W blasku świętych Iskra Miłosierdzia

Transkrypt

W blasku świętych Iskra Miłosierdzia
Iskra
Miłosierdzia
Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach
październik 2012
W blasku
W blasku
świętych
świętych
– Siostra Faustyna
Święta na współczesne czasy
– Ponowne narodzenie
Świadectwo uzdrowienia
s. Marie Simon-Pierre
– Wszyscy potrzebujemy miłosierdzia
Rozmowa z kard. Stanisławem Dziwiszem
2 | Iskra Miłosierdzia
Droga codziennej
wierności
Październik jest miesiącem dwojga świętych, którzy są niemal organicznie
związani z Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach: św.
Faustyny i bł. Jana Pawła II, dlatego postanowiliśmy poświęcić ten numer „Iskry
Miłosierdzia” im i innym świętym i błogosławionym, którzy kojarzą się z Krakowem, polskim Papieżem, a także z przesłaniem Bożego Miłosierdzia. Namawiam
gorąco do lektury artykułów, z których wyłania się obraz świętości realizowanej
w codziennym życiu, często bez spektakularnych osiągnięć, rozgłosu czy po ludzku pojmowanego sukcesu. Zdawać by się mogło: zwykli ludzie. Prosta zakonnica
i cierpiący Papież są dla nas przykładami dobra realizowanego w codzienności,
zwyczajnie, ale zarazem heroicznie. Świętość, którą oni nam proponują, to droga
bezkompromisowa, czasem bolesna, biegnąca często w niezrozumieniu i odrzuceniu przez innych; droga codziennej wierności.
Taką drogą próbują też iść świadkowie Miłosierdzia, których wielu zgromadziło
się w naszym Sanktuarium w październiku ubiegłego roku, podczas II Światowego Kongresu Bożego Miłosierdzia. Spotkaliśmy wówczas ludzi zwykłych-niezwykłych; obok hierarchów Kościoła z całego świata modlili się tutaj prości wyznawcy miłosiernego Jezusa, którzy bez rozgłosu, po cichu i konsekwentnie głoszą
orędzie o Bożym Miłosierdziu, czasem w skrajnie trudnych warunkach wojen
i prześladowań albo po prostu braku tolerancji czy zwyczajnej obojętności środowiska, w którym żyją. To dlatego postanowiliśmy raz jeszcze wrócić do wydarzeń
sprzed roku i pokazać, że świętość jest możliwa, bo Jezus w swoim miłosierdziu
daje szansę każdemu człowiekowi i wbrew pozorom nie oczekuje od nas nadzwyczajności, ale zwyczajnej postawy miłości i dobra, po prostu – normalnego życia.
Dziś, w świecie kwestionowanych i przewróconych do góry nogami wartości,
taka postawa urasta do rangi heroizmu.
Przemysław Bednarz
Za wszystkich
ofiarodawców
modlimy się codziennie,
zwłaszcza w Godzinie
Miłosierdzia o 15.00,
a w każdy trzeci piątek
miesiąca odprawiana jest
uroczysta Msza święta
w ich intencji.
Dziękujemy za
wszelkie ofiary
na ten cel.
Iskra Miłosierdzia
październik 2012
4
Idea Miłosierdzia Bożego
u św. Siostry Faustyny,
bł. ks. Michała Sopoćki
i bł. Jana Pawła II
– Ks. prof. Jan Machniak
6
Siostra Faustyna – Święta
na współczesne czasy
– S. M. Koleta Fronckowiak
ZMBM
8
Kobiety św. Siostry Faustyny
9
Ponowne narodzenie
– S. Marie Simon-Pierre
Normand PSMC
11
Miłosierdzie od stóp do serca
– historia Maureen Digan
12
Krzyż Ojca, krzyż matki
– Marta Połońska
13
„Nigdy nie mogę powiedzieć,
że uczyniłem dosyć”
– S. Augustyna Kiewro ZSJM
18
Zuchwała modlitwa
– Jan Pospieszalski
19
Mamy być wojownikami
– S. Anna Bałchan SMI
21
Spotkanie po latach
24
Muzyka jest
odblaskiem Boga
– Henryk Jan Botor
28
Wszyscy potrzebujemy
miłosierdzia
– Kard. Stanisław Dziwisz
30
Dekada Miłosierdzia
– Magdalena Dobrzyniak
Wydawca:
Fundacja Sanktuarium Bożego
Miłosierdzia
ul. Siostry Faustyny 3, 30-420 Kraków
tel. 12-252-33-07, e-mail: iskra@
milosierdzie.pl
www.milosierdzie.pl
Redakcja:
Ofiary na organy można wpłacać na specjalne konto:
17 1240 4432 1111 0010 2908 8121
www.milosierdzie.pl
Przemysław Bednarz (redaktor naczelny)
Przemysław Radzyński (zastępca
redaktora naczelnego)
Magdalena Dobrzyniak (sekretarz)
Marcin Nowak (DTP)
3
temat numeru
Idea
Miłosierdzia
Bożego
u św. Siostry Faustyny, bł. ks. Michała Sopoćki
i bł. Jana Pawła II
Ks. prof. Jan Machniak,
Rektor Akademii Bożego Miłosierdzia
O
rędzie Miłosierdzia dociera dziś na krańce świata dzięki
św. Siostrze Faustynie, Mistyczce i Apostołce Bożego
Miłosierdzia. Na stałe wpisała się w świadomość wiernych
Kościoła, przypominając prawdę o Bogu miłosierdzia, który
nigdy nie opuszcza człowieka. Jej przeżycie wewnętrzne stanowi przykład bardzo osobistego zjednoczenia z Bogiem.
Obok św. Faustyny dostrzegamy coraz wyraźniej postać
bł. ks. Michała Sopoćki - kapłana, spowiednika i teologa,
powiernika wielkiej tajemnicy Bożej, beatyfikowanego w 2011
roku w Białymstoku. Stanął on odważnie przy Siostrze Faustynie, by wsłuchiwać się w głos Boga i stawać się uczniem
Jezusa Miłosiernego. Posługa Bożemu Miłosierdziu stała się
czynnikiem decydującym w jego życiu. Kształtowała całą jego
postawę jako kapłana i teologa.
Prawda o Bożym Miłosierdziu stanowiła centralny motyw
pontyfikatu Jana Pawła II. Pojawiła się w jego nauczaniu już na
początku pontyfikatu w Encyklice Dives in misericordia („Bóg
bogaty w miłosierdzie” - 1981), która razem z Encyklikami
Redemptor hominis („Odkupiciel człowieka” - 1978) i Dominum et Vivificantem („Pan i Ożywiciel” – 1983) stanowi część
wielkiej trylogii dogmatycznej, w której bł. Jan Paweł II mówi
do współczesnego człowieka o Bogu objawiającym się człowiekowi jako Trójca Święta – Ojciec, Syn i Duch Święty. Miłosierdzie jest kluczem do zrozumienia tajemnicy Boga i człowieka.
1. Apostołka Bożego Miłosierdzia
Droga św. Faustyny (1905-1938) do poznania Bożego Miłosierdzia
była bardzo prosta, jak proste było życie pokornej zakonnicy spełniającej w klasztorze najpospolitsze prace w kuchni, w piekarni, w ogrodzie i na furcie. W swoich modlitwach rozważała obecność Boga
w dziejach świata: stworzenie, historia Izraela, przyjście Chrystusa na
ziemię, Jego życie ziemskie, śmierć i zmartwychwstanie. Patrząc na
swoje życie dostrzegła, że Bóg nieustannie ją prowadził. We wszystkich wydarzeniach swojego życia Siostra Faustyna widziała Jezusa.
Doświadczała Jego miłości nawet wtedy, gdy była bardzo chora.
Patrząc na swoje życie i świata oraz kontemplując miłosierne oblicze
Zbawiciela, który przychodził do niej w wizjach, odkryła prawdę
o największej tajemnicy Boga, o Jego miłosierdziu.
Misja Apostołki Bożego Miłosierdzia, polegająca na głoszeniu światu orędzia miłosierdzia, obejmuje również konkretne
4 | Iskra Miłosierdzia
formy kultu Boga bogatego w miłosierdzie, które Mistyczka
z Krakowa przekazała światu. Mają one być pomocą w zbliżeniu ludzi do Boga i otwarciu się na działanie łaski, którą Jezus
Miłosierny chce obdarzyć każdego człowieka. Nabożeństwo
do Bożego Miłosierdzia, obejmujące uczczenie obrazu Jezusa Miłosiernego, Święto Miłosierdzia i modlitwy do Bożego
Miłosierdzia, zostało przekazane w prywatnych objawieniach
i poddane teologicznej weryfikacji przez ks. Michała Sopoćkę.
Misja św. Faustyny wyraziła się w głoszeniu orędzia miłosierdzia światu: zapisywaniu prawd przekazywanych przez Pana
Jezusa w wewnętrznych objawieniach, głoszeniu ich światu
przez informowanie przełożonych oraz wypraszanie miłosierdzia dla świata. Siostra Faustyna, posłuszna Jezusowi Miłosiernemu, wypełniła dokładnie swoją misję stając się dla świata
znakiem wielkiej miłości Boga do człowieka. Przypomniała, że
Bóg, Ojciec miłosierdzia nigdy nie opuszcza człowieka w potrzebie. Orędzie miłosierdzia jest obecne w różnych formach
kultu: cześć obrazu Jezusa Miłosiernego, Święto Miłosierdzia
w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, Koronka do Bożego Miłosierdzia, Nowenna i inne modlitwy.
2. Bł. ks. Michał Sopoćko
– kierownik duchowy św. Faustyny
Pan Jezus wskazał go Siostrze Faustynie w wewnętrznym
widzeniu jako pomoc w rozpoznawaniu Orędzia Miłosierdzia.
Bł. ks. Michał Sopoćko podjął to wyzwanie, gdy św. Faustyna
w Wilnie, latem 1933 roku zwróciła się do niego z prośbą o pomoc w realizowaniu Bożego wezwania. Nie przeraził się, gdy
przekazała mu tajemnicę Bożego Miłosierdzia, którą Pan Jezus
jej odsłaniał. Nie zlekceważył głosu Bożego. Upewnił, że ma
do czynienia z Bożym działaniem w duszy Siostry Faustyny.
Zaangażował całą swoją wiedzę i autorytet profesora teologii
Uniwersytetu Wileńskiego, by zrozumieć i przekazać orędzie
miłosierdzia Kościołowi i światu.
Ks. M. Sopoćko (1888–1975), kiedy spotkał Siostrę Faustynę,
był profesorem teologii pastoralnej na Uniwersytecie Stefana
Batorego w Wilnie i rektorem kościoła św. Michała. W latach
1933–1941 pełnił funkcję spowiednika w klasztorze Sióstr
Matki Bożej Miłosierdzia. W opinii Siostry Faustyny, był
nie tylko wybranym przez Boga, ale posiadał dobrą wiedzę
teologiczną, zdolność poznawania serca i rozróżniania duchów
temat numeru
(diakrisis), którą Ojcowie Pustyni podają jako warunek podjęcia kierownictwa duchowego. Zdolność ta pozwalała mu z łatwością oddzielać pokusy od natchnień Bożych i tak kierować
Siostrą Faustyną, by mogła otwierać swoje serce na działanie
Boga i pełnić Jego wolę. Przymioty te były wynikiem Bożej
łaski, którą obdarzył go Pan Jezus. Kierując Siostrą Faustyną
w oparciu o sakrament pokuty, wprowadzał ją w tajniki życia
duchowego przez pełnienie woli Bożej, wypełnianie nakazów
wynikających z Konstytucji zakonnych, pójście za wewnętrznymi natchnieniami i oddanie siebie działaniu Boga, stając się
narzędziem w Jego ręku.
Ks. Michał Sopoćko był autorem wielu publikacji na temat
Bożego Miłosierdzia i miał niewątpliwie wielki wpływ na formację teologiczną swojej penitentki. Siostra Faustyna czytała
broszurę jego autorstwa, zatytułowaną Miłosierdzie Boże. Studium teologiczno-praktyczne, wydaną w Wilnie w 1936 roku.
Z nim św. Faustyna dzieliła się modlitwami, które przekazał jej
Jezus w wewnętrznych natchnieniach, aby już za jej życia mogły być wydrukowane na obrazkach z Jezusem Miłosiernym.
Zapoznając się już w Krakowie z kolejnym artykułem ks. Sopoćki o Miłosierdziu Bożym, wydanym 4.IV.1937 r. w „Tygodniku Wileńskim”, stwierdziła ze zdziwieniem, że niektóre
sformułowania w książce dosłownie zgadzają się ze słowami
Pana Jezusa, które słyszała w swoim sercu. Siostra Faustyna
korespondowała również ze swoim spowiednikiem, podejmując w listach tematykę Miłosierdzia Bożego.
Bł. ks. Michał Sopoćko służył Siostrze Faustynie jako spowiednik i kierownik duchowy w Wilnie od 1933 roku do 1936 roku,
a potem prowadził z nią ożywioną korespondencję omawiając
sprawy kultu Miłosierdzia Bożego. Odwiedzał ją również
w Krakowie, kiedy ciężko zachorowała. Między nimi wywiązała się głęboka więź duchowa. Połączyła ich tajemnica Bożego
Miłosierdzia, której poświęcili całe życie. Ks. Sopoćko dotykał
tajemnicy Bożego Miłosierdzia jako spowiednik i kierownik
duchowy św. Faustyny. Czuwał nad jej rozwojem duchowym.
Prowadził na drogi zjednoczenia z Bogiem. Był cierpliwy
w konfesjonale, a kiedy spowiedzi się przedłużały, poprosił
o spisywanie wewnętrznych przeżyć. Dzięki temu powstał
Dzienniczek św. Faustyny, przez który możemy poznać wnętrze duchowe naszej Mistyczki i orędzie miłosierdzia Bożego.
O zasługach bł. ks. Michała w rozwoju życia duchowego dała
piękne świadectwo sama Siostra Faustyna. Z listów pisanych
przez nią do ks. Sopoćki wynika, że wywiązała się między
nimi wielka przyjaźń duchowa. W centrum tej przyjaźni była
tajemnica Miłosierdzia Bożego i wielka troska o to, jak ją
przekazać światu. Ks. Michał Sopoćko jawi się nie tylko jako
gorliwy spowiednik i kierownik duchowy św. Siostry Faustyny,
ale również jako wybitny teolog zgłębiający tajemnicę Bożego
Miłosierdzia w Objawieniu i w nauczaniu Kościoła. Nie tylko
zaopiekował się duchowo Siostrą Faustyną, ale również podjął
się zadania troski o kult Bożego Miłosierdzia.
Po wyjeździe Siostry Faustyny z Wilna do Krakowa w 1936
roku zaczął studiować prawdę o Bożym Miłosierdziu w Piśmie
świętym, w nauczaniu Ojców Kościoła i w dokumentach soborów powszechnych. Pogłębione studium doprowadziło go do
stwierdzenia zbieżności prywatnych objawień Siostry Faustyny
z Objawieniem Bożym. To umocniło ks. Michała w przekonaniu,
że warto jeszcze bardziej zaangażować się w studium teologii
miłosierdzia. On sam powoli stawał się apostołem miłosierdzia.
www.milosierdzie.pl
W styczniu 1934 roku wystarał się o malowanie obrazu Jezusa
Miłosiernego u wileńskiego artysty Eugeniusza Kazimirowskiego. Już w 1936 roku ukazały się pierwsze publikacje
dotyczące Bożego Miłosierdzia, które pokazywały, jak ta
„największa tajemnica Boga” objawiała się w dziejach świata.
Ukoronowaniem jego pracy jako teologa miłosierdzia stała się
książka: Miłosierdzie Boga w dziełach Jego (Londyn 1959). Dziś
bł. Michał Sopoćko staje obok św. Siostry Faustyny, by uczyć
nas całkowitego zaufania Bogu.
3. Bł. Jan Paweł II
– Papież Miłosierdzia Bożego
W czasie beatyfikacji Siostry Faustyny Kowalskiej w II Niedzielę Wielkanocną 18 kwietnia 1993 roku w Rzymie Jan Paweł II podkreślił, że tajemnica Bożego Miłosierdzia, którą Bóg
przypomniał całemu światu przez pokorną zakonnicę z Polski
jest „proroczym wołaniem do świata”. Dla całej ludzkości
zmęczonej strasznymi wojnami, orędzie miłosierdzia stało się
znakiem nadziei, wskazującym na obecność Boga obdarowującego miłością i możliwość odrodzenia duchowego człowieka.
Kanonizacja Siostry Faustyny Kowalskiej 30 kwietnia 2000 roku
w Rzymie miała szczególną wymowę, ponieważ przez ten akt
Jan Paweł II przekazał orędzie miłosierdzia całemu światu jako
pomost łączący drugie tysiąclecie chrześcijaństwa z nowym wiekiem. Przypomniał jednocześnie, że miłosierdzie Boże jest niezwykłą szansą na odrodzenie dla całej ludzkości: „Ludzkość nie
znajdzie spokoju, dopóki nie zwróci się do Bożego Miłosierdzia”
(Dz). Orędzie Miłosierdzia pozwala na nowo odczytać Ewangelię o Miłosierdziu Bożym, w świetle którego człowiek nie tylko
doświadcza miłosierdzia przyjmując je od Boga, ale jest również
zdolny dzielić się miłosierdziem z innymi (DM 14).
Jan Paweł II ogłosił II Niedzielę Wielkanocy „Niedzielą Miłosierdzia” akcentując, że miłosierdzie jest szansą poznania
„prawdziwego oblicza Boga i prawdziwego oblicza człowieka”
(Homilia kanonizacyjna, 5). Orędzie miłosierdzia jest jednocześnie przypomnieniem światu o godności i wartości każdego
człowieka, za którego Chrystus oddał swoje życie.
Podczas kanonizacji św. Faustyny Kowalskiej Jan Paweł II podkreślił wyraźnie, że orędzie miłosierdzia głoszone nieustannie
przez Kościół, a przypomniane dzięki objawieniom św. Siostry
Faustyny, staje się dziś częścią doświadczenia człowieka zagubionego pośród różnych ideologii i prądów myślowych przełomu
XX i XXI wieku. W tajemnicy Bożego Miłosierdzia chrześcijanin
odnajduje prawdziwe oblicze Boga, bliskiego człowiekowi i prawdziwe oblicze człowieka potrzebującego miłosierdzia i gotowego
czynić miłosierdzie. Ojciec Święty powracał do tej myśli wielokrotnie, kiedy polemizował z „teologią śmierci Boga”, czy też gdy
wykazywał błędy współczesnych totalitaryzmów, które usiłują
usunąć Boga z historii ludzkiej.
Dokonując konsekracji Bazyliki Bożego Miłosierdzia w Krakowie Jan Paweł II jeszcze raz podkreślił, że współczesny świat
potrzebuje Bożego Miłosierdzia oraz postawił Kościołowi
zadanie przybliżania światu tajemnicy Miłosierdzia Bożego:
„Dlatego dziś w tym sanktuarium chcę dokonać uroczystego aktu zawierzenia świata Bożemu Miłosierdziu. Czynię to
z gorącym pragnieniem, aby orędzie o miłosiernej miłości
Boga, które tu zostało ogłoszone przez pośrednictwo św. Faustyny, dotarło do wszystkich mieszkańców ziemi i napełniło ich serca
5
temat numeru
nadzieją. Niech to przesłanie rozchodzi
się z tego miejsca na całą naszą umiłowaną Ojczyznę i na cały świat. Niech
się spełnia zobowiązująca obietnica
Pana Jezusa, że stąd ma wyjść „iskra,
która przygotuje świat na ostateczne
Jego przyjście” (por. Dz 1732). Trzeba
tę iskrę Bożej łaski rozniecać. Trzeba
przekazywać światu ogień miłosierdzia. W miłosierdziu Boga świat
znajdzie pokój, a człowiek szczęście!
To zadanie powierzam wam, drodzy
bracia i siostry, Kościołowi w Krakowie
i w Polsce oraz wszystkim czcicielom
Bożego Miłosierdzia, którzy tu przybywać będą z Polski i z całego świata”
(Homilia w Łagiewnikach, 17.08.2002).
Temat Miłosierdzia Bożego pojawił się
w nauczaniu Jana Pawła II ponownie
w Liście Apostolskim Novo millennio
ineunte, opublikowanym na progu
Trzeciego Tysiąclecia chrześcijaństwa
(6.I.2001), jako „wyobraźnia miłosierdzia”. Papież pisał o wyobraźni
miłosierdzia w kontekście jednoczącej się Europy. Zagadnienie to stało
się przedmiotem refleksji Synodu
Biskupów w październiku 1999 roku,
który przygotowywał Wielki Jubileusz
Roku 2000. Owocem obrad synodalnych stała się Adhortacja Apostolska
Ecclesia in Europa (28.VI.2003).
