Maraton okiem kibica
Transkrypt
Maraton okiem kibica
Maraton okiem kibica Dzień przed Pierwotny plan, żeby jechać cały maraton równolegle do Waldka (głównie kibicować i zasilać w żele) nieco się posypał bo: kłopot z załadowaniem roweru do bagażnika w pośpiechu, na starcie dużo stresów, potrzebne skupienie, itp. Stanęło więc na tym, że mam czekać przy punktach żywieniowych przy Ergo Arenie i przy molo w Brzeźnie i tam podawać żele. Waldek, który od ponad roku w miarę regularnie biegał, w ramach przygotowań do maratonu poczytał sobie różne porady. Że np. nie można przyśpieszać na początku, nawet jak ktoś się czuje na siłach, bo potem się wymięka. Że jak się bierze kubek z wodą, to trzeba go ścisnąć u góry, żeby dało się pić w biegu, itd., itp. Postanowił biec na 4.30, więc czasy, kiedy mam być na kolejnych punktach żywieniowych, ustaliliśmy dzień wcześniej. Plan był niezły. Spakowałam sobie nawet książkę (strasznie wciągający kryminał), żeby sobie poczytać w tych punktach… Tja… Dzień Maratonu No dobra. GPS pokazuje, że dojazd rowerem z domu do Ergo Areny to ok. 30 minut, a Waldek ma tam być o 11.10, więc spoko – wyjdę o 10.20 i będzie duży zapas. Ruszam. O cholera – to 30 minut, to jest wyliczone dla trasy przy ulicy, a ja przecież tradycyjnie muszę pojechać nad morzem i przez Kolibki. Muszę ostro przyśpieszyć. Jest dobrze – pędzę z górki… O kurcze – co ten śmietnik tutaj…? Auć! Kolana potłuczone – jadę dalej. Piękne widoki nad morzem – aż szkoda, że czasu na fotki nie ma. Cisnę jak najszybciej potrafię i dojeżdżam pod Ergo na czas. Atmosfera fajna – DJ przygrywa, ludzie kibicują. Tylko, gdzie ten Waldek? Miał biec na 4.30, więc trzeba wypatrywać gościa z balonikami. Może jednak się spóźniłam i już przebiegli? Pytam gościa z napisem „Informacja”: – Ci co na 4.30 już biegli? – Ja nie wiem – ja nie jestem stąd. – A kto może wiedzieć? Kogo pytać? – Nie wiem. Co by tu…? Na szczęście Waldek biegnie, już mnie widzi i macha. – Daj żela. Wyciągam żel z torby i mu podaję. – Biegnę szybciej. – OK. Jak widać nauka przed maratonem poszła…. No gdzieś tam poszła. Powstrzymuję się od moralizowania i jadę dalej. Będą teraz robić pętlę po ulicach, więc jadę nad morze, żeby go nie przegapić, jak będą wracać. Zajeżdżam do Parku Regana i próbuję ustalić z ochroną/informacją, gdzie jest następny punkt, ale dialog przebiega identycznie jak przy Ergo. Odnajduję kolejny punkt, ale po co czekać? Lepiej się cofnę i pojadę z Waldkiem wzdłuż trasy póki można. Znajduję sobie dobre miejsce i czekam. Wypatruję i wypatruję, ale Waldka ani śladu. Na grzyba mi ta książka? Przecież wzroku z trasy oderwać nie można. Robię parę fotek biegaczom. Waldka dalej nie ma. Trochę pada, mocno wieje. Zimno. Cholernie zimno. Waldka ani śladu. Chyba go nie przegapiłam… Już mam się zwijać do punktu, ale widzę, że biegnie. Robię mu parę fotek na pamiątkę i pytam, jak się czuje. – Daj żela. Podaję żel i udaje się jechać/biec razem. Jest fajnie. Można pogadać. Kibicujących rowerzystów jest w ogóle całkiem sporo. Klimat bardzo fajny – taka trochę alternatywna impreza towarzysząca się robi Ciśniemy razem, ile się da. Ciągle jakaś muzyka, kibice. Humory dopisują. – Będę biegł na 4.15 i na końcówce pocisnę, żeby podgonić. Dobry plan Wjazd na most przy PGE Arenie niestety jest dla maratończyków. Trzeba cisnąć objazdem i Expo. Tam znowu oczekiwanie, wypatrywanie i przegapiłam. Dołącza Tomek i czekamy razem. Baloniki na 4.00 już przybiegły. zamknięty – dostępny tylko jechać od razu pod Amber ciągła niepewność, czy nie Jest raźniej Baloniki na 4.15 już przybiegły. Gdzie ten Waldek? W końcu jest – nadbiega nasz bohater. Tylko kurczę – jak się rozstawaliśmy, to cały uśmiechnięty był, a teraz… No nic – dobiega taki skupiony, że nawet nas nie widzi, więc się drę jak trzeba. Kontakt jest i ostatnią prostą da się jechać obok. Uffff… Udało się Nie sądziłam, że kibicowanie, to tyle emocji