywa modlitwa. Mają one najczęściej strukturę otwartą, lecz pewne elementy spotkania powtarzają się: zaproszenie Ducha Świętego do prowadzenia spotkania, uwielbienie Boga (ten rodzaj modlitwy przeważa), słuchanie Słowa Bożego, nauczanie, osobiste świadectwo życia niektórych uczestników spotkania. Na spotkaniach modlitewnych ujawniają się charyzmaty. Grupy modlitewne prowadzone są najczęściej wspólnie przez duszpasterza i zespół świeckich animatorów z liderem na czele; spotkania odbywają się zwykle przy parafii. Ruch Światło - Życie gromadzi ludzi różnego wieku i powołania: młodzież, dzieci, dorosłych, jak również kapłanów, zakonników, zakonnice, członków instytutów świeckich oraz rodziny w gałęzi rodzinnej, jaką jest Domowy Kościół. Poprzez odpowiednią dla każdej z tych grup formację Ruch ŚwiatłoŻycie wychowuje dojrzałych chrześcijan i służy odnowie Kościoła przez przekształcanie parafii we wspólnoty wspólnot. Cel Ruchu Światło-Życie jest osiągany poprzez realizację programu francuskiego. Każdy uczestnik Ruchu po ewangelizacji, prowadzącej do przyjęcia Jezusa Chrystusa jako swego Pana i Zbawiciela, uczestniczy w formacji w grupie uczniów Jezusa (deuterokatechumenat)a następnie we wspólnocie diakonijnej, podejmując konkretną służbę (diakonię) w Kościele i świecie. Ewangelizacja - katechumenat diakonia, to trzy etapy drogi formacyjnej Ruchu Światło-Życie na wszystkich poziomach formacji. Specyfiką metody Ruchu Światło-Życie jest realizacja zasady "życie z życia" i zasady organicznego wzrostu. Stowarzyszenie Rodzin Katolickich skupia osoby, które akceptują naukę Kościoła, a w szczególności naukę o małżeństwie i rodzinie. Celem Stowarzyszenia jest wspieranie członków w ich życiu małżeńskim i rodzinnym zgodnie z etyką katolicką, a także przekazywanie i propagowanie 41 wartości etycznych i kulturowych naszego narodu. Do zadań Stowarzyszenia należy podejmowanie rozmaitych inicjatyw politycznych, społecznych i gospodarczych, mających na celu wszechstronną pomoc rodzinie. Ważnym zadaniem jest troska o rozwój osoby ludzkiej, o zachowanie życia ludzkiego od chwili poczęcia aż do naturalnej śmierci i o właściwe warunki jego rozwoju. Również do zadań Stowarzyszenia należy praca wychowawcza wśród dzieci i młodzieży oraz podnoszenie i pogłębianie kultury życia małżeńskiego i rodzinnego. Swoje cele Stowarzyszenie realizuje poprzez reprezentowanie interesów rodzin wobec władz publicznych. Ważną sprawą jest organizowanie pomocy materialnej i prawnej rodzinom, samotnym matkom, rodzinom wielodzietnym oraz rodzinom zagrożonym. Chemin neuf Wspólnota Chemin Neuf (Nowa Droga) jest wspólnotą katolicką o powołaniu ekumenicznym, powołana szczególnie do pracy na rzecz jedności między kościołami, jedności i pojednania osoby, małżeństwa i rodziny, między krajami i narodami, w Kościele. Jest to Wspólnota jest międzynarodowa. Istnieje w ponad 60 krajach świata i jest mocno „zakorzeniona” w 25 z nich. Liczy dzisiaj ponad 1400 osób różnych narodowości. W Polsce Wspólnota obecna jest od 1994 r. W 1998 r., dekretem ks. Biskupa K. Romaniuka. W lutym 2005 r. Józef Kardynał Glemp, Arcybiskup Metropolita Warszawski, Prymas Polski, erygował Publiczne Stowarzyszenie Wiernych Wspólnota Chemin Neuf na terenie Archidiecezji Warszawskiej, a w czerwcu 2010 r. Abp Henryk Hoser SAC na terenie Diecezji Warszawsko-Praskiej. 