Darmowy fragment www.bezkartek.pl
Transkrypt
Darmowy fragment www.bezkartek.pl
nt mepl g ra . y f artek w o k rm.bez a D ww w nt mepl g ra . y f artek w o k rm.bez a D ww w 2 nt mepl g ra . y f artek w o k rm.bez a D ww w Tytuł oryginału: The Forbidden Lord Zdjęcie na okładce: Roman Podvysotskiy/www.123rf.com Projekt okładki: Olga Reszelska Copyright © 1999 by Deborah Martin Gonzales Published by arrangement with HarperCollins Publishers. All rights reserved. Copyright © for the Polish translation Wydawnictwo BIS 2011 nt Wszystkie prawa zastrzeżone, mepwl tym prawo g a . r ekjakiejkolwiek do powielania całości lub części formie. y f artw w o Prosimy o nienaruszanie praw autorskich. k m z r e Daww.b w ISBN 978-83-7551-217-5 Wydawnictwo BIS ul. Lędzka 44a 01-446 Warszawa tel. (22) 877-27-05, 877-40-33; fax (22) 837-10-84 e-mail: [email protected] www.wydawnictwobis.com.pl Rozdział 1 O dziecku można powiedzieć, że jest niewinne, jeśli jednak używamy tego słowa w odniesieniu do mężczyzny lub kobiety, jest ono łagodnym określeniem słabości*. Mary Wollstonecraft Wołanie o prawa kobiet Derbyshire, Anglia Marzec 1819 R ównie dobrze mogłabym bawić się w chowanego w cyrkowym namiocie n–t pomyślała Emily e mba llową w wiejskiej reFairchild i omiotła wzrokiem sa lę g a r ek.p t y f ady zydencji markiza Drydena.wKaż z przy najmniej czterystu r o k z m bma gości zaproszonych na skowy miał na sobie kostium, rbal . e Dawwczy na którego kupno dziew na nigdy nie mogłaby sobie pow zwolić. Wśród rozbawionego tłumu na próżno próbowała znaleźć swoją przyjaciółkę, lady Sophie. Gdzież ona się podziewała?! Emily musiała się z nią zobaczyć, by dać jej specjalnie przygotowaną dla niej miksturę. Gdyby jej się nie udało, Sophie byłaby bardzo rozczarowana. – Widziałeś ją, Lawrensie? – spytała kuzyna. Głośna muzyka prawie zagłuszała jej słowa. – Jesteś wyższy ode mnie, rozejrzyj się. Mężczyzna wzruszył ramionami. – Jest tam – wskazał kierunek podbródkiem. – Zajęta jedną z tych bezsensownych czynności, które tak zwani ludzie z towarzystwa uważają za rozrywkę. * Jeżeli nie zaznaczono inaczej, cytaty w tłumaczeniu Anny Bezpiańskiej-Oglęckiej. 5 Czyli tańcem, jak domyśliła się Emily. Uśmiechnęła się do siebie. Biedny Lawrence! Po raz pierwszy od wielu lat przyjechał z wizytą do jej ojca do Willow Crossing i został przez niego zmuszony, by towarzyszyć dziewczynie na balu maskowym – imprezie, którą uważał za „marnowanie czasu”. Przynajmniej nie musiał tańczyć z kuzynką wciąż noszącą żałobę po śmierci matki. Ten okres dobiegał już końca, ale Emily wolała zrezygnować z wymyślnego przebrania. Miała na sobie czarną krynolinę i prostą jedwabną maseczkę zakrywającą połowę twarzy. – Z kim tańczy Sophie? – spytała kuzyna. – Wydaje mi się, że z lordem Blackmore’em. – Tym lordem Blackmore’em? Nie pomyliłeś się? Czy to możliwe, że partnerem Sophie był brat synowej markiza Drydena? nt mepale Emily poczuła ukłucie zazdro ści, g . l zaraz przywołakpeł fra tła e y ła się do porządku. Sophie mia ne prawo tańczyć w kar o z z kimś takim, podczas gdye dla niej na zawsze pozostaarm w.bByła tylko córką pastora, nienie to tylko marzeD niem. w w spokrewnionego z żadnym z wielkich rodów. Miała szczęście, że w ogóle znalazła się na tej sali. Lady Dryden zaprosiła ją, by okazać swą wdzięczność za coś, co Emily dla niej zrobiła. Nie czuła się w obowiązku przedstawienia dziewczyny swoim bogatym przyjaciołom, z których większość przyjechała na bal aż z Londynu. Swoją drogą, ciekawe, jakie to uczucie tańczyć z kimś takim jak lord Blackmore? Na pewno porażające, szczególnie jeśli jest przystojnym mężczyzną. Wspięła się na palce, usiłując zobaczyć go przez wycięcia w masce. Dostrzegła jedynie setki peruk i dziwacznych nakryć głowy gości wirujących w tańcu. – Tańczą walca, prawda? – zwróciła się do kuzyna. – Czy lord Blackmore wygląda na zadowolonego? 