Untitled - Diecezja Łowicka

Transkrypt

Untitled - Diecezja Łowicka
19
urodził się 10 października 1950 r. w Pleszewie. Tam ukończył liceum. Andrzej
Dziuba nie od razu poszedł do Seminarium. Początkowo chciał bowiem studiować budowę okrętów w Gdańsku. Święcenia kapłańskie przyjął 21 czerwca
1975 r. w Gnieźnie. Następnie pracował w parafii pw. Świętej Trójcy w Łobżenicy – jako wikariusz i katecheta. W latach 1976-1979 odbył studia licencjacie i doktoranckie na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Przez następne dwa lata (1979
-1981) studiował w Rzymie i Perugii. Po powrocie do Polski przez 17 lat związany był z osobą Kard. Józefa Glempa – najpierw jako Jego kapelan i sekretarz, a
następnie w latach 1984-1998 jako kierownik Sekretariatu Prymasa Polski. Od
1990 r. jest wykładowcą Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, a od 1997 r. także Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego (wówczas ATK). 22 maja przyjął sakrę biskupią i odbył ingres do Katedry w Łowiczu. Głównym konsekratorem był wówczas Prymas Polski kard. Józef Glemp. Jako zawołanie Biskupie
przyjął słowa: „Soli Deo” – „Samemu Bogu”. Na łowickiej stolicy biskupiej
54-letni ks. Dziuba zastąpił 77-letniego biskupa Alojzego Orszulika- organizatora
powstałej w 1992 r. diecezji.
Ks. Bp Andrzej F. Dziuba jest autorem szeregu pozycji książkowych i ponad
1000 artykułów na temat katolickiej nauki społecznej, historii Kościoła i etyki.
Jest profesorem zwyczajnym teologii.
Ks. Bp Andrzej Dziuba lubi czytać literaturę latynoeuropejską, co także jest jego
hobby. Biskup jest kapelanem konwentualnym „Ad honorem” Zakonu Maltańskiego, kapelanem Jego Świątobliwości oraz prałatem Jego Świątobliwości.
Ponadto jest kawalerem Krzyża Zasługi ze Złotą Gwiazdą Zakonu Rycerskiego
Grobu Bożego w Jerozolimie i Medalu Wacława Niżańskiego.
Od 2009 roku jest honorowym obywatelem miasta Łowicza.
20
Dnia 7 listopada 2010 roku Jego Ekscelencja Ksiądz Biskup Andrzej
Franciszek Dziuba, Ordynariusz Diecezji Łowickiej obchodził swoje 60 urodziny. Z tej okazji cała wspólnota seminaryjna wraz z czcigodnym Jubilatem
uczestniczyła w porannej modlitwie- Jutrzni w Kaplicy seminaryjnej, prosząc
Boga o błogosławieństwo i światło Ducha Świętego na dalsze lata życia i pasterzowania Kościołowi Łowickiemu. Fakt ten stał się okazją dla nas- alumnów – do przeprowadzenia wywiadu przez który chcemy przybliżyć sylwetkę
Księdza Biskupa.
Klerycy: Ekscelencjo, jakie osoby wywarły
znaczący wpływ na Księdza Biskupa- patrząc z perspektywy dotychczasowego życia?
Bp Andrzej F. Dziuba: Zawsze bardzo głę-
boko mam w pamięci, i się z tego bardzo
cieszę, moje więzy z rodzicami i z moim
bratem. Myśmy zawsze tworzyli bardzo
bliską sobie rodzinę. Może temu sprzyja
fakt, że ja pochodzę ze wsi, gdzie rodzice
mieli gospodarstwo, gdzie ta więź musiała
się także wyrażać w pracy, w jakimś umiejętnym pomaganiu rodzicom, w jakiejś
umiejętności odpowiedzenia rodzicom na
ich oczekiwania, po prostu potrzebowali
pomocy w pracy. Oczywiście było to zbudowane na fundamencie miłości rodziców
do nas.
Natomiast gdy idzie o stronę kościelną
to bardzo mocno w mojej pamięci pozostał, i jestem Mu także bardzo wdzięczny,
mój proboszcz ksiądz prałat Czesław Wojciechowski, więzień czasów stalinowskich.
Jako kapłan został oskarżony i skazany
przez sąd komunistyczny. Miał niezwykłą
umiejętność gromadzenia młodych ludzi.
Jego plebania była zawsze otwarta, myśmy
mieli dostęp do wszystkiego. Zawsze był
człowiekiem, który nigdy nie zachęcał nikogo do niczego, tylko sam pokazywał
swoim życiem, co jest jego zdaniem wartościowe, za czym warto pójść.
Ksiądz Prałat miał także w sobie dar
przyciągania ludzi swoją prostotą i skromnością, swoim bezpośrednim odnoszeniem
się do ludzi. Jeśli szliśmy do niego na śniadanie to było ciągle to samo - był chleb i
miód i nic więcej, ale zjedzenie
u niego chleba i miodu to była wielka przyjemność, to była wielka uczta. Był takim
właśnie prostym jak ten chleb, a jednocześnie słodkim, wspaniałym, jak ten miód.
Był bardzo słynnym w okolicy - to tak
troszeczkę żartobliwie - lekarzem od nastawiania nóg i rąk, wybitnym fachowcem
w tej dziedzinie. Był także przede wszystkim fachowcem od nastawiania sumień,
nastawiania serc ludzi i to przede wszystkim czynił przez Matkę Bożą, bo tam jest
Sanktuarium Matki Bożej. Sam był bardzo
wielkim czcicielem Matki Bożej. Przeprowadził koronację Obrazu Matki Bożej,
której dokonał Kard. Stefan Wyszyński,
w której brałem udział.
Myślę, że to były takie najważniejsze
elementy osobowe: moja rodzina, oczywiście nie wspominam dziadka czy babci, ze
strony mamy, bo ze strony taty to już nie
żyli obydwoje. Potem Ksiądz Prałat, fantastyczny człowiek, taki bardzo wrażliwy,
zdolny przede wszystkim pociągnąć nie
tyle słowami, ale swoim autentycznym
przykładem.
Klerycy: Czy trudno jest posiadając godność biskupią utrzymywać stosunki rodzinne i koleżeńskie?
Bp Andrzej F. Dziuba: W moim przypad-
ku, myślę, że nie ma jakiejś radykalnej
zmiany dlatego, że prawie całe życie kapłańskie mieszkałem bardzo daleko od
domu, poza tym nigdy w życiu nie miałem
samochodu. Stąd chcąc pojechać do rodziców, czy do brata to zawsze łączyło się
z wielką wyprawą: trzeba było jechać pociągiem, autobusem jednym i drugim,
czasami brat musiał wyjechać po mnie,
a więc generalnie ja rzadko jeździłem do
domu.
21
Teraz jako biskup też nie jeżdżę aż tak
często, co prawda korzystam z tej życzliwości, że mogę pojechać razem z Panem
Piotrem, kierowcą, ale generalnie staram
się nawiedzić mamę raz na dwa miesiące,
jest to najczęściej wyjazd rano, gdzie mogę
pojechać do domu rodzinnego, by tam
trochę pobyć. Pojechać na grób taty, potem zjeść obiad i troszeczkę posiedzieć po
obiedzie, i najczęściej powrót do Łowicza.
Zatem generalnie nie zmieniło się wiele,
może jedna podstawowa różnica jest ta, że
kiedyś, gdy jechałem do domu rodzinnego
to zatrzymywałem się na kilka dni, teraz
zasadniczo zawsze moje nawiedzenie mamy odbywa się w ciągu jednego dnia, bo
tego samego dnia wracam do siebie, do
Łowicza. Gdy idzie o dalszą rodzinę, generalnie jeżdżę, jeżeli mogę, jak to przyszło ludziom starszym, takim jak ja, na
pogrzeby. Mama moja jest jedyną żyjącą
ze starszego pokolenia ale na pogrzebach
jednej, drugiej cioci byłem, czy kogoś z
młodszego pokrewieństwa.
Natomiast w momencie kiedy zostałem biskupem ożywiły się relacje z moją
klasą maturalną, która z resztą ku mojemu
zaskoczeniu, prawie w 100 procentach
przyjechała na święcenia biskupie. Teraz
staramy się spotykać przy okazji jakiś
okrągłych rocznic naszego liceum. A w
tym roku uroczyście obchodziliśmy 60
urodziny. Z tym że w mojej klasie jest taka
zasada, że na spotkania przyjeżdżamy sami. Koledzy czy koleżanki nie przyjeżdżają z żonami czy mężami. Jesteśmy tylko
sami, którzy tę klasę tworzyliśmy, bo my
się rozumiemy, możemy operować skrótami myślowymi, czy różnymi zwrotami,
które my tylko rozumiemy, znając się tyle
lat. Zawsze takie spotkania są związane z
Mszą Świętą, potem jakieś spotkanie przy
stole i program artystyczny, który ktoś
organizuje, czasem zwiedzanie jakiegoś
muzeum, jakiś obiektów historycznych.
Muszę przyznać, że są to bardzo miłe
spotkania. Okazało się, że w wyniku tych
spotkań klasy, wielu kolegów, czy koleżanek, którzy nigdy nie przyjeżdżali, teraz
przyjeżdżają na nasze spotkania. Oczywiście my się tak zmieniamy, że czasami już
22
się nie poznajemy, także musimy się nawzajem pytać „jakie ty masz imię”? Dopiero potem jesteśmy wszyscy po imieniu.
Człowiek sobie przypomina jak ten ktoś
wyglądał naście lat czy dziesiąt lat temu.
Generalnie jest na pewno coraz mniej czasu, żeby można było wyjeżdżać, ale na
przykład kultywujemy spotkania, gdy chodzi o mój rok święceń.
Klerycy: Wielu z nas kleryków miało okazję
czytać na jednym z pastorałów Księdza
Biskupa iż jest to dar kolegów kursowychjak koledzy kursowi sobie radzą z tym że
mają na swoim kursie biskupa?
Bp Andrzej F. Dziuba: Myślę, że oni sobie
radzą dobrze, nie wiem jak ja sobie radzę
(śmiech), ale myślę że nawzajem sobie radzimy w miarę dobrze. Mamy od dawna
zasadę – ja się wyłamywałem niestety, bo
mieszkałem poza diecezją – że zawsze
wszyscy spotykamy się na imieninach i raz
do roku było spotkanie naszego kursu.
Spotkania te odbywały się „per turnum” u
kolegów, u mnie też bywało. Zawsze w
czasie takiego spotkania musiała być jakaś
atrakcja. Kiedyś atrakcją było łowienie ryb,
każdy dostał wędkę i łowiliśmy ryby, kiedyś pamiętam było latanie samolotem, innym razem pływanie statkiem, innym razem zawody strzelnicze. Ostatnio modliliśmy się wszyscy na 60 urodziny w parafiach, gdzie koledzy są proboszczami, poza
tym oni starają się przyjechać do mnie w
dniach imienin.
Bardzo pięknym zwyczajem są, od kilkunastu lat co roku, wyjazdy całym kursem
na wakacje, na dwa tygodnie. Jedziemy w
jakieś skromne miejsce - aby udźwignąć
koszty wyjazdu, bo oszczędzamy przez
cały rok, każdy sobie kupuje świnkę i do
świnki wkłada resztki pieniędzy, które mu
zostały i w sumie potem jak rozbije okazuje się, że prawie bezboleśnie ma na wyjazd.
Staramy się zawsze takie wakacje łączyć z
pielgrzymowaniem do jakiegoś miejsca
świętego, staramy się mieć rytm ascetyczny: codziennie konferencje, Mszę Świętą.
Takie chwile wypoczynku, a z drugiej strony chwile już stateczności stosownej do
wieku jaki niesiemy.
