Polski maraton teatralny w Moskwie zakończony?

Transkrypt

Polski maraton teatralny w Moskwie zakończony?
Polski maraton teatralny w Moskwie
zakończony?
Pod koniec polskiego maratonu teatralnego w Moskwie dwukrotnie w Centrum Meyerholda
został pokazany spektakl według sztuki Arystofanesa „Ptaki” z repertuaru Stowarzyszenia
Teatralnego „CHOREA” z Łodzi.
Jego prezes, Tomasz Rodowicz, filozof i reżyser w wywiadzie dla radia „Głos Rosji” powiedział…
"Jest to mój drugi pobyt w Moskwie. Tutaj w Centrum Meyerholda byłem z "Metamorfozami"
według Apulejusza, i to jest nasz drugi pobyt, już jako CHOREA, razem z międzynarodową
produkcją teatralną, razem z reżyserem z Earthfall - grupy brytyjskiej, z którą współpracujemy od
lat, właśnie z "Ptakami", a właściwie "Po Ptakach" według Arystofanesa.
W 2003 roku grupa artystów postanowiła opuścić Gardzienice i pójść własną drogą. Czuliśmy, że
jest czas, kiedy należy bardzo mocno wkroczyć we współczesność, w to co dotyczy dzisiejszego
świata, nie szukać analogii, tylko bardzo mocno zadawać pytania o to, co nas dzisiaj dotyczy.
A specyfiką naszego teatru jest uruchomienie aktora na wszystkich jego poziomach, po to, żeby
mógł śpiewać, tańczyć i mówić tekst jednocześnie. Organicznie powiązane ze sobą trzy elementy.
Stąd jest nazwa, ze starogreckiego słowa chorea, czyli trójjednia.
Ja myślę, że nowa chorea bardzo potrzebna jest teatrowi współczesnemu, który bardzo się podzielił,
już nie mówię o takim podziale klasycznym jak balet, opera, czy teatr repertuarowy oparty na
tekstach i na gadających głowach.
Dzisiejsza estetyka i nowe prądy wymagają bardzo dużej sprawności aktora, który powinien
współdziałać wszystkimi możliwymi środkami. To co mu natura dała, tylko to należy połączyć,
oddzielić, wytrenować i otworzyć w nim, żeby mógł być rzeczywiście aktorem totalnym. Sięgamy
po tą Grecję tylko po to, żeby się zapytać, zobaczyć siebie w tym zwierciadle sprzed 2,5 tysiąca lat.
My nie robimy castingów jako takich. Robimy wielokrotne warsztaty, ponieważ nie pracujemy na
gwiazdy. Uważamy, że energia teatru zawiera się w grupach, nie w gwiazdach. W twórczych,
kreatywnych grupach teatralnych, które własnym językiem mówią społeczeństwu i światu o tym, co
jest ważne, co jest ludzkie, co jest niebezpieczne i żeby nie używać gwałtu, nie używać siły, tylko
wyciągać wnioski. Wtedy możemy wierzyć, że te zmiany, które są potrzebne światu, nie muszą
polegać na rozlewaniu krwi, tylko na tym, żeby ostrzegać ludzi i kazać im zacząć myśleć.
Według mnie sztuka i uprawianie sztuki ma tylko ten sens, jeden, to znaczy robić człowieka
lepszym, mądrzejszym i świat wokół tego też polepszać. Ludzie są wrażliwi i myślą i słuchają.
Jeżeli im się daje głupoty do oglądania, to są głupi. Jeżeli im daje się mądre rzeczy, to stają się
mądrzejsi. Rolą naszą i sztuki jest uczyć słuchać ludzi, po to właśnie, żeby nie było rozlewu krwi,
po to, żeby nie było gwałtu, tylko po to, żeby szukać rozwiązań i polepszać ten świat.
Jesteśmy teraz w Centrum Meyerholda, jednym z najważniejszych miejsc, jeśli chodzi o
poszukiwania i eksperymenty w teatrze w Rosji. Jestem tu drugi raz i wiem, że to miejsce jest
naznaczone nie tylko imieniem człowieka, który tworzył historię teatru, ale też swoją działalnością,
która przyciąga najciekawsze zjawiska z całej Europy i ze świata do Rosji i do Moskwy.
