Pobierz pdf

Transkrypt

Pobierz pdf
KOBIETY
kaddafiego
annick cojean
KOBIETY
kaddafiego
Przełożyła
Paulina Błaszczykiewicz
Ty­tuł oryginału
LES PROIES
Dans le harem de Kadhafi
Co­py­ri­ght © Editions Grasset & Fasquelle, 2012
All rights reserved
Projekt okładki
Joanna Szułczyńska
Zdjęcie na okładce
© Vetta/Getty Images/Flash Press Media
Redaktor prowadzący
Katarzyna Rudzka
Re­dak­cja
Ewa Charitonow
Ko­rek­ta
Grażyna Nawrocka
Łamanie
Ewa Wójcik
Konsultacja naukowa
Katarzyna Pachniak
ISBN 978-83-7839-420-4
Warszawa 2013
Wy­daw­ca
Pró­szyń­ski Media Sp. z o.o.
02-697 War­sza­wa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Druk i opra­wa
DRUKARNIA TINTA
13-200 Działdowo, ul. Żwirki i Wigury 22
Dla mojej matki, zawsze.
Dla Marie-Gabrielle, Anne i Pipole,
najważniejszych.
Dla S.
6
„My, mieszkańcy Dżamahirijji, podczas wielkiej rewolucji wyrażamy nasz szacunek dla kobiet i wznosimy ich sztandar. Zdecydowaliśmy wyzwolić libijskie
kobiety, wyrwać je ze świata opresji i uległości, tak aby
stały się paniami swojego losu w demokratycznym środowisku, w którym będą miały takie same szanse jak
inni członkowie społeczeństwa (…).
Wzywamy do rewolucji, do wyzwolenia arabskich kobiet. Ten akt wybuchnie jak bomba, wstrząśnie wszystkimi prowincjami arabskimi i popchnie więźniów pałaców
i rynków do buntu przeciwko nadzorcom, wyzyskiwaczom i ciemiężycielom. Ten apel będzie miał z pewnością szeroki oddźwięk, a jego następstwa odczują
wszystkie narody arabskie i cały świat. Dzisiejszy dzień
to dzień niezwykły. To początek końca ery haremów
i niewolnictwa (…)”.
Muammar Kaddafi, 1981 rok,
rocznica Rewolucji 1 Września.
Uroczystość prezentacji pierwszych absolwentek
Akademii Wojskowej dla Kobiet.
7
8
Prolog
Na początku była Soraya.
Soraya i jej mroczne spojrzenie, nadąsane usta i donośny śmiech. Soraya, która w mgnieniu oka przechodziła od radości do łez, od przesadnej żywiołowości
do melancholii, od czułości do brutalności osoby głęboko zranionej. Soraya i jej tajemnica, jej cierpienie
i jej bunt. Soraya i jej obłąkana historia małej, radosnej
dziewczynki, rzuconej potworowi na pożarcie.
To ona była powodem powstania tej książki.
Spotkałam ją w jednym z tych przepełnionych radością i zamieszaniem dni, które nastały po pojmaniu
i śmierci dyktatora Muammara Kaddafiego w październiku 2011 roku. Przebywałam akurat w Trypolisie jako wysłanniczka dziennika „Le Monde”. Interesowała
mnie rola, jaką odegrały kobiety podczas rewolucji. Temat porywający, choć czas niepewny.
Nie byłam specjalistką od Libii; przyjechałam tu
pierwszy raz, zafascynowana niesłychaną odwagą,
9
z jaką walczący obalili panującego od czterdziestu
dwóch lat tyrana. I zaintrygowała mnie niemal całkowita nieobecność kobiet. Nie pisano o nich w reportażach. Nie znajdowałam ich na zdjęciach, które ukazały
się w prasie podczas ostatnich miesięcy. Inne powstania
arabskiej wiosny i wiatr nadziei wiejący nad tą częścią
świata ujawniły siłę Tunezyjek, wszechobecnych w debacie publicznej, i dumę Egipcjanek, które, narażając
się na wielkie ryzyko, manifestowały na kairskim placu
At-Tahrir. Gdzie zatem były Libijki? Co robiły podczas
rewolucji? Czy w nią wierzyły? Rozpoczęły ją? Wspierały? Dlaczego się ukrywały? A może to je ukrywano?
Libia to przecież mało znany kraj, którego wizerunek
przywłaszczył sobie błazeński wódz, używający swoich
strażniczek-amazonek jako sztandaru własnej rewolucji.