Myślę, że my sobie, jako kurs, radzimy
bardzo dobrze, nie ma jakichś, moim zdaniem, sytuacji, które by wskazywały, że z
momentem powierzenia mi posługi biskupiej nasze relacje się zmieniły- może tylko
tyle, że ja teraz zawsze przewodniczę
Mszy Świętej (śmiech), ale kazania zawsze
mówią koledzy. Mój rok jest bardzo wspaniały, choć każdy jest inny, każdy niesie
różne swoje radości, trudy, ale staramy się
jakoś tworzyć piękną grupę. Dwoje naszych kolegów już nie żyje. Każdy ma różną odpowiedzialność, ale myślę że wszyscy tam gdzie są, są zadowoleni i starają
się służyć Kościołowi tak jak potrafią.
Klerycy: Czy myślał Ksiądz Biskup - wyobrażał sobie- będąc w Seminarium, że po
święceniach kapłańskich życie potoczy się
właśnie tak: że będą dalsze studia teologiczne, posługa w Sekretariacie Prymasa
Polski, czy wreszcie biskupstwo?
Bp Andrzej F. Dziuba: Na pewno, gdyby
ktoś będąc w Seminarium myślał o takiej
drodze jaka mnie spotkała, to trzeba by
się było zastanowić, czy słusznie zaczął
formację seminaryjną. Przecież Seminarium przygotowuje do pracy w posłudze
kapłańskiej i ja taką posługę rozpocząłem,
pracując w parafii Łobżenica pod Piłą, na
przeciwnym krańcu archidiecezji, a więc
zostałem posłany na chyba najdalsze z
możliwych miejsc od miejsca mojego urodzenia. Na pewno pracując tam, ucząc religii w 4 klasach: 3, 4, 5, 6, mając chyba 36
godzin na tydzień, nie myślałem o jakichś
studiach specjalistycznych, o jakimś uniwersyteckim zgłębianiu teologii.
Na pewno od początku bardzo mnie
interesowały książki. Miałem nawet w ciągu tego roku kapłaństwa bibliotekę zdecydowanie większą, niż inni moi koledzy.
Zresztą mój dziekan, u którego byłem wikariuszem zlecił mi zadanie, żebym na każdej konferencji dziekańskiej przedstawił
księżom z dekanatu najważniejsze nowości
teologiczne jakie się ukazywały. Więc ja
starałem się o tych nowościach mówić, ale
zawsze kiedy mówiłem o nich, to mając na
względzie ówczesny kryzys, zawsze dodawałem: „ale tego już się nie da kupić”, bo
były wówczas tak małe nakłady książek, że
trzeba było mieć znajomości, aby gdzieś
kupić.
Natomiast swoistym znakiem, z jednej
strony radosnym, a z drugiej strony odpowiedzialnym, było to, że skierowanie na
studia otrzymałem w Dzień Dziecka.
Pierwszego czerwca 1976 r. Kard. S. Wyszyński poprosił, żebym przybył do Gniezna i w czasie rozmowy mi obwieścił tę
wiadomość, że pójdę na studia specjalistyczne na KUL, w zakresie teologii moralnej. To na pewno była zasługa mojego
Księdza Rektora, późniejszego biskupa w
Siedlcach, biskupa Jana Wiktora Nowaka,
który był moralistą i on jak przypuszczam
-zresztą później się do tego przyznawałzasugerował Księdzu Prymasowi S. Wyszyńskiemu, żebym ja poszedł na studia i
to właśnie z zakresu teologii moralnej.
Teologia moralna szła mi dość dobrze
w Seminarium, mogę powiedzieć że jakoś
sobie radziłem. Księdzu Kard. Wyszyńskiemu jestem bardzo wdzięczny za wiele
rzeczy, które może trudno nazwać, ale takim szczegółem będzie to, że on ostatecznie skierował mnie na studia, to on osta-
23
tecznie skierował mnie do Rzymu po doktoracie, żeby jeszcze dalej się doskonalić.
To on, kiedy powiedziałem mu będąc w
Rzymie: Eminencjo ja chciałbym pisać
artykuły, ale nie mam maszyny, mówi jutro idź do rektora, a on ci kupi. I faktycznie mam do dziś tę maszynę ze sobą, taką
zwyczajną. To było ciekawe, że Kardynał
od razu reagował i faktycznie napisałem
na niej w Rzymie kilkadziesiąt artykułów.
Potem oczywiście trudno było przewidywać, że po studiach tak się potoczy dalej droga, że wracając z Rzymu nie podejmę pracy na KUL-u, tylko przyjdę do Sekretariatu Prymasa Kard. J. Glempa. To
już Opatrzność Boża kierowała, aż potem
kazała mi przyjść do Łowicza, przez który
setki razy przejeżdżałem, czy to z Kard. J.
Glempem jeżdżąc do Gniezna, czy to pociągiem jadąc w moje strony rodzinne.
Często z pociągu patrzyłem na Łowicz,
czy z samochodu, którym jechałem na
trasie Warszawsko- Poznańskiej. Miasto
jako takie, a także tę ówczesną cząstkę
Kościoła Warszawskiego, znałem, bo
bywałem z księdzem Prymasem Glempem
wielokrotnie na opłatkach kapłańskich i w
parafiach. Trudno powiedzieć, że myślałem o tym, bo to byłoby chyba myślenie,
które świadczyłoby, że człowiek planuje
sobie wszystko sam, a to Pan Bóg ma najwięcej do powiedzenia i to Jemu czasami
„udaje się coś powiedzieć” i to bardzo
pięknego.
Klerycy: Wspomniał Ekscelencja o postaci
między innymi Kard. S. Wyszyńskiego który odegrał dużą rolę w Księdza Biskupa
życiu. Odnosząc się do tej osoby czy wzorował się Ksiądz Biskup w dotychczasowej
posłudze pasterskiej na jakimś autorytecie ?- choćby samo zawołanie biskupie Soli
Deo które jest przecież takie samo jak u
Prymasa Wyszyńskiego- czy to zbieg okoliczności czy też forma pewnej kontynuacji ?
Bp Andrzej F. Dziuba: Na pewno inaczej
wyglądało moje spojrzenie na autorytety w
czasie kiedy pracowałem w Sekretariacie i
kiedy zajmowałem się nauką, a inaczej w
posłudze biskupiej. Moje zawołanie biskupie „Soli Deo”, jest zawołaniem dość szeroko występującym. Jest sporo biskupów
w świecie- choćby biskup Władysław Blin
w Witebsku na Białorusi- noszących zawołanie „Soli Deo”. Myślę, że w jakimś sensie
jest to jakieś odbicie „Soli Deo” księdza
Kard. S. Wyszyńskiego, który mi udzielał
święceń prezbiteratu.
Na pewno Prymas Wyszyński był i jest
dla mnie wielkim autorytetem, tym bardziej, że próbowałem i próbuję czasami
coś na jego temat napisać, a więc to mnie
obliguje do tego, żeby trochę głębiej wniknąć w jego nauczanie, w jego życie. Trochę
mogłem poznać wiele szczegółów jego
życia i posługi poprzez pracę w Sekretariacie, gdzie trzeba było sięgać do czasów
Kard. S. Wyszyńskiego, do różnego rodzaju jego dokumentów. Miałem tą okazję, że
mogłem się zapoznać w jakimś stopniu z
jego nie opublikowanymi dotąd
„Zapiskami”. To powoduje że ksiądz
Kard. S. Wyszyński jest dla mnie wielkim
autorytetem, wielkim człowiekiem. Jak na
ówczesne czasy Kościoła był mężem
opatrznościowym.
Chciałbym choćby troszeczkę mieć
tych talentów, żeby tak jak on dobrze służyć Kościołowi. To trudno, to nie jest tak
łatwo, żeby dorosnąć, a już o naśladowaniu nie ma mowy. Zresztą to byłby totalny
błąd, gdyby próbować naśladować, ale
warto choć trochę z tych cech Kardynała
przejąć do postawy pasterskiej, ale trzeba z
24
drugiej strony pamiętać, że Prymas pracował w innych czasach. Jego wystąpienia
musiały być inne, jego styl bycia mógł być
inny, ale na pewno łączy nas ta sama posługa biskupia, ta sama odpowiedzialność
za Kościół- jego oczywiście wielka, bo
ogromne dwie archidiecezje, dwie wielkie
metropolie, posługa Prymasa, posługa na
rzecz Polonii i posługa jako Księcia Kościoła, jako Kardynała, wzmocniona jeszcze dodatkowo jego uwięzieniem trzyletnim. Więc myślę, że to jest dla mnie pewien powiedziałbym odnośnik personalny.
Jednocześnie bym nie pomniejszył roli
księdza Kard. J. Glempa, z którym tyle lat
przyszło mi współpracować w tych trudnych czasach stanu wojennego i później.
Mieszkając razem, pracując, mogłem dotykać wielu prawd Kościoła. Nie ulega wątpliwości, że Prymasa Glempa darzę wielką
estymą. To było uczenie się Kościoła w
pracy i osobistym doświadczeniu sekretarza Prymasa Polski i w codziennym kontakcie z samym Prymasem. Wyjątkowa
szkoła umysłu, ducha, serca i wiary.
Klerycy: Ekscelencjo, Sobór Watykański II
w Konstytucji dogmatycznej o Kościele
(Lumen Gentium) mówi że biskupi są
ustanowieni przez Ducha Świętego aby
kierowali Kościołem Bożym- co z perspektywy 6 lat kierowania Diecezją Łowicką
uznaje Ekscelencja za udane, a z czego nie
jest Ksiądz Biskup zadowolony?
Bp Andrzej F. Dziuba: Kościół Łowicki -
tak młody Kościół- powiedziałbym onieśmielony jest tym, że został utworzony na
wielkiej historii tutejszej ziemi, wielkiej
historii tutejszej wiary. Przecież to z tej
wiary wyrosła Archikolegiata w Tumie i
piękny kościół drewniany w Boguszycach,
z tej wiary wyrósł monumentalny Kościół
w Brochowie, czy nasza przepiękna Katedra Łowicka. Na fundamencie tej wiary
wyrósł Kościół nowy, Kościół lokalnyKościół Łowicki. Myślę że Pierwszy Biskup Łowicki- Biskup Alojzy Orszulik,
bardzo wiele dokonał w płaszczyźnie różnych dzieł zewnętrznych. Mnie przyszło
kontynuować te dzieła zewnętrzne, które
jak widać próbujemy podejmować.
Myślę, z tych dzieł zewnętrznych, najbardziej się cieszę z rozbudowanego Domu Kapłana Seniora w Sochaczewie. To
jest moim zdaniem wielka rzecz, którą
dokonali wszyscy kapłani naszej diecezji.
Mój wkład tam jest może najmniejszy,
może tylko tyle, że gderałem mówiąc, żeby wywiązać się ze swoich zobowiązań na
rzecz tego domu. Ostatecznie to księża
wraz z wiernymi wznieśli tę cząstkę tego
domu, który teraz tak cieszy wszystkich i
który pozwala naszym kapłanom mieć
nadzieję, że kiedy będą niesprawni będą
mieli godne warunki życia, godne warunki
przeżywania swoich radości, swojego
owocowania często po trudnych latach
pracy. To jest moim zdaniem przepiękne
dzieło i za to jestem wdzięczny Bogu i
ludziom.
Na pewno bardzo ważnymi dziełami
zewnętrznymi są wszystkie instytucje edukacyjne: szkoły i przedszkola katolickie.
To jest uczenie Ewangelii nie bezpośrednio, tylko poprzez pewien klimat tych
miejsc. Uczymy tam nie tylko samych
uczniów, czy dzieci, ale także ich rodziców, którzy muszą doświadczyć atmosfery
szkoły czy przedszkola katolickiego. To
jak sądzę na nich oddziaływuje mniej czy
bardziej. Sam fakt, że decydują się posłać
dziecko do takiej szkoły, a nie do innej- to
jest też jakiś pozytywny znak- z tego się
bardzo cieszę i stąd jest moim marzeniem,
żeby każde większe miasto w naszej diecezji miało przedszkole i szkołę katolicką.
Wobec innych szkół publicznych niech
stanie i nasza. Jeżeli okaże się, że mieszkańcy uznają, że potrzebują takiej szkoły,
będziemy starali się pomóc właśnie z taką
ofertą edukacyjną jaką daje szkoła katolicka.
