Jubileusz Radia Bogoria
Transkrypt
Jubileusz Radia Bogoria
GŁOS PRUSZKOWA MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO, KULTURALNO, INFORMACYJNY TYTUŁ ISTNIEJE OD 1919 ROKU Profil NIERUCHOMOŚCI s. 19 (218) Rok XIX Nr 02 - LUTY 2013 CENA 50 gr www.gpr24.pl Oregon w Polsce Koncert marcowy Ery Jazzu jest jedyną i ekskluzywną prezentacją legendarnego kwartetu OREGON w Polsce! s. 2 Sukces W II. Salonie Bibliotek oprócz Książnicy Pruszkowskiej uczestniczyło trzydzieści pięć bibliotek, w tym tak szacowna, jak Jagiellonka. s. 3 PR 11353 ISSN 1897-8789 Szkice radiowe Po serii szkiców na temat, m.in. radiostacji pirackich, zagłuszania Wolnej Europy, itp. czas wrócić na ziemię. s. 4 Powstanie 1863 -64 Otóż, w nocy z 14. na 15. stycznia 1863 roku rząd carski wydał specjalny dekret wojenny, o przymusowym wcielaniu Polaków do armii. s. 6 i 7 Robert Sycz w Pruszkowie Jubileusz KAPRY Foto - Tomasz Malczyk Honory gospodarza pełnił Tomasz ZBOINA, przedstawiciel sieci Hoteli Comfort Express, Comfort Biznes w Pruszkowie i prezes Fundacji Klubu Kibica Reprezentacji Polski, a obecnością swą zaszczycili także niezawodni przyjaciele i współorganizatorzy: Jan STARZYŃSKI prezydent miasta Pruszkowa, Ryszard BEACKER kanclerz Wyższej Szkoły Kultury Fizycznej i Turystyki im. Haliny Konopackiej w Pruszkowie, Jacek ELŻANOWSKI dyrektor Miejskiej Krytej Pływalni KAPRY w Pruszkowie, Tadeusz Hubert JAKUBOWSKI pruszkowianin, członek Związku Literatów Polskich, autor książek związanych z naszym miastem oraz patroni medialni: gazeta GŁOS PRUSZKOWA oraz portal www.gpr24.pl, TEL-KAB z Pruszkowa i Radio BOGORIA. Po krótkiej prezentacji gości i gospodarzy inicjatywę przejął Robert SYCZ i jak przystało na mistrza, czynił to w sposób iście mistrzowski. Najpierw, krótkie, ale fachowe wprowadzenie do wioślarstwa jako dyscypliny sportowej i olimpijskiej. Więcej s. 12 Foto - Tomasz Malczyk Jubileusz to rocznica wydarzenia, wyróżniająca się w jakiś sposób, dzięki czemu istnieje okazja do szczególnie uroczystych obchodów, a czasem także do refleksji nad minionym okresem. Ewa Sowa dyrektor pruszkowskiego MOK-u, składa życzenia Jackowi Elżanowskiemu z okazji okrągłego jubileuszu Ponad 32 lata temu dzięki inicjatywie załogi Pruszkowskich Zakładów Materiałów Biurowych i ogromnemu wsparciu Związku Zawodowego Chemików stanął jako jeden z pierwszych, a może i pierwszy na Mazowszu Kryty Basen Kąpielowy vis, a vis stacji PKP. Przez należny sentyment, pozwolę sobie przypomnieć, iż na tym obiekcie, setki dzieci i młodzieży szkół pruszkowskich oraz okolicznych, zdobywały i doskonaliły umiejętność pływania, co przełożyło się następnie na pierwsze sukcesy reprezentantów tych placówek, podczas zawodów różnych szczebli. Pracownicy, licznych wówczas na terenie miasta, przedsiębiorstw, instytucji, zakładów i firm nie tylko korzystali z ofert basenu, ale uczestniczyli w wielu zawodach sportowo rekreacyjnych, o czym z dumą pisała prasa specjalistyczna i lokalna. Dzięki zrozumieniu, życzliwości, a przede wszystkim nie ocenionej pomocy i odważnej polityce inwestycyjnej władz naszego miasta (koszt budowy obiektu 15 800 000 złotych przy ówczesnych środkach na inwestycję 20 000 000 złotych) po 18 -tu miesiącach budowy, zgodnie z umową i wszystkimi terminami inwestycję zakończono. 23. stycznia 2003 roku dokonano uroczystego otwarcia z legendarną już kąpielą prezydentów miasta. Pływalnia KAPRY - obiekt na wskroś nowoczesny, doskonale wyposażony, służącego mieszWięcej s. 13 kańcom naszego miasta i okolic rozpoczął działalność. REKLAMA 2 GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013 www.gpr24.pl Kultura zaproszenie na Erę Jazzu Legendarny Oregon w Polsce! Koncert marcowy Ery Jazzu jest jedyną i ekskluzywną prezentacją legendarnego kwartetu OREGON w Polsce! OREGON jest ewenementem na jazzowej scenie – rekomenduje koncert Dionizy Piątkowski, szef Ery Jazzu. To bodaj najstarszy zespół, który bez specjalnych przerw i artystycznych zawirowań nagrywa i koncertuje od blisko pół wieku. Charakterystyczna, subtelna muzyka kwartetu na wiele dekad zbliżyła entuzjastów jazzowej tradycji oraz charakterystycznego brzmienia zespołu. To ewenement formalny i stylistyczny w historii muzyki jazzowej, ale także doskonały dowód na wierność artystyczną projektu, znanego na całym świecie jako OREGON. jektów, pracował więc z Artem Landem i Davidem Samuelsem, oraz nawiązał ponownie współpracę przy projekcie Gallery z byłym wiolonczelistą z Consort, Davidem Darlingiem. Basista GLEN MOORE wspólnie koncertował m.in. z Timem Hardinem, Tedem Cursonem, Jake’m Hanną, Zootem Simsem. Nagrywał i koncertował z Nick’em Brignolą (1967) oraz eksperymentalnym zespołem „Synthesizer Show” Paula Bleya (1969-71).Ważnym muzycznym doświadczeniem była także współpraca w „Jazz Consort” Paula Wintera. Jego gra na kontrabasie zaistniała jednak najpełniej w zespole OREGON, Podobnie, jak jego koledzy, Moore bez trudu wypowiadał się językiem muzyki klasycznej, folku, Wschodu i jazzu. Od czasu powstania grupy OREGON w 1970 roku oryginalne brzmienie kontrabasu Moore’a przydawało charakteru każdej z płyt, co więcej, występował na nich także w charakterze altowiolisty i flecisty. Dość chimeryczny styl pracy OREGONu sprawiał, że Moore miał dość czasu by brać regularnie udział w sesjach kierowanych przez innych artystów. Zespół powstał w 1970 roku jako nowoczesna mutacja słynnego warsztatowego Consort Paula Wintera. OREGON utworzyli: gitarzysta i klawiszowiec Ralph Towner, perkusista, sitarzysta, tablista i klarnecista Colin Walcott, basista, skrzypek, pianista i flecista Glen Moore, oraz saksofonista altowy, oboista, klarnecista basowy Paul McCandless. OREGON eksplorował obrzeża jazzu, stapiając w jedną całość elementy klasyki, folku, muzyki hinduskiej i etnicznej. Takie kameralne podejście zmuszało publiczność do ciszy i wielkiej koncentracji, niezbędnych do właściwej percepcji tej misternie utkanej materii dźwięków. Od czasu do czasu zespół wybuchał muzyką osnutą na tradycyjnej formie i fakturze, pozornie zamierzając wynagrodzić słuchaczy za trudniejsze chwile. OREGON konsekwentnie broni się przed wszelkimi kompromisami, co sprawia, że nie ma sobie równych, gdy idzie o budowanie artystycznego napięcia; reprezentuje też jedną z najbardziej znaczących a biorących początek z jazzu, muzycznych stylistyk. Mogło się wydawać, że śmierć Walcotta w wypadku samochodowym w 1984 roku będzie dla zespołu wyrokiem, a jednak po roku żałoby muzycy powrócili na estradę. Zespół zasilił teraz przyjaciel Walcotta, tablista, bębniarz, perkusjonista Trilok Gurtu a wraz z nim otworzyły się nowe perspektywy. Od wielu lat nadwornym perkusistą zespołu jest MARK WALKER, współpracujący m.in. Lyle Maysem, Paquito DeRiverą. Saksofonista PAUL McCANDLESS w znacznym stopniu przyczynił się do ukształtowania stylistyki muzyki fusion, uprawianej przez grupę OREGON. Zadecydowały o tym oryginalne spiralne frazy jakie wydobywa z rożka angielskiego, oboju, saksofonów, fletu, klarnetu, musette (francuskiej odmiany dud z ubiegłego stulecia) oraz syntezatorów sterowanych przy pomocy ustnika. OREGON to grupa muzyków (Ralph Towner,Glen Moore,Collin Walcott i McCandles),którzy spotkali się po raz pierwszy w zespole Paul Winter Consort. Dość luźna struktura organizacyjna tego zespołu sprawiła, że McCandless podobnie jak inni muzycy, nie stronił od realizacji własnych pro- RALPH TOWNER - wybitny gitarzysta jazzowy. Do roku 1963 studiował kompozycję na University of OREGON, później na dobre zajął się nauka gry gitarze. Klasycznej techniki gry uczył się w Wiedniu w Karla Scheita. W roku 1968 powrócił do USA, gdzie w Nowym Jorku współpracował z wieloma grupami jazzowymi, grając głównie na... pianinie. Jako gitarzysta został po raz pierwszy zauważony w 1971 roku, kiedy to na 12-strunowej gitarze wykonał fantastyczne solo na płycie „I Sing The Body Electric” zespołu Weather Report. Od tego czasu kontynuował przede wszystkim karierę solową. Nagrał szereg doskonałych albumów dla ECM Records, z których część powstała przy udziale gitarzysty Johna Abercrombiego i wibrafonisty Gary’ego Burtona. W 1971 roku Towner został współzałożycielem zespołu OREGON, którego stylistyka doskonale konweniuje z improwizatorskimi ambicjami gitarzysty. Koncert Ery Jazzu jest jedyną i ekskluzywną prezentacją kwartetu OREGON w Polsce! Zaprasza Więcej: www.jazz.pl ERA JAZZU: OREGON 4.03.2013, godz. 20:00 - Warszawa – Palladium Bilety: VIP -150/Parter i Balkon -120 Miejsca sprzedaży: www.ticketpro.pl www.ebilet.pl www.eventim.pl oraz Palladium 3 GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013 www.gpr24.pl W ramach tego Salonu między innymi odbyły się następujące imprezy towarzyszące: Seminarium „Małe ojczyzny – historyczne wydawnictwo regionalne bibliotek” 30. listopada 2012 roku, o godzinie 10:00 w Sali kinowej Zamku Warszawskiego, oraz spotkania z autorami. Podczas tego seminarium Grzegorz Zegadło, dyrektor Powiatowej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Henryka Sienkiewicza w Pruszkowie miał wykład – prelekcję p.t. „Od przypadku do misji. Nie tylko o wydawnictwach historycznych Książnicy Pruszkowskiej”. Był jednym z czterech wykładowców – prelegentów. Seminarium prowadziła Elżbieta Stefańczyk, przewodnicząca Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich. Żałuję, że nie byłem wtedy na tym odczycie, ponieważ w tym samym czasie miałem spotkanie z Czytelniczkami i z Czytelnikami mojej książeczki p.t. „Obrazki, przeważnie miniatury”. Ale o tym potem. Były dwa takie spotkania. W stoisku Biblioteki Narodowej miało miejsce spotkanie z profesorem Oskarem Czarnikiem i jego książką „W drodze do utraconej Itaki. Prasa, książki i czytelnictwo na szlaku Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich (1940 1942) oraz Armii Polskiej na Wschodzie i 2. Korpusu (1941 1946)”. Wydawca Biblioteka Narodowa. Wiadomości omówienia Sukces II Salon Bibliotek był częścią składową XXI Targów Książki Historycznej w Arkadach Kubickiego na Zamku Królewskim w Warszawie w dniach od 29. września do 2. października 2012 roku. W II. Salonie Bibliotek oprócz Książnicy Pruszkowskiej uczestniczyło trzydzieści pięć bibliotek, w tym tak szacowna, jak Jagiellonka, Narodowa i Kórnicka – że poprzestanę tylko na tych trzech. Tadeusz Hubert Jakubowski Foto - Tomasz Malczyk Trochę niezręcznie mi o tym pisać, ale ktoś to zrobić musi. Udział Książnicy Pruszkowskiej w II Salonie Bibliotek na XXI Targach Książki Historycznej w Arkadach Kubickiego na Zamku Królewskim w Warszawie był dużym sukcesem jej dyrektora Grzegorza Zegadło, Pań, które sprzedawały moją książeczkę i książki moich Kolegów z Pruszkowa, tych kolegów oraz wszystkich P.T. osób, które w jakikolwiek sposób przyczyniły się do ich wydania. Był to wielki sukces naszego miasta i jego chwalebna – bo poprzez kulturę – promocja. To wszystko byłoby niemożliwe, gdyby nie mecenat Urzędu Miejskiego w Pruszkowie. Za ten mecenat – również w imieniu Kolegów serdecznie dziękuję. Drugim autorem byłem ja. Był to dla mnie duży zaszczyt, ponieważ w stoisku Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich byłem jedynym reprezentantem trzydziestu czterech bibliotek. (Bez Narodowej). W stoisku tego Stowarzyszenia zachęcałem przyszłe Czytelniczki i przyszłych Czytelników do nabycia moich „Obrazków, przeważnie miniatur”. Niektóre z nich cytowałem im z pamięci. Obiecałem zwrot pieniędzy, gdyby moja książeczka nie przypadła im do gustu. Nie chcę się chwalić, ale dzięki mojej elokwencji i agresywnej propagandzie przemiłe Panie, Pani Małgorzata Marciniak i Pani Zofia Strzemieczna z Książnicy Pruszkowskiej w czasie od godziny 11:00 do godziny 14:00 30. października 2012 sprzedały pokaźną liczbę moich książeczek. Ich nabywczyniom i nabywcom po uprzedniej rozmowie z przyjemnością wpisywałem dedykacje. Uprzednio wymienione Panie miały swoje zmienniczki. Również z Książnicy Pruszkowskiej. Były to: Pani Ewa Rednowska i Pani Katarzyna Lubaszka. Oprócz moich „Obrazków, przeważnie miniatur” te wszystkie cztery Panie sprzedawały następujące książki moich Kolegów po piórze wydane przez Książnicę Pruszkowską: „Pruszków przemysłowy” Jerzego Kalety, „Durchgangslager 121” i „Trwaliśmy przy tobie Warszawo” Zdzisława Zaborskiego, „Żydzi pruszkowscy” i „Historia Pruszkowa do roku 1945 Mariana Skwary, „Bronisław Chajęcki -nieznany bohater Warszawy i Pruszkowa” Mirosława Wawrzyńskiego oraz „Dziewięciu z Pruszkowa” Henryka Krzyczkowskiego. Jubileusz Radia Bogoria Katarzyna Tworek oraz Tadeusz Hubert Jakubowski Sprostowanie Tadziu – Stowarzyszenie a nie Związek Drogi Tadeuszu Hubercie, nie wiem, co, mnie podkusiło by Cię wpisać do skompromitowanego ZLP (Związku Literatów Polskich), a nie do SLP (Stowarzyszenia Literatów Polskich) powstałego zaraz po 1989 r. przy okazji omawiania Twej ostatniej książki. Pamięć zwodzi? Czy jestem bardziej wiekowy od Ciebie i tkwię po uszy w PRL-u? Niniejszym przepraszam Ciebie i oczywiście – Czytelników. Adam St. Trąbiński Redaktor naczelny Radia Bogoria Jacek Grabowski Piętnaście lat temu, dokładnie 9. stycznia, w samo południe słuchacze radiowi Grodziska Mazowieckiego i okolic usłyszeli nowy sygnał na częstotliwości 70,37 (potem 94,5) MHz – Radia Bogoria. Na polskiej mapie lokalnych stacji przybyła jeszcze jedna – samorządowa. W środę 9. stycznia 2013 roku w klubie „3Club” grodziskiego Centrum Kultury miało miejsce rocznicowe spotkanie pracowników (i współpracowników) rozgłośni, samorządowców i zaproszonych gości. Rocznicowe spotkanie poprowadził redaktor naczelny radia – Jacek Grabowski. Podkreślił, iż jeżeli 10 lat temu sympatycy stacji i wielu zaproszonych gości, spotkali się w Kinie Wolność, to 5 lat temu w Klubie Słoń, a teraz we wspaniałym Centrum Kultury, które jest siedzibą Bogorii. Dalej Jacek Grabowski zaznaczył, że wśród prawie 200 stacji radiowych w Polsce, tylko 7 jest samorządowych – w tym grodziska. I że jest to radio słuchane – ma 32,4% zasięgu dziennego (następne w zestawieniu Eska W-wa 18,7%), bardzo mocno związane ze społecznością lokalną oraz z instytucjami publicznymi, jak: straż pożarna, policja, odpowiednie wydziały urzędu miejskiego i starostwa, w tym Powiatowy Urząd Pracy. Także współpracujące z okolicznymi gminami i samorządami. Następnie zastępca red. naczelnego Tomasz Sikorski przedstawił załogę, zarówno 8 pracowników etatowych, jak i współpracowników. Trzeba przyznać, iż wypełnili oni znaczną część 3Clubu, albowiem Bogoria ma ponad 30 osób dla niej „coś” robiących. Większość pracuje nad muzyką (70% czasu antenowego) dla stacji (po prostu to lubią), stąd na antenie reprezentowane są wszystkie możliwe gatunki, no może z wyjątkiem jazzu. Co budzi zdumienie – ten dział wygląda na mocniejszy niż publicznego Radia Dla Ciebie! Mówiąc serio, mocna jest informacja, reportaż, publicystyka (sam nestor Jerzy Fijałkowski zrobił 2593 tematy), rozrywka, sport i inne. Burmistrz Grodziska Mazowieckiego Grzegorz Benedykciński w swym długim wystąpieniu, opowiadał jak wpadł na pomysł rozgłośni (natchnęło go zakopiańskie Radio Alex), podkreślił niskie koszty utrzymania stacji, wręczył 5 osobom dyplomy i stosowne kopertki (z nagrodami) oraz, co najbardziej ucieszyło szefa technicznego stacji Zbigniewa Zonko, nową konsolę emisyjną znanej firmy Studer. Ta nowa o wadze ledwie 10 kg zastąpi starą ważącą ponad 100 kg. Następnie odczytano listy gratulacyjne, odtworzono też okolicznościowy wywiad z Prezydentem RP Bronisławem Komorowskim, który podkreślał swoje uznanie i wizyty w stacji. Głos i gratulacje mieli też przedstawiciele okolicznych samorządów, w tym starostwa powiatu i miasta Pruszków, gminy Brwinów, Błonia, Podkowy Leśnej i Milanówka wręczając drobne upominki. W sumie radio ma umowy o współpracy z 9 okolicznymi samorządami, jakkolwiek faktyczny zasięg stacji to kilkadziesiąt km, lecz jak liczą sami „bogorianie” w zasięgu mają 160 tys. słuchaczy. W przerwach pomiędzy wystąpieniami arie operowe i operetkowe zaśpiewali: Justyna Reczenedi oraz Anna Adamiak & Paweł Świętorecki (na codzień robiący audycje muzyki poważnej); był też stosowny tort i bąbelki. Zespół Głosu Pruszkowa oraz portalu GPR24 dołącza się z gratulacjami dla Kolegów Radia Bogoria, życząc im dalszych sukcesów „w antenie”. Adam St. Trąbiński Foto – Tomasz Malczyk 4 GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013 www.gpr24.pl Publicystyka szkice radiowe Bogoria udany przykład radia samorządowego Adam Trąbiński Foto - Mirosław Kalinowski/Agencja Profill Czas wrócić na ziemię, do rzeczywistości. Po serii szkiców na temat, m.in. radiostacji pirackich, zagłuszania Wolnej Europy, starych kultowych radioodbiorników, a nawet radia cyfrowego wypada zająć się najbliższym nas medium radiowym – grodziskim RADIEM BOGORIA, które właśnie obchodziło 15 lecie istnienia w eterze. Redaktor naczelny Jacek Grabowski Inni dali przykład Na jednej z Radiowych Konferencji organizowanej przez Alinę Dragan miałem przyjemność poznać właściciela zakopiańskiego Radia Alex. Razem oglądaliśmy jego właśnie odebraną koncesję na nadawanie. Nigdy bym nie przypuszczał, iż nieco później burmistrz Grodziska Maz. Grzegorz Benedykciński jadąc taksówką w Zakopanem z włączonego radia usłyszy tę stację i zafascynowany jej narracją wpadnie na pomysł: - a może by