Bezdomni (6) - Nasza Wiara
Transkrypt
Bezdomni (6) - Nasza Wiara
Bezdomni (6) wtorek, 17 lipca 2012 19:17 - ( zakończenie) Kobiety prowadziły wspólnie gospodarstwo, pracy było co niemiara. Matyldzie część ziemi zabrała reforma, ale i tak było jej za dużo jak na dwie starsze kobiety, które musiały gospodarzyć właściwie bez mężczyzn. Kupiły na targu kilka kur, więc Agnieszka i jajka mogła zanosić córce, by dzieci miały je świeże. - Choć w ten sposób, mogę wynagrodzić pomoc w gospodarstwie. Sama bym jej nie udźwignęła. Matylda, choć w Agnieszce miała wielką powierniczkę i wierną przyjaciółkę, tęskniła za rodziną. Zastanawiała się, czy może nawiązać zerwany kontakt. - Czas zabliźni rany i da Bóg, że znów się zobaczycie. Długie wieczory jesienne i zimowe spędzały na wspominaniu czasów przedwojennych. Agnieszka z nostalgią powracała do tamtych lat, gdy wraz z mężem i dziećmi mieszkali w podlwowskiej wsi. Mąż pracował na kolei, a ona dorabiała w wolnym czasie szyciem. Mieli także spory kawałek ziemi, jej panieńskie wiano, które podzielili między dzieci. Mąż bowiem zaczął chorować i tuż przed wojną zmarł. Zdążyli jednak wybudować domy dla córki i syna, osiadłych na przepisanej im ziemi. Wojna zebrała krwawe żniwo – podczas bombardowania zginął syn z żoną i synkiem. Drugiego, jeszcze kawalera, który pokończył szkoły i został inżynierem, zamordowali banderowcy. Najmłodszą córkę Niemcy wzięli na przymusowe roboty, skąd nie wróciła, ponieważ zmarła na tyfus tuż przed powrotem do domu po zakończeniu wojny. W kwietniu 1945 Agnieszka i jedyna córka ocalała z wojny i jej dzieci dostali kartę repatrianta i wyznaczono dzień wyjazdu, jednak okazało się, że przydzielono im wagon z pięcioma innymi rodzinami, choć obiecano im, że do wagonu przydzielą jedynie dwie. 1/7 Bezdomni (6) wtorek, 17 lipca 2012 19:17 - Niewiele zatem mogli z sobą zabrać – większość rzeczy zostawili na peronie. Okazało się, że sowieci zrobili to specjalnie, by między sobą podzielić to, co nie zmieści się w przepełnionym wagonie, a „ zaoszczędzone” puste wagony przydzielili pewnemu hrabiemu za sowitą łapówkę, by mógł zabrać niemal wszystkie cenne meble, porcelanę, obrazy, pamiątki rodzinne i wyposażenie. Jedna ze zdesperowanych, oszukanych kobiet wyskoczyła na peron z siekierą i zaczęła niszczyć to, co nie mogła zabrać z sobą. - Skoro nie mogę tego zabrać, nie będziecie mieli tego i wy, złodzieje! Uzbrojeni po zęby sowieci, czuwający nad prawidłowym przebiegiem zajmowania wyznaczonych wagonów, próbowali ją powstrzymać, ale zrezygnowali, widząc groźne spojrzenia pozostałych repatriantów. Agnieszka zatem przyjechała do pustych ścian, które wyznaczono jej z urzędu w dawnym przygranicznym miasteczku. Nie mogła liczyć na jakąkolwiek rekompensatę – ziemia należała do dzieci, które nie żyły, a córka z zięciem oprócz pięknego mieszkania, piekarni i maleńkiej cukierni, miała sklep kolonialny. W oczach nowej władzy byli zatem kapitalistami, a więc wrogami ludu, których wreszcie miała dopaść „ sprawiedliwość dziejowa”. I tak wegetowali w maleńkim mieszkanku. Działania wojenne, zwłaszcza podczas ostatniego frontu, zrujnowały większość domów, więc znalezienie chociażby pokoju graniczyło z cudem, zatem Agnieszka musiała mieszkać pod jednym dachem z córka i jej rodziną. Wkrótce dołączył do nich zięć, który powrócił z niewoli niemieckiej. Matylda i Agnieszka zaprzyjaźniły się. Miały wiele z sobą wspólnego i po pewnym czasie tak bardzo z sobą zżyły się, że w okolicy zaczęto sądzić, że są z sobą spokrewnione. Wdowa po niemieckim żołnierzu, znając trudną sytuację Marysi, córki Agnieszki, stopniowo dojrzewała do decyzji o przekazaniu jej swojego gospodarstwa. Nie mówiąc niczego współlokatorce, Matyl da zaryzykowała i napisała