01. Paradoks Olbersa a zasada kosmologiczna

Transkrypt

01. Paradoks Olbersa a zasada kosmologiczna
1. Paradoks Olbersa a zasada kosmologiczna. W początkach XIX wieku H. Olbers zwrócił
uwagę na fizyczną niemożliwość ciemnej nocy. Jeśli
bowiem wszechświat jest nieskończony, a świecące
obiekty materialne są w nim rozłożone równomiernie,
noc powinna być jasna jak dzień, jako że słabnące z
kwadratem odległości światło jest wyrównywane
zwiększającą się z kwadratem odległości od ziemi
liczbą gwiazd. Wynikałoby z tego, że wszechświat
jest skończony, a materia w nim nie jest rozłożona
równomiernie. To jednak przeczyłoby powszechnie
uznanej teorii kosmologicznej, według której wszechświat jest jednorodny i izotropowy, a zatem żaden
punkt i żaden kierunek w nim jest wyróżniony, a
także teoriom postulującym nieskończoność
wszechświata. Około stu lat później E. Hubble odkrył,
że galaktyki szybko się od nas oddalają, co wskazywało na rozszerzanie się wszechświata i jego jednorodność, a zarazem potwierdziło sformułowaną
nieco wcześniej przez G. Lemaitre’a teorię gwałtownego początku wszechświata, nazwaną później teorią Wielkiego Wybuchu. A z tą teorią się nie zgadzałem. Byłem przekonany, że żaden wybuch, nie może
spowodować, aby rozerwana materia złożyła się w
układy uporządkowane, jakimi są atomy wodoru, z
krążącym wokół protonu elektronem, a tym bardziej
w atomy helu i atomy pierwiastków cięższych. Przyznaje to poniekąd także fizyka, która powstanie atomów z elektronami na kilku orbitach przeniosła w
czasy znacznie późniejsze do wnętrza gwiazd, czym
wszak problemu nie rozwiązuje. Wniosek nasuwał
się tedy ten, że Wielkiego Wybuchu nie było albo
atom jest czymś innym niż sobie to wyobrażamy,
albo należałoby się od nowa zastanowić nad jednym
i drugim. W rozważaniach nad tym problemem odkryłem zasadę fizyki, stojącą jego rozwiązaniu na
1
przeszkodzie, mianowicie zasadę zachowania opisu,
o której szczegółowiej w dalszej części pracy. Przekład opisów fizyki na opisy, w których zasada ta nie
obowiązuje okazał się łatwy, toteż mogłem dołączyć
do przekładu procesy, które od dawna mnie interesowały, mianowicie procesy na przejściach od materii nieożywionej do ożywionej, a także niektóre zjawiska, zaliczane do paranormalnych, albowiem wierzyłem w czynnik materialny w tych zjawiskach.
Powinna to zatem być fizyka rozszerzona o zjawiska biologii i zjawiska trudno mierzalne, czyli dyscyplina, w obrębie której fizyka w obecnym pojęciu
bada relatywnie mało złożone zjawiska przyrody nieożywionej. Z tego powodu, ale też i dlatego, że nie
mogłaby powstać bez ogólnej znajomości zjawisk fizycznych, nazwałem ją transfizyką (przedrostek
„trans” pochodzi z łaciny i ma m.in. znaczenia ”przekraczać”, „poza”, „ponad”).
Transfizyka, jako system, w obrębie którego zjawiska przyrody nieożywionej są relatywnie proste,
implikuje prostsze opisy zjawisk fizycznych. Potwierdzenia tego szukałem z początku przez wprowadzenie do opisu niektórych zagadnień fizyki pojęć z pogranicza biologii, co skończyło się niepowodzeniem,
jednak w trakcie tych przeformułowań zrozumiałem,
że główną przeszkodą jest leżące u podstaw fizyki
pojęcie „cząstki elementarnej”. Pojęcie to w znaczeniu cząstki niepodzielnej, znane od czasów starożytnych, odpowiadało stanowi wiedzy na początku rozwoju współczesnej fizyki, toteż je przejęto, mimo że
dla opisu zjawisk fizycznych odpowiedniejsze byłoby
pojęcie „pola fizycznego”, bliższe także transfizyce.
Jednakże „pole fizyczne” jest właściwie przestrzenią,
a przestrzeń taką trzeba by ostro zdefiniować dla odróżnienia od przestrzeni geometrycznej, z czym
byłby niemały kłopot, jako że trudno wtedy mówić o
2
źródle przestrzeni, zaś pojęcie „przestrzeń transfizyczna” byłoby tylko wybiegiem lingwistycznym.
Trzeba było „cząstkę” zastąpić innym bytem pierwotnym, który podobnie jak cząstki elementarne, pojawiłby się wraz z powstaniem wszechświata. Możliwość uproszczenia opisów zarysowała się tym samym wyraźniej. Skoro wszechświat, który wytworzył
cząstki, zaczął się zjawiskiem skandalicznie prostym
jak wybuch, a możliwą tego konsekwencją są opisy
zjawisk skomplikowane, to konsekwencją bardziej
skomplikowanego początku wszechświata, w którym
pojawiłyby się inne byty pierwotne, mogłyby być
opisy o tyle prostsze, że opisy zjawisk z pogranicza
fizyki stałyby się zrozumiałe.
Innego wszechświata nie musiałem długo szukać. Był to wszechświat cykliczny, który dla ludów innych kultur jest równie oczywisty jak nasz, mimo iż
wiadomo z góry, co z nim się stanie. Chcąc do niego
przekonać, napisałem artykuł, który zamierzałem
opublikować w znanym czasopiśmie popularno-naukowym. Zatytułowałem go „Big Bang czy intelektualna katastrofa?”, co mi przypomina jak mało z ówczesnego zaangażowania w sprawy wszechświata w
toku późniejszego borykania się własnym losem we
mnie pozostało.
Artykuł zamieszczam w całości.
3