Franek najpierw zobaczył tatę [podpis] Paweł Kwaśniewski Gazeta

Transkrypt

Franek najpierw zobaczył tatę [podpis] Paweł Kwaśniewski Gazeta
Franek najpierw zobaczył tatę
[podpis] Paweł Kwaśniewski
Gazeta Wyborcza nr 118, wydanie z dnia 23/05/1995 KRAJ, str. 5
"Mówi się, że w wojsku stajesz się mężczyzną. Nieprawda. Gdy rodziliśmy, uświadomiłem sobie,
że z chłopaka stałem się facetem"
Potem wylądował na brzuchu mamy. Cicho kwilił. Łukasz Fikus, ojciec Franka, zawinął syna w
becik. Później to on, jako pierwszy, zmienił mu pieluchę.
Dziś, gdy o tym rozmawiamy, wydaje nam się, że uczestniczyliśmy w dwóch różnych porodach mówi Joanna Frykowska, mama Franka. - Pamiętam zupełnie coś innego niż Łukasz.
- W lecie zeszłego roku zobaczyłam niebieski pasek na teście ciążowym - wspomina Joanna,
studentka etnografii. - Od razu wiedziałam, że musimy rodzić razem. To zasługa m.in. akcji
"Rodzić po ludzku". Miałam wrażenie, że jak urodzę bez Łukasza, dziecko będzie tylko moje, a nie
nasze.
- Wcale nie byłem przekonany do tego pomysłu - Łukasz trzyma pięciotygodniowego Franka na
rękach. - Na szczęście natura tak wymyśliła, że ciąża jest długa, daje czas na myślenie, na
przestawienie swojego życia. Dużo zawdzięczam szkole rodzenia. Uświadomiła mi, że jestem
naprawdę potrzebny.
Skurcze zaczęły się o 2 w nocy.
- Najcięższa noc w moim życiu - opowiada Łukasz, inżynier i menedżer sieci dystrybującej systemy
alarmowe. - Joanna budziła mnie co 10 minut, kazała mierzyć puls i czas między skurczami. Do
szpitala pojechaliśmy prawie w ostatniej chwili, bo chcieliśmy jak najdłużej być w domowych
warunkach.
Joanna: - W szpitalu na Żelaznej było komfortowo: pokoik z wanną, dyskretna położna, intymny
półmrok. Mogłam rodzić w wybranej przez siebie pozycji. Bardzo potrzebowałam Łukasza. Żeby
mnie trzymał za rękę, żeby coś do mnie mówił, żebym po prostu nie była sama. Zapomniałam o
wszystkich technikach oddychania, ale w szkole rodzenia zakodowałam sobie, że muszę słuchać
Łukasza. Nie stracił zimnej krwi, przeprowadził mnie przez cały poród.
Łukasz: - Moja wizja porodu była ukształtowana przez film i literaturę: krzyk, ból, pot, miski z
wodą i podarte prześcieradła. Ale Joanna nie krzyczała, była spokojna i skupiona. Może dlatego, że
byliśmy razem. Byłem dumny, że jest taka dzielna. Sam się przyłapywałem na tym, że oddycham
jak ona. I wcale się nie bałem, że zemdleję. Teorie, że jak mężczyzna będzie przy porodzie, to
nabierze obrzydzenia do swojej kobiety, to bzdury. Wręcz przeciwnie. Dziś kocham Joannę pełniej.
Rytuał porodu jest ważniejszy, bardziej scalający rodzinę niż rytuał ślubu. Wiem, co mówię, bo
żyjemy bez papierka. Krew, pot i łzy są teraz nasze.
- Nie chcieliśmy znać wcześniej płci dziecka - mówi Joanna. - To tajemnica natury i nie należy jej
łamać. Najmocniej przeżyłam moment położenia dziecka na brzuchu. Był taki mały i
pomarszczony.
Łukasz: - Udało mi się zrobić wtedy kilka zdjęć. Przez cały poród byłem napięty jak struna.
Popłakałem się dopiero godzinę później, gdy zadzwoniłem do mamy. Miałem taką dawkę
adrenaliny, że jeszcze przez dwa tygodnie nosiła mnie nad ziemią.
Łukasz mówi, że przez całą ciążę bał się obowiązków związanych z przyjściem na świat dziecka.
Bał się nie przespanych nocy, płaczu, pieluch wiszących w całym mieszkaniu.
- Podczas porodu obawy zniknęły - mówi. - Mówi się, że w wojsku stajesz się mężczyzną.
Nieprawda. Gdy rodziliśmy, uświadomiłem sobie, że to jest właśnie ta chwila inicjacji. (P)
Paweł Kwaśniewski
[autor fot./rys] Fot. Piotr Molęcki
RP-DGW
Tekst pochodzi z Internetowego Archiwum Gazety Wyborczej. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez odrębnej zgody Wydawcy zabronione.
© Archiwum GW 1998,2002,2004