Jubileusz Radia Bogoria

Transkrypt

Jubileusz Radia Bogoria
GŁOS
PRUSZKOWA
MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO,
KULTURALNO, INFORMACYJNY TYTUŁ ISTNIEJE OD 1919 ROKU
Profil
NIERUCHOMOŚCI
s. 19
(218) Rok XIX Nr 02 - LUTY 2013 CENA 50 gr www.gpr24.pl
Oregon w Polsce
Koncert marcowy Ery Jazzu jest
jedyną i ekskluzywną prezentacją
legendarnego kwartetu OREGON
w Polsce! s. 2
Sukces
W II. Salonie Bibliotek oprócz Książnicy Pruszkowskiej uczestniczyło
trzydzieści pięć bibliotek, w tym tak
szacowna, jak Jagiellonka. s. 3
PR 11353 ISSN 1897-8789
Szkice radiowe
Po serii szkiców na temat, m.in.
radiostacji pirackich, zagłuszania
Wolnej Europy, itp. czas wrócić na
ziemię. s. 4
Powstanie 1863 -64
Otóż, w nocy z 14. na 15. stycznia
1863 roku rząd carski wydał specjalny dekret wojenny, o przymusowym
wcielaniu Polaków do armii. s. 6 i 7
Robert Sycz w Pruszkowie Jubileusz KAPRY
Foto - Tomasz Malczyk
Honory gospodarza pełnił Tomasz
ZBOINA, przedstawiciel sieci Hoteli Comfort Express, Comfort Biznes
w Pruszkowie i prezes Fundacji
Klubu Kibica Reprezentacji Polski,
a obecnością swą zaszczycili także
niezawodni przyjaciele i współorganizatorzy: Jan STARZYŃSKI
prezydent miasta Pruszkowa, Ryszard BEACKER kanclerz Wyższej
Szkoły Kultury Fizycznej i Turystyki
im. Haliny Konopackiej w Pruszkowie, Jacek ELŻANOWSKI dyrektor
Miejskiej Krytej Pływalni KAPRY w
Pruszkowie, Tadeusz Hubert JAKUBOWSKI pruszkowianin, członek
Związku Literatów Polskich, autor
książek związanych z naszym miastem oraz patroni medialni: gazeta GŁOS PRUSZKOWA oraz portal
www.gpr24.pl, TEL-KAB z Pruszkowa i Radio BOGORIA.
Po krótkiej prezentacji gości i gospodarzy inicjatywę przejął Robert
SYCZ i jak przystało na mistrza,
czynił to w sposób iście mistrzowski. Najpierw, krótkie, ale fachowe
wprowadzenie do wioślarstwa jako
dyscypliny sportowej i olimpijskiej.
Więcej s. 12
Foto - Tomasz Malczyk
Jubileusz to rocznica wydarzenia,
wyróżniająca się w jakiś sposób,
dzięki czemu istnieje okazja do
szczególnie uroczystych obchodów, a czasem także do refleksji
nad minionym okresem.
Ewa Sowa dyrektor
pruszkowskiego MOK-u,
składa życzenia Jackowi
Elżanowskiemu z okazji
okrągłego jubileuszu
Ponad 32 lata temu dzięki inicjatywie załogi Pruszkowskich Zakładów Materiałów Biurowych i ogromnemu wsparciu Związku Zawodowego Chemików stanął jako jeden z
pierwszych, a może i pierwszy na Mazowszu Kryty Basen Kąpielowy vis, a vis stacji PKP.
Przez należny sentyment, pozwolę sobie przypomnieć, iż na tym obiekcie, setki dzieci i
młodzieży szkół pruszkowskich oraz okolicznych, zdobywały i doskonaliły umiejętność pływania, co przełożyło się następnie na pierwsze sukcesy reprezentantów tych placówek,
podczas zawodów różnych szczebli. Pracownicy, licznych wówczas na terenie miasta,
przedsiębiorstw, instytucji, zakładów i firm nie tylko korzystali z ofert basenu, ale uczestniczyli w wielu zawodach sportowo rekreacyjnych, o czym z dumą pisała prasa specjalistyczna i lokalna. Dzięki zrozumieniu, życzliwości, a przede wszystkim nie ocenionej pomocy i
odważnej polityce inwestycyjnej władz naszego miasta (koszt budowy obiektu 15 800 000
złotych przy ówczesnych środkach na inwestycję 20 000 000 złotych) po 18 -tu miesiącach
budowy, zgodnie z umową i wszystkimi terminami inwestycję zakończono. 23. stycznia
2003 roku dokonano uroczystego otwarcia z legendarną już kąpielą prezydentów miasta.
Pływalnia KAPRY - obiekt na wskroś nowoczesny, doskonale wyposażony, służącego mieszWięcej s. 13
kańcom naszego miasta i okolic rozpoczął działalność.
REKLAMA
2
GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013
www.gpr24.pl
Kultura zaproszenie na Erę Jazzu
Legendarny Oregon
w Polsce!
Koncert marcowy Ery Jazzu jest jedyną
i ekskluzywną prezentacją legendarnego kwartetu OREGON w Polsce! OREGON jest ewenementem na jazzowej
scenie – rekomenduje koncert Dionizy
Piątkowski, szef Ery Jazzu. To bodaj najstarszy zespół, który bez specjalnych
przerw i artystycznych zawirowań nagrywa i koncertuje od blisko pół wieku.
Charakterystyczna, subtelna muzyka
kwartetu na wiele dekad zbliżyła entuzjastów jazzowej tradycji oraz charakterystycznego brzmienia zespołu.
To ewenement formalny i stylistyczny
w historii muzyki jazzowej, ale także
doskonały dowód na wierność artystyczną projektu, znanego na całym
świecie jako OREGON.
jektów, pracował więc z Artem Landem
i Davidem Samuelsem, oraz nawiązał
ponownie współpracę przy projekcie
Gallery z byłym wiolonczelistą z Consort, Davidem Darlingiem.
Basista GLEN MOORE wspólnie koncertował m.in. z Timem Hardinem,
Tedem Cursonem, Jake’m Hanną, Zootem Simsem. Nagrywał i koncertował
z Nick’em Brignolą (1967) oraz eksperymentalnym zespołem „Synthesizer
Show” Paula Bleya (1969-71).Ważnym
muzycznym doświadczeniem była także współpraca w „Jazz Consort” Paula
Wintera. Jego gra na kontrabasie zaistniała jednak najpełniej w zespole OREGON, Podobnie, jak jego koledzy, Moore bez trudu wypowiadał się językiem
muzyki klasycznej, folku, Wschodu i
jazzu. Od czasu powstania grupy OREGON w 1970 roku oryginalne brzmienie
kontrabasu Moore’a przydawało charakteru każdej z płyt, co więcej, występował na nich także w charakterze
altowiolisty i flecisty. Dość chimeryczny
styl pracy OREGONu sprawiał, że Moore miał dość czasu by brać regularnie
udział w sesjach kierowanych przez innych artystów.
Zespół powstał w 1970 roku jako nowoczesna mutacja słynnego warsztatowego Consort Paula Wintera. OREGON
utworzyli: gitarzysta i klawiszowiec
Ralph Towner, perkusista, sitarzysta,
tablista i klarnecista Colin Walcott,
basista, skrzypek, pianista i flecista
Glen Moore, oraz saksofonista altowy, oboista, klarnecista basowy Paul
McCandless. OREGON eksplorował
obrzeża jazzu, stapiając w jedną całość
elementy klasyki, folku, muzyki hinduskiej i etnicznej. Takie kameralne podejście zmuszało publiczność do ciszy i
wielkiej koncentracji, niezbędnych do
właściwej percepcji tej misternie utkanej materii dźwięków. Od czasu do czasu zespół wybuchał muzyką osnutą na
tradycyjnej formie i fakturze, pozornie
zamierzając wynagrodzić słuchaczy za
trudniejsze chwile. OREGON konsekwentnie broni się przed wszelkimi
kompromisami, co sprawia, że nie ma
sobie równych, gdy idzie o budowanie
artystycznego napięcia; reprezentuje
też jedną z najbardziej znaczących a
biorących początek z jazzu, muzycznych stylistyk. Mogło się wydawać,
że śmierć Walcotta w wypadku samochodowym w 1984 roku będzie dla
zespołu wyrokiem, a jednak po roku
żałoby muzycy powrócili na estradę.
Zespół zasilił teraz przyjaciel Walcotta,
tablista, bębniarz, perkusjonista Trilok
Gurtu a wraz z nim otworzyły się nowe
perspektywy. Od wielu lat nadwornym
perkusistą zespołu jest MARK WALKER,
współpracujący m.in. Lyle Maysem,
Paquito DeRiverą.
Saksofonista PAUL McCANDLESS w
znacznym stopniu przyczynił się do
ukształtowania stylistyki muzyki fusion, uprawianej przez grupę OREGON. Zadecydowały o tym oryginalne
spiralne frazy jakie wydobywa z rożka
angielskiego, oboju, saksofonów, fletu,
klarnetu, musette (francuskiej odmiany dud z ubiegłego stulecia) oraz syntezatorów sterowanych przy pomocy
ustnika. OREGON to grupa muzyków
(Ralph Towner,Glen Moore,Collin Walcott i McCandles),którzy spotkali się
po raz pierwszy w zespole Paul Winter Consort. Dość luźna struktura organizacyjna tego zespołu sprawiła, że
McCandless podobnie jak inni muzycy,
nie stronił od realizacji własnych pro-
RALPH TOWNER - wybitny gitarzysta
jazzowy. Do roku 1963 studiował kompozycję na University of OREGON, później na dobre zajął się nauka gry gitarze. Klasycznej techniki gry uczył się w
Wiedniu w Karla Scheita. W roku 1968
powrócił do USA, gdzie w Nowym Jorku
współpracował z wieloma grupami jazzowymi, grając głównie na... pianinie.
Jako gitarzysta został po raz pierwszy
zauważony w 1971 roku, kiedy to na
12-strunowej gitarze wykonał fantastyczne solo na płycie „I Sing The Body
Electric” zespołu Weather Report. Od
tego czasu kontynuował przede wszystkim karierę solową. Nagrał szereg doskonałych albumów dla ECM Records,
z których część powstała przy udziale
gitarzysty Johna Abercrombiego i wibrafonisty Gary’ego Burtona. W 1971
roku Towner został współzałożycielem
zespołu OREGON, którego stylistyka
doskonale konweniuje z improwizatorskimi ambicjami gitarzysty.
Koncert Ery Jazzu jest jedyną i ekskluzywną prezentacją kwartetu OREGON
w Polsce!
Zaprasza
Więcej: www.jazz.pl
ERA JAZZU: OREGON
4.03.2013, godz. 20:00 - Warszawa – Palladium
Bilety: VIP -150/Parter i Balkon -120
Miejsca sprzedaży:
www.ticketpro.pl
www.ebilet.pl
www.eventim.pl
oraz Palladium
3
GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013
www.gpr24.pl
W ramach tego Salonu między innymi odbyły
się następujące imprezy towarzyszące: Seminarium „Małe ojczyzny – historyczne wydawnictwo regionalne bibliotek” 30. listopada 2012
roku, o godzinie 10:00 w Sali kinowej Zamku
Warszawskiego, oraz spotkania z autorami.
Podczas tego seminarium Grzegorz Zegadło,
dyrektor Powiatowej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Henryka Sienkiewicza w Pruszkowie
miał wykład – prelekcję p.t. „Od przypadku do
misji. Nie tylko o wydawnictwach historycznych
Książnicy Pruszkowskiej”. Był jednym z czterech
wykładowców – prelegentów. Seminarium prowadziła Elżbieta Stefańczyk, przewodnicząca
Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich.
Żałuję, że nie byłem wtedy na tym odczycie, ponieważ w tym samym czasie miałem spotkanie
z Czytelniczkami i z Czytelnikami mojej książeczki p.t. „Obrazki, przeważnie miniatury”. Ale
o tym potem.
Były dwa takie spotkania.
W stoisku Biblioteki Narodowej miało miejsce
spotkanie z profesorem Oskarem Czarnikiem i
jego książką „W drodze do utraconej Itaki. Prasa, książki i czytelnictwo na szlaku Samodzielnej
Brygady Strzelców Karpackich (1940 1942) oraz
Armii Polskiej na Wschodzie i 2. Korpusu (1941 1946)”. Wydawca Biblioteka Narodowa.
Wiadomości omówienia
Sukces
II Salon Bibliotek był częścią składową XXI
Targów Książki Historycznej w Arkadach
Kubickiego na Zamku Królewskim w Warszawie w dniach od 29. września do 2. października 2012 roku.
W II. Salonie Bibliotek oprócz Książnicy Pruszkowskiej
uczestniczyło trzydzieści pięć bibliotek, w tym tak szacowna, jak Jagiellonka, Narodowa i Kórnicka – że poprzestanę
tylko na tych trzech.
Tadeusz Hubert Jakubowski
Foto - Tomasz Malczyk
Trochę niezręcznie mi o tym pisać, ale ktoś to
zrobić musi. Udział Książnicy Pruszkowskiej w II
Salonie Bibliotek na XXI Targach Książki Historycznej w Arkadach Kubickiego na Zamku Królewskim
w Warszawie był dużym sukcesem jej dyrektora
Grzegorza Zegadło, Pań, które sprzedawały moją
książeczkę i książki moich Kolegów z Pruszkowa,
tych kolegów oraz wszystkich P.T. osób, które w
jakikolwiek sposób przyczyniły się do ich wydania. Był to wielki sukces naszego miasta i jego
chwalebna – bo poprzez kulturę – promocja.
To wszystko byłoby niemożliwe, gdyby nie mecenat Urzędu Miejskiego w Pruszkowie. Za ten
mecenat – również w imieniu Kolegów serdecznie dziękuję.
Drugim autorem byłem ja. Był to dla mnie duży
zaszczyt, ponieważ w stoisku Stowarzyszenia
Bibliotekarzy Polskich byłem jedynym reprezentantem trzydziestu czterech bibliotek. (Bez
Narodowej). W stoisku tego Stowarzyszenia
zachęcałem przyszłe Czytelniczki i przyszłych
Czytelników do nabycia moich „Obrazków,
przeważnie miniatur”. Niektóre z nich cytowałem im z pamięci. Obiecałem zwrot pieniędzy,
gdyby moja książeczka nie przypadła im do gustu. Nie chcę się chwalić, ale dzięki mojej elokwencji i agresywnej propagandzie przemiłe
Panie, Pani Małgorzata Marciniak i Pani Zofia
Strzemieczna z Książnicy Pruszkowskiej w czasie od godziny 11:00 do godziny 14:00 30. października 2012 sprzedały pokaźną liczbę moich
książeczek. Ich nabywczyniom i nabywcom po
uprzedniej rozmowie z przyjemnością wpisywałem dedykacje.
Uprzednio wymienione Panie miały swoje
zmienniczki. Również z Książnicy Pruszkowskiej. Były to: Pani Ewa Rednowska i Pani Katarzyna Lubaszka.
Oprócz moich „Obrazków, przeważnie miniatur” te wszystkie cztery Panie sprzedawały następujące książki moich Kolegów po piórze wydane przez Książnicę Pruszkowską: „Pruszków
przemysłowy” Jerzego Kalety, „Durchgangslager 121” i „Trwaliśmy przy tobie Warszawo”
Zdzisława Zaborskiego, „Żydzi pruszkowscy”
i „Historia Pruszkowa do roku 1945 Mariana
Skwary, „Bronisław Chajęcki -nieznany bohater
Warszawy i Pruszkowa” Mirosława Wawrzyńskiego oraz „Dziewięciu z Pruszkowa” Henryka
Krzyczkowskiego.
Jubileusz
Radia Bogoria
Katarzyna Tworek oraz Tadeusz Hubert Jakubowski
Sprostowanie
Tadziu – Stowarzyszenie a nie Związek
Drogi Tadeuszu Hubercie, nie wiem, co, mnie podkusiło by Cię wpisać do skompromitowanego ZLP (Związku Literatów Polskich), a nie do SLP (Stowarzyszenia Literatów Polskich)
powstałego zaraz po 1989 r. przy okazji omawiania Twej ostatniej książki. Pamięć zwodzi? Czy
jestem bardziej wiekowy od Ciebie i tkwię po uszy w PRL-u? Niniejszym przepraszam Ciebie
i oczywiście – Czytelników.
Adam St. Trąbiński
Redaktor naczelny Radia Bogoria
Jacek Grabowski
Piętnaście lat temu, dokładnie 9. stycznia, w samo
południe słuchacze radiowi Grodziska Mazowieckiego i okolic usłyszeli nowy sygnał na częstotliwości
70,37 (potem 94,5) MHz – Radia Bogoria. Na polskiej
mapie lokalnych stacji przybyła jeszcze jedna – samorządowa. W środę 9. stycznia 2013 roku w klubie
„3Club” grodziskiego Centrum Kultury miało miejsce
rocznicowe spotkanie pracowników (i współpracowników) rozgłośni, samorządowców i zaproszonych gości.
Rocznicowe spotkanie poprowadził redaktor naczelny radia – Jacek Grabowski. Podkreślił, iż jeżeli 10 lat
temu sympatycy stacji i wielu zaproszonych gości,
spotkali się w Kinie Wolność, to 5 lat temu w Klubie
Słoń, a teraz we wspaniałym Centrum Kultury, które
jest siedzibą Bogorii. Dalej Jacek Grabowski zaznaczył, że wśród prawie 200 stacji radiowych w Polsce,
tylko 7 jest samorządowych – w tym grodziska. I że
jest to radio słuchane – ma 32,4% zasięgu dziennego
(następne w zestawieniu Eska W-wa 18,7%), bardzo
mocno związane ze społecznością lokalną oraz z instytucjami publicznymi, jak: straż pożarna, policja,
odpowiednie wydziały urzędu miejskiego i starostwa, w tym Powiatowy Urząd Pracy. Także współpracujące z okolicznymi gminami i samorządami.
Następnie zastępca red. naczelnego Tomasz Sikorski
przedstawił załogę, zarówno 8 pracowników etatowych, jak i współpracowników. Trzeba przyznać, iż
wypełnili oni znaczną część 3Clubu, albowiem Bogoria ma ponad 30 osób dla niej „coś” robiących.
Większość pracuje nad muzyką (70% czasu antenowego) dla stacji (po prostu to lubią), stąd na antenie
reprezentowane są wszystkie możliwe gatunki, no
może z wyjątkiem jazzu. Co budzi zdumienie – ten
dział wygląda na mocniejszy niż publicznego Radia
Dla Ciebie! Mówiąc serio, mocna jest informacja,
reportaż, publicystyka (sam nestor Jerzy Fijałkowski
zrobił 2593 tematy), rozrywka, sport i inne. Burmistrz Grodziska Mazowieckiego Grzegorz Benedykciński w swym długim wystąpieniu, opowiadał
jak wpadł na pomysł rozgłośni (natchnęło go zakopiańskie Radio Alex), podkreślił niskie koszty utrzymania stacji, wręczył 5 osobom dyplomy i stosowne
kopertki (z nagrodami) oraz, co najbardziej ucieszyło szefa technicznego stacji Zbigniewa Zonko, nową
konsolę emisyjną znanej firmy Studer. Ta nowa o
wadze ledwie 10 kg zastąpi starą ważącą ponad 100
kg. Następnie odczytano listy gratulacyjne, odtworzono też okolicznościowy wywiad z Prezydentem
RP Bronisławem Komorowskim, który podkreślał
swoje uznanie i wizyty w stacji. Głos i gratulacje
mieli też przedstawiciele okolicznych samorządów,
w tym starostwa powiatu i miasta Pruszków, gminy
Brwinów, Błonia, Podkowy Leśnej i Milanówka wręczając drobne upominki. W sumie radio ma umowy
o współpracy z 9 okolicznymi samorządami, jakkolwiek faktyczny zasięg stacji to kilkadziesiąt km, lecz
jak liczą sami „bogorianie” w zasięgu mają 160 tys.
słuchaczy. W przerwach pomiędzy wystąpieniami
arie operowe i operetkowe zaśpiewali: Justyna Reczenedi oraz Anna Adamiak & Paweł Świętorecki (na
codzień robiący audycje muzyki poważnej); był też
stosowny tort i bąbelki.
Zespół Głosu Pruszkowa oraz portalu GPR24 dołącza
się z gratulacjami dla Kolegów Radia Bogoria, życząc
im dalszych sukcesów „w antenie”.
Adam St. Trąbiński
Foto – Tomasz Malczyk
4
GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013
www.gpr24.pl
Publicystyka szkice radiowe
Bogoria
udany przykład radia samorządowego
Adam Trąbiński
Foto - Mirosław Kalinowski/Agencja Profill
Czas wrócić na ziemię, do rzeczywistości.
Po serii szkiców na temat,
m.in. radiostacji pirackich,
zagłuszania Wolnej Europy, starych kultowych radioodbiorników, a nawet
radia cyfrowego wypada
zająć się najbliższym nas
medium radiowym – grodziskim RADIEM BOGORIA, które właśnie obchodziło 15 lecie istnienia w
eterze.
