A wtedy przeszedł mnie dreszcz…
Transkrypt
A wtedy przeszedł mnie dreszcz…
Dawid Wiśniewski, kl. III b „Potem Abraham sięgnął ręką po nóż, aby zabić swego syna” Księga rodzaju, 22,9 A wtedy przeszedł mnie dreszcz… Szedł po mnie. Czułem to w kościach, szybkim, nieregularnym oddechu i jękach innych ludzi przebywających w tej śmierdzącej piwnicy. Jerry Rzeźnik, bo tak go nazywają, więził nas tutaj od miesiąca, nie dając nadziei na wolność. Nas? Właściwie nie wiem czy mogę tak mówić. Tego przeklętego dnia byliśmy razem- ja i moja córeczka. Mówiła: „Tatusiu! Patrz! Motylek!”. Jest taka piękna. Jasnowłosa dziewczynka z zawsze uśmiechniętymi oczami. Te oczy były moim słońcem na pochmurnym niebie. Odkąd zostaliśmy rozdzieleni nie widziałem światła, ciągle tylko oddycham ciemnością, obżeram się nią. Mam nadzieję, że Małej nie stało się nic złego. Ona na pewno żyje i jest gdzieś w pobliżu. Właśnie rozbolała mnie głowa. Może to dlatego, że był coraz bliżej. Jakieś kobiety zawodziły, lamentowały i biły pięściami w kraty drzwi. Oczekiwały, że może ktoś je uratuje. Ja już dawno straciłem nadzieję. Oprócz mnie jest tutaj jeszcze jeden mężczyzna, ale on nie musi się już niczym przejmować. Od kilku dni nie wykazuje żadnych oznak życia. Jest szczęściarzem, że w zaistniałych okolicznościach może oddychać zupełnie innym powietrzem. Nagle usłyszałem szczekanie psa. Było tak przeraźliwe jakby dawno nic nie jadł i niespodziewanie nadarzyła mu się okazja, by coś przegryźć. Wstrzymałem oddech. W podziemiu zapanowała cisza. Jedna tylko płakała i modliła się głośno. Wiedziałem, że zaraz w ciemne wnętrze zapuści się również sam pan czworonoga- Rzeźnik. Po chwili dało się słyszeć dźwięk jego kroków stawianych na schodach. Założył dziś nowe buty. Stąpał w charakterystyczny sposób, jakby chciał, aby go usłyszano. Echo jego odgłosu jeszcze przez jakiś czas dzwoniło mi w uszach. Gdy wszedł, uciszył zwierzę, a potem podszedł do płaczącej kobiety. Błagała go, żeby nic jej nie robił, ale on był bezwzględny. Kobiecina tylko raz pozwoliła sobie krzyknąć: „Pomocy!!!” i parę sekund później przed moją celą przepłynęła wąska strużka tętniczej krwi. Jej głowa turlała się ciemnym korytarzem do momentu aż zatrzymała ją zimna, 1 mokra ściana. Rozjuszony pies natychmiast zajął się nią. Najbardziej smakowały mu oczy. Byłem w szoku. Teraz już wiem, dlaczego Jerry zyskał taki przydomek. Kiedy wychodził trzasnął drzwiami. Ciemność stała się ciemniejsza, a cisza była cicha jak nigdy dotąd. Nieprzerwane kapanie wody z sufitu przypominało uderzenie młotkiem w bolącą głowę. Jęknąłem z zimna, a mój głos powrócił echem, jakbym znajdował się w jakiejś rozległej pieczarze pachnącej wilgotną ziemią i pleśnią. Kiedy tak myślałem o niczym, usłyszałem warkot silnika. To z pewnością Rzeźnik wyjeżdżał z garażu swoim lśniącym autem. Pewnie szuka kolejnych ofiar. Ten człowiek to jakiś psychopata. Psychopata, którego należy się bać. Jest jak najgorszy koszmar, z którego nie można się wybudzić. Wtedy pomyślałem, że jeśli jest coraz dalej nie może zrobić mi nic złego. Rozpocząłem walkę z drzwiami. Grube, drewniane deski nie ustępowały. Z zaangażowaniem kopałem. Jeszcze tylko trochę i będę wolny. Wejście zaskrzypiało, zatrzęsło się i po chwili ukazała się kolejna warstwa mrocznej czeluści. Natychmiast pobiegłem do celi córki. Ten psychol zostawił tam latarkę. Od teraz wnętrze piwnicy pojaśniało od nikłego światła. Miejsce było takie jak je sobie wyobrażałem: na ścianach była krew, a w kącie stały zakurzone, tekturowe pudła. Nie chciałem znać ich zawartości. Uwolniłem moja małą córeczkę i wybiegliśmy stamtąd. Z całej siły trzasnąłem drzwiami, aby mieć pewność, że już tam nie wrócę. Naturalne