Na pewno pięknym dziełem, które
mnie bardzo cieszy są szkolne i parafialne
koła Caritas, ta otwartość na ludzi potrzebujących. Ważne są nasze instytucje Caritas w Sochaczewie, czy w Łowiczu,
Warsztaty Terapii Zajęciowej w Urzeczu.
Na pewno moglibyśmy jeszcze więcej zrobić, ale nie chcemy poprzez nasze inicjaty-
25
wy odbierać inicjatywy innym. Skoro inni
podobne dzieła prowadzą i one się dobrze
rozwijają, to czemu miałyby nie rozwijać
się dalej.
Bardzo ważnym jest –myślę o tej stronie zewnętrznej- realizowany w tej chwili
razem z miastem projekt rewitalizacji Starówki, zwłaszcza Katedry, i stworzenia
wokół Domu Biskupa centrum edukacyjnego, które by służyło promocji kultury,
naszych dzieł sztuki i zbliżeniu w ofercie
kulturowej Kościoła. Myślę, że to powinno
wszystko razem stworzyć piękny znak religijno-kulturalny w centrum Łowicza, a
pośrednio także w centrum całej naszej
diecezji.
Ale obok tych radości zewnętrznych
jest troszeczkę problem z wieloma obiektami w naszej diecezji, które stoją puste. Był
26
taki czas gdy budowano specjalne obiekty
jako salki katechetyczne. Od momentu
kiedy religia wróciła do szkoły, bardzo
często te obiekty stoją puste. Takim przykładem jest choćby wielki dom w Krośniewicach. Jest trudno, aby te obiekty
jakoś ożyły, by próbować tam podjąć jakieś inicjatywy lokalne, czy to domy środowiskowe, czy domy dziennego pobytu,
gdzie pensjonariusze przebywaliby na cały
dzień i wieczorem wracali do domu. Mamy tych domów sporo. Mamy czasami
także dwie plebanie: starą i nową.
Po prostu troszeczkę żal jest we mnie,
że niejednokrotnie nie ma takich zdeterminowanych prób wykorzystania tego, co
mamy. Ja wiem że są środowiska małe.
Zresztą u nas w diecezji często środowiska
bardzo ubogie, bo bezrobocie, bo sprzedaż produktów rolnych bardzo tania. Ale
myślę, że jeżeli byłaby większa determinacja, to może by się udało te domy jakoś
wykorzystać bardziej i one by były też
promocją Ewangelii, też ofertą wychodzącą do ludzi. Są takie miejsca, gdzie z pomocą urzędów gminnych, udało się stworzyć pewne centra i widzę, że one funkcjonują bardzo dobrze. Tu nie chodzi o to, że
Kościół klerykalizuje, czy wchodzi w nie
swoje- Kościół tylko otwiera swoje podwoje- mamy salę proszę bardzo zorganizujmy coś razem. To jest jeden z problemów, który z tych zewnętrznych rzeczy
widać.
Na pewno niejednokrotnie jest bardzo
trudno księżom udźwignąć odpowiedzialność za zabytki, które podlegają rygorom
konserwatorskim. Nie wystarczy wziąć
pędzel i pomalować, trzeba odpowiednią
farbą pomalować. To jest też często ból
księży że mają piękne zabytki, piękne dzieła sztuki, które w ich konsystencji nadszarpnął czas, a które wymagają pilnego
zabiegu konserwatorskiego, a tu nie ma
pieniędzy. To jest też pewien problem, jak
winien wyglądać styk Kościoła i odpowiedzialności kulturalnej Państwa, czy władz
samorządowych, aby te piękne zabytki nie
uległy zniszczeniu, żeby, skoro przetrwały
niekiedy wiele wieków, mogły nadal służyć ogólnonarodowej kulturze i historii.
Natomiast, gdy idzie o elementy duchowe, myślę że najważniejszym ogólnodiecezjalnym wydarzeniem był I Kongres
Eucharystyczny naszej diecezji. Zwłaszcza,
że on pięknie -jak sądzę- wybrzmiał w parafiach i w rejonach. Możemy dziękować
Panu Bogu, że nas zgromadził, taką liczną
rzeszę, na Rynku w Łowiczu i że nie odstraszyła nas ta straszna chmura, która
wówczas się zbliżała nad Rynek, ale do nas
nie doszła. Myślę, że to piękny znak naszej
wiary. „Wytrwajcie w miłości Mojej”, hasło kongresowe jakby brzmi nam nadal. Z
drugiej strony pytanie na ile trwamy, ile
niedostaje w naszych sercach różnych braków i trudności.
Wielką troską duchową dla mnie jest
Seminarium, które mnie gościnnie przygarnęło, co prawda nie jako kleryka, ani nie
jako moderatora, ale jako mieszkańca. Jest
wielką moją troską, bo potrzeby diecezji są
bardzo duże. Chcielibyśmy móc jeszcze
lepiej sprostać tym wyzwaniom ewangelizacyjnym, ale do tego są potrzebne gorące
serca i odpowiednio przygotowane umysły,
a to jest proces który dokonuje się w Seminarium. Już teraz, co jakiś czas zaglądam w
zdjęcia i wykaz alumnów i już coraz lepiej
znam prawie wszystkich z poszczególnych
lat.
To jest moja wielka troska – Seminarium, żebyśmy mogli sprostać tym wyzwaniom duszpasterskim, bo jednak oczekiwania wiernych są bardzo duże. W niektórych
parafiach, ze względu na specyfikę sytuacji,
są dwa lub trzy kościoły i kapłan musi odprawiać cztery Msze Święte. Czasem także
ze względu na małość świątyni, potrzeba
kilku Mszy Świętych, a przecież nasze
możliwości fizyczne są takie jakie są. Człowiek jest zdolny przez jakiś czas bardzo
intensywnie pracować, a tak potrzebuje
możliwości żeby jego praca mieściła się w
normie jego psychicznej i fizycznej wytrzymałości. Dlatego potrzeba nam młodych
kandydatów do kapłaństwa, a potem młodych posługujących w kapłaństwie. Ciągle
młodych sercem, niezależnie od wieku, bo
lata to nie jest kryterium młodości, czy
starości, tylko duch, a duch myślę, że jest
bardzo silny i wspaniały.
Księża też dzielą ze mną tę troskę o
alumnów, myślę że szczególnie moderatorzy, wszyscy, dzielimy tę troskę, wyrażamy
ją w naszej modlitwie, w wyjazdach na
parafię, w różnych dziełach, które podejmowane są na rzecz powołań. Przypomnę
myśl o rekolekcjach powołaniowych. Także „Vitis” jest takim dziełem na rzecz powołań bardzo potrzebnym i bardzo ważnym.
Można byłoby jeszcze wymieniać wiele
radosnych i napawających troską problemów. Nie chcę wchodzić w problemy
natury społecznej, bieda w wielu rejonach,
ubóstwo, na tym tle szerzące się problemy
patologiczne, dramaty rodzinne, rozpady
małżeństw, dzieci bez perspektyw dalszego kształcenia się, są problemy zdrowotne. To są bardzo trudne problemy, wobec
których nie można być obojętnym, a
zwłaszcza nasi duszpasterze. Myślę, że te
wskazane wydają się jakby najważniejsze z
wielu ważnych.
Klerycy: W świetle ostatnich wydarzeń w
Polsce i całym Kościele powszechnymsprawa Krzyża, in vitro, związki homoseksualne- czy według Księdza Biskupa owe
sytuacje doprowadzą w swych następstwach w XXI wieku do jeszcze większego
zachwiania autorytetu Kościoła, czy też
zaczną się liczyć wartości i cnoty dane
nam od Boga?
Bp Andrzej F. Dziuba: Każdy postęp tech-
niczny stawia to dramatyczne pytanie, które także stawia odważnie antropologia i
etyka chrześcijańska: czy wszystko co
możliwe technicznie jest godziwe, a więc
czy to, co jestem w stanie zrobić mam
prawo czynić? Jednym z takich problemów jest metoda zapłodnienia pozaustrojowego zwana in vitro. Z drugiej strony to
dramatyczne pytanie w kontekście homoseksualizmu: czy mam prawo oczekiwać
od innych akceptacji ostentacyjnej i publicznej, a czasem wręcz prowokacyjnej,
tego, co mnie samemu wydaje się inne w
swej naturze i odniesieniach międzyludz-
27
kich? Bo tak najczęściej jest, że nie jest to
rzeczywistością, która wpisywałaby się w
całokształt relacji międzyludzkich. Wydaje
się, że dzisiaj na kanwie rozchwianej wolności, zdaje się sugerować, że nie ma żadnego kryterium wartości obiektywnych.
Wskazuje się, że tylko ja sam, pojęty
wręcz egoistycznie, jestem ostateczną
wartością i ostatecznym kryterium wszystkich wartości. Jakby nie chce się dostrzec
tej odpowiedzialności, że przez życie ludzie idą w zbiorowości ludzkiej, a skoro w
zbiorowości ludzkiej, to ja mam odpowiedzialność także za innych i nie mogę się
kierować tylko własnym dobrem, zwłaszcza dobrem emocjonalnym, czy przyjemnościowym. Niestety dzisiaj świat to sugeruje jako najwyższy stopień dobra i to
takiej przyjemności krótkotrwałej, zaspokajającej pragnienia, które są tylko pragnieniami chwilowymi. Dlatego też próbuje się pomniejszyć wrażliwość sumienia
i zasugerować ludziom, że każde jakiekolwiek normy moralne, to jest ograniczenie
wolności.
Takim największym, który „ogranicza”
wolność, jest Pan Bóg. Bo to On jakoby
nam utrudnia życie, On stawia warunki i
zasady życia. Z drugiej zaś strony podświadomie jednak według tych zasad
chcemy żyć, bo nie chcemy żeby nas ktoś
zabił, bo takie jest jego chwilowe upodobanie czy emocja, cenimy sobie życie. Zatem czy drugiego możemy zabić? My
uważamy, że ktoś drugi w swojej wolności
przekroczył granice wolności, a jednocześnie ja chcę przekraczać granice mojej
wolności za cenę wolności drugiego.
Człowiek jednak podświadomie ma
zakodowane w sobie pewne podstawowe
wartości, które w sposób bardzo schematyczny podaje Dekalog. To są te naturalne
prawa wpisane w człowieka, które najprościej określamy: czyń to co chcesz żeby ci
drugi czynił, albo nie czyń drugiemu tego,
co chcesz żeby tobie nikt nie czynił. Myślę, że współczesny rozchwiany system,
może nie tyle wartości -bo tu nie ma sys-
28
temu wartości, bo gdyby był system, to by
się to jakoś wszystko trzymało, ale tu jest
brak systemu, to jest to rozszarpanie jakby
tych pól do mojego egoizmu. To jest rzeczywistość, która nie ma wielkich perspektyw.
W tej chwili tendencje etyczne czy kulturowe, które się jawią, mają bardzo krótki
żywot. Ostatnim takim zjawiskiem które
miało najdłuższy żywot to był marksizm.
Ale on też sam z siebie rozpadł się, tylko
pytanie za jaką cenę? System marksistowski
kosztował miliony ofiar, miliony zniszczonych perspektyw rozwojowych ludzi,
państw i narodów. A teraz, wydaje mi się,
współczesne oferty także mają krótszy
żywot. Powiedzmy postmodernizm w zasadzie się już kończy, Richard Rorty, czy
Jacques Derrida, czy Zygmunt Bauman to
chyba już się skończyło. Zygmunt Bauman
de facto chyba się nawrócił prawie na
chrześcijaństwo, albo takie mówienie. Stąd
myślę, że inne współczesne oferty nie mają
długich perspektyw, ale, co powiedziałem,
jest pytaniem: ile zdołają wyrządzić zła, ile
ofiar będzie kosztowało takie właśnie egoistyczne, czy ideologiczne spoglądanie na
wzajemne życie międzyludzkie, na te relacje i na postrzeganie siebie samego.
