70. ROCZNICA ŚMIERCI BŁOGOSŁAWIONEJ BERNARDYNY JABŁOŃSKIEJ KWARTALNIK 1(60) / 2010

Transkrypt

70. ROCZNICA ŚMIERCI BŁOGOSŁAWIONEJ BERNARDYNY JABŁOŃSKIEJ KWARTALNIK 1(60) / 2010
KWARTALNIK 1(60) / 2010
70. ROCZNICA ŚMIERCI
BŁOGOSŁAWIONEJ
BERNARDYNY JABŁOŃSKIEJ
2
List do bł. Matki Bernardyny
Ukochana nasza Matko!
Patrzyłam i widziałam,
Jak umierałaś długo i boleśnie.
I stało się to,
Co Ci napisał kiedyś święty Brat Albert:
„Pan Jezus Cię bardzo kocha,
i doskonale wie, na co masz chorować,
i co ma boleć,
i kiedy, o której minucie ma dziecko umrzeć
i przytulić się do Pana Jezusa na zawsze”.
I stało się to dnia 23 września 1940 r. o godzinie
8 rano.
To była właśnie ta minuta,
Przewidziana dla Ciebie przez Boga.
Wiem, jak bardzo umiłowałaś
Eucharystycznego Pana Jezusa,
Jak często nawiedzałaś Go, zwłaszcza nocą,
gdyż w dzień nie pozwalały Ci na to
Twoje trudne obowiązki.
Pisałaś kiedyś tak:
„Jezus - Hostia Najświętsza!
Ileż tam szczęścia dla mnie!
Ach, żebym tak mogła zostać u stóp Jego wieki całe!
Chciałabym zostać z Panem tu, na tej łez dolinie
Do Dnia Sądnego, zostać u stóp ołtarza,
kochać Go, nie zostawiać samotnego,
wynagradzać Mu, i żyć Jego życiem.
Żal mi, że On tu sam pozostanie, a mnie nie będzie”.
Matko Bernardyno!
Szłaś śladami świętego Brata Alberta.
I tak jak On, nawet i po śmierci
miałaś swoje trzy wędrówki.
Po dziewięciu latach przeniesiono Cię
z grobu ziemnego do grobowca,
leżącego prawie tuż
przy grobie św. Brata Alberta,
z którego w 1949 r. wyprowadził się
do kościoła Ojców Karmelitów.
A kiedy Brat Albert
został już ogłoszony błogosławionym,
wszczęto Twój proces beatyfikacyjny,
i dnia 20 marca 1 985 r. Twoje czcigodne szczątki
zamieszkały na zawsze w kościele „Ecce Homo”.
I tak, razem ze św. Bratem Albertem jesteś –
tak jak pragnęłaś w 1919 roku –
z Panem Jezusem, który nie zostaje samotny;
chociaż wszyscy wyjdą,
chociaż kościół zamknięty na noc,
Ty jesteś i trwasz przy nim.
23.09.1995
S. Magdalena Kaczmarzyk (albertynka),
Myślałeś o mnie... Wybrane wiersze religijne,
Kraków 1998, s. 94-95
Spotkanie
W kościółku ECCE HOMO
Mrok gęsty i milczenie,
Nawet czerwona lampka
Migać przestała,
Przygasł wątły płomyczek...
Chrystus nad ołtarzem
Samotnie cierpi
Ubiczowany,
Cierniem uwieńczony,
Z berłem trzcinowym
Na urągowisko...
Samotny,
Choć dla człowieka
Oddał wszystko ...
Czeka ...
Nie będziesz sam,
Najpiękniejszy z ludzkich synów,
Nie będziesz sam tej nocy...
Słychać spieszne kroki,
Jakby biegł ktoś zdyszany,
Naglony miłością,
Skrzydlaty radością...
U stóp ołtarza się zatrzymał –
To Siostra Bernardyna...
Jak kiedyś przed laty
Przyszła Ci miłość śpiewać,
Jak w tamte noce...
Usiadła u stóp ołtarza,
Gdzie Brat Albert spoczywa
I swą prośbę powtarza:
„Tatusiu, proszę mi mówić o Bogu,
Tak jak dawniej w pustelni,
„Głos Brata Alberta”
Kwartalnik, wydawany przez DPS prowadzony przez Zgromadzenie Sióstr Albertynek Posługujących Ubogim
Słupia 91, 28-133 Pacanów, tel. (0-41) 376 54 13
3
Gdy jeszcze byłam młoda”...
A Brat Albert
Po ojcowsku się uśmiecha,
Patrzy na Dynkę, jak wtedy,
Potem oczy swe wznosi
Na twarz umęczoną
Swego Chrystusa ECCE HOMO,
Gubi się w tym spojrzeniu...
A Bernardyna w milczeniu,
Idąc za jego wzrokiem,
Miłością nagle zraniona
W Chrystusa się tuli ramiona...
Mrok, cisza w małym kościele...
Nikt nie wie o tym spotkaniu
Z Chrystusem Umęczonym...
A On nie czuje już ran
Miłością dwóch serc ogrzany...
ECCE HOMO
Bóg-Człowiek
Już nie jest sam.
Chciałaś odnaleźć Boga
Siostro Bernardyno
Błogosławiona w niebie,
Za twą ofiarę życia
Bóg wynagrodził ciebie.
Chciałaś odnaleźć Boga
W klasztoru wielkiej ciszy,
Gdzie dusza rozmodlona
Głos Jego zawsze słyszy.
Chciałaś Mu oddać wszystko,
Swoje młodzieńcze lata,
A Bóg ci wybrał drogę
Pośród rozgwaru świata.
Brat Albert cię wprowadził
W świat nędzy, poniżenia,
Gdzie trzeba dawać siebie
Wśród bólu i cierpienia.
Nie śpiewały tam ptaki
I nie szumiały kłosy,
Bóg, któregoś ujrzała
Był zgłodniały i bosy.
Wyciągał swoje dłonie
Po chleb i twoje serce,
Miał twarz jak Ecce Homo
I cierpiał w poniewierce.
Choć rwała ci się dusza
Zbolała i złamana,
Przed cierpiącym Chrystusem
Upadłaś na kolana.
I zostałaś, by służyć
Z miłością i w pokorze,
Na całą nędzę ludzką
Dobroci rozlać morze.
s. Assumpta Faron (albertynka),
Listy do mojego Boga, Kraków 1998, s. 117-119.
Siostra Bernardyna
Marysia Jabłońska, tak się nazywała
gdy sercem młodzieńczym Boga ukochała.
Widziała go wszędzie, w pięknie i w przyrodzie
to w szumie wiatru, w szumiącym strumyku.
Gdy śpiewały ptaszki, jej serce śpiewało
gdy słońce świeciło, jej serce gorzało,
aż zawołał Chrystus, daj mi serce młode.
Wsłuchana w głos Pana miły, tajemniczy
wyruszyła w drogę do Bożej winnicy.
Spotkała w Horyńcu Brata ubogiego,
wzrok miał przenikliwy, miał ducha Bożego.
Spojrzała na Niego w duszy a głos słyszy
będziesz temu Bratu wiernie towarzyszyć.
Obierz piękną drogę życia zakonnego
będziesz Ty w świętości podobną do Niego.
Marysia się zwierza Bratu Albertowi
duszę swą otwiera, sąd Jemu zostawi.
Brat Albert przeniknął duszę piękną, młodą
na Boże działanie szeroko otwartą.
I trwała rozmowa bardzo długa, święta
Marysia przez Ojca została przyjęta.
Cieszy się Brat Albert z takiej kandydatki
co ma bystry rozum, a serce ma matki.
Lecz nie łatwo było odejść z domu swego,
otrzymać od ojca pozwolenie jego.
Wszak ojciec w Marysi pokładał nadzieje
chłopca jej wyszukał, by Ją mieć u siebie.
Marysia Jezusa tak umiłowała,
że tylko dla Niego żyć, umierać chciała.
Opuściła Ojca, dom rodzinny, drogi
zjawia się w Horyńcu z swym zamiarem drogim.
Swoje życie Bogu z radością oddaje
a w zamian od Ojca wnet habit dostaje.
Siostra Bernardyna odtąd się nazywa
życia zakonnego próbę rozpoczyna.
Subtelna Jej dusza rwała się do Boga
wizja kontemplacji była Jej tak droga.
Lecz Bóg ją na trudnej swojej stawia drodze
ma widzieć Chrystusa w cierpiących swą nędzę.
Młodej Bernardynie Brat Albert zawierzył
4
wnet nad biedakami Jej opiekę zwierzył.
Serce Jej wrażliwie delikatne było,
moralna ich nędza aż ją przeraziła.
Przeżywa wewnętrzne wzmagania, cierpienia
odejść z takiej nędzy wreszcie postanawia.
Brat Albert rozumie Siostrę Bernardynę
zaradzić nie może łzy Mu z oczu płyną.
Gdy łzy swego Ojca Siostrzyczka dojrzała
pozostać na zawsze już postanowiła.
Wszak tyle w tych oczach było mocy, siły
że w duszę powrócił Boży pokój miły.
Brat Albert dokładnie sprawę sobie zdawał
że służyć nędzarzom heroizmu wymagał.
Pisze więc modlitwę oddania się Bogu
na wszystkie cierpienia z miłości ku Niemu.
Siostra Bernardyna akt ten podpisuje
w ubogich nędzarzom Chrystusa piastuje.
I kocha tak bardzo wszystkich opuszczonych
cierpiących, zbolałych i wydziedziczonych.
Starszą Zgromadzenia Brat Albert mianuje
gdy swą gorliwością na to zasługuje.
Z miłością swój urząd jak Matka sprawuje
aż do samej śmierci na nim pozostaje.
A pięknej postawie było niebo całe
nikt się nie bał zbliżyć, nawet dziecko małe.
kto Jej spojrzał w oczy wnet mu pokój wracał
a grzesznik się kruszył, szybko się nawracał.
I każdy miał o Niej pewne przekonanie
że po takim życiu świętą pozostanie.
Jak za życia swego wszystkich w sercu miała
tak u tronu Boga będzie orędowała.
I wyprasza łaski kto się do Niej zwróci
wyprasza pociechę gdy się ktoś czymś smuci.
Wszak jest już na wieki z Bogiem zjednoczona
do wiernych Sług Bożych w poczet zaliczona.
I niedługo przyjdzie chwila upragniona
że będzie do Świętych grona zaliczona.
I pokaże światu przykład swej miłości
Boga i bliźniego, cnót heroiczności.
s. Albertynka
Pieśni o Błogosławionej Siostrze Bernardynie
Inwokacje
Błogosławiona Siostro Bernardyno,
Której serce Bóg wypełnił
Swą miłością i dobrocią,
Pomóż kochać, pomóż służyć,
Pomóż Matko czynić wszystkim dobrze.
1 . Gdy za bogactwem goniąc
Świat pełen przewrotności
Zapomniał o dobroci,
O ludzkiej życzliwości.
Porwane twym przykładem
Idziemy twoim śladem,
Zło dobrem zwyciężymy,
Twych słów nie zapomnimy:
Refren: „Czyńcie dobrze wszystkim”
To nam nakazałaś
Matko Bernardyno
Kiedy umierałaś.
2. Choć nienawiść wokół
Rozlała się jak rzeka,
Z miłością i dobrocią
Pójdziemy do człowieka:
Do tego, kto cierpiący
I w nędzy zostający,
Do tego, co upadnie
I tego, co jest na dnie.
Refren: „Czyńcie dobrze wszystkim”
3. A ty nam Matko z nieba
Wypraszaj łaski zdroje,
Byśmy jak kromkę chleba
Dawały serca swoje.
Wszystkim ludziom złaknionym,
Wszystkim ludziom wzgardzonym,
Odepchniętym, płaczącym,
Wszystkim potrzebującym.
Refren: „Czyńcie dobrze wszystkim”
Chciałaś odnaleźć Boga
Siostro Bernardyno
Błogosławiona w niebie
Za twą ofiarę życia
Bóg wynagrodził ciebie
Chciałaś odnaleźć Boga
W klasztoru wielkiej ciszy
Gdzie dusza rozmodlona
Głos Jego zawsze słyszy
Chciałaś Mu oddać wszystko
Swoje młodzieńcze lata,
A Bóg ci wybrał drogę
Pośród rozgwaru świata.
Brat Albert cię wprowadził
W świat nędzy, poniżenia,
5
Gdzie trzeba dawać siebie
Wśród bólu i cierpienia.
Hymn ku czci Matki Bernardyny
Radośnie dziś Tobie śpiewamy,
Matko Bernardyno ten hymn
W modlitwie dziękczynnej przed Panem
niech płynie serdeczna ta pieśń.
Nie śpiewały tam ptaki
I nie szumiały kłosy,
Bóg, któregoś ujrzała
Był zgłodniały i bosy.
Za łaski obfite, które dał Ci Pan
Te Deum radosne niechaj brzmi
Za drogę wskazaną nam gdzie trzeba iść,
niech hymn ten popłynie dalej w świat.
Wyciągał swoje dłonie
Po chleb i twoje serce,
Miał twarz jak „Ecce Homo”
I cierpiał w poniewierce,
Ofiarnie spalałaś swe życie
Dzień każdy siał dobroci blask
Matczyne o wszystkich staranie
O duszę i ciało wciąż trwa.
Choć rwała ci się dusza
Zbolała i złamana,
Przed cierpiącym Chrystusem
Upadłaś na kolana.
Za łaski obfite, które dał Ci Pan,
Te Deum radosne niechaj brzmi.
Za drogę wskazaną nam gdzie trzeba iść,
Niech hymn ten popłynie dalej w świat.
I Zostałaś by służyć
Z miłością i w pokorze,
Na całą nędzę ludzką
Dobroci rozlać morze.
Błogosławiona Bernardyna
1. O bł. Siostrze Bernardynie
Życie bł. Siostry Bernardyny
Maria Jabłońska, w Zgromadzeniu Siostra Bernardyna,
urodziła się 5 sierpnia 1878 roku w Pizunach k. Narola w
archidiecezji lwowskiej, z rodziców Grzegorza i Marii z domu
Roman.
W 15-tym roku życia straciła matkę. Śmierć matki wpłynęła na zmianę jej usposobienia – stała się milcząca i zamknięta w sobie. Zaczęła dużo czasu poświęcać modlitwie,
czytać żywoty świętych, praktykować surowe umartwienia.
Z biegiem czasu odkryła w sobie powołanie zakonne. Zapragnęła oddać się całkowicie Bogu w modlitwie, odosobnieniu i ciszy klasztornej.
Podczas odpustu w Horyńcu spotyka się z Bratem Albertem i przedstawia mu chęć poświęcenia się Bogu. Dnia
13 sierpnia 1896 roku zostaje przyjęta przez Brata Alberta
do Zgromadzenia Sióstr Albertynek, które było dopiero w fazie tworzenia się. Po roku, 3 czerwca 1897 otrzymuje habit
zakonny i imię s. Bernardyna.
Od początku wstąpienia do Zgromadzenia Siostra Bernardyna była pod szczególniejszą opieką duchową Brata
Alberta, który już przy przyjęciu wyraził się o niej: „przyjąłem dziś kandydatkę, która ma rozum i serce”.
Dnia 7 kwietnia 1902 roku Brat Abert zamianował młodziutką 24-letnią Siostrę Bernardynę pierwszą oficjalną przełożoną generalną Zgromadzenia, zwaną „Siostrą Starszą”.
Na stanowisku przełożonej generalnej trwała przez 38
lat, do samej śmierci, która nastąpiła 23 września 1940 r.
Do swej śmierci w 1916 roku Brat Albert był jej duchowym
doradcą i pomagał kierować Zgromadzeniem.
Siostrę Bernardynę Zgromadzenie sióstr uważa za współzałożycielkę, gdyż ona po śmierci Brata Alberta przechowała w formie niezmienionej charyzmat Założyciela i przekazała go siostrom, ona też doprowadziła Zgromadzenie do stabilizacji prawnej przez napisanie przy pomocy o. Cz. Lewandowskiego Konstytucji Zgromadzenia, które zostały zatwierdzone przez władze diecezjalne 19 czerwca 1926 roku, z równoczesnym zatwierdzeniem Zgromadzenia.
Bł. Siostrę Bernardynę cechował duch modlitwy sięgającej kontemplacji i wielka dobroć serca dla wszystkich.
Zmarła w opinii świętości. Przed śmiercią poleciła siostrom „czynić dobrze wszystkim”, które to słowa Zgromadzenie uważa za duchowy testament Błogosławionej.
Proces beatyfikacyjny rozpoczęty 26 maja 1984 roku zakończył się beatyfikacją, której dokonał uroczyście papież
Jan Paweł II w dniu 6 czerwca 1997 roku w Zakopanem.
Duchowa sylwetka bł. Siostry Bernardyny
Błogosławiona Siostra Bernardyna Jabłońska, wierna
uczennica i naśladowczyni św. Brata Alberta, jest najpiękniejszym przykładem życia duchowością albertyńską oraz
wierną kontynuatorką charyzmatu św. Brata Alberta. Przez
20 lat formowała się pod okiem Założyciela i najpełniej przejęła jego ducha.
6
Była osobowością nieprzeciętną. Obdarowana przez Boga
niezwykłymi przymiotami umysłu i serca, przez współpracę
z łaską Bożą potrafiła w sobie pięknie zharmonizować dynamiczny temperament z wielką dobrocią i wrażliwością na
drugiego człowieka. Ksiądz Czesław Lewandowski, osobisty
świadek jej życia, tak charakteryzuje Siostrę Bernardynę:
„Opromieniał ją złoty humor, a równocześnie biła od niej
dziwna jakaś powaga i prawie majestat dziecka Bożego. Prostota dziecięca skojarzona z wielkością królewny, wielka inteligencja, jasność i bystrość umysłu i wrodzona roztropność
obok niezwykłej dobroci serca tworzyły z Siostry Bernardyny potężną i niepospolitą osobowość i zarazem pełną jakiegoś wdzięku i nadprzyrodzonego uroku, bo ją uświęcały szczególne łaski i dary Boże”.
Od dzieciństwa była rozmiłowana w pięknie przyrody,
w której odnajdywała ślady Boga. Oto jak się modliła: Uwielbiam Cię Boże w szumie wiatru, w mgłach ciemnych porannych, w zapadającym zmroku. Każdym wschodem i zachodem słońca pragnęła wysławiać Boga-Stwórcę.
Siostra Bernardyna była duszą kontemplatywną. Nie tylko odkrywała Boga we wszechświecie, ale zagłębiała się
w Jego doskonałościach i przymiotach. W swych notatkach
pisze: Jego piękno porywa moją duszę, rwie, rani boleśnie moje
życie, me serce. Gdzie spojrzę tam Go oglądam, ślad Jego widzę,
echo głosu Jego dochodzi do mych uszu, kocham.
Pragnęła oddać się Bogu w klasztorze kontemplacyjnym,
tymczasem Bóg zażądał od niej ofiary poświęcenia życia
w służbie nędzarzy. Gdy początkowo przeżywała walki duchowe, a widok nędzarzy odrażał jej wrażliwą naturę i sama
wahała się w powołaniu, czy jest na właściwej drodze, Brat
Albert napisał dla niej heroiczny akt oddania się Bogu na
wszystko, co na nią dopuści, a to z bezinteresownej miłości
ku Niemu. Akt ten, który dobrowolnie podpisała, stał się
zwrotnym punktem w jej życiu wewnętrznym.
Kształtowana na duchowości Brata Alberta rozmiłowała
się w rozważaniu Męki Pańskiej, a w duchu wynagrodzenia
Panu Jezusowi za dar odkupienia przyjmowała wszystkie cierpienia, jakie Bóg na nią dopuszczał. Włączając je w zbawcze
cierpienia Chrystusa, ofiarowywała je za tych, którzy Go
obrażają.
Siostra Bernardyna żywiła też wielką miłość do Pana Jezusa ukrytego w Eucharystii. Długie godziny, zwłaszcza nocą
spędzała przed tabernakulum, opuszczając kaplicę z żalem,
że – jak mawiała – Boski Żebrak zostanie sam. W Eucharystii odkrywała tajemnicę wyniszczenia Chrystusa Więźnia
Miłości, który dla nas stał się Chlebem, by karmić nas sobą
i zamknął się w tabernakulum, by dniem i nocą przebywać
z nami. Jezus ukryty w Hostii był dla Siostry Bernardyny
wzorem cichości, pokory, oddania i bezgranicznej miłości.
Z duchem modlitwy sięgającej kontemplacji, łączyła się
u Siostry Bernardyny niezwykła dobroć serca na wzór Bożego Serca, pełnego miłości i dobroci. W dobroci tej zdawała
się być wiernym odbiciem Brata Alberta, o którym mówiono, że „był dobry jak chleb”. Niemal wszystkie siostry, które
znały Siostrę Bernardynę, w swoich wspomnieniach o niej
podkreślają tę wielką dobroć, jaką darzyła wszystkich. Ona
sama tak pisze: Chciałabym zadośćuczynić każdej prośbie, otrzeć
każdą łzę, pocieszyć słówkiem każdą zbolałą duszę, być dobrą
zawsze dla wszystkich a najlepszą dla najnieszczęśliwszych. Tą
dobrocią promieniowała na otoczenie i do niej zachęcała
podległe jej kierownictwu siostry. Zasadą jej życia było: dawać, wiecznie dawać. Jedno z jej ostatnich poleceń brzmiało:
Czyńcie dobrze wszystkim.
Siostra Bernardyna była spadkobierczynią i wierną kontynuatorką charyzmatu Brata Alberta. Dzięki specjalnej
łasce Bożej odkrywała w najbardziej opuszczonych i wzgardzonych ludziach cierpiące Oblicze Pana Jezusa. Charyzmatem służby Chrystusowi w najuboższych żyła na co dzień,
dając siostrom przykład takiej miłości, która potrafi służyć
ubogim jak samemu Panu Jezusowi. Aby upodobnić się do
biedaków, zachowywała skrajne ubóstwo. Miała szeroko
otwarte serce i nigdy nikomu niczego nie odmówiła. Jej wrażliwe serce było szczególnie uczulone na ludzki głód. Znane
było powiedzenie, że aby Siostrę Bernardynę „rozbroić”,
wystarczy jej powiedzieć, że się jest głodnym.
Pragnęła ludziom biednym i opuszczonym „zastąpić” Pana
Jezusa Miłosiernego. Oto jak modliła się: Jezu, niech nie żyję
dla siebie – rozlej mą duszę na wszystkie doliny nędzy ludzkiej.
Napełnij ją swoją dobrocią i miłosierdziem i daj mi łaskę, abym
Twą dobrocią i miłosierdziem zastąpiła Cię tu, na tej łez dolinie,
czyniąc wszystkim dobrze.
Dobroć i miłosierdzie torowały Siostrze Bernardynie drogę do serc wszystkich, zwłaszcza biedaków, nawet tych najbardziej zdeprawowanych. Wspomagając ich w życiowych
potrzebach, dusze ich pozyskiwała dla Boga. W całym życiu
bł. Siostry Bernardyny uderza przedziwna harmonia pomiędzy życiem oddanym Bogu w kontemplacji a niezwykłą dobrocią serca względem wszystkich i miłosierdziem wobec
najbiedniejszych. Modlitwa i czyn miłości bliźniego przenikały się wzajemnie. Bóg, którego kontemplowała w Jego
doskonałościach i adorowała w modlitwie przed tabernakulum, jawił się jej także w człowieku cierpiącym i sponiewieranym. On był jej siłą i wsparciem, gdy służyła Mu w cierpiących bliźnich i gdy sama, doświadczana cierpieniem ciała i duszy, ofiarowywała się Bogu w bezinteresownym darze
miłości.