42 Każda ze wspomnianych wspólnot ma określony program formacyjny, określone tzw. stopnie wzrostu duchowego; przeznaczona jest dla określonej grupy wiekowej jak i potrzeb egzystencjalnych. Niektóre stowarzyszenia prowadzą m.in. w okresie wakacyjnym, czy ferii zimowych, wyjazdy rekolekcyjne w górach, nad morzem, czy nad jeziorem, gdzie można zastanawiać się nad sensem własnego życia i kontemplować Stwórcę; a po powrocie – jak mówią osoby uczestniczące w tych wyjazdach – „z naładowanym akumulatorem wiary, nadziei, miłości” wkraczać w kolejny etap formacji. Na takich wyjazdach i w trakcie pracy rocznej uczestnicy pochylają się nad Słowem Bożym – co Bóg przez Słowo mówi do nich osobiście?; dzielą się swoimi przeżyciami w rozmowie ze współbraćmi i siostrami; uczestniczą we Mszy św. Budują w ten sposób osobistą i wspólnotową relacje do Zbawiciela. Jaki jest sens, aby ludzie świeccy tworzyli Wspólnotę Kościoła, tj. apostolstwo? Odpowiedzią lub okazją do zastanowienia się niech będzie historia pewnej osoby, która poprzez apostolstwo świeckich odnalazła swoje powołanie. Jest wspólnota, której charyzmat ma pomagać w przemianie człowieka ze starego w nowego, tj. „z człowieka cielesnego w człowieka duchowego”. Zanim tam trafiłem czułem się sam, bezwartościowy a co najważniejsze stałem przed pytaniem co zrobić ze swoim życiem po maturze. Dużym problemem w akceptowaniu dla mojego otoczenia było to, iż nie potrafiłem imprezować bez alkoholu. Ktoś jednak przyłączył się na mój szlak życia. Tą osobą był Ks. Proboszcz dzięki, któremu zostałem zapisany na wyjazd reko- lekcyjny w góry na ok. 15 dni. I tak się zaczęła moja przygoda z Bogiem, wspólnotą a co najważniejsze trwa nadal. Powoli odkrywałem siebie, że jestem zauważony i potrzebny wspólnocie, bo mogę choć przez dobre słowo, moją obecność czy żarcik służyć ludziom. Zrozumiałem, że nie za wszystko trzeba oczekiwać zapłaty ale służyć swoim świadectwem życia i się cieszyć, iż można komuś pomagać, rozumieć jego problemy. Poprzez modlitwę Słowem Bożym przed Zbawicielem odkryłem swój cel życia, gdzie mnie Najwyższy posyła. Jezus chciał mnie tam gdzie są ludzie z problemami, ludzie szczęśliwi, osoby poszukujące, abym wśród nich przebywał. Tak zostałem wyprowadzony ze swojej samotni życia do wspólnoty gdzie są zwyczajne osoby ale jakże bogate w swych osobowościach i darach złożonych w nich przez Stwórcę. Zawdzięczam Bogu i wspólnocie, możliwość uświadomienia, że są ludzie, którzy potrafią się bawić bez alkoholu, niezależnie od rodzaju czy charakteru imprezy. Taka świadomość dała mi motywacje do kolejnych kroków w mojej przemianie. W pewnym momencie formacji zdecydowałem się podpisać przed Bogiem przyrzeczenie o abstynencji na całe życie. Taki krok podjąłem dlatego, że miałem w dzieciństwie tatę, który nadużywał alkoholu, bił mamę, która codziennie płakała. Pamiętam te chwile i to one cisną jeszcze dziś łzy do oczu. Mogę powiedzieć, że kiedy byłem chłopcem w gimnazjum to tacie śmierć podała rękę, wykorzystując do tego przysłowiową „flaszkę”. Był to ciężki czas, gdzie dochodziłem do siebie przez parę kolejnych lat. Dzięki wspólnocie i osobom spotkanym otrzymałem dar patrzenia inaczej na rzeczywistość. Zobaczyłem, że jest lepszy świat, mogę trzeźwo patrzeć na przyszłość dzięki osobom poznanym w tej grupie. Tam też spotkałem Pana mego życia, z którym potrafię spotkać się w Najświętszym Sakramencie i kontemplować Jego obecność. Bycie we wspólnocie pozwala zmierzać do Boga razem z innymi a tym samym uczy bycia z drugim człowiekiem, przeżywać zupełnie inaczej swoje zarówno te cięższe, jak i te dobre chwile, bo ma się, kogoś na kim można polegać. Bibliografia: 1 Sob. Wat. II II Dekret o Apostolstwie Świeckich dn. 18. XI. 1965 roku s. 382. ; 2 Informator Diecezji Łowickiej, Aktualizacja z dn. 1.X. 2009 r 3. Strony www. Odpowiednich w.w. ruchów.; 43 Na dzieje ludzkości można patrzeć w różnorodny sposób. Można je widzieć jako historię narodu, czy świata, można obserwować zmieniający się poziom