Na pewno nie da się pewnych rzeczy
tego typu do końca uregulować normami
prawnymi, bo tutaj wchodzimy w postawy
etyczne. A będzie często konflikt, jak mówił II Synod Plenarny Polski- między prawodawstwem a systemem etycznym. Prawodawstwo stara się znaleźć jakiś środek
między różnymi systemami etycznymi i
unormować pewne zasady, a system etyczny najczęściej jest jednoznaczny. W systemie etycznym nie ma, że wolno, albo nie
wolno, są jasne reguły i teraz trzeba spotkać razem te różne systemy. W prawodawstwie próbuje się znaleźć jakieś środek.
Takim przykładem jest u nas obowiązująca ustawa o ochronie życia, w której między innymi jest problem przerywania ciąży,
gdzie jest to pewna jakaś taka próba wypracowania kompromisu, która oczywiście,
w sensie etycznym, nie może zadowolić.
Ona dopuszcza przerywanie ciąży, ale pra-
wo próbuje znaleźć jakiś środek ku ograniczeniu.
Jednak myślę, że te współczesne
problemy one nie mają przewidzianego
długiego żywota. Choćby z tej racji, że bardzo szybko pewne problemy stają się problemami mniej medialnymi, nie nagłaśnia
się ich, one schodzą na dalszy plan. Przychodzą wówczas inne problemy koniunkturalne wypływające z przesłanek ideologicznych, politycznych- choć problem in
vitro nie jest dla nas problemem ideologicznym czy politycznym, jest to problem
pewnego kanonu wartości, w których my
uznajemy godność człowieka od pierwszego momentu jego poczęcia. Dla nas jest to
człowiek, jest to konkretna istota ludzka, w
przeciwnym razie byłoby pytanie skoro nie,
to kto, czy co to jest? Od kiedy rozpoczyna
się człowiek? To jest trudny problem dla
ideologów.
Podkreślę jeszcze raz, gdy idzie o problem Krzyża, to został on w tej chwili wyciszony, bo nie jest już nośny. Jednak konsekwencje tego, co się wydarzyło będziemy
zbierać, zwłaszcza manifestacja nocna
przeciwko Krzyżowi, ona w wielu umysłach ludzi mogła wycisnąć piętno i rodzić
będzie konsekwencje. Można będzie owoców tego doświadczyć podczas katechizacji
w szkole, wśród postaw uczniów, to będzie
jeszcze bardzo trudne przeżywanie tych
dramatycznych chwil.
Klerycy: Patrząc ku przyszłości, jakie wobec takiej rzeczywistości powinny być działania podejmowane przez Kościół w Polsce
i na świecie?
Bp Andrzej F. Dziuba: Kościół powinien
czynić to, co mu powiedział Pan Jezusgłosić Ewangelię, w porę i nie w porę, ze
świadomością, że napotka bardzo często
opór wobec Ewangelii. To przepowiadanie
Ewangelii będzie bardziej owocne jeżeli za
słowami pójdzie świadectwo. Tak jak święta Wiktoria w swym męczeństwie i dziewiczym życiu. Jeśli pójdzie świadectwo życia i
postaw to wówczas wypowiadane słowa
będą bardziej autentyczne i przekonujące.
To będzie bardziej moje, a nie tylko moich
ust, a skoro będzie moje, to ja się z tym
identyfikuję.
Dlatego też potrzeba świadectwa, a
szczególnie potrzeba świadectwa wobec
najbardziej potrzebujących, ubogich, ludzi
z marginesu których się odrzuca. Nie
chcemy przez to pominąć potrzeby świadectwa wobec tzw. intelektualistów, uczonych itd., wobec wszystkich. Wydaje się
jednak, że szczególnie współcześnie potrzebne jest świadectwo pochylenia się
nad człowiekiem chorym, cierpiącym,
człowiekiem z marginesu, a także nienarodzonym.
Oczywiście to wszystko, to nasze przepowiadanie, nasze świadectwo musi być
oparte na tej niepowtarzalnej prawdzie:
29
Oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż
do skończenia świata, nie jesteście sami.
Bo sami to jesteśmy na przegranej pozycji.
My idziemy razem z Chrystusem, a Chrystus nam zostawił sakramenty święte, zostawił nam powołanie do świętości, zostawił nam miłość bliźniego, aby iść razem.
Zostawił nam Kościół- wspólnotę i wtedy
dopiero to wszystko nabiera żywotności,
staje się nie teorią ale życiem.
Głoszenie Ewangelii, świadectwo,
sprawowanie tego w znakach liturgii to
wszystko pokazuje, że Kościół jest naprawdę przepiękny. Obyśmy my tylko w
tym Kościele nie byli tymi, którzy odejmą
mu tego piękna, ale przeciwnie, żebyśmy
mu tego piękna jeszcze dodali, właśnie
poprzez nasze życie i modlitwę, nasze
świadectwo i postawę, a wówczas moce
piekielne go nie pokonają mimo, że nie
dadzą za wygraną, czasami nawet posługując się ludźmi w Kościele. Bo przecież
działanie złe może być także w Kościele.
Czasami może ulegamy takiej tendencji, że
wszystko, co jest przeciwko Kościołowi,
to jest na zewnątrz Kościoła. Oto wszyscy
nas atakują, a nie zauważamy, że problem
jest w środku Kościoła.
Nasza diecezja przecież także przeżyła
dramaty wewnątrz Kościoła. Niektóre
wyrządziły tyle krzywdy. To jest też problem- jak dorosnąć do tego żeby samemu
nie stać się wewnątrz Kościoła przyczyną
czegoś złego, żeby tak zaufać Panu Bogu i
tak z Nim współpracować, aby móc iść ze
swoimi słabościami, ale iść i ufać że Pan
Bóg w trudach mi pomoże, a w tym co
dobre jeszcze wydoskonali bardziej. Wtedy będzie to piękny znak Kościoła właśnie
jako wspólnoty zbawczej, wspólnoty dążącej do świętości, ale otwartej dla świętych i
dla grzeszników. My tam pośrodku gdzieś
jesteśmy, ale posługujemy w Kościele
wszyscy razem. Tak jak trzeba, jaka jest
nasza odpowiedzialność Kościelna i jak w
tej odpowiedzialności z Bożą pomocą się
odnajdujemy. „Vitis” też posługuje Kościołowi, tkwi w tym winnym krzewie, oby
jak najlepiej i z gorącym sercem.
30
Dziękując Księdzu Biskupowi za
poświęcony czas i poczynione refleksje
dotyczące życia i posługi pasterskiej
składamy na ręce waszej Ekscelencji
wyrazy czci i szacunku. Życzymy, by
Jezus Chrystus obdarzał nieustannie
Księdza Jubilata wszelkimi potrzebnymi łaskami w dalszej służbie Kościołowi dla większej chwały Boga, a Matka
Najświętsza niech w tym dopomaga
swoim orędownictwem.
Wywiad przeprowadzili klerycy
IV roku:
Kościół katolicki od samego początku swego istnienia starał się udzielać
pomocy wszystkim ludziom potrzebującym, co stanowiło istotny przejaw jego służebnej postawy względem osoby ludzkiej.
Swoją działalnością obejmował ubogich,
chorych, samotnych, uciskanych i wielorako pokrzywdzonych. Można więc śmiało
powiedzieć, iż udzielanie pomocy było już
od początków chrześcijaństwa zaszczytnym
dowodem przynależności do Kościoła,
który przez stulecia wypracował sprawdzone formy działalności charytatywnej. Dlatego celem ujednolicenia i zcentralizowania
działalności charytatywnej
Kościoła katolickiego,
na przełomie XIX i
XX wieku powołano do życia
organizację
Caritas.
Z inicjatywy niemieckich działaczy w 1924 roku
w Amsterdamie
doszło do stworzenia pewnych
podstaw,
by
powołać pierwszą międzynarodową unię krajowych związków
Caritas,
która przyjęła
nazwę Caritas
Catholica.
Na konferencji poro-
zumiewawczej w 1926 roku utworzono zarząd i stały komitet z siedzibą w Bazylei. Ich
zadaniem było podejmowanie międzynarodowej pracy charytatywnej, ustanawianie i
podtrzymywanie łączności z krajowymi
związkami Caritas oraz przygotowywanie
międzynarodowych kongresów. Początki tej
międzynarodowej współpracy dobroczynnej
zostały przerwane przez wybuch II wojny
światowej. Po zakończeniu działań wojennych
do reaktywowania tej organizacji
przyczyniło się wielu znanych i wybitnych
działaczy społecznych. Zaliczyć do ich grona należy między innymi księdza John’a
Rodhaina, który w 1947 roku zorganizował w Paryżu międzynarodową konferencję
związków katolickich organizacji charytatywnych ze wszystkich krajów Europy. W
konsekwencji tych wielorakich działań i
spotkań doprowadzono w 1951 roku do
powstania Caritas Internationalis w randze
sekretariatu z siedzibą w Rzymie. Zgodnie
ze statutem organizacja ta stanowi konfederację katolickich organizacji prowadzących
dzieła miłosierdzia i działających na rozległych polach pracy socjalnej. Do podstawowych zadań Caritas Internationalis należy pomoc w realizowaniu zadań chrześcijańskiego
miłosierdzia oraz rozwijanie opieki i pomocy społecznej. Kolejnym jej obowiązkiem
jest badanie przyczyn i uwarunkowań ludzkiej biedy i nędzy oraz proponowanie właściwych rozwiązań tych problemów. Do
ważnych zadań należy także koordynowanie
współpracy organizacji charytatywnych w
czasie klęsk żywiołowych i katastrof. Adresatami Caritas są także dzieci pozbawione
opieki rodzicielskiej; niepełnosprawne umy-
31
słowo; opóźnione w rozwoju. Niebagatelnym i niezmiernie ważnym terenem pracy
organizacji Caritas są potrzeby ludzi chorych psychicznie, którzy czasowo lub na
stałe nie są zdolni do normalnego życia w
społeczeństwie oraz troska o ludzi dotkniętych jakąś chorobą i niepełnosprawnych.
Kolejnym istotnym obszarem działalności
jest pomoc ludziom uzależnionym od nało-
gów (głównie od narkomanii i alkoholizmu), a także wspieranie ludzi biednych i
ubogich (rodziny wielodzietne, samotne
matki, bezrobotni, bezdomni oraz ludzie
pochodzący z marginesu społecznego).
W ostatnich czasach dużej aktywności Caritas potrzebują emigranci i uchodźcy. Podstawą takiego postępowania i spełniania
powyższych celów jest uznanie każdego
człowieka za najwyższą wartość w świecie.
W Polsce do powołania ogólnokrajowego organu pod nazwą Instytut Caritas
doszło w 1929 roku, a na siedzibę tej organizacji wybrano Poznań. Instytut organizował Tygodnie Miłosierdzia Chrześcijańskiego oraz koordynował działalność Caritas
diecezjalnych, powstających sukcesywnie na
przestrzeni kolejnych lat, między innymi w
Diecezji Łowickiej pod nazwą Caritas Diecezji Łowickiej, w maju 1992 roku. Jej pierwszym dyrektorem był ksiądz Wiesław Skonieczny, a obecnym jest ksiądz Dariusz
Krokocki. W strukturach Caritas Diecezji
Łowickiej są takie podmioty jak Parafialne
Zespoły Caritas i Szkolne Koła Caritas, które
32
oprócz pomocy materialnej, działają także
na polu duszpasterskim. Poza wymienionymi zadaniami wśród działań naszej lokalnej
Caritas są także usługi rehabilitacyjne świadczone osobom starszym i poszkodowanym
w wypadkach, usługi opiekuńcze w ramach
hospicjum domowego i opieki pielęgniarskiej niesione pacjentom u kresu życia oraz
usługi pielęgniarskie na terenie szkół. Do
podstawowych działań zalicza się również
dostarczanie produktów żywnościowych
dla ludzi ubogich mieszkających w parafiach naszej diecezji. Działalność tej instytucji polega również na wsparciu osób niepełnosprawnych w prowadzonych Warsztatach Terapii Zajęciowej w Urzeczu oraz
na prowadzeniu Rodzinnego Domu Dziecka w Strzegocinie. W ostatnim czasie do
istotnych zadań należy pomoc poszkodowanym w wyniku tegorocznej powodzi na
terenie diecezji łowickiej, organizacja kolonii wakacyjnych dla dzieci od 1995 roku i
program „Skrzydła”, dzielący się na dwie
części: „Skrzydła na co dzień”, który otacza
opieką dzieci w ich potrzebach bieżących
pojawiających się w trakcie roku szkolnego,
np. pieniądze na dożywianie, ubrania i podręczniki oraz program „Skrzydła na przyszłość”, który obejmuje przyszłość tych
dzieci, czyli rozwijanie ich talentów, korepetycje, nauka w szkole muzycznej, nauka
języka czy zdobywanie umiejętności. Ten
program bazuje na sponsorach i innych
podmiotach, które wspierają finansowo to
przedsięwzięcie.
