W blasku świętych Iskra Miłosierdzia
Transkrypt
W blasku świętych Iskra Miłosierdzia
Iskra Miłosierdzia Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach październik 2012 W blasku W blasku świętych świętych – Siostra Faustyna Święta na współczesne czasy – Ponowne narodzenie Świadectwo uzdrowienia s. Marie Simon-Pierre – Wszyscy potrzebujemy miłosierdzia Rozmowa z kard. Stanisławem Dziwiszem 2 | Iskra Miłosierdzia Droga codziennej wierności Październik jest miesiącem dwojga świętych, którzy są niemal organicznie związani z Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach: św. Faustyny i bł. Jana Pawła II, dlatego postanowiliśmy poświęcić ten numer „Iskry Miłosierdzia” im i innym świętym i błogosławionym, którzy kojarzą się z Krakowem, polskim Papieżem, a także z przesłaniem Bożego Miłosierdzia. Namawiam gorąco do lektury artykułów, z których wyłania się obraz świętości realizowanej w codziennym życiu, często bez spektakularnych osiągnięć, rozgłosu czy po ludzku pojmowanego sukcesu. Zdawać by się mogło: zwykli ludzie. Prosta zakonnica i cierpiący Papież są dla nas przykładami dobra realizowanego w codzienności, zwyczajnie, ale zarazem heroicznie. Świętość, którą oni nam proponują, to droga bezkompromisowa, czasem bolesna, biegnąca często w niezrozumieniu i odrzuceniu przez innych; droga codziennej wierności. Taką drogą próbują też iść świadkowie Miłosierdzia, których wielu zgromadziło się w naszym Sanktuarium w październiku ubiegłego roku, podczas II Światowego Kongresu Bożego Miłosierdzia. Spotkaliśmy wówczas ludzi zwykłych-niezwykłych; obok hierarchów Kościoła z całego świata modlili się tutaj prości wyznawcy miłosiernego Jezusa, którzy bez rozgłosu, po cichu i konsekwentnie głoszą orędzie o Bożym Miłosierdziu, czasem w skrajnie trudnych warunkach wojen i prześladowań albo po prostu braku tolerancji czy zwyczajnej obojętności środowiska, w którym żyją. To dlatego postanowiliśmy raz jeszcze wrócić do wydarzeń sprzed roku i pokazać, że świętość jest możliwa, bo Jezus w swoim miłosierdziu daje szansę każdemu człowiekowi i wbrew pozorom nie oczekuje od nas nadzwyczajności, ale zwyczajnej postawy miłości i dobra, po prostu – normalnego życia. Dziś, w świecie kwestionowanych i przewróconych do góry nogami wartości, taka postawa urasta do rangi heroizmu. Przemysław Bednarz Za wszystkich ofiarodawców modlimy się codziennie, zwłaszcza w Godzinie Miłosierdzia o 15.00, a w każdy trzeci piątek miesiąca odprawiana jest uroczysta Msza święta w ich intencji. Dziękujemy za wszelkie ofiary na ten cel. Iskra Miłosierdzia październik 2012 4 Idea Miłosierdzia Bożego u św. Siostry Faustyny, bł. ks. Michała Sopoćki i bł. Jana Pawła II – Ks. prof. Jan Machniak 6 Siostra Faustyna – Święta na współczesne czasy – S. M. Koleta Fronckowiak ZMBM 8 Kobiety św. Siostry Faustyny 9 Ponowne narodzenie – S. Marie Simon-Pierre Normand PSMC 11 Miłosierdzie od stóp do serca – historia Maureen Digan 12 Krzyż Ojca, krzyż matki – Marta Połońska 13 „Nigdy nie mogę powiedzieć, że uczyniłem dosyć” – S. Augustyna Kiewro ZSJM 18 Zuchwała modlitwa – Jan Pospieszalski 19 Mamy być wojownikami – S. Anna Bałchan SMI 21 Spotkanie po latach 24 Muzyka jest odblaskiem Boga – Henryk Jan Botor 28 Wszyscy potrzebujemy miłosierdzia – Kard. Stanisław Dziwisz 30 Dekada Miłosierdzia – Magdalena Dobrzyniak Wydawca: Fundacja Sanktuarium Bożego Miłosierdzia ul. Siostry Faustyny 3, 30-420 Kraków tel. 12-252-33-07, e-mail: iskra@ milosierdzie.pl www.milosierdzie.pl Redakcja: Ofiary na organy można wpłacać na specjalne konto: 17 1240 4432 1111 0010 2908 8121 www.milosierdzie.pl Przemysław Bednarz (redaktor naczelny) Przemysław Radzyński (zastępca redaktora naczelnego) Magdalena Dobrzyniak (sekretarz) Marcin Nowak (DTP) 3 temat numeru Idea Miłosierdzia Bożego u św. Siostry Faustyny, bł. ks. Michała Sopoćki i bł. Jana Pawła II Ks. prof. Jan Machniak, Rektor Akademii Bożego Miłosierdzia O rędzie Miłosierdzia dociera dziś na krańce świata dzięki św. Siostrze Faustynie, Mistyczce i Apostołce Bożego Miłosierdzia. Na stałe wpisała się w świadomość wiernych Kościoła, przypominając prawdę o Bogu miłosierdzia, który nigdy nie opuszcza człowieka. Jej przeżycie wewnętrzne stanowi przykład bardzo osobistego zjednoczenia z Bogiem. Obok św. Faustyny dostrzegamy coraz wyraźniej postać bł. ks. Michała Sopoćki - kapłana, spowiednika i teologa, powiernika wielkiej tajemnicy Bożej, beatyfikowanego w 2011 roku w Białymstoku. Stanął on odważnie przy Siostrze Faustynie, by wsłuchiwać się w głos Boga i stawać się uczniem Jezusa Miłosiernego. Posługa Bożemu Miłosierdziu stała się czynnikiem decydującym w jego życiu. Kształtowała całą jego postawę jako kapłana i teologa. Prawda o Bożym Miłosierdziu stanowiła centralny motyw pontyfikatu Jana Pawła II. Pojawiła się w jego nauczaniu już na początku pontyfikatu w Encyklice Dives in misericordia („Bóg bogaty w miłosierdzie” - 1981), która razem z Encyklikami Redemptor hominis („Odkupiciel człowieka” - 1978) i Dominum et Vivificantem („Pan i Ożywiciel” – 1983) stanowi część wielkiej trylogii dogmatycznej, w której bł. Jan Paweł II mówi do współczesnego człowieka o Bogu objawiającym się człowiekowi jako Trójca Święta – Ojciec, Syn i Duch Święty. Miłosierdzie jest kluczem do zrozumienia tajemnicy Boga i człowieka. 1. Apostołka Bożego Miłosierdzia Droga św. Faustyny (1905-1938) do poznania Bożego Miłosierdzia była bardzo prosta, jak proste było życie pokornej zakonnicy spełniającej w klasztorze najpospolitsze prace w kuchni, w piekarni, w ogrodzie i na furcie. W swoich modlitwach rozważała obecność Boga w dziejach świata: stworzenie, historia Izraela, przyjście Chrystusa na ziemię, Jego życie ziemskie, śmierć i zmartwychwstanie. Patrząc na swoje życie dostrzegła, że Bóg nieustannie ją prowadził. We wszystkich wydarzeniach swojego życia Siostra Faustyna widziała Jezusa. Doświadczała Jego miłości nawet wtedy, gdy była bardzo chora. Patrząc na swoje życie i świata oraz kontemplując miłosierne oblicze Zbawiciela, który przychodził do niej w wizjach, odkryła prawdę o największej tajemnicy Boga, o Jego miłosierdziu. Misja Apostołki Bożego Miłosierdzia, polegająca na głoszeniu światu orędzia miłosierdzia, obejmuje również konkretne 4 | Iskra Miłosierdzia formy kultu Boga bogatego w miłosierdzie, które Mistyczka z Krakowa przekazała światu. Mają one być pomocą w zbliżeniu ludzi do Boga i otwarciu się na działanie łaski, którą Jezus Miłosierny chce obdarzyć każdego człowieka. Nabożeństwo do Bożego Miłosierdzia, obejmujące uczczenie obrazu Jezusa Miłosiernego, Święto Miłosierdzia i modlitwy do Bożego Miłosierdzia, zostało przekazane w prywatnych objawieniach i poddane teologicznej weryfikacji przez ks. Michała Sopoćkę. Misja św. Faustyny wyraziła się w głoszeniu orędzia miłosierdzia światu: zapisywaniu prawd przekazywanych przez Pana Jezusa w wewnętrznych objawieniach, głoszeniu ich światu przez informowanie przełożonych oraz wypraszanie miłosierdzia dla świata. Siostra Faustyna, posłuszna Jezusowi Miłosiernemu, wypełniła dokładnie swoją misję stając się dla świata znakiem wielkiej miłości Boga do człowieka. Przypomniała, że Bóg, Ojciec miłosierdzia nigdy nie opuszcza człowieka w potrzebie. Orędzie miłosierdzia jest obecne w różnych formach kultu: cześć obrazu Jezusa Miłosiernego, Święto Miłosierdzia w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, Koronka do Bożego Miłosierdzia, Nowenna i inne modlitwy. 