życia ludzi lub śledzić rozwój ludzkiej myśli, postęp nauki. Jednak wspólnota Kościoła, do której należymy stosuje jeszcze inny klucz do historii. Fundamentalnym wydarzeniem, które właśnie stało się kluczem do chrześcijańskiego rozumienia dziejów ludzkości, jest wcielenie się Jezusa Chrystusa: „Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy Bóg z nami” (Iz 7,14). To wielkie wydarzenie zapisało się w polskiej kulturze jako bardzo radosne i rodzinne święto, pełne ludzkiego ciepła i dobroci. Każdy człowiek już od małego dziecka oczekuje tego szczególnego dnia w roku, kiedy wszystkie spory i waśnie odchodzą na bok, dobroć i ciepłe słowa goszczą w ludzkich sercach, a wszyscy stają się po prostu lepsi. Tymczasem obok teologicznych prawd i pięknej tradycji pojawia się poważny problem. Zamiast przygotowywać się na przyjście Chrystusa poprzez duchowe wysiłki, mające na celu wspomóc nas w późniejszym dobrym przeżyciu świąt wcielenia, my już na początku adwentu, zastanawiamy się co zrobić, aby nasz stół wigilijny był najładniejszy i co kupić najbliższym na „gwiazdkę”. Oczywiście nie ma nic złego w tym, że chcemy, aby święta miały ładną i wyjątkową oprawę. Piękne jest 44 także to, że chcemy obdarować bliskie nam osoby świątecznym upominkiem, jednak źle jest, jeśli szał zakupów bierze górę. Zapominamy o tym najważniejszym… Obserwujemy coraz to większą komercjalizację świąt Bożego Narodzenia. Już na początku listopada w witrynach sklepów widzimy migocące na choinkach światełka, kolorowe stroiki, a w supermarketach piękne polskie kolędy płynące wprost ze stoisk z kasetami i płytami. To wszystko stwarza jeszcze przed adwentem atmosferę świąt, a my powoli do tego się przyzwyczajamy. Tymczasem to jest poważny problem! Wystarczy, że słyszymy świąteczne piosenki, widzimy kolorową choinkę, wokół niej, na sklepowych półkach, mnóstwo karteczek z napisem PROMOCJA, i zapominamy o duchowości, o czystości serca, a ktoś robi na tym pieniądze. To wszystko jest prowokacją do robienia zakupów i wprowadza w nas wewnętrzny zamęt. Tworzy sztuczną, świąteczną aurę. Także media bardzo wcześnie pokazują nam świąteczne obrazki. Wszystkie chwyty marketingowe działają na prostej zasadzie. Przy każdej możliwej okazji jesteśmy zalani informacjami o produkcie. Każda firma zatrudnia najlepszych ekspertów i płaci dużo pieniędzy, aby wzbudzić maksymalne zainteresowanie swoim wyrobem. Ważny jest zysk i statystyki sprzedanego towaru, a na człowieka patrzy się jak na konsumenta, któremu moż- na coś sprzedać. Dlatego to robi się reklamy ukazujące wspaniały, barwny świat. Ludzie przytłoczeni szarą codziennością rządni są odmiany i bardzo szybko pochłaniają kolorowe i sympatyczne obrazy ukazywane przez reklamę. Człowiek po obejrzeniu takiej dawki „najlepszych produktów” gna do sklepu. A gdzie w tym wszystkim miejsce na ludzką miłość, rodzinne spotkania, zwykłe serdeczne rozmowy? Kiedyś było inaczej! Można powiedzieć, że Boże Narodzenie przeniesiono do sklepu. Dawniej piekło się ciasta, przygotowywało karpia i inne świąteczne potrawy całymi dniami. Wszystkie przygotowania łączyły rodzinę i wytwarzały wspaniały klimat świąt. Teraz to wszystko można kupić w supermarkecie. Te wszystkie tradycje tworzone jeszcze przez naszych pradziadów odchodzą na bok, gdzieś giną. Wynika to z tego, że ludzie nie potrafią już ze sobą, tak po prostu, być. Nie potrafią ze sobą rozmawiać. Zobaczmy jak trudno jest nam szczerze złożyć komuś życzenia. Często mówimy jakieś szablonowe słówka typu: zdrowia, szczęścia i dużo pieniążków. Z czego to wynika? Nie spędzamy już ze sobą czasu. Jesteśmy pochłonięci codziennością. Rzadko kiedy rodzina je razem obiad, czy