Nie chcą sypać, a jednak sypiąHit!

Transkrypt

Nie chcą sypać, a jednak sypiąHit!
Nie chcą sypać, a jednak sypią
Janusz Wojciechowski
Poseł do Parlamentu Europejskiego
Przewodniczący Komisji Nadzwyczajnej ds. Zmian w Kodyfikacjach Sejmu IV kadencji
W artykule „Przedsiębiorcy nie chcą sypać” (Rzeczpospolita z 5 lutego 2007 r.) Aleksandra Fandrejewska przekonuje o niewielkiej skuteczności wprowadzonego w 2003 roku przepisu o bezkarności osoby wręczającej łapówkę, w sytuacji, gdy osoba ta sama ten fakt ujawni. Autorka stwierdza, że takich zawiadomień jest około stu rocznie, w tym zaledwie kilkanaście pochodzi od przedsiębiorców.
Byłem w Sejmie twórcą przepisu o bezkarności samooskarżającego się łapówkodawcy i uważam, że przepis się sprawdził i spowodował istotny postęp w walce z korupcją. Autorka nie zapytała o opinię przedstawicieli organów ścigania, a te są jednoznacznie pozytywne. Sto ujawnianych rocznie spraw korupcyjnych na skutek zawiadomienia osób wręczających łapówki, to dla autorki „zaledwie”. Ja twierdzę, że to jest„aż”, a nie „zaledwie”. Raz na trzy, cztery dni ktoś w Polsce mówi „dość”, idzie na policję lub do prokuratury, zawiadamia, że nieuczciwy urzędnik wziął od niego łapówkę ­ i wraca do domu, a nie jak kiedyś, odmaszerowuje do więzienia.
Nikt rozsądny nie spodziewał się, że zawiadomienia o łapówkach pójdą w tysiące. Polska jest skorumpowana, ale przecież nie do tego stopnia, żeby przekupnych urzędników, policjantów, czy lekarzy mierzyć tysiącami. Ja sądzę, może nazbyt optymistycznie, że liczyć ich trzeba w setkach. Ale nawet gdyby hufce skorumpowanych funkcjonariuszy państwowych mierzyć tysiącami, albo i dziesiątkami tysięcy, to i tak każda setka nieuczciwych, wydanych sprawiedliwości, oznacza istotny postęp w walce z korupcją. Dostrzec też trzeba prewencyjną moc przepisu, oczywistą, choć niemierzalną. Kiedyś nieuczciwy urzędnik nie musiał się bać się, że ktoś na niego doniesie, bo donoszący sam sobie pisałby wyrok. Dziś ten sam urzędnik musi się bać doniesienia w każdej chwili. Zapewne wielu powstrzymuje ta obawa od wyciągania ręki po łapówkę. To też jest istotny wkład w zapobieganie korupcji. W publikacji przytoczony został przykład przedsiębiorcy budowlanego, który dał łapówkę i się do tego przyznał, a potem miał same problemy. Prokuratura długo badała jego sprawę. Potem oskarżony urzędnik pozwał go do sądu o zniesławienie. A teraz w jego firmie kontrola goni kontrolę. Świetny przykład, tyle, że wniosek z niego płynie dokładnie odwrotny do tez postawionych w artykule, Gdyby nie wprowadzony w 2003 roku przepis, to ten przedsiębiorca, oprócz wszystkich swoich obecnych kłopotów, miałby na głowie jeszcze jeden, najpoważniejszy – za wręczenie łapówki siedziałby w więzieniu. Dziś ma przynajmniej ten przywilej, że nie siedzi i siedział nie będzie. Owszem, nie miałby ów przedsiębiorca żadnego kłopotu, gdyby się do łapówki nie przyznał. Przede wszystkim jednak nie miałby kłopotu urzędnik przez tego przedsiębiorcę oskarżony. Urzędowałby dalej z wyciągniętą łapą, nie niepokojony przez nikogo. Przedsiębiorca miałby spokój, urzędnik miałby spokój. Prokuratura też miałaby spokój – nie ma doniesienia, nie ma sprawy. Jeśli o taki spokój chodzi, to przywróćmy bezwzględną karalność osoby wręczającej łapówkę i korupcjo trwaj.