2. Bł. ks. Michał Sopoćko – kierownik duchowy św. Faustyny Pan Jezus wskazał go Siostrze Faustynie w wewnętrznym widzeniu jako pomoc w rozpoznawaniu Orędzia Miłosierdzia. Bł. ks. Michał Sopoćko podjął to wyzwanie, gdy św. Faustyna w Wilnie, latem 1933 roku zwróciła się do niego z prośbą o pomoc w realizowaniu Bożego wezwania. Nie przeraził się, gdy przekazała mu tajemnicę Bożego Miłosierdzia, którą Pan Jezus jej odsłaniał. Nie zlekceważył głosu Bożego. Upewnił, że ma do czynienia z Bożym działaniem w duszy Siostry Faustyny. Zaangażował całą swoją wiedzę i autorytet profesora teologii Uniwersytetu Wileńskiego, by zrozumieć i przekazać orędzie miłosierdzia Kościołowi i światu. Ks. M. Sopoćko (1888–1975), kiedy spotkał Siostrę Faustynę, był profesorem teologii pastoralnej na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie i rektorem kościoła św. Michała. W latach 1933–1941 pełnił funkcję spowiednika w klasztorze Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. W opinii Siostry Faustyny, był nie tylko wybranym przez Boga, ale posiadał dobrą wiedzę teologiczną, zdolność poznawania serca i rozróżniania duchów temat numeru (diakrisis), którą Ojcowie Pustyni podają jako warunek podjęcia kierownictwa duchowego. Zdolność ta pozwalała mu z łatwością oddzielać pokusy od natchnień Bożych i tak kierować Siostrą Faustyną, by mogła otwierać swoje serce na działanie Boga i pełnić Jego wolę. Przymioty te były wynikiem Bożej łaski, którą obdarzył go Pan Jezus. Kierując Siostrą Faustyną w oparciu o sakrament pokuty, wprowadzał ją w tajniki życia duchowego przez pełnienie woli Bożej, wypełnianie nakazów wynikających z Konstytucji zakonnych, pójście za wewnętrznymi natchnieniami i oddanie siebie działaniu Boga, stając się narzędziem w Jego ręku. Ks. Michał Sopoćko był autorem wielu publikacji na temat Bożego Miłosierdzia i miał niewątpliwie wielki wpływ na formację teologiczną swojej penitentki. Siostra Faustyna czytała broszurę jego autorstwa, zatytułowaną Miłosierdzie Boże. Studium teologiczno-praktyczne, wydaną w Wilnie w 1936 roku. Z nim św. Faustyna dzieliła się modlitwami, które przekazał jej Jezus w wewnętrznych natchnieniach, aby już za jej życia mogły być wydrukowane na obrazkach z Jezusem Miłosiernym. Zapoznając się już w Krakowie z kolejnym artykułem ks. Sopoćki o Miłosierdziu Bożym, wydanym 4.IV.1937 r. w „Tygodniku Wileńskim”, stwierdziła ze zdziwieniem, że niektóre sformułowania w książce dosłownie zgadzają się ze słowami Pana Jezusa, które słyszała w swoim sercu. Siostra Faustyna korespondowała również ze swoim spowiednikiem, podejmując w listach tematykę Miłosierdzia Bożego. Bł. ks. Michał Sopoćko służył Siostrze Faustynie jako spowiednik i kierownik duchowy w Wilnie od 1933 roku do 1936 roku, a potem prowadził z nią ożywioną korespondencję omawiając sprawy kultu Miłosierdzia Bożego. Odwiedzał ją również w Krakowie, kiedy ciężko zachorowała. Między nimi wywiązała się głęboka więź duchowa. Połączyła ich tajemnica Bożego Miłosierdzia, której poświęcili całe życie. Ks. Sopoćko dotykał tajemnicy Bożego Miłosierdzia jako spowiednik i kierownik duchowy św. Faustyny. Czuwał nad jej rozwojem duchowym. Prowadził na drogi zjednoczenia z Bogiem. Był cierpliwy w konfesjonale, a kiedy spowiedzi się przedłużały, poprosił o spisywanie wewnętrznych przeżyć. Dzięki temu powstał Dzienniczek św. Faustyny, przez który możemy poznać wnętrze duchowe naszej Mistyczki i orędzie miłosierdzia Bożego. O zasługach bł. ks. Michała w rozwoju życia duchowego dała piękne świadectwo sama Siostra Faustyna. Z listów pisanych przez nią do ks. Sopoćki wynika, że wywiązała się między nimi wielka przyjaźń duchowa. W centrum tej przyjaźni była tajemnica Miłosierdzia Bożego i wielka troska o to, jak ją przekazać światu. Ks. Michał Sopoćko jawi się nie tylko jako gorliwy spowiednik i kierownik duchowy św. Siostry Faustyny, ale również jako wybitny teolog zgłębiający tajemnicę Bożego Miłosierdzia w Objawieniu i w nauczaniu Kościoła. Nie tylko zaopiekował się duchowo Siostrą Faustyną, ale również podjął się zadania troski o kult Bożego Miłosierdzia. Po wyjeździe Siostry Faustyny z Wilna do Krakowa w 1936 roku zaczął studiować prawdę o Bożym Miłosierdziu w Piśmie świętym, w nauczaniu Ojców Kościoła i w dokumentach soborów powszechnych. Pogłębione studium doprowadziło go do stwierdzenia zbieżności prywatnych objawień Siostry Faustyny z Objawieniem Bożym. To umocniło ks. Michała w przekonaniu, że warto jeszcze bardziej zaangażować się w studium teologii miłosierdzia. On sam powoli stawał się apostołem miłosierdzia. www.milosierdzie.pl W styczniu 1934 roku wystarał się o malowanie obrazu Jezusa Miłosiernego u wileńskiego artysty Eugeniusza Kazimirowskiego. Już w 1936 roku ukazały się pierwsze publikacje dotyczące Bożego Miłosierdzia, które pokazywały, jak ta „największa tajemnica Boga” objawiała się w dziejach świata. Ukoronowaniem jego pracy jako teologa miłosierdzia stała się książka: Miłosierdzie Boga w dziełach Jego (Londyn 1959). Dziś bł. Michał Sopoćko staje obok św. Siostry Faustyny, by uczyć nas całkowitego zaufania Bogu. 3. Bł. Jan Paweł II – Papież Miłosierdzia Bożego W czasie beatyfikacji Siostry Faustyny Kowalskiej w II Niedzielę Wielkanocną 18 kwietnia 1993 roku w Rzymie Jan Paweł II podkreślił, że tajemnica Bożego Miłosierdzia, którą Bóg przypomniał całemu światu przez pokorną zakonnicę z Polski jest „proroczym wołaniem do świata”. Dla całej ludzkości zmęczonej strasznymi wojnami, orędzie miłosierdzia stało się znakiem nadziei, wskazującym na obecność Boga obdarowującego miłością i możliwość odrodzenia duchowego człowieka. Kanonizacja Siostry Faustyny Kowalskiej 30 kwietnia 2000 roku w Rzymie miała szczególną wymowę, ponieważ przez ten akt Jan Paweł II przekazał orędzie miłosierdzia całemu światu jako pomost łączący drugie tysiąclecie chrześcijaństwa z nowym wiekiem. Przypomniał jednocześnie, że miłosierdzie Boże jest niezwykłą szansą na odrodzenie dla całej ludzkości: „Ludzkość nie znajdzie spokoju, dopóki nie zwróci się do Bożego Miłosierdzia” (Dz). Orędzie Miłosierdzia pozwala na nowo odczytać Ewangelię o Miłosierdziu Bożym, w świetle którego człowiek nie tylko doświadcza miłosierdzia przyjmując je od Boga, ale jest również zdolny dzielić się miłosierdziem z innymi (DM 14). Jan Paweł II ogłosił II Niedzielę Wielkanocy „Niedzielą Miłosierdzia” akcentując, że miłosierdzie jest szansą poznania „prawdziwego oblicza Boga i prawdziwego oblicza człowieka” (Homilia kanonizacyjna, 5). Orędzie miłosierdzia jest jednocześnie przypomnieniem światu o godności i wartości każdego człowieka, za którego Chrystus oddał swoje życie. Podczas kanonizacji św. Faustyny Kowalskiej Jan Paweł II podkreślił wyraźnie, że orędzie miłosierdzia głoszone nieustannie przez Kościół, a przypomniane dzięki objawieniom św. Siostry Faustyny, staje się dziś częścią doświadczenia człowieka zagubionego pośród różnych ideologii i prądów myślowych przełomu XX i XXI wieku. W tajemnicy Bożego Miłosierdzia chrześcijanin odnajduje prawdziwe oblicze Boga, bliskiego człowiekowi i prawdziwe oblicze człowieka potrzebującego miłosierdzia i gotowego czynić miłosierdzie. Ojciec Święty powracał do tej myśli wielokrotnie, kiedy polemizował z „teologią śmierci Boga”, czy też gdy wykazywał błędy współczesnych totalitaryzmów, które usiłują usunąć Boga z historii ludzkiej. Dokonując konsekracji Bazyliki Bożego Miłosierdzia w Krakowie Jan Paweł II jeszcze raz podkreślił, że współczesny świat potrzebuje Bożego Miłosierdzia oraz postawił Kościołowi zadanie przybliżania światu tajemnicy Miłosierdzia Bożego: „Dlatego dziś w tym sanktuarium chcę dokonać uroczystego aktu zawierzenia świata Bożemu Miłosierdziu. Czynię to z gorącym pragnieniem, aby orędzie o miłosiernej miłości Boga, które tu zostało ogłoszone przez pośrednictwo św. Faustyny, dotarło do wszystkich mieszkańców ziemi i napełniło ich serca 5 temat numeru nadzieją. Niech to przesłanie rozchodzi się z tego miejsca na całą naszą umiłowaną Ojczyznę i na cały świat. Niech się spełnia zobowiązująca obietnica Pana Jezusa, że stąd ma wyjść „iskra, która przygotuje świat na ostateczne Jego przyjście” (por. Dz 1732). Trzeba tę iskrę Bożej łaski rozniecać. Trzeba przekazywać światu ogień miłosierdzia. W miłosierdziu Boga świat znajdzie pokój, a człowiek szczęście! To zadanie powierzam wam, drodzy bracia i siostry, Kościołowi w Krakowie i w Polsce oraz wszystkim czcicielom Bożego Miłosierdzia, którzy tu przybywać będą z Polski i z całego świata” (Homilia w Łagiewnikach, 17.08.2002). Temat Miłosierdzia Bożego pojawił się w nauczaniu Jana Pawła II ponownie w Liście Apostolskim Novo millennio ineunte, opublikowanym na progu Trzeciego Tysiąclecia chrześcijaństwa (6.I.2001), jako „wyobraźnia miłosierdzia”. Papież pisał o wyobraźni miłosierdzia w kontekście jednoczącej się Europy. Zagadnienie to stało się przedmiotem refleksji Synodu Biskupów w październiku 1999 roku, który przygotowywał Wielki Jubileusz Roku 2000. Owocem obrad synodalnych stała się Adhortacja Apostolska Ecclesia in Europa (28.VI.2003). W Encyklice Dives in misericordia Papież Jan Paweł II przypomina za Konstytucją duszpasterską Soboru Watykańskiego II Gaudium et Spes, że Jezus Chrystus jest pełnią „objawienia tajemnicy Ojca i Jego miłości” (Gaudium et Spes, 22). Bóg objawienia jest tajemnicą miłości (1 J 4,16.18), która łączy w jedno Ojca, Syna i Ducha Świętego. Jest Miłością, którą dzieli się z każdym stworzeniem, ponieważ Jego naturą jest obdarowywanie. Objawia się człowiekowi w Historii Zbawienia jako Stwórca i Pan wszelkiego stworzenia, który jest dobrym Ojcem i Dawcą życia (por. Rdz 1-2; por. Kol 1,15-20). W Nim człowiek znajduje swoje dopełnienie. Tajemnica Bożego Miłosierdzia stała się szczególnie aktualna dzięki doświadczeniu św. Faustyny Kowalskiej, którą Jan Paweł II nazwał „darem Boga dla naszych czasów”. Tajemnica ta pomaga w odkrywaniu Boga obecnego w świecie i czynieniu miłosierdzia wobec bliźnich. 