Dyrektor Caritas Diecezji Łowickiej
zapytany o to czy jest zadowolony z działalności instytucji, odpowiada:
Nigdy nie można być zadowolonym w
stu procentach. W momencie, kiedy przychodziłem do pracy w Caritas w 1996 roku, warunki
prawne i ekonomiczne były zupełnie inne. Dzisiaj, po tych czternastu latach, zmieniły się one
radykalnie, co znaczy, że nie jest łatwiej i wydawałoby się że transformacja wpłynie na to, że
ludzi biednych będzie mniej, a okazuje się, że
jednak nie. Jest zupełnie odwrotnie, ludzi biednych jest więcej. Fakt, że są dzisiaj różnorakie
możliwości pozyskiwania środków finansowych; jednakże nie są to łatwe pieniądze. Dzisiaj już
sama aplikacja (wniosek) o pieniądze wymaga dużego wkładu pracy i czasu, co nie jest równoznaczne z tym, że te środki się otrzyma. I tak jest w przypadku dzieła, które chcemy zrealizować w Kutnie - Centrum Integracji Społecznej. I tutaj na bazie tych wniosków, które składaliśmy i które były odrzucane, takie jest moje doświadczenie; zamierzenia są, strategie są, dobra
wola ludzi jest, a jednak, gdzieś coś zawodzi. Czternaście lat temu było łatwiej.
ŹRÓDŁA
Koral J., Podstawy Działalności Charytatywnej Kościoła Na Przykładzie Organizacji Caritas, Kraków 2000.
Majka J., w: EK, t. II, Warszawa 1993.
Kowalczyk A., Caritas Polska i Caritas diecezjalne, cele, struktury, działalność, Lublin 1994.
33
Bardzo często słyszymy w wiadomościach lub od znajomych, że w naszym
mieście pojawiła się jakaś sekta, albo,
że po raz kolejny zostały zdewastowane
jakieś pomniki, cmentarze przez oprawców, których nazywamy sektą.
Gdy jednak wypowiadamy słowo „sekta”,
czy wiemy, co się pod nim kryje?
Za sektę najczęściej uważa się kilku
ludzi, którzy oderwali się od Kościoła lub
jakiejś wspólnoty religijnej, ustalili i przyjęli własne zasady, które mają zazwyczaj
strukturę władzy piramidalnej. Najczęściej
na pytanie o sektę, ludzie potrafią wymienić tylko dwie: satanistów i świadków
Jehowy. Poza nimi możemy jednak wymienić: Kościół Muna, Scientologów,
Kościół Nowoapostolski, Mormonów,
New Age, Mariawitów, Hare Krischna.
Członkowie sekty zazwyczaj są przekonani o słuszności swego oddalenia od Kościoła. W ich wypowiedziach możemy
usłyszeć np., że byli nie rozumiani, rodzice się nimi nie interesowali, czuli się osamotnieni, nudzili się podczas Mszy Świętej, denerwowało ich ciągłe wykonywanie
tych samych czynności w kościele.
Młody człowiek trafia do sekty często
przez takie właśnie odosobnienie. Zostaje
złapany w sidła przez werbunek jednego
34
z jej członków, który wcześniej go obserwuje. Taki werbunek może odbyć się podczas koncertów, imprez plenerowych, spaceru po ulicy, a nawet podczas wychodzenia z kościoła. W czasie rozmowy przedstawiany jest „swój program”, w którym
oferowane są nowe doświadczenia religijne, jedyna słuszna wg nich „prawda” oraz
szybka możliwość osiągnięcia najwyższych
stanów duchowych.
Sekta nigdy nie mówi całej prawdy
o sobie. Zataja informację na temat rzeczywistych celów grupy, a jeśli już podaje
jakieś informacje, to są one niejasne, rozmyte, często nieprawdziwe.
Do zgubnych metod, jakimi posługują się
sekty, możemy zaliczyć m.in.:
psychiczne - wytwarzające więzi emocjonalno - uczuciowe z organizacją kultową,
materialne - pozbawiające ofiarę niezależności finansowej, często poprzez przekazywanie sekcie prywatnego majątku, jak np.
dom, samochód, oszczędności,
socjalne - przenoszące jednostkę do
nowej wspólnoty religijnej przy równoczesnym zerwaniu poprzednich więzi społecznych,
moralne - narzucające swój system religijny oraz normy postępowania,
ideologiczne - wtłaczające ofiary w
ciasne schematy światopoglądu sekty,
prawne - zobowiązujące swoich członków w przedziwny sposób do określonych
świadczeń na jej korzyść,
seksualne - sprowadzające się do roztoczenia kontroli nad życiem erotycznym
wiernych, co prowadzi niejednokrotnie do
zmuszania swoich członków do prostytucji
lub aktów zbiorowego nierządu,
narkotyczne - zmierzające do uzależnienia wiernych od różnego rodzaju substancji narkotycznych,
hipnotyczne - paraliżujące wolę swoich
członków poprzez wprowadzanie ich w
trans hipnotyczny.
Do tej listy zgubnych metod, możemy
dodać jeszcze jedną tzn. brak możliwości
opuszczenia danej organizacji. Młody
człowiek, który wejdzie do jej środka, często nie zdaje sobie sprawy, że nie może
już się z niej wycofać, a jeśli będzie próbował, to musi się liczyć z przykrymi konsekwencjami, takimi, jak: zniszczenie kariery
zawodowej, fałszywe oskarżenia publiczne, próby morderstwa.
Sekta potrafi doprowadzić swojego
członka do ruiny psychicznej i materialnej,
oraz czyni ich ludźmi niezdolnymi do życia w społeczeństwie. Zabiera człowiekowi to, co jest dla niego najważniejsze: jego
wolność i umiejętność samostanowienia,
gdyż nie ma w niej miejsca na indywidualizm i samodzielne podejmowanie decyzji. Nie ma prywatności, liczy się tylko
grupa i jej interes.
Jeśli więc spotkasz ludzi, którzy będą
przyjaźnie nastawieni, którzy będą proponować ciekawe spotkania, możliwość taniego wyjazdu, uczestnictwa w jakiejś
„szczytnej” akcji - to nie bój się zadawać
pytań, bo masz prawo być informowanym, co do istoty sprawy. Nie zgadzaj się
na wymijające odpowiedzi, typu dowiesz
się w swoim czasie, jak przyjedziesz, czy
przeczytaj tę książkę lub broszurę.
Pamiętaj, że sekty mają to do siebie, że
na początku jest „super”, bez żadnych
zobowiązań, że są ciekawi ludzie i taka
atmosfera Ci odpowiada.
Pamiętaj, że tak jest tylko na początku,
bo gdy się zacznie coś dziać, to może nie
być już odwrotu - będzie po prostu za
późno.
Bibliografia:
Ewa Kosińska, Mariusz Gajewski,
Sekty - religijny supermarket, Kraków 2000
Robert Janik, Sekty i związki religijne,
Lublin 2002
35
Samotność to jeden z elementów życia
każdego człowieka. Ten problem dotyczy
ludzi już od wieków. Myślę, że każdy z nas
przynajmniej raz w swoim życiu poczuł
się osamotniony. Wiemy, że to uczucie nie
należy do najprzyjemniejszych. Często jest
ono spowodowane brakiem zrozumienia,
czasem brakiem kontaktu z osobą, na której nam zależy, a nawet świadomością całkowitego odrzucenia. Samotnym można
być na wiele sposobów. Można mieć grono znajomych, lecz ciągle poszukiwać tego
jednego, najbliższego przyjaciela, któremu
zaufam i na którym będę mógł zawsze
polegać.
Można też być całkowicie samotnym i
żyć całkowicie w oddzieleniu od świata,
od innych ludzi. Z wielką trudnością przychodzi nam wówczas odnalezienie swojego miejsca w świecie. Ten drugi rodzaj
samotności wydaje się szczególnie bolesny. Rozróżnia się podział na samotność
z wyboru i tę z konieczności, ale pomimo
to nie jest to koniec świata. Można jej
zapobiec.
Po stworzeniu Adama Bóg powiedział:
„Niedobrze jest człowiekowi, gdy jest
sam. Uczyńmy pomoc stosowną dla niego" (Rdz 2,18). Bóg chciał nam w ten sposób pokazać, iż poznając drugą osobę
unikniemy samotności. Faktycznie potrzebujemy drugiego człowieka, abyśmy prawidłowo się rozwijali. Zwróćmy jednak
36
uwagę na to, że inni ludzie nie do końca
uzupełniają naszą wewnętrzna pustkę.
Tutaj potrzeba czegoś więcej, potrzeba
nam miłości Tego, który przekracza nasze
wszelkie oczekiwania. Bez Boga i Jego
Syna żaden człowiek nie jest w stanie zaspokoić tęsknoty za miłością. Czy byłby
ktoś w stanie poświęcić swoje życie dla
innych, przez ukrzyżowanie, tak dla zasady albo od tak sobie. Oczywiście jest to
absurd, ten czyn był znakiem pełni miłości, był miłością samą w sobie. Można,
zatem śmiało stwierdzić, że nikt nie jest
samotny. Faktycznie, możemy czasami
czuć się osamotnieni, i często towarzyszyć
temu mogą okoliczności odizolowania od
świata. Jednak tak naprawdę zawsze jest
obok nas ktoś, kto nam pomoże.
Często młodzi ludzie myśląc o klerykach, księżach, czy zakonnikach uważają,
że są osobami samotnymi. Zdecydowanie
jest to nieprawda. Musimy tutaj odróżnić
samotność od odosobnienia, które jest
decyzją świadomą i dobrowolną. Odosobnienie jest wyborem człowieka: zaczyna
się i kończy w zależności od nas samych.
Jest z nami Chrystus i to On zastępuje
miejsce naszej drugiej połowy.
Seminarium duchowne jest jednym z
tych miejsc, w których czasami doświadczamy samotności, jednak, ciągle jesteśmy
świadomi, że jest to nasz własny wybór.
W tym osamotnieniu niesamowita obec-
ność Osoby Jezusa, który każdą pustkę
uzupełnia. Sam Chrystus wlewa w nas
miłość, którą możemy dzielić się nie tylko
z tą jedną ukochaną, ale ze wszystkimi,
których spotykamy na naszej drodze. To
jest najpiękniejsze, że w ciszy, w chwilowym osamotnieniu odkrywamy prawdziwe bogactwo, które jest „motorem” naszego życia. Spotkanie z prawdziwą, czystą
miłością Boga uczy nas dzielić się tym
doświadczeniem z Nim samym, ale również z innymi ludźmi. Seminarium jest,
więc miejscem, gdzie w odizolowaniu od
świata, wraz z tymi, którzy idą w tym samym kierunku, stajemy się mocni przez
wsłuchiwanie się w Boży głos. Wtedy nasze życie jest jasne, bo wiemy jak żyć.
