szeroki_margines numer strony

Transkrypt

szeroki_margines numer strony
Odbieranie książek
Starszy brat Jana Sebastiana, przyłapawszy przyszłego geniusza na kopiowaniu nut, zabrał mu
jego zeszyt z wypisami.
Oddany do internatu Mauriaczek, przyszły twórca Kłębowiska żmij, musiał dobrze uważać, aby
w porze odrabiania lekcji nie przyłapano go na lekturze Lotiego. Przyszłoby mu pożegnać się z tym
Rybakiem islandzkim.
Reymontowa odbierała mężowi książki obcych autorów. Wedle tej herod-baby czas pisarza
mającego u wydawców wielkie wzięcie winien być całkowicie przeznaczony na tworzenie. Jego
czas to pieniądz. Czytanie w tej sytuacji to strata finansowa.
W powieści 451 stopni Fahrenheita przedstawiono społeczeństwo, w którym jakiekolwiek
książki są niedozwolone. Strażacy krążą swoim wozem po mieście – nie po to, aby gasić pożary,
lecz by je wzniecać. Ujawnione prywatne księgozbiory lądują na stosie. Miłośnicy literatury uczą
się na pamięć słynnych dzieł – Szekspira, Dickensa, Stendhala...
Ale sytuacja taka nie musi być wyłącznie tworem fantazji. W życiu też się zdarza coś
podobnego. Zbuntowana wobec komunistycznego systemu Cwietajewa uczyła się na pamięć
własnych wierszy, po czym niszczyła rękopisy. Wszystko po to, żeby uniknąć fatalnych skutków
rewizji.
Komora celna na Okęciu w połowie lat siedemdziesiątych. Moja znajoma, która właśnie
przyleciała z Ameryki, otwiera swoją walizkę. Liczy na to, że znajdujący się w niej egzemplarz
Doktora Żywago ujdzie uwagi celnika. Niestety, książka została zarekwirowana. Ale nie przez
funkcjonariusza. Stojący w tej samej kolejce podróżny chapnął ją bezczelnie, świadom, że
właścicielka nic mu zrobić nie może.
Co się tyczy piszącego te słowa, chapnięto mu Pinokia.
Książka została skonfiskowana przez te same osoby, które ją niegdyś dały. Zagarnięta przez
dawnych ofiarodawców. Byli szczodrzy, dopóki im się coś nie urodziło. Liczyłem sobie dziewięć
wiosen, gdy przyszła na świat moja kuzynka. Podrosła trochę i trzeba się było zatroszczyć o lekturę
dla córuchny. Wujek i wujenka przypomnieli sobie o podarowanym mi kilka lat wcześniej Pinokiu.
No i cofnięto ten prezent.
A ja już zdążyłem się zżyć z Pinokiem, przywiązać się do wisusa. Z kpiącym uśmiechem:
„Płakałeś nad tym patykiem – wspominała dawne czasy matka. – Uczuciowy byłeś.”
Cudowna książka. Jaki pomysłowy a strawny, nienachalny jest jej dydaktyzm. A więc to, że
wałkonienie się i zabawowy styl życia prowadzą do oślich uszu. A przedtem – ostrzeżenie przed
oszustami. Kot symulujący ślepotę, lis udający chromego, dwóch cwaniaków żerujących na
naiwności niedoświadczonego, zielonego małolata – w tym wątku tkwi także dyskretna acz
sugestywna przestroga. Idealna lektura, połączenie rozrywki z walorami wychowawczymi. Humor,
liryzm. Kalejdoskopowy ciąg przygód i coś ku zaspokojeniu budzącej się około dwunastego roku
życia erotyki. Dla pędraka płci męskiej kapitalna powiastka.
Odebrano mi, by dać ją dziewusze.
Do grona spragnionych a niezaspokojonych czytelników można by na upartego zaliczyć
Tadeusza Kościuszkę. Obiektem jego tęsknot był księgozbiór królewski. Nie o powieści ani wiersze
tym razem szło, lecz o mapy. Stanisław August miał wspaniałą kolekcję dokładnych, aktualnych
map. Kościuszko zwrócił się do króla z uprzejmą prośbą o ich udostępnienie. Posługiwanie się
1
dobrymi mapami w trakcie kampanii to połowa zwycięstwa – tłumaczył przywódca Insurekcji – a
to, czym dysponuje jego sztab, to śmiecie. W obawie, że jego nowiutkie, świeżutkie mapy zbrukają
się w wojskowym obozie, Poniatoszczak odrzucił prośbę Naczelnika. Poza tym – argumentował –
w podróży potrzeba mu map dla orientacji, gdzie najlepiej zarządzić postój i zatrzymać się na
obiad.
I pomyśleć: wygrana bitwa pod Maciejowicami, uniknięcie trzeciego rozbioru, oszczędzenie
Polsce przeszło stuletniej niewoli – wszystko to byłoby możliwe, gdyby ostatni król nie okazał się
małostkowym, nieużytym sobkiem.
Czytając pamiętniki Niemcewicza i zawartą w nich historię z mapami odczuwa się pewne
zniecierpliwienie i rozczarowanie wobec Kościuszki. On, wyposażony we władzę dyktatorską,
niepotrzebnie cackał się z ukoronowanym niedołęgą i sybarytą. Czemu nie wysłał na Zamek
plutonu żołnierzy z rozkazem zabrania tego, co mu było potrzebne? Po prostu!
Oto wyjątkowy w dziejach przypadek, kiedy odebranie książki – tym razem atlasu
geograficznego – byłoby czynem godnym najwyższej pochwały. Ale właśnie wtedy do odebrania
nie doszło. Kościuszko jak na dyktatora był zbyt dobrotliwy.
2