6 | Iskra Miłosierdzia Siostra Faustyna – Święta na współczesne czasy S. M. Koleta Fronckowiak ZMBM Siostra ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, opiekuje się pielgrzymami niemieckojęzycznymi przybywającymi do Łagiewnik Jadę tramwajem do centrum Krakowa i przyglądam się ludziom, których - jak i mnie - na chwilę złączyło miejsce w „19”. Przede mną półgodzinna podroż, więc przyglądam się pasażerom – współczesnym ludziom. Każdy się śpieszy, dokądś jedzie, coś załatwia. Docierają do mnie fragmenty rozmów, więc – chcąc nie chcąc – uczestniczę po trosze w życiu współczesnych: spotkania, zebrania, egzaminy, wybory, choroby, wakacje, wyjazdy, kursy, stypendia, zakupy, przeceny, marzenia. Kolejne przystanki – kolejne telefony, sms-y, piosenki mp3. Za oknem wielkie billboardy zachęcające, by korzystać z życia, ile się da. Zrób to – będziesz gwiazdą! Kup tamto – będziesz na topie! Napij się tego – będziesz wielki! Wybierz nas – uczynimy cię bogatym! I co najważniejsze – to wszystko sprawi, że w oczach świata będziesz KIMŚ, osiągniesz sukces, bogactwo, sławę! To chyba wspólny mianownik, który łączy dziś ludzi i ich wysiłki. W mojej głowie pojawiło się pytanie: czy jest tu miejsce dla Boga, dla spraw duchowych, dla świętych, i bardzo konkretnie dla św. Siostry Faustyny? Co ona może dzisiaj dać współczesnym ludziom? Komuś z tego tramwaju? Hmm... Święta Siostra Faustyna „Siostro, proszę nam powiedzieć, kim była Siostra Faustyna i co wielkiego zrobiła, że jest dziś znana na całym świecie?” – pytają pielgrzymi przybywający po raz pierwszy do grobu św. Siostry Faustyny w krakowskich Łagiewnikach. W odpowiedzi można byłoby wymienić wiele „zasług”, które wniosła do historii Kościoła i świata: na podstawie jej wizji namalowany został obraz Jezusa Miłosiernego i z jej inspiracji ustanowione zostało święto Miłosierdzia; ona zapisała słowa Koronki do Miłosierdzia Bożego – znanej dziś na całym temat numeru świecie; to dzięki niej wiemy, że Jezus pragnie, byśmy uczcili w sposób szczególny godzinę Jego śmierci na krzyżu i szerzyli orędzie Miłosierdzia; to ona cierpiała i modliła się za Polskę, ofiarowała swe życie za grzeszników, którzy stracili ufność w Boże Miłosierdzie i nie dowierzają Jego dobroci itd. Jej Dzienniczek pełen wielkich dzieł Boga jest książką najczęściej tłumaczoną z języka polskiego. A ona sama w jednym z listów do swojej współsiostry napisała: Nic wielkiego w życiu nie zrobiłam, ale zawsze ufałam Jego miłości. Wielkie zdziwienie! Jak to? Tylko tyle? Brzmi to niemal jak rozmowa Jezusa z bogatym człowiekiem, który pytał, czego mu jeszcze brakuje, bo właściwie ma już wszystko, a jednak czuje niedosyt. Zamiast listy kolejnych osiągnięć, Jezus ukazał mu drogę do świata wewnętrznego spełnienia, zawrócił go z drogi męczącego wyścigu. I jako wierna uczennica miłosiernego Mistrza robi to także Siostra Faustyna – pokazuje świat, który istnieje tuż obok tego, w którym żyjemy na co dzień, którym jesteśmy tak zaabsorbowani. Jest on oparty na zupełnie innych zasadach niż proponuje nam świat zewnętrzny i do których jesteśmy przyzwyczajeni. To świat, w którym jest miejsce na przebaczenie; w którym nagradza się nie za sukces, lecz za podjęty wysiłek; gdzie każde uniżenie jest znane i nic nie uchodzi uwagi; gdzie szczególne upodobanie jest w tych, którzy zaufali; gdzie cierpienie jest ceną, za którą można nabyć coś cennego. I nie jest on tylko dla wybranych i najlepszych. Siostra Faustyna pokazuje nie tylko, że ten świat realnie istnieje, ale także, jak do niego dotrzeć: Nie szukam szczęścia poza wnętrzem, w którym przebywa Bóg. Cieszę się Bogiem we własnym wnętrzu, tu z Nim ustawicznie przebywam, tu jest największa moja z Nim zażyłość, tu z Nim przebywam bezpiecznie, tu nie dosięga wzrok ludzki (Dz. 454). „Trzeba nie lada wysiłku intelektualnego i duchowego, trzeba ogromnego wyczucia i wrażliwości, by pojąć niepojęte, by dostrzec niewidzialne, usłyszeć niesłyszalne i wyobrazić sobie niewyobrażalne, a jednocześnie nie popaść w dewocję, skrajne, nikomu niepotrzebne bałwochwalstwo. Siostra Faustyna wszystkie próby ma już za sobą i wyszła z nich obronną ręką”- napisała o niej Jolanta Sąsiadek, autorka albumu o św. Faustynie. Współczesne czasy Coraz więcej! Jeszcze bardziej! Byle szybciej! Coraz doskonalej! Zajmij pierwsze miejsce – nawet po trupach! Bądź „naj” we wszystkim! Dasz radę! – to „machina” współczesnego świata, www.milosierdzie.pl która pochłania wielu z nas bez reszty. Dajemy się wciągnąć w jej tryby, jesteśmy zmęczeni i ciągle pozostajemy „nie dość”. Siostrę Faustynę też można widzieć jako nieskazitelną, wybraną, pewną swego, bez wahania i z uporem dążącą do celu. A przecież ona – jak każdy z nas – też była człowiekiem, osobą dźwigającą ciężar ludzkiej słabości, niepewną swoich wizji i racji, po ludzku samotną, pełną pokory, wystraszoną, uległą, wyśmiewaną i nierozumianą nawet przez najbliższych. Na pewno w głębi serca tęskniła za światem, w którym zamiast wydajności i skuteczności królowałaby wzajemna dobroć i wyrozumiałość; zamiast narastającego tempa życia, nieustannego pośpiechu i gonitwy – umiejętność bycia razem; zamiast postawy rozkapryszonych dzieci, upominających się o własne, nieraz absurdalne prawa – świadomość odpowiedzialności za siebie nawzajem; zamiast sloganów i słów bez pokrycia, zamiast manipulacji – prawda i dojrzała miłość. Może rodzą się i w nas takie pragnienia, by zmienić ten niemiłosierny świat? Może i my pytamy siebie, jak to zrobić, od czego zacząć, co lub kogo zmienić? Wiemy jednak, że to, co z Bożą pomocą jesteśmy w stanie zmienić, to tylko samych siebie. „Tylko” i „aż”! Tutaj się to zaczyna. Zmieniam się ja, powoli zmieniają się ci, którzy są w moim najbliższym otoczeniu, potem ci w trochę dalszym i jeszcze dalszym… i tak zmienia się świat. Jeśli będziemy konsekwentni w naszym pragnieniu przemiany, Bóg to wszystko sprawi – dla Niego bowiem nie ma rzeczy niemożliwych. Takiej przemiany pragnęła też Siostra Faustyna i o to Boga prosiła: Pomóż mi, aby moje ręce były miłosierne, aby moje oczy patrzyły miłosiernie, chcę się przemienić cała w Ciebie, Jezu! I Bóg to uczynił – najpierw przemienił ją, a teraz ona przemienia świat. Nie przez wielkie, spektakularne dzieła, ale przez małe, codzienne czyny miłosiernych ludzi, które wypływają z ich miłości ku Jezusowi. Miłosierdzie masz okazywać zawsze i wszędzie bliźnim, nie możesz się od tego usunąć ani wymówić, ani uniewinnić – mówił Jezus. Dziś moglibyśmy zapytać: Panie, jak to? Mam mało czasu, niedużo pieniędzy, trochę możliwości. I tyle wystarczy! Podaję ci trzy sposoby czynienia miłosierdzia bliźnim: pierwszy – czyn, drugi – słowo, trzeci – modlitwa; w tych trzech stopniach zawiera się pełnia miłosierdzia (Dz. 742). Te trzy sposoby zmieniały ludzi i świat wokół Siostry Faustyny. Ona zaufała, że tyle wystarczy. O Boże mój, nadziejo moja jedyna, w Tobie położyłam ufność całą i wiem, że nie będę zawiedziona (Dz. 317). Chociażbyś mnie zabił, ja Ci ufać będę (Dz. 77). To wielkie słowa Siostry Faustyny, zapisane w Dzienniczku, które pokazują dokąd może dojść człowiek, który pozwoli Bogu się poprowadzić i zda się całkowicie na Niego i Jego łaskę. Najpierw chodzi więc o ufność, o taką postawę serca i woli, w której człowiek pozostawia wszystkie swoje zabezpieczenia, a przyjmuje to, co Bóg dla niego przygotował i mocno wierzy, że to właśnie jest dla niego najlepsze. Chodzi o ufność, która wzrusza Boga i jest najpiękniejszą odpowiedzią, jaką człowiek może Mu dać. Jest prostą ścieżką do Boga, jest szybkim powrotem do Niego i jest propozycją również dla najsłabszych, a może zwłaszcza dla najsłabszych, którzy najbardziej potrzebują tej najkrótszej drogi. Nasze zaufanie do Boga może być tak wielkie, jak u Siostry Faustyny. W świecie, do którego ona nas zaprasza, nie wierzy się w coś, lecz przede wszystkim Komuś. Naszą nadzieją jest Osoba.... Jezu ufam Tobie! – to słowa, które głęboko zrozumiała św. Siostra Faustyna i które stały się mottem jej życia. Jezu, ufam Tobie, bo Ty jesteś Bogiem, bo Ty jesteś większy niż wszystkie moje słabości, grzechy, trudności, których w życiu doświadczam, i wiem, że Tobie zawsze mogę ufać. Jezu, ufam nie sobie, moim zdolnościom, wykształceniu, inteligencji, znajomościom, pieniądzom. To wszystko na nic. Co zrobić, gdy przyjdzie choroba, gdy wszystko idzie nie tak, jak byśmy chcieli, pragnęli, oczekiwali? „Ona, pochodząca z wioski pod Łodzią, służąca bez wykształcenia, której, zdawałoby się, wszystko stało na przeszkodzie, by stać się kimś – KIMŚ została”. I jest KIMŚ, skoro jej imię jest znane w całym świecie, skoro tylu ludzi przybywa do jej grobu, skoro inspiruje tylu twórców, teologów, artystów, skoro dla milionów ludzi na świecie jest przyjaciółką, dobrą siostrą, przewodnikiem i mistrzynią uczącą najtrudniejszego przedmiotu, jakim jest sztuka pięknego życia. Ona odkryła świat wewnętrznego pokoju, prawdziwego piękna, delikatnej wrażliwości, głębokich relacji. Odkryła – dla siebie i dla nas – świat, w którym dzięki ufności i miłosiernym czynom każdy jest KIMŚ wyjątkowym, jedynym, wielkim i niepowtarzalnym. 