Jezus daje świadectwo, że świadoma,
dobrze ukierunkowana samotność nie
musi być przekleństwem, ale może stać się
błogosławieństwem. Sam wielokrotnie
pokazuje, że tylko będąc z dala od innych
można tak naprawdę stanąć w prawdzie
przed Bogiem. Czterdziestodniowa modlitwa na pustyni może być tego najlepszym
przykładem. Jezus został tam sam i mimo,
że nie było z nim żadnego człowieka, nie
czuł się samotny. Był z Nim Ojciec.
Miłość zabiera wszelki strach i lęk.
Spotkanie z Miłością prawdziwą sprawia,
że człowiek nie czuje się już samotny, że
nie ogląda się za siebie. Nie oszukujmy się,
Jezus stawia ludziom poprzeczkę bardzo
wysoko. Mówi przecież, abyśmy zostawili
umarłym grzebanie ich umarłych, abyśmy
zostawili matkę, ojca, abyśmy nie odwracali głowy, nie spoglądali wstecz. Przypomnijmy sobie żonę Lota. Czyż patrzenie
za siebie nie doprowadziło jej do zguby?
Jezus chce nas przed tym uchronić. Musimy zostać sami, aby mógł się w nas narodzić nowy człowiek. Umrzeć dla świata,
by się narodzić powtórnie, stać się posłanymi, by być światłem świata i solą ziemi.
Musimy mieć świadomość, że poczucie
osamotnienia może być również próbą
naszej wiary. Największe pokusy przychodzą właśnie wtedy, kiedy czujemy się niezrozumiani, opuszczeni, kiedy czujemy, że
zostaliśmy sami. Przypomnijmy sobie
znów scenę kuszenia Jezusa na pustyni.
Szatan przychodzi właśnie wtedy, kiedy
jest sam. Trzeba wówczas pamiętać, że,
pełnienie woli Boga powinno być naszym
najdoskonalszym pokarmem, powinno
być naszą manną z Nieba.
Nie jeden pewnie śmiałby powiedzieć,
że Jezus przegrał wszystko na krzyżu. Został przecież tam sam, uczniowie uciekli.
Zlęknieni, przestraszeni odrzucili miłość i
ukryli się bezpiecznie. To jeszcze nic,
- ten, który miał być Skałą, Opoką stał się
pierwszym, który zaparł się Pana. Jezus z
pewnością czuł się po ludzku samotny,
czuł się opuszczony. Przecież Bóg stale
był z Nim, tak jak jest z nami. To jednak
ludzka słaba natura sprawia, że człowiek
odwraca się od Miłości. Jezus stając się
37
człowiekiem przyjął jego naturę wraz z
wszystkimi mankamentami, a biorąc do
tego nasze słabości, odczuł najpełniej, jak
grzech potrafi odwrócić człowieka od
miłosiernego Oblicza Ojca.
Św. Augustyn wyrażał naszą potrzebę
szukania Boga w słowach:
,,Niespokojne jest serce ludzkie,
dopóki nie spocznie w Bogu”.
Bóg stworzył nas z miłości, zostaliśmy
przez Niego obdarowani największym
darem, jakim jest wolność. Dzięki czemu
nie jesteśmy marionetkami, ale umiłowanymi dziećmi. Z chwilą, gdy Pan Bóg wygonił naszych prarodziców z Raju, nasze
serce wciąż czegoś szuka i jest niespokojne, ponieważ brakuje nam Stwórcy. Wiele
samotnych ludzi na świecie popada w nałogi, szuka sensu życia w internecie, spełnienia w pracy, sporcie, seksie. Jednak te
zajęcia nigdy nie zapełnią wewnętrznej
pustki. Rozwiązać ten problem można
jedynie w jeden sposób, poprzez bliski
kontakt z Bogiem oraz bardzo przyjacielskie relacje z innymi. Wówczas nigdy nie
będziemy samotni. Zawsze jest ktoś, kto
czeka być może na nasz telefon, kto z
chęcią usłyszałby Twój głos w słuchawce.
Może warto odświeżyć kontakty z mamą,
tatą, rodzeństwem albo starym przyjacielem. Żyjemy nie dla siebie, ale dla Boga i
innych ludzi, więc zatracajmy się dla nich.
Będziemy wtedy więcej dawać niż brać.
Będziemy prawdziwie szczęśliwi.
amotność — ulubione moje chwile,
Samotność — lecz zawsze z Tobą, Jezu i Panie,
Przy Twym sercu przechodzi mi czas mile
I przy nim dusza moja znajduje odpoczniecie.
Gdy serce przepełnione Tobą i pełne miłości,
A dusza czystym żarem płonie
Wtenczas wśród największego opuszczenia
nie dozna dusza samotności,
Bo spoczywa na Twym łonie.
O samotności — chwile najwyższego towarzystwa!
Choć opuszczona od wszystkich sworzeń,
Nurzam się cała w oceanie Twego Bóstwa,
A Ty słodko słuchasz much zwierzeń.
(Dzienniczek S. Faustyny Kowalskiej 1699)
38
W sposób szczególny powołany do
służby w Kościele jest duchowieństwo.
Św. Paweł mówi, iż „Różne są dary posługiwania …” ( 1 Kor 12, 5) w swoich przemowach opowiada i otwiera się na różne
możliwości posługi.
Pan Jezus w zbawczej misji ludzkości
powierza głoszenie Dobrej Nowiny apostołom, ale z biegiem lat i wraz z szybkim
rozwojem cywilizacji wzrasta zapotrzebowanie na pokarm duchowy tj. Słowo Życia, a tym bardziej na osoby, które będą
przez świadectwo życia zachęcać innych
do podążania ku Bogu.
W XXI wieku korzystając z ustaleń
Soboru Watykańskiego II, Kościół otworzył się na posługę i nadal wzywa ludzi
świeckich do niesienia Orędzia Ewangelii,
w różne środowiska. Ojcowie Soborowi
opracowali Dekret o Apostolstwie Świeckich wydany dn. 18. XI. 1965 roku.
W jednym z punktów jest mowa wprost,
że „świeccy posiadają niezliczone okazje
do prowadzenia apostolstwa w zakresie
ewangelizacji i uświęcania. Samo świadectwo życia chrześcijańskiego i dobre czyny
spełniane w duchu nadprzyrodzonym mają moc przyciągania ludzi do wiary i do
Boga. Pan Jezus powiedział: „Tak niech
wasze światło jaśnieje przed ludźmi,
aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili
Ojca waszego, który jest w niebie”
(Mt, 5, 16).
Apostolstwo świeckich
w diecezji łowickiej.
W odpowiedzi na naukę Kościoła,
także i w naszej diecezji kapłani wraz ze
świeckim podejmują działania zakładając
stowarzyszenia, wspólnoty, ruchy, koła
modlitewne gdzie osoby świeckie gromadzą się i ubogacają się nawzajem postawą
miłości, tworząc w ten sposób żywy organizm Kościoła, bo jak mówi Pismo:
”Jesteście jak żywe członki Kościoła,
gdzie głową jest Chrystus” (por. 1 Kor 12,
12).
W Polsce działa ponad 150 ruchów i
stowarzyszeń katolików świeckich, zrzeszających ok. 2 mln wiernych. Są wśród
nich wspólnoty o ponad tysiącletniej historii oraz takie, które powstały kilkanaście lat temu.
Diecezja Łowicka posiada też różne
stowarzyszenia, ruchy, grupy modlitewne,
gdzie w większości zaangażowane są osoby świeckie, a kapłani pełnią opiekę duchową. Są to między innymi :
Akcja Katolicka
Jej zasadniczym celem jest formacja duchowa, moralna, a także kulturalna. Ważnym zadaniem dla jej członków jest świadome uczestnictwo we wszystkich sferach
życia publicznego i realizacja społecznego
wymiaru wiary. Zadaniem członków Akcji
39
Katolickiej jest oddziaływanie na bliskie
im środowiska, zwłaszcza związane z
miejscem pracy, dokąd nie zawsze mogą
dotrzeć kapłani. Jest to praca ewangelizacyjna i formacyjna prowadzona wśród
własnych członków, jak i w najbliższym
otoczeniu. Celem jest dążenie do najpełniejszego poznania ewangelicznych prawd
wiary, ich rozumienia i realizowania w
codziennym życiu. Tym celem jest również stworzenie nowego sposobu myślenia
bardziej dojrzałego.
„Civitas Christiana”
Podejmuje problematykę rodziny i wychowania, stoi w obronie prawa do życia człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci.
Zajmuje się sprawami kultury narodowej,
godnych warunków życia człowieka i narodu oraz niepodległości Polski i jej godnego miejsca we wspólnocie międzynarodowej. Realizując swój program służy
człowiekowi
w jego naturalnych warunkach społecznych, przede wszystkim w społeczności
rodzinnej, narodowej i obywatelskiej.
Domowy Kościół
Ruch świeckich (małżeńsko-rodzinny),
działający w ramach Ruchu Światło-Życie.
Dąży do odnowy małżeństwa i rodziny
poprzez wdrażanie do:
- życia Słowem Bożym, aby stawało się
ono Słowem Życia;
- życia modlitwą, jako osobistego spotkania z Chrystusem, swoim Zbawicielem;
- życia sakramentalnego, zwłaszcza eucharystycznego;
- dawania świadectwa o swoim spotkaniu
z Chrystusem w małżeństwie, rodzinie i
wobec innych ludzi;
- postawy służby we wspólnocie Kościo-
40
ła, według otrzymanych darów.
Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży
„Zasadniczym celem KSM jest kształtowanie dojrzałych chrześcijan oraz aktywne
uczestnictwo we wspólnocie i misji Kościoła przez szerzenie i upowszechnianie
katolickich wartości i zasad we wszystkich
dziedzinach życia, zwłaszcza społecznego
i kulturalnego” (Statut KSM, par. 13).KSM zrzesza młodych ludzi w wieku od
14 do 30 lat, pragnących twórczo i aktywnie wykorzystać swoją młodość. KSM to
także najlepszy sposób, by odnaleźć swoje
miejsce nie tylko w grupie rówieśników w
szkole bądź parafii, ale w Stowarzyszeniu
tworzącym w Polsce jedną wielką rodzinę.
Rodzinę ludzi młodych, gotowych całym
swoim życiem „służyć Bogu, Kościołowi i
Ojczyźnie”.
Grupy Modlitwy O. Pio
Grupy te nie są stowarzyszeniem, nie mają
przewodniczących ani nie wymagają zapisywania się wiernych, uczestniczących w
ich działalności; nie mają specjalnych programów, jedynie metodę przystosowana
do duchowej specyfiki wiernych w różnych krajach. Ich celem, podobnie jak
założeniem O. Pio, jest opasanie całego
świata łańcuchem, żywym różańcem modlitwy oraz odnowienie życia chrześcijańskiego (miłości do Boga i do bliźniego).
Jedynym zobowiązaniem członków Grup
jest gromadzenie się, przynajmniej raz w
miesiącu, na wspólnej modlitwie pod kierownictwem kapłana oraz zapraszanie do
udziału w tej modlitwie przyjaciół i znajomych. Powstanie Grup możliwe jest jedynie za zgodą miejscowego biskupa. Grupy
Modlitwy działają obecnie w 34 krajach
świata, ogółem skupiają ok. pół miliona
osób. Do największych z działających w
Polsce należy grupa w Nowym Sączu, licząca prawie 3 tys. członków. Fenomenem jest również Internetowa Grupa Modlitwy, założona w 2000 r.
Koła Żywego Różańca
Ta grupa codziennie odmawia Różaniec
Św. w intencji papieskiej, misyjnej, parafialnej oraz własnej. Stowarzyszenie omadla cały Kościół powszechny i lokalny
przez odmawianie codziennie Różańca św.
W modlitwie osobistej członkowie praktykują codziennie odmawianie jednej dziesiątki Różańca w podanej intencji. Natomiast tajemnica i dziesiątka Różańca jest
wyznaczana przez zelatora Róży podczas
comiesięcznych
zmian.