Redaktor naczelny Jacek Grabowski
Inni dali przykład
Na jednej z Radiowych Konferencji organizowanej
przez Alinę Dragan miałem przyjemność poznać
właściciela zakopiańskiego Radia Alex. Razem oglądaliśmy jego właśnie odebraną koncesję na nadawanie. Nigdy bym nie przypuszczał, iż nieco później burmistrz Grodziska Maz. Grzegorz Benedykciński jadąc
taksówką w Zakopanem z włączonego radia usłyszy
tę stację i zafascynowany jej narracją wpadnie na pomysł: - a może by taką uruchomić w Grodzisku? Pomysł przedstawił radnym i powstała grupa inicjatywna, a wśród niej przewodniczący polityki społecznej
Jacek GRABOWSKI, który – jak nam opowiada – sam
napisał wniosek koncesyjny. Na koncesje czekano
dwa lata, pomogła „wycieczka” grupy inicjatywnej
do Krajowej Rady Radia i Telewizji, gdzie burmistrz
Benedykciński długo i szczegółowo wyjaśniał projekt
radia, jako lokalnej rozgłośni samorządowej. W Grodzisku koncesjonariuszem jest Paweł Twardoch, dyr.
Ośrodka Kultury. Aktualnie Bogoria pracuje na koncesji nr 178/P/2004 z dn.10 maja 2004 r. Już po raz
trzeci wystąpiono o rekoncesję, co jest już prostym
wypełnieniem wniosku.
Od szkoły do Centrum Kultury
Stacja zaczęła nadawać z niewielką mocą 100 W (ERP
– moc wypromieniowania przez antenę) początkowo na częstotliwości w starym paśmie UKF 65 – 73
MHz na 70,37 i dość długo trwało przejście na górne
pasmo. Dłużej siedzibą radia było poddasze szkoły
podstawowej nr 1 przy ul. Kilińskiego 8a. Nie było
wprawdzie ciasno, ale adaptowane pomieszczenie
nie spełniało podstawowych wymogów rozgłośni.
Problem ten zresztą występował w znakomitej większości lokalnych stacji, religijnych nie wyłączając, co
niżej podpisany miał okazję sprawdzić w końcówce
ub. wieku. W sumie najważniejszy był program –
informacje lokalne oraz nadawana muzyka. Po uruchomieniu okazałego Centrum Kultury zrozumiałe
jest, że Bogoria znalazła tam swoją siedzibę – od
lipca 2008 r. „Nawet na chwilę nie przerwaliśmy
nadawania programu” – mówi od początku istnienia
Bogorii, redaktor naczelny Jacek Grabowski. Radio
zajmuje kilka pomieszczeń na II piętrze Centrum,
od strony północnej (co zapewnia chłód latem).
Jest pokój ogólny (sekretariat), studio emisyjne +
nieodzowna reżyserka, studio do postprodukcji,
nawet archiwum starych nośników dźwięku (płyty
CD rzadko używane), serwerownia i najważniejsze
– prawdziwy news room. Nie stukają maszyny czy
dalekopisy, nie te czasy. Przy 4 stanowiskach siedzą
dyżurni dziennikarze i wyszukują w sieci informacji.
Dodajmy – wystrój pomieszczeń, nawet tłumiące
sukno na blatach biurek czy w studio są dziełem p.
Grabowskiego, który zjeździł Polskę podpatrując jak
problemy wyposażenia rozwiązują inne rozgłośnie.
Najważniejsi są ludzie
Oczywiście, że ciągu 15 lat istnienia radia (co, dla
lokalnej rozgłośni jest bardzo dużo) przez studio
przewinęła się masa pracowników, zrealizowano
nie mniej pomysłów programowych, czego efektem
jest trwałe wpisanie się Bogorii w medialny pejzaż
Grodziska i okolic. Niektórzy, jak red. Grabowski czy
publicysta Fijałkowski, mają staż równy wiekiem
samego radia. Problem doboru właściwych (czytaj:
w miarę profesjonalnych) prezenterów, reporterów
– słowem dziennikarzy radiowych „mających także
głos” jest zadaniem dla wielu rozgłośni. W Bogorii
postawiono na dobór „naturalny” oraz kształcenie
własnej kadry. Trzon radia tworzą etatowcy (8 osób)
i nie zarabiają kokosów – ot, zwykła niewygórowana
pensja. Muszą być dyspozycyjni, praca to 8 godzin
– 40 w tygodniu. Oraz ponad dwudziestu współpracowników – jak np. kolega, który zajmuje się sportem,
ma „antenę” raz w tygodniu. „Ale dobry pomysł kupowany jest jak szybowiec – dodaje red. Grabowski
– młodzi przychodzą z pasjami, czego przykładem
jest np. Kinga Montwiłło, nasza specjalistka od muzyki, choć przez dwa lata prowadziła nocny program
<Wielka miłość>”. Liczy się umiejętność zdobycia
materiałów, jego dziennikarskiego obrobienia, no i
dobry radiowy głos. W Bogorii obowiązuje zasada:
krótkie formy, częste wejście na antenę i dynamika
relacji. Zwykle dyżur pełni dwóch dziennikarzy, jeden
publicysta i jeden reporter.
Program i słuchacze
To sprzężenie zwrotne – program jest dla słuchaczy,
a bez ich reakcji i akceptacji nie byłoby audycji (które
w końcu pośrednio finansują). Od rana do godziny
18,00 program dedykowany jest dla „wszystkich”
– różnych grup słuchaczy. Ale wieczorny blok kierowany zdecydowanie do młodzieży, inne informacje
i inna, rzecz jasna, muzyka. To ostatnia wypełnia do
70% czasu antenowego. Jeżeli chodzi o źródła infor-
Studio emisyjne
macji – to głównie są one zdobyte przez radio, m.in.
na podstawie informacji (internetowych) firm i urzędów, dalej IAR (Informacyjna Agencja Radiowa) oraz
własne, reporterskie. Ponieważ z Bogorią współpracują okoliczne samorządy w liczbie 9 (miasto i gmina
Grodzisk, Błonie, Żabia Wola, Baranów, Milanówek,
Brwinów oraz Pruszków i powiat) to dopływ informacji jest większy. Ale wymienione samorządy nie mają
okienek antenowych, to w ich imieniu pracownicy
stacji redagują serwisy. Oczywiście liczy się reakcja
słuchaczy – mają oni 5 linii telefonicznych. W audycjach publicystycznych, takiej wolnej trybunie, mogą
wyrażać swe opinie i bardzo często to robią. „Bogoria
nie zamiata problemów pod przysłowiowy dywan,
nie unika też krytyki władz lokalnych – mówi red.
Grabowski – przykładem nasze zaangażowanie w
problemy Szpitala Zachodniego czy naszej policji”.
System finansowania
Na rocznicowym spotkaniu burmistrz Grzegorz Benedykciński stwierdził, niejako z zadowoleniem, iż
utrzymanie radia nie jest takie zbyt kosztowne i oscyluje w granicach 500-600 tys. rocznie. Faktycznie, co
potwierdza, red. Grabowski, co roku zapisuje się w
budżecie sumę bliską 400 tys. i jest ona przelewana
na konto Centrum Kultury, jako koncesjonariusza.
Pozostałe środki pochodzą z reklamy i sponsoringu
samorządów. Na nasze dociekania o wpływy z reklam, stwierdził otwarcie, iż nie mogą one być duże,
gdyż Grodzisk nie jest mocnym rynkiem reklamy, na
co dał kilka przykładów. Reklamy dla radia zbiera
jedna osoba, nie korzysta ono z agencji brookerskich – nie są one tym zainteresowane. Znaczną
pozycję w prowadzeniu takiego interesu radiowego jest fakt rozliczania – prowadzenia księgowości
przez Centrum, także ponoszenia opłat za energie,
wodę i ogrzewanie. W rozchodach największą pozycję stanowią koszty osobowe – etaty oraz opłaty
stałe: koncesyjne i agencji ochrony praw autorskich
(ZAiKS – kilka tysięcy zł miesięcznie) i wykonawczych
(STOART i SWAP). Stałą (acz niewysoką) opłatą jest
dzierżawienie łącza (oraz telefonów) od Telekomunikacji do przesyłu sygnału do nadajnika.
Trochę techniki
Od 2004 r. Bogoria nadaje z mocą 1000 W (1 kW) z
anteny umieszczonej na 45 m kominie dawnej Polfy
(Gedeon Richter Ltd.), co sytuuje grodziską stację w
grupie lokalnych średniej mocy. Wysokość anteny
i moc zapewnia dobry odbiór w promieniu 45 km,
z tym że ze względów technicznych (interferencje)
konstrukcja anteny zakłada tłumienie w kierunku
na Płock i na Siedlce. Włoski nadajnik (bezawaryjny)
pracujący „na okrągło” zasila wspomnianą antenę
konstrukcji wrocławskiej firmy p. Podstawki. Wyposażenie stacji z biegiem czasu zmieniało się, ale
„wszystko kupowaliśmy na przetargach” – mówi
Grabowski. Dostarczycielami sprzętu byli m.in.:
CENRIT – najtańsza (w dawnym kluczu zabezpieczenia techniki Polskiego Radia), PolSound z Łomianek
i AudioFan z Reguł. Do teraz w studio emisyjnym
używany jest stół mikserski <audix> nabyty od
Polskiego Radia, już prawdziwy zabytek – wkrótce
zasili on studio postprodukcjne, a na jego miejsce
wejdzie mała 10 kg konsoleta Studera (z komputerem i odsłuchami). Dobrze wyposażone jest studio
główne (dobrze wytłumione – żadnych wytłoczek po
jajkach, na co aż żachnął się red. Grabowski) – udział
w dyskusji może brać i 5 osób mówiąc do znakomitych mikrofonów Sennheisera. Radio posiada wewnętrzna sieć komputerową – łączącą poszczególne
elementy emisyjne z bazą – serwerownią. Niemal
wszystkie utwory muzyczne idą z dysków twardych.
I najważniejsze – od lat w Bogorii nadawanie programu realizuje się przy pomocy swojskiego programu
emisyjnego DYNA.
Nie stronią od polityki
Jakkolwiek radio stara się (i w zasadzie jest) bezstronne – nie reprezentujące jakiejś konkretnej
opcji politycznej, to nie stroni od spotkań z politykami. Od lat, np. starym przyjacielem i gościem
(przynajmniej raz w miesiącu) był poseł Janusz
Piechociński, aktualnie wicepremier. Wywiadu
jubileuszowego udzielił Prezydent RP Bronisław
Komorowski (dawniej częsty gość na antenie).
Na dzień przed wizytą naszej redakcji w Bogorii –
24 stycznia br. honorowym gościem na promocji
książki „Niepokorni 1976-1989. Mieszkańcy powiatu grodziskiego na rzecz wolności” w centrum
Kultury był Prezydent Komorowski. Z tej okazji Radio Bogoria wyemitowało serię minireportaży. Cóż
– naszych Czytelników zachęcamy do zapoznania
się z ramówką stacji i wbicie częstotliwości 94,5 do
pamięci swego odbiornika i częstego słuchania, bo
w końcu jest to nasze radio. Najbliższe.
5
GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013
www.gpr24.pl
Kultura do słuchania
Nowy Ingolf Wunder oraz muzyka do „Hobbita”
W chwili, kiedy to czytacie, austriacki pianista
Ingolf Wunder kończy kolejną trasę po Japonii.
Na tych koncertach obowiązkowo grał pierwszy Koncert Chopina. Urodzony pod znakiem
Panny w 1985 r. w Klagenfurcie początkowo
grał na skrzypcach, ale pod wpływem nauczyciela zmienił instrument na fortepian. Wunder
należy do artystów solidnie edukowanych –
po Konserwatorium w Linzu, przeniósł się na
Uniwersytet Muzyczny do Wiednia. Pod koniec 2008 r. jego muzycznym mentorem stał
się Adam Harasiewicz, który też był w jury
ostatniego XVI Międzynarodowego Konkursu
Chopinowskiego, na którym Wunder uzyskał
II nagrodę (ex aequo z Lukasem Geniusasem)
oraz wiele innych, m.in. rektora warszawskiej
Akademii Muzycznej. Ulubieniec warszawskiej
publiczności (liczono na jego I miejsce) i części krytyków w lutym 2011 podpisał kontrakt
z DGG, a już w kwietniu ukazał się jego album
pt. „Recital” w dwu formatach: na dwu winylach LP i na CD – wyłącznie z muzyką Chopina.
Aktualnie ukazał się krążek „INGOLF WUNDER
300” (Deutsche Grammophon) nagrany jeszcze
(72 min.) w ub. roku w berlińskim Teldex Studio
(Tobias Lehman). Płyta z liczbą <300> w tytule
odnosi się do ponad trzechsetletniej tradycji
miniatur muzycznych – tu: Domenico Scarlatti
– Sonata h-moll i Wolfganga Amadeusza Mozarta – Sonata B-dur (K 333). Jest też Chopin
- Barkarola Des-dur, Raoul Koczalski - Walc fantastyczny h-moll, Liszt, Debussy, Rimsky-Korsakow (Lot trzmiela); Rachmaninow, Moszkowski
i Horowitz, sparafrazowany fragment Sonaty
Mozarta (tu w aranżacji Arcadiego Volodosa) –
Rondo „Alla Turca”. Krążek z 16-ma utworami
zamykają tematy filmowe – Ennio Morricone
z zapomnianego filmu „The Legend of 1900”
i temat główny „Star Wars” – oczywiście Johna Williamsa. Zaiste – dobór muzyki wybitnie
rozrywkowy, ciekawe posunięcie marketingowe wytwórni DGG, by zwrócić uwagę szerszej
publiczności na talent, lekkość gry – w sumie
poetyckie podejście do klawiatury już 28 letniego Wundera.
Ze wstydem? przyznaję się, iż niczego nie czytałem J.R.R. Tolkienia i raczej nic nie wskazuje bym
te zaległości odrobił. Trudno, Tolkien i Hobbity
to nie moja bajka. Nie mniej podziwu jestem
pełen do rozmachu produkcji filmowej (na której to najbardziej korzysta turystyka odległej
Nowej Zelandii), także do monumentalnej muzyki filmowej. Tzw. oryginalny <motion picture
soundtrack> „THE HOBBIT: AN UNEXPECTED
JOURNEY” pomieszczony na dwu krążkach wyt.
Decca/Universal jest dla fanów Hobbita znakomitym uzupełnieniem opasłych tomów oraz
doznań kinowych. Całą muzykę – wszystkie
tematy skomponował stary majster od takich
rzeczy – Howard Shore, także zorkiestrował i
dyrygował Londyńską Orkiestrą Filharmoniczną. Rzeczywiście brzmi ona – orkiestra i muzyka
odjazdowo, niektóre motywy same wpadają w
ucho. Jednak trzeba tego słuchać na dobrej,
wielokanałowej aparaturze. Natomiast ciekawostką płyt, ściślej książeczki jest znakomity i
objętościowy szkic Douga Adamasa – specjalisty od tego rodzaju muzyki i autora książki „The
Music of the Lord of the Rings Films”. (AST)
REKLAMA
6
GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013
www.gpr24.pl
Publicystyka historia Brwinowa
Powstanie Styczniowe 1863-1864
Grzegorz Przybysz
Otóż, w nocy z 14. na 15.
stycznia 1863 roku rząd
carski wydał specjalny
dekret wojenny, o przymusowym wcielaniu Polaków do armii, i to aż na
15 lat. Była to, tak zwana
branka, czyli nadzwyczajny pobór młodych Polaków do rosyjskiego wojska. Rekrutacja odbywała
się nie tylko w Warszawie,
lecz również w całym Mazowszu. Realizowana była
według specjalnej listy
imiennej, wcześniej sporządzonej przez wyjątkowo podłego człowieka,
zdrajcę narodu polskiego
i kolaboranta – hrabiego
Wielopolskiego, oraz jego
przyjaciela i szefa tajnej
policji carskiej - Siergieja Muchanowa. Branka
teoretycznie miała zapobiec coraz większym
ruchom wyzwoleńczym
w „Królestwie Polskim” i
planowanemu, kolejnemu powstaniu, jednak w
praktyce okazała się fiaskiem.
Metoda poboru była prosta: żandarmeria
rosyjska wyciągała na siłę z domów młodych
mężczyzn, przeważnie nocą i natychmiast
przewoziła ich do garnizonów wojskowych.
Tymczasem młodzież słysząc co się wokół
dzieje, zaczęła ukrywać się gdzie bądź, albo
uciekać do lasów, m.in. do Puszczy Kampinoskiej, gdzie tworzono pierwsze bataliony powstańcze. Oddziały te były dowodzone przez
oficerów i podoficerów polskich, byłych żołnierzy zawodowych armii carskiej.
W naszym regionie zorganizowano cztery
takie bataliony: w lasach Radziwiłłowskich,
w Skierniewickich, w Puszczy Bolimowskiej i
największy w Puszczy Kampinoskiej. Od jesieni 1862 roku w Kampinosie stacjonował sztab
Obraz geopolityczny naszego kraju poprzedzający wybuch Powstania Styczniowego, oraz jego ogólny przebieg jest Państwu zapewne
znany, choćby z wiedzy nabytej w szkole. Jednakże niewiele wiemy
o wydarzeniach związanych z zachodnim regionem Mazowsza, ale
nim przejdziemy do tego wątku przypomnę Państwu ważne wydarzenie, jakie miało miejsce tuż przed wybuchem powstania.
powstańczy dowodzony przez Zygmunta Padlewskiego. Był tu również ze swoimi oddziałami pułkownik Ludwik Żychliński, który zorganizował batalion piechoty, składający się
głównie z młodzieży warszawskiej, nazwany
przez niego - Dziećmi Warszawy.
Czy działania militarne ominęły podwarszawską wieś letniskową Brwinów? Nie wiadomo.
Natomiast biorąc pod uwagę istniejącą tu od
18 lat linię kolejową, oraz biegnącą tędy drogę
łączącą Kampinos z Błoniem i z Nadarzynem
jest wielce prawdopodobne, że przez Brwinów szła powstańcza kontrabanda.
pół sotni kozackiej, ale sam poniósł ciężkie
straty i musiał się wycofać.
drogą przez Radonie i Książenice do Młochowa, gdzie dotarliśmy skoro świt.
Po tej bitwie powstańcy zapadli w lasach Młochowskich na kilka dni. Ukrywali się między
innymi w leśniczówce za Otrębusami, gdzie
po opatrzeniu ran i jako takim wypoczynku
ruszyli w kierunku Góry Kalwarii, z zamiarem
przeprawienia się na drugą stronę Wisły. Tymczasem jakaś sotnia kozacka wytropiła ich po
drodze i otoczyła pod Tarczynem. Jednak tym
razem rotmistrz Gąssowski nie dał się łatwo
W Młochowie doszło do walki z kozakami
stacjonującymi w miejscowym dworze. Kozacy ponieśli duże straty i tylko części udało
się zbiec w kierunku Grodziska. Po tej akcji
pułkownik Żychliński obawiając się nieuniknionego nadejścia rosyjskiej odsieczy, zebrał
wszystkie okoliczne oddziały i pomaszerował
nad Pilicę, gdzie ukrył się wraz z oddziałem w
pobliskich lasach.
Tymczasem w najbliższej okolicy aż wrzało. W
maju 1863 roku w pobliskim Pruszkowie i Grodzisku, ze względu na grożącą wsypę musiano szybko przerzucić ukrytą broń do folwarku
Dęby, w lasach Osuchowskich pod Mszczonowem. Były to sztucery, pistolety, rewolwery,
proch, amunicja, oraz pałasze i sztylety. Broń
została zakupiona jeszcze zimą 1862 roku w
Anglii, w Belgii i we Francji, i to dzięki fundacji
założonej przez brwinowianina, kapitana Feliksa Nowosielskiego, uczestnika Powstania
Listopadowego - kawalera Virtuti Militari.
Przerzut uzbrojenia odbywał się niedaleko
Sosnowca, w tak zwanym trójkącie granicznym, czyli u zbiegu trzech granic - pruskiej,
austriackiej i rosyjskiej. Broń chowano w
ścianach i podłodze wagonów z węglem i jeśli
wcześniej nie została wykryta przez Prusaków, lub Austriaków, i nie wpadła w rosyjskie
łapy - jechała dalej bezpieczna aż do stacji
podwarszawskich.
Broń odbierano w Łowiczu, Skierniewicach,
Grodzisku i Pruszkowie. Również tam zaopatrywano się w lekarstwa i żywność. Dowodził tym płk Ludwik Żychliński – naczelnik
wojskowy na powiat warszawski i rawski.
Żychliński zorganizował tajną siatkę pracowników Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, w tym
grupę urzędników, zawiadowców stacji oraz
kilku telegrafistów. Na przykład na dworcu w
Grodzisku pracował telegrafista z Brwinowa
o nazwisku Znajewski. Znajewski odbierał i
nadawał zaszyfrowane rozkazy naczelnika powstania Romualda Traugutta, a potem Rządu
Narodowego.
W końcu lipca 1863 roku pułkownik Żychliński zaopatrzył swój oddział w doskonałą broń,
którą odebrano w okolicy stacji kolejowej w
Pruszkowie. Było to 45 sztucerów amerykańskich i ponad 100 sztuk pistoletów i rewolwerów typu colt, oraz kilka skrzynek amunicji.
7. sierpnia 1863 roku Żychliński wydał rozkaz
sprowadzenia kolejnego transportu broni,
tym razem spod Grodziska. W tym celu wysłał
z Kampinosu swój najlepszy szwadron liczący
około 120 kawalerzystów, pod dowództwem
rotmistrza Pawła Gąssowskiego. Niestety,
przejęcie broni nie udało się, bowiem szwadron został wcześniej wykryty niedaleko
Błonia i zaatakowany przez kilka sotni kozackich. Tego samego dnia wieczorem, doszło do
krwawej potyczki pod Milanówkiem, gdzie
szwadron Gąssowskiego, co prawda wyciął
podejść. Jego oddział zaatakował, jako pierwszy i w brawurowej szarży wyrąbał pałaszami
przejście kładąc trupem ponad dwudziestu
Rosjan, przy małych stratach własnych.