list do brata, by zorientować się w jego sytuacji. Został wdowcem, dwaj synowie cudem uniknęli śmierci w łapance, potem ukrywali się w lesie, walczyli w oddziale AK, ale z dala od rodzinnych terenów, więc po zakończeniu wojny, wrócili do domu. Wkrótce założyli rodziny i wyprowadzili się. Władek został na gospodarce z córką i jej osieroconymi dziećmi. Z całego majątku ocalało jedynie gospodarstwo rolne, będące wianem 2/7 Bezdomni (6) wtorek, 17 lipca 2012 19:17 - córki, bowiem hotel, restaurację i przedsiębiorstwo transportowe przejęło państwo. Władysław pomagał jej w gospodarce, kupił dwa konie, krowę i jakoś „ pchali swoją biedę”, jak to określił w jednym z listów. Brat cieszył się, że odezwała się do niego, więc Matyldzie spadł kamień z serca. Nadeszła wiosna 1946 roku, potem lato, a z nim nowa nadzieja na to, że mimo słabnących sił, obie kobiety, z pomocą zięcia Agnieszki jakoś poradzą sobie podczas zbliżających się żniw. Pewnego czerwcowego niedzielnego popołudnia Matylda swoim zwyczajem siedziała na ławeczce przed domem. Czarny wdowi strój, skupiający promienie słoneczne, parzył ją, ale była wierna swojej zasadzie – noszenia żałoby po mężu i synach. Może do końca życia? Zastanawiała się, jak przekazać Agnieszce swoją decyzję o przekazaniu ziemi jej córce. Podczas ostatniego pobytu na gminie dowiedziała się, że to jest możliwe, ale jeszcze nie wiedziała, jak przyjmie tę wiadomość zarówno Agnieszka, jak i jej córka z zięciem. Odniosła wrażenie, że „ władzy ludowej” jej decyzja była na rękę. Choć była przecież Polką, jako żona Niemca i to walczącego we wrogiej armii, na dodatek matka trzech niemieckich żołnierzy, była postrzegana jako element podejrzany, zatem odnoszono się do niej z ogromną nieufnością. Nie można było jej pozbawić gospodarstwa, gdyż była „ polską żoną niemieckiego żołnierza”, ale czy rzeczywiście można było jej zaufać, mimo iż komisja weryfikacyjna oceniła ją pozytywnie? Jej dobrowolne zrzeczenie się gospodarstwa było sytuacją dla władz wprost wymarzoną, dlatego obiecano jej prośbę rozważyć pozytywnie. Teraz pozostało jej jedynie porozmawiać z Agnieszka i jej córką. Zauważyła, że mąż Marysi doskonale radzi sobie z pracami polowymi, więc z pewnością gospodarstwo trafi w dobre ręce, tylko czy będą chcieli zrezygnować z życia w mieście, do którego chyba już przywykli? Czerwcowy gorący wiatr przywiał zapach suszącego się siana. Matylda przymknęła oczy i w myślach powróciła do lat dziecięcych. Przypomniała sobie ogromną stodołę, zapełnioną po dach świeżym sianem, potem spore spichlerze z owsem dla koni, żytem i pszenicą. Wydało się jej, że czuje ich zapach i wystarczy jedynie wyciągnąć rękę, by dotknąć ich jedwabistej sierści. Ze wspomnień wyrwał ją szmer kroków na gościńcu wysypanym żwirem. Spojrzała na drogę i oniemiała ze zdumienia widząc znajomą, nie widzianą od lat sylwetkę. - Władek? Władek, braciszku! 3/7 Bezdomni (6) wtorek, 17 lipca 2012 19:17 - Przez chwilę stali naprzeciwko siebie bez słów, po czym padli sobie w ramiona. - Matyldo, przyszedłem, by zabrać cię do domu. Zostaw to wszystko. U nas nie będzie ci niczego brakowało, przecież wracasz do siebie. Zmienisz nazwisko, wrócisz do panieńskiego, by ci nikt obcy nie dokuczał i zaczniesz wszystko od nowa, jakby nie było tamtych lat i wojny. - Braciszku kochany, o niczym innym nie marzyłam. Naprawdę mogę do was wrócić? - Nigdy nie wyrzuciliśmy cię z naszych serc i pamięci. Zawsze byłaś jedną z nas. Musieliśmy udawać, że nie mamy z tobą nic wspólnego, bo tak było bezpieczniej dla nas wszystkich i dla ciebie. Spakuj, co chcesz i ruszamy w drogę, do domu! - Nie wezmę niczego, bo po co ma coś przypominać straszną przeszłość? Poczekaj, tylko się przebiorę i wezmę coś do jedzenia na drogę. Matylda weszła do domu. Po chwili ukazała się w kwiecistej sukience z węzełkiem w dłoni. Na sąsiednim podwórku pojawiła się sąsiadka z dziećmi. Matylda pomachała im ręką. Odpowiedzieli tym samym. - Kresowi? – zapytał Władysław. - Tak, to bardzo dobrzy i skrzywdzeni ludzie. - A co z twoją współmieszkanką? 4/7 Bezdomni (6) wtorek, 17 lipca 2012 19:17 - - Jest u córki, napisałam jej na kartce, dokąd jadę. Wróci wieczorem. Zwierzęta opatrzone, więc nic im się nie stanie do czasu, aż Agnieszka wróci z miasta. Za kilka dni wrócimy tu i pozałatwiamy wszystko w urzędzie. Myślę, że jej córka zgodzi się na przeprowadzkę i przejęcie gospodarki. Kilka dni temu rozmawiałam z nią. Narzekała, że jest im ciężko wyżyć z jednej niewysokiej pensji męża, więc była wdzięczna za to, że ją wspieramy naszymi warzywami i owocami. - Jesteś gotowa do drogi? Musimy się pospieszyć, by zdążyć na wieczorny pociąg. - W drogę, braciszku, jestem szczęśliwa, że wracam do domu. Nic tu po mnie, same smutne wspomnienia, które chcę jak najszybciej wyrzucić ze swojego życia. Agnieszka wróciła wieczorem, zdrożona i spragniona usiadła w kuchni. Napiła się wody. Nie miała sił, by zajść na górę do swojego pokoiku. Uderzyła ją nienaturalna cisza, bowiem Matylda od pewnego czasu lubiła sobie nucić jakieś piosenki. Wtedy dostrzegła kartkę wyrwaną z zeszytu, na której Matylda pośpiesznie skreśliła kilka słów wyjaśnienia. - To dobrze, że pogodziła się z bratem i pojechała go odwiedzić. Tylko co oznaczają słowa „ Jak wrócę, muszę ci zakomunikować kilka ważnych spraw”. Czyżbym musiała się wyprowadzić? – zaniepokoiła się. Wkrótce list od przyjaciółki nieco ją uspokoił, ale nadal wszystko było tajemnicze, zwłaszcza zdanie: „ Porozmawiaj z córką, czy jest gotowa, by zmienić mieszkanie i zamieszkać na wsi”. Marysia wiele wyjaśniła. 5/7 Bezdomni (6) wtorek, 17 lipca 2012 19:17 - - I ja dostałam list z podobnym zapytaniem. Myślę, że ona chce, byśmy przenieśli się do was na wieś. Dom spory, więc będzie nam wygodniej, a i dzieci będą mieć tu po sąsiedzku towarzystwo rówieśników. Do szkoły niedaleko, tyle że Ignaś musiałby do pracy dojeżdżać na rowerze. Po miesiącu Matylda wróciła bardzo odmieniona – radosna, jakby była nie tą sama osobą, która jeszcze tak niedawno zapewniała, że nie zamierza zrezygnować z dożywotniej żałoby. Wkrótce wyprowadziła się na dobre, a w jej miejsce wprowadziła Marysia z Ignacym i dziećmi. - Niech wam Bóg błogosławi na nowym miejscu! – powiedziała, żegnając się z Agnieszką. - A odwiedzaj nas jak najczęściej, dobrodziejko. Niech ci się szczęści wśród swoich! Wiatr rozwiał tuman kurzu, jaki wzniósł się nad drogą za odjeżdżającą furmanką, powożoną przez Władysława. Agnieszka wróciła do mieszkania, by przygotować kolację dla córki, zięcia i wnuków, którzy mieli wkrótce wrócić z miasta. Spojrzała na krzyż z doklejoną niegdyś uszkodzoną dłonią. - Panie Jezu! Ty nie tylko wtedy pomogłeś dźwigać mój ciężar i znaleźć dach nad głową. Znalazłeś także dom dla mojej córki i pozwoliłeś tej szlachetnej kobiecie połączyć się z rodziną. Nikt z nas nie jest już bezdomny, ty także. Przez moment wydawało się jej, że Chrystus na krzyżu otwarł oczy i uśmiechnął się tajemniczo. - Zatroszczyłeś się o nasz doczesny dom, pewnie i o ten po śmierci nie musimy się już martwić, skoro pojawiłeś się w naszym życiu. Za oknem zachodzące słońce zalało purpurą niemal trzecią część nieba. 6/7 Bezdomni (6) wtorek, 17 lipca 2012 19:17 - 7 czerwca 2012 - How old to buy viagra Buy viagra like product Propecia usa Female viagra online uk Viagra song seamus moore Viagra cause high blood pressure Propecia free samples Generic viagra on sale Viagra plus commercial Natural viagra for men and women Viagra brand v generic 7/7