70. ROCZNICA ŚMIERCI BŁOGOSŁAWIONEJ BERNARDYNY JABŁOŃSKIEJ KWARTALNIK 1(60) / 2010
Transkrypt
70. ROCZNICA ŚMIERCI BŁOGOSŁAWIONEJ BERNARDYNY JABŁOŃSKIEJ KWARTALNIK 1(60) / 2010
KWARTALNIK 1(60) / 2010 70. ROCZNICA ŚMIERCI BŁOGOSŁAWIONEJ BERNARDYNY JABŁOŃSKIEJ 2 List do bł. Matki Bernardyny Ukochana nasza Matko! Patrzyłam i widziałam, Jak umierałaś długo i boleśnie. I stało się to, Co Ci napisał kiedyś święty Brat Albert: „Pan Jezus Cię bardzo kocha, i doskonale wie, na co masz chorować, i co ma boleć, i kiedy, o której minucie ma dziecko umrzeć i przytulić się do Pana Jezusa na zawsze”. I stało się to dnia 23 września 1940 r. o godzinie 8 rano. To była właśnie ta minuta, Przewidziana dla Ciebie przez Boga. Wiem, jak bardzo umiłowałaś Eucharystycznego Pana Jezusa, Jak często nawiedzałaś Go, zwłaszcza nocą, gdyż w dzień nie pozwalały Ci na to Twoje trudne obowiązki. Pisałaś kiedyś tak: „Jezus - Hostia Najświętsza! Ileż tam szczęścia dla mnie! Ach, żebym tak mogła zostać u stóp Jego wieki całe! Chciałabym zostać z Panem tu, na tej łez dolinie Do Dnia Sądnego, zostać u stóp ołtarza, kochać Go, nie zostawiać samotnego, wynagradzać Mu, i żyć Jego życiem. Żal mi, że On tu sam pozostanie, a mnie nie będzie”. Matko Bernardyno! Szłaś śladami świętego Brata Alberta. I tak jak On, nawet i po śmierci miałaś swoje trzy wędrówki. Po dziewięciu latach przeniesiono Cię z grobu ziemnego do grobowca, leżącego prawie tuż przy grobie św. Brata Alberta, z którego w 1949 r. wyprowadził się do kościoła Ojców Karmelitów. A kiedy Brat Albert został już ogłoszony błogosławionym, wszczęto Twój proces beatyfikacyjny, i dnia 20 marca 1 985 r. Twoje czcigodne szczątki zamieszkały na zawsze w kościele „Ecce Homo”. I tak, razem ze św. Bratem Albertem jesteś – tak jak pragnęłaś w 1919 roku – z Panem Jezusem, który nie zostaje samotny; chociaż wszyscy wyjdą, chociaż kościół zamknięty na noc, Ty jesteś i trwasz przy nim. 23.09.1995 S. Magdalena Kaczmarzyk (albertynka), Myślałeś o mnie... Wybrane wiersze religijne, Kraków 1998, s. 94-95 Spotkanie W kościółku ECCE HOMO Mrok gęsty i milczenie, Nawet czerwona lampka Migać przestała, Przygasł wątły płomyczek... Chrystus nad ołtarzem Samotnie cierpi Ubiczowany, Cierniem uwieńczony, Z berłem trzcinowym Na urągowisko... Samotny, Choć dla człowieka Oddał wszystko ... Czeka ... Nie będziesz sam, Najpiękniejszy z ludzkich synów, Nie będziesz sam tej nocy... Słychać spieszne kroki, Jakby biegł ktoś zdyszany, Naglony miłością, Skrzydlaty radością... U stóp ołtarza się zatrzymał – To Siostra Bernardyna... Jak kiedyś przed laty Przyszła Ci miłość śpiewać, Jak w tamte noce... Usiadła u stóp ołtarza, Gdzie Brat Albert spoczywa I swą prośbę powtarza: „Tatusiu, proszę mi mówić o Bogu, Tak jak dawniej w pustelni, „Głos Brata Alberta” Kwartalnik, wydawany przez DPS prowadzony przez Zgromadzenie Sióstr Albertynek Posługujących Ubogim Słupia 91, 28-133 Pacanów, tel. (0-41) 376 54 13 3 Gdy jeszcze byłam młoda”... A Brat Albert Po ojcowsku się uśmiecha, Patrzy na Dynkę, jak wtedy, Potem oczy swe wznosi Na twarz umęczoną Swego Chrystusa ECCE HOMO, Gubi się w tym spojrzeniu... A Bernardyna w milczeniu, Idąc za jego wzrokiem, Miłością nagle zraniona W Chrystusa się tuli ramiona... Mrok, cisza w małym kościele... Nikt nie wie o tym spotkaniu Z Chrystusem Umęczonym... A On nie czuje już ran Miłością dwóch serc ogrzany... ECCE HOMO Bóg-Człowiek Już nie jest sam. Chciałaś odnaleźć Boga Siostro Bernardyno Błogosławiona w niebie, Za twą ofiarę życia Bóg wynagrodził ciebie. Chciałaś odnaleźć Boga W klasztoru wielkiej ciszy, Gdzie dusza rozmodlona Głos Jego zawsze słyszy. Chciałaś Mu oddać wszystko, Swoje młodzieńcze lata, A Bóg ci wybrał drogę Pośród rozgwaru świata. Brat Albert cię wprowadził W świat nędzy, poniżenia, Gdzie trzeba dawać siebie Wśród bólu i cierpienia. Nie śpiewały tam ptaki I nie szumiały kłosy, Bóg, któregoś ujrzała Był zgłodniały i bosy. Wyciągał swoje dłonie Po chleb i twoje serce, Miał twarz jak Ecce Homo I cierpiał w poniewierce. Choć rwała ci się dusza Zbolała i złamana, Przed cierpiącym Chrystusem Upadłaś na kolana. I zostałaś, by służyć Z miłością i w pokorze, Na całą nędzę ludzką Dobroci rozlać morze. s. Assumpta Faron (albertynka), Listy do mojego Boga, Kraków 1998, s. 117-119. Siostra Bernardyna Marysia Jabłońska, tak się nazywała gdy sercem młodzieńczym Boga ukochała. Widziała go wszędzie, w pięknie i w przyrodzie to w szumie wiatru, w szumiącym strumyku. Gdy śpiewały ptaszki, jej serce śpiewało gdy słońce świeciło, jej serce gorzało, aż zawołał Chrystus, daj mi serce młode. Wsłuchana w głos Pana miły, tajemniczy wyruszyła w drogę do Bożej winnicy. Spotkała w Horyńcu Brata ubogiego, wzrok miał przenikliwy, miał ducha Bożego. Spojrzała na Niego w duszy a głos słyszy będziesz temu Bratu wiernie towarzyszyć. Obierz piękną drogę życia zakonnego będziesz Ty w świętości podobną do Niego. Marysia się zwierza Bratu Albertowi duszę swą otwiera, sąd Jemu zostawi. Brat Albert przeniknął duszę piękną, młodą na Boże działanie szeroko otwartą. I trwała rozmowa bardzo długa, święta Marysia przez Ojca została przyjęta. Cieszy się Brat Albert z takiej kandydatki co ma bystry rozum, a serce ma matki. Lecz nie łatwo było odejść z domu swego, otrzymać od ojca pozwolenie jego. Wszak ojciec w Marysi pokładał nadzieje chłopca jej wyszukał, by Ją mieć u siebie. Marysia Jezusa tak umiłowała, że tylko dla Niego żyć, umierać chciała. Opuściła Ojca, dom rodzinny, drogi zjawia się w Horyńcu z swym zamiarem drogim. Swoje życie Bogu z radością oddaje a w zamian od Ojca wnet habit dostaje. Siostra Bernardyna odtąd się nazywa życia zakonnego próbę rozpoczyna. Subtelna Jej dusza rwała się do Boga wizja kontemplacji była Jej tak droga. Lecz Bóg ją na trudnej swojej stawia drodze ma widzieć Chrystusa w cierpiących swą nędzę. Młodej Bernardynie Brat Albert zawierzył 4 wnet nad biedakami Jej opiekę zwierzył. Serce Jej wrażliwie delikatne było, moralna ich nędza aż ją przeraziła. Przeżywa wewnętrzne wzmagania, cierpienia odejść z takiej nędzy wreszcie postanawia. Brat Albert rozumie Siostrę Bernardynę zaradzić nie może łzy Mu z oczu płyną. Gdy łzy swego Ojca Siostrzyczka dojrzała pozostać na zawsze już postanowiła. Wszak tyle w tych oczach było mocy, siły że w duszę powrócił Boży pokój miły. Brat Albert dokładnie sprawę sobie zdawał że służyć nędzarzom heroizmu wymagał. Pisze więc modlitwę oddania się Bogu na wszystkie cierpienia z miłości ku Niemu. Siostra Bernardyna akt ten podpisuje w ubogich nędzarzom Chrystusa piastuje. I kocha tak bardzo wszystkich opuszczonych cierpiących, zbolałych i wydziedziczonych. Starszą Zgromadzenia Brat Albert mianuje gdy swą gorliwością na to zasługuje. Z miłością swój urząd jak Matka sprawuje aż do samej śmierci na nim pozostaje. A pięknej postawie było niebo całe nikt się nie bał zbliżyć, nawet dziecko małe. kto Jej spojrzał w oczy wnet mu pokój wracał a grzesznik się kruszył, szybko się nawracał. I każdy miał o Niej pewne przekonanie że po takim życiu świętą pozostanie. Jak za życia swego wszystkich w sercu miała tak u tronu Boga będzie orędowała. I wyprasza łaski kto się do Niej zwróci wyprasza pociechę gdy się ktoś czymś smuci. Wszak jest już na wieki z Bogiem zjednoczona do wiernych Sług Bożych w poczet zaliczona. I niedługo przyjdzie chwila upragniona że będzie do Świętych grona zaliczona. I pokaże światu przykład swej miłości Boga i bliźniego, cnót heroiczności. s. Albertynka Pieśni o Błogosławionej Siostrze Bernardynie Inwokacje Błogosławiona Siostro Bernardyno, Której serce Bóg wypełnił Swą miłością i dobrocią, Pomóż kochać, pomóż służyć, Pomóż Matko czynić wszystkim dobrze. 1 . Gdy za bogactwem goniąc Świat pełen przewrotności Zapomniał o dobroci, O ludzkiej życzliwości. Porwane twym przykładem Idziemy twoim śladem, Zło dobrem zwyciężymy, Twych słów nie zapomnimy: Refren: „Czyńcie dobrze wszystkim” To nam nakazałaś Matko Bernardyno Kiedy umierałaś. 2. Choć nienawiść wokół Rozlała się jak rzeka, Z miłością i dobrocią Pójdziemy do człowieka: Do tego, kto cierpiący I w nędzy zostający, Do tego, co upadnie I tego, co jest na dnie. Refren: „Czyńcie dobrze wszystkim” 3. A ty nam Matko z nieba Wypraszaj łaski zdroje, Byśmy jak kromkę chleba Dawały serca swoje. Wszystkim ludziom złaknionym, Wszystkim ludziom wzgardzonym, Odepchniętym, płaczącym, Wszystkim potrzebującym. Refren: „Czyńcie dobrze wszystkim” Chciałaś odnaleźć Boga Siostro Bernardyno Błogosławiona w niebie Za twą ofiarę życia Bóg wynagrodził ciebie Chciałaś odnaleźć Boga W klasztoru wielkiej ciszy Gdzie dusza rozmodlona Głos Jego zawsze słyszy Chciałaś Mu oddać wszystko Swoje młodzieńcze lata, A Bóg ci wybrał drogę Pośród rozgwaru świata. Brat Albert cię wprowadził W świat nędzy, poniżenia, 5 Gdzie trzeba dawać siebie Wśród bólu i cierpienia. Hymn ku czci Matki Bernardyny Radośnie dziś Tobie śpiewamy, Matko Bernardyno ten hymn W modlitwie dziękczynnej przed Panem niech płynie serdeczna ta pieśń. Nie śpiewały tam ptaki I nie szumiały kłosy, Bóg, któregoś ujrzała Był zgłodniały i bosy. Za łaski obfite, które dał Ci Pan Te Deum radosne niechaj brzmi Za drogę wskazaną nam gdzie trzeba iść, niech hymn ten popłynie dalej w świat. Wyciągał swoje dłonie Po chleb i twoje serce, Miał twarz jak „Ecce Homo” I cierpiał w poniewierce, Ofiarnie spalałaś swe życie Dzień każdy siał dobroci blask Matczyne o wszystkich staranie O duszę i ciało wciąż trwa. Choć rwała ci się dusza Zbolała i złamana, Przed cierpiącym Chrystusem Upadłaś na kolana. Za łaski obfite, które dał Ci Pan, Te Deum radosne niechaj brzmi. Za drogę wskazaną nam gdzie trzeba iść, Niech hymn ten popłynie dalej w świat. I Zostałaś by służyć Z miłością i w pokorze, Na całą nędzę ludzką Dobroci rozlać morze. Błogosławiona Bernardyna 1. O bł. Siostrze Bernardynie Życie bł. Siostry Bernardyny Maria Jabłońska, w Zgromadzeniu Siostra Bernardyna, urodziła się 5 sierpnia 1878 roku w Pizunach k. Narola w archidiecezji lwowskiej, z rodziców Grzegorza i Marii z domu Roman. W 15-tym roku życia straciła matkę. Śmierć matki wpłynęła na zmianę jej usposobienia – stała się milcząca i zamknięta w sobie. Zaczęła dużo czasu poświęcać modlitwie, czytać żywoty świętych, praktykować surowe umartwienia. Z biegiem czasu odkryła w sobie powołanie zakonne. Zapragnęła oddać się całkowicie Bogu w modlitwie, odosobnieniu i ciszy klasztornej. Podczas odpustu w Horyńcu spotyka się z Bratem Albertem i przedstawia mu chęć poświęcenia się Bogu. Dnia 13 sierpnia 1896 roku zostaje przyjęta przez Brata Alberta do Zgromadzenia Sióstr Albertynek, które było dopiero w fazie tworzenia się. Po roku, 3 czerwca 1897 otrzymuje habit zakonny i imię s. Bernardyna. Od początku wstąpienia do Zgromadzenia Siostra Bernardyna była pod szczególniejszą opieką duchową Brata Alberta, który już przy przyjęciu wyraził się o niej: „przyjąłem dziś kandydatkę, która ma rozum i serce”. Dnia 7 kwietnia 1902 roku Brat Abert zamianował młodziutką 24-letnią Siostrę Bernardynę pierwszą oficjalną przełożoną generalną Zgromadzenia, zwaną „Siostrą Starszą”. Na stanowisku przełożonej generalnej trwała przez 38 lat, do samej śmierci, która nastąpiła 23 września 1940 r. Do swej śmierci w 1916 roku Brat Albert był jej duchowym doradcą i pomagał kierować Zgromadzeniem. Siostrę Bernardynę Zgromadzenie sióstr uważa za współzałożycielkę, gdyż ona po śmierci Brata Alberta przechowała w formie niezmienionej charyzmat Założyciela i przekazała go siostrom, ona też doprowadziła Zgromadzenie do stabilizacji prawnej przez napisanie przy pomocy o. Cz. Lewandowskiego Konstytucji Zgromadzenia, które zostały zatwierdzone przez władze diecezjalne 19 czerwca 1926 roku, z równoczesnym zatwierdzeniem Zgromadzenia. Bł. Siostrę Bernardynę cechował duch modlitwy sięgającej kontemplacji i wielka dobroć serca dla wszystkich. Zmarła w opinii świętości. Przed śmiercią poleciła siostrom „czynić dobrze wszystkim”, które to słowa Zgromadzenie uważa za duchowy testament Błogosławionej. Proces beatyfikacyjny rozpoczęty 26 maja 1984 roku zakończył się beatyfikacją, której dokonał uroczyście papież Jan Paweł II w dniu 6 czerwca 1997 roku w Zakopanem. Duchowa sylwetka bł. Siostry Bernardyny Błogosławiona Siostra Bernardyna Jabłońska, wierna uczennica i naśladowczyni św. Brata Alberta, jest najpiękniejszym przykładem życia duchowością albertyńską oraz wierną kontynuatorką charyzmatu św. Brata Alberta. Przez 20 lat formowała się pod okiem Założyciela i najpełniej przejęła jego ducha. 6 Była osobowością nieprzeciętną. Obdarowana przez Boga niezwykłymi przymiotami umysłu i serca, przez współpracę z łaską Bożą potrafiła w sobie pięknie zharmonizować dynamiczny temperament z wielką dobrocią i wrażliwością na drugiego człowieka. Ksiądz Czesław Lewandowski, osobisty świadek jej życia, tak charakteryzuje Siostrę Bernardynę: „Opromieniał ją złoty humor, a równocześnie biła od niej dziwna jakaś powaga i prawie majestat dziecka Bożego. Prostota dziecięca skojarzona z wielkością królewny, wielka inteligencja, jasność i bystrość umysłu i wrodzona roztropność obok niezwykłej dobroci serca tworzyły z Siostry Bernardyny potężną i niepospolitą osobowość i zarazem pełną jakiegoś wdzięku i nadprzyrodzonego uroku, bo ją uświęcały szczególne łaski i dary Boże”. Od dzieciństwa była rozmiłowana w pięknie przyrody, w której odnajdywała ślady Boga. Oto jak się modliła: Uwielbiam Cię Boże w szumie wiatru, w mgłach ciemnych porannych, w zapadającym zmroku. Każdym wschodem i zachodem słońca pragnęła wysławiać Boga-Stwórcę. Siostra Bernardyna była duszą kontemplatywną. Nie tylko odkrywała Boga we wszechświecie, ale zagłębiała się w Jego doskonałościach i przymiotach. W swych notatkach pisze: Jego piękno porywa moją duszę, rwie, rani boleśnie moje życie, me serce. Gdzie spojrzę tam Go oglądam, ślad Jego widzę, echo głosu Jego dochodzi do mych uszu, kocham. Pragnęła oddać się Bogu w klasztorze kontemplacyjnym, tymczasem Bóg zażądał od niej ofiary poświęcenia życia w służbie nędzarzy. Gdy początkowo przeżywała walki duchowe, a widok nędzarzy odrażał jej wrażliwą naturę i sama wahała się w powołaniu, czy jest na właściwej drodze, Brat Albert napisał dla niej heroiczny akt oddania się Bogu na wszystko, co na nią dopuści, a to z bezinteresownej miłości ku Niemu. Akt ten, który dobrowolnie podpisała, stał się zwrotnym punktem w jej życiu wewnętrznym. Kształtowana na duchowości Brata Alberta rozmiłowała się w rozważaniu Męki Pańskiej, a w duchu wynagrodzenia Panu Jezusowi za dar odkupienia przyjmowała wszystkie cierpienia, jakie Bóg na nią dopuszczał. Włączając je w zbawcze cierpienia Chrystusa, ofiarowywała je za tych, którzy Go obrażają. Siostra Bernardyna żywiła też wielką miłość do Pana Jezusa ukrytego w Eucharystii. Długie godziny, zwłaszcza nocą spędzała przed tabernakulum, opuszczając kaplicę z żalem, że – jak mawiała – Boski Żebrak zostanie sam. W Eucharystii odkrywała tajemnicę wyniszczenia Chrystusa Więźnia Miłości, który dla nas stał się Chlebem, by karmić nas sobą i zamknął się w tabernakulum, by dniem i nocą przebywać z nami. Jezus ukryty w Hostii był dla Siostry Bernardyny wzorem cichości, pokory, oddania i bezgranicznej miłości. Z duchem modlitwy sięgającej kontemplacji, łączyła się u Siostry Bernardyny niezwykła dobroć serca na wzór Bożego Serca, pełnego miłości i dobroci. W dobroci tej zdawała się być wiernym odbiciem Brata Alberta, o którym mówiono, że „był dobry jak chleb”. Niemal wszystkie siostry, które znały Siostrę Bernardynę, w swoich wspomnieniach o niej podkreślają tę wielką dobroć, jaką darzyła wszystkich. Ona sama tak pisze: Chciałabym zadośćuczynić każdej prośbie, otrzeć każdą łzę, pocieszyć słówkiem każdą zbolałą duszę, być dobrą zawsze dla wszystkich a najlepszą dla najnieszczęśliwszych. Tą dobrocią promieniowała na otoczenie i do niej zachęcała podległe jej kierownictwu siostry. Zasadą jej życia było: dawać, wiecznie dawać. Jedno z jej ostatnich poleceń brzmiało: Czyńcie dobrze wszystkim. Siostra Bernardyna była spadkobierczynią i wierną kontynuatorką charyzmatu Brata Alberta. Dzięki specjalnej łasce Bożej odkrywała w najbardziej opuszczonych i wzgardzonych ludziach cierpiące Oblicze Pana Jezusa. Charyzmatem służby Chrystusowi w najuboższych żyła na co dzień, dając siostrom przykład takiej miłości, która potrafi służyć ubogim jak samemu Panu Jezusowi. Aby upodobnić się do biedaków, zachowywała skrajne ubóstwo. Miała szeroko otwarte serce i nigdy nikomu niczego nie odmówiła. Jej wrażliwe serce było szczególnie uczulone na ludzki głód. Znane było powiedzenie, że aby Siostrę Bernardynę „rozbroić”, wystarczy jej powiedzieć, że się jest głodnym. Pragnęła ludziom biednym i opuszczonym „zastąpić” Pana Jezusa Miłosiernego. Oto jak modliła się: Jezu, niech nie żyję dla siebie – rozlej mą duszę na wszystkie doliny nędzy ludzkiej. Napełnij ją swoją dobrocią i miłosierdziem i daj mi łaskę, abym Twą dobrocią i miłosierdziem zastąpiła Cię tu, na tej łez dolinie, czyniąc wszystkim dobrze. Dobroć i miłosierdzie torowały Siostrze Bernardynie drogę do serc wszystkich, zwłaszcza biedaków, nawet tych najbardziej zdeprawowanych. Wspomagając ich w życiowych potrzebach, dusze ich pozyskiwała dla Boga. W całym życiu bł. Siostry Bernardyny uderza przedziwna harmonia pomiędzy życiem oddanym Bogu w kontemplacji a niezwykłą dobrocią serca względem wszystkich i miłosierdziem wobec najbiedniejszych. Modlitwa i czyn miłości bliźniego przenikały się wzajemnie. Bóg, którego kontemplowała w Jego doskonałościach i adorowała w modlitwie przed tabernakulum, jawił się jej także w człowieku cierpiącym i sponiewieranym. On był jej siłą i wsparciem, gdy służyła Mu w cierpiących bliźnich i gdy sama, doświadczana cierpieniem ciała i duszy, ofiarowywała się Bogu w bezinteresownym darze miłości. Fragment homilii Ojca Świętego Jana Pawła II podczas Mszy beatyfikacyjnej bł. Bernardyny 6.06.1997 r.: Maria Bernardyna Jabłońska – duchowa córka świętego Brata Alberta Chmielowskiego, współpracownica i kontynuatorka jego dzieła miłosierdzia – żyjąc w ubóstwie dla Chrystusa poświęciła się służbie najuboższym. Kościół stawia nam dzisiaj za wzór tę świątobliwą zakonnicę, której dewizą życia były słowa: „dawać, wiecznie dawać”. Zapatrzona w Chrystusa szła wiernie za Nim, naśladując Go w miłości. Chciała zadośćuczynić każdej prośbie ludzkiej, otrzeć każdą łzę, pocieszyć choćby słowem każdą cierpiącą duszę. Chciała być dobrą zawsze dla wszystkich, a najlepszą dla najbardziej pokrzywdzonych. „Ból bliźnich moich jest bólem moim” – mawiała. Wraz ze świętym Bratem Albertem zakładała przytuliska dla chorych i tułaczy wojennych. Ta wielka heroiczna miłość dojrzewała na modlitwie, w ciszy pobliskiej pustelni na Kalatówkach, gdzie przez jakiś czas przebywała. W najtrudniejszych chwilach życia – zgodnie z zaleceniami jej duchowego opiekuna – polecała się 7 Najświętszemu Sercu Jezusa. Jemu ofiarowała wszystko, co posiadała, a zwłaszcza cierpienia wewnętrzne i udręki fizyczne. Wszystko dla miłości Chrystusa! Jako – przez wiele lat – przełożona generalna Zgromadzenia Sióstr Posługujących Ubogim III Zakonu św. Franciszka – albertynek, nieustannie dawała swoim siostrom przykład tej miłości, która wypływała ze zjednoczenia ludzkiego serca z Najświętszym Sercem Zbawiciela. To Serce było jej umocnieniem w heroicznej posłudze najbardziej potrzebującym. 