kolację. Każdy sam układa sobie dzień, tak, aby jemu było wygodnie. Może to właśnie jest jedną z przyczyn tego, że zamiast całą rodziną przygotowywać święta, my wolimy całą ją zabrać do hipermarketu, aby każdy pobiegł do innej półki i zajął się swoimi sprawami. Gdzieś się w tym wszystkim pogubiliśmy, zatraciliśmy prawdziwego ducha tych świąt. Hieronim Kajsiewicz napisał w swoich kazaniach: „…Aby oswobodzić ducha upadłego spod jarzma ziemi i ciała, drugi Adam postanowił się oblec w tę ziemię i stać się ciałem - człowiekiem, aby zbawić i naprawić człowieka, aby wszelkie ciało oglądało zbawienie Boże… Szatan skusił pierwszych ludzi, mówiąc: Bogami będziecie. A oto Bóg stał się człowiekiem, jak mówi święty Augustyn: Aby człowiek został Bogiem…” Trzeba nam pamiętać, że Chrystus przyszedł na świat dla nas, dla naszego zbawienia. Zrobił to z miłości do człowieka, aby ten nie poszedł na wieczne zatracenie. Przygotujmy zatem naszego ducha, nasze serca, do tego wielkiego wydarzenia i świętujmy je po Bożemu. Nie biegajmy jak szaleńcy po sklepach, szukając coraz to bardziej wymyślnych prezentów, bo wystarczy, że w Boże Narodzenie zaczniemy ze sobą rozmawiać, że w drugiej osobie zobaczymy człowieka. I zastanówmy się, co tak naprawdę świętujemy. 45 Intra totus, mane solus, exi alias. Wejdź cały, pozostań sam, wyjdź inny. Tradycyjnie kolejny rok akademicki rozpoczęliśmy od rekolekcji. Tym razem prowadził je ks. Marek Pieńkowski z archidiecezji przemyskiej. Głównym tematem rekolekcji była modlitwa oparta na metodzie Lectio Divina. Ksiądz rekolekcjonista skupił nas wokół dwóch fragmentów z Ewangelii: o prawdziwie błogosławionych (Łk: 11 27-28) i o spotkaniu Jezusa z Samarytanką (J 4 1-42). Uroczysta inauguracja roku akademickiego 2010/2011. Inauguracja rozpoczęła się uroczystą Eucharystią koncelebrowaną przez kilkudziesięciu kapłanów pod przewodnictwem biskupa łowickiego Andrzeja Franciszka Dziuby. Kazanie wygłosił sekretarz biskupa, ks. mgr lic. Piotr „Deus fons sapientiae” Karpiński. W kazaniu poruszył rolę teologów we współczesnym świecie. Po Mszy świętej przeszliśmy do auli, by - Bóg źródłem mądrości. uroczystym śpiewem hymnu „Bogurodzica” rozpocząć drugą część inauguracji. Następnie Rektor Seminarium, ks. dr Sławomir Wasilewski wygłosił przemówienie, w którym wskazał, że to Bóg jest źródłem mądrości w naszej uczelni. Kolejnym punktem uroczystości był wykład inauguracyjny ks. dra hab. Józefa Naumowicza, profesora patrologii na Papieskim Wydziale Teologicznym i Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Temat wykładu brzmiał: „Obchodzić święta czy świętować?” 60-te urodziny Biskupa Łowickiego Andrzeja Franciszka Dziuby. Z racji okrągłej rocznicy urodzin księdza biskupa, wspólnota WSD w Łowiczu zaproponowała dostojnemu jubilatowi, by dzień 10 października 2010 r. zechciał rozpocząć w jej gronie od modlitwy Jutrznią i wspólnego, świątecznego śniadania. W trakcie Jutrzni ksiądz biskup wygłosił krótką homilię. Ks. biskup powiedział m.in., że czasem to my zapieramy się Chrystusa. Odpowiedź na taką postawę jest niezwykle mocna. Jeśli będziemy zapierać się Chrystusa, to i On się nas zaprze. Uroczystość Wszystkich Świętych. Pierwszego listopada rozjechaliśmy się na asysty do poszczególnych parafii naszej diecezji. Wizyta w parafiach wiązała się również ze zbiórką pieniędzy na cmentarzach, z przeznaczeniem na potrzeby naszego Seminarium. 