Elodie`s World

Transkrypt

Elodie`s World
Elodie’s World
Świat, jaki odkryła Elodie, zdecydowanie nie był światem, do którego należymy, choć był
równie prawdziwy, co nasz. Twórca nie objął go prawami autorskimi, nie potrafił. Nikt tego
nie umiał ani nie mógł tego uczynić, ponieważ w zamyśle twórcy jest tylko stworzenie do
niego bram, a czy ktoś z nich skorzysta, by sprawdzić, co się za nimi kryje, to zupełnie inna
sprawa.
***
Elodie miała 17 lat, kiedy znalazła swoje drzwi. Gdyby nie zupełny przypadek, gdyby jej
drogi ojciec powtórnie się nie ożenił, kto wie, jak potoczyłyby się jej losy. Gdy jak co dzień
późnym południem Elodie chciała poczytać jedną z książek ojca, macocha wygoniła ją z
domu pod byle pretekstem urządzania przyjęcia, bez wierzchniego okrycia. Wiktoriańska
Anglia nigdy wcześniej nie wydała się jej tak ponura, nieprzystępna i bez wyrazu. Ruszyła
przed siebie, nie patrząc na mijanych ludzi, którzy rzucali jej spojrzenia pełne pogardy lub
litości. Nie wie, jak długo tak szła, może kilka minut, może kilkanaście, nie miało to żadnego
znaczenia. Dla Elodie była to wieczność. Słysząc stukot koni, zeszła pospiesznie z drogi, by
ustąpić miejsca nadjeżdżającemu powozowi. Woźnicy strasznie się gdzieś spieszyło, kufry,
które były przywiązane do powozu, podskakiwały, jakby chciały się już wydostać z lin, które
je ograniczały. Z jednego z nich wypadła książka w dość starej, choć dobrze zachowanej
oprawie. W duchocie panującej wówczas w północnej części Londynu oraz przy
akompaniamencie deszczu, który od wyrzucenia Elodie z domu tylko przybrał na sile,
usłyszenie przez woźnicę cichego „plusk” książki o wybrukowaną uliczkę nie było możliwe.
Dziewczyna spojrzała przelotnie na oddalający się powóz, po czym podniosła zgubę. Jeżeli
by tylko wiedziała, gdzie mieszka jej właściciel, z pewnością by ją zwróciła, lecz w obecnej
sytuacji nikt nie byłby zły, jeśli ją weźmie, prawda? Miłość do książek odziedziczyła po ojcu,
który od maleńkości czytał jej bajki, a w późniejszym czasie pozwalał na przesiadywanie w
swojej bibliotece, która była zarazem miejscem jego pracy jak i skupienia. Przytuliła do piersi
mokrą od deszczu książkę, a jej drobne dłonie ślizgały się po okładce, toteż musiała ją mocno
trzymać przy ciele. Nie miała pojęcia, ile czasu stała na deszczu z zamglonymi oczyma,
trzymając starą książkę. Kiedy się ocknęła, natychmiast pognała w kierunku domu. Wybiła
już 21. Ojciec powitał ja całusem, a służba w mig otoczyła ją ręcznikami. Nie rozumiała,
czemu ojciec nie zrezygnuje ze służby, ich dom nie był wielką rezydencją, lecz elegancką,
dobrze utrzymaną posiadłością. Zwykle po takich myślach, które zdecydowanie za często
kłębiły się w jej głowie, pobiegłaby kłócić się o to z ojcem, jednak dziś miała ważniejsze
zadanie, którym była znaleziona przez nią książka.
Wiedząc, że jest w pełni bezpieczna, jak i będąc pewna, że nikt do rana nie zakłóci jej
spokoju, zamknęła cichutko drzwi, a następnie ułożyła się wygodnie na łóżku, biorąc do ręki
wytartą i suchą już książkę, którą otworzyła z zapartym tchem, nie mogąc doczekać się tego,
z czym przyjdzie się jej dziś spotkać. Moment ten był jednym z ważniejszych wyborów,
jakich dokonała.
***
Elodie wkroczyła w niezwykły, niemal mityczny świat lasu... Jej umysł bez przeszkód
połączył się z duchem twórcy, którego choć życie przeminęło, w jakimś stopniu ocalało.
Elodie długo nie trzeba było zachęcać, by podążyła za głosem autora. Już po chwili czuła się,
jakby odwiedzała dobrego znajomego, który właśnie wrócił po długiej podroży do rodzinnego
domu.