2. Modlitwy i myśli bł. Siostry Bernardyny Modlitwy Uwielbiam Cię o Boże, w szumie wiatru, w mgłach ciemnych porannych i w zapadającym zmroku. Uwielbiam Cię po czasy dni naszych i dni Twoich. Uwielbiam i błogosławię wśród utrapień dnia każdego i każdej godziny. Bądź uwielbion Wielki, Nieskończony i Niepojęty. Uwielbiam i błogosławię Cię, kocham i oddaję się Tobie o Ty, Najświętszy! którego nie znam i nie pojmuję. * O Jezu! daj nam pić, daj nam łaski, daj miłość, daj nam oglądać Ciebie, o Królu Chwały, Więźniu miłości, daj nam miłość, kiedyś dał serce i życie. O wieczności, któż Cię pojmie. O Boże, o Wszechmocny, Niepojęty! * Niech Cię, o Boże, uwielbiają dzieła rąk Twoich w niebie, na ziemi, [...] i wszędzie, gdzie pełni się Twa wola – a pełni się wszędzie. * Jezu, żyjący na prawicy Ojca i w duszach naszych, rozpal w mojej duszy ogień Twej miłości i głód Twej chwały. Daj mi pracować bez odpoczynku, daj mi oglądać Twe upodobania i chwałę wielką we wszystkich Swych dziełach. * Jezu niech nie żyję dla siebie – rozlej mą duszę na wszystkie doliny nędzy ludzkiej. Napełnij ją swoją dobrocią i miłosierdziem i daj mi łaskę, abym Twą dobrocią i miłosierdziem, zastąpiła Cię tu, na tej łez dolinie, czyniąc wszystkim dobrze. * O mój słodki Panie Jezu, proszę Cię, zachowaj mnie od pychy, bo się jej boję straszliwie i od wszystkich grzechów, daj raczej śmierć, niżbym Cię kiedykolwiek obrazić miała [...]. Ufam Bogu mojemu, że mi upaść nie da i tam mnie doprowadzi, gdzie przeznaczył. Niech na wieki będzie błogosławiony. Amen. * O Jezu mój najsłodszy, Zbawicielu dobry, wejrzyj z wysokości niebios na biedną służebnicę Twoją. Ty jeden jedyny znasz pragnienia mego serca i żądzę mej głodnej duszy, która Cię pragnie kochać i posiadać tu, na tej łez dolinie, i na wieczność całą. * Tyś Królem mej duszy, a mój cel jedyny podobać Ci się i być Twą palącą się ofiarą. * Dopuść Panie wszystko, zabierz wszystko, a daj mi żyć z Tobą. * O Maryjo, Matko moja i Orędowniczko grzeszników, Tobie się oddaję najnędzniejsza ze wszystkich istot stworzonych, Tobie ufam, że mi upaść nie dopuścisz nigdy. * O Matko, napełnij mą duszę Bogiem, Jego najświętszą obecnością a sumienie moje czystością najzupełniejszą. Moje myśli, słowa, uczynki, niech będą Twą służbą. * Pośredniczko nasza przed Bogiem, żywa Krynico rozlewająca strumienie łask, o Maryjo, módl się za nami. * O, Matko! ziemia i niebo są na Twych usługach, ja Twoje dziecię, strzeż mnie, bym mogła żyć jak roślinka cicha, spokojna, bez szamotania, pracy i wysiłków, przyjmować promienie słońca, krople rosy, deszczu, dać się poruszać wietrzykowi i wspinać się do szczytów Bożych. * O Maryjo, Matko moja. Ty wiesz żem Twe dziecię, że Cię kocham i bez Ciebie żyć nie umiem. O Matko ma, Matko najdroższa, najlepsza, najukochańsza – ratuj, pocieszaj, wspomagaj, nie daj mi upaść nigdy. Ty wiesz, o Matko moja, ile ja cierpieć i męczyć się muszę, nie opuszczaj mnie. * Tyś taka słodka, taka kochająca, taka łaskawa, piękna, czysta i niepokalana – błagam Cię Matuchno przez Twe cnoty, miłość i boleść, daj mi żyć dla Jezusa i dla Ciebie wyłącznie. * Matko, ach Matko moja, Tyś moją nadzieją, ufnością i przystanią wśród bólów i łez. Matko, czy Ty mnie kochasz? Czy Ty się mną nie brzydzisz? Czy mi dasz łaskę, że będę Ci wierną i będę życie całe, jak psina czuwała na Twoje rozkazy i wyprzedzać będę Twą wolę. Wybrane myśli Bóg w pięknie natury Śliczna przyroda, wszędzie widzę Boga; obecność Jego napełnia świat, ślady Jego stóp widzę w przestrzeni powietrza, gdzie stąpił tam pozostawił byt i piękności cuda. Jego Boska wszechmoc i piękność napełniają ziemię. O stworzenia, czemuż Bogiem najświętszym i najpiękniejszym nie zajmujecie się zupełnie? * Niech każdy wschód słońca i zachód opowiada Twą wielkość, pyłki latające w świetle niech Cię uwielbiają, a pełniąc Twą wolę niech wyśpiewują pieśń chwały Twej. Wody płynące, ruchami mruczące, oddają Ci cześć, a spiesząc się pełnią Twe rozkazy – ach, wpadają, wpadają do swej przystani, do swych głębin, wielbią Cię i odpoczywają. * O, jak pięknym jest Pan Bóg nasz w dniu słonecznym; o jak ślicznym w piękności błękitnego nieba; o, jak cudownym w powiewie wiatru; jak potężnym w szumie płynącego 8 strumyka; o jak wielkim jest Bóg w dziełach swoich widomych i niewidomych. * Lubię też bardzo uwielbiać Boga we wszystkich stworzeniach i w całej przyrodzie. A pola, łąki, lasy, wody, drzewa, kwiaty, góry, błonia, chmury, niebo jasne, rosa ranna, o jak to działa na mnie. Eucharystia Moja miłość Jezus i On sam na zawsze. O jak moja dusza rwie się do Niego, ach, do Niego, tam gdzie zamknięty, uwięziony, gdzie sam pozostaje dnie i noce całe i zawsze czeka. * Jezus – Hostia Najświętsza. Ileż tam szczęścia dla mnie! Ach, żebym tam mogła zostać u stóp Jego wieki całe! Chciałabym zostać z Panem tu, na tej łez dolinie do Dnia Sądnego – zostać u stóp ołtarza, kochać Go, nie zostawiać samotnego, wynagradzać Mu i żyć Jego życiem. * Kochać Go za tych, którzy Go nie kochają. Chciałabym Mu wynagrodzić zniewagi zadawane. * Cisza nocna. Bóg blisko – stworzenia uśpione wypoczywają. Ach, kocham dobrego Boga, miłość Jego porywa mnie i unosi, pragnęłabym pozostać wiecznie w Jego obecności, widzę moją nędzę, grzechy, niewierności, ufam, że Bóg mi daruje – serce pełne tego, co dobre, pragnę na zawsze być przy Bogu. * Spieszcie więc do Jezusa w Przenajświętszym Sakramencie, a tam znajdziecie wszystko. * Wiecznie klęczeć przed tronem, adorować, uwielbiać Boga, to moje zadanie na tej ziemi, tego pragnę od zarania dni moich. * Jezus zamknięty i Matka Najświętsza pełno mają uczuć i dziecięcego zaufania w mej duszy. Chciałabym aby listki, trawki, piasek, wody, drzewa i wszystko, co posiada ziemia, wychwalały Więźnia Miłości i Jego Matkę. Ogromnie chcę coś uczynić dla nich. Chciałabym, żeby moje uczucia i myśli żyły i wielbiły Ich po wszystkie czasy dni naszych. * I dnie, noce i miliony godzin upływa, a Bóg nasz Sam. Milczy, chce dawać skarby, a nikt nie bierze. Jego Boskie Serce pali się i pragnie ogień rzucić na nasze dusze, a my się usuwamy. * Lubię zostawać sama przed ołtarzem, tam mi dobrze. * Jezus u nas w Tabernakulum czeka cichutko i nadsłuchuje, czy ktoś nie biegnie, by oddać Mu cześć i podziękować za to, że tu mieszka, że się nam oddał. Zjednoczenie z Bogiem Bóg chce, żebym cała należała do Niego; Bóg chce, żebym wszystko dla Niego robiła; Bóg chce, żebym Nim samym była zajęta; Bóg chce, żebym pełniła Jego upodobanie; Bóg chce, żebym cierpiała dla Niego; Bóg chce, żebym do Niego w życiu i w wieczności całkiem należała. Amen. * Bóg i Bóg i sam Bóg. Na zawsze Bóg. Całe godziny bym siedziała tym jednym „Bóg” zajęta i ciągle bym o tym myślała. Bóg – i to mi wystarczy do szczęścia. * Kochać Boga, być ciągle Nim zajętą to cel mojego życia. Bez Boga i pozostawania w Jego obecności nie mogę żyć, męczę się jak ryba bez wody. * O stworzenia, czemuż Bogiem najświętszym i najpiękniejszym nie zajmujecie się zupełnie? Czemuż widzicie jeszcze coś poza Bogiem, kiedy On napełnia wszystko? * Miłować nie mogę Stwórcę za dary, jak piszą, lecz kocham Go że jest Bogiem, że jest życiem, że jest wszystkim, kocham Go dla Niego samego. * Jezus jest dla mnie wszystkim – dla Niego żyję – dla Niego umrę. * Boga mi brak, nie rozumiem życia, ani szczęścia, tylko w Bogu. * Czuję Boga, że otacza świat; czuję, że każda rzecz jest pełna Boga, kocham Go, zostaję z Nim. * Ciągle być zajętą Panem Bogiem, żeby modlitwa a czas poza nią nie miał żadnej różnicy. * Wyłącznie żyć dla Boga, dla Jego chwały i upodobania, zapłaty żadnej nie pragnąc. Boga tylko szukać we wszystkim. Jego kochać i uświęcać się malutkimi, codziennymi cnotami. Matka Boża A Matka Najświętsza niech znajduje tyle miłości i ufności u nas, ile dusza nasza pomieścić może jej. * A Matka Najświętsza! Ani słowa mówić, ani modlić się, gdzie Jej nie ma. Strasznie Ją kocham. * Wołajcie do Matki Najświętszej, do tej Ucieczki grzeszników, do osłody życia, smutku, trosk i bólów. Pamiętajcie, że niebo was nie minie, jeżeli stale modlić się i prosić będziecie o opiekę Maryi, choćby najkrótszą modlitwą. Miłość cierpienia i ofiary Krzyż i Męka Zbawiciela ma być środowiskiem, przy którym się skupiać mamy, wielbiąc Chrystusa Pana wzgardzonego i wyniszczonego dla nas. Starajmy się odpłacić Mu choć w cząsteczce za Jego miłość i Mękę. * Chcę i pragnę cierpieć, bo Bóg mój cierpiał. Chcę cierpieć, bo mi się zdaje, że to się Bogu podoba. Chcę cierpieć, żeby wynagrodzić krzywdy. * 9 Miłość, cierpienie, ofiara, oddać się Panu Bogu na wszystko, ufać Mu bez granic, być ukrytą i zapomnianą iść za Jezusem od Jego Żłóbka aż do Krzyża. Jego prace, cierpienia, łzy, niech nas uświęcą abyśmy przeszły przez ten świat czyniąc wszystkim dobrze i cierpiąc. * Nędzniątko chce zostać z Nim, palić się i wyniszczać, i chcę się zgubić w Bogu, tak mi się spieszy do tego. * Chcę życie swoje oddać Mu, niech się wypala w cierpieniach i pracach choć nędznych, jak świeca. * Lubię cierpieć za drugich, siostrom dobrze czynić, chorym, smutnym. Przebaczać ogromnie lubię – krzywdy i potwarze darowywać. Ogromnie czynić dobrze lubię tym, co mnie krzywdzą. * ... nawet bym nie chciała dla jakiej nagrody pracować i cierpieć, tylko dla Ciebie Najświętszy! Dla Ciebie Samego na zawsze trudy, cierpienia ponosić pragnę, choćby to trwało wieki całe! Dobroć i miłość bliźniego, miłosierdzie Dopełniajmy pracy Jezusa, Jego trudów, cierpień, miłości, cichości i boskich łez, a szczególniej Jego miłosierdzia nad nędzami duszy i ciała bliźnich naszych. Cierpienie i trud ustaje a miłosierdzie idzie dalej. „Jezus przeszedł przez świat wszystkim czyniąc dobrze”. Ach, jaka to słodycz napełnia mą duszę, kiedy przypominają mi się te słowa wypowiedziane o Chrystusie. * Chciałabym zadość czynić każdej prośbie, otrzeć każdą łzę, pocieszyć słówkiem każdą zbolałą duszę, być dobrą zawsze dla wszystkich, a najlepszą dla najnieszczęśliwszych. Ból bliźnich moich, jest mym. * Z wiązką doskonałości, czyli jakby opaską wszystkich cnót, jest miłość bliźniego. Dobry Pan Bóg wszystko w naturze tak ustanowił, że jak się co razem zbierze, to się musi związać. Wszystko musimy wiązać, chcąc mieć z czegoś pożytek: kłosy, drzewa, kwiaty i w ogóle, co się chce utrzymać w całości, to trzeba związać, a czym opaska silniejsza, tym pewniejsze utrzymanie rzeczy. Tak miłość bliźniego [działa], jeżeli jej nie będzie w duszy, to rozlecą się cnoty zebrane; to na cóż się przyda miłosierdzie, praca, posłuszeństwo itd., jeżeli miłości nie ma. Pan Bóg dał nam dużo sposobności do miłości bliźniego, nie opuszczajmy zatem ani okruszynki. 3. Modlitwy do bł. Siostry Bernardyny Nowenna za przyczyną bł. Siostry Bernardyny Panie Jezu Chryste, któryś raczył ukształtować serce błogosławionej Siostry Bernardyny na wzór Twego Boskiego Serca, pełnego miłości i dobroci, i dałeś jej wielką wrażliwość na ludzkie potrzeby, głód i cierpienia, za jej wstawien- nictwem udziel mi łaski................., o którą w tej nowennie pokornie Cię proszę. Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu. Błogosławiona Siostro Bernardyno, – módl się za nami. Nowenna do bł. Siostry Bernardyny (przed uroczystością 13-21 września) Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu, – Panie, pospiesz ku ratunkowi memu. Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu, – jak była na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen. Dzień pierwszy (13 września) Ojcze, strzeż Kościoła Chrystusowego dla Twego świętego Imienia. Ocal Kościół i wiarę świętą i zmiłuj się nad nami i zbaw nas. (bł. S. Bernardyna) Błogosławiona Siostro Bernardyno, wierna córko Kościoła świętego, Twojemu wstawiennictwu polecamy Ojca Świętego, biskupów, kapłanów oraz osoby konsekrowane. Wypraszaj im światło Ducha Świętego i gorliwość apostolską. Módl się o liczne i święte powołania kapłańskie, zakonne i misyjne, a Kościołowi upraszaj wolność w szerzeniu Królestwa Bożego na całym świecie. Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu. Módl się za nami bł. Siostro Bernardyno, – abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych. Módlmy się: Wszechmogący i miłosierny Boże, Ty sprawiłeś, że życie błogosławionej Bernardyny, dziewicy, obfitowało w dobre uczynki. Pozwól, za jej wstawiennictwem, abyśmy modlitwą i posługiwaniem wobec braci mogli wytrwale Tobie służyć. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen. Wstęp i zakończenie odmawia się w każdym dniu nowenny. Dzień drugi (14 września) Jezus – Hostia Najświętsza. Ileż tam szczęścia dla mnie! Ach, żebym tak mogła zostać u stóp Jego wieki całe! Spieszcie do Pana Jezusa w Przenajświętszym Sakramencie, a tam znajdziecie wszystko (bł. S. Bernardyna). Błogosławiona Siostro Bernardyno, któraś z najgłębszą czcią i miłością adorowała Pana Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie, nie szczędząc nocnych godzin na przebywanie u Jego stóp; spraw, by serca nasze płonęły miłością do Jezusa i duchem wynagrodzenia. Daj, byśmy z Eucharystii czerpali moc i siłę do ofiarnej służby naszym bliźnim. Dzień trzeci (15 września) Chwały Panu Bogu przyczyniamy przez każdy dobry uczynek, słowo, myśl, pragnienie, modlitwę, cierpliwość, usługę bliźnim (bł. S. Bernardyna). Błogosławiona Siostro Bernardyno, Twojemu wstawiennictwu polecamy naszą Ojczyznę i cały Naród, by trwał 10 w wierności Bogu i Kościołowi świętemu. Upraszaj trwałość i świętość polskich rodzin. Módl się za młodzież i dzieci, by wzrastały w łasce u Boga i ludzi, a nie ulegały złym wpływom i zgorszeniu. Dzień czwarty (16 września) Śliczna przyroda, wszędzie widzę Boga: obecność Jego napełnia świat, ślady Jego stóp widzę w przestrzeni powietrza; gdzie zstąpił tam pozostawił byt i piękności cuda. Jego Boska Wszechmoc i Piękność napełniają ziemię (bł. S. Bernardyna). Błogosławiona Siostro Bernardyno, która dostrzegałaś Boga w pięknie natury i kontemplowałaś Jego Wszechmoc i Mądrość, spraw, byśmy dziękując Bogu za dar życia, szanowali piękno otaczającej nas przyrody i wraz z nią wielbili Boga Stwórcę Wszechświata. Dzień piąty (17 września) Jeżeli ufność nasza będzie wielka, wiele otrzymamy od Pana Boga. Ufajmy bezgranicznie Bogu, a otrzymamy wszystko, co dla nas najlepsze (bł. S. Bernardyna). Błogosławiona Siostro Bernardyno, przez Twoją bezgraniczną ufność i zawierzenie Bożej Opatrzności, która z Ojcowską dobrocią troszczy się o najmniejsze stworzenie na ziemi, ucz nas powierzania Bogu trudnych spraw codziennego życia. Uproś nam wolność serca od wszelkich przywiązań, byśmy umieli mądrze posługiwać się dobrami doczesnymi dla własnego uświęcenia i szerzenia Królestwa Bożego. Dzień szósty (18 września) Chciałabym zadośćczynić każdej prośbie, otrzeć każdą łzę, pocieszyć słówkiem każdą zbolałą duszę, być dobrą zawsze dla wszystkich, a najlepszą dla najnieszczęśliwszych. Ból bliźnich moich jest mym (bł. S. Bernardyna). Błogosławiona Siostro Bernardyno, która miałaś serce szeroko otwarte na każdą ludzką biedę, głód, cierpienie i krzywdę, a za przykładem św. Brata Alberta chciałaś ciągle dawać i dawać, dzieląc z biednymi trudne warunki życia, ubóstwo i niewygody; daj, byśmy umieli tak jak Ty otwierać się na potrzeby bliźnich, zwłaszcza najbardziej opuszczonych, i służyli im jak samemu Chrystusowi. Dzień siódmy (19 września) Wiecznie klęczeć przed Tronem, adorować, uwielbiać Boga, to moje zadanie na ziemi, tego pragnę od zarania dni moich. Bądź uwielbion Wielki, Nieskończony i Niepojęty! Uwielbiam i błogosławię Cię, kocham i oddaję się Tobie (bł. S. Bernardyna). Błogosławiona Siostro Bernardyno, Ty, która z miłością trwałaś w kontemplacji Oblicza Pana Jezusa i dla której Bóg był jedynym celem życia i najwyższą wartością, uproś nam łaskę dobrej modlitwy, byśmy z pokorą i ufnością dziecka zwracali się do Boga jako najlepszego Ojca, prosząc o łaskę radosnego wypełniania Jego najświętszej woli. Dzień ósmy (20 września) Miłość, cierpienie, ofiara, oddać się Panu Bogu na wszystko, ufać Jemu bez granic, być ukrytą i zapomnianą iść za Jezusem od Jego Żłóbka aż do Krzyża (bł. S. Bernardyna). Błogosławiona Siostro Bernardyno, któraś swoje cierpienia łączyła ze zbawczą męką Chrystusa, Twojemu wstawiennictwu polecamy ludzi chorych, kalekich, załamanych duchowo i wszystkich, którzy cierpią; uproś im zdrowie i męstwo do dźwigania codziennego krzyża. Nam zaś wyjednaj łaskę mężnego znoszenia wszystkich cierpień w duchu wynagrodzenia Bogu za grzechy nasze i całego świata. Dzień dziewiąty (21 września) Matka Najświętsza niech znajdzie tyle miłości i ufności w nas, ile dusza nasza może jej pomieścić (bł. S. Bernardyna). Błogosławiona Siostro Bernardyno, od najmłodszych lat oddana, całkowicie i bez reszty Maryi, jako najlepszej Matce i Orędowniczce, uproś nam łaskę, byśmy za Twym przykładem czcili i miłowali Maryję i by Maryja była nam nieustanną pomocą i przewodniczką w pielgrzymce do domu Ojca. Wezwania litanijne do bł. Siostry Bernardyny Błogosławiona Siostro Bernardyno: Wierna naśladowczym św. Brata Alberta, módl się za nami. Pochodząca z głęboko katolickiej rodziny, Rozmiłowana w pięknie przyrody, Odnajdująca ślady Boga w całym stworzeniu, Od najmłodszych lat oddana Maryi jako swej Patronce i Matce, Obdarzona przez Boga darem modlitwy, sięgającej kontemplacji, Powołana przez Boga do życia zakonnego, W osiemnastym roku życia