Oczyścić przez wizualizację – pdf do pobrania
Transkrypt
Oczyścić przez wizualizację – pdf do pobrania
Rok temu, z zlanego deszczem bytomskiego rynku weszłam po raz pierwszy do Galerii „Kronika”. Szczególnie wyczulona na sposób zagospodarowywania przez artystów wnętrz galeryjnych – po to przyjechałam na wystawę „Bad News” – snułam się po wirtualnych i realnych pokojach, nieco zagubiona w nowych dla mnie przestrzeniach. W jednej z nich, szczególnej, zatrzymałam się dłużej. Nie była to część wystawy, ale stała „ekspozycja”, wnętrze zwane wać większe powierzchnie. Zamiarem autora było stworzenie przestrzeni o skomplikowanej strukturze, która odzwierciedlałaby komplikację neuronalną umysłu dziecka. Zatem w ostatecznej wersji penetracja salonu byłaby zdecydowanie utrudniona. I co ciekawe, ta sugestia okazała się dla mnie tak istotna, że za każdym razem, gdy odwiedzałam „Kronikę”, wydawało mi się, że widzę owe zmiany. W rzeczywistości to nie rysunki naścienne ewoluowały, ale ustawienie aparatury, drobnych mebli i rekwizytów, ślady eksploatacji wnętrza i obiektów na kolejnych wystawach w sąsiednich pomieszczeniach, które „krążyły” i splatały się w różnych kombinacjach z projektem Sztwiertni. Przestrzeń ta zdecydowanie różni się od pozostałych wnętrz galeryjnych, nie tylko w „Kronice” i nie tylko za sprawą historycznego kostiumu. O zneutralizowanych bielą, rozbitych intensywnym dziennym światłem i przytłoczonych nowymi mediami stiukowych ornamentach łatwo zapomnieć. To przede wszystkim nowoczesna przestrzeń, choć nie w typie white cube. Interwencja Sztwiertni, oszczędna w doborze środków, zdecydowanie ograniczyła jej funkcję ekspozycyjną. Trudno byłoby tu zawiesić obrazy lub postawić rzeźby, które nie popadałyby w konflikt z otoczeniem, bo ono samo może być zaliczone do realizacji typu environment lub site-specific. Może jedynie projekcje video nie uległyby tej sugestywnej przestrzeni. Nie należy jednak zapominać, że przeznaczenie sali odbiega od tego, które na ogół kojarzymy z galeriami. To szczególne miejsce spotkania ludzi zainteresowanych kulturą. O tych wdrażanych obecnie funkcjach galerii wspominano niejednokrotnie w związku z komentowaniem bieżących wystaw. Wiąże się to także 32 Kubatura, kształt z wyraźnie zaokrąglonymi narożnikami, wielkie okna, delikatne stiuki na suficie i wokół drzwi, kilka wygodnych foteli tłumaczyły tę nazwę. Pomieszczenie powstałe na skutek połączenia trzech przedwojennych pokoi pełni dziś funkcję meeting roomu: sceny muzycznej, sali projekcyjnej, czytelni. Jego ściany i sufit zostały pokreślone! Pobazgrane kolorowymi kredkami! Zbezczeszczone zostało święte miejsce kontaktu ze sztuką – potwierdziłby niejeden modernista. Przy okazji kolejnej czasowej wystawy, „Architektura intymna, architektura porzucona”, zauważyłam w salonie coś nowego. W narożnikach wiły się poskręcane druty, jakby rysunek ze ściany oderwał się i ożył. Ostatnia wizyta w Bytomiu okazała się równocześnie pożegnaniem projektu Grzegorza Sztwiertni. Pomieszczenie, eksploatowane intensywnie przez ostatni rok, oddawane kilkakrotnie na warsztaty dla dzieci, wymagało remontu i modernizacji, a aranżację powierzono kolejnemu artyście, Hubertowi Czerepokowi. Z owej skromnej perspektywy można spróbować dokładniej