Krzyżacy mistyczni

Transkrypt

Krzyżacy mistyczni
Historia
Krzyżaka chwalić – marne zajęcie. Czyżby? Chyba
lepiej właśnie doceniać wroga i aż za dobrze
wiedzieć, z kim się ma do czynienia. A może
trzeba w nim zobaczyć współbrata w wierze?
I czasem… sojusznika? Bo przecież, wbrew
pozorom, nasi przodkowie nieraz patrzyli na
Krzyżaków jak na chrześcijańskich sojuszników.
I podobnie Krzyżacy na nas. Spróbujmy zatem…
Jacek Kowalski
J
adąc do stolicy, brat zakonny z daleka już dostrzegał
blask złotej sukni, okrytej mozaikowymi płytkami. Od‑
bijało się w nich wschodzące słońce – niczym Chrystus,
który co dzień wita Matkę, spoczywając na Jej ramieniu jako
Dziecię. Ona zaś dzięki słońcu lśniła tak, jakby wyrzeźbiono
ją z kruszcu i szlachetnych kamieni; jakby naprawdę okrywa‑
ła Ją złota suknia z ciemnoczerwonym płaszczem o błękitnej
podszewce i z białą chustą na pięknych, rozpuszczonych wło‑
sach. Taka była największa w średniowiecznej Europie statua
Najświętszej Maryi Panny wypełniająca wschodnie, zamuro‑
wane okno kaplicy zamkowej w Malborku. Niestety, przepa‑
dła bezpowrotnie w roku 1945. Wokół figury biegł napis: Ma‑
ria gute uns in diner hute, kędy indziej zapisywany po łacinie:
Salva nos Domina, czyli Zbaw nas, o Pani. A przecie Maryja
panowała nad tym miejscem nie tylko za sprawą figury. Nie‑
miecka nazwa Malborka, w spolszczeniu gubiąca znaczenie, to
Marienburg, czyli zamek Maryi. Była tu u siebie.
Ale jedźmy dalej śladami zakonnego brata. O ile pierw‑
sza scena jego wędrówki przeminęła, druga trwa. Pamiętać ją
muszą choćby wielbiciele Pana Samochodzika i templariuszy.
Z krużganku Zamku Wysokiego brat wstępował do kaplicy
przez Złotą Bramę, czyli gotycki portal o obficie rzeźbionej
i malowanej archiwolcie. Nie wszystko tu chyba rozumiał. Nie
miał wyższych święceń. Jego narzędziami pracy były miecz
i tarcza, nie zaś modlitewnik i pióro. Nie miał też wielkich li‑
turgicznych obowiązków. Te wypełniali niezbyt liczni krzy‑
żaccy księża, do rządów w Zakonie niedopuszczani. A prze‑
cież brat chadzał do kaplicy i rozumiał, że z archiwolty Złotej
Bramy Panny Mądre i Panny Głupie upominają go: Grzeszni‑
ku, bądź roztropny! Nawróć się! I że skłębione pośród kolumn
demony to szatan, który jak lew ryczący, krąży szukając, kogo
by pożreć (1 P 5, 8). Na szczęście wchodzącego brały zaraz po‑
między siebie postaci świętych Apostołów, wspierające wspa‑
niałe sklepienie kaplicy. Apostolskie Kolegium szczególnie pa‑
60
W R Z E S I E Ń – PA Ź D Z I E R N I K
Polonia Christiana
2 0 13
N R
34
Miecz Nawrócenia i Wieża Dawidowa
A zaczęło się przecież (no i skończyło) inaczej. W tym dziwnym
kraju ceglane zamki wyrosły pośród dzikich pól i puszcz wydar‑
tych poganom. Historia jest skomplikowana i bywa, że śmieje się
nam w nos. My, Polacy, wiemy zwykle tyle, że Zakon zawłaszczył
Prusy, nawracał siłą i nas niszczył. Tymczasem z początku był na‑
szym sprzymierzeńcem, walczył także o spokój polskiego pogra‑
nicza, pustoszonego przez Prusów. I zawsze czcił księcia Konrada
Mazowieckiego, swego dobrodzieja, który zaprosił go, wiedząc, że
bracia są rycerzami doświadczonymi we władaniu bronią i od lat
swojej młodości zaprawionymi w walkach. Kiedy zaś pogańscy Li‑
twini wdarli się w głąb Ziemi Sandomierskiej paląc i mordując,
kronikarz krzyżacki Piotr z Dusburga z podziwem pisał o Leszku
Czarnym, który niczym Gedeon stanął do walki i uwolnił jeńców
chrześcijańskich, a następnie wrogom wiary zadał dotkliwą klęskę
(tu i dalej cytuję przekład Sławomira Wyszomirskiego).