Członkowie
wspólnie spotykają się co miesiąc na modlitwie oraz wymianie tajemnic. Podczas
miesięcznych spotkań zbierana jest mała
ofiara na rzecz Żywego Różańca oraz Kościoła powszechnego i lokalnego.
Odnowa w Duchu Świętym
gromadzi wielu ludzi świeckich w różnym
wieku i z różnych środowisk, odnajdujących dzięki niej swoje miejsce w Kościele i
świecie. Osoby te tworzą grupy modlitewne, liczące od kilku do kilkuset członków.
Łączy ich chrzest w Duchu Świętym –
podstawowe doświadczenie wiary, znane
pierwszym chrześcijanom. Grupy modlitewne spotykają się co tydzień na dwutrzygodzinnych spotkaniach modlitewnych, których głównym elementem jest
głośna, żywa modlitwa. Mają one najczęściej strukturę otwartą, lecz pewne elementy spotkania powtarzają się: zaproszenie Ducha Świętego do prowadzenia spotkania, uwielbienie Boga (ten rodzaj modlitwy przeważa), słuchanie Słowa Bożego, nauczanie, osobiste świadectwo życia
niektórych uczestników spotkania. Na
spotkaniach modlitewnych ujawniają się
charyzmaty. Grupy modlitewne prowadzone są najczęściej wspólnie przez duszpasterza i zespół świeckich animatorów z
liderem na czele; spotkania odbywają się
zwykle przy parafii.
Ruch Światło - Życie
gromadzi ludzi różnego wieku i powołania: młodzież, dzieci, dorosłych, jak
również kapłanów, zakonników, zakonnice, członków instytutów świeckich oraz
rodziny w gałęzi rodzinnej, jaką jest Domowy Kościół. Poprzez odpowiednią dla
każdej z tych grup formację Ruch ŚwiatłoŻycie wychowuje dojrzałych chrześcijan
i służy odnowie Kościoła przez przekształcanie parafii we wspólnoty wspólnot. Cel Ruchu Światło-Życie jest osiągany poprzez realizację programu francuskiego. Każdy uczestnik Ruchu po ewangelizacji, prowadzącej do przyjęcia Jezusa
Chrystusa jako swego Pana i Zbawiciela,
uczestniczy w formacji w grupie uczniów
Jezusa (deuterokatechumenat)a następnie
we wspólnocie diakonijnej, podejmując
konkretną służbę (diakonię) w Kościele
i świecie. Ewangelizacja - katechumenat diakonia, to trzy etapy drogi formacyjnej
Ruchu Światło-Życie na wszystkich poziomach formacji. Specyfiką metody Ruchu
Światło-Życie jest realizacja zasady "życie
z życia" i zasady organicznego wzrostu.
Stowarzyszenie Rodzin Katolickich
skupia osoby, które akceptują naukę Kościoła, a w szczególności naukę o małżeństwie i rodzinie. Celem Stowarzyszenia jest
wspieranie członków w ich życiu małżeńskim i rodzinnym zgodnie z etyką katolicką, a także przekazywanie i propagowanie
41
wartości etycznych i kulturowych naszego
narodu. Do zadań Stowarzyszenia należy
podejmowanie rozmaitych inicjatyw politycznych, społecznych i gospodarczych,
mających na celu wszechstronną pomoc
rodzinie. Ważnym zadaniem jest troska o
rozwój osoby ludzkiej, o zachowanie życia ludzkiego od chwili poczęcia aż do
naturalnej śmierci i o właściwe warunki
jego rozwoju. Również do zadań Stowarzyszenia należy praca wychowawcza
wśród dzieci i młodzieży oraz podnoszenie i pogłębianie kultury życia małżeńskiego
i rodzinnego. Swoje cele Stowarzyszenie realizuje poprzez reprezentowanie interesów rodzin wobec władz publicznych. Ważną sprawą jest organizowanie pomocy materialnej i prawnej rodzinom, samotnym matkom, rodzinom wielodzietnym oraz rodzinom zagrożonym.
Chemin neuf
Wspólnota Chemin Neuf (Nowa Droga)
jest wspólnotą katolicką o powołaniu ekumenicznym, powołana szczególnie do
pracy na rzecz jedności między kościołami, jedności i pojednania osoby, małżeństwa i rodziny, między krajami i narodami,
w Kościele. Jest to Wspólnota jest międzynarodowa. Istnieje w ponad 60 krajach
świata i jest mocno „zakorzeniona” w 25
z nich. Liczy dzisiaj ponad 1400 osób
różnych narodowości. W Polsce Wspólnota obecna jest od 1994 r. W 1998 r.,
dekretem ks. Biskupa K. Romaniuka. W
lutym 2005 r. Józef Kardynał Glemp, Arcybiskup Metropolita Warszawski, Prymas
Polski, erygował Publiczne Stowarzyszenie Wiernych Wspólnota Chemin Neuf na
terenie Archidiecezji Warszawskiej, a w
czerwcu 2010 r. Abp Henryk Hoser SAC
na terenie Diecezji Warszawsko-Praskiej.
42
Każda ze wspomnianych wspólnot ma
określony program formacyjny, określone
tzw. stopnie wzrostu duchowego; przeznaczona jest dla określonej grupy wiekowej jak i potrzeb egzystencjalnych. Niektóre stowarzyszenia prowadzą m.in. w
okresie wakacyjnym, czy ferii zimowych,
wyjazdy rekolekcyjne w górach, nad morzem, czy nad jeziorem, gdzie można zastanawiać się nad sensem własnego życia i
kontemplować Stwórcę; a po powrocie –
jak mówią osoby uczestniczące w tych
wyjazdach – „z naładowanym akumulatorem wiary, nadziei, miłości” wkraczać w
kolejny etap formacji. Na takich wyjazdach i w trakcie pracy rocznej uczestnicy
pochylają się nad Słowem Bożym – co
Bóg przez Słowo mówi do nich osobiście?; dzielą się swoimi przeżyciami w rozmowie ze współbraćmi i siostrami; uczestniczą we Mszy św. Budują w ten sposób
osobistą i wspólnotową relacje do Zbawiciela.
Jaki jest sens, aby ludzie świeccy tworzyli Wspólnotę Kościoła, tj. apostolstwo?
Odpowiedzią lub okazją do zastanowienia
się niech będzie historia pewnej osoby,
która poprzez apostolstwo świeckich odnalazła swoje powołanie.
Jest wspólnota, której charyzmat ma pomagać
w przemianie człowieka ze starego w nowego, tj. „z człowieka cielesnego w człowieka
duchowego”. Zanim tam trafiłem czułem się
sam, bezwartościowy a co najważniejsze stałem przed pytaniem co zrobić ze swoim życiem po maturze. Dużym problemem w akceptowaniu dla mojego otoczenia było to, iż
nie potrafiłem imprezować bez alkoholu.
Ktoś jednak przyłączył się na mój szlak
życia. Tą osobą był Ks. Proboszcz dzięki,
któremu zostałem zapisany na wyjazd reko-
lekcyjny w góry na ok. 15 dni. I tak się zaczęła moja przygoda z Bogiem, wspólnotą a
co najważniejsze trwa nadal. Powoli odkrywałem siebie, że jestem zauważony i potrzebny wspólnocie, bo mogę choć przez dobre słowo, moją obecność czy żarcik służyć ludziom.
Zrozumiałem, że nie za wszystko trzeba
oczekiwać zapłaty ale służyć swoim świadectwem życia i się cieszyć, iż można komuś
pomagać, rozumieć jego problemy. Poprzez
modlitwę Słowem Bożym przed Zbawicielem
odkryłem swój cel życia, gdzie mnie Najwyższy posyła. Jezus chciał mnie tam gdzie są
ludzie z problemami, ludzie szczęśliwi, osoby
poszukujące, abym wśród nich przebywał.
Tak zostałem wyprowadzony ze swojej samotni życia do wspólnoty gdzie są zwyczajne
osoby ale jakże bogate w swych osobowościach
i darach złożonych w nich przez Stwórcę.
Zawdzięczam Bogu i wspólnocie, możliwość
uświadomienia, że są ludzie, którzy potrafią
się bawić bez alkoholu, niezależnie od rodzaju czy charakteru imprezy. Taka świadomość dała mi motywacje do kolejnych kroków w mojej przemianie. W pewnym momencie formacji zdecydowałem się podpisać
przed Bogiem przyrzeczenie o abstynencji na
całe życie. Taki krok podjąłem dlatego, że
miałem w dzieciństwie tatę, który nadużywał
alkoholu, bił mamę, która codziennie płakała. Pamiętam te chwile i to one cisną jeszcze dziś łzy do oczu. Mogę powiedzieć, że
kiedy byłem chłopcem w gimnazjum to tacie
śmierć podała rękę, wykorzystując do tego
przysłowiową „flaszkę”. Był to ciężki czas,
gdzie dochodziłem do siebie przez parę kolejnych lat. Dzięki wspólnocie i osobom spotkanym otrzymałem dar patrzenia inaczej na
rzeczywistość. Zobaczyłem, że jest lepszy
świat, mogę trzeźwo patrzeć na przyszłość
dzięki osobom poznanym w tej grupie. Tam
też spotkałem Pana mego życia, z którym
potrafię spotkać się w Najświętszym Sakramencie i kontemplować Jego obecność. Bycie
we wspólnocie pozwala zmierzać do Boga
razem z innymi a tym samym uczy bycia z
drugim człowiekiem, przeżywać zupełnie
inaczej swoje zarówno te cięższe, jak i te dobre chwile, bo ma się, kogoś na kim można
polegać.
Bibliografia:
1 Sob. Wat. II II Dekret o Apostolstwie Świeckich dn. 18.
XI. 1965 roku s. 382. ;
2 Informator Diecezji Łowickiej, Aktualizacja
z dn. 1.X. 2009 r
3. Strony www. Odpowiednich w.w. ruchów.;
43
Na dzieje ludzkości można patrzeć w
różnorodny sposób. Można je widzieć
jako historię narodu, czy świata, można
obserwować zmieniający się poziom życia
ludzi lub śledzić rozwój ludzkiej myśli,
postęp nauki. Jednak wspólnota Kościoła,
do której należymy stosuje jeszcze inny
klucz do historii. Fundamentalnym wydarzeniem, które właśnie stało się kluczem
do chrześcijańskiego rozumienia dziejów
ludzkości, jest wcielenie się Jezusa Chrystusa: „Oto Dziewica pocznie i porodzi
Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel,
to znaczy Bóg z nami” (Iz 7,14).
To wielkie wydarzenie zapisało się w
polskiej kulturze jako bardzo radosne i
rodzinne święto, pełne ludzkiego ciepła i
dobroci. Każdy człowiek już od małego
dziecka oczekuje tego szczególnego dnia
w roku, kiedy wszystkie spory i waśnie
odchodzą na bok, dobroć i ciepłe słowa
goszczą w ludzkich sercach, a wszyscy
stają się po prostu lepsi.
Tymczasem obok teologicznych prawd
i pięknej tradycji pojawia się poważny problem. Zamiast przygotowywać się na
przyjście Chrystusa poprzez duchowe wysiłki, mające na celu wspomóc nas w późniejszym dobrym przeżyciu świąt wcielenia, my już na początku adwentu, zastanawiamy się co zrobić, aby nasz stół wigilijny był najładniejszy i co kupić najbliższym
na „gwiazdkę”. Oczywiście nie ma nic
złego w tym, że chcemy, aby święta miały
ładną i wyjątkową oprawę. Piękne jest
44
także to, że chcemy obdarować bliskie
nam osoby świątecznym upominkiem,
jednak źle jest, jeśli szał zakupów bierze
górę. Zapominamy o tym najważniejszym… Obserwujemy coraz to większą
komercjalizację świąt Bożego Narodzenia.