wstępująca do tworzącego się Zgromadzenia Sióstr Albertynek, Gorliwa uczennico św. Brata Alberta, Przez podpisanie aktu heroicznego oddania się Bogu, stająca się całopalną ofiarą Miłości, Rozmiłowana w duchu ewangelicznego ubóstwa, Ufająca bezgranicznie we wszystkim Bożej Opatrzności, Długie godziny trwająca przed Jezusem Eucharystycznym, Swą niezwykłą dobrocią serca przyciągająca bliźnich do Boga, We wszystkich sprawach zjednoczona z najświętszą, wolą Boga, Roztropna i dobra Matko, której Brat Albert powierzył kierownictwo nad młodym Zgromadzeniem Sióstr Albertynek, W modlitwie i w Eucharystii czerpiąca moc ducha i siły do służby Chrystusowi Panu w najuboższych i opuszczonych bliźnich, Zatroskana o podniesienie poziomu życia moralnego swych podopiecznych, Najczulsza Matko ubogich, której dewizą było: „dawać i wiecznie dawać”, 11 W cierpieniach i doświadczeniach jednocząca się z Chrystusem Ukrzyżowanym, W pustelni na Kalatówkach kontemplująca Oblicze cierpiącego Zbawiciela, Wierna spadkobierczyni i kontynuatorko charyzmatu św. Brata Alberta, Pokorna służebnico „Kościoła Ubogich”, Współzałożycielko Zgromadzenia Sióstr Albertynek Posługujących Ubogim, Długoletnia wychowawczyni albertyńskich pokoleń, Ty, której testamentem były słowa: „Czyńcie dobrze wszystkim”, Beatyfikowana jako przykład miłosierdzia chrześcijańskiego, Pośredniczko u Boga we wszystkich potrzebach duszy i ciała, Orędowniczko biednych, ubogich i opuszczonych, Wypraszająca u Boga dar macierzyństwa i szczególną opiekę dla matek, Błogosławiona Siostro Bemardyno, uproś nam: dar modlitwy żywej i gorącej, uproś nam u Boga; głęboką miłość Eucharystii, ufne zawierzenie Bożej Opatrzności, odkrywanie Oblicza Chrystusa w cierpiących, dobroć serca względem wszystkich ludzi, ducha zaparcia i wyrzeczenia, cierpliwość i męstwo w przeciwnościach, wiarę w zwycięstwo dobra nad złem. Módlmy się: Wszechmogący i miłosierny Boże, Ty sprawiłeś, że życie błogosławionej Bernardyny obfitowało w dobre uczynki, pozwól za Jej wstawiennictwem, abyśmy modlitwą i posługiwaniem wobec braci, mogli wytrwale Tobie służyć. Przez Chrystusa, Pana naszego. Modlitwy w różnych potrzebach za przyczyną bł. Siostry Bernardyny Za ubogich, chorych i cierpiących Boże, Ojcze miłosierdzia, przez wstawiennictwo Twej służebnicy bł. Siostry Bernardyny, która w całym swym życiu naśladowała Twego Syna Jezusa Chrystusa czyniącego wszystkim dobrze, polecamy Ci wszystkich biednych, dotkniętych klęską głodu, bezdomnych i bezrobotnych, chorych, oraz cierpiących fizycznie i duchowo. Niech w krzyżu Syna Twojego i w Jego Zmartwychwstaniu czerpią moc, siłę i nadzieję przetrwania. Amen. Za małżonków o dar potomstwa Boże nasz Ojcze i Panie, który stwarzając pierwszych ludzi, błogosławiłeś im, mówiąc: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się” (Rdz 1, 28), pokornie Cię prosimy przez wstawiennictwo bł. Siostry Bernardyny Jabłońskiej, która swą dobrocią przychodziła z pomocą ludziom we wszelkich potrzebach duszy i ciała, a w sposób szczególny dopomaga dziś matkom pragnącym potomstwa: Spraw, by mogli cieszyć się owocem swego małżeństwa, jakim jest poczęte dziecko i wychować je dla Twej chwały w duchu wskazań Kościoła świętego. Amen. Bł. Siostro Bernardyno, uproś nam tę łaskę. Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu. O uproszenie łaski powołania zakonnego Bł. Siostro Bernardyno, która zachęcona przykładem św. Brata Alberta, poświęciłaś swą młodość i całe życie służbie Bogu i najuboższym bliźnim, uproś mi łaskę, abym poznawszy wolę Bożą, odważnie poszła za głosem powołania oddając się na służbę Chrystusowi w najbardziej potrzebujących i opuszczonych bliźnich, ufając w Jego zapewnienie, że „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych – Mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Amen. 4. Rozważania i modlitwy (opracowane na podstawie tekstów bł. Siostry Bernardyny) Rozważania tajemnic różańca Na początku Różańca, względnie jednej cząstki: Znak krzyża Św., Wierzę w Boga, Ojcze nasz, 3 Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu. Następnie przy każdej tajemnicy: Ojcze nasz, 10 Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu. Część I. Tajemnice radosne Tajemnica 1. Zwiastowanie Najśw. Maryi Pannie Maryja zlękła się, słysząc pozdrowienie Anioła i zdumiewającą zapowiedź narodzin Jezusa. Ale uwierzyła Bogu i przyjęła Dar otwartym sercem. Bł. Bernardyna postanawiała sobie: „Wszystko przyjmować z rąk Bożych spokojnie i z największą chęcią, dlatego, że to Bóg daje”. Jak postępuję w sytuacjach, które mnie zaskakują? Czy ufam Bogu? Tajemnica II. Nawiedzenie św. Elżbiety Matka Najświętsza rozmawia ze św. Elżbietą o wielkich sprawach Bożych. Człowiek pragnie dzielić radość serca z kimś, kto go zrozumie. Bł. Bernardyna cieszyła się, idąc do Zgromadzenia, że będzie mogła rozmawiać o Bogu: „Miłość Boża to cel naszego życia i dążeń naszych, to pokarm naszych dusz. O! jak jesteśmy szczęśliwe, że mamy ciągłą swobodę i możemy wznosić się ku Panu Bogu; możemy swobodnie mówić o Nim wspólnie; nie musimy się krępować. Myśli, słowa, dążności, zapatrywania głośno płyną ku Bogu, bo wszyscy tam dążymy”. O czym najchętniej rozmawiam? Tajemnica III. Narodzenie Pana Jezusa w stajence betlejemskiej Jezus stał się człowiekiem, posłuszny woli Ojca. Bł. Bernardyna często kontemplowała Jezusowe posłuszeństwo: „Uleciał w łono Dziewicy Maryi i mieszkał w ciasnym schronieniu, naśladując nas, a potem ile łez, ile bólu, pracy, poruszeń, to wszystko miłość i posłuszeństwo Swemu Ojcu Niebieskiemu. Stajenka, żłóbek, Egipt, życie ukryte, nauki, 12 modlitwa, praca, wypoczynek – a potem męka, krzyż – wszystko to wola Ojca Niebieskiego; Jezus słuchał. Ogromnie lubię spoglądać na Jezusa, jak biegł malutki i swoją najświętszą nóżkę postawił na sianku. To cud posłuszeństwa”. Czy szukam woli Pana Boga? Czy jestem jej posłuszny? dlić się, gdzie Jej nie ma”. Błogosławiona modli się z prostotą dziecka, przedstawia Jej swoje troski – „Matko, ach Matko moja, Tyś moją nadzieją, ufnością i przystanią wśród bólów i łez”. Jak się modlę do Matki Bożej? Czy pamiętam o Jej poleceniu: Zróbcie wszystko, cokolwiek Jezus wam powie? Tajemnica IV. Ofiarowanie Dzieciątka Jezus w świątyni Matka Najświętsza pamiętała, że Jezus nie jest Jej „własnością”. Ofiarowując Dzieciątko w świątyni wyznawała publicznie, że należy Ono do Boga. Bł. Bernardyna stale ćwiczyła tę zdolność, by przyjmować wszystko od Boga jako dar, i z wdzięcznością zwracać się do Dawcy daru. Postanawiała sobie mocno: „Co dostanę od Boga, czy dar wielki czy mały, dziękować Mu, przyjmować z chęcią, nie tęsknić za czym innym – ale się wznosić zawsze ponad wszystkie dary do Dawcy ich, Boga. Jak okazuję wdzięczność Panu Bogu? Tajemnica III. Jezus głosi nadejście Królestwa i wzywa do pokuty Jezus wędrował z uczniami, głosząc nadejście Królestwa. To nie było łatwe. Całe życie Jezus pracował i trudził się jak każdy prosty człowiek, który zarabia na swe utrzymanie. Teraz mówi o potrzebie nawrócenia, opowiada o dobroci swego Ojca, lituje się nad głodnymi, uzdrawia chorych, spieszy do umierających. Bł. Bernardyna pragnie korzystać z dobrodziejstwa, jakim było całe ziemskie życie Jezusa. Pisze: „Jego prace, cierpienia, łzy, niech nas uświęcą, abyśmy przeszły przez ten świat czyniąc wszystkim dobrze i cierpiąc”. Także pośród codziennych kłopotów, w trudzie pracy czy w cierpieniu, mam czynić wszystkim dobrze – jak Jezus. Tajemnica V. Znalezienie Pana Jezusa w świątyni Maryja zgubiła Jezusa, a raczej szukała Go nie tam, gdzie On był. Jeszcze nie w pełni rozumiała, że Jej Dziecko musi być „w sprawach Ojca”. Nigdy jednak nie zgubiła Go przez grzech. Święci boją się grzechu, boją się utraty Jezusa bardziej niż czegokolwiek innego. Bł. Bernardyna prosiła gorąco: „Mój słodki Panie Jezu, proszę Cię, zachowaj mnie od pychy, bo się jej boję straszliwie i od wszystkich grzechów, daj raczej śmierć, niżbym Cię kiedykolwiek obrazić miała”. Poproszę Jezusa: „Nie daj mi nigdy odłączyć się od Ciebie”. Część II. Tajemnice światła Tajemnica I. Chrzest Pana Jezusa w Jordanie Pan Jezus w swej pokorze przyjął chrzest, wstąpił w wody Jordanu, w których zanurzali się ludzie szukający nawrócenia. Wychodząc z rzeki usłyszał zapewnienie Ojca, że jest Jego umiłowanym Synem. „Bóg pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaskę daje” (Jk 4, 6; IP 5, 5). S. Bernardyna notuje: „Ogromnie się czuję upokorzoną i widzę, że Bóg i tylko sam Bóg działa we mnie. O, jakżeż ja Go kocham; Chwilami świętość Jego napełnia świat cały, ja to poznaję. Jak mi mój słodki Stwórca chce łask udzielić, to najpierw daje mi żal za grzechy i chęć żeby być dobrą, upokarza, zalewa duszę i daje jej poznanie, że On sam nią włada”. Czy potrafię wykorzystać do dobrego drobne upokorzenia, które mnie spotykają? Czy potrafię je wykorzystać do tego, by być bliżej Boga? Tajemnica II. Pan Jezus objawia się uczniom na weselu w Kanie Nowożeńcy stanęli bezradni, w tej chwili nic już nie mogli zrobić, by zapobiec upokarzającemu brakowi weselnego wina. Maryja dostrzega ich zatroskanie, i spieszy do Jezusa. On jeden może pomóc. Siostra Bernardyna często uciekała się do pośrednictwa Maryi. „A Matka Najświętsza! Ani słowa mówić, ani mo- Tajemnica IV. Przemienienie na górze Tabor Chwile „Taboru”, gdy Pan Bóg pozwala dojrzeć coś ze swego piękna... W notatkach Siostry Bernardyny znajdujemy ślady takich chwil: „Umysł biegnie i zwraca się gdzieś, ku czemuś nieznanemu i niepojętemu i zalewa mnie obecność Boska, wielka, wszechmocna, obejmująca wszystko i taka wielka i straszna i słodka, i tak się powiększająca, że zaczyna się w niej gubić wszystko. [...] Drżę cała i kocham, i kocham bardzo a bardzo, a Bóg napełnia wszystko, i ja to widzę, jest wielkim i pięknym i tylko Sam i na zawsze”. Podziękuję za wszystkie chwile dobrej modlitwy, podziękuję za wszystkie chwile mojego życia, w których Pan Bóg dał mi odczuć dotknięcie swej Łaski. Tajemnica V. Ustanowienie Eucharystii Pan Jezus ustanawiając Eucharystię „pozostał z nami, aż do skończenia świata”. Bł. Bernardyna ceni dar tak bliskiej obecności Jezusa, i zachęca: „Pana Jezusa ukrytego w Przenajświętszym Sakramencie Ołtarza pod przymiotami chleba często nawiedzajmy, oddając Mu cześć szczególniejszą. Ten Boski Żebrak pozostał z nami, uwięziony w tak ciasnym i ciemnym mieszkaniu i ciągle woła, czeka i prosi, spragniony naszej miłości. Został, zdaje się dlatego, aby nas pobudzić, zachęcić do wdzięczności za swoją mękę i śmierć. Siedzi biedny Pan Jezus sam. Są przy Nim Aniołowie, ale On nie dla nich tu został. On został dla biednych”. Jak korzystam z daru Eucharystii? Część III. Tajemnice bolesne Tajemnica I. Modlitwa Pana Jezusa w Ogrójcu Pan Jezus w Ogrójcu poznawał, że Ojciec oczekuje od Niego czegoś bardzo trudnego, przerażającego, wymagającego całkowitej ofiary z siebie. Przyjaźń z Bogiem nie znosi kompromisów. Bł. Bernardyna notuje: „Bóg chce, żebym cała należała do Niego; Bóg chce, żebym wszystko dla Niego robiła; Bóg chce, żebym Nim samym była zajęta; 13 Bóg chce, żebym pełniła Jego upodobanie; Bóg chce, żebym cierpiała dla Niego; Bóg chce, żebym do Niego w życiu i w wieczności całkiem należała”. I kończy słowem zastępującym podpis: „Amen”. To znaczy: tak chcę, niech się tak stanie. Całkowita zgoda nie przychodzi łatwo. „Bojowanie” może trwać długo. Ważne, by nie było zgody na zło, na odejście od Bożej woli. Ważne, by dojrzewać do Jezusowego: „...lecz nie według mojej, ale Twojej woli niech się stanie”. Tajemnica II. Biczowanie Pana Jezusa Prorok Izajasz przepowiedział cierpienie Jezusa: „Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie” (Iz 53, 5). Bł. Bernardyna naśladowała Jezusa, ofiarowując cierpienie w intencji innych osób i czyniąc dobrze tym, którzy wobec niej zawinili. Pisała: „Lubię bezinteresowność tak dla Boga, jak dla ludzi. Wiem, żem od Boga to wszystko darmo otrzymała. Lubię cierpieć za drugich, siostrom dobrze czynić, chorym, smutnym. Przebaczać ogromnie lubię – krzywdy i potwarze darowywać. Ogromnie czynić dobrze lubię tym, co mnie krzywdzą”. Jak postępuję wobec moich winowajców? Tajemnica III. Cierniem ukoronowanie Pana Jezusa Pan Jezus w koronie z ciernia, wyśmiany i oplwany, poraniony, bity. Dla bł. Bernardyny Jezus był prawdziwym Królem, a Jego zbawcze cierpienie budziło wdzięczność, aż do całkowitego daru z siebie: „Tyś Królem mej duszy, a mój cel jedyny podobać Ci się i być Twą palącą się ofiarą”. Czy pozwalam Jezusowi królować w mym sercu? Tajemnica IV. Niesienie krzyża na Górę Kalwarii Pan Jezus nakazywał uczniom naśladować Go w dźwiganiu krzyża. Bł. Bernardyna gorąco pragnęła czynić to nie połowicznie, ale z całym ewangelicznym radykalizmem: „Miłość, cierpienie, ofiara, oddać się Panu Bogu na wszystko, ufać Mu bez granic, być ukrytą i zapomnianą, iść za Jezusem od Jego Żłóbka aż do Krzyża”. Co jest dziś moim krzyżem? Czy jestem gotowy przyjąć go i nieść, by iść śladami Jezusa? Tajemnica V. Ukrzyżowanie i śmierć Pana Jezusa „Zgładź moje nieprawości, Któryś oddał mi Swą Najświętszą Krew i życie”, modliła się bł. Bernardyna. Jezus umiera na krzyżu – za nas! Jezus ukochał nas „aż do końca”, a święci pragną odpowiedzieć Mu podobną miłością. Błogosławiona podpisuje akt oddania, ułożony dla niej przez św. Brata Alberta: „Oddaję Panu Jezusowi moją duszę, rozum, serce i wszystko co mam. Ofiaruję się na wszystkie wątpliwości, oschłości wewnętrzne, udręczenia i męki duchowne, na wszystkie upokorzenia i wzgardy, na wszystkie boleści ciała i choroby, a za to nic nie chcę ani teraz, ani po śmierci, ponieważ tak czynię z miłości dla samego Pana Jezusa”. Co uczynię z miłości do Jezusa? Część IV. Tajemnice chwalebne Tajemnica I. Zmartwychwstanie Pana Jezusa Pan Jezus zmartwychwstały przychodzi do zalęknionych uczniów, przynosząc im pokój. Bł. Bernardyna pragnie, by ten pokój gościł w albertyńskiej wspólnocie. Pisze do sióstr: „Proszę Pana Jezusa przez przyczynę Matuchny Jego Najświętszej, żeby nam wszystkim i każdej z osobna udzielił Swego świętego pokoju, którym pozdrowił i życzył uczniom po Zmartwychwstaniu Swoim, kiedy im się pokazał. Niech pokój Pana Jezusa napełni serca i dusze Siostrzyczek. Niech miedzy sobą żyją w pokoju Jezusowym”. Poproszę Jezusa o pokój, którego świat dać nie może. Będę próbować nieść go swoim bliskim. Tajemnica II. Wniebowstąpienie Pana Jezusa Pan Jezus wstąpił do nieba w chwale, ale pozostał z nami – aż do skończenia świata. Siostra Bernardyna wierzy, że Jezus będąc u Ojca żyje zarazem w naszych sercach i daje moc miłości, by żyć dla chwały Ojca. Błogosławiona modli się żarliwie: „Jezu, żyjący na prawicy Ojca i w duszach naszych, rozpal w mojej duszy ogień Twej miłości i głód Twej chwały. Daj mi pracować bez odpoczynku, daj mi oglądać Twe upodobania i chwałę wielką we wszystkich Swych dziełach”. Tajemnica III. Zesłanie Ducha Świętego na Matkę Najświętszą i Apostołów Duch Święty zstąpił na Maryję i Apostołów. Do dziś żyje i działa w Kościele, przypomina naukę Jezusa i czyni w nas wielkie dzieła. Siostra Bernardyna dobrze rozumiała, że wszelkie dobro, które czynimy, od Niego pochodzi. Pragnie, by Boże dzieło w jej życiu osiągnęło pełnię: „A życie Świętych podoba mi się, cieszę się, że Pan Bóg w nich działa Sam. My chcemy pracować dla Boga, Jego chwała leży nam na sercu i dobro bliźnich – a tu nic i nic zrobić nie można. Ale prośmy, a Bóg zdziała co zechce i kiedy zechce. «W połowie dni naszych nie zabieraj nas Panie». Niech nam pozostanie ta pociecha przy śmierci, że wszystko wypełniło się w nas i przez nas, i Bóg uwielbiony jest”. Prośmy, by Duch Święty działał w nas i przez nas, dla chwały Bożej i dobra ludzi. Prośmy, by chronił nas od pychy, która w dobrych czynach szuka własnej chwały. Tajemnica IV. Wniebowzięcie Najśw. Maryi Panny Pan Jezus wziął swą Matkę do nieba, chce mieć Ją jak najbliżej siebie. Siostra Bernardyna kocha Maryję jak dziecko i nie przestaje rozmawiać z Nią, prosząc we wszystkich potrzebach o Jej wstawiennictwo. Modli się: „O Maryjo, Matko moja. Ty wiesz żem Twe dziecię, że Cię kocham i bez Ciebie żyć nie umiem. O Matko ma, Matko najdroższa, najlepsza, najukochańsza – ratuj, pocieszaj, wspomagaj, nie daj mi upaść nigdy”. O co dziś najgoręcej pragnę prosić Maryję? Tajemnica V. Ukoronowanie Najśw. Maryi Panny w niebie Jezus otacza swą Matkę chwałą. Maryja troszczy się o Królestwo Boże w naszych sercach. Królestwo miłości przejawia się w tym, że już nie żyjemy dla siebie, ale dla Tego, 14 który za nas umarł i zmartwychwstał (por. 2 Kor 5, 15). O ten dar bł. Siostra Bernardyna prosi Maryję: „Tyś taka słodka, taka kochająca, taka łaskawa, piękna, czysta i niepokalana – błagam Cię Matuchno przez Twe cnoty, miłość i boleść, daj mi żyć dla Jezusa i dla Ciebie wyłącznie”. Czy żyję dla Jezusa, który umarł za mnie i dla mnie zmartwychwstał? Rozważanie „Jezu, niech nie żyję dla siebie!” 1. „O stworzenia, czemuż Bogiem najświętszym i najpiękniejszym nie zajmujecie się zupełnie?” Pieśń: O Ty, Przedwieczny... lub: Czego chcesz od nas, Panie. Z Pierwszej Księgi Kronik: Zadrżyj, ziemio cała, przed Jego Obliczem! Umocnił On świat tak, by się nie poruszył. Niech cieszy się niebo i ziemia raduje. [...] Niech szumi morze i co je napełnia, niech się weselą pola i wszystko, co na nich rośnie. Niech tak się uradują drzewa leśne w obliczu Pana, bo nadchodzi, aby rządzić ziemią (1 Km 16. 30-33). Z zapisków bł. Siostry Bernardyny: Jezus, Jezus, pląsałabym z radości. Nie raz wydawało mi się, że idzie, słyszałam cichy szelest, szukałam Go, a nie było. Szedł wśród drzew, i kwiatów i łąk, cichy wiatr unosił coś tajemniczego – zdawało mi się, że tam Pan jest. Kropelki rosy ukrywały Jego piękność, woń kwiatów, zorza poranna. A księżyc i gwiazdki nocne przemawiały, że jest. Listki i trawki wołały na mnie i strumyk jęczał, a góry wołały i błyskawice niosły rozkaz Jego. „Jezus i zawsze Jezus sam!” – pisała. „Śliczna przyroda, wszędzie widzę Boga..”