6 – Niby dlaczego? – padła odpowiedź – Przecież tańczy. Poza tym jego partnerką jest Sophie. Biedak zasługuje na lepszy los. – Jak mam to rozumieć? – To wybitny człowiek. Jest jednym z najmłodszych członków Izby Lordów, a do tego autorem wielu reform mających poprawić los biedaków. – Uważasz, że Sophie nie pasuje do niego? Lawrence skrzywił się. – Przykro mi to mówić, ale twoja przyjaciółka to raczej lekkomyślna i niezbyt lotna osóbka, całkowicie nieodpowiednia dla dżentelmena o takiej inteligencji i obyciu. – Nieprawda! Nic o niej nie wiesz! Przecież poznałeś ją zaledwie wczoraj! – Przez całą wizytę czyniła mi afronty. Widocznie t sługuje na lepsze uznała, że londyński adwokat nie nza mepl traktowanie. g ra ek. y f abrzmiał Choć starał się, by jegowgłos nonszalancko, nie rt o k z potrafił ukryć urazy.aEmi rm.blye się uśmiechnęła. Dwa w – Źle zinterpreto łeś jej zachowanie. Nie lekceważyw w ła cię. Przeraziłeś ją. – Naprawdę? – spytał z niedowierzaniem. – Niby dlaczego córka markiza miałaby się mnie bać? Rzuciła mu krótkie spojrzenie. Jak wielu młodych mężczyzn obecnych na sali, Lawrence nie zawracał sobie głowy kostiumem i jedynym jego przebraniem tego wieczoru była prosta maska zasłaniająca tylko górną część twarzy. W oczy rzucały się jego bujne, kasztanowe loki. Niewątpliwie to oraz cięty język sprawiło, że nieśmiała Sophie czuła się w jego obecności wyjątkowo niepewnie. – Dlaczegóż to miałaby się mnie bać? – Ponieważ, mój drogi kuzynie, jesteś mężczyzną. Przystojnym, pewnym siebie i przerażającym. Ponieważ sprawiał wrażenie nie do końca przekonanego, dodała: 7 – Uwierz mi, wczoraj Sophie aż za dobrze zdawała sobie sprawę z twojej obecności. Właśnie dlatego, dopóki byłeś w pokoju, nie mogłam wydusić z niej jednego sensownego zdania. – To jakieś bzdury! Kobieta z jej pozycją… Ładna, bogata… Nie musi się niczego obawiać. Gdy nadejdzie czas, będzie miała wielu adoratorów. Wyjdzie za mąż za jakiegoś księcia lub markiza i zamieszka we wspaniałej rezydencji. – Być może, ale to nie znaczy, że przestanie bać się mężczyzn. Nagłe zamieszanie na parkiecie przerwało ich rozmowę. Lawrence wspiął się na palce, by lepiej widzieć. Zmrużył oczy. – Wygląda na to, że już po wszystkim – powiedział. – Jakoś mnie to nie zaskoczyło. nt mepl – Co się stało? g . fradze ek i wieńcu laurowym t yto Łysiejący mężczyzna w r w o zly,kaskutecznie zasłaniając jej na głowie stanął przed rmEmi a .be D jej wte widok. Przydałby się raz taboret! w w – Co się tam dzieje? – Ojciec Sophie właśnie wyrwał ją z objęć Blackmore’a. Lord Nesfield jest skończonym głupcem. Teraz na niego krzyczy. Lawrence wyciągnął szyję, by jeszcze lepiej widzieć rozgrywającą się na parkiecie scenę. – Biedna Sophie! Musi być przerażona – szepnęła Emily. – Ona? A co z Blackmore’em?... Czekaj… – Lawrence poprawił przechyloną maskę. – Brawo! Tak się postępuje z głupcami! Emily wspięła się na palce, ale jedyne, co dostrzegła, to czyjeś wysokie nakrycie głowy. – Co tam się dzieje? – spytała kuzyna