7 temat numeru Kobiety św. Siostry Faustyny Maria Lucia Ippolito, matka Matea Pia Colellego, cudownie uzdrowionego za przyczyną Ojca Pio (cud kanonizacyjny) Jestem przekonana, że istnieje bardzo mocna więź pomiędzy Bożym Miłosierdziem, Janem Pawłem II i św. Ojcem Pio. Do krakowskich Łagiewnik przybywam jako pielgrzym – mając 23 lata doświadczyłam Bożego Miłosierdzia. W 1983 Dla mnie to zaszczyt, że mogę być w tym miejscu i także wielkie zadanie, ponieważ wiozę tu ze sobą modlitwy, intencje wielu ludzi chorych. W wielu trudnych momentach w moim życiu powtarzam słowa: „Jezu miłosierny, Jezu, ufam Tobie” - wbrew wszelkiej beznadziei. [PR] Ewa K. Czaczkowska, aktorka teatralna, filmowa i telewizyjna, odtwórczyni tytułowej roli w filmie „Faustyna” dziennikarka „Rzeczpospolitej”, założycielka portalu Areopag21.pl i autorka książki „Siostra Faustyna. Biografia Świętej” „Faustyna uzmysławia nam to, że nawet największy grzesznik ma prawo do wybaczenia, gdy o nie prosi. To jest dla nas w pewnym sensie bardzo wygodne i nie powinno to „rozgrzeszać" naszego grzeszenia, ale to jest miła wizja, że zawsze można być lepszym. A lepszymi nie stajemy się, bo wydaje się nam, że zostało jeszcze dużo czasu. Faustyna mówiła o miłości, miłosierdziu, radości z każdej chwili życia, zadowoleniu z pracy, ale też i o znalezieniu czegoś cennego w nieszczęściu, pomocy w nim drugiemu człowiekowi. Święta przypomniała o tym swoim codziennym życiem”. Za rolę Faustyny Dorota Segda otrzymała na festiwalu w Gdyni (1994) nagrodę za rolę kobiecą. [MD] Waldemar Kompała Dorota Segda, Premiera filmu „Faustyna” (1994) w reżyserii Jerzego Łukaszewicza była nie tylko wielkim wydarzeniem kulturalnym; zbiegła się z beatyfikacją jego głównej bohaterki, s. Faustyny Kowalskiej, której kult nabierał w tym czasie rozpędu. Odtwórczyni postaci Apostołki Bożego Miłosierdzia Dorota Segda, w wielu wywiadach i wypowiedziach o tej roli, nie ukrywała, że poznanie fascynującej biografii Faustyny i kontakt z krakowskimi Łagiewnikami wywarły wielki wpływ na jej życie i artystyczną wrażliwość. W wywiadzie udzielonym miesięcznikowi „W drodze”, trzy lata po premierze filmu, wyznała: 8 | Iskra Miłosierdzia roku, bo wtedy w naszym regionie zaczęło się mówić o św. Siostrze Faustynie, zakochałam się w tej świętej zakonnicy i zaczęłam się modlić do Bożego Miłosierdzia. Kiedy umierał mój syn, w szpitalu miałam obraz św. Ojca Pio i obraz Bożego Miłosierdzia. Zawierzyłam życie mojego syna Jezusowi miłosiernemu. Przyjeżdżam tu jako pielgrzym, żeby podziękować Jezusowi miłosiernemu. Trzy lata temu powierzyłam siebie, także grupę modlitwy, która powstała po cudzie uzdrowienia mojego syna, Bożemu Miłosierdziu. Gdziekolwiek jestem we Włoszech, staram się niestrudzenie rozszerzać kult Bożego Miłosierdzia. Wydrukowałam dwadzieścia tysięcy książeczek z nowenną do Bożego Miłosierdzia. Jestem przekonana, że św. Ojciec Pio i św. Siostra Faustyna są ze mną i prowadzą zawsze do Bożego Miłosierdzia. fot. Czym dla św. Siostry Faustyny był Kościół? To było miejsce jej życia – nie wyobrażała sobie innego. Faustyna kochała Kościół, modliła się za niego, starała się o osobistą doskonałość i świętość, aby w ten sposób być mu pożyteczną. Miała świadomość swego posłannictwa w Kościele, wiedziała, że jest ono szczególne, ale jednocześnie swoje przeżycia mistyczne poddawała pod kontrolę i osąd Kościoła, czyli przełożonych. Ich głos przedkładała nawet nad głos Jezusa, co On jej zresztą nakazywał. W Dzienniczku pisała o konieczności poddania się woli przełożonych. Sama jest doskonałym tego przykładem. Tak, nawet wtedy, kiedy przełożeni nie dowierzali jej, że rozmawia z nią Jezus, że przekazuje jej orędzie Bożego Miłosierdzia. Ale jednocześnie miała w sobie siłę i godność, aby, gdy jej się coś nie podobało w postępowaniu czy to sióstr przełożonych, czy starszych wiekiem i doświadczeniem sióstr pierwszego chóru albo księży, zwracać im uwagę. Czy świeccy – oprócz wspomnianego posłuszeństwa przełożonym – mogą czerpać z życia św. Siostry Faustyny jakieś wskazówki do funkcjonowania we wspólnocie? Na pewno musimy modlić się za wspólnotę, za Kościół, za księży. Musimy mieć świadomość, że nasze życie – i to, co w nim dobre, i co złe – tworzy tę wspólnotę. Możemy, jak mówi Ewangelia, a co robiła s. Faustyna, upominać się wzajemnie. To może też pomóc rozwiązać sprawy trudne, zanim trafią do mediów (śmiech)... A przede wszystkim mieć świadomość, że należeć do wspólnoty to być w niej nie od święta. Często się słyszy „wierzę, ale nie praktykuję” albo „Kościół nie jest mi potrzebny do tego, by wierzyć”. Chrystus „tak”, Kościół „nie”? Właśnie. Faustyna mówi: Kościół - tak! Do wiary, do zbawienia potrzebne są sakramenty, a te można otrzymać tylko w Kościele. [Fragment rozmowy Przemysława Radzyńskiego „Kościół TAK!”– Salwator 3/2012] temat numeru Dominika Figurska, aktorka teatralna, filmowa i telewizyjna, razem z mężem, aktorem Michałem Chorosińskim, była twarzą kampanii „Wierność jest sexy” Ponowne narodzenie Świadectwo cudownego uzdrowienia za wstawiennictwem Jana Pawła II (cud beatyfikacyjny), wygłoszone podczas II Światowego Kongresu Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach S. Marie Simon-Pierre Normand PSMC, siostra z Instytutu Małych Sióstr Macierzyństwa Katolickiego Wyjątkowa jest Wasza historia małżeńska. O tym, że pary w Waszym środowisku się zdradzają, rozchodzą, donoszą (z radością) portale plotkarskie. Ale powroty? Nigdy bym sama nie wymyśliła takiego scenariusza na życie… Sytuacja, której doznaliśmy, mówiąc wprost – wielki dramat, nie mogłaby zakończyć się happy endem, gdyby nie pomoc z góry. To bardzo konkretny Reżyser pozwolił, żebyśmy potrafili do siebie wrócić, przebaczyć, ułożyć nasze życie od początku. To On postawił na naszej drodze mądrych ludzi, pewne sytuacje. Po ludzku nie było szans się z tego podnieść, pozbierać i posklejać… Sklejanie zaczęło się od...? Chyba tęsknoty. Bo ktoś, kto zasmakował życia sakramentalnego, zawsze czuje ciężar. Mnie tęsknota za sakramentami zaczęła rozsadzać od środka. I miałam też w głębi serca niepokój: niby wszystko jest super, niby jestem królową życia. A jednak… Czułam, że coś jest nie tak. Potem, któregoś dnia, przypadkiem trafiłam na stoisko z książkami religijnymi. Ot tak, wzięłam do ręki Dzienniczek. Kartkuję, podczytuję. I czuję dreszcze: „Oj, czyżby to było do mnie? O! I to również”. W ogromnej mierze to Dzienniczek odmienił moje życie! Jeszcze później pojechałam na rekolekcje Odnowy w Duchu Świętym. Nawet nie wiedziałam, dokąd jadę, i po co. Patrzę na tych ludzi machających rękami, śpiewających i myślę sobie: „Jejku, jeszcze lepszy odlot niż w szkole teatralnej”… (śmiech). Poznałam tam wspaniałych ludzi ze Wspólnoty Miłości Miłosiernej. To też raczej nie przypadek. Wierzę, że w dużym stopniu siostrze Faustynie zawdzięczam moje małżeństwo i nawrócenie… Pomogli również – rozmowami, modlitwą – mądrzy księża, wielu ludzi. Byliśmy też z mężem w Rzymie, przy grobie Jana Pawła II, prosząc o pomoc. Oto i streszczenie naszej drogi powrotu… [Fragment rozmowy Agaty Puścikowskiej „Figurska: Uczcie się na… moich błędach” – Gość Niedzielny 27/2012] www.milosierdzie.pl 13 maja 2005 roku, w święto Matki Boskiej Fatimskiej, papież Benedykt XVI oficjalnie ogłosił dyspensę od 5-letniego terminu otwarcia procesu beatyfikacji Jana Pawła II. Począwszy od 14 