Koniec świata frajerów
Transkrypt
Koniec świata frajerów
Anatol Ulman Koniec świata frajerów Najwyższa już chyba pora ostatecznie przyłożyć frajerom. Przyłożyć oficjalnie, publicznie. Krew mnie zalewa, gdy pomyślę, że są jeszcze wśród nas liczni frajerzy. Trzeba natychmiast ich rozpoznać, obmalować i na zbity pysk wyrzucić z dobranego towarzystwa. Najlepiej do jakiegoś Frajerlandu, niech się tam poduszą w swojej cholernej głupocie. Dawniej frajer nie było groźny. Pojęcie to oznaczało człowieka niedoświadczonego, nie umiejącego sobie poradzić w potrzebie. Był to facet naiwny, łatwowierny, dający się bez trudu wywieźć w pole, oszukać. Słowem nowicjusz w jakiejś dziedzinie. Dzisiaj frajer jest dla nas znacznie groźniejszy, bo ani prostoduszny, ani nieświadomy, ani go łatwo nabić butelkę. Na ogół jest to teraz typ, który wie, co można, jak można i z kim. Tylko po prostu nie chce. Współczesny frajer nie chce: zrobić fuchy, sprzedać na lewo wiezionego wywrotką węgla czy innego dobra, zatrzymać pod ladą pożądanego towaru, wyjść na ćwiartkę w czasie godzin pracy, wydać nam L-4, gdy mamy bolesnego kaca, opieczętować lewe zaświadczenie, czy wyżej wycenić wytworzony przez nas bubel. Lista świadczeń, których frajer odmawia potrzebującemu człowiekowi, jest znacznie dłuższa i bardziej dokuczliwa, kiedy sobie uświadomimy, co można było załatwić, gdyby taki zrozumiał swą społeczną funkcję. Najgorszą cechą frajera jest jego pozorna uczciwość. Że pozorna, łatwo dowieść. Uczciwość bowiem równa się rzetelności, sumienności i prawości wobec wszystkich, więc także wobec własnej rodziny i siebie samego. Człowiek, który bez wysiłku mógłby sobie dorobić polepszając byt najbliższych istot - jeśli z możliwości rezygnuje, skazując swoje potomstwo i małżonka na niewygody z powodu braku np. automatycznej pralki - nie jest rzetelny w stosunku do społecznej komórki, jaką jest rodzina. Poza tym frajer jest wyraźnie aspołeczny. Przez uspołecznienie rozumiemy bowiem dostosowanie się do panujących w życiu praw i reguł. Kto łamie te reguły, powoduje złe funkcjonowanie społecznych mechanizmów. Jeden frajer w łańcuchu ludzi dobrej woli powoduje nieprzyjemne zacięcie i niewykorzystaną przerwę w systemie załatwiania żywotnych dla jednostek spraw. Wyobraźmy sobie pielęgniarkę, która wymaca w kieszeni swego fartucha papier wartościowy, który tam włożyliśmy za wykonanie przysługującego nam zabiegu. Jeśli ta pielęgniarka jest damskim frajerem, ów papier publicznie wyjmuje i rzuca w naszą pełną nadziei twarz. Takiego szoku nikt nie przeżyje, zwłaszcza człowiek chory (zdrowy przecież nie chodzi na zabiegi). Gdy pacjent jest w dodatku wrażliwy, a któż z nas nie posiada tej wspaniałej cechy, może go trafić szlag. Podobnie, gdy prosimy frajera o worek cementu. Ma taki pod opieką worków tysiące, a nie odsprzeda. Przecież nie chcemy ich wywieźć za granicę - skończymy tylko budowę garażu, który może służyć każdemu obywatelowi z samochodem jedynie za półtora patyka miesięcznie. Wspomniany frajer ma więc wpływ na korozję jakiegoś pojazdu, a tym samym powoduje dodatkowe zapotrzebowanie kogoś na nowy samochód w sytuacji, gdy przemysł nie jest w stanie ich nastarczyć. Frajer nie pomyśli o społecznoekonomicznych skutkach swego głupiego uporu. Frajer zwykle marnuje bezmyślnie nasz cenny czas. I tak przecież w końcu znajdziemy dojście do tego, od kogo zależy to, co nam potrzebne. Inaczej mówiąc, frajer nie ma wpływu na skutek, jakiego pragniemy. Ale ile przez niego marnujemy nerwów, jak obciążamy telefonicznie rozmównice, ile tracimy zdrowia na opijanie sprawy z kilkoma zamiast z jednym. Moralne skutki uporu frajerów również są nie do przyjęcia. Wiem osobiście o trzech rozbitych małżeństwach z winy takich dziecinnie myślących drani. Mógł załatwić dywan za pięć stów gratyfikacji, ale sumienie mu nie pozwoliło. Ogarnięta namiętnością urządzania mieszkania kobieta zrobi wszystko, aby posiąść ten jedyny dywan, tak znakomicie pasujący do mebli, narzuty i tapet. Zrobiła, z magazynierem, który był daleki od frajerstwa. Dostała dywan, straciła męża. W drugim przypadku chodziło o wczasy w Bułgarii, w trzecim o kożuszek. Przez frajerów, którzy nie byli łakomi na pieniądze, te biedne kobiety wpadły w łapy erotomanów. Postępowanie dowodowe uważam za zamknięte, a wyrok proponuję najsurowszy: wykończyć frajerów! Jak wykończyć? Bardzo prosto: napiętnować łobuzów publicznie. Są oni z reguły niewidoczni, swoje draństwo kryją za parawanem skromności. Na szpalty gazet trafiają natomiast nieszczęśliwi ludzie, którym coś się nie udało. Zróbmy sprawiedliwiej: demaskujmy frajerów, którzy nigdy nie pójdą nam na rękę, jeśli jest to sprzeczne z jakimiś tam prawami. Pokazujmy ich, niech wszyscy wiedzą, że są frajerami! Cóż z tego, że ich jest jeszcze tak dużo. Jak się za nich weźmiemy, spuszczą z tonu i staną się normalnymi ludźmi. Zbliżenia, nr 5/1980, 31 I 1980