niecierpliwie. – Co on robi? 8 – Po prostu odchodzi, zachowując kamienny spokój. Nesfield idzie za nim, wygrażając, ale on nie zwraca na niego uwagi. Ojciec twojej przyjaciółki wyszedł na kompletnego głupca. – Nie rozumiem, dlaczego nie podobało mu się, że Sophie zatańczyła z Blackmore’em? Z szeptów otaczających ją gości wywnioskowała, że większość obecnych na sali osób także się nad tym zastanawia. – Nesfield to główny przeciwnik Blackmore’a w parlamencie – odpowiedział kwaśno Lawrence. – Markiz uważa, że pomoc biedakom może ich rozzuchwalić i zachęcić do buntu przeciwko arystokracji. Blackmore jest dla niego wichrzycielem i awanturnikiem, zupełnie nieodpowiednim dla czystej i niewinnej Sophie. – Markiz zawsze staje się podejrzliwy, gdy chodzi o jego córkę – odpowiedziała Emily. nt– Gdy Sophie była mena. l Właśnie dlatego mała, bał się, że zostanie po rwa g k.p nigdy nie pozwalał fraOj e t y dziewczyna boi się mężczyzn. ciec ar ow zkca jej nawet rozmawiaćarzmchłop mi w jej wieku. e .b wzdzi Lawrence posłałDjej wione spojrzenie. w w – Przecież Sophie ma brata. – Uciekł z domu, gdy była dzieckiem. Miał chyba siedemnaście lat i zdaje się, że między nim a ojcem doszło do jakiejś kłótni. Mieszka gdzieś na kontynencie. Bez brata i matki, która wcześnie ją osierociła, Sophie jest wyłącznie pod opieką ojca, a ten przekonał ją, że każdy mężczyzna to podejrzane indywiduum. – Bronisz jej, co nie przeszkadza, że lord Nesfield jest głupcem – Nagle wyraz jego twarzy uległ zmianie. – Twoja przyjaciółka do nas idzie. Widać jakoś udało jej się wymknąć ojcu. Daj jej lekarstwo i będziemy mogli iść do domu. Na wszelki wypadek się oddalę, zanim mnie zobaczy i jeszcze bardziej się przerazi. Z drwiącym uśmieszkiem wmieszał się w rozbawiony tłum, a Emily zobaczyła podążającą w jej kierunku przy9 jaciółkę. Sophie wyglądała na mocno zaambarasowaną. Biedactwo! To, co ją spotkało, było tym bardziej przykre, że wyglądała dziś przepięknie. Bal miał być przymiarką do debiutu na salonach, dlatego nie miała na sobie przebrania, ale cudowną jedwabną suknię w kolorze fiołkowym, wspaniale podkreślającą jej drobną figurę i kruczoczarne włosy. Nic dziwnego, że zwróciła uwagę lorda Blackmore’a. Sophie uchwyciła spojrzenie Emily i przyspieszyła kroku. – Widziałaś? – wykrzyknęła, gdy znalazła się przed przyjaciółką. – Nie, ale Lawrence wszystko mi zrelacjonował. Na twarzy dziewczyny pojawiły się rumieńce. – Twój kuzyn był tego świadkiem? Chyba się spalę ze wstydu! To było straszne! Pewnie nikt nie mówi o niczym t innym. en Emily objęła przyjaciółkę. agm.pl k fr tga. – Nic się nie stało, mowjay dro r e Nikt nie będzie cię a o k m bezazchował się nieodpowiednio. za nic winił. To twój oj arciec D w. biegł dreszcz. Emily zrozumiaPrzez ciało Sophie w prze w ła, że jeszcze chwila, a biedactwo zaleje się łzami. Nie mogła do tego dopuścić. Pociągnęła przyjaciółkę na balkon. Gdy upewniła się, że są same, powiedziała: – Uspokój się, kochanie. Już po wszystkim. Musisz się zachowywać tak, jakby nic się nie stało, inaczej jutro rano wszyscy będą plotkować o tym wydarzeniu. Sophie westchnęła i potarła oczy drobną dłonią zaciśniętą w pięść. – Masz rację. Wszyscy mnie obserwują. – Nie przejmuj się! – Emily pogładziła ją po ramieniu i chcąc choć na chwilę odwrócić jej uwagę od niefortunnego zdarzenia, dodała: – Przyniosłam uspokajający eliksir, o który prosiłaś. Twarz przyjaciółki rozjaśnił uśmiech. – Naprawdę? 10