W październiku 1863 roku płk Żychliński pomimo zbliżającego się upadku powstania, podjął
desperacką próbę jednoczesnego zaatakowania czterech stacji kolejowych w Radziwiłłowie, Rudzie Guzowskiej (Żyrardów), Grodzisku
i w Pruszkowie. Oto unikalna relacja anonimowego uczestnika takiej wyprawy: Przybyliśmy
pod Grodzisk o dwunastej w nocy. Cicho i w
porządku przejechaliśmy miasteczko i zbliżyliśmy się pod dom, w którym stali kwaterą kozacy. Kozak stojący na warcie przed domem, nie
spodziewając się nas, a przeciwnie myśląc, że
to jakiś oddział moskiewski zapytał - kto idut?
Porucznik Smoliński odpowiedział: – swoj, i
wystrzałem z rewolweru powalił kozaka na
ziemię. Na odgłos strzału, warty stojące przy
szosie kolejowej i koło koszar, odpowiedziały
strzałami. Nasi zabili kilku kozaków wracających z szynków i karczem. Porucznik obawiając się ataku piechoty dał hasło do odwrotu i
wyszedłszy z miasteczka, pomaszerowaliśmy
Zima 1863/64 była dla powstańców kolejnym
utrapieniem. Najdłużej trzymał się oddział
porucznika Sokołowskiego „Pioruna”, który
doprowadził 60 konnych strzelców aż pod Sochaczew. Jednak 25 lutego 1864 roku doszło
tam do krwawej potyczki pod Kurchanowem,
podczas której kozacy rozbili doszczętnie
cały oddział Sokołowskiego. Jeszcze w kwietniu, pod miejscowością Czarny Las wpadło w
rosyjskie łapy pięciu niedobitków z tego oddziału. 15 czerwca 1864 roku jakiś nieznany oddział powstańczy stoczył potyczkę pod
Piasecznem. Być może były to resztki konnicy rotmistrza Gąssowskiego, który usiłował
przebić się na północ. Rotmistrz Gąssowski
przeżył powstanie. Zmarł na wygnaniu w 1898
roku w wieku 58 lat.
Tymczasem carscy naczelnicy wojenni otrzymawszy nadzwyczajne pełnomocnictwa,
wprost szaleli ścigając powstańców po całym
zaborze. Przy wszystkich oddziałach wojskowych utworzono sądy polowe, które z marszu
wydawały wyroki śmierci przez rozstrzelanie,
albo przez powieszenie. Dotyczyło to przede
7
GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013
www.gpr24.pl
wszystkim byłych oficerów i podoficerów służących wcześniej w armii carskiej. Czasami w
drodze łaski, kary te zamieniano na 15 – 20 lat
ciężkich robót w syberyjskich kopalniach węgla, albo na więzienie w uralskich twierdzach.
Łagodniejszą formą było zesłanie na wiele lat
do syberyjskich chutorów. Niekiedy stosowano karę pieniężną, albo wzięcie pod nadzór
policyjny. Natomiast ważne osobistości wysyłano od razu do Warszawy i osadzano w X
pawilonie Cytadeli. Dochodzenia w sprawie
udziału Polaków w Powstaniu Styczniowym,
prowadzone były przez wiele lat po jego upadku.
Na brwinowskim cmentarzu znajduje się
obecnie osiem grobów powstańczych. Dawniej było ich prawdopodobnie znacznie więcej, lecz czas zatarł już wszelkie ślady.
Oto zachowane groby powstańców styczniowych: Wilhelm Meisner ur. 5. XI. 1842 – zm.
25. I. 1911, Wiktor Ulatowski ur. 1841 – zm.
26. VIII. 1924, Jan Dębski żył lat 75 zm. 16. I.
1920, Zdzisław Bychowiec żył lat 83 zm. 9. XI.
1923, Ludwik Rozwadowski żył lat 69 zm. 2. III.
1912, Andrzej Arciechowski zmarł w Drohiczynie - grób symboliczny, Michał Brodzki żył lat
92 zm. 23. V. 1932, Stanisław Siedlecki żył lat
82 zm. 12. II. 1928 r.
W okolicach kaplicy był jeszcze przed wojną grób szlachcica Cypriana Januszewskiego
Publicystyka historia Brwinowa
tem Feliksem ( również naszym dziadkiem,
tylko ze strony ojca), mieli do współki tylko
jedną parę butów z cholewami. W zimie, kiedy jeden ganiał w butach po dworze, drugi,
bosy, grzał się w kuchni na kufrze zasłanym
kożuchem.
Skromne warunki materialne nie wpłynęły
jednak ujemnie na rozwój fizyczny dziadka,
przeciwnie, wyrósł jak dąb, a i siłę miał nielichą.
Pamiętam, kiedy po śmierci Dziadunia i po
jego pogrzebie zebrała się w Brwinowie u naszej mamy cała rodzina i zaczęli wspominać,
jak to jest we zwyczaju, to i owo z długiego
życia dziadka – wujaszek Stach podsumował
wszystkie mowy krótko a treściwie: - Wiecie,
kto to był Dziadunio? To był Wyrwidąb i Waligóra w jednej osobie.
Dziadek w Powstaniu Styczniowym pełnił
funkcję łącznika-kuriera. Powstańcze organizacje wojskowe zostały dokładniej określone
przez Instrukcję Rządu Narodowego w dniu
16 czerwca 1863 roku. Naznaczała ona na
każde województwo naczelnika wojskowego
i organizatora sił zbrojnych. Ten ostatni dobierał organizatorów prowincjonalnych, ci zaś
okręgowych.
Siła zbrojna powstania dzieliła się na właściwe wojsko, podzielone na bataliony piechoty,
Po upadku powstania odsiedział rok więzienia,
potem odbył trzy lata katorgi (okolice Wiatki),
a na koniec został osiedlony w Kostromskiej
Guberni na tak zwane „posielenie”. Tam ożenił
się z panną Józefą Przedpełską, a w roku 1871
urodził mu się syn Gotfryd w miejscowości
Romancewo. Warunki materialne mieli ciężkie i dziadek chwytał się każdej roboty, byle
przeżyć. Przypadek zdarzył, że trafił na służbę
do księcia Golicyna. Otóż pewnego razu spławiano Wołgą drzewo. Był tęgi mróz. Dziadunio
stał na brzegu rzeki i patrzył na gromadę pracujących przy tym ludzi po prostu jako widz.
Ponieważ robota szła niezdarnie, a dziadek
był urodzonym wodzem, więc po chwili nie
wytrzymał i zaczął komenderować: – „Ty rób
tak, a ty tak”. Jakiś starszy, który dozorował
prace odezwał się wreszcie: - „A ty taki mądry,
to pokaż sam”. Takiego zapraszania nie trzeba
było powtarzać. Dziadek skoczył między pracujących, a że „dzieło mistrza słucha”, więc robota ruszyła. Wieczorem dostał zapracowaną
dniówkę i angaż do pracy.
Służba u księcia Golicyna była materialnie
korzystnym okresem w życiu dziadków. Mieli
zapewniony stały dochód. Książe cenił sobie
zdolnego, rzetelnego pracownika i starał mu
się to okazać. Dziadunio awansował stopniowo i został zarządzającym majątkiem księcia.
Więc administrował, organizował polowania,
układał sokoły.
Kiedyś odchował dwa niedźwiadki (straciły
matkę w czasie polowania) i przyuczył je do
wożenia wody beczkowozem do użytku w
kuchni. Mocował się z nimi dla zabawy. Kiedy
wyrosły oddał je do zoo.
Jednakże, kiedy dzieci zaczęły podrastać (Gotfryd był od dawna na stancji), trzeba było
zatroszczyć się o naukę dla nich, a że okres
przymusowego oddalenia od kraju minął,
dziadkowie przenieśli się w okolice Mirhorodu (dziś Ukraina Zachodnia) na małą dzierżawę Futorek. O tym Futorku słyszeliśmy przez
całe dzieciństwo od naszych starszych, samo
najlepsze. Warunki materialne na pewno były
skromne, ale ludzie, którzy tam przebywali
byli ludźmi na wysokim poziomie moralnym
i kulturalnym. Starsi, którzy pracowali i wychowywali swoją gromadkę dali im przykład
swoim trudnym życiem, ale wg wytyczonych
ideałów - młodsi szykowali się dopiero do
swego życia. Zatem gromadzili wiedzę, dysputowali, czytali, marzyli, budowali zamki na
lodzie. Na wakacje zjeżdżali się na Futorek z
koleżeństwem ze szkół i uczelni, tak że gwarno
tam było i wesoło, bo były też tańce i śpiewy,
żarty i wesołość. Nie było tylko na pewno bezmyślnej pustoty.
z Brwinowa, skazanego w Kielcach za udział
w powstaniu na siedemnaście miesięcy, lecz
tego grobu również nie ma. Także przed wojną
stał przy polnej drodze między Helenowem i
Parzniewem, stary, dębowy krzyż powstańczy.
Poświęcony był pamięci tutejszemu ogrodnikowi, szlachcicowi Arkuszewskiemu, uczestnikowi powstania, który nigdy nie wrócił do
domu. Niestety, i krzyż i symboliczna mogiła
również zniknęły.
Czas jest nieubłagany i skutecznie zaciera
wszelkie ślady po naszych przodkach bohaterach. Jednak czasami zdarza się, że dzięki
różnym przekazom, zapiskom i kronikom rodzinnym, pozostają po nich trwałe ślady. Tak
się stało w brwinowskiej rodzinie państwa
Siedleckich. Wnuczka Stanisława Siedleckiego, pani Ludwika z Siedleckich Włochowa, nauczycielka i mieszkanka Brwinowa przekazała
potomnym następującą relację:
Mój dziadek Stanisław Siedlecki urodził się w
roku 1844 na Podolu, w Wachnówku- Kanikach. Ojciec jego, szlachcic zaściankowy, nie
musiał być bogatym człowiekiem, ponieważ
nieraz słyszałam, że dziadek ze starszym bra-
szwadrony jazdy i oddziały partyzantów pieszych i konnych. Instrukcja z 19 czerwca 1863
roku nakazywała ażeby: „Oddziały partyzantów były używane w granicach okręgu do
alarmowania o nieprzyjacielu, do przecinania
mu dowozu żywności, do niszczenia patrolów,
zabierania lub palenia jego magazynów, parków artylerii, szpitali, do niszczenia małych,
nieprzyjacielskich komend, chwytania kurierów, korespondencji i szpiegów, niszczenia
komunikacji i telegrafów, zbierania wiadomości o miejscach pobytu, liczbie, jakości broni i
ruchach nieprzyjaciela, służenia za przewodników w granicach okręgu i w razie potrzeby
dawanie pomocy władzom cywilnym”.
Skoro wojsko przybywało do jakiegoś okręgu,
partyzanci miejscowi łączyli się z nimi. Odbywali razem wszelkie wyprawy na nieprzyjaciela – towarzyszyli, oświecając wszelkie
jego ruchy, lub napadając sami, albo z pomocą ludności okolicznej na boki, lub tyły nieprzyjaciela. Możemy sobie teraz mniej więcej
wyobrazić, na podstawie powyższej instrukcji
naszego Dziadunia, jak śmigał na swojej lotnej
kasztance z rozkazami i wiadomościami, przez
lasy i pola.
Dziaduniowie mieli dzieci sześcioro. Najpierw
szli synowie: Gotfryd, Stanisław, Ludwik, i córki: Wanda, Józefa i Jadwiga. Gotfryd - przyrodnik, ukończył z wyróżnieniem Akademię
Rolniczą w Puławach, Stanisław - oddany
społecznik, członek PPS i członek tajnej bojówki PSP. Ludwik – ludowiec, literat, pisał w
języku ukraińskim. Studiował architekturę na
Uniwersytecie we Lwowie. Wanda – lekarz
medycyny. Akademię medyczną ukończyła
w Zurychu. Józefa – nauczycielka. Przez dwa
lata studiowała przyrodę na Uniwersytecie
we Lwowie. Jadwiga – najmłodsza, wyszła za
mąż mając lat 16. Mąż jej, inżynier Marian Wileżyński, pierwszy w Polsce wprowadził korzystanie z gazu ziemnego.
I to koniec rodzinnego zapisu, jednak trawiony
ludzką ciekawością zapytałem, jak to się stało,
że Stanisław Siedlecki, człowiek w sile wieku,
bowiem na początku dwudziestego stulecia
miał ponad 60 lat przybył wraz z rodziną z
dalekiej Ukrainy i osiedlił się właśnie tu, w
Brwinowie? Okazało się, że bezpośrednich
przyczyn rodzina nie zna, lecz domyśla się, że
po wielu latach cierpień, tęsknoty i oczekiwań
(wspomniane posielenie), były uczestnik Powstania Styczniowego uzyskał wreszcie prawo do emigracji i wrócił do swojej ojczyzny.
Po upadku Powstania Styczniowego w Księdze Ludności Stałej Gminy Moszna założonej
w 1865 roku, oraz w księgach metrykalnych
czytamy, że w Brwinowie mieszkało 52 gospodarzy. Byli to między innymi: Pakuła, Strzykowski, Trzykowski, Galas, Ciesielski, Kadzikiewicz,
Czubek, Prusak, Wężowczyk, Kowalski, Baran,
Baraniak, Lachowicz, Włodarczyk, Lubański,
Opalczyk, Stankiewicz, Majak, Królak, Samorek,
Galski, Konopacki, Kostrzewa, Szmit, Dydyński,
Hajduk, Pająk, Raduć, Rekuć, Rygier, Dębek,
Bonder, Osiadacz, Woźniak, Oprządek, Golędzinowski, Krawczyk, Szmel, Nowosielski – rządca
dóbr Brwinowa, Salomea Żelazowska i jej siostra Maria Junuszczewska, obie szlachcianki z
Kopytowa oraz ewangelicy: Kieber, Ertner, Teller, Grams, Schylle, Better i Bethe, a także kilka
rodzin starozakonnych (żydowskich), m.in. rodziny Aarona i Chaima Kaufmana, Abrama Wilde, Lewka Prowizona, Szlaka Borka, Abrama i
Szulima Wilnerów, oraz liczna rodzina Jankiela
Sliwki (Śliwki). Wraz z nowoprzybyłymi pojawiły się nowe zawody jak: rymarz Kieber, zdun
Kaufman, tkacz Piwowarczyk, fryzjer Wilde i
dróżnik kolejowy Gajek z Żółwina.
Gmina Moszna obejmowała swym zasięgiem
kilka wsi, oraz kilkanaście osad i siół. Były to
m.in. Brwinów, Brwinówek, Książenice, Kanie,
Żółwin, Grudów, Grudówek, Koszajec, Krosna,
Nowa Wieś, Parzniew, Opypy, Otrębusy, Siestrzeń i Owczarnia.
Jak podaje Księga Zmarłych Gminy Moszna –
Brwinów, w roku wybuchu powstania w całej gminie zmarło 57 osób. W 1864 roku – 44
osoby, w 1865 – 57 osób, w 1866 również 57,
w roku 1867 już 73, a w roku 1868 nawet 104
osoby. Liczba zgonów w latach 70. XIX wieku
kształtowała się podobnie, jednak wyróżniają się lata 1872-1873, kiedy to zanotowano
nietypowo dużo zgonów z niepodanych bliżej
przyczyn. I tak w roku 1872 zmarło w całej
gminie aż 130, a w roku 1873 – 115 osób. To
razem 245. Była to 1/5 mieszkańców całej
gminy. Większość zmarłych (ponad 50%) były
to dzieci, głównie w wieku od kilku tygodni do
3 - 5 lat, natomiast średnia wieku osób dorosłych nie przekraczała 50 lat.
Sądzę, że przyczynami tak licznych zgonów
były choroby spowodowane fatalnymi warunkami życia, powszechnym niedożywieniem, szczególnie u dzieci, brakiem codziennej higieny, panującą wszędzie biedą, głodem
i brudem, oraz brakiem jakiejkolwiek opieki
medycznej. W tak sprzyjających warunkach,
lokalne epidemie musiały, co jakiś czas wybuchać. Na przykład, co kilka lat pojawiał się dur
brzuszny, czyli tyfus, następnie dur plamisty zakaźna choroba roznoszona nagminnie przez
wszy, potem czerwonka i czarna ospa, często
grypa i jaglica a nawet malaria, oraz żółtaczka
typu A. Dość powszechną i nieuleczalną chorobą była tuberkuloza, czyli gruźlica nazywana popularnie suchotami.
W tamtych czasach choroby te były w większości znane, ale praktycznie nieuleczalne i
były przyczyną wysokiej śmiertelności, szczególnie wśród dzieci i młodzieży.
W niecałe 20 lat po upadku powstania, Księga Ludności Stałej podaje, że w Brwinowie
osiedlili się nowi mieszkańcy, między innymi
rodziny Macieja i Tomasza Tuszyńskich, Pawła i Wojciecha Brzezińskich, Feliksa i Andrzeja
Dąbrowskich, Andrzeja Krakowiaka, Franciszka Woźniaka, Antoniego Barana, Macieja Kapustę, Dominika Sobczyka, Stanisława
Kaczmarka, Piotra Smoleńskiego, Antoniego
Szymańskiego, Augustyna i Józefa Kosterów,
Jana Wozika, Wojciecha Zawiślaka, Jakuba
Piechowskiego, Mikołaja Mikołajczyka, Piotra
Olenderka, Marcina Nowaka, Leona Szrajbera, Józefa Pawlaka, Michała Królikowskiego,
Jana Koguta, Franciszka Leszczyńskiego, oraz
mojego dziadka Tadeusza Przybysza.
Wiele pokoleń tych rodzin mieszka w Brwinowie do dziś.
8
GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013
www.gpr24.pl
K40 strona redagowana przez Stowarzyszenie
Kwestionariusz Prousta Makabreski współczesne
Pytania, które w XIX wieku krążyły wśród bywalców salonów europejskich.
Dwa razy odpowiedział na nie Marcel Proust.
Dziś dla K40 odpowiada... Maja Hirsch
Główna cecha mojego charakteru:
- temperament
Cechy, których szukam u mężczyzny:
- koszarowe poczucie humoru, inteligencja,
charyzma, dojrzałość, umiejętność opowiadania dowcipów, odwaga, honor, dbałość o
higienę osobistą, dystans do własnej osoby
(to bardzo rzadkie), umiejętność gotowania,
umiłowanie piłki nożnej, starych aut i kina,
miłość do książek, znajomość historii współczesnej i starożytnej, powinien też znać fakty
z życia największych dyktatorów XX wieku
Cechy, których szukam u kobiety:
- prostoduszność, bezpośredniość, poczucie
humoru
Co cenię u przyjaciół:
- dyskrecję
Moja główna wada:
- brak pokory
Moje ulubione zajęcie:
- zgrywy z Marysią, przytulasy z kotami, ploty, czasami aktorstwo
Moje marzenie o szczęściu: - ciągle się spełnia
Co wzbudza we mnie obsesyjny lęk:
- myślę o tym, dokąd wędruje dusza po
śmierci
Co byłoby dla mnie największym nieszczęściem:
- krzywda moich bliskich
Kim lub czym chciałbym być, gdybym nie był
tym, kim jestem:
- kotem
Kiedy kłamię:
- od dobrych kilku lat nie kłamię
Słowa, których nadużywam:
- „dokładnie”, „jaki słodki” i najrozmaitsze
przekleństwa, jakie wydał ten świat
Ulubieni bohaterowie literaccy:
- Hans Castrop z „Czarodziejskiej góry”, „Gustaw – Konrad”, Robinson Crusoe, Hrabia z
Pana Tadeusza, Książę Myszkin
Ulubieni bohaterowie życia codziennego:
- moja rodzinka
Czego nie cierpię ponad wszystko:
- cynaderek, egzaltowanych kobiet i gadatliwych mężczyzn
Dar natury, który chciałbym posiadać:
- ...
Jak chciałbym umrzeć:
- zasnąć
Obecny stan mojego umysłu: - skupienie, gotowość do działania, głupkowate poczucie humoru
Błędy, które najłatwiej wybaczam: - nie ma takich, wybaczam po dłuuuuuugim
czasie
Pytania zadawała
Caryca
Janek
Janek był chłopcem, jakich było wielu
Ojciec mu mówił: „Ty, mój przyjacielu
Może byś książkę jaką se przeczytał
Albo rodzica o zdanie zapytał”.
Janek odpowiadał, jakby był padalcem
„Wszystko, co zechcę, ja tam mam pod palcem”.
Bo Jaś to internet sobie preferował
Z ojca mądrych uwag bezczelnie dworował.
„Głupot tam jest pełno, nawet na fejsbuku Babcia przestrzegała - Czytaj więc nieuku
Wydrukowaną ty literaturę.
Wiedzy tam znajdziesz przeogromną furę”.
Chłopiec ich uwagi ważył sobie lekce
I stwierdzał prosto: „Książek czytać nie chcę.
No bo streszczenia, gdy było potrzeba
Są tam powszechne niby kromki chleba.
A zresztą - powiadał - dzisiaj wykształcenie
Na nic się zdaje, bo nie jest już w cenie”.
I siadał po szkole przed swym komputerem
W każdy dzień tygodnia, ba nawet w niedzielę
Godziny leciały mu w tym internecie
O całym zapominał wtedy bożym świecie
Grał w gry, czatował, to muzykę puścił.
W czytaniu ze zrozumieniem strasznie się zapuścił.