To, co zobaczyła, przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Znalazła się w zupełnie innym
miejscu na świecie, które zachwycało swoją istotą jak nic, co widziała do tej pory w swoim
życiu. Las, w którym się znalazła, był ogromny, jego granice rozpościerały się na długie
kilometry w każdym możliwym kierunku. Co jakiś czas, idąc przed siebie, napotykała dziki,
lisy, bobry budujące dla siebie nowy dom nad rzeką. Śpiew tamtejszych ptaków był dla
Elodie czymś zupełnie niespotykanym i niezwykle pięknym, piękniejszym niż śpiew ptaków
w Londynie jak i poza nim, który słyszała, kiedy jeździła z rzadka z ojcem na wyprawy
łowieckie. Spędzała trochę czasu w lesie, spacerując po jego włościach, jednak ten las
zdecydowanie różnił się od londyńskiego, był bogatszy.
***
Elle przewracała kolejne strony powieści, robiąc to machinalnie. Nie odrywając nawet
wzroku, brnęła w opowieść coraz dalej i dalej…
(Koniec części pierwszej. Rozdział drugi zostanie opublikowany w poniedziałek ( 27.06.2011)
)
Anna Żylińska kl III TH
Elodie’s World
Część druga
***
Lekko zdezorientowana oparła się o pobliskie drzewo, nie miała
pojęcia, w jakim kierunku dalej iść, szum wodospadu był niezwykle
relaksujący. Odwróciła się w kierunku tego szumu, przymykając oczy.
Usłyszawszy trzask gałązki, odwróciła się zaniepokojona. Serce biło tak
szybko i mocno, iż miała wrażenie, że cały las to słyszy. Nic więc
dziwnego, że podskoczyła, wydając z siebie zduszony okrzyk
przerażenia, kiedy przed nią stanęła istota będąca najpewniej
człowiekiem. Był to mężczyzna, postawny i barczysty przewiązany w
pasie tylko opaską zrobioną ze skóry czerwonego jelenia, jego buty jak i
kołczan na strzały również zrobiono z tej samej skóry. Na szyi
zawiązane miał trzy kły, dzika lub lwa, tego nie była pewna. Mężczyzna
nie odezwał się ani słowem, tylko chwycił za nadgarstek dziewczynę,
która była tak sparaliżowana strachem, że głos uwiązł jej w gardle w
postaci związanego supła. Po kilkunastu metrach zatrzymał się,
zawiązując jej oczy kawałkiem skóry jelenia, najpewniej, by nie
widziała, dokąd ją zaprowadzi. Nie miała siły się przeciwstawiać. Ów
mężczyzna z pewnością był szybszy, silniejszy, a do tego wyglądał na
takiego, co zna las, w którym ona się znalazła, jak własną kieszeń.
Mężczyzna musiał wprowadzić ją do wioski, ponieważ po drodze
słyszała najróżniejsze hałasy, śmiech dzieci, trzaskający ogień ognisk,
zapach pieczonego mięsa oraz rozmowy kobiet. Wszystko natychmiast
ucichło, kiedy ów tajemniczy mężczyzna zatrzymał się, co również i ona
uczyniła. Zdjęto jej opaskę z oczu, które teraz swędziały, ale nie mogła
się podrapać, ponieważ czuła, że byłoby to coś, co uraziłoby klan.
Zmrużyła oczy, by po chwili spojrzeć w dal przed siebie, gdzie stał inny
mężczyzna, mniej muskularny od tego, który ją tu przyprowadził, jednak
musiał być kimś ważnym w tej społeczności. Najpewniej był wodzem,
ponieważ wszyscy, którzy oderwali się od swoich dotychczasowych zajęć,
zebrali się w niewielkich grupkach przy swoich domach, obserwując to
ją, to wodza, który nie wyglądał na więcej niż 25 lat.