Fragment homilii Ojca Świętego Jana Pawła II
podczas Mszy beatyfikacyjnej bł. Bernardyny 6.06.1997 r.:
Maria Bernardyna Jabłońska – duchowa córka świętego
Brata Alberta Chmielowskiego, współpracownica i kontynuatorka jego dzieła miłosierdzia – żyjąc w ubóstwie dla
Chrystusa poświęciła się służbie najuboższym. Kościół stawia nam dzisiaj za wzór tę świątobliwą zakonnicę, której
dewizą życia były słowa: „dawać, wiecznie dawać”. Zapatrzona w Chrystusa szła wiernie za Nim, naśladując Go w miłości. Chciała zadośćuczynić każdej prośbie ludzkiej, otrzeć
każdą łzę, pocieszyć choćby słowem każdą cierpiącą duszę.
Chciała być dobrą zawsze dla wszystkich, a najlepszą dla
najbardziej pokrzywdzonych. „Ból bliźnich moich jest bólem moim” – mawiała. Wraz ze świętym Bratem Albertem
zakładała przytuliska dla chorych i tułaczy wojennych.
Ta wielka heroiczna miłość dojrzewała na modlitwie,
w ciszy pobliskiej pustelni na Kalatówkach, gdzie przez jakiś
czas przebywała. W najtrudniejszych chwilach życia – zgodnie z zaleceniami jej duchowego opiekuna – polecała się
7
Najświętszemu Sercu Jezusa. Jemu ofiarowała wszystko, co
posiadała, a zwłaszcza cierpienia wewnętrzne i udręki fizyczne. Wszystko dla miłości Chrystusa! Jako – przez wiele lat –
przełożona generalna Zgromadzenia Sióstr Posługujących
Ubogim III Zakonu św. Franciszka – albertynek, nieustannie dawała swoim siostrom przykład tej miłości, która wypływała ze zjednoczenia ludzkiego serca z Najświętszym Sercem Zbawiciela. To Serce było jej umocnieniem w heroicznej posłudze najbardziej potrzebującym.
2. Modlitwy i myśli bł. Siostry Bernardyny
Modlitwy
Uwielbiam Cię o Boże, w szumie wiatru, w mgłach ciemnych porannych i w zapadającym zmroku. Uwielbiam Cię
po czasy dni naszych i dni Twoich. Uwielbiam i błogosławię
wśród utrapień dnia każdego i każdej godziny. Bądź uwielbion Wielki, Nieskończony i Niepojęty. Uwielbiam i błogosławię Cię, kocham i oddaję się Tobie o Ty, Najświętszy!
którego nie znam i nie pojmuję.
*
O Jezu! daj nam pić, daj nam łaski, daj miłość, daj nam
oglądać Ciebie, o Królu Chwały, Więźniu miłości, daj nam
miłość, kiedyś dał serce i życie. O wieczności, któż Cię pojmie. O Boże, o Wszechmocny, Niepojęty!
*
Niech Cię, o Boże, uwielbiają dzieła rąk Twoich w niebie, na ziemi, [...] i wszędzie, gdzie pełni się Twa wola –
a pełni się wszędzie.
*
Jezu, żyjący na prawicy Ojca i w duszach naszych, rozpal
w mojej duszy ogień Twej miłości i głód Twej chwały. Daj
mi pracować bez odpoczynku, daj mi oglądać Twe upodobania i chwałę wielką we wszystkich Swych dziełach.
*
Jezu niech nie żyję dla siebie – rozlej mą duszę na wszystkie doliny nędzy ludzkiej. Napełnij ją swoją dobrocią i miłosierdziem i daj mi łaskę, abym Twą dobrocią i miłosierdziem,
zastąpiła Cię tu, na tej łez dolinie, czyniąc wszystkim dobrze.
*
O mój słodki Panie Jezu, proszę Cię, zachowaj mnie od
pychy, bo się jej boję straszliwie i od wszystkich grzechów,
daj raczej śmierć, niżbym Cię kiedykolwiek obrazić miała
[...]. Ufam Bogu mojemu, że mi upaść nie da i tam mnie
doprowadzi, gdzie przeznaczył. Niech na wieki będzie błogosławiony. Amen.
*
O Jezu mój najsłodszy, Zbawicielu dobry, wejrzyj z wysokości niebios na biedną służebnicę Twoją. Ty jeden jedyny
znasz pragnienia mego serca i żądzę mej głodnej duszy, która Cię pragnie kochać i posiadać tu, na tej łez dolinie, i na
wieczność całą.
*
Tyś Królem mej duszy, a mój cel jedyny podobać Ci się
i być Twą palącą się ofiarą.
*
Dopuść Panie wszystko, zabierz wszystko, a daj mi żyć
z Tobą.
*
O Maryjo, Matko moja i Orędowniczko grzeszników,
Tobie się oddaję najnędzniejsza ze wszystkich istot stworzonych, Tobie ufam, że mi upaść nie dopuścisz nigdy.
*
O Matko, napełnij mą duszę Bogiem, Jego najświętszą
obecnością a sumienie moje czystością najzupełniejszą. Moje
myśli, słowa, uczynki, niech będą Twą służbą.
*
Pośredniczko nasza przed Bogiem, żywa Krynico rozlewająca strumienie łask, o Maryjo, módl się za nami.
*
O, Matko! ziemia i niebo są na Twych usługach, ja Twoje
dziecię, strzeż mnie, bym mogła żyć jak roślinka cicha, spokojna, bez szamotania, pracy i wysiłków, przyjmować promienie słońca, krople rosy, deszczu, dać się poruszać wietrzykowi i wspinać się do szczytów Bożych.
*
O Maryjo, Matko moja. Ty wiesz żem Twe dziecię, że
Cię kocham i bez Ciebie żyć nie umiem. O Matko ma, Matko najdroższa, najlepsza, najukochańsza – ratuj, pocieszaj,
wspomagaj, nie daj mi upaść nigdy. Ty wiesz, o Matko moja,
ile ja cierpieć i męczyć się muszę, nie opuszczaj mnie.
*
Tyś taka słodka, taka kochająca, taka łaskawa, piękna,
czysta i niepokalana – błagam Cię Matuchno przez Twe
cnoty, miłość i boleść, daj mi żyć dla Jezusa i dla Ciebie
wyłącznie.
*
Matko, ach Matko moja, Tyś moją nadzieją, ufnością
i przystanią wśród bólów i łez. Matko, czy Ty mnie kochasz?
Czy Ty się mną nie brzydzisz? Czy mi dasz łaskę, że będę Ci
wierną i będę życie całe, jak psina czuwała na Twoje rozkazy i wyprzedzać będę Twą wolę.
Wybrane myśli
Bóg w pięknie natury
Śliczna przyroda, wszędzie widzę Boga; obecność Jego
napełnia świat, ślady Jego stóp widzę w przestrzeni powietrza, gdzie stąpił tam pozostawił byt i piękności cuda. Jego
Boska wszechmoc i piękność napełniają ziemię.
O stworzenia, czemuż Bogiem najświętszym i najpiękniejszym nie zajmujecie się zupełnie?
*
Niech każdy wschód słońca i zachód opowiada Twą wielkość, pyłki latające w świetle niech Cię uwielbiają, a pełniąc Twą wolę niech wyśpiewują pieśń chwały Twej. Wody
płynące, ruchami mruczące, oddają Ci cześć, a spiesząc się
pełnią Twe rozkazy – ach, wpadają, wpadają do swej przystani, do swych głębin, wielbią Cię i odpoczywają.
*
O, jak pięknym jest Pan Bóg nasz w dniu słonecznym;
o jak ślicznym w piękności błękitnego nieba; o, jak cudownym w powiewie wiatru; jak potężnym w szumie płynącego
8
strumyka; o jak wielkim jest Bóg w dziełach swoich widomych i niewidomych.
*
Lubię też bardzo uwielbiać Boga we wszystkich stworzeniach i w całej przyrodzie. A pola, łąki, lasy, wody, drzewa,
kwiaty, góry, błonia, chmury, niebo jasne, rosa ranna, o jak
to działa na mnie.
Eucharystia
Moja miłość Jezus i On sam na zawsze. O jak moja dusza
rwie się do Niego, ach, do Niego, tam gdzie zamknięty, uwięziony, gdzie sam pozostaje dnie i noce całe i zawsze czeka.
*
Jezus – Hostia Najświętsza. Ileż tam szczęścia dla mnie!
Ach, żebym tam mogła zostać u stóp Jego wieki całe! Chciałabym zostać z Panem tu, na tej łez dolinie do Dnia Sądnego – zostać u stóp ołtarza, kochać Go, nie zostawiać samotnego, wynagradzać Mu i żyć Jego życiem.
*
Kochać Go za tych, którzy Go nie kochają. Chciałabym
Mu wynagrodzić zniewagi zadawane.
*
Cisza nocna. Bóg blisko – stworzenia uśpione wypoczywają. Ach, kocham dobrego Boga, miłość Jego porywa mnie i unosi, pragnęłabym pozostać wiecznie w Jego
obecności, widzę moją nędzę, grzechy, niewierności, ufam,
że Bóg mi daruje – serce pełne tego, co dobre, pragnę na
zawsze być przy Bogu.
*
Spieszcie więc do Jezusa w Przenajświętszym Sakramencie, a tam znajdziecie wszystko.
*
Wiecznie klęczeć przed tronem, adorować, uwielbiać
Boga, to moje zadanie na tej ziemi, tego pragnę od zarania
dni moich.
*
Jezus zamknięty i Matka Najświętsza pełno mają uczuć
i dziecięcego zaufania w mej duszy. Chciałabym aby listki,
trawki, piasek, wody, drzewa i wszystko, co posiada ziemia,
wychwalały Więźnia Miłości i Jego Matkę. Ogromnie chcę
coś uczynić dla nich. Chciałabym, żeby moje uczucia i myśli
żyły i wielbiły Ich po wszystkie czasy dni naszych.
*
I dnie, noce i miliony godzin upływa, a Bóg nasz Sam.
Milczy, chce dawać skarby, a nikt nie bierze. Jego Boskie
Serce pali się i pragnie ogień rzucić na nasze dusze, a my się
usuwamy.
*
Lubię zostawać sama przed ołtarzem, tam mi dobrze.
*
Jezus u nas w Tabernakulum czeka cichutko i nadsłuchuje, czy ktoś nie biegnie, by oddać Mu cześć i podziękować za to, że tu mieszka, że się nam oddał.
Zjednoczenie z Bogiem
Bóg chce, żebym cała należała do Niego; Bóg chce, żebym
wszystko dla Niego robiła; Bóg chce, żebym Nim samym
była zajęta; Bóg chce, żebym pełniła Jego upodobanie; Bóg
chce, żebym cierpiała dla Niego; Bóg chce, żebym do Niego
w życiu i w wieczności całkiem należała. Amen.
*
Bóg i Bóg i sam Bóg. Na zawsze Bóg. Całe godziny bym
siedziała tym jednym „Bóg” zajęta i ciągle bym o tym myślała. Bóg – i to mi wystarczy do szczęścia.
*
Kochać Boga, być ciągle Nim zajętą to cel mojego życia.
Bez Boga i pozostawania w Jego obecności nie mogę żyć,
męczę się jak ryba bez wody.
*
O stworzenia, czemuż Bogiem najświętszym i najpiękniejszym nie zajmujecie się zupełnie? Czemuż widzicie
jeszcze coś poza Bogiem, kiedy On napełnia wszystko?
*
Miłować nie mogę Stwórcę za dary, jak piszą, lecz kocham Go że jest Bogiem, że jest życiem, że jest wszystkim,
kocham Go dla Niego samego.
*
Jezus jest dla mnie wszystkim – dla Niego żyję – dla Niego umrę.
*
Boga mi brak, nie rozumiem życia, ani szczęścia, tylko
w Bogu.
*
Czuję Boga, że otacza świat; czuję, że każda rzecz jest
pełna Boga, kocham Go, zostaję z Nim.
*
Ciągle być zajętą Panem Bogiem, żeby modlitwa a czas
poza nią nie miał żadnej różnicy.
*
Wyłącznie żyć dla Boga, dla Jego chwały i upodobania,
zapłaty żadnej nie pragnąc. Boga tylko szukać we wszystkim. Jego kochać i uświęcać się malutkimi, codziennymi
cnotami.
Matka Boża
A Matka Najświętsza niech znajduje tyle miłości i ufności u nas, ile dusza nasza pomieścić może jej.
*
A Matka Najświętsza! Ani słowa mówić, ani modlić się,
gdzie Jej nie ma. Strasznie Ją kocham.
*
Wołajcie do Matki Najświętszej, do tej Ucieczki grzeszników, do osłody życia, smutku, trosk i bólów. Pamiętajcie,
że niebo was nie minie, jeżeli stale modlić się i prosić będziecie o opiekę Maryi, choćby najkrótszą modlitwą.
Miłość cierpienia i ofiary
Krzyż i Męka Zbawiciela ma być środowiskiem, przy którym się skupiać mamy, wielbiąc Chrystusa Pana wzgardzonego i wyniszczonego dla nas. Starajmy się odpłacić Mu choć
w cząsteczce za Jego miłość i Mękę.
*
Chcę i pragnę cierpieć, bo Bóg mój cierpiał. Chcę cierpieć, bo mi się zdaje, że to się Bogu podoba. Chcę cierpieć,
żeby wynagrodzić krzywdy.
*
9
Miłość, cierpienie, ofiara, oddać się Panu Bogu na wszystko, ufać Mu bez granic, być ukrytą i zapomnianą iść za Jezusem od Jego Żłóbka aż do Krzyża.
Jego prace, cierpienia, łzy, niech nas uświęcą abyśmy
przeszły przez ten świat czyniąc wszystkim dobrze i cierpiąc.
*
Nędzniątko chce zostać z Nim, palić się i wyniszczać,
i chcę się zgubić w Bogu, tak mi się spieszy do tego.
*
Chcę życie swoje oddać Mu, niech się wypala w cierpieniach i pracach choć nędznych, jak świeca.
*
Lubię cierpieć za drugich, siostrom dobrze czynić, chorym, smutnym.
Przebaczać ogromnie lubię – krzywdy i potwarze darowywać.
Ogromnie czynić dobrze lubię tym, co mnie krzywdzą.
*
... nawet bym nie chciała dla jakiej nagrody pracować
i cierpieć, tylko dla Ciebie Najświętszy! Dla Ciebie Samego
na zawsze trudy, cierpienia ponosić pragnę, choćby to trwało wieki całe!
Dobroć i miłość bliźniego, miłosierdzie
Dopełniajmy pracy Jezusa, Jego trudów, cierpień, miłości, cichości i boskich łez, a szczególniej Jego miłosierdzia
nad nędzami duszy i ciała bliźnich naszych. Cierpienie i trud
ustaje a miłosierdzie idzie dalej. „Jezus przeszedł przez świat
wszystkim czyniąc dobrze”. Ach, jaka to słodycz napełnia
mą duszę, kiedy przypominają mi się te słowa wypowiedziane o Chrystusie.
*
Chciałabym zadość czynić każdej prośbie, otrzeć każdą
łzę, pocieszyć słówkiem każdą zbolałą duszę, być dobrą zawsze dla wszystkich, a najlepszą dla najnieszczęśliwszych.
Ból bliźnich moich, jest mym.
*
Z wiązką doskonałości, czyli jakby opaską wszystkich
cnót, jest miłość bliźniego. Dobry Pan Bóg wszystko w naturze tak ustanowił, że jak się co razem zbierze, to się musi
związać. Wszystko musimy wiązać, chcąc mieć z czegoś pożytek: kłosy, drzewa, kwiaty i w ogóle, co się chce utrzymać
w całości, to trzeba związać, a czym opaska silniejsza, tym
pewniejsze utrzymanie rzeczy. Tak miłość bliźniego [działa], jeżeli jej nie będzie w duszy, to rozlecą się cnoty zebrane; to na cóż się przyda miłosierdzie, praca, posłuszeństwo
itd., jeżeli miłości nie ma. Pan Bóg dał nam dużo sposobności do miłości bliźniego, nie opuszczajmy zatem ani okruszynki.
3. Modlitwy do bł. Siostry Bernardyny
Nowenna za przyczyną bł. Siostry Bernardyny
Panie Jezu Chryste, któryś raczył ukształtować serce błogosławionej Siostry Bernardyny na wzór Twego Boskiego
Serca, pełnego miłości i dobroci, i dałeś jej wielką wrażliwość na ludzkie potrzeby, głód i cierpienia, za jej wstawien-
nictwem udziel mi łaski................., o którą w tej nowennie
pokornie Cię proszę.
Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu.
Błogosławiona Siostro Bernardyno,
– módl się za nami.
Nowenna do bł. Siostry Bernardyny
(przed uroczystością 13-21 września)
Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu,
– Panie, pospiesz ku ratunkowi memu.
Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu,
– jak była na początku, teraz i zawsze,
i na wieki wieków. Amen.
Dzień pierwszy
(13 września)
Ojcze, strzeż Kościoła Chrystusowego dla Twego świętego
Imienia. Ocal Kościół i wiarę świętą i zmiłuj się nad nami i zbaw
nas. (bł. S. Bernardyna)
Błogosławiona Siostro Bernardyno, wierna córko Kościoła świętego, Twojemu wstawiennictwu polecamy Ojca Świętego, biskupów, kapłanów oraz osoby konsekrowane. Wypraszaj im światło Ducha Świętego i gorliwość apostolską.
Módl się o liczne i święte powołania kapłańskie, zakonne
i misyjne, a Kościołowi upraszaj wolność w szerzeniu Królestwa Bożego na całym świecie.
Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu.
Módl się za nami bł. Siostro Bernardyno,
– abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych.
Módlmy się:
Wszechmogący i miłosierny Boże, Ty sprawiłeś, że życie
błogosławionej Bernardyny, dziewicy, obfitowało w dobre
uczynki. Pozwól, za jej wstawiennictwem, abyśmy modlitwą
i posługiwaniem wobec braci mogli wytrwale Tobie służyć.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Wstęp i zakończenie odmawia się w każdym dniu nowenny.
Dzień drugi
(14 września)
Jezus – Hostia Najświętsza. Ileż tam szczęścia dla mnie! Ach,
żebym tak mogła zostać u stóp Jego wieki całe! Spieszcie do Pana
Jezusa w Przenajświętszym Sakramencie, a tam znajdziecie
wszystko (bł. S. Bernardyna).
Błogosławiona Siostro Bernardyno, któraś z najgłębszą
czcią i miłością adorowała Pana Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie, nie szczędząc nocnych godzin na przebywanie u Jego stóp; spraw, by serca nasze płonęły miłością
do Jezusa i duchem wynagrodzenia. Daj, byśmy z Eucharystii czerpali moc i siłę do ofiarnej służby naszym bliźnim.
Dzień trzeci
(15 września)
Chwały Panu Bogu przyczyniamy przez każdy dobry uczynek, słowo, myśl, pragnienie, modlitwę, cierpliwość, usługę bliźnim (bł. S. Bernardyna).
Błogosławiona Siostro Bernardyno, Twojemu wstawiennictwu polecamy naszą Ojczyznę i cały Naród, by trwał
10
w wierności Bogu i Kościołowi świętemu. Upraszaj trwałość
i świętość polskich rodzin.
Módl się za młodzież i dzieci, by wzrastały w łasce u Boga
i ludzi, a nie ulegały złym wpływom i zgorszeniu.
Dzień czwarty
(16 września)
Śliczna przyroda, wszędzie widzę Boga: obecność Jego napełnia świat, ślady Jego stóp widzę w przestrzeni powietrza; gdzie
zstąpił tam pozostawił byt i piękności cuda. Jego Boska Wszechmoc i Piękność napełniają ziemię (bł. S. Bernardyna).
Błogosławiona Siostro Bernardyno, która dostrzegałaś
Boga w pięknie natury i kontemplowałaś Jego Wszechmoc
i Mądrość, spraw, byśmy dziękując Bogu za dar życia, szanowali piękno otaczającej nas przyrody i wraz z nią wielbili
Boga Stwórcę Wszechświata.
Dzień piąty
(17 września)
Jeżeli ufność nasza będzie wielka, wiele otrzymamy od Pana
Boga. Ufajmy bezgranicznie Bogu, a otrzymamy wszystko, co
dla nas najlepsze (bł. S. Bernardyna).
Błogosławiona Siostro Bernardyno, przez Twoją bezgraniczną ufność i zawierzenie Bożej Opatrzności, która
z Ojcowską dobrocią troszczy się o najmniejsze stworzenie
na ziemi, ucz nas powierzania Bogu trudnych spraw codziennego życia. Uproś nam wolność serca od wszelkich przywiązań, byśmy umieli mądrze posługiwać się dobrami doczesnymi dla własnego uświęcenia i szerzenia Królestwa Bożego.
Dzień szósty
(18 września)
Chciałabym zadośćczynić każdej prośbie, otrzeć każdą łzę,
pocieszyć słówkiem każdą zbolałą duszę, być dobrą zawsze dla
wszystkich, a najlepszą dla najnieszczęśliwszych. Ból bliźnich
moich jest mym (bł. S. Bernardyna).
Błogosławiona Siostro Bernardyno, która miałaś serce
szeroko otwarte na każdą ludzką biedę, głód, cierpienie
i krzywdę, a za przykładem św. Brata Alberta chciałaś ciągle
dawać i dawać, dzieląc z biednymi trudne warunki życia,
ubóstwo i niewygody; daj, byśmy umieli tak jak Ty otwierać
się na potrzeby bliźnich, zwłaszcza najbardziej opuszczonych,
i służyli im jak samemu Chrystusowi.
Dzień siódmy
(19 września)
Wiecznie klęczeć przed Tronem, adorować, uwielbiać Boga,
to moje zadanie na ziemi, tego pragnę od zarania dni moich.
Bądź uwielbion Wielki, Nieskończony i Niepojęty! Uwielbiam
i błogosławię Cię, kocham i oddaję się Tobie (bł. S. Bernardyna).
Błogosławiona Siostro Bernardyno, Ty, która z miłością
trwałaś w kontemplacji Oblicza Pana Jezusa i dla której Bóg
był jedynym celem życia i najwyższą wartością, uproś nam
łaskę dobrej modlitwy, byśmy z pokorą i ufnością dziecka
zwracali się do Boga jako najlepszego Ojca, prosząc o łaskę
radosnego wypełniania Jego najświętszej woli.
Dzień ósmy
(20 września)
Miłość, cierpienie, ofiara, oddać się Panu Bogu na wszystko,
ufać Jemu bez granic, być ukrytą i zapomnianą iść za Jezusem
od Jego Żłóbka aż do Krzyża (bł. S. Bernardyna).