. Coś Ty czyniła, błogosławiona Siostro, szczęśliwa Siostro Bernardyno, by wszędzie widzieć Boga, by być Nim samym zajętą? Ks. Matlak, powiernik Błogosławionej, świadek ostatnich miesięcy jej życia, nie umie napisać jej życiorysu, gdyż jej dusza jest „zbyt przejrzysta”. Zostawił garść wspomnień, w których czytamy: „Miała wprawdzie naturalną dobroć serca, jak stwierdzają świadkowie jej młodości, ale miłość, jaką jej Bóg dał i to franciszkańskie umiłowanie «życia» i stworzeń, graniczy z wielkim moralnym cudem. Przebiegając wspomnieniem to, czego byliśmy świadkami i co nam teraz opowiadają musimy zdecydowanie stwierdzić, że stajemy przed zagadką. Nie możemy sobie tego niecodziennego zjawiska wytłumaczyć inaczej jak tylko tym, że jest to jedynie silna emanacja tej miłości, jaką Bóg ma dla stworzeń, miłości, która niezmęczenie, aż do podziwu i krytyki, daje to samo słońce dobrym i złym, zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Zastanawia skąd wzięła się u niej ta wybitnie chrześcijańska miłość do wszystkiego tego, co żyje? Wszechstronne braterstwo wśród stworzeń, jakie św. Franciszek odkrył po mozolnych przejściach i przeżyciach nie jest zjawiskiem naturalnym. Zanim szczerze i bez przesady nazwał «bratem» nie tylko przyjaciół, ale trędowatego, nędzarza, a potem zwierzęta, słońce i księżyc, a siostrami gwiazdy i śmierć – minęło nie tylko dużo czasu, ale dużo wewnętrznych przeobrażeń pod wpływem Bożej łaski, która mu zwolna odsłaniała tajemnicze związki między stworzeniami i urabiała franciszkańskie serce. Pocałunek dany trędowatemu otworzył mu oczy na braterstwo z nieszczęśliwymi, a radosna gorliwość o chwałę Bożą odsłoniła tajemnicę braterstwa ze zwierzętami. Po analogicznych przejściach otworzył Bóg w sercu S. Bernardyny nowy zdrój chrześcijańskiej miłości”. (Ks. Matlak, Mowa żałobna wygłoszona w trzydziesty dzień od śmierci Matki Bernardyny) Z zapisków bł. Siostry Bernardyny: Śliczna przyroda, wszędzie widzę Boga; obecność Jego napełnia świat, ślady Jego stóp widzę w przestrzeni powietrza. gdzie stąpił tam pozostawił byt i piękności cuda. Jego Boska wszechmoc i piękność napełniają ziemię. O stworzenia, czemuż Bogiem najświętszym i najpiękniejszym nie zajmujecie się zupełnie? Czemuż widzicie jeszcze coś poza Bogiem, kiedy On napełnia wszystko? dłuższa chwila ciszy 2. „Moja miłość Jezus i On sam na zawsze” Pieśń: Ja wiem, w Kogo ja wierzę... lub: Jak łania pragnie wody ze strumieni Z Apokalipsy św. Jana Apostoła: Jam Alfa i Omega, Pierwszy i Ostatni, Początek i Koniec. A Duch i Oblubienica mówią: Przyjdź! A kto słyszy, niech powie: Przyjdź! I kto odczuwa pragnienie, niech przyjdzie, kto chce, niech wody życia darmo zaczerpnie. Amen. Przyjdź, Panie Jezu! (Ap 22,13.17. 20) Z zapisków Bł. Siostry Bernardyny: Jezus – Hostia Najświętsza. Ileż tam szczęścia dla mnie! Ach, żebym tam mogła zostać u stóp Jego wieki całe! Niech każdy wschód słońca i zachód opowiada Twą wielkość, pyłki latające w świetle niech Cię uwielbiają, a pełniąc Twą wolę niech wyśpiewują pieśń chwały Twej. 15 Wody płynące, ruchami mruczące, oddają Ci cześć, a spiesząc się pełnią Twe rozkazy – ach, wpadają wpadają do swej przystani, do swych głębin, wielbią Cię i odpoczywają. A ja mój Boże, a ja tęsknię dnie i noce całe i usycham bez Ciebie. O, kiedyż wpadnę w te głębiny Twego Bóstwa, kiedyż odpocznę, kiedyż się nasycę, kiedyż łaknąć nie będę, a wszelkie pragnienia i tęsknoty odstąpią mnie? Ta piękność niepojęta Boga, to głód straszliwy, to puszcza bezludna. Głód straszliwy, tęsknota, nienasycone pragnienie Boga w duszy, i dokuczliwe, niekończące się cierpienie fizyczne w rozlicznych chorobach ciała (oberwanie nerki, ataki kamieni nerkowych, reumatyzm, artretyzm, cukrzyca i wiele innych). Czy to nazwiemy szczęściem? Patrząc na życie bł. Bernardyny, nie da się oddzielić szczęścia i bólu, miłości i tęsknoty, nadmiaru i niedosytu. Nie da się przywołać jej słodyczy przebywania z Bogiem nie przywołując gorzkości pokuty. Dlaczego tak? Ks. Matlak przytacza słowa Św. Katarzyny ze Sieny: „Chrystus od początku świata aż do jego końca wymagał i wymagać będzie, aby każde wielkie dzieło było okupione wielkim cierpieniem”. Pyta: „Czym jest cierpienie — nieporozumieniem czy tajemnicą?” I odpowiada: „Miłość to splot dążeń i pragnień posiadania Boga. Nie można tego za życia osiągnąć... a każde nieosiągalne, niezaspokojone pragnienie to cierpienie. Miłość to ciągłe stykanie się z Bogiem «Świętym» trzykrotnie. W tym zestawieniu dusza wydaje się «szmatą», jak mówi Matka, złą podłą, a to boli; stąd cierpienie. Miłość współczuje. Boga boli grzech, dlatego miłość tak mocno występuje przeciw naturze: jako źródłu grzechu – przez wyrzeczenie się, przeciw samemu grzechowi – przez ciągłe uczucie żalu; przeciw skutkom grzechu i karze– przez zadośćuczynienie i pokutę. [...] Patrząc na całe życie Matki, a szczególnie na dwa ostatnie miesiące jej okrutnej choroby, zaczęliśmy doceniać wartość cierpienia. Nie wyczerpywało ono wcale Jej sił moralnych, które owszem były w pełni rozwoju, nie zaskakiwało ją jako nieuniknione nieszczęście, wobec którego pada na człowieka rezygnacja; nie zrodziło w Niej bezradności jak coś, czego nie umie się zużytkować, albo coś, z czym nie wiadomo, co zrobić. Przy boku Matki dał nam Bóg oprócz wielu innych dobrodziejstw, poznać tajemnicę, słodycz i piękno chrześcijańskiego cierpienia. Matka cierpiała dużo, powiedziałbym nad miarę. Nic dziwnego, skoro wielkie dzieła okupuje się wielkim cierpieniem”. (ks. J. Matlak, Wspomnienie – w dwa lata po śmierci bł. Bernardyny) Z zapisków bł. Siostry Bernardyny: Chce mi się przebywać z Bogiem, kochać Go, utulić się i pozostawać w Jego obecności. Kochać Go za tych, którzy Go nie kochają. Chciałabym Mu wynagrodzić zniewagi zadawane. Chcę i pragnę cierpieć, bo Bóg mój cierpiał. Jezus zamknięty i Matka Najświętsza pełno mają uczuć i dziecięcego zaufania w mej duszy. Chciałabym aby listki, trawki, piasek, wody, drzewa i wszystko, co posiada ziemia, wychwalały Więźnia Miłości i Jego Matkę. Ogromnie chcę coś uczynić dla nich. Chciałabym, żeby moje uczucia i myśli żyły i wielbiły Ich po wszystkie czasy dni naszych. Jeżeli nic nie możemy zrobić dla Niego, to choć kochajmy, jak umiemy, choć nie umiemy ani kochać, ani cierpieć bez użalania się, skarg, nudów. Boże, bądź miłościw nam nędzarzom, biednym dzieciom ziemi. Któryś nas stworzył, zlituj się! Jak mi ciężko przechodzić około Niego tak blisko, a być lak daleko, czy to podobne życie w takim stanie? On tu jest ciągle, a czy Mu dobrze z nami? On tu jest ciągle, a czy Mu dobrze z nami? Jeżeli nic nie możemy zrobić dla Niego, to choć kochajmy, jak umiemy... dłuższa drwila ciszy Z zapisków bł. Siostry Bernardyny Bóg chce, żebym cała należała do Niego; Bóg chce, żebym wszystko dla Niego robiła; Bóg chce, żebym Nim samym była zajęta; Bóg chce, żebym pełniła Jego upodobanie; Bóg chce, żebym cierpiała dla Niego; Bóg chce, żebym do Niego w życiu i w wieczności całkiem należała. Amen. 3. „Jezu niech nie żyję dla siebie — rozlej mą duszę na wszystkie doliny nędzy ludzkiej” Pieśń: Dzisiaj prosimy Ciebie, bł. Bernardyno... lub: O dobre czyny moich ludzkich rąk. Z Przypowieści o dobrym Samarytaninie: Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców? On odpowiedział: Ten, który mu okazał miłosierdzie. Jezus mu rzekł: Idź, i ty czyń podobnie! (Łk 10, 36-37) Z zapisków bł. Siostry Bernardyny: Pan cię woła: „przyjdź”. – Gorliwość, żar, pokój, słodycz, cichość. Zwrócenie ku Bogu: wszystko dla mnie – moim Bóg. Dopełniajmy pracy Jezusa, Jego trudów, cierpień, miłości, cichości i boskich łez, 16 a szczególniej Jego miłosierdzia nad nędzami duszy i ciała bliźnich naszych. Cierpienie i trud ustaje a miłosierdzie idzie dalej. „Jezus przeszedł przez świat wszystkim czyniąc dobrze”. Ach; Jaka to słodycz napełnia mą duszę, kiedy przypominają mi się te słowa wypowiedziane o Chrystusie. Chciałabym zadość czynić każdej prośbie, otrzeć każdą łzę, pocieszyć słówkiem każdą zbolałą duszą, być dobrą zawsze dla wszystkich, a najlepszą dla najnieszczęśliwszych. Ból bliźnich moich, jest mym. Jezu niech nie żyję dla siebie – rozlej mą duszę na wszystkie doliny nędzy ludzkiej. Napełnij ją swoją dobrocią i miłosierdziem i daj mi łaskę, abym Twą dobrocią i miłosierdziem, zastąpiła Cię tu, na tej łez dolinie, czyniąc wszystkim dobrze. Ks. Matlak wspomina: „Brat Albert czuwał nad tym swoim wybranym dzieckiem, które cenił bardzo jako niepospolitą osobę, jaką mu Opatrzność zesłała dla Jego Zgromadzenia w tych ciężkich czasach, kiedy potrzeba było jakiejś wielkiej pomocy z nieba. [...] Ten mąż Boży surowy dla siebie, troszczy się o nią jak najlepsza matka. Wzruszający jest ten szacunek, jakim ją otacza, a podziwu godne zaufanie, jakim ją darzy. W roku 1900 zostaje przełożoną w domu kalek i umysłowo chorych (Kraków, Lubicz 25) i zyskuje sobie niezwykłą miłość Sióstr i biednych. Skąd się wzięło u 22-letniej przełożonej tyle powagi, stanowczości, energii, a szczególnie matczynej miłości, trudno sobie wytłumaczyć. W stosunku do Boga i swych przełożonych była zawsze uległa jak dziecko, prosta, przejrzysta; dla bliźnich dobra, współczująca, wyrozumiała; sama mocno opanowana, mimo silnych przejść pogodna i promieniejąca spokojem. Nic więc dziwnego, że Brat Albert, mimo że żyły Jego pierwsze Współpracownice, mianuje ją 7 kwietnia 1902 roku Siostrą Starszą czyli Przełożoną Generalną. [...] W klasztorze chciała znaleźć spokój, ciszę, samotność, a Bóg ją zaprowadził do wielkiego miasta, do domów pełnych wrzasku dla nieuleczalnych, umysłowo chorych, do przytułku. Może w jej duszy zrodził się żal i rozczarowanie. Wielka nędza ludzka fizyczna i moralna, z którą się po raz pierwszy spotyka po przytułkach w takich rozmiarach, przejmuje Ją zgrozą. Widok tych ludzi robi na Niej niezwykłe wrażenie. Zdumiewa Ją niezmiernie to, że Brat Albert mówi o swoich ubogich ze wzruszeniem, patrzy na nich ze czcią i miłością, że poleca Jej nie tylko usługiwać im z pokorą i poświęceniem, nie tylko podać ciężko zapracowany kawałek chleba, ale... kochać. I tutaj właśnie zrodził się najpiękniejszy cud Jej duszy – Miłość! Miłość pierwszych chrześcijan, miłość św. Franciszka z Asyżu, rzadko spotykana w tych rozmiarach, wspaniałomyślna, bez granic, pełna nabożeństwa. Można by powiedzieć, że dał Jej Bóg ...przestrzenność serca jak piasek, który jest na brzegu morskim (1 Kri 4, 29). Była to miłość pełna czci i szacunku dla biednych, pełna wiary, że to są zbolałe członki Chrystusa; miłość pełna życzliwości, czynna, oddająca ubogim siebie samą, nie zbywająca, ale służąca im z całych sił w pocie czoła, miłość uprzejma, grzeczna, łaskawa, wyrozumiała, samorzutna, prosta, hojna, delikatna, pomysłowa, energiczna, wnikliwa, wyręczająca Opatrzność Bożą. Była to miłość tkliwej matki, dającej dziecku to, co ma; miłość rozrzutna: dawać i dawać... [...] Znana jest wszystkim w Zgromadzeniu i poza nim, ta głęboka, delikatna, tkliwa dobroć Chrystusowa u Siostry Bernardyny dla wszystkich”. (ks. J. Matlak. Mowa żałobna wygłoszona w trzydziesty dzień od śmierci Matki Bernardyny) Bł. Siostra Maria Bernardyna Jabłońska (1878-1940) Historyczne związki z Diecezją Zamojsko-Lubaczowską łączą także bł. Siostrę Marię Bernardynę Jabłońską, albertynkę, pochodzącą z Pizun koło Narola. Swoje powołanie zakonne zawdzięcza ona kontaktom z Bratem Albertem Chmielowskim oraz siostrami albertynkami z Bruśna Starego i Prusia. Pizuny, pod koniec XIX wieku, były małą wioską, należącą do parafii Lipsko, w dekanacie lubaczowskim. Tam właśnie, w domu Grzegorza i Marii Jabłońskich, przyszła na świat, 5 sierpnia 1878 r., Maria. Następnego dnia została ona ochrzczona przez ks. proboszcza Karola Nowoświęckiego w kościele parafialnym w Lipsku, przy chrzcielnicy, która zachowała się do czasów dzisiejszych. Obok tej chrzcielnicy widnieje tablica, upamiętniająca chrzest s. Marii Bernardyny. W Pizunach mieszka dziś tylko jedna rodzina. Nie zachował się dom rodzinny s. Bernardyny. Na jego miejscu stoi obelisk z pamiątkową tablicą, a obok piękna kaplica, murowana z cegły, z przylegającym doń klasztorkiem i domem rekolekcyjnym, których budowę prowadzą od 25 czerwca 1998 r. siostry albertynki z Lubaczowa. Kamień węgielny pod tę kaplicę (z pustelni Brata Alberta na Kalatówkach w Zakopanem) poświęcił Biskup Diecezjalny Jan Śrutwa, w dniu 14 września 1998 r. W Pizunach Maria Jabłońska spędziła lata dziecięce i młodość i tam się wychowywała. W domu rodzinnym Marii panowała atmosfera zdrowej i głębokiej pobożności. 17 Maria, jako dziecko, odznaczała się bystrą inteligencją, umiłowaniem przyrody, a przy tym wielką wrażliwością na sprawy Boże. Każdego roku pielgrzymowała, najpierw z rodzicami, a potem sama, do Horyńca (ok. 24 km), do kościoła OO. Franciszkanów, na doroczny odpust, w uroczystość św. Antoniego Padewskiego (13 czerwca) i Matki Boskiej Anielskiej (2 sierpnia). Tam właśnie, około 1892 r., zetknęła się po raz pierwszy z siostrami albertynkami. Były to wtedy: S. Feliksa Maksymiuk i prawdopodobnie s. Franciszka Anna Lubańska, które przybyły do Horyńca ze swej pustelni w Bruśnie Starym. Obie siostry podeszły do małżonków Jabłońskich, którzy z córką Marią i chorym synem Ignacym przyjechali do tamtejszego kościoła, by modlić się o zdrowie dla dziecka. Maria uważnie przyglądała się siostrom, ubranym w szare habity, gdy one obiecywały zasmuconym rodzicom modlitwę w intencji ich syna. Wkrótce potem, bo w 1893 r., umarła matka Marii, pozostawiając troje dzieci: Marię, Ignacego i Józefa. Maria, wówczas 15-letnia dziewczyna, przeżyła śmierć matki bardzo głęboko. Zaczęła odtąd poważnie zastanawiać się nad swym życiem. Snuła plany na przyszłość, ale dalekie od tych, które układał dla niej ojciec. Nie myślała wychodzić za mąż i zakładać rodziny. Przed jej oczyma zarysował się ideał świętości, który zapragnęła osiągnąć. Nie rozumiała jeszcze istoty świętości – ale ją wyczuwała i całą siłą swego niespokojnego temperamentu zaczęła jej poszukiwanie (s. A. Stelmach, Siostra Bernardyna, Maria Jabłońska 1878-1940, „Nasza Przeszłość”, t. 10, 1959 s. 323). Z tymi myślami i pragnieniem w sercu udała się rankiem, 13 czerwca 1896 r., do Horyńca, na doroczny odpust w uroczystość św. Antoniego Padewskiego. Tam, przy wejściu do kościoła, ujrzała Brata Alberta, który z braćmi i siostrami oczekiwał na rozpoczęcie nabożeństwa. Po Mszy św. Maria podeszła do Brata Alberta i odważnie oświadczyła, że pragnie wstąpić do Zgromadzenia Sióstr Albertynek. Pytała o warunki przyjęcia. Brat Albert przedstawił jej cel Zgromadzenia i sposób życia sióstr. Kończąc, wyraził zgodę na przyjęcie Marii do grona sióstr, ale nie określił konkretnego terminu. Polecił jej jeszcze dobrze przemyśleć i rozważyć swoją decyzję. To historyczne spotkanie Brata Alberta z Marią Jabłońską upamiętniają tablice w przedsionku kościoła OO. Franciszkanów w Horyńcu. Natomiast we wnękach na jego fasadzie frontowej widnieją od 6 grudnia 2001 r., kamienne figury św. Brata Alberta i bł. s. Bernardyny, dłuta Henryka Janczury z Mazur k. Lubaczowa, ufundowane przez klasztor horyniecki. Maria niedługo zastanawiała się nad podjętą już przez siebie decyzją. Wbrew woli ojca opuściła, 13 sierpnia 1896 r., dom rodzinny i udała się do Bruśna Starego, do pustelni sióstr albertynek. Tam miała szczęście zastać Brata Alberta, który właśnie tegoż dnia przybył do sióstr od braci z Monasterza. To jej spotkanie z Bratem Albertem s. Ambrozja Stelmach, albertynka, opisuje tak: „Długo Brat Albert rozmawiał z nową aspirantką. Mówił jej o biedakach, potrzebie okazania im serca, o trudach albertyńskiego życia i ogromie poświęcenia jakie ją czeka w nowym środowisku. Celowo, w wyjątkowo czarnych barwach, nakreślił jej obraz życia sióstr, które i bez tego było przerażające, by wypróbować stałość i pewność powołania (...). Rozmowa wypadła dla Marii bardzo korzystnie, bo Brat Albert wróciwszy do braci, oznajmił im na wieczornej rekreacji, że przyjął kandydatkę, która ma rozum i serce (...). Po rozmowie z Bratem Albertem, Marynia znalazła się po raz pierwszy w albertyńskim refektarzu i miała zasiąść do stołu w upragnionym «klasztorze». Pusta, robiąca wrażenie nieukończonej izba, nosząca nazwę refektarza, zdradzała nie tylko ubóstwo, ale raczej nędzę” („Nasza Przeszłość”, t. 10, 1959 s. 326-327). Wkrótce potem Maria Jabłońska wyjechała do Krakowa, gdzie po 10. miesięcznym postulacie została dopuszczona do obłóczyn. Pod koniec maja 1897 r. Brat Albert przyjechał wraz z Marią i sześcioma innymi postulantkami do Bruśna Starego na trzydniowe rekolekcje. Po ich zakończeniu, 3 czerwca tegoż roku, Maria otrzymała habit oraz imię zakonne – Bernardyna. Na drugi dzień wyjechała wraz z innymi siostrami do Krakowa, celem odbycia nowicjatu. Na wiosnę 1898 r. Brat Albert przybył z nowicjuszkami, wśród których była też s. Bernardyna, do pustelni sióstr w Prusiu. Tam przez trzy miesiące głosił on nowicjuszkom rekolekcje, po których odbyła się uroczystość wręczenia welonu – znaku pełnej przynależności do Zgromadzenia. Po tej uroczystości s. Bernardyna powróciła do Krakowa, gdzie objęła funkcję przełożonej przytuliska dla kobiet. W 1902 r. została mianowana przez Brata Alberta pierwszą przełożoną generalną Zgromadzenia Sióstr Albertynek. Zmarła 23 września 1940 r. w Krakowie, w opinii świętości. Trwałym śladem żywej obecności sióstr albertynek w Diecezji Zamojsko-Lubaczowskiej jest prowadzony przez nie Dom Pomocy Społecznej w Lubaczowie. Placówka ta powstała w 1930 r. jako ochronka dla dzieci upośledzonych fizycznie i umysłowo, z inicjatywy Narodowej Organizacji Kobiet (NOK) oraz dzięki fundacji małżonków Katarzyny i Wilhelma Pfeifferów. W ochronce od początku pracowały siostry albertynki. W 1934 r. zarząd NOK przekazał ochronkę na własność parafii rzymskokatolickiej w Lubaczowie, a jej zarządzanie powierzył siostrom albertynkom. Po wybuchu II wojny światowej, w październiku 1939 r., gdy miasto zajęła Armia Czerwona, ochronka przestała funkcjonować. Siostry wywiozły dzieci do Biłki Szlacheckiej koło Lwowa. Do Lubaczowa powróciły one dopiero w 1941 r. W kwietniu 1944 r. siostry wraz z dziećmi znowu musiały opuścić ochronkę. Wyjechały z podopiecznymi do Jarosławia, a następnie do Krakowa. Do ochronki powróciły ponownie, w dniu 16 listopada 1945 r., i w kilku jej izbach ulokowały dzieci. Po usunięciu się z jej pozostałych pomieszczeń wojska, w pełni ją uruchomiły. W 1946 r. ochronkę przejęły władze państwowe i kierownictwo nad nią powierzyły swojej organizacji Caritas. Siostry mogły jednak pracować w zakładzie i opiekować się dziećmi. Dopiero w 1990 r. albertynki ponownie przejęły zarząd nad zakładem. Dziś, w pięknie rozbudowanym Domu, przebywa 64 dzieci, którymi opiekuje się 6 sióstr