maja, Małe Siostry Macierzyństwa Katolickiego wszystkich wspólnot Francji i Senegalu modliły się za pośrednictwem Jana Pawła II o moje uzdrowienie. Choroba Parkinsona dosięgła mnie w 2001 roku, a miałam wtedy dopiero czterdzieści lat. Zostałam uzdrowiona dwa miesiące po śmierci Jana Pawła II. Po południu, 2 czerwca, siostra Marie-Thomas, moja przełożona, gdy przyszłam wyznać jej moje skrajne wyczerpanie i poprosić o zwolnienie mnie z pracy pielęgniarki, odpowiedzia- ła mi: „Poczekaj jeszcze trochę. Musisz udać się do Lourdes. Wszystkie siostry modlą się za Ciebie. Jan Paweł II nie wypowiedział jeszcze swego ostatniego słowa. Podejmiemy decyzję po wakacjach”. Czyż cud ten nie jest przede wszystkim cudem wiary, modlitwy? Oddałam się w zaufaniu i dałam się poprowadzić. Kiedy moje ręce nie mogły już pisać, zaskoczona zgodziłam się na napisanie imienia Jana Pawła II, jak prosiła siostra Marie-Thomas. Pismo było bardzo zniekształcone, co świadczyło o postępie choroby; jej objawy nasiliły się po śmierci Ojca Świętego. W końcu, w głębi duszy, przyjęłam do wiadomości, że pewnego dnia będę na wózku inwalidzkim. Choroba nie 9 temat numeru mogłaby przeszkodzić mi w przeżyciu do końca mojego religijnego powołania. Perspektywa ta nie przerażała mnie już. „Nie lękajcie się!” - mówił nam Jan Paweł II. Czyż i on nie cierpiał, i nie ofiarował swojego życia aż do końca? Z siostrą Marie-Thomas przez długą chwilę trwałyśmy w ciszy w jej gabinecie, przed tym napisem, polecając się całkowicie Bożemu Miłosierdziu. I niewyjaśnione uzdrowienie, uznane za cud w styczniu bieżącego roku przez Jego Świątobliwość papieża Benedykta XVI, nastąpiło w nocy z 2 na 3 czerwca. Ta noc łaski pozostaje dla mnie tajemnicą. Obudziłam się o wpół do piątej, zdziwiona, że dobrze spałam, zeszłam do oratorium domu wspólnotowego i modliłam się przed Najświętszym Sakramentem, rozważając różańcowe tajemnice światła, dane nam przez Jana Pawła II. O szóstej rano udałam się do kaplicy. To czas modlitwy ze wspólnotą. Pokonawszy 50 metrów, które musiałam przejść, odkryłam, że moja lewa ręka, bezwładna od początku choroby, zaczyna się poruszać. Dnia 3 czerwca miała miejsce Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa, a 4 czerwca - Święto Niepokalanego Serca Maryi. To właśnie 3 czerwca zakończyłam leczenie. Poziom dopaminy był podwyższony. Uważałam się za uzdrowioną za wstawiennictwem Jana Pawła II i nie potrzebowałam już leczenia. Uprzedziłam o tym swoją przełożoną po południu 7 czerwca. Lekarz neurolog potwierdził całkowity brak objawów klinicznych. Nasza kongregacja potrafiła przez dwa lata zachować to wyzdrowienie w tajemnicy. Po tym czasie wspólnoty zostały zawiadomione i przyjęły ten znak z nieba w pokorze i akcie dziękczynnym. Przez ten czas tkwił we mnie i nie opuszczał mnie werset z Ewangelii wg św. Jana: „Jeżeli uwierzysz, będziesz oglądać chwałę Bożą”. Tę chwałę Bożą widziałam na Placu św. Piotra w dniu 1 maja, w Niedzielę Bożego Miłosierdzia, kiedy Jan Paweł II został ogłoszony błogosławionym. Już ponad sześć lat temu zakończyłam leczenie. Prośba o uzdrowienie zawsze była podporządkowana misji – żebym mogła kontynuować służbę i pracować w katolickich klinikach położniczych. Pracowałam wtedy jako pielęgniarka przy matkach i noworodkach. Byłam jeszcze młoda, a żeby brać udział w tej misji Kościoła potrzebne były ręce, dłonie, spojrzenia 10 | Iskra Miłosierdzia i serca, by głosić tym rodzinom, jakiekolwiek by były ich nieszczęścia, czułość Boga, który jest Ojcem. Miałyśmy nadzieję, że to uzdrowienie mogłoby wnieść mały wkład w beatyfikację Jana Pawła II, gdyż naznaczył nasz Instytut swoją osobą i swoimi naukami. Głęboko kochałyśmy tego papieża, widząc w nim pasterza zgodnego z sercem Boga i papieża rodziny. Od początku swojej posługi duszpasterskiej ks. Karol Wojtyła wykazywał wielkie zainteresowanie związkami małżeńskimi i rodzinami. Pierwsze katechezy papieża Jana Pawła II w trakcie środowych audiencji traktowały o seksualności i o małżeństwie, a jego pierwsza encyklika Redemptor Hominis traktowała o powołaniu ludzkim. Szczególnie cennymi kartami jego nauczania pozostają dla nas adhortacja Familiaris Consortio, liczne przemówienia i homilie, a w szczególności encyklika Evangelium vitae. Papież Jan Paweł II wzywał nas do głoszenia, celebrowania, służenia Ewangelii życia i jest to apostolstwo miłosierdzia dla naszych czasów. Ojciec Święty zwracał się do chrześcijan i do wszystkich ludzi dobrej woli. Dawał przesłanie nadziei . Wychodząc z obserwacji współczesnych zagrożeń ludzkiego życia, Jan Paweł II zapraszał nas do rozważań nad nowiną o życiu, którą przynosi Chrystus. Przypominał nam o wielkości i godności człowieka, jakiekolwiek by były jego słabości czy ułomności, od poczęcia do naturalnej śmierci. Każdy człowiek jest świętą opowieścią. Życie ludzkie jest święte i nienaruszalne. Musi ono być szanowane i bronione. Ta Ewangelia życia łączy się z nami w naszym powołaniu Małych Sióstr Macierzyństwa Katolickiego. To służba rodzinie, szczególnie w chwili oczekiwania i powitania dziecka, kształcenie młodych w zakresie uczuciowości i seksualności, refleksja i kształcenie sumień, z wszystkimi, którzy zastanawiają się nad życiem ludzkim, seksualnością, temat numeru małżeństwem i rodziną. Towarzyszymy parom w radości i chwilach próby. Głosimy, służymy i świętujemy Ewangelię życia przede wszystkim poprzez świadectwo i przykład życia. Realizujemy to posłanie we współpracy z licznymi świeckimi, a także z naszymi braćmi i siostrami - pielgrzymami Ewangelii życia, z którymi współdzielimy bogactwa duchowe naszej wspólnoty. 3 czerwca 2005, w dzień mojego uzdrowienia, odmawiałyśmy litanię do Najświętszego Serca Jezusowego z Janem Pawłem II. Nawiedził on Bazylikę Sacre-Coeur w Paryżu w 1980 roku, a w czerwcu 1999 roku powiedział biskupom Francji: „Zapraszam więc wszystkich wiernych, aby nadal pobożnie oddawali cześć Najświętszemu Sercu Jezusowemu, dostosowując ten kult do naszych czasów, by nieustannie przyjmowali jego niepojęte bogactwa, by odpowiadali nań z radością, ko- chając Boga i swoich braci, znajdując w ten sposób pokój, przyjmując postawę pojednania i wzmacniając swoją nadzieję spełnionego życia u boku Pana, w towarzystwie wszystkich świętych”. To cudowne uzdrowienie dotyczyło mojego ciała, ale poruszyło też całą głębię mojego jestestwa. Jak to często mawiałam: „Byłam chora, a jestem uzdrowiona”. To jak ponowne narodzenie się, a moje życie duchowe zostało tą drogą odnowione. To, co Pan pozwolił mi przeżyć za wstawiennictwem Jana Pawła II, jest wielką tajemnicą, trudną do opowiedzenia słowami, tak jest to wielkie i potężne. Jeszcze bardziej pociąga mnie Eucharystia i adoracja, i nie rozstaję się już ze swoim różańcem. W każdy drugi dzień miesiąca o godzinie 21 spędzam długi czas na modlitwie, by składać dzięki za to, co wielkiego Pan zrobił dla mnie – jest to czas błagania za chorych i wszystkie osoby, które powierzają się naszej modlitwie. Pozostaję siostrą Miłosierdzie od stóp do serca Przemysław Radzyński Amerykanka Maureen Digan do piętnastego roku życia cieszyła się normalnym, zdrowym i szczęśliwym życiem. Potem jednak zapadła na poważną chorobę obrzęk limfatyczny kończyn dolnych, zwaną inaczej słoniowacizną nóg. – W ciągu następnych dziesięciu lat przeszłam ponad pięćdziesiąt operacji. Moje niezliczone pobyty w szpitalu różniły się długością, od krótkich, tygodniowych, do trwających cały rok – wspomina Digan. Schorzenie postępowało – konieczna była amputacja nogi. Za swoją chorobę Maureen obwiniała Pana Boga. Porzuciła życie sakramentalne i modlitewne. Początkowe niepowodzenia z przyszłym mężem, późniejsze poronienie, a w końcu narodziny syna z porażeniem mózgowym traktowała też jako karę boską. Gdy jej mąż Bob po raz pierwszy dowiedział się z jakiegoś filmu o przesłaniu Siostry Faustyny dotyczącym Bożego Miłosierdzia i zaczął namawiać żonę na wyjazd do grobu zakonnicy, posądzała go o fanatyzm religijny. Mimo oporów, bardziej dla męża niż z pobudek religijnych, zdecydowała się na podróż do Polski 23 marca 1981 roku. Pięć dni później odbyła pierwszą od wczesnej młodości dobrą spowiedź. Diganowie modlili się przy grobie Siostry Faustyny o zdrowie dla Maureen www.milosierdzie.pl pośród innych i zależy mi na wypełnianiu mojej służby w prostocie i radości przy matkach i maleństwach. Pan daje mi także szczególniejszą miłość i troskę o najmniejszych, najbardziej delikatnych, tych, których nasz świat tak często odrzuca – tych