Moi koledzy reporterzy, którzy podążali za rozwojem
rebelii od Benghazi do Syrty, przyznali, że zaledwie kilka
razy zdarzyło im się natknąć na przemykający ukradkiem cień owinięty czarną chustą. Libijscy powstańcy
regularnie bronili im dostępu do swoich matek, żon
i sióstr. „Może ty będziesz miała więcej szczęścia!”, mówili znajomi dziennikarze z lekką drwiną, przekonani,
że w historii tego kraju ani jednej karty nie zapisały
kobiety. I poniekąd mieli rację. Wysłanniczka zachodniej prasy w tym najbardziej zamkniętym z zamkniętych krajów Afryki miała bowiem przewagę – dostęp
do przedstawicieli całego społeczeństwa, a nie wyłącznie do jego męskiej części. Wystarczyło zaledwie kilka
10
dni wypełnionych mnóstwem spotkań, żebym zdała sobie sprawę, iż rola kobiet w libijskiej rewolcie była nie
tylko ważna, ale wręcz zasadnicza. Kobiety, powiedział
mi jeden z przywódców powstania, były „tajną bronią
rebelii”. To one dodawały mężczyznom odwagi, żywiły
ich, ukrywały, przewoziły, pielęgnowały, wyposażały
i udzielały im informacji. Zbierały pieniądze na zakup
broni, szpiegowały siły kaddafistów, informowały NATO, wynosiły ze szpitali tony leków (tak było między
innymi w przypadku szpitala zarządzanego przez adoptowaną córkę Muammara Kaddafiego, tę, którą błędnie
uznano za zmarłą po zbombardowaniu jej rezydencji
przez Amerykanów w 1986 roku). Podejmowały szalone
ryzyko – mogły zostać aresztowane, poddane torturom
i zgwałcone; gwałt zresztą, uważany w Libii za największą ze zbrodni, był praktykowany wcale nierzadko jako
skuteczna broń przeciwko bojowniczkom. Kobiety zaangażowały się w nową rewolucję ciałem i duszą. Rozwścieczone, bohaterskie, zdumiewające. „To prawda”,
powiedziała jedna z nich. „Miałyśmy z Pułkownikiem
rachunki do wyrównania”.
Rachunki… Nie od razu zrozumiałam, o co chodzi.
Przecież naród libijski, który wytrzymał cztery dziesięciolecia dyktatury, miał za co policzyć się z despotą en
bloc. Odebranie ludziom praw i wolności obywatelskich,
krwawe represje, zniszczenie systemu ochrony zdrowia i edukacji, opłakany stan infrastruktury, zubożenie społeczeństwa, upadek kultury, defraudacja zysków
11
z wydobycia ropy, izolacja kraju na międzynarodowej
scenie politycznej… Skąd nagle te kobiece „rachunki”?
Autor Zielonej książki* głosił przecież równość płci.
Kreował się na gorliwego obrońcę kobiet, ustanawiając
wiek wymagany do zamążpójścia na dwadzieścia lat,
krytykując poligamię i nadużycia patriarchalnego społeczeństwa, dając rozwódkom prawa, których pozbawione
były w innych krajach muzułmańskich, i otwierając dla
kandydatek z całego świata Akademię Wojskową dla Kobiet. „Niedorzeczność, hipokryzja i błazenada!”, powie
mi później znana prawniczka. „Wszystkie byłyśmy jego
potencjalnymi ofiarami”.
Wtedy właśnie, podczas mego pierwszego pobytu w Libii, spotkałam Sorayę; nasze ścieżki przecięły
się rankiem 29 października. Zamykałam już swoje
sprawy. Miałam wyjechać z Trypolisu następnego dnia
i przez Tunezję powrócić do Paryża. Opuszczałam to
miejsce z żalem. Uzyskałam, rzecz jasna, odpowiedzi
na moje pytania dotyczące udziału kobiet w rewolucji i wiozłam do domu mnóstwo historii i szczegółowych relacji. A jednak pozostało jeszcze tyle tajemnic! Gwałty popełniane masowo przez najemników
z sił Kaddafiego wciąż były niemożliwym do zbadania
* Tytuł książki Muammara Kaddafiego, w której zawarł on własne
poglądy na libijską demokrację oraz wyłożył koncepcję tzw. trzeciej drogi.
Uznał, że należy odrzucić kapitalizm i komunizm i oprzeć ustrój na połączeniu muzułmańskiego socjalizmu oraz nacjonalizmu arabskiego (przyp.
tłum.).