W Encyklice Dives in misericordia
Papież Jan Paweł II przypomina za
Konstytucją duszpasterską Soboru
Watykańskiego II Gaudium et Spes, że
Jezus Chrystus jest pełnią „objawienia
tajemnicy Ojca i Jego miłości” (Gaudium et Spes, 22). Bóg objawienia jest
tajemnicą miłości (1 J 4,16.18), która
łączy w jedno Ojca, Syna i Ducha
Świętego. Jest Miłością, którą dzieli
się z każdym stworzeniem, ponieważ
Jego naturą jest obdarowywanie.
Objawia się człowiekowi w Historii
Zbawienia jako Stwórca i Pan wszelkiego stworzenia, który jest dobrym
Ojcem i Dawcą życia (por. Rdz 1-2; por.
Kol 1,15-20). W Nim człowiek znajduje
swoje dopełnienie.
Tajemnica Bożego Miłosierdzia
stała się szczególnie aktualna dzięki
doświadczeniu św. Faustyny Kowalskiej, którą Jan Paweł II nazwał
„darem Boga dla naszych czasów”.
Tajemnica ta pomaga w odkrywaniu
Boga obecnego w świecie i czynieniu
miłosierdzia wobec bliźnich.
6 | Iskra Miłosierdzia
Siostra Faustyna
– Święta na
współczesne czasy
S. M. Koleta Fronckowiak ZMBM
Siostra ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, opiekuje się
pielgrzymami niemieckojęzycznymi przybywającymi do Łagiewnik
Jadę tramwajem do centrum Krakowa
i przyglądam się ludziom, których - jak
i mnie - na chwilę złączyło miejsce
w „19”. Przede mną półgodzinna podroż,
więc przyglądam się pasażerom – współczesnym ludziom. Każdy się śpieszy,
dokądś jedzie, coś załatwia. Docierają do
mnie fragmenty rozmów, więc – chcąc
nie chcąc – uczestniczę po trosze w życiu
współczesnych: spotkania, zebrania,
egzaminy, wybory, choroby, wakacje,
wyjazdy, kursy, stypendia, zakupy, przeceny, marzenia. Kolejne przystanki –
kolejne telefony, sms-y, piosenki mp3. Za
oknem wielkie billboardy zachęcające,
by korzystać z życia, ile się da. Zrób to –
będziesz gwiazdą! Kup tamto – będziesz
na topie! Napij się tego – będziesz wielki!
Wybierz nas – uczynimy cię bogatym!
I co najważniejsze – to wszystko sprawi, że w oczach świata będziesz KIMŚ,
osiągniesz sukces, bogactwo, sławę!
To chyba wspólny mianownik, który
łączy dziś ludzi i ich wysiłki. W mojej
głowie pojawiło się pytanie: czy jest tu
miejsce dla Boga, dla spraw duchowych,
dla świętych, i bardzo konkretnie dla
św. Siostry Faustyny? Co ona może dzisiaj dać współczesnym ludziom? Komuś
z tego tramwaju? Hmm...
Święta Siostra Faustyna
„Siostro, proszę nam powiedzieć, kim była
Siostra Faustyna i co wielkiego zrobiła, że
jest dziś znana na całym świecie?” – pytają
pielgrzymi przybywający po raz pierwszy
do grobu św. Siostry Faustyny w krakowskich Łagiewnikach. W odpowiedzi
można byłoby wymienić wiele „zasług”,
które wniosła do historii Kościoła i świata:
na podstawie jej wizji namalowany został
obraz Jezusa Miłosiernego i z jej inspiracji
ustanowione zostało święto Miłosierdzia;
ona zapisała słowa Koronki do Miłosierdzia Bożego – znanej dziś na całym
temat numeru
świecie; to dzięki niej wiemy, że Jezus pragnie, byśmy uczcili w sposób szczególny
godzinę Jego śmierci na krzyżu i szerzyli
orędzie Miłosierdzia; to ona cierpiała i modliła się za Polskę, ofiarowała swe życie za
grzeszników, którzy stracili ufność w Boże
Miłosierdzie i nie dowierzają Jego dobroci
itd. Jej Dzienniczek pełen wielkich dzieł
Boga jest książką najczęściej tłumaczoną
z języka polskiego. A ona sama w jednym
z listów do swojej współsiostry napisała:
Nic wielkiego w życiu nie zrobiłam, ale zawsze ufałam Jego miłości. Wielkie zdziwienie! Jak to? Tylko tyle? Brzmi to niemal jak
rozmowa Jezusa z bogatym człowiekiem,
który pytał, czego mu jeszcze brakuje,
bo właściwie ma już wszystko, a jednak
czuje niedosyt. Zamiast listy kolejnych
osiągnięć, Jezus ukazał mu drogę do świata
wewnętrznego spełnienia, zawrócił go
z drogi męczącego wyścigu. I jako wierna
uczennica miłosiernego Mistrza robi to
także Siostra Faustyna – pokazuje świat,
który istnieje tuż obok tego, w którym
żyjemy na co dzień, którym jesteśmy tak
zaabsorbowani. Jest on oparty na zupełnie
innych zasadach niż proponuje nam świat
zewnętrzny i do których jesteśmy przyzwyczajeni. To świat, w którym jest miejsce na
przebaczenie; w którym nagradza się nie za
sukces, lecz za podjęty wysiłek; gdzie każde
uniżenie jest znane i nic nie uchodzi uwagi;
gdzie szczególne upodobanie jest w tych,
którzy zaufali; gdzie cierpienie jest ceną,
za którą można nabyć coś cennego. I nie
jest on tylko dla wybranych i najlepszych.
Siostra Faustyna pokazuje nie tylko, że
ten świat realnie istnieje, ale także, jak do
niego dotrzeć: Nie szukam szczęścia poza
wnętrzem, w którym przebywa Bóg. Cieszę
się Bogiem we własnym wnętrzu, tu z Nim
ustawicznie przebywam, tu jest największa
moja z Nim zażyłość, tu z Nim przebywam
bezpiecznie, tu nie dosięga wzrok ludzki
(Dz. 454). „Trzeba nie lada wysiłku intelektualnego i duchowego, trzeba ogromnego
wyczucia i wrażliwości, by pojąć niepojęte,
by dostrzec niewidzialne, usłyszeć niesłyszalne i wyobrazić sobie niewyobrażalne,
a jednocześnie nie popaść w dewocję, skrajne, nikomu niepotrzebne bałwochwalstwo.
Siostra Faustyna wszystkie próby ma już za
sobą i wyszła z nich obronną ręką”- napisała o niej Jolanta Sąsiadek, autorka albumu
o św. Faustynie.
Współczesne czasy
Coraz więcej! Jeszcze bardziej! Byle
szybciej! Coraz doskonalej! Zajmij
pierwsze miejsce – nawet po trupach!
Bądź „naj” we wszystkim! Dasz radę!
– to „machina” współczesnego świata,
www.milosierdzie.pl
która pochłania wielu z nas bez reszty.
Dajemy się wciągnąć w jej tryby, jesteśmy
zmęczeni i ciągle pozostajemy „nie dość”.
Siostrę Faustynę też można widzieć jako
nieskazitelną, wybraną, pewną swego,
bez wahania i z uporem dążącą do celu.
A przecież ona – jak każdy z nas – też
była człowiekiem, osobą dźwigającą
ciężar ludzkiej słabości, niepewną swoich
wizji i racji, po ludzku samotną, pełną
pokory, wystraszoną, uległą, wyśmiewaną i nierozumianą nawet przez najbliższych. Na pewno w głębi serca tęskniła za
światem, w którym zamiast wydajności
i skuteczności królowałaby wzajemna dobroć i wyrozumiałość; zamiast
narastającego tempa życia, nieustannego
pośpiechu i gonitwy – umiejętność bycia
razem; zamiast postawy rozkapryszonych
dzieci, upominających się o własne, nieraz
absurdalne prawa – świadomość odpowiedzialności za siebie nawzajem; zamiast
sloganów i słów bez pokrycia, zamiast
manipulacji – prawda i dojrzała miłość.
Może rodzą się i w nas takie pragnienia,
by zmienić ten niemiłosierny świat?
Może i my pytamy siebie, jak to zrobić,
od czego zacząć, co lub kogo zmienić? Wiemy jednak, że to, co z Bożą
pomocą jesteśmy w stanie zmienić,
to tylko samych siebie. „Tylko” i „aż”!
Tutaj się to zaczyna. Zmieniam się
ja, powoli zmieniają się ci, którzy są
w moim najbliższym otoczeniu, potem
ci w trochę dalszym i jeszcze dalszym…
i tak zmienia się świat. Jeśli będziemy
konsekwentni w naszym pragnieniu
przemiany, Bóg to wszystko sprawi – dla
Niego bowiem nie ma rzeczy niemożliwych. Takiej przemiany pragnęła też
Siostra Faustyna i o to Boga prosiła:
Pomóż mi, aby moje ręce były miłosierne,
aby moje oczy patrzyły miłosiernie, chcę
się przemienić cała w Ciebie, Jezu! I Bóg
to uczynił – najpierw przemienił ją,
a teraz ona przemienia świat. Nie przez
wielkie, spektakularne dzieła, ale przez
małe, codzienne czyny miłosiernych
ludzi, które wypływają z ich miłości ku
Jezusowi. Miłosierdzie masz okazywać
zawsze i wszędzie bliźnim, nie możesz się
od tego usunąć ani wymówić, ani uniewinnić – mówił Jezus. Dziś moglibyśmy
zapytać: Panie, jak to? Mam mało czasu,
niedużo pieniędzy, trochę możliwości.
I tyle wystarczy! Podaję ci trzy sposoby
czynienia miłosierdzia bliźnim: pierwszy
– czyn, drugi – słowo, trzeci – modlitwa;
w tych trzech stopniach zawiera się pełnia
miłosierdzia (Dz. 742). Te trzy sposoby
zmieniały ludzi i świat wokół Siostry
Faustyny. Ona zaufała, że tyle wystarczy.
O Boże mój, nadziejo moja jedyna, w Tobie położyłam ufność całą i wiem, że nie
będę zawiedziona (Dz. 317). Chociażbyś
mnie zabił, ja Ci ufać będę (Dz. 77). To
wielkie słowa Siostry Faustyny, zapisane
w Dzienniczku, które pokazują dokąd
może dojść człowiek, który pozwoli
Bogu się poprowadzić i zda się całkowicie na Niego i Jego łaskę. Najpierw chodzi więc o ufność, o taką postawę serca
i woli, w której człowiek pozostawia
wszystkie swoje zabezpieczenia, a przyjmuje to, co Bóg dla niego przygotował
i mocno wierzy, że to właśnie jest dla
niego najlepsze. Chodzi o ufność, która
wzrusza Boga i jest najpiękniejszą odpowiedzią, jaką człowiek może Mu dać.
Jest prostą ścieżką do Boga, jest szybkim
powrotem do Niego i jest propozycją
również dla najsłabszych, a może zwłaszcza dla najsłabszych, którzy najbardziej
potrzebują tej najkrótszej drogi.
Nasze zaufanie do Boga może być tak
wielkie, jak u Siostry Faustyny. W świecie, do którego ona nas zaprasza, nie
wierzy się w coś, lecz przede wszystkim
Komuś. Naszą nadzieją jest Osoba.... Jezu
ufam Tobie! – to słowa, które głęboko
zrozumiała św. Siostra Faustyna i które
stały się mottem jej życia. Jezu, ufam
Tobie, bo Ty jesteś Bogiem, bo Ty jesteś
większy niż wszystkie moje słabości,
grzechy, trudności, których w życiu
doświadczam, i wiem, że Tobie zawsze
mogę ufać. Jezu, ufam nie sobie, moim
zdolnościom, wykształceniu, inteligencji,
znajomościom, pieniądzom. To wszystko
na nic. Co zrobić, gdy przyjdzie choroba,
gdy wszystko idzie nie tak, jak byśmy
chcieli, pragnęli, oczekiwali?
„Ona, pochodząca z wioski pod Łodzią, służąca bez wykształcenia, której, zdawałoby się, wszystko stało na
przeszkodzie, by stać się kimś – KIMŚ
została”. I jest KIMŚ, skoro jej imię jest
znane w całym świecie, skoro tylu ludzi
przybywa do jej grobu, skoro inspiruje
tylu twórców, teologów, artystów, skoro
dla milionów ludzi na świecie jest przyjaciółką, dobrą siostrą, przewodnikiem
i mistrzynią uczącą najtrudniejszego
przedmiotu, jakim jest sztuka pięknego
życia. Ona odkryła świat wewnętrznego
pokoju, prawdziwego piękna, delikatnej
wrażliwości, głębokich relacji. Odkryła
– dla siebie i dla nas – świat, w którym
dzięki ufności i miłosiernym czynom
każdy jest KIMŚ wyjątkowym, jedynym,
wielkim i niepowtarzalnym.
7
temat numeru
Kobiety św. Siostry Faustyny
Maria Lucia
Ippolito,
matka Matea
Pia Colellego,
cudownie
uzdrowionego
za przyczyną
Ojca Pio (cud
kanonizacyjny)
Jestem przekonana, że istnieje bardzo mocna
więź pomiędzy Bożym Miłosierdziem, Janem
Pawłem II i św. Ojcem Pio. Do krakowskich
Łagiewnik przybywam jako pielgrzym – mając 23
lata doświadczyłam Bożego Miłosierdzia. W 1983
Dla mnie to zaszczyt, że mogę być w tym miejscu i także wielkie zadanie,
ponieważ wiozę tu ze sobą modlitwy, intencje wielu ludzi chorych. W wielu
trudnych momentach w moim życiu powtarzam słowa: „Jezu miłosierny,
Jezu, ufam Tobie” - wbrew wszelkiej beznadziei. [PR]
Ewa K. Czaczkowska,
aktorka teatralna,
filmowa
i telewizyjna,
odtwórczyni
tytułowej
roli w filmie
„Faustyna”
dziennikarka „Rzeczpospolitej”,
założycielka portalu Areopag21.pl
i autorka książki „Siostra Faustyna.
Biografia Świętej”
„Faustyna uzmysławia nam to, że nawet największy
grzesznik ma prawo do wybaczenia, gdy o nie prosi.
To jest dla nas w pewnym sensie bardzo wygodne
i nie powinno to „rozgrzeszać" naszego grzeszenia,
ale to jest miła wizja, że zawsze można być lepszym.
A lepszymi nie stajemy się, bo wydaje się nam, że
zostało jeszcze dużo czasu. Faustyna mówiła o miłości, miłosierdziu, radości z każdej chwili życia,
zadowoleniu z pracy, ale też i o znalezieniu czegoś
cennego w nieszczęściu, pomocy w nim drugiemu
człowiekowi. Święta przypomniała o tym swoim
codziennym życiem”.
Za rolę Faustyny Dorota Segda otrzymała na festiwalu w Gdyni (1994) nagrodę za rolę kobiecą.
[MD]
Waldemar Kompała
Dorota Segda,
Premiera filmu „Faustyna” (1994) w reżyserii
Jerzego Łukaszewicza była nie tylko wielkim
wydarzeniem kulturalnym; zbiegła się z beatyfikacją jego głównej bohaterki, s. Faustyny Kowalskiej, której kult nabierał w tym czasie rozpędu.
Odtwórczyni postaci Apostołki Bożego Miłosierdzia Dorota Segda, w wielu wywiadach i wypowiedziach o tej roli, nie ukrywała, że poznanie
fascynującej biografii Faustyny i kontakt z krakowskimi Łagiewnikami wywarły wielki wpływ
na jej życie i artystyczną wrażliwość. W wywiadzie udzielonym miesięcznikowi „W drodze”,
trzy lata po premierze filmu, wyznała:
8 | Iskra Miłosierdzia
roku, bo wtedy w naszym regionie zaczęło się mówić o św. Siostrze Faustynie,
zakochałam się w tej świętej zakonnicy i zaczęłam się modlić do Bożego Miłosierdzia. Kiedy umierał mój syn, w szpitalu miałam obraz św. Ojca Pio i obraz
Bożego Miłosierdzia. Zawierzyłam życie mojego syna Jezusowi miłosiernemu.
Przyjeżdżam tu jako pielgrzym, żeby podziękować Jezusowi miłosiernemu. Trzy
lata temu powierzyłam siebie, także grupę modlitwy, która powstała po cudzie
uzdrowienia mojego syna, Bożemu Miłosierdziu. Gdziekolwiek jestem we Włoszech, staram się niestrudzenie rozszerzać kult Bożego Miłosierdzia. Wydrukowałam dwadzieścia tysięcy książeczek z nowenną do Bożego Miłosierdzia. Jestem
przekonana, że św. Ojciec Pio i św. Siostra Faustyna są ze mną i prowadzą zawsze
do Bożego Miłosierdzia.
fot.
Czym dla św. Siostry Faustyny
był Kościół?
To było miejsce jej życia – nie wyobrażała
sobie innego. Faustyna kochała Kościół, modliła się za niego, starała się
o osobistą doskonałość i świętość, aby w ten sposób być mu pożyteczną.
Miała świadomość swego posłannictwa w Kościele, wiedziała, że jest ono
szczególne, ale jednocześnie swoje przeżycia mistyczne poddawała pod
kontrolę i osąd Kościoła, czyli przełożonych. Ich głos przedkładała nawet
nad głos Jezusa, co On jej zresztą nakazywał. W Dzienniczku pisała o konieczności poddania się woli przełożonych.
Sama jest doskonałym tego przykładem.
Tak, nawet wtedy, kiedy przełożeni nie dowierzali jej, że rozmawia
z nią Jezus, że przekazuje jej orędzie Bożego Miłosierdzia. Ale jednocześnie miała w sobie siłę i godność, aby, gdy jej się coś nie podobało w postępowaniu czy to sióstr przełożonych, czy starszych wiekiem i doświadczeniem sióstr pierwszego chóru albo księży, zwracać im uwagę.
Czy świeccy – oprócz wspomnianego posłuszeństwa przełożonym
– mogą czerpać z życia św. Siostry Faustyny jakieś wskazówki do
funkcjonowania we wspólnocie?
Na pewno musimy modlić się za wspólnotę, za Kościół, za księży. Musimy
mieć świadomość, że nasze życie – i to, co w nim dobre, i co złe – tworzy tę
wspólnotę. Możemy, jak mówi Ewangelia, a co robiła s. Faustyna, upominać
się wzajemnie. To może też pomóc rozwiązać sprawy trudne, zanim trafią
do mediów (śmiech)... A przede wszystkim mieć świadomość, że należeć do
wspólnoty to być w niej nie od święta. Często się słyszy „wierzę, ale nie praktykuję” albo „Kościół nie jest mi potrzebny do tego, by wierzyć”.
Chrystus „tak”, Kościół „nie”?
Właśnie. Faustyna mówi: Kościół - tak! Do wiary, do zbawienia potrzebne są sakramenty, a te można otrzymać tylko w Kościele.
[Fragment rozmowy Przemysława Radzyńskiego
„Kościół TAK!”– Salwator 3/2012]
temat numeru
Dominika Figurska,
aktorka teatralna, filmowa i telewizyjna,
razem z mężem, aktorem Michałem
Chorosińskim, była twarzą kampanii
„Wierność jest sexy”
Ponowne
narodzenie
Świadectwo cudownego uzdrowienia za
wstawiennictwem Jana Pawła II (cud beatyfikacyjny),
wygłoszone podczas II Światowego Kongresu Bożego
Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach
S. Marie Simon-Pierre Normand PSMC, siostra z Instytutu
Małych Sióstr Macierzyństwa Katolickiego
Wyjątkowa jest Wasza historia małżeńska.
O tym, że pary w Waszym środowisku się
zdradzają, rozchodzą, donoszą (z radością)
portale plotkarskie. Ale powroty?
Nigdy bym sama nie wymyśliła takiego
scenariusza na życie… Sytuacja, której doznaliśmy, mówiąc wprost – wielki dramat, nie
mogłaby zakończyć się happy endem, gdyby
nie pomoc z góry. To bardzo konkretny Reżyser
pozwolił, żebyśmy potrafili do siebie wrócić,
przebaczyć, ułożyć nasze życie od początku. To
On postawił na naszej drodze mądrych ludzi,
pewne sytuacje. Po ludzku nie było szans się
z tego podnieść, pozbierać i posklejać…
Sklejanie zaczęło się od...?
Chyba tęsknoty. Bo ktoś, kto zasmakował
życia sakramentalnego, zawsze czuje ciężar.
Mnie tęsknota za sakramentami zaczęła rozsadzać od środka. I miałam też w głębi serca
niepokój: niby wszystko jest super, niby jestem
królową życia. A jednak… Czułam, że coś jest
nie tak. Potem, któregoś dnia, przypadkiem
trafiłam na stoisko z książkami religijnymi. Ot
tak, wzięłam do ręki Dzienniczek. Kartkuję,
podczytuję. I czuję dreszcze: „Oj, czyżby to
było do mnie? O! I to również”.