małych upośledzonych dzieci, dla których Jan Paweł II miał tyle miłości. Nasza misja Małych Sióstr Macierzyństwa Katolickiego wysyła nas także do nich i wzywa nas, byśmy głosiły światu jak cenne jest ich życie. Spojrzenie rodziców na maleństwo jest spojrzeniem pełnym zauroczenia. Pozwalają się oni zadziwić i oswoić przez tę istotę, przybyłą skądinąd, która jest z nich, a jednak różną od nich. To cudowne uzdrowienie jest błogosławieństwem dla całego naszego Instytutu, błogosławieństwem, które przyjmujemy z pokorą. Głosić, służyć, celebrować Ewangelię życia jest sensem naszego apostolstwa i naszego życia. i małego Bobby’ego. - Usłyszałam wtedy w swym sercu głos siostry Faustyny mówiącej: „Proś o pomoc, a pomogę ci”. Będąc wciąż w złym nastroju, odpowiedziałam w myślach: „O.K., Faustyno, ściągnęłaś mnie tu z tak daleka, więc zrób coś!” - wspomina Digan. Nagle opuścił ją ból, ale niewierząca w cuda Maureen myślała, że to skutek nerwów lub zmęczenia. Następnego dnia z jej nogi zeszła opuchlizna. – Musiałam wypchać swój but chustkami, by nie spadał mi z nogi i by ludzie nie zauważyli, że zeszła z niej opuchlizna. Dopiero trzy lub cztery dni później byłam wreszcie w stanie przyjąć do wiadomości fakt, że rzeczywiście otrzymałam od Boga dar uzdrowienia – przyznaje ze wzruszeniem kobieta. Limphedemia, na którą cierpiała Maureen jest chorobą nieuleczalną i nie podlegającą remisji, czyli cofaniu się objawów schorzenia. Pięciu niezależnych specjalistów stwierdziło, że Digan jest w stu procentach wyleczona. W grudniu 1992 roku uzdrowienie Maureen Digan zostało uznane przez Kościół za cud dokonany za wstawiennictwem siostry Faustyny Kowalskiej i otworzyło drogę do beatyfikacji mistyczki z Krakowa. 11 temat numeru Krzyż Ojca, krzyż matki Wraz z umieraniem Jana Pawła II rozpoczęła się walka mojego syna o życie, walka z rakiem mózgu. Był wtedy po trzech operacjach, po chemioterapii i naświetlaniach. Wyrok – trzeci stopień złośliwości nowotworu. Marta Połońska, pilot wycieczek turystycznych, matka Dominika cudownie uzdrowionego z raka mózgu Widywałam tę Sylwetkę wielokrotnie. Początkowo wyprostowaną, zawsze pogodną, z czasem coraz bardziej przygarbioną, o twarzy nieruchomej, często spiętej cierpieniem, lecz zawsze zwróconą do nas - do tych, którzy przyszli do Niego. Nie uświadamiałam sobie Jego wielkości i skromności zarazem. Dopiero, gdy odchodził od nas, gdy odchodził z tego świata, uświadomiłam sobie, że zaprzepaściłam wiele razy szansę bycia jeszcze bliżej, jeszcze lepiej i jeszcze mądrzej, zaprzepaściłam szansę wsłuchania się w Jego naukę, zrozumienie gestów i słów. W okresie krakowskim był po prostu naszym biskupem. Po wyborze na Stolicę Piotrową – radość, a zarazem zagubienie, bo…tak to wszystko było daleko. Rzym był dla przeciętnego Polaka tak odległy, wiadomości docierały sporadycznie, poszarpane, ocenzurowane i nie do końca rzeczywiste. Nie do końca rozumiałam znaczenie tłumu otaczającego mnie na katowickim Muchowcu podczas wizyty Jana Pawła II w Ojczyźnie w roku 1983. Byłam tam wtedy z moim starszym, wtedy 6-letnim synem Dominikiem. Po otwarciu granic zaczęłam jeździć do Włoch, a zatem i do Rzymu. Pierwsze spotkanie z Janem Pawłem II – daleko, z okna apartamentu, modlitwa Regina Coeli. „A Słowo Ciałem się stało”…Wielkie przeżycie, łzy, wzruszenie, głos grzązł każdemu w gardle. Podczas audiencji generalnych słuchałam, jak cieszy się, że jesteśmy, że są na Placu św. Piotra Polacy. I tak mijały lata: święta, jubileusze, pielgrzymki. Aż przyszedł rok, gdy zaczął odchodzić do Ojca. Po każdej audiencji łzy wzruszenia na widok białego starca, zastygłego w bólu. A jednak był! Boże, jak On musiał cierpieć, ile krzyży niósł za nas w drodze do Ciebie… Trwał i wytrwał aż do 2 kwietnia 2005 roku. Wcześniej była Niedziela Wielkiej Nocy. Cała nasza rodzina zgromadziła się przy stole. O godzinie 12.00 Anioł Pański z Watykanu i głos, który nie zdołał się wydobyć z gardła umiłowanego Jana 12 | Iskra Miłosierdzia Pawła. Tak głośno, choć niemo, wołał: Trwajcie! Ja trwam! Czuwajcie – ja czuwam. Minęły kolejne dni i przyszła sobota wigilia Święta Bożego Miłosierdzia. Cały świat nieprzerwanie modlił się o zdrowie Papieża. Boże, nie zabieraj Go jeszcze… Postanowiliśmy nagle, o godzinie 18.30, że pojedziemy na Jasną Górę poprosić Najświętszą Matkę o cud życia dla Jana Pawła II. Ojciec Przeor w asyście innych księży odmówił Różaniec, a później Apel Jasnogórski rozdarł ciszę nocy. Kolejne modlitwy. Na 6.00 rano zapowiedziano pierwszą Mszę świętą w intencji o zdrowie Ojca Świętego. Z bólem serca opuściliśmy Jasną Górę. Po kilku minutach ciszy z włączonego radia dobiega majestatyczne „Requiem” W. A. Mozarta i po chwili „Jan Paweł II odszedł do domu Ojca o 21.37”. Krzyk ciszy. Pustka – jakby odszedł mój Ojciec, Dziadek, ktoś najbliższy, jedyny. Środa – jadę do Rzymu z moją macierzystą Parafią, w ostatnią drogę do Jana Pawła II. W autokarze cisza. Każdy przeżywa to inaczej, każdy modli się w skupieniu. Ja przeżywam to szczególnie. Wraz z umieraniem Jana Pawła II rozpoczęła się walka mojego syna o życie, walka z rakiem mózgu. Był wtedy po trzech operacjach, po chemioterapii i naświetlaniach. Wyrok – trzeci stopień złośliwości nowotworu. Walczy, on też walczy. Jakie to wszystko trudne! Docieramy do Watykanu, ulice puste, jakby miasto czekało na pielgrzymów. Godzina 12.00. Stajemy przy ciele Ojca Świętego. Jakiż On spokojny. Już nie cierpi. Jest już z Bogiem. Santo subito! - zawołał tłum zgromadzony w dzień pogrzebu. Wiatr, chmury - czyż nie przypominało to Golgoty i umierania Jezusa Chrystusa? Duch Święty dopełnił symbolu - zamknął przewodnik życia Jana Pawła II – Ewangelię, a wtedy wyszło słońce, ucichł wiatr i stała się jasność. „Ojcze nasz, któryś jest w Niebie”. Wszyscy biorą się za ręce. Obok nas stoją studenci KUL i Żydzi. Wszyscy modlą się razem. Czy nie tego chciałeś? Wyjeżdżamy z Rzymu, ale zostawiamy tu Kogoś Wielkiego, do kogo zawsze będę wracać, ilekroć dotrę do Wiecznego Miasta. W czerwcu mój syn miał kolejną operację, po której pozostał paraliż lewej strony. Kupiliśmy wózek inwalidzki, ale on walczy wciąż. Mimo że lekarze nie dają nadziei na samodzielne poruszanie się, on wstaje. Boże, dzięki Ci! Październik - zdjęcia kontrolne, lekarze wykrywają ogniska wznowy. Tym razem nikt nie chce operować. Za blisko pnia mózgu. Dlaczego…? Ojcze Święty, pomóż! Jadę do Watykanu. Dzięki uprzejmości służb porządkowych klękam przy grobie Jana Pawła II, całując płytę. Nic nie chcę, tylko proszę… Wracam. Kolejne zdjęcia. Guzy zniknęły. To cud, mówią lekarze. Dzięki Ci, Panie, dzięki Ci, Janie Pawle II, dla nas wszystkich Święty! „Ojcze nasz, któryś jest w Niebie. Święć się imię Twoje, bądź wola Twoja”… Dzisiaj, gdy dobry Bóg wyniósł Cię, Ojcze Święty, na ołtarze, spocząłeś w ołtarzu bocznej kaplicy Bazyliki św. Piotra – w kaplicy św. Sebastiana, mogę odwiedzać Cię i po prostu porozmawiać. A kiedy Watykan jest daleko, w krakowskich Łagiewnikach, dzięki staraniom Ks. Kardynała Stanisława Dziwisza, mogę uklęknąć przy przywiezionej z Watykanu (po przeniesieniu Twoich doczesnych szczątków do Bazyliki św. Piotra) płycie nagrobnej Twojego pierwotnego, jakże skromnego grobu, przy Twoich, Ojcze Święty relikwiach i zasłuchać się w ciągle płynące do nas Twoje słowa Aprite le porte a Cristo, non abbiate paura – Otwórzcie drzwi Chrystusowi, nie lękajcie się… Podziękować. Poprosić. Pobyć. temat numeru „Nigdy nie mogę powiedzieć, że uczyniłem dosyć” s. Augustyna Kiewro ZSJM Siostra ze Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego, które założył bł. ks. Michał Sopoćko Bł. ks. Michał Sopoćko urodził się 1.11.1888 roku w Juszewszczyźnie na Wileńszczyźnie. Pochodził z ubogiej rodziny. W 1902 roku wstąpił do miejskiej szkoły w Oszmianie. W 1897 roku przystąpił do pierwszej spowiedzi i komunii św. Jak sam pisze w swoim Dzienniku był to dla niego bardzo radosny dzień: „odtąd często w duchu łączyłem się z Chrystusem i ślubowałem Mu czystość”. Michał już wtedy miał www.milosierdzie.pl wielkie pragnienie kapłaństwa i chciał uczyć się dalej. Sytuacja materialna była bardzo trudna. Błagał ojca o oddanie do szkoły, więc ten, chcąc zakończyć rozmowy na temat nauki, obiecał wyjazd do Oszmiany na egzamin. Niezdanie do klasy III miało skończyć się dla Michała pracą w gospodarstwie. Wola Boża nie była jednak po myśli ojca – Michał na 42 zdających egzamin był pierwszy. W szkole, która była zrusyfikowana, wykazywał się dużą odwagą, walcząc o modlitwę w języku polskim i zawieszenie katolickiego obrazu. Po ukończeniu szkoły był nauczycielem w Zabrzeziu. Po niedługim czasie szkoła została zamknięta, a Michał, za nauczanie w języku polskim, został ukarany grzywną w wysokości 5 rubli i 3 dniami więzienia. We wrześniu 1908 roku wyjechał do Wilna chcąc kontynuować naukę, żeby móc później wstąpić do seminarium. 