Kartka osiemnasta z pamietnika Tosi i Franka
Transkrypt
Kartka osiemnasta z pamietnika Tosi i Franka
Kartka osiemnasta z pamiętnika Tosi i Franka Z pamiętnika Franka W naszej sali na półce tuż nad klasową biblioteczką wiszą klucze. Są duże i mosiężne, wyglądają na bardzo, bardzo stare, jakby były używane przez kogoś tajemniczego w jakimś bardzo tajemniczym zamku. Są niesamowite! Pamiętam, kiedy pani przyniosła je do szkoły, byliśmy wtedy w pierwszej klasie. Wszyscy chcieliśmy ich dotknąć, choć przez chwilę potrzymać w rękach, tak nam się podobały. Wtedy pani powiedziała, że będą to nasze, nasze! klasowe klucze. Wspólnie zastanawialiśmy się, gdzie je najlepiej umieścić, gdzie będą najbardziej widoczne. Wybór padł na regał, stojący obok tablicy, z którego wystawał mały gwóźdź. Na nim powiesiliśmy nasz pierwszy klasowy skarb. Pani zapytała, do czego te klucze mogą nam służyć, do czego się mogą przydać. „Może będą otwierać drzwi!” zaproponował Jasiek. „Ale jakie?” dopytywała pani. „Drzwi naszej wyobraźni” Jasiek dumnie wypiął pierś do przodu w przeświadczeniu, że powiedział coś naprawdę ważnego. Potem już każdy z nas starał się podać jakąś możliwą odpowiedź: że będą to klucze do serca, że to klucze przyjaźni, i inne, aż w końcu Kaśka szepnęła, że pomogą nam rozwiązywać problemy. Pani powiedziała, że wszystkie nasze propozycje są dobre. Powiesiła klucze na gwoździu i sięgała po nie w różnych wskazanych przez nas sytuacjach. Aż przyszedł dzisiejszy dzień… Na samym początku lekcji pani poprosiła nas, byśmy usiedli w kole na dywanie. Przed nami położyła klucze i opowiedziała nam historię o Irence, która tak jak my chodziła do podstawówki. Irenka czasami zabierała ze sobą do szkoły ukochanego misia. Łatek miał miękkie futerko i dużą brunatną plamę na grzbiecie. Był dla dziewczynki niezmiernie ważny. Dostała go od mamy na urodziny i od tamtej pory prawie się z nim nie rozstawała. Niestety pewnego dnia Łatek zaginął w szkole. Irenka wszędzie go szukała, odwiedziła wszystkie miejsca, w których przebywała, w których mogła go zostawić: szkolną stołówkę, bibliotekę, świetlicę. Była nawet na pierwszym piętrze, gdzie uczą się starsi, gdyby przypadkiem tam się zawieruszył. A misiek jakby zapadł się pod ziemię. Nauczycielka w klasie Irenki ogłosiła zaginięcie pluszowego przyjaciela dziewczynki i poprosiła dzieci, by włączyły się w poszukiwania, które trwały prawie pół dnia. W końcu na ostatniej lekcji koleżanka Irenki, Asia, zauważyła brązowe ucho, wystające z plecaka Tomka. Podeszła do pani i powiedziała jej szeptem o znalezisku. Wychowawczyni zwróciła się do dzieci z informacją, że miś jest w ich klasie. Poprosiła, by obecny posiadacz zabawki oddał ją właścicielce na przerwie i przeprosił. Dzieci z niedowierzaniem patrzyły na siebie. Szukały Łatka w tylu miejscach, a on cały czas był w ich sali. Na dodatek ktoś z nich zabrał go Irence. Dziewczynka udało się odzyskać misia. Po lekcjach podszedł do niej Tomek i wyciągnął z plecaka pluszaka. Zabrał go Irence, bo misiek bardzo mu się podobał. Pani zakończyła opowieść i zadała nam kilka pytań, by sprawdzić, czy na pewno ją zrozumieliśmy. Podniosła klucze, do tej pory cały czas leżące na dywanie, i dodała, że podobna sytuacja wydarzyła się w naszej klasie, i że powinniśmy ją teraz wspólnie rozwiązać. Przedmiotem kradzieży stał się zestaw kredek w metalowym kolorowym opakowaniu, który należał do Basi. Pamiętam ten zestaw – 40 kolorów, dwa poziomy pudełka, grube trójkątne kredki! Świetny! Też chciałbym taki mieć. Zerkaliśmy kątem oka na siebie. Jak to, w naszej klasie przydarzyła się taka historia?! Nie mogłem w to uwierzyć! Pani wyjawiła, że zna sprawcę całego zamieszania. Poprosiła, by każdy z nas przez chwilę zastanowił się, co dalej należy zrobić. Przekazywaliśmy sobie klucze z rąk do rąk, podając rozwiązania dobre dla Basi i dobre dla sprawcy kradzieży, by zrozumiał swój błąd. Próbowaliśmy zgadnąć, dlaczego ten jeszcze tajemniczy ktoś, ktoś z nas, wziął rzeczy naszej koleżanki. Co nim lub nią kierowało. Patrzyłem na Basię i widziałem, że ma ochotę się rozpłakać. Było mi jej żal. Pani pochwaliła ją za to, że zgłosiła się do niej ze swoim problemem. Powiedziała także, że osobie, która zabrała kredki należy dać drugą szansę. Wtedy z miejsca podniosła się Kasia, klasowa sowa – mądra głowa. Podeszła do swojej szafki i spod sterty papierów i bloków wyciągnęła opakowanie kredek, po czym zwróciła się do Basi: „Przepraszam. Chciałam pożyczyć kredki tylko na chwilę, nie było cię w pobliżu, więc zabrałam bez pytania. A potem, gdy zaczęły się poszukiwania i wszyscy już wiedzieli, że ktoś ci je zabrał, nie wiedziałam, jak je zwrócić” zmieszana spuściła głowę. Wróciłem do domu i od razu opowiedziałem o tym, co się stało rodzicom. Byłem taki przejęty i mówiłem tak szybko, że musiałem niektóre fragmenty powtarzać drugi raz, bo rodzice wszystkiego nie rozumieli. Mama pogłaskała mnie po głowie i powiedziała: „Kradzież ma różne oblicza. Zawsze jednak jest zła. Przynosi ból osobie pokrzywdzonej, a także samemu sprawcy, który może nawet nie zdawać sobie z tego sprawy – oddala go od Boga. Każda próba kradzieży, czy to ściąganie na sprawdzianach, czy to podbieranie pieniędzy, zatrzymywanie pożyczonych lub znalezionych rzeczy, oszukiwanie jest krzywdzeniem drugiego człowieka, działaniem przeciwko siódmemu przykazaniu, które mówi nam: bądź uczciwym, pracowitym, wiernym, kochaj bliźniego i szanuj go. Pan Jezus uczy nas, że druga osoba, jest tak samo ważna, jak ty czy ja. Szanując ją, jej rzeczy i dokonania, szanujesz także siebie, dzięki czemu czujesz się szczęśliwy. Nie dla rzeczy żyjemy, lecz dla innych ludzi”. I rzeczywiście mama ma rację. Naucz mnie, Panie Jezu, postępować w swoim życiu tak jak błogosławiony Alberto Marvelli, św. Józefo Moscati.