Pojedynki - selmac youshondar
Transkrypt
Pojedynki - selmac youshondar
Czesław „Cynio” Magnowski POJEDYNKI POJEDYNEK I Przy eleganckim barze dwóch eleganckich panów zaczyna coraz żywiej dyskutować. W pewnym momencie wyższy, lepiej ubrany, wali w pysku drugiego, takiego chudzinę. Chudzina się przewraca. Podbiega paru barczystych, krótko ostrzyżonych byczków i wywleka pobitego z baru. W szatni pobitemu ociera krew z nosa śliczna dama. - I co mu zrobisz teraz? - A co mu mogę zrobić? – warczy pobity – widzisz przecież, że jest silniejszy i ma obstawę. Szmal też. W sądzie nie wygram, ale może go w interesach trzepnę. W tym momencie pojawia się prowadzący. - O tym żałosnym wydarzeniu pewnie się nie przeczyta w prasie, nie usłyszy w radiu, nie obejrzy się tego w telewizji, ot, po prostu panowie dali sobie po pysku. A jeszcze parędziesiąt lat temu całkiem podobne zdarzenie skończyłoby się inaczej. Przy barze dwaj eleganccy panowie, tylko inaczej ubrani (są to ci sami aktorzy), zaczynają coraz żywiej dyskutować. W pewnym momencie wyższy 1 daje niższemu w pysk. Niższy pada, wstaje, ociera krew z nosa i mówi: - Ja ci tę rękę odstrzelę. Poranek. Do dwóch wizytowo ubranych panów podchodzi trzeci. W wyciągniętych dłoniach trzyma dwa wojskowe pistolety. Wpierw podaje oba pistolety pobitemu, ten wybiera jeden. Pada komenda: Na linię! Panowie stają naprzeciw siebie w odległości dwudziestu metrów. Pada komenda: Cel! Celują w siebie. Pada komenda: Pal! Ten, który uderzył leży na ziemi. Podbiega lekarz. Bada, wstaje i oznajmia: Nie żyje. Przed kamerą pojawia się aktor grający zastrzelonego. - Tak skończyła się autentyczna bójka w stołówce studenckiej Uniwersytetu Lwowskiego w 1929 roku. Od tego czasu nikt nikogo na Uniwersytecie nie znieważył. Niewątpliwie, zdarzenie to było tragiczne, ale żeby je zrozumieć, trzeba prześledzić historię honoru, i co za tym idzie – obronę tego honoru z bronią w ręku, a to znaczy pojedynków. Uwaga: Rytuału pojedynku nie opisuję, gdyż jest powszechnie znany i nie ma sensu go przedstawiać., za to jest sens i obowiązek go nakręcić. 2 POJEDYNEK II W starożytności nie ma świetlanych przykładów honoru. Bogowie zachowywali się po prostu jak świnie. Cudzołóstwa, oszustwa, kłamstwa , i co za tym idzie – bili się jak popadło. Grecy i Rzymianie wynaleźli cykutę, filozofów i prawników, często też sztylecik. I każdy spór mógł zachachmęcić prawnik, usprawiedliwić filozof, a wykonać lud, głosując na przykład za skazaniem na otrucie lub po prosty zabijając niewygodnego uczciwca. Dopiero Dekalog zalecił, jak żyć. Ale cóż z tego, kiedy jednym z przykazań jest – nie zabijaj! No to mnożyły się sądy, odwołania, ale powstała też grupa zawodowo związana z bronią. Było to rycerstwo i ono stworzyło swoje zasady, według których za takie rzeczy, jak zdrada, tchórzostwo, kłamstwo, krzywoprzysięstwo, okrucieństwo wobec słabszych, brak czci dla dam i kilkanaście innych przykazań było się wykluczonym ze społeczności rycerskiej i traciło się pozycję społeczną, majątek, stanowisko, i to już za samo posądzenie o czyn niegodny. Potwarzcę należało nauczyć rozumu, a to doprowadziło do pojedynków. I tu zaczęły się kłopoty. Papieże oczywiście potępili pojedynkowiczów, ale królowie, bezpośredni świeccy przełożeni rycerstwa, nie bardzo, gdyż była to swoista forma eliminacji najlepszych i bodziec do ćwiczeń rycerskich. Dlatego też godzono się na coś pośredniego – walkę traktowano jako sąd Boży. Pokazuje się ubieranie rycerza, którego gra prowadzący, omawia się poszczególne części uzbrojenia i pancerza. Wreszcie starcie konne na kopie i piesze na topory. Jeden z rycerzy ginie, zwycięzcą okazał się prowadzący. Staje przed kamerą i wyjaśnia: 3 - Pojedynki się mnożyły, gdyż