albertynek. W ten sposób siostry te realizują na terenie Diecezji Zamojsko-Lubaczowskiej duchowy testament swych założycieli: św. Brata Alberta, który mówił, że: „Powinno się być dolnym jak chleb” i bł. Siostry Bernardyny, która powtarzała: „Dajcie im, dajcie. Nikomu nie odmawiajcie, wszystkim dobrze czyńcie”. W 1996 r. w Diecezji Zamojsko-Lubaczowskiej obchodzono 100. lecie pamiętnego spotkania Brata Alberta z Marią Jabłońską w Horyń- 18 cu (13 VI1896). Centralnym punktem tej uroczystości była Msza Św., celebrowana przez Pasterza Diecezji, 5 października tegoż roku w konkatedrze w Lubaczowie, z udziałem licznego grona sióstr albertynek z kraju i z zagranicy. W homilii Biskup przypomniał życie s. Bernardyny oraz jej związki z Diecezją i zachęcał wszystkich, a zwłaszcza siostry albertynki do gorącej modlitwy o rychłą beatyfikację Służebnicy Bożej s. Bernardyny. W niespełna rok później, 6 czerwca 1997 r., Ojciec Święty Jan Paweł II beatyfikował w Zakopanem s. Bernardynę, a w wygłoszonej wówczas homilii powiedział: „Maria Bernardyna Jabłońska duchowa córka św. Brata Alberta Chmielowskiego, współpracownica i kontynuatorka jego dzieła, miłosierdzia – żyjąc w ubóstwie dla Chrystusa poświęciła się służbie najuboższym. Kościół stawia nam dzisiaj za wzór tę świątobliwą zakonnicę, której dewizą życiową były słowa: «dawać, wiecznie dawać». Zapatrzona w Chrystusa szła wiernie za Nim, naśladując Go w miłości. Chciała zadośćuczynić każdej prośbie ludzkiej, otrzeć każdą łzę, pocieszyć choćby słowem każdą cierpiącą duszę. Chciała być dobrą zawsze dla wszystkich, a najlepszą dla najbardziej pokrzywdzonych. «Ból bliźnich moich jest bólem moim» – mawiała. Wraz ze św. Bratem Albertem zakładała przytuliska dla chorych i tułaczy wojennych... Jako – przez, wiele lat – przełożona generalna Zgromadzenia Sióstr Posługującym III Zakonu św. Franciszka – albertynek, nieustannie dawała siostrom przykład tej miłości, która wypływa ze zjednoczenia ludzkiego serca z Najświętszym Sercem Zbawiciela” (Jan Paweł II, Przemówienia i homilie, Kraków 1997 s. 131-138). Diecezja Zamojsko-Lubaczowska przeżywała wówczas wielką radość i wyrażała wdzięczność Bogu za tę beatyfikację. Uroczystym tego wyrazem był Diecezjalny Dzień Dziękczynienia, w niedzielę 3 sierpnia 1997 r. Główne nabożeństwo dziękczynne, pod przewodnictwem Biskupa Jana Śrutwy, odbyło się w Katedrze zamojskiej. W tym też dniu, we wszystkich kościołach i kaplicach Diecezji, czytano okolicznościowy list pasterski Biskupa Diecezjalnego. Oto jego fragmenty: „Bł. Matka Jabłońska jest pierwszą osobą, wyniesioną oficjalnie przez Kościół do chwały ołtarzy, która pochodzi z tere- nów Diecezji Zamojsko-Lubaczowskiej (...). Nie wolno nam zapominać o wydarzeniu takiej miary duchowej jak beatyfikacja Matki Jabłońskiej! Ta beatyfikacja, stała się bowiem niespodziewanym, a przy tym bardzo cennym prezentem, jaki z rąk Ojca Świętego otrzymała na swe 5-lecie Diecezja ZamojskoLubaczowska” (ZID 1997 s. 163-167). Ślady św. Brata Alberta i bł. Siostry Bernardyny Marii Jabłońskiej w Diecezji Zamojsko-Lubaczowskiej upamiętnia Szlak Turystyczny, otwarty przez biskupa Mariana Jaworskiego, Administratora Apostolskiego w Lubaczowie, 11 Listopada 1990 r. w kościele OO. Franciszkanów w Horyńcu, który wiedzie przez Horyniec, Nowiny Horynieckie, Werchratę, Prusie, Monasterz, Pizuny, Lipsko i Narol. Bibliografia Archiwum Sióstr Albertynek w Lubaczowie, Kronika Domu od 1984, passim. Burek J., Do dawania człowieczeństwa potrzebny od zaraz, „Teraz”, Lubaczów styczeń 2002, nr 47 s. 13; nr 48 s. 1213; Filipowicz A., Czcigodna Służebnica Boża siostra Bernardyna Maria Jabłońska, „ZID”, 1997 s. 132-134; Jan Paweł II, Homilia wygłoszona w czasie Mszy św. beatyfikacyjnej (s. Bernardyna Jabłońska i s. Maria Karłowska), 6 W1997 r., Zakopane, w: Jan Paweł II w Polsce 31 maja 1997 – 10 czerwca 1997, Przemówienia i homilie, Kraków 1997 s. 131-138; Kluż W., Obraz Boga. Służebnica Boża Bernardyna Maria Jabłońska, pierwsza przełożona generalna Zgromadzenia SS. Albertynek (1878-1940), Kraków 1985; Leszczyński M., Śladami św. Brata Alberta i bł. Siostry Bernardyny po Diecezji Zamojsko-Lubaczowskiej, Tarnoszyn-Zamość 1997; Matlak J., Matka Bernardyna Maria Jabłońska, współzałożycielka ze św. Bratem Albertem Zgromadzenia Sióstr Albertynek, Kraków 1996; Siostry albertynki w służbie dla ubogich. Kraków 1948; Stelmach A, Siostra Bernardyna (Maria Jabłońska 1878-1940), „Nasza Przeszłość”, t. 10, 1959 s. 317-375; Śrutwa J., List pasterski na Diecezjalny Dzień Dziękczynienia za beatyfikację Matki Bernardyny Jabłońskiej, ZID 1997 s. 163167; Zjazd Albertynek w Lubaczowie, ZID 1996 s. 242-243. Czytanki na nowennę przed świętem Bł. Matki Bernardyny Marii Jabłońskiej Opr. S. Krzysztofa Maria Babraj ZSAPU Kraków 13-21 września 2003 roku Dzień I Modlitwa bł. Matki Bernardyny Natura ludzka zanim zostanie głęboko przeniknięta Bogiem i konsekwentnie, całkowicie uspokojona, musi przejść przez długą przygodę, które będzie jej światłem i pokarmem: jest nią modlitwa. Modlitwa jest najszczęśliwszą chwilą trwania przed Bogiem, który przenika człowieka aż do głębi. Jest spotkaniem człowieka z Przyjacielem, dla którego został powołany do życia, a bez Niego jest i będzie nieodwołalnie nieszczęśliwy. Podstawą fundamentu każdego dzieła Bożego jest modlitwa. Przez modlitwę Bóg odpowiednio przygotowuje i usposabia duszę, aby została Jego narzędziem, którym zawsze będzie mógł się posługiwać. U każdego człowieka odbywa się to w inny sposób. Błogosławiona Bernardyna od samego początku swego zakonnego życia starała się pojąć Bożą ekonomię względem siebie. Czyniła to przez nieustanny kontakt z Bogiem, czyli przez modlitwę, którą tak ogromnie kochała i w której wciąż prosiła: niech się wypełni wszystko we mnie i przeze mnie, co od wieków postanowiłeś. Ogromnie pragnęła, by wypełniła się 19 w niej wola Boża, by zawsze była do Jego dyspozycji niczego Mu nie odmawiając: dopuść Panie wszystko, zabierz wszystko, a daj mi żyć z Tobą. Oddając Bogu wszystko prosiła: daj żyć, kiedyś dał życie, daj się kochać, kiedyś dał serce, daj się oglądać, któryś jest, daj swoją miłość, łaskę krzyż. Postawę dyspozycyjności wobec Boga wyrażała między innymi tymi słowami: być wierną Panu Bogu od największej do najmniejszej rzeczy. Zawsze robić to, co się najdoskonalszym wydaje i w czym widzę największe upodobanie Boże. O Bogu potrafiła rozmyślać godzinami rozważając wszechmoc Boga, Jego piękność, świętość, wielkość, moc oraz inne przymioty. Wiedziała dobrze, że Bóg chce by cała należała do Niego, aby wszystko dla Niego robiła, aby Nim samym była zajęta spełniając Jego upodobanie. Częste przebywanie z Bogiem sam na sam, w ciszy i skupieniu zrodziło w niej przekonanie, aby wyłącznie żyć dla Boga, dla Jego chwały i upodobania. Zapłaty żadnej nie pragnąć. Boga tylko szukać we wszystkim. Jego kochać i uświęcać się małymi codziennymi cnotami, których codzienność tak hojnie dostarczała. Słabe zdrowie i liczne obowiązki nie przeszkadzały jej nigdy w modlitwie. Nie zaniedbując żadnych obowiązków zawsze znalazła czas na odmówienie całego różańca. Czyniła to zwykle w godzinach nocnych. Klęcząc w kaplicy przed tabernakulum modliła się czasem do świtu. Pod wpływem modlitw, tego ciągłego kontaktu z Bogiem zrodziło się w jej duszy coraz większe pragnienie apostolatu i poświęcenia się całkowicie posłudze bliźnim, zwłaszcza tym najbardziej potrzebującym. Zdała sobie sprawę, że aby dobrze apostołować trzeba oddać Jezusowi wszystko i dlatego oddając całe swoje życie prosiła gorąco, by nie żyła dla siebie, by Bóg rozlał jej duszę na wszystkie doliny nędzy ludzkiej. Napełnił ją swoją dobrocią i miłosierdziem, i by dał jej łaskę, aby Jego dobrocią i miłosierdziem zastąpiła Go na tej łez dolinie, czyniąc wszystkim dobrze. Aby apostolstwo płynęło z serca i było wykonywane na chwałę Bożą należy ukochać Chrystusa ubogiego, który jest obecny w każdym nędzarzu, w każdym sponiewieranym człowieku i do tego Chrystusa zwrócić się o pomoc, gdyż nie zwracanie się do Chrystusa ubogiego, powoduje pustkę w duszy. Wówczas trudniej znaleźć sobie miejsce, a życie staje się okropne. Z dziecięcą ufnością zwracała się do Boga, by ją nauczył przyjmować to, co daje, czy dar wielki czy mały i zawsze za wszystko dziękować. W swoich postanowieniach napisała: oddać się Panu Bogu na wszystko, ufać Mu bez granic, być ukrytą zapomnianą tzn. iść za Jezusem od żłóbka aż po krzyż. W chwilach, kiedy trudno było jej pozbierać myśli do dobrej modlitwy, przychodziła do Jezusa i mówiła: O Panie nic nie mogę, klęczę przed Tobą (...), Ty mnie widzisz o Stwórco wieczny, Ty znasz tajniki serc ludzkich, Ty znasz i moje. Czerpiąc siłę ducha z głębokiej modlitwy, z tak bliskiego przebywania z Bogiem, bł. Bernardyna w pokornej modlitwie prosiła: kiedy mi okazałeś życie takie, którego nie znałam, wprowadź mnie do niego (...) dopuść Panie wszystko, zabierz wszystko, a daj mi żyć z Tobą. Można by przytoczyć wiele przykładów modlitw i wezwań, które bł. Bernardyna zanosiła do Boskiego więźnia, ukrytego w tabernakulum, a które świadczą o jej umiłowaniu Boga nade wszystko, pragnieniu Jego chwały, wypełnianiu Jego woli we wszystkim. Patrząc na jej duchową sylwetkę łatwo zauważymy, że to sam Bóg pomógł jej rozwinąć w sercu tę żywą i prawdziwą pobożność, która ma na celu miłość Bożą. Zebrane liczne notatki jej modlitw i westchnień pisanych w różnych okolicznościach jej życia, są echem nauk zaczerpniętych od św. Jana od Krzyża, którymi sama żyła na co dzień i uczyła żyć innych. Całymi godzinami zatopiona w modlitwie u stóp Najświętszego Sakramentu błogosławiona Bernardyna zdobywała mądrość, której nie dałaby jej żadna szkoła. Dzień II Formacja w szkole Św. Brata Alberta Św. Brat Albert chociaż nie był kapłanem, to jednak swe życie duchowe budował na mocnym fundamencie Ewangelii i Przestrogach św. Jana od Krzyża. Ewangelię o Chrystusie bezdomnym, opuszczonym, chorym, sponiewieranym rozumiał i realizował dosłownie. Tą wielką wrażliwość, na obecność Chrystusa w potrzebującym człowieku, chciał zaszczepić w sercu każdego brata i każdej siostry, a zwłaszcza siostry Bernardyny. Św. Brat Albert by wypróbować zdolności organizacyjne błogosławionej Bernardyny, a także z braku sióstr, w styczniu 1899 roku mianował ją przełożoną przytuliska dla kobiet w Krakowie przy ulicy Piekarskiej 12. Miała wówczas 20 lat. Z dziecięcą bezradnością stanęła wobec stu kobiet przebywających w przytulisku, oraz kilku starszych od siebie wiekiem i powołaniem sióstr. Była stosunkowo młoda i niedoświadczona, dlatego od początku nie czuła się na tym urzędzie dobrze. Tym bardziej, że mieszkanki przytuliska to brudne, zawszone, bez grosza, bez dachu nad głową, bez nadziei na przyszłość, z przeszłością przekreśloną, smutną beznadziejną. Niechęć do ludzi, wrogość, brak poczucia wdzięczności były ich stałymi przymiotami. Nic więc dziwnego, że przełożeństwo to nie dało oczekiwanych rezultatów. To niepowodzenie wpłynęło na odnowienie i pogłębienie się trudności wewnętrznych, które już kiedyś dawały o sobie znać. Św. Brat Alberta wiedział, że Bł. Bernardyna od samego początku odczuwała powołanie kontemplacyjne i chciała je realizować, lecz stało się inaczej. Jednak szczerze udaje się z tymi problemami do św. Brata Alberta, który po modlitwie i przemyśleniu, zawsze dawał dobrą radę i udzielał skutecznej, przynajmniej na jakiś czas pomocy. Natchniony łaską Bożą zredagował dla niej tak zwany akt ofiarowania, który brzmiał: Oddaję Panu Jezusowi duszę, rozum, serce i wszystko co mam. Ofiaruję się na wszystkie wątpliwości, oschłości wewnętrzne, udręczenia i męki duchowe, na wszystkie boleści ciała i choroby. A za to nic nie chcę, ani teraz ani po śmierci, ponieważ tak czynię z miłości do samego Pana Jezusa. Przekazał go S. Bernardynie do przemyślenia, do zadecydowania i ewentualnego podpisania. Po głębokim przemodleniu i rozważeniu decyzji podpisała w Wielką Sobotę 1899 roku. Do tego aktu Św. Brat Albert przywiązywał ogromną wagę. Świadczy o tym między innymi fakt, iż do końca życia nosił go za klapką swego habitu. Nie wątpił ani przez chwilę, że jego duchowa córka dotrzyma słowa. Należeli przecież oboje do ludzi szorstkich i prostych, ludzi podejmujących zobowiązania na wieki lub nie zobowiązujących się wcale. Pod wpły- 20 wem tego aktu w duszy Bł. Bernardyny dokonał się zasadniczy przełom. Zawsze chciała cała należeć do Pana Jezusa i kochać Go taką miłością, której nic na świecie nie będzie w stanie zgasić, Wiedziała, że odtąd całe jej życie będzie zespolone z krzyżem. To było przypieczętowanie długiego okresu zmagań i przemyśleń, chleb codzienny jej zakonnego życia. Zrozumiała, że trzeba ukochać nawet brak miłości i jedności, że trzeba zyskać dojrzałość wewnętrzną, aby prawdziwie wybrać Chrystusa. Od tej pory żadne doświadczenie ciała i duszy nie były w stanie zmienić ani jednej litery w tym co podpisała. Od tej pory musiała być konsekwentna w stosunku do swojego zobowiązania. Zdumienie i groza, jakie napełniały jej serce na widok przytulisk ustępowały miejsca szczerej życzliwości, współczuciu i miłości, które wkrótce stały się głównym rysem jej charakteru. Usłużność, dobroć, pogoda twarzy jednały jej szacunek i miłość podopiecznych, nawet wśród umysłowo chorych. Podczas długich rozmów ze św. Bratem Albertem nabierała nie tylko ducha, sposobu myślenia, ale nawet wyrażania się. Przy tym cieszyła się jego pełnym zaufaniem. (...) Św. Brat Albert w bł. Bernardynie widział kontynuatorkę rozpoczętego przez siebie dzieła. Z jej osobą wiązał swoje plany na przyszłość, toteż widząc wszystkie przemiany, jakie zachodziły w sercu i postępowaniu radował się ogromnie i w pokornej modlitwie polecał ja Bogu, dziękując Mu za wszystko. Darząc ją wielkim szacunkiem w 1900 roku mianował ją ponownie przełożoną w Domu Kalek i Umysłowo Chorych w Krakowie przy ul. Lubicz 25. Tym razem mając pewne doświadczenie i kierując się naukami św. Brata Alberta zyskała sobie życzliwość sióstr i ubogich. Z czasem patrząc na przemianą Bł. Bernardyny św. Brat Albert postanowił wyznaczyć ją na urząd Przełożonej Generalnej tworzącego się zgromadzenia zakonnego, było to 7 kwietnia 1902 roku. Tak więc przechodząc przez wiele zmagań i cierpień zwłaszcza duchowych, które poza św. Bratem Albertem i spowiednikiem nie były nikomu znane, Bł. Bernardyna objęła urząd prowadząc zgromadzenie według pragnień, wskazówek i planów wytyczonych przez św. Brata Alberta. Szczególną jej troską było zachowanie ducha ubóstwa oraz pokory i prostoty życia, które to dary posiadała dzięki osobistej formacji przez św. Brata Alberta. Wcielając w życie jego zasady, potrafiła obronić ten największy skarb „ubóstwo” dla dobra całego Zgromadzenia i posługi najbiedniejszym. Dzień III Kierownik duchowy Ks. Czesław Lewandowski Każdy człowiek zdążając do świętości potrzebuje pomocy, rady, kierownictwa osób, które obdarzone szczególną łaską Bożą, doświadczeniem, potrafią zrozumieć i pomóc im ten cel osiągnąć. Jest to wysiłek długotrwały, niekiedy mozolny, wymagający cierpliwości, zrozumienia i pomocy Bożej. Znając bł. Bernardynę św. Brat Albert wiedział, że miała duszę ogromnie wrażliwą i bardzo delikatne sumienie. Przeżywała wiele problemów i trudności dotyczących powołania, modlitwy jak i samego pozostania w klasztorze. Problemy te przysparzały jej wiele cierpień i udręk duchowych. Przygodni spowiednicy nie potrafili jej odpowiednio pomóc. Wiedząc o tym św. Brat Albert szukał odpowiedniego spowiednika dla bł. Bernardyny, który udzielił by jej odpowiedniej pomocy. To na jego prośbę od 6 XII 1904 roku Ks. Czesław Lewandowski ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy, zostaje kierownikiem duchownym bł. Bernardyny. W myśl św. Brata Alberta był to kapłan według Serca Bożego, który od samego początku darzył dzieło św. Brata Alberta sympatią, życzliwością i zrozumieniem. Dla bł. Bernardyny stał się człowiekiem opatrznościowym. Z wielką cierpliwością i powoli kontynuował formację duchową bł. Bernardyny. Pod wpływem tego kierownictwa problemy powoli zaczęły ustępować, nawet te związane z powołaniem, a na ich miejsce pojawiła się troska o bliźnich, współczucie i zrozumienie, większe pragnienie Boga, modlitwy. Potrafiła bardziej zapanować nad sobą, tak iż mimo wszelkich burz i walk jakie przechodziła była zawsze pogodna, i ten pokój i radość rozlewała wokół siebie. Ksiądz Lewandowski był dla bł. Bernardyny dobry i łagodny ale gdy wymagała tego potrzeba stawał się surowy, stanowczy i nieugięty. Tłumacząc niektóre wątpliwości mówił, iż Bóg niekiedy postępuje z nami w sposób dla nas niezrozumiały, daje pragnienia których człowiek nie jest w stanie spełnić i oczekuje od nas przełamania własnej woli, bo w tym leży zasługa człowieka, gdy mimo wewnętrznych oporów pełni wolę Boga i jest wierny Jego łasce. Z całą prostotą i szczerością bł. Bernardyna przedstawiała spowiednikowi swoje problemy, co ułatwiało poznanie i kierowanie jej wnętrzem. Bardzo szybko spowiednik poznał, że wobec Boga i przełożonych kieruje się ona uległością prawie dziecka, dla bliźnich jest dobra i wyrozumiała, opanowana i pogodna. Swego spowiednika bł. Bernardyna darzyła szczerym zaufaniem dlatego odpowiedzialnie podchodziła do wszystkich jego rad, pouczeń i wymagań. Św. Brat Albert widział jak pod kierownictwem Ks. Lewandowskiego zachodzą zmiany w duszy i postępowaniu bł. Bernardyny. Jak coraz bardziej otwiera się na Boga i jego łaskę oraz na służbę najbiedniejszym. Taka postawa pociągała też i inne Siostry do pracy nad sobą i większej gorliwości w służbie bliźnim. Jak notuje ks. Lewandowski w kronice Zgromadzenia: Brat Albert oddawszy z całym zaufaniem rządy Zgromadzenia Sióstr w ręce siostry Bernardyny, jako Siostry Starszej, mógł być spokojny bo ona potrafiła zająć się wszystkim – domami, siostrami oraz działami miłosierdzia. Podobną opinię o bł. Bernardynie ks. Lewandowski przedstawił wobec ks. abp. A. Sapiehy, który po śmierci św. Brata Alberta miał duże obawy co do przyszłości nie zatwierdzonych Zgromadzeń Albertyńskich, Ks. Lewandowski stwierdził że: jest o zgromadzenie spokojny, gdyż ono żyje życiem swego Założyciela i wiernie przestrzega Jego nauk, a na straży tej wierności stoi bł. Bernardyna. Kierując się tą odpowiedzią abp. A. Sapieha polecił by ks. Lewandowski wraz z bł. Bernardyna podjęli się spisania ustaw. We wszystkich burzach jakie spotkały zgromadzenie, ks. Lewandowski służył bł. Bernardynie radą, interwencją i pomocą. 