W ogromnej mierze to Dzienniczek odmienił moje
życie! Jeszcze później pojechałam na rekolekcje
Odnowy w Duchu Świętym. Nawet nie wiedziałam,
dokąd jadę, i po co. Patrzę na tych ludzi machających
rękami, śpiewających i myślę sobie: „Jejku, jeszcze
lepszy odlot niż w szkole teatralnej”… (śmiech). Poznałam tam wspaniałych ludzi ze Wspólnoty Miłości
Miłosiernej. To też raczej nie przypadek. Wierzę, że
w dużym stopniu siostrze Faustynie zawdzięczam
moje małżeństwo i nawrócenie… Pomogli również –
rozmowami, modlitwą – mądrzy księża, wielu ludzi.
Byliśmy też z mężem w Rzymie, przy grobie Jana
Pawła II, prosząc o pomoc. Oto i streszczenie naszej
drogi powrotu…
[Fragment rozmowy Agaty Puścikowskiej
„Figurska: Uczcie się na… moich błędach”
– Gość Niedzielny 27/2012]
www.milosierdzie.pl
13 maja 2005 roku, w święto
Matki Boskiej Fatimskiej, papież
Benedykt XVI oficjalnie ogłosił
dyspensę od 5-letniego terminu
otwarcia procesu beatyfikacji Jana
Pawła II. Począwszy od 14 maja,
Małe Siostry Macierzyństwa
Katolickiego wszystkich wspólnot Francji i Senegalu modliły się
za pośrednictwem Jana Pawła II
o moje uzdrowienie. Choroba
Parkinsona dosięgła mnie w 2001
roku, a miałam wtedy dopiero
czterdzieści lat. Zostałam uzdrowiona dwa miesiące po śmierci
Jana Pawła II. Po południu, 2
czerwca, siostra Marie-Thomas,
moja przełożona, gdy przyszłam
wyznać jej moje skrajne wyczerpanie i poprosić o zwolnienie mnie
z pracy pielęgniarki, odpowiedzia-
ła mi: „Poczekaj jeszcze trochę.
Musisz udać się do Lourdes.
Wszystkie siostry modlą się za
Ciebie. Jan Paweł II nie wypowiedział jeszcze swego ostatniego
słowa. Podejmiemy decyzję po
wakacjach”. Czyż cud ten nie jest
przede wszystkim cudem wiary,
modlitwy? Oddałam się w zaufaniu i dałam się poprowadzić.
Kiedy moje ręce nie mogły już pisać, zaskoczona zgodziłam się na
napisanie imienia Jana Pawła II,
jak prosiła siostra Marie-Thomas.
Pismo było bardzo zniekształcone,
co świadczyło o postępie choroby;
jej objawy nasiliły się po śmierci
Ojca Świętego. W końcu, w głębi
duszy, przyjęłam do wiadomości,
że pewnego dnia będę na wózku inwalidzkim. Choroba nie
9
temat numeru
mogłaby przeszkodzić mi w przeżyciu
do końca mojego religijnego powołania.
Perspektywa ta nie przerażała mnie
już. „Nie lękajcie się!” - mówił nam Jan
Paweł II. Czyż i on nie cierpiał, i nie
ofiarował swojego życia aż do końca?
Z siostrą Marie-Thomas przez długą
chwilę trwałyśmy w ciszy w jej gabinecie, przed tym napisem, polecając
się całkowicie Bożemu Miłosierdziu.
I niewyjaśnione uzdrowienie, uznane
za cud w styczniu bieżącego roku przez
Jego Świątobliwość papieża Benedykta
XVI, nastąpiło w nocy z 2 na 3 czerwca.
Ta noc łaski pozostaje dla mnie tajemnicą. Obudziłam się o wpół do piątej,
zdziwiona, że dobrze spałam, zeszłam
do oratorium domu wspólnotowego
i modliłam się przed Najświętszym
Sakramentem, rozważając różańcowe
tajemnice światła, dane nam przez Jana
Pawła II. O szóstej rano udałam się do
kaplicy. To czas modlitwy ze wspólnotą.
Pokonawszy 50 metrów, które musiałam
przejść, odkryłam, że moja lewa ręka,
bezwładna od początku choroby, zaczyna się poruszać.
Dnia 3 czerwca miała miejsce Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa,
a 4 czerwca - Święto Niepokalanego
Serca Maryi. To właśnie 3 czerwca
zakończyłam leczenie. Poziom dopaminy był podwyższony. Uważałam się
za uzdrowioną za wstawiennictwem
Jana Pawła II i nie potrzebowałam już
leczenia. Uprzedziłam o tym swoją przełożoną po południu 7 czerwca. Lekarz
neurolog potwierdził całkowity brak
objawów klinicznych. Nasza kongregacja potrafiła przez dwa lata zachować
to wyzdrowienie w tajemnicy. Po tym
czasie wspólnoty zostały zawiadomione
i przyjęły ten znak z nieba w pokorze
i akcie dziękczynnym.
Przez ten czas tkwił we mnie i nie
opuszczał mnie werset z Ewangelii wg
św. Jana: „Jeżeli uwierzysz, będziesz
oglądać chwałę Bożą”. Tę chwałę Bożą
widziałam na Placu św. Piotra w dniu
1 maja, w Niedzielę Bożego Miłosierdzia, kiedy Jan Paweł II został ogłoszony
błogosławionym. Już ponad sześć lat
temu zakończyłam leczenie. Prośba
o uzdrowienie zawsze była podporządkowana misji – żebym mogła kontynuować służbę i pracować w katolickich
klinikach położniczych. Pracowałam
wtedy jako pielęgniarka przy matkach
i noworodkach. Byłam jeszcze młoda,
a żeby brać udział w tej misji Kościoła
potrzebne były ręce, dłonie, spojrzenia
10 | Iskra Miłosierdzia
i serca, by głosić tym rodzinom, jakiekolwiek by były ich nieszczęścia, czułość
Boga, który jest Ojcem. Miałyśmy
nadzieję, że to uzdrowienie mogłoby
wnieść mały wkład w beatyfikację Jana
Pawła II, gdyż naznaczył nasz Instytut
swoją osobą i swoimi naukami. Głęboko kochałyśmy tego papieża, widząc
w nim pasterza zgodnego z sercem Boga
i papieża rodziny. Od początku swojej
posługi duszpasterskiej ks. Karol Wojtyła wykazywał wielkie zainteresowanie
związkami małżeńskimi i rodzinami.
Pierwsze katechezy papieża Jana Pawła II
w trakcie środowych audiencji traktowały o seksualności i o małżeństwie,
a jego pierwsza encyklika Redemptor
Hominis traktowała o powołaniu ludzkim. Szczególnie cennymi kartami jego
nauczania pozostają dla nas adhortacja
Familiaris Consortio, liczne przemówienia i homilie, a w szczególności encyklika Evangelium vitae. Papież Jan Paweł II
wzywał nas do głoszenia, celebrowania,
służenia Ewangelii życia i jest to apostolstwo miłosierdzia dla naszych czasów.
Ojciec Święty zwracał się do chrześcijan i do wszystkich ludzi dobrej woli.
Dawał przesłanie nadziei . Wychodząc
z obserwacji współczesnych zagrożeń
ludzkiego życia, Jan Paweł II zapraszał
nas do rozważań nad nowiną o życiu,
którą przynosi Chrystus. Przypominał
nam o wielkości i godności człowieka,
jakiekolwiek by były jego słabości czy
ułomności, od poczęcia do naturalnej
śmierci. Każdy człowiek jest świętą
opowieścią. Życie ludzkie jest święte
i nienaruszalne. Musi ono być szanowane i bronione. Ta Ewangelia życia łączy
się z nami w naszym powołaniu Małych
Sióstr Macierzyństwa Katolickiego. To
służba rodzinie, szczególnie w chwili
oczekiwania i powitania dziecka, kształcenie młodych w zakresie uczuciowości
i seksualności, refleksja i kształcenie sumień, z wszystkimi, którzy zastanawiają
się nad życiem ludzkim, seksualnością,
temat numeru
małżeństwem i rodziną. Towarzyszymy parom w radości i chwilach próby.
Głosimy, służymy i świętujemy Ewangelię życia przede wszystkim poprzez
świadectwo i przykład życia. Realizujemy to posłanie we współpracy z licznymi
świeckimi, a także z naszymi braćmi
i siostrami - pielgrzymami Ewangelii życia, z którymi współdzielimy bogactwa
duchowe naszej wspólnoty.
3 czerwca 2005, w dzień mojego
uzdrowienia, odmawiałyśmy litanię
do Najświętszego Serca Jezusowego z Janem Pawłem II. Nawiedził on
Bazylikę Sacre-Coeur w Paryżu w 1980
roku, a w czerwcu 1999 roku powiedział biskupom Francji: „Zapraszam
więc wszystkich wiernych, aby nadal
pobożnie oddawali cześć Najświętszemu
Sercu Jezusowemu, dostosowując ten
kult do naszych czasów, by nieustannie
przyjmowali jego niepojęte bogactwa,
by odpowiadali nań z radością, ko-
chając Boga i swoich braci, znajdując
w ten sposób pokój, przyjmując postawę
pojednania i wzmacniając swoją nadzieję
spełnionego życia u boku Pana, w towarzystwie wszystkich świętych”. To
cudowne uzdrowienie dotyczyło mojego
ciała, ale poruszyło też całą głębię mojego jestestwa. Jak to często mawiałam:
„Byłam chora, a jestem uzdrowiona”.
To jak ponowne narodzenie się, a moje
życie duchowe zostało tą drogą odnowione. To, co Pan pozwolił mi przeżyć
za wstawiennictwem Jana Pawła II,
jest wielką tajemnicą, trudną do opowiedzenia słowami, tak jest to wielkie
i potężne. Jeszcze bardziej pociąga mnie
Eucharystia i adoracja, i nie rozstaję się
już ze swoim różańcem. W każdy drugi
dzień miesiąca o godzinie 21 spędzam
długi czas na modlitwie, by składać
dzięki za to, co wielkiego Pan zrobił dla
mnie – jest to czas błagania za chorych
i wszystkie osoby, które powierzają
się naszej modlitwie. Pozostaję siostrą
Miłosierdzie
od stóp do serca
Przemysław Radzyński
Amerykanka Maureen Digan do piętnastego roku życia cieszyła się normalnym,
zdrowym i szczęśliwym życiem. Potem
jednak zapadła na poważną chorobę obrzęk limfatyczny kończyn dolnych,
zwaną inaczej słoniowacizną nóg. –
W ciągu następnych dziesięciu lat przeszłam ponad pięćdziesiąt operacji. Moje
niezliczone pobyty w szpitalu różniły się
długością, od krótkich, tygodniowych,
do trwających cały rok – wspomina
Digan.
Schorzenie postępowało – konieczna
była amputacja nogi. Za swoją chorobę
Maureen obwiniała Pana Boga. Porzuciła życie sakramentalne i modlitewne.
Początkowe niepowodzenia z przyszłym mężem, późniejsze poronienie,
a w końcu narodziny syna z porażeniem
mózgowym traktowała też jako karę
boską. Gdy jej mąż Bob po raz pierwszy
dowiedział się z jakiegoś filmu o przesłaniu Siostry Faustyny dotyczącym Bożego
Miłosierdzia i zaczął namawiać żonę na
wyjazd do grobu zakonnicy, posądzała
go o fanatyzm religijny.
Mimo oporów, bardziej dla męża niż
z pobudek religijnych, zdecydowała się
na podróż do Polski 23 marca 1981
roku. Pięć dni później odbyła pierwszą
od wczesnej młodości dobrą spowiedź.
Diganowie modlili się przy grobie
Siostry Faustyny o zdrowie dla Maureen
www.milosierdzie.pl
pośród innych i zależy mi na wypełnianiu mojej służby w prostocie i radości
przy matkach i maleństwach. Pan daje
mi także szczególniejszą miłość i troskę
o najmniejszych, najbardziej delikatnych, tych, których nasz świat tak często
odrzuca – tych małych upośledzonych
dzieci, dla których Jan Paweł II miał
tyle miłości. Nasza misja Małych Sióstr
Macierzyństwa Katolickiego wysyła nas
także do nich i wzywa nas, byśmy głosiły
światu jak cenne jest ich życie. Spojrzenie rodziców na maleństwo jest spojrzeniem pełnym zauroczenia. Pozwalają
się oni zadziwić i oswoić przez tę istotę,
przybyłą skądinąd, która jest z nich,
a jednak różną od nich. To cudowne
uzdrowienie jest błogosławieństwem dla
całego naszego Instytutu, błogosławieństwem, które przyjmujemy z pokorą.
Głosić, służyć, celebrować Ewangelię
życia jest sensem naszego apostolstwa
i naszego życia.
i małego Bobby’ego. - Usłyszałam wtedy
w swym sercu głos siostry Faustyny
mówiącej: „Proś o pomoc, a pomogę ci”.
Będąc wciąż w złym nastroju, odpowiedziałam w myślach: „O.K., Faustyno,
ściągnęłaś mnie tu z tak daleka, więc
zrób coś!” - wspomina Digan. Nagle
opuścił ją ból, ale niewierząca w cuda
Maureen myślała, że to skutek nerwów
lub zmęczenia. Następnego dnia z jej
nogi zeszła opuchlizna. – Musiałam wypchać swój but chustkami, by nie spadał
mi z nogi i by ludzie nie zauważyli, że
zeszła z niej opuchlizna. Dopiero trzy
lub cztery dni później byłam wreszcie
w stanie przyjąć do wiadomości fakt, że
rzeczywiście otrzymałam od Boga dar
uzdrowienia – przyznaje ze wzruszeniem
kobieta.
Limphedemia, na którą cierpiała Maureen jest chorobą nieuleczalną i nie
podlegającą remisji, czyli cofaniu się
objawów schorzenia. Pięciu niezależnych
specjalistów stwierdziło, że Digan jest
w stu procentach wyleczona.
W grudniu 1992 roku uzdrowienie
Maureen Digan zostało uznane przez
Kościół za cud dokonany za wstawiennictwem siostry Faustyny Kowalskiej
i otworzyło drogę do beatyfikacji mistyczki z Krakowa.
11
temat numeru
Krzyż Ojca, krzyż matki
Wraz z umieraniem Jana Pawła II rozpoczęła się walka mojego syna o życie, walka z rakiem
mózgu. Był wtedy po trzech operacjach, po chemioterapii i naświetlaniach. Wyrok – trzeci
stopień złośliwości nowotworu.
Marta Połońska, pilot wycieczek turystycznych, matka Dominika cudownie uzdrowionego z raka mózgu
Widywałam tę Sylwetkę wielokrotnie.
Początkowo wyprostowaną, zawsze pogodną, z czasem coraz bardziej przygarbioną, o twarzy nieruchomej, często spiętej cierpieniem, lecz zawsze zwróconą do
nas - do tych, którzy przyszli do Niego.
Nie uświadamiałam sobie Jego wielkości i skromności zarazem. Dopiero, gdy
odchodził od nas, gdy odchodził z tego
świata, uświadomiłam sobie, że zaprzepaściłam wiele razy szansę bycia jeszcze
bliżej, jeszcze lepiej i jeszcze mądrzej,
zaprzepaściłam szansę wsłuchania się
w Jego naukę, zrozumienie gestów i słów.
W okresie krakowskim był po prostu
naszym biskupem. Po wyborze na Stolicę
Piotrową – radość, a zarazem zagubienie,
bo…tak to wszystko było daleko. Rzym
był dla przeciętnego Polaka tak odległy,
wiadomości docierały sporadycznie,
poszarpane, ocenzurowane i nie do końca
rzeczywiste. Nie do końca rozumiałam
znaczenie tłumu otaczającego mnie na
katowickim Muchowcu podczas wizyty
Jana Pawła II w Ojczyźnie w roku 1983.
Byłam tam wtedy z moim starszym,
wtedy 6-letnim synem Dominikiem.
Po otwarciu granic zaczęłam jeździć do
Włoch, a zatem i do Rzymu. Pierwsze
spotkanie z Janem Pawłem II – daleko,
z okna apartamentu, modlitwa Regina
Coeli. „A Słowo Ciałem się stało”…Wielkie przeżycie, łzy, wzruszenie, głos grzązł
każdemu w gardle. Podczas audiencji
generalnych słuchałam, jak cieszy się, że
jesteśmy, że są na Placu św. Piotra Polacy.
I tak mijały lata: święta, jubileusze,
pielgrzymki. Aż przyszedł rok, gdy zaczął
odchodzić do Ojca. Po każdej audiencji
łzy wzruszenia na widok białego starca,
zastygłego w bólu. A jednak był! Boże, jak
On musiał cierpieć, ile krzyży niósł za nas
w drodze do Ciebie… Trwał i wytrwał aż
do 2 kwietnia 2005 roku.
Wcześniej była Niedziela Wielkiej Nocy.
Cała nasza rodzina zgromadziła się przy
stole. O godzinie 12.00 Anioł Pański
z Watykanu i głos, który nie zdołał się
wydobyć z gardła umiłowanego Jana
12 | Iskra Miłosierdzia
Pawła. Tak głośno, choć niemo, wołał:
Trwajcie! Ja trwam! Czuwajcie – ja
czuwam.
Minęły kolejne dni i przyszła sobota wigilia Święta Bożego Miłosierdzia. Cały
świat nieprzerwanie modlił się o zdrowie Papieża. Boże, nie zabieraj Go jeszcze… Postanowiliśmy nagle, o godzinie
18.30, że pojedziemy na Jasną Górę
poprosić Najświętszą Matkę o cud życia
dla Jana Pawła II. Ojciec Przeor w asyście innych księży odmówił Różaniec,
a później Apel Jasnogórski rozdarł ciszę
nocy. Kolejne modlitwy. Na 6.00 rano
zapowiedziano pierwszą Mszę świętą
w intencji o zdrowie Ojca Świętego.
Z bólem serca opuściliśmy Jasną Górę.
Po kilku minutach ciszy z włączonego
radia dobiega majestatyczne „Requiem”
W. A. Mozarta i po chwili „Jan Paweł II
odszedł do domu Ojca o 21.37”. Krzyk
ciszy. Pustka – jakby odszedł mój Ojciec,
Dziadek, ktoś najbliższy, jedyny.
Środa – jadę do Rzymu z moją macierzystą Parafią, w ostatnią drogę do Jana
Pawła II. W autokarze cisza. Każdy
przeżywa to inaczej, każdy modli się
w skupieniu. Ja przeżywam to szczególnie. Wraz z umieraniem Jana Pawła II
rozpoczęła się walka mojego syna o życie, walka z rakiem mózgu. Był wtedy
po trzech operacjach, po chemioterapii
i naświetlaniach. Wyrok – trzeci stopień
złośliwości nowotworu.
Walczy, on też walczy. Jakie to wszystko
trudne! Docieramy do Watykanu, ulice
puste, jakby miasto czekało na pielgrzymów. Godzina 12.00. Stajemy przy ciele
Ojca Świętego. Jakiż On spokojny. Już
nie cierpi. Jest już z Bogiem.
Santo subito! - zawołał tłum zgromadzony
w dzień pogrzebu. Wiatr, chmury - czyż
nie przypominało to Golgoty i umierania
Jezusa Chrystusa? Duch Święty dopełnił
symbolu - zamknął przewodnik życia
Jana Pawła II – Ewangelię, a wtedy wyszło
słońce, ucichł wiatr i stała się jasność.
„Ojcze nasz, któryś jest w Niebie”. Wszyscy
biorą się za ręce. Obok nas stoją studenci
KUL i Żydzi. Wszyscy modlą się razem.
Czy nie tego chciałeś?
Wyjeżdżamy z Rzymu, ale zostawiamy
tu Kogoś Wielkiego, do kogo zawsze
będę wracać, ilekroć dotrę do Wiecznego Miasta.
W czerwcu mój syn miał kolejną operację, po której pozostał paraliż lewej
strony. Kupiliśmy wózek inwalidzki, ale
on walczy wciąż. Mimo że lekarze nie
dają nadziei na samodzielne poruszanie
się, on wstaje. Boże, dzięki Ci!
Październik - zdjęcia kontrolne, lekarze
wykrywają ogniska wznowy. Tym razem
nikt nie chce operować. Za blisko pnia
mózgu. Dlaczego…? Ojcze Święty, pomóż!
Jadę do Watykanu. Dzięki uprzejmości
służb porządkowych klękam przy grobie
Jana Pawła II, całując płytę. Nic nie chcę,
tylko proszę… Wracam. Kolejne zdjęcia.
Guzy zniknęły. To cud, mówią lekarze.