13 temat numeru Tutaj również napotkał trudności w znalezieniu dla siebie miejsca i już prawie zrezygnowany udał się do kaplicy Matki Boskiej Ostrobramskiej, gdzie w czasie modlitwy - jak zapisał - „poczułem napływającą energię i wstąpiła we mnie ufność”. Po modlitwie znalazł miejsce, w którym zamieszkał i poznał człowieka, który stał się dla niego ogromnym autorytetem – Józefa Zmitrowicza. 16 sierpnia 1910 roku Michał wstąpił do seminarium. Tam również przeżywał trudne chwile - po długich i ciężkich cierpieniach umarła jego matka. 29 czerwca 1912 roku przyjął niższe święcenia, parę tygodni później święcenia diakonatu, aby uniknąć wojska. „Przed samymi święceniami ujrzałem w ołtarzu ubiczowanego Chrystusa, który mi rzekł: «Weź krzyż mój i idź za mną». Poszedłem tedy i rzeczywiście wciąż dźwigam krzyż” – zapisał w Dzienniku. 15 czerwca 1914 roku przyjął święcenia kapłańskie i trafił na parafię do Taboryszek. Tutaj już widać w nowo wyświęconym kapłanie jego gorliwość duszpasterską. Zaczął uczyć śpiewu, zajął się katechizacją 500 dzieci od 7 do 16 roku życia. Swój czas ofiarował również chorym, do których udawał się z posługą. Zaczął organizować szkolnictwo polskie - założył 40 szkół. Taki był ks. Sopoćko przed spotkaniem s. Faustyny - Jezus kształtował go i przygotowywał do zadania specjalnego. Kapłan otwarty na Boga i gotowy, by odpowiadać na Jego wezwania. Wszędzie, gdzie był, podejmował powierzone mu obowiązki z pełnym oddaniem jako kapelan wojskowy, ojciec duchowny w Seminarium Duchownym w Wilnie, jako profesor czy spowiednik zwyczajny w wileńskim domu sióstr ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia. Tam rozpoczął się kolejny etap posługi ks. Sopoćki. Widzialna pomoc Zanim ks. Sopoćko otrzymał nominację na spowiednika sióstr, s. Faustyna zapisała w swoim Dzienniczku: „Jednak dobroć Jezusa jest nieskończona, obiecał mi pomoc widzialną na ziemi i otrzymałam ją w krótkim czasie w Wilnie. Poznałam w ks. Sopoćce tę pomoc Bożą. Nim przyjechałam do Wilna, znałam go przez wewnętrzne widzenie. W pewnym dniu widziałam go w kaplicy naszej pomiędzy ołtarzem a konfesjonałem. Wtem usłyszałam głos w duszy: oto jest pomoc widzialna dla ciebie na ziemi. On ci dopomoże spełnić wolę moją na zie14 | Iskra Miłosierdzia mi” (Dz. 53). W 1933 roku ks. Sopoćko osobiście poznał s. Faustynę, „która od razu powiedziała, że zna mię od dawna i że mam być jej kierownikiem oraz ogłosić światu o miłosierdziu Bożym” (bł. M. Sopoćko, Dziennik). O tym, jakie było jego odniesienie do prawdy o miłosierdziu Bożym zanim poznał s. Faustynę, ks. Sopoćko pisze w ten sposób: „Są prawdy, które się zna i często o nich słyszy i mówi, ale się nie rozumie. Tak było ze mną, co do prawdy miłosierdzia Bożego. Tyle razy wspominałem o tej prawdzie w kazaniach, myślałem o niej na rekolekcjach, powtarzałem w modlitwach kościelnych - szczególnie w psalmach - ale nie rozumiałem znaczenia tej prawdy, ani też nie wnikałem w jej treść, że jest najwyższym przymiotem działalności Boga na zewnątrz. Dopiero trzeba było prostej zakonnicy s. Faustyny ze Zgromadzenia Opieki Matki Bożej (Magdalenek), która intuicją wiedziona powiedziała mi o niej, krótko i często to powtarzała, pobudzając mię do badania, studiowania i częstego o tej prawdzie myślenia” (bł. M. Sopoćko, Dziennik). Dopiero po kilku latach słuchania, niedowierzania, zastanawiania się, badania, radzenia się innych zrozumiał „doniosłość tego dzieła, wielkość tej idei” (ks. M. Sopoćko, Dziennik) i przekonał się o skuteczności tego kultu, który daje życie duszom. Po latach zmagania, wewnętrznej walki ks. Sopoćko zapisuje wynik swojego trudu - dewizę swojego życia: „Ufność w Miłosierdzie Boże, szerzenie kultu tego miłosierdzia wśród innych i bezgraniczne poświęcenie mu wszystkich swoich myśli, słów i uczynków bez cienia szukania siebie będzie naczelną zasadą mego dalszego życia, przy pomocy tegoż niezmierzonego miłosierdzia” (ks. M. Sopoćko, Dziennik). To co napisał całkowicie odzwierciedlało jego życie - poświęcił wszystkie swoje myśli, słowa, czyny. Nie szukał siebie. Wprost przeciwnie - był człowiekiem, któremu została ufność w Boże miłosierdzie choć wiedział, że ufać nie jest łatwo. S. Faustyna w kierownictwie miała być posłuszna ks. Sopoćce: „(…) Wiedz o tym, że błędy, jakie popełniasz przeciw niemu, ranią serce moje; szczególnie strzeż się samowoli, niech na najdrobniejszej rzeczy będzie pieczęć posłuszeństwa” (Dz. 362). Bez jej posłuszeństwa względem kierownika i spowiednika Jezus nie mógłby przeprowadzić swojego planu pełnego miłości do ludzi. W różnych sytuacjach Jezus mówił do niej o ks. Sopoćce: „(…) słowo jego moją wolą jest dla ciebie” (Dz. 979). „Tak, dziecię moje, zastawiam się kierownikiem twoim; on się tobą zajmuje według woli mojej, każde jego słowo szanuj jako moje własne, on mi jest zasłoną, pod którą się ukrywam. Kierownik twój i ja jedno jesteśmy, jego słowa są słowami moimi” (Dz. 1308). Ostatnie spotkanie ks. Sopoćki z s. Faustyną wyjaśnia, jak ich „znajomość’ miała wpłynąć na całe dzieło miłosierdzia. Obraz, koronka podyktowana przez Jezusa s. Faustynie, Święto Miłosierdzia Bożego, nowe zgromadzenie zakonne - jaki był zamysł Boga? Na to pytanie odpowiedział ks. Sopoćce sam Jezus. Opisał on w swoim Dzienniku ostatnie chwile życia s. Faustyny: „Odwiedzałem ją w ciągu tygodnia i między innymi rozmawiałem na temat tego Zgromadzenia, które ona chciała założyć, a teraz umiera, zaznaczając, że to było złudzeniem, jak również może złudzeniem były i wszystkie inne rzeczy, o których ona mówiła. S. Faustyna obiecała na ten temat rozmawiać z Panem Jezusem na modlitwie. Dnia następnego odprawiłem mszę św. na intencję s. Faustyny, w czasie której przyszła mi myśl, że tak, jak ona nie potrafiła namalować tego obrazu, a tylko wskazała, nie potrafiłaby założyć nowego zgromadzenia, a tylko dała ramowe wskazówki; przynaglenia zaś oznaczają konieczność w nadchodzących strasznych czasach tego nowego Zgromadzenia. Gdy następnie przybyłem do szpitala i zapytałem, czy ma co do powiedzenia w tej sprawie, odpowiedziała, że nie potrzebuje mówić, bo już mię Pan Jezus w czasie mszy św. oświecił. Następnie dodała, że mam głównie się starać o święto Miłosierdzia Bożego w pierwszą niedzielę po Wielkanocy - że nowym Zgromadzeniem mam się zbyt nie zajmować, że po pewnych znakach poznam, kto i co ma w tej sprawie czynić - że w kazaniu, które tego dnia wygłosiłem przez radio, nie było zupełnie czystej intencji (rzeczywiście tak było) - że mam głównie o nią w całej tej sprawie się starać - że widzi, jak w małej drewnianej kapliczce w nocy przyjmują śluby od pierwszych sześciu kandydatek do tego Zgromadzenia. - Że prędko ona umrze i, że już wszystko co miała do powiedzenia i napisania załatwiła. Jeszcze przed tym opisała mi wygląd kościółka i domu pierwszego Zgromadzenia, oraz ubolewała nad losem Polski, która bardzo kochała i za którą często się modliła. Wszystko prawie co przepowiedziała w sprawie tego Zgromadzenia najdokładniej się spełniło. temat numeru – a ks. Sopoćko poświęcił się rozpowszechnianiu tej modlitwy, drukowaniu obrazków, zdobywaniu na to funduszów, oddając na to swoje środki materialne. S. Faustynie Jezus powiedział o Święcie Miłosierdzia Bożego, a ks. Sopoćko przez całe swoje życie zabiegał o jego ustanowienie pisząc do biskupów, ukazując w Piśmie Świętym, pismach Ojców Kościoła podwaliny teologiczne do kultu Miłosierdzia Bożego. Tak powstały tomy Miłosierdzie Boga w dziełach Jego wydane w Paryżu. Ks. Sopoćko jeździł i głosił prawdę o ogromnej dobroci Boga - można by powiedzieć, ze razem z s. Faustyną „biegał” po świecie, żeby dotrzeć z tą radosną nowiną, że Bóg jest miłosierny i łaskawy. Po jego śmierci sprawa miłosierdzia Bożego nie ucichła - w 2000 roku Święto ogłosił bł. Jan Paweł II. Papież był kolejną osobą w pełni oddaną sprawie miłosierdzia. Kolejną prośbą Jezusa było założenie nowego zgromadzenia. Zgromadzenie Sióstr Jezusa Miłosiernego - jak daje świadectwo ks. Sopoćko – Założyciel – jest zgromadzeniem, którego zapragnął Jezus i o którym powiedział s. Faustynie. Bez ks. Sopoćki i ta sprawa