21 Dzień IV Służba ubogim Miłosierna posługa wobec bliźnich nie musi polegać na wielkich czynach i heroicznych działaniach, ale ma to być postawa dyspozycyjności w stosunku do tych, którzy zostali postawieni na naszej drodze i potrzebują pomocy duchowej, czy materialnej. Ta postawa była obecna w życiu bł. Bernardyny, która pod wpływem modlitwy oraz formacji ze strony św. Brata Alberta oraz kierownictwa duchowego nauczyła się w ten sposób patrzeć na drugiego człowieka. Odczuwała wielką potrzebę niesienia pomocy człowiekowi ze względu na Boga, którego coraz goręcej miłowała. Nie przerażał już i nie budził jej wstrętu wygląd, zachowanie mieszkanek przytulisk albertyńskich. Na tych ludzi bł. Bernardyna patrzyła z wiarą, dobrocią, współczuciem i miłosierdziem. Nauczyła się kochać ich po Bożemu i z całym oddaniem służyć. Była przekonana, że miłosierdzie chrześcijańskie jest w wielkiej mierze niezależne od posiadanych środków materialnych. Najważniejsza jest tutaj osoba dającego i sposób śpieszenia z pomocą. Dlatego w tej posłudze starała się dawać samą siebie na wzór Jezusa Chrystusa. Teraz o wiele bardzie rozumiała i zdawała sobie sprawę, że człowiek który dla jakichkolwiek powodów jest bez odzieży, bez dachu nad głową i kawałka chleba może już tylko kraść albo żebrać dla utrzymania życia, bo w tym nędznym stanie do pracy nie jest zdolny ani też pracy znaleźć łatwo mu nie przychodzi. Praca w przytuliskach wymagała umartwienia i zaparcia się siebie, gdyż często zmieniające się lokatorki rzadko zgłaszały się w stanie trzeźwym. Los ubogich w przytuliskach napełniał serce bł. Bernardyny ogromną troską bo wiedziała, że ci ludzie nie mają zapasów ani pieniędzy. Trudności gospodarki pieniężnej jakie przeżywała Polska powojenna sprawiły, że magistraty wstrzymały subwencje przewidziane wstępną umową na rzecz przytulisk pozostawiając je na utrzymaniu sióstr. Ufając Bożej Opatrzności bł. Bernardyna nie pozostała bezczynna, zawsze starała się by wszystko było na korzyść ubogich. Cudza nędza i głód potrafiły bł. Bernardynę wzruszyć aż do łez. Swoją dobroć i pomoc roztaczała wszędzie tam gdzie tylko jej wrażliwość oraz kobieca intuicja potrafiły dotrzeć, czyniąc wszystkim dobrze. Jako wzór postępowania dawała św. Brata Alberta, starając się czynić tak jak on czynił. Szukajcie biednych i opuszczonych, a dobrze wam będzie. Kto z biednym się dzieli, temu nigdy nie zabraknie. Aby posługa bliźnim była miła Bogu i przynosiła pożytek i owoce musi być bezinteresowna. Bł. Bernardyna świadoma darów jakie Bóg w niej złożył często powtarzała że lubi bezinteresowność tak dla Boga jak dla ludzi bo wie, że od Boga otrzymała to darmo. Wiedziała dzięki modlitwie że drogą do Boga miłosiernego pozostaje zawsze miłość, która objawia się w warunkach ziemskiego życia jako miłosierdzie. Bł. Bernardyna starała się być matka dla ubogich i dla wszystkich, których spotkała na drodze swego życia darząc ich matczyną troską i opieką. Zdarzały się też wypadki nagłego nawrócenia i zmiany życia wykolejonych moralnie jednostek, które doznały tej dobroci i życzliwości bł. Bernardy- ny. Zawsze dopilnowała by wszystko było wykonane z jak największą dokładnością nawet najdrobniejsze sprawy, by wskutek zaniedbań ubodzy nie cierpieli. Zachęcając siostry do ofiarnej służby całym sercem prosiła: dopełnijmy pracy Jezusa, Jego trudów, cierpień, miłości, cichości i boskich łez, a szczególniej Jego miłosierdzia. Największą troską otaczała biednych zgłaszających się do furty albertyńskiej. Wszystkie ich prośby były zawsze wysłuchane i załatwione, chociaż nieraz nadużywano dobroci bł. Bernardyny dopuszczając się oszustw. Ale to nigdy jej nie zrażało. Jak my damy ludziom, to nam Pan Jezus da z drugiej strony. W pełnieniu dzieł miłosierdzia bł. Bernardyna zawsze ufała Bożej Opatrzności, a najbardziej wtedy, kiedy do furty przychodził biedny i prosił np. o ostatnią garść mąki jaka była w domu. Opatrzność nie zawiodła jej nigdy. Dzień V Troska o dobra materialne Św. Brat Albert w czynieniu miłosierdzia nie znosił ciasnoty serca, czy zimnego wyrachowania. Rozumiał, że kto puka do furty albertyńskiej jest bardzo biedny i nie należy mu stawiać niedyskretnych pytań, ale udzielić pomocy o jaka prosi. Kontynuując dzieło Św. Brata Alberta bł. Bernardyna starła się wypełniać wszystkie wskazania. Wiedziała, że trudno mówić o Bogu komuś kto jest głodny, brudny, nie ma koniecznego ubrania ani środków do życia. Głęboko zapadły w jej serce słowa Pisma Świętego „ Jeśli brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im – idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta – a nie dacie im tego czego koniecznie potrzebują dla ciała, to na co się to przyda”. Toteż posługa ubogim polegała na tym aby każdego kto prosi o pomoc przyjąć, głodnego nakarmić i wedle możności wspomóc w potrzebach doczesnych tzn. oczyścić, wykąpać, przebrać w czyste ubranie, nędzę ogarnąć, zająć odpowiednią do jego sił, możności, zdolności pracą. Najpierw należy czynić miłosierdzie co do ciała a następnie co do duszy. Wszystkie jej wysiłki zmierzały do tego, by kobiety i ubodzy pozostający pod opieką sióstr zachęcić do pracy oraz przywracać im utraconą godność. Siostry uczyły ubogich pracy, pracując wraz z nimi. W przytuliskach prowadzono warsztaty rękodzielnicze różnych specjalności. Podejmowano się wszystkiego by zarobić na chleb. Uczciwa praca dawała nadzieję rehabilitacji ludzkiej oraz otwierała drzwi do normalnego życia w społeczeństwie. Nie trudno było zauważyć, że dobrym słowem, miską zupy osiąga się o wiele więcej niż groźbami i sankcjami. Skrajna nędza oraz niewiedza usprawiedliwiają wiele rzeczy. Celem zabiegów bł. Bernardyny było wspieranie ubogich w ich doczesnych potrzebach, by obudzić w nich proste ludzkie uczucie pragnienia lepszego życia. Dzień VI Troska o dobra duchowe Najważniejszym dla bł. Bernardyny był człowiek i jego zbawienie. Najpierw troszczyła się o ciało, ale zawsze za tym kryła się troska o duszę. Pouczała siostry, aby wspomagając 22 ubogich w ich potrzebach doczesnych starały się pozyskać ich dusze dla Boga. Dlatego posyłała siostry do chorych na tyfus, cholerę uważając ich za najnieszczęśliwszych. Wszyscy się ich boją, wyrzucają, odpychają – a to są nasi. My mamy im służyć choćby z narażeniem życia. Trzeba zadbać o to, aby każdy umierał zaopatrzony sakramentami, zawczasu. Modlić się za nich i pocieszać. W ten sposób starać się pocieszać samego Pana Jezusa, przez odnawianie i upiększanie Jego podobizny w duszach grzesznych i zaniedbanych. Od samego początku do stałych praktyk religijnych w przytuliskach należały rekolekcje, które odbywały się dwa razy do roku w Adwencie i Wielkim Poście, ponieważ wtedy napływ ubogich był największy. Była wówczas spowiedź święta z poprzedzającą nauką katechizmu i rachunkiem sumienia. Wierzyła bowiem, że Słowo Boże które zlewa się na surowe opuszczone dusze dotrze do ich serc i dopiero będzie huragan łask. Takie nastawienie do ubogich było podłożem skutecznego oddziaływania religijnego, które nabrało zorganizowanych form przez wprowadzenie na stałe do rozkładu dnia pewnych praktyk religijnych, wspólnych dla wszystkich mieszkańców przytulisk. Według życzenia bł. Bernardyny ubodzy wraz z siostrami odmawiali codziennie pacierz, dwa razy w ciągu dnia modlitwę Anioł Pański. Codziennie śpiewali Godzinki o Najświętszej Maryi Pannie. Wspólnie odmawiali różaniec. Siostry przybliżały im też podstawowe prawdy wiary i wiedzy religijnej przez czytanie pobożnych książek np. Katechizmu, Nauka wiary i obyczajów „Żywotów Świętych Pańskich, Męki Pańskiej a także czasopism „Rycerz Niepokalanej”, „Posłaniec Serca Jezusowego”, gazet np. „Przewodniki Katolicki”. W zwyczajach świątecznych, które polecała wprowadzić były, łamanie się opłatkiem, jasełka, szopki, drobne podarki na św. Mikołaja czy na gwiazdkę, dzielenie się święconym jajkiem. Dostarczało to wiele przeżyć oraz przyczyniało się do urozmaicenia i ubogacenia życia ubogich, co z kolei usposabiało ich do siebie życzliwie. Bardzo zależało bł. Bernardynie by każdy ubogi był dobrze przygotowany do śmierci, stąd też zachęcała do modlitwy, częstej spowiedzi, uczestnictwa we mszy świętej. Msza święta była obowiązkowo dla ubogich w niedziele i święta w kaplicy sióstr, tutaj czuli się oni swobodnie, nieskrępowani swoim wyglądem zewnętrznym. Przypominała aby siostry otaczały opieką ubogich w chwili śmierci, aby ani jedna dusza nie zagubiła się, bo zdadzą z tego rachunek przed Bogiem. Motywacją posługi sióstr ma być zdobywanie serc ludzkich dla Boskiego Zbawcy, bo On godzien jest takiej miłości. Chociaż nie potrzebuje naszej pracy to jednak, jaki to zaszczyt dla nas, że daje nam pracą nad tymi, których sam tak bardzo kocha. Czy to nie szczęście mieć zaufanie do takiego Króla, Pana i Władcy. Dzień VII Przytuliska domami miłosierdzia chrześcijańskiego Od początku istnienia Zgromadzenia głównym terenem pracy sióstr pozostawały przytuliska, a w miarę potrzeby siostry podejmowały pracę w domach dla nieuleczalnie chorych, kalek, w zakładach wychowawczych dla dziewcząt i dzieci. Celem tych przytulisk było: – ratowanie ludzi będących w ostatecznej potrzebie bez dachu nad głową, bez odzieży, bez kawałka chleba, – zorganizowanie w tych domach pracy zarobkowej, gdyż nadzieja samodzielnego zarobku jest uczciwym i najlepszym motorem pobudzającym do pracy, – poprawa stanu moralnego przez rozbudzanie w nich godności człowieka, chrześcijanina a przede wszystkim przez urabianie w nich sumienia, uczciwości i prawdomówności. Pragnieniem św. Brata Alberta było, by przytuliska były dla wszystkich ubogich i potrzebujących jak dom rodzinny, gdzie każdy doznaje współczucia, usłyszy słowo pociechy i otrzyma pomoc na ciele i na duszy. W miarę upływu czasu liczba bezdomnych i potrzebujących coraz bardziej wzrastała. Bł. Bernardyna w trosce o najbiedniejszych zakładała nowe przytuliska między innymi w Baworowie na wschodnich kresach Polski, w Sulejowie, Wolborzu, Wołominie. Posyłając siostry do tej pracy nakazywała, by każdemu dać jeść, bezdomnemu miejsce a nagiemu odzież. Kto przychodzi do przytuliska musi być bardzo biedny bo nie znajdzie w nim rozkoszy. Napominała, aby siostry służyły biednym w przytuliskach nie z pozycji lepiej się mającego, lecz równego ubogim, by dzieliły się z nimi tym, co mają budząc w ten sposób zaufanie podopiecznych. W przytuliskach ubodzy mieli swój rozkład dnia, była to pomoc ubogim w uczeniu się zamiłowania do porządku i obowiązkowości, oraz ułatwiało kierowanie wspólnotą przytuliska. Czasu pobytu w przytulisku nikt nie wyznaczał, każdy mógł pozostać ile było trzeba. Do przytuliska nie przyjmowano osób, które mogły płacić za swoje utrzymanie. Starając się o zapewnienie jak najlepszych warunków bł. Bernardyna zabiegała o to, by ubodzy i chorzy mieli lekarza, dobrą obsługę, miękką pościel, jedzenie i picie w zależności od tego, co mogą jeść. Sama osobiście interesowała się chorymi, a gdy nie mogła ich osobiście odwiedzać wówczas prosiła siostry przełożone, aby odwiedzały chorych, pytały czy czego nie potrzebują aby jej opowiadały o poszczególnych chorych i ubogich. W swoich listach okólnych do sióstr pisała: z miłości do cierpiącego Pana Jezusa znosić będę złe obchodzenie się ludzi, tak obcych jak i swoich, ubogich i chorych, lekceważenia, okazywania wstrętów, obrzydzenia, i odpłacania ziem za dobre. Wszystko to przecież można było znaleźć w przytuliskach, które stanowiły skupisko kobiet, o których nikt nic nie wiedział, nigdy i nigdzie nie pracowały, nie były meldowane w żadnej gminie. Siostry otaczały swoją opieka również dzieci zarówno osób przebywających w przytuliskach jak i dzieci porzucone i sieroty. Dla nich był zorganizowany specjalny rozkład dnia gdyż wymagały one odmiennej i bardziej troskliwej opieki. Oto jej zalecenia w stosunku do dzieci: Posyła się dziewczęta do szkoły ludowej aż do jej ukończenia. Zdolniejsze chodzą do szkół wyższych, zwłaszcza zawodowych. Pomaga się dzieciom w naukach, przygotowuje do I Komunii Świętej, uczy katechizmu. Chociaż w przytuliskach nie było zbyt bogato bł. Bernardyna kazała każdego roku urządzać dla dzieci „kolonie leśne” w Zakopanem, a potem w Życzynie. Posługa sióstr nie ograniczała się tylko do przytulisk, ale dotyczyła również prowadzenia kuchni dla bezrobotnych, którzy w południe mogli otrzymać gorący posiłek. Zdawała 23 sobie sprawę, że przytuliska są kroplą w morzu potrzeb, dlatego każdemu, kto przyszedł do furty albertyńskiego domu poleciła w miarę możliwości pomagać i nigdy nikogo nie odprawiać bez wsparcia. Nigdy dla nikogo nie zamykała swojego serca i miłosiernych dłoni, bo była przekonana, że tam gdzie są bezdomni, opuszczeni, chorzy, tam cierpi sam Pan Jezus. Dzień VIII Troska o rozwój Zgromadzenia Widocznym znakiem Bożego błogosławieństwa w ciężkiej pracy jaką wykonywała bł. Bernardyna dla Zgromadzenia był jego rozwój liczebny. Kiedy objęła urząd Siostry Starszej było 30 sióstr pracujących w sześciu domach dla ubogich. W chwili śmierci św. Brata Alberta było 119 sióstr i 12 domów. Większość sióstr było przyjmowanych już przez bł. Bernardynę. Wiele z nich pociągnięte powierzchownością bł. Bernardyny, jej dobrymi oczyma, mimo trudnych warunków pozostawało w zgromadzeniu: koniecznie chciały żyć razem z tak dobrą Matką i być pod jej kierownictwem. Mimo dużego napływu powołań do zgromadzenia bł. Bernardyna nie mogła wszystkich przyjąć starając się postępować według zasady: liczy się nie ilość, ale jakość powołań. Czuwała by zgłaszające się kandydatki odznaczały się potrzebnymi dla albertynki przymiotami. Poza dobrym stanem zdrowia wymagała odpowiednich predyspozycji moralnych, kwalifikujących do życia wspólnego, zdrowej ascezy i pobożności – wolnych od przesady i nastawienia na nadzwyczajność. Była konsekwentną w swych wymaganiach i usuwała nieodpowiednie jednostki. Trwały rozwój zgromadzenia jest uzależniony od odpowiedniej formacji jego członków, dlatego bł. Bernardyna utworzyła Dom Nowicjacki najpierw w Zakopanem a następnie przeniosła go do Krakowa na ul. Krakowską 47 i na Prądnik Czerwony. Z każdym rokiem zwiększała się liczba sióstr i placówek, rosły również problemy, ale bł. Bernardyna była spokojna, bo wiedziała, że jest to Boże dzieło. Zrozumiała wtedy jaśniej niż kiedykolwiek słowa Św. Brata Alberta, że wszystko trzeba uważać za śmieci, bo przecież nie my rządzimy Zgromadzeniem, ale Pan Bóg i dobrze jest jak Pan Bóg daje. Często powtarzała; chwała Boża leży mi na sercu, Zgromadzenie – pragną, aby było święte, na zawsze. Świadoma obowiązku, jaki na niej spoczywał wobec Kościoła i Zgromadzenia starała się o coraz głębszą formację sióstr i ciągły rozwój zgromadzenia. Światło i siłę do realizacji tych zamierzeń czerpała z długich godzin spędzonych przed tabernakulum, tutaj w ciszy często zastanawiała się, jakie powinny być albertynki. Zawsze dochodziła do jednego wniosku, że: ubóstwo, pokora, miłosierdzie, dobroć, miłość zgromadzenia, posłuszeństwo; to cechy nieodzowne, które powinna posiadać każda siostra. Bardzo jej leżała na sercu wierność sióstr ślubom zakonnym, do składania, których zobowiązały się siostry dobrowolnie podczas kapituły 9 lutego 1922 roku. Troska ta wyrażała się głównie w pismach i zachętach kierowanych do sióstr: pragnę bardzo, aby siostry były Panu Jezusowi wierne i to co przez śluby oddały Bogu, żeby nigdy nie odbierały, żeby były wierne zgromadzeniu, ustawom, a małych rzeczy nie lekceważyły i drobnych przepisów nie łamały. Kierując się duchem św. Brata Alberta oraz konsekwencją złożonych ślubów nakazywała siostrom ubóstwo zupełne: uczniowie idąc za Jezusem mieli i cnoty i wady, a majątków nie mieli żadnych – mówiła. Nalegała, by siostry pamiętały o obecności Bożej, by przypominały sobie o Bogu, i by każda była ożywiona Jego miłością w pracy, modlitwie, a nawet w wypoczynku. Zalecała często nawiedzać Najświętszy Sakrament odrywając się od prac i zajęć choć na parę minut, gdy to możliwe na godzinę i więcej po to, by Pan Jezus nie pozostawał sam w tabernakulum. Zawiązką doskonałości, czyli opaską wszystkich cnót jest miłość bliźniego- jeśli jej nie będzie w duszy to rozlecą się wszystkie cnoty. Podobnie, jak św. Brat Albert uważała, że gdyby w czasie modlitwy przyszedł ktoś biedny to należy mu usłużyć, choćby się było w świętym zachwyceniu, bo wówczas opuści się Chrystusa dla Chrystusa. Wielką troską otaczała również siostry chore ucząc je by z całą gotowością i oddaniem się Bogu na wszystko przyjmowały chorobę, zdrowie, życie lub śmierć: trzeba wszystko przyjmować jako zadatek przyszłego szczęścia i jako dowód, że Pan Jezus o nas pamięta i czeka, aby nam oddać zapłatę za cierpienia znoszone dla Niego z miłością i oddaniem się Jego woli. Jej ostanie polecenie dla Sióstr brzmiało „Czyńcie dobrze wszystkim” oraz „Wszystko cokolwiek w życiu zrobiłam, zrobiłam dla Boga”. Dzień IX Miłosierdzie w życiu bł. Bernardyny Mimo, iż w kierowaniu zgromadzeniem bł. Bernardyna była bardzo stanowcza i wymagająca to w chwili śmierci 23 września 1940 roku żegnało ją 492 siostry w 55 domach rozsianych po całej Polsce. Umierała bardzo spokojnie, chociaż w wielkim cierpieniu fizycznym, gdyż wypełniła swoje posłannictwo, którego zadaniem było nieść miłosierdzie wszystkim potrzebującym, ze względu na samego Chrystusa. Jako ostatnie wydała bł. Bernardyna polecenie „Czyńcie wszystkim dobrze”. W czynieniu miłosierdzia nie znała żadnej wyłączności. Z głęboką wiarą, nadzieją i miłością szła z pomocą wszystkim nędzarzom, ludziom, którym nikt nie chciał pomóc. Czyniła to przez całe ziemskie życie. Dlatego też powtarzała często, a zwłaszcza przy końcu życia słowa z pierwszej profesji o zmarłych „życie twoich wiernych Panie, zmienia się, ale się nie kończy”, była bardzo spokojna bo wierzyła, że istotnie to życie ulegnie zmianie ale się nie skończy. Będzie trwać wiecznie w jej duchowych córkach, w których zaszczepiła miłość do ubogich, do Zgromadzenia „ jak siostry będą wierne i dobre to i Pan Jezus będzie dla was hojny”. Darzyła wszystkie siostry macierzyńska dobrocią i wyrozumiałością.. Czuły, że ona naprawdę je kocha. Jest stosunek do sióstr był prosty, serdeczny, bezpośredni. Ujmowała wszystkich dobrocią. Siostry wyczuwały