przyjrzeć się realizacji Grzegorza Sztwiertni, nazwanej przez niego „b.o.” (bez ograniczeń), co może budzić skojarzenia z dystrybucją filmów dla dzieci w kinach w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Salon został oddany artyście w marcu 2006 roku. W meeting roomie pojawiły się barwne, abstrakcyjne rysunki, które Roman Lewandowski nazwał nieco na wyrost muralami. Były to przekopiowane z formatu A4, przeskalowane szkice dwuletniej córki artysty, naniesione pierwotnie na fotografie wnętrza. Istotą jego propozycji – co podkreślał artysta – jest to, że nie jest ona „jego”. Dokonywał on swego rodzaju montażu materiału obcego. Projekt miał mieć charakter cykliczno-progresywny, narastać w czasie i obejmo- z nowymi rolami, jakie na siebie bierze artysta. fot.: archiwum „Kroniki” fot.: b. stano fot.: g. sztwiertnia salonem artystycznym. Obok działalności twórczej bywa kuratorem wystaw, prowadzi warsztaty i seminaria, archiwizuje swoją twórczość, występuje w roli pośrednika między sztuką a jej otoczeniem. I w takim właśnie charakterze był obecny w tej przestrzeni Sztwiertnia, który dwukrotnie prowadził w 2006 roku warsztaty. Ta forma działalności z dziećmi i ich rodzicami, propagowana przez wiele ambitnych galerii, wydaje się ważna także dla artysty. Założył 33 nie da się zbadać i nie zmienić obiektu badań. Nikt nie ostanie się czystym” – tłumaczy Romanowi Lewandowskiemu. 34 Salon „Kroniki”, w wersji pierwotnej, okazał się zatem jednym z mniej wymagających propozycji artysty. Jeżeli nawet doświadczenia z dzieciństwa odeszły w niepamięć, a nowe obserwacje rodzicielskie nie nadeszły, to intuicja i podstawowa wiedza o człowieku wystarczają, by w owym chaosie linii, w różnorodności natężenia i barwy, w zapętleniach odczytać obraz jego natury. Pokój ten ma charakter przechodni, o ile nie ma jakiegoś wykładu czy warsztatu, obecność w nim sprowadza się do kilku kroków i ruchu głowy dla ogarnięcia wzrokiem całości. To niewiele, jednak w zasadach eurytmii opracowanych przez Rudolfa Steinera i Marię von Sivers, które inspirują Grzegorza Sztwiertnię, owo przebywanie w sprzyjającym otoczeniu i swobodne naśladowanie wydaje się szczególnie istotne. To wnętrze po raz kolejny umożliwiło artyście otwarcie się i przechwycenie tego, co w twórczości innych najbardziej fascynujące. Natomiast odwiedzający, w tym artyści, których wygoda i cielesna egzystencja bywała już dawno przedmiotem spekulacji Sztwiert- fot.: g. sztwiertnia Zainteresowanie rozwojem umiejętności manualnych i obserwacji świata przez dziecko to nie jedyny impuls do stworzenia owego environment. Ważny wątek jego twórczości od wielu lat stanowi zagadnienie nieświadomej percepcji i oddziaływania barw. Przemyślenia, poparte bardzo wyrafinowanymi lekturami, nie dotyczą już dzieci – w wypadku „Kroniki” nie są one z pewnością najliczniejszą grupą odwiedzających tę instytucję – ale wszystkich, którzy przekraczają progi sal wystawowych. Pastelowa gama barwna wielu obrazów Sztwiertni, udzielająca się otoczeniu („Oko i dłoń malarza”, Galeria „Zderzak” V-VI 2003) czy podstawowe neoplastycystyczne zestawy w aranżacjach przestrzeni („Farbenlehre”, Bunkier Sztuki IV-VII 2002) budzić mogą w pierwszym momencie ową wyrafinowaną przyjemność wzrokową. Jednak