12
tematem tabu zamykającym władze, rodziny i organizacje kobiece w kręgu wrogiej ciszy. Międzynarodowy
Trybunał Karny w Hadze rozpoczął wprawdzie śledztwo, lecz i on musiał się zmierzyć z ogromem trudności
przy poszukiwaniu ofiar. Długotrwałe cierpienia kobiet
w czasach przed rewolucją pojawiały się zaledwie jako
plotki, wypowiadane z westchnieniem i spuszczonymi
oczami… „Po co rozpamiętywać tak bardzo hańbiące
i niewybaczalne zbrodnie?”, słyszałam często. Nigdy
nie spotkałam się ze świadectwem pokrzywdzonej wypowiedzianym w pierwszej osobie ani najmniejszym
nawet bezpośrednim oskarżeniem Wodza.
I wtedy pojawiła się Soraya. Nosiła spodnie z lejącej
się tkaniny; burzę włosów spiętych w kok okrywał czarny
szal, twarz pozostawała ukryta pod dużymi przeciwsłonecznymi okularami. Wydatne usta sprawiały, że wydawała się podobna do Angeliny Jolie. Kiedy się uśmiechała, jej piękne, choć już naznaczone przez życie rysy
rozjaśniała niemal dziecięca radość. „Ile, pani zdaniem,
mam lat?”, zapytała, zdejmując okulary. I nie czekając
na odpowiedź, dodała: „Wydaje mi się, jakbym już miała
czterdziestkę!”. Ten wiek oznaczał dla niej starość.
Miała dwadzieścia dwa lata.
W rozognionym rozwojem wydarzeń Trypolisie
wstawał słoneczny dzień. Muammar Kaddafi nie żył
od około tygodnia, Narodowa Rada Tymczasowa ogłosiła wyzwolenie kraju, a plac Zielony (Midan achdar),
13
który odzyskał dawną nazwę i stał się na nowo placem
Męczenników (Midan asz-szuhada), od świtu do nocy
gromadził tłumy mieszkańców stolicy. Ludzie nie przestawali skandować imion Allaha i Libii, włączając się
w koncert pieśni rewolucyjnych i salw z kałasznikowów.
Każda dzielnica miasta kupiła dromadera; zwierzakom
poderżnięto gardła przed meczetami, symbolicznie dzieląc się mięsem z uciekinierami z miast zniszczonych
przez wojnę. Dominowało poczucie jedności, solidarności i szczęśliwości, „odkąd sięgamy pamięcią”. Ogłuszeni ludzie upajali się wolnością, niezdolni powrócić
do pracy i normalnego życia. Libia bez Kaddafiego…
Rzecz niewyobrażalna.
Pomalowane pstrokato samochody raz po raz przemierzały miasto, nierzadko gubiąc po drodze rebeliantów siedzących na ich maskach, dachach, na drzwiach.
Powiewały flagi, rozbrzmiewały klaksony. Broń tulono
jak ukochaną przyjaciółkę, która zasługuje na hołd. Wykrzykiwano: „Allah akbar”, obejmowano się, układano
palce w znak zwycięstwa. Na głowach lub ramionach
wiązano po piracku czerwono-czarno-zielone chusty.
Cóż z tego, że nie wszyscy bili się od początku z równą
odwagą? Po upadku Syrty, ostatniego bastionu Wodza,
i szybkiej egzekucji Kaddafiego za rebelianta uważał się
każdy mieszkaniec Libii.
Przygnębiona Soraya obserwowała mężczyzn z daleka.
14
Czy niepokój, który odczuwała od śmierci Wodza,
wydawał się jeszcze bardziej gorzki z powodu wszechobecnej atmosfery hałaśliwej radości? Czy gloryfikacja
„męczenników i bohaterów” rewolucji przypominała jej
o żałosnej pozycji nieznanej, niepocieszonej i pohańbionej ofiary? Czy to dlatego nagle zdała sobie sprawę
z rozmiaru swojej życiowej klęski? Nie znalazła słów,
nie potrafiła tego wytłumaczyć; doświadczała wyłącznie palącego uczucia niesprawiedliwości. Nie mogąc
wyrazić żalu i wykrzyczeć buntu, wpadła w popłoch.
Lękała się, że jej cierpienie – niesłyszalne, niemożliwe
do wypowiedzenia – rozejdzie się po kościach.
To było nie do zniesienia.