Błogosławiona Siostro Bernardyno, któraś swoje cierpienia łączyła ze zbawczą męką Chrystusa, Twojemu wstawiennictwu polecamy ludzi chorych, kalekich, załamanych duchowo i wszystkich, którzy cierpią; uproś im zdrowie i męstwo do dźwigania codziennego krzyża. Nam zaś wyjednaj
łaskę mężnego znoszenia wszystkich cierpień w duchu wynagrodzenia Bogu za grzechy nasze i całego świata.
Dzień dziewiąty
(21 września)
Matka Najświętsza niech znajdzie tyle miłości i ufności w nas,
ile dusza nasza może jej pomieścić (bł. S. Bernardyna).
Błogosławiona Siostro Bernardyno, od najmłodszych lat
oddana, całkowicie i bez reszty Maryi, jako najlepszej Matce i Orędowniczce, uproś nam łaskę, byśmy za Twym przykładem czcili i miłowali Maryję i by Maryja była nam nieustanną pomocą i przewodniczką w pielgrzymce do domu
Ojca.
Wezwania litanijne do bł. Siostry Bernardyny
Błogosławiona Siostro Bernardyno:
Wierna naśladowczym św. Brata Alberta,
módl się za nami.
Pochodząca z głęboko katolickiej rodziny,
Rozmiłowana w pięknie przyrody,
Odnajdująca ślady Boga w całym stworzeniu,
Od najmłodszych lat oddana Maryi jako swej Patronce
i Matce,
Obdarzona przez Boga darem modlitwy, sięgającej
kontemplacji,
Powołana przez Boga do życia zakonnego,
W osiemnastym roku życia wstępująca do tworzącego się
Zgromadzenia Sióstr Albertynek,
Gorliwa uczennico św. Brata Alberta,
Przez podpisanie aktu heroicznego oddania się Bogu, stająca się całopalną ofiarą Miłości,
Rozmiłowana w duchu ewangelicznego ubóstwa,
Ufająca bezgranicznie we wszystkim Bożej Opatrzności,
Długie godziny trwająca przed Jezusem Eucharystycznym,
Swą niezwykłą dobrocią serca przyciągająca bliźnich do Boga,
We wszystkich sprawach zjednoczona z najświętszą, wolą
Boga,
Roztropna i dobra Matko, której Brat Albert powierzył kierownictwo nad młodym Zgromadzeniem Sióstr Albertynek,
W modlitwie i w Eucharystii czerpiąca moc ducha i siły do
służby Chrystusowi Panu w najuboższych i opuszczonych
bliźnich,
Zatroskana o podniesienie poziomu życia moralnego swych
podopiecznych,
Najczulsza Matko ubogich, której dewizą było: „dawać
i wiecznie dawać”,
11
W cierpieniach i doświadczeniach jednocząca się z Chrystusem Ukrzyżowanym,
W pustelni na Kalatówkach kontemplująca Oblicze cierpiącego Zbawiciela,
Wierna spadkobierczyni i kontynuatorko charyzmatu św.
Brata Alberta,
Pokorna służebnico „Kościoła Ubogich”,
Współzałożycielko Zgromadzenia Sióstr Albertynek Posługujących Ubogim,
Długoletnia wychowawczyni albertyńskich pokoleń,
Ty, której testamentem były słowa: „Czyńcie dobrze wszystkim”,
Beatyfikowana jako przykład miłosierdzia chrześcijańskiego,
Pośredniczko u Boga we wszystkich potrzebach duszy i ciała,
Orędowniczko biednych, ubogich i opuszczonych,
Wypraszająca u Boga dar macierzyństwa i szczególną opiekę dla matek,
Błogosławiona Siostro Bemardyno, uproś nam:
dar modlitwy żywej i gorącej, uproś nam u Boga;
głęboką miłość Eucharystii,
ufne zawierzenie Bożej Opatrzności,
odkrywanie Oblicza Chrystusa w cierpiących,
dobroć serca względem wszystkich ludzi,
ducha zaparcia i wyrzeczenia,
cierpliwość i męstwo w przeciwnościach,
wiarę w zwycięstwo dobra nad złem.
Módlmy się:
Wszechmogący i miłosierny Boże, Ty sprawiłeś, że życie
błogosławionej Bernardyny obfitowało w dobre uczynki,
pozwól za Jej wstawiennictwem, abyśmy modlitwą i posługiwaniem wobec braci, mogli wytrwale Tobie służyć. Przez
Chrystusa, Pana naszego.
Modlitwy w różnych potrzebach za przyczyną
bł. Siostry Bernardyny
Za ubogich, chorych i cierpiących
Boże, Ojcze miłosierdzia, przez wstawiennictwo Twej służebnicy bł. Siostry Bernardyny, która w całym swym życiu
naśladowała Twego Syna Jezusa Chrystusa czyniącego
wszystkim dobrze, polecamy Ci wszystkich biednych, dotkniętych klęską głodu, bezdomnych i bezrobotnych, chorych, oraz cierpiących fizycznie i duchowo. Niech w krzyżu
Syna Twojego i w Jego Zmartwychwstaniu czerpią moc, siłę
i nadzieję przetrwania. Amen.
Za małżonków o dar potomstwa
Boże nasz Ojcze i Panie, który stwarzając pierwszych ludzi, błogosławiłeś im, mówiąc: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie
się” (Rdz 1, 28), pokornie Cię prosimy przez wstawiennictwo bł. Siostry Bernardyny Jabłońskiej, która swą dobrocią
przychodziła z pomocą ludziom we wszelkich potrzebach
duszy i ciała, a w sposób szczególny dopomaga dziś matkom
pragnącym potomstwa: Spraw, by mogli cieszyć się owocem
swego małżeństwa, jakim jest poczęte dziecko i wychować
je dla Twej chwały w duchu wskazań Kościoła świętego.
Amen.
Bł. Siostro Bernardyno, uproś nam tę łaskę. Ojcze nasz,
Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu.
O uproszenie łaski powołania zakonnego
Bł. Siostro Bernardyno, która zachęcona przykładem św.
Brata Alberta, poświęciłaś swą młodość i całe życie służbie
Bogu i najuboższym bliźnim, uproś mi łaskę, abym poznawszy wolę Bożą, odważnie poszła za głosem powołania oddając się na służbę Chrystusowi w najbardziej potrzebujących
i opuszczonych bliźnich, ufając w Jego zapewnienie, że
„Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych – Mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Amen.
4. Rozważania i modlitwy
(opracowane na podstawie tekstów bł. Siostry Bernardyny)
Rozważania tajemnic różańca
Na początku Różańca, względnie jednej cząstki:
Znak krzyża Św., Wierzę w Boga, Ojcze nasz,
3 Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu.
Następnie przy każdej tajemnicy:
Ojcze nasz, 10 Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu.
Część I. Tajemnice radosne
Tajemnica 1. Zwiastowanie Najśw. Maryi Pannie
Maryja zlękła się, słysząc pozdrowienie Anioła i zdumiewającą zapowiedź narodzin Jezusa. Ale uwierzyła Bogu
i przyjęła Dar otwartym sercem.
Bł. Bernardyna postanawiała sobie: „Wszystko przyjmować z rąk Bożych spokojnie i z największą chęcią, dlatego, że to Bóg daje”.
Jak postępuję w sytuacjach, które mnie zaskakują? Czy
ufam Bogu?
Tajemnica II. Nawiedzenie św. Elżbiety
Matka Najświętsza rozmawia ze św. Elżbietą o wielkich
sprawach Bożych. Człowiek pragnie dzielić radość serca z
kimś, kto go zrozumie.
Bł. Bernardyna cieszyła się, idąc do Zgromadzenia, że
będzie mogła rozmawiać o Bogu: „Miłość Boża to cel naszego życia i dążeń naszych, to pokarm naszych dusz. O! jak
jesteśmy szczęśliwe, że mamy ciągłą swobodę i możemy wznosić się ku Panu Bogu; możemy swobodnie mówić o Nim
wspólnie; nie musimy się krępować. Myśli, słowa, dążności,
zapatrywania głośno płyną ku Bogu, bo wszyscy tam dążymy”.
O czym najchętniej rozmawiam?
Tajemnica III. Narodzenie Pana Jezusa w stajence betlejemskiej
Jezus stał się człowiekiem, posłuszny woli Ojca. Bł. Bernardyna często kontemplowała Jezusowe posłuszeństwo:
„Uleciał w łono Dziewicy Maryi i mieszkał w ciasnym schronieniu, naśladując nas, a potem ile łez, ile bólu, pracy, poruszeń, to wszystko miłość i posłuszeństwo Swemu Ojcu
Niebieskiemu. Stajenka, żłóbek, Egipt, życie ukryte, nauki,
12
modlitwa, praca, wypoczynek – a potem męka, krzyż –
wszystko to wola Ojca Niebieskiego; Jezus słuchał.
Ogromnie lubię spoglądać na Jezusa, jak biegł malutki
i swoją najświętszą nóżkę postawił na sianku. To cud posłuszeństwa”.
Czy szukam woli Pana Boga? Czy jestem jej posłuszny?
dlić się, gdzie Jej nie ma”. Błogosławiona modli się z prostotą dziecka, przedstawia Jej swoje troski – „Matko, ach
Matko moja, Tyś moją nadzieją, ufnością i przystanią wśród
bólów i łez”.
Jak się modlę do Matki Bożej? Czy pamiętam o Jej poleceniu: Zróbcie wszystko, cokolwiek Jezus wam powie?
Tajemnica IV. Ofiarowanie Dzieciątka Jezus w świątyni
Matka Najświętsza pamiętała, że Jezus nie jest Jej „własnością”. Ofiarowując Dzieciątko w świątyni wyznawała
publicznie, że należy Ono do Boga.
Bł. Bernardyna stale ćwiczyła tę zdolność, by przyjmować
wszystko od Boga jako dar, i z wdzięcznością zwracać się do
Dawcy daru. Postanawiała sobie mocno: „Co dostanę od
Boga, czy dar wielki czy mały, dziękować Mu, przyjmować
z chęcią, nie tęsknić za czym innym – ale się wznosić zawsze
ponad wszystkie dary do Dawcy ich, Boga.
Jak okazuję wdzięczność Panu Bogu?
Tajemnica III. Jezus głosi nadejście Królestwa i wzywa
do pokuty
Jezus wędrował z uczniami, głosząc nadejście Królestwa.
To nie było łatwe. Całe życie Jezus pracował i trudził się jak
każdy prosty człowiek, który zarabia na swe utrzymanie.
Teraz mówi o potrzebie nawrócenia, opowiada o dobroci
swego Ojca, lituje się nad głodnymi, uzdrawia chorych, spieszy do umierających.
Bł. Bernardyna pragnie korzystać z dobrodziejstwa, jakim było całe ziemskie życie Jezusa. Pisze: „Jego prace, cierpienia, łzy, niech nas uświęcą, abyśmy przeszły przez ten świat
czyniąc wszystkim dobrze i cierpiąc”.
Także pośród codziennych kłopotów, w trudzie pracy czy
w cierpieniu, mam czynić wszystkim dobrze – jak Jezus.
Tajemnica V. Znalezienie Pana Jezusa w świątyni
Maryja zgubiła Jezusa, a raczej szukała Go nie tam, gdzie
On był. Jeszcze nie w pełni rozumiała, że Jej Dziecko musi
być „w sprawach Ojca”. Nigdy jednak nie zgubiła Go przez
grzech.
Święci boją się grzechu, boją się utraty Jezusa bardziej
niż czegokolwiek innego. Bł. Bernardyna prosiła gorąco:
„Mój słodki Panie Jezu, proszę Cię, zachowaj mnie od pychy, bo się jej boję straszliwie i od wszystkich grzechów, daj
raczej śmierć, niżbym Cię kiedykolwiek obrazić miała”.
Poproszę Jezusa: „Nie daj mi nigdy odłączyć się od Ciebie”.
Część II. Tajemnice światła
Tajemnica I. Chrzest Pana Jezusa w Jordanie
Pan Jezus w swej pokorze przyjął chrzest, wstąpił w wody
Jordanu, w których zanurzali się ludzie szukający nawrócenia. Wychodząc z rzeki usłyszał zapewnienie Ojca, że jest
Jego umiłowanym Synem.
„Bóg pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaskę daje”
(Jk 4, 6; IP 5, 5). S. Bernardyna notuje: „Ogromnie się czuję upokorzoną i widzę, że Bóg i tylko sam Bóg działa we
mnie. O, jakżeż ja Go kocham; Chwilami świętość Jego napełnia świat cały, ja to poznaję. Jak mi mój słodki Stwórca
chce łask udzielić, to najpierw daje mi żal za grzechy i chęć
żeby być dobrą, upokarza, zalewa duszę i daje jej poznanie,
że On sam nią włada”.
Czy potrafię wykorzystać do dobrego drobne upokorzenia,
które mnie spotykają? Czy potrafię je wykorzystać do tego,
by być bliżej Boga?
Tajemnica II. Pan Jezus objawia się uczniom na weselu
w Kanie
Nowożeńcy stanęli bezradni, w tej chwili nic już nie mogli
zrobić, by zapobiec upokarzającemu brakowi weselnego wina.
Maryja dostrzega ich zatroskanie, i spieszy do Jezusa. On
jeden może pomóc.
Siostra Bernardyna często uciekała się do pośrednictwa
Maryi. „A Matka Najświętsza! Ani słowa mówić, ani mo-
Tajemnica IV. Przemienienie na górze Tabor
Chwile „Taboru”, gdy Pan Bóg pozwala dojrzeć coś ze
swego piękna... W notatkach Siostry Bernardyny znajdujemy ślady takich chwil: „Umysł biegnie i zwraca się gdzieś,
ku czemuś nieznanemu i niepojętemu i zalewa mnie obecność Boska, wielka, wszechmocna, obejmująca wszystko i taka wielka i straszna i słodka, i tak się powiększająca, że zaczyna się w niej gubić wszystko. [...] Drżę cała i kocham,
i kocham bardzo a bardzo, a Bóg napełnia wszystko, i ja to
widzę, jest wielkim i pięknym i tylko Sam i na zawsze”.
Podziękuję za wszystkie chwile dobrej modlitwy, podziękuję za wszystkie chwile mojego życia, w których Pan
Bóg dał mi odczuć dotknięcie swej Łaski.
Tajemnica V. Ustanowienie Eucharystii
Pan Jezus ustanawiając Eucharystię „pozostał z nami, aż
do skończenia świata”. Bł. Bernardyna ceni dar tak bliskiej
obecności Jezusa, i zachęca: „Pana Jezusa ukrytego w Przenajświętszym Sakramencie Ołtarza pod przymiotami chleba często nawiedzajmy, oddając Mu cześć szczególniejszą.
Ten Boski Żebrak pozostał z nami, uwięziony w tak ciasnym
i ciemnym mieszkaniu i ciągle woła, czeka i prosi, spragniony naszej miłości. Został, zdaje się dlatego, aby nas pobudzić, zachęcić do wdzięczności za swoją mękę i śmierć. Siedzi biedny Pan Jezus sam. Są przy Nim Aniołowie, ale On
nie dla nich tu został. On został dla biednych”.
Jak korzystam z daru Eucharystii?
Część III. Tajemnice bolesne
Tajemnica I. Modlitwa Pana Jezusa w Ogrójcu
Pan Jezus w Ogrójcu poznawał, że Ojciec oczekuje od
Niego czegoś bardzo trudnego, przerażającego, wymagającego całkowitej ofiary z siebie. Przyjaźń z Bogiem nie
znosi kompromisów. Bł. Bernardyna notuje: „Bóg chce,
żebym cała należała do Niego; Bóg chce, żebym wszystko
dla Niego robiła; Bóg chce, żebym Nim samym była zajęta;
13
Bóg chce, żebym pełniła Jego upodobanie; Bóg chce, żebym
cierpiała dla Niego; Bóg chce, żebym do Niego w życiu
i w wieczności całkiem należała”. I kończy słowem zastępującym podpis: „Amen”. To znaczy: tak chcę, niech się tak
stanie.
Całkowita zgoda nie przychodzi łatwo. „Bojowanie” może
trwać długo. Ważne, by nie było zgody na zło, na odejście
od Bożej woli. Ważne, by dojrzewać do Jezusowego: „...lecz
nie według mojej, ale Twojej woli niech się stanie”.
Tajemnica II. Biczowanie Pana Jezusa
Prorok Izajasz przepowiedział cierpienie Jezusa: „Spadła
Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze
zdrowie” (Iz 53, 5).
Bł. Bernardyna naśladowała Jezusa, ofiarowując cierpienie w intencji innych osób i czyniąc dobrze tym, którzy wobec niej zawinili. Pisała: „Lubię bezinteresowność tak dla
Boga, jak dla ludzi. Wiem, żem od Boga to wszystko darmo
otrzymała. Lubię cierpieć za drugich, siostrom dobrze czynić, chorym, smutnym. Przebaczać ogromnie lubię – krzywdy i potwarze darowywać. Ogromnie czynić dobrze lubię tym,
co mnie krzywdzą”.
Jak postępuję wobec moich winowajców?
Tajemnica III. Cierniem ukoronowanie Pana Jezusa
Pan Jezus w koronie z ciernia, wyśmiany i oplwany, poraniony, bity. Dla bł. Bernardyny Jezus był prawdziwym Królem, a Jego zbawcze cierpienie budziło wdzięczność, aż do
całkowitego daru z siebie:
„Tyś Królem mej duszy, a mój cel jedyny podobać Ci się
i być Twą palącą się ofiarą”.
Czy pozwalam Jezusowi królować w mym sercu?
Tajemnica IV. Niesienie krzyża na Górę Kalwarii
Pan Jezus nakazywał uczniom naśladować Go w dźwiganiu krzyża. Bł. Bernardyna gorąco pragnęła czynić to nie
połowicznie, ale z całym ewangelicznym radykalizmem:
„Miłość, cierpienie, ofiara, oddać się Panu Bogu na
wszystko, ufać Mu bez granic, być ukrytą i zapomnianą, iść
za Jezusem od Jego Żłóbka aż do Krzyża”.
Co jest dziś moim krzyżem? Czy jestem gotowy przyjąć
go i nieść, by iść śladami Jezusa?
Tajemnica V. Ukrzyżowanie i śmierć Pana Jezusa
„Zgładź moje nieprawości, Któryś oddał mi Swą Najświętszą Krew i życie”, modliła się bł. Bernardyna. Jezus
umiera na krzyżu – za nas! Jezus ukochał nas „aż do końca”,
a święci pragną odpowiedzieć Mu podobną miłością. Błogosławiona podpisuje akt oddania, ułożony dla niej przez św.
Brata Alberta:
„Oddaję Panu Jezusowi moją duszę, rozum, serce i wszystko co mam. Ofiaruję się na wszystkie wątpliwości, oschłości
wewnętrzne, udręczenia i męki duchowne, na wszystkie
upokorzenia i wzgardy, na wszystkie boleści ciała i choroby,
a za to nic nie chcę ani teraz, ani po śmierci, ponieważ tak
czynię z miłości dla samego Pana Jezusa”.
Co uczynię z miłości do Jezusa?
Część IV. Tajemnice chwalebne
Tajemnica I. Zmartwychwstanie Pana Jezusa
Pan Jezus zmartwychwstały przychodzi do zalęknionych
uczniów, przynosząc im pokój. Bł. Bernardyna pragnie, by
ten pokój gościł w albertyńskiej wspólnocie. Pisze do sióstr:
„Proszę Pana Jezusa przez przyczynę Matuchny Jego Najświętszej, żeby nam wszystkim i każdej z osobna udzielił
Swego świętego pokoju, którym pozdrowił i życzył uczniom
po Zmartwychwstaniu Swoim, kiedy im się pokazał. Niech
pokój Pana Jezusa napełni serca i dusze Siostrzyczek. Niech
miedzy sobą żyją w pokoju Jezusowym”.
Poproszę Jezusa o pokój, którego świat dać nie może. Będę
próbować nieść go swoim bliskim.
Tajemnica II. Wniebowstąpienie Pana Jezusa
Pan Jezus wstąpił do nieba w chwale, ale pozostał z nami
– aż do skończenia świata. Siostra Bernardyna wierzy, że
Jezus będąc u Ojca żyje zarazem w naszych sercach i daje
moc miłości, by żyć dla chwały Ojca. Błogosławiona modli
się żarliwie: „Jezu, żyjący na prawicy Ojca i w duszach naszych, rozpal w mojej duszy ogień Twej miłości i głód Twej
chwały. Daj mi pracować bez odpoczynku, daj mi oglądać
Twe upodobania i chwałę wielką we wszystkich Swych dziełach”.
Tajemnica III. Zesłanie Ducha Świętego na Matkę
Najświętszą i Apostołów
Duch Święty zstąpił na Maryję i Apostołów. Do dziś żyje
i działa w Kościele, przypomina naukę Jezusa i czyni w nas
wielkie dzieła. Siostra Bernardyna dobrze rozumiała, że wszelkie dobro, które czynimy, od Niego pochodzi. Pragnie, by
Boże dzieło w jej życiu osiągnęło pełnię: „A życie Świętych
podoba mi się, cieszę się, że Pan Bóg w nich działa Sam. My
chcemy pracować dla Boga, Jego chwała leży nam na sercu
i dobro bliźnich – a tu nic i nic zrobić nie można. Ale prośmy, a Bóg zdziała co zechce i kiedy zechce. «W połowie
dni naszych nie zabieraj nas Panie». Niech nam pozostanie
ta pociecha przy śmierci, że wszystko wypełniło się w nas
i przez nas, i Bóg uwielbiony jest”.
Prośmy, by Duch Święty działał w nas i przez nas, dla
chwały Bożej i dobra ludzi. Prośmy, by chronił nas od pychy, która w dobrych czynach szuka własnej chwały.
Tajemnica IV. Wniebowzięcie Najśw. Maryi Panny
Pan Jezus wziął swą Matkę do nieba, chce mieć Ją jak
najbliżej siebie. Siostra Bernardyna kocha Maryję jak dziecko i nie przestaje rozmawiać z Nią, prosząc we wszystkich
potrzebach o Jej wstawiennictwo. Modli się: „O Maryjo,
Matko moja. Ty wiesz żem Twe dziecię, że Cię kocham i bez
Ciebie żyć nie umiem. O Matko ma, Matko najdroższa, najlepsza, najukochańsza – ratuj, pocieszaj, wspomagaj, nie daj
mi upaść nigdy”.
O co dziś najgoręcej pragnę prosić Maryję?
Tajemnica V. Ukoronowanie Najśw. Maryi Panny w niebie
Jezus otacza swą Matkę chwałą. Maryja troszczy się o Królestwo Boże w naszych sercach. Królestwo miłości przejawia się w tym, że już nie żyjemy dla siebie, ale dla Tego,
14
który za nas umarł i zmartwychwstał (por. 2 Kor 5, 15).
O ten dar bł. Siostra Bernardyna prosi Maryję: „Tyś taka
słodka, taka kochająca, taka łaskawa, piękna, czysta i niepokalana – błagam Cię Matuchno przez Twe cnoty, miłość
i boleść, daj mi żyć dla Jezusa i dla Ciebie wyłącznie”.
Czy żyję dla Jezusa, który umarł za mnie i dla mnie zmartwychwstał?
Rozważanie
„Jezu, niech nie żyję dla siebie!”
1. „O stworzenia, czemuż Bogiem najświętszym
i najpiękniejszym nie zajmujecie się zupełnie?”