Działo się to wszystko w epoce „żelaznej”. Piotr z Dusburga po‑
przedził opowieść o tych czasach wstępem, w którym tłumaczy, że
szlachetnym sposobem odnoszenia zwycięstw jest cierpienie. Zwy‑
cięża ten, kto cierpi; jeśli pragniesz zwyciężać, naucz się cierpieć.
Fot. BE&W
Krzyżacy mistyczni
tronowało rycerzom Maryi Panny, przez wieki stojąc na straży ich
państwa. Do czasu, oczywiście.
Kiedy z kolei brat nasz przystępuje ku ołtarzowi, ukorzony
przed mensą, ponad którą rozłożyły się złote skrzydła ruchomych
malowideł, widzi i kontempluje śmierć, zmartwychwstanie i try‑
umf Syna oraz Matki. Tak w każdym razie było na zamku gru‑
dziądzkim, a zapewne i kędy indziej. Wreszcie przystępuje do Naj‑
świętszego Sakramentu i widzi otwierane przed nim sakrarium. Za
nim lub nad nim – malowaną postać Męża Boleści, który z miłości
ku ludziom, pośród cierpienia, dobrowolnie oddaje Ciało i Krew.
Brat przyjmuje Jego Ciało. A przed bitwą rozmyśla cicho przy fi‑
gurze tegoż Pana cierpiącego w Ogrójcu. Spogląda w Jego Oblicze
równie spokojne i słodkie, co bolesne i pełne miłosierdzia. Potem
– rozważa przerażającą dosłowność konania tegoż Pana rozpięte‑
go na Krzyżu. Jeśli jednak modlił się w katedrze w Kwidzynie, po‑
cieszał go w tych ciężkich chwilach głos błogosławionej pustelnicy
Doroty, zamurowanej na własną prośbę w celi przy prezbiterium.
Kiedy zaś los szczególnie dał się braciom we znaki, najpotęż‑
niejsi z nich mogli jeszcze po wyjściu z kaplicy uklęknąć we wła‑
snej komnacie przed niewielką, drewnianą figurą Maryi, która
otwierała ramiona i stawała się Matką Miłosierdzia. Pod Jej płasz‑
czem, u stóp Boga Ojca, Syna i Ducha, chronili się komturowie
i wielcy mistrzowie. Z nadzieją spoglądali na samych siebie, wy‑
malowanych pod płaszczem Patronki. A wtedy… ale nie uprze‑
dzajmy wypadków. Na razie chciałem tylko pokazać i powiedzieć,
że przeciętny brat żyjący w krzyżackim zamku naprawdę myślał
o Chrystusie i Jego Matce. Że musiał widzieć i zachowywać w ser‑
cu Ich wzniosłe obrazy, które wiodły go do Boskich idei. Że mógł
i powinien przyjmować z powagą Ciało i Krew Pańską. A ponad‑
to – że wszystko to było naprawdę bardzo piękne: kościoły, rzeźby,
malowidła. Najwyższej klasy w Europie.
W R Z E S I E Ń – P A Ź D Z I E R N I K 2 0 1 3 N R 34
Polonia Christiana
61
Historia
Rzeź i cuda
Zamek malborski, początek XX wieku.
We wschodnim
oknie kaplicy
zamkowej największa w średniowiecznej
Europie statua
Najświętszej
Maryi Panny
I wreszcie przechodzi do opisów straszliwych
rzezi, trwogi i okrucieństw, jakie dały początek
zakonnemu państwu. Wedle legendy Krzyżacy
zbudowali swój pierwszy zamek na wielkim dębie
koło przyszłego miasta Toruń. Obsadziło go zale‑
dwie siedmiu pobożnych rycerzy. Kolejne grody,
a potem zamki stawiano wśród nieustannych bo‑
jów przez lat kilkadziesiąt. Nic dziwnego, że gdy
w roku 1260 doszło do wielkiego powstania Pru‑
sów, Zakon przeszedł głęboki kryzys. Brakowało
chętnych do walki. Krzyżacy nie rodzili się prze‑
cież na kamieniu: wstępowali do Zakonu w Tu‑
ryngii, Frankonii lub Saksonii i stamtąd dopiero
wędrowali do Prus. Dodajmy, że nigdy nie było
ich zbyt wielu. W podstawowej jednostce admini‑
stracyjnej – komturstwie – liczono
ich zwykle, prócz komtura, dwu‑
nastu, ale czasem zaledwie kilku.