Została szturchnięta przez muskularnego klanowicza na znak, by
ruszyła w kierunku wodza. Kiedy przed nim stanęli, nie widziała, co
zrobić. Mężczyzna wykonał dziwny gest, który prawdopodobnie był
powitaniem, choć tego nikt nie mógł być pewien. Wódz odwzajemnił gest,
po czym pozwolił mu odejść, a reszcie rozkazał powrót do zajęć, na co
członkowie plemienia zgodzili się bez szemrania. Ją samą wprowadził do
swojego namiotu, który był dość skromnie urządzony, mimo to zwrócił jej
uwagę od samego początku. Był dla niej miły, próbował dowiedzieć się,
jak się tu dostała, co robiła, kim była, a przede wszystkim, skąd
pochodzi. Odpowiedziała bezwiednie, że jej imię to Rike. Elodie odczuła
lekki szok: jak mogła nazywać się Rike? Dotknęła swoich włosów, nie
były już lśniące blond, długie i faliste, teraz miała je równie długie,
jednak czarne jak noc oraz zdecydowanie proste. Jej śnieżnobiała skóra
odporna na promienie słoneczne, również uległa zmianie, teraz
wyglądała niemal jak delikatna czekolada. Kiedy spostrzegła, że wódz ja
obserwuje, zaprzestała dochodzenia, próbując zamaskować
zdenerwowanie i dezorientację. Wódz tylko się uśmiechnął, po czym
zaprowadził ją do pobliskiego pustego, niezamieszkanego namiotu. Był
cały dla niej. Kiedy została już sama, odetchnęła z ulgą. Rozejrzała się
po swoim nowym domu. Czuła się bezpieczna i coś w głębi jej duszy
mówiło, by zaufała swoim nowym opiekunom.
Minęło kilka dni, a znała już tu każdego. Mężczyzna, który ją tu
przyprowadził, nazywał się Thori. Wódz na imię miał Nemme. Rike
zaprzyjaźniła się z pewną dziewczyną w swoim wieku. Wołali na nią
Nemmithis, a jej matka Muhre niezbyt pochwalała ową znajomość,
jednak jej córka była wolnym duchem w klasie czerwonego jelenia i nikt
oprócz wodza nie miał wystarczającej władzy, by przywołać ją do
porządku. Tydzień później, kiedy dzień złączył się z nocą (co nazywane
jest pełnią) zapoczątkowano uroczystość, której celem było oficjalne
przyjęcie Rike do społeczności oraz uzyskanie błogosławieństwa
opiekuna klanu. Cała uroczystość trwała wraz z zabawą całą noc, póki
tańczący księżyc nie opuścił słońca, by powrócić do równowagi jak i do
swoich zobowiązań wobec istnień.
Elodie coraz częściej zapominała, jak ma na imię oraz wszystko, co
tak naprawdę określało ją jako Angielkę. Przyjęła na siebie to, co zostało
jej dane przez las, nowe życie, nowe imię, nowych rodziców, którymi
zostali Nemme i jego żona Kan oraz brata - rocznego chłopczyka
imieniem Lith. Mimo iż z rzadka opuszczała granice obozowiska klanu
czerwonego jelenia, stwierdzała, że życie w nim było piękne, choć
wydawać się mogło monotonne. Podczas jednej z nocy, kiedy wszyscy
klanowicze już spali nieświadomi zbliżającego się zagrożenia, las
wstrzymał oddech. Część lasu, którą zamieszkiwał klan, zaczęła płonąć.
Ryk zwierząt, piski jak i w niczym nieprzypominające śpiewu odgłosy
ptaków rozchodziły się echem, dochodząc do uszu członków klanu.
Wszyscy wybiegli przed swoje namioty, pakując w niewielkie torby swój
życiowy dobytek. Nie mieli zbyt wiele czasu, jeśli chcieli uciec
wystarczająco daleko, zanim pożar strawi do końca tę część lasu. Musieli
uciekać w stronę rzeki Łososi, która była ciężka do przebycia dla
jednostki, a co dopiero dla całego klanu, w tym małych dzieci. Wszyscy
wyruszyli marszem, z bólem rozdzierającym ich klanowe dusze. Od lat
klan czerwonego jelenia nie musiał się przeprowadzać, zostawiać
swojego domu. Byli jednymi z nielicznych, którzy kiedy już raz osiedlili
się, zostawali tam na stałe. Nikt nie oglądał się za siebie, widok
płomieni pożerających ich dom był nie do zniesienia. Klanowicze jeden
za drugim, pomagając sobie, pokonywali z trudem rzekę Łososia. Dla
Rike ta podroż nie była łatwa, była nawet o wiele trudniejsza niż dla
reszty jej nowej rodziny. Mimo że już minęła wiosna oraz lato, odkąd
przyjęli ją pod swoje skrzydła, nie wyćwiczyła wszystkich klanowych
umiejętności. Podczas przechodzenia przez rzekę Łososia kładka, na
której stała Rike, złamała się wpół. Dziewczyna wpadła do rwącej wody,
która porwała ją ze sobą, wpychając w swoje głębiny, by jej ofiara nie
mogła wezwać pomocy. Wódz, słysząc, że jego adoptowana córka została
porwana przez rzekę Łososia, chciał cofnąć się, by ją ratować, wiedział
jednak, że nie może tego uczynić. Klan pokładał w nim nadzieje, musiał
najpierw zadbać o nich i dopiero wtedy modlić się, by rzeka pozwoliła jej
przeżyć, by mógł wyruszyć, gdy klan będzie już bezpieczny, na jej
poszukiwania.