Nie zrozumiało tedy durne to nieboże,
Że sobie bezpowrotnie oczy zepsuć może
Od tego w ekran ciągłego patrzenia
Oraz szkodliwego światła natężenia
I stało się kiedyś, to co stać musiało
To, co już w powietrzu od dawna wisiało
Fotony mu wypaliły czopki w oczach oto,
Kiedyś zwane słupkami, ale mniejsza o to
I wzrok swój utracił ten Janek swawolny
Kiedyś taki Pan Mądry, dziś widzieć niezdolny.
Teraz nie odczyta już nawet e-maila
(W internecie nie piszą wszak językiem Braila).
Tak się niegrzecznemu chłopaczkowi zdarza
Kiedy on rodziny swej zdanie podważa.
Bo jest mądrość, co mówi tak już od początku:
Korzystaj z technologii … lecz słuchaj rozsądku.
Michał Mendyk
9
GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013
www.gpr24.pl
Felietony Jerzy Antkowiak, Włodzimierz Szpak
Takie sobie dyrdymałki... Czyżby???
No więc było tak. Chciałem ponarzekać na takie różne
różności, które nie obalają porządku świata, ale bywa,
że porządnie wkurzają, obnażają skostnienie i głupotę.
A to rozkoszne oferty bankowe, a to kretyńskie korespondencje, telefony (komputer pana wybrał), pardon,
wylosował, pogróżki na ekranie telewizyjnego fetyszu
i co największą sromotę budzące, a takoż nieufność –
bezsilność władzy. Nie, nawet nie bezsilność, tylko pełna niechęć do jakiejkolwiek silności. Takie różne moje
utrapienia (podejrzewam, że nie tylko moje) chciałem
na Wielki Post zafundować wszystkim fundującym mi
moje stresy, będąc przy nadziei, że 13. lutego, w środę
popielcową posypią głowy popiołem. Akurat! Nadzieja
jest mamuśką, wielce frywolną, takich oto naiwniaków
jak Wasz felietonista. Więc sobie tylko ponarzekam, ale
przenoszę te gorzkie żale na koniec felietonu, naszły
mnie bowiem przemyślenia z wyższej półki i chociaż w
styczniowym felietonie się zarzekałem, to jednak, mea
culpa.
czasem mamy resztki karnawału, półki zasobne balują
na pałacach, lub na nabrzeżach pełnych lazuru, półki
średnie balują średnio, czyli fajnie, moje osobiste pupilki, czyli celebrytki ogłupiają wszystkich pasjonatów
odmóżdżania, ruszyły festiwale, koncerty, słowem żyć,
nie umierać, tylko ten nieszczęsny kryzys…
Przeczytałem piękny, mądry, ale i nie pozbawiony autosarkazmu wywiad z Andrzejem Sewerynem, aktorem i
dyrektorem Teatru Polskiego i jego jakże trafne i na czasie (oj, tak, bardzo na czasie) przesłanie: „Proszę, żeby
nikt mi nie mówił, jak mam kochać ojczyznę…”.
Jakże malutkie są moje drobne zmagania z rzeczywistością, kłopotliwą, często fundowaną sobie na własne życzenie (kto mnie zmusza, żebym się gapił w telewizor),
w porównaniu z tak fundamentalnym przesłaniem. To
nic nowego co teraz napiszę, to się czyta, to mówią mądrzy ludzie, nikt nie ma prawa zawłaszczać prawa do
decydowania o tym, kto kocha ojczyznę naprawdę, a
kto na niby. Wiemy oczywiście kto tak namieszał Polakom w głowach i kto podzielił Polaków na prawdziwych
i nieprawdziwych i wielce nad tym ubolewam. Ojczyznę można kochać na łące, w pracy i przy ognisku, przy
kruchcie i w wojsku, strajkując i głosując, przy grillu, w
szkole i przy Wigilii i konia z rzędem temu, kto mi powie
gdzie Polacy naganni, a gdzie Polacy cacy. I było by tego
problemu z wyższej Pólki „na tyle”, pozostaje wiara, że
Polacy, nie przywódcy, powiedzą kiedyś BASTA. A tym-
Włodzimierz Szpak
reżyser dokumentalista
Z jednej strony są to bajkowe produkcje gęsto często wykorzystujące efekty
komputerowe (te wszystkie
Awatary, Hobbity, Opowieści z Narnii...), z drugiej filmy realistyczne, przeważnie
jednak dalekie od prawdziwego realizmu, „usensacyjnione”, wciśnięte w ramy
wyznaczone przez tzw. poprawność polityczną.
Ja mój karnawał spędzam na rozterkach, co zrobić z takimi pasztetami, które mnie prześladują. Wrobiłem się
w kartę kredytową. Już drugi raz, tyle, że za pierwszym
razem w porę się wycofałem, a za drugim klops. Leży sobie ona, ta karta, całkiem dziewicza, obok coś, co mam
„zagiąć wzdłuż perforacji”, jedyne moje szczęście, że jej
nie zgubiłem przez ponad pół roku, dzięki temu leżeniu
właśnie. W szufladzie. Gdyby moje parasole, okulary,
rękawiczki i inne karty i dokumenty mogły tak sobie leżeć, jak ta „kredytowa”, to bym nareszcie nie gubił nic.
Przed świętami bank mnie pędził do sklepu Merli.pl, a
ja lubię, ale do sklepu przy wukadce, Bogiem a prawdą, nie wiem co zacz – ten Merlin. Czym się skończy ta
moja niesubordynacja wobec banku, sam tę kartę podpisałem, osioł skończony,
tego nie wiem, ale bawi
mnie taki fragment korespondencji: „Dokonane
operacje: +0,00 Wpłaty:
-0,00 – dziękujemy za
korzystanie z karty kredytowej. Zawsze sobie
pokpiwałem, że w temacie „banki” bliższa jest mi
wcale nie przysłowiowa skarpeta pod poduszką i jeszcze grzmiałem,
żeby banki trzymały się ode mnie z daleka. No, ale życie, jak to życie, wszystko
weryfikuje, więc mam, to co mam i tak
romansuję z bankami, notorycznie karty
gubiąc, lub zostawiając w bankomacie.
Mają banki ze mną siedem pociech, ale
chyba mnie lubią, bo ciągle mnie na coś
namawiają…
Telewizor grzmi, że właśnie mija termin opłaty i drukuje mi niedbale, że
zapłaciłem grudzień i październik, a
listopad, jak to ma w zwyczaju, pomkną gdzieś w siną dal. Kiedy dzwonię
obłożony potwierdzeniami wniesionej
opłaty, miła panienka sprawdziwszy,
że, ja to ja – powiada, że to nic, że ten listopad jest
okej, jest super, mam się nie martwić. Kiedy ja się
martwię, proszę miłej panienki i do jasnej cholery
proszę mi nie życzyć miłego dnia. Sam zdecyduję,
czy będzie mi miło, czy do kitu. A martwię się nie
tyle z powodu opłat, bo są „okej”, tylko z powodu
bardzo małego rozumku tych zuchów od telewizji z
tą panienką włącznie.
Holy Motors
W swoim głównym nurcie współczesne mainstreamowe kino rozwija się dwutorowo.
Ale co ja tak marudzę, przyjdzie wiosna, potem lato,
do zdemolowanej, podpalanej, opuszczonej przez
Boga i spadkobierców sąsiedzkiej rudery wrócą weseli chłopcy, będą balangi, harce i swawole, ogniska
i fajerwerki. Jak ta wesoła menażeria da takiego czadu, jak potrafi, to może i nawet jaka telewizja przyjedzie, bo władza i ta duża i ta mniejsza, złomiarze,
piromani, plus strażacy, to wszystko już było. I co? I
nic, kiszka z wodą, czyli wesołe jest życie staruszka.
P. S.
„Ukochany kraj, umiłowany kraj, ukochane i miasta
i wioski…”. I Ostoja Pęcicka, Czerwony Paryż, Biała
Podlaska, Gombrowicz, Mrożek, Witkacy i polscy
rysownicy, rysujący satyrę jak nikt na świecie. I jak
tu nie kochać takiej zwariowanej ojczyzny. Przy
okazji gratulacje i pozdrowienia dla najpogodniejszego faceta w Pruszkowie, literata i gawędziarza
Tadeusza Huberta Jakubowskiego. J. A.
nie widział 20 lat. Ale i w tej scenie nierzeczywiste bierze
w końcu górę nad rzeczywistym. Zwycięża ostatecznie
kino, gdy jego była ukochana z normalnej rozmowy nagle przechodzi w śpiew jak w jakimś musicalu, a później
staje na wielkim rozświetlonym neonie i skacze w dół
razem z nowym partnerem, który właśnie nadszedł.
Scena rozgrywa w wielkim opuszczonym domu mody,
pośród walających się wszędzie manekinów ( Galeries
Lafayette?) i coś mi przypomina, coś z odległej przeszłości kina...
W „Holy motors” jedynie wnętrze limuzyny Oscara jest
czymś rzeczywistym, stałym punktem odniesienia, cała
reszta to imaginacja, wymysł, sen...Wszak z licznymi odniesieniami do świata ruchomych obrazów, nawet tych
najstarszych, zrobionych przed braćmi Lumiere.
Film Leosa Caraxa to taki dziwotwór, który oddziałuje
na takiej samej zasadzie jak „Pies andaluzyjski” Luisa
Bunuela. Trudno się w nim doszukać jakiegoś jednoznacznego sensu, każdy musi (nie wiem zresztą czy
musi) go szukać na własną rękę. Niektóre obrazy mają
wielką moc, jak choćby scena z grupą akordeonistów
kroczących po pustych nawach katedry. Ich muzyka
pełna energii ożywia to martwe wnętrze, wprowadza
weń nowe życie. Niesamowite wrażenie robi też scena
porwania pięknej modelki z cmentarza Pere Lachaise,
gdzie pozuje na grobie, do jakiejś dziury w podziemiach
Paryża. Porywa ją odrażający menel - brudny, agresywny, perwersyjny - wydobywający z siebie jakiś niezrozumiały bełkot (kolejna inkarnacja pana Oscara).
I znów w mojej pamięci zapala się światełko - tak, to
przecież Piękna i Bestia!
Nie ma zaś tego, czym ja i moi koledzy żyli w złotym
okresie kina artystycznego (koniec lat 60-tych i lata 70te), filmów wyraźnie naznaczonych autorskim piętnem,
subiektywnych, bliższych poezji niż prozie. Zdarzają się
wprawdzie wyjątki, ale bardzo rzadko.
I do takich właśnie wyjątków trzeba zaliczyć ostatni
film Leosa Caraxa pt. „Holy Motors”, najgłośnieszy
obraz ostatniego festiwalu w Cannes. Po 13. latach
przerwy reżyser ten, nazywany niegdyś cudownym
dzieckiem kina francuskiego, zrealizował coś absolutnie oryginalnego, osobnego i dziwnego zarazem, choć
nawiązującego w niektórych epizodach do najpopularniejszych gatunków filmowych, takich, jak horror, thriller, melodramat, komedia, a nawet kino familijne. Kilka
Problemy TV, to dziewczynka cud – malinka, zaś w
telefonie do wszystkich niezałatwionych spraw od
gazu (załatwionych, proszę gazowni) piękny, męski,
aksamitny baryton poucza mnie, po serii ostrzeżeń,
co mi grozi jak wcisnę, czyli wybiorę. Wybieram
jeden, wybieram dwa, wybieram trzy, jeśli zapomniałeś swój pesel naciśnij wszystkie klawisze do
wszystkich operatorów, którzy właśnie wszyscy, teraz, kiedy zapomniałeś nip, pesel i języka w gębie, są
zajęci, a czas oczekiwania… Maciej Stuhr, genialnie
gra swoje kabaretowe rozterki z tymi niesfornymi
„klawiszami”. Gazownia do mnie pisze, że mam
faksem wysłać ksero opłat, a ja mam na pamiątkę
ksero pt. rejestr połączeń, a w nim trzydzieści nieprzyjętych tych nieszczęsnych faksów. Czeskie kino?
W Pruszkowie? Niemożliwe. A jednak.
razy miałem dojmujące poczucie deja vu, jakbym to,
co oglądam, kiedyś już widział na ekranie, teraz tylko
trochę przekształcone.
Film dość prosty w założeniu, pozostawia szerokie pole
do interpretacji (reżyser twierdzi, że każde dziecko jest
w stanie go zrozumieć). Opowiada o dniu pana Oscara,
który jeżdżąc po Paryżu długą limuzyną, będącą zarazem
jego miejscem pracy i miejscem intymnym (kryjówką,
azylem), wielokrotnie zmienia swój wygląd, wcielając
się w różne postacie (według ścisłego harmonogramu).
Odmieniony fizycznie i „psychicznie” wchodzi w mniej
lub bardziej rzeczywiste sytuacje, dziwne, czasem
wręcz szokujące. Limuzynę prowadzi elegancka kobieta w średnim wieku o nienagannych manierach, jak z
filmów Alfreda Hitchcocka lub Alaina Resnaisa. Tylko raz
Oscar jest, a może raczej stara się być sobą. Kiedy przypadkiem spotyka na ulicy swoją dawną miłość, której
Jednak nie wszystko jest równie udane. Nie przekonał
mnie początek filmu, który według mnie powinien się
zacząć od wyjścia Oscara z domu do pracy. Zupełnie
chybione jest też zakończenie (nocna rozmowa długi
aut (tak!) w hangarze z napisem HOLY MOTORS). Przekombinowane to, wydumane i po prostu głupie.
Aktorzy pokazali w filmie Caraxa naprawdę wielką klasę. Wymienię tylko tych bardziej znanych: Denis Lavant,
Kylie Minogue, Eva Mendes, Edith Scob... Wszyscy genialni! Do tego świetny dźwięk, dobre zdjęcia (z małymi
wyjątkami). Prawdziwa uczta dla oczu i uszu.
10
GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013
www.gpr24.pl
Ogłoszenia praca i inne
POWIATOWY URZĄD PRACY w PRUSZKOWIE
05-800 Pruszków, ul. Drzymały 30 wejście C, pok. nr 130
tel.: (22) 29 00 606, 29 00 607, 29 00 608, fax: (22) 29 10 600
www.puppruszkow.go3.pl; e-mail: [email protected]
1. Sprzedawca – mile widziane doświadczenie w sklepie i obsługa kasy fiskalnej, praca w Kaniach. Oferta nr 51.
2. Florysta/ka w kwiaciarni – mile widziane doświadczenie na w/w stanowisku, zdolności manualne, praca w Pruszkowie. Oferta nr 36.
3. Pracownik biurowy/logistyk – wykształcenie średnie, doświadczenie na podobnym stanowisku, biegła znajomość obsługi komputera, prawo jazdy kat. B, mile widziana znajomość
języka rosyjskiego, praca w Broniszach. Oferta nr 19.
4. Pielęgniarka, terapeuta zajęciowy – wykształcenie kierunkowe, wymagane doświadczenie w zawodzie, praca w domu pomocy społecznej w Kostowcu. Oferta nr 1.
5. Elektromechanik – wykształcenie techniczne - elektromechanik, wymagane doświadczenie w zawodzie, świadectwo kwalifikacyjne SEP do 1 KV eksploatacyjne, znajomość rysunku
technicznego i czytania schematów elektrycznych, praca w Kaniach. Oferta nr 45.
6. Pracownik ochrony – niekaralność, praca w obiekcie handlowych w Pruszkowie. Oferta nr 38.
7. Tokarz – wymagane doświadczenie w zawodzie, produkcja zaworów w Piastowie. Oferta nr 27.
8. Elektryk – uprawnienia do 15 KV, prace serwisowe w obiektach handlowych w Warszawie. Oferta nr 15.
Poszukujemy osób do działu marketingu
604 194 054
[email protected]
Bestpol Biuro
Biegłych Rewidentów Sp. z o.o.
Pruszków ul. Ireny 120, tel.: 604 778 543
Bestpol Biuro Biegłych Rewidentów Sp. z o.o. jest firmą audytorską prowadzącą:
• badanie sprawozdań finansowych podmiotów gospodarczych oraz przeglądy
sprawozdań finansowych,
• usługowe prowadzenie ksiąg rachunkowych i podatkowych,
• ekspertyzy i opinie ekonomiczno - finansowe, doradztwo podatkowe,
• doradztwo w zakresie organizacji i informatyzacji rachunkowości,
• prowadzenie postępowania likwidacyjnego i upadłościowego.
www.bestpol.waw.pl
Biuro czynne: pn. - pt. w godz. 9:30 - 19:00
SZUKASZ STAŁEJ I CIEKAWEJ PRACY?
Obecnie poszukujemy kandydatów na stanowiska:
KIEROWNIK SKLEPU
Z-CA KIEROWNIKA SKLEPU
SPRZEDAWCA - KASJER
w miejscowościach:
Jawczyce, Leszno, Piastów, Pruszków, Ożarów Mazowiecki
Zostaw CV (życiorys) w Sklepie BIEDRONKA w Pruszkowie, Piastowie, Ożarowie Mazowieckim
lub zaaplikuj online na stronie www.karierawjmd.pl i DOŁĄCZ DO NAJLEPSZYCH!!!
Masz 2, 3 godziny
na dodatkową pracę?
Branża finansowa.
Wysokie zarobki!
Zadzwoń 668 681 904.
Mile widziani emeryci,
renciści, osoby pracujące,
studenci, uczniowie.
11
GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013
GPR24.PL
Wiadomości zaproszono nas
Czarodziejka Jeziora
Grzegorz Zegadło
Foto - Tomasz Malczyk
24. stycznia, w Sali Koncertowej Pałacyku Sokoła gościliśmy Katarzynę Enerlich, autorkę poczytnych książek, których akcja osadzona jest głównie w realiach mazurskich, gdzie nasz Gość odnalazł
swoje Magiczne Miejsce – malutką wioskę, w której „autobus kończy
swój bieg”.
W każdej z jej powieści
lub opowiadaniu ( bo i
te zdarza jej się pisać)
tkwi ziarenko prawdy.
Każda zawiera cząstkę
autentycznych ludzkich
losów. Może to dlatego
znajdują tylu czytelników? A może Kasia po
prostu dobrze pisze?
Bowiem Katarzyna Enerlich jest świetnym
słuchaczem. Skwapliwie notuje zasłyszane
historie, by je następnie wykorzystać jako
literackie tworzywo.
Zimowy wieczór w Pałacu Sokoła pokazał
nam, że jest również fantastycznym „opowiadaczem”. Przez blisko dwie godziny opowiadała o sobie, swojej twórczości, pasjach
i marzeniach. Odpowiadała na liczne pytania
– również i te zahaczające o granicę intymności. Nikt się nie nudził. Na koniec podpisywała swoje książki. Tego wieczoru do grona jej
wielbicielek i wielbicieli, dołączyli z pewnością nowi. Wszyscy oni czekają niecierpliwie
na jej kolejną książkę. A ta – już wkrótce.
Stoją od lewej: Grzegorz Zegadło, Katarzyna Enerlich oraz Antoni Muracki
REKLAMA
12
www.gpr24.pl
GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013
Wiadomości nasz patronat
Ikona polskiego wioślarstwa w Pruszkowie
Wiesław Pośpiech
Foto - Tomasz Malczyk
Powodem „zamieszania”
oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu i obecność blisko setki
przedstawicieli pruszkowskich szkół gimnazjalnych oraz podstawowych
był przyjazd: wioślarza,
trzy krotnego uczestnika
Igrzysk Olimpijskich, dwu
krotnego mistrza olimpijskiego w tym zdobywcy
pierwszego w historii złotego medalu olimpijskiego w wioślarstwie; dwu
krotnego mistrza świata w
tym zdobywcy pierwszego
w historii złotego medalu
w wioślarstwie; trzy krotnego wicemistrza świata,
brązowego medalisty mistrzostw świata i brązowego medalisty Pucharu
Narodów,
osiemnastokrotnego mistrza polski i
kandydata do tytułu najwybitniejszego zawodnika
w historii tej dyscypliny
sportu w Polsce - ROBERTA SYCZA.
Honory gospodarza pełnił Tomasz ZBOINA,
przedstawiciel sieci Hoteli Comfort Express,
Comfort Biznes w Pruszkowie i prezes Fundacji
Klubu Kibica Reprezentacji Polski, a obecnością
swą zaszczycili także niezawodni przyjaciele i
współorganizatorzy: Jan STARZYŃSKI prezydent
miasta Pruszkowa, Ryszard BEACKER kanclerz
Wyższej Szkoły Kultury Fizycznej i Turystyki im.
Haliny Konopackiej w Pruszkowie, Jacek ELŻANOWSKI dyrektor Miejskiej Krytej Pływalni KAPRY w Pruszkowie, Tadeusz Hubert JAKUBOWSKI pruszkowianin, członek Związku Literatów
Polskich, autor książek związanych z naszym
miastem oraz patroni medialni: gazeta GŁOS
PRUSZKOWA oraz portal www.gpr24.pl, TELKAB z Pruszkowa i Radio BOGORIA.
Po krótkiej prezentacji gości i gospodarzy inicjatywę przejął Robert SYCZ i jak przystało na
mistrza, czynił to w sposób iście mistrzowski.
Najpierw, krótkie, ale fachowe wprowadzenie
do wioślarstwa jako dyscypliny sportowej i
olimpijskiej. Prezentacja sprzętu, regulaminów
regatowych i osad wioślarskich przy pomocy
materiałów multimedialnych, które spełniały
podwójną rolę dodając wypowiedziom autentyczności oraz umożliwiły współuczestniczyć
24. stycznia 2013 roku, sala Bruksela, Hotelu Comfort Biznes w
Pruszkowie, mimo wyjątkowo nie sprzyjającej zimowej aury pękała
w szwach.