Reszta – to pachołkowie,
miejscowi rycerze służebni (tak zwani servientes)
lub najemni czy też goście‑krzyżowcy.
Owi dość nieliczni bracia zakonni ginęli, bywa‑
ło, niczym muchy: co roku kilkunastu lub kilku‑
dziesięciu. Któż przychodził na miejsce poległych?
Z dokumentów dowiadujemy się, że przyjmowano
rycerzy, którzy w swojej ojczyźnie dokonali mor‑
derstwa czy podpalenia, a walka za wiarę miała
być dla nich oczyszczającą pokutą. Wedle słów
Gerarda Labudy, rycerze owi nie nakładali sobie
zapewne zbyt wielkich hamulców w walce z Prusa‑
mi. Kronika Piotra z Dusburga, pisana – pamiętaj‑
my! – z perspektywy następnych pokoleń, podaje
nam wciąż jeszcze pamiętane, zatrważające obra‑
zy. Kronikarz, sam przecież zdeklarowany Krzy‑
żak, przesuwa przed naszymi oczami całą galerię
takich rycerzy‑zbójów, którzy podstęp i zdradę pod‑
nieśli w walce z Prusami do rzędu reguły. Prusowie
odpłacali Krzyżakom tą samą bronią. Nic dziwne‑
go, że w obliczu śmiertelnego zagrożenia państwa
Krzyżacy stosowali taktykę „spalonej zie‑
mi”. Czy było to usprawiedliwione? Bóg
już osądził.
Tenże kronikarz opisuje wszakże
liczne wizje i cuda, jakie wspomogły
podówczas upadający Zakon. Wie‑
rzono w nie powszechnie – także
i w nieprzychylnej później Krzy‑
żakom Polsce. Bo słuszność
walki z poganami nie podlega‑
ła dyskusji. A jednak
Piotr pisze, iż
pewien za‑
konny rycerz bał się, że nie będzie mógł zbawić
swojej duszy w zakonie domu niemieckiego. Chciał
więc z niego wystąpić. Wtedy ujrzał we śnie świę‑
tych Dominika, Franciszka i Augustyna – którzy
odmówili mu przyjęcia do swoich zakonów. Obok
za to pojawiła się Matka Boża z wieloma braćmi
domu niemieckiego (czyli w towarzystwie zbawio‑
nych Krzyżaków) i unosząc w górę płaszcze każ‑
dego z braci pokazała mu rany i ślady uderzeń, od
których polegli z ręki niewiernych w obronie wiary,
i rzekła: „Czyż wydaje ci się, że ci oto bracia twoi
nie wycierpieli niczego w imię Jezusa Chrystusa?”
I kiedy to powiedziała, widzenie znikło.
Brat obudził się, przestał myśleć o wystąpieniu,
a niedługo potem poległ z ręki pogan. Jeśli kroni‑
karz pisze prawdę – o zbawieniu tego brata i ja nie
wątpię. Ale… no właśnie…
Czas złoty
Minęło niemal sto lat. We wschodnim oknie
malborskiej kaplicy widniał już gigantyczny po‑
sąg Matki Bożej, o którym słyszeliśmy na począt‑
ku. Już stały zamki, tętniły życiem ludne mia‑
sta, napełnione głównie germańskim żywiołem.
Za miejskimi murami urosły ratusze, klasztory
i katedry. Władza Zakonu okrzepła. I oto wielki
mistrz Luder z Brunszwiku i krzyżacki brat – ry‑
cerz Heryk von Hessler – rymują po niemiecku
Księgę Machabeuszy i Apokalipsę. Na świetnych,
barwnych miniaturach niemieckim rymom towa‑
rzyszą armie Goga i Magoga. Wojownikom sza‑
tana krzyżacki malarz dorobił „litewskie” hełmy.
Naprzeciwko ukazał zakutych w stal rycerzy spod
znaku Krzyża. Krzyżaków po prostu. I krzyżac‑
kiego księdza, który chrzci niewiernych – i anioła,
który ścina ich króla.