taką uruchomić w Grodzisku? Pomysł przedstawił radnym i powstała grupa inicjatywna, a wśród niej przewodniczący polityki społecznej Jacek GRABOWSKI, który – jak nam opowiada – sam napisał wniosek koncesyjny. Na koncesje czekano dwa lata, pomogła „wycieczka” grupy inicjatywnej do Krajowej Rady Radia i Telewizji, gdzie burmistrz Benedykciński długo i szczegółowo wyjaśniał projekt radia, jako lokalnej rozgłośni samorządowej. W Grodzisku koncesjonariuszem jest Paweł Twardoch, dyr. Ośrodka Kultury. Aktualnie Bogoria pracuje na koncesji nr 178/P/2004 z dn.10 maja 2004 r. Już po raz trzeci wystąpiono o rekoncesję, co jest już prostym wypełnieniem wniosku. Od szkoły do Centrum Kultury Stacja zaczęła nadawać z niewielką mocą 100 W (ERP – moc wypromieniowania przez antenę) początkowo na częstotliwości w starym paśmie UKF 65 – 73 MHz na 70,37 i dość długo trwało przejście na górne pasmo. Dłużej siedzibą radia było poddasze szkoły podstawowej nr 1 przy ul. Kilińskiego 8a. Nie było wprawdzie ciasno, ale adaptowane pomieszczenie nie spełniało podstawowych wymogów rozgłośni. Problem ten zresztą występował w znakomitej większości lokalnych stacji, religijnych nie wyłączając, co niżej podpisany miał okazję sprawdzić w końcówce ub. wieku. W sumie najważniejszy był program – informacje lokalne oraz nadawana muzyka. Po uruchomieniu okazałego Centrum Kultury zrozumiałe jest, że Bogoria znalazła tam swoją siedzibę – od lipca 2008 r. „Nawet na chwilę nie przerwaliśmy nadawania programu” – mówi od początku istnienia Bogorii, redaktor naczelny Jacek Grabowski. Radio zajmuje kilka pomieszczeń na II piętrze Centrum, od strony północnej (co zapewnia chłód latem). Jest pokój ogólny (sekretariat), studio emisyjne + nieodzowna reżyserka, studio do postprodukcji, nawet archiwum starych nośników dźwięku (płyty CD rzadko używane), serwerownia i najważniejsze – prawdziwy news room. Nie stukają maszyny czy dalekopisy, nie te czasy. Przy 4 stanowiskach siedzą dyżurni dziennikarze i wyszukują w sieci informacji. Dodajmy – wystrój pomieszczeń, nawet tłumiące sukno na blatach biurek czy w studio są dziełem p. Grabowskiego, który zjeździł Polskę podpatrując jak problemy wyposażenia rozwiązują inne rozgłośnie. Najważniejsi są ludzie Oczywiście, że ciągu 15 lat istnienia radia (co, dla lokalnej rozgłośni jest bardzo dużo) przez studio przewinęła się masa pracowników, zrealizowano nie mniej pomysłów programowych, czego efektem jest trwałe wpisanie się Bogorii w medialny pejzaż Grodziska i okolic. Niektórzy, jak red. Grabowski czy publicysta Fijałkowski, mają staż równy wiekiem samego radia. Problem doboru właściwych (czytaj: w miarę profesjonalnych) prezenterów, reporterów – słowem dziennikarzy radiowych „mających także głos” jest zadaniem dla wielu rozgłośni. W Bogorii postawiono na dobór „naturalny” oraz kształcenie własnej kadry. Trzon radia tworzą etatowcy (8 osób) i nie zarabiają kokosów – ot, zwykła niewygórowana pensja. Muszą być dyspozycyjni, praca to 8 godzin – 40 w tygodniu. Oraz ponad dwudziestu współpracowników – jak np. kolega, który zajmuje się sportem, ma „antenę” raz w tygodniu. „Ale dobry pomysł kupowany jest jak szybowiec – dodaje red. Grabowski – młodzi przychodzą z pasjami, czego przykładem jest np. Kinga Montwiłło, nasza specjalistka od muzyki, choć przez dwa lata prowadziła nocny program <Wielka miłość>”. Liczy się umiejętność zdobycia materiałów, jego dziennikarskiego obrobienia, no i dobry radiowy głos. W Bogorii obowiązuje zasada: krótkie formy, częste wejście na antenę i dynamika relacji. Zwykle dyżur pełni dwóch dziennikarzy, jeden publicysta i jeden reporter. Program i słuchacze To sprzężenie zwrotne – program jest dla słuchaczy, a bez ich reakcji i akceptacji nie byłoby audycji (które w końcu pośrednio finansują). Od rana do godziny 18,00 program dedykowany jest dla „wszystkich” – różnych grup słuchaczy. Ale wieczorny blok kierowany zdecydowanie do młodzieży, inne informacje i inna, rzecz jasna, muzyka. To ostatnia wypełnia do 70% czasu antenowego. Jeżeli chodzi o źródła infor- Studio emisyjne macji – to głównie są one zdobyte przez radio, m.in. na podstawie informacji (internetowych) firm i urzędów, dalej IAR (Informacyjna Agencja Radiowa) oraz własne, reporterskie. Ponieważ z Bogorią współpracują okoliczne samorządy w liczbie 9 (miasto i gmina Grodzisk, Błonie, Żabia Wola, Baranów, Milanówek, Brwinów oraz Pruszków i powiat) to dopływ informacji jest większy. Ale wymienione samorządy nie mają okienek antenowych, to w ich imieniu pracownicy stacji redagują serwisy. Oczywiście liczy się reakcja słuchaczy – mają oni 5 linii telefonicznych. W audycjach publicystycznych, takiej wolnej trybunie, mogą wyrażać swe opinie i bardzo często to robią. „Bogoria nie zamiata problemów pod przysłowiowy dywan, nie unika też krytyki władz lokalnych – mówi red. Grabowski – przykładem nasze zaangażowanie w problemy Szpitala Zachodniego czy naszej policji”. System finansowania Na rocznicowym spotkaniu burmistrz Grzegorz Benedykciński stwierdził, niejako z zadowoleniem, iż utrzymanie radia nie jest takie zbyt kosztowne i oscyluje w granicach 500-600 tys. rocznie. Faktycznie, co potwierdza, red. Grabowski, co roku zapisuje się w budżecie sumę bliską 400 tys. i jest ona przelewana na konto Centrum Kultury, jako koncesjonariusza. Pozostałe środki pochodzą z reklamy i sponsoringu samorządów. Na nasze dociekania o wpływy z reklam, stwierdził otwarcie, iż nie mogą one być duże, gdyż Grodzisk nie jest mocnym rynkiem reklamy, na co dał kilka przykładów. Reklamy dla radia zbiera jedna osoba, nie korzysta ono z agencji brookerskich – nie są one tym zainteresowane. Znaczną pozycję w prowadzeniu takiego interesu radiowego jest fakt rozliczania – prowadzenia księgowości przez Centrum, także ponoszenia opłat za energie, wodę i ogrzewanie. W rozchodach największą pozycję stanowią koszty osobowe – etaty oraz opłaty stałe: koncesyjne i agencji ochrony praw autorskich (ZAiKS – kilka tysięcy zł miesięcznie) i wykonawczych (STOART i SWAP). Stałą (acz niewysoką) opłatą jest dzierżawienie łącza (oraz telefonów) od Telekomunikacji do przesyłu sygnału do nadajnika. Trochę techniki Od 2004 r. Bogoria nadaje z mocą 1000 W (1 kW) z anteny umieszczonej na 45 m kominie dawnej Polfy (Gedeon Richter Ltd.), co sytuuje grodziską stację w grupie lokalnych średniej mocy. Wysokość anteny i moc zapewnia dobry odbiór w promieniu 45 km, z tym że ze względów technicznych (interferencje) konstrukcja anteny zakłada tłumienie w kierunku na Płock i na Siedlce. Włoski nadajnik (bezawaryjny) pracujący „na okrągło” zasila wspomnianą antenę konstrukcji wrocławskiej firmy p. Podstawki. Wyposażenie stacji z biegiem czasu zmieniało się, ale „wszystko kupowaliśmy na przetargach” – mówi Grabowski. Dostarczycielami sprzętu byli m.in.: CENRIT – najtańsza (w dawnym kluczu zabezpieczenia techniki Polskiego Radia), PolSound z Łomianek i AudioFan z Reguł. Do teraz w studio emisyjnym używany jest stół mikserski <audix> nabyty od Polskiego Radia, już prawdziwy zabytek – wkrótce zasili on studio postprodukcjne, a na jego miejsce wejdzie mała 10 kg konsoleta Studera (z komputerem i odsłuchami). Dobrze wyposażone jest studio główne (dobrze wytłumione – żadnych wytłoczek po jajkach, na co aż żachnął się red. Grabowski) – udział w dyskusji może brać i 5 osób mówiąc do znakomitych mikrofonów Sennheisera. Radio posiada wewnętrzna sieć komputerową – łączącą poszczególne elementy emisyjne z bazą – serwerownią. Niemal wszystkie utwory muzyczne idą z dysków twardych. I najważniejsze – od lat w Bogorii nadawanie programu realizuje się przy pomocy swojskiego programu emisyjnego DYNA. Nie stronią od polityki Jakkolwiek radio stara się (i w zasadzie jest) bezstronne – nie reprezentujące jakiejś konkretnej opcji politycznej, to nie stroni od spotkań z politykami. Od lat, np. starym przyjacielem i gościem (przynajmniej raz w miesiącu) był poseł Janusz Piechociński, aktualnie wicepremier. Wywiadu jubileuszowego udzielił Prezydent RP Bronisław Komorowski (dawniej częsty gość na antenie). Na dzień przed wizytą naszej redakcji w Bogorii – 24 stycznia br. honorowym gościem na promocji książki „Niepokorni 1976-1989. Mieszkańcy powiatu grodziskiego na rzecz wolności” w centrum Kultury był Prezydent Komorowski. Z tej okazji Radio Bogoria wyemitowało serię minireportaży. Cóż – naszych Czytelników zachęcamy do zapoznania się z ramówką stacji i wbicie częstotliwości 94,5 do pamięci swego odbiornika i częstego słuchania, bo w końcu jest to nasze radio. Najbliższe. 5 GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013 www.gpr24.pl Kultura do słuchania Nowy Ingolf Wunder oraz muzyka do „Hobbita” W chwili, kiedy to czytacie, austriacki pianista Ingolf Wunder kończy kolejną trasę po Japonii. Na tych koncertach obowiązkowo grał pierwszy Koncert Chopina. Urodzony pod znakiem Panny w 1985 r. w Klagenfurcie początkowo grał na skrzypcach, ale pod wpływem nauczyciela zmienił instrument na fortepian. Wunder należy do artystów solidnie edukowanych – po Konserwatorium w Linzu, przeniósł się na Uniwersytet Muzyczny do Wiednia. Pod koniec 2008 r. jego muzycznym mentorem stał się Adam Harasiewicz, który też był w jury ostatniego XVI Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego, na którym Wunder uzyskał II nagrodę (ex aequo z Lukasem Geniusasem) oraz wiele innych, m.in. rektora warszawskiej Akademii Muzycznej. Ulubieniec warszawskiej publiczności (liczono na jego I miejsce) i części krytyków w lutym 2011 podpisał kontrakt z DGG, a już w kwietniu ukazał się jego album pt. „Recital” w dwu formatach: na dwu winylach LP i na CD – wyłącznie z muzyką Chopina. Aktualnie ukazał się krążek „INGOLF WUNDER 300” (Deutsche Grammophon) nagrany jeszcze (72 min.) w ub. roku w berlińskim Teldex Studio (Tobias Lehman). Płyta z liczbą <300> w tytule odnosi się do ponad trzechsetletniej tradycji miniatur muzycznych – tu: Domenico Scarlatti – Sonata h-moll i Wolfganga Amadeusza Mozarta – Sonata B-dur (K 333). Jest też Chopin - Barkarola Des-dur, Raoul Koczalski - Walc fantastyczny h-moll, Liszt, Debussy, Rimsky-Korsakow (Lot trzmiela); Rachmaninow, Moszkowski i Horowitz, sparafrazowany fragment Sonaty Mozarta (tu w aranżacji Arcadiego Volodosa) – Rondo „Alla Turca”. Krążek z 16-ma utworami zamykają tematy filmowe – Ennio Morricone z zapomnianego filmu „The Legend of 1900” i temat główny „Star Wars” – oczywiście Johna Williamsa. Zaiste – dobór muzyki wybitnie rozrywkowy, ciekawe posunięcie marketingowe wytwórni DGG, by zwrócić uwagę szerszej publiczności na talent, lekkość gry – w sumie poetyckie podejście do klawiatury już 28 letniego Wundera. Ze wstydem? przyznaję się, iż niczego nie czytałem J.R.R. Tolkienia i raczej nic nie wskazuje bym te zaległości odrobił. Trudno, Tolkien i Hobbity to nie moja bajka. Nie mniej podziwu jestem pełen do rozmachu produkcji filmowej (na której to najbardziej korzysta turystyka odległej Nowej Zelandii), także do monumentalnej muzyki filmowej. Tzw. oryginalny <motion picture soundtrack> „THE HOBBIT: AN UNEXPECTED JOURNEY” pomieszczony na dwu krążkach wyt. Decca/Universal jest dla fanów Hobbita znakomitym uzupełnieniem opasłych tomów oraz doznań kinowych. Całą muzykę – wszystkie tematy skomponował stary majster od takich rzeczy – Howard Shore, także zorkiestrował i dyrygował Londyńską Orkiestrą Filharmoniczną. Rzeczywiście brzmi ona – orkiestra i muzyka odjazdowo, niektóre motywy same wpadają w ucho. Jednak trzeba tego słuchać na dobrej, wielokanałowej aparaturze. Natomiast ciekawostką płyt, ściślej książeczki jest znakomity i objętościowy szkic Douga Adamasa – specjalisty od tego rodzaju muzyki i autora książki „The Music of the Lord of the Rings Films”. (AST) REKLAMA 6 GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013 www.gpr24.pl Publicystyka historia Brwinowa Powstanie Styczniowe 1863-1864 Grzegorz Przybysz Otóż, w nocy z 14. na 15. stycznia 1863 roku rząd carski wydał specjalny dekret wojenny, o przymusowym wcielaniu Polaków do armii, i to aż na 15 lat. Była to, tak zwana branka, czyli nadzwyczajny pobór młodych Polaków do rosyjskiego wojska. Rekrutacja odbywała się nie tylko w Warszawie, lecz również w całym Mazowszu. Realizowana była według specjalnej listy imiennej, wcześniej sporządzonej przez wyjątkowo podłego człowieka, zdrajcę narodu polskiego i kolaboranta – hrabiego Wielopolskiego, oraz jego przyjaciela i szefa tajnej policji carskiej - Siergieja Muchanowa. Branka teoretycznie miała zapobiec coraz większym ruchom wyzwoleńczym w „Królestwie Polskim” i planowanemu, kolejnemu powstaniu, jednak w praktyce okazała się fiaskiem. Metoda poboru była prosta: żandarmeria rosyjska wyciągała na siłę z domów młodych mężczyzn, przeważnie nocą i natychmiast przewoziła ich do garnizonów wojskowych. Tymczasem młodzież słysząc co się wokół dzieje, zaczęła ukrywać się gdzie bądź, albo uciekać do lasów, m.in. do Puszczy Kampinoskiej, gdzie tworzono pierwsze bataliony powstańcze. Oddziały te były dowodzone przez oficerów i podoficerów polskich, byłych żołnierzy zawodowych armii carskiej. W naszym regionie zorganizowano cztery takie bataliony: w lasach Radziwiłłowskich, w Skierniewickich, w Puszczy Bolimowskiej i największy w Puszczy Kampinoskiej. Od jesieni 1862 roku w Kampinosie stacjonował sztab Obraz geopolityczny naszego kraju poprzedzający wybuch Powstania Styczniowego, oraz jego ogólny przebieg jest Państwu zapewne znany, choćby z wiedzy nabytej w szkole. Jednakże niewiele wiemy o wydarzeniach związanych z zachodnim regionem Mazowsza, ale nim przejdziemy do tego wątku przypomnę Państwu ważne wydarzenie, jakie miało miejsce tuż przed wybuchem powstania. powstańczy dowodzony przez Zygmunta Padlewskiego. Był tu również ze swoimi oddziałami pułkownik Ludwik Żychliński, który zorganizował batalion piechoty, składający się głównie z młodzieży warszawskiej, nazwany przez niego - Dziećmi Warszawy. Czy działania militarne ominęły podwarszawską wieś letniskową Brwinów? Nie wiadomo. Natomiast biorąc pod uwagę istniejącą tu od 18 lat linię kolejową, oraz biegnącą tędy drogę łączącą Kampinos z Błoniem i z Nadarzynem jest wielce prawdopodobne, że przez Brwinów szła powstańcza kontrabanda. pół sotni kozackiej, ale sam poniósł ciężkie straty i musiał się wycofać. drogą przez Radonie i Książenice do Młochowa, gdzie dotarliśmy skoro świt. Po tej bitwie powstańcy zapadli w lasach Młochowskich na kilka dni. Ukrywali się między innymi w leśniczówce za Otrębusami, gdzie po opatrzeniu ran i jako takim wypoczynku ruszyli w kierunku Góry Kalwarii, z zamiarem przeprawienia się na drugą stronę Wisły. Tymczasem jakaś sotnia kozacka wytropiła ich po drodze i otoczyła pod Tarczynem. Jednak tym razem rotmistrz Gąssowski nie dał się łatwo W Młochowie doszło do walki z kozakami stacjonującymi w miejscowym dworze. Kozacy ponieśli duże straty i tylko części udało się zbiec w kierunku Grodziska. Po tej akcji pułkownik Żychliński obawiając się nieuniknionego nadejścia rosyjskiej odsieczy, zebrał wszystkie okoliczne oddziały i pomaszerował nad Pilicę, gdzie ukrył się wraz z oddziałem w pobliskich lasach. Tymczasem w najbliższej okolicy aż wrzało. W maju 1863 roku w pobliskim Pruszkowie i Grodzisku, ze względu na grożącą wsypę musiano szybko przerzucić ukrytą broń do folwarku Dęby, w lasach Osuchowskich pod Mszczonowem. Były to sztucery, pistolety, rewolwery, proch, amunicja, oraz pałasze i sztylety. Broń została zakupiona jeszcze zimą 1862 roku w Anglii, w Belgii i we Francji, i to dzięki fundacji założonej przez brwinowianina, kapitana Feliksa Nowosielskiego, uczestnika Powstania Listopadowego - kawalera Virtuti Militari. Przerzut uzbrojenia odbywał się niedaleko Sosnowca, w tak zwanym trójkącie granicznym, czyli u zbiegu trzech granic - pruskiej, austriackiej i rosyjskiej. Broń chowano w ścianach i podłodze wagonów z węglem i jeśli wcześniej nie została wykryta przez Prusaków, lub Austriaków, i nie wpadła w rosyjskie łapy - jechała dalej bezpieczna aż do stacji podwarszawskich. Broń odbierano w Łowiczu, Skierniewicach, Grodzisku i Pruszkowie. Również tam zaopatrywano się w lekarstwa i żywność. Dowodził tym płk Ludwik Żychliński – naczelnik wojskowy na powiat warszawski i rawski. Żychliński zorganizował tajną siatkę pracowników Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, w tym grupę urzędników, zawiadowców stacji oraz kilku telegrafistów. Na przykład na dworcu w Grodzisku pracował telegrafista z Brwinowa o nazwisku Znajewski. Znajewski odbierał i nadawał zaszyfrowane rozkazy naczelnika powstania Romualda Traugutta, a potem Rządu Narodowego. W końcu lipca 1863 roku pułkownik Żychliński zaopatrzył swój oddział w doskonałą broń, którą odebrano w okolicy stacji kolejowej w Pruszkowie. Było to 45 sztucerów amerykańskich i ponad 100 sztuk pistoletów i rewolwerów typu colt, oraz kilka skrzynek amunicji. 