Dzięki Ci, Panie, dzięki Ci, Janie Pawle II,
dla nas wszystkich Święty! „Ojcze nasz,
któryś jest w Niebie. Święć się imię Twoje,
bądź wola Twoja”…
Dzisiaj, gdy dobry Bóg wyniósł Cię,
Ojcze Święty, na ołtarze, spocząłeś
w ołtarzu bocznej kaplicy Bazyliki
św. Piotra – w kaplicy św. Sebastiana,
mogę odwiedzać Cię i po prostu porozmawiać. A kiedy Watykan jest daleko,
w krakowskich Łagiewnikach, dzięki
staraniom Ks. Kardynała Stanisława
Dziwisza, mogę uklęknąć przy przywiezionej z Watykanu (po przeniesieniu
Twoich doczesnych szczątków do Bazyliki św. Piotra) płycie nagrobnej Twojego
pierwotnego, jakże skromnego grobu,
przy Twoich, Ojcze Święty relikwiach
i zasłuchać się w ciągle płynące do nas
Twoje słowa Aprite le porte a Cristo, non
abbiate paura – Otwórzcie drzwi Chrystusowi, nie lękajcie się…
Podziękować. Poprosić. Pobyć.
temat numeru
„Nigdy nie mogę powiedzieć,
że uczyniłem dosyć”
s. Augustyna Kiewro ZSJM
Siostra ze Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego, które założył bł. ks. Michał Sopoćko
Bł. ks. Michał Sopoćko urodził się
1.11.1888 roku w Juszewszczyźnie na
Wileńszczyźnie. Pochodził z ubogiej rodziny. W 1902 roku wstąpił do
miejskiej szkoły w Oszmianie. W 1897
roku przystąpił do pierwszej spowiedzi
i komunii św. Jak sam pisze w swoim Dzienniku był to dla niego bardzo
radosny dzień: „odtąd często w duchu
łączyłem się z Chrystusem i ślubowałem
Mu czystość”. Michał już wtedy miał
www.milosierdzie.pl
wielkie pragnienie kapłaństwa i chciał
uczyć się dalej. Sytuacja materialna była
bardzo trudna. Błagał ojca o oddanie do
szkoły, więc ten, chcąc zakończyć rozmowy na temat nauki, obiecał wyjazd
do Oszmiany na egzamin. Niezdanie do
klasy III miało skończyć się dla Michała pracą w gospodarstwie. Wola Boża
nie była jednak po myśli ojca – Michał
na 42 zdających egzamin był pierwszy.
W szkole, która była zrusyfikowana,
wykazywał się dużą odwagą, walcząc
o modlitwę w języku polskim i zawieszenie katolickiego obrazu. Po ukończeniu
szkoły był nauczycielem w Zabrzeziu.
Po niedługim czasie szkoła została
zamknięta, a Michał, za nauczanie w języku polskim, został ukarany grzywną
w wysokości 5 rubli i 3 dniami więzienia. We wrześniu 1908 roku wyjechał do
Wilna chcąc kontynuować naukę, żeby
móc później wstąpić do seminarium.
13
temat numeru
Tutaj również napotkał trudności w znalezieniu dla siebie miejsca i już prawie
zrezygnowany udał się do kaplicy Matki
Boskiej Ostrobramskiej, gdzie w czasie
modlitwy - jak zapisał - „poczułem
napływającą energię i wstąpiła we mnie
ufność”. Po modlitwie znalazł miejsce,
w którym zamieszkał i poznał człowieka, który stał się dla niego ogromnym
autorytetem – Józefa Zmitrowicza.
16 sierpnia 1910 roku Michał wstąpił
do seminarium. Tam również przeżywał trudne chwile - po długich i ciężkich cierpieniach umarła jego matka.
29 czerwca 1912 roku przyjął niższe
święcenia, parę tygodni później święcenia diakonatu, aby uniknąć wojska.
„Przed samymi święceniami ujrzałem
w ołtarzu ubiczowanego Chrystusa,
który mi rzekł: «Weź krzyż mój i idź
za mną». Poszedłem tedy i rzeczywiście wciąż dźwigam krzyż” – zapisał
w Dzienniku. 15 czerwca 1914 roku
przyjął święcenia kapłańskie i trafił na
parafię do Taboryszek. Tutaj już widać
w nowo wyświęconym kapłanie jego
gorliwość duszpasterską. Zaczął uczyć
śpiewu, zajął się katechizacją 500 dzieci
od 7 do 16 roku życia. Swój czas ofiarował również chorym, do których udawał
się z posługą. Zaczął organizować
szkolnictwo polskie - założył 40 szkół.
Taki był ks. Sopoćko przed spotkaniem s. Faustyny - Jezus kształtował go
i przygotowywał do zadania specjalnego.
Kapłan otwarty na Boga i gotowy, by
odpowiadać na Jego wezwania. Wszędzie, gdzie był, podejmował powierzone
mu obowiązki z pełnym oddaniem jako kapelan wojskowy, ojciec duchowny
w Seminarium Duchownym w Wilnie,
jako profesor czy spowiednik zwyczajny
w wileńskim domu sióstr ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia. Tam
rozpoczął się kolejny etap posługi ks.
Sopoćki.
Widzialna pomoc
Zanim ks. Sopoćko otrzymał nominację na spowiednika sióstr, s. Faustyna
zapisała w swoim Dzienniczku: „Jednak
dobroć Jezusa jest nieskończona, obiecał
mi pomoc widzialną na ziemi i otrzymałam ją w krótkim czasie w Wilnie.
Poznałam w ks. Sopoćce tę pomoc Bożą.
Nim przyjechałam do Wilna, znałam go
przez wewnętrzne widzenie. W pewnym
dniu widziałam go w kaplicy naszej
pomiędzy ołtarzem a konfesjonałem.
Wtem usłyszałam głos w duszy: oto jest
pomoc widzialna dla ciebie na ziemi. On
ci dopomoże spełnić wolę moją na zie14 | Iskra Miłosierdzia
mi” (Dz. 53). W 1933 roku ks. Sopoćko
osobiście poznał s. Faustynę, „która od
razu powiedziała, że zna mię od dawna
i że mam być jej kierownikiem oraz
ogłosić światu o miłosierdziu Bożym”
(bł. M. Sopoćko, Dziennik).
O tym, jakie było jego odniesienie do
prawdy o miłosierdziu Bożym zanim
poznał s. Faustynę, ks. Sopoćko pisze
w ten sposób: „Są prawdy, które się zna
i często o nich słyszy i mówi, ale się
nie rozumie. Tak było ze mną, co do
prawdy miłosierdzia Bożego. Tyle razy
wspominałem o tej prawdzie w kazaniach, myślałem o niej na rekolekcjach,
powtarzałem w modlitwach kościelnych - szczególnie w psalmach - ale nie
rozumiałem znaczenia tej prawdy, ani
też nie wnikałem w jej treść, że jest najwyższym przymiotem działalności Boga
na zewnątrz. Dopiero trzeba było prostej
zakonnicy s. Faustyny ze Zgromadzenia Opieki Matki Bożej (Magdalenek),
która intuicją wiedziona powiedziała
mi o niej, krótko i często to powtarzała,
pobudzając mię do badania, studiowania i częstego o tej prawdzie myślenia”
(bł. M. Sopoćko, Dziennik). Dopiero po
kilku latach słuchania, niedowierzania,
zastanawiania się, badania, radzenia się
innych zrozumiał „doniosłość tego dzieła, wielkość tej idei” (ks. M. Sopoćko,
Dziennik) i przekonał się o skuteczności
tego kultu, który daje życie duszom. Po
latach zmagania, wewnętrznej walki
ks. Sopoćko zapisuje wynik swojego
trudu - dewizę swojego życia: „Ufność
w Miłosierdzie Boże, szerzenie kultu
tego miłosierdzia wśród innych i bezgraniczne poświęcenie mu wszystkich
swoich myśli, słów i uczynków bez cienia
szukania siebie będzie naczelną zasadą mego dalszego życia, przy pomocy
tegoż niezmierzonego miłosierdzia”
(ks. M. Sopoćko, Dziennik). To co
napisał całkowicie odzwierciedlało jego
życie - poświęcił wszystkie swoje myśli,
słowa, czyny. Nie szukał siebie. Wprost
przeciwnie - był człowiekiem, któremu
została ufność w Boże miłosierdzie choć wiedział, że ufać nie jest łatwo.
S. Faustyna w kierownictwie miała być
posłuszna ks. Sopoćce: „(…) Wiedz
o tym, że błędy, jakie popełniasz przeciw
niemu, ranią serce moje; szczególnie
strzeż się samowoli, niech na najdrobniejszej rzeczy będzie pieczęć posłuszeństwa”
(Dz. 362). Bez jej posłuszeństwa względem kierownika i spowiednika Jezus nie
mógłby przeprowadzić swojego planu
pełnego miłości do ludzi. W różnych
sytuacjach Jezus mówił do niej o ks. Sopoćce: „(…) słowo jego moją wolą jest
dla ciebie” (Dz. 979). „Tak, dziecię moje,
zastawiam się kierownikiem twoim; on
się tobą zajmuje według woli mojej, każde
jego słowo szanuj jako moje własne, on
mi jest zasłoną, pod którą się ukrywam.
Kierownik twój i ja jedno jesteśmy, jego
słowa są słowami moimi” (Dz. 1308).
Ostatnie spotkanie ks. Sopoćki z s. Faustyną wyjaśnia, jak ich „znajomość’ miała
wpłynąć na całe dzieło miłosierdzia. Obraz, koronka podyktowana przez Jezusa
s. Faustynie, Święto Miłosierdzia Bożego,
nowe zgromadzenie zakonne - jaki był
zamysł Boga? Na to pytanie odpowiedział ks. Sopoćce sam Jezus. Opisał on
w swoim Dzienniku ostatnie chwile życia
s. Faustyny: „Odwiedzałem ją w ciągu
tygodnia i między innymi rozmawiałem
na temat tego Zgromadzenia, które ona
chciała założyć, a teraz umiera, zaznaczając, że to było złudzeniem, jak również
może złudzeniem były i wszystkie inne
rzeczy, o których ona mówiła. S. Faustyna
obiecała na ten temat rozmawiać z Panem
Jezusem na modlitwie. Dnia następnego
odprawiłem mszę św. na intencję s. Faustyny, w czasie której przyszła mi myśl, że
tak, jak ona nie potrafiła namalować tego
obrazu, a tylko wskazała, nie potrafiłaby
założyć nowego zgromadzenia, a tylko
dała ramowe wskazówki; przynaglenia
zaś oznaczają konieczność w nadchodzących strasznych czasach tego nowego
Zgromadzenia. Gdy następnie przybyłem
do szpitala i zapytałem, czy ma co do
powiedzenia w tej sprawie, odpowiedziała, że nie potrzebuje mówić, bo już
mię Pan Jezus w czasie mszy św. oświecił. Następnie dodała, że mam głównie
się starać o święto Miłosierdzia Bożego
w pierwszą niedzielę po Wielkanocy - że
nowym Zgromadzeniem mam się zbyt
nie zajmować, że po pewnych znakach
poznam, kto i co ma w tej sprawie czynić
- że w kazaniu, które tego dnia wygłosiłem przez radio, nie było zupełnie czystej
intencji (rzeczywiście tak było) - że mam
głównie o nią w całej tej sprawie się
starać - że widzi, jak w małej drewnianej
kapliczce w nocy przyjmują śluby od
pierwszych sześciu kandydatek do tego
Zgromadzenia. - Że prędko ona umrze
i, że już wszystko co miała do powiedzenia i napisania załatwiła. Jeszcze przed
tym opisała mi wygląd kościółka i domu
pierwszego Zgromadzenia, oraz ubolewała nad losem Polski, która bardzo kochała
i za którą często się modliła. Wszystko
prawie co przepowiedziała w sprawie tego
Zgromadzenia najdokładniej się spełniło.
temat numeru
– a ks. Sopoćko poświęcił się rozpowszechnianiu tej modlitwy, drukowaniu
obrazków, zdobywaniu na to funduszów,
oddając na to swoje środki materialne.
S. Faustynie Jezus powiedział o Święcie Miłosierdzia Bożego, a ks. Sopoćko
przez całe swoje życie zabiegał o jego
ustanowienie pisząc do biskupów, ukazując w Piśmie Świętym, pismach Ojców
Kościoła podwaliny teologiczne do kultu
Miłosierdzia Bożego. Tak powstały
tomy Miłosierdzie Boga w dziełach Jego
wydane w Paryżu. Ks. Sopoćko jeździł
i głosił prawdę o ogromnej dobroci
Boga - można by powiedzieć, ze razem
z s. Faustyną „biegał” po świecie, żeby
dotrzeć z tą radosną nowiną, że Bóg jest
miłosierny i łaskawy. Po jego śmierci
sprawa miłosierdzia Bożego nie ucichła
- w 2000 roku Święto ogłosił bł. Jan Paweł II. Papież był kolejną osobą w pełni
oddaną sprawie miłosierdzia.
Kolejną prośbą Jezusa było założenie
nowego zgromadzenia. Zgromadzenie
Sióstr Jezusa Miłosiernego - jak daje
świadectwo ks. Sopoćko – Założyciel –
jest zgromadzeniem, którego zapragnął
Jezus i o którym powiedział s. Faustynie.
Bez ks. Sopoćki i ta sprawa nie była możliwa do zrealizowania dla s. Faustyny.
I gdy w Wilnie w roku 1944 10 listopada
przyjmowałem w nocy śluby prywatne
pierwszych sześciu kandydatek w drewnianej kaplicy Sióstr Karmelitanek, albo
gdy trzy lata później przybyłem do pierwszego domu tego Zgromadzenia w Myśliborzu, byłem zdumiony uderzającym podobieństwem tego co mówiła śp. Siostra
Faustyna. Przepowiedziała również dość
szczegółowo trudności i nawet prześladowania, jakie mię spotkają w związku
z szerzeniem kultu Miłosierdzia Bożego
i staraniem o ustanowienie święta tej nazwy w niedzielę Przewodnią (łatwiej było
znieść to wszystko w przeświadczeniu,
że taka była w całej sprawie wola Boża od
początku)”. (Białystok 27.I.1948 - Na oryginale podpisano: „Ks. Michał Sopoćko,
spowiednik s. Faustyny”).
www.milosierdzie.pl
Wspomnienia ks. Sopoćki o s. Faustynie
pokazują, jak bardzo byli sobie nawzajem potrzebni.
Wybraniec Boga
Jezus objawił się s. Faustynie, ale pomógł
jej zrealizować żądanie namalowania
obrazu przez ks. Sopoćkę, który znał
malarza - Eugeniusza Kazimirowskiego.
Mieszkali w jednym domu w Wilnie i Kazimirowski podjął się namalowania
obrazu według wskazań s. Faustyny. Już
w 1934 roku był gotowy. W domu, gdzie
był malowany obraz, jest dziś kaplica;
oryginał znajduje się w Sanktuarium
Miłosierdzia Bożego w Wilnie.
Jezus podyktował s. Faustynie modlitwę - koronkę do Bożego Miłosierdzia
Dzięki spotkaniu z s. Faustyną ks. Sopoćko oddał się całkowicie sprawie
miłosierdzia Bożego - jego życie skoncentrowało się wokół tego. To właśnie
ten wybraniec Boga miał nie ustawać
w szerzeniu kultu miłosierdzia Bożego.
Sam zanotował w Dzienniku po spotkaniu z s. Faustyną: „Nigdy nie mogę
powiedzieć, że uczyniłem dosyć. Choćby się spiętrzyły największe trudności,
choćby się zdawało, że sam Bóg tego
nie chce, nie można ustawać. Gdyby
nawet orzeczenie Kościoła w tej sprawie
zapadło negatywnie, nie można ustawać. Choćby już brakło sił fizycznych
i moralnych nie ustawać. Głębia bowiem
miłosierdzia Bożego jest niewyczerpana,
nie wystarczy życia na jego wysławianie”.
Bł. ks. Michał Sopoćko to kapłan, który
nie ustawał w szerzeniu kultu Miłosierdzia Bożego. Ponieważ nie wystarczyło
mu życia na śpiewanie pieśni ku chwale
Boga, robi to i dzisiaj - już jako błogosławiony. 28 września 2008 roku w Białymstoku w Sanktuarium Miłosierdzia
Bożego miała miejsce jego beatyfikacja.
15
Ś
więci
Na zdjęciu:
kaplica w Sanktuarium
Bł. Jana Pawła II
Postać bł. Jana Pawła II
w otoczeniu beatyfikowanych
i kanonizowanych przez niego
osób, związanych z Krakowem
i Archidiecezją.
Od lewej:
św. Jan z Dukli,
św. Rafał Kalinowski,
św. Kinga,
św. Brat Albert,
św. Jadwiga,
bł. Jan Paweł II,
św. Faustyna Kowalska,
bł. Matka Angela Truszkowska,
św. Maksymilian Maria Kolbe,
bł. Zygmunt Szczęsny Feliński,
bł. s. Sancja Szymkowiak
16 | Iskra Miłosierdzia
M
iłosierni
www.milosierdzie.pl
17
jubileusz
Zuchwała
modlitwa*
Jan Pospieszalski,
muzyk, publicysta, autor programów radiowych i telewizyjnych
Wizerunek Jezusa Miłosiernego z napisem „Jezu, ufam Tobie” zobaczyłem
pierwszy raz już w dzieciństwie, zanim
ten kult został oficjalnie zatwierdzony.
W moim domu rodzinnym w Częstochowie wisiała maleńka gipsowa
płaskorzeźba Jezusa Chrystusa wykonana przez Spółdzielnię Pracy „Czyn”.
Natomiast Koronkę do Bożego Miłosierdzia usłyszałem już w życiu dojrzałym
– to był początek lat dziewięćdziesiątych,
kiedy wystartowało Radio Maryja.
Z wielką ciekawością – jako początkujący wtedy dziennikarz interesujący się
sytuacją na rynku medialnym – podsłuchiwałem tego radia jadąc samochodem.
Usłyszałem Koronkę do Bożego Miłosierdzia odmawianą przez siostrzyczki
zakonne z Żytniej, z Warszawy. To
była bezpośrednia transmisja. Strasznie mnie zaintrygowała ta modlitwa.
„Ojcze przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało
i Krew…”, to znaczy, że ja Panu Bogu
ofiaruję Ciało i Krew Jezusa Chrystusa?
Jest w tym jakaś niedorzeczność! Gdzie
ja, człowiek grzeszny, i te siostrzyczki –
może siostry są mniej grzeszne niż ja, to
one mają prawo. Ale ta modlitwa jest dla
wszystkich! Ja też powinienem się modlić. Tak się wkręciłem w tę modlitwę, że
bezwiednie koło piętnastej tak nastawiałem radio, żeby znaleźć tę stację. Tak
strasznie podobała mi się ta modlitwa,
brzmiała jak muzyka. Przestawała mnie
nawet już denerwować ta zuchwałość,
nie powiem bezczelność – to za dużo, ale
zuchwałość, bo ja tu śmiem Jezusa Chrystusa ofiarować Panu Bogu. Coś się tu
nie zgadzało, ale później przypomniałem
sobie inną, równie zuchwałą historię,
którą zapamiętałem z opowiadań świętej
pamięci księdza Józefa Tischnera.
W jednym z kazań zapytał dzieci, które
ze stworzeń najbardziej udało się Panu
Bogu. Taka mała dziewczynka zgłasza
się i mówi: „Chyba ja” (śmiech). Pomyślałem, że jest w tym głęboki sens – ktoś,
kto doświadcza miłości Boga, zdaje
sobie sprawę z wielkiego daru, jakim jest
Miłosierdzie Boże, nie może przeżyć czegoś piękniejszego. To znaczy, że jestem
18 | Iskra Miłosierdzia
najważniejszym na świecie, najbardziej
udanym, najcudowniejszym stworzeniem Bożym. Zuchwałości tej dziewczynki i zuchwałości tej modlitwy życzę
wam wszystkim, żebyście mieli poczucie
bycia najważniejszymi w oczach Boga
Miłosiernego. Jesteście najważniejsi na
świecie, jak ta dziewczynka, ona miała
odwagę się do tego przyznać. I siostrzyczki z Żytniej miały odwagę w tej
modlitwie zawierzyć siebie i cały świat,
jak my dzisiaj.
Koło ratunkowe
Przyznam szczerze, że staram się
codziennie modlić koronką. Codzienność tej modlitwy wiąże się z bardzo
przykrym, tragicznym doświadczeniem
mojego życia. Koronka „przyszła” do
mnie w chwili największej nocy, w chwili
największego dramatu. Stracić dziecko
w tragicznym wypadku, przeżyć śmierć
ukochanego czteroletniego syna - dla
rodzica jest czymś zupełnie niewyobrażalnym. Leżałem obolały w szpitalu,
z połamanymi żebrami. Przyszedł do
mnie młody kapłan z różańcem w ręku.
Dał mi ten różaniec, taki jakiś brzydki,
kiczowaty, szklany, z zielonymi koralikami. Ale nie jego forma estetyczna była
ważna, ale to, co ten ksiądz powiedział.
Mówił: „Chłopie, nic ci nie poradzę;
módl się koronką do Bożego Miłosierdzia”. Dzięki Bogu znałem już wtedy tę
modlitwę z tych nasłuchów radiowych
i wspólnych modlitw z siostrzyczkami.