Nerwowo przygryzała szal, którym przesłaniała twarz. Pojawiły się łzy, ale otarła je szybko. Czuła
przymus wypowiadania słów. „Muammar Kaddafi obrócił moje życie w ruinę”. Wspomnienia przygniatały ją
jak głaz. „Te brudy – mówiła – sprawiały, że miewałam
koszmary. Co z tego, że wszystko opowiem? I tak nikt
nie zrozumie, co mnie spotkało i co przeżyłam. Nikt
nie potrafi sobie tego wyobrazić. Nikt”. Zrozpaczona
Soraya opuściła głowę. „Na trupa Kaddafiego, wydanego na pastwę tłumu, przez chwilę patrzyłam z przyjemnością. Ale zaraz poczułam w ustach słony smak.
Wolałabym, żeby żył. Żeby został pojmany i postawiony
przed międzynarodowym trybunałem. Chciałabym, żeby
poniósł konsekwencje”.
15
Bo ona była ofiarą. Jedną z tych, o których nie chce
słyszeć libijskie społeczeństwo. Których krzywda i upokorzenie rozprzestrzeniają się na rodzinę, a później
na naród. Które tak zawadzają i niepokoją, że najłatwiej
obarczyć je winą… Winą bycia ofiarą. Soraya sprzeciwia się takiemu traktowaniu z całą powagą swoich
dwudziestu dwóch lat. Marzy o sprawiedliwości. Tego,
co jej zrobiono, jej i innym, wcale nie uważa za niegroźne i wybaczalne. Jej historia? Tak, opowie ją. Historię
zaledwie piętnastolatki zauważonej przez Muammara
Kaddafiego podczas wizyty Wodza w jej szkole, uprowadzonej następnego dnia i przeznaczonej, wraz z innymi,
na jego seksualną niewolnicę. Przetrzymywanej przez
kilka lat w warownej rezydencji Bab al-Azizijja, bitej,
gwałconej, obiektu perwersji opętanego seksem tyrana.
To on odebrał jej dziewictwo i młodość, pozbawiając
tym samym szans na jakąkolwiek godną przyszłość w libijskim społeczeństwie. Oto gorycz porażki. Rodzina,
po opłakaniu jej i zakończeniu lamentów, uznała Sorayę
za ladacznicę. Nie do uratowania. A ona, uzależniona
od tytoniu, nie potrafiła się odnaleźć, nie wiedziała, co
robić.
Słuchałam jak ogłuszona.
Wróciłam do Francji wstrząśnięta. Opowiedziałam
historię Sorai w „Le Monde”, nie ujawniając jej twarzy
ani personaliów. To zbyt niebezpieczne. Już wystarczy
zła, które jej wyrządzono. Moją opowieść przełożono
i przedrukowano na całym świecie: oto po raz pierwszy
16
ktoś dotarł do świadectwa jednej z dziewczyn z Bab al-Azizijja, miejsca pełnego tajemnic. Strony internetowe
kaddafistów zdementowały tę relację, oburzone niszczeniem wizerunku ich bohatera, który przecież tyle zrobił
dla „wyzwolenia” kobiet! Inne, mimo braku złudzeń co
do obyczajów Wodza, uznały je za tak wstrząsające, że
aż trudne do uwierzenia. Sorayę próbowały odnaleźć
zagraniczne media. Na próżno.
Ja sama nie wątpiłam w jej relację ani przez chwilę.
Zewsząd docierały do mnie bardzo podobne historie, dowodząc prawdziwości istnienia wielu innych Sorai. Dowiedziałam się, że uprowadzano kobiety setkami – na godzinę, na noc, na tydzień albo i na rok – i zmuszano je,
siłą lub szantażem, do poddania się fantazjom i agresji
seksualnej Kaddafiego. Że satrapa dysponował siecią,
w którą uwikłani byli dyplomaci, żołnierze, strażnicy,
pracownicy administracji i protokołu dyplomatycznego,
dostarczającą mu młodych kobiet (lub mężczyzn) dla
zaspokojenia jego codziennych potrzeb. Odkryłam, że
ojcowie i mężowie zamykali córki i żony w domach, żeby
ustrzec je przed wzrokiem i pożądaniem Wodza. Zrozumiałam, że tyran – urodzony w bardzo biednej rodzinie
beduińskiej – uważał seks za formę sprawowania rządów. Opętała go idea posiadania żon lub córek możnych
i bogatych, ministrów i generałów, szefów państw i monarchów. Cena nie była istotna. Nie ograniczało go nic.