Pieśń: O Ty, Przedwieczny...
lub: Czego chcesz od nas, Panie.
Z Pierwszej Księgi Kronik:
Zadrżyj, ziemio cała, przed Jego Obliczem!
Umocnił On świat tak, by się nie poruszył.
Niech cieszy się niebo i ziemia raduje. [...]
Niech szumi morze i co je napełnia,
niech się weselą pola
i wszystko, co na nich rośnie.
Niech tak się uradują drzewa leśne
w obliczu Pana, bo nadchodzi,
aby rządzić ziemią (1 Km 16. 30-33).
Z zapisków bł. Siostry Bernardyny:
Jezus, Jezus, pląsałabym z radości.
Nie raz wydawało mi się, że idzie,
słyszałam cichy szelest,
szukałam Go, a nie było.
Szedł wśród drzew, i kwiatów i łąk,
cichy wiatr unosił coś tajemniczego
– zdawało mi się, że tam Pan jest.
Kropelki rosy ukrywały Jego piękność,
woń kwiatów, zorza poranna.
A księżyc i gwiazdki nocne przemawiały, że jest.
Listki i trawki wołały na mnie i strumyk jęczał,
a góry wołały i błyskawice niosły rozkaz Jego.
„Jezus i zawsze Jezus sam!” – pisała. „Śliczna przyroda,
wszędzie widzę Boga..”. Coś Ty czyniła, błogosławiona Siostro, szczęśliwa Siostro Bernardyno, by wszędzie widzieć
Boga, by być Nim samym zajętą?
Ks. Matlak, powiernik Błogosławionej, świadek ostatnich
miesięcy jej życia, nie umie napisać jej życiorysu, gdyż jej
dusza jest „zbyt przejrzysta”. Zostawił garść wspomnień,
w których czytamy:
„Miała wprawdzie naturalną dobroć serca, jak stwierdzają
świadkowie jej młodości, ale miłość, jaką jej Bóg dał i to
franciszkańskie umiłowanie «życia» i stworzeń, graniczy
z wielkim moralnym cudem. Przebiegając wspomnieniem
to, czego byliśmy świadkami i co nam teraz opowiadają musimy zdecydowanie stwierdzić, że stajemy przed zagadką. Nie
możemy sobie tego niecodziennego zjawiska wytłumaczyć
inaczej jak tylko tym, że jest to jedynie silna emanacja tej
miłości, jaką Bóg ma dla stworzeń, miłości, która niezmęczenie, aż do podziwu i krytyki, daje to samo słońce dobrym
i złym, zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych.
Zastanawia skąd wzięła się u niej ta wybitnie chrześcijańska
miłość do wszystkiego tego, co żyje? Wszechstronne braterstwo wśród stworzeń, jakie św. Franciszek odkrył po mozolnych przejściach i przeżyciach nie jest zjawiskiem naturalnym. Zanim szczerze i bez przesady nazwał «bratem» nie
tylko przyjaciół, ale trędowatego, nędzarza, a potem zwierzęta, słońce i księżyc, a siostrami gwiazdy i śmierć – minęło
nie tylko dużo czasu, ale dużo wewnętrznych przeobrażeń
pod wpływem Bożej łaski, która mu zwolna odsłaniała tajemnicze związki między stworzeniami i urabiała franciszkańskie serce. Pocałunek dany trędowatemu otworzył mu
oczy na braterstwo z nieszczęśliwymi, a radosna gorliwość
o chwałę Bożą odsłoniła tajemnicę braterstwa ze zwierzętami. Po analogicznych przejściach otworzył Bóg w sercu
S. Bernardyny nowy zdrój chrześcijańskiej miłości”.
(Ks. Matlak, Mowa żałobna wygłoszona w trzydziesty dzień
od śmierci Matki Bernardyny)
Z zapisków bł. Siostry Bernardyny:
Śliczna przyroda, wszędzie widzę Boga;
obecność Jego napełnia świat,
ślady Jego stóp widzę w przestrzeni powietrza.
gdzie stąpił tam pozostawił byt i piękności cuda.
Jego Boska wszechmoc i piękność napełniają ziemię.
O stworzenia,
czemuż Bogiem najświętszym i najpiękniejszym nie zajmujecie się zupełnie?
Czemuż widzicie jeszcze coś poza Bogiem,
kiedy On napełnia wszystko?
dłuższa chwila ciszy
2. „Moja miłość Jezus i On sam na zawsze”
Pieśń: Ja wiem, w Kogo ja wierzę...
lub: Jak łania pragnie wody ze strumieni
Z Apokalipsy św. Jana Apostoła:
Jam Alfa i Omega,
Pierwszy i Ostatni,
Początek i Koniec.
A Duch i Oblubienica mówią: Przyjdź!
A kto słyszy, niech powie: Przyjdź!
I kto odczuwa pragnienie, niech przyjdzie,
kto chce, niech wody życia darmo zaczerpnie.
Amen. Przyjdź, Panie Jezu! (Ap 22,13.17. 20)
Z zapisków Bł. Siostry Bernardyny:
Jezus – Hostia Najświętsza.
Ileż tam szczęścia dla mnie!
Ach, żebym tam mogła zostać u stóp Jego wieki całe!
Niech każdy wschód słońca i zachód
opowiada Twą wielkość,
pyłki latające w świetle niech Cię uwielbiają,
a pełniąc Twą wolę
niech wyśpiewują pieśń chwały Twej.
15
Wody płynące, ruchami mruczące,
oddają Ci cześć,
a spiesząc się pełnią Twe rozkazy –
ach, wpadają wpadają do swej przystani,
do swych głębin,
wielbią Cię i odpoczywają.
A ja mój Boże, a ja tęsknię dnie i noce całe
i usycham bez Ciebie.
O, kiedyż wpadnę w te głębiny Twego Bóstwa,
kiedyż odpocznę, kiedyż się nasycę,
kiedyż łaknąć nie będę,
a wszelkie pragnienia i tęsknoty odstąpią mnie?
Ta piękność niepojęta Boga,
to głód straszliwy, to puszcza bezludna.
Głód straszliwy, tęsknota, nienasycone pragnienie Boga
w duszy, i dokuczliwe, niekończące się cierpienie fizyczne
w rozlicznych chorobach ciała (oberwanie nerki, ataki kamieni nerkowych, reumatyzm, artretyzm, cukrzyca i wiele
innych). Czy to nazwiemy szczęściem? Patrząc na życie bł.
Bernardyny, nie da się oddzielić szczęścia i bólu, miłości i tęsknoty, nadmiaru i niedosytu. Nie da się przywołać jej słodyczy przebywania z Bogiem nie przywołując gorzkości pokuty. Dlaczego tak?
Ks. Matlak przytacza słowa Św. Katarzyny ze Sieny:
„Chrystus od początku świata aż do jego końca wymagał
i wymagać będzie, aby każde wielkie dzieło było okupione
wielkim cierpieniem”. Pyta: „Czym jest cierpienie — nieporozumieniem czy tajemnicą?” I odpowiada:
„Miłość to splot dążeń i pragnień posiadania Boga. Nie
można tego za życia osiągnąć... a każde nieosiągalne, niezaspokojone pragnienie to cierpienie.
Miłość to ciągłe stykanie się z Bogiem «Świętym» trzykrotnie. W tym zestawieniu dusza wydaje się «szmatą», jak
mówi Matka, złą podłą, a to boli; stąd cierpienie.
Miłość współczuje. Boga boli grzech, dlatego miłość tak
mocno występuje przeciw naturze: jako źródłu grzechu –
przez wyrzeczenie się, przeciw samemu grzechowi – przez
ciągłe uczucie żalu; przeciw skutkom grzechu i karze– przez
zadośćuczynienie i pokutę. [...]
Patrząc na całe życie Matki, a szczególnie na dwa ostatnie miesiące jej okrutnej choroby, zaczęliśmy doceniać wartość cierpienia. Nie wyczerpywało ono wcale Jej sił moralnych, które owszem były w pełni rozwoju, nie zaskakiwało
ją jako nieuniknione nieszczęście, wobec którego pada na
człowieka rezygnacja; nie zrodziło w Niej bezradności jak
coś, czego nie umie się zużytkować, albo coś, z czym nie
wiadomo, co zrobić. Przy boku Matki dał nam Bóg oprócz
wielu innych dobrodziejstw, poznać tajemnicę, słodycz i piękno chrześcijańskiego cierpienia.
Matka cierpiała dużo, powiedziałbym nad miarę. Nic dziwnego, skoro wielkie dzieła okupuje się wielkim cierpieniem”.
(ks. J. Matlak, Wspomnienie – w dwa lata
po śmierci bł. Bernardyny)
Z zapisków bł. Siostry Bernardyny:
Chce mi się przebywać z Bogiem, kochać Go,
utulić się i pozostawać w Jego obecności.
Kochać Go za tych, którzy Go nie kochają.
Chciałabym Mu wynagrodzić zniewagi zadawane.
Chcę i pragnę cierpieć, bo Bóg mój cierpiał.
Jezus zamknięty i Matka Najświętsza
pełno mają uczuć
i dziecięcego zaufania w mej duszy.
Chciałabym aby listki, trawki, piasek, wody, drzewa
i wszystko, co posiada ziemia,
wychwalały Więźnia Miłości i Jego Matkę.
Ogromnie chcę coś uczynić dla nich.
Chciałabym, żeby moje uczucia i myśli
żyły i wielbiły Ich po wszystkie czasy dni naszych.
Jeżeli nic nie możemy zrobić dla Niego,
to choć kochajmy, jak umiemy,
choć nie umiemy ani kochać,
ani cierpieć bez użalania się, skarg, nudów.
Boże, bądź miłościw nam nędzarzom,
biednym dzieciom ziemi.
Któryś nas stworzył, zlituj się!
Jak mi ciężko przechodzić około Niego tak blisko,
a być lak daleko,
czy to podobne życie w takim stanie?
On tu jest ciągle, a czy Mu dobrze z nami?
On tu jest ciągle, a czy Mu dobrze z nami?
Jeżeli nic nie możemy zrobić dla Niego,
to choć kochajmy, jak umiemy...
dłuższa drwila ciszy
Z zapisków bł. Siostry Bernardyny
Bóg chce, żebym cała należała do Niego;
Bóg chce, żebym wszystko dla Niego robiła;
Bóg chce, żebym Nim samym była zajęta;
Bóg chce, żebym pełniła Jego upodobanie;
Bóg chce, żebym cierpiała dla Niego;
Bóg chce, żebym do Niego w życiu i w wieczności całkiem
należała. Amen.
3. „Jezu niech nie żyję dla siebie — rozlej mą duszę na
wszystkie doliny nędzy ludzkiej”
Pieśń: Dzisiaj prosimy Ciebie, bł. Bernardyno...
lub: O dobre czyny moich ludzkich rąk.
Z Przypowieści o dobrym Samarytaninie:
Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania,
bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?
On odpowiedział:
Ten, który mu okazał miłosierdzie.
Jezus mu rzekł:
Idź, i ty czyń podobnie! (Łk 10, 36-37)
Z zapisków bł. Siostry Bernardyny:
Pan cię woła: „przyjdź”.
– Gorliwość, żar, pokój, słodycz, cichość.
Zwrócenie ku Bogu: wszystko dla mnie – moim Bóg.
Dopełniajmy pracy Jezusa, Jego trudów,
cierpień, miłości, cichości i boskich łez,
16
a szczególniej Jego miłosierdzia
nad nędzami duszy i ciała bliźnich naszych.
Cierpienie i trud ustaje a miłosierdzie idzie dalej.
„Jezus przeszedł przez świat
wszystkim czyniąc dobrze”.
Ach; Jaka to słodycz napełnia mą duszę,
kiedy przypominają mi się te słowa
wypowiedziane o Chrystusie.
Chciałabym zadość czynić każdej prośbie,
otrzeć każdą łzę,
pocieszyć słówkiem każdą zbolałą duszą,
być dobrą zawsze dla wszystkich,
a najlepszą dla najnieszczęśliwszych.
Ból bliźnich moich, jest mym.
Jezu niech nie żyję dla siebie
– rozlej mą duszę na wszystkie doliny nędzy ludzkiej.
Napełnij ją swoją dobrocią i miłosierdziem
i daj mi łaskę,
abym Twą dobrocią i miłosierdziem,
zastąpiła Cię tu, na tej łez dolinie,
czyniąc wszystkim dobrze.
Ks. Matlak wspomina: „Brat Albert czuwał nad tym swoim wybranym dzieckiem, które cenił bardzo jako niepospolitą osobę, jaką mu Opatrzność zesłała dla Jego Zgromadzenia w tych ciężkich czasach, kiedy potrzeba było jakiejś wielkiej pomocy z nieba. [...] Ten mąż Boży surowy dla siebie,
troszczy się o nią jak najlepsza matka. Wzruszający jest ten
szacunek, jakim ją otacza, a podziwu godne zaufanie, jakim
ją darzy. W roku 1900 zostaje przełożoną w domu kalek
i umysłowo chorych (Kraków, Lubicz 25) i zyskuje sobie niezwykłą miłość Sióstr i biednych. Skąd się wzięło u 22-letniej przełożonej tyle powagi, stanowczości, energii, a szczególnie matczynej miłości, trudno sobie wytłumaczyć.
W stosunku do Boga i swych przełożonych była zawsze
uległa jak dziecko, prosta, przejrzysta; dla bliźnich dobra,
współczująca, wyrozumiała; sama mocno opanowana, mimo
silnych przejść pogodna i promieniejąca spokojem. Nic więc
dziwnego, że Brat Albert, mimo że żyły Jego pierwsze Współpracownice, mianuje ją 7 kwietnia 1902 roku Siostrą Starszą
czyli Przełożoną Generalną. [...]
W klasztorze chciała znaleźć spokój, ciszę, samotność,
a Bóg ją zaprowadził do wielkiego miasta, do domów pełnych wrzasku dla nieuleczalnych, umysłowo chorych, do
przytułku. Może w jej duszy zrodził się żal i rozczarowanie.
Wielka nędza ludzka fizyczna i moralna, z którą się po raz
pierwszy spotyka po przytułkach w takich rozmiarach, przejmuje Ją zgrozą. Widok tych ludzi robi na Niej niezwykłe
wrażenie. Zdumiewa Ją niezmiernie to, że Brat Albert mówi
o swoich ubogich ze wzruszeniem, patrzy na nich ze czcią
i miłością, że poleca Jej nie tylko usługiwać im z pokorą i poświęceniem, nie tylko podać ciężko zapracowany kawałek
chleba, ale... kochać. I tutaj właśnie zrodził się najpiękniejszy cud Jej duszy – Miłość! Miłość pierwszych chrześcijan,
miłość św. Franciszka z Asyżu, rzadko spotykana w tych rozmiarach, wspaniałomyślna, bez granic, pełna nabożeństwa.
Można by powiedzieć, że dał Jej Bóg ...przestrzenność serca
jak piasek, który jest na brzegu morskim (1 Kri 4, 29). Była to
miłość pełna czci i szacunku dla biednych, pełna wiary, że
to są zbolałe członki Chrystusa; miłość pełna życzliwości,
czynna, oddająca ubogim siebie samą, nie zbywająca, ale
służąca im z całych sił w pocie czoła, miłość uprzejma, grzeczna, łaskawa, wyrozumiała, samorzutna, prosta, hojna, delikatna, pomysłowa, energiczna, wnikliwa, wyręczająca
Opatrzność Bożą. Była to miłość tkliwej matki, dającej dziecku to, co ma; miłość rozrzutna: dawać i dawać... [...]
Znana jest wszystkim w Zgromadzeniu i poza nim, ta głęboka, delikatna, tkliwa dobroć Chrystusowa u Siostry Bernardyny dla wszystkich”.
(ks. J. Matlak. Mowa żałobna wygłoszona
w trzydziesty dzień od śmierci Matki Bernardyny)
Bł. Siostra Maria Bernardyna Jabłońska
(1878-1940)
Historyczne związki z Diecezją Zamojsko-Lubaczowską
łączą także bł. Siostrę Marię Bernardynę Jabłońską, albertynkę, pochodzącą z Pizun koło Narola. Swoje powołanie zakonne zawdzięcza ona kontaktom z Bratem Albertem
Chmielowskim oraz siostrami albertynkami z Bruśna Starego i Prusia.
Pizuny, pod koniec XIX wieku, były małą wioską, należącą do parafii Lipsko, w dekanacie lubaczowskim. Tam właśnie, w domu Grzegorza i Marii Jabłońskich, przyszła na świat,
5 sierpnia 1878 r., Maria. Następnego dnia została ona
ochrzczona przez ks. proboszcza Karola Nowoświęckiego w
kościele parafialnym w Lipsku, przy chrzcielnicy, która zachowała się do czasów dzisiejszych. Obok tej chrzcielnicy
widnieje tablica, upamiętniająca chrzest s. Marii Bernardyny. W Pizunach mieszka dziś tylko jedna rodzina. Nie zachował się dom rodzinny s. Bernardyny. Na jego miejscu
stoi obelisk z pamiątkową tablicą, a obok piękna kaplica,
murowana z cegły, z przylegającym doń klasztorkiem i domem rekolekcyjnym, których budowę prowadzą od 25 czerwca 1998 r. siostry albertynki z Lubaczowa. Kamień węgielny
pod tę kaplicę (z pustelni Brata Alberta na Kalatówkach
w Zakopanem) poświęcił Biskup Diecezjalny Jan Śrutwa,
w dniu 14 września 1998 r.
W Pizunach Maria Jabłońska spędziła lata dziecięce
i młodość i tam się wychowywała. W domu rodzinnym
Marii panowała atmosfera zdrowej i głębokiej pobożności.
17
Maria, jako dziecko, odznaczała się bystrą inteligencją, umiłowaniem przyrody, a przy tym wielką wrażliwością na sprawy Boże. Każdego roku pielgrzymowała, najpierw z rodzicami, a potem sama, do Horyńca (ok. 24 km), do kościoła
OO. Franciszkanów, na doroczny odpust, w uroczystość św.
Antoniego Padewskiego (13 czerwca) i Matki Boskiej Anielskiej (2 sierpnia). Tam właśnie, około 1892 r., zetknęła się
po raz pierwszy z siostrami albertynkami. Były to wtedy:
S. Feliksa Maksymiuk i prawdopodobnie s. Franciszka Anna
Lubańska, które przybyły do Horyńca ze swej pustelni
w Bruśnie Starym. Obie siostry podeszły do małżonków
Jabłońskich, którzy z córką Marią i chorym synem Ignacym
przyjechali do tamtejszego kościoła, by modlić się o zdrowie
dla dziecka. Maria uważnie przyglądała się siostrom, ubranym w szare habity, gdy one obiecywały zasmuconym rodzicom modlitwę w intencji ich syna. Wkrótce potem, bo
w 1893 r., umarła matka Marii, pozostawiając troje dzieci:
Marię, Ignacego i Józefa. Maria, wówczas 15-letnia dziewczyna, przeżyła śmierć matki bardzo głęboko. Zaczęła odtąd
poważnie zastanawiać się nad swym życiem. Snuła plany na
przyszłość, ale dalekie od tych, które układał dla niej ojciec.
Nie myślała wychodzić za mąż i zakładać rodziny. Przed jej
oczyma zarysował się ideał świętości, który zapragnęła osiągnąć.
Nie rozumiała jeszcze istoty świętości – ale ją wyczuwała i całą
siłą swego niespokojnego temperamentu zaczęła jej poszukiwanie (s. A. Stelmach, Siostra Bernardyna, Maria Jabłońska
1878-1940, „Nasza Przeszłość”, t. 10, 1959 s. 323).
Z tymi myślami i pragnieniem w sercu udała się rankiem,
13 czerwca 1896 r., do Horyńca, na doroczny odpust w uroczystość św. Antoniego Padewskiego. Tam, przy wejściu do
kościoła, ujrzała Brata Alberta, który z braćmi i siostrami
oczekiwał na rozpoczęcie nabożeństwa. Po Mszy św. Maria
podeszła do Brata Alberta i odważnie oświadczyła, że pragnie wstąpić do Zgromadzenia Sióstr Albertynek. Pytała
o warunki przyjęcia. Brat Albert przedstawił jej cel Zgromadzenia i sposób życia sióstr. Kończąc, wyraził zgodę na
przyjęcie Marii do grona sióstr, ale nie określił konkretnego
terminu. Polecił jej jeszcze dobrze przemyśleć i rozważyć
swoją decyzję. To historyczne spotkanie Brata Alberta
z Marią Jabłońską upamiętniają tablice w przedsionku kościoła OO. Franciszkanów w Horyńcu. Natomiast we wnękach na jego fasadzie frontowej widnieją od 6 grudnia
2001 r., kamienne figury św. Brata Alberta i bł. s. Bernardyny, dłuta Henryka Janczury z Mazur k. Lubaczowa, ufundowane przez klasztor horyniecki.
Maria niedługo zastanawiała się nad podjętą już przez
siebie decyzją. Wbrew woli ojca opuściła, 13 sierpnia 1896 r.,
dom rodzinny i udała się do Bruśna Starego, do pustelni
sióstr albertynek. Tam miała szczęście zastać Brata Alberta,
który właśnie tegoż dnia przybył do sióstr od braci z Monasterza. To jej spotkanie z Bratem Albertem s. Ambrozja Stelmach, albertynka, opisuje tak: „Długo Brat Albert rozmawiał
z nową aspirantką. Mówił jej o biedakach, potrzebie okazania
im serca, o trudach albertyńskiego życia i ogromie poświęcenia
jakie ją czeka w nowym środowisku. Celowo, w wyjątkowo czarnych barwach, nakreślił jej obraz życia sióstr, które i bez tego
było przerażające, by wypróbować stałość i pewność powołania
(...). Rozmowa wypadła dla Marii bardzo korzystnie, bo Brat
Albert wróciwszy do braci, oznajmił im na wieczornej rekreacji,
że przyjął kandydatkę, która ma rozum i serce (...). Po rozmowie z Bratem Albertem, Marynia znalazła się po raz pierwszy
w albertyńskim refektarzu i miała zasiąść do stołu w upragnionym «klasztorze». Pusta, robiąca wrażenie nieukończonej izba,
nosząca nazwę refektarza, zdradzała nie tylko ubóstwo, ale raczej nędzę” („Nasza Przeszłość”, t. 10, 1959 s. 326-327).
Wkrótce potem Maria Jabłońska wyjechała do Krakowa, gdzie po 10. miesięcznym postulacie została dopuszczona do obłóczyn. Pod koniec maja 1897 r. Brat Albert przyjechał wraz z Marią i sześcioma innymi postulantkami do
Bruśna Starego na trzydniowe rekolekcje. Po ich zakończeniu, 3 czerwca tegoż roku, Maria otrzymała habit oraz imię
zakonne – Bernardyna. Na drugi dzień wyjechała wraz
z innymi siostrami do Krakowa, celem odbycia nowicjatu.