świętość bł. Bernardyny i dlatego tak bardzo ją kochały. Im więcej na nią patrzyły tym więcej ją kochały – a raczej Pana Boga w niej. Ona wokół siebie promieniowała miłością. Sprawy każdej siostry przeżywała żywo i starała się zaradzić potrze- 24 bom. Każda siostra spotykała się z szacunkiem i miłością. Dzięki wybitnej pamięci bł. Bernardyna pamiętała nawet najdrobniejsze szczegóły z życia każdej siostry, a nawet ich rodzin. Apostolskie posłannictwo powinno być zawsze skierowane do czynów miłości ogarniających wszystkie ludzkie potrzeby. „Po tym poznają wszyscy, żeście uczniami moimi, jeśli miłość mieć będziecie jeden ku drugiemu”. Istotą apostolstwa podejmowanego w życiu zakonnym jest miłosierdzie. Serce, które oddaje się całkowicie Bogu, otwiera się jednocześnie na drugiego człowieka: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny”. Bł. Bernardyna miała świadomość, że miłosierdzie jest to szczególny rys naśladowania Chrystusa Zbawiciela, który nikogo nie odtrącał, wszystkich kochał, a wyróżniał człowieka nieszczęśliwego i cierpiącego, właśnie dlatego, że jest potrzebujący. To jest najgłębszy przejaw naśladowania Chrystusa w Jego relacji do ludzi. Wpatrując się w Chrystusa Ukrzyżowanego z miłości do człowieka bł. Bernardyna całym swym życiem uczyła się od Niego miłości do ludzi. Miłosierdzie bł. Bernardyny płynęło z potrzeby dzielenia się wszystkim, co posiadała. Ufając Opatrzności Bożej nie zabezpieczała się ma- terialnie, ale potrzeby bliźnich były dla niej pierwsze. Umierając miała świadomość, że wypełniła wszystko, czego od niej Bóg oczekiwał. Spłaciła dług wdzięczności wobec Boga swoją miłością i cierpieniem. We wspomnieniach sióstr pozostała jako osoba niezwykła. Spośród wielu sióstr wyróżniało ją wierne wypełnianie woli Bożej na przekór własnym zamiłowaniom i ustawiczne zjednoczenie z Bogiem mimo bardzo czynnego życia, wyjątkowa miłość wobec biednych, chorych i nędzarzy nie cofająca się przed niczym, rzadko spotykana cierpliwość w licznych i dotkliwych chorobach. Taka sylwetka duchowa bł. Bernardyny stawia ją w rzędzie osób, które są godne naśladowania. W dniu 6 czerwca 1997 roku w Zakopanem podczas pielgrzymki do Ojczyzny papież Jan Paweł II zaliczył ją w poczet błogosławionych. „Dzisiaj, kiedy w zastraszający sposób szerzy się egoizm, obojętność i znieczulica serc, jakże bardzo potrzeba odnowionej wrażliwości na cierpienia i potrzeby drugiego człowieka. Dlatego też świat woła o miłosierdzie, o ludzi na wzór Św. Brata Alberta, którzy ewangelię miłosierdzia wezmą dosłownie i na serio i z odwagą zaniosą ją współczesnemu światu, który tak bardzo jej potrzebuje”. Cudownie uzdrowiona Przed laty siostra Lidia Władysława Gurgul zachorowała na gruźlicę. Lekarze nie widzieli już dla niej ratunku. Wtedy to z pomocą przyszła jej Siostra Bernardyna, za wstawiennictwem której młoda zakonnica modliła się o zdrowie. Jej nagłe i całkowite uzdrowienie zostało uznane przez Kościół i Siostra Bernardyna mogła zostać beatyfikowana. Siostra Lidia wstąpiła do albertynek w 1947 r. Rok później otrzymała habit zakonny. Nic nie wskazywało na to, że pojawią się jakieś problemy... Angina Pod koniec pierwszego roku nowicjatu siostra Lidia zachorowała na anginę. Po kilkudniowym leczeniu została wysłana wraz z innymi nowicjuszkami do młócenia zboża i prania bielizny. Siostra czuła się źle, ale nie oszczędzała się w pracy. Po skończonych pracach siostra Lidia wróciła do nowicjatu i wraz z innymi siostrami robiła porządki przedświąteczne. Jej złe samopoczucie zauważyła siostra Maura, infirmerka (siostra zajmująca się zdrowiem wszystkich sióstr) i zgłosiła to mistrzyni nowicjatu siostrze Benignie. Kiedy przełożone stwierdziły, że siostra Lidia ma podwyższoną temperaturę skierowały nowicjuszkę do infirmerii. Lekarz, który zajmował się zakonnicą nie postawił prawidłowej diagnozy, więc podawał jej niewłaściwe lekarstwa. – Z każdym dniem coraz gorzej się czułam, byłam coraz słabsza – opowiada po latach siostra Lidia. Gruźlica W tej sytuacji nowicjuszka została poddana kompleksowym badaniom, w wyniku których ustalono diagnozę gruźlicy rozpadowej. 20 lutego 1950 r. siostra Lidia została umieszczona w Miejskim Szpitalu Przeciwgruźliczym na Prądniku Białym w Krakowie. – Lekarze poddawali mnie różnym zabiegom, ale niestety, nie przynosiły one żadnej poprawy. Cały czas miałam podwyższoną temperaturę, kaszlałam, istniało niebezpieczeństwo krwotoku. Stan mojego zdrowia z każdym dniem się pogarszał – mówi siostra Lidia. Wobec tak trudnej sytuacji siostra Lidia została przeniesiona na oddział chirurgii, gdzie po wzmocnieniu organizmu, została poddana operacji. – Po tym zabiegu kilka dni byłam nieprzytomna. Kiedy obudziłam się, siostra mistrzyni zaproponowała, bym złożyła profesję zakonną. Lekarz jednak nie zgodził się na ten akt, gdyż jakiekolwiek wzruszenie groziło mi śmiercią – wspomina. Bez ślubów? Z upływem tygodni pobytu w szpitalu siostra Lidia zaczęła czuć się nieco lepiej. Wciąż jednak dokuczał jej kaszel, gorączka i brak apetytu. Lekarz proponował drugą operację, ale siostra Lidia nie wyraziła na nią zgody. W tej sytuacji 26 lipca 1950 r. nowicjuszka została wypisana ze szpitala. Zaraz następnego dnia – ciężko chora, prątkująca – została przewieziona do Zakopanego do domu Zgromadzenia na Kalatówki. Tam została umieszczona w pokoju dla sióstr chorych na gruźlicę, odseparowanych od tych, które były zdrowe. Brakowało lekarstw, więc jedyną pomocą i ratunkiem dla chorej było wystawianie jej na słońce na werandzie. Nie 25 zdarzało się to jednak często, gdyż chora była bardzo wyczerpana. Siostra Lidia zostawała przeważnie w łóżku, gdzie przynoszono jej posiłki. Przychodził do niej także ksiądz z Panem Jezusem. W tym trudnym czasie siostra przełożona oznajmiła nowicjuszce, że z powodu choroby nie będzie mogła złożyć ślubów w normalnym terminie, czyli 8 grudnia, a co więcej jej profesja będzie możliwa dopiero wtedy, gdy powróci do zdrowia... Ponieważ w owym czasie wydawało się to prawie niemożliwe, siostra Lidia bardzo przeżyła tę wiadomość, co jeszcze bardziej pogorszyło stan jej zdrowia. Modlitwa Współsiostry poradziły załamanej nowicjuszce, by w tej tragicznej sytuacji modliła się o pomoc za wstawiennictwem matki Bernardyny. – 27 sierpnia 1950 r. z wielką wiarą połknęłam małą cząsteczkę drzewa z trumny Służebnicy Bożej. Drugą taką samą cząstkę przyszyłam do koszuli po lewej stronie, gdzie byłam operowana. Zaczęłam też odmawiać nowennę i modlić się: „Wszechmogący Boże, Ojcze Niebieski, któryś w swej Boskiej wspaniałomyślności sam raczył urobić macierzyńskie serce Siostry Bernardyny, dzieląc się z nią tak hojnie swą miłością i dobrocią, udziel mi przez wstawiennictwo tej oddanej Ci służebnicy łaskę zdrowia, jeżeli taka jest Najświętsza wola Twoja, której wypełnienie było dla niej jedynym życiem i jedyną radością. Amen”. Natychmiast i całkowicie Rano 27 sierpnia siostra Lidia miała 38,4 stopni gorączki. Około godz. 17-tej, kiedy połknęła relikwię, od razu poczuła się dobrze – opuściła ją gorączka, kaszel i krwioplucie. – Ponieważ nic mi nie dolegało, poprosiłam siostrę przełożoną, by przeprowadzono mi badania. I tak się stało. Już następnego dnia pani doktor stwierdziła, że jestem zupełnie zdrowa. Aby potwierdzić swoją diagnozę, skierowała mnie też na badania. 1 września siostra Lidia była prześwietlana w sanatorium w Zakopanem. Badanie nie wykazało żadnych zmian w płucach. – Po tygodniu, 8 września, w święto Matki Bożej miałam przeprowadzone kolejne badania. One także potwierdziły, że jestem zdrowa – cieszy się albertynka. W tej sytuacji nowicjuszka pojechała do Krakowa do Domu Generalnego, gdzie po ośmiodniowych rekolekcjach złożyła swoje pierwsze śluby zakonne. – Od tego czasu czuję się dobrze. Przez wiele lat pracowałam na różnych albertyńskich placówkach, a choroba nigdy nie powróciła. Za łaskę uzdrowienia dziękuję codziennie Panu Bogu i Siostrze Bernardynie Jabłońskiej. Do naszej Mateczki zwracam się o pomoc w różnych trudnych sytuacjach, które pojawiają się w moim życiu i życia mojej rodziny. Nigdy się na niej nie zawiodłam – podkreśla siostra Lidia Gurgul. mp Mamusiu, trzymam się już dziesięć dni! Moja córka wyszła za mąż za mężczyznę dużo starszego od siebie. Wychowała się w mieście, a po ślubie zamieszkała na wsi u teściów. Z początku wszystko układało się dobrze. Urodziły się dzieci. Z biegiem czasu jednak teściowie dopatrzyli się u córki wielu wad. Przestali ją szanować, używali wulgarnych słów. W oczach swoich rodziców zięć był ideałem, choć lubił organizować spotkania z kolegami przy alkoholu. Z czasem zięć stanął po stronie rodziców. Córka stała się „czarną owcą”. Wydawało jej się, że alkohol łagodzi stres, odpręża i coraz częściej sięgała po kieliszek i z czasem sama wpadła w alkoholizm. Mieszkam sto kilometrów od córki i kiedy któregoś dnia do niej przyjechałam, była nietrzeźwa. Była już w sytuacji krytycznej. Nic nie zdołało jej powstrzymać przed piciem: ani prośby, ani płacz, błagania ni groźby. Jej mąż często „poprawiał” atmosferę alkoholem i ułatwiał jej dostęp do niego. Byłam przerażona. Nie umiałam jej pomóc na odległość. Rodzina, z którą córka mieszkała, nie chciała jej pomóc, tylko ją potępiała. Dwa razy namówiłam córkę na kurację odwykową, ale nie przyniosło to efektów. Był rok 2000 Sytuacja córki stała się dramatyczna. Dzieci były zrozpaczone. Wiedziałam, że jeżeli Bóg jej nie pomoże dźwignąć się z nałogu, nikt na ziemi nie jest w stanie tego uczynić. Przez dwa lata modliłam się żarliwie w jej intencji. Nadarzyła się wówczas okazja wyjazdu na pielgrzymkę. Nawiedziłam Sanktuarium Matki Bożej w Fatimie, w Lourdes i La Salette, a jesienią 2000 r. Ziemię Świętą. W tym pielgrzymowaniu towarzyszyła mi nadzieja: jeżeli Bóg przy- wiódł mnie aż tutaj, to może uratuje moje dziecko... Szeptałam: „Panie, ratuj!”. Wróciłam do domu i okazało się, że córka nie zmieniła swojego postępowania. Modliłam się więc coraz goręcej, w każdej wolnej chwili. W styczniu 2001 r. otrzymałam od sióstr albertynek obrazek z wizerunkiem bł. Siostry Bernardyny. Przez wiele dni gorąco prosiłam ją o pomoc, odmawiając nowennę. I stało się... 10 lutego 2001 r. zadzwonił telefon. Odebrałam. „Mamusiu trzymam się już dziesięć dni” – usłyszałam. Córka „trzyma się” już osiem lat. W tym czasie podjęła studia i w tym roku będzie broniła pracę magisterską. Patrzę na obrazek z wizerunkiem bł. Siostry Bernardyny i wciąż myślę, że to ona ubłagała u Boga łaskę nawrócenia mojej córki. Bóg miłosierny dał nam jednak znacznie więcej. Wprost obsypał nas łaskami. Kiedy wspomnę trudne dni, które przeżyliśmy, łzy napływają mi do oczu, ale kiedy ogarniam myślą 26 ogrom Bożej miłości, również wzruszam się do głębi. Córka wszystkim zagubionym mówi: „Nie wypuszczajcie z rąk różańca”. A kiedy rozmawiamy o tym, jak wiele dał nam miłosierny Bóg, w jej oczach pojawiają się jeszcze większe łzy. „Podejdź bliżej” Byłam kiedyś w grupie pielgrzymów zdążających do Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Krakowie-Łagiewnikach. Weszliśmy na chwilę do kościoła Ecce Homo w Krakowie. Pokłoniłam się Panu, a z prawej strony dostrzegłam duży wizerunek bł. Bernardyny i oczy, które mówiły: „Podejdź bliżej”. Nasze spotkanie trwało chwilę, ale w sercu zostanie na zawsze... Krystyna (nazwisko do wiadomości redakcji) Nie maluj mnie w niebie! Chciał namalować „Siostrę Bernardynę w raju”. Jego artystyczna „wizja” nie była jednak zgodna z życzeniem... albertyńskiej błogosławionej. Bogdan Władysław Kowalczyk, artysta malarz i rzeźbiarz, którego prace znane są w kraju i na świecie opowiada o niezwykłych wydarzeniach związanych z tworzeniem obrazu bł. Bernardyny Jabłońskiej. Po zapoznaniu się ze wszystkimi dostępnymi mi publikacjami dotyczącymi życia Matki Bernardyny byłem pewien, że jestem gotów malować Jej postać. Już w trakcie czytania materiałów i oglądania starych fotografii skrystalizowała się we mnie wizja mającego powstać obrazu: „Święta Bernardyna w Raju”. Bardzo realistyczna twarz wyłaniająca się z fałd grubego płótna kaptura, ramiona i dłonie w geście wyrażającym radość z trwania w jedności z Panem. Reszta postaci stopniowo miała się odrealniać i przenikać z wyimaginowaną scenerią Raju. Jeszcze nie bardzo wiedziałem, co to ma być i jak to namaluję. Taki był pierwotny zamysł. Zwykle, kiedy stoję przed nieskazitelną bielą zagruntowanego płótna, doznaję wrażenia, że ten dziewiczy obszar wraz z moją wizytą jeszcze nie wypowiedzianą stanowią pospołu dzieło jedyne, doskonałe, takie, o jakim nie marzyć lecz śnić tylko może malarz. Muszę zawsze mobilizować całą odwagę i wiarę w powodzenie, by móc przemóc strach przed zakłóceniem lub zburzeniem harmonii między bielą płótna a wyimaginowaną scenerią. W większości przypadków odwaga bierze górę (chociaż bywają obrazy nigdy nie namalowane w obawie przed skalaniem płótna i zniekształceniem doskonałej koncepcji niepewną ręką i niedostatkiem talentu). Wreszcie, pozbywszy się obaw, zacząłem malować. Z trudem pokrywałem coraz większe partie płótna. Mijały dni. Pracowałem mozolnie przy akompaniamencie niepewności i braku zadowolenia. Pewnego wieczoru, siedząc przed sztalugami, znużony wysiłkiem przekładania języka wyobraźni na czytelny język optyki, zapadłem w sen. Przebudził mnie ciepły przyjemny dotyk dłoni na czole i oczach oraz pewność, że ktoś za mną stoi. Natychmiast powróciły wspomnienia z lat chłopięcych – zabawa w zgadywankę z nieodłącznym pytaniem: „Zgadnij, kto to?” Równocześnie w ciemnościach zasłoniętych oczu usłyszałem to pytanie zadane łagodnym matowym głosem nieznanej dziewczyny. „Nie wiem” – odparłem, zdumiony, by po chwili usłyszeć: „To ja Maria, nie maluj mnie w Niebie, to ci się nie uda, musisz mnie namalować między wami i w ziemskiej scenerii”. Zaraz potem uczucie dotyku dłoni minęło i naprawdę przebudzony otworzyłem oczy. Długo siedziałem przed sztalugą rozpamiętując sen, aż wreszcie uznałem, że to naprawdę sugestia bł. Bernardyny dotycząca mojej pracy. Z wielką determinacją zamalowałem rozpoczęte fragmenty obrazu, by znów stanąć przed nietkniętą bielą płótna. Tabula rasa tym razem nie paraliżowała obawami, prowadzony intuicją zacząłem malować. W ciągu niespełna trzech tygodni zakończyłem pracę ku własnemu i – mam nadzieję – nie tylko własnemu zadowoleniu... Boże Narodzenie 1997 r. 27 Narośl zniknęła W 2001 r. pani Renata z opolskiego wraz ze swoją siostrą pojechała na wycieczkę do Zakopanego. Zwiedzały tamtejsze kościoły i klasztory. W jednym z nich pani Renata znalazła nowennę do bł. Siostry Bernardyny i zaczęła się modlić... – Od roku na lewej ręce miałam małą kulkę, która wciąż rosła. W końcu zrobiła się duża jak orzech laskowy. Ukrywałam to i nikomu nie pokazywałam, a do lekarza nie chciałam z tym iść – opowiada pani Renata. Kobieta zaczęła się modlić, by narośl zniknęła. – Nowennę w tej intencji rozpoczęłam 18 marca, a 28 marca narośl zaczęła się zmniejszać, aż w końcu całkiem zniknęła. Dziś nie mam w tym miejscu nawet zgrubienia, wszystko zniknęło. Jestem pewna, że stało się to za sprawą Siostry Bernardyny, której jestem bardzo wdzięczna za okazaną pomoc – podkreśla kobieta. mp Dolegliwości minęły Po ciężkiej grypie, jaką Anna Konopka przechodziła w pierwszej połowie 1994 r. pozostał jej suchy, napadowy, bardzo męczący kaszel. Nasilał się coraz bardziej bez względu na porę roku i dnia, szczególnie przy zmianie pomieszczenia, temperatury otoczenia itp. Lekarz stwierdził, że przyczyną tej dolegliwości jest wysuszona lewa część śluzówki gardła. Nie pomogły antybiotyki, zioła, syropy ani pastylki przeciwkaszlowe. Jedynie witamina A i E oraz napar z siemienia lnianego doraźnie pomagały. – Ta choroba była dla mnie bardzo uciążliwa i przykra, gdyż suchy kaszel męczył mnie w dzień i w nocy, a znajdując się w towarzystwie musiałam natychmiast nawilżać gardło witaminą, aby nie przeszkadzać innym, nie rozpraszać ich uwagi np. na Mszy św. w kościele. Trudno opisać, ile cierpiałam z tego powodu – rozpoczyna swoją opowieść pani Anna. Kiedy latem 1997 r. pani Anna była z mężem na urlopie w Zakopanym, udała się do pustelni św. Brata Alberta na Kalatówkach. Tam chciała wyprosić łaskę uzdrowienia. W drodze do tego miejsca małżonkowie zauważyli siostrę albertynkę, która zmęczona drogą pięła się pod górę. Zaoferowali jej pomoc, zwłaszcza, że albertynka udająca się na urlop do pustelni, miała ciężki bagaż. W ten sposób poznali s. Kingę Strzakłowiec (albertynkę z Krakowa). W czasie dalszej wspólnej drogi dowiedzieli się od niej o nowej błogosławionej Siostrze Bernardynie Jabłońskiej, współzałożycielce – wraz ze św. Bratem Albertem – zgromadzenia sióstr albertynek. Trzy tygodnie wcześniej – właśnie w Zakopanem – beatyfikował ją Ojciec Święty Jan Paweł II. – Siostra Kinga opowiedziała nam też o cudownym uzdrowieniu s. Lidii z ciężkiej gruźliczej choroby płuc i dodała, że ten właśnie cud uzdrowienia przyczynił się do beatyfikacji siostry Bernardyny. W sercu poczułam ogromną bliskość tej Błogosławionej i ufność w jej pomoc – wyznaje Anna Konopka. Objawy ustępowały – Po nawiedzeniu pustelni św. Brata Alberta udaliśmy się do kaplicy klasztornej sióstr albetynek – było to południe. Tak się złożyło, że w tym czasie pewien ksiądz turysta wyszedł z Mszą Św., którą sprawował z nadzwyczajną gorli- wością. Uczestnicząc w tej Mszy Św., modliliśmy się o potrzebne łaski dla całej rodziny i naszych bliskich, jak również o uzdrowienie mnie z tej bardzo uciążliwej dolegliwości za przyczyną dopiero co poznanej siostry Bernardyny, której obraz znajduje się w tej kaplicy. Z wielką radością w sercu i niesamowitym pokojem wewnętrznym opuściliśmy kaplicę. W tym momencie uświadomiłam sobie, że w czasie Mszy św. nie musiałam korzystać, jak to zazwyczaj bywało, ze środków łagodzących męczące napady kaszlu. Obok kaplicy znajduje się źródełko. Napiłam się z niego zimnej górskiej źródlanej wody, aby pilnie zaspokoić pragnienie, gdyż dzień był bardzo upalny. Mąż był zdziwiony moim czynem, gdyż zimna woda zawsze pogarszała stan mojego gardła. Tym razem woda nie zaszkodziła. Od tego dnia napady kaszlu zmniejszały się stopniowo. W ciągu trzech dni ustąpiły zupełnie i nie powtórzyły się do dziś, a minęło od tego czasu prawie dwanaście lat – opowiada pani Anna. Bursztynowa róża O tym fakcie z wielką radością i wdzięcznością Bogu za uzdrowienie przez wstawiennictwo