Jednak nowa Libia wciąż nie jest gotowa, żeby
o tym mówić. To tabu! Jednocześnie społeczeństwo
17
bynajmniej nie odżegnuje się od oskarżenia Kaddafiego
i żąda prześwietlenia czterdziestu dwóch lat podłości
i władzy absolutnej. Odnotowuje okrucieństwa, jakich
doznali więźniowie polityczni, sankcje wymierzone
w przeciwników, tortury i morderstwa na rebeliantach.
Niestrudzenie obnaża tyranię Wodza i jego zepsucie,
jego dwulicowość, obłąkanie, manipulacje i perwersje.
Żąda zadośćuczynienia wszystkim jego ofiarom. Jednak
nikt nie chce słuchać o setkach młodych kobiet, zniewolonych i zgwałconych. Najlepiej byłoby, gdyby się
ukryły albo wyjechały, owinęły chustami jak całunem,
a ból zapakowały i zabrały ze sobą. Najprościej byłoby, gdyby umarły. Niektórzy mężczyźni z ich rodzin są
zresztą gotowi na takie rozwiązanie…
Aby spotkać się z Sorayą, wróciłam do Libii ponownie. Zbierałam przy okazji inne historie, bo chciałam
z nich wydobyć prawdę na temat sieci współwinnych
na usługach tyrana. Prowadziłam śledztwo pod ogromną presją; zarówno ofiary, jak i świadkowie wciąż nie są
gotowi na podjęcie tematu. Niektórym z pokrzywdzonych grozi się i je zastrasza. „Proszę zostawić ten temat.
Dla pani własnego dobra i dla dobra Libii”, radziło mi
przez telefon kilku moich rozmówców, zanim przerywali
połączenie. Pewien młody, brodaty człowiek, uczestnik
procederu handlu kobietami, ze swojej celi w więzieniu
w Misracie, gdzie spędza czas na czytaniu Koranu, rzucił zirytowany: „Kaddafi nie żyje! Jest martwy! Czemu
18
chce pani grzebać w kompromitujących go sekretach?”.
Libijski minister obrony Usama al-Dżuwali jest podobnego zdania: „To powód do wstydu i upokorzenia dla
całego narodu. Kiedy myślę o krzywdach, jakie wyrządzono tylu młodym ludziom, w tym także żołnierzom,
czuję obrzydzenie! Zapewniam panią, że lepiej to przemilczeć. Libijczycy czują się zbrukani i chcieliby o tym
zapomnieć”.
Ach tak? Istnieją zatem dwie kategorie zbrodni: te,
które się ujawnia, i te, które się ukrywa jak małe, podłe
sekrety? Istnieją obok siebie szlachetne, piękne ofiary
i ofiary okryte hańbą? Ci, których należy uhonorować,
wynagrodzić, i ci, o których trzeba koniecznie zapomnieć? O nie, ja się na to nie godzę! Opowieść Sorai to
nie jakaś tam historyjka. Przestępstwa przeciwko kobietom – o których świat mówi z nonszalancją, wycierając
sobie nimi gębę – są tematem ważnym.
Świadectwo Sorai jest wyrazem jej odwagi i powinno być traktowane jak dokument. Spisałam je pod jej
dyktando. Ona sama potrafi opowiadać, ma świetną
pamięć. Nie zgadza się na zmowę milczenia. Żaden sąd,
nigdy, nie odda jej sprawiedliwości; może nawet w jej
własnym kraju, zawziętym, by nie dostrzegać cierpienia
ofiar Muammara Kaddafiego w systemie stworzonym
przez tyrana. Pozostanie jednak po niej opowieść, która
dowodzi, że – podczas gdy dyktator puszył się jak pan
świata na forum ONZ, podczas gdy rozwijano przed
19
nim czerwone dywany i witano fanfarami, podczas gdy
jego amazonki budziły zainteresowanie, fascynację albo
śmiech – w jego siedzibie, w ogromnej Bab al-Azizija,
czy raczej w tamtejszych wilgotnych podziemiach, Kaddafi więził młode kobiety. Które trafiały tam, gdy były
jeszcze dziećmi.
20
Spis treści
Prolog.. ........................................
9
Część pierwsza
Opowieść Sorai..............................
21
Część DRUGA
Śledztwo DzienNikarskie................ 165
Epilog.. ......................................... 309
21

Podobne dokumenty