Woda wcale nie chciała wypuścić ze swych lodowatych objęć Rike.
Chciała, by ta została z nią na zawsze. Dziewczyna była nieprzytomna,
więc nie opierała się ani nie sprzeciwiała woli rzeki, jednak rwąca woda
nie mogła przewidzieć, że znajdzie się ktoś, kto zabierze jej łup,
krzyżując tym samym jej plany. Została uratowana przez Borkka i jego
kuzyna Jemna. Zanieśli ją do obozowiska Klanu Łososia. Była w ciężkim
stanie, ledwo oddychała, a jej dusza zdawała się być poza ciałem.
Szaman Łososi próbował sprowadzić duszę imienia Rike z powrotem,
jednak otrzymał wiadomość, że to ona sama musi zdecydować. Rike
została zagłuszona przez duszę imienia Elodie i póki nie osiągną
porozumienia, żadna z nich nie może wrócić. Szaman obawiał się, że
zbyt długo trwająca walka dusz może mieć katastrofalne skutki dla
ciała, jak i pozostałych dwóch dusz. Dusza Elodie spajała się z duszą
Rike, by ocaleć. Było to dla nich jedyne wyjście.
Elodie’s World
Część trzecia
***
W wiktoriańskiej Anglii w północnej części Londynu syreny straży
pożarnej budziły wszystkich mieszkańców, zmierzając w jednym
kierunku, do posiadłości ojca Elodie. Dom płonął niczym latarnia
morska.
Ku zdziwieniu wszystkich nikt z domowników nie czekał na pomoc,
jedynie sąsiedzi wyglądali przez okiennice oraz, uchylając drzwi,
wychodzili na werandy zaciekawieni. Strażacy próbowali gasić pożar,
który zaczynał rozpościerać się na inne posiadłości położone blisko
posiadłości Levixe’ów. Na jakikolwiek ratunek było już za późno. Pożar
zajął cały budynek. Po ugaszeniu pożaru z niegdyś pięknie zachowanego
budynku zostały same zgliszcza. Ciała Elodie, jej ojca Anthoniego,
przyrodniej siostry Lilith oraz macochy Cynthii pochowano na
miejscowym cmentarzu w rodzinnej krypcie. Przyczyny pożaru nigdy nie
wyjaśniono, uznano, że jego zarzewiem musiała być niezgaszona świeca.
***
Dusza imienia Rike i dusza imienia Elodie złączyły się, dochodząc do
porozumienia. Powróciły do ciała, ratując je przed śmiercią oraz
szaleństwem. Elodie przestała istnieć, Rike zawdzięczała jej życie.
Gdyby nie przybycie Elle, kto wie, czy Thori natknąłby się na nią, czy
już tylko na jej puste ciało. Nemme po dwóch tygodniach poszukiwań
odnalazł Rike, dziękując klanowi Łososia za opiekę. Nemme przekazał
dobre wieści swojej adoptowanej córce, klan był bezpieczny i tym razem
żaden pożar już im nie groził.
***
Rodzina Levixe od strony ojca Elodie otrzymała od strażaków jedynie
starą książkę, dość zniszczoną, jednak pomimo pożaru dobrze
zachowaną. Książka wcześniej nie miała tytułu, teraz na pierwszej
stronie widniał napis „Świat Elodie” nakreślony starym, czarnym
atramentem. Książka została schowana na samym dnie zapomnianego
już od dawna kufra, do którego nie zaglądano. Przeczuwano, że coś jest
w niej niepokojącego i lepiej jej nie czytać. Przez niemal pięćdziesiąt lat
kufer pozostawał zamknięty. Przez posiadłość Levixe przewijały się
kolejne pokolenia, nikt już nie pamiętał o książce ani o tajemniczym
pożarze. Uznano, że nic już nie zakłóci idylli.
***
John Levixe miał 17 lat, kiedy zakradł się na strych z myślą otwarcia
kufra, który od dawna go intrygował. Czuł, że jest w nim coś, co go woła,
co go przywołuje niczym śpiew syreny błądzącego na morzu rybaka.
Wyrzucił wszystkie inne książki przechowywane w nim, by dobrać się do
tej jednej jedynej, po czym otworzył i zaczął czytać…
Anna Żylińska
kl. III TH

Podobne dokumenty