Instytut Historii Marchii Trzyczaszkowskiej
Transkrypt
Instytut Historii Marchii Trzyczaszkowskiej
Instytut Historii Marchii Trzyczaszkowskiej — dział archiwów Dwie Kobiety Jak można się domyślić, przygotowanie chłopa, aby zastępował głowę państwa jest niezmiernie trudne. Zaufani doradcy nie byli zadowoleni z osiągniętego efektu, ale nie pozostało wcale czasu do stracenia. To, że przyszły książę nie pokazywał się przez kilka dni wydawało się już wystarczająco dziwne. Dłuższa zwłoka mogła skłonić niektóre osoby do podejrzeń. Tak się jednak szczęśliwie złożyło, że ani możni ani lud zgromadzony na głównym placu nie zorientowali się w maskaradzie. Książe, zwany później Markiem II Podobnym wykazywał duży talent do improwizacji oraz zadziwiającą, jak na człowieka jego stanu, powściągliwość. Mimo że nie był nigdy kształcony, nie miał obycia towarzyskiego, zachowywał się nad wyraz poprawnie. Nierozpoznanie można zawdzięczać rozsądkowi Marka oraz dobrej reżyserii wszystkich spotkań. Zaufani doradcy robili co mogli, aby nie wzbudzając podejrzeń uniknąć wciągania księcia w rozmowę przez osoby trzecie. O ile etykieta nie była w owych czasach drastycznie różna na dworze i w chłopskiej chacie, to jednak pewne sprawy których nauczyć lub zmienić można. Największym problemem wydawało się spotkanie Marka z nałożnicami. Przezornie, pozwolono mu na spanie tylko z jedną z nich a później przez trzy tygodnie uważnie ją obserwowano. Doradcy nie zauważyli zmiany w zachowaniu dziewczyny, co upewniło ich w przekonaniu, że plan udał się znakomicie. Może doświadczonym politykom nie przyszło do głowy, że nałożnica może przejrzeć ich działania i obmyślić własny plan. Nie po raz pierwszy, ale i nie po raz ostatni, niedocenienie kogoś miało okazać się tragiczne w skutkach. Katarzyna zorientowała się już pierwszej nocy, że w jej łożu nie spoczywa książę. Szybko upewniła się w swych podejrzeniach a później skłonny do zwierzeń Marek opowiedział jej całą historię. Nie zaufał jej tylko dlatego, że dzieli razem łoże. Wśród tłumu obcych i nieszczerych ludzi Marek cierpiał straszliwą samotność. Wydawało mu się, że ma z nią więcej wspólnego niż z pozostałymi osobami w zamku. Wydawało mu się, że ponieważ pochodzi z tego samego stanu co on, zrozumie dobrze jego sytuację. Owszem, Katarzyna słuchała wszystkich jego opowieści. Ba, robiła to bardzo gorliwie. Ale jej celem nie było osłodzenie Markowi samotności, tylko poszukanie maksymalnych korzyści. Szybko zdecydowała się na działanie, które jednak powoli wprowadzała w życie. Wiedziała, że musi zrobić wszystko, aby nie odsunięto Marka od władzy. Mieszkała już dostatecznie długo na dworze, by wiedzieć jak się takie rzeczy załatwia. Gdy minął już miesiąc od przybycia Marka stolicy Trzyczaszkowa, kupiła dużą ilość trucizny u znajomego aptekarza. Pół roku minęło dość spokojnie. Zaufani doradcy myśleli coraz poważniej o tym, jak pozbyć się księcia i zająć jego miejsce. Czy zabrakło im odwagi, czy nie mogli się porozumieć co do dalszego działania, Katarzyna wyprzedziła ich zamiary. Co tydzień spotykali się na wieczerzy: Marek i trzech doradców. W tym samym czasie udzielano audiencji najważniejszym dostojnikom państwowym. Katarzyna podawała wino do stołu. Nalewali wino z jednego dzbana, brali jedzenie z tych samych półmisków. Marek nie nauczył się nigdy tylko jednego, żeby jeść powoli. Doradcy widząc z jakim apetytem je niczego nie podejrzewali. Nie minęła jednak minuta, kiedy wszyscy trzej osunęli się bez życia na podłogę. Marek nie zrozumiał jeszcze tego co się dzieje, bał się czy też nie został otruty. Nikt z gości nie wiedział, co się stało. Katarzyna aplikowała Markowi już od długiego czasu truciznę w małych, niegroźnych dla zdrowia ilościach. Po pewnym czasie stał się już niewrażliwy na śmiertelną dawkę dla i to Katarzyna uznała za odpowiedni moment do działania. Nikt nie mówił głośno o tym, że być Instytut Historii Marchii Trzyczaszkowskiej — dział archiwów może książe lub Katarzyna stoją za tym zamachem, choć faktycznie wiele osób podejrzewało nałożnicę. Marek pozostawał jeszcze poza podejrzeniami, ponieważ jego naturalne zachowanie przy stole, zrobiło na wszystkich wrażenie. Zamach stworzył księcia dogodną, choć bardzo nieoczekiwaną sytuację. Wydawało się wtedy, że nie ma osób świadomych dokonanej maskarady. Jednocześnie stracił nieocenionych pomocników w zakresie etykiety, prawa, stosunków międzynarodowych i państwowych oraz wszystkich innych spraw na których trzeba się znać będąc władcą a o których on nie miał nawet nikłego pojęcia. A jednak intryga Katarzyny nie udała się. Niesamowitym zbiegiem okoliczności nie doceniła innej kobiety, podobnie jak wcześniej nie doceniono jej. Żona jednego z doradców: Elżbieta wiedziała o wszystkim. W liście wysłanym pół roku wcześniej mąż opisał jej całą maskaradę. Przystąpiła do działania nie tracąc czasu. Chciała zemsty i wyjawienia prawdy o całym zdarzeniu. Gdy zabrakło zaufanych doradców to nowi ludzie musieli zająć się organizacją spotkania z ludem stolicy. Przez ich nieuwagę i brak doświadczenie pewien nieznany nikomu wojownik dostał się w pobliże Marka i pchnął go sztyletem. Książe-sobowtór zachwiał się i padł bez życia. Przerażeni ludzie nie zdobyli się na reakcje. W jawny sposób przeczyło to bowiem słowom przepowiedni sigmariańskiego kapłana. Kilka chwil wahania tłumu zręcznie udało się wykorzystać. Tym, którzy byli najbliżej pokazano ręce dawnego księcia, dłonie zniszczone od pracy w polu. Dla pozostałych na forum publicznym odczytano list pisany przez jednego z zaufanych doradców do Elżbiety. Część osób przyznawała się do wcześniejszych podejrzeń. Więc gdy już wszyscy przekonali się, że nie zamordowano księcia lecz oszusta, wojownik zdjął hełm. I tu niespodzianka, bo mścicielem okazała się sama Elżbieta. Lud podziwiał ją za odwagę, a co niektórzy mówili, że dopóki podobne kobiety są w państwie, Trzyczaszkowo na pewno nie zginie. Elżbieta miała już wkrótce dowieść prawdziwości tych słów. Dla Instytutu Historii Marchii Trzyczaszkowskiej opracował i napisał Krzysztof Kolski.