podstawowym celem takich działań nie jest zapewnienie gościom wytchnienia po trudach codzienności, a zawładnięcie ich uwagą. Zatrzymani w przestrzeni, wobec znanych, ale pokazanych na nowo zjawisk, oczarowani precyzją i barwnością, uzyskaną jakże prostymi środkami (sznurówki, miski, materace, kredki, druty itp.), mają szansę zobaczyć dużo więcej. Tu jednak istnieje zazwyczaj owa bariera wiedzy z różnych dziedzin, z historii sztuki i cywilizacji, anatomii, medycyny, która od lat pasjonuje Sztwiertnię. Patrząc na takie prace, jak Historia struny, Nauka o barwach koncentracyjnych czy Ćwiczenia neoplastyczne (fragmenty wystawy „Farbenlehre”) wydaje się ona niezbędna do pogłębionej refleksji nad dziełami. fot.: g. sztwiertnia fot.: archiwum „Kroniki” fot.: archiwum „Kroniki” on sobie, że zasadniczym celem tych spotkań stanie się oswajanie, swoista „utylizacja” tego, co trudne w sztuce nie tylko dla przeciętnego odbiorcy. „Głównym […] zadaniem będzie «operacja plastyczna» błędnych, stereotypowych (i monofonicznych) wyobrażeń na temat rzeczywistej roli sztuki i artysty, odkłamanie fundamentalnych wyobrażeń – «abstrakcji» na jej temat oraz nauka czerpania satysfakcji i inspiracji z kontaktów ze sztuką” – pisał artysta w komentarzu do warsztatów pt. Uroczyste otwarcie głów – sztuka dzieciom (z rodzicami). Proces przyswajania miał się odbywać różnymi drogami, oczywiście przede wszystkim przez tradycyjną aktywność plastyczną, jak malowanie na ścianach sąsiednich pomieszczeń salonu, ale też przez pracę nad możliwościami komunikacyjnymi własnego ciała. U podstaw tych działań stanął dialog z pracami aktualnie eksponowanymi w galeriach i dokumentacją klasyki sztuki XX wieku. Choć Sztwiertnia nie żywi nadziei, że uda mu się poprzez jednorazowe eksperymenty w laboratorium sztuki zrealizować zasadniczy cel przedsięwzięcia, jednocześnie ufa, że dziecko nie będzie już takie samo: „Na tym polega cały dylemat antropologii: ni, mieli szansę doświadczyć szeregu zdarzeń, które zapiszą się w ich pamięci z udziałem tej kombinacji kolorowych kresek. Efektu tytułowego oczyszczenia przez wizualizację tego, co skrywane i niewypowiedziane, ćwiczonego w lapidarnych, bardzo celnych sekwencjach wspomnianych warsztatów, zapewne artyście nie udało się uzyskać u każdego wchodzącego do salonu. Z drugiej strony jednak to niedomknięcie wynika z założenia, że obserwując rozwój psychofizyczny bliskiej osoby, mimo prób chłodnego przekładania go na jasny język form plastycznych, potrzeba czasu i niejednej sali wystawowej, by osiągnąć zamierzony efekt. Polecamy: Wywiad Romana Lewandowskiego z Grzegorzem Sztwiertnią, www.kronika.org.pl. B. O’Doherty, Uwagi o przestrzeni galerii [w:] Muzeum sztuki. Antologia, red. M. Popczyk, Kraków 2005, s. 451-466. 4 pokoje. Galeria jako przestrzeń dyskursu, red. J. Suchan, Kraków 2002. Warsztaty O(D)ŻYWIANIE WYOBRAŹNI i Skok w pustkę – próba wysokości, Galeria „Arsenał” 17 III 2007 roku, Białystok, www.galeria-arsenal. pl/arsenal.php?id=392 G. Sztwiertnia, Pedagogika psycho-dynamiczna = Grzegorz Sztwiertnia, Kraków 2002. Grzegorz Sztwiertnia – Farbenlehre, red. G. Sztwiertnia, Kraków 2003. Grzegorz Sztwiertnia – między sztuką a medycyną [w:] Sztuka dzisiaj, red. M. Poprzęcka, Warszawa 2002, s. 239-248. 35