Natenczas Błaszczyk (XII)

Transkrypt

Natenczas Błaszczyk (XII)
Natenczas Błaszczyk (XII)
Niezwykłe dzieło Bogusława Schaeffera
W roku 1970 w warszawskim słynnym „czarnym pokoju” budynku radiowego przy ul. Malczewskiego, należącym do Studio
Eksperymentalnego, Schaeffer stworzył „Heraklitianę” , taśmę mającą towarzyszyć na scenie solowemu instrumentowi. W
kolejnych, dziś kilkunastu już wersjach, instrumentalna partia solowa należy do coraz innego instrumentu! Jest to więc
taśma na tyle uniwersalna, że w połączeniu z nią udało się jej autorowi wykreować liczne, odrębne, interesujące utwory.
Pierwszą wersję przeznaczył dla zaprzyjaźnionej znakomitej harfistki Urszuli Mazurek.
Zainteresowanie kompozytora myślicielem z Efezu nie było przypadkowe, co wyjaśnia on następująco: „Lubię odwagę
(przeciwstawianie się innym, posiadanie własnych poglądów etc.), stąd moje zamiłowanie do Heraklita; to jednak tylko
jeden motyw. Uważano, że to, co prezentuję w kompozycjach i to, co piszę, jest niejasne, w Heraklicie widziałem
sprzymierzeńca, cieszyłem się, że w dziejach myśli ludzkiej pojawił się ktoś, kto odsłaniał swoją prawdę, jednocześnie
strzegąc, by nie była prosta, łatwa do powtórzeń. W muzyce liczy się tylko to, czego nie można imitować.”
Partytura Heraklitiany obfituje w wiele wskazań pozamuzycznych. Schaeffer kieruje w niej do solisty konkretne wskazówki:
„grać w duchu Heraklita – wszystko to należy podporządkować zasadzie wieloznaczności. Poddając się muzyce na taśmie
solista powinien w niej odnajdywać raczej to, co MOŻNA zrobić, niż to, co WYNIKA z muzyki. Grać stale przeciw muzyce”.
Muzyk staje więc przed rolą, jakiej dotychczas nie pełnił. Musi wykonać wolę kompozytora, ale jednocześnie pozostać sobą,
ujawniając przez grę swe wnętrze, do którego przecież publicznie sięga nieczęsto, dbając równocześnie o satysfakcjonujący
efekt artystyczny!
W 1986 roku miałem okazję wysłuchać „Heraklitiany” w najbardziej niezwykłej postaci – na taśmę i… malarza, tworzącego
na żywo swoją wrażeniową wariację plastyczną muzyki Schaeffera. Malarzem był Ryszard Wojtyński. Koncert w
warszawskiej „Stodole” odbył się podczas Międzynarodowego Forum Młodych Kompozytorów. Nie bez powodu na
festiwal o tej nazwie organizatorzy zaprosili 54-letniego już wówczas, lecz wiecznie młodego duchem Profesora. Tego
wieczoru sam Schaeffer również uczestniczył w wykonaniu. Wielki, kolisty stojak od gongu posłużył mu bowiem jako rama,
na której przy akompaniamencie wstępnych fraz, dobiegających z głośników, hałaśliwie, lecz z prawdziwą gracją używając
taśmy klejącej, zaczął umieszczać pasma czystego płótna dla mającego powstać obrazu. Schaeffer to mistrz muzycznego
humoru, jest wszak współautorem pierwszego polskiego happeningu, ale o tym przy innej okazji…
Schaeffer przez pół wieku swej kariery twórczej nierzadko okazywał się zbyt awangardowy dla swych współczesnych. Zbyt
daleko wybiegał w przód, wysuwał się „przed szereg”. Nie promowany, czasem wyśmiewany, głównie przez ignorantów i
barbarzyńców kultury. Warto pamiętać myśl Heraklita: „Złymi świadkami są oczy i uszy tego, kto ma duszę barbarzyńcy".
Bolesław Błaszczyk

Podobne dokumenty