Szkoły uczą kreatywności. Tak, to nie pomyłka

Transkrypt

Szkoły uczą kreatywności. Tak, to nie pomyłka
Szkoły uczą kreatywności. Tak, to nie pomyłka
Anna Lewandowska
Szkoła zajmuje się człowiekiem od pasa w górę, czyli skupia się na wtłaczaniu wiedzy do
głowy - mówili nauczyciele na przeglądzie szkół realizujących lekcje twórczości w płockiej
SP nr 6. A co z kreatywnością, prawem do popełniania błędów, które zmuszają do
poszukiwania różnych rozwiązań?
Międzyszkolny przegląd twórczych możliwości w Szkole Podstawowej nr 6
Impreza w podstawówce nr 6 nazywała się "Międzyszkolny
przegląd twórczych możliwości". Jej hasło - "Pogotowie umysłu,
czyli szkoła bez bólu". Do "szóstki" przyszły trzyosobowe ekipy
uczniów ze swoimi nauczycielkami. Stawiły się wszystkie
szkoły, które realizują projekt lekcji twórczych: płockie
podstawówki nr 2, 3, 5, 6, 11, 13, 15, 16, 22, 23, ZS 2 oraz te z
Radzanowa, Bodzanowa, Słupna i Grabia Nowego. Dzieciaki
przytaszczyły worki i pudła z jakimiś szmatkami, kartonami,
foliami. Miały wykonać z tego wszystkiego inkubatory wiedzy - wedle własnych pomysłów i
fantazji. Dostały na to 50 minut. Ich nauczycielki na ten czas zostały zaproszone na ciasto i
kawę. Nie tyle z gościnności i kurtuazji, ale żeby zostawiły uczniów samych, dały im
swobodę działania i możliwość bezstresowego zrealizowania własnych wizji.
W sali nr 20, przy pysznych słodkościach wypiekanych nocą przez nauczycielki z SP 6,
można było pogadać o lekcjach twórczości. Co to w ogóle jest? Otóż lekcje takie odbywają w
tych szkołach, w których są już wykształceni specjalnie w tym kierunku nauczyciele. Są
wpisane do tygodniowego planu zajęć, jak polski czy matematyka. I... nie są obowiązkowe.
Ale jak podkreślały wszystkie nauczycielki tego przedmiotu-nieprzedmiotu - dzieciaki chodzą
na nie w komplecie.
Na twórczości nie ma wbijania wiedzy do głów, tu się uczy myśleć. Twórczo, kreatywnie,
niebanalnie. Znajdować rozwiązania. Tryskać pomysłami. I pracować zespołowo.
Bo tego wszystkiego w szkole raczej nie ma. Nauczycielki zgadzają się z tą tezą. Dziecko
rodzi się z przeróżnymi możliwościami, jest ciekawe świata, uczy się go, smakuje, buduje
według własnych wyobrażeń. I trafia do sali lekcyjnej, gdzie ma wkuć odtąd dotąd, nauczyć
się tego i tego, nie odstawać od wyznaczonej normy. Od razu zaczynają go sprawdzać w
coraz gęstszej sieci egzaminów, na których musi odpowiedzieć tak, jak się od niego oczekuje.
Odpowie inaczej - siadaj, pała! Jak można wykształcić twórczo myślącego człowieka, skoro
nawet na maturze z polskiego oczekuje się wypowiedzi pisemnej na zadany temat, ale w
ilości znaków nieprzekraczającej z góry nałożonego limitu? Jak można oczekiwać
kreatywności, skoro z odpowiedzi na pytanie, choćby nie wiem ile można było ich dać, liczy
się tylko ta, która jest w tzw. kluczu? A że poprzez uczniów oceniani są także nauczyciele, to
zależy im na tym, by w automatyczny sposób wyedukować maszynki do dawania
poprawnych odpowiedzi. Skutek jest taki, że pokolenie wchodzące teraz na rynek pracy ma
ogromne kłopoty - właśnie z kreatywnością.
Szkoła zaczęła się sama bronić przed urzędniczymi pomysłami -absurdami. Pomysł lekcji
twórczości powstał kilka lat temu w Mazowieckim Samorządowym Centrum Edukacji
Nauczycieli. Szczegółowy program opracował prof. Krzysztof Jan Szmidt, wyszkolił
ekspertów, którzy z kolei uczą nauczycieli, po czterech z każdej szkoły, która zdecyduje się
realizować twórczość. Ci już wyszkoleni mają uczyć kolejnych.