bł. siostry Bernardyny pani Anna powiadomiła s. Kingę w Krakowie. Aby wyrazić wdzięczność bł. siostrze Bernardynie za uzdrowienie, małżonkowie przyjeżdżają raz w roku (lub częściej) do sanktu- 28 arium „Ecce Homo” w Krakowie, gdzie znajduje się sarkofag z relikwiami Błogosławionej. – Złożyłam też wotum – bursztynową różę w srebrnej oprawie, jako dar wdzięczności. Nawiedzamy też często klasztor na Kalatówkach, aby dziękować Błogosławionej w miejscu, gdzie dokonało się uzdrowienie. Dziękując każdego dnia, prosimy bł. siostrę Bernardynę o potrzebne łaski. Prosimy też Wszechmogącego Boga o jej kanonizację – mówi Anna Konopka. mp Wierzyłam, że Pan Bóg nas wysłucha Siedem lat temu 35-letnia Krystyna Bandyk z Lipnicy Wielkiej, matka wielodzietnej rodziny bardzo cierpiała. Jej stan był bardzo poważny. Lekarze stwierdzili dwa guzy w głowie. W obliczu tragedii cała rodzina i sama chora, a także siostry albertynki prosili o pomoc Pana Jezusa Miłosiernego za pośrednictwem bł. Siostry Bernardyny. Choroba pani Krystyny rozpoczęła się na przełomie czerwca i lipca 2002 roku lekkimi bólami głowy. W sierpniu bóle te nasiliły się do tego stopnia, że kobieta schudła aż 12 kilogramów. W tym czasie zaczęły się także silne torsje, zawroty głowy, a ból był tak ogromny, że pani Krystyna traciła równowagę i przytomność. Szukanie pomocy Pani Krystyna bardzo cierpiała, więc udała się do lekarza. Początkowe rozpoznania nie były właściwe, więc ból nie ustępował. W końcu w grudniu kobieta znalazła się w szpitalu w Zakopanem, gdzie stwierdzono dwa guzy w mózgu oraz wodogłowie. Konieczna była natychmiastowa operacja. Pani Krystyna przyjęła Sakrament Namaszczenia Chorych, a ksiądz kapelan w jej intencji pomodlił się i odprawił Mszę świętą. W tym czasie rodzina pani Krystyny także błagała Boga o ratunek. – Nie da się opisać tragedii, jaka nastąpiła w mojej rodzinie. Wraz z moimi dziećmi modliła się moja mama, tata, mąż, który bardzo prosił bł. siostrę Bernardynę o wstawiennictwo u Pana Jezusa Miłosiernego i Bożej Matki, żebym mogła wrócić do nich, do moich dzieci, a mam ich sześcioro. Te dzieci bardzo potrzebowały matki: Dawid miał wtedy 13 lat, Dominika – 12, Joasia – 10, Monika – 9, Patrycja – 7 i Tomasz – 4. Chociaż mam bardzo dobrego męża, trudno by mu było sobie z nimi poradzić – mówi kobieta. Rodzinę Bandyków w „bombardowaniu” Nieba wspomagały siostry albertynki. – Ja także, choć wyczerpana fizycznie, modliłam się za wstawiennictwem bł. Siostry Bernardyny odmawiając nowennę – podkreśla Krystyna Bandyk. Nie zwątpiła Na początku stycznia pani Krystyna została przewieziona do Kliniki Neurologii przy ul. Botanicznej w Krakowie. Badający ją lekarz stwierdził wówczas, że operacja musi być przeprowadzona natychmiast i kazał pacjentce przygotować się na najgorsze. – Ale ja miałam silną wolę i wierzyłam w moc modlitwy. Ani na chwilę nie zwątpiłam, gdyż wierzyłam, że Pan Bóg nas wysłucha – podkreśla kobieta. Przed samą operacją pani Krystyna szepnęła „Jezu, ufam Tobie” i prosiła, by jeszcze mogła zobaczyć męża i dzieci. Po wybudzeniu pielęgniarka pokazała pacjentce zdjęcie jej dzieci, a ona od razu zrozumiała, że została wysłuchana. – Mój stan zdrowia bardzo szybko się poprawiał. Wracałam do sił. Począwszy od 3 stycznia aż do 13 stycznia mój mąż ze szwagrem codziennie klękali w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie – Łagiewnikach i za przyczyną bł. Siostry Bernardyny modlili się gorąco w mojej intencji. I tak po operacji przez dwa tygodnie nie podano mi żadnego środka przeciwbólowego, chociaż miałam wyciętą kość z tyłu głowy. Ze szpitala zostałam wypisana 14 stycznia w dobrym stanie. – Do dziś dziękuję Jezusowi Miłosiernemu i bł. Siostrze Bernardynie za to, że żyję, za to, że doświadczyłam tak ogromnej łaski. Z naszą rodziną uczestniczyliśmy w Łagiewnikach w Mszy św. dziękczynnej. Byliśmy także w Krakowie w kościele św. Brata Alberta z podziękowaniem za otrzymane łaski za pośrednictwem bł. Siostry Bernardyny. Prosiliśmy ją, by zawsze nam pomagała. Dziś czuję się dobrze, wszystkie badania wychodzą także pozytywnie. Jestem za to niezmiernie wdzięczna Panu Bogu, Jego Matce i Siostrze Bernardynie – mówi Krystyna Bandyk. mp 29 Wdzięczna za pracę Przez kilka miesięcy Jolanta Waśniowska z Warszawy szukała bezskutecznie pracy. Pomogła jej bł. Bernardyna Jabłońska. – Mocno wierzę w to, że tylko dzięki łasce Bożej mam do dziś pracę – wyznaje pani Jolanta. Był rok 1999. Pani Jolanta wróciła z zagranicy i szukała w Polsce pracy. Z zawodu jest tłumaczką języka niemieckiego. Dawała ogłoszenia, wysyłała oferty. Wszystko to nie dawało żadnych rezultatów – wciąż nie miała pracy. Sytuacja stawała się beznadziejna. – Jestem mamą dwóch chłopców, którzy w tamtym czasie chodzili do przedszkola sióstr loretanek. Któregoś dnia w przedszkolu zobaczyłam obrazek ze zdjęciem Siostry Bernardyny oraz modlitwą za jej wstawiennictwem. Od razu wiedziałam, kto będzie moim pośrednikiem w „bombardowaniu” Nieba o pracę – opowiada kobieta. I tak pani Jolanta zaczęła za wstawiennictwem Siostry Bernardyny prosić Pana Boga o pracę. -Wkrótce zaczęłam otrzymywać zlecenia. Tak jest do dziś. Teraz modlę się za wstawiennictwem Siostry Bernardyny o to, bym jak najlepiej mogła wykonywać moją pracę i dziękuję z całego serca za otrzymaną łaskę. Może moje słowa nie wyrażają tego najlepiej, ale chciałam powiedzieć, że mocno wierzę w to, że mam pracę tylko dzięki łasce Bożej – podkreśla Jolanta Waśniowska. mp Wyprosiła łaski dla dzieci Jakiś czas temu dostałam obrazek z postacią św. Alberta Chmielowskiego i nowenną za przyczyną św. Brata Alberta. Obrazek był podwójny – z jeden strony był Brat Albert, a z drugiej błogosławiona Siostra Bernardyna oraz nowenna o uproszenie łask. Od razu, bez chwili zastanowienia, pomyślałam o swoich dzieciach. Marlenka chodziła wtedy do trzeciej klasy szkoły podstawowej. Od narodzin córka bardzo często chorowała, leżała w szpitalu. Była bardzo przestraszona i nieśmiała. W nowennie prosiłam o zdrowie dla niej i o to, żeby była odważniejsza. Myślę, że moje prośby zostały wysłuchane. Moja córka od tamtej pory zaczęła występować w innych szkołach, recytując różne wiersze. Przedtem, kiedy np. wychodziła na scenę, mówiła wiersz i płakała przy tym. Teraz jest zupełnie inna – bardziej pewna siebie i odważna. Mam jeszcze syna Rafała. Któregoś dnia zobaczyłam, że u mojego pięcioletniego synka na nadgarstku prawej ręki pojawił się guzek. Byliśmy u trzech lekarzy. W Białymstoku od razu zapadła decyzja, że trzeba go usunąć operacyjnie. Lekarz powiedział: „przemyślcie to i jak będziecie gotowi, to przyjedźcie do nas i dziecko położymy na oddział”. Myśleliśmy długo, bo bardzo się baliśmy. Lekarz zapewniał, że to nic groźnego, ale po operacji guzek może wyrosnąć w tym samym miejscu albo w innym. Wtedy przypomniałam sobie o nowennie za wstawiennictwem bł. Siostry Bernardyny i Brata Alberta. Zaczęłam je odmawiać prosząc, aby guzek zniknął. I niewiarygodne, ale narośl pomału stawała się coraz mniejsza – aż w końcu zniknęła. Jestem ogromnie wdzięczna, że św. Brat Albert i bł. Siostra Bernardyna wysłuchali moich próśb i wymodlili łaski dla Marlenki i Rafałka. Marzanna Lubowicka Nowenna za przyczyną bł. Siostry Bernardyny o uproszenie łask Panie Jezu Chryste, któryś raczył ukształtować serce błogosławionej Siostry Bernardyny na wzór Twego Boskiego Serca, pełnego miłości i dobroci, i dałeś jej wielką wrażliwość na ludzkie potrzeby, głód i cierpienia, za jej wstawiennictwem udziel mi łaski .........................., o którą w tej nowennie pokornie Cię proszę. Błogosławiona Siostro Bernardyno, módl się za nami! Ojcze nasz..., Zdrowaś Maryjo..., Chwała Ojcu... 30 Zaufała bezgranicznie Kilka lat temu nagle zmarł mój syn. Po tym tragicznym wydarzeniu moja synowa zabroniła mi i mojemu mężowi widywać się z naszą ukochaną wnuczką, która miała wtedy półtora roczku. Synowa odsunęła się od nas całkowicie, co potęgowało nasz ból po stracie syna. Wtedy, w tym bólu i cierpieniu, dostałam od sąsiadki obrazek z Siostrą Benardyną i nowenną za jej wstawiennictwem. Poczułam, że muszę się modlić, że to jest ostatnia deska ratunku, że ta modlitwa nam pomoże. Zaufałam bezgranicznie i zaczęłam się modlić... Nie stało się to od razu, ale po jakimś czasie spotkaliśmy się z synową i zaprosiliśmy ją do nas. Przyszła z wnuczką i od tej pory możemy kontaktować się z naszą ukochaną wnusią. Wierzę gorąco w to, że tę trudną i bardzo bolesną sprawę pomogła rozwiązać nam właśnie Siostra Bernardyna, za co ogromnie jej dziękuję. Pamiętam, że kiedyś przyszła do domu moja córka. Była bardzo zmartwiona, bo nie miała mieszkania. Mówiłam jej wtedy, żeby się nie martwiła, że na pewno wszystko się ułoży. I wtedy także zaczęłam prosić o pomoc Siostrę Bernardynę, która i w tym kłopocie przyszła nam z pomocą. Jestem jej bardzo wdzięczna za wszystkie wymodlone dla nas łaski. Marianna (nazwisko do wiadomości redakcji) Za jej przyczyną Stanisława Giertuga o Siostrze Bernardynie Jabłońskiej dowiedziała się w 1999 roku, kiedy do Zawoi przyjechały siostry albertynki i przybliżyły ludziom postać i życie Błogosławionej. – Wtedy to otrzymałam od sióstr obrazek z Siostrą Bernardyna i nowenną za jej wstawiennictwem. Często tą modlitwą zwracałam się do Boga w różnych potrzebach i utrapieniach. Po odmówieniu nowenny zawsze byłam wysłuchana – mówi Stanisława Giertuga. Takich łask pani Stanisława wymodliła wiele. Do największych zalicza szczęśliwy poród córki i zdrowie brata. – Córka już była po terminie. W szpitalu czekała na urodzenie dziecka. Wszystko przedłużało się i córka bardzo się denerwowała. Prosiła mnie: „Mamo, módl się za mnie, żebym już urodziła”. Wtedy zaczęłam nowennę za wstawiennictwem Siostry Bernardyny i już następnego dnia na świat przyszło zdrowe dziecko – wspomina Stanisława Giertuga. Zawał serca – Piętnaście lat temu mój brat przeszedł zawał serca. Wtedy jakoś się pozbierał, ale pięć lat temu przyszedł kolejny zawał. Pojechałam wtedy do niego, a była to Wigilia. Stan brata był tak ciężki, że lekarz nie chciał mnie wpuścić. Był pod aparatami. Dusił się. Lekarz powiedział wtedy, że jego stan jest tak ciężki, że chyba tylko moc z Nieba może go uzdrowić – opowiada pani Stanisława. W tym trudnym czasie kobieta zaczęła odmawiać nowennę za wstawiennictwem Siostry Bernardyny. – Zamówiliśmy także Mszę świętą z prośbą o zdrowie dla brata. I o dziwo – już w Boże Narodzenie mój brat poczuł się lepiej, a po Nowym Roku wyszedł do domu. Teraz mój brat czuje się dobrze. Wierzę, że dzieje się to wszystko za przyczyną błogosławionej Matki Bernardyny Jabłońskiej. Wierzę, że doświadczyliśmy cudu i za niego serdecznie Bogu dziękuję – podkreśla kobieta. mp Odzyskał zdrowie duszy Przed laty mój 47-letni kuzyn zachorował na marskość wątroby. Był raczej niepraktykujący, czasem tylko chodził do kościoła, ale nie przystępował do Sakramentów Świętych. Denerwowała go pobożność jego żony i córek. Nie było mowy o pojednaniu z Bogiem. Poprosiłam wtedy siostry albertynki o modlitwę w intencji nawrócenia kuzyna. Siostry dały mi obrazki z Siostrą Bernardyną, a ja rozdałam je w rodzinie. Wszyscy modliliśmy się o nawrócenie kuzyna. I wprawdzie nie odzyskał on zdrowia ciała, ale odzyskał zdrowie duszy. Podczas pobytu w szpitalu nawrócił się i codziennie przyjmował Pana Jezusa. Zmarł pojednany z Panem Bogiem i całkowicie pogodzony z Jego wolą. Dziękuję Siostrze Bernardynie za wielką łaskę nawrócenia mojego kuzyna. Elżbieta Rudnicka 31 Wyrwany z objęć śmierci Siostry albertynki skrzętnie zbierają świadectwa łask, jakie wierni wypraszają u Pana Boga za wstawiennictwem bł. Siostry Bernardyny. Oto jeszcze jedno z nich: „Pisząc do Sióstr pragnę dać świadectwo cudownego uratowania życia mojemu bratu za przyczyną bł. Matki Bernardyny Marii Jabłońskiej. 15 marca 1997 r. mój brat dostał bardzo silnych boleści w jamie brzusznej. Podejrzewany o ostre zapalenie wyrostka robaczkowego, w trybie natychmiastowym został operowany na wyrostek robaczkowy w miejscowym szpitalu. Po »otworzeniu« brzucha okazało się, że powodem boleści jest tętniak aorty brzusznej. W tej sytuacji mój brat karetką reanimacyjną został natychmiast przewieziony do Wojewódzkiego Szpitala w Lublinie. Tam w nocy poddano go kolejnemu zabiegowi. Operacja trwała kilka godzin. Powiedziano nam, że zabieg się udał – tętniak został usunięty, a w jego miejsce wszczepiono protezę. Błąd lekarzy Niecały tydzień po zabiegu brat dostał wysokiej temperatury, gwałtownie nasiliły się bóle brzucha, chory stracił przytomność i po raz kolejny został operowany. Okazało się, że w wyniku błędu lekarskiego popełnionego w czasie poprzedniego zabiegu dostał zapalenia otrzewnej. Brat wrócił na oddział reanimacji, był nieprzytomny, wysoko gorączkował, a jelita nie podejmowały pracy przez ponad trzydzieści dni, co w praktyce oznaczało śmierć. Przestały także pracować nerki, a badania krwi były fatalne, wobec czego musiał być dializowany. Powiedziano nam, że na Święta Wielkanocne umrze. W Wielki Piątek 1997 r. nastąpiła agonia i tylko godziny decydowały o życiu... Pomogły siostry Miałam kontakt z siostrami albertynkami w Siedlcach, które widząc moją rozpacz i znając moją sprawę, dały mi obrazek Matki Bernardyny z jej relikwiami. Kazały mi się modlić za wstawiennictwem Matki i obiecały się modlić w intencji chorego. Codziennie z moją siostrą jeździłyśmy do brata i siedziałyśmy przy nim. Bardzo modliłyśmy się o jego zdrowie, a obrazek Matki Bernardyny przykładałyśmy do jego brzucha. Stan chorego był nadal krytyczny. Leżał nieprzytomny, podłączony do aparatów, oddychał za pomocą respiratora. Lekarze nie dawali nam żadnych szans na to, że brat będzie żył... Mówili, że w Polsce takiego przypadku jeszcze nie było, a literatura światowa opisuje, że z takiego stanu wychodzi jeden pacjent na tysiąc. Nie ustawały w modlitwie Choć brat wiele razy był w agonii, my nie ustawałyśmy w modlitwie. Moja siostra do ust dawała bratu krople wody z Lourdes, przykładała do brzucha obrazek Matki Bożej Częstochowskiej i Siostry Bernardyny. I pewnego dnia zaczęły pracować jelita, chory bardzo powoli wracał do życia, choć stan jego zdrowia wciąż był bardzo ciężki. Taka sytuacja trwała około cztery miesiące. Ponieważ brat leżał w jednej pozycji, skazany przez lekarzy na śmierć, zrobiły mu się straszne odleżyny. Lekarze bali się, że trzeba będzie staw zastąpić protezą. Rany ropiały, krwawiły i pojawiały się nowe odleżyny na całych nogach. Wtedy moja siostra kupiła specjalny materac przeciwodleżynowy zasilany prądem, pod nogi zakładałyśmy wałki – laserowałyśmy rany, nie dopuszczając do ich rozprzestrzeniania. „Tobie on nie jest potrzebny” Za jakiś czas odleżyny zoperowano, ale to nic nie dało, a stan zdrowia brata znowu się pogorszył. Wtedy zaczęłam przykładać obrazek Matki Bernardyny do ran brata. I był taki dzień kiedy on – choć bardzo słaby – wziął ten obrazek do ręki i mocno ścisnął. Nie chciał mi go oddać, mówiąc: „Tobie on nie jest potrzebny”. Na początku września bratu znowu operowano odleżyny. Kilka dni później stan jego zdrowia na tyle się pogorszył, że poddany był reanimacji... Jednak już następnego dnia stan jego zdrowia uległ znacznej poprawie, tak że zaczęto go uruchamiać... Kilka dni później przewieziono brata do naszego szpitala. Jego stan zdrowia obecnie jest zadowalający, choć nie ma siły, by chodzić. Moja rodzina i wszyscy, którzy znają przebieg choroby, jesteśmy przekonani, że to wielki cud i wstawiennictwo Matki Bernardyny, że on żyje, choć minęło już dwa lata od czasu, jak zachorował. Ja cały czas modlę się za wstawiennictwem Błogosławionej o dalsze uzdrowienie brata i potrzebne mu łaski, ufając, że nas nie opuści”. (Nazwisko i imię do wiadomości redakcji) Duch kontemplacji Gdy w różnych miejscowościach Polski powstały domy braci i sióstr, Brat Albert mimo swego kalectwa i wieku jeździł od jednego do drugiego, bacząc pilnie, by wszędzie przestrzegano zasad ewangelicznego ubóstwa i ducha zakonnego. W cichych zakątkach domów swego zgromadzenia Brat Albert odpoczywał po trudach życia wielkomiejskiego, a patrząc na piękno przyrody, niejednokrotnie wpadał w zachwyt i uczył braci i siostry, jak w świecie stworzonym przez Boga widzieć wspaniałość Stwórcy i jednoczyć się z Nim w dziecięcym umiłowaniu. W zaciszu karmelitańskim Po upadku powstania styczniowego Kraków przygarnął wielu rozbitków, którzy byli ścigani przez Moskali, lub nie mogli patrzeć na ruiny życia narodowego pod zaborem rosyjskim. Wielu z nich szukało ukojenia za murami klasztornymi albo w pracy duszpasterskiej. Ponad wszystkich wybijały się postacie: Brata Alberta Chmielowskiego, o. Rafała Kalinowskiego – karmelity bosego i o. Wacława Nowakowskiego – kapucyna. Bywało, że w ustroniu klasztoru karmelitańskiego w Czernej koło Krakowa, gdzie o. Rafał był przeorem, spotykali się dawni obrońcy ojczyzny i snując powstańcze wspomnienia, zachęcali się wzajemnie do życia dla Boga i narodu. Brat Albert miłośnik zwierząt Brat Albert porzucił sztukę, aby niepodzielnie oddać się pracy nad ubogimi; nigdy jednak nie przestał być artystą. Jego wrażliwa, artystyczna dusza odczuwała piękno wszędzie, a zwłaszcza w przyrodzie. Zmęczony trudami wielkomiejskiego życia, rad jeździł do Zakopanego, aby tam w ciszy pustelni na Kalatówkach rozmawiać z Bogiem, odzywającym się do niego głosem przyrody. Nieraz widziano Brata Alberta, jak w lesie zatrzymywał swego konika, aby przysłuchiwać się śpiewowi ptaków. Braciom – pół żartem, pół serio – powtarzał, że może dobry Bóg i zwierzętom zapewnił miejsce na drugim świecie. Duch św. Franciszka i wiernego jego naśladowcy Brata Alberta udzielił się również pierwszym braciom, którzy z podobną serdecznością odnosili się do zwierząt. W zakopiańskiej pustelni chowały się trzy owieczki, z których jedna tak była do braci przywiązana, że towarzyszyła im wszędzie, nawet zaglądała przez okno do pomieszczenia, gdzie byli zgromadzeni. Słynny był także w Zakopanem osiołek Brata Alberta, podarowany mu przez właścicielkę Ruszczy, który jednak wzbudzał takie zaniepokojenie wśród góralskich koników, że Brat Albert z żalem zmuszony był pozbyć się ulubionego wierzchowca. Zygmunt Wierciak, Życie Świętego Brata Alberta w obrazach, opracowano na podstawie tekstu ks. dr. Kazimierza Prażmowskiego, wyd. trzecie – na nowo zredagowane i poszerzone, Kraków 2002