Prusy są teraz spokojniejsze i dostatnie, ale po‑
lityka Zakonu – nadal bezwzględna. Także wobec
chrześcijańskich sąsiadów. W tym samym mniej
więcej czasie Władysław Łokietek doprowadzony
do rozpaczy utratą Gdańska i Pomorza sprzymie‑
rza się z pogańskimi Litwinami, żeby spustoszyć
Prusy. Cóż za pociecha? Kiedy indziej Litwini łu‑
pią Polskę. Bo dopóki nie przyjmą naszej wiary,
będą wrogami zarówno Boga, jak i Polski i Krzy‑
żaków.
Litauer
Fot. arch.
Niemniej marzenia krzyżackie płyną ku in‑
nej, wymyślonej przyszłości, która nigdy się nie
ziści. Opiewa je poemat Litauer (Litwin), najlepsza
chyba ilustracja tych mrzonek. Spłynęła spod pió‑
62
W R Z E S I E Ń – PA Ź D Z I E R N I K
Polonia Christiana
2 0 13
N R
34
ra niejakiego Szondocha, o którym bliżej
nic nie wiadomo. Szondoch opowiada ry‑
mem, jak pewien litewski król zachodzi
w głowę, dlaczego wciąż z Krzyżaka‑
mi przegrywa? I posyła do Torunia
swego szpiega, zaufanego rycerza.
Ten widzi, jak gotujący się do woj‑
ny bracia idą na Mszę Świętą. Nie
rozumie chrześcijańskiej liturgii,
nie zna chrześcijańskiej wiary, ale
– co za dziw – dostępuje niezwy‑
kłego widzenia! Zamiast opłatka
dostrzega zbrojnego męża, którego
kapłan łamie na trzy części i rozdaje
braciom. Szpieg powraca i opowia‑
da swoją wizję królowi, po czym
obaj incognito przybywają do To‑
runia – i teraz…
Nieochrzczonym to się stało,
Że widzieli ludzkie ciało,
Bo się Bóg w osobie stawił
I w naturze ludzkiej zjawił,
Jako mąż na kształt olbrzyma.
Nie krył się przed ich oczyma,
Jak przede mną, marnym pyłem
(Czymże ja to zawiniłem?)…
[tu i dalej przeł. JK]
Pod wpływem owej wizji król
Litwinów powiada:
Już mnie nie zdumiewa wcale,
Że mnie pokonują stale,
Bowiem, gdy któremu snadnie
Pokonanym być wypadnie
I rozcięty mieczem runie,
Wnet się drugi zeń wysunie…
I oto otrzymuje on łaskę wiary w Chry‑
stusa. Zawiera z Wielkim Mistrzem przymie‑
rze i chrzci swój lud. Pewno, że ta baśń pozo‑
stała fikcją. Jej urodę przecięła Bogurodzica,
adresowana do tej samej Maryi, która patronowa‑
ła Zakonowi. Dlaczego więc Zakon przegrał? Jan
Długosz nie miał wątpliwości. I my nie musimy jej
żywić. Było bohaterstwo, ale i okrucieństwo; po‑
bożność, ale i zimne wyrachowanie. Potem pycha.
I koniec. Nie znaczy to, że mamy gardzić krzyżac‑
ka mistyką. Wydała, jak sądzę, przynajmniej tylu
świętych, ile wzruszających dzieł sztuki chrześci‑
jańskiej.
Fot. J. Wolak
W litanii loretańskiej Matka Boża to Wieża Dawi‑
dowa, na której – wedle słów Pisma Świętego – za‑
wieszono wszystką broń walczących. Piotr wyciąga
stąd wniosek, że strażnicy głowy Jezusa Chrystusa
powinni posiadać broń, którą tępiąc wrogów broni‑
liby wieży wiary. Na krzyżacką duchowość winny
były składać się: walka duchowa i walka mieczem.
Dlatego zaraz potem Piotr szczegółowo rozwodzi
się nad mistycznym znaczeniem rycerskiej tar‑
czy i miecza, włóczni i puklerza, hełmu i kolczu‑
gi, łuku i strzał, które broniły ceglanych zamków
krzyżackich przed poganami.
Jacek Kowalski – historyk, poeta i pieśniarz. Adiunkt na
Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Miłośnik
kultury staropolskiej.
W R Z E S I E Ń – P A Ź D Z I E R N I K 2 0 1 3 N R 34
Polonia Christiana
63