Na wiosnę 1898 r. Brat Albert przybył z nowicjuszkami,
wśród których była też s. Bernardyna, do pustelni sióstr
w Prusiu. Tam przez trzy miesiące głosił on nowicjuszkom
rekolekcje, po których odbyła się uroczystość wręczenia welonu – znaku pełnej przynależności do Zgromadzenia. Po
tej uroczystości s. Bernardyna powróciła do Krakowa, gdzie
objęła funkcję przełożonej przytuliska dla kobiet. W 1902 r.
została mianowana przez Brata Alberta pierwszą przełożoną
generalną Zgromadzenia Sióstr Albertynek. Zmarła 23 września 1940 r. w Krakowie, w opinii świętości.
Trwałym śladem żywej obecności sióstr albertynek w Diecezji Zamojsko-Lubaczowskiej jest prowadzony przez nie
Dom Pomocy Społecznej w Lubaczowie. Placówka ta powstała w 1930 r. jako ochronka dla dzieci upośledzonych
fizycznie i umysłowo, z inicjatywy Narodowej Organizacji
Kobiet (NOK) oraz dzięki fundacji małżonków Katarzyny
i Wilhelma Pfeifferów. W ochronce od początku pracowały
siostry albertynki. W 1934 r. zarząd NOK przekazał ochronkę na własność parafii rzymskokatolickiej w Lubaczowie,
a jej zarządzanie powierzył siostrom albertynkom. Po wybuchu II wojny światowej, w październiku 1939 r., gdy miasto
zajęła Armia Czerwona, ochronka przestała funkcjonować.
Siostry wywiozły dzieci do Biłki Szlacheckiej koło Lwowa.
Do Lubaczowa powróciły one dopiero w 1941 r. W kwietniu 1944 r. siostry wraz z dziećmi znowu musiały opuścić
ochronkę. Wyjechały z podopiecznymi do Jarosławia, a następnie do Krakowa. Do ochronki powróciły ponownie,
w dniu 16 listopada 1945 r., i w kilku jej izbach ulokowały
dzieci. Po usunięciu się z jej pozostałych pomieszczeń wojska, w pełni ją uruchomiły. W 1946 r. ochronkę przejęły
władze państwowe i kierownictwo nad nią powierzyły swojej organizacji Caritas. Siostry mogły jednak pracować
w zakładzie i opiekować się dziećmi. Dopiero w 1990 r. albertynki ponownie przejęły zarząd nad zakładem. Dziś,
w pięknie rozbudowanym Domu, przebywa 64 dzieci, którymi opiekuje się 6 sióstr albertynek. W ten sposób siostry
te realizują na terenie Diecezji Zamojsko-Lubaczowskiej duchowy testament swych założycieli: św. Brata Alberta, który mówił, że: „Powinno się być dolnym jak chleb” i bł. Siostry
Bernardyny, która powtarzała: „Dajcie im, dajcie. Nikomu nie
odmawiajcie, wszystkim dobrze czyńcie”. W 1996 r. w Diecezji Zamojsko-Lubaczowskiej obchodzono 100. lecie pamiętnego spotkania Brata Alberta z Marią Jabłońską w Horyń-
18
cu (13 VI1896). Centralnym punktem tej uroczystości była
Msza Św., celebrowana przez Pasterza Diecezji, 5 października tegoż roku w konkatedrze w Lubaczowie, z udziałem
licznego grona sióstr albertynek z kraju i z zagranicy.
W homilii Biskup przypomniał życie s. Bernardyny oraz jej
związki z Diecezją i zachęcał wszystkich, a zwłaszcza siostry
albertynki do gorącej modlitwy o rychłą beatyfikację Służebnicy Bożej s. Bernardyny. W niespełna rok później,
6 czerwca 1997 r., Ojciec Święty Jan Paweł II beatyfikował
w Zakopanem s. Bernardynę, a w wygłoszonej wówczas homilii powiedział: „Maria Bernardyna Jabłońska duchowa córka św. Brata Alberta Chmielowskiego, współpracownica i kontynuatorka jego dzieła, miłosierdzia – żyjąc w ubóstwie dla Chrystusa poświęciła się służbie najuboższym. Kościół stawia nam
dzisiaj za wzór tę świątobliwą zakonnicę, której dewizą życiową
były słowa: «dawać, wiecznie dawać». Zapatrzona w Chrystusa szła wiernie za Nim, naśladując Go w miłości. Chciała zadośćuczynić każdej prośbie ludzkiej, otrzeć każdą łzę, pocieszyć
choćby słowem każdą cierpiącą duszę. Chciała być dobrą zawsze dla wszystkich, a najlepszą dla najbardziej pokrzywdzonych. «Ból bliźnich moich jest bólem moim» – mawiała. Wraz
ze św. Bratem Albertem zakładała przytuliska dla chorych i tułaczy wojennych... Jako – przez, wiele lat – przełożona generalna Zgromadzenia Sióstr Posługującym III Zakonu św. Franciszka – albertynek, nieustannie dawała siostrom przykład tej
miłości, która wypływa ze zjednoczenia ludzkiego serca z Najświętszym Sercem Zbawiciela” (Jan Paweł II, Przemówienia
i homilie, Kraków 1997 s. 131-138).
Diecezja Zamojsko-Lubaczowska przeżywała wówczas
wielką radość i wyrażała wdzięczność Bogu za tę beatyfikację. Uroczystym tego wyrazem był Diecezjalny Dzień Dziękczynienia, w niedzielę 3 sierpnia 1997 r. Główne nabożeństwo dziękczynne, pod przewodnictwem Biskupa Jana Śrutwy, odbyło się w Katedrze zamojskiej. W tym też dniu, we
wszystkich kościołach i kaplicach Diecezji, czytano okolicznościowy list pasterski Biskupa Diecezjalnego. Oto jego fragmenty: „Bł. Matka Jabłońska jest pierwszą osobą, wyniesioną
oficjalnie przez Kościół do chwały ołtarzy, która pochodzi z tere-
nów Diecezji Zamojsko-Lubaczowskiej (...). Nie wolno nam
zapominać o wydarzeniu takiej miary duchowej jak beatyfikacja Matki Jabłońskiej! Ta beatyfikacja, stała się bowiem niespodziewanym, a przy tym bardzo cennym prezentem, jaki z rąk
Ojca Świętego otrzymała na swe 5-lecie Diecezja ZamojskoLubaczowska” (ZID 1997 s. 163-167).
Ślady św. Brata Alberta i bł. Siostry Bernardyny Marii
Jabłońskiej w Diecezji Zamojsko-Lubaczowskiej upamiętnia
Szlak Turystyczny, otwarty przez biskupa Mariana Jaworskiego, Administratora Apostolskiego w Lubaczowie, 11
Listopada 1990 r. w kościele OO. Franciszkanów w Horyńcu, który wiedzie przez Horyniec, Nowiny Horynieckie,
Werchratę, Prusie, Monasterz, Pizuny, Lipsko i Narol.
Bibliografia
Archiwum Sióstr Albertynek w Lubaczowie, Kronika
Domu od 1984, passim.
Burek J., Do dawania człowieczeństwa potrzebny od zaraz,
„Teraz”, Lubaczów styczeń 2002, nr 47 s. 13; nr 48 s. 1213; Filipowicz A., Czcigodna Służebnica Boża siostra Bernardyna Maria Jabłońska, „ZID”, 1997 s. 132-134; Jan Paweł II,
Homilia wygłoszona w czasie Mszy św. beatyfikacyjnej (s. Bernardyna Jabłońska i s. Maria Karłowska), 6 W1997 r., Zakopane, w: Jan Paweł II w Polsce 31 maja 1997 – 10 czerwca
1997, Przemówienia i homilie, Kraków 1997 s. 131-138;
Kluż W., Obraz Boga. Służebnica Boża Bernardyna Maria
Jabłońska, pierwsza przełożona generalna Zgromadzenia
SS. Albertynek (1878-1940), Kraków 1985; Leszczyński M.,
Śladami św. Brata Alberta i bł. Siostry Bernardyny po Diecezji
Zamojsko-Lubaczowskiej, Tarnoszyn-Zamość 1997; Matlak
J., Matka Bernardyna Maria Jabłońska, współzałożycielka ze
św. Bratem Albertem Zgromadzenia Sióstr Albertynek, Kraków 1996; Siostry albertynki w służbie dla ubogich. Kraków
1948; Stelmach A, Siostra Bernardyna (Maria Jabłońska
1878-1940), „Nasza Przeszłość”, t. 10, 1959 s. 317-375; Śrutwa J., List pasterski na Diecezjalny Dzień Dziękczynienia za
beatyfikację Matki Bernardyny Jabłońskiej, ZID 1997 s. 163167; Zjazd Albertynek w Lubaczowie, ZID 1996 s. 242-243.
Czytanki
na nowennę przed świętem Bł. Matki Bernardyny Marii Jabłońskiej
Opr. S. Krzysztofa Maria Babraj ZSAPU
Kraków 13-21 września 2003 roku
Dzień I
Modlitwa bł. Matki Bernardyny
Natura ludzka zanim zostanie głęboko przeniknięta Bogiem i konsekwentnie, całkowicie uspokojona, musi przejść
przez długą przygodę, które będzie jej światłem i pokarmem:
jest nią modlitwa. Modlitwa jest najszczęśliwszą chwilą trwania przed Bogiem, który przenika człowieka aż do głębi. Jest
spotkaniem człowieka z Przyjacielem, dla którego został
powołany do życia, a bez Niego jest i będzie nieodwołalnie
nieszczęśliwy.
Podstawą fundamentu każdego dzieła Bożego jest modlitwa. Przez modlitwę Bóg odpowiednio przygotowuje
i usposabia duszę, aby została Jego narzędziem, którym zawsze będzie mógł się posługiwać. U każdego człowieka odbywa się to w inny sposób.
Błogosławiona Bernardyna od samego początku swego
zakonnego życia starała się pojąć Bożą ekonomię względem
siebie. Czyniła to przez nieustanny kontakt z Bogiem, czyli
przez modlitwę, którą tak ogromnie kochała i w której wciąż
prosiła: niech się wypełni wszystko we mnie i przeze mnie, co od
wieków postanowiłeś. Ogromnie pragnęła, by wypełniła się
19
w niej wola Boża, by zawsze była do Jego dyspozycji niczego
Mu nie odmawiając: dopuść Panie wszystko, zabierz wszystko, a daj mi żyć z Tobą. Oddając Bogu wszystko prosiła: daj
żyć, kiedyś dał życie, daj się kochać, kiedyś dał serce, daj się
oglądać, któryś jest, daj swoją miłość, łaskę krzyż. Postawę dyspozycyjności wobec Boga wyrażała między innymi tymi słowami: być wierną Panu Bogu od największej do najmniejszej
rzeczy. Zawsze robić to, co się najdoskonalszym wydaje i w czym
widzę największe upodobanie Boże. O Bogu potrafiła rozmyślać godzinami rozważając wszechmoc Boga, Jego piękność,
świętość, wielkość, moc oraz inne przymioty. Wiedziała dobrze, że Bóg chce by cała należała do Niego, aby wszystko
dla Niego robiła, aby Nim samym była zajęta spełniając Jego
upodobanie. Częste przebywanie z Bogiem sam na sam, w ciszy i skupieniu zrodziło w niej przekonanie, aby wyłącznie
żyć dla Boga, dla Jego chwały i upodobania. Zapłaty żadnej
nie pragnąć. Boga tylko szukać we wszystkim. Jego kochać
i uświęcać się małymi codziennymi cnotami, których codzienność tak hojnie dostarczała.
Słabe zdrowie i liczne obowiązki nie przeszkadzały jej
nigdy w modlitwie. Nie zaniedbując żadnych obowiązków
zawsze znalazła czas na odmówienie całego różańca. Czyniła to zwykle w godzinach nocnych. Klęcząc w kaplicy przed
tabernakulum modliła się czasem do świtu.
Pod wpływem modlitw, tego ciągłego kontaktu z Bogiem
zrodziło się w jej duszy coraz większe pragnienie apostolatu
i poświęcenia się całkowicie posłudze bliźnim, zwłaszcza tym
najbardziej potrzebującym. Zdała sobie sprawę, że aby dobrze apostołować trzeba oddać Jezusowi wszystko i dlatego
oddając całe swoje życie prosiła gorąco, by nie żyła dla siebie, by Bóg rozlał jej duszę na wszystkie doliny nędzy ludzkiej. Napełnił ją swoją dobrocią i miłosierdziem, i by dał jej
łaskę, aby Jego dobrocią i miłosierdziem zastąpiła Go na tej
łez dolinie, czyniąc wszystkim dobrze.
Aby apostolstwo płynęło z serca i było wykonywane na chwałę
Bożą należy ukochać Chrystusa ubogiego, który jest obecny
w każdym nędzarzu, w każdym sponiewieranym człowieku i do
tego Chrystusa zwrócić się o pomoc, gdyż nie zwracanie się do
Chrystusa ubogiego, powoduje pustkę w duszy. Wówczas trudniej znaleźć sobie miejsce, a życie staje się okropne. Z dziecięcą
ufnością zwracała się do Boga, by ją nauczył przyjmować to,
co daje, czy dar wielki czy mały i zawsze za wszystko dziękować. W swoich postanowieniach napisała: oddać się Panu Bogu
na wszystko, ufać Mu bez granic, być ukrytą zapomnianą tzn. iść
za Jezusem od żłóbka aż po krzyż. W chwilach, kiedy trudno
było jej pozbierać myśli do dobrej modlitwy, przychodziła do
Jezusa i mówiła: O Panie nic nie mogę, klęczę przed Tobą (...),
Ty mnie widzisz o Stwórco wieczny, Ty znasz tajniki serc ludzkich, Ty znasz i moje. Czerpiąc siłę ducha z głębokiej modlitwy, z tak bliskiego przebywania z Bogiem, bł. Bernardyna
w pokornej modlitwie prosiła: kiedy mi okazałeś życie takie,
którego nie znałam, wprowadź mnie do niego (...) dopuść Panie
wszystko, zabierz wszystko, a daj mi żyć z Tobą.
Można by przytoczyć wiele przykładów modlitw i wezwań,
które bł. Bernardyna zanosiła do Boskiego więźnia, ukrytego w tabernakulum, a które świadczą o jej umiłowaniu Boga
nade wszystko, pragnieniu Jego chwały, wypełnianiu Jego
woli we wszystkim. Patrząc na jej duchową sylwetkę łatwo
zauważymy, że to sam Bóg pomógł jej rozwinąć w sercu tę
żywą i prawdziwą pobożność, która ma na celu miłość Bożą.
Zebrane liczne notatki jej modlitw i westchnień pisanych
w różnych okolicznościach jej życia, są echem nauk zaczerpniętych od św. Jana od Krzyża, którymi sama żyła na co dzień
i uczyła żyć innych. Całymi godzinami zatopiona w modlitwie u stóp Najświętszego Sakramentu błogosławiona Bernardyna zdobywała mądrość, której nie dałaby jej żadna szkoła.
Dzień II
Formacja w szkole Św. Brata Alberta
Św. Brat Albert chociaż nie był kapłanem, to jednak swe
życie duchowe budował na mocnym fundamencie Ewangelii i Przestrogach św. Jana od Krzyża. Ewangelię o Chrystusie bezdomnym, opuszczonym, chorym, sponiewieranym
rozumiał i realizował dosłownie. Tą wielką wrażliwość, na
obecność Chrystusa w potrzebującym człowieku, chciał zaszczepić w sercu każdego brata i każdej siostry, a zwłaszcza
siostry Bernardyny.
Św. Brat Albert by wypróbować zdolności organizacyjne
błogosławionej Bernardyny, a także z braku sióstr, w styczniu 1899 roku mianował ją przełożoną przytuliska dla kobiet w Krakowie przy ulicy Piekarskiej 12. Miała wówczas
20 lat. Z dziecięcą bezradnością stanęła wobec stu kobiet
przebywających w przytulisku, oraz kilku starszych od siebie
wiekiem i powołaniem sióstr. Była stosunkowo młoda i niedoświadczona, dlatego od początku nie czuła się na tym urzędzie dobrze. Tym bardziej, że mieszkanki przytuliska to brudne, zawszone, bez grosza, bez dachu nad głową, bez nadziei na
przyszłość, z przeszłością przekreśloną, smutną beznadziejną.
Niechęć do ludzi, wrogość, brak poczucia wdzięczności były ich
stałymi przymiotami.
Nic więc dziwnego, że przełożeństwo to nie dało oczekiwanych rezultatów. To niepowodzenie wpłynęło na odnowienie i pogłębienie się trudności wewnętrznych, które już
kiedyś dawały o sobie znać. Św. Brat Alberta wiedział, że
Bł. Bernardyna od samego początku odczuwała powołanie
kontemplacyjne i chciała je realizować, lecz stało się inaczej. Jednak szczerze udaje się z tymi problemami do św.
Brata Alberta, który po modlitwie i przemyśleniu, zawsze
dawał dobrą radę i udzielał skutecznej, przynajmniej na
jakiś czas pomocy. Natchniony łaską Bożą zredagował dla
niej tak zwany akt ofiarowania, który brzmiał: Oddaję Panu
Jezusowi duszę, rozum, serce i wszystko co mam. Ofiaruję się
na wszystkie wątpliwości, oschłości wewnętrzne, udręczenia
i męki duchowe, na wszystkie boleści ciała i choroby. A za to
nic nie chcę, ani teraz ani po śmierci, ponieważ tak czynię
z miłości do samego Pana Jezusa. Przekazał go S. Bernardynie do przemyślenia, do zadecydowania i ewentualnego
podpisania. Po głębokim przemodleniu i rozważeniu decyzji podpisała w Wielką Sobotę 1899 roku. Do tego aktu
Św. Brat Albert przywiązywał ogromną wagę. Świadczy
o tym między innymi fakt, iż do końca życia nosił go za
klapką swego habitu. Nie wątpił ani przez chwilę, że jego
duchowa córka dotrzyma słowa. Należeli przecież oboje do
ludzi szorstkich i prostych, ludzi podejmujących zobowiązania na wieki lub nie zobowiązujących się wcale. Pod wpły-
20
wem tego aktu w duszy Bł. Bernardyny dokonał się zasadniczy przełom. Zawsze chciała cała należeć do Pana Jezusa
i kochać Go taką miłością, której nic na świecie nie będzie
w stanie zgasić, Wiedziała, że odtąd całe jej życie będzie zespolone z krzyżem. To było przypieczętowanie długiego okresu zmagań i przemyśleń, chleb codzienny jej zakonnego życia.
Zrozumiała, że trzeba ukochać nawet brak miłości i jedności,
że trzeba zyskać dojrzałość wewnętrzną, aby prawdziwie wybrać Chrystusa.
Od tej pory żadne doświadczenie ciała i duszy nie były
w stanie zmienić ani jednej litery w tym co podpisała. Od
tej pory musiała być konsekwentna w stosunku do swojego
zobowiązania. Zdumienie i groza, jakie napełniały jej serce
na widok przytulisk ustępowały miejsca szczerej życzliwości,
współczuciu i miłości, które wkrótce stały się głównym rysem jej charakteru. Usłużność, dobroć, pogoda twarzy jednały jej szacunek i miłość podopiecznych, nawet wśród
umysłowo chorych.
Podczas długich rozmów ze św. Bratem Albertem nabierała nie tylko ducha, sposobu myślenia, ale nawet wyrażania się. Przy tym cieszyła się jego pełnym zaufaniem. (...)
Św. Brat Albert w bł. Bernardynie widział kontynuatorkę
rozpoczętego przez siebie dzieła. Z jej osobą wiązał swoje
plany na przyszłość, toteż widząc wszystkie przemiany, jakie zachodziły w sercu i postępowaniu radował się ogromnie i w pokornej modlitwie polecał ja Bogu, dziękując Mu
za wszystko. Darząc ją wielkim szacunkiem w 1900 roku
mianował ją ponownie przełożoną w Domu Kalek i Umysłowo Chorych w Krakowie przy ul. Lubicz 25. Tym razem
mając pewne doświadczenie i kierując się naukami św.
Brata Alberta zyskała sobie życzliwość sióstr i ubogich.
Z czasem patrząc na przemianą Bł. Bernardyny św. Brat
Albert postanowił wyznaczyć ją na urząd Przełożonej Generalnej tworzącego się zgromadzenia zakonnego, było to
7 kwietnia 1902 roku. Tak więc przechodząc przez wiele
zmagań i cierpień zwłaszcza duchowych, które poza św.
Bratem Albertem i spowiednikiem nie były nikomu znane, Bł. Bernardyna objęła urząd prowadząc zgromadzenie
według pragnień, wskazówek i planów wytyczonych przez
św. Brata Alberta. Szczególną jej troską było zachowanie
ducha ubóstwa oraz pokory i prostoty życia, które to dary
posiadała dzięki osobistej formacji przez św. Brata Alberta.
Wcielając w życie jego zasady, potrafiła obronić ten największy skarb „ubóstwo” dla dobra całego Zgromadzenia
i posługi najbiedniejszym.
Dzień III
Kierownik duchowy Ks. Czesław Lewandowski
Każdy człowiek zdążając do świętości potrzebuje pomocy, rady, kierownictwa osób, które obdarzone szczególną
łaską Bożą, doświadczeniem, potrafią zrozumieć i pomóc im
ten cel osiągnąć. Jest to wysiłek długotrwały, niekiedy mozolny, wymagający cierpliwości, zrozumienia i pomocy Bożej. Znając bł. Bernardynę św. Brat Albert wiedział, że miała duszę ogromnie wrażliwą i bardzo delikatne sumienie.
Przeżywała wiele problemów i trudności dotyczących powołania, modlitwy jak i samego pozostania w klasztorze.
Problemy te przysparzały jej wiele cierpień i udręk duchowych. Przygodni spowiednicy nie potrafili jej odpowiednio
pomóc. Wiedząc o tym św. Brat Albert szukał odpowiedniego spowiednika dla bł. Bernardyny, który udzielił by jej
odpowiedniej pomocy. To na jego prośbę od 6 XII 1904
roku Ks. Czesław Lewandowski ze Zgromadzenia Księży
Misjonarzy, zostaje kierownikiem duchownym bł. Bernardyny. W myśl św. Brata Alberta był to kapłan według Serca
Bożego, który od samego początku darzył dzieło św. Brata
Alberta sympatią, życzliwością i zrozumieniem. Dla bł. Bernardyny stał się człowiekiem opatrznościowym. Z wielką cierpliwością i powoli kontynuował formację duchową bł. Bernardyny. Pod wpływem tego kierownictwa problemy powoli zaczęły ustępować, nawet te związane z powołaniem, a na
ich miejsce pojawiła się troska o bliźnich, współczucie i zrozumienie, większe pragnienie Boga, modlitwy. Potrafiła bardziej zapanować nad sobą, tak iż mimo wszelkich burz i walk
jakie przechodziła była zawsze pogodna, i ten pokój i radość
rozlewała wokół siebie.
Ksiądz Lewandowski był dla bł. Bernardyny dobry i łagodny ale gdy wymagała tego potrzeba stawał się surowy, stanowczy i nieugięty. Tłumacząc niektóre wątpliwości mówił,
iż Bóg niekiedy postępuje z nami w sposób dla nas niezrozumiały, daje pragnienia których człowiek nie jest w stanie
spełnić i oczekuje od nas przełamania własnej woli, bo
w tym leży zasługa człowieka, gdy mimo wewnętrznych oporów pełni wolę Boga i jest wierny Jego łasce.