Już na początku listopada w witrynach
sklepów widzimy migocące na choinkach
światełka, kolorowe stroiki, a w supermarketach piękne polskie kolędy płynące
wprost ze stoisk z kasetami i płytami. To
wszystko stwarza jeszcze przed adwentem
atmosferę świąt, a my powoli do tego się
przyzwyczajamy. Tymczasem to jest poważny problem! Wystarczy, że słyszymy
świąteczne piosenki, widzimy kolorową
choinkę, wokół niej, na sklepowych półkach, mnóstwo karteczek z napisem
PROMOCJA, i zapominamy o duchowości, o czystości serca, a ktoś robi na tym
pieniądze. To wszystko jest prowokacją
do robienia zakupów i wprowadza w nas
wewnętrzny zamęt. Tworzy sztuczną,
świąteczną aurę.
Także media bardzo wcześnie pokazują nam świąteczne obrazki. Wszystkie
chwyty marketingowe działają na prostej
zasadzie. Przy każdej możliwej okazji jesteśmy zalani informacjami o produkcie.
Każda firma zatrudnia najlepszych ekspertów i płaci dużo pieniędzy, aby wzbudzić maksymalne zainteresowanie swoim
wyrobem. Ważny jest zysk i statystyki
sprzedanego towaru, a na człowieka patrzy się jak na konsumenta, któremu moż-
na coś sprzedać. Dlatego to robi się reklamy ukazujące wspaniały, barwny świat.
Ludzie przytłoczeni szarą codziennością
rządni są odmiany i bardzo szybko pochłaniają kolorowe i sympatyczne obrazy
ukazywane przez reklamę. Człowiek po
obejrzeniu takiej dawki „najlepszych produktów” gna do sklepu. A gdzie w tym
wszystkim miejsce na ludzką miłość, rodzinne spotkania, zwykłe serdeczne rozmowy? Kiedyś było inaczej!
Można powiedzieć, że Boże Narodzenie przeniesiono do sklepu. Dawniej piekło się ciasta, przygotowywało karpia i
inne świąteczne potrawy całymi dniami.
Wszystkie przygotowania łączyły rodzinę i
wytwarzały wspaniały klimat świąt. Teraz
to wszystko można kupić w supermarkecie. Te wszystkie tradycje tworzone jeszcze przez naszych pradziadów odchodzą
na bok, gdzieś giną. Wynika to z tego, że
ludzie nie potrafią już ze sobą, tak po prostu, być. Nie potrafią ze sobą rozmawiać.
Zobaczmy jak trudno jest nam szczerze
złożyć komuś życzenia. Często mówimy
jakieś szablonowe słówka typu: zdrowia,
szczęścia i dużo pieniążków. Z czego to
wynika? Nie spędzamy już ze sobą czasu.
Jesteśmy pochłonięci codziennością.
Rzadko kiedy rodzina je razem obiad, czy
kolację. Każdy sam układa sobie dzień,
tak, aby jemu było wygodnie. Może to
właśnie jest jedną z przyczyn tego, że zamiast całą rodziną przygotowywać święta,
my wolimy całą ją zabrać do hipermarketu, aby każdy pobiegł do innej półki i zajął
się swoimi sprawami. Gdzieś się w tym
wszystkim pogubiliśmy, zatraciliśmy prawdziwego ducha tych świąt.
Hieronim Kajsiewicz napisał w swoich
kazaniach: „…Aby oswobodzić ducha
upadłego spod jarzma ziemi i ciała, drugi
Adam postanowił się oblec w tę ziemię i
stać się ciałem - człowiekiem, aby zbawić i
naprawić człowieka, aby wszelkie ciało
oglądało zbawienie Boże… Szatan skusił
pierwszych ludzi, mówiąc: Bogami będziecie. A oto Bóg stał się człowiekiem,
jak mówi święty Augustyn: Aby człowiek
został Bogiem…”
Trzeba nam pamiętać, że Chrystus
przyszedł na świat dla nas, dla naszego
zbawienia. Zrobił to z miłości do człowieka, aby ten nie poszedł na wieczne
zatracenie. Przygotujmy zatem naszego
ducha, nasze serca, do tego wielkiego wydarzenia i świętujmy je po Bożemu. Nie
biegajmy jak szaleńcy po sklepach, szukając coraz to bardziej wymyślnych prezentów, bo wystarczy, że w Boże Narodzenie
zaczniemy ze sobą rozmawiać, że w drugiej osobie zobaczymy człowieka. I zastanówmy się, co tak naprawdę świętujemy.
45
Intra totus, mane solus, exi alias.
Wejdź cały, pozostań sam, wyjdź inny.
Tradycyjnie kolejny rok akademicki rozpoczęliśmy od
rekolekcji. Tym razem prowadził je ks. Marek Pieńkowski z archidiecezji przemyskiej. Głównym tematem rekolekcji była modlitwa oparta na metodzie
Lectio Divina. Ksiądz rekolekcjonista skupił nas
wokół dwóch fragmentów z Ewangelii: o prawdziwie
błogosławionych (Łk: 11 27-28) i o spotkaniu Jezusa
z Samarytanką (J 4 1-42).
Uroczysta inauguracja roku akademickiego 2010/2011.
Inauguracja rozpoczęła się uroczystą Eucharystią koncelebrowaną przez kilkudziesięciu kapłanów pod przewodnictwem biskupa łowickiego Andrzeja Franciszka Dziuby.
Kazanie wygłosił sekretarz biskupa, ks. mgr lic. Piotr
„Deus fons sapientiae”
Karpiński. W kazaniu poruszył rolę teologów we współczesnym świecie. Po Mszy świętej przeszliśmy do auli, by
- Bóg źródłem mądrości.
uroczystym śpiewem hymnu „Bogurodzica” rozpocząć
drugą część inauguracji. Następnie Rektor Seminarium, ks.
dr Sławomir Wasilewski wygłosił przemówienie, w którym wskazał, że to Bóg jest źródłem mądrości w
naszej uczelni. Kolejnym punktem uroczystości był wykład inauguracyjny ks. dra hab. Józefa Naumowicza, profesora patrologii na Papieskim Wydziale Teologicznym i Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Temat wykładu brzmiał: „Obchodzić święta czy świętować?”
60-te urodziny Biskupa Łowickiego
Andrzeja Franciszka Dziuby.
Z racji okrągłej rocznicy urodzin księdza biskupa, wspólnota WSD w Łowiczu zaproponowała dostojnemu jubilatowi, by dzień 10 października
2010 r. zechciał rozpocząć w jej gronie od modlitwy Jutrznią i wspólnego,
świątecznego śniadania. W trakcie Jutrzni ksiądz biskup wygłosił krótką
homilię. Ks. biskup powiedział m.in., że czasem to my zapieramy się Chrystusa. Odpowiedź na taką postawę jest niezwykle mocna. Jeśli będziemy
zapierać się Chrystusa, to i On się nas zaprze.
Uroczystość Wszystkich Świętych.
Pierwszego listopada rozjechaliśmy się na asysty do poszczególnych
parafii naszej diecezji. Wizyta w parafiach wiązała się również ze zbiórką pieniędzy na cmentarzach, z przeznaczeniem na potrzeby naszego
Seminarium.
46
Dzień Rektorski
Dzień rektorski jest dniem imienin rektora naszego Seminarium. Po
porannej modlitwie brewiarzowej wzięliśmy udział w uroczystej Mszy
świętej, której przewodniczył solenizant, ks. Sławomir Wasilewski. Kleryk pełniący funkcję seniora, w imieniu całej wspólnoty seminaryjnej
złożył ks. rektorowi życzenia. Alumni życzyli ks. rektorowi, aby Bóg
rozpromieniał nad nim Swe oblicze, obdarzał go pokojem i radością oraz
zawsze wspomagał, zwłaszcza w chwilach trudnych. Jeszcze tego samego dnia, wszyscy powitaliśmy
przybyłe do naszej seminaryjnej kaplicy relikwie patronki naszej diecezji, św. Wiktorii. Modliliśmy się
brewiarzową Godziną Czytań ku czci świętej Dziewicy i Męczennicy, pod przewodnictwem ojca duchownego Zbigniewa Przerwy. Po jej zakończeniu rozpoczęło się całonocne czuwanie modlitewne.
Uroczystość patronalna naszej diecezji
Uroczystość rozpoczęła się procesją ulicami Łowicza i błogosławieństwem relikwiami św. Wiktorii, jakiego udzielił ks. bp Andrzej
Franciszek Dziuba, ordynariusz łowicki. Następnie przeszliśmy do
Bazyliki katedralnej, gdzie odprawiona została Msza święta. Przewodniczył jej i homilię wygłosił ks. Prymas Józef Glemp. W swojej homilii zauważył on, że w Łowiczu dzień 11 listopada jest obchodzony szczególnie, gdyż uroczystości narodowe łączą się
z uroczystością kościelną. Udział tego dnia w procesji nie jest
defiladowaniem, bo procesja różni się od defilady i jest czymś o wiele głębszym. Tworzący procesję nie
tylko w niej uczestniczą, ale idąc modlą się. Mówił, także o potrzebie odnoszenia zwycięstw mniejszych
i większych: zwycięstw w zrywaniu z nałogiem papierosowym lub alkoholowym, zwycięstw nad pokusą
sięgania po narkotyki, zwycięstw, jakim jest chociażby odbudowanie i umacnianie swoich rodzin
i wspólnot. Na zakończenie Eucharystii wysłuchaliśmy słów ks. abpa Louisa Sako z Iraku, który był
szczególnym gościem na tegorocznej uroczystości.
Koncert ku czci św. Cecylii
Sławcie Pana na cytrze, śpiewajcie mu przy harfie o dziesięciu strunach.
Odrzućcie wszystko, co dawne, wy, którzy poznaliście pieśń nową. Uczciliśmy ten dzień poprzez uroczyste sprawowanie Eucharystii w
języku łacińskim. Przewodniczył jej oraz skierował do nas
Słowo Boże nasz spowiednik i wykładowca WSD w Łowiczu,
ks. Adam Bednarczyk. Tego dnia zaprosiliśmy do Seminarium
wiernych pobliskich parafii, aby i oni świętowali ten dzień razem z nami. Umilając atmosferę świętowania, był z nami również obecny tego wieczoru kwintet dęty blaszany Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina z
Warszawy. W czasie trwania koncertu kilka utworów wykonała również schola naszego Seminarium.
Akatyst ku czci Bogurodzicy
8 grudnia jest uroczystością Niepokalanego Poczęcia NMP, patronki naszego
Seminarium. Z tej racji, jak co roku, w wigilię tej uroczystości w kaplicy odśpiewaliśmy Akatyst ku czci Najświętszej Maryi Panny. Wydarzenie to po raz
kolejny zgromadziło sporą liczbę wiernych z wielu parafii naszej diecezji.
47
REKOLEKCJE POWOŁANIOWE
dla młodzieży męskiej szkół ponadgimnazjalnych.
Konferencje poprowadzą: Ks. Sławomir Wasilewski,
Ks. Dariusz Kuźmiński, Ks. Zbigniew Przerwa,
Ks. Adam Domański, Ks. Wojciech Osial,
S. Anna Maria Pudełko ap
ZGŁOSZENIA:
Wyższe Seminarium Duchowne w Łowiczu
tel. 46/837-60-16 lub 46/837-94-55
Informacje: www.diecezia.lowicz.pl
Zapraszamy na kolędowanie, które jak co roku odbywa się w Kościele Parafialnym
p.w. św. Mikołaja, biskupa w Słupi dekanat: Skierniewice - św. Jakuba
8.00 Msza Święta – Kościół św. Stanisława Biskupa Męczennika,
ul. Św. Stanisława1
9.30 Sala obrad (Kinoteatr POLONEZ ul. Wita Stwosza 2/4)
p. Marek Jurek, Przewodniczący Prawicy Rzeczpospolitej
p. W. Półtawska – „Ojcostwo Jana Pawła II”
p. K. Ziemiec – świadectwo – „Obecność ojca w rodzinie”
Akcje towarzyszące:
Duchowa Adopcja
Świadectwo Rodzin Wielodzietnych
Kiermasz Książki Religijnej
48
Organizatorzy:
Parafia Świętego Stanisława BM
Civitas Christina
Prezydent Miasta Skierniewice