Oczywiście, że życie samego Meyerholda jest osobną historią i osobnym dramatem, tragedią,
właściwie nawet nie grecką, tylko dużo gorszą, dużo straszniejszą, bo nie można z niej wyciągnąć
żadnych morałów, tylko widzieć krzywdę i zmarnowanie wielkiego geniuszu. Bezpośrednio na
moją działalność artystyczną nie miał wpływu. Natomiast pośrednio tak, przez takie postacie przed
wszystkim jak Grotowski, który fascynował się Meyerholdem. Nie używał sam jego metody,
natomiast na pewno był pod silnym jego wpływem. A ja z kolei spotykając Grotowskiego na swojej
drodze, dużo z nim współpracując, przejmowałem też pewnego rodzaju etos. I wydaje mi się, że to
co nas łączy, to ten etos myślenia o teatrze. Czyli że teatr rzeczywiście jest najważniejszym
środkiem przekazu. Nie ma sprawiać przyjemności i zabawy, tylko ma stawiać pytania i
metafizycznie pytać o sens świata i sztuki. I tak poważnie się go traktuje, jakby to była kwestia
życia i śmierci. I w tej tradycji widzę siebie. Dla mnie też teatr nie jest miejscem, które ma być
miejscem rozrywki czy uprzyjemniania ludziom życia, tylko ma być miejscem zadawania trudnych
pytań. Sobie zadaję trudne pytania poprzez sztukę i chcę, żeby ludzie też zadawali sobie takie
pytania, bo tylko poprzez takie pytania stajemy się mądrzejsi. Tylko wtedy mamy szansę posuwać
się do przodu i wiedzieć że każdego dnia możemy posuwać się w przód.
Ten przyjazd tutaj, dla mnie drugi, a właściwie pierwszy prawdziwy - z moją grupą, z ludźmi z
którymi współpracuję i tworzymy od nowa taki język, jest niby zakończeniem roku i takiego sezonu
polskiego teatru w Rosji i w Moskwie, a dla mnie osobiście jest początkiem. Jutro mamy master
class, rodzaj warsztatów z grupą aktorów. Dla mnie to jest początek, myślę że ta współpraca i
rodzaj naszej bytności tutaj powinien mieć bardziej systematyczne i cykliczne rytmy. Chcemy tu
wrócić. Myślę, że publiczność tutejsza jest dla nas bardzo ważna, dlatego że reaguje emocją, wtedy
człowiek dłużej pamięta i zostaje z takim pytaniem. Potem chcemy wracać tutaj i zadawać następne
pytania."
Jego myśl kontynuowała teatrolog Alona Karas z Moskwy:
„Ja zawsze kochałam polski teatr, jak wielu u nas w Rosji, jest jakaś tajna więź między nami, którą
zawsze czułam. Smutne, że w swoim czasie tacy geniusze polskiej reżyserii jak Grotowski czy
Kantor, ani razu nie wystąpili przed naszą publicznością, gdyż w czasach Związku Radzieckiego
uważano ich za „persona non grata” z powodu niezależności umysłów i odważnych eksperymentów
teatralnych. Ale przyjeżdżał do nas Andrzej Wajda, bywał też Grzegorzewski, ale rzadko. Krystian
Lupa został zaproszony na Festiwal Czechowa, gdy był już w podeszłym wieku i pamiętam, co mi
powiedział: „Często widziałem rosyjskie krajobrazy w snach i jak trzy siostry Czechowa ze łzami w
oczach szeptałem: „Do Moskwy, do Moskwy!...”
W 2011 roku, można powiedzieć, stał się cud – kontynuuje Alona Karas. – W ramach rosyjskiego
festiwalu teatralnego „Złota maska” odbył się pokaz spektakli nie tylko Krystiana Lupy, ale także
Krzysztofa Warlikowskiego, Grzegorza Jarzyny i innych utalentowanych przedstawicieli
współczesnego teatru polskiego. To było wiosną, a jesienią teatralny maraton był kontynuowany!
Nasza publiczność wysoko oceniła wspaniały spektakl „Niżyński” z Łodzi, głęboką, nową
interpretację „Braci Karamazow” (teatr „Prowizorium” z Lublina), prowokacyjny spektakl „Niech
żyje wojna!” z Wałbrzycha… To nie jest kompletna lista dzieł polskich reżyserów i aktorów,
których widzieliśmy w Moskwie. Przekonaliśmy się, że współczesny polski teatr rozwija się na
jednocześnie w wielu kierunkach – dlatego jest on ciekawy dla nas w Rosji!
W ślad za panem Rodowiczem z Łodzi, nie chcemy, aby maraton teatralny się zakończył w 2011
roku, spodziewamy się jego kontynuacji! Przecież w rzeczywistości wzajemne zainteresowanie
Rosjan i Polaków sztuką sceniczną swoich przyjaciół jest bardzo silne i nigdzie nie zniknie, dlatego
nie powinno być przykrych pauz w naszych kontaktach,” – mówi Alona Karas, teatrolog z Moskwy.