Czułem się równie zuchwały jak one,
żeby ją odmawiać. I w tym najczarniejszym czasie, gdy ból po stracie dziecka
– nie fizyczny – był dołujący, łapałem się
tego jak koła ratunkowego, to było coś,
jak środek znieczulający. Ta medytacyjna
modlitwa, którą powtarzałem przewracając koraliki różańca w palcach, leżąc
na szpitalnym łóżku, przywracała mi
poczucie równowagi i dawała ukojenie,
rodzaj ochłody i poczucie, że nie jestem
w tym wszystkim sam. Nawet, jeśli
to było mechaniczne, nawet jeżeli nie
umiałem się skupić i myśli uciekały, to
wiedziałem, że nawet to mechaniczne
powtarzanie ma sens, ma głęboki sens.
Uczepiłem się tego, jak jedynego Boskiego ratunku.
Jednoczący rytm modlitwy
Później, po wielu latach przeżyłem to
samo doświadczenie. 10 kwietnia 2010
roku na Cmentarzu Katyńskim, gdzie
czekaliśmy na przyjazd orszaku prezydenckiego. Jako dziennikarz miałem ten
przywilej, że ówczesna dyrekcja telewizji
mnie i Joannie Lichockiej wyznaczyła
role prowadzących transmisję z Katynia. Mieliśmy informacje o problemach
z lądowaniem. Transmisja się opóźniała.
Było lekkie zamieszanie. Zaczęły dzwonić telefony informujące o katastrofie.
Po jakimś czasie dostałem informację,
że muszę zapowiedzieć potwierdzenie
katastrofy, że są ofiary śmiertelne, a rozmiary tragedii poznamy z oficjalnego
rządowego komunikatu.
Teraz dokładnie nie pamiętam, co
powiedziałem. Ale pomyślałem, że
w programie uroczystości jest Msza
św. A ofiara eucharystyczna Chrystusa
Zmartwychwstałego nie może być unieważniona żadną ziemską tragedią. Nie
ma ludzkiego dramatu, nie ma ludzkiego
wydarzenia w skali globu, które mogłoby
znieść tę potęgę, jaką jest Eucharystia.
Wtedy zupełnie spontanicznie do mikrofonu odezwał się głos – mocny, męski,
jak rozkazy wojskowe: „O Krwi i Wodo,
któraś wypłynęła z Najświętszego Serca
jubileusz
Jezusowego, jako zdrój Miłosierdzia
dla nas, ufamy Tobie”. To był czterdziestoletni kapłan. Z dwu-, trzydniowym
zarostem, czapką rogatywką; miał
spodnie moro, zielony polar, przez który
przerzucona była tylko stuła. Przystojny
mężczyzna w sile wielu, na rozkraczonych nogach, w ciężkich wojskowych butach stoi i jak wojskowe komendy rzuca
słowa modlitwy. Na początku „Wierzę
w Boga”, „Ojcze nasz”, „Zdrowaś Mario”,
później „Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci
Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo…”. Myśmy
za każdym „dla Jego bolesnej Męki” powtarzali: „miej Miłosierdzie dla nas i dla
całego świata”. Wtedy zauważyłem dwie
rzeczy. Wszyscy odkładali powolutku
komórki a wyciągali z kieszeni różańce.
Polacy noszą w kieszeniach różańce, jesteśmy jacyś dziwni. Modlitwa ogarniała
powoli nas wszystkich. Atmosfera uspokajała się. Ludzie, którzy do tej pory nie
mogli się podnieść z krzesełek, zaczęli
wstawać. Wyciągali różańce a szmer
niepokoju ustępował. Rytm tej modlitwy
wszystkich nas połączył.
Staliśmy na ziemi nasączonej polską
krwią sprzed siedemdziesięciu laty,
wobec wydarzenia sprzed kilkudziesięciu minut, którego nie rozumieliśmy,
którego skala do nas nie docierała. To
był szok, to było jak uderzenie obuchem. Podczas tej modlitwy przyszła
mi myśl, że na tej ziemi stoimy w sobotę
przed świętem Bożego Miłosierdzia, że
pięć lat temu, dokładnie w tym samym
momencie roku liturgicznego, odszedł
Jan Paweł II, że ta modlitwa, którą
przekazała św. Faustyna Kowalska brzmi
teraz w języku polskim, w obliczu tego
doświadczenia, na tej szczególnej ziemi.
Doświadczenie Kościoła
Za każdym kolejnym „dla Jego bolesnej
męki” widziałem linę alpinisty rzucaną
w przepaść; kolejne „miej Miłosierdzie
dla nas i całego świata” były jak wezwanie do wspinania się z tego bagna rozpaczy, lęku, przerażenia, niepewności.
Byliśmy w tym wszystkim razem. Nigdy
nie miałem poczucia takiego szczęścia
bycia w Kościele. To doświadczenie bycia
Kościołem wtedy, tam na Cmentarzu
Katyńskim, podczas Koronki do Bożego
Miłosierdzia, było dla mnie czymś absolutnie fenomenalnym, niepowtarzalnym,
moim największym doświadczeniem
dziennikarskim w życiu.
Ta modlitwa jest czymś niesamowitym.
Zanosimy naszą historię, której nie
rozumiemy, do Instancji potężniejszej
od nas. Te modlitwy są właśnie jak te
koła ratunkowe, jak ta lina alpinisty,
która wyciąga nas z bagna, z przepaści.
To wszystko, co w nas jest, co się kotłuje
i z czym sobie kompletnie nie dajemy
rady, możemy złożyć u stóp Jezusa
Miłosiernego – to jest właściwa, jedyna
i najważniejsza, nie ma większej, nie ma
piękniejszej, nie ma mocniejszej na świecie instancji. Dzięki temu przeszliśmy
razem przez te doświadczenia. Było nas
tam kilkaset osób. Później rozmawiałem z kilkoma osobami, miały bardzo
podobne odczucia. Miłosierdzie Boże
okazało mi się w takiej pełni, w takiej
sile, jak nigdy dotąd.
*Świadectwo wygłoszone podczas promocji albumu
„Łagiewniki. Szansa dla świata” 17 sierpnia 2012 r.
Tytuł i śródtytuły od redakcji.
Mamy być wojownikami
O doświadczeniu Boga i Jego Miłosierdzia opowiada s. Anna Bałchan ze Zgromadzenia Sióstr
Maryi Niepokalanej, założycielka Stowarzyszenia PoMOC dla ofiar przemocy, handlu ludźmi
i przymusowej prostytucji.
Przemysław Radzyński
Zacznijmy od pracy Siostry. Kim
są te kobiety, te rodziny czasami,
którym siostra pomaga?
Zgromadzenie Sióstr Maryi Niepokalanej, do którego należę, powołane
zostało po to, żeby pracować z kobietą – to taki full serwis dla kobiet. Jako
siostry stworzyłyśmy stowarzyszenie
dla kobiet i dzieci. Prowadzimy punkt,
gdzie kobiety (ale też małżeństwa, pary,
rodziny czy osoby, które były wykorzystywane seksualnie) mogą uzyskać
poradę prawną, podjąć terapię. Zajmujemy się również przeciwdziałaniem handlowi ludźmi – uczymy m.in. młodzież
i dorosłych, w jaki sposób przygotowywać się do pracy za granicą, jak sprawdzać firmy organizujące wyjazdy.
doświadczenia – ludzie porzuceni, uwikłani w różne trudne sytuacje, uzależnieni. Są to ludzie tak „połamani”, że
tylko w Bogu, tylko w Jego Miłosierdziu
mogą znaleźć ratunek.
Prowadzimy ośrodek dla piętnastu osób
– kobiet i dzieci. Uczymy się życia bez
przemocy. Czasem to są bardzo trudne
Nasze działania nie są finansowane
przez państwo, chociaż problemy handlu ludźmi czy procederu prostytucji są
www.milosierdzie.pl
On właśnie nas, najbardziej poharatanych, dotyka i uzdrawia. Psychologia
ma dziś ograniczenia i jeśli nie przyjdzie łaska z nieba, jeśli nie przyjdzie
łaska uzdrowienia, to tak naprawdę
zostaje tylko śmierć. Kaplica w naszym
domu jest pod wezwaniem Bożego
Miłosierdzia, którego doświadczamy
na co dzień. To jest dla mnie ogromny
zaszczyt, że jestem świadkiem działania
Boga Miłosiernego i tego, jak się nami
opiekuje.
bardzo poważne. Niewielu chce pomagać
osobom nim dotkniętym. My to robimy,
bo przecież, kiedy przychodzi człowiek,
który mówi: „potrzebuję pomocy, chcę
zmienić swoje życie”, to mam posłać go
do „diabła”? To jest smutne, że chrześcijanie mówią do takich ludzi „odejdź
od nas”. Tego nie robi Chrystus – nasz
Mistrz przytula wszystkich, za wszystkich umarł. Każda osoba ma swoje imię,
ma swoją historię, jest fenomenem, jest
chcianym i udanym człowiekiem, ja też.
Ja się czuję księżniczką, czuję się królową,
czuję się piękna. Nawet, jeśli ktoś kieruje
wobec mnie słowa wulgarne, to mnie to
nie dotyka. Dlatego, że jestem dzieckiem
Boga. Doświadczyłam tego sama, dlatego
mam odwagę o tym mówić, dlatego nie
zgadzam się na śmierć, na przemoc, na
zło. To jest walka o wiarę, o to, żeby nie
stracić żywego Boga, który działa tu
i teraz. Mimo różnych, bardzo trudnych
19
jubileusz
Czyli trzeba dać pole działania
Panu Bogu?
Ale oczywiście, że tak. Jednak jest
jakiś porządek rzeczy – pracuję tyle,
żeby się nie zatracić. Bardzo ważna jest
relacja z Bogiem – jeśli ją zatracę, to nic
nie ma sensu.
sytuacji życiowych. Bo jak to zrozumieć,
że rodzice sprzedają swoje własne dziecko,
że godzą się na jego prostytuowanie się,
żeby utrzymał rodzinę?
Siostra zaczęła odpowiadać na to
pytanie od wyjaśnienia, czym się
zajmuje jej zgromadzenie zakonne. Jak Siostra decydowała o tym,
że chce poświęcić swoje życie na
wyłączność Bogu, chce wstąpić do
tego zgromadzenia zakonnego?
To, że jestem siostrą zakonną, jest
dla mnie tajemnicą, bo nigdy nie myślałam o życiu zakonnym. Zawsze mi
się ono kojarzyło z byciem pokornym
i pracowitym, z przyjmowaniem wszystkiego w milczeniu – wbrew mojemu szalonemu charakterowi. Ale jeśli Bóg ma
swoje plany, otrzymujesz po prostu taki
niepokój. Pytasz się mnie, dlaczego? Ja
nie wiem, dlaczego. To jest powołanie.
Czujesz w głębi siebie, że masz zostawić
wszystko i pójść. Zostawiasz imprezy, przyjaciół, rodzinę, takie czy inne
fascynacje i idziesz. Idziesz va banque.
Jeśli ludzie się w sobie zakochają, to nie
raz też zostawiają wszystko i idą – tak
ewangelicznie zostawiasz ojca, matkę…
Tu jest tak samo. Bóg działa, porusza
serca, porywa. Nie umiem tego wytłumaczyć.
Dla mnie ważne było to, że moje zgromadzenie jest maryjne i kontemplacyjno-czynne (nie mam charyzmatu do
życia kontemplacyjnego – na razie – chyba by mnie rozwaliło). To jest takie bycie
dla, ale jednocześnie potrzeba wspólnoty. Można realizować się na tysiące sposobów, ale czuję, że Bóg wybrał dla mnie
taką drogę. Nie pytaj mnie, dlaczego, bo
nie wiem. Może to będzie jedno z pytań,
które zadam po drugiej stronie: „Hallo,
Szefie, dlaczego ja?”. Nie mam pojęcia,
po prostu Pan Bóg ma poczucie humoru.
20 | Iskra Miłosierdzia
A co jest najtrudniejsze w Siostry
pracy?
Nie stracić wiary w żywego Boga,
że On prowadzi. To przekonanie to też
trwanie, bo to nie polega wyłącznie na
uczuciach. Czasami czujesz się fajnie,
a czasami nic nie czujesz. To nie znaczy,
że Boga nie ma. Bóg jest. Blisko. Miłość, bycie razem, to jest kwestia wyboru – jestem, trwam do końca. Bóg mówi
często „jestem, który jestem” i tyle. Jeśli
zatracę pragnienia, żeby On we mnie
działał, żeby mnie prowadził, to nie
mam nic do dania, to jest bez sensu. To
jest najtrudniejsze, dlatego też deptam
Bogu po piętach, chcę widzieć. Co mnie
obchodzi, co On robił dwa tysiące lat
temu – Panie Boże, wybacz – ja chcę widzieć teraz! Gdybym nie widziała Jego
działań, to się tak nie bawię, po prostu
spadam, bo się nie opłaca.
Siostry praca przynosi doświadczenie Boga?
Tak. Oczywiście, że są takie momenty, kiedy odprowadzam ludzi na cmentarz. Ludzie podejmują wolne wybory
– widzisz, że idą w śmierć, nie zgadzasz
się na to, ale jesteś bezsilny. Zostaje modlitwa. Wiem, że to są ludzie, których
kocha Bóg, to są Jego dzieci, nie moje.
Ja nie wiem wielu rzeczy, ale wiem, że
On nikogo nie zostawi. Nawet, jeśli po
ludzku nie ma widocznych efektów. Naszym zadaniem jest patrzeć z miłością,
zawierzać Bogu i żyć jak najpiękniej.
Czasami trzeba wojować, rypnąć w stół,
wrzasnąć. Chrześcijanie to nie takie
lelije, to mają być wojownicy! Czym się
różni młody wojownik świata od starego? Wiesz? Młodemu się wydaje, że jak
ja się napracuję, to będą efekty. A jak
jest starszy, to mówi: „Boże, działaj”,
a Pan Bóg mówi: „kurczę, nareszcie;
nareszcie mogę się dopchać”.
Siostra jest już starym wojownikiem?
To zależy. Czasami widzę cuda – to,
że mamy ten dom, że żyjemy. Nigdy nie
mamy forsy, żyjemy na krawędzi, ale to
trwa jedenaście lat… Chociaż Bóg może
powiedzieć: „już nie chcę tego domu,
mam inny plan”. I to też trzeba przyjąć.
Brak czegoś też jest darem. Ja to widzę,
ale czasami, jak nie masz za co zapłacić
rachunków, albo jak problemy między
ludźmi wydają się nie do przejścia, to
wpadasz w panikę. Zostajesz jak Piotr,
który chodził po wodzie, zobaczył falę,
zdygał się i zaczął tonąć.
Kiedyś mi się wydawało, że ci pierwsi
ludzie byli strasznie głupi – ja to bym się
nie skusiła na to jabłko. I miałam pretensje, że przez nich wszedł ten grzech
pierworodny. Ale ateizm jest w nas. Cały
czas uczę się zawierzać Bogu. Jeśli Go
nie ma, to nie ma sensu miłość, bo po
co, jeśli za chwilę mamy umierać. Jeśli
jest Bóg, a jest, to wtedy wszystko, co
człowiek robi, nawet, jeśli to jest zakryte
dla oczu, to nie jest obojętne.
Wróćmy jeszcze na chwilę do
Zgromadzenia Siostry i miejsca,
w którym rozmawiamy – krakowskich Łagiewnik. Dzieła ks. Jana
Schneidera, ale też Teresy Ewy Potockiej, która założyła Zgromadzenie Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, powstały mniej więcej w tym
samym czasie i też ich charyzmat
był podobny, bo oba zgromadzenia mają bronić godności kobiety.
Ale oba zgromadzenie mają różne
metody. Siostry w Łagiewnikach
resocjalizują w zamkniętych zakładach. Siostra wychodziła na ulicę.
Jak dzisiaj, w XXI wieku, głosić
i praktykować miłosierdzie?
Możliwości jest tysiąc pięćset. Każdy z nas ma wokół siebie takie sytuacje,
gdzie – począwszy od rodziny – można
po prostu obdarzać miłością miłosierną.
I dobrze, że w Kościele jest takie bogactwo, że te siostry mają tak, a inne tak.
Nasze zgromadzenie powstawało tam,
gdzie zakłady pracy, fabryki; nasz założyciel zbierał tamte kobiety, otaczał opie-
jubileusz
ką, uczył je zawodu. Wydaje mi się, że
historia zatoczyła kółeczko. Ale myślę,
że oni byli bardziej do przodu niż my…
Przykra diagnoza. Czy - właśnie
z perspektywy tych kilkunastu lat
pracy Siostry - czy dzisiaj łatwiej
świadczyć miłosierdzie, niż tych
kilkanaście lat temu, kiedy Siostra
powoływała do życia swoje stowarzyszenie?
Każdy czas ma swoją łaskę. To, co
się dzieje, dzieje się w naszych sercach.
I myślę, że tego nie możemy się bać,
ale spokojnie oddać się Jemu – to jest
fantastyczne, że możemy oddać się
Miłosierdziu Bożemu. Mamy być
chrześcijanami, którzy są radośni. Bóg
nam daje radość; nic nie zabiera, niczego
nie pamięta, patrzy na mnie z miłością
i to mi daje siłę, żeby żyć. Myślę, że
obojętnie w jakich czasach, bo życie
zawsze niesie wiele różnych trudów, ale
każdy czas jest piękny, każdy ma swoich
świętych. Świętych niekanonizowanych
jest bardzo wielu – obdarzają miłością,
poświęcają się, kochają ludzi – obojętnie, czy jest to ulica, czy jakiekolwiek
inne miejsce.
Dziesięć lat temu, kiedy Ojciec
Święty Jan Paweł II przyjechał
do Łagiewnik, Jego pielgrzymka
przebiegała pod hasłem: „Bóg
bogaty w miłosierdzie”. Obchody
jubileuszowe też są tak zatytułowane. Co dla Siostry znaczy to hasło:
„Bóg bogaty w miłosierdzie”?
To nie jest dla mnie hasło, to jest rzeczywistość. To jest to, czego sama doświadczam. Doświadczenie miłosierdzia pozwala
mi patrzeć z miłością i mieć cierpliwość,
być człowiekiem szczęśliwym i spełnionym.
Bóg nie daje warunków i to jest cudowne.
Na własne oczy widzę to, że ludzie, którzy
są mega poszarpani, zaczynają żyć na nowo.
Cóż może być piękniejszego?
Dziesięć lat temu była Siostra
w Łagiewnikach i nagrywała
teledysk do – dziś już przeboju –
„Zaufaj Panu już dziś”.
Odpowiedziałam na przyjacielską
prośbę Magdy i Adama. Miałam śpiewać
w chórkach. Ale na początku nikt nie
mówił o żadnym teledysku. W moim
prywatnym życiu było tak, że miałam
siebie naprawdę dość – coś takiego się
wydarzyło, że byłam zła na siebie i ten
tekst mi dobrze siadł: „Jak do ładu
z sobą dojść, kiedy siebie mam już dość”.
Później się okazało, że ten utwór został
wybrany na hymn pielgrzymki. No
i trzeba było nagrać ten teledysk. A ten
czas był związany ze śmiercią mojego
ojca. Dowiedziałam się o tym, że mamy
kręcić teledysk w momencie, kiedy
stałam przed szpitalem i wchodziłam,
żeby się z nim pożegnać. Nagrywanie
teledysku było między jego śmiercią
a przygotowaniem do pogrzebu. To było
jak oddanie Bogu jego duszy, jego życia.
Moja rodzina, moja mama, która przez
dwa lata walczyła z nowotworem, miała
nabożeństwo do Jezusa Miłosiernego. Jakoś ten Pan Jezus Miłosierny nam siodł,
bo my się czujemy ludźmi grzesznymi
i słabymi. Wszystko, co się dzieje, jest
Jego darem. Z tą świadomością ma się
dużo pokory w stosunku do ludzi i tak
szybko się ich do diabła już nie posyła.
Papież dziesięć lat temu na Błoniach w Krakowie apelował
o “nową wyobraźnię miłosierdzia”.
Czy polskie społeczeństwo jakoś
odpowiedziało na ten apel? Co
mamy jeszcze do zrobienia?
Ja tam nie wiem, co tam społeczeństwo, trzeba – za przeproszeniem
– d...ę ruszyć i po prostu konkretnie się
określić. Trzeba mieć odwagę głosić
Ewangelię i mówić, że jest się chrześcijaninem. Dlaczego my tego nie robimy?
Boimy się, że ktoś nam zarzuci, że
spóźniamy się do pracy, a jesteśmy niby
tacy chrześcijanie. W związku się nie
układa? To lepiej powiedzieć, że się jest
niewierzącym i nie trzeba się starać. Nie
możemy być ciamajdami. Musimy być
wojownikami.
