Żołnierz na misji
Transkrypt
Żołnierz na misji
Rok V nr 4 (27) sierpień-październik 2012 Żołnierz na misji Andrzej Korus Ranni na misjach Misje Pokojowe dawno nie są już misjami pokojowymi. Ostatnie pododdziały Wojska Polskiego wycofano ze służby pod błękitną flagą ONZ już kilka lat temu (UNDOF/UNIFIL). Wypracowany przez ponad trzydzieści lat dorobek przekazaliśmy innym kontyngentom. Niewielkie pododdziały na terenie byłej Jugosławii oraz małe grupy w innych misjach UN to wszystko co pozostało. Żołnierze WP rozpoczęli służbę w innych regionach i warunkach. Najpierw był Irak ze swoją daniną krwi i ofiar, teraz jest Afganistan. To nie tylko aliancki obowiązek, który mamy do wypełnienia, ale także pole ćwiczeń i doskonalenia żołnierskiego rzemiosła. Przecież mało kto już dzisiaj wierzy w intratne biznesy w Iraku czy Afganistanie. Rzecz jednak w tym, że to właśnie misje w Iraku i Afganistanie wygenerowały problem, z którym nasze państwo musiało się zmierzyć. Ten „problem” to inwalidzi i polegli w działaniach poza granicami państwa. Nieprzygotowane rozwiązania prawne, brak procedur i często dobrych chęci utrudniały niesienie pomocy inwalidom powracającym z misji. W ich obronie powstało w kwietniu 2008 r. Stowarzyszenie Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju. Założycielom Stowarzyszenia przyświecał jasny cel: „walczymy, giniemy, zostajemy ranni – w imieniu i na polecenie Rzeczpospolitej – mamy więc prawo żądać szacunku oraz wsparcia od Ojczyzny dla tych naszych kolegów, którzy zostali ranni i ich życie zmieniło się nieodwracalnie w wyniku odniesionych ran, nie zapominając także o rodzinach naszych poległych kolegów”. Stowarzyszenie założyli sami: żołnierze bez rąk, nóg, z licznymi obrażeniami czyniącymi z nich inwalidów. Nie tworzą zarządów wojewódzkich, regionalnych czy kół. Zarząd Główny zbiera się na swoje posiedzenia najczęściej przed komputerem i monitorem. Za pośrednictwem internetowego komunikatora ustala- 12 ją komu, gdzie i jak pomóc. Jak zorganizować spotkanie, warsztaty terapeutyczne, zawody strzeleckie. Pomimo że są inwalidami, nie rezygnują z normalnego życia. Wprost przeciwnie, są aktywni aż do bólu w końcach amputowanych kończyn! Jeżeli inwalidztwo pozwala, to strzelają, jeżdżą na rowerze, pracują i pomagają innym weteranom. Pokazują, jak dalej żyć i służyć Ojczyźnie. Kilku z nich wywalczyło sobie prawo do kontynuowania czynnej służby wojskowej. Ustawa o weteranach działań poza granicami państwa daje nareszcie taką możliwość. Starają się dotrzeć do swoich poszkodowanych kolegów i ich rodzin, a także do wdów i sierot. Choć nie zawsze udaje im się zdążyć na czas i wyciągnąć w porę pomocną dłoń. Takie jest życie. Od ponad roku z wielkim podziwem przyglądam się działalności moich przyjaciół ze Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju. Wiem sporo o ich planach na przyszłość i z szacunkiem chylę głowę przed ich dokonaniami. Moje uznanie wzbudziły ich starania o ułatwienie poszkodowanym weteranom możliwości ukończenia studiów. Sami nawiązali kontakty z uczelniami i poprosili o dodatkowe zniżki we wpisowym i czesnym. Organizują warsztaty terapeutyczne i spotkania środowiskowe. W 2012 r. odbyła się IV edycja Zawodów Strzeleckich im. gen. broni Tadeusza Buka. Strzelają wyborowo! Uczestniczą w uroczystościach i spotkaniach. Na każdym kroku udowadniają, że „żołnierzami pozostaniemy do końca naszych dni”! W podzięce za ich służbę, poświęcenie i bohaterstwo Agencja Mienia Wojskowego oraz firma Bumar ufundowały sztandar. Na jego płacie cytat z wojskowej przysięgi: „W potrzebie krwi własnej ani życia nie szczędzić…” Informacje na stronie: www.stowarzyszenierannych.pl Rok V nr 4 (27) sierpień-październik 2012 Każdy poległy ma prawo do grobu Zabliźniają się rany II wojny światowej, porastają trawą wojenne cmentarze, giną pod warstwą ziemi żołnierskie mogiły – polskie, radzieckie i niemieckie. Te ostatnie były zawsze obiektem frustracji pokolenia Kolumbów. To oczywiste, wiemy dlaczego. Groby żołnierzy Armii Czerwonej hołubione w przeszłości, od dwóch dekad popadają w ruinę. Groby żołnierzy armii niemieckiej zawsze były ruiną. Zakryte tonami śmieci, ukryte wśród odludnych miejsc, drażniły gotyckimi napisami, często obcą formą krzyża. Od ponad dziesięciu lat trwa w kraju akcja odnajdywania zapomnianych cmentarzy i grobów żołnierzy niemieckich, poległych w ostatnich latach wojny. Ich szczątki ekshumowane są z istniejących cmentarzy, pojedynczych grobów, a także z coraz głębszych wykopów na placach budów naszych miast. Żołnierskie prochy przenoszone są na powstające wojenne cmentarze żołnierzy niemieckich. Traktat o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy z 1991 r. pozwolił na rozpoczęcie zakrojonych na szeroką skalę prac ekshumacyjnych prowadzonych przez Ludowy Niemiecki Związek Opieki nad Grobami Wojennymi. Realizując swoją misję związek powołał w 2001 r. Fundację Pamięć, której celem jest opieka nad wojennymi cmentarzami znajdującymi się na terytorium Polski. to nie tylko wojenny cmentarz, to także Park Pokoju. Trzeba było ogromu Łaski Bożej i wielu otwartych serc, aby po kilkudziesięciu latach polscy i niemieccy żołnierze swoją pracą oddali wspólnie pamięć poległym. Byli to żołnierze z 1. Brzeskiej Brygady Saperów w Brzegu oraz żołnierze z jednostki wojskowej w Berlinie, którymi dowodził por. Nikolay Forche. Udało się chwilę porozmawiać. Panie poruczniku, jak żołnierze Bundeswehry trafili na wojenny cmentarz w Nadolicach Wielkich? Ludowy Niemiecki Związek Opieki nad Grobami Wojennymi założył ten cmentarz i pielęgnuje go. Moich żołnierzy zapytano, czy chcieliby włączyć się w to zaszczytne zadanie w ramach wspólnego projektu Bundeswehry i Związku. Ponieważ dowództwo batalionu umożliwiło jego realizację, wystarczyło zrobić już tylko mały krok do Nadolic Wielkich. W lipcu 2012 r. przy porządkowaniu i rozbudowie cmentarza w Nadolicach Wielkich k. Wrocławia, pracowało kilkudziesięciu żołnierzy Bundeswehry i Wojska Polskiego. Wspólnie ustawili kilka granitowych obelisków z nazwiskami ostatnio zidentyfikowanych żołnierzy spoczywających na nadolickim cmentarzu. Pracowali razem, w polskich i niemieckich mundurach, rozumiejąc doniosłe znaczenie tego czynu. W sześćdziesiątym siódmym roku od zakończenia wojny, młodzi polscy i niemieccy żołnierze przywracają godny pochówek niemieckim żołnierzom. Składając w polskiej ziemi szczątki poległych żołnierzy niemieckich, historia powierzyła nam Polakom obowiązek czuwania nad ich spokojnym snem. Ale Nadolice Wielkie Przyjeżdżając do Nadolic na pewno zdawał Pan sobie sprawę z tego, że to także „wycieczka” do przeszłości. Jak przygotowywał Pan swoich żołnierzy na to spotkanie z historią? Poinformowałem moich żołnierzy o pracy Związku w Polsce i na całym świecie. Uświadomiłem im, jak wielką odpowiedzialność biorą na siebie i jak ważne jest pojednanie ponad grobami, ponad trudną przeszłością, która była udziałem Polski i Niemiec Być może za rok kolejni młodzi żołnierze spotkają się na innym cmentarzu wojennym, aby dać każdemu poległemu prawo do swojego grobu. Więcej na: www.edw.wp.mil.pl Mł. chor. w st. spocz. Andrzej Korus – były żołnierz 1. Pułku Zabezpieczenia (Warszawa-Oleśnica), Sekretarz Zarządu Koła Stowarzyszenia Kombatantów Misji Pokojowych ONZ we Wrocławiu. 13