Z całą prostotą i szczerością bł. Bernardyna przedstawiała spowiednikowi swoje problemy, co ułatwiało poznanie
i kierowanie jej wnętrzem. Bardzo szybko spowiednik poznał, że wobec Boga i przełożonych kieruje się ona uległością prawie dziecka, dla bliźnich jest dobra i wyrozumiała,
opanowana i pogodna. Swego spowiednika bł. Bernardyna
darzyła szczerym zaufaniem dlatego odpowiedzialnie podchodziła do wszystkich jego rad, pouczeń i wymagań.
Św. Brat Albert widział jak pod kierownictwem Ks. Lewandowskiego zachodzą zmiany w duszy i postępowaniu bł.
Bernardyny. Jak coraz bardziej otwiera się na Boga i jego
łaskę oraz na służbę najbiedniejszym. Taka postawa pociągała też i inne Siostry do pracy nad sobą i większej gorliwości w służbie bliźnim. Jak notuje ks. Lewandowski w kronice
Zgromadzenia: Brat Albert oddawszy z całym zaufaniem rządy Zgromadzenia Sióstr w ręce siostry Bernardyny, jako Siostry
Starszej, mógł być spokojny bo ona potrafiła zająć się wszystkim
– domami, siostrami oraz działami miłosierdzia. Podobną opinię o bł. Bernardynie ks. Lewandowski przedstawił wobec
ks. abp. A. Sapiehy, który po śmierci św. Brata Alberta miał
duże obawy co do przyszłości nie zatwierdzonych Zgromadzeń Albertyńskich, Ks. Lewandowski stwierdził że: jest
o zgromadzenie spokojny, gdyż ono żyje życiem swego Założyciela i wiernie przestrzega Jego nauk, a na straży tej wierności
stoi bł. Bernardyna.
Kierując się tą odpowiedzią abp. A. Sapieha polecił by
ks. Lewandowski wraz z bł. Bernardyna podjęli się spisania
ustaw. We wszystkich burzach jakie spotkały zgromadzenie, ks. Lewandowski służył bł. Bernardynie radą, interwencją i pomocą.
21
Dzień IV
Służba ubogim
Miłosierna posługa wobec bliźnich nie musi polegać na
wielkich czynach i heroicznych działaniach, ale ma to być
postawa dyspozycyjności w stosunku do tych, którzy zostali
postawieni na naszej drodze i potrzebują pomocy duchowej, czy materialnej.
Ta postawa była obecna w życiu bł. Bernardyny, która
pod wpływem modlitwy oraz formacji ze strony św. Brata
Alberta oraz kierownictwa duchowego nauczyła się w ten
sposób patrzeć na drugiego człowieka. Odczuwała wielką
potrzebę niesienia pomocy człowiekowi ze względu na Boga,
którego coraz goręcej miłowała. Nie przerażał już i nie budził jej wstrętu wygląd, zachowanie mieszkanek przytulisk
albertyńskich. Na tych ludzi bł. Bernardyna patrzyła z wiarą,
dobrocią, współczuciem i miłosierdziem. Nauczyła się kochać ich po Bożemu i z całym oddaniem służyć. Była przekonana, że miłosierdzie chrześcijańskie jest w wielkiej mierze niezależne od posiadanych środków materialnych.
Najważniejsza jest tutaj osoba dającego i sposób śpieszenia z pomocą. Dlatego w tej posłudze starała się dawać samą
siebie na wzór Jezusa Chrystusa.
Teraz o wiele bardzie rozumiała i zdawała sobie sprawę,
że człowiek który dla jakichkolwiek powodów jest bez odzieży,
bez dachu nad głową i kawałka chleba może już tylko kraść albo
żebrać dla utrzymania życia, bo w tym nędznym stanie do pracy
nie jest zdolny ani też pracy znaleźć łatwo mu nie przychodzi.
Praca w przytuliskach wymagała umartwienia i zaparcia się
siebie, gdyż często zmieniające się lokatorki rzadko zgłaszały
się w stanie trzeźwym. Los ubogich w przytuliskach napełniał serce bł. Bernardyny ogromną troską bo wiedziała, że ci
ludzie nie mają zapasów ani pieniędzy. Trudności gospodarki pieniężnej jakie przeżywała Polska powojenna sprawiły, że magistraty wstrzymały subwencje przewidziane wstępną
umową na rzecz przytulisk pozostawiając je na utrzymaniu
sióstr. Ufając Bożej Opatrzności bł. Bernardyna nie pozostała bezczynna, zawsze starała się by wszystko było na korzyść ubogich. Cudza nędza i głód potrafiły bł. Bernardynę
wzruszyć aż do łez.
Swoją dobroć i pomoc roztaczała wszędzie tam gdzie tylko jej wrażliwość oraz kobieca intuicja potrafiły dotrzeć, czyniąc wszystkim dobrze. Jako wzór postępowania dawała św.
Brata Alberta, starając się czynić tak jak on czynił. Szukajcie biednych i opuszczonych, a dobrze wam będzie. Kto z biednym się dzieli, temu nigdy nie zabraknie.
Aby posługa bliźnim była miła Bogu i przynosiła pożytek
i owoce musi być bezinteresowna. Bł. Bernardyna świadoma darów jakie Bóg w niej złożył często powtarzała że lubi
bezinteresowność tak dla Boga jak dla ludzi bo wie, że od Boga
otrzymała to darmo. Wiedziała dzięki modlitwie że drogą do
Boga miłosiernego pozostaje zawsze miłość, która objawia
się w warunkach ziemskiego życia jako miłosierdzie.
Bł. Bernardyna starała się być matka dla ubogich i dla
wszystkich, których spotkała na drodze swego życia darząc
ich matczyną troską i opieką. Zdarzały się też wypadki nagłego nawrócenia i zmiany życia wykolejonych moralnie jednostek, które doznały tej dobroci i życzliwości bł. Bernardy-
ny. Zawsze dopilnowała by wszystko było wykonane z jak największą dokładnością nawet najdrobniejsze sprawy, by wskutek
zaniedbań ubodzy nie cierpieli. Zachęcając siostry do ofiarnej
służby całym sercem prosiła: dopełnijmy pracy Jezusa, Jego
trudów, cierpień, miłości, cichości i boskich łez, a szczególniej
Jego miłosierdzia.
Największą troską otaczała biednych zgłaszających się
do furty albertyńskiej. Wszystkie ich prośby były zawsze
wysłuchane i załatwione, chociaż nieraz nadużywano dobroci bł. Bernardyny dopuszczając się oszustw. Ale to nigdy
jej nie zrażało. Jak my damy ludziom, to nam Pan Jezus da
z drugiej strony.
W pełnieniu dzieł miłosierdzia bł. Bernardyna zawsze
ufała Bożej Opatrzności, a najbardziej wtedy, kiedy do furty
przychodził biedny i prosił np. o ostatnią garść mąki jaka
była w domu. Opatrzność nie zawiodła jej nigdy.
Dzień V
Troska o dobra materialne
Św. Brat Albert w czynieniu miłosierdzia nie znosił ciasnoty serca, czy zimnego wyrachowania. Rozumiał, że kto
puka do furty albertyńskiej jest bardzo biedny i nie należy
mu stawiać niedyskretnych pytań, ale udzielić pomocy o jaka
prosi. Kontynuując dzieło Św. Brata Alberta bł. Bernardyna starła się wypełniać wszystkie wskazania. Wiedziała, że
trudno mówić o Bogu komuś kto jest głodny, brudny, nie
ma koniecznego ubrania ani środków do życia. Głęboko zapadły w jej serce słowa Pisma Świętego „ Jeśli brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba,
a ktoś z was powie im – idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta – a nie dacie im tego czego koniecznie potrzebują dla ciała, to na co się to przyda”. Toteż posługa
ubogim polegała na tym aby każdego kto prosi o pomoc przyjąć, głodnego nakarmić i wedle możności wspomóc w potrzebach doczesnych tzn. oczyścić, wykąpać, przebrać w czyste ubranie, nędzę ogarnąć, zająć odpowiednią do jego sił, możności,
zdolności pracą. Najpierw należy czynić miłosierdzie co do
ciała a następnie co do duszy. Wszystkie jej wysiłki zmierzały do tego, by kobiety i ubodzy pozostający pod opieką sióstr
zachęcić do pracy oraz przywracać im utraconą godność.
Siostry uczyły ubogich pracy, pracując wraz z nimi. W przytuliskach prowadzono warsztaty rękodzielnicze różnych specjalności. Podejmowano się wszystkiego by zarobić na chleb.
Uczciwa praca dawała nadzieję rehabilitacji ludzkiej oraz
otwierała drzwi do normalnego życia w społeczeństwie. Nie
trudno było zauważyć, że dobrym słowem, miską zupy osiąga
się o wiele więcej niż groźbami i sankcjami. Skrajna nędza oraz
niewiedza usprawiedliwiają wiele rzeczy.
Celem zabiegów bł. Bernardyny było wspieranie ubogich
w ich doczesnych potrzebach, by obudzić w nich proste ludzkie uczucie pragnienia lepszego życia.
Dzień VI
Troska o dobra duchowe
Najważniejszym dla bł. Bernardyny był człowiek i jego
zbawienie. Najpierw troszczyła się o ciało, ale zawsze za tym
kryła się troska o duszę. Pouczała siostry, aby wspomagając
22
ubogich w ich potrzebach doczesnych starały się pozyskać
ich dusze dla Boga. Dlatego posyłała siostry do chorych na
tyfus, cholerę uważając ich za najnieszczęśliwszych. Wszyscy
się ich boją, wyrzucają, odpychają – a to są nasi. My mamy im
służyć choćby z narażeniem życia. Trzeba zadbać o to, aby
każdy umierał zaopatrzony sakramentami, zawczasu. Modlić
się za nich i pocieszać. W ten sposób starać się pocieszać samego Pana Jezusa, przez odnawianie i upiększanie Jego podobizny w duszach grzesznych i zaniedbanych.
Od samego początku do stałych praktyk religijnych w przytuliskach należały rekolekcje, które odbywały się dwa razy do
roku w Adwencie i Wielkim Poście, ponieważ wtedy napływ
ubogich był największy. Była wówczas spowiedź święta z poprzedzającą nauką katechizmu i rachunkiem sumienia. Wierzyła bowiem, że Słowo Boże które zlewa się na surowe opuszczone dusze dotrze do ich serc i dopiero będzie huragan łask.
Takie nastawienie do ubogich było podłożem skutecznego oddziaływania religijnego, które nabrało zorganizowanych form przez wprowadzenie na stałe do rozkładu dnia
pewnych praktyk religijnych, wspólnych dla wszystkich
mieszkańców przytulisk. Według życzenia bł. Bernardyny
ubodzy wraz z siostrami odmawiali codziennie pacierz, dwa
razy w ciągu dnia modlitwę Anioł Pański. Codziennie śpiewali Godzinki o Najświętszej Maryi Pannie. Wspólnie odmawiali różaniec. Siostry przybliżały im też podstawowe
prawdy wiary i wiedzy religijnej przez czytanie pobożnych
książek np. Katechizmu, Nauka wiary i obyczajów „Żywotów Świętych Pańskich, Męki Pańskiej a także czasopism
„Rycerz Niepokalanej”, „Posłaniec Serca Jezusowego”, gazet np. „Przewodniki Katolicki”.
W zwyczajach świątecznych, które polecała wprowadzić
były, łamanie się opłatkiem, jasełka, szopki, drobne podarki
na św. Mikołaja czy na gwiazdkę, dzielenie się święconym
jajkiem. Dostarczało to wiele przeżyć oraz przyczyniało się
do urozmaicenia i ubogacenia życia ubogich, co z kolei usposabiało ich do siebie życzliwie. Bardzo zależało bł. Bernardynie by każdy ubogi był dobrze przygotowany do śmierci, stąd
też zachęcała do modlitwy, częstej spowiedzi, uczestnictwa
we mszy świętej. Msza święta była obowiązkowo dla ubogich w niedziele i święta w kaplicy sióstr, tutaj czuli się oni
swobodnie, nieskrępowani swoim wyglądem zewnętrznym.
Przypominała aby siostry otaczały opieką ubogich w chwili
śmierci, aby ani jedna dusza nie zagubiła się, bo zdadzą z tego
rachunek przed Bogiem.
Motywacją posługi sióstr ma być zdobywanie serc ludzkich
dla Boskiego Zbawcy, bo On godzien jest takiej miłości. Chociaż
nie potrzebuje naszej pracy to jednak, jaki to zaszczyt dla nas, że
daje nam pracą nad tymi, których sam tak bardzo kocha. Czy to
nie szczęście mieć zaufanie do takiego Króla, Pana i Władcy.
Dzień VII
Przytuliska domami miłosierdzia chrześcijańskiego
Od początku istnienia Zgromadzenia głównym terenem
pracy sióstr pozostawały przytuliska, a w miarę potrzeby siostry podejmowały pracę w domach dla nieuleczalnie chorych, kalek, w zakładach wychowawczych dla dziewcząt
i dzieci. Celem tych przytulisk było:
– ratowanie ludzi będących w ostatecznej potrzebie bez
dachu nad głową, bez odzieży, bez kawałka chleba,
– zorganizowanie w tych domach pracy zarobkowej, gdyż
nadzieja samodzielnego zarobku jest uczciwym i najlepszym motorem pobudzającym do pracy,
– poprawa stanu moralnego przez rozbudzanie w nich godności człowieka, chrześcijanina a przede wszystkim przez
urabianie w nich sumienia, uczciwości i prawdomówności.
Pragnieniem św. Brata Alberta było, by przytuliska były
dla wszystkich ubogich i potrzebujących jak dom rodzinny,
gdzie każdy doznaje współczucia, usłyszy słowo pociechy
i otrzyma pomoc na ciele i na duszy.
W miarę upływu czasu liczba bezdomnych i potrzebujących coraz bardziej wzrastała. Bł. Bernardyna w trosce
o najbiedniejszych zakładała nowe przytuliska między innymi w Baworowie na wschodnich kresach Polski, w Sulejowie, Wolborzu, Wołominie. Posyłając siostry do tej pracy
nakazywała, by każdemu dać jeść, bezdomnemu miejsce
a nagiemu odzież. Kto przychodzi do przytuliska musi być
bardzo biedny bo nie znajdzie w nim rozkoszy. Napominała,
aby siostry służyły biednym w przytuliskach nie z pozycji lepiej się mającego, lecz równego ubogim, by dzieliły się z nimi
tym, co mają budząc w ten sposób zaufanie podopiecznych.
W przytuliskach ubodzy mieli swój rozkład dnia, była to
pomoc ubogim w uczeniu się zamiłowania do porządku
i obowiązkowości, oraz ułatwiało kierowanie wspólnotą przytuliska. Czasu pobytu w przytulisku nikt nie wyznaczał, każdy mógł pozostać ile było trzeba. Do przytuliska nie przyjmowano osób, które mogły płacić za swoje utrzymanie. Starając się o zapewnienie jak najlepszych warunków bł. Bernardyna zabiegała o to, by ubodzy i chorzy mieli lekarza, dobrą
obsługę, miękką pościel, jedzenie i picie w zależności od tego, co
mogą jeść. Sama osobiście interesowała się chorymi, a gdy
nie mogła ich osobiście odwiedzać wówczas prosiła siostry przełożone, aby odwiedzały chorych, pytały czy czego nie potrzebują
aby jej opowiadały o poszczególnych chorych i ubogich.
W swoich listach okólnych do sióstr pisała: z miłości do
cierpiącego Pana Jezusa znosić będę złe obchodzenie się ludzi,
tak obcych jak i swoich, ubogich i chorych, lekceważenia, okazywania wstrętów, obrzydzenia, i odpłacania ziem za dobre.
Wszystko to przecież można było znaleźć w przytuliskach,
które stanowiły skupisko kobiet, o których nikt nic nie wiedział, nigdy i nigdzie nie pracowały, nie były meldowane w
żadnej gminie.
Siostry otaczały swoją opieka również dzieci zarówno osób
przebywających w przytuliskach jak i dzieci porzucone i sieroty. Dla nich był zorganizowany specjalny rozkład dnia gdyż
wymagały one odmiennej i bardziej troskliwej opieki. Oto
jej zalecenia w stosunku do dzieci: Posyła się dziewczęta do
szkoły ludowej aż do jej ukończenia. Zdolniejsze chodzą do szkół
wyższych, zwłaszcza zawodowych. Pomaga się dzieciom w naukach, przygotowuje do I Komunii Świętej, uczy katechizmu.
Chociaż w przytuliskach nie było zbyt bogato bł. Bernardyna kazała każdego roku urządzać dla dzieci „kolonie leśne”
w Zakopanem, a potem w Życzynie.
Posługa sióstr nie ograniczała się tylko do przytulisk, ale
dotyczyła również prowadzenia kuchni dla bezrobotnych,
którzy w południe mogli otrzymać gorący posiłek. Zdawała
23
sobie sprawę, że przytuliska są kroplą w morzu potrzeb, dlatego każdemu, kto przyszedł do furty albertyńskiego domu
poleciła w miarę możliwości pomagać i nigdy nikogo nie
odprawiać bez wsparcia. Nigdy dla nikogo nie zamykała
swojego serca i miłosiernych dłoni, bo była przekonana, że
tam gdzie są bezdomni, opuszczeni, chorzy, tam cierpi sam
Pan Jezus.
Dzień VIII
Troska o rozwój Zgromadzenia
Widocznym znakiem Bożego błogosławieństwa w ciężkiej pracy jaką wykonywała bł. Bernardyna dla Zgromadzenia był jego rozwój liczebny. Kiedy objęła urząd Siostry Starszej było 30 sióstr pracujących w sześciu domach dla ubogich. W chwili śmierci św. Brata Alberta było 119 sióstr i 12
domów. Większość sióstr było przyjmowanych już przez bł.
Bernardynę. Wiele z nich pociągnięte powierzchownością
bł. Bernardyny, jej dobrymi oczyma, mimo trudnych warunków pozostawało w zgromadzeniu: koniecznie chciały żyć
razem z tak dobrą Matką i być pod jej kierownictwem.
Mimo dużego napływu powołań do zgromadzenia bł.
Bernardyna nie mogła wszystkich przyjąć starając się postępować według zasady: liczy się nie ilość, ale jakość powołań.
Czuwała by zgłaszające się kandydatki odznaczały się potrzebnymi dla albertynki przymiotami. Poza dobrym stanem
zdrowia wymagała odpowiednich predyspozycji moralnych,
kwalifikujących do życia wspólnego, zdrowej ascezy i pobożności – wolnych od przesady i nastawienia na nadzwyczajność. Była konsekwentną w swych wymaganiach i usuwała nieodpowiednie jednostki.
Trwały rozwój zgromadzenia jest uzależniony od odpowiedniej formacji jego członków, dlatego bł. Bernardyna
utworzyła Dom Nowicjacki najpierw w Zakopanem a następnie przeniosła go do Krakowa na ul. Krakowską 47 i na
Prądnik Czerwony.
Z każdym rokiem zwiększała się liczba sióstr i placówek,
rosły również problemy, ale bł. Bernardyna była spokojna,
bo wiedziała, że jest to Boże dzieło. Zrozumiała wtedy jaśniej niż kiedykolwiek słowa Św. Brata Alberta, że wszystko
trzeba uważać za śmieci, bo przecież nie my rządzimy Zgromadzeniem, ale Pan Bóg i dobrze jest jak Pan Bóg daje. Często
powtarzała; chwała Boża leży mi na sercu, Zgromadzenie –
pragną, aby było święte, na zawsze.
Świadoma obowiązku, jaki na niej spoczywał wobec Kościoła i Zgromadzenia starała się o coraz głębszą formację
sióstr i ciągły rozwój zgromadzenia. Światło i siłę do realizacji tych zamierzeń czerpała z długich godzin spędzonych
przed tabernakulum, tutaj w ciszy często zastanawiała się,
jakie powinny być albertynki. Zawsze dochodziła do jednego
wniosku, że: ubóstwo, pokora, miłosierdzie, dobroć, miłość zgromadzenia, posłuszeństwo; to cechy nieodzowne, które powinna
posiadać każda siostra. Bardzo jej leżała na sercu wierność sióstr
ślubom zakonnym, do składania, których zobowiązały się siostry dobrowolnie podczas kapituły 9 lutego 1922 roku. Troska ta wyrażała się głównie w pismach i zachętach kierowanych do sióstr: pragnę bardzo, aby siostry były Panu Jezusowi
wierne i to co przez śluby oddały Bogu, żeby nigdy nie odbierały,
żeby były wierne zgromadzeniu, ustawom, a małych rzeczy nie
lekceważyły i drobnych przepisów nie łamały.
Kierując się duchem św. Brata Alberta oraz konsekwencją złożonych ślubów nakazywała siostrom ubóstwo
zupełne: uczniowie idąc za Jezusem mieli i cnoty i wady,
a majątków nie mieli żadnych – mówiła.
Nalegała, by siostry pamiętały o obecności Bożej, by przypominały sobie o Bogu, i by każda była ożywiona Jego miłością w pracy, modlitwie, a nawet w wypoczynku. Zalecała
często nawiedzać Najświętszy Sakrament odrywając się od
prac i zajęć choć na parę minut, gdy to możliwe na godzinę
i więcej po to, by Pan Jezus nie pozostawał sam w tabernakulum.
Zawiązką doskonałości, czyli opaską wszystkich cnót jest
miłość bliźniego- jeśli jej nie będzie w duszy to rozlecą się wszystkie cnoty. Podobnie, jak św. Brat Albert uważała, że gdyby
w czasie modlitwy przyszedł ktoś biedny to należy mu usłużyć, choćby się było w świętym zachwyceniu, bo wówczas
opuści się Chrystusa dla Chrystusa. Wielką troską otaczała
również siostry chore ucząc je by z całą gotowością i oddaniem się Bogu na wszystko przyjmowały chorobę, zdrowie,
życie lub śmierć: trzeba wszystko przyjmować jako zadatek przyszłego szczęścia i jako dowód, że Pan Jezus o nas pamięta i czeka, aby nam oddać zapłatę za cierpienia znoszone dla Niego
z miłością i oddaniem się Jego woli. Jej ostanie polecenie dla
Sióstr brzmiało „Czyńcie dobrze wszystkim” oraz „Wszystko
cokolwiek w życiu zrobiłam, zrobiłam dla Boga”.
Dzień IX
Miłosierdzie w życiu bł. Bernardyny
Mimo, iż w kierowaniu zgromadzeniem bł. Bernardyna
była bardzo stanowcza i wymagająca to w chwili śmierci
23 września 1940 roku żegnało ją 492 siostry w 55 domach
rozsianych po całej Polsce. Umierała bardzo spokojnie, chociaż w wielkim cierpieniu fizycznym, gdyż wypełniła swoje
posłannictwo, którego zadaniem było nieść miłosierdzie
wszystkim potrzebującym, ze względu na samego Chrystusa.