Od lewej siedzą:
Tomasz Zboina, Robert Sycz oraz Wiesław Pośpiech
Od lewej stoją:
Robert Sycz, Wiesław Pośpiech oraz
nagrodzony uczeń
pruszkowskiej szkoły podstawowej, za
udzielenie poprawnej odpowiedzi w
konkursie
Zaproszeni goście
w jednych z największych wydarzeń w historii polskiego wioślarstwa. Młodzież chłonęła
z zapartym tchem ponad dwudziesto siedmio
letnią wędrówkę Mistrza, przez akweny niemal
wszystkich kontynentu naszego globu, którą
trzynastoletni Robert rozpoczął w Szkolnym
Wojewódzkim Ośrodku Sportowym Nr 2 w
Warszawie. W barwach tego klubu, osiągnął
swój pierwszy sukces na imprezie rangi światowej - brązowy medal Pucharu Narodów. Następnie związał swe sportowe życie z klubami
Bydgoszczy w barwach, których odnosił sukcesy, przeżywał gorycz porażek i chwile zwątpienia. Jedenaście lat pracował na pierwszy medal
mistrza świata, a czternaście lat na złoty medal
olimpijski, zapisując się złotymi zgłoskami w historię światowego i polskiego wioślarstwa jako
pierwszy Polak, który tego dokonał. Kolejne
lata wyrzeczeń, mozolnej pracy owocowały kolejnymi sukcesami, medalami i tytułami. Po raz
ostatni stanął na starcie w Płocku, podczas mistrzostw Polski w sprincie i po raz ostatni stanął
na podium, zdobywając srebrny medal w nietypowej dla siebie konkurencji. Świadkami tego
wydarzenia byli: trenerzy klubowi i reprezentacyjni, koledzy, uczestnicy i medaliści najbardziej prestiżowych imprez na świecie. Tego dnia
Mistrz zamknął rozdział - karierę zawodniczą,
a wspaniała gala pożegnalna odbyła się w październiku 2012 roku w Bydgoszczy, otwierając
nowy rozdział – działacza i trenera, bowiem został zatrudniony w Klubie LOTTO - BYDGOSTIA
WSG na stanowisku specjalisty ds. marketingu,
by wkrótce spełnić kolejne marzenia - rozpocząć pracę trenera. Tego wszystkiego obecni
na spotkaniu wysłuchali z wielkim uznaniem,
szacunkiem i zainteresowaniem, a o pewnym
niedosycie świadczył grad pytań jakim został
zasypany Mistrz tuż przed planowanym zakończeniem spotkania. - Były to przede wszystkim
lata ciężkiej pracy i wyrzeczeń, ale nie żałuję, bo warto było - stwierdził na zakończenie
Mistrz Robert SYCZ.
Kolejną atrakcją, która weszła już na stale do
programu spotkań z cyklu „Legendy polskiego
sportu olimpijskiego” były pytania, związane
z Gościem Honorowym dla najbardziej uważnych uczestników. Udzielających poprawnych
odpowiedzi Mistrz nagradzał: monetami kolekcjonerskimi NBP z okazji Igrzysk Olimpijskich
Londyn 2012, kalendarzami ściennymi Mennicy Polskiej 2013, znaczkami pamiątkowymi
PKOl - Londyn 2012 i kalendarzami ściennymi
MATIZOL LIDER Pruszków - zespół Ford Germanz Ekstraklasy Polskiej Koszykówki Kobiet,
które zawsze budzą pożądanie wśród kibiców.
Ponadto każdy uczestnik otrzymał fotkę Mistrza z autografem, a szkoły najnowsze numery Magazynu Olimpijskiego oraz Olimpioniku. Prezydent Jan STARZYŃSKI, dziękując za
wizytę wśród młodzieży pruszkowskich szkół
przekazał „Historię Pruszkowa” do roku 1945,
oraz zestaw gadżetów związanych z miastem.
Młodzież ofiarowała najnowszy egzemplarz
kolejnej ksiązki Tadeusza Huberta JAKUBOWSKIEGO - Migawki, zdarzenia et cetera...? z
autografem autora oraz okolicznościowe podziękowanie. Pamiątkowe fotki z Mistrzem i
złotym medalem olimpijskim będą nie tylko
budziły zazdrość wśród znajomych, ale stanowiły pamiątkę nie codziennego spotkania.
Po zakończeniu prawdziwej uczty dla ducha,
gościnny Hotel Comfort Biznes przygotował
ucztę dla ciała, czyli smaczny poczęstunek.
Zaproszenia poinformują o szczegółach kolejnego spotkania, zaplanowanego wstępnie w
miesiącu marcu 2013 roku.
13
GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013
www.gpr24.pl
Wiadomości nasz patronat
Jubileusze, jubileusze, jubileusze
Wiesław Pośpiech
Foto - Tomasz Malczyk
Najczęściej jest to rocznica
- okrągła. Osobą obchodzącą jubileusz jest jubilat.
Jubileusz mogą jednak obchodzić także inne podmioty (np. miasto czy placówka oświatowa, kulturalna
czy sportowa działająca na
danym terenie, chociaż w
tych wypadkach określenia jubilat używa się znacznie rzadziej, rezerwując je
zazwyczaj tylko dla osób.
Ponieważ jubileusz jest z
definicji rocznicą wydarzającą się rzadziej niż co roku,
jest więc okazją także do
innych niecodziennych wydarzeń i takie wydarzenia
miały miejsce kolejno.
Siedemdziesiąt pięć lat temu Zarząd Miejski i władze powiatowe rozpatrywały projekt wybudowania Kąpieliska
Miejskiego w Pruszkowie. - Sprawa przedstawia się dość
realnie, bo różne zainteresowane czynniki jak Ministerstwo Opieki Społecznej i Ubezpieczalnia gotowe są przyznać władzom miejskim na ten cel poważną subwencję
w wysokości 50 000 złotych... Zapewnienie ludności kąpieliska, które za niewielką opłatą da możność korzystania z łaźni, wanien i innych urządzeń zdrowotnych jest
celowe i ze wszech miar pożądane... „Przy lokalizacji tego
zamierzenia brane są pod uwagę dwa punkty. Jeden to
plac miejski położony przy ulicy przejazdowej nad Utratą,
obok Elektrowni, a drugi przy zbiegu ulic 3-go Maja i 6-go
Sierpnia. Na podstawie danych należy uznać, że plac przy
ulicy 6-go Sierpnia najbardziej nadaje się na przyszłe kąpielisko, które oby jak najprędzej zostało wybudowane”
- informował „GŁOS PRUSZKOWA” z marca roku 1937.
Ponad 32 lata temu dzięki inicjatywie załogi Pruszkowskich Zakładów Materiałów Biurowych i ogromnemu
wsparciu Związku Zawodowego Chemików stanął jako
jeden z pierwszych, a może i pierwszy na Mazowszu
Kryty Basen Kąpielowy vis, a vis stacji PKP. Przez należny sentyment, pozwolę sobie przypomnieć, iż na tym
obiekcie, setki dzieci i młodzieży szkół pruszkowskich
oraz okolicznych, zdobywały i doskonaliły umiejętność
pływania, co przełożyło się następnie na pierwsze sukcesy reprezentantów tych placówek, podczas zawodów
różnych szczebli. Pracownicy, licznych wówczas na terenie miasta, przedsiębiorstw, instytucji, zakładów i firm
nie tylko korzystali z ofert basenu, ale uczestniczyli w
wielu zawodach sportowo rekreacyjnych, o czym z dumą
pisała prasa specjalistyczna i lokalna. Dzięki zrozumieniu,
życzliwości, a przede wszystkim nie ocenionej pomocy
i odważnej polityce inwestycyjnej władz naszego miasta
(koszt budowy obiektu 15 800 000 złotych przy ówczesnych środkach na inwestycję 20 000 000 złotych) po 18
-tu miesiącach budowy, zgodnie z umową i wszystkimi
terminami inwestycję zakończono. 23. stycznia 2003
roku dokonano uroczystego otwarcia z legendarną
już kąpielą prezydentów miasta. Pływalnia KAPRY obiekt na wskroś nowoczesny, doskonale wyposażony,
służącego mieszkańcom naszego miasta i okolic rozpoczął działalność. Blisko 16-cie godzin dziennie placówka
stoi otworem, a ponad 50-cio osobowy personel w tym
Jubileusz to rocznica wydarzenia, wyróżniająca się w jakiś sposób, dzięki czemu
istnieje okazja do szczególnie uroczystych obchodów, a czasem także do refleksji
nad minionym okresem.
Andrzej Królikowski wręcza nietypowy prezent
Jackowi Elżanowskiemu
Wiesław Pośpiech
Fanki Głosu Pruszkowa
20-to osobowa kadra dydaktyczna oraz administracyjna
i pomocnicza służy szkoleniem, radą i pomocą. Z satysfakcją pozwolę sobie przytoczyć kilka liczb: do dnia 1-go
stycznia bieżącego roku gościnne progi jubilatki przekroczyło blisko 3 miliony osób, co daje średnią około
800-set osób dziennie. Wciąż atrakcyjne i cieszące się
zainteresowaniem są dwie zjeżdżalnie wodne na których wykonano ponad 2 miliony zjazdów. Tygodniowo
uczy się lub doskonali swoje umiejętności pływackie, na
zajęciach zorganizowanych, około 1300-tu osób. Na podkreślenie zasługują zajęcia z niemowlakami, które nie
rzadko najpierw zgłębiają tajniki obcowania z wodą, a
następnie stawiania pierwszych kroczków. Nasi seniorzy,
mają do dyspozycji nie tylko baseny, ale także cieszące
się ogromnym powodzeniem natryski masujące, wanny
z hydromasażem i inne atrakcje wodne o przeznaczeniu
rehabilitacyjnym oraz saunę, a także okazję do spotkań
towarzyskich co cieszy się ogromnym zainteresowaniem.
Swe specjalistyczne usługi użytkownikom i gościom pływalni oferuje: 13-tu profesjonalnych szkółek pływackich,
Centrum Nurkowo - Turystyczne i Klub Nurkowy, wspomniana szkółka nauki pływania dla dzieci i niemowląt,
Fitness Centrum, Salon Masażu, Rehabilitacji i rehabilitacji w wodzie, usprawniające zajęcia agwa aerobiku,
Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe i sklepiki z
niezbędnym sprzętem oraz UKS KAPRY ARMEXIM Pruszków, niezwykle prężnie działający klub, który wychował
wielu medalistów mistrzostw Pruszkowa, Mazowieckich
Igrzysk Młodzież Szkolnej, Ogólnopolskiej Olimpiady
Młodzieży oraz Mistrzostw Polski w różnych kategoriach
wiekowych, którzy na stałe wpisali się złotymi zgłoska-
mi w historię sukcesów sportowych Polski i naszego
miasta. Z obiektu korzystają reprezentacje narodowe
różnych dyscyplin sportowych, ostatnio na przykład
przygotowująca się do Mistrzostw Świata w Hiszpanii reprezentacja Polski w piłce ręcznej oraz kluby sportowe,
i co jest bardzo istotne, nie tylko korzystają, ale chętnie
tu powracają. Rocznie na terenie pływalni organizowane
jest około 20-tu imprez sportowo - rekreacyjnych w tym
zawody ogólnopolskie takie jak: FAMILY CUP, MISTRZOSTWA POLSKI AKTORÓW, formacji i jednostek służb
mundurowych Wojska Polskiego, Policji, Straży Pożarnej,
nauczycieli, szkół i placówek szkolno - wychowawczych
oraz wielu, wielu innych. Dzięki tałej i owocnej współpracy pomiędzy Biurem Promocji Miasta oraz wszystkimi zaprzyjaźnionymi instytucjami i placówkami oświaty,
sportu, kultury, służb strzegących ładu i porządku publicznego, zdrowia i innych, dzisiejsza jubilatka pracuje w
przekonaniu iż MIEJSKA KRYTA PŁYWALNIA KAPRY to nie
tylko pływanie i sport, ale także działania integracyjne,
zdrowotne, edukacyjne, rekreacyjne i kulturalne takie
jak: wernisaże, koncerty i recitale autorskie znanych na
całym świecie artystów plastyków, gwiazd filmu, teatru
i estrady. O wielotorowej działalności dzisiejszej jubilatki
świadczy także fakt, iż co najmniej raz w roku na terenie pływalni spotykają się honorowi dawcy krwi, którzy
dzielą się tu nie zastąpionym lekiem, życiodajną tkanką,
której dzięki tym akcjom już kilkadziesiąt litrów wzbogaciło wciąż deficytowe zapasy tego bezcennego leku.
Należy dodać, iż nie ma imprezy rekreacyjnej w naszym
mieście bez udziału personelu pływalni, który wychodzi
także na zewnątrz obiektu, organizując lub współorganizując między innymi takie imprezy jak: WIANKI; POŻEGNANIE LATA; DNI PRUSZKOWA, Turnieje Piłki Plażowej i
inne. Dzięki temu działalność jest szeroko prezentowana
w relacjach telewizyjnych, radiowych oraz prasie ogólnopolskiej, specjalistycznej i lokalnej, co ma niewątpliwy
wpływ na promocję i wizerunek naszego miasta. Nasze
niepodważalne osiągnięcia i sukcesy byłyby nie możliwe
gdyby nie stała troska i pomoc władz miasta, cenna i
owocna współpraca oraz życzliwość wszystkich innych
instytucji. W piątek 18-go stycznia 2013 roku na terenie Miejskiej Krytej Pływalni KAPRY w Pruszkowie miały
miejsca niecodzienne wydarzenia. Tego dnia zawsze tętniące gwarem baseny zaaranżowane na salę widowiskową wypełniły tłumy gości, a właściwie przyjaciół, którzy
uświetnili swoją obecnością obchody Jubileuszu X-lecia
działalności Miejskiej Krytej Pływalni KAPRY w Pruszkowie. Imprezę, krótkim wstępem otworzył dyrektor Jacek
ELŻANOWSKI, następnie wystąpił prezydent miasta Jan
STARZYŃSKI. Podobno przyjaciół poznaje się w biedzie jak mówi przysłowie ludowe. Okazuje się jednak, że tych
prawdziwych, także w dostatku, ponieważ tylko ich stać
jest na szczere, płynące od serca życzenia, tradycyjnie
składane załodze jubilata. Załodze, która na słowa uznania, szacunku i wdzięczności w pełni zasłużyła.
Prezydent Jan STARZYŃSKI w towarzystwie zastępców,
obok serdecznych życzeń i gratulacji dla ofiarnej załogi
oraz tradycyjnej wiązanki kwiatów podarował „ZŁOTĄ
RYBKĘ” przygotowaną do spełnienia najbardziej wyszukanych życzeń. Wyższa Szkoła Trenerów Sportu była
reprezentowana przez rektora doktora Edwarda SAMORAJA i dziekana Wydziału Sportu - doktora Jerzego ZIELIŃSKIEGO, prekursora działalności pływackiej jako prezesa TKKF ANIELIN i ZEFIR w Pruszkowie, Miejski Zarząd
Obiektów Sportowych obok serdeczności tak na wszelki
wypadek podarował koło ratunkowe, bo gdyby coś?
Kiedyś...? Kluby Sportowe - najstarszy 90-cio letni ZNICZ
reprezentował prezes Marek ŚLIWIŃSKI, a najmłodszy
UKS KAPRY ARMEXIM prezes Łukasz BORKOWSKI. Szkoły Podstawowe i Gimnazjalne dyrektorki Mirosława ŚLIWIŃSKA i Ewa NOWICKA, które obok kwiatów przekazały z głębi serca płynące, szczere i cieple podziękowania,
życzenia i gratulacje. Wystąpienie Ewy SOWY - dyrektora
Miejskiego Ośrodka Kultury, jak zawsze wywołało burzę
emocji. Pruszkowskich krwiodawców godnie zaprezentował prezes Powiatowo - Miejskiego Klubu HDK Stowarzyszenia RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ - Waldemar
ANUSZEWSKI. Część artystyczną rozpoczęła grupa UKS
MAZOVIA SYNCHRO Warszawa, prowadzona przez Monikę SZCZĘŚNIAK. Mistrzowską technikę połączoną z
ogromnym wdziękiem i nie mniejszą gracją - czyli uroczy
balet wodny zyskał uznanie i aplauz widowni. Kolejną
niespodziankę przygotowali organizatorzy jubileuszu.
Tym razem w cudowną, sentymentalną podróż śladami Czerwonych Gitar, Niebiesko Czarnych i The Beatles
zabrał zespół Żuki Rock And Roll Band. Urocza czwórka
w składzie: Grzegorz RADOMSKI - gitara, harmonijka
ustna, śpiew; Michał GIELNIAK - gitara, śpiew; Piotr RYBICKI - perkusja, śpiew i Robert FRASKA - gitara basowa,
śpiew przez ponad 70-siąt minut nie tylko zaspokajała
najwybredniejsze gusta melomanów muzyki lat 60-tych,
ale porywała do tańca. Kolejny punkt jubileuszowego
programu i kolejna niespodzianka. W przyjacielskiej,
niemal rodzinnej atmosferze goście przenieśli się do
pomieszczeń kawiarenki, by przy tradycyjnej lampce
wina i poczęstunku zaserwowanym przez pruszkowskie
PHU RODART, delektować się dwoma wernisażami.
Pierwszy zorganizowany przez malarzy artystów Salonu
Pruszkowskiego, prowadzonego przez wybitnego, wieloletniego pedagoga artystycznego i kuratora wystawy,
Alinę DORADĘ - KRAWCZYK. W drugim wernisażu, swój
dorobek artystyczny zaprezentował Marek ROGUSKI,
były pułkownik BOR, oficer Ochrony Osobistej prezydenta Lecha WAŁĘSY oraz Dowódca Ochrony Osobistej Papieża Jana Pawła II, który nadał mu w roku 1999 pseudonim - „Marek ze Żbikowa”. Tym pseudonimem podpisuje
swoje prace, które są w posiadaniu miedzy innymi: Lecha
Wałęsy, Radosława SIKORSKIEGO, Janusza KORWINAMIKKE, Łukasza ABGAROWICZA i Jana STARZYŃSKIEGO.
Wiele obrazów wyemigrowało do Kanady i USA.
Reasumując trzy, trochę powiązane jubileusze, życzę
wspaniałemu personelowi i dyrektorowi Jackowi ELŻANOWSKIEMU, kolejnych lat pełnych cudownych jubileuszy popartych życzliwością, miłą i serdeczną atmosferą.
14
www.gpr24.pl
GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013
Wiadomości
Luty w „Kamyku”
MOK im. A. Kamińskiego, ul. Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej 5, 05-800 Pruszków,
tel.: +48 22 728 39 40, 42, 44, fax: +48 22 728 39 52, e-mail: [email protected]
1.02–8.02 - „Zima w Mieście” wg autorskiego
programu MOK. Więcej na www.mok-kamyk.pl
2.02. godz. 16:00 (sobota) - „Odkryj nową twarz”
– zabawa karnawałowa dla dorosłych. Oprawa
muzyczna i prowadzenie - Urszula Osuchowska.
Wstęp - 20 PLN. Bilety do nabycia w MOK. Przedsprzedaż do 31. stycznia.
17.02. godz. 12:00 (niedziela) - Poranek teatralny dla dzieci. Spektakl pt.: „Duch Indianina” w
wykonaniu Teatru Wariacja.
Spektakl jest prowadzony na dwóch planach.
Pierwszy to ten, gdzie aktorzy bawią się i opowiadają o tradycjach indiańskich. Tańczą wraz z
dziećmi tańce: bizona, siewu, deszczu. Na drugim
planie występuje szaman. Na początku jest ukryty za parawanem, potem odprawia swoje święte
rytuały. Następnie wchodzi w interakcje z dziećmi
m.in. pasuje wybrane dzieci na wojowników swo-
jego plemienia. Muzyka podczas przedstawienia
jest autentyczna, indiańska.
Wstęp 5 PLN od osoby. Obowiązuje przedsprzedaż biletów do 15. lutego w MOK.
23.02. od godz. 10:00 (sobota) - I Festiwal Pieśni i Piosenki Religijnej „Twoimi drogami” pod
patronatem księdza prałata Józefa Tchórza proboszcza Parafii Niepokalanego Poczęcia NMP w
Pruszkowie – przesłuchania konkursowe.
Myślą przewodnią Festiwalu jest zaprezentowanie piosenki i pieśni religijnej będącej dziedzictwem bogatej kultury chrześcijańskiej oraz
zainteresowanie szerokiej rzeszy młodzieży wartościami pieśni religijnej.
Młodzi wykonawcy będą mieli okazję zaprezentować swój dorobek artystyczny.
Miejsce Festiwalu: Ośrodek Kultury Chrześcijańskiej - filia MOK, ul. 3-go Maja 124 Pruszków- Żbików. Więcej na www.mok-kamyk.pl
Koncert Niny Nowak
Talentów w Moskwie, gdzie dała koncert f-moll
Chopina. Od 2004 roku, zresztą aż po dzień dzisiejszy, współpracuje z jednym z najbardziej szanowanych polskich kompozytorów – Krzysztofem
Pendereckim.
Poza swoją działalnością artystyczną, śpiewaczka
wspiera głodujące kraje Afryki, które regularnie
odwiedza. Niebawem odbędzie się jej kolejne
tournee po tym kontynencie. Mało tego, praca
gwiazdy koncentruje się także na szerzeniu pokoju na Bliskim Wschodzie. Za swoją dobroczynność, wynikającą wyłącznie z altruistycznych pobudek, Nina Nowak została wyróżniona nagrodą
specjalną przez ONZ.
Noworoczny koncert w pruszkowskim „Kamyku”
przeniósł słuchaczy w inną rzeczywistość – świat
pełen pięknych marzeń oraz baśni, w którym władała jasnowłosa Królowa o niebiańskiej barwie
głosu. Nina Nowak, albowiem to o niej mowa,
urzekła wszystkich nie tylko swoim niezwykłym
wokalem, lecz również wrażliwością i życzliwym
usposobieniem.
Uroczysty koncert z okazji nadejścia Nowego
Roku, który odbył się 13 stycznia 2013 roku o
godzinie 16.00, rozpoczęły serdeczne życzenia
noworoczne od Ewy Sowy, Dyrektor Miejskiego
Ośrodka Kultury „Kamyk”, a także Prezydenta
Miasta Pruszkowa – Jana Starzyńskiego. Dopiero
po ich słowach, na scenie rozbłysła najjaśniejsza
z gwiazd.
Nina Nowak jest jedną z czołowych oraz najwybitniejszych polskich śpiewaczek młodego pokolenia. Nie można odmówić jej zarówno ponadprzeciętnego talentu, jak i pełnego profesjonalizmu. Swoje umiejętności wokalne doskonaliła
u znakomitych mentorów, a w tym m.in. u prof.
S. Vittuci’ego w Konserwatorium Wiedeńskim
czy prof. N. Mackie’go w londyńskim Royal Music Academy. Po ukończeniu studiów wokalnoaktorskich w katowickiej Akademii Muzycznej,
artystka wyjechała do Stanów Zjednoczonych,
gdzie wygrała niezwykle prestiżowe stypendium
wokalne, jakie ufundowała wówczas NASA w Teksasie na Uniwersytecie w Houston. Nina Nowak
gra również na pianinie, zaś w 1987 roku udało
jej się zdobyć I miejsce na Międzynarodowym
Europejskim Konkursie Pianistycznym Młodych
Zgromadzeni w „Kamyku” goście mieli okazję
przekonać się, jaka jest rzeczywiście. Barwna
i niepowtarzalna, jedyna w swoim rodzaju… te słowa były na ustach wszystkich. Artystka
z pewnością zapisze się w pamięci słuchaczy
przepięknym wykonaniem takich utworów, jak
m.in. motyw przewodni do filmu Francisca Lei
„Love Story” czy poemat o miłości z ekranizacji
historii o niezatapialnym Titanicu „My heart
will go on”. W repertuarze nie zabrakło też
najpopularniejszych piosenek Elvisa Presleya,
a mianowicie „Love me tender” oraz „Can’t
help falling in love”. Prawdziwym hitem tego
wieczoru były jednak dwa utwory na podkładzie orkiestry Los Angeles – Filharmonik: „One
moment in time” Johna Hamiltona i „My Way”
legendarnego Franka Sinatry. Uczestnicy recitalu, poza podziwianiem nietuzinkowej barwy
głosu gwiazdy, mogli także nacieszyć oczy widokiem jej wspaniałych kreacji scenicznych.
Warto w tym miejscu nadmienić, że Ninie Nowak akompaniamentowała Halina Andrzejewska, która zagrała na fortepianie również utwory
rapsodyczne – „Walc Wiedeński” oraz „Tango
Jalousie”.
Jak mawiał Józef Gawor, znakomity myśliciel, czas
jest przedsmakiem wieczności i można utożsamić
go ze skrzydłami, które niosą nas w przyszłość. Dla
zgromadzonych na koncercie gości tenże wycinek
rzeczywistości został umilony wokalem Niny Nowak. Cały recital stał się istnym przedsmakiem
raju – preludium do nieodgadnionego losu, jaki
czeka nas wszystkich w Nowym Roku 2013.
Maria Paluch
w Pruszkowie
15
GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013
www.gpr24.pl
Wiadomości
w Brwinowie
Zaproszenie na koncert
Gminny Ośrodek Kultury zaprasza na koncert fantastycznego duetu akordeonowego Frąckiewicz – Janas.
Zapraszamy na duet akordeonowy, 24. lutego, o godzinie 17:00, do Gminnego OśrodMaciej Frąckiewicz jest szczęśliwym posiadaczem Paszka Kultury w Brwinowie, przy ulicy Wilsoportu Polityki 2012 w kategorii muzyka poważana. Tytuł
na 2.
zdobył wspólnie z wiolonczelistką Magdaleną Bojanowicz,
jako TWOGether Duo.
Wstęp Wolny.
16
GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013
www.gpr24.pl
Publicystyka omówienie
Do trzech razy sztuka
Jerzy W. Ryll
Pierwsze otwarcie było
„z marszu” tuż przed
startem pierwszego samolotu komunikacyjnego Ryanair. Gotowy
był terminal i parking
wraz z brakiem możliwości godnego dojazdu.
Nie było bowiem stacji
kolejowej ani bocznicy
kolejowej od zrekonstruowanej stacji Modlin - bocznicę oprotestowali „ekologiści”.
Kolejny projekt ponad
5 km bocznicy został
zatwierdzony dopiero
na jesieni 2012 – budowa pomimo wcześniejszych obietnic potrwa
pewno ze 3 lata (przecież na Okęciu 2 km
bocznicy budowano lat
prawie 12, choć stacja
już czekała). Nie było
też anonsowanego systemu naprowadzania
ILS2. Nie było przylotniskowego hotelu ani
dobrego oznakowania
dróg dojazdu. Mimo
to do Ryanaira dołączył Wizzair, dowodząc
celowości inwestycji.
Ale port działał dobrze
w lecie, gdy nie było
mgieł.
Wkrótce jednak „zaczęły się schody”. Jesienne mgły
(kontrast ciepłej wody i zimnego powietrza) przy braku działania ILS-u zaczęły powodować liczne opóźnienia i odwołania lotów. O losie pasażerów czekających
wobec braku hotelu w lekkim terminalu lepiej nie
pisać, bo lotnisku wygodniej o nich nie pamiętać.
Postęp jednak dał się zauważyć, bowiem z Warszawy (sąsiedztwo dworca Warszawa Centralna) uruchomiono Modlinbus skomunikowany z odlotem
samolotów rejsowych – była to jedyna możliwość
uniknięcia przesiadek obok często oszukańczych rej-
Największa inwestycja samorządowa - Mazowiecki Port Lotniczy
Warszawa-Modlin WMI została otwarta po raz pierwszy w lecie 2012
tuż po EURO, gdy tylko port przestał służyć oligarchom w procedurach „general aviation”. Sekundowaliśmy Modlinowi od początku.
betonowa część drogi startowej będzie budowana
od nowa – tym razem z kruszywem odpowiedniej
jakości, nie zanieczyszczonym przez margiel i z zachowaniem procedur jakościowych wraz z ich bieżącym
monitoringiem.
Trzecie Otwarcie
Tak czy kwak, można się spodziewać ponownego drugiego już otwarcia modlińskiego lotniska na przykład,
ale niekoniecznie w maju 2013 roku. Gdy powstanie
bocznica kolejowa i stacja tuż przy terminalu lotniska
– może rzeczywiście w roku 1915 – będzie oczekiwane trzecie otwarcie lotniska. Suplement – czwarte
otwarcie może będzie, gdy powstanie przylotniskowy hotel. Dalej w przyszłość predykcja nie sięga – ale
przecież u nas wszystko jest możliwe.
sów taksówkowych. Funkcjonowały także autobusy
na modlińskie lotnisko od warszawskiej SKM-ki lub
mazowieckiej KM-ki, kończących trasę na zrewaloryzowanej zabytkowej stacji Modlin – wersja dla uwielbiających przesiadki. Zadziałał też w terminalu bufet
ze śródziemnomorskim menu – zbawienie dla oczekujących na rozwianie mgieł. Poprawiło się oznakowanie dróg dojazdowych i port pomyślnie przetrwał
„jesienno-zimowe manewry” jakie zgotowała śnieżna trzydniowa aura tuż przed Wszystkimi Świętymi.
Doskonałe zabezpieczenie od przelotnych ptaków
zapewniły obloty drapieżnych sokołów, jastrzębi i rarogów – jest to wiodące ekologiczne rozwiązanie.
Bocznica kolejowa oraz terminal
13. grudnia 2012 Regionalny Dyrektor Ochrony środowiska w Warszawie wydał decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach dla przedsięwzięcia pod
nazwą „Budowa odcinka linii kolejowej od stacji
Modlin do Mazowieckiego Portu Lotniczego (MPL)
Warszawa-Modlin, oraz budowa stacji kolejowej Mazowiecki Port Lotniczy (MPL) Warszawa-Modlin”. Z
powodu protestów ekologów oraz umiejscowieniu
projektu w obszarze Natura 2000 o decyzję starano
się trzy lata. Decyzja ma rygor natychmiastowej wykonalności. „Inwestycję chcemy zrealizować jeszcze w
obecnej perspektywie finansowej Unii Europejskiej”
– zapowiada Marszałek Województwa Mazowieckiego, Adam Struzik. Jej koszt to 180 milionów złotych.
Zgodnie z decyzją 5500-metrowy odcinek torów powstanie przed 2015 rokiem. Należy sobie życzyć, aby
nie było tu zwyczajowego „poślizgu”.
Jakość betonowej drogi startowej
Kilkumiesięczna eksploatacja lotniska z komunikacyjnymi Boeingami i Airbusami ujawniła jednak wadę
zasadniczą - niewłaściwy beton na krańcowych 500metrowych progach RUNWAY-u (drogi startowej).
Liczne wykruchy doprowadziły bowiem do zamknięcia lotniska, otwartego – jak się okazało – warunkowo.
Wystarczyły jesienne mgły i chłodna wilgoć, by ujawnił się w kruszywie betonu destrukcyjny MARGIEL
niszczący nawierzchnię.
Po szczególnie tragicznej smoleńskiej nauczce na lotnisku Siewiernyj nikt nie może tolerować odstępstw
od parametrów jakościowych decydujących o bezpieczeństwie. Z bezpieczeństwem bowiem nie może
być żadnych kompromisów. Wojna tocząca się na
polskich drogach z kilkoma tysiącami śmiertelnych
ofiar rocznie zidentyfikowała wrogów – przekraczanie zasad kodeksu drogowego z nadmierną prędkością oraz pijanymi kierowcami na czele; będą oni
bezwzględnie tępieni, czy to biskup, czy budowlaniec.
Jakość nawierzchni budowanych w pośpiechu autostrad zweryfikuje zima – jakość drogi startowej Modlina zweryfikował już jej początek. W szczególności
progów 08 i 26 betonowej drogi startowej.
Oto 22. grudnia 2012 roku, powołując się na art. 66
ust. 1 pkt 2 prawa budowlanego Mazowiecki Wojewódzki Inspektorat Nadzoru Budowlanego (MWINB)
podjął ustną decyzję o wstrzymaniu użytkowania części betonowej drogi startowej Mazowieckiego Portu
Lotniczego Warszawa-Modlin. Kontraktowy wykonawca ERBUD SA, mobilizując ponad setkę pracowników, wydłubywał wykruchy betonu z nawierzchni
i uzupełniał ubytki kompozytem żywicznym. To właśnie uszkodzenia progów 08 i 26 pasa startowego w
postaci usterki nawierzchni były podstawą decyzji
Mazowieckiego Wojewódzkiego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego o wstrzymaniu pozwolenia na
użytkowanie części drogi startowej wydanej ustnie
22. grudnia 2012 roku i potwierdzonej pisemnie 28
grudnia tegoż roku. Zgodnie z tą decyzją Zarząd Lotniska Warszawa-Modlin miał czas na usunięcie usterek
do 31. marca roku 2013. Już dnia 5. stycznia nowego
2013 roku generalny wykonawca drogi startowej, firma ERBUD SA złożyła pisemne oświadczenie o zakończeniu prac naprawczych progów 08 i 26 betonowej
części drogi startowej Lotniska Warszawa-Modlin. Ten
oczywisty, choć konieczny półśrodek został poddany
ekspertyzie Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych.
Zadaniem ITWL było również zaopiniowanie technologii oraz wykonanych napraw powstałych w wyniku
uszkodzeń nawierzchni na drodze startowej. W jego
raporcie znajdujemy informacje, że użyte do naprawy odprysków w nawierzchni wykonanej z betonu
cementowego materiały niemieckiej firmy POSSEHL
Specialbau stosowane są z powodzeniem w naprawach powierzchni dróg startowych w Niemczech i
innych krajach Europy. Produkowana na bazie żywicy
zaprawa naprawcza cds Mortal 0-3 flex special użyta
do naprawy drogi startowej, pozwala uzyskać dobrą
trwałość powierzchni oraz odporność na odrywanie.
Jednak kolejna inspekcja w terenie, jaką wykonał
Mazowiecki Wojewódzki Inspektorat Nadzoru Budowlanego i Urzędu Lotnictwa Cywilnego, stwierdziła
dalszą destrukcję nawierzchni betonowej nawet w już
naprawionych fragmentach. Realna zima jest bezlitosna, a woda, margiel, mróz, chemia i przejścia przez
zero kruszą beton cementowy. Czy o jego tandecie
zdecydował kontrakt „na minium ceny” zamiast „na
optimum jakości” – okaże się w niedalekiej zapewne przyszłości. Zanosi się wszak na to, iż co najmniej
Bowiem sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą. Politycy (a właściwie politykierzy) umywają ręce
i nabierają wody w usta, szykując się do ulubionych
przez rodaków zajęć – szukania winnych. Ale tych na
razie rzekomo nie ma, bo w papierach wykonawców
rozlatującego się betonu drogi startowej jest wszystko
OK. Tymczasem matką sukcesów jest dopełnianie procedur, w szczególności parametrów jakościowych i ich
monitoring. Ostatecznie przecież okaże się w wyniku
badań i ekspertyz, gdzie tkwi błąd. Kruszywo, cement,
terminy, fikcyjna dokumentacja, brak nadzoru ? To
kosztuje po 150 tysięcy złotych dziennie strat nieczynnego lotniska; minął już pierwszy stracony miesiąc, z
czego wynikają milionowe kwoty. Przyjdzie też czas na
rozliczenia, bo Ryanair i Wizzair operują do odwołania
z warszawskiego Okęcia. Wszak drogę startową w Modlinie trzeba robić od nowa, gdy się ociepli. I realnie
wyjaśnić cud mniemany nad mglistą rzeką Wkrą, że
lotnisko niby jest, ale właściwie go nie ma.
Użyteczne linki: www.modlinairport.pl; www.mostostal.waw.pl; www.erbud.pl; www.nowydwormaz.pl;
www.mazovia.pl; www.infoski.pl
REKLAMA
17
GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013
www.gpr24.pl
Kultura do czytania
Naprawdę dobra książka o Telewizji Polskiej
Adam St. Trąbiński
Trudno powiedzieć czy romans Dariusza Michalskiego
z telewizją odbył się z wzajemnością. Raczej nie, znając ludzi u władzy oraz system decyzyjny tej instytucji.
Niemniej już wczesną wiosną 1965 r. niespełna 19 letni
Autor wystąpił w młodzieżowym programie „Proton”,
jako zbieracz płyt i znawca rock’n’rolla – co widzimy na
stosownym zdjęciu (z J. Waldorffem) na str. 464. Potem
już było tylko lepiej, nasz autor zwycięża w 10 teleturniejach: muzycznych i filmowych oraz w tanecznym i
lotniczym. Na Woronicza zapraszany jako ekspert, ale
był przede wszystkim współautorem 144 odcinków
„Leksykonu polskiej muzyki rozrywkowej”. Tak, więc,
miał wszelakie predyspozycje do „popełnienia” dwu
opasłych tomów o LUDZIACH i o PROGRAMACH (podkreślenie – D.M.) z pozycji telewidza. I jak pisze – na
okładce książki – opowiada, co naszej telewizji było
najlepszego, ale też przypomina poniekąd jej historię.
Czy mu się to udało? Sądzę, że tak, albowiem Michalski
znany jest nie tylko ze świetnej pamięci (słowa Marka
Karewicza) ale i solidności warsztatowej. Tu (w obu tomach, z których drugi jeszcze się nie ukazał) posłużył się
nie tylko swą pamięcią, ale gigantyczną ilością wypowiedzi ludzi związanych z telewizją zebranych osobiście
oraz wydłubanych z prasy. Tom I-szy rozpoczyna niespełna 20 stronicowa historia tego medium w Polsce,
napisana fachowo – takie małe kompendium. Czytałem naprawdę wiele tekstów o początkach telewizji w
naszym kraju, zawsze czegoś brakowało – tu Michalski
słusznie wybił postacie dr Stefana Manczarskiego, prof.
Janusza Groszkowskiego i dyr. Polskiego Radia Wilhelma Billiga, wtedy wiceministera łączności i bez którego
inicjatywy nic by nie było. Ten pierwszy rozdział jest
niejako „techniczny” i jedyny w całej książce. Wprawdzie potem rozmówcy autora wspominają zalety taśmy ampexowej i tzw. wąskiej, ale nie dowiadujemy
się, kiedy i do kiedy stosowano telerecording, dlaczego
Ampex potwornie gwizdał i kiedy taśmę wąską zarzucono na rzecz zapisu cyfrowego. Dalej Michalski znaną
Ta publikacja ukazała się jesienią ub. roku, niejako z okazji 60-lecia
rozpoczęcia w miarę stałych emisji telewizyjnych w naszym kraju.
Wszystko wskazuje, że jest to najlepsza książka o Telewizji Polskiej, mówiąca przede wszystkim o
ludziach, ich pracy i jej efektach. Nie o <firmie>, choć śledząc losy programów i ich twórców nie
trudno zbudować sobie jej obraz. Autor tej publikacji, Dariusz MICHALSKI znany z solidności, zebrał
wypowiedzi kilkuset osób (osobiście i na podstawie prasy), ponadto miał swój romans z telewizją.
sobie metodą dzieli olbrzymie zagadnienie telewizji na
tematy – 16 w pierwszym tomie i w drugim
(„To się w PAL-u nie mieści”) na 15,
niemal wszystkie opatrując
dowcipnymi tytułami.
Bo taka książka
jest dla ludu
i ma „się
c z y t a ć ”.
Rzeczywiście, autor
dba o czytelnika, narracja
jest wartka, tematy opowiadane
ze swadą. Nawet tak
pogmatwane dzieje Teatru
TV i Dziennika/Wiadomości.
Lektura tego rozdziału przyprawia
o zgrozę – od niewinnych robionych z
sercem wiadomości z przełomu lat 50. i 60.
aż do tuby partyjnej – trwającej po …dziś! Ten jeden rozdział pokazuje jak praca (choć nie zawsze!) w
Telewizji Polskiej wypaczała charaktery, mało – robiła z
ludzi młoty umieszczone pomiędzy kasą a Towarzyszami. Przykład Ireny Dziedzic przytoczony przez Michalskiego jest wielce wymowny: nie liczyły się ewidentne
zasługi i poziom dziennikarski, wystarczyło przekręcić
jedno słowo, np. poprawić stylistkę Towarzysza i aby
nie wylecieć na bruk biedna Dziedziczka (nb.
TW Marlena) kajała się z samokrytyką.
Przytaczając liczne wypowiedzi,
nierzadko pieprzne, autor
nie stroni od uwag własnych. Ale jest ich
niewiele, nie
odczuwa się
jego
ingerencji, sądy
są wyważone i to
jest jedna z
zalet publikacji. Ogromna ilość
szczegółów także nie
czyni całości nie strawnej. Tam gdzie zachodzi
potrzeba, lub gdzie autor miał
dostęp, cytuje oficjalne czy też wewnętrzne dokumenty – jak ten gdy
Węgrzyn tworzył magazyn informacyjny „Panorama”.
Niektóre ciekawostki mogą widza szokować. Dawnej z
1955 r., o historii pewnej transmisji zawodów w Szwajcarii: „transmisję” nagrywano w piwnicy hotelu, gdzie
mieszkali nasi sprawozdawcy już po zawodach, leciała
ona samolotem do Warszawy i szła z jednodniowym
poślizgiem, aż do wpadki (rozdział „Wszystko w rękach
konia”). Lub kuchni „Teleexpresu” – ile to osób pracowało przy kawie i koniaku na kilkanaście zdań wypowiadanych przez Wojciecha Reszczyńskiego – z puszki,
tj. z taśmy. Odnoszę wrażenie, iż Dariusz Michalski
swoje dzieło o programach/ludziach/ audycjach zebrał i nam przekazał na podstawie mozaikowej pracy,
własnej pracy i zasobów, no, może skorzystał z biura
wycinków prasowych TVP. Ogromna zaletą jest autorski 50 STRONICOWY indeks – osobowy i rzeczowy. I
gdyby wszelkie cytaty opatrzyć, gdzie i kiedy, tak jak w
wydawnictwach stricte naukowych, byłaby to pozycja
może mniej czytelna, ale NAUKOWA. Nasza Telewizja
wg Dariusza Michalskiego winna stać się pozycją biblijną – nie ważne, czy to byłych pracowników Woronicza i
Placu, czy zwykłych oglądaczy. Książka ma jedną uciążliwą wadę – czy to pośpiech, czy wypadek przy pracy,
dość że podpisy pod zdjęciami są niemal nieczytelne.
Dariusz Michalski TO BYŁA BARDZO DOBRA TELEWIZJA, CZĘŚĆ I: MISJA EMISJI; wyd. mg; Warszawa 2012; str. 528; ilustracje, indeks; cena
59,90 zł.
Zaproszenie
Ogólnopolski Konkurs Poetycki im. C. K. Norwida
Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna w Pruszkowie z przyjemnością informuje, że już po raz jedenasty organizuje Ogólnopolski
Konkurs Poetycki im. C. K. Norwida.
REGULAMIN
W naszym konkursie mogą wziąć udział poeci nie zrzeszeni, a także poeci będący członkami stowarzyszeń i związków twórczych.
Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest przysłanie organizatorowi *trzech wierszy wydrukowanych w języku polskim, w pięciu egzemplarzach, nigdzie nie publikowanych i nie nagradzanych:
- jeden wiersz o Norwidzie lub inspirowany jego życiem, twórczością, bądź stylem;
- dwa wiersze o tematyce dowolnej.
* każdy utwór opatrzony godłem (takim samym godłem powinna być opatrzona koperta zawierająca dane autora).Godła w formie
graficznej dyskwalifikują autora.
Organizatorzy nie przyjmują rękopisów. Mile widziane prace dodatkowo na nośnikach elektronicznych.
Termin nadsyłania utworów mija z dniem 15. marca 2013 r.
Oceny nadesłanych utworów dokona JURY powołane przez organizatora.
Organizator nie zwraca nadesłanych utworów.
Ogłoszenie wyników Konkursu i wręczenie nagród nastąpi 19. maja 2013 roku.
Laureaci zostaną pisemnie poinformowani o wynikach obrad.
Nagrodzone utwory zostaną opublikowane w antologii pokonkursowej.
Organizator zastrzega sobie prawo do bezpłatnej publikacji nagrodzonych i wyróżnionych utworów.
NAGRODY
I nagroda – 2000 PLN, II – 1000 PLN, III – 500 PLN,
oraz pięć wyróżnień po 300 PLN.
Zastrzega się prawo innego podziału nagród.
ADRES ORGANIZATORA
Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna im. H. Sienkiewicza
ul. Kraszewskiego 13
05-800 Pruszków
(z dopiskiem „NORWID”)
Szczegółowe informacje dotyczące Konkursu oraz jego Finału zostaną zamieszczone na naszej stronie internetowej www.biblioteka.pruszkow.pl
18
GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013
Biuletyn Informacyjny Gminy
Michałowice
www.gpr24.pl
Publicystyka
fakty i mity
Reguły, ul. Aleja Powstańców Warszawy 1, www.michalowice.pl
Gmina na 5! Sztaby WOŚP
w gminie
Michałowice
Gmina Michałowice uzyskała tytuły Gminy na
5! oraz Mazowieckiej Gminy na 5!. Rankingi zostały przygotowane przez Studenckie Koło Naukowe Przedsiębiorczości i Analiz Regionalnych,
które działa przy Instytucie Przedsiębiorstwa w
Szkole Głównej Handlowej w Warszawie.
W rankingu zostały wyróżniane te samorządy,
które wyróżniają się w zakresie obsługi klientaprzedsiębiorcy z wykorzystywaniem elektronicznych narzędzi komunikacji. Badanie obejmowało audyt stron internetowych oraz ocenę
kontaktu elektronicznego z gminami metodą
tajemniczego klienta.
Diagnoza dotycząca stron internetowych została przeprowadzona pod katem 13 kryteriów
m.in. łatwości odnalezienia danych kontakto-
wych, regularnej aktualizacji zawartości stron,
czy umieszczania galerii zdjęć. Zespół badaczy
sprawdził także jakość kontaktu korespondencji
mailowej z jednostkami w języku polskim i angielskim.
Tymi metodami analizowano niemal 900 gminnych i dzielnicowych urzędów z terenu całego
kraju. Na podstawie oceny witryn internetowych oraz nadesłanej korespondencji elektronicznej przygotowane zostały 2 rankingi Gmina
na 5! oraz Mazowiecka Gmina na 5!.
Gmina Michałowice uplasowała się w czołówce
w obydwu kategoriach. Przyznanie tytułów jest
z jednej strony dowodem uznania, z drugiej zaś
motywacją do dalszych działań na rzecz społeczności lokalnej.
W tym roku 2 sztabom Wielkiej Orkiestrze
Świątecznej Pomocy, które mieściły się w
szkołach Komorowie i Nowej Wsi, udało się
zebrać ponad 78,5 tysiąca.
W niedzielny mroźny i śnieżny poranek w teren
wyruszyli wolontariusze z puszkami. Po południu zaś w szkołach rozpoczęły się imprezy finałowe. Jednym z głównych punktów programu
były licytacje darów, wśród których znalazły się
między innymi: kubki, koszulki i kalendarze okolicznościowe WOŚP, pluszowe maskotki, haftowane i olejne obrazy i wiele innych rzeczy. Jak
zwykle nie zabrakło emocji, ale i hojności na
rzecz Orkiestry Jerzego Owsiaka.
Na scenach cały czas prezentowały się dzieci
i młodzież. Były śpiewy, tańce, pokazy gimnastyki artystycznej. Z kolei w kawiarenkach,
gdzie na gości czekały przeróżne słodkie wypieki, można było usiąść i skosztować domowych ciast.
Wszystkim, którzy włączyli się w przygotowanie XXI Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej
Pomocy w miejscowościach gminy Michałowice należy się podziękowania za to, że nie
jest im obojętny los chorych dzieci i sytuacja
osób starszych, potrzebujących pomocy. Do
zobaczenia w przyszłym roku!
Zaproszenie
Ogólnopolski Konkurs Recytatorski im. K. I. Gałczyńskiego „O Złote Pióro Watermana” – edycja dziewiąta
Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna w Pruszkowie oraz Muzeum Leśniczówka Pranie ogłaszają IX edycję OGÓLNOPOLSKIEGO KONKURSU RECYTATORSKIEGO IM. K. I. GAŁCZYŃSKIEGO O ZŁOTE PIÓRO WATERMANA.
Konkurs ma na celu upowszechnienie twórczości K. I. Gałczyńskiego. Poprzez swoją otwartą formułę integruje odbiorców Jego poezji w różnych grupach
wiekowych, podkreśla jej ponadczasowość, popularyzuje wiedzę o życiu i twórczości Poety.
Konkurs odbywa się pod honorowym patronatem: Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, pana Bogdana Zdrojewskiego, Prezydenta Miasta Pruszkowa,
pana Jana Starzyńskiego, Patronat merytoryczny sprawuje Związek Artystów Scen Polskich.
REGULAMIN KONKURSU
1. Konkurs jest otwarty dla artystów amatorów w każdym wieku. Nie ma podziału na grupy wiekowe.
2. Konkurs składa się z dwóch etapów – przesłuchań kandydatów oraz Finału.
3. Warunkiem uczestnictwa w przesłuchaniach jest przygotowanie recytacji dwóch wierszy K. I. Gałczyńskiego (w przypadku poematów i cyklów dopuszczalne jedynie fragmenty).
4. Termin przysyłania zgłoszeń z danymi uczestnika ( imię, nazwisko, adres, numer telefonu, ew. e-mail) upływa 18 maja 2013 r.
5. Przesłuchania kandydatów odbędą się 29 maja 2013 roku w Pruszkowie. Profesjonalne Jury wyłoni w trakcie przesłuchań piętnastu uczestników Finału.
6. Finał Konkursu, sponsorowany przez organizatorów, obejmuje pobyt na Mazurach w dniach 14 - 17 czerwca 2013. Organizatorzy przewidują dla finalistów zajęcia
integracyjne, warsztaty przygotowujące do występu, wykłady, wycieczki, zwiedzanie Muzeum K. I. Gałczyńskiego w Praniu.
7. Koncert finałowy odbędzie się 16 czerwca 2013 r. na scenie w Praniu. Podczas koncertu Jury wyłoni zwycięzcę Konkursu.
NAGRODY
Organizatorzy przewidzieli jedną nagrodę główną – zwycięzca Konkursu otrzyma Złote Pióro Watermana. Pozostali finaliści zostaną nagrodzeni Srebrnymi Piórami
Watermana. Przewidziano również nagrody książkowe oraz nagrody specjalne.
ADRES ORGANIZATORA
Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna im. H. Sienkiewicza, ul. Kraszewskiego 13, 05-800 Pruszków
[email protected]
19
GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013
Biuletyn Informacyjny Powiatu
Pruszkowskiego fakty i mity
www.gpr24.pl
Publicystyka
LICENCJONOWANE BIURO OBROTU
Pruszków, ul. Drzymały 30, tel.: 22 738 14 00, www.powiat.pruszkow.pl
NIERUCHOMOŚCIAMI
Uroczyste obchody Dnia Pracownika
Profil
PRUSZKÓW  WARSZAWA  OKOLICE
Mazowiecki
Powiat Roku 2012
Członek Warszawskiego Stowarzyszenia Pośredników w Obrocie Nieruchomościami
Socjalnego w Powiecie Pruszkowskim
Agencja „Profil”, 05-800 Pruszków, Al. Armii Krajowej 46, tel./fax: (22) 758 11 10, mobil: 604 194 132, [email protected], www.profil.gratka.pl
MIESZKANIA, DOMY, DZIAŁKI - sprzedaż
Owczarnia - do sprzedania ostatnia połowa bliźniaka
- Kupujący zwolniony z podatku PCC,
- w cenie nieruchomości zawarty podatek VAT,
- nieruchomość objęta 3-letnią gwarancją.
Super oferta dla ludzi ceniących ciszę i spokój, a zarazem doceniających
dogodny dojazd do Warszawy.
Do stacji kolejki WKD 700 m, do autostrady A2 6 km, do Podkowy Leśnej
1,5 km, do Milanówka 2,5 km.
Do najbliższego, dobrze zaopatrzonego sklepu 150 m. Trzy szkoły w okolicy:
dwie w Podkowie, jedna w Żółwinie - kursuje gimbus dowożący dzieci.
Nieruchomość usytuowana po stronie Podkowy Leśnej w otoczeniu zieleni,
wysokich drzew, nowych domów i sympatycznych sąsiadów.
Dom wybudowany z niezwykłą dbałością, z materiałów wysokiej jakości.
Doskonałe strony świata wjazd od północy, duży taras od południa.
- dom wykonywany z pustaka ceramicznego obłożony 20. cm styropianem,
tynk akrylowy oraz naturalny kamień (kwarcyt),
- ściana garażowa i cokół wyłożone naturalnym kamieniem (kwarcyt),
- dachówka ceramiczna firmy ROBEN,
- solary na dachu do podgrzania wody,
- w całym domu rozprowadzona instalacja: alarmowa, tv, internetowa,
- garaż wyłożony gresem, pomieszczenie gospodarcze przy garażu w pełni
wyposażone,
- ogrzewanie: gazowe zasilane kotłem kondensacyjnym, dwufunkcyjnym
firmy Junkers, grzejniki firmy PURMO,
- okna PCV 6-komorowe ze szprosami firmy „Veka”,
- elektryczne rolety antywłamaniowe,
- drzwi wejściowe antywłamaniowe firmy Gerda,
- drzwi garażowe segmentowe z silnikiem elektrycznym na pilota,
- podjazdy wyłożone kostką.
Ogrodzenie:
od frontu przęsła z kamiennymi cokołami, brama na pilota, siatka.
Rozkład pomieszczeń:
Parter:
wiatrołap, wc, garaż, pomieszczenie gospodarcze, kuchnia, spiżarnia, gabinet, salon z wyjściem na taras od strony południowej.
Piętro:
trzy sypialnie, dwa balkony, pokój kąpielowy, garderoba.
Strych:
o powierzchni 35 m2
Kontakt tel: 604-194-132
www.profil.gratka.pl
20
GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013
www.gpr24.pl
Sport wiadomości sportowe
Matizol Lider w półfinale Pucharu Polski
Adam Wall
Foto - Paweł Pietranik
Podobnie jak w niedzielnym spotkaniu Matizol Lider zdołał pokonać w Łańcucie AZS OPTeam Rzeszów, tym razem jednak nie w
meczu ligowym, a w starciu rozgrywanym w ramach rozgrywek
Pucharu Polski ViaSMS.PL.
Matizol Lider na Podkarpacie wyjechał w nocy z soboty na niedzielę. Po wypoczynku w hotelu koszykarki
Adama Prabuckiego wyszły na ligowe spotkanie z
Akademiczkami, które wygrały pewnie, a jego scenariusz przypominał pierwsze starcie obu klubów.
Rywalki potrafiły w nim wypracować niewielką przewagę na samym początku, po czym Matizol Lider
dzięki dokładnej obronie oraz skutecznej grze w ataku,
zdecydowanie triumfował w drugiej kwarcie i później
spokojnie kontrolował przebieg spotkania.
Marta Jujka przebywała na boisku 24 minuty. Pozostałe
koszykarki grały od 18 do 21 minut.
Cieszy powrót do dobrej dyspozycji rzutowej Justyny
Grabowskiej, która końcówkę roku z powodu kontuzji
spędziła na rehabilitacji. Doświadczona rzucająca uzyskała 10 punktów, umieszczając w koszu 5 z 7 rzutów.
Najskuteczniejszą zawodniczką Matizolu Lidera została
autorka 14 punktów Briana Gilbreath.
Pruszkowianki rywala w 1/2 finału Pucharu Polski ViaSMS.pl Cup poznają w drodze losowania. Będzie to Artego Bydgoszcz, Centrum Wzgórze Gdynia lub pierwszoligowa Ostrovia Ostrów Wielkopolski. Zwycięzcy
półfinałów awansują to turnieju Final Four, od którego
rywalizację w pucharze rozpoczynają grające w Eurolidze Wisła Can-Pack Kraków i CCC Polkowice. Zwycięzca
Final Four zdobędzie Puchar Polski.
Tym razem pruszkowianki rozpoczęły spotkanie
bardziej zdecydowanie. Miejscowe tylko przez moment zdołały wyjść na prowadzenie, ale dwukrotnie pozwoliły naszym zawodniczkom rzucić dziewięć
punktów z rzędu. Dzięki tym seriom Matizol Lider
wypracował dwucyfrową przewagę, którą utrzymał
niemal do końca zawodów.
Wśród miejscowych znacznie odważniejsza w ataku
była Magda Kaczmarska (11 pkt, 6 zbiórek i 4 asysty), ale czołową postacią zespołu okazała się Anna
Kuncewicz. Skrzydłowa, która ekstraklasowej koszykówki uczyła się w Pruszkowie, uzyskała 20 punktów,
trafiając co drugi rzut z gry.
AZS OPTeam Rzeszów - Matizol Lider Pruszków 58 : 66
(12:24, 17:15, 11:12, 18:15)
AZS OPTeam: Anna Kuncewicz 20, Magda Kaczmarska
11, Magda Bibrzycka 8, Agnieszka Krzywoń 8, Edyta
Czerwonka 5, Elżbieta Mukosiej 2, Karolina Hogendorf
2, Agata Rafałowicz 2, Klaudia Kąsek 0.
Trener Adam Prabucki na mecz Pucharu Polski zdecydował się wystawić eksperymentalną piątkę, składającą
się z zawodniczek rozpoczynających mecz głównie w rezerwie. Szkoleniowiec pruszkowianek umiejętnie rotował przy tym składem. Jedynie powracająca po kontuzji
Matizol Lider: Briana Gilbreath 12, Justyna Grabowska
10, Paulina Rozwadowska 9, Kiara Buford 8, Marta Jujka
8, Sydney Colson 6, Anna Pietrzak 5, Agnieszka Kaczmarczyk 3, Barbara Głocka 3, Paulina Antczak 2.
Sukcesy Klubu Tenisowego Matchpoint z Komorowa
Piotr Kondracki
Foto - Matchpoint
Od początku grudnia trwa dobra passa młodych tenisistów Klubu
Sportowego Matchpoint Komorów.
W pierwszym grudniowym turnieju PZT rozegranym na kortach warszawskiego klubu Orzeł
do finału gry podwójnej
doszedł Jan Magielski.
Tydzień później na kortach WTS Deski w Warszawie do ćwierćfinału Mistrzostw Województwa
dotarł inny zawodnik tego klubu, Jakub Hudyka. W tej samej imprezie dużą niespodziankę
sprawił z kolei Bartek Bukowski, który w swoim
pierwszym meczu tej prestiżowej imprezy wyeliminował zawodnika rozstawionego w niej z
numerem 4.
W połowie grudnia Jan Magielski po raz pierwszy
w swojej karierze zagrał w finale turnieju wojewódzkiego rozgrywanego na kortach przy ulicy
Włodarzewskiej w Warszawie.
Z kolei w okresie między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem dwaj wymienieni wcześniej zawodnicy
- Jakub Hudyka oraz Jan Magielski - spróbowali
swoich sił w turnieju najwyższej rangi, tzw. Super
Serii w podpoznańskim Puszczykowie. Pierwszy
W styczniowym numerze wkradł się błąd w nazwisku Pana Kamila Dumały, za co serdecznie przepraszamy.
z nich swój udział zakończył niestety na fazie eliminacji, drugiemu udało się dotrzeć do turnieju
głównego, gdzie przegrał w pierwszej rundzie z
zawodnikiem numer 9. w Polsce. Występ w tej
imprezie był ściśle związany z intensywnymi przygotowaniami do Halowych Mistrzostw Polski i po-
zwolił zawodnikom na zapoznanie się z trudną i
szybką nawierzchnią dywanową, jaką dysponuje
tamtejszy klub tenisowy. To właśnie na jego kortach już 15-go stycznia rozpoczęła się najważniejsza w tym sezonie impreza, do której trenowali
młodzi tenisiści.
21
GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013
www.gpr24.pl
Sport wiadomości sportowe
IX Zimowy Turniej Halowej Piłki Nożnej w Pruszkowie
Andrzej Górzyński
Foto - Patrycja Rajzyngier
W dniu 26. stycznia 2013
roku, odbył się w Pruszkowie IX Zimowy Turniej
Halowej Piłki Nożnej.
Miejscem rozgrywek była
hala główna Miejskiego
Zarządu Obiektów Sportowych. W turnieju wystąpiły drużyny: UNIA i Petrolot z Warszawy, Milan,
Piero, Żbiki, Budrysi, Celtic, Sznajder Anteeo oraz
Amway z Pruszkowa.
Wyniki meczu finałowego oraz o III miejsce
Mecz finałowy:
Celtic - Milan 1:0
Mecz o III miejsce:
Piero - Żbiki 2:1
Zwyciężyła drużyna Celtic, grająca w Lidze
Szóstek Piłkarskich Osiedla Staszica w Pruszkowie od początku jej istnienia, czyli od 1989
roku - gratulacje.
W meczu finałowym Celtic pokonał drużynę
Milan, a wyróżniającym się zawodnikiem - był
wybrany najlepszym zawodnikiem turnieju Adrian Zabłocki z drużyny Celtic.
Zwyciężył Celtic z Pruszkowa pokonując drużynę Milan wynikiem 1:0
Najlepszym strzelcem turnieju został Adam
Zaboklicki z drużyny Petrolot – 6 strzelonych
bramek, a najlepszym bramkarzem został
Maciej Kaczmarek również z drużyny Celtic.
Zbigniew Makowski z Urzędu Miejskiego w
Pruszkowie oraz Józef Binda - dyrektor MZOS
wręczyli nagrody zwycięzcom i uczestnikom
turnieju.
W tym roku nagrodę Fair Play otrzymali piłkarze grający w drużynie Żbiki.
Organizatorzy turnieju
Turniej koordynował Adam Zaboklicki, reprezentujący LSP Osiedla Staszica.
Urząd Miejski w Pruszkowie, Miejski Zarząd
Obiektów Sportowych w Pruszkowie, Lotniskowe Usługi Paliwowe - Petrolot Sp. z o.o. z
Warszawy, Marek Dam - Zakłady Farmaceutyczne UNIA Spółdzielnia Pracy z Warszawy
oraz Milan Sport - Łukasz Milankiewicz pomagają w organizacji turnieju oraz fundator
nagrody dla zawodników.
Kapitan Celtic Rafał Bojanowski odbiera puchar od Zbigniewa Makowskiego oraz Józefa Bindy
Skład sędziowski
Adam Wojtyla - sędzia główny, Robert Mazurek oraz Tomasz Tessar - sędziowie pomocniczy zajmujący się obsługą techniczną oraz
prowadzeniem bieżącej informacji wyników
turnieju.
Redakcja Głosu Pruszkowa, która objęła
patronatem medialnym turniej halowy oraz
zawodów Ligi Szóstek Piłkarskich Osiedla
Staszica w Pruszkowie, gratuluje zawodnikom oraz organizatorom wytrwałości, oraz
udanego po raz dziewiąty, zimowego turnieju
piłkarskiego.
Działający od 4 lat klub Uczniowski Klub Sportowy
w Nowej Wsi, wyraża podziękowania dla zarządu
Drużyna Celtic w składzie: Rafał Bojanowski, Maciej Kaczmarek, Adrian Zabłocki, Michał Kamiński, Dominik Mysz- Banku Spółdzielczego w Pruszkowie, za wsparcie
kowski, Kamil Górski oraz Rafał Kowalewski finansowe podczas tegorocznych rozgrywek, oraz
zakup nowych kompletów strojów sportowych
dla naszych koszykarek.
UKS „Nowa Wieś”
22
GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013
www.gpr24.pl
Wiadomości Pruszków
Czołg T-55 ozdobą skupu złomu
Adam St. Trąbiński
Foto - Mirosław Kalinowski/Agencja Profil
W pruszkowskiej dzielnicy Gąsin, przy ul. Przejazdowej u bramy
wjazdowej do zbiornicy złomu (i innych materiałów) stoją od niedawna dwa gustowne czołgi.
W pruszkowskiej dzielnicy Gąsin, przy ul. Przejazdowej u
bramy wjazdowej do zbiornicy złomu (i innych materiałów) stoją od niedawna dwa gustowne czołgi. A ściślej
– jeden czołg T-55 i bardzo podobna do czołgu haubica.
Oba pojazdy są w pełni sprawne, gotowe do wyruszenia,
aczkolwiek oba rozbrojone. Trzeba przyznać - udany pomysł marketingowy – już teraz klienci kierują na to swoiste
logo, wymieniając się uwagami: gdzie oddałeś złom? – Przy
czołgu na Gąsinie.
A ściślej – jeden czołg T-55
i bardzo podobna do czołgu haubica. Oba pojazdy
są w pełni sprawne, gotowe do wyruszenia, aczkolwiek oba rozbrojone.
Trzeba przyznać - udany
pomysł marketingowy –
już teraz klienci kierują
na to swoiste logo, wymieniając się uwagami:
gdzie oddałeś złom? –
Przy czołgu na Gąsinie.
Służba zdrowia
Od dłuższego czasu
wiesza się psy na
służbie zdrowia, a
szczególnie na Ministrze Zdrowia. Tym
razem na pośle D.
Arłukowiczu, który
został nowym MZ.
Czy słusznie? Wydaje mi się, że nie. Otóż faktem jest, że społeczeństwo się starzeje i potrzebna nowa jakość usług dla
seniorów, których jest coraz więcej. Wiadomo także, że wraz z wiekiem występują często kłopoty ze
zdrowiem. Dlatego trzeba coraz więcej pieniędzy
na opiekę nad tymi ludźmi i skąd je brać to nowy
temat, który będzie aktualny według mnie zawsze.
Bo medycyna rozwija się niezwykle dynamicznie,
poznaje się coraz to nowe rodzaje chorób, jak też
powstają nowe leki i narzędzia lecznicze, które są
bardzo drogie. Czy w Polsce musimy się wstydzić za
służbę zdrowia? Myślę, że nie. I podam na to kilka
przykładów. Najnowszy to klinika „Budzik” aktorki
Ewy Błaszczyk, której córka zapadła kilkanaście lat
temu na śpiączkę po niefortunnym zażyciu leku.
Ona tak się tym przejęła, że założyła fundację „A
kogo” i zbierała pieniądze na utworzenie tej właśnie kliniki dla około sto przypadków śpiączki chorych jakie się rocznie zdarzają w Polsce.
Profil
AGENCJA
W YDAWNICZO
REKL A MOWA
W YDAWCA
GA ZET Y - GŁOS PRUSZKOWA
OR Z PORTALU - GPR24.PL
Drugi przykład to „Światowe Centrum Słuchu”
w Kajetanach, które stworzył prof. Henryk
Skarżyński, które otwarte zostało w ubiegłym
roku. I dlatego Prezydent RP Bronisław Komorowski nagrodził Go w listopadzie ub. r. Specjalną Perłą Honorową Polskiej Gospodarki. Nadmienić należy, że z tego Centrum korzystają obcokrajowcy i trzeba było zbudować specjalnie
hotel dla gości tuż przy Światowym Centrum
Słuchu w Kajetanach. To są dwa spektakularne osiągnięcia naszej medycyny, a przecież
pamiętamy wszyscy śp. prof. Zbigniewa Religę- kardiologa i Jego nowatorskie przeszczepy
serca, które są bardzo drogie, ale ratują życie
wielu chorym.
Tak więc pieniądze są największym wyzwaniem
dla dzisiejszej medycyny i dobrze jest, że p. Jerzy
Owsiak ze swoją „Orkiestrą Świątecznej Pomocy” już po raz XXI zbiera na pomoc dla dzieci, ale
uwaga tym razem także dla seniorów, aby ich
starość była godna. Szkoda tylko, że powiedział
publicznie, że rozważyłby kwestię eutanazji, to
jest odebrania życia drugiej osobie, co trudno
akceptować. Z własnego doświadczenia wiem
jak trudno jest czasem wytrzymać ból, ale trzeba robić wszystko, aby znaleźć takie sposoby
leczenia bólu, żeby nie uzależniały chorego.
Kolejnym faktem jest nagłaśnianie różnych
wpadek służby zdrowia przy leczeniu co zwykle
odbija się głośnym echem w mediach i czyni kozła ofiarnego ze wszystkich lekarzy. Oczywiście
należy tępić wszystkie nieprawidłowości, ale
należy też dostrzegać plusy. Te podane przykłady pokazują jak wiele może stworzyć pojedynczy człowiek. Ponadto trzeba tak organizować
pracę lekarzy i pielęgniarek, aby likwidować
biurokrację i w tym momencie także otwiera
się konkretny plan błyskawicznej identyfikacji
chorych ubezpieczonych poprzez elektroniczne
nośniki informacji.
I tu po raz kolejny stoimy przed sprawą finansową, skąd wziąć pieniądze na wyposażenie
szpitali i przychodni w komputery, a także przeszkolenie pracowników obsługi tych urządzeń.
Można by także iść dalej zlikwidować NFZ, bo
to wielka machina biurokratyczna, a pieniądze
przekazać samorządom, które same najlepiej
wiedzą jak i na co je wydać.
Także w Unii Europejskiej dostrzeżono problem
o czym pisze w numerze 01/2013 „GP” p. Jerzy
W. Ryll w artykule „2012 - rok Uniwersytetów
Trzeciego Wieku”. To wydaje się budujące, że
coraz częściej przewija się temat wspólnej Europy jako wspólnoty narodów, a nie odrębnych
bytów, które w każdej chwili mogą przerodzić
się w nacjonalizmy, które są sprzeczne z wartościami powszechnie wyznawanymi w Europie,
a które w XX wieku doprowadziły do wojny
światowej.
Pruszków, luty 2013 r.
Zdzisław Majewski
Ten pomysł z czołgiem – mówi nam Mariusz Olejnik – to
proste nawiązanie do pruszkowskich tradycji „czołgowych”. Starsi mieszkańcy miasta pamiętają czołg, ale to
był model IS-2, ustawiony na postumencie na skwerze
przy bloku, tuż obok skrzyżowania ul. Niepodległości i Al.
Wojska Polskiego. Lufa tamtego czołgu skierowana była w
kierunku Domu Partii (dziś w tym miejscu jest Starostwo),
co dodawało smaku różnym kawałom. Ale historia czołgu
na Gąsinie, przy zbiornicy złomu przeniesionej nie tak dawno z okolicy urzędu celnego, jest zupełnie inna. Po pierwsze
jest to model T-55 wyprodukowany w roku 1959 (tj. model
radziecki) i oznaczony numerem 0703 i jest to egzemplarz
pojazdu na „chodzie”. Co mieliśmy okazję wypróbować
- m.in. na potrzeby reklamówki kręconej przez TVN – dodaje Mariusz Olejnik – w pełni sprawna maszyna miała
oryginalną moc silnika wysokoprężnego (korzystającego
z różnego rodzaju paliwa) 580 KM przy 2000 obr. min.
zredukowanego do ok. 400 KM, posiadała 12 cylindrów
i zużywała 30 litrów paliwa na godzinę. Posiadała bak paliwowy podstawowy (zbiornik) o pojemności 680 litrów
(oraz zapasowy 280 l), co zapewniało mniej więcej zasięg
500 km po drodze. Odpalanie silnika następowało przy
pomocy butli gazowej, było i jest nieco skomplikowane.
Na terenie naszego kraju zachowało się zaledwie 8 sztuk
w pełni jeżdżących. I nie zapominajmy, iż waga pojazdu to
36,5 tony. Oryginalna armata to wzór D-10T2G o kalibrze
100 mm oraz karabiny maszynowe: 2 x SGMT kal. 7,62 i
wielkokalibrowy DSk kal. 12,7.
Nasz pruszkowski czołg (rozbrojony) pochodzi od firmy
mającej licencję na sprzedaż, jest z kolekcji pewnego ordynatora szpitala w Poznaniu. To kosztowna „zabawka”,
bowiem sam transport kosztował ponad 15 tys. złotych.
Przy bramie zbiornicy złomu ma godną sąsiadkę – haubicę
„Goździk” (zbudowaną na tym samym podwoziu), która –
ciekawostka - ma tylko przejechanych 600 km. Dodajmy, że
model T-55 (zbudowany na wzorze T-54) był hitem Układu
Warszawskiego – w ZSRR w l. 1958-81 zbudowano go w
ilości 27500, w Polsce (na podstawie licencji z 1964 r.) ok.
5000 w zakładach Bumar – Łabędy (do 1981) i tyle samo
w Czechosłowacji (do 1973). Ogółem modelu T-54 i T-55
wyprodukowano ponad 95 tys., co daje palmę pierwszeństwa wśród wszystkich czołgów. Posługiwały się nim (i dalej
służą) armie 38 krajów świata, w tym armia Izraela. Oczywiście, istniało wiele odmian – modeli – najpopularniejsze
to AM i M5, M6.
Zapyta ktoś – a co ze złomem? Ma przyszłość, bo według
danych portalu <wnp.pl> na świecie produkuje się 1,5 mld
ton stali, z czego ze złomu prawie 600 mln ton, największym pożeraczem złomu jest Turcja – w ub. roku zaimportowała 21,4 mln ton złomu; jednak gospodarki Indii i Chin
w latach 2016-2017 będą zwiększać zużycie stali o prawie
7% rocznie. W Polsce wyprodukowano 8,7 mln ton stali
przy zużyciu złomu 5,9 mln ton.
Redakcja Głosu Pruszkowa: 05-800 Pruszków, al. Armii Krajowej 46 lok. nr 10, tel.: (022) 759 47 85, tel./fax: (022) 758 11 10, skype: grafik9513, www.gpr24.pl; [email protected] Redaktor Naczelny: Mirosław Kalinowski, tel.: (22) 759 47 85 Z-ca Redaktora Naczelnego:
Adam St. Trąbiński, tel.: (22) 499 02 35. Sekretarz Redakcji: Gabriela Milewska, tel.: (22) 758 11 10. Zespół redakcyjny: Mirosław Kalinowski, Adam St. Trąbiński, Jerzy Antkowiak, Tadeusz Hubert Jakubowski, Jerzy W. Ryll, Włodzimierz Szpak, Wiesław Pośpiech, Adam Wall, Adam
Fietkiewicz, Tomasz Malczyk, Paweł A. Fijałkowski, Paulina Położyńska, Kamil Dumała. Stała współpraca: reżyser Feridun Erol, Stowarzyszenie
K40. Nakład: 20 tys. szt. w miesiącu. Zasięg: Brwinów, Janki, Komorów, Kanie, Malichy, Michałowice, Nowa Wieś, Nadarzyn, Otrebusy,
Ożarów Mazowiecki, Piastów, Pruszków, Podkowa Leśna, Raszyn, Tworki. Dział reklamy i ogłoszeń: tel.: (022) 759 47 85, mobil: 604 194 054
[email protected] Wydawca: Agencja „PROFIL”, 05-800 Pruszków, al. Armii Krajowej 46, tel./fax: (022) 758 11 10 Grafika &
foto: Studio graficzne Agencji Profil.
Materiałów nie zamawianych nie mamy obowiązku publikowania. Zastrzegamy sobie prawo do skracania i redagowania publikowanych tekstów.
© Prawa autorskie zastrzeżone. Kopiowanie układów i elementów graficznych oraz ich wykorzystywanie w innych publikacjach jest prawnie
zabronione. Przedruk materiałów za zgodą redakcji.
23
GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013
www.gpr24.pl
Publicystyka omówienia
„Rok Korczaka”
Stanisław Sygnarski
Tak się złożyło, że już od dłuższego czasu noszę się
z zamiarem napisania felietonu o Izabeli Czajce
Stachowicz. Muszę tu od razu zaznaczyć, że jeszcze dziesięć miesięcy temu nie miałem pojęcia o
istnieniu tej wielkiej damy dwudziestego wieku.
Pewnie byłoby tak nadal, gdyby nie pan Gerard
Położyński, który podczas naszej wspólnej podróży do Wilna zaczął odkrywać przede mną jej
nietuzinkową postać. Jako, że pan Gerard znał
panią Czajkę osobiście, jego opowieść była daleka
od standardów hagiograficznych. Usłyszałem od
niego o Czajce takiej, jaka była - o pełnokrwistej,
niezwykłej kobiecie. Pełnej wdzięku i wyjątkowego
uroku. Robiącej na otoczeniu niesamowite wrażenie swoją otwartością, celnością pointy i niebanalnym, ciętym żartem.
Kilka tygodni temu skończył się rok 2012. Rok
ogłoszony rokiem Janusza Korczaka. Nigdy
nie pomyślałem, że będę pisał o Korczaku.
Bo przecież - zwłaszcza w tym Jego roku - pojawiło się u nas
mnóstwo tekstów, inscenizacji, prelekcji i różnych innych inicjatyw przypominających nam tego niezwykłego człowieka. Jednak
wystąpił pewien dość przypadkowy splot zdarzeń, który wymógł
na mnie zmianę stanowiska - zrozumiałem, że nie mogę być obojętny wobec czasów, w których przyszło żyć Korczakowi.
Już wtedy słuchając o niej po raz pierwszy miałem
ochotę - czerpiąc ze wspomnień Pana Gerarda napisać o niej choćby krótki tekst. Jednak tak jakoś
wypadało, że przekładałem to pisanie z tygodnia
na tydzień.
Co by to było jednak za życie, gdyby nie było w
nim tych tak zupełnie nieprzewidzianych zdarzeń
zwanych przypadkami, które tak często wpływają
na jego bieg. Otóż kilkanaście dni temu zaszedłem
do Pana Gerarda w zupełnie innej sprawie, a on już
w progu wręcza mi szary zeszytowy tomik: „Pieśni
żałobne getta” Izabeli Gelbard/por. Czajki/wydany
w 1946 roku.
Przeczytałem te „Pieśni”
Drodzy państwo! Ja wiem, że dziś mało kto sięga po
takie tematy. Przecież to już tak odległa przeszłość.
Po co do niej wracać, skoro wokół tak kolorowo, ładnie i optymistycznie. Przecież dziś w „dobie ekranu”
i tak nie czytamy za wiele, a jeżeli wypadnie nam już
się nad czymś pochylić, to rozlewa się przed nami
całe morze tekstów miłych, lekkich, śmiesznych no
i oczywiście trendy. A kiedy czasem wpadnie nam
w oczy rzecz smutna, tragiczna, to przecież dobrze
wiemy, że to najpewniej zmyślenie, literacka fantazja… A gdyby nawet to co czytamy, miało jakiś
związek z rzeczywistością, to przecież jest to rzeczywistość oddalona, często już przeszła i na pewno
nie nasza.
„Pieśni żałobne getta” - z mądrą i przejmującą przedmową Broniewskiego - pomimo, że Autorka o nich
pisze, że: „nie są żadnym osiągnięciem poetyckim”
są dla mnie najczystszą poezją. Bo czym jest poezja - jak nie czuciem. W tym przypadku -czuciem
śmiertelnie zranionym. Pieśni getta to wstrząsająca
opowieść o przemocy człowieka wobec człowieka.
Dla mnie to jedno z najmocniejszych oskarżeń zła,
przyzwolenia na zło i obojętności wobec zła. Każda z
tych pieśni to wstrząsający dramat jednego człowieka rozgrywający się na tle dramatu całego narodu,
a nawet narodów. Bo również dla Niemców nazizm
też był - i na długo pozostanie - dramatem. Czajka przywraca naszej pamięci losy ludzi zwykłych.
Takich, których dobrze znała. Swoich Przyjaciół. „Nie
ma wśród nich ani jednej zmyślonej postaci...”. A
śmierci ich była naocznym świadkiem. Pisze nam
między innymi o Surze Sztybel - handlarce mięsem
i warzywami. O jej wpatrzonym w Talmud mężu, o
jej sześciorgu dzieciach i o jej... niewierze. Że przecież
to „absurd, nonsens, bzdury...”. Że przecież jak to tak
można zabić? Przecież nie można, tak po prostu, zabić stu tysięcy!!! Gdzie indziej opowiada nam o stacji
kolejowej w Falenicy, gdzie „Boga splamił grzech”.
Gdzie nie było jednego człowieka, by ratować ranną
kilkunastoletnią dziewczynkę, a znalazł się jeden,
który wyręczając Niemca, zabił ją za marną setkę
srebrników.
usłyszałem od nich zbyt wiele o dramacie warszawskiego getta. Sporo faktów pewnie zdążyło
im już uciec z pamięci - i to wiele usprawiedliwia.
Ale miałem też takie - być może mylne wrażenie
- że to, co działo się wtedy na Chłodnej, Krochmalnej, Umschlagplatz'u - jakby ich wtedy nie dotyczyło. Owszem… Wszystko wiedzieli, rozumieli,
ale jakoś to nie zostało w ich pamięci tak, jak
Powstanie Warszawskie, jak cała okupacja i lata
Bierutowskie. Zdaję sobie sprawę, że kilka relacji
nie może być podstawą uogólnienia, ale jakoś
łatwo godzę się z przypuszczeniem, że Tragedia
Getta nie zapisała się tak, jak wydaje mi się że się
powinna zapisać w zbiorowej świadomości warszawiaków. Jeżeliby tak było, to nietrudno znaleźć
szereg tego powodów. Choćby ten, że wiadomo
co groziło Polakom za pomoc Żydom.
Nie… Nie będę się tu silił na analizy tego stanu,
choćby dlatego, że problem jest być może hipotetyczny. Jednakże wspomnę tu o jednej przyczynie mogącej powodować ten zdecydowanie
nie obojętny, ale dość zdystansowany stosunek
moich rozmówców do dramatu Getta. Mam na
myśli niezasymilowanie się Żydów z Polakami, a
nawet niekiedy ich całkowite wyalienowanie się
z polskiego społeczeństwa. I znów - zamiast wyliczać tego powody (zaczynając od kulturowych czy
religijnych) - przypomnę tylko, że mieliśmy takie
dobre przykłady asymilacji tych dwu narodów w
przeszłości. Jak pisze Jasienica w „Polsce Jagiellonów” - na początku szesnastego wieku król Zygmunt Stary pasował na rycerza Żyda.
Był to ewenement na skalę ówczesnej Europy.
Był to przykład tolerancji, liberalizmu i ultranowoczesnego myślenia. Szkoda tylko, że był to
przykład jednostkowy. Dodam tu jeszcze, że ów
Żyd - Ezofowicz - nie musiał nawet przechodzić
na katolicyzm. Jakoś to się dało wtedy pogodzić.
Szkoda, wielka szkoda, że ten przykład pełnego
współistnienia nie miał swych następstw, bo
może nazistom nie szłoby tak łatwo.
Kolejna Pieśń Czajki nakazuje mi wrócić myślami
do tego kończącego się za niecały miesiąc roku.
Bo jest ona przejmującym wspomnieniem o Januszu Korczaku i jego dzieciach:
„Szły szeregiem Reginki i Sary i maleńkie szły
Hele…”.
„I szeregiem szły Mośki, Jośki, Hersze i Srule...”.
„A na przedzie z najmniejszą kruszyną
Idzie Korczak...”.
Czytałem ten najstraszliwszy dla mnie tomik o
człowieku mocno wstrząśnięty. Cały czas, jakby na przekór słowom, które przewijały mi się
przed oczyma zastanawiałem się, czy w tym morzu beznadziei Czajka - która tego wszystkiego
przecież doświadczała - znajdzie jakiś… - jakikolwiek sens życia - jakąś wartość, dla której mimo
wszystko warto żyć.
Z kwestią wiary i Boga te pieśni rozprawiają się
dość jednoznacznie. Jak wierzyć? Jak wobec tej
tragedii rozumieć Stwórcę?
Autorka Pieśni widząc te ginące rzesze rozmodlonych współbraci podważa istnienie Boga,
a przynajmniej - Boga sprawiedliwego. Ja widzę to w tych wierszach wystarczająco wyraźnie. Jest jednak dla Czajki coś, co według niej
- mimo wszystkiego - nadaje człowiekowi sens
istnienia. To poczucie wspólnej zbiorowości, to
nierozerwalne więzy rodzinne i międzyludzkie,
dla których nie tylko warto żyć, ale dla których
warto nawet umrzeć. To „ludzka duma” i „honor
istnienia”.
Tak się złożyło, że tuż po lekturze „Pieśni...”. Miałem okazję porozmawiać ze starszymi Warszawiakami. Z takimi, którzy w tamtych czasach byli
już w takim wieku, że mogli być w pełni świadomi tego, co się dookoła nich działo. Niestety nie
Podsumowując chciałbym powiedzieć, że zdaję
sobie sprawę, że niewielu czytelników sięgnie po
ten tomik Czajki (ale zachęcam po sięganie po jej
inne - naprawdę porywające powieści zupełnie
innego kalibru - wspomnienia z jej przebogatego
życia). Chciałbym jednak bardzo, żeby przeczytali go ci, którzy działają w przestrzeni publicznej.
Którzy rzeczywiście - lub którym się wydaje - że
w jakiś sposób oddziaływują lub mogą oddziaływać na innych. To im polecam przeczytanie tych
Pieśni. Ponieważ skłaniają one do refleksji nad
światem. Nad światem, który na szczęście już
minął… I który - może to zrozumieją - nie może
się już nigdy powtórzyć.
Wszystkie użyte cytaty pochodzą z tomiku „Pieśni żałobne getta” Izabeli Gelbard (Czajki).
REKLAMA
SKUP ZŁOMU
NAJWYŻSZE CENY
PRUSZKÓW-GĄSIN
UL. PRZEJAZDOWA 17
WWW.SKUPZŁOMU.PL
INFO. 500 501 501
24
GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013

Podobne dokumenty

głos pruszkowa

głos pruszkowa Wspomniany wcześniej, jako uczeń Kazimierza Lewandowskiego Stanisław Kuch, był Mistrzem Polski w 1958 i w 1966 roku. Był wielokrotnym reprezentantem i rekordzistą Polski. Ale nie tylko. Jest równie...

Bardziej szczegółowo