- W naszej szkole już dziewięć nauczycielek ma certyfikaty i prowadzi takie zajęcia, dlatego
staje się to powszechne i coraz bardziej zrozumiałe - stwierdziła wicedyrektorka SP nr 6
Lucyna Małolepsza.
Czy to jednak nie jest sztuczna sytuacja, że twórczości uczy się na jednej tylko lekcji w
tygodniu? - Prawda, że to sztuka pogodzić te metody z tym, co jest istotą, czyli daniem
wiedzy - stwierdziła jedna z ekspertek, które przyjechały na przegląd z Uniwersytetu
Łódzkiego. - Ale nawet jeśli poza lekcjami twórczości szkoła jest bardziej opresyjna, to
kreatywne dzieci łatwiej sobie z tym poradzą, znajdą pomysły na nią.
Jak lekcje twórczości przekładają się na inne zajęcia? - Na matematyce nie mówię już do
ucznia: "źle!". Teraz, kiedy słyszę błędną odpowiedź, mówię: "nie", "szukaj dalej", "pomyśl
jeszcze" - opowiadała jedna z nauczycielek.
- Prowadzę te lekcje dopiero od tego roku i jeszcze dużo muszę się sama nauczyć - wtrąciła
inna pani. - Ale moim ulubionym pytaniem do dzieci jest - kiedy pokazuję im jakiś obrazek:
"jaki jest zapach na tym obrazku?". Bo to pobudza wyobraźnię o wiele bardziej niż
standardowe: "co jest na tym obrazku?".
- U mnie na lekcji polskiego po lekturze "W pustyni i w puszczy" omawiamy trasę, jaką
przebyli Staś i Nel, jest mapa, wyrysowujemy ten szlak. A uczniowie, z którymi mam też
twórczość, nagle oświadczają, że lepiej będzie, kiedy zrobimy specjalną grę - kontynuuje
rozmowę wicedyrektorka SP 6. - I o to właśnie chodzi - żeby dzieciaki uczyły się wychodzić
ze schematów i podręczników.
Jest jeszcze problem rodziców - czy oni to rozumieją? Też żądają od swoich dzieci: ucz się,
nie rozrabiaj, nie zawracaj mi głowy głupotami. Dlatego w "szóstce" organizowane są Dni
Twórczości. I wtedy do szkoły dzieciaki przychodzą z rodzicami. Najpierw są zajęcia, które
każdy sam wybiera. Np. "O czym mówi kapusta" albo "Co można zrobić ze starego buta". A
na koniec - wspólny piknik.
Tymczasem na sali gimnastycznej dzieciaki skończyły robić swoje inkubatory wiedzy. Czego
tam nie ma! Roboty, ufoludki, dziwaczne skrzynie. Barwne i wesołe. Dwie dziewczynki i
mały blondynek z SP 5 prezentują swoją pracę. Nauczycielka nie może usiedzieć, próbuje
podpowiadać, choć to niekreatywne. A blond Mateusz wybucha śmiechem. Potem
wykrztusza do mikrofonu, wskazując na pudło z kartonu i wytłaczanek do jajek, zaopatrzone
w korbkę: przyszliśmy do szkoły jako małe kurczaczki, a teraz... cha, cha, cha... jesteśmy,
cha, cha, cha - koguty!
Sala zaczyna pękać ze śmiechu, a dziewczynki kręcą korbką i z pudła wysuwają się duże
worki foliowe. Dzieciaki wkładają je na siebie - na workach są napisy typu: "piszę",
"czytam". Do góry nogami. Bo to szkoła postawiona na głowie!
Wszystkie prace zostaną pokazane na specjalnej wystawie w galerii Mazovia,
prawdopodobnie w styczniu. A w jeden styczniowy weekend nauczycielki twórczości z
"szóstki" będą w Mazovii prowadzić zajęcia. Z dziećmi i ich rodzicami, żeby tym ostatnim
opowiedzieć, jak ważne jest rozwijanie kreatywności ich pociech i jak to po prostu robić.
W Płocku zajęciami twórczości objętych jest blisko tysiąc dzieci. Współpartnerem projektu
jest miasto, które płaci za te dodatkowe, ale bardzo ważne lekcje.