Jako ostatnie wydała bł. Bernardyna polecenie „Czyńcie
wszystkim dobrze”. W czynieniu miłosierdzia nie znała żadnej wyłączności. Z głęboką wiarą, nadzieją i miłością szła
z pomocą wszystkim nędzarzom, ludziom, którym nikt nie
chciał pomóc. Czyniła to przez całe ziemskie życie. Dlatego
też powtarzała często, a zwłaszcza przy końcu życia słowa
z pierwszej profesji o zmarłych „życie twoich wiernych Panie, zmienia się, ale się nie kończy”, była bardzo spokojna
bo wierzyła, że istotnie to życie ulegnie zmianie ale się nie
skończy. Będzie trwać wiecznie w jej duchowych córkach,
w których zaszczepiła miłość do ubogich, do Zgromadzenia
„ jak siostry będą wierne i dobre to i Pan Jezus będzie dla
was hojny”. Darzyła wszystkie siostry macierzyńska dobrocią i wyrozumiałością.. Czuły, że ona naprawdę je kocha.
Jest stosunek do sióstr był prosty, serdeczny, bezpośredni.
Ujmowała wszystkich dobrocią. Siostry wyczuwały świętość
bł. Bernardyny i dlatego tak bardzo ją kochały. Im więcej
na nią patrzyły tym więcej ją kochały – a raczej Pana Boga
w niej. Ona wokół siebie promieniowała miłością. Sprawy
każdej siostry przeżywała żywo i starała się zaradzić potrze-
24
bom. Każda siostra spotykała się z szacunkiem i miłością.
Dzięki wybitnej pamięci bł. Bernardyna pamiętała nawet
najdrobniejsze szczegóły z życia każdej siostry, a nawet ich
rodzin.
Apostolskie posłannictwo powinno być zawsze skierowane do czynów miłości ogarniających wszystkie ludzkie
potrzeby. „Po tym poznają wszyscy, żeście uczniami moimi,
jeśli miłość mieć będziecie jeden ku drugiemu”.
Istotą apostolstwa podejmowanego w życiu zakonnym
jest miłosierdzie. Serce, które oddaje się całkowicie Bogu,
otwiera się jednocześnie na drugiego człowieka: „Bądźcie
miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny”. Bł. Bernardyna
miała świadomość, że miłosierdzie jest to szczególny rys naśladowania Chrystusa Zbawiciela, który nikogo nie odtrącał, wszystkich kochał, a wyróżniał człowieka nieszczęśliwego i cierpiącego, właśnie dlatego, że jest potrzebujący.
To jest najgłębszy przejaw naśladowania Chrystusa w Jego
relacji do ludzi. Wpatrując się w Chrystusa Ukrzyżowanego
z miłości do człowieka bł. Bernardyna całym swym życiem
uczyła się od Niego miłości do ludzi. Miłosierdzie bł. Bernardyny płynęło z potrzeby dzielenia się wszystkim, co posiadała. Ufając Opatrzności Bożej nie zabezpieczała się ma-
terialnie, ale potrzeby bliźnich były dla niej pierwsze. Umierając miała świadomość, że wypełniła wszystko, czego od
niej Bóg oczekiwał. Spłaciła dług wdzięczności wobec Boga
swoją miłością i cierpieniem.
We wspomnieniach sióstr pozostała jako osoba niezwykła. Spośród wielu sióstr wyróżniało ją wierne wypełnianie
woli Bożej na przekór własnym zamiłowaniom i ustawiczne
zjednoczenie z Bogiem mimo bardzo czynnego życia, wyjątkowa miłość wobec biednych, chorych i nędzarzy nie cofająca się przed niczym, rzadko spotykana cierpliwość w licznych i dotkliwych chorobach. Taka sylwetka duchowa bł.
Bernardyny stawia ją w rzędzie osób, które są godne naśladowania. W dniu 6 czerwca 1997 roku w Zakopanem podczas pielgrzymki do Ojczyzny papież Jan Paweł II zaliczył ją
w poczet błogosławionych. „Dzisiaj, kiedy w zastraszający
sposób szerzy się egoizm, obojętność i znieczulica serc, jakże
bardzo potrzeba odnowionej wrażliwości na cierpienia i potrzeby drugiego człowieka. Dlatego też świat woła o miłosierdzie, o ludzi na wzór Św. Brata Alberta, którzy ewangelię miłosierdzia wezmą dosłownie i na serio i z odwagą zaniosą ją współczesnemu światu, który tak bardzo jej potrzebuje”.
Cudownie uzdrowiona
Przed laty siostra Lidia Władysława Gurgul zachorowała na gruźlicę. Lekarze nie widzieli już dla niej ratunku. Wtedy to
z pomocą przyszła jej Siostra Bernardyna, za wstawiennictwem której młoda zakonnica modliła się o zdrowie. Jej nagłe
i całkowite uzdrowienie zostało uznane przez Kościół i Siostra Bernardyna mogła zostać beatyfikowana.
Siostra Lidia wstąpiła do albertynek w 1947 r. Rok później otrzymała habit zakonny. Nic nie wskazywało na to, że
pojawią się jakieś problemy...
Angina
Pod koniec pierwszego roku nowicjatu siostra Lidia zachorowała na anginę. Po kilkudniowym leczeniu została wysłana
wraz z innymi nowicjuszkami do młócenia zboża i prania bielizny. Siostra czuła się źle, ale nie oszczędzała się w pracy.
Po skończonych pracach siostra Lidia wróciła do nowicjatu i wraz z innymi siostrami robiła porządki przedświąteczne. Jej złe samopoczucie zauważyła siostra Maura, infirmerka (siostra zajmująca się zdrowiem wszystkich sióstr)
i zgłosiła to mistrzyni nowicjatu siostrze Benignie. Kiedy przełożone stwierdziły, że siostra Lidia ma podwyższoną temperaturę skierowały nowicjuszkę do infirmerii.
Lekarz, który zajmował się zakonnicą nie postawił prawidłowej diagnozy, więc podawał jej niewłaściwe lekarstwa.
– Z każdym dniem coraz gorzej się czułam, byłam coraz słabsza – opowiada po latach siostra Lidia.
Gruźlica
W tej sytuacji nowicjuszka została poddana kompleksowym badaniom, w wyniku których ustalono diagnozę gruźlicy rozpadowej. 20 lutego 1950 r. siostra Lidia została
umieszczona w Miejskim Szpitalu Przeciwgruźliczym na
Prądniku Białym w Krakowie. – Lekarze poddawali mnie
różnym zabiegom, ale niestety, nie przynosiły one żadnej
poprawy. Cały czas miałam podwyższoną temperaturę, kaszlałam, istniało niebezpieczeństwo krwotoku. Stan mojego
zdrowia z każdym dniem się pogarszał – mówi siostra Lidia.
Wobec tak trudnej sytuacji siostra Lidia została przeniesiona
na oddział chirurgii, gdzie po wzmocnieniu organizmu, została poddana operacji. – Po tym zabiegu kilka dni byłam
nieprzytomna. Kiedy obudziłam się, siostra mistrzyni zaproponowała, bym złożyła profesję zakonną. Lekarz jednak nie
zgodził się na ten akt, gdyż jakiekolwiek wzruszenie groziło
mi śmiercią – wspomina.
Bez ślubów?
Z upływem tygodni pobytu w szpitalu siostra Lidia zaczęła czuć się nieco lepiej. Wciąż jednak dokuczał jej kaszel, gorączka i brak apetytu. Lekarz proponował drugą
operację, ale siostra Lidia nie wyraziła na nią zgody. W tej
sytuacji 26 lipca 1950 r. nowicjuszka została wypisana ze
szpitala. Zaraz następnego dnia – ciężko chora, prątkująca
– została przewieziona do Zakopanego do domu Zgromadzenia na Kalatówki. Tam została umieszczona w pokoju
dla sióstr chorych na gruźlicę, odseparowanych od tych,
które były zdrowe.
Brakowało lekarstw, więc jedyną pomocą i ratunkiem
dla chorej było wystawianie jej na słońce na werandzie. Nie
25
zdarzało się to jednak często, gdyż chora była bardzo wyczerpana. Siostra Lidia zostawała przeważnie w łóżku, gdzie
przynoszono jej posiłki. Przychodził do niej także ksiądz
z Panem Jezusem.
W tym trudnym czasie siostra przełożona oznajmiła nowicjuszce, że z powodu choroby nie będzie mogła złożyć ślubów w normalnym terminie, czyli 8 grudnia, a co więcej jej
profesja będzie możliwa dopiero wtedy, gdy powróci do zdrowia... Ponieważ w owym czasie wydawało się to prawie niemożliwe, siostra Lidia bardzo przeżyła tę wiadomość, co jeszcze bardziej pogorszyło stan jej zdrowia.
Modlitwa
Współsiostry poradziły załamanej nowicjuszce, by w tej
tragicznej sytuacji modliła się o pomoc za wstawiennictwem
matki Bernardyny. – 27 sierpnia 1950 r. z wielką wiarą połknęłam małą cząsteczkę drzewa z trumny Służebnicy Bożej. Drugą taką samą cząstkę przyszyłam do koszuli po lewej
stronie, gdzie byłam operowana. Zaczęłam też odmawiać
nowennę i modlić się: „Wszechmogący Boże, Ojcze Niebieski, któryś w swej Boskiej wspaniałomyślności sam raczył
urobić macierzyńskie serce Siostry Bernardyny, dzieląc się
z nią tak hojnie swą miłością i dobrocią, udziel mi przez wstawiennictwo tej oddanej Ci służebnicy łaskę zdrowia, jeżeli
taka jest Najświętsza wola Twoja, której wypełnienie było
dla niej jedynym życiem i jedyną radością. Amen”.
Natychmiast i całkowicie
Rano 27 sierpnia siostra Lidia miała 38,4 stopni gorączki. Około godz. 17-tej, kiedy połknęła relikwię, od razu poczuła się dobrze – opuściła ją gorączka, kaszel i krwioplucie.
– Ponieważ nic mi nie dolegało, poprosiłam siostrę przełożoną, by przeprowadzono mi badania. I tak się stało. Już następnego dnia pani doktor stwierdziła, że jestem zupełnie
zdrowa. Aby potwierdzić swoją diagnozę, skierowała mnie
też na badania.
1 września siostra Lidia była prześwietlana w sanatorium
w Zakopanem. Badanie nie wykazało żadnych zmian w płucach. – Po tygodniu, 8 września, w święto Matki Bożej miałam przeprowadzone kolejne badania. One także potwierdziły, że jestem zdrowa – cieszy się albertynka.
W tej sytuacji nowicjuszka pojechała do Krakowa do
Domu Generalnego, gdzie po ośmiodniowych rekolekcjach
złożyła swoje pierwsze śluby zakonne. – Od tego czasu czuję
się dobrze. Przez wiele lat pracowałam na różnych albertyńskich placówkach, a choroba nigdy nie powróciła. Za łaskę
uzdrowienia dziękuję codziennie Panu Bogu i Siostrze Bernardynie Jabłońskiej. Do naszej Mateczki zwracam się
o pomoc w różnych trudnych sytuacjach, które pojawiają
się w moim życiu i życia mojej rodziny. Nigdy się na niej nie
zawiodłam – podkreśla siostra Lidia Gurgul.
mp
Mamusiu, trzymam się już dziesięć dni!
Moja córka wyszła za mąż za mężczyznę dużo starszego od siebie. Wychowała się w mieście, a po ślubie zamieszkała na
wsi u teściów. Z początku wszystko układało się dobrze. Urodziły się dzieci. Z biegiem czasu jednak teściowie dopatrzyli
się u córki wielu wad. Przestali ją szanować, używali wulgarnych słów. W oczach swoich rodziców zięć był ideałem, choć
lubił organizować spotkania z kolegami przy alkoholu. Z czasem zięć stanął po stronie rodziców. Córka stała się „czarną
owcą”. Wydawało jej się, że alkohol łagodzi stres, odpręża i coraz częściej sięgała po kieliszek i z czasem sama wpadła w
alkoholizm.
Mieszkam sto kilometrów od córki i kiedy któregoś dnia
do niej przyjechałam, była nietrzeźwa. Była już w sytuacji
krytycznej. Nic nie zdołało jej powstrzymać przed piciem: ani
prośby, ani płacz, błagania ni groźby. Jej mąż często „poprawiał”
atmosferę alkoholem i ułatwiał jej dostęp do niego.
Byłam przerażona. Nie umiałam jej pomóc na odległość.
Rodzina, z którą córka mieszkała, nie chciała jej pomóc,
tylko ją potępiała. Dwa razy namówiłam córkę na kurację
odwykową, ale nie przyniosło to efektów.
Był rok 2000
Sytuacja córki stała się dramatyczna. Dzieci były zrozpaczone. Wiedziałam, że jeżeli Bóg jej nie pomoże dźwignąć
się z nałogu, nikt na ziemi nie jest w stanie tego uczynić.
Przez dwa lata modliłam się żarliwie w jej intencji.
Nadarzyła się wówczas okazja wyjazdu na pielgrzymkę.
Nawiedziłam Sanktuarium Matki Bożej w Fatimie, w Lourdes i La Salette, a jesienią 2000 r. Ziemię Świętą. W tym
pielgrzymowaniu towarzyszyła mi nadzieja: jeżeli Bóg przy-
wiódł mnie aż tutaj, to może uratuje moje dziecko... Szeptałam: „Panie, ratuj!”.
Wróciłam do domu i okazało się, że córka nie zmieniła
swojego postępowania. Modliłam się więc coraz goręcej,
w każdej wolnej chwili.
W styczniu 2001 r. otrzymałam od sióstr albertynek obrazek z wizerunkiem bł. Siostry Bernardyny. Przez wiele dni
gorąco prosiłam ją o pomoc, odmawiając nowennę.
I stało się...
10 lutego 2001 r. zadzwonił telefon. Odebrałam. „Mamusiu trzymam się już dziesięć dni” – usłyszałam. Córka „trzyma się” już osiem lat. W tym czasie podjęła studia i w tym
roku będzie broniła pracę magisterską. Patrzę na obrazek
z wizerunkiem bł. Siostry Bernardyny i wciąż myślę, że to
ona ubłagała u Boga łaskę nawrócenia mojej córki.
Bóg miłosierny dał nam jednak znacznie więcej. Wprost
obsypał nas łaskami. Kiedy wspomnę trudne dni, które przeżyliśmy, łzy napływają mi do oczu, ale kiedy ogarniam myślą
26
ogrom Bożej miłości, również wzruszam się do głębi. Córka
wszystkim zagubionym mówi: „Nie wypuszczajcie z rąk różańca”. A kiedy rozmawiamy o tym, jak wiele dał nam miłosierny Bóg, w jej oczach pojawiają się jeszcze większe łzy.
„Podejdź bliżej”
Byłam kiedyś w grupie pielgrzymów zdążających do Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Krakowie-Łagiewnikach.
Weszliśmy na chwilę do kościoła Ecce Homo w Krakowie.
Pokłoniłam się Panu, a z prawej strony dostrzegłam duży
wizerunek bł. Bernardyny i oczy, które mówiły: „Podejdź
bliżej”. Nasze spotkanie trwało chwilę, ale w sercu zostanie
na zawsze...
Krystyna (nazwisko do wiadomości redakcji)
Nie maluj mnie w niebie!
Chciał namalować „Siostrę Bernardynę w raju”. Jego artystyczna „wizja” nie była jednak zgodna z życzeniem... albertyńskiej błogosławionej. Bogdan Władysław Kowalczyk, artysta malarz i rzeźbiarz, którego prace znane są w kraju i na
świecie opowiada o niezwykłych wydarzeniach związanych z tworzeniem obrazu bł. Bernardyny Jabłońskiej.
Po zapoznaniu się ze wszystkimi dostępnymi mi publikacjami dotyczącymi życia Matki Bernardyny byłem pewien,
że jestem gotów malować Jej postać. Już w trakcie czytania
materiałów i oglądania starych fotografii skrystalizowała się
we mnie wizja mającego powstać obrazu: „Święta Bernardyna w Raju”. Bardzo realistyczna twarz wyłaniająca się z fałd
grubego płótna kaptura, ramiona i dłonie w geście wyrażającym radość z trwania w jedności z Panem. Reszta postaci
stopniowo miała się odrealniać i przenikać z wyimaginowaną
scenerią Raju. Jeszcze nie bardzo wiedziałem, co to ma być
i jak to namaluję. Taki był pierwotny zamysł. Zwykle, kiedy
stoję przed nieskazitelną bielą zagruntowanego płótna, doznaję wrażenia, że ten dziewiczy obszar wraz z moją wizytą
jeszcze nie wypowiedzianą stanowią pospołu dzieło jedyne,
doskonałe, takie, o jakim nie marzyć lecz śnić tylko może
malarz. Muszę zawsze mobilizować całą odwagę i wiarę w
powodzenie, by móc przemóc strach przed zakłóceniem lub
zburzeniem harmonii między bielą płótna a wyimaginowaną
scenerią. W większości przypadków odwaga bierze górę (chociaż bywają obrazy nigdy nie namalowane w obawie przed
skalaniem płótna i zniekształceniem doskonałej koncepcji
niepewną ręką i niedostatkiem talentu).
Wreszcie, pozbywszy się obaw, zacząłem malować. Z trudem pokrywałem coraz większe partie płótna. Mijały dni.
Pracowałem mozolnie przy akompaniamencie niepewności
i braku zadowolenia. Pewnego wieczoru, siedząc przed sztalugami, znużony wysiłkiem przekładania języka wyobraźni
na czytelny język optyki, zapadłem w sen. Przebudził mnie
ciepły przyjemny dotyk dłoni na czole i oczach oraz pewność, że ktoś za mną stoi. Natychmiast powróciły wspomnienia z lat chłopięcych – zabawa w zgadywankę z nieodłącznym
pytaniem: „Zgadnij, kto to?” Równocześnie w ciemnościach
zasłoniętych oczu usłyszałem to pytanie zadane łagodnym
matowym głosem nieznanej dziewczyny. „Nie wiem” – odparłem, zdumiony, by po chwili usłyszeć: „To ja Maria, nie
maluj mnie w Niebie, to ci się nie uda, musisz mnie namalować między wami i w ziemskiej scenerii”. Zaraz potem
uczucie dotyku dłoni minęło i naprawdę przebudzony otworzyłem oczy. Długo siedziałem przed sztalugą rozpamiętując
sen, aż wreszcie uznałem, że to naprawdę sugestia bł. Bernardyny dotycząca mojej pracy. Z wielką determinacją zamalowałem rozpoczęte fragmenty obrazu, by znów stanąć
przed nietkniętą bielą płótna. Tabula rasa tym razem nie
paraliżowała obawami, prowadzony intuicją zacząłem malować. W ciągu niespełna trzech tygodni zakończyłem pracę
ku własnemu i – mam nadzieję – nie tylko własnemu zadowoleniu...
Boże Narodzenie 1997 r.
27
Narośl zniknęła
W 2001 r. pani Renata z opolskiego wraz ze swoją siostrą
pojechała na wycieczkę do Zakopanego. Zwiedzały tamtejsze kościoły i klasztory. W jednym z nich pani Renata
znalazła nowennę do bł. Siostry Bernardyny i zaczęła się
modlić...
– Od roku na lewej ręce miałam małą kulkę, która wciąż
rosła. W końcu zrobiła się duża jak orzech laskowy. Ukrywałam to i nikomu nie pokazywałam, a do lekarza nie chciałam z tym iść – opowiada pani Renata.
Kobieta zaczęła się modlić, by narośl zniknęła. – Nowennę w tej intencji rozpoczęłam 18 marca, a 28 marca
narośl zaczęła się zmniejszać, aż w końcu całkiem zniknęła.
Dziś nie mam w tym miejscu nawet zgrubienia, wszystko
zniknęło. Jestem pewna, że stało się to za sprawą Siostry
Bernardyny, której jestem bardzo wdzięczna za okazaną
pomoc – podkreśla kobieta.
mp
Dolegliwości minęły
Po ciężkiej grypie, jaką Anna Konopka przechodziła w pierwszej połowie 1994 r. pozostał jej suchy, napadowy, bardzo
męczący kaszel. Nasilał się coraz bardziej bez względu na porę roku i dnia, szczególnie przy zmianie pomieszczenia,
temperatury otoczenia itp. Lekarz stwierdził, że przyczyną tej dolegliwości jest wysuszona lewa część śluzówki gardła.
Nie pomogły antybiotyki, zioła, syropy ani pastylki przeciwkaszlowe. Jedynie witamina A i E oraz napar z siemienia lnianego doraźnie pomagały. – Ta choroba była dla mnie bardzo uciążliwa i przykra, gdyż suchy kaszel męczył mnie w dzień
i w nocy, a znajdując się w towarzystwie musiałam natychmiast nawilżać gardło witaminą, aby nie przeszkadzać innym, nie
rozpraszać ich uwagi np. na Mszy św. w kościele. Trudno opisać, ile cierpiałam z tego powodu – rozpoczyna swoją
opowieść pani Anna.
Kiedy latem 1997 r. pani Anna była z mężem na urlopie
w Zakopanym, udała się do pustelni św. Brata Alberta na
Kalatówkach. Tam chciała wyprosić łaskę uzdrowienia.
W drodze do tego miejsca małżonkowie zauważyli siostrę
albertynkę, która zmęczona drogą pięła się pod górę. Zaoferowali jej pomoc, zwłaszcza, że albertynka udająca się na
urlop do pustelni, miała ciężki bagaż. W ten sposób poznali
s. Kingę Strzakłowiec (albertynkę z Krakowa). W czasie
dalszej wspólnej drogi dowiedzieli się od niej o nowej błogosławionej Siostrze Bernardynie Jabłońskiej, współzałożycielce – wraz ze św. Bratem Albertem – zgromadzenia sióstr albertynek. Trzy tygodnie wcześniej – właśnie w Zakopanem –
beatyfikował ją Ojciec Święty Jan Paweł II. – Siostra Kinga
opowiedziała nam też o cudownym uzdrowieniu s. Lidii
z ciężkiej gruźliczej choroby płuc i dodała, że ten właśnie cud
uzdrowienia przyczynił się do beatyfikacji siostry Bernardyny. W sercu poczułam ogromną bliskość tej Błogosławionej i
ufność w jej pomoc – wyznaje Anna Konopka.
Objawy ustępowały
– Po nawiedzeniu pustelni św. Brata Alberta udaliśmy
się do kaplicy klasztornej sióstr albetynek – było to południe. Tak się złożyło, że w tym czasie pewien ksiądz turysta
wyszedł z Mszą Św., którą sprawował z nadzwyczajną gorli-
wością. Uczestnicząc w tej Mszy Św., modliliśmy się o potrzebne łaski dla całej rodziny i naszych bliskich, jak również o uzdrowienie mnie z tej bardzo uciążliwej dolegliwości
za przyczyną dopiero co poznanej siostry Bernardyny, której obraz znajduje się w tej kaplicy. Z wielką radością w sercu i niesamowitym pokojem wewnętrznym opuściliśmy kaplicę. W tym momencie uświadomiłam sobie, że w czasie
Mszy św. nie musiałam korzystać, jak to zazwyczaj bywało,
ze środków łagodzących męczące napady kaszlu. Obok kaplicy znajduje się źródełko. Napiłam się z niego zimnej górskiej źródlanej wody, aby pilnie zaspokoić pragnienie, gdyż
dzień był bardzo upalny. Mąż był zdziwiony moim czynem,
gdyż zimna woda zawsze pogarszała stan mojego gardła. Tym
razem woda nie zaszkodziła. Od tego dnia napady kaszlu
zmniejszały się stopniowo. W ciągu trzech dni ustąpiły zupełnie i nie powtórzyły się do dziś, a minęło od tego czasu
prawie dwanaście lat – opowiada pani Anna.