W tej chwili przychodzą czasy, gdzie
jesteśmy przesiewani. Na pewno dużo
ludzi odejdzie, ale zostaną perły. Zostaną ludzie, którzy wybrali Jezusa; folklor
religijny się kończy. Potrzeba nam
również gorliwości walczenia o ludzi,
a nie posyłania ich do diabła. Boga widzi
się jako księgowego z kalkulatorem, albo
wyobraża jako dziadka z łapką na muchy
- zrobisz grzech, a tu pac. Bardziej mamy
wyobrażenie Boga, który karze, który
tylko czyha, aż zrobimy coś głupiego,
niż Boga, który jest miłością, który po
prostu JEST. Bóg to miłość. To jest istota
rzeczy.
Wbrew pozorom, to dobry prognostyk na przyszłość - ten Kościół,
może liczebnie mniejszy, ale jakościowo piękny.
Oczywiście, że tak, tylko chrześcijaninem trzeba się określić. Jeśli Bóg jest,
a jest, to wszystko ma cel i sens.
Spotkanie po latach
10 lat temu Ojciec Święty Jan Paweł II przybył do łagiewnickiego sanktuarium, by ogłosić „Akt
Zawierzenia Świata Bożemu Miłosierdziu”. W rocznicę tego wydarzenia odbyło się spotkanie
dziennikarzy i organizatorów pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny. Spotkaniu towarzyszył
pokaz fotografii z wizyty Jana Pawła II w Łagiewnikach w 2002 roku i premiera nowej odsłony
serwisu internetowego www.milosierdzie.pl
Bp Jan Zając, kustosz
Sanktuarium Bożego Miłosierdzia
w Krakowie-Łagiewnikach
Dziesięciolecie konsekracji Bazyliki
Bożego Miłosierdzia jest czasem dziękowania. I mamy za co dziękować. Jeżeli to
www.milosierdzie.pl
dobro, które stało się naszym udziałem,
docierało aż po krańce ziemi, to na pewno dzięki tym, którzy przez swoje i pióro, i mikrofon, i kamerę przekazywali
światu nie tylko informacje, ale przekazywali głębokie treści o tych wszystkich
zdarzeniach, które tutaj miały miejsce.
Ale ten czas nie jest tylko wspomnieniem i dziękowaniem za wszelkie dobro,
ale jest to również czas patrzenia naprzód. I trzeba nam wyciągać wnioski,
by wspomnienie stało się czymś bardzo
kreatywnym. Na wspomnieniach nie
może się tutaj nic zakończyć.
21
jubileusz
Jeżeli wspominamy to po to, ażeby
również te dawne przeżycia się na nowo
rozbudziły. Wspomnienia mają to do
siebie, że nie tylko wyciskają łezkę z oka,
ale przede wszystkim umacniają człowieka, żeby dalej jeszcze przekazywać te
wszelkie dobra, jakie człowiek przeżywa
i otrzymuje w takich wydarzeniach,
jakim były konsekracja bazyliki i zawierzenie świata Miłosierdziu Bożemu.
Stanisław Bisztyga, budowniczy
Bazyliki Bożego Miłosierdzia
To było dość niezwykłe przedsięwzięcie,
dlatego że wykonywały je firmy budowlane, które na co dzień średnio się kochają, bo jest duża konkurencja, bo jest
walka o pracę. A tam obecność na tej budowie spowodowała, że gdzieś te wszystkie zatargi zostały zapomniane i po
prostu pracowaliśmy. Niezwykłość tego
miejsca i tej budowy również polegała na
tym, że budowlańcy na co dzień mówią
językiem, który trudno cytować, a tutaj
nie było przekleństw, nie było żadnych
wulgaryzmów. Ja sam się dziwiłem, bo
to byli prości ludzie: murarze, cieśle,
zbrojarze. I coś tak magicznego było, co
spowodowało, że odnosili się z szacunkiem nie tylko do swoich przełożonych,
co wcale nie jest takie łatwe, ale również
do siebie wzajemnie. Była taka Wigilia
w 2001 roku, gdzie nas ksiądz biskup
Nycz zaprosił do sióstr, zapamiętałem
z tego znakomity barszczyk i paszteciki,
które podano wtedy. Ci wspaniali, prości
ludzie byli tak przejęci tym wszystkim,
że ksiądz biskup był zdziwiony, bo połowa rzeczy nie została zjedzona. Zostało
to wszystko i on się zastanawiał, co się
stało, czy im nie smakuje, czy niedobre.
A oni byli tak strasznie przejęci faktem,
że uczestniczą w czymś niezwykłym.
Na jedną rzecz jeszcze chciałem zwrócić
uwagę, co w cyklu inwestycyjnym jest
bardzo ważne, mianowicie współpraca
na linii inwestor, projektant i wykonawcy. W początkowym etapie było kilka
firm budowlanych, później Chemobudowa była już koordynatorem, ale podwykonawcy też byli. Otóż były takie dni,
że myśmy tutaj z księdzem biskupem,
z księdzem Marianem Rapaczem oraz
z panem wojewodą Jerzym Millerem byli
dwa, trzy razy w ciągu dnia na budowie. I siedzieliśmy przy stole, i czasami
były to trudne rozmowy. Pan profesor
Witold Cęckiewicz jest wspaniałym
człowiekiem, wielkim wizjonerem,
ale jak państwo wiecie, nie wszystkie
wizje wielkich ludzi da się przenieść na
22 | Iskra Miłosierdzia
budowę. I często było tak, że po prostu
dyskutowaliśmy, czasami nawet się
spieraliśmy, czasami jedni wychodzili
i wracali, ale były szybkie decyzje, bo
gdyby nie to, prace by się mocno przeciągnęły w czasie. Tutaj tego nie było i na
pytanie księdza kardynała Franciszka
Macharskiego: „Czy zdążycie?”, zadawane na rok, a później na pół roku jeszcze
przed terminem, odpowiedź była, że
oczywiście zdążymy i była praca na trzy
zmiany. I taka dość podniosła atmosfera,
i później, co było bardzo piękne i za co
chciałem teraz jeszcze raz podziękować,
wszyscy budowlańcy zostali uhonorowani tym, że podczas konsekracji byliśmy
w środku, pośród tych wielu ludzi, a niektórzy mieli nawet możliwość krótkiej
rozmowy z Ojcem Świętym.
Małgorzata Skowrońska,
krakowski oddział
„Gazety Wyborczej”
Byłam wtedy początkującą dziennikarką
z dwuletnim stażem w „Gazecie Wyborczej”. Pod okiem Andrzeja Stawiarskiego stawiałam swoje pierwsze kroki
w tym fachu. Zazdrościłam oczywiście
wszystkim, którzy byli w volo papale,
dla początkującego dziennikarza była
to przecież rzecz absolutnie nieosiągalna. Jak się okazało, miało to swoje
plusy, ponieważ myśmy relacjonując
pielgrzymkę mieli dostęp do ludzi, do
pielgrzymów którzy przyjechali do
Łagiewnik spotkać się z Ojcem Świętym.
Chyba na zawsze zapamiętam takie
spotkania z pielgrzymami spoza Polski,
których było tu wtedy bardzo dużo. Nie
zapomnę rozmowy z dziewczyną z Paryża, która mi opowiadała, że próbowała
korespondować mailowo ze studentką
KUL-u, przed przyjazdem tutaj, żeby
ta jej opowiedziała, jak wyglądają te
Łagiewniki, jak wygląda bazylika, jak
wygląda Sanktuarium. I ta studentka
nie była w stanie powiedzieć, pisała
„no wiesz, nie byłam w Łagiewnikach,
nigdy nie byłam w tej nowej bazylice,
nie wiem jak to wygląda”. I Marianne,
bo tak miała na imię ta dziewczyna
z Paryża, była w szoku. Mówiła: „jak to,
mieszkasz w Polsce i nie byłaś w Krakowie, w Łagiewnikach?”. Takich spotkań
oczywiście było bardzo wiele, potem to
się zmieniło, oczywiście ten moment
konsekracji bazyliki, był takim, z punktu widzenia promocyjnego, jeśli można
to tak oceniać, niezwykłym wydarzeniem, ogromną tubą promocyjną dla
tego miejsca i Łagiewniki to doskonale
wykorzystały, co widać dzisiaj po liczbie
pielgrzymów, którzy tutaj przyjeżdżają.
Tę pielgrzymkę trudno było relacjonować bez emocji. To jest trudne, kiedy
się siedzi na tym chórze łagiewnickim,
patrzy się na tego, już bardzo mocno
schorowanego, Papieża, który próbuje
jeszcze te resztki sił wykorzystać. Patrzy się też na tych ludzi, którzy tak a nie
inaczej reagują na jego wejście.
Magda Dobrzyniak, Radio Plus
Moje radio, diecezjalne Radio Plus,
miało podczas pielgrzymki 2002 roku
specyficzną rolę do spełnienia. Nie tylko
relacjonowaliśmy wydarzenia, spotkania, transmitowaliśmy Msze. Mieliśmy
być także źródłem konkretnych, praktycznych informacji dla pielgrzymów,
którzy nawet mieli w informatorach
podane częstotliwości radia. Byliśmy
zaprzęgnięci na przykład w organizację Mszy na Błoniach. Pamiętam, że
o czwartej nad ranem już musiałam być
na Błoniach, żeby wskazywać pielgrzymom drogi dojścia do sektorów, żeby
im mówić, co mają ze sobą zabrać, na
jubileusz
co zwracać uwagę. Zanim o tej czwartej
nad ranem znalazłam się na Błoniach,
do drugiej w nocy pracowałam w redakcji nad montażem dźwięków. A redakcję
mieliśmy w najlepszym z możliwych
miejsc. Ulica Wiślna 12 i okna wychodzące na dziedziniec Pałacu Arcybiskupów Krakowskich. Na dachach
Pałacu snajperzy, którzy wcześniej nas
uprzedzali, że najpierw będą strzelać,
a potem pytać, dlaczego się wychylamy.
Okna mieliśmy zasłonięte żaluzjami,
ale podglądaliśmy, co się tam na tym
dziedzińcu dzieje.
Siedząc w tej ciemnej, cichej redakcji,
w środku nocy, po całym dniu ciężkiej,
emocjonującej pracy i z perspektywą kolejnych godzin bez snu i w maksymalnej
Ks. dr Stanisław Mieszczak SCJ,
liturgista, w czasie pielgrzymki
Jana Pawła II do Polski w 2002 roku
odpowiedzialny za przygotowanie
i przebieg papieskich celebracji
Ze spotkań przygotowawczych najbardziej zapamiętałem zainteresowanie tych,
którzy mieli później realizować transmisję
telewizyjną, co oznaczają poszczególne
symbole. To były bardzo konkretne pytania i ja, tak na bieżąco, napisałem nawet
komentarz, który potem udostępniłem
dziennikarzom. Miałem później z tego
radość, gdy podczas transmisji słyszałem
jeśli nie dosłowne cytaty, to przynajmniej
moje myśli, które gdzieś tam się pojawiały
w relacjach. Ale też taki piękny obraz,
który oczywiście mogłem dostrzec dopiero
prostu jak jakiś spychacz przechodzili
i robili przejście, żeby można było wejść
tam, żeby ministranci w procesji mogli
przebrnąć do ołtarza. Tak było ciasno.
Najbardziej anegdotycznym wydarzeniem tego dnia była słynna sprawa z kadzidłem. Przygotowaliśmy dużą kadzielnicę i w czasie ostatniej próby klerycy,
którzy to rozpalali, nie posłuchali nas
i nałożyli tam zbyt dużo węgielków.
W momencie, kiedy – dobrze, że to było
na próbie! - zasypaliśmy je kadzidłem,
poszedł w górę ogień na dwa metry.
Takiego obrzędu nie może być w liturgii,
oczywiście że nie może być! Taki wielki,
pogański ogień, który pożera.
Największe wrażenie zrobił na mnie
moment, gdy Ojciec Święty wylewał olej
na ołtarz. On zrobił niewiele, dalej kontynuował ksiądz kardynał Franciszek
Macharski, ale widać było w tym geście
wyjątkowe zaangażowanie Ojca Świętego. To było przepiękne.
Przemysław Bednarz, Fundacja
Sanktuarium Bożego Miłosierdzia
koncentracji, przysypiając nad komputerem, z największym trudem walczyłam
z ogarniającym mnie zmęczeniem. Ale
kiedy sobie uświadomiłam, że na tym
samym poziomie, mniej więcej dziesięć
metrów dalej jest Jan Paweł II...On,
mimo swojego schorowania i widocznego cierpienia, jest wśród nas, więc tym
bardziej ja dam radę. Ta noc to był mój
taki mały, prywatny dar dla niego.
Druga rzecz, którą pamiętam z tej pielgrzymki to modlitwa Jana Pawła II na
Wawelu. Zostałam wysłana przez redakcję
na trasę przejazdu pod Wawel, stałam pod
kościołem świętego Idziego na Grodzkiej. Pamiętam, że jak Ojciec Święty tam
na to Wzgórze Wawelskie już przybył,
nad miastem zapadła cisza. To było coś
takiego, jakby ta modlitwa z Wawelu ogarnęła Kraków. Kraków był wtedy bardzo
kolorowy, rozentuzjazmowany, było dużo
radości, śpiewu, odświętna atmosfera,
a w tym momencie tak jakby całe miasto
zatrzymało się, żeby Janowi Pawłowi II
w tej modlitwie towarzyszyć.
www.milosierdzie.pl
po kilku dniach, kiedy przeglądałem
zarejestrowane nagranie. Pamiętamy, że
konsekracja odbywała się w dzień, w dobrze nasłonecznionej bazylice, ale był taki
moment zapalenia światła, gdzie rzeczywiście to światło miało rozbłysnąć w kościele.
Realizatorzy tak inteligentnie poprowadzili kamery, że od płomyka zapalonego
przez Ojca Świętego kamera objęła później
całą bazylikę i rzeczywiście w telewizji
wydawało się, że ta bazylika została wtedy
rozświetlona światłem.
Druga rzecz, może to już bardziej anegdotyczne, ale oczywiście bardzo gorąco
było na chórze, gorąco było również na
dole, wszędzie było duszno. Byliśmy
oczywiście przygotowani, wszystkie przejścia, poszczególne elementy
procesji i tak dalej, ale niestety trasy
przejścia zostały później zajęte przez
niektórych fotoreporterów. Prosiliśmy
ich o zwolnienie tych miejsc i pamiętam
jak wtedy, w pewnym momencie ksiądz
biskup Stanisław (Dziwisz – red.) posłał
policjantów watykańskich, którzy po
To była absolutna szkoła życia dla
wszystkich dziennikarzy, dla mnie
również. Tempo budowy było takie, że
po prostu dziennikarze nie nadążali
z komentarzem. To było niesamowite.
Opisywane były najmniejsze detale,
każdy nowy element, który pojawiał się
w budującym się kościele. Ale też jeden
drugiemu przekazywał informacje,
nie było tej zasady konkurencyjności,
która panuje teraz. Pamiętam, że wtedy
bardzo dużo przyjaźni się nawiązało.
I tu mam najpiękniejsze wspomnienie,
takie, bym powiedział, z pracy dziennikarskiej i PR-owskiej. W Balicach, kiedy
samolot z Ojcem Świętym odleciał,
pamiętam Jurka Sadeckiego, naszego
kolegę z „Rzeczpospolitej”, pamiętam
Małgosię Skowrońską, pamiętam Magdę
Dobrzyniak i jeszcze paru kolegów, którzy siedzieli na ławce, kręcili takie kółka
i śpiewali „Abba, Ojcze” ku uciesze
reszty tam zebranych na płycie lotniska,
między innymi panów policjantów, którzy patrzyli i myśleli sobie, jak tu pomóc
tym dzielnym ludziom zejść z ławki
i pojechać najkrótszą drogą do szpitala
psychiatrycznego… Entuzjazm i radość nie z tego że papież odleciał, tylko z tego,
że był między nami - tak niesamowicie
się wszystkim udzielała.
23
jubileusz
S
kąd w Pana twórczości zainteresowanie Miłosierdziem
Bożym?
Od dzieciństwa lubię tematy religijne, lubię czytać książki religijne.
Pamiętam, że wczytywałem się w stare
księgi, żywoty świętych na przykład
były mi bardzo bliskie. W ogóle mam
teocentryczny ogląd świata, życia. Nie
pamiętam, jak to się stało, jaki był mój
pierwszy kontakt z Łagiewnikami,
sprawiedliwy, ale jest też miłosierny.
W Dzienniczku jest wiele wspaniałych
wierszy siostry Faustyny. To było pod
koniec lat osiemdziesiątych, kiedy treść
jednego z nich bardzo mnie poruszyła.
Tam jest jedna zwrotka, szczególnie
poruszająca: „O duszo, ktokolwiek ty
jesteś na świecie, / choćby grzechy
twoje były czarne jak noc, / nie lękaj
się ty, słabe dziecię, / ponieważ wielka
jest miłosierdzia Bożego moc”. Jest to
Święty Jan Paweł II dostał w 1998 roku,
jest to „Missa Brevis”, ale nie był on
dedykowany jemu, jest tam wpisana
dedykacja z okazji dwudziestolecia pontyfikatu. I ta partytura jest w Watykanie.
Czyli „Pieśń o Bożym Miłosierdziu” to była pierwsza kompozycja
inspirowana tematyką Bożego
Miłosierdzia?
Tak.
Muzyka jest
odblaskiem
Boga
O inspiracjach swojej twórczości Bożym Miłosierdziem
i muzyce religijnej w Polsce
mówi Henryk Jan Botor, kompozytor i organista.
Krzysztof Michałek,
Przemysław Radzyński
z Miłosierdziem Bożym. Zdaje się, że
kupiłem książkę w kościele św. Krzysztofa w Tychach, gdzie jeszcze w czasie
ostatniego roku studiów zacząłem organistować. Tam był sklepik z pięknymi
książkami, między innymi kupiłem
pierwsze wydanie Dzienniczka św. Faustyny, wydanie chyba z 1981 roku, no
i zainteresował mnie ten temat. W ogóle
dzięki treści Dzienniczka poznawałem
Jezusa, Jego wyjątkową miłość, bardzo
delikatną, w dialogach między Nim
a świętą Siostrą Faustyną. Pewna osoba
powiedziała, że dla niej Miłosierdzie
Boże jest niesamowitym odkryciem,
ponieważ ona zawsze Boga postrzegała
jako Boga sprawiedliwego, karzącego.
A treść Dzienniczka mówi o czymś
zupełnie innym. Oczywiście Bóg jest
24 | Iskra Miłosierdzia
też bardzo dobry tekst do opracowania
muzycznego. Zrodziła się we mnie myśl,
że coś muszę z tym tekstem zrobić: albo
napisać jakąś pieśń kościelną, albo…
Dopiero po latach - minęło dziesięć czy
jedenaście lat, u mnie to się tak rodzi,
wszystko z takim czasami opóźnieniem
- powstała pieśń. I ta pieśń stała się też
owocem pewnej mojej obietnicy danej
Jezusowi za pewną łaskę. Tam były
trzy takie obietnice, ta pieśń jest jedną
z nich. W tamtym czasie postanowiłem
dedykować ją Ojcu Świętemu Janowi
Pawłowi II i długi czas zabierałem się
do przepisywania. Zakupiłem papier
nutowy, żeby przepisać na czysto, oprawić i wręczyć to jemu, ale niestety nie
doszło do tego, ponieważ Ojciec Święty
zmarł. Jeden z moich utworów Ojciec
A późniejsze kompozycje?
Późniejsze kompozycje to już były
kompozycje na zamówienie. Z okazji Międzynarodowego Kongresu Federacji Pueri
Cantores, który odbył się w 2007 roku,
tutaj w Łagiewnikach, ks. prałat Robert
Tyrała zamówił u mnie hymn, w zasadzie
pieśń, która dziś funkcjonuje jako hymn,
oraz napisanie Mszy świętej: Kyrie, Gloria, Credo, Sanctus, Agnus Dei, szczególnie właśnie z tej okazji, z okazji tego kongresu w 2007 roku. Msza „O miłosierdziu
Bożym” jest muzyką liturgiczną, ona jest
troszeczkę inna niż to, cośmy tutaj usłyszeli. „Pieśń o Bożym Miłosierdziu” nie
nadaje się do wykonania na Mszy świętej,
to jest utwór wyłącznie koncertowy, który
można wykonać na koncertach w kościele,
jak również w filharmonii. I moim marze-
jubileusz
niem było to, żeby ten utwór mógł dotrzeć
do słuchaczy, być może, mam taką nadzieję, że kogoś on poruszy i wzbudzi jakąś
ufność w Boże Miłosierdzie. Tak bym
sobie życzył, żeby przesłanie tego utworu
było właśnie takie, gdziekolwiek on będzie
wykonywany. Natomiast, wracając do
utworów liturgicznych, dostałem od ks.
prof. Andrzeja Zająca tekst „Misericordias
Domini”, tam wersety są z psalmu, no
i trzeba było napisać pieśń z refrenem. Jest
to też wielka odpowiedzialność, ponieważ
mogę napisać coś, co się zupełnie nie
przyjmie, może to być artystycznie dobre,
ale nie będzie popularne. Nie przewidziałem jednak, że „Misericordias Domini”
zdobędzie aż taką popularność. Podobno
ten hymn śpiewa się na całym świecie,
nawet w Afryce. Bardzo mnie cieszy, że
to ma taki wydźwięk. Myślę, że to Pan
Bóg temu pomógł, że to jest dobry owoc
tego kongresu. Było wyraźnym życzeniem
księdza kardynała Stanisława Dziwisza,
który prosił, aby Msza „O Miłosierdziu
Bożym” była dedykowana Sanktuarium
Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, co
też uczyniłem i podarowałem partyturę.