46 Dzień Rektorski Dzień rektorski jest dniem imienin rektora naszego Seminarium. Po porannej modlitwie brewiarzowej wzięliśmy udział w uroczystej Mszy świętej, której przewodniczył solenizant, ks. Sławomir Wasilewski. Kleryk pełniący funkcję seniora, w imieniu całej wspólnoty seminaryjnej złożył ks. rektorowi życzenia. Alumni życzyli ks. rektorowi, aby Bóg rozpromieniał nad nim Swe oblicze, obdarzał go pokojem i radością oraz zawsze wspomagał, zwłaszcza w chwilach trudnych. Jeszcze tego samego dnia, wszyscy powitaliśmy przybyłe do naszej seminaryjnej kaplicy relikwie patronki naszej diecezji, św. Wiktorii. Modliliśmy się brewiarzową Godziną Czytań ku czci świętej Dziewicy i Męczennicy, pod przewodnictwem ojca duchownego Zbigniewa Przerwy. Po jej zakończeniu rozpoczęło się całonocne czuwanie modlitewne. Uroczystość patronalna naszej diecezji Uroczystość rozpoczęła się procesją ulicami Łowicza i błogosławieństwem relikwiami św. Wiktorii, jakiego udzielił ks. bp Andrzej Franciszek Dziuba, ordynariusz łowicki. Następnie przeszliśmy do Bazyliki katedralnej, gdzie odprawiona została Msza święta. Przewodniczył jej i homilię wygłosił ks. Prymas Józef Glemp. W swojej homilii zauważył on, że w Łowiczu dzień 11 listopada jest obchodzony szczególnie, gdyż uroczystości narodowe łączą się z uroczystością kościelną. Udział tego dnia w procesji nie jest defiladowaniem, bo procesja różni się od defilady i jest czymś o wiele głębszym. Tworzący procesję nie tylko w niej uczestniczą, ale idąc modlą się. Mówił, także o potrzebie odnoszenia zwycięstw mniejszych i większych: zwycięstw w zrywaniu z nałogiem papierosowym lub alkoholowym, zwycięstw nad pokusą sięgania po narkotyki, zwycięstw, jakim jest chociażby odbudowanie i umacnianie swoich rodzin i wspólnot. Na zakończenie Eucharystii wysłuchaliśmy słów ks. abpa Louisa Sako z Iraku, który był szczególnym gościem na tegorocznej uroczystości. Koncert ku czci św. Cecylii Sławcie Pana na cytrze, śpiewajcie mu przy harfie o dziesięciu strunach. Odrzućcie wszystko, co dawne, wy, którzy poznaliście pieśń nową. Uczciliśmy ten dzień poprzez uroczyste sprawowanie Eucharystii w języku łacińskim. Przewodniczył jej oraz skierował do nas Słowo Boże nasz spowiednik i wykładowca WSD w Łowiczu, ks. Adam Bednarczyk. Tego dnia zaprosiliśmy do Seminarium wiernych pobliskich parafii, aby i oni świętowali ten dzień razem z nami. Umilając atmosferę świętowania, był z nami również obecny tego wieczoru kwintet dęty blaszany Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina z Warszawy. W czasie trwania koncertu kilka utworów wykonała również schola naszego Seminarium. Akatyst ku czci Bogurodzicy 8 grudnia jest uroczystością Niepokalanego Poczęcia NMP, patronki naszego Seminarium. Z tej racji, jak co roku, w wigilię tej uroczystości w kaplicy odśpiewaliśmy Akatyst ku czci Najświętszej Maryi Panny. Wydarzenie to po raz kolejny zgromadziło sporą liczbę wiernych z wielu parafii naszej diecezji. 47 REKOLEKCJE POWOŁANIOWE dla młodzieży męskiej szkół ponadgimnazjalnych. Konferencje poprowadzą: Ks. Sławomir Wasilewski, Ks. Dariusz Kuźmiński, Ks. Zbigniew Przerwa, Ks. Adam Domański, Ks. Wojciech Osial, S. Anna Maria Pudełko ap ZGŁOSZENIA: Wyższe Seminarium Duchowne w Łowiczu tel. 46/837-60-16 lub 46/837-94-55 Informacje: www.diecezia.lowicz.pl Zapraszamy na kolędowanie, które jak co roku odbywa się w Kościele Parafialnym p.w. św. Mikołaja, biskupa w Słupi dekanat: Skierniewice - św. Jakuba 8.00 Msza Święta – Kościół św. Stanisława Biskupa Męczennika, ul. Św. Stanisława1 9.30 Sala obrad (Kinoteatr POLONEZ ul. Wita Stwosza 2/4) p. Marek Jurek, Przewodniczący Prawicy Rzeczpospolitej p. W. Półtawska – „Ojcostwo Jana Pawła II” p. K. Ziemiec – świadectwo – „Obecność ojca w rodzinie” Akcje towarzyszące: Duchowa Adopcja Świadectwo Rodzin Wielodzietnych Kiermasz Książki Religijnej 48 Organizatorzy: Parafia Świętego Stanisława BM Civitas Christina Prezydent Miasta Skierniewice