nie była możliwa do zrealizowania dla s. Faustyny. I gdy w Wilnie w roku 1944 10 listopada przyjmowałem w nocy śluby prywatne pierwszych sześciu kandydatek w drewnianej kaplicy Sióstr Karmelitanek, albo gdy trzy lata później przybyłem do pierwszego domu tego Zgromadzenia w Myśliborzu, byłem zdumiony uderzającym podobieństwem tego co mówiła śp. Siostra Faustyna. Przepowiedziała również dość szczegółowo trudności i nawet prześladowania, jakie mię spotkają w związku z szerzeniem kultu Miłosierdzia Bożego i staraniem o ustanowienie święta tej nazwy w niedzielę Przewodnią (łatwiej było znieść to wszystko w przeświadczeniu, że taka była w całej sprawie wola Boża od początku)”. (Białystok 27.I.1948 - Na oryginale podpisano: „Ks. Michał Sopoćko, spowiednik s. Faustyny”). www.milosierdzie.pl Wspomnienia ks. Sopoćki o s. Faustynie pokazują, jak bardzo byli sobie nawzajem potrzebni. Wybraniec Boga Jezus objawił się s. Faustynie, ale pomógł jej zrealizować żądanie namalowania obrazu przez ks. Sopoćkę, który znał malarza - Eugeniusza Kazimirowskiego. Mieszkali w jednym domu w Wilnie i Kazimirowski podjął się namalowania obrazu według wskazań s. Faustyny. Już w 1934 roku był gotowy. W domu, gdzie był malowany obraz, jest dziś kaplica; oryginał znajduje się w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Wilnie. Jezus podyktował s. Faustynie modlitwę - koronkę do Bożego Miłosierdzia Dzięki spotkaniu z s. Faustyną ks. Sopoćko oddał się całkowicie sprawie miłosierdzia Bożego - jego życie skoncentrowało się wokół tego. To właśnie ten wybraniec Boga miał nie ustawać w szerzeniu kultu miłosierdzia Bożego. Sam zanotował w Dzienniku po spotkaniu z s. Faustyną: „Nigdy nie mogę powiedzieć, że uczyniłem dosyć. Choćby się spiętrzyły największe trudności, choćby się zdawało, że sam Bóg tego nie chce, nie można ustawać. Gdyby nawet orzeczenie Kościoła w tej sprawie zapadło negatywnie, nie można ustawać. Choćby już brakło sił fizycznych i moralnych nie ustawać. Głębia bowiem miłosierdzia Bożego jest niewyczerpana, nie wystarczy życia na jego wysławianie”. Bł. ks. Michał Sopoćko to kapłan, który nie ustawał w szerzeniu kultu Miłosierdzia Bożego. Ponieważ nie wystarczyło mu życia na śpiewanie pieśni ku chwale Boga, robi to i dzisiaj - już jako błogosławiony. 28 września 2008 roku w Białymstoku w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego miała miejsce jego beatyfikacja. 15 Ś więci Na zdjęciu: kaplica w Sanktuarium Bł. Jana Pawła II Postać bł. Jana Pawła II w otoczeniu beatyfikowanych i kanonizowanych przez niego osób, związanych z Krakowem i Archidiecezją. Od lewej: św. Jan z Dukli, św. Rafał Kalinowski, św. Kinga, św. Brat Albert, św. Jadwiga, bł. Jan Paweł II, św. Faustyna Kowalska, bł. Matka Angela Truszkowska, św. Maksymilian Maria Kolbe, bł. Zygmunt Szczęsny Feliński, bł. s. Sancja Szymkowiak 16 | Iskra Miłosierdzia M iłosierni www.milosierdzie.pl 17 jubileusz Zuchwała modlitwa* Jan Pospieszalski, muzyk, publicysta, autor programów radiowych i telewizyjnych Wizerunek Jezusa Miłosiernego z napisem „Jezu, ufam Tobie” zobaczyłem pierwszy raz już w dzieciństwie, zanim ten kult został oficjalnie zatwierdzony. W moim domu rodzinnym w Częstochowie wisiała maleńka gipsowa płaskorzeźba Jezusa Chrystusa wykonana przez Spółdzielnię Pracy „Czyn”. Natomiast Koronkę do Bożego Miłosierdzia usłyszałem już w życiu dojrzałym – to był początek lat dziewięćdziesiątych, kiedy wystartowało Radio Maryja. Z wielką ciekawością – jako początkujący wtedy dziennikarz interesujący się sytuacją na rynku medialnym – podsłuchiwałem tego radia jadąc samochodem. Usłyszałem Koronkę do Bożego Miłosierdzia odmawianą przez siostrzyczki zakonne z Żytniej, z Warszawy. To była bezpośrednia transmisja. Strasznie mnie zaintrygowała ta modlitwa. „Ojcze przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało i Krew…”, to znaczy, że ja Panu Bogu ofiaruję Ciało i Krew Jezusa Chrystusa? Jest w tym jakaś niedorzeczność! Gdzie ja, człowiek grzeszny, i te siostrzyczki – może siostry są mniej grzeszne niż ja, to one mają prawo. Ale ta modlitwa jest dla wszystkich! Ja też powinienem się modlić. Tak się wkręciłem w tę modlitwę, że bezwiednie koło piętnastej tak nastawiałem radio, żeby znaleźć tę stację. Tak strasznie podobała mi się ta modlitwa, brzmiała jak muzyka. Przestawała mnie nawet już denerwować ta zuchwałość, nie powiem bezczelność – to za dużo, ale zuchwałość, bo ja tu śmiem Jezusa Chrystusa ofiarować Panu Bogu. Coś się tu nie zgadzało, ale później przypomniałem sobie inną, równie zuchwałą historię, którą zapamiętałem z opowiadań świętej pamięci księdza Józefa Tischnera. W jednym z kazań zapytał dzieci, które ze stworzeń najbardziej udało się Panu Bogu. Taka mała dziewczynka zgłasza się i mówi: „Chyba ja” (śmiech). Pomyślałem, że jest w tym głęboki sens – ktoś, kto doświadcza miłości Boga, zdaje sobie sprawę z wielkiego daru, jakim jest Miłosierdzie Boże, nie może przeżyć czegoś piękniejszego. To znaczy, że jestem 18 | Iskra Miłosierdzia najważniejszym na świecie, najbardziej udanym, najcudowniejszym stworzeniem Bożym. Zuchwałości tej dziewczynki i zuchwałości tej modlitwy życzę wam wszystkim, żebyście mieli poczucie bycia najważniejszymi w oczach Boga Miłosiernego. Jesteście najważniejsi na świecie, jak ta dziewczynka, ona miała odwagę się do tego przyznać. I siostrzyczki z Żytniej miały odwagę w tej modlitwie zawierzyć siebie i cały świat, jak my dzisiaj. Koło ratunkowe Przyznam szczerze, że staram się codziennie modlić koronką. Codzienność tej modlitwy wiąże się z bardzo przykrym, tragicznym doświadczeniem mojego życia. Koronka „przyszła” do mnie w chwili największej nocy, w chwili największego dramatu. Stracić dziecko w tragicznym wypadku, przeżyć śmierć ukochanego czteroletniego syna - dla rodzica jest czymś zupełnie niewyobrażalnym. Leżałem obolały w szpitalu, z połamanymi żebrami. Przyszedł do mnie młody kapłan z różańcem w ręku. Dał mi ten różaniec, taki jakiś brzydki, kiczowaty, szklany, z zielonymi koralikami. Ale nie jego forma estetyczna była ważna, ale to, co ten ksiądz powiedział. Mówił: „Chłopie, nic ci nie poradzę; módl się koronką do Bożego Miłosierdzia”. Dzięki Bogu znałem już wtedy tę modlitwę z tych nasłuchów radiowych i wspólnych modlitw z siostrzyczkami. Czułem się równie zuchwały jak one, żeby ją odmawiać. I w tym najczarniejszym czasie, gdy ból po stracie dziecka – nie fizyczny – był dołujący, łapałem się tego jak koła ratunkowego, to było coś, jak środek znieczulający. Ta medytacyjna modlitwa, którą powtarzałem przewracając koraliki różańca w palcach, leżąc na szpitalnym łóżku, przywracała mi poczucie równowagi i dawała ukojenie, rodzaj ochłody i poczucie, że nie jestem w tym wszystkim sam. Nawet, jeśli to było mechaniczne, nawet jeżeli nie umiałem się skupić i myśli uciekały, to wiedziałem, że nawet to mechaniczne powtarzanie ma sens, ma głęboki sens. Uczepiłem się tego, jak jedynego Boskiego ratunku. Jednoczący rytm modlitwy Później, po wielu latach przeżyłem to samo doświadczenie. 10 kwietnia 2010 roku na Cmentarzu Katyńskim, gdzie czekaliśmy na przyjazd orszaku prezydenckiego. Jako dziennikarz miałem ten przywilej, że ówczesna dyrekcja telewizji mnie i Joannie Lichockiej wyznaczyła role prowadzących transmisję z Katynia. Mieliśmy informacje o problemach z lądowaniem. Transmisja się opóźniała. Było lekkie zamieszanie. Zaczęły dzwonić telefony informujące o katastrofie. Po jakimś czasie dostałem informację, że muszę zapowiedzieć potwierdzenie katastrofy, że są ofiary śmiertelne, a rozmiary tragedii poznamy z oficjalnego rządowego komunikatu. Teraz dokładnie nie pamiętam, co powiedziałem. Ale pomyślałem, że w programie uroczystości jest Msza św. A ofiara eucharystyczna Chrystusa Zmartwychwstałego nie może być unieważniona żadną ziemską tragedią. Nie ma ludzkiego dramatu, nie ma ludzkiego wydarzenia w skali globu, które mogłoby znieść tę potęgę, jaką jest Eucharystia. Wtedy zupełnie spontanicznie do mikrofonu odezwał się głos – mocny, męski, jak rozkazy wojskowe: „O Krwi i Wodo, któraś wypłynęła z Najświętszego Serca jubileusz Jezusowego, jako zdrój Miłosierdzia dla nas, ufamy Tobie”. To był czterdziestoletni kapłan. Z dwu-, trzydniowym zarostem, czapką rogatywką; miał spodnie moro, zielony polar, przez który przerzucona była tylko stuła. Przystojny mężczyzna w sile wielu, na rozkraczonych nogach, w ciężkich wojskowych butach stoi i jak wojskowe komendy rzuca słowa modlitwy. Na początku „Wierzę