Wzdłuż chorwackich wybrzeży

Transkrypt

Wzdłuż chorwackich wybrzeży
Wzdłuż chorwackich wybrzeży
Utworzono: czwartek, 07 września 2006
Wzdłuż chorwackich wybrzeży
Na jacht „La Passion du Vin” zamustrowali wczesnym rankiem 11
października w Sukosanie, największej chorwackiej przystani
„Dalmacija”. Siódemkę załogantów zdominowali żeglarze z kopalń
„Ziemowit” i „Janina”. Około południa oddali cumy i wyruszyli w
rejs wzdłuż wybrzeży Adriatyku.
Tamtejsza marina robi doprawdy imponujące wrażenie. Przystań gromadzi setki jachtów i łodzi motorowych. Na ich flagsztokach
powiewają bandery z całego świata. Jedni dopiero co zawinęli do portu, inni przygotowują się do rejsu. Człowiek wpada w światek
prawdziwie babilońskiego pomieszania języków. Po jednej stronie portu, ktoś zajmuje się slipowaniem (w języku żeglarskim –
wyciąganie jachtu z wody), po drugiej, ktoś inny szoruje pokład na wysoki połysk – opowiada, uczestniczący w rejsie, Sławomir
Rosowski z „Ziemowita”.
Na adriatycką eskapadę górniczy żeglarze wyruszyli wyczarterowanym jachtem o długości 11 m z 70 m kw. powierzchni żagli.
Abstrahując od jego niecodziennej nazwy mieli jednak powody, by czuć się na niej swojsko. Oto jacht, na który zamustrowali,
został zaprojektowany, zbudowany i wyposażony przez polskich szkutników z Olecka.
W siedmiodniowym rejsie po adriatyckich wodach śląscy żeglarze przemierzyli 286 mil morskich. Jeszcze w Sukosanie powiało
horrorem, rodem z filmu „Szczęki”. Miejscowa gazeta donosiła bowiem o pojawieniu się w okolicy wyspy Vis (znajdującej się w
marszrucie rejsu) 3,5-metrowego rekina. Ale rozmaitych niespodzianek nie szczędził też jego wysokość Neptun.
Kapryśny diesel
– Pierwsza noc w morzu. Jesteśmy po kolacji, a wokół nas zupełna ciemność. Za burtą flauta. Nie pozostawało nic innego, jak
uruchomienie naszego diesla. I tu przykra niespodzianka – silnik ani drgnie. Neptun zabrał nam prąd z obu akumulatorów.
Wszystkie nowoczesne i niby niezawodne instrumenty pokładowe – łącznie z ploterem GPS – zamilkły. Te kaprysy sprzętu ani
trochę nie zachwiały spokoju naszego kapitana Mirosława Moszko. Zdał się na mapy oraz ręczną nawigację. Do wschodu słońca
bezpiecznie żeglowaliśmy po otwartych wodach. Za dnia podpłynęliśmy do chorwackiego katamaranu. Podpięliśmy się do ich
akumulatora, odpaliliśmy silnik, i... po kłopocie – relacjonuje Rosowski.
Później diesel nie był już potrzebny. Przed wejściem do portu Komiza na wyspie Vis wiała „piątka” w skali Beauforta. Dla jachtu o
dużej dzielności morskiej i doświadczonych żeglarzy nie było to, oczywiście, nic wielkiego. To wejście bardziej zapamiętali z
przepięknego zachodu słońca.
W „Błękitnej Grocie”
– Nazajutrz wiała „czwórka”. Postanowiliśmy popłynąć na urokliwą wyspę Biševo, położoną mniej więcej 3 mile morskie na
południowy zachód od Vis. Możliwość zobaczenia fantastycznej „Błękitnej Groty” była niebywałym przeżyciem. Modra Špilja o 18 m
długości, 6 m głębokości i 6 m wysokości jest dostępna wyłącznie od strony morza. W słoneczne dni, między dziesiątą a trzynastą,
promienie słońca dostają się dolnym, podwodnym otworem, rozświetlając jaskinię niebieskim światłem. Niesamowite. Kąpiel w
cudownie przezroczystej wodzie, i to 13 października, też była nie lada przeżyciem – ciągnie swoją opowieść Sławomir Rosowski.
U Marco Polo
Kolejna noc w morzu, a nazajutrz, późnym popołudniem „La Passion du Vin” zawinął do Dubrownika. – Jakie słowa oddadzą klimat
i urok tego miasta i jego 1000-letniej historii? To po prostu trzeba zobaczyć – wspominają uczestnicy wyprawy.
Kolejny etap to wyspa Mljet, a następnie nocne zwiedzanie Korculi, nie bez przyczyny zwanej „małym Dubrownikiem”. Śląscy
żeglarze zajrzeli między innymi do domu, w którym urodził się Marco Polo. Jeszcze jeden dzień na żaglach przy dobrym wietrze i
jeszcze jedna szczególna noc. Tym razem spędzona w miasteczku Hvar z urokami twierdzy Spaniol. Wreszcie Marina i koniec
rejsu.
– W Adriatyku można się rozkochać. Morze o niepowtarzalnych odcieniach błękitu, klimat, zapachy, urocze portowe miasteczka,
bujna śródziemnomorska roślinność, niezwykła kuchnia... To był wyjątkowo udany rejs. Przyrzekliśmy sobie, że na pewno jeszcze
tu wrócimy – mówi Mirosław Moszko, kapitan jednostki, a na co dzień nadsztygar w Dziale Tąpań, Obudowy i Kierowania Stropem
w kopalni „Ziemowit”.
Na podstawie relacji Sławomira Rosowskiego opracował Jerzy Chromik

Podobne dokumenty