Bursztynowa róża
O tym fakcie z wielką radością i wdzięcznością Bogu za
uzdrowienie przez wstawiennictwo bł. siostry Bernardyny
pani Anna powiadomiła s. Kingę w Krakowie. Aby wyrazić
wdzięczność bł. siostrze Bernardynie za uzdrowienie, małżonkowie przyjeżdżają raz w roku (lub częściej) do sanktu-
28
arium „Ecce Homo” w Krakowie, gdzie znajduje się sarkofag z relikwiami Błogosławionej. – Złożyłam też wotum –
bursztynową różę w srebrnej oprawie, jako dar wdzięczności. Nawiedzamy też często klasztor na Kalatówkach, aby
dziękować Błogosławionej w miejscu, gdzie dokonało się
uzdrowienie. Dziękując każdego dnia, prosimy bł. siostrę
Bernardynę o potrzebne łaski. Prosimy też Wszechmogącego Boga o jej kanonizację – mówi Anna Konopka.
mp
Wierzyłam, że Pan Bóg nas wysłucha
Siedem lat temu 35-letnia Krystyna Bandyk z Lipnicy Wielkiej, matka wielodzietnej rodziny bardzo cierpiała. Jej stan był
bardzo poważny. Lekarze stwierdzili dwa guzy w głowie. W obliczu tragedii cała rodzina i sama chora, a także siostry
albertynki prosili o pomoc Pana Jezusa Miłosiernego za pośrednictwem bł. Siostry Bernardyny.
Choroba pani Krystyny rozpoczęła się na przełomie
czerwca i lipca 2002 roku lekkimi bólami głowy. W sierpniu
bóle te nasiliły się do tego stopnia, że kobieta schudła aż
12 kilogramów. W tym czasie zaczęły się także silne torsje,
zawroty głowy, a ból był tak ogromny, że pani Krystyna traciła równowagę i przytomność.
Szukanie pomocy
Pani Krystyna bardzo cierpiała, więc udała się do lekarza. Początkowe rozpoznania nie były właściwe, więc ból nie
ustępował. W końcu w grudniu kobieta znalazła się w szpitalu w Zakopanem, gdzie stwierdzono dwa guzy w mózgu
oraz wodogłowie. Konieczna była natychmiastowa operacja.
Pani Krystyna przyjęła Sakrament Namaszczenia Chorych, a ksiądz kapelan w jej intencji pomodlił się i odprawił
Mszę świętą. W tym czasie rodzina pani Krystyny także błagała Boga o ratunek. – Nie da się opisać tragedii, jaka nastąpiła w mojej rodzinie. Wraz z moimi dziećmi modliła się
moja mama, tata, mąż, który bardzo prosił bł. siostrę Bernardynę o wstawiennictwo u Pana Jezusa Miłosiernego
i Bożej Matki, żebym
mogła wrócić do nich, do moich dzieci, a mam ich sześcioro. Te dzieci bardzo potrzebowały matki: Dawid miał wtedy
13 lat, Dominika – 12, Joasia – 10, Monika – 9, Patrycja –
7 i Tomasz – 4. Chociaż mam bardzo dobrego męża, trudno
by mu było sobie z nimi poradzić – mówi kobieta.
Rodzinę Bandyków w „bombardowaniu” Nieba wspomagały siostry albertynki. – Ja także, choć wyczerpana fizycznie, modliłam się za wstawiennictwem bł. Siostry Bernardyny odmawiając nowennę – podkreśla Krystyna Bandyk.
Nie zwątpiła
Na początku stycznia pani Krystyna została przewieziona do Kliniki Neurologii przy ul. Botanicznej w Krakowie.
Badający ją lekarz stwierdził wówczas, że operacja musi być
przeprowadzona natychmiast i kazał pacjentce przygotować
się na najgorsze. – Ale ja miałam silną wolę i wierzyłam
w moc modlitwy. Ani na chwilę nie zwątpiłam, gdyż wierzyłam, że Pan Bóg nas wysłucha – podkreśla kobieta.
Przed samą operacją pani Krystyna szepnęła „Jezu, ufam
Tobie” i prosiła, by jeszcze mogła zobaczyć męża i dzieci. Po
wybudzeniu pielęgniarka pokazała pacjentce zdjęcie jej dzieci, a ona od razu zrozumiała, że została wysłuchana. – Mój
stan zdrowia bardzo szybko się poprawiał. Wracałam do sił.
Począwszy od 3 stycznia aż do 13 stycznia mój mąż ze szwagrem codziennie klękali w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie – Łagiewnikach i za przyczyną bł. Siostry
Bernardyny modlili się gorąco w mojej intencji.
I tak po operacji przez dwa tygodnie nie podano mi
żadnego środka przeciwbólowego, chociaż miałam wyciętą kość z tyłu głowy. Ze szpitala zostałam wypisana 14 stycznia w dobrym stanie. – Do dziś dziękuję Jezusowi Miłosiernemu i bł. Siostrze Bernardynie za to, że żyję, za to, że doświadczyłam tak
ogromnej łaski. Z naszą rodziną uczestniczyliśmy w Łagiewnikach w Mszy św. dziękczynnej.
Byliśmy także w Krakowie w kościele św. Brata Alberta z podziękowaniem za otrzymane
łaski za pośrednictwem bł. Siostry Bernardyny.
Prosiliśmy ją, by zawsze nam pomagała. Dziś
czuję się dobrze, wszystkie badania wychodzą
także pozytywnie. Jestem za to niezmiernie
wdzięczna Panu Bogu, Jego Matce i Siostrze
Bernardynie – mówi Krystyna Bandyk.
mp
29
Wdzięczna za pracę
Przez kilka miesięcy Jolanta Waśniowska z Warszawy
szukała bezskutecznie pracy. Pomogła jej bł. Bernardyna
Jabłońska. – Mocno wierzę w to, że tylko dzięki łasce Bożej
mam do dziś pracę – wyznaje pani Jolanta.
Był rok 1999. Pani Jolanta wróciła z zagranicy i szukała
w Polsce pracy. Z zawodu jest tłumaczką języka niemieckiego. Dawała ogłoszenia, wysyłała oferty. Wszystko to nie dawało żadnych rezultatów – wciąż nie miała pracy. Sytuacja
stawała się beznadziejna. – Jestem mamą dwóch chłopców,
którzy w tamtym czasie chodzili do przedszkola sióstr loretanek. Któregoś dnia w przedszkolu zobaczyłam obrazek ze
zdjęciem Siostry Bernardyny oraz modlitwą za jej wstawiennictwem. Od razu wiedziałam, kto będzie moim pośrednikiem w „bombardowaniu” Nieba o pracę – opowiada kobieta.
I tak pani Jolanta zaczęła za wstawiennictwem Siostry
Bernardyny prosić Pana Boga o pracę. -Wkrótce zaczęłam
otrzymywać zlecenia. Tak jest do dziś. Teraz modlę się za
wstawiennictwem Siostry Bernardyny o to, bym jak najlepiej mogła wykonywać moją pracę i dziękuję z całego serca
za otrzymaną łaskę. Może moje słowa nie wyrażają tego najlepiej, ale chciałam powiedzieć, że mocno wierzę w to, że
mam pracę tylko dzięki łasce Bożej – podkreśla Jolanta
Waśniowska.
mp
Wyprosiła łaski dla dzieci
Jakiś czas temu dostałam obrazek z postacią św. Alberta
Chmielowskiego i nowenną za przyczyną św. Brata Alberta.
Obrazek był podwójny – z jeden strony był Brat Albert,
a z drugiej błogosławiona Siostra Bernardyna oraz nowenna
o uproszenie łask. Od razu, bez chwili zastanowienia, pomyślałam o swoich dzieciach. Marlenka chodziła wtedy do
trzeciej klasy szkoły podstawowej. Od narodzin córka bardzo często chorowała, leżała w szpitalu. Była bardzo przestraszona i nieśmiała. W nowennie prosiłam o zdrowie dla
niej i o to, żeby była odważniejsza.
Myślę, że moje prośby zostały wysłuchane. Moja córka
od tamtej pory zaczęła występować w innych szkołach, recytując różne wiersze. Przedtem, kiedy np. wychodziła na
scenę, mówiła wiersz i płakała przy tym. Teraz jest zupełnie
inna – bardziej pewna siebie i odważna.
Mam jeszcze syna Rafała. Któregoś dnia zobaczyłam, że
u mojego pięcioletniego synka na nadgarstku prawej ręki
pojawił się guzek. Byliśmy u trzech lekarzy. W Białymstoku
od razu zapadła decyzja, że trzeba go usunąć operacyjnie.
Lekarz powiedział: „przemyślcie to i jak będziecie gotowi, to
przyjedźcie do nas i dziecko położymy na oddział”. Myśleliśmy długo, bo bardzo się baliśmy. Lekarz zapewniał, że to
nic groźnego, ale po operacji guzek może wyrosnąć w tym
samym miejscu albo w innym.
Wtedy przypomniałam sobie o nowennie za wstawiennictwem bł. Siostry Bernardyny i Brata Alberta. Zaczęłam
je odmawiać prosząc, aby guzek zniknął. I niewiarygodne,
ale narośl pomału stawała się coraz mniejsza – aż w końcu
zniknęła.
Jestem ogromnie wdzięczna, że św. Brat Albert i bł. Siostra Bernardyna wysłuchali moich próśb i wymodlili łaski
dla Marlenki i Rafałka.
Marzanna Lubowicka
Nowenna za przyczyną bł. Siostry Bernardyny
o uproszenie łask
Panie Jezu Chryste, któryś raczył ukształtować serce błogosławionej Siostry Bernardyny na wzór
Twego Boskiego Serca, pełnego miłości i dobroci, i dałeś jej wielką wrażliwość na ludzkie potrzeby,
głód i cierpienia, za jej wstawiennictwem udziel mi łaski .........................., o którą w tej nowennie
pokornie Cię proszę.
Błogosławiona Siostro Bernardyno, módl się za nami!
Ojcze nasz...,
Zdrowaś Maryjo...,
Chwała Ojcu...
30
Zaufała bezgranicznie
Kilka lat temu nagle zmarł mój syn. Po tym tragicznym wydarzeniu moja synowa zabroniła mi i mojemu mężowi widywać
się z naszą ukochaną wnuczką, która miała wtedy półtora roczku. Synowa odsunęła się od nas całkowicie, co potęgowało
nasz ból po stracie syna.
Wtedy, w tym bólu i cierpieniu, dostałam od sąsiadki
obrazek z Siostrą Benardyną i nowenną za jej wstawiennictwem. Poczułam, że muszę się modlić, że to jest ostatnia
deska ratunku, że ta modlitwa nam pomoże. Zaufałam bezgranicznie i zaczęłam się modlić...
Nie stało się to od razu, ale po jakimś czasie spotkaliśmy
się z synową i zaprosiliśmy ją do nas. Przyszła z wnuczką i od
tej pory możemy kontaktować się z naszą ukochaną wnusią.
Wierzę gorąco w to, że tę trudną i bardzo bolesną sprawę
pomogła rozwiązać nam właśnie Siostra Bernardyna, za co
ogromnie jej dziękuję.
Pamiętam, że kiedyś przyszła do domu moja córka. Była
bardzo zmartwiona, bo nie miała mieszkania. Mówiłam jej
wtedy, żeby się nie martwiła, że na pewno wszystko się ułoży. I wtedy także zaczęłam prosić o pomoc Siostrę Bernardynę, która i w tym kłopocie przyszła nam z pomocą. Jestem
jej bardzo wdzięczna za wszystkie wymodlone dla nas łaski.
Marianna (nazwisko do wiadomości redakcji)
Za jej przyczyną
Stanisława Giertuga o Siostrze Bernardynie Jabłońskiej dowiedziała się w 1999 roku, kiedy do Zawoi przyjechały siostry
albertynki i przybliżyły ludziom postać i życie Błogosławionej. – Wtedy to otrzymałam od sióstr obrazek z Siostrą Bernardyna i nowenną za jej wstawiennictwem. Często tą modlitwą zwracałam się do Boga w różnych potrzebach i utrapieniach. Po odmówieniu nowenny zawsze byłam wysłuchana – mówi Stanisława Giertuga.
Takich łask pani Stanisława wymodliła wiele. Do
największych zalicza szczęśliwy poród córki i zdrowie brata.
– Córka już była po terminie. W szpitalu czekała na urodzenie dziecka. Wszystko przedłużało się i córka bardzo się denerwowała. Prosiła mnie: „Mamo, módl się za mnie, żebym
już urodziła”. Wtedy zaczęłam nowennę za wstawiennictwem
Siostry Bernardyny i już następnego dnia na świat przyszło
zdrowe dziecko – wspomina Stanisława Giertuga.
Zawał serca
– Piętnaście lat temu mój brat przeszedł zawał serca.
Wtedy jakoś się pozbierał, ale pięć lat temu przyszedł kolejny zawał. Pojechałam wtedy do niego, a była to Wigilia.
Stan brata był tak ciężki, że lekarz nie chciał mnie wpuścić.
Był pod aparatami. Dusił się. Lekarz powiedział wtedy, że
jego stan jest tak ciężki, że chyba tylko moc z Nieba może
go uzdrowić – opowiada pani Stanisława.
W tym trudnym czasie kobieta zaczęła odmawiać nowennę za wstawiennictwem Siostry Bernardyny. – Zamówiliśmy także Mszę świętą z prośbą o zdrowie dla brata.
I o dziwo – już w Boże Narodzenie mój brat poczuł się lepiej,
a po Nowym Roku wyszedł do domu. Teraz mój brat czuje
się dobrze. Wierzę, że dzieje się to wszystko za przyczyną
błogosławionej Matki Bernardyny Jabłońskiej. Wierzę, że
doświadczyliśmy cudu i za niego serdecznie Bogu dziękuję –
podkreśla kobieta.
mp
Odzyskał zdrowie duszy
Przed laty mój 47-letni kuzyn zachorował na marskość
wątroby. Był raczej niepraktykujący, czasem tylko chodził
do kościoła, ale nie przystępował do Sakramentów Świętych. Denerwowała go pobożność jego żony i córek. Nie było
mowy o pojednaniu z Bogiem. Poprosiłam wtedy siostry albertynki o modlitwę w intencji nawrócenia kuzyna. Siostry
dały mi obrazki z Siostrą Bernardyną, a ja rozdałam je
w rodzinie. Wszyscy modliliśmy się o nawrócenie kuzyna.
I wprawdzie nie odzyskał on zdrowia ciała, ale odzyskał zdrowie duszy. Podczas pobytu w szpitalu nawrócił się i codziennie przyjmował Pana Jezusa. Zmarł pojednany z Panem Bogiem i całkowicie pogodzony z Jego wolą. Dziękuję Siostrze
Bernardynie za wielką łaskę nawrócenia mojego kuzyna.
Elżbieta Rudnicka
31
Wyrwany z objęć śmierci
Siostry albertynki skrzętnie zbierają świadectwa łask, jakie wierni wypraszają u Pana Boga za wstawiennictwem bł. Siostry
Bernardyny. Oto jeszcze jedno z nich:
„Pisząc do Sióstr pragnę dać świadectwo cudownego
uratowania życia mojemu bratu za przyczyną bł. Matki Bernardyny Marii Jabłońskiej.
15 marca 1997 r. mój brat dostał bardzo silnych boleści
w jamie brzusznej. Podejrzewany o ostre zapalenie wyrostka
robaczkowego, w trybie natychmiastowym został operowany na wyrostek robaczkowy w miejscowym szpitalu. Po
»otworzeniu« brzucha okazało się, że powodem boleści jest
tętniak aorty brzusznej. W tej sytuacji mój brat karetką reanimacyjną
został natychmiast przewieziony do
Wojewódzkiego Szpitala w Lublinie.
Tam w nocy poddano go kolejnemu zabiegowi. Operacja trwała kilka godzin. Powiedziano nam, że zabieg się udał – tętniak został usunięty, a w jego miejsce wszczepiono protezę.
Błąd lekarzy
Niecały tydzień po zabiegu brat
dostał wysokiej temperatury, gwałtownie nasiliły się bóle brzucha, chory stracił przytomność i po raz kolejny został operowany.
Okazało się, że w wyniku błędu
lekarskiego popełnionego w czasie
poprzedniego zabiegu dostał zapalenia otrzewnej. Brat wrócił na oddział
reanimacji, był nieprzytomny, wysoko gorączkował, a jelita nie podejmowały pracy przez ponad trzydzieści dni, co w praktyce oznaczało
śmierć. Przestały także pracować nerki, a badania krwi były
fatalne, wobec czego musiał być dializowany. Powiedziano
nam, że na Święta Wielkanocne umrze. W Wielki Piątek
1997 r. nastąpiła agonia i tylko godziny decydowały o życiu...
Pomogły siostry
Miałam kontakt z siostrami albertynkami w Siedlcach,
które widząc moją rozpacz i znając moją sprawę, dały mi
obrazek Matki Bernardyny z jej relikwiami. Kazały mi się
modlić za wstawiennictwem Matki i obiecały się modlić
w intencji chorego.
Codziennie z moją siostrą jeździłyśmy do brata i siedziałyśmy przy nim. Bardzo modliłyśmy się o jego zdrowie,
a obrazek Matki Bernardyny przykładałyśmy do jego brzucha.
Stan chorego był nadal krytyczny. Leżał nieprzytomny,
podłączony do aparatów, oddychał za pomocą respiratora.
Lekarze nie dawali nam żadnych szans na to, że brat będzie
żył... Mówili, że w Polsce takiego przypadku jeszcze nie było,
a literatura światowa opisuje, że z takiego stanu wychodzi
jeden pacjent na tysiąc.
Nie ustawały w modlitwie
Choć brat wiele razy był w agonii, my nie ustawałyśmy
w modlitwie. Moja siostra do ust dawała bratu krople wody
z Lourdes, przykładała do brzucha obrazek Matki Bożej
Częstochowskiej i Siostry Bernardyny. I pewnego dnia zaczęły pracować jelita, chory bardzo
powoli wracał do życia, choć stan
jego zdrowia wciąż był bardzo ciężki. Taka sytuacja trwała około cztery miesiące.
Ponieważ brat leżał w jednej pozycji, skazany przez lekarzy na
śmierć, zrobiły mu się straszne odleżyny. Lekarze bali się, że trzeba będzie staw zastąpić protezą. Rany ropiały, krwawiły i pojawiały się nowe
odleżyny na całych nogach. Wtedy
moja siostra kupiła specjalny materac przeciwodleżynowy zasilany prądem, pod nogi zakładałyśmy wałki
– laserowałyśmy rany, nie dopuszczając do ich rozprzestrzeniania.
„Tobie on nie jest potrzebny”
Za jakiś czas odleżyny zoperowano, ale to nic nie dało, a stan zdrowia brata znowu się pogorszył. Wtedy zaczęłam przykładać obrazek
Matki Bernardyny do ran brata. I był
taki dzień kiedy on – choć bardzo
słaby – wziął ten obrazek do ręki i mocno ścisnął. Nie chciał
mi go oddać, mówiąc: „Tobie on nie jest potrzebny”.
Na początku września bratu znowu operowano odleżyny. Kilka dni później stan jego zdrowia na tyle się pogorszył,
że poddany był reanimacji...
Jednak już następnego dnia stan jego zdrowia uległ znacznej poprawie, tak że zaczęto go uruchamiać... Kilka dni później przewieziono brata do naszego szpitala. Jego stan zdrowia obecnie jest zadowalający, choć nie ma siły, by chodzić.
Moja rodzina i wszyscy, którzy znają przebieg choroby, jesteśmy przekonani, że to wielki cud i wstawiennictwo Matki Bernardyny, że on żyje, choć minęło już dwa lata od czasu, jak zachorował. Ja cały czas modlę się za wstawiennictwem Błogosławionej o dalsze uzdrowienie brata
i potrzebne mu łaski, ufając, że nas nie opuści”.
(Nazwisko i imię do wiadomości redakcji)
Duch kontemplacji
Gdy w różnych miejscowościach Polski powstały domy
braci i sióstr, Brat Albert mimo swego kalectwa i wieku jeździł od jednego do drugiego, bacząc pilnie, by wszędzie przestrzegano zasad ewangelicznego ubóstwa i ducha zakonnego. W cichych zakątkach domów swego zgromadzenia Brat
Albert odpoczywał po trudach życia wielkomiejskiego, a patrząc na piękno przyrody, niejednokrotnie wpadał w zachwyt
i uczył braci i siostry, jak w świecie stworzonym przez Boga
widzieć wspaniałość Stwórcy i jednoczyć się z Nim w dziecięcym umiłowaniu.
W zaciszu karmelitańskim
Po upadku powstania styczniowego Kraków przygarnął
wielu rozbitków, którzy byli ścigani przez Moskali, lub nie
mogli patrzeć na ruiny życia narodowego pod zaborem rosyjskim. Wielu z nich szukało ukojenia za murami klasztornymi albo w pracy duszpasterskiej. Ponad wszystkich wybijały się postacie: Brata Alberta Chmielowskiego, o. Rafała
Kalinowskiego – karmelity bosego i o. Wacława Nowakowskiego – kapucyna. Bywało, że w ustroniu klasztoru karmelitańskiego w Czernej koło Krakowa, gdzie o. Rafał był przeorem, spotykali się dawni obrońcy ojczyzny i snując powstańcze wspomnienia, zachęcali się wzajemnie do życia dla Boga
i narodu.
Brat Albert miłośnik zwierząt
Brat Albert porzucił sztukę, aby niepodzielnie oddać się
pracy nad ubogimi; nigdy jednak nie przestał być artystą.
Jego wrażliwa, artystyczna dusza odczuwała piękno wszędzie,
a zwłaszcza w przyrodzie. Zmęczony trudami wielkomiejskiego życia, rad jeździł do Zakopanego, aby tam w ciszy pustelni na Kalatówkach rozmawiać z Bogiem, odzywającym się
do niego głosem przyrody. Nieraz widziano Brata Alberta,
jak w lesie zatrzymywał swego konika, aby przysłuchiwać się
śpiewowi ptaków. Braciom – pół żartem, pół serio – powtarzał, że może dobry Bóg i zwierzętom zapewnił miejsce na
drugim świecie.
Duch św. Franciszka i wiernego jego naśladowcy Brata
Alberta udzielił się również pierwszym braciom, którzy z
podobną serdecznością odnosili się do zwierząt. W zakopiańskiej pustelni chowały się trzy owieczki, z których jedna tak
była do braci przywiązana, że towarzyszyła im wszędzie, nawet zaglądała przez okno do pomieszczenia, gdzie byli
zgromadzeni. Słynny był także w Zakopanem osiołek Brata
Alberta, podarowany mu przez właścicielkę Ruszczy, który
jednak wzbudzał takie zaniepokojenie wśród góralskich koników, że Brat Albert z żalem zmuszony był pozbyć się ulubionego wierzchowca.
Zygmunt Wierciak, Życie Świętego Brata Alberta w obrazach, opracowano
na podstawie tekstu ks. dr. Kazimierza Prażmowskiego,
wyd. trzecie – na nowo zredagowane i poszerzone, Kraków 2002

Podobne dokumenty