A jeśli chodzi o poprzednie epoki,
czy jako muzyk kształcący się,
zdobywający wiedzę, poznający
historię muzyki, spotykał Pan
utwory inspirowane Miłosierdziem
Bożym, czy też dotyczące kultu
Bożego Miłosierdzia?
Nie za bardzo, nawet nie szukałem
takich utworów. Wiem, że Mozart pisał
takie rzeczy, ale raczej nie spotkałem się.
A czy myśli Pan, że obecnie, już
po XX wieku ten temat jest już
wystarczająco wyeksploatowany
w kontekście olbrzymiego rozwoju
kultu Bożego Miłosierdzia?
Myślę, że nie i nigdy nie będzie wyeksploatowany. Ten temat jest nieskończony, póki świat będzie istniał. Nadal
jest to temat naglący i zawsze kompozytorzy znajdą tutaj wielkie pole do
działania. Tu nie chodzi tylko o jakieś
spełnianie artystyczne, czy jakieś takie
egoistyczne, bo to w każdym z nas jest,
we mnie tak samo, ale jest też istotne,
żeby poprzez muzykę w jakiś sposób
dzielić się, próbować mówić o prawdach
wiary, o Bogu.
Wspominał Pan o tym, jak zaczęło
się Pana zainteresowanie ideą Miłosierdzia. Jak Pan dzisiaj rozumie
miłosierdzie, czym dla Pana jest
miłosierdzie?
Jesteśmy w szczególnym okresie
www.milosierdzie.pl
dziejów świata. Sanktuarium Bożego
Miłosierdzia w dziejach świata odgrywa niesamowitą rolę. Zawsze jestem
tego świadomy, kiedy tutaj przychodzę,
że Chrystus powiedział, że wpierw
przyjdzie jako Król Miłosierdzia, zanim
przyjdzie jako sędzia sprawiedliwy.
Mamy taki czas, gdzie możemy z tego
miłosierdzia skorzystać i to jest bardzo,
bardzo istotne. Chciałbym, żeby moja
muzyka służyła temu celowi, żeby
to miłosierdzie rozszerzać. Bóg daje
człowiekowi różne dary i od nas zależy,
jak to wykorzystamy: albo w sposób
egoistyczny, że spełniamy się tylko,
spełniamy swoje pragnienia, albo tak,
by służyć tymi darami Bogu i ludziom.
Ja to tak pojmuję.
A czy te kompozycje dotyczące
Bożego Miłosierdzia wynikają
z osobistych doświadczeń, osobistej
potrzeby?
Każda muzyka wynika z takich
pobudek. To nie jest tylko chęć stworzenia, skomponowania czegoś z powodów
tylko artystycznych. Każdy z nas doświadczył w życiu Bożego Miłosierdzia,
ja również. Miałem po studiach trudny
okres, w którym pocieszeniem była dla
mnie modlitwa o godzinie piętnastej.
Opierałem się na obietnicy Chrystusa,
który powiedział św. Faustynie, że w tej
godzinie nie odmówi duszy niczego,
o co Go poprosi. I moje problemy zniknęły.
To jest więc taki wyraz wdzięczności?
Na pewno tak. Ale także fakt, że
Bóg i religia jest dla mnie bardzo istotna
w życiu. Wszystko postrzegam teocentrycznie i nawet na mojej obronie doktoratu o tym mówiłem. Wszyscy znają
moje poglądy.
Spotykają Pana za to jakieś wrogie
spojrzenia, albo takie spojrzenia
z politowaniem czy wręcz przeciwnie - raczej z sympatią?
Na pewno nie wszyscy się ze mną
zgadzają, ale to jest normalne. Każdy
ma swoje poglądy i ja to szanuję. Nie
spotkałem się z niechęcią. Ale spotkałem osobę, która mi za to podziękowała.
Z kontekstu Pana wypowiedzi rozumiem, że najbliższą panu sercu
kompozycją jest „Pieśń o Bożym
Miłosierdziu”?
Myślę że tak, aczkolwiek „Misericordias Domini” również jest mi bliskie.
„Pieśń o Bożym Miłosierdziu” jest
muzyką bardzo swobodną, która nie ma
pewnych ram, które dla mnie istnieją na
przykład w liturgii. Muzyka liturgiczna
nie powinna emanować w jakiś sposób
awangardą, skrajną awangardą. Oczywiście, można próbować, może ktoś to
potrafi. Kiedyś pamiętam, że Stockhausen bardzo ubolewał, że muzyka
współczesna jest nieobecna w mszy
świętej. To są sprawy dyskusyjne, w jaki
sposób muzyka skrajnie awangardowa
może być odbierana przez wiernych.
To jest sprawa dyskusyjna, dla mnie
liturgia jest czymś tak mistycznym, że
nie możemy pewnych wzorców przekładać do liturgii, wzorców awangardy.
Dla mnie awangarda zawsze wzbudzała
pewien niepokój. Muzyka liturgiczna
powinna być wyjątkowa, powinniśmy
się starać, żeby była wyjątkowa. To jest
tak jak świątynia, portal świątyni funkcjonował jako symbol bramy nieba i po
przekroczeniu progu kościoła człowiek
znajdował się w innym wnętrzu, w innym wymiarze. Tam wszystko powinno
być inne, tak samo muzyka powinna być
inna. Architektura jest inna, malarstwo
jest inne, a w muzyce czasami wkradają się rzeczy bardzo świeckie, które
nie mają nic wspólnego ze sprawami
Bożymi.
Czy teksty świętej siostry Faustyny
pomagają muzykowi komponować
na ten temat?
Na pewno tak. W ogóle tekst z „Pieśni o Bożym Miłosierdziu” był inspiracją do całej dramaturgii tej muzyki.
Muzyka tutaj jest odzwierciedleniem
tekstu. Mam nadzieję, że go nie psuje,
tylko podkreśla jego dramaturgię.
Czy planuje Pan jeszcze wrócić do
tematyki Bożego Miłosierdzia?
Tak. Chciałbym napisać utwór
większych rozmiarów, coś na zasadzie
symfonii, na duży skład, orkiestrę
symfoniczną. Mam taki pomysł, ale
to też będzie muzyka do wykonania
w filharmonii. Niestety prawdopodobnie
będzie to znowu trudne do wykonania,
ponieważ pociąga za sobą duże koszty.
Skład orkiestrowy „Pieśni o Bożym Miłosierdziu” jest taki skromny, ponieważ
stwierdziłem, że zawsze będą jakieś
problemy wykonawcze, bo ktoś powie,
że nie ma pieniędzy na tyle instrumentów i tu wszystko się zamyka.
Miejmy nadzieję, że nie. A jeśli
chodzi o szeroko rozumianą Pana
twórczość religijną, to czy wskazałby Pan jakieś postaci, które
25
jubileusz
wywarły na Pana formację religijną, czy też formację kompozytora muzyki religijnej największy
wpływ?
To, że ja tworzę dużo utworów
religijnych, wynika z mojego wnętrza.
To w zasadzie człowiek wynosi z domu
rodzinnego. Jeżeli chodzi o stronę
muzyczną, fascynują mnie takie postaci
jak Anton Bruckner, który był niesamowitym mistykiem, stworzył dziewięć
wspaniałych symfonii, a był zwykłym,
powiedzmy w cudzysłowie, zwykłym
organistą w świętym Florianie w Linzu,
człowiekiem bardzo skromnym, a jednak
wspaniałym muzykiem. Podobnie Gustav
Mahler czy Franciszek Liszt, któremu
sprawy Boże były bardzo bliskie, mimo
że jego ścieżki życiowe były bardzo różne.
Na pewno Bach, który całą swoją twórczość dedykował Bogu i pisał dla Pana, na
Jego chwałę. To, że piszę muzykę religijną,
nie tylko liturgiczną, ale religijną, wynika
z moich przekonań, po prostu z mojego
wnętrza. Takim człowiekiem jestem, nic
na to nie poradzę. Muszę jeszcze powiedzieć że na moją wrażliwość muzyczną
i podobną postawę do muzyki, do jej formy, ekspresji, poetyki i do wielkiej swobody w operowaniu dźwiękiem przyczynili się Debussy i Ravel. Co ciekawe, obaj
twierdzili, że byli niewierzący. Nie ma to
jednak wpływu na moją postawę. Mam
nadzieję, że obaj odnaleźli Boga, choćby
w ostatnim momencie życia. Muzyka jest
odblaskiem Absolutu czyli Boga, czymś
tak bardzo duchowym, nieuchwytnym,
prowadzącym do samego Stwórcy.
Czy komponując utwory dotyczące
miłosierdzia wykorzystuje Pan
jakieś specjalne środki wyrazu,
żeby wyrazić to, co niewyrażalne?
I czy one są w jakiś sposób inne od
pozostałych utworów religijnych?
Są inne. Utwory liturgiczne są na
pewno inne, ponieważ jest to muzyka, która kieruje się innymi prawami.
Natomiast w „Pieśni o Bożym Miłosierdziu”, przeznaczonej do wykonania na koncertach w filharmonii dla
publiczności, która może być niewierząca czy niepraktykująca, chciałem
uniknąć takich typowych „spulchnień”
awangardowych, żeby do miłosierdzia
nie zrazić, ale przyciągnąć. U mnie na
pewno istotna jest też harmonia, współbrzmienia, o tym też myślę. Napisać
utwór awangardowy jest bardzo łatwo.
O wiele trudniej jest skomponować
allegro tonalne, allegro sonatowe. Ktoś
26 | Iskra Miłosierdzia
się może z tym nie zgadzać, ale takie są
moje poglądy.
Czy twórca, w momencie przelewania swoich muzycznych pomysłów
na pięciolinię, myśli o tym, kto
będzie odbierał tę muzykę?
Dla każdego muzyka, dla kompozytora odbiorca jest ważny. W przypadku
muzyki liturgicznej jest to istotne i dla
mnie zawsze trudne, ponieważ w liturgii
uczestniczą nie tylko muzycy, artyści,
ludzie inteligentni, ale są też i ludzie
prości. Może na nich nie robi wrażenia
muzyka artystyczna na wysokim poziomie, tylko zwykła pieśń. To jest bardzo
istotne dla mnie, ja nie lekceważę takich
ludzi. Chcę napisać coś, co dotrze do
jednych i drugich. To wypośrodkowanie
jest trudne, ale może się udać, sądząc
po tym, co napisałem czy aranżowałem,
myślę tu o pieśniach liturgicznych na
przyjazd Ojca Świętego Benedykta XVI
czy Jana Pawła II, gdzie lud śpiewał
przy orkiestrze symfonicznej. To nie był
koncert! Ktoś powie, że po co orkiestra,
po co koncertować. Lud śpiewał razem
z orkiestrą i to było wspaniałe!
A jak Pan to robi, że łączy tych
różnych odbiorców?
Nie wiem. Przejawem takiej troski
o różnych odbiorców jest na przykład to,
że nie sięgam po jakąś ostrą harmonię,
gdzie człowiek by poeksperymentował.
Moja muzyka jest bardziej stonowana,
harmonia jest bardziej konsonująca
niż dysonująca, a jednak opracowania,
aranżacja, wszelki kontrapunkt powinien być na artystycznym poziomie.
Myśmy się przyzwyczaili, że w liturgii
zawsze jest orkiestra dęta. Dlaczego ma
być orkiestra dęta, a nie na przykład
jakaś orkiestra smyczkowa z obojem?
Takie rzeczy w minionych epokach były,
w okresie baroku, Vivaldi przecież pisał
na orkiestrę, Mozart, Haydn, romantycy. Dzisiaj orkiestra wyemigrowała
do filharmonii, a w kościele muzyka
jest bardzo skromna i niejednokrotnie
bazująca na chórach składających się
z babć i dziadków. Przepraszam, że tak
mówię, bo takie chóry też oczywiście
mają swoje miejsce, ale musimy tutaj
też dbać o poziom artystyczny, o to,
by w oprawie liturgii uczestniczyło jak
najwięcej fachowców, gwarantujących
taki poziom artystyczny, dzięki któremu
w człowieku obudzą się uczucia religijne. Niejednokrotnie ludzie mi mówią,
że ten czy tamten organista tak strasznie
grał, że w ogóle się nie mogli pomodlić.
Wtedy jest bardzo źle. I to są problemy
wcale niełatwe do rozwiązania.
Wracając na grunt naszego
Sanktuarium, jakie Pana zdaniem
zadania w kwestii szeroko rozumianej kultury wysokiej, a przede
wszystkim muzyki sakralnej, mają
właśnie takie wielkie ośrodki liturgiczne, jak Sanktuarium Bożego
Miłosierdzia w Krakowie?
Myślę, że mają ogromny wpływ.
Takie duże ośrodki kultu religijnego jak
Łagiewniki, czy każdy inny kościół,
mają za zadanie prezentować najwyższy
poziom artystyczny, jeżeli chodzi o muzykę i nie tylko o muzykę. Na przykład
w Łagiewnikach jest w telewizji prezentowana Msza święta co niedzielę i ona
jest na wysokim poziomie muzycznym,
ona powinna być przykładem dla innych
kościołów. Dla mnie takim przykładem
Mszy świętej zawsze jest Msza papieska.
Musimy mieć jakiś wzorzec, ponieważ
niestety muzyka jest dość lekceważona,
jeżeli chodzi o muzykę liturgiczną i muzykę sakralną.
Jak Pan ocenia poziom muzyki
w ogóle w polskich kościołach
z punktu widzenia kompozytora,
z punktu widzenia organisty?
Trudno mi powiedzieć, jak to jest
w całym kraju. W Krakowie jest to na
dobrym poziomie, to ciągle idzie w dobrym kierunku, na Śląsku tak samo.
Aczkolwiek zdarzają się kościoły, w których jest organista amator i są różnego
rodzaju kuriozalne sytuacje. Powiem
tutaj przykład, mój teść był w kościele
i chciał zobaczyć organy, i spotkał się
tam z organistą. Ten organista pytał się,
jakie pieśni ma grać, bo nie zna porządku liturgicznego, okresów liturgicznych,
ponieważ grał kiedyś w cyrku. Cyrk
zamknęli i nie miał pracy, a musiał
zarabiać pieniądze, więc grał w kościele.
To jest bardzo komiczne, ale prawdziwe
i o takich rzeczach też trzeba mówić, bo
takie historie też się zdarzają. Sacrum
w muzyce powinno się przejawiać
w charakterze, to dotyczy wszystkiego:
melodyki, harmonii i rytmiki. Tak jak
powiedziałem, że przestępując próg
kościoła, świątyni mamy zapomnieć
o świecie doczesnym, jesteśmy już
w takim wymiarze, wręcz w przedsionku nieba, i tam wszystko powinno być
inne. Architektura jest inna, malarstwo
jest inne i muzyka powinna być też inna.
jubileusz
słyszymy piosenki w rytmie muzyki
westernowej, samby i tak dalej. Niedawno
słuchałem wystąpienia Wojciecha Kilara
w Radiu Watykańskim. Zgadzałem się
z nim, ponieważ on też mówił, że wkrada się muzyka, taka tania, z gitarą i tak dalej. Czy rzeczywiście młodzież być może
potrzebuje tego, ale trzeba myśleć, jakie
są z tego owoce. Bo jeżeli są dobre owoce,
no to on powiedział, że się wycofuje
z tego, co mówił wcześniej i jest wszystko
w porządku. Po owocach to wszystko możemy poznać i ocenić. Były kiedyś msze
beatowe w latach sześćdziesiątych. Nie
wiem, czy dzięki temu młodzież garnie
się do kościoła. Moim zdaniem nie, ale nie
jestem też przeciwnikiem gitary, ja jestem
bardzo tolerancyjny. Może ta muzyka bardziej przemawia do młodych ludzi? Sam
byłem kiedyś świadkiem, że tak może być.
Mój syn chodzi do gimnazjum muzycznego w Katowicach. Była Msza święta,
gdzie śpiewał chór młodzieżowy, pięknie
opracowany i grał wspaniale gitarzysta.
Było to coś pięknego, naprawdę. Muszę
powiedzieć, że bardzo mi się to podobało.
Partytura Pieśni o Bożym Miłosierdziu autorstwa Jana Henryka Botora
Jeżeli w takim wnętrzu słyszymy wzorce, które są wzięte z muzyki rozrywkowej, niestety one pobudzają inne stany
duszy i to nie jest sacrum w muzyce.
Niedawno w radiu słyszałem piosenkę,
której tekst o Bożym Miłosierdziu był
opleciony w rytmy, nie pamiętam jakie,
południowoamerykańskie, czy to była
rumba, czy samba, czy coś takiego. Ja
czegoś takiego nie potrzebuję. Nie potrzebuję Bożego Miłosierdzia przeżywać
w takich rytmach. To są rytmy dokładnie pobudzające w człowieku inne stany.
Ktoś powie: „ale w Afryce tańczą”. Tak,
tańczą, bo to jest ich ekspresja, to jest
ich modlitwa. U nas taniec jest rozrywką, głównie rozrywką, pomijając taniec
klasyczny. To rozrywka, która wzbudza
różne uczucia, łącznie z erotycznymi.
Wszystko ma swoje miejsce.
www.milosierdzie.pl
Patrząc na ostatnie dwadzieścia
lat, tak żeby może spuentować
optymistycznie, dostrzega Pan
postęp w dziedzinie muzyki liturgicznej?
Tak, oczywiście, że tak! Chociażby
tutaj, w środowisku krakowskim. Są komisje do spraw liturgicznych, do muzyki
liturgicznej, sam do takiej należałem.
Tam te rzeczy są dokładnie analizowane
i tak dalej. To wszystko jest na swoim
miejscu, ale czasami w kościołach inaczej
się dzieje, proboszcz czy kapłani zrobią
wszystko po swojemu. Organista czasami
ma dobre intencje, ale nie może. Dochodzi
wówczas do różnych niepotrzebnych spięć
między organistą a kapłanem. Myślę, że to
są takie małe kroczki, po pewnym czasie
na pewno będzie coraz lepiej. Żeby nie
było takich sytuacji, że podczas liturgii
Wracając do tematyki Kościoła,
w zasadzie nie chodzi tutaj o instrument, tylko o umiejętności,
o artyzm, prawda?
Tak, oczywiście. Takie wykonania
zazwyczaj są jakieś amatorskie. Każdy,
kto uczestniczy w liturgii, kto jest odpowiedzialny za liturgię, powinien dbać
o swój poziom artystyczny i kształcić
się w tym kierunku. Nie można też tak
powiedzieć, że każdy chwali Boga jak
umie, bo jesteśmy odpowiedzialni tutaj
nie tylko za siebie, ale za liturgię, za innych. Jakie my wzorce pokazujemy, inni
to słyszą. Mój znajomy był w jakimś kościele i słyszał kiepsko śpiewającą scholę. I mówi o tym księdzu, a ten na to,
że każdy chwali Boga jak umie. Wtedy
ten mój znajomy odpowiedział, żeby Go
nie chwalili tak, jak nie umieją. To jest
bardzo istotne, bo dlaczego, na przykład,
projektując świątynię, czy projektując
freski, zawsze zamawiamy artystę, nie
zamawiamy jakiegoś amatora? Podobnie
powinno być w muzyce, a tymczasem
w muzyce akceptujemy takie rzeczy,
które w zasadzie nie powinny znaleźć
się w kościele. Jestem jak najbardziej
za pieśniami nowymi, tylko one muszą
być tak skomponowane, by wzbudzać
w człowieku poczucie sacrum.
27
rocznica kongresu
Wszyscy potrzebujemy
miłosierdzia
W rocznicę II Światowego Kongresu Bożego Miłosierdzia ks. kard. Stanisław Dziwisz,
metropolita krakowski, gospodarz Kongresu opowiada o jego owocach.
Jakie owoce przyniósł Międzynarodowy Kongres Bożego Miłosierdzia?