7. sierpnia 1863 roku Żychliński wydał rozkaz sprowadzenia kolejnego transportu broni, tym razem spod Grodziska. W tym celu wysłał z Kampinosu swój najlepszy szwadron liczący około 120 kawalerzystów, pod dowództwem rotmistrza Pawła Gąssowskiego. Niestety, przejęcie broni nie udało się, bowiem szwadron został wcześniej wykryty niedaleko Błonia i zaatakowany przez kilka sotni kozackich. Tego samego dnia wieczorem, doszło do krwawej potyczki pod Milanówkiem, gdzie szwadron Gąssowskiego, co prawda wyciął podejść. Jego oddział zaatakował, jako pierwszy i w brawurowej szarży wyrąbał pałaszami przejście kładąc trupem ponad dwudziestu Rosjan, przy małych stratach własnych. W październiku 1863 roku płk Żychliński pomimo zbliżającego się upadku powstania, podjął desperacką próbę jednoczesnego zaatakowania czterech stacji kolejowych w Radziwiłłowie, Rudzie Guzowskiej (Żyrardów), Grodzisku i w Pruszkowie. Oto unikalna relacja anonimowego uczestnika takiej wyprawy: Przybyliśmy pod Grodzisk o dwunastej w nocy. Cicho i w porządku przejechaliśmy miasteczko i zbliżyliśmy się pod dom, w którym stali kwaterą kozacy. Kozak stojący na warcie przed domem, nie spodziewając się nas, a przeciwnie myśląc, że to jakiś oddział moskiewski zapytał - kto idut? Porucznik Smoliński odpowiedział: – swoj, i wystrzałem z rewolweru powalił kozaka na ziemię. Na odgłos strzału, warty stojące przy szosie kolejowej i koło koszar, odpowiedziały strzałami. Nasi zabili kilku kozaków wracających z szynków i karczem. Porucznik obawiając się ataku piechoty dał hasło do odwrotu i wyszedłszy z miasteczka, pomaszerowaliśmy Zima 1863/64 była dla powstańców kolejnym utrapieniem. Najdłużej trzymał się oddział porucznika Sokołowskiego „Pioruna”, który doprowadził 60 konnych strzelców aż pod Sochaczew. Jednak 25 lutego 1864 roku doszło tam do krwawej potyczki pod Kurchanowem, podczas której kozacy rozbili doszczętnie cały oddział Sokołowskiego. Jeszcze w kwietniu, pod miejscowością Czarny Las wpadło w rosyjskie łapy pięciu niedobitków z tego oddziału. 15 czerwca 1864 roku jakiś nieznany oddział powstańczy stoczył potyczkę pod Piasecznem. Być może były to resztki konnicy rotmistrza Gąssowskiego, który usiłował przebić się na północ. Rotmistrz Gąssowski przeżył powstanie. Zmarł na wygnaniu w 1898 roku w wieku 58 lat. Tymczasem carscy naczelnicy wojenni otrzymawszy nadzwyczajne pełnomocnictwa, wprost szaleli ścigając powstańców po całym zaborze. Przy wszystkich oddziałach wojskowych utworzono sądy polowe, które z marszu wydawały wyroki śmierci przez rozstrzelanie, albo przez powieszenie. Dotyczyło to przede 7 GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013 www.gpr24.pl wszystkim byłych oficerów i podoficerów służących wcześniej w armii carskiej. Czasami w drodze łaski, kary te zamieniano na 15 – 20 lat ciężkich robót w syberyjskich kopalniach węgla, albo na więzienie w uralskich twierdzach. Łagodniejszą formą było zesłanie na wiele lat do syberyjskich chutorów. Niekiedy stosowano karę pieniężną, albo wzięcie pod nadzór policyjny. Natomiast ważne osobistości wysyłano od razu do Warszawy i osadzano w X pawilonie Cytadeli. Dochodzenia w sprawie udziału Polaków w Powstaniu Styczniowym, prowadzone były przez wiele lat po jego upadku. Na brwinowskim cmentarzu znajduje się obecnie osiem grobów powstańczych. Dawniej było ich prawdopodobnie znacznie więcej, lecz czas zatarł już wszelkie ślady. Oto zachowane groby powstańców styczniowych: Wilhelm Meisner ur. 5. XI. 1842 – zm. 25. I. 1911, Wiktor Ulatowski ur. 1841 – zm. 26. VIII. 1924, Jan Dębski żył lat 75 zm. 16. I. 1920, Zdzisław Bychowiec żył lat 83 zm. 9. XI. 1923, Ludwik Rozwadowski żył lat 69 zm. 2. III. 1912, Andrzej Arciechowski zmarł w Drohiczynie - grób symboliczny, Michał Brodzki żył lat 92 zm. 23. V. 1932, Stanisław Siedlecki żył lat 82 zm. 12. II. 1928 r. W okolicach kaplicy był jeszcze przed wojną grób szlachcica Cypriana Januszewskiego Publicystyka historia Brwinowa tem Feliksem ( również naszym dziadkiem, tylko ze strony ojca), mieli do współki tylko jedną parę butów z cholewami. W zimie, kiedy jeden ganiał w butach po dworze, drugi, bosy, grzał się w kuchni na kufrze zasłanym kożuchem. Skromne warunki materialne nie wpłynęły jednak ujemnie na rozwój fizyczny dziadka, przeciwnie, wyrósł jak dąb, a i siłę miał nielichą. Pamiętam, kiedy po śmierci Dziadunia i po jego pogrzebie zebrała się w Brwinowie u naszej mamy cała rodzina i zaczęli wspominać, jak to jest we zwyczaju, to i owo z długiego życia dziadka – wujaszek Stach podsumował wszystkie mowy krótko a treściwie: - Wiecie, kto to był Dziadunio? To był Wyrwidąb i Waligóra w jednej osobie. Dziadek w Powstaniu Styczniowym pełnił funkcję łącznika-kuriera. Powstańcze organizacje wojskowe zostały dokładniej określone przez Instrukcję Rządu Narodowego w dniu 16 czerwca 1863 roku. Naznaczała ona na każde województwo naczelnika wojskowego i organizatora sił zbrojnych. Ten ostatni dobierał organizatorów prowincjonalnych, ci zaś okręgowych. Siła zbrojna powstania dzieliła się na właściwe wojsko, podzielone na bataliony piechoty, Po upadku powstania odsiedział rok więzienia, potem odbył trzy lata katorgi (okolice Wiatki), a na koniec został osiedlony w Kostromskiej Guberni na tak zwane „posielenie”. Tam ożenił się z panną Józefą Przedpełską, a w roku 1871 urodził mu się syn Gotfryd w miejscowości Romancewo. Warunki materialne mieli ciężkie i dziadek chwytał się każdej roboty, byle przeżyć. Przypadek zdarzył, że trafił na służbę do księcia Golicyna. Otóż pewnego razu spławiano Wołgą drzewo. Był tęgi mróz. Dziadunio stał na brzegu rzeki i patrzył na gromadę pracujących przy tym ludzi po prostu jako widz. Ponieważ robota szła niezdarnie, a dziadek był urodzonym wodzem, więc po chwili nie wytrzymał i zaczął komenderować: – „Ty rób tak, a ty tak”. Jakiś starszy, który dozorował prace odezwał się wreszcie: - „A ty taki mądry, to pokaż sam”. Takiego zapraszania nie trzeba było powtarzać. Dziadek skoczył między pracujących, a że „dzieło mistrza słucha”, więc robota ruszyła. Wieczorem dostał zapracowaną dniówkę i angaż do pracy. Służba u księcia Golicyna była materialnie korzystnym okresem w życiu dziadków. Mieli zapewniony stały dochód. Książe cenił sobie zdolnego, rzetelnego pracownika i starał mu się to okazać. Dziadunio awansował stopniowo i został zarządzającym majątkiem księcia. Więc administrował, organizował polowania, układał sokoły. Kiedyś odchował dwa niedźwiadki (straciły matkę w czasie polowania) i przyuczył je do wożenia wody beczkowozem do użytku w kuchni. Mocował się z nimi dla zabawy. Kiedy wyrosły oddał je do zoo. Jednakże, kiedy dzieci zaczęły podrastać (Gotfryd był od dawna na stancji), trzeba było zatroszczyć się o naukę dla nich, a że okres przymusowego oddalenia od kraju minął, dziadkowie przenieśli się w okolice Mirhorodu (dziś Ukraina Zachodnia) na małą dzierżawę Futorek. O tym Futorku słyszeliśmy przez całe dzieciństwo od naszych starszych, samo najlepsze. Warunki materialne na pewno były skromne, ale ludzie, którzy tam przebywali byli ludźmi na wysokim poziomie moralnym i kulturalnym. Starsi, którzy pracowali i wychowywali swoją gromadkę dali im przykład swoim trudnym życiem, ale wg wytyczonych ideałów - młodsi szykowali się dopiero do swego życia. Zatem gromadzili wiedzę, dysputowali, czytali, marzyli, budowali zamki na lodzie. Na wakacje zjeżdżali się na Futorek z koleżeństwem ze szkół i uczelni, tak że gwarno tam było i wesoło, bo były też tańce i śpiewy, żarty i wesołość. Nie było tylko na pewno bezmyślnej pustoty. z Brwinowa, skazanego w Kielcach za udział w powstaniu na siedemnaście miesięcy, lecz tego grobu również nie ma. Także przed wojną stał przy polnej drodze między Helenowem i Parzniewem, stary, dębowy krzyż powstańczy. Poświęcony był pamięci tutejszemu ogrodnikowi, szlachcicowi Arkuszewskiemu, uczestnikowi powstania, który nigdy nie wrócił do domu. Niestety, i krzyż i symboliczna mogiła również zniknęły. Czas jest nieubłagany i skutecznie zaciera wszelkie ślady po naszych przodkach bohaterach. Jednak czasami zdarza się, że dzięki różnym przekazom, zapiskom i kronikom rodzinnym, pozostają po nich trwałe ślady. Tak się stało w brwinowskiej rodzinie państwa Siedleckich. Wnuczka Stanisława Siedleckiego, pani Ludwika z Siedleckich Włochowa, nauczycielka i mieszkanka Brwinowa przekazała potomnym następującą relację: Mój dziadek Stanisław Siedlecki urodził się w roku 1844 na Podolu, w Wachnówku- Kanikach. Ojciec jego, szlachcic zaściankowy, nie musiał być bogatym człowiekiem, ponieważ nieraz słyszałam, że dziadek ze starszym bra- szwadrony jazdy i oddziały partyzantów pieszych i konnych. Instrukcja z 19 czerwca 1863 roku nakazywała ażeby: „Oddziały partyzantów były używane w granicach okręgu do alarmowania o nieprzyjacielu, do przecinania mu dowozu żywności, do niszczenia patrolów, zabierania lub palenia jego magazynów, parków artylerii, szpitali, do niszczenia małych, nieprzyjacielskich komend, chwytania kurierów, korespondencji i szpiegów, niszczenia komunikacji i telegrafów, zbierania wiadomości o miejscach pobytu, liczbie, jakości broni i ruchach nieprzyjaciela, służenia za przewodników w granicach okręgu i w razie potrzeby dawanie pomocy władzom cywilnym”. Skoro wojsko przybywało do jakiegoś okręgu, partyzanci miejscowi łączyli się z nimi. Odbywali razem wszelkie wyprawy na nieprzyjaciela – towarzyszyli, oświecając wszelkie jego ruchy, lub napadając sami, albo z pomocą ludności okolicznej na boki, lub tyły nieprzyjaciela. Możemy sobie teraz mniej więcej wyobrazić, na podstawie powyższej instrukcji naszego Dziadunia, jak śmigał na swojej lotnej kasztance z rozkazami i wiadomościami, przez lasy i pola. Dziaduniowie mieli dzieci sześcioro. Najpierw szli synowie: Gotfryd, Stanisław, Ludwik, i córki: Wanda, Józefa i Jadwiga. Gotfryd - przyrodnik, ukończył z wyróżnieniem Akademię Rolniczą w Puławach, Stanisław - oddany społecznik, członek PPS i członek tajnej bojówki PSP. Ludwik – ludowiec, literat, pisał w języku ukraińskim. Studiował architekturę na Uniwersytecie we Lwowie. Wanda – lekarz medycyny. Akademię medyczną ukończyła w Zurychu. Józefa – nauczycielka. Przez dwa lata studiowała przyrodę na Uniwersytecie we Lwowie. Jadwiga – najmłodsza, wyszła za mąż mając lat 16. Mąż jej, inżynier Marian Wileżyński, pierwszy w Polsce wprowadził korzystanie z gazu ziemnego. I to koniec rodzinnego zapisu, jednak trawiony ludzką ciekawością zapytałem, jak to się stało, że Stanisław Siedlecki, człowiek w sile wieku, bowiem na początku dwudziestego stulecia miał ponad 60 lat przybył wraz z rodziną z dalekiej Ukrainy i osiedlił się właśnie tu, w Brwinowie? Okazało się, że bezpośrednich przyczyn rodzina nie zna, lecz domyśla się, że po wielu latach cierpień, tęsknoty i oczekiwań (wspomniane posielenie), były uczestnik Powstania Styczniowego uzyskał wreszcie prawo do emigracji i wrócił do swojej ojczyzny. Po upadku Powstania Styczniowego w Księdze Ludności Stałej Gminy Moszna założonej w 1865 roku, oraz w księgach metrykalnych czytamy, że w Brwinowie mieszkało 52 gospodarzy. Byli to między innymi: Pakuła, Strzykowski, Trzykowski, Galas, Ciesielski, Kadzikiewicz, Czubek, Prusak, Wężowczyk, Kowalski, Baran, Baraniak, Lachowicz, Włodarczyk, Lubański, Opalczyk, Stankiewicz, Majak, Królak, Samorek, Galski, Konopacki, Kostrzewa, Szmit, Dydyński, Hajduk, Pająk, Raduć, Rekuć, Rygier, Dębek, Bonder, Osiadacz, Woźniak, Oprządek, Golędzinowski, Krawczyk, Szmel, Nowosielski – rządca dóbr Brwinowa, Salomea Żelazowska i jej siostra Maria Junuszczewska, obie szlachcianki z Kopytowa oraz ewangelicy: Kieber, Ertner, Teller, Grams, Schylle, Better i Bethe, a także kilka rodzin starozakonnych (żydowskich), m.in. rodziny Aarona i Chaima Kaufmana, Abrama Wilde, Lewka Prowizona, Szlaka Borka, Abrama i Szulima Wilnerów, oraz liczna rodzina Jankiela Sliwki (Śliwki). Wraz z nowoprzybyłymi pojawiły się nowe zawody jak: rymarz Kieber, zdun Kaufman, tkacz Piwowarczyk, fryzjer Wilde i dróżnik kolejowy Gajek z Żółwina. Gmina Moszna obejmowała swym zasięgiem kilka wsi, oraz kilkanaście osad i siół. Były to m.in. Brwinów, Brwinówek, Książenice, Kanie, Żółwin, Grudów, Grudówek, Koszajec, Krosna, Nowa Wieś, Parzniew, Opypy, Otrębusy, Siestrzeń i Owczarnia. Jak podaje Księga Zmarłych Gminy Moszna – Brwinów, w roku wybuchu powstania w całej gminie zmarło 57 osób. W 1864 roku – 44 osoby, w 1865 – 57 osób, w 1866 również 57, w roku 1867 już 73, a w roku 1868 nawet 104 osoby. Liczba zgonów w latach 70. XIX wieku kształtowała się podobnie, jednak wyróżniają się lata 1872-1873, kiedy to zanotowano nietypowo dużo zgonów z niepodanych bliżej przyczyn. I tak w roku 1872 zmarło w całej gminie aż 130, a w roku 1873 – 115 osób. To razem 245. Była to 1/5 mieszkańców całej gminy. Większość zmarłych (ponad 50%) były to dzieci, głównie w wieku od kilku tygodni do 3 - 5 lat, natomiast średnia wieku osób dorosłych nie przekraczała 50 lat. Sądzę, że przyczynami tak licznych zgonów były choroby spowodowane fatalnymi warunkami życia, powszechnym niedożywieniem, szczególnie u dzieci, brakiem codziennej higieny, panującą wszędzie biedą, głodem i brudem, oraz brakiem jakiejkolwiek opieki medycznej. W tak sprzyjających warunkach, lokalne epidemie musiały, co jakiś czas wybuchać. Na przykład, co kilka lat pojawiał się dur brzuszny, czyli tyfus, następnie dur plamisty zakaźna choroba roznoszona nagminnie przez wszy, potem czerwonka i czarna ospa, często grypa i jaglica a nawet malaria, oraz żółtaczka typu A. Dość powszechną i nieuleczalną chorobą była tuberkuloza, czyli gruźlica nazywana popularnie suchotami. W tamtych czasach choroby te były w większości znane, ale praktycznie nieuleczalne i były przyczyną wysokiej śmiertelności, szczególnie wśród dzieci i młodzieży. W niecałe 20 lat po upadku powstania, Księga Ludności Stałej podaje, że w Brwinowie osiedlili się nowi mieszkańcy, między innymi rodziny Macieja i Tomasza Tuszyńskich, Pawła i Wojciecha Brzezińskich, Feliksa i Andrzeja Dąbrowskich, Andrzeja Krakowiaka, Franciszka Woźniaka, Antoniego Barana, Macieja Kapustę, Dominika Sobczyka, Stanisława Kaczmarka, Piotra Smoleńskiego, Antoniego Szymańskiego, Augustyna i Józefa Kosterów, Jana Wozika, Wojciecha Zawiślaka, Jakuba Piechowskiego, Mikołaja Mikołajczyka, Piotra Olenderka, Marcina Nowaka, Leona Szrajbera, Józefa Pawlaka, Michała Królikowskiego, Jana Koguta, Franciszka Leszczyńskiego, oraz mojego dziadka Tadeusza Przybysza. Wiele pokoleń tych rodzin mieszka w Brwinowie do dziś. 8 GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013 www.gpr24.pl K40 strona redagowana przez Stowarzyszenie Kwestionariusz Prousta Makabreski współczesne Pytania, które w XIX wieku krążyły wśród bywalców salonów europejskich. Dwa razy odpowiedział na nie Marcel Proust. Dziś dla K40 odpowiada... Maja Hirsch Główna cecha mojego charakteru: - temperament Cechy, których szukam u mężczyzny: - koszarowe poczucie humoru, inteligencja, charyzma, dojrzałość, umiejętność opowiadania dowcipów, odwaga, honor, dbałość o higienę osobistą, dystans do własnej osoby (to bardzo rzadkie), umiejętność gotowania, umiłowanie piłki nożnej, starych aut i kina, miłość do książek, znajomość historii współczesnej i starożytnej, powinien też znać fakty z życia największych dyktatorów XX wieku Cechy, których szukam u kobiety: - prostoduszność, bezpośredniość, poczucie humoru Co cenię u przyjaciół: - dyskrecję Moja główna wada: - brak pokory Moje ulubione zajęcie: - zgrywy z Marysią, przytulasy z kotami, ploty, czasami aktorstwo Moje marzenie o szczęściu: - ciągle się spełnia Co wzbudza we mnie obsesyjny lęk: - myślę o tym, dokąd wędruje dusza po śmierci Co byłoby dla mnie największym nieszczęściem: - krzywda moich bliskich Kim lub czym chciałbym być, gdybym nie był tym, kim jestem: - kotem Kiedy kłamię: - od dobrych kilku lat nie kłamię Słowa, których nadużywam: - „dokładnie”, „jaki słodki” i najrozmaitsze przekleństwa, jakie wydał ten świat Ulubieni bohaterowie literaccy: - Hans Castrop z „Czarodziejskiej góry”, „Gustaw – Konrad”, Robinson Crusoe, Hrabia z Pana Tadeusza, Książę Myszkin Ulubieni bohaterowie życia codziennego: - moja rodzinka Czego nie cierpię ponad wszystko: - cynaderek, egzaltowanych kobiet i gadatliwych mężczyzn Dar natury, który chciałbym posiadać: - ... Jak chciałbym umrzeć: - zasnąć Obecny stan mojego umysłu: - skupienie, gotowość do działania, głupkowate poczucie humoru Błędy, które najłatwiej wybaczam: - nie ma takich, wybaczam po dłuuuuuugim czasie Pytania zadawała Caryca Janek Janek był chłopcem, jakich było wielu Ojciec mu mówił: „Ty, mój przyjacielu Może byś książkę jaką se przeczytał Albo rodzica o zdanie zapytał”. Janek odpowiadał, jakby był padalcem „Wszystko, co zechcę, ja tam mam pod palcem”. Bo Jaś to internet sobie preferował Z ojca mądrych uwag bezczelnie dworował. „Głupot tam jest pełno, nawet na fejsbuku Babcia przestrzegała - Czytaj więc nieuku Wydrukowaną ty literaturę. Wiedzy tam znajdziesz przeogromną furę”. Chłopiec ich uwagi ważył sobie lekce I stwierdzał prosto: „Książek czytać nie chcę. No bo streszczenia, gdy było potrzeba Są tam powszechne niby kromki chleba. A zresztą - powiadał - dzisiaj wykształcenie Na nic się zdaje, bo nie jest już w cenie”. I siadał po szkole przed swym komputerem W każdy dzień tygodnia, ba nawet w niedzielę Godziny leciały mu w tym internecie O całym zapominał wtedy bożym świecie Grał w gry, czatował, to muzykę puścił. W czytaniu ze zrozumieniem strasznie się zapuścił. Nie zrozumiało tedy durne to nieboże, Że sobie bezpowrotnie oczy zepsuć może Od tego w ekran ciągłego patrzenia Oraz szkodliwego światła natężenia I stało się