wujek Zacornea, zaczęły męczyć Brunona bardziej niż upał w
Transkrypt
wujek Zacornea, zaczęły męczyć Brunona bardziej niż upał w
wujek Zacornea, zaczęły męczyć Brunona bardziej niż upał w piekarniku, jak z kolegami zaczął nazywać celę, w której tłoczyli się po zakończeniu pracy. Po ponad tygodniu daremnego oczekiwania stracił nadzieję na szybką odmianę. Znał już to uczucie, wiedział, że i tym razem przywyknie do smaku rozczarowania, nawet jeśli obecna nadzieja nie była związana z żadnym cudownym uwolnieniem, a jedynie dotyczyła chęci dotknięcia drewnianej lalki. Dotknięcia, któremu nadał większe znaczenie, niż należało. Kiedy pewnej nocy drzwi do celi otworzyły się, a strażnik wywołał nazwisko Brunona, ten nawet przez chwilę nie pomyślał o lalce. Przeciwnie, po mechanicznym przebudzeniu się przez kilka chwil owładnięty był koszmarną myślą, że Baba Samca i jej wojsko upiorów znów go dopadły. Zaczął przygotowywać się więc na całe zło, które kiedyś najpierw pragnął widzieć zakopane na Wzgórzu Arsenału, a potem w Czarnej Dolinie. Serce spowolniło szaleńczy rytm, gdy w człowieku ostrym tonem przywołującym jego nazwisko rozpoznał wujka Zacornea. W dalszym ciągu nie myślał o „projekcie”, lecz przez umysł przemknęła mu refleksja, że strażnik, choćby nie wiadomo jak łagodny, i tak w końcu musi spełniać swoje obowiązki. Podążył więc za starcem w milczeniu, którego nie ośmielał się przerwać żadnym pytaniem, tym bardziej że wujek Zacornea wydawał się pochłonięty swoimi myślami. Bruno zdziwił się dopiero wtedy, gdy strażnik wepchnął go do łazienki, zaciągnął zasuwę i natychmiast przybierając inny wyraz twarzy, powiedział: ––Nawet nie wiesz, ile się namęczyłem, żeby ich przekonać, by znów dali mi nocną służbę. Od roku nie robię na nocki, widziałeś przecież. Powiedzieli mi, że jestem za stary, a ja im przytaknąłem, bo jakoś już nie uśmiecha mi się tracić snu. Ale patrz, jak się sprawy toczą… Teraz udało mi się zamienić z kolegą, tak się trafiło. Ciśnie mnie trochę w plecy, ale żeby chociaż coś z tego wyszło. Mówiąc to strażnik wsunął rękę pod szal, którym był przewiązany w pasie. Bruno dopiero wtedy zauważył tam 212 małą wypukłość. Starzec wyjął drewnianą marionetkę, z którą obaj, każdy na swój sposób, związali wiele nadziei. Noc nie stała się dla wujka Zacornea czasem jego inicjacji w sztuce prowadzenia marionetki. Chociaż tak długo czekał na tę chwilę, postanowił jednak najpierw poobserwować więźnia-nauczyciela, który tymczasem złapał za sznurki przymocowane w najodpowiedniejszych punktach na ciele lalki. Strażnik wycofał się pod kaloryfer, podparł łokciem i obserwował. Ledwo widoczny uśmiech zarysował się pod jego sumiastymi wąsami, starzec poddał się przemijaniu czasu, nawet jeśli rozum mówił mu, że w każdej chwili mogą zostać przyłapani. Odegnał jednak od siebie trwożne myśli, odsunął strach przed niebezpieczeństwem, które mogło przybyć zewsząd, i zapomniał o tym, że poza nimi w więzieniu są jeszcze inne osoby. Poza nimi trojgiem. Rzeczywiście, byli tu teraz we troje. Po przyczepieniu sznurków łączących ją ze światem ożywionym lalka zaczęła się poruszać. Zrobiła najpierw jeden, potem dwa, trzy, cztery kroki w kierunku strażnika. Następnie skłoniła się ceremonialnie, jak rycerz z dawnych czasów przed królem z tak samo odległych czasów, lekko cofnęła się o kilka kroków i dla przebudzenia zrobiła parę wypadów. Kiedy rozluźniła się całkowicie, uderzyła hardo nogą o cement i zaczęła tańczyć. Małymi, a potem większymi krokami. Taniec stawał się coraz bardziej energiczny, coraz bardziej zaczarowany, coraz bardziej wplątany w wir muzyki, którą bez wątpienia słyszały jej uszy, tak samo jak słyszał ją Bruno. A kiedy magia wypełniła odrapaną łazienkę, muzyka utorowała sobie drogę również do uszu starego strażnika. Zaczął kiwać głową do rytmu, do pierwszych skrzypiec dołączyły cymbały, a do nich dobiegający skądś dźwięk trąbki. Przestrzeń stawała się coraz szersza, słaba i brudna żarówka w łazience wyzwoliła trzymane dotąd na uwięzi światło, a ono, uskrzydlone wolnością, nagle zabarwiło się wszystkimi odcieniami tęczy i przeskoczyło do dziesiątek, setek innych żarówek, aby wraz z nimi pochłonąć wszelkie ślady ciemności.