światło słoneczne oślepiło mnie na krótką chwilę. Potem dostrzegłem, że Mała jest strasznie blada. Zapytała tylko czy możemy już iść do domu. To chyba najtrudniejsze pytanie jakie mogłaby mi zadać w tej chwili ta sześciolatka. Nic nie odpowiedziałem i szybko pognaliśmy schodami w górę, mając nadzieje, że wkrótce opuścimy ten okropny dom. Niestety, coś nam przeszkodziło. Ślizgaliśmy się w dziwnie gęstej wodzie. Zauważyłem w niej na wpół rozpuszczone kawałki ciała, ludzkie głowy o wykrzywionych twarzach oraz wychudłe ramiona. Mimo zaawansowanego rozkładu na jednej z głów widać było włosy. Spomiędzy mięśni ramienia wystawała pokaźna kość. Moje dziecko to widziało. Było mi przykro. Zasłoniłem jej oczy apaszką, którą miała na szyi i powiedziałem, że jest bezpieczna. Na pewno tego potrzebowała, ale strach był silniejszy. Korytarz kończył się obdrapanymi drzwiami. Bez wahania pociągnąłem za klamkę. Moim oczom ukazał się nowocześnie urządzony pokój. Na ścianie wisiał ogromny regał na książki. Literatura dotyczyła kultury cywilizacji Majów. Nie byłem tym zainteresowany, więc ruszyliśmy dalej. Nagle usłyszałem ludzki jęk, choć jakby zniekształcony. Straszliwy, mrożący krew w żyłach jęk bólu. Brzmiał prawie jak wołanie o pomoc. Tyle, że zamiast „pomocy” słychać było coś jakby „omosyyy”. Dźwięk dobiegał zza fotela. Ruszyłem w tym kierunku, pozostawiając dziecko w bezpiecznej odległości. Na podłodze leżał mężczyzna z brutalnie ogolona głową. W jego przekrwionych oczach malowały się strach i ból. Jego usta były pełne krwi. Ale dlaczego mówił tak dziwnie? Popatrzyłem w dół. We wnętrzu dłoni leżał bezwładnie ludzki język. Z przerażenia zwymiotowałem na boku i uciekłem z tego pomieszczenia. Znaleźliśmy się w kuchni, z której wydobywał się nieprzyjemny zapach. Nie wiedziałem, co było 2 tego przyczyną. Chciałem jak najszybciej opuścić ten dom, ale najwyraźniej był on jak labirynt. Im dłużej tam przebywałem, tym bardziej się gubiłem. Na stole leżała ludzka czaszka. W jej oczodołach tkwiły długopisy jak strzała w pięcie Achillesa. To było dla mnie niewyobrażalne. Jak Rzeźnik mógł pisać listę zakupów przy czymś takim. Jego gust przewyższał moje możliwości. Wtedy z niemocy odwróciłem się, czego potem bardzo żałowałem, bo czekała mnie jeszcze jedna niespodzianka. W niedużym garczku gotowały się jelita, tuż obok wisiała dobrze zakonserwowana skóra, a gdyby tego było mało, w mikrofalówce leżało bijące serce. Nie wytrzymałem. Nie chciałem dłużej szukać wyjścia. Dźwignąłem krzesło i wybiłem szybę w oknie. Po chwili byliśmy na zewnątrz. Dom nawet z tej strony wydawał się ponury. Odsłoniłem Małej oczy. Była przestraszona. Wolę nie myśleć, co by było gdyby to wszystko widziała. Uścisnąłem ją mocno, żeby czuła moją obecność. Wtedy za moimi plecami ktoś się odezwał: -Jak wam się podobały moje okazy? Mam nadzieję, że zrobiły na was dobre wrażenie- to był Rzeźnik. Pierwszy raz słyszałem jego głos. Zawierał ironię i był przesycony jadem. - Nieładnie tak wychodzić bez pozwolenia- odezwał się ponownie i pchnął mnie tak, że upadłem na ziemię. Poczułem pierwszą paraliżującą falę bólu. Następnie wyjął nóż. Jego ostrze zanurzyło się w moich plecach i opadło w dół, rozcinając ciało. Na skutek wstrząsu zawartość żołądka podjechała mi do gardła. - Niestety będę musiał odciąć ci żebra zwykłymi cęgami. Obawiam się, że nie dysponuję pobijakiem- wyszeptał i roześmiał się szyderczo. Teraz mógł być z siebie dumny. W końcu odwalił kawał dobrej roboty, utrzymując mnie przy życiu, tak bym cierpiał, ale był przytomny. Zaraz potem dotarł do mojego serca. Czułem jak trzymał je w dłoni. Poczułem niewyobrażalny ból. Ciemność. Ból. Jęk. Wiedziałem, że to jest już koniec. 3