Kongres, który odbywał się pod
hasłem „Miłosierdzie źródłem nadziei”,
zgromadził w Krakowie około dwóch
tysięcy czcicieli Bożego Miłosierdzia:
wśród nich kardynałów, biskupów, księży, braci i siostry zakonne oraz świeckich zaangażowanych w szerzenie kultu
Bożego Miłosierdzia ze wszystkich
kontynentów. Stał się okazją do dzielenia się doświadczeniem wiary dla ludzi
różnych kultur i ras. Uświadomił nam,
że Miłosierdzie Boże jest rzeczywiście
znakiem nadziei dla każdego człowieka,
ponieważ ukazuje prawdziwe oblicze
Boga i prawdziwe oblicze człowieka,
zdolnego do miłości i dzielenia się dobrem. Ukazał różne formy pobożności,
które zainicjowała św. Siostra Faustyna.
Przypomniał też o wielkiej potrzebie
miłosierdzia.
W jaki sposób należy te owoce pielęgnować i rozwijać? Jakie zadania
wypływają z tego tytułu dla nas,
w Kościele w Polsce? Jak w tym
kontekście wygląda rola Międzynarodowej Akademii Miłosierdzia,
zainicjowanej podczas Kongresu?
Kongres przyniósł przede wszystkim
owoce duchowe. Uświadomił nam, jak
wielka jest siła modlitwy o Boże Miłosierdzie. Połączył ludzi różnych narodowości wokół tajemnicy Boga obecnego
w świecie poprzez swoje miłosierdzie.
Ukazał Boże Miłosierdzie poprzez świadectwa ludzi, którzy doświadczyli miłosierdzia. Kościół w Polsce, a szczególnie
w Krakowie ma obowiązek ukazywania
światu miłosierdzia a jednocześnie
czuwania nad kultem Bożego Miłosierdzia, ponieważ – jak się wyraził bł. Jan
Paweł II – „Kraków jest stolicą Bożego
Miłosierdzia”. Stąd miłosierdzie Boże
wyszło na cały świat. Jednym ze znaczących owoców Kongresu Bożego Miłosierdzia jest Międzynarodowa Akademia
Bożego Miłosierdzia, której celem jest
koordynowanie kultu Bożego Miłosierdzia w Polsce i na całym świecie.
28 | Iskra Miłosierdzia
Przed Kongresem wyrażał
ks. Kardynał nadzieję, że to wydarzenie da „nowy impuls wiary
dla diecezji i całej Ojczyzny”. Czy
dziś, po roku, możemy powiedzieć,
że ta nadzieja została spełniona?
Rzeczywiście, z perspektywy roku
widać, że Kongres Miłosierdzia stał się
impulsem dla ożywienia naszej duchowości. Przede wszystkim przypomniał,
że Orędzie Miłosierdzia przekazane
światu przez św. Faustynę stało się
programem duszpasterskim pontyfikatu
bł. Jana Pawła II – Papieża Miłosierdzia.
Z tym orędziem mówiącym o Bogu
i o człowieku idziemy w nowe tysiąclecie. Tu czerpiemy radość i nadzieję na
przyszłość. Orędzie miłosierdzia pokazuje nam nowe przestrzenie ewangelizacji
– „nowej ewangelizacji”, o której mówił
bł. Jan Paweł II, a do której dziś zachęca
nas Ojciec Święty Benedykt XVI.
Kongres Miłosierdzia stał się też impulsem do podjęcia peregrynacji obrazu
Jezusa Miłosiernego i relikwii św. Siostry
Faustyny oraz bł. Jana Pawła II, a przez
peregrynację stał się dobrą okazją do
pogłębienia naszej wiary.
Podsumowując Kongres akcentowano wagę kultu Bożego Miłosierdzia w połączeniu z dziełami miłosierdzia, codziennej pobożności
z jej praktycznym wymiarem. Jak
ks. kardynał ocenia świadomość
tych związków w Krakowie, mieście Jana Pawła II i św. Faustyny?
W Krakowie dzieła miłosierdzia
podejmował Kościół od samego początku, bo przecież wystarczy wspomnieć
średniowieczne bractwa miłosierdzia istniejące przy wielu parafiach
i klasztorach. Wielkimi jałmużnikami
Krakowa byli: św. Jan Kanty, św. Brat
Albert, bł. Angela Truszkowska i wielu
innych. Kongres przypomniał nam, że
nie można czcić Jezusa Miłosiernego
i zapominać o potrzebach naszych
braci, zarówno materialnych, jak i duchowych. To właśnie Siostra Faustyna
pisała w Dzienniczku, żeby „nasze my-
śli były miłosierne”, nasze kroki, każdy
nasz czyn.
Minęło 10 lat od papieskiego wezwania Polaków do „nowej wyobraźni miłosierdzia”. Czy w pełni
podejmujemy ten apel? Jak to
apostolstwo Bożego Miłosierdzia
powinno być realizowane dziś?
Ojciec Święty Jan Paweł II wielokrotnie mówił o potrzebie „wyobraźni
miłosierdzia” podkreślając, że chodzi
o to, aby głębiej widzieć potrzeby
drugiego człowieka. We współczesnym
świecie dobrobytu wydaje się nam, że
nie potrzeba już miłosierdzia, ponieważ istnieje opieka społeczna, szpitale
państwowe, domy starców i sierocińce.
„Wyobraźnia miłosierdzia” to szczególna wrażliwość pomagająca dostrzec,
gdzie człowiek cierpi, gdzie brakuje
chleba i miłości. Jest ona potrzebna
lekarzowi w szpitalu, aby nie przejść
obojętnie obok człowieka cierpiącego
i nauczycielce w szkole, aby pomóc
dziecku, które nie potrafi wyrazić
swoich potrzeb. Dzisiaj miłosierdzia potrzebują ludzie samotni i w podeszłym
wieku skazani na pobyt w domach „pogodnej jesieni”; potrzebują dzieci nienarodzone i zamrożone w probówkach;
dzieci w domach dziecka i sierocińcach;
dzieci bez ojca czy bez matki...
Łagiewniki - stolica kultu Bożego
Miłosierdzia: co to oznacza i jakie
zobowiązania nakłada na Kościół
w Krakowie?
Ojciec Święty Jan Paweł II nazwał
Kraków „stolicą Bożego Miłosierdzia”,
ponieważ stąd orędzie miłosierdzia
wyszło na cały świat. Tu, przy grobie
św. Siostry Faustyny, powstało Sanktuarium Bożego Miłosierdzia. To zobowiązuje nas przede wszystkim do
troski o kult Bożego Miłosierdzia i jego
poprawność teologiczną. Ojciec Święty
przypomniał, że bezpośrednio za kult
w Kościele odpowiedzialny jest miejscowy biskup – Biskup Krakowski. Wszystko, co jest publikowane, powinno więc
mieć imprimatur biskupa, aby ustrzec
rocznica kongresu
Ojciec święty uczył mnie miłości do
natury pokazując piękno gór i jezior.
Jednocześnie przypominał całą swoją
postawą, że dążymy do nieba. Dziś
kontynuuję jego drogę zaufania Bogu
bogatemu w miłosierdzie, który kocha każdego człowieka. Staram się też
troszczyć o kult Bożego Miłosierdzia
w Krakowie i na świecie.
Czym jest miłosierdzie dla Metropolity Krakowskiego, w którego
diecezji mieści się Stolica kultu
Bożego Miłosierdzia?
Parafrazując słowa bł. Jana Pawła II
mogę powiedzieć, że miłosierdzie jest
tym przymiotem Boga, przez który
poznają, kim jest Bóg w swojej naturze
i kim jest człowiek, który potrzebuje miłosierdzia i jest zdolny do dzielenia się
miłością. Jestem wdzięczny Bogu, że
mogę troszczyć się o ten kult na terenie
naszej Archidiecezji i na świecie.
się głoszenia subiektywnych poglądów.
Orędzie miłosierdzia powinno być też
studiowane i pogłębiane, analizowane
w kontekście współczesnych czasów,
dlatego Archidiecezja Krakowska czuwa
nad poprawnością teologiczną kultu.
Ojciec Święty Benedykt XVI
powiedział podczas I Światowego
Kongresu Bożego Miłosierdzia
w Rzymie, że „Boże Miłosierdzie jest kluczem do zrozumienia
pontyfikatu Jana Pawła II”. Czy
Ks. Kardynał jako najbliższy świadek mógłby ten temat rozwinąć?
Jak w swojej codzienności Jan
Paweł II realizował orędzie Bożego
Miłosierdzia?
Ojciec Święty Jan Paweł II w czasie
konsekracji Bazyliki Bożego Miłosierdzia wyznał, że od czasów II wojny
światowej przychodził do klasztoru
w Łagiewnikach i modlił się przed
obrazem Jezusa Miłosiernego. Jako
Biskup Krakowski prowadził proces beatyfikacyjny Siostry Faustyny,
a potem przewodniczył uroczystości
beatyfikacyjnej (1993) i kanonizacyjnej
(2000). Jan Paweł II podjął też teologię Bożego Miłosierdzia w Encyklice
o Bogu bogatym w miłosierdzie Dives in
misericordia (1980). W roku Jubileuszowym 2000, kanonizując Siostrę Faustynę zaprowadził Święto Miłosierdzia dla
całego Kościoła. 17 sierpnia 2002 roku
www.milosierdzie.pl
zawierzył świat Bożemu Miłosierdziu.
Jako świadek życia kard. Karola Wojtyły
i Jana Pawła II mogę powiedzieć, że
Ojciec Święty był człowiekiem miłosierdzia. Nie tylko modlił się Koronką,
ale także głosił miłosierdzie i czynił
miłosierdzie.
Na jakim etapie są starania o doktorat św. Faustyny?
Idea nadania św. Siostrze Faustynie
tytułu „Doktora Kościoła” zrodziła się
w czasie Kongresu w Krakowie. Siostra
Faustyna przypomniała światu ważną
doktrynę o Bogu bogatym w miłosierdzie.
Jest dziś znana w całym Kościele i ma
wielki wpływ na współczesną duchowość. W czasie Kongresu zostały zebrane
podpisy pod prośbą skierowaną do Ojca
świętego Benedykta XVI od wszystkich
uczestników, a następnie przekazane do
Kongregacji ds. Kultu Bożego.
Ks. Kardynała kapłaństwo, biskupstwo kształtowało się u boku
Papieża miłosierdzia. Jak to zaangażowanie Jana Pawła II wpłynęło
na Ks. Kardynała postrzeganie
tego Bożego przymiotu?
Prawie 40 lat byłem u boku bł. Jana
Pawła II – biskupa krakowskiego i papieża. Mogłem nie tylko podziwiać jego
świętość, ale uczyć się od niego, jak się
modlić, jak rozmawiać z Bogiem oraz
jak nawiązywać kontakty z ludźmi.
Czy dla młodzieży, która nazywana
była nadzieją Kościoła, orędzie miłosierdzia jest potrzebne? Gdzie i jak
w młodym wieku być miłosiernym?
Każdy człowiek potrzebuje miłosierdzia i jest zdolny do dzielenia się
miłosierdziem z bliźnimi: małe dziecko,
młody chłopiec i dziewczyna, mężczyzna i kobieta. Wszyscy potrzebujemy
miłosierdzia, ponieważ nieustannie
popełniamy pomyłki, jesteśmy słabi
i bezradni. Miłosierdzie rozumiane jako
darmowa miłość jest jak słońce, które
pozwala rosnąć i rozwijać się. Jest jak
woda, która gasi pragnienie. Ono nigdy
się nie znudzi. Im więcej dzielimy się
miłosierdziem, tym więcej miłości
otrzymujemy od Boga.
Trwają przygotowania do Światowych Dni Młodzieży w Rio de
Janeiro. Ks. Kardynał zgłosił
gotowość Krakowa do organizacji
ŚDM w 2015 roku. Czy w Watykanie zapadły już jakieś decyzje?
Jak Ks. Kardynał ocenia szanse
Krakowa?
Światowe Dni Młodzieży zainicjował bł. Jan Paweł II w czasie swojego pontyfikatu. Dobrze by było, aby
młodzież z całego świata przybyła do
Krakowa podziękować Bogu za Jana
Pawła II i prosić przez jego wstawiennictwo o łaski potrzebne dziś dla
młodych ludzi. Kraków ma warunki,
aby przyjąć młodych i myślę, że kiedyś
Światowy Dzień Młodzieży odbędzie się
w mieście Jana Pawła II.
29
jubileusz
Dekada Miłosierdzia
Magdalena Dobrzyniak
z sanktuarium
Podczas homilii ks. prałat
Marian Rapacz, pierwszy prezes
Fundacji Sanktuarium Bożego
Miłosierdzia, podkreślił, że
spotykamy się w wyjątkowym
czasie, 10 lat po konsekracji
bazyliki, dokonanej przez Jana
Pawła II. „Siostrze Faustynie
Jezus polecił głoszenie miłosierdzia do każdego człowieka”
– mówił ks. Rapacz. I dodał, że
ogłoszenie jej błogosławioną
przez Jana Pawła II w 1993 roku
przyczyniło się do szerzenia
kultu miłosierdzia. „Za życia
była w cieniu, a teraz nadal służy
tej wielkiej sprawie” – zaznaczył
kaznodzieja. Według niego po
kanonizacji św. Faustyna stała
się jeszcze bardziej znana jako
szczególny wzór rozmodlenia.
„Zbudowany został ten wyjątkowy wieczernik naszych czasów”
– podkreślił ks. prałat Rapacz.
„Siostra Faustyna pozwoliła
odkryć Boga we wnętrzu swojej
duszy. Nie szukała Jezusa daleko,
spotykała się z nim na modlitwie” – mówił. „Łagiewnickie
sanktuarium stało się coraz
bardziej znane, przybywają tu
ludzie jak do dobrej szkoły, by
uczyć się miłosierdzia i jak być
miłosiernym w życiu” – powiedział ks. prałat.
Podczas nabożeństwa bp Jan
Zając, kustosz sanktuarium
w Łagiewnikach podkreślił, że
sanktuarium stało się światowym centrum kultu Bożego
Miłosierdzia, do którego przybywają pielgrzymi z wszystkich
stron świata. „Myśląc o budowie
mamy w pamięci rzesze ludzi
dobrej woli, dzięki którym rozrosło się to światowe centrum”
– mówił. Swoje podziękowania
skierował do kard. Franciszka
Macharskiego, kard. Stanisława
Dziwisza, wszystkich biskupów,
sióstr ze Zgromadzenia Matki
Bożej Miłosierdzia i osób świeckich, które wspierały budowę
sanktuarium, budowniczych
świątyni i wszystkich ludzi
dobrej woli.
Po nabożeństwie wierni wysłuchali świadectw na temat
Bożego Miłosierdzia, osób, które
uczestniczyły w II Światowym
Kongresie Miłosierdzia Bożego.
W ramach obchodów jubileuszu 10-lecia konsekracji
Bazyliki Bożego Miłosierdzia
w Krakowie–Łagiewnikach
oraz aktu zawierzenia świata
Bożemu Miłosierdziu przez
Jana Pawła II otwarta została
wystawa zdjęć pt. „Dekada
Miłosierdzia”. Na ekspozycję
złożyły się fotografie małopolskich fotoreporterów.
Odbyła się sesja naukowa „Idea
Miłosierdzia Bożego w muzyce”
oraz koncert pod tym samym
tytułem, na który złożyły się
dzieła dawnych i współczesnych
kompozytorów, zainspirowane
tematem Misericordia.
Pod wieżą łagiewnickiego
Sanktuarium przez cały
jubileuszowy weekend trwały
zabawy plenerowe, koncerty
ewangelizacyjne, konkursy,
gry i zabawy dla dzieci. Można
było obejrzeć także wystawę
fotograficzną „Papamobilem
ku świętości – pojazdy Jana
Pawła II”, na którą składają się
zdjęcia samochodów, samolotów, pociągów, riksz, gondol,
którymi podróżował Jan
Paweł II. Na wystawie pokazano prace ponad 10 autorów,
w tym fotografa watykańskiego
Arturo Mari, towarzyszącego
papieżowi w wielu pielgrzymkach Adama Bujaka, fotografa
prymasów polskich Ryszarda
Rzepeckiego. Na fotografiach
uwiecznili papieża-Polaka
w niecodziennych sytuacjach:
w pociągu, którym jechał do
Nadzwyczajna pielgrzymka
Młodzi dla pokoju
22 września do Łagiewnik przybyła VI Ogólnopolska Pielgrzymka Nadzwyczajnych Szafarzy
Komunii św. W homilii wygłoszonej podczas
Mszy św. kard. Stanisław Dziwisz, w imieniu
wszystkich kapłanów, podziękował szafarzom
za ich posługę. „Macie świadomość, że być
nadzwyczajnym szafarzem jest wielkim przywilejem i darem, który zobowiązuje” – mówił metropolita krakowski. „W swoich rękach niesiecie
Chrystusa do braci w wierze, ale powinniście
także nieść Go w swoich sercach. Żyć w Nim
i z Nim” – dodał.
Młodzi, którzy wzięli udział w III Spotkaniu
Międzynarodowym „Młodzi Europejczycy dla
świata bez przemocy”, zorganizowanym przez
Wspólnotę Sant’Egidio w Krakowie i Auschwitz,
zostali przyjęci przez arcybiskupa Krakowa,
kard. Stanisława Dziwisza w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach.
„Możecie uważać Kraków za swoje miasto, a to
sanktuarium za wasz dom. Jesteście przykładem
dla młodych ludzi z Krakowa” – mówił kard.
Dziwisz.
30 | Iskra Miłosierdzia
Fatimy, w barce, którą płynął
po rzece w Indiach; w ferrari,
do którego przetestowania
został namówiony na torze
wyścigowym Fiorano Modenese w Modenie we Włoszech.
Zwiedzający mogli zobaczyć
także Jana Pawła II w kolejce
linowej na Kasprowy Wierch,
w meleksie czy Fiacie 125p.
Z okazji jubileuszu gospodarze
łagiewnickiego sanktuarium
przygotowali dla pielgrzymów
niecodzienną atrakcję: możliwość przejażdżki historycznymi samochodami z orszaku
papieskiego i papieskim meleksem, a także samochodami
z epoki. Trasa wiodła z Sanktuarium Bożego Miłosierdzia do
Sanktuarium Bł. Jana Pawła II.
Odbyło się również spotkanie
po latach z organizatorami
papieskiej pielgrzymki w 2002
roku oraz dziennikarzami,
którzy ją wówczas relacjonowali w lokalnych mediach. Pod
wieżą Sanktuarium odbyły się
koncerty Anny Bałchan, Magdy Anioł, Wioli Brzezińskiej
i Dzieci z Brodą, a także wielki
finał koncertu pod hasłem
„Zaufaj Panu już dziś”.
Trzydniowe obchody jubileuszu zakończyły się pokazem
laserowym pt. „Przychodzę do
Ciebie, Faustyno”.
„Kościół domem
miłosierdzia”
z Polski
Uroczystą Mszą św. pod przewodnictwem kard. Franciszka
Macharskiego rozpoczęły się
17 sierpnia obchody jubileuszu
10-lecia konsekracji Bazyliki
Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach przez Jana Pawła
II oraz aktu zawierzenia świata
Bożemu Miłosierdziu. Sanktuarium to stało się światowym
centrum kultu Bożego Miłosierdzia, do którego przybywają pielgrzymi z wszystkich
zakątków świata.
Tegorocznym obchodom 68.
Tygodnia Miłosierdzia, który
trwał w Polsce od 7 do 14 października towarzyszyło hasło:
„Kościół domem miłosierdzia”.
Hasło nawiązywało do programu duszpasterskiego Kościoła
w Polsce, którego głównym
celem jest wzmocnienie wzajemnych więzi polskich katolików we wspólnocie Kościoła
Chrystusowego.
Ks. Adam Sikorski MIC,
teolog dogmatyk,
absolwent Katolickiego
Uniwersytetu Lubelskiego, został mianowany
członkiem zwyczajnym
Międzynarodowej Akademii Bożego Miłosierdzia
w Krakowie-Łagiewnikach.
www.milosierdzie.pl
ze świata
Nowy członek
MABM
Wystawa w Walencji
Dzienniczek
po arabsku
W dniach 14-17 września 2012 roku przedstawiciele Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach
wzięli udział w I edycji Międzynarodowej Wystawy Dziedzictwa, Dóbr i Podróży Religijnych w hiszpańskiej Walencji.
Stanowisko pod patronatem Polskiej Organizacji Turystycznej współtworzone było także przez Miasto Kraków, Trasę
Turystyczną Kopalni Wieliczka oraz polskie biura podróży:
Viaggi.pl, Intercrac oraz GM Travel. Gościem specjalnym
prezentacji był artysta rzeźbiarz Krzysztof Madoń, który
w czasie targów pracował nad figurą Dzieciątka Jezus, przeznaczoną do szopki babiogórskiej, jaka powstanie w Sanktuarium w Łagiewnikach.
Staraniem Zgromadzenia
Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Jerozolimie
ukazało się nowe wydanie
Dzienniczka św. Siostry
Faustyny w języku arabskim. Pierwsze wydanie
w tłumaczeniu ks. Antoine Gemayel ukazało się
w Libanie 1999 roku.
31
32 | Iskra Miłosierdzia

Podobne dokumenty