drugi życiorys
Transkrypt
drugi życiorys
94-felieton-Adamczyk:Layout 1 2009-08-14 11:12 Strona 94 felieton / teatr Piotr Adamczyk AKTOR, KTÓRY ZAGRAŁ FRYDERYKA CHOPINA, DON JUANA, PAPIEŻA JANA PAWŁA II, LUDWIKA XIV, A TAKŻE WYRACHOWANEGO BIZNESMENA, NIEZBYT ROZGARNIĘTEGO EMIGRANTA, POLITYKA GEJA, UROKLIWEGO KŁAMCĘ, ŻYRAFĘ... Z POWODZENIEM ZADEBIUTOWAŁ RÓWNIEŻ JAKO PRODUCENT FILMOWY. Na okładce „Wysokich obcasów” zobaczyłem zaskakującą fotografię. Pomyślałem, że to dyrygent Jerzy Maksymiuk w sukience, i natychmiast sięgnąłem po gazetę. Okazało się, że na zdjęciu jest Susan Boyle, a w środku artykuł o 48-letniej dziewicy, która wzięła udział w brytyjskiej wersji programu „Mam talent”. Nie mam telewizora, więc kompletnie nie wiedziałem, czym pasjonowała się Wielka Brytania. Chwilę później dzięki Internetowi również cały świat obserwował i komentował błyskawiczną medialną karierę Susan. Ja też zajrzałem do Internetu i poznałem historię brzydkiego kaczątka. Zobaczyłem jej pierwszy telewizyjny występ. Gdy weszła na salę, powitały ją śmiechy i gwizdy. Gdy odpowiadała na pytania jurorów o tym, że chce zostać zawodową piosenkarką, towarzyszyły jej salwy rechotu. A potem wszystkim zrobiło się potwornie głupio, bo z ust niezbyt urodziwej Susan, nazwanej przez brytyjskie media „włochatym aniołem”, popłynęły iście anielskie dźwięki. Po występie wróciła do swojej małej szkockiej wioski i nie miała pojęcia, jak wielką burzę wywołało jej pojawienie się w tym programie. Najpierw wybuchła lawina zachwytów, by po jakimś czasie zamienić się w grząskie bagno podejrzeń, insynuacji i „wiadomości z pierwszej ręki”. Nagłówki gazet informowały, że Susan komuś coś odburknęła, że woda sodowa uderzyła jej do głowy i tym podobne „wiarygodne historie od naocznych świadków”. Ale przecież po raz kolejny publiczność i czytelnicy zostali poddani zbiorowemu oszustwu! Też jestem z tego świata, choć się do niego nie zapisywałem. Wiem, że gdy piszą o mnie i o moich kolegach, to najczęściej nieprawdę. Bywało, że ubawiły mnie jakieś zmyślone zdarzenia, ale nigdy nie traktowałem tego zjawiska zbyt poważnie. Bo któż wierzy w komentarze, które wypisują w szmatławym portalu internetowym? Jednak do napisania tego felietonu sprowokowała mnie moja wieloletnia przyjaciółka, osoba inteligentna, oczytana i bywała w świecie, która wydała 94 WITTCHEN opinię o znanej parze na podstawie brukowych rewelacji. Tak bardzo mnie to zdumiało i uświadomiło, że wszyscy są odbiorcami tych zmyśleń. Czytelnicy nie zdają sobie sprawy, że to ktoś pisze nasze życiorysy, które rzadko miewają cokolwiek wspólnego z naszym życiem. Najczęściej tylko tyle, że to my jesteśmy na zdjęciach. Cała interpretacja tych fotografii jest już historią dopisaną. Co więcej, gazety nawzajem się cytują i w taki sposób powstaje piramida bzdur. Prośba o sprostowanie jest raczej mało skuteczna. Tym bardziej, że często chodzi o sprawy błahe. Ale wewnętrznie się buntuję, ponieważ uważam prawdę za coś niezwykle ważnego, a bycie prawdomównym za podstawową cechę człowieka honorowego. Przypomina mi się mój licealny wyjazd na Białoruś. Mimo że w podręcznikach nie było o tym słowa, ja już znałem prawdę o Katyniu. Próbowałem o tym opowiedzieć nowo poznanej białoruskiej koleżance. Nie uwierzyła. Przekonywałem ją, że są dowody. Na próżno. Gdy wróciłem do kraju, otrzymałem od niej list z wycinkami z rosyjskiej gazety „Prawda”, które miały potwierdzać jej wersję wydarzeń. Totalitarne państwo wyprało jej mózg. Ale czy wciąż nam grozi ślepa wiara w słowo pisane? Oglądając występy Susan Boyle, zobaczyłem w niej kobietę przekonaną o swoim talencie. Poświęciła życie temu, aby śpiewać. Pewnie śpiewała w łazience z dezodorantem zamiast mikrofonu, ale za to jak pięknie. Media zakochały się w niej w jednym tygodniu, by w drugim ją zniszczyć. Finału nie wygrała. Po nagonce prasy publiczność się od niej odwróciła. Być może wszystko to, co o niej napisano, było prawdą. Być może nie. Tego zapewne się już nie dowiemy. Ale z jaką łatwością oceniamy. I jak łatwo poddajemy się manipulowanym mechanizmom sensacji. Dlatego ostrożnie z wydawaniem opinii na podstawie krzyczącego nagłówka, że jakiś aktor został agentem. Bo w środku drobnym drukiem będzie napisane, że gra agenta nieruchomości w spektaklu Teatru Telewizji. Fot. Anna Fedisz/Puls Chicago DRUGI ŻYCIORYS