zwycięzca zabierał cały majątek ruchomy pokonanego, co było poważnym uszczupleniem siły militarnej króla czy księcia pokonanego. Trzeba pamiętać, że taki rycerz w pełnej zbroi był na polu walki swoistym czołgiem. I tak na przykład w bitwie pod Płowcami po stronie Zakonu było szesnastu rycerzy. Cenny był też rycerz z tego powodu, iż trudy życia, wrodzona i dziedziczna predyspozycja do walki, dobór naturalny tworzyła postaci nieraz ogromne i niesamowite, istne maszyny do zabijania. Wystarczy spojrzeć na zbroję jednego z Radziwiłłów, by mieć pojęcie, jak cenny był taki rycerz. Głupotą zatem byłoby tracenie tej siły w walce z podobnym olbrzymem. Zamieniono zatem bezwzględne zasady walki na, powiedziałbym, sportowe, z rzadka tylko pozwalając gonić na ostre, a mimo to nie było poważniejszych turniejów, by paru zapaśników nie wracało do domu leżąc w dębowych ubrankach, napchanych balsamującymi zwłoki środkami, i nazwali ten zbiór zasad czcią rycerską, czyli honorem. 4 POJEDYNEK III Świat się rozwijał, rosła liczba ludności i rosła też klasa ludzi powołanych do walki. Klasa szlachty. Rosła też liczba zatargów, które trzeba było rozwiązywać z bronią w ręku, i tak powstały pierwsze zasady pojedynku, które można nazwać walką dwóch uzbrojonych w tę samą broń ludzi o cześć i honor. Dlatego też nie można nazwać pojedynkiem walki Hektora z Ajaksem, bo walczyli różnymi rodzajami broni, ani walki Dawida z Goliatem. Podobnie było z walkami gladiatorów, gdyż tam szło o coś jeszcze innego, o rozrywkę i pieniądze (zakłady). Spójrzmy, jak wyglądał taki wczesny pojedynek wojskowych. Narrator w kostiumie XVII-wiecznego szlachcica pije z kompanami w namiocie, przymawiają sobie. Bohater wychodzi z namiotu, dogania go oponent. - Bij się ze mną – mówi napastnik. - Przecież nawet szabli nie mam – mówi narrator - No to poślij po nią – wrzeszczy awanturnik i łapie za rękę napadniętego. – Ja już cię nie puszczę! Przynoszą szablę, walczących otacza koło podpitych gapiów. - Zaczynajmy! – rozkazuje napastnik W trzecim złożeniu traci rękę z szablą. - No toś miał, coś chciał – sapie ze złością napadnięty. - A poczekaj! No to tak poczynasz, toś ty taki? – wrzeszczy jeden z kolegów poszkodowanego, którego opatrują leżącego na ziemi, i szablą rzuca się na zwycięzcę. Pac, pac i drugi w łeb dostał. Uwaga: Jest to po prostu wstęp z pamiętników pana Paska. 5 POJEDYNEK IV Umiejętność posługiwania się bronią stała się swoistą polisą na życie. Bo jak wyglądał dzień takiego na przykład szulera. Wstawał taki pan gdzieś koło południa, jadł śniadanie, obliczał dochód przy biurku i walił co chwilę z pistoletu do celu. Lokaj ładował pistolety, a panisko od czasu do czasu strzelało sobie na przykład w łepek gwoździa lekko wbitego w drzwi. Wpadała dama, a tu buch i dama kuleje – strzelec odstrzelił jej obcasik. Chcesz dukata? – pytał damy. Ano tak – odpowiadała zapytana. No to masz! rzucał dukata. Dama łapała w locie, spoglądała na niego, a tu puk i dukacik z ręki wyleciał wystrzelony. Masz dziesięć – rzucał śmiejąc się strzelec. A wieczorem przy stoliku siedziało kilku panów, a przed nimi piętrzyły się kretowiny złota. Szczęście dopisywało naszemu strzelcowi. Coś tam niezbyt często rozdawał karty, ale jak mu wygarnąć, że szuler, skoro wszyscy wiedzą jaki to wyśmienity strzelec. Bo jak by mu wygarnęli, że szuler, to by się poczuł obrażony, wyzwał by na pojedynek. Jako obrażony miałby prawo wyboru broni. Jak nic by ubił! Tak żył brat, kochani, króla Stasia. Uwaga: Sceny napisane są skrótowo i może ich być dowolna liczba. W przypadku realizacji zostałoby one rozbudowane. Podałbym także bibliografię i takie smaczki, jak na przykład cenę miecza, czy cenę oprawienia szabli w Krakowie. 6