kiedyś, to co stać musiało To, co już w powietrzu od dawna wisiało Fotony mu wypaliły czopki w oczach oto, Kiedyś zwane słupkami, ale mniejsza o to I wzrok swój utracił ten Janek swawolny Kiedyś taki Pan Mądry, dziś widzieć niezdolny. Teraz nie odczyta już nawet e-maila (W internecie nie piszą wszak językiem Braila). Tak się niegrzecznemu chłopaczkowi zdarza Kiedy on rodziny swej zdanie podważa. Bo jest mądrość, co mówi tak już od początku: Korzystaj z technologii … lecz słuchaj rozsądku. Michał Mendyk 9 GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013 www.gpr24.pl Felietony Jerzy Antkowiak, Włodzimierz Szpak Takie sobie dyrdymałki... Czyżby??? No więc było tak. Chciałem ponarzekać na takie różne różności, które nie obalają porządku świata, ale bywa, że porządnie wkurzają, obnażają skostnienie i głupotę. A to rozkoszne oferty bankowe, a to kretyńskie korespondencje, telefony (komputer pana wybrał), pardon, wylosował, pogróżki na ekranie telewizyjnego fetyszu i co największą sromotę budzące, a takoż nieufność – bezsilność władzy. Nie, nawet nie bezsilność, tylko pełna niechęć do jakiejkolwiek silności. Takie różne moje utrapienia (podejrzewam, że nie tylko moje) chciałem na Wielki Post zafundować wszystkim fundującym mi moje stresy, będąc przy nadziei, że 13. lutego, w środę popielcową posypią głowy popiołem. Akurat! Nadzieja jest mamuśką, wielce frywolną, takich oto naiwniaków jak Wasz felietonista. Więc sobie tylko ponarzekam, ale przenoszę te gorzkie żale na koniec felietonu, naszły mnie bowiem przemyślenia z wyższej półki i chociaż w styczniowym felietonie się zarzekałem, to jednak, mea culpa. czasem mamy resztki karnawału, półki zasobne balują na pałacach, lub na nabrzeżach pełnych lazuru, półki średnie balują średnio, czyli fajnie, moje osobiste pupilki, czyli celebrytki ogłupiają wszystkich pasjonatów odmóżdżania, ruszyły festiwale, koncerty, słowem żyć, nie umierać, tylko ten nieszczęsny kryzys… Przeczytałem piękny, mądry, ale i nie pozbawiony autosarkazmu wywiad z Andrzejem Sewerynem, aktorem i dyrektorem Teatru Polskiego i jego jakże trafne i na czasie (oj, tak, bardzo na czasie) przesłanie: „Proszę, żeby nikt mi nie mówił, jak mam kochać ojczyznę…”. Jakże malutkie są moje drobne zmagania z rzeczywistością, kłopotliwą, często fundowaną sobie na własne życzenie (kto mnie zmusza, żebym się gapił w telewizor), w porównaniu z tak fundamentalnym przesłaniem. To nic nowego co teraz napiszę, to się czyta, to mówią mądrzy ludzie, nikt nie ma prawa zawłaszczać prawa do decydowania o tym, kto kocha ojczyznę naprawdę, a kto na niby. Wiemy oczywiście kto tak namieszał Polakom w głowach i kto podzielił Polaków na prawdziwych i nieprawdziwych i wielce nad tym ubolewam. Ojczyznę można kochać na łące, w pracy i przy ognisku, przy kruchcie i w wojsku, strajkując i głosując, przy grillu, w szkole i przy Wigilii i konia z rzędem temu, kto mi powie gdzie Polacy naganni, a gdzie Polacy cacy. I było by tego problemu z wyższej Pólki „na tyle”, pozostaje wiara, że Polacy, nie przywódcy, powiedzą kiedyś BASTA. A tym- Włodzimierz Szpak reżyser dokumentalista Z jednej strony są to bajkowe produkcje gęsto często wykorzystujące efekty komputerowe (te wszystkie Awatary, Hobbity, Opowieści z Narnii...), z drugiej filmy realistyczne, przeważnie jednak dalekie od prawdziwego realizmu, „usensacyjnione”, wciśnięte w ramy wyznaczone przez tzw. poprawność polityczną. Ja mój karnawał spędzam na rozterkach, co zrobić z takimi pasztetami, które mnie prześladują. Wrobiłem się w kartę kredytową. Już drugi raz, tyle, że za pierwszym razem w porę się wycofałem, a za drugim klops. Leży sobie ona, ta karta, całkiem dziewicza, obok coś, co mam „zagiąć wzdłuż perforacji”, jedyne moje szczęście, że jej nie zgubiłem przez ponad pół roku, dzięki temu leżeniu właśnie. W szufladzie. Gdyby moje parasole, okulary, rękawiczki i inne karty i dokumenty mogły tak sobie leżeć, jak ta „kredytowa”, to bym nareszcie nie gubił nic. Przed świętami bank mnie pędził do sklepu Merli.pl, a ja lubię, ale do sklepu przy wukadce, Bogiem a prawdą, nie wiem co zacz – ten Merlin. Czym się skończy ta moja niesubordynacja wobec banku, sam tę kartę podpisałem, osioł skończony, tego nie wiem, ale bawi mnie taki fragment korespondencji: „Dokonane operacje: +0,00 Wpłaty: -0,00 – dziękujemy za korzystanie z karty kredytowej. Zawsze sobie pokpiwałem, że w temacie „banki” bliższa jest mi wcale nie przysłowiowa skarpeta pod poduszką i jeszcze grzmiałem, żeby banki trzymały się ode mnie z daleka. No, ale życie, jak to życie, wszystko weryfikuje, więc mam, to co mam i tak romansuję z bankami, notorycznie karty gubiąc, lub zostawiając w bankomacie. Mają banki ze mną siedem pociech, ale chyba mnie lubią, bo ciągle mnie na coś namawiają… Telewizor grzmi, że właśnie mija termin opłaty i drukuje mi niedbale, że zapłaciłem grudzień i październik, a listopad, jak to ma w zwyczaju, pomkną gdzieś w siną dal. Kiedy dzwonię obłożony potwierdzeniami wniesionej opłaty, miła panienka sprawdziwszy, że, ja to ja – powiada, że to nic, że ten listopad jest okej, jest super, mam się nie martwić. Kiedy ja się martwię, proszę miłej panienki i do jasnej cholery proszę mi nie życzyć miłego dnia. Sam zdecyduję, czy będzie mi miło, czy do kitu. A martwię się nie tyle z powodu opłat, bo są „okej”, tylko z powodu bardzo małego rozumku tych zuchów od telewizji z tą panienką włącznie. Holy Motors W swoim głównym nurcie współczesne mainstreamowe kino rozwija się dwutorowo. Ale co ja tak marudzę, przyjdzie wiosna, potem lato, do zdemolowanej, podpalanej, opuszczonej przez Boga i spadkobierców sąsiedzkiej rudery wrócą weseli chłopcy, będą balangi, harce i swawole, ogniska i fajerwerki. Jak ta wesoła menażeria da takiego czadu, jak potrafi, to może i nawet jaka telewizja przyjedzie, bo władza i ta duża i ta mniejsza, złomiarze, piromani, plus strażacy, to wszystko już było. I co? I nic, kiszka z wodą, czyli wesołe jest życie staruszka. P. S. „Ukochany kraj, umiłowany kraj, ukochane i miasta i wioski…”. I Ostoja Pęcicka, Czerwony Paryż, Biała Podlaska, Gombrowicz, Mrożek, Witkacy i polscy rysownicy, rysujący satyrę jak nikt na świecie. I jak tu nie kochać takiej zwariowanej ojczyzny. Przy okazji gratulacje i pozdrowienia dla najpogodniejszego faceta w Pruszkowie, literata i gawędziarza Tadeusza Huberta Jakubowskiego. J. A. nie widział 20 lat. Ale i w tej scenie nierzeczywiste bierze w końcu górę nad rzeczywistym. Zwycięża ostatecznie kino, gdy jego była ukochana z normalnej rozmowy nagle przechodzi w śpiew jak w jakimś musicalu, a później staje na wielkim rozświetlonym neonie i skacze w dół razem z nowym partnerem, który właśnie nadszedł. Scena rozgrywa w wielkim opuszczonym domu mody, pośród walających się wszędzie manekinów ( Galeries Lafayette?) i coś mi przypomina, coś z odległej przeszłości kina... W „Holy motors” jedynie wnętrze limuzyny Oscara jest czymś rzeczywistym, stałym punktem odniesienia, cała reszta to imaginacja, wymysł, sen...Wszak z licznymi odniesieniami do świata ruchomych obrazów, nawet tych najstarszych, zrobionych przed braćmi Lumiere. Film Leosa Caraxa to taki dziwotwór, który oddziałuje na takiej samej zasadzie jak „Pies andaluzyjski” Luisa Bunuela. Trudno się w nim doszukać jakiegoś jednoznacznego sensu, każdy musi (nie wiem zresztą czy musi) go szukać na własną rękę. Niektóre obrazy mają wielką moc, jak choćby scena z grupą akordeonistów kroczących po pustych nawach katedry. Ich muzyka pełna energii ożywia to martwe wnętrze, wprowadza weń nowe życie. Niesamowite wrażenie robi też scena porwania pięknej modelki z cmentarza Pere Lachaise, gdzie pozuje na grobie, do jakiejś dziury w podziemiach Paryża. Porywa ją odrażający menel - brudny, agresywny, perwersyjny - wydobywający z siebie jakiś niezrozumiały bełkot (kolejna inkarnacja pana Oscara). I znów w mojej pamięci zapala się światełko - tak, to przecież Piękna i Bestia! Nie ma zaś tego, czym ja i moi koledzy żyli w złotym okresie kina artystycznego (koniec lat 60-tych i lata 70te), filmów wyraźnie naznaczonych autorskim piętnem, subiektywnych, bliższych poezji niż prozie. Zdarzają się wprawdzie wyjątki, ale bardzo rzadko. I do takich właśnie wyjątków trzeba zaliczyć ostatni film Leosa Caraxa pt. „Holy Motors”, najgłośnieszy obraz ostatniego festiwalu w Cannes. Po 13. latach przerwy reżyser ten, nazywany niegdyś cudownym dzieckiem kina francuskiego, zrealizował coś absolutnie oryginalnego, osobnego i dziwnego zarazem, choć nawiązującego w niektórych epizodach do najpopularniejszych gatunków filmowych, takich, jak horror, thriller, melodramat, komedia, a nawet kino familijne. Kilka Problemy TV, to dziewczynka cud – malinka, zaś w telefonie do wszystkich niezałatwionych spraw od gazu (załatwionych, proszę gazowni) piękny, męski, aksamitny baryton poucza mnie, po serii ostrzeżeń, co mi grozi jak wcisnę, czyli wybiorę. Wybieram jeden, wybieram dwa, wybieram trzy, jeśli zapomniałeś swój pesel naciśnij wszystkie klawisze do wszystkich operatorów, którzy właśnie wszyscy, teraz, kiedy zapomniałeś nip, pesel i języka w gębie, są zajęci, a czas oczekiwania… Maciej Stuhr, genialnie gra swoje kabaretowe rozterki z tymi niesfornymi „klawiszami”. Gazownia do mnie pisze, że mam faksem wysłać ksero opłat, a ja mam na pamiątkę ksero pt. rejestr połączeń, a w nim trzydzieści nieprzyjętych tych nieszczęsnych faksów. Czeskie kino? W Pruszkowie? Niemożliwe. A jednak. razy miałem dojmujące poczucie deja vu, jakbym to, co oglądam, kiedyś już widział na ekranie, teraz tylko trochę przekształcone. Film dość prosty w założeniu, pozostawia szerokie pole do interpretacji (reżyser twierdzi, że każde dziecko jest w stanie go zrozumieć). Opowiada o dniu pana Oscara, który jeżdżąc po Paryżu długą limuzyną, będącą zarazem jego miejscem pracy i miejscem intymnym (kryjówką, azylem), wielokrotnie zmienia swój wygląd, wcielając się w różne postacie (według ścisłego harmonogramu). Odmieniony fizycznie i „psychicznie” wchodzi w mniej lub bardziej rzeczywiste sytuacje, dziwne, czasem wręcz szokujące. Limuzynę prowadzi elegancka kobieta w średnim wieku o nienagannych manierach, jak z filmów Alfreda Hitchcocka lub Alaina Resnaisa. Tylko raz Oscar jest, a może raczej stara się być sobą. Kiedy przypadkiem spotyka na ulicy swoją dawną miłość, której Jednak nie wszystko jest równie udane. Nie przekonał mnie początek filmu, który według mnie powinien się zacząć od wyjścia Oscara z domu do pracy. Zupełnie chybione jest też zakończenie (nocna rozmowa długi aut (tak!) w hangarze z napisem HOLY MOTORS). Przekombinowane to, wydumane i po prostu głupie. Aktorzy pokazali w filmie Caraxa naprawdę wielką klasę. Wymienię tylko tych bardziej znanych: Denis Lavant, Kylie Minogue, Eva Mendes, Edith Scob... Wszyscy genialni! Do tego świetny dźwięk, dobre zdjęcia (z małymi wyjątkami). Prawdziwa uczta dla oczu i uszu. 10 GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013 www.gpr24.pl Ogłoszenia praca i inne POWIATOWY URZĄD PRACY w PRUSZKOWIE 05-800 Pruszków, ul. Drzymały 30 wejście C, pok. nr 130 tel.: (22) 29 00 606, 29 00 607, 29 00 608, fax: (22) 29 10 600 www.puppruszkow.go3.pl; e-mail: [email protected] 1. Sprzedawca – mile widziane doświadczenie w sklepie i obsługa kasy fiskalnej, praca w Kaniach. Oferta nr 51. 2. Florysta/ka w kwiaciarni – mile widziane doświadczenie na w/w stanowisku, zdolności manualne, praca w Pruszkowie. Oferta nr 36. 3. Pracownik biurowy/logistyk – wykształcenie średnie, doświadczenie na podobnym stanowisku, biegła znajomość obsługi komputera, prawo jazdy kat. B, mile widziana znajomość języka rosyjskiego, praca w Broniszach. Oferta nr 19. 4. Pielęgniarka, terapeuta zajęciowy – wykształcenie kierunkowe, wymagane doświadczenie w zawodzie, praca w domu pomocy społecznej w Kostowcu. Oferta nr 1. 5. Elektromechanik – wykształcenie techniczne - elektromechanik, wymagane doświadczenie w zawodzie, świadectwo kwalifikacyjne SEP do 1 KV eksploatacyjne, znajomość rysunku technicznego i czytania schematów elektrycznych, praca w Kaniach. Oferta nr 45. 6. Pracownik ochrony – niekaralność, praca w obiekcie handlowych w Pruszkowie. Oferta nr 38. 7. Tokarz – wymagane doświadczenie w zawodzie, produkcja zaworów w Piastowie. Oferta nr 27. 8. Elektryk – uprawnienia do 15 KV, prace serwisowe w obiektach handlowych w Warszawie. Oferta nr 15. Poszukujemy osób do działu marketingu 604 194 054 [email protected] Bestpol Biuro Biegłych Rewidentów Sp. z o.o. Pruszków ul. Ireny 120, tel.: 604 778 543 Bestpol Biuro Biegłych Rewidentów Sp. z o.o. jest firmą audytorską prowadzącą: • badanie sprawozdań finansowych podmiotów gospodarczych oraz przeglądy sprawozdań finansowych, • usługowe prowadzenie ksiąg rachunkowych i podatkowych, • ekspertyzy i opinie ekonomiczno - finansowe, doradztwo podatkowe, • doradztwo w zakresie organizacji i informatyzacji rachunkowości, • prowadzenie postępowania likwidacyjnego i upadłościowego. www.bestpol.waw.pl Biuro czynne: pn. - pt. w godz. 9:30 - 19:00 SZUKASZ STAŁEJ I CIEKAWEJ PRACY? Obecnie poszukujemy kandydatów na stanowiska: KIEROWNIK SKLEPU Z-CA KIEROWNIKA SKLEPU SPRZEDAWCA - KASJER w miejscowościach: Jawczyce, Leszno, Piastów, Pruszków, Ożarów Mazowiecki Zostaw CV (życiorys) w Sklepie BIEDRONKA w Pruszkowie, Piastowie, Ożarowie Mazowieckim lub zaaplikuj online na stronie www.karierawjmd.pl i DOŁĄCZ DO NAJLEPSZYCH!!! Masz 2, 3 godziny na dodatkową pracę? Branża finansowa. Wysokie zarobki! Zadzwoń 668 681 904. Mile widziani emeryci, renciści, osoby pracujące, studenci, uczniowie. 11 GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013 GPR24.PL Wiadomości zaproszono nas Czarodziejka Jeziora Grzegorz Zegadło Foto - Tomasz Malczyk 24. stycznia, w Sali Koncertowej Pałacyku Sokoła gościliśmy Katarzynę Enerlich, autorkę poczytnych książek, których akcja osadzona jest głównie w realiach mazurskich, gdzie nasz Gość odnalazł swoje Magiczne Miejsce – malutką wioskę, w której „autobus kończy swój bieg”. W każdej z jej powieści lub opowiadaniu ( bo i te zdarza jej się pisać) tkwi ziarenko prawdy. Każda zawiera cząstkę autentycznych ludzkich losów. Może to dlatego znajdują tylu czytelników? A może Kasia po prostu dobrze pisze? Bowiem Katarzyna Enerlich jest świetnym słuchaczem. Skwapliwie notuje zasłyszane historie, by je następnie wykorzystać jako literackie tworzywo. Zimowy wieczór w Pałacu Sokoła pokazał nam, że jest również fantastycznym „opowiadaczem”. Przez blisko dwie godziny opowiadała o sobie, swojej twórczości, pasjach i marzeniach. Odpowiadała na liczne pytania – również i te zahaczające o granicę intymności. Nikt się nie nudził. Na koniec podpisywała swoje książki. Tego wieczoru do grona jej wielbicielek i wielbicieli, dołączyli z pewnością nowi. Wszyscy oni czekają niecierpliwie na jej kolejną książkę. A ta – już wkrótce. Stoją od lewej: Grzegorz Zegadło, Katarzyna Enerlich oraz Antoni Muracki REKLAMA 12 www.gpr24.pl GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013 Wiadomości nasz patronat Ikona polskiego wioślarstwa w Pruszkowie Wiesław Pośpiech Foto - Tomasz Malczyk Powodem „zamieszania” oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu i obecność blisko setki przedstawicieli pruszkowskich szkół gimnazjalnych oraz podstawowych był przyjazd: wioślarza, trzy krotnego uczestnika Igrzysk Olimpijskich, dwu krotnego mistrza olimpijskiego w tym zdobywcy pierwszego w historii złotego medalu olimpijskiego w wioślarstwie; dwu krotnego mistrza świata w tym zdobywcy pierwszego w historii złotego medalu w wioślarstwie; trzy krotnego wicemistrza świata, brązowego medalisty mistrzostw świata i brązowego medalisty Pucharu Narodów, osiemnastokrotnego mistrza polski i kandydata do tytułu najwybitniejszego zawodnika w historii tej dyscypliny sportu w Polsce - ROBERTA SYCZA. Honory gospodarza pełnił Tomasz ZBOINA, przedstawiciel sieci Hoteli Comfort Express, Comfort Biznes w Pruszkowie i prezes Fundacji Klubu Kibica Reprezentacji Polski, a obecnością swą zaszczycili także niezawodni przyjaciele i współorganizatorzy: Jan STARZYŃSKI prezydent miasta Pruszkowa, Ryszard BEACKER kanclerz Wyższej Szkoły Kultury Fizycznej i Turystyki im. Haliny Konopackiej w Pruszkowie, Jacek ELŻANOWSKI dyrektor Miejskiej Krytej Pływalni KAPRY w Pruszkowie, Tadeusz Hubert JAKUBOWSKI pruszkowianin, członek Związku Literatów Polskich, autor książek związanych z naszym miastem oraz patroni medialni: gazeta GŁOS PRUSZKOWA oraz portal www.gpr24.pl, TELKAB z Pruszkowa i Radio BOGORIA. Po krótkiej prezentacji gości i gospodarzy inicjatywę przejął Robert SYCZ i jak przystało na mistrza, czynił to w sposób iście mistrzowski. Najpierw, krótkie, ale fachowe wprowadzenie do wioślarstwa jako dyscypliny sportowej i olimpijskiej. Prezentacja sprzętu, regulaminów regatowych i osad wioślarskich przy pomocy materiałów multimedialnych, które spełniały podwójną rolę dodając wypowiedziom autentyczności oraz umożliwiły współuczestniczyć 24. stycznia 2013 roku, sala Bruksela, Hotelu Comfort Biznes w Pruszkowie, mimo wyjątkowo nie sprzyjającej zimowej aury pękała w szwach. Od lewej siedzą: Tomasz Zboina, Robert Sycz oraz Wiesław Pośpiech Od lewej stoją: Robert Sycz, Wiesław Pośpiech oraz nagrodzony uczeń pruszkowskiej szkoły podstawowej, za udzielenie poprawnej odpowiedzi w konkursie Zaproszeni goście w jednych z największych wydarzeń w historii polskiego wioślarstwa. Młodzież chłonęła z zapartym tchem ponad dwudziesto siedmio letnią wędrówkę Mistrza, przez akweny niemal wszystkich kontynentu naszego globu, którą trzynastoletni Robert rozpoczął w Szkolnym Wojewódzkim Ośrodku Sportowym Nr 2 w Warszawie. W barwach tego klubu, osiągnął swój pierwszy sukces na imprezie rangi światowej - brązowy medal Pucharu Narodów. Następnie związał swe sportowe życie z klubami Bydgoszczy w barwach, których odnosił sukcesy, przeżywał gorycz porażek i chwile zwątpienia. Jedenaście lat pracował na pierwszy medal mistrza świata, a czternaście lat na złoty medal olimpijski, zapisując się złotymi zgłoskami w historię światowego i polskiego wioślarstwa jako pierwszy Polak, który tego dokonał. Kolejne lata wyrzeczeń, mozolnej pracy owocowały kolejnymi sukcesami, medalami i tytułami. Po raz ostatni stanął na starcie w Płocku, podczas mistrzostw Polski w sprincie i po raz ostatni stanął na podium, zdobywając srebrny medal w nietypowej dla siebie konkurencji. Świadkami tego wydarzenia byli: trenerzy klubowi i reprezentacyjni, koledzy, uczestnicy i medaliści najbardziej prestiżowych imprez na świecie. Tego dnia Mistrz zamknął rozdział - karierę zawodniczą, a wspaniała gala pożegnalna odbyła się w październiku 2012 roku w Bydgoszczy, otwierając nowy rozdział – działacza i trenera, bowiem został zatrudniony w Klubie LOTTO - BYDGOSTIA WSG na stanowisku specjalisty ds. marketingu, by wkrótce spełnić kolejne marzenia - rozpocząć pracę trenera. Tego wszystkiego obecni na spotkaniu wysłuchali z wielkim uznaniem, szacunkiem i zainteresowaniem, a o pewnym niedosycie świadczył grad pytań jakim został zasypany Mistrz tuż przed planowanym zakończeniem spotkania. - Były to przede wszystkim lata ciężkiej pracy i wyrzeczeń, ale nie żałuję, bo warto było - stwierdził na zakończenie Mistrz Robert SYCZ. Kolejną atrakcją, która weszła już na stale do programu spotkań z cyklu „Legendy polskiego sportu olimpijskiego” były pytania, związane z Gościem Honorowym dla najbardziej uważnych uczestników. Udzielających poprawnych odpowiedzi Mistrz nagradzał: monetami kolekcjonerskimi NBP z okazji Igrzysk Olimpijskich Londyn 2012, kalendarzami ściennymi Mennicy Polskiej 2013, znaczkami pamiątkowymi PKOl - Londyn 2012 i kalendarzami ściennymi MATIZOL LIDER Pruszków - zespół Ford Germanz Ekstraklasy Polskiej Koszykówki Kobiet, które zawsze budzą pożądanie wśród kibiców. Ponadto każdy uczestnik otrzymał fotkę Mistrza z autografem, a szkoły najnowsze numery Magazynu Olimpijskiego oraz Olimpioniku. Prezydent Jan STARZYŃSKI, dziękując za wizytę wśród młodzieży pruszkowskich szkół przekazał „Historię Pruszkowa” do roku 1945, oraz zestaw gadżetów związanych z miastem. Młodzież ofiarowała najnowszy egzemplarz kolejnej ksiązki Tadeusza Huberta JAKUBOWSKIEGO - Migawki, zdarzenia et cetera...? z autografem autora oraz okolicznościowe podziękowanie. Pamiątkowe fotki z Mistrzem i złotym medalem olimpijskim będą nie tylko budziły zazdrość wśród znajomych, ale stanowiły pamiątkę nie codziennego spotkania. Po zakończeniu prawdziwej uczty dla ducha, gościnny Hotel Comfort Biznes przygotował ucztę dla ciała, czyli smaczny poczęstunek. Zaproszenia poinformują o szczegółach kolejnego spotkania, zaplanowanego wstępnie w miesiącu marcu 2013 roku. 13 GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013 www.gpr24.pl Wiadomości nasz patronat Jubileusze, jubileusze, jubileusze Wiesław Pośpiech Foto - Tomasz Malczyk Najczęściej jest to rocznica - okrągła. Osobą obchodzącą jubileusz jest jubilat. Jubileusz mogą jednak obchodzić także inne podmioty (np. miasto czy placówka oświatowa, kulturalna czy sportowa działająca na danym terenie, chociaż w tych wypadkach określenia jubilat używa się znacznie rzadziej, rezerwując je zazwyczaj tylko dla osób. Ponieważ jubileusz jest z definicji rocznicą wydarzającą się rzadziej niż co roku, jest więc okazją także do innych niecodziennych wydarzeń i takie wydarzenia miały miejsce kolejno. Siedemdziesiąt pięć lat temu Zarząd Miejski i władze powiatowe rozpatrywały projekt wybudowania Kąpieliska Miejskiego w Pruszkowie. - Sprawa przedstawia się dość realnie, bo różne zainteresowane czynniki jak Ministerstwo Opieki Społecznej i Ubezpieczalnia gotowe są przyznać władzom miejskim na ten cel poważną subwencję w wysokości 50 000 złotych... Zapewnienie ludności kąpieliska, które za niewielką opłatą da możność korzystania z łaźni, wanien i innych urządzeń zdrowotnych jest celowe i ze wszech miar pożądane... „Przy lokalizacji tego zamierzenia brane są pod uwagę dwa punkty. Jeden to plac miejski położony przy ulicy przejazdowej nad Utratą, obok Elektrowni, a drugi przy zbiegu ulic 3-go Maja i 6-go Sierpnia. Na podstawie danych należy uznać, że plac przy ulicy 6-go Sierpnia najbardziej nadaje się na przyszłe kąpielisko, które oby jak najprędzej zostało wybudowane” - informował „GŁOS PRUSZKOWA” z marca roku 1937. Ponad 32 lata temu dzięki inicjatywie załogi Pruszkowskich Zakładów Materiałów Biurowych i ogromnemu wsparciu Związku Zawodowego Chemików stanął jako jeden z pierwszych, a może i pierwszy na Mazowszu Kryty Basen Kąpielowy vis, a vis stacji PKP. Przez należny sentyment, pozwolę sobie przypomnieć, iż na tym obiekcie, setki dzieci i młodzieży szkół pruszkowskich oraz okolicznych, zdobywały i doskonaliły umiejętność pływania, co przełożyło się następnie na pierwsze sukcesy reprezentantów tych placówek, podczas zawodów różnych szczebli. Pracownicy, licznych wówczas na terenie miasta, przedsiębiorstw, instytucji, zakładów i firm nie tylko korzystali z ofert basenu, ale uczestniczyli w wielu zawodach sportowo rekreacyjnych, o czym z dumą pisała prasa specjalistyczna i lokalna. Dzięki zrozumieniu, życzliwości, a przede wszystkim nie ocenionej pomocy i odważnej polityce inwestycyjnej władz naszego miasta (koszt budowy obiektu 15 800 000 złotych przy ówczesnych środkach na inwestycję 20 000 000 złotych) po 18 -tu miesiącach budowy, zgodnie z umową i wszystkimi terminami inwestycję zakończono. 23. stycznia 2003 roku dokonano uroczystego otwarcia z legendarną już kąpielą prezydentów miasta. Pływalnia KAPRY obiekt na wskroś nowoczesny, doskonale wyposażony, służącego mieszkańcom naszego miasta i okolic rozpoczął działalność. Blisko 16-cie godzin dziennie placówka stoi otworem, a ponad 50-cio osobowy personel w tym Jubileusz to rocznica wydarzenia, wyróżniająca się w jakiś sposób, dzięki czemu istnieje okazja do szczególnie uroczystych obchodów, a czasem także do refleksji nad minionym okresem. Andrzej Królikowski wręcza nietypowy prezent Jackowi Elżanowskiemu Wiesław Pośpiech Fanki Głosu Pruszkowa 20-to osobowa kadra dydaktyczna oraz administracyjna i pomocnicza służy szkoleniem, radą i pomocą. Z satysfakcją pozwolę sobie przytoczyć kilka liczb: do dnia 1-go stycznia bieżącego roku gościnne progi jubilatki przekroczyło blisko 3 miliony osób, co daje średnią około 800-set osób dziennie. Wciąż atrakcyjne i cieszące się zainteresowaniem są dwie zjeżdżalnie wodne na których wykonano ponad 2 miliony zjazdów. Tygodniowo uczy się lub doskonali swoje umiejętności pływackie, na zajęciach zorganizowanych, około 1300-tu osób. Na podkreślenie zasługują zajęcia z niemowlakami, które nie rzadko najpierw zgłębiają tajniki obcowania z wodą, a następnie stawiania pierwszych kroczków. Nasi seniorzy, mają do dyspozycji nie tylko baseny, ale także cieszące się ogromnym powodzeniem natryski masujące, wanny z hydromasażem i inne atrakcje wodne o przeznaczeniu rehabilitacyjnym oraz saunę, a także okazję do spotkań towarzyskich co cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Swe specjalistyczne usługi użytkownikom i gościom pływalni oferuje: 13-tu profesjonalnych szkółek pływackich, Centrum Nurkowo - Turystyczne i Klub Nurkowy, wspomniana szkółka nauki pływania dla dzieci i niemowląt, Fitness Centrum, Salon Masażu, Rehabilitacji i rehabilitacji w wodzie, usprawniające zajęcia agwa aerobiku, Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe i sklepiki z niezbędnym sprzętem oraz UKS KAPRY ARMEXIM Pruszków, niezwykle prężnie działający klub, który wychował wielu medalistów mistrzostw Pruszkowa, Mazowieckich Igrzysk Młodzież Szkolnej, Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży oraz Mistrzostw Polski w różnych kategoriach wiekowych, którzy na stałe wpisali się złotymi zgłoska- mi w historię sukcesów sportowych Polski i naszego miasta. Z obiektu korzystają reprezentacje narodowe różnych dyscyplin sportowych, ostatnio na przykład przygotowująca się do Mistrzostw Świata w Hiszpanii reprezentacja Polski w piłce ręcznej oraz kluby sportowe, i co jest bardzo istotne, nie tylko korzystają, ale chętnie tu powracają. Rocznie na terenie pływalni organizowane jest około 20-tu imprez sportowo - rekreacyjnych w tym zawody ogólnopolskie takie jak: FAMILY CUP, MISTRZOSTWA POLSKI AKTORÓW, formacji i jednostek służb mundurowych Wojska Polskiego, Policji, Straży Pożarnej, nauczycieli, szkół i placówek szkolno - wychowawczych oraz wielu, wielu innych. Dzięki tałej i owocnej współpracy pomiędzy Biurem Promocji Miasta oraz wszystkimi zaprzyjaźnionymi instytucjami i placówkami oświaty, sportu, kultury, służb strzegących ładu i porządku publicznego, zdrowia i innych, dzisiejsza jubilatka pracuje w przekonaniu iż MIEJSKA KRYTA PŁYWALNIA KAPRY to nie tylko pływanie i sport, ale także działania integracyjne, zdrowotne, edukacyjne, rekreacyjne i kulturalne takie jak: wernisaże, koncerty i recitale autorskie znanych na całym świecie artystów plastyków, gwiazd filmu, teatru i estrady. O wielotorowej działalności dzisiejszej jubilatki świadczy także fakt, iż co najmniej raz w roku na terenie pływalni spotykają się honorowi dawcy krwi, którzy dzielą się tu nie zastąpionym lekiem, życiodajną tkanką, której dzięki tym akcjom już kilkadziesiąt litrów wzbogaciło wciąż deficytowe zapasy tego bezcennego leku. Należy dodać, iż nie ma imprezy rekreacyjnej w naszym mieście bez udziału personelu pływalni, który wychodzi także na zewnątrz obiektu, organizując lub współorganizując między innymi takie imprezy jak: WIANKI; POŻEGNANIE LATA; DNI PRUSZKOWA, Turnieje Piłki Plażowej i inne. Dzięki temu działalność jest szeroko prezentowana w relacjach telewizyjnych, radiowych oraz prasie ogólnopolskiej, specjalistycznej i lokalnej, co ma niewątpliwy wpływ na promocję i wizerunek naszego miasta. Nasze niepodważalne osiągnięcia i sukcesy byłyby nie możliwe gdyby nie stała troska i pomoc władz miasta, cenna i owocna współpraca oraz życzliwość wszystkich innych instytucji. W piątek 18-go stycznia 2013 roku na terenie Miejskiej Krytej Pływalni KAPRY w Pruszkowie miały miejsca niecodzienne wydarzenia. Tego dnia zawsze tętniące gwarem baseny zaaranżowane na salę widowiskową wypełniły tłumy gości, a właściwie przyjaciół, którzy uświetnili swoją obecnością obchody Jubileuszu X-lecia działalności Miejskiej Krytej Pływalni KAPRY w Pruszkowie. Imprezę, krótkim wstępem otworzył dyrektor Jacek ELŻANOWSKI, następnie wystąpił prezydent miasta Jan STARZYŃSKI. Podobno przyjaciół poznaje się w biedzie jak mówi przysłowie ludowe. Okazuje się jednak, że tych prawdziwych, także w dostatku, ponieważ tylko ich stać jest na szczere, płynące od serca życzenia, tradycyjnie składane załodze jubilata. Załodze, która na słowa uznania, szacunku i wdzięczności w pełni zasłużyła. Prezydent Jan STARZYŃSKI w towarzystwie zastępców, obok serdecznych życzeń i gratulacji dla ofiarnej załogi oraz tradycyjnej wiązanki kwiatów podarował „ZŁOTĄ RYBKĘ” przygotowaną do spełnienia najbardziej wyszukanych życzeń. Wyższa Szkoła Trenerów Sportu była reprezentowana przez rektora doktora Edwarda SAMORAJA i dziekana Wydziału Sportu - doktora Jerzego ZIELIŃSKIEGO, prekursora działalności pływackiej jako prezesa TKKF ANIELIN i ZEFIR w Pruszkowie, Miejski Zarząd Obiektów Sportowych obok serdeczności tak na wszelki wypadek podarował koło ratunkowe, bo gdyby coś? Kiedyś...? Kluby Sportowe - najstarszy 90-cio letni ZNICZ reprezentował prezes Marek ŚLIWIŃSKI, a najmłodszy UKS KAPRY ARMEXIM prezes Łukasz BORKOWSKI. Szkoły Podstawowe i Gimnazjalne dyrektorki Mirosława ŚLIWIŃSKA i Ewa NOWICKA, które obok kwiatów przekazały z głębi serca płynące, szczere i cieple podziękowania, życzenia i gratulacje. Wystąpienie Ewy SOWY - dyrektora Miejskiego Ośrodka Kultury, jak zawsze wywołało burzę emocji. Pruszkowskich krwiodawców godnie zaprezentował prezes Powiatowo - Miejskiego Klubu HDK Stowarzyszenia RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ - Waldemar ANUSZEWSKI. Część artystyczną rozpoczęła grupa UKS MAZOVIA SYNCHRO Warszawa, prowadzona przez Monikę SZCZĘŚNIAK. Mistrzowską technikę połączoną z ogromnym wdziękiem i nie mniejszą gracją - czyli uroczy balet wodny zyskał uznanie i aplauz widowni. Kolejną niespodziankę przygotowali organizatorzy jubileuszu. Tym razem w cudowną, sentymentalną podróż śladami Czerwonych Gitar, Niebiesko Czarnych i The Beatles zabrał zespół Żuki Rock And Roll Band. Urocza czwórka w składzie: Grzegorz RADOMSKI - gitara, harmonijka ustna, śpiew; Michał GIELNIAK - gitara, śpiew; Piotr RYBICKI - perkusja, śpiew i Robert FRASKA - gitara basowa, śpiew przez ponad 70-siąt minut nie tylko zaspokajała najwybredniejsze gusta melomanów muzyki lat 60-tych, ale porywała do tańca. Kolejny punkt jubileuszowego programu i kolejna niespodzianka. W przyjacielskiej, niemal rodzinnej atmosferze goście przenieśli się do pomieszczeń kawiarenki, by przy tradycyjnej lampce wina i poczęstunku zaserwowanym przez pruszkowskie PHU RODART, delektować się dwoma wernisażami. Pierwszy zorganizowany przez malarzy artystów Salonu Pruszkowskiego, prowadzonego przez wybitnego, wieloletniego pedagoga artystycznego i kuratora wystawy, Alinę DORADĘ - KRAWCZYK. W drugim wernisażu, swój dorobek artystyczny zaprezentował Marek ROGUSKI, były pułkownik BOR, oficer Ochrony Osobistej prezydenta Lecha WAŁĘSY oraz Dowódca Ochrony Osobistej Papieża Jana Pawła II, który nadał mu w roku 1999 pseudonim - „Marek ze Żbikowa”. Tym pseudonimem podpisuje swoje prace, które są w posiadaniu miedzy innymi: Lecha Wałęsy, Radosława SIKORSKIEGO, Janusza KORWINAMIKKE, Łukasza ABGAROWICZA i Jana STARZYŃSKIEGO. Wiele obrazów wyemigrowało do Kanady i USA. Reasumując trzy, trochę powiązane jubileusze, życzę wspaniałemu personelowi i dyrektorowi Jackowi ELŻANOWSKIEMU, kolejnych lat pełnych cudownych jubileuszy popartych życzliwością, miłą i serdeczną atmosferą. 14 www.gpr24.pl GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013 Wiadomości Luty w „Kamyku” MOK im. A. Kamińskiego, ul. Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej 5, 05-800 Pruszków, tel.: +48 22 728 39 40, 42, 44, fax: +48 22 728 39 52, e-mail: [email protected] 1.02–8.02 - „Zima w Mieście” wg autorskiego programu MOK. Więcej na www.mok-kamyk.pl 2.02. godz. 16:00 (sobota) - „Odkryj nową twarz” – zabawa karnawałowa dla dorosłych. Oprawa muzyczna i prowadzenie - Urszula Osuchowska. Wstęp - 20 PLN. Bilety do nabycia w MOK. Przedsprzedaż do 31. stycznia. 17.02. godz. 12:00 (niedziela) - Poranek teatralny dla dzieci. Spektakl pt.: „Duch Indianina” w wykonaniu Teatru Wariacja. Spektakl jest prowadzony na dwóch planach. Pierwszy to ten, gdzie aktorzy bawią się i opowiadają o tradycjach indiańskich. Tańczą wraz z dziećmi tańce: bizona, siewu, deszczu. Na drugim planie występuje szaman. Na początku jest ukryty za parawanem, potem odprawia swoje święte rytuały. Następnie wchodzi w interakcje z dziećmi m.in. pasuje wybrane dzieci na wojowników swo- jego plemienia. Muzyka podczas przedstawienia jest autentyczna, indiańska. Wstęp 5 PLN od osoby. Obowiązuje przedsprzedaż biletów do 15. lutego w MOK. 23.02. od godz. 10:00 (sobota) - I Festiwal Pieśni i Piosenki Religijnej „Twoimi drogami” pod patronatem księdza prałata Józefa Tchórza proboszcza Parafii Niepokalanego Poczęcia NMP w Pruszkowie – przesłuchania konkursowe. Myślą przewodnią Festiwalu jest zaprezentowanie piosenki i pieśni religijnej będącej dziedzictwem bogatej kultury chrześcijańskiej oraz zainteresowanie szerokiej rzeszy młodzieży wartościami pieśni religijnej. Młodzi wykonawcy będą mieli okazję zaprezentować swój dorobek artystyczny. Miejsce Festiwalu: Ośrodek Kultury Chrześcijańskiej - filia MOK, ul. 3-go Maja 124 Pruszków- Żbików. Więcej na www.mok-kamyk.pl Koncert Niny Nowak Talentów w Moskwie, gdzie dała koncert f-moll Chopina. Od 2004 roku, zresztą aż po dzień dzisiejszy, współpracuje z jednym z najbardziej szanowanych polskich kompozytorów – Krzysztofem Pendereckim. Poza swoją działalnością artystyczną, śpiewaczka wspiera głodujące kraje Afryki, które regularnie odwiedza. Niebawem odbędzie się jej kolejne tournee po tym kontynencie. Mało tego, praca gwiazdy koncentruje się także na szerzeniu pokoju na Bliskim Wschodzie. Za swoją dobroczynność, wynikającą wyłącznie z altruistycznych pobudek, Nina Nowak została wyróżniona nagrodą specjalną przez ONZ. Noworoczny koncert w pruszkowskim „Kamyku” przeniósł słuchaczy w inną rzeczywistość – świat pełen pięknych marzeń oraz baśni, w którym władała jasnowłosa Królowa o niebiańskiej barwie głosu. Nina Nowak, albowiem to o niej mowa, urzekła wszystkich nie tylko swoim niezwykłym wokalem, lecz również wrażliwością i życzliwym usposobieniem. Uroczysty koncert z okazji nadejścia Nowego Roku, który odbył się 13 stycznia 2013 roku o godzinie 16.00, rozpoczęły serdeczne życzenia noworoczne od Ewy Sowy, Dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury „Kamyk”, a także Prezydenta Miasta Pruszkowa – Jana Starzyńskiego. Dopiero po ich słowach, na scenie rozbłysła najjaśniejsza z gwiazd. Nina Nowak jest jedną z czołowych oraz najwybitniejszych polskich śpiewaczek młodego pokolenia. Nie można odmówić jej zarówno ponadprzeciętnego talentu, jak i pełnego profesjonalizmu. Swoje umiejętności wokalne doskonaliła u znakomitych mentorów, a w tym m.in. u prof. S. Vittuci’ego w Konserwatorium Wiedeńskim czy prof. N. Mackie’go w londyńskim Royal Music Academy. Po ukończeniu studiów wokalnoaktorskich w katowickiej Akademii Muzycznej, artystka wyjechała do Stanów Zjednoczonych, gdzie wygrała niezwykle prestiżowe stypendium wokalne, jakie ufundowała wówczas NASA w Teksasie na Uniwersytecie w Houston. Nina Nowak gra również na pianinie, zaś w 1987 roku udało jej się zdobyć I miejsce na Międzynarodowym Europejskim Konkursie Pianistycznym Młodych Zgromadzeni w „Kamyku” goście mieli okazję przekonać się, jaka jest rzeczywiście. Barwna i niepowtarzalna, jedyna w swoim rodzaju… te słowa były na ustach wszystkich. Artystka z pewnością zapisze się w pamięci słuchaczy przepięknym wykonaniem takich utworów, jak m.in. motyw przewodni do filmu Francisca Lei „Love Story” czy poemat o miłości z ekranizacji historii o niezatapialnym Titanicu „My heart will go on”. W repertuarze nie zabrakło też najpopularniejszych piosenek Elvisa Presleya, a mianowicie „Love me tender” oraz „Can’t help falling in love”. Prawdziwym hitem tego wieczoru były jednak dwa utwory na podkładzie orkiestry Los Angeles – Filharmonik: „One moment in time” Johna Hamiltona i „My Way” legendarnego Franka Sinatry. Uczestnicy recitalu, poza podziwianiem nietuzinkowej barwy głosu gwiazdy, mogli także nacieszyć oczy widokiem jej wspaniałych kreacji scenicznych. Warto w tym miejscu nadmienić, że Ninie Nowak akompaniamentowała Halina Andrzejewska, która zagrała na fortepianie również utwory rapsodyczne – „Walc Wiedeński” oraz „Tango Jalousie”. Jak mawiał Józef Gawor, znakomity myśliciel, czas jest przedsmakiem wieczności i można utożsamić go ze skrzydłami, które niosą nas w przyszłość. Dla zgromadzonych na koncercie gości tenże wycinek rzeczywistości został umilony wokalem Niny Nowak. Cały recital stał się istnym przedsmakiem raju – preludium do nieodgadnionego losu, jaki czeka nas wszystkich w Nowym Roku 2013. Maria Paluch w Pruszkowie 15 GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013 www.gpr24.pl Wiadomości w Brwinowie Zaproszenie na koncert Gminny Ośrodek Kultury zaprasza na koncert fantastycznego duetu akordeonowego Frąckiewicz – Janas. Zapraszamy na duet akordeonowy, 24. lutego, o godzinie 17:00, do Gminnego OśrodMaciej Frąckiewicz jest szczęśliwym posiadaczem Paszka Kultury w Brwinowie, przy ulicy Wilsoportu Polityki 2012 w kategorii muzyka poważana. Tytuł na 2. zdobył wspólnie z wiolonczelistką Magdaleną Bojanowicz, jako TWOGether Duo. Wstęp Wolny. 16 GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013 www.gpr24.pl Publicystyka omówienie Do trzech razy sztuka Jerzy W. Ryll Pierwsze otwarcie było „z marszu” tuż przed startem pierwszego samolotu komunikacyjnego Ryanair. Gotowy był terminal i parking wraz z brakiem możliwości godnego dojazdu. Nie było bowiem stacji kolejowej ani bocznicy kolejowej od zrekonstruowanej stacji Modlin - bocznicę oprotestowali „ekologiści”. Kolejny projekt ponad 5 km bocznicy został zatwierdzony dopiero na jesieni 2012 – budowa pomimo wcześniejszych obietnic potrwa pewno ze 3 lata (przecież na Okęciu 2 km bocznicy budowano lat prawie 12, choć stacja już czekała). Nie było też anonsowanego systemu naprowadzania ILS2. Nie było przylotniskowego hotelu ani dobrego oznakowania dróg dojazdu. Mimo to do Ryanaira dołączył Wizzair, dowodząc celowości inwestycji. Ale port działał dobrze w lecie, gdy nie było mgieł. Wkrótce jednak „zaczęły się schody”. Jesienne mgły (kontrast ciepłej wody i zimnego powietrza) przy braku działania ILS-u zaczęły powodować liczne opóźnienia i odwołania lotów. O losie pasażerów czekających wobec braku hotelu w lekkim terminalu lepiej nie pisać, bo lotnisku wygodniej o nich nie pamiętać. Postęp jednak dał się zauważyć, bowiem z Warszawy (sąsiedztwo dworca Warszawa Centralna) uruchomiono Modlinbus skomunikowany z odlotem samolotów rejsowych – była to jedyna możliwość uniknięcia przesiadek obok często oszukańczych rej- Największa inwestycja samorządowa - Mazowiecki Port Lotniczy Warszawa-Modlin WMI została otwarta po raz pierwszy w lecie 2012 tuż po EURO, gdy tylko port przestał służyć oligarchom w procedurach „general aviation”. Sekundowaliśmy Modlinowi od początku. betonowa część drogi startowej będzie budowana od nowa – tym razem z kruszywem odpowiedniej jakości, nie zanieczyszczonym przez margiel i z zachowaniem procedur jakościowych wraz z ich bieżącym monitoringiem. Trzecie Otwarcie Tak czy kwak, można się spodziewać ponownego drugiego już otwarcia modlińskiego lotniska na przykład, ale niekoniecznie w maju 2013 roku. Gdy powstanie bocznica kolejowa i stacja tuż przy terminalu lotniska – może rzeczywiście w roku 1915 – będzie oczekiwane trzecie otwarcie lotniska. Suplement – czwarte otwarcie może będzie, gdy powstanie przylotniskowy hotel. Dalej w przyszłość predykcja nie sięga – ale przecież u nas wszystko jest możliwe. sów taksówkowych. Funkcjonowały także autobusy na modlińskie lotnisko od warszawskiej SKM-ki lub mazowieckiej KM-ki, kończących trasę na zrewaloryzowanej zabytkowej stacji Modlin – wersja dla uwielbiających przesiadki. Zadziałał też w terminalu bufet ze śródziemnomorskim menu – zbawienie dla oczekujących na rozwianie mgieł. Poprawiło się oznakowanie dróg dojazdowych i port pomyślnie przetrwał „jesienno-zimowe manewry” jakie zgotowała śnieżna trzydniowa aura tuż przed Wszystkimi Świętymi. Doskonałe zabezpieczenie od przelotnych ptaków zapewniły obloty drapieżnych sokołów, jastrzębi i rarogów – jest to wiodące ekologiczne rozwiązanie. Bocznica kolejowa oraz terminal 13. grudnia 2012 Regionalny Dyrektor Ochrony środowiska w Warszawie wydał decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach dla przedsięwzięcia pod nazwą „Budowa odcinka linii kolejowej od stacji Modlin do Mazowieckiego Portu Lotniczego (MPL) Warszawa-Modlin, oraz budowa stacji kolejowej Mazowiecki Port Lotniczy (MPL) Warszawa-Modlin”. Z powodu protestów ekologów oraz umiejscowieniu projektu w obszarze Natura 2000 o decyzję starano się trzy lata. Decyzja ma rygor natychmiastowej wykonalności. „Inwestycję chcemy zrealizować jeszcze w obecnej perspektywie finansowej Unii Europejskiej” – zapowiada Marszałek Województwa Mazowieckiego, Adam Struzik. Jej koszt to 180 milionów złotych. Zgodnie z decyzją 5500-metrowy odcinek torów powstanie przed 2015 rokiem. Należy sobie życzyć, aby nie było tu zwyczajowego „poślizgu”. Jakość betonowej drogi startowej Kilkumiesięczna eksploatacja lotniska z komunikacyjnymi Boeingami i Airbusami ujawniła jednak wadę zasadniczą - niewłaściwy beton na krańcowych 500metrowych progach RUNWAY-u (drogi startowej). Liczne wykruchy doprowadziły bowiem do zamknięcia lotniska, otwartego – jak się okazało – warunkowo. Wystarczyły jesienne mgły i chłodna wilgoć, by ujawnił się w kruszywie betonu destrukcyjny MARGIEL niszczący nawierzchnię. Po szczególnie tragicznej smoleńskiej nauczce na lotnisku Siewiernyj nikt nie może tolerować odstępstw od parametrów jakościowych decydujących o bezpieczeństwie. Z bezpieczeństwem bowiem nie może być żadnych kompromisów. Wojna tocząca się na polskich drogach z kilkoma tysiącami śmiertelnych ofiar rocznie zidentyfikowała wrogów – przekraczanie zasad kodeksu drogowego z nadmierną prędkością oraz pijanymi kierowcami na czele; będą oni bezwzględnie tępieni, czy to biskup, czy budowlaniec. Jakość nawierzchni budowanych w pośpiechu autostrad zweryfikuje zima – jakość drogi startowej Modlina zweryfikował już jej początek. W szczególności progów 08 i 26 betonowej drogi startowej. Oto 22. grudnia 2012 roku, powołując się na art. 66 ust. 1 pkt 2 prawa budowlanego Mazowiecki Wojewódzki Inspektorat Nadzoru Budowlanego (MWINB) podjął ustną decyzję o wstrzymaniu użytkowania części betonowej drogi startowej Mazowieckiego Portu Lotniczego Warszawa-Modlin. Kontraktowy wykonawca ERBUD SA, mobilizując ponad setkę pracowników, wydłubywał wykruchy betonu z nawierzchni i uzupełniał ubytki kompozytem żywicznym. To właśnie uszkodzenia progów 08 i 26 pasa startowego w postaci usterki nawierzchni były podstawą decyzji Mazowieckiego Wojewódzkiego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego o wstrzymaniu pozwolenia na użytkowanie części drogi startowej wydanej ustnie 22. grudnia 2012 roku i potwierdzonej pisemnie 28 grudnia tegoż roku. Zgodnie z tą decyzją Zarząd Lotniska Warszawa-Modlin miał czas na usunięcie usterek do 31. marca roku 2013. Już dnia 5. stycznia nowego 2013 roku generalny wykonawca drogi startowej, firma ERBUD SA złożyła pisemne oświadczenie o zakończeniu prac naprawczych progów 08 i 26 betonowej części drogi startowej Lotniska Warszawa-Modlin. Ten oczywisty, choć konieczny półśrodek został poddany ekspertyzie Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych. Zadaniem ITWL było również zaopiniowanie technologii oraz wykonanych napraw powstałych w wyniku uszkodzeń nawierzchni na drodze startowej. W jego raporcie znajdujemy informacje, że użyte do naprawy odprysków w nawierzchni wykonanej z betonu cementowego materiały niemieckiej firmy POSSEHL Specialbau stosowane są z powodzeniem w naprawach powierzchni dróg startowych w Niemczech i innych krajach Europy. Produkowana na bazie żywicy zaprawa naprawcza cds Mortal 0-3 flex special użyta do naprawy drogi startowej, pozwala uzyskać dobrą trwałość powierzchni oraz odporność na odrywanie. Jednak kolejna inspekcja w terenie, jaką wykonał Mazowiecki Wojewódzki Inspektorat Nadzoru Budowlanego i Urzędu Lotnictwa Cywilnego, stwierdziła dalszą destrukcję nawierzchni betonowej nawet w już naprawionych fragmentach. Realna zima jest bezlitosna, a woda, margiel, mróz, chemia i przejścia przez zero kruszą beton cementowy. Czy o jego tandecie zdecydował kontrakt „na minium ceny” zamiast „na optimum jakości” – okaże się w niedalekiej zapewne przyszłości. Zanosi się wszak na to, iż co najmniej Bowiem sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą. Politycy (a właściwie politykierzy) umywają ręce i nabierają wody w usta, szykując się do ulubionych przez rodaków zajęć – szukania winnych. Ale tych na razie rzekomo nie ma, bo w papierach wykonawców rozlatującego się betonu drogi startowej jest wszystko OK. Tymczasem matką sukcesów jest dopełnianie procedur, w szczególności parametrów jakościowych i ich monitoring. Ostatecznie przecież okaże się w wyniku badań i ekspertyz, gdzie tkwi błąd. Kruszywo, cement, terminy, fikcyjna dokumentacja, brak nadzoru ? To kosztuje po 150 tysięcy złotych dziennie strat nieczynnego lotniska; minął już pierwszy stracony miesiąc, z czego wynikają milionowe kwoty. Przyjdzie też czas na rozliczenia, bo Ryanair i Wizzair operują do odwołania z warszawskiego Okęcia. Wszak drogę startową w Modlinie trzeba robić od nowa, gdy się ociepli. I realnie wyjaśnić cud mniemany nad mglistą rzeką Wkrą, że lotnisko niby jest, ale właściwie go nie ma. Użyteczne linki: www.modlinairport.pl; www.mostostal.waw.pl; www.erbud.pl; www.nowydwormaz.pl; www.mazovia.pl; www.infoski.pl REKLAMA 17 GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013 www.gpr24.pl Kultura do czytania Naprawdę dobra książka o Telewizji Polskiej Adam St. Trąbiński Trudno powiedzieć czy romans Dariusza Michalskiego z telewizją odbył się z wzajemnością. Raczej nie, znając ludzi u władzy oraz system decyzyjny tej instytucji. Niemniej już wczesną wiosną 1965 r. niespełna 19 letni Autor wystąpił w młodzieżowym programie „Proton”, jako zbieracz płyt i znawca rock’n’rolla – co widzimy na stosownym zdjęciu (z J. Waldorffem) na str. 464. Potem już było tylko lepiej, nasz autor zwycięża w 10 teleturniejach: muzycznych i filmowych oraz w tanecznym i lotniczym. Na Woronicza zapraszany jako ekspert, ale był przede wszystkim współautorem 144 odcinków „Leksykonu polskiej muzyki rozrywkowej”. Tak, więc, miał wszelakie predyspozycje do „popełnienia” dwu opasłych tomów o LUDZIACH i o PROGRAMACH (podkreślenie – D.M.) z pozycji telewidza. I jak pisze – na okładce książki – opowiada, co naszej telewizji było najlepszego, ale też przypomina poniekąd jej historię. Czy mu się to udało? Sądzę, że tak, albowiem Michalski znany jest nie tylko ze świetnej pamięci (słowa Marka Karewicza) ale i solidności warsztatowej. Tu (w obu tomach, z których drugi jeszcze się nie ukazał) posłużył się nie tylko swą pamięcią, ale gigantyczną ilością wypowiedzi ludzi związanych z telewizją zebranych osobiście oraz wydłubanych z prasy. Tom I-szy rozpoczyna niespełna 20 stronicowa historia tego medium w Polsce, napisana fachowo – takie małe kompendium. Czytałem naprawdę wiele tekstów o początkach telewizji w naszym kraju, zawsze czegoś brakowało – tu Michalski słusznie wybił postacie dr Stefana Manczarskiego, prof. Janusza Groszkowskiego i dyr. Polskiego Radia Wilhelma Billiga, wtedy wiceministera łączności i bez którego inicjatywy nic by nie było. Ten pierwszy rozdział jest niejako „techniczny” i jedyny w całej książce. Wprawdzie potem rozmówcy autora wspominają zalety taśmy ampexowej i tzw. wąskiej, ale nie dowiadujemy się, kiedy i do kiedy stosowano telerecording, dlaczego Ampex potwornie gwizdał i kiedy taśmę wąską zarzucono na rzecz zapisu cyfrowego. Dalej Michalski znaną Ta publikacja ukazała się jesienią ub. roku, niejako z okazji 60-lecia rozpoczęcia w miarę stałych emisji telewizyjnych w naszym kraju. Wszystko wskazuje, że jest to najlepsza książka o Telewizji Polskiej, mówiąca przede wszystkim o ludziach, ich pracy i jej efektach. Nie o <firmie>, choć śledząc losy programów i ich twórców nie trudno zbudować sobie jej obraz. Autor tej publikacji, Dariusz MICHALSKI znany z solidności, zebrał wypowiedzi kilkuset osób (osobiście i na podstawie prasy), ponadto miał swój romans z telewizją. sobie metodą dzieli olbrzymie zagadnienie telewizji na tematy – 16 w pierwszym tomie i w drugim („To się w PAL-u nie mieści”) na 15, niemal wszystkie opatrując dowcipnymi tytułami. Bo taka książka jest dla ludu i ma „się c z y t a ć ”. Rzeczywiście, autor dba o czytelnika, narracja jest wartka, tematy opowiadane ze swadą. Nawet tak pogmatwane dzieje Teatru TV i Dziennika/Wiadomości. Lektura tego rozdziału przyprawia o zgrozę – od niewinnych robionych z sercem wiadomości z przełomu lat 50. i 60. aż do tuby partyjnej – trwającej po …dziś! Ten jeden rozdział pokazuje jak praca (choć nie zawsze!) w Telewizji Polskiej wypaczała charaktery, mało – robiła z ludzi młoty umieszczone pomiędzy kasą a Towarzyszami. Przykład Ireny Dziedzic przytoczony przez Michalskiego jest wielce wymowny: nie liczyły się ewidentne zasługi i poziom dziennikarski, wystarczyło przekręcić jedno słowo, np. poprawić stylistkę Towarzysza i aby nie wylecieć na bruk biedna Dziedziczka (nb. TW Marlena) kajała się z samokrytyką. Przytaczając liczne wypowiedzi, nierzadko pieprzne, autor nie stroni od uwag własnych. Ale jest ich niewiele, nie odczuwa się jego ingerencji, sądy są wyważone i to jest jedna z zalet publikacji. Ogromna ilość szczegółów także nie czyni całości nie strawnej. Tam gdzie zachodzi potrzeba, lub gdzie autor miał dostęp, cytuje oficjalne czy też wewnętrzne dokumenty – jak ten gdy Węgrzyn tworzył magazyn informacyjny „Panorama”. Niektóre ciekawostki mogą widza szokować. Dawnej z 1955 r., o historii pewnej transmisji zawodów w Szwajcarii: „transmisję” nagrywano w piwnicy hotelu, gdzie mieszkali nasi sprawozdawcy już po zawodach, leciała ona samolotem do Warszawy i szła z jednodniowym poślizgiem, aż do wpadki (rozdział „Wszystko w rękach konia”). Lub kuchni „Teleexpresu” – ile to osób pracowało przy kawie i koniaku na kilkanaście zdań wypowiadanych przez Wojciecha Reszczyńskiego – z puszki, tj. z taśmy. Odnoszę wrażenie, iż Dariusz Michalski swoje dzieło o programach/ludziach/ audycjach zebrał i nam przekazał na podstawie mozaikowej pracy, własnej pracy i zasobów, no, może skorzystał z biura wycinków prasowych TVP. Ogromna zaletą jest autorski 50 STRONICOWY indeks – osobowy i rzeczowy. I gdyby wszelkie cytaty opatrzyć, gdzie i kiedy, tak jak w wydawnictwach stricte naukowych, byłaby to pozycja może mniej czytelna, ale NAUKOWA. Nasza Telewizja wg Dariusza Michalskiego winna stać się pozycją biblijną – nie ważne, czy to byłych pracowników Woronicza i Placu, czy zwykłych oglądaczy. Książka ma jedną uciążliwą wadę – czy to pośpiech, czy wypadek przy pracy, dość że podpisy pod zdjęciami są niemal nieczytelne. Dariusz Michalski TO BYŁA BARDZO DOBRA TELEWIZJA, CZĘŚĆ I: MISJA EMISJI; wyd. mg; Warszawa 2012; str. 528; ilustracje, indeks; cena 59,90 zł. Zaproszenie Ogólnopolski Konkurs Poetycki im. C. K. Norwida Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna w Pruszkowie z przyjemnością informuje, że już po raz jedenasty organizuje Ogólnopolski Konkurs Poetycki im. C. K. Norwida. REGULAMIN W naszym konkursie mogą wziąć udział poeci nie zrzeszeni, a także poeci będący członkami stowarzyszeń i związków twórczych. Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest przysłanie organizatorowi *trzech wierszy wydrukowanych w języku polskim, w pięciu egzemplarzach, nigdzie nie publikowanych i nie nagradzanych: - jeden wiersz o Norwidzie lub inspirowany jego życiem, twórczością, bądź stylem; - dwa wiersze o tematyce dowolnej. * każdy utwór opatrzony godłem (takim samym godłem powinna być opatrzona koperta zawierająca dane autora).Godła w formie graficznej dyskwalifikują autora. Organizatorzy nie przyjmują rękopisów. Mile widziane prace dodatkowo na nośnikach elektronicznych. Termin nadsyłania utworów mija z dniem 15. marca 2013 r. Oceny nadesłanych utworów dokona JURY powołane przez organizatora. Organizator nie zwraca nadesłanych utworów. Ogłoszenie wyników Konkursu i wręczenie nagród nastąpi 19. maja 2013 roku. Laureaci zostaną pisemnie poinformowani o wynikach obrad. Nagrodzone utwory zostaną opublikowane w antologii pokonkursowej. Organizator zastrzega sobie prawo do bezpłatnej publikacji nagrodzonych i wyróżnionych utworów. NAGRODY I nagroda – 2000 PLN, II – 1000 PLN, III – 500 PLN, oraz pięć wyróżnień po 300 PLN. Zastrzega się prawo innego podziału nagród. ADRES ORGANIZATORA Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna im. H. Sienkiewicza ul. Kraszewskiego 13 05-800 Pruszków (z dopiskiem „NORWID”) Szczegółowe informacje dotyczące Konkursu oraz jego Finału zostaną zamieszczone na naszej stronie internetowej www.biblioteka.pruszkow.pl 18 GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013 Biuletyn Informacyjny Gminy Michałowice www.gpr24.pl Publicystyka fakty i mity Reguły, ul. Aleja Powstańców Warszawy 1, www.michalowice.pl Gmina na 5! Sztaby WOŚP w gminie Michałowice Gmina Michałowice uzyskała tytuły Gminy na 5! oraz Mazowieckiej Gminy na 5!. Rankingi zostały przygotowane przez Studenckie Koło Naukowe Przedsiębiorczości i Analiz Regionalnych, które działa przy Instytucie Przedsiębiorstwa w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. W rankingu zostały wyróżniane te samorządy, które wyróżniają się w zakresie obsługi klientaprzedsiębiorcy z wykorzystywaniem elektronicznych narzędzi komunikacji. Badanie obejmowało audyt stron internetowych oraz ocenę kontaktu elektronicznego z gminami metodą tajemniczego klienta. Diagnoza dotycząca stron internetowych została przeprowadzona pod katem 13 kryteriów m.in. łatwości odnalezienia danych kontakto- wych, regularnej aktualizacji zawartości stron, czy umieszczania galerii zdjęć. Zespół badaczy sprawdził także jakość kontaktu korespondencji mailowej z jednostkami w języku polskim i angielskim. Tymi metodami analizowano niemal 900 gminnych i dzielnicowych urzędów z terenu całego kraju. Na podstawie oceny witryn internetowych oraz nadesłanej korespondencji elektronicznej przygotowane zostały 2 rankingi Gmina na 5! oraz Mazowiecka Gmina na 5!. Gmina Michałowice uplasowała się w czołówce w obydwu kategoriach. Przyznanie tytułów jest z jednej strony dowodem uznania, z drugiej zaś motywacją do dalszych działań na rzecz społeczności lokalnej. W tym roku 2 sztabom Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy, które mieściły się w szkołach Komorowie i Nowej Wsi, udało się zebrać ponad 78,5 tysiąca. W niedzielny mroźny i śnieżny poranek w teren wyruszyli wolontariusze z puszkami. Po południu zaś w szkołach rozpoczęły się imprezy finałowe. Jednym z głównych punktów programu były licytacje darów, wśród których znalazły się między innymi: kubki, koszulki i kalendarze okolicznościowe WOŚP, pluszowe maskotki, haftowane i olejne obrazy i wiele innych rzeczy. Jak zwykle nie zabrakło emocji, ale i hojności na rzecz Orkiestry Jerzego Owsiaka. Na scenach cały czas prezentowały się dzieci i młodzież. Były śpiewy, tańce, pokazy gimnastyki artystycznej. Z kolei w kawiarenkach, gdzie na gości czekały przeróżne słodkie wypieki, można było usiąść i skosztować domowych ciast. Wszystkim, którzy włączyli się w przygotowanie XXI Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w miejscowościach gminy Michałowice należy się podziękowania za to, że nie jest im obojętny los chorych dzieci i sytuacja osób starszych, potrzebujących pomocy. Do zobaczenia w przyszłym roku! Zaproszenie Ogólnopolski Konkurs Recytatorski im. K. I. Gałczyńskiego „O Złote Pióro Watermana” – edycja dziewiąta Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna w Pruszkowie oraz Muzeum Leśniczówka Pranie ogłaszają IX edycję OGÓLNOPOLSKIEGO KONKURSU RECYTATORSKIEGO IM. K. I. GAŁCZYŃSKIEGO O ZŁOTE PIÓRO WATERMANA. Konkurs ma na celu upowszechnienie twórczości K. I. Gałczyńskiego. Poprzez swoją otwartą formułę integruje odbiorców Jego poezji w różnych grupach wiekowych, podkreśla jej ponadczasowość, popularyzuje wiedzę o życiu i twórczości Poety. Konkurs odbywa się pod honorowym patronatem: Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, pana Bogdana Zdrojewskiego, Prezydenta Miasta Pruszkowa, pana Jana Starzyńskiego, Patronat merytoryczny sprawuje Związek Artystów Scen Polskich. REGULAMIN KONKURSU 1. Konkurs jest otwarty dla artystów amatorów w każdym wieku. Nie ma podziału na grupy wiekowe. 2. Konkurs składa się z dwóch etapów – przesłuchań kandydatów oraz Finału. 3. Warunkiem uczestnictwa w przesłuchaniach jest przygotowanie recytacji dwóch wierszy K. I. Gałczyńskiego (w przypadku poematów i cyklów dopuszczalne jedynie fragmenty). 4. Termin przysyłania zgłoszeń z danymi uczestnika ( imię, nazwisko, adres, numer telefonu, ew. e-mail) upływa 18 maja 2013 r. 5. Przesłuchania kandydatów odbędą się 29 maja 2013 roku w Pruszkowie. Profesjonalne Jury wyłoni w trakcie przesłuchań piętnastu uczestników Finału. 6. Finał Konkursu, sponsorowany przez organizatorów, obejmuje pobyt na Mazurach w dniach 14 - 17 czerwca 2013. Organizatorzy przewidują dla finalistów zajęcia integracyjne, warsztaty przygotowujące do występu, wykłady, wycieczki, zwiedzanie Muzeum K. I. Gałczyńskiego w Praniu. 7. Koncert finałowy odbędzie się 16 czerwca 2013 r. na scenie w Praniu. Podczas koncertu Jury wyłoni zwycięzcę Konkursu. NAGRODY Organizatorzy przewidzieli jedną nagrodę główną – zwycięzca Konkursu otrzyma Złote Pióro Watermana. Pozostali finaliści zostaną nagrodzeni Srebrnymi Piórami Watermana. Przewidziano również nagrody książkowe oraz nagrody specjalne. ADRES ORGANIZATORA Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna im. H. Sienkiewicza, ul. Kraszewskiego 13, 05-800 Pruszków [email protected] 19 GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013 Biuletyn Informacyjny Powiatu Pruszkowskiego fakty i mity www.gpr24.pl Publicystyka LICENCJONOWANE BIURO OBROTU Pruszków, ul. Drzymały 30, tel.: 22 738 14 00, www.powiat.pruszkow.pl NIERUCHOMOŚCIAMI Uroczyste obchody Dnia Pracownika Profil PRUSZKÓW WARSZAWA OKOLICE Mazowiecki Powiat Roku 2012 Członek Warszawskiego Stowarzyszenia Pośredników w Obrocie Nieruchomościami Socjalnego w Powiecie Pruszkowskim Agencja „Profil”, 05-800 Pruszków, Al. Armii Krajowej 46, tel./fax: (22) 758 11 10, mobil: 604 194 132, [email protected], www.profil.gratka.pl MIESZKANIA, DOMY, DZIAŁKI - sprzedaż Owczarnia - do sprzedania ostatnia połowa bliźniaka - Kupujący zwolniony z podatku PCC, - w cenie nieruchomości zawarty podatek VAT, - nieruchomość objęta 3-letnią gwarancją. Super oferta dla ludzi ceniących ciszę i spokój, a zarazem doceniających dogodny dojazd do Warszawy. Do stacji kolejki WKD 700 m, do autostrady A2 6 km, do Podkowy Leśnej 1,5 km, do Milanówka 2,5 km. Do najbliższego, dobrze zaopatrzonego sklepu 150 m. Trzy szkoły w okolicy: dwie w Podkowie, jedna w Żółwinie - kursuje gimbus dowożący dzieci. Nieruchomość usytuowana po stronie Podkowy Leśnej w otoczeniu zieleni, wysokich drzew, nowych domów i sympatycznych sąsiadów. Dom wybudowany z niezwykłą dbałością, z materiałów wysokiej jakości. Doskonałe strony świata wjazd od północy, duży taras od południa. - dom wykonywany z pustaka ceramicznego obłożony 20. cm styropianem, tynk akrylowy oraz naturalny kamień (kwarcyt), - ściana garażowa i cokół wyłożone naturalnym kamieniem (kwarcyt), - dachówka ceramiczna firmy ROBEN, - solary na dachu do podgrzania wody, - w całym domu rozprowadzona instalacja: alarmowa, tv, internetowa, - garaż wyłożony gresem, pomieszczenie gospodarcze przy garażu w pełni wyposażone, - ogrzewanie: gazowe zasilane kotłem kondensacyjnym, dwufunkcyjnym firmy Junkers, grzejniki firmy PURMO, - okna PCV 6-komorowe ze szprosami firmy „Veka”, - elektryczne rolety antywłamaniowe, - drzwi wejściowe antywłamaniowe firmy Gerda, - drzwi garażowe segmentowe z silnikiem elektrycznym na pilota, - podjazdy wyłożone kostką. Ogrodzenie: od frontu przęsła z kamiennymi cokołami, brama na pilota, siatka. Rozkład pomieszczeń: Parter: wiatrołap, wc, garaż, pomieszczenie gospodarcze, kuchnia, spiżarnia, gabinet, salon z wyjściem na taras od strony południowej. Piętro: trzy sypialnie, dwa balkony, pokój kąpielowy, garderoba. Strych: o powierzchni 35 m2 Kontakt tel: 604-194-132 www.profil.gratka.pl 20 GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013 www.gpr24.pl Sport wiadomości sportowe Matizol Lider w półfinale Pucharu Polski Adam Wall Foto - Paweł Pietranik Podobnie jak w niedzielnym spotkaniu Matizol Lider zdołał pokonać w Łańcucie AZS OPTeam Rzeszów, tym razem jednak nie w meczu ligowym, a w starciu rozgrywanym w ramach rozgrywek Pucharu Polski ViaSMS.PL. Matizol Lider na Podkarpacie wyjechał w nocy z soboty na niedzielę. Po wypoczynku w hotelu koszykarki Adama Prabuckiego wyszły na ligowe spotkanie z Akademiczkami, które wygrały pewnie, a jego scenariusz przypominał pierwsze starcie obu klubów. Rywalki potrafiły w nim wypracować niewielką przewagę na samym początku, po czym Matizol Lider dzięki dokładnej obronie oraz skutecznej grze w ataku, zdecydowanie triumfował w drugiej kwarcie i później spokojnie kontrolował przebieg spotkania. Marta Jujka przebywała na boisku 24 minuty. Pozostałe koszykarki grały od 18 do 21 minut. Cieszy powrót do dobrej dyspozycji rzutowej Justyny Grabowskiej, która końcówkę roku z powodu kontuzji spędziła na rehabilitacji. Doświadczona rzucająca uzyskała 10 punktów, umieszczając w koszu 5 z 7 rzutów. Najskuteczniejszą zawodniczką Matizolu Lidera została autorka 14 punktów Briana Gilbreath. Pruszkowianki rywala w 1/2 finału Pucharu Polski ViaSMS.pl Cup poznają w drodze losowania. Będzie to Artego Bydgoszcz, Centrum Wzgórze Gdynia lub pierwszoligowa Ostrovia Ostrów Wielkopolski. Zwycięzcy półfinałów awansują to turnieju Final Four, od którego rywalizację w pucharze rozpoczynają grające w Eurolidze Wisła Can-Pack Kraków i CCC Polkowice. Zwycięzca Final Four zdobędzie Puchar Polski. Tym razem pruszkowianki rozpoczęły spotkanie bardziej zdecydowanie. Miejscowe tylko przez moment zdołały wyjść na prowadzenie, ale dwukrotnie pozwoliły naszym zawodniczkom rzucić dziewięć punktów z rzędu. Dzięki tym seriom Matizol Lider wypracował dwucyfrową przewagę, którą utrzymał niemal do końca zawodów. Wśród miejscowych znacznie odważniejsza w ataku była Magda Kaczmarska (11 pkt, 6 zbiórek i 4 asysty), ale czołową postacią zespołu okazała się Anna Kuncewicz. Skrzydłowa, która ekstraklasowej koszykówki uczyła się w Pruszkowie, uzyskała 20 punktów, trafiając co drugi rzut z gry. AZS OPTeam Rzeszów - Matizol Lider Pruszków 58 : 66 (12:24, 17:15, 11:12, 18:15) AZS OPTeam: Anna Kuncewicz 20, Magda Kaczmarska 11, Magda Bibrzycka 8, Agnieszka Krzywoń 8, Edyta Czerwonka 5, Elżbieta Mukosiej 2, Karolina Hogendorf 2, Agata Rafałowicz 2, Klaudia Kąsek 0. Trener Adam Prabucki na mecz Pucharu Polski zdecydował się wystawić eksperymentalną piątkę, składającą się z zawodniczek rozpoczynających mecz głównie w rezerwie. Szkoleniowiec pruszkowianek umiejętnie rotował przy tym składem. Jedynie powracająca po kontuzji Matizol Lider: Briana Gilbreath 12, Justyna Grabowska 10, Paulina Rozwadowska 9, Kiara Buford 8, Marta Jujka 8, Sydney Colson 6, Anna Pietrzak 5, Agnieszka Kaczmarczyk 3, Barbara Głocka 3, Paulina Antczak 2. Sukcesy Klubu Tenisowego Matchpoint z Komorowa Piotr Kondracki Foto - Matchpoint Od początku grudnia trwa dobra passa młodych tenisistów Klubu Sportowego Matchpoint Komorów. W pierwszym grudniowym turnieju PZT rozegranym na kortach warszawskiego klubu Orzeł do finału gry podwójnej doszedł Jan Magielski. Tydzień później na kortach WTS Deski w Warszawie do ćwierćfinału Mistrzostw Województwa dotarł inny zawodnik tego klubu, Jakub Hudyka. W tej samej imprezie dużą niespodziankę sprawił z kolei Bartek Bukowski, który w swoim pierwszym meczu tej prestiżowej imprezy wyeliminował zawodnika rozstawionego w niej z numerem 4. W połowie grudnia Jan Magielski po raz pierwszy w swojej karierze zagrał w finale turnieju wojewódzkiego rozgrywanego na kortach przy ulicy Włodarzewskiej w Warszawie. Z kolei w okresie między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem dwaj wymienieni wcześniej zawodnicy - Jakub Hudyka oraz Jan Magielski - spróbowali swoich sił w turnieju najwyższej rangi, tzw. Super Serii w podpoznańskim Puszczykowie. Pierwszy W styczniowym numerze wkradł się błąd w nazwisku Pana Kamila Dumały, za co serdecznie przepraszamy. z nich swój udział zakończył niestety na fazie eliminacji, drugiemu udało się dotrzeć do turnieju głównego, gdzie przegrał w pierwszej rundzie z zawodnikiem numer 9. w Polsce. Występ w tej imprezie był ściśle związany z intensywnymi przygotowaniami do Halowych Mistrzostw Polski i po- zwolił zawodnikom na zapoznanie się z trudną i szybką nawierzchnią dywanową, jaką dysponuje tamtejszy klub tenisowy. To właśnie na jego kortach już 15-go stycznia rozpoczęła się najważniejsza w tym sezonie impreza, do której trenowali młodzi tenisiści. 21 GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013 www.gpr24.pl Sport wiadomości sportowe IX Zimowy Turniej Halowej Piłki Nożnej w Pruszkowie Andrzej Górzyński Foto - Patrycja Rajzyngier W dniu 26. stycznia 2013 roku, odbył się w Pruszkowie IX Zimowy Turniej Halowej Piłki Nożnej. Miejscem rozgrywek była hala główna Miejskiego Zarządu Obiektów Sportowych. W turnieju wystąpiły drużyny: UNIA i Petrolot z Warszawy, Milan, Piero, Żbiki, Budrysi, Celtic, Sznajder Anteeo oraz Amway z Pruszkowa. Wyniki meczu finałowego oraz o III miejsce Mecz finałowy: Celtic - Milan 1:0 Mecz o III miejsce: Piero - Żbiki 2:1 Zwyciężyła drużyna Celtic, grająca w Lidze Szóstek Piłkarskich Osiedla Staszica w Pruszkowie od początku jej istnienia, czyli od 1989 roku - gratulacje. W meczu finałowym Celtic pokonał drużynę Milan, a wyróżniającym się zawodnikiem - był wybrany najlepszym zawodnikiem turnieju Adrian Zabłocki z drużyny Celtic. Zwyciężył Celtic z Pruszkowa pokonując drużynę Milan wynikiem 1:0 Najlepszym strzelcem turnieju został Adam Zaboklicki z drużyny Petrolot – 6 strzelonych bramek, a najlepszym bramkarzem został Maciej Kaczmarek również z drużyny Celtic. Zbigniew Makowski z Urzędu Miejskiego w Pruszkowie oraz Józef Binda - dyrektor MZOS wręczyli nagrody zwycięzcom i uczestnikom turnieju. W tym roku nagrodę Fair Play otrzymali piłkarze grający w drużynie Żbiki. Organizatorzy turnieju Turniej koordynował Adam Zaboklicki, reprezentujący LSP Osiedla Staszica. Urząd Miejski w Pruszkowie, Miejski Zarząd Obiektów Sportowych w Pruszkowie, Lotniskowe Usługi Paliwowe - Petrolot Sp. z o.o. z Warszawy, Marek Dam - Zakłady Farmaceutyczne UNIA Spółdzielnia Pracy z Warszawy oraz Milan Sport - Łukasz Milankiewicz pomagają w organizacji turnieju oraz fundator nagrody dla zawodników. Kapitan Celtic Rafał Bojanowski odbiera puchar od Zbigniewa Makowskiego oraz Józefa Bindy Skład sędziowski Adam Wojtyla - sędzia główny, Robert Mazurek oraz Tomasz Tessar - sędziowie pomocniczy zajmujący się obsługą techniczną oraz prowadzeniem bieżącej informacji wyników turnieju. Redakcja Głosu Pruszkowa, która objęła patronatem medialnym turniej halowy oraz zawodów Ligi Szóstek Piłkarskich Osiedla Staszica w Pruszkowie, gratuluje zawodnikom oraz organizatorom wytrwałości, oraz udanego po raz dziewiąty, zimowego turnieju piłkarskiego. Działający od 4 lat klub Uczniowski Klub Sportowy w Nowej Wsi, wyraża podziękowania dla zarządu Drużyna Celtic w składzie: Rafał Bojanowski, Maciej Kaczmarek, Adrian Zabłocki, Michał Kamiński, Dominik Mysz- Banku Spółdzielczego w Pruszkowie, za wsparcie kowski, Kamil Górski oraz Rafał Kowalewski finansowe podczas tegorocznych rozgrywek, oraz zakup nowych kompletów strojów sportowych dla naszych koszykarek. UKS „Nowa Wieś” 22 GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013 www.gpr24.pl Wiadomości Pruszków Czołg T-55 ozdobą skupu złomu Adam St. Trąbiński Foto - Mirosław Kalinowski/Agencja Profil W pruszkowskiej dzielnicy Gąsin, przy ul. Przejazdowej u bramy wjazdowej do zbiornicy złomu (i innych materiałów) stoją od niedawna dwa gustowne czołgi. W pruszkowskiej dzielnicy Gąsin, przy ul. Przejazdowej u bramy wjazdowej do zbiornicy złomu (i innych materiałów) stoją od niedawna dwa gustowne czołgi. A ściślej – jeden czołg T-55 i bardzo podobna do czołgu haubica. Oba pojazdy są w pełni sprawne, gotowe do wyruszenia, aczkolwiek oba rozbrojone. Trzeba przyznać - udany pomysł marketingowy – już teraz klienci kierują na to swoiste logo, wymieniając się uwagami: gdzie oddałeś złom? – Przy czołgu na Gąsinie. A ściślej – jeden czołg T-55 i bardzo podobna do czołgu haubica. Oba pojazdy są w pełni sprawne, gotowe do wyruszenia, aczkolwiek oba rozbrojone. Trzeba przyznać - udany pomysł marketingowy – już teraz klienci kierują na to swoiste logo, wymieniając się uwagami: gdzie oddałeś złom? – Przy czołgu na Gąsinie. Służba zdrowia Od dłuższego czasu wiesza się psy na służbie zdrowia, a szczególnie na Ministrze Zdrowia. Tym razem na pośle D. Arłukowiczu, który został nowym MZ. Czy słusznie? Wydaje mi się, że nie. Otóż faktem jest, że społeczeństwo się starzeje i potrzebna nowa jakość usług dla seniorów, których jest coraz więcej. Wiadomo także, że wraz z wiekiem występują często kłopoty ze zdrowiem. Dlatego trzeba coraz więcej pieniędzy na opiekę nad tymi ludźmi i skąd je brać to nowy temat, który będzie aktualny według mnie zawsze. Bo medycyna rozwija się niezwykle dynamicznie, poznaje się coraz to nowe rodzaje chorób, jak też powstają nowe leki i narzędzia lecznicze, które są bardzo drogie. Czy w Polsce musimy się wstydzić za służbę zdrowia? Myślę, że nie. I podam na to kilka przykładów. Najnowszy to klinika „Budzik” aktorki Ewy Błaszczyk, której córka zapadła kilkanaście lat temu na śpiączkę po niefortunnym zażyciu leku. Ona tak się tym przejęła, że założyła fundację „A kogo” i zbierała pieniądze na utworzenie tej właśnie kliniki dla około sto przypadków śpiączki chorych jakie się rocznie zdarzają w Polsce. Profil AGENCJA W YDAWNICZO REKL A MOWA W YDAWCA GA ZET Y - GŁOS PRUSZKOWA OR Z PORTALU - GPR24.PL Drugi przykład to „Światowe Centrum Słuchu” w Kajetanach, które stworzył prof. Henryk Skarżyński, które otwarte zostało w ubiegłym roku. I dlatego Prezydent RP Bronisław Komorowski nagrodził Go w listopadzie ub. r. Specjalną Perłą Honorową Polskiej Gospodarki. Nadmienić należy, że z tego Centrum korzystają obcokrajowcy i trzeba było zbudować specjalnie hotel dla gości tuż przy Światowym Centrum Słuchu w Kajetanach. To są dwa spektakularne osiągnięcia naszej medycyny, a przecież pamiętamy wszyscy śp. prof. Zbigniewa Religę- kardiologa i Jego nowatorskie przeszczepy serca, które są bardzo drogie, ale ratują życie wielu chorym. Tak więc pieniądze są największym wyzwaniem dla dzisiejszej medycyny i dobrze jest, że p. Jerzy Owsiak ze swoją „Orkiestrą Świątecznej Pomocy” już po raz XXI zbiera na pomoc dla dzieci, ale uwaga tym razem także dla seniorów, aby ich starość była godna. Szkoda tylko, że powiedział publicznie, że rozważyłby kwestię eutanazji, to jest odebrania życia drugiej osobie, co trudno akceptować. Z własnego doświadczenia wiem jak trudno jest czasem wytrzymać ból, ale trzeba robić wszystko, aby znaleźć takie sposoby leczenia bólu, żeby nie uzależniały chorego. Kolejnym faktem jest nagłaśnianie różnych wpadek służby zdrowia przy leczeniu co zwykle odbija się głośnym echem w mediach i czyni kozła ofiarnego ze wszystkich lekarzy. Oczywiście należy tępić wszystkie nieprawidłowości, ale należy też dostrzegać plusy. Te podane przykłady pokazują jak wiele może stworzyć pojedynczy człowiek. Ponadto trzeba tak organizować pracę lekarzy i pielęgniarek, aby likwidować biurokrację i w tym momencie także otwiera się konkretny plan błyskawicznej identyfikacji chorych ubezpieczonych poprzez elektroniczne nośniki informacji. I tu po raz kolejny stoimy przed sprawą finansową, skąd wziąć pieniądze na wyposażenie szpitali i przychodni w komputery, a także przeszkolenie pracowników obsługi tych urządzeń. Można by także iść dalej zlikwidować NFZ, bo to wielka machina biurokratyczna, a pieniądze przekazać samorządom, które same najlepiej wiedzą jak i na co je wydać. Także w Unii Europejskiej dostrzeżono problem o czym pisze w numerze 01/2013 „GP” p. Jerzy W. Ryll w artykule „2012 - rok Uniwersytetów Trzeciego Wieku”. To wydaje się budujące, że coraz częściej przewija się temat wspólnej Europy jako wspólnoty narodów, a nie odrębnych bytów, które w każdej chwili mogą przerodzić się w nacjonalizmy, które są sprzeczne z wartościami powszechnie wyznawanymi w Europie, a które w XX wieku doprowadziły do wojny światowej. Pruszków, luty 2013 r. Zdzisław Majewski Ten pomysł z czołgiem – mówi nam Mariusz Olejnik – to proste nawiązanie do pruszkowskich tradycji „czołgowych”. Starsi mieszkańcy miasta pamiętają czołg, ale to był model IS-2, ustawiony na postumencie na skwerze przy bloku, tuż obok skrzyżowania ul. Niepodległości i Al. Wojska Polskiego. Lufa tamtego czołgu skierowana była w kierunku Domu Partii (dziś w tym miejscu jest Starostwo), co dodawało smaku różnym kawałom. Ale historia czołgu na Gąsinie, przy zbiornicy złomu przeniesionej nie tak dawno z okolicy urzędu celnego, jest zupełnie inna. Po pierwsze jest to model T-55 wyprodukowany w roku 1959 (tj. model radziecki) i oznaczony numerem 0703 i jest to egzemplarz pojazdu na „chodzie”. Co mieliśmy okazję wypróbować - m.in. na potrzeby reklamówki kręconej przez TVN – dodaje Mariusz Olejnik – w pełni sprawna maszyna miała oryginalną moc silnika wysokoprężnego (korzystającego z różnego rodzaju paliwa) 580 KM przy 2000 obr. min. zredukowanego do ok. 400 KM, posiadała 12 cylindrów i zużywała 30 litrów paliwa na godzinę. Posiadała bak paliwowy podstawowy (zbiornik) o pojemności 680 litrów (oraz zapasowy 280 l), co zapewniało mniej więcej zasięg 500 km po drodze. Odpalanie silnika następowało przy pomocy butli gazowej, było i jest nieco skomplikowane. Na terenie naszego kraju zachowało się zaledwie 8 sztuk w pełni jeżdżących. I nie zapominajmy, iż waga pojazdu to 36,5 tony. Oryginalna armata to wzór D-10T2G o kalibrze 100 mm oraz karabiny maszynowe: 2 x SGMT kal. 7,62 i wielkokalibrowy DSk kal. 12,7. Nasz pruszkowski czołg (rozbrojony) pochodzi od firmy mającej licencję na sprzedaż, jest z kolekcji pewnego ordynatora szpitala w Poznaniu. To kosztowna „zabawka”, bowiem sam transport kosztował ponad 15 tys. złotych. Przy bramie zbiornicy złomu ma godną sąsiadkę – haubicę „Goździk” (zbudowaną na tym samym podwoziu), która – ciekawostka - ma tylko przejechanych 600 km. Dodajmy, że model T-55 (zbudowany na wzorze T-54) był hitem Układu Warszawskiego – w ZSRR w l. 1958-81 zbudowano go w ilości 27500, w Polsce (na podstawie licencji z 1964 r.) ok. 5000 w zakładach Bumar – Łabędy (do 1981) i tyle samo w Czechosłowacji (do 1973). Ogółem modelu T-54 i T-55 wyprodukowano ponad 95 tys., co daje palmę pierwszeństwa wśród wszystkich czołgów. Posługiwały się nim (i dalej służą) armie 38 krajów świata, w tym armia Izraela. Oczywiście, istniało wiele odmian – modeli – najpopularniejsze to AM i M5, M6. Zapyta ktoś – a co ze złomem? Ma przyszłość, bo według danych portalu <wnp.pl> na świecie produkuje się 1,5 mld ton stali, z czego ze złomu prawie 600 mln ton, największym pożeraczem złomu jest Turcja – w ub. roku zaimportowała 21,4 mln ton złomu; jednak gospodarki Indii i Chin w latach 2016-2017 będą zwiększać zużycie stali o prawie 7% rocznie. W Polsce wyprodukowano 8,7 mln ton stali przy zużyciu złomu 5,9 mln ton. Redakcja Głosu Pruszkowa: 05-800 Pruszków, al. Armii Krajowej 46 lok. nr 10, tel.: (022) 759 47 85, tel./fax: (022) 758 11 10, skype: grafik9513, www.gpr24.pl; [email protected] Redaktor Naczelny: Mirosław Kalinowski, tel.: (22) 759 47 85 Z-ca Redaktora Naczelnego: Adam St. Trąbiński, tel.: (22) 499 02 35. Sekretarz Redakcji: Gabriela Milewska, tel.: (22) 758 11 10. Zespół redakcyjny: Mirosław Kalinowski, Adam St. Trąbiński, Jerzy Antkowiak, Tadeusz Hubert Jakubowski, Jerzy W. Ryll, Włodzimierz Szpak, Wiesław Pośpiech, Adam Wall, Adam Fietkiewicz, Tomasz Malczyk, Paweł A. Fijałkowski, Paulina Położyńska, Kamil Dumała. Stała współpraca: reżyser Feridun Erol, Stowarzyszenie K40. Nakład: 20 tys. szt. w miesiącu. Zasięg: Brwinów, Janki, Komorów, Kanie, Malichy, Michałowice, Nowa Wieś, Nadarzyn, Otrebusy, Ożarów Mazowiecki, Piastów, Pruszków, Podkowa Leśna, Raszyn, Tworki. Dział reklamy i ogłoszeń: tel.: (022) 759 47 85, mobil: 604 194 054 [email protected] Wydawca: Agencja „PROFIL”, 05-800 Pruszków, al. Armii Krajowej 46, tel./fax: (022) 758 11 10 Grafika & foto: Studio graficzne Agencji Profil. Materiałów nie zamawianych nie mamy obowiązku publikowania. Zastrzegamy sobie prawo do skracania i redagowania publikowanych tekstów. © Prawa autorskie zastrzeżone. Kopiowanie układów i elementów graficznych oraz ich wykorzystywanie w innych publikacjach jest prawnie zabronione. Przedruk materiałów za zgodą redakcji. 23 GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013 www.gpr24.pl Publicystyka omówienia „Rok Korczaka” Stanisław Sygnarski Tak się złożyło, że już od dłuższego czasu noszę się z zamiarem napisania felietonu o Izabeli Czajce Stachowicz. Muszę tu od razu zaznaczyć, że jeszcze dziesięć miesięcy temu nie miałem pojęcia o istnieniu tej wielkiej damy dwudziestego wieku. Pewnie byłoby tak nadal, gdyby nie pan Gerard Położyński, który podczas naszej wspólnej podróży do Wilna zaczął odkrywać przede mną jej nietuzinkową postać. Jako, że pan Gerard znał panią Czajkę osobiście, jego opowieść była daleka od standardów hagiograficznych. Usłyszałem od niego o Czajce takiej, jaka była - o pełnokrwistej, niezwykłej kobiecie. Pełnej wdzięku i wyjątkowego uroku. Robiącej na otoczeniu niesamowite wrażenie swoją otwartością, celnością pointy i niebanalnym, ciętym żartem. Kilka tygodni temu skończył się rok 2012. Rok ogłoszony rokiem Janusza Korczaka. Nigdy nie pomyślałem, że będę pisał o Korczaku. Bo przecież - zwłaszcza w tym Jego roku - pojawiło się u nas mnóstwo tekstów, inscenizacji, prelekcji i różnych innych inicjatyw przypominających nam tego niezwykłego człowieka. Jednak wystąpił pewien dość przypadkowy splot zdarzeń, który wymógł na mnie zmianę stanowiska - zrozumiałem, że nie mogę być obojętny wobec czasów, w których przyszło żyć Korczakowi. Już wtedy słuchając o niej po raz pierwszy miałem ochotę - czerpiąc ze wspomnień Pana Gerarda napisać o niej choćby krótki tekst. Jednak tak jakoś wypadało, że przekładałem to pisanie z tygodnia na tydzień. Co by to było jednak za życie, gdyby nie było w nim tych tak zupełnie nieprzewidzianych zdarzeń zwanych przypadkami, które tak często wpływają na jego bieg. Otóż kilkanaście dni temu zaszedłem do Pana Gerarda w zupełnie innej sprawie, a on już w progu wręcza mi szary zeszytowy tomik: „Pieśni żałobne getta” Izabeli Gelbard/por. Czajki/wydany w 1946 roku. Przeczytałem te „Pieśni” Drodzy państwo! Ja wiem, że dziś mało kto sięga po takie tematy. Przecież to już tak odległa przeszłość. Po co do niej wracać, skoro wokół tak kolorowo, ładnie i optymistycznie. Przecież dziś w „dobie ekranu” i tak nie czytamy za wiele, a jeżeli wypadnie nam już się nad czymś pochylić, to rozlewa się przed nami całe morze tekstów miłych, lekkich, śmiesznych no i oczywiście trendy. A kiedy czasem wpadnie nam w oczy rzecz smutna, tragiczna, to przecież dobrze wiemy, że to najpewniej zmyślenie, literacka fantazja… A gdyby nawet to co czytamy, miało jakiś związek z rzeczywistością, to przecież jest to rzeczywistość oddalona, często już przeszła i na pewno nie nasza. „Pieśni żałobne getta” - z mądrą i przejmującą przedmową Broniewskiego - pomimo, że Autorka o nich pisze, że: „nie są żadnym osiągnięciem poetyckim” są dla mnie najczystszą poezją. Bo czym jest poezja - jak nie czuciem. W tym przypadku -czuciem śmiertelnie zranionym. Pieśni getta to wstrząsająca opowieść o przemocy człowieka wobec człowieka. Dla mnie to jedno z najmocniejszych oskarżeń zła, przyzwolenia na zło i obojętności wobec zła. Każda z tych pieśni to wstrząsający dramat jednego człowieka rozgrywający się na tle dramatu całego narodu, a nawet narodów. Bo również dla Niemców nazizm też był - i na długo pozostanie - dramatem. Czajka przywraca naszej pamięci losy ludzi zwykłych. Takich, których dobrze znała. Swoich Przyjaciół. „Nie ma wśród nich ani jednej zmyślonej postaci...”. A śmierci ich była naocznym świadkiem. Pisze nam między innymi o Surze Sztybel - handlarce mięsem i warzywami. O jej wpatrzonym w Talmud mężu, o jej sześciorgu dzieciach i o jej... niewierze. Że przecież to „absurd, nonsens, bzdury...”. Że przecież jak to tak można zabić? Przecież nie można, tak po prostu, zabić stu tysięcy!!! Gdzie indziej opowiada nam o stacji kolejowej w Falenicy, gdzie „Boga splamił grzech”. Gdzie nie było jednego człowieka, by ratować ranną kilkunastoletnią dziewczynkę, a znalazł się jeden, który wyręczając Niemca, zabił ją za marną setkę srebrników. usłyszałem od nich zbyt wiele o dramacie warszawskiego getta. Sporo faktów pewnie zdążyło im już uciec z pamięci - i to wiele usprawiedliwia. Ale miałem też takie - być może mylne wrażenie - że to, co działo się wtedy na Chłodnej, Krochmalnej, Umschlagplatz'u - jakby ich wtedy nie dotyczyło. Owszem… Wszystko wiedzieli, rozumieli, ale jakoś to nie zostało w ich pamięci tak, jak Powstanie Warszawskie, jak cała okupacja i lata Bierutowskie. Zdaję sobie sprawę, że kilka relacji nie może być podstawą uogólnienia, ale jakoś łatwo godzę się z przypuszczeniem, że Tragedia Getta nie zapisała się tak, jak wydaje mi się że się powinna zapisać w zbiorowej świadomości warszawiaków. Jeżeliby tak było, to nietrudno znaleźć szereg tego powodów. Choćby ten, że wiadomo co groziło Polakom za pomoc Żydom. Nie… Nie będę się tu silił na analizy tego stanu, choćby dlatego, że problem jest być może hipotetyczny. Jednakże wspomnę tu o jednej przyczynie mogącej powodować ten zdecydowanie nie obojętny, ale dość zdystansowany stosunek moich rozmówców do dramatu Getta. Mam na myśli niezasymilowanie się Żydów z Polakami, a nawet niekiedy ich całkowite wyalienowanie się z polskiego społeczeństwa. I znów - zamiast wyliczać tego powody (zaczynając od kulturowych czy religijnych) - przypomnę tylko, że mieliśmy takie dobre przykłady asymilacji tych dwu narodów w przeszłości. Jak pisze Jasienica w „Polsce Jagiellonów” - na początku szesnastego wieku król Zygmunt Stary pasował na rycerza Żyda. Był to ewenement na skalę ówczesnej Europy. Był to przykład tolerancji, liberalizmu i ultranowoczesnego myślenia. Szkoda tylko, że był to przykład jednostkowy. Dodam tu jeszcze, że ów Żyd - Ezofowicz - nie musiał nawet przechodzić na katolicyzm. Jakoś to się dało wtedy pogodzić. Szkoda, wielka szkoda, że ten przykład pełnego współistnienia nie miał swych następstw, bo może nazistom nie szłoby tak łatwo. Kolejna Pieśń Czajki nakazuje mi wrócić myślami do tego kończącego się za niecały miesiąc roku. Bo jest ona przejmującym wspomnieniem o Januszu Korczaku i jego dzieciach: „Szły szeregiem Reginki i Sary i maleńkie szły Hele…”. „I szeregiem szły Mośki, Jośki, Hersze i Srule...”. „A na przedzie z najmniejszą kruszyną Idzie Korczak...”. Czytałem ten najstraszliwszy dla mnie tomik o człowieku mocno wstrząśnięty. Cały czas, jakby na przekór słowom, które przewijały mi się przed oczyma zastanawiałem się, czy w tym morzu beznadziei Czajka - która tego wszystkiego przecież doświadczała - znajdzie jakiś… - jakikolwiek sens życia - jakąś wartość, dla której mimo wszystko warto żyć. Z kwestią wiary i Boga te pieśni rozprawiają się dość jednoznacznie. Jak wierzyć? Jak wobec tej tragedii rozumieć Stwórcę? Autorka Pieśni widząc te ginące rzesze rozmodlonych współbraci podważa istnienie Boga, a przynajmniej - Boga sprawiedliwego. Ja widzę to w tych wierszach wystarczająco wyraźnie. Jest jednak dla Czajki coś, co według niej - mimo wszystkiego - nadaje człowiekowi sens istnienia. To poczucie wspólnej zbiorowości, to nierozerwalne więzy rodzinne i międzyludzkie, dla których nie tylko warto żyć, ale dla których warto nawet umrzeć. To „ludzka duma” i „honor istnienia”. Tak się złożyło, że tuż po lekturze „Pieśni...”. Miałem okazję porozmawiać ze starszymi Warszawiakami. Z takimi, którzy w tamtych czasach byli już w takim wieku, że mogli być w pełni świadomi tego, co się dookoła nich działo. Niestety nie Podsumowując chciałbym powiedzieć, że zdaję sobie sprawę, że niewielu czytelników sięgnie po ten tomik Czajki (ale zachęcam po sięganie po jej inne - naprawdę porywające powieści zupełnie innego kalibru - wspomnienia z jej przebogatego życia). Chciałbym jednak bardzo, żeby przeczytali go ci, którzy działają w przestrzeni publicznej. Którzy rzeczywiście - lub którym się wydaje - że w jakiś sposób oddziaływują lub mogą oddziaływać na innych. To im polecam przeczytanie tych Pieśni. Ponieważ skłaniają one do refleksji nad światem. Nad światem, który na szczęście już minął… I który - może to zrozumieją - nie może się już nigdy powtórzyć. Wszystkie użyte cytaty pochodzą z tomiku „Pieśni żałobne getta” Izabeli Gelbard (Czajki). REKLAMA SKUP ZŁOMU NAJWYŻSZE CENY PRUSZKÓW-GĄSIN UL. PRZEJAZDOWA 17 WWW.SKUPZŁOMU.PL INFO. 500 501 501 24 GŁOS PRUSZKOWA NR 02/2013
Podobne dokumenty
głos pruszkowa
Wspomniany wcześniej, jako uczeń Kazimierza Lewandowskiego Stanisław Kuch, był Mistrzem Polski w 1958 i w 1966 roku. Był wielokrotnym reprezentantem i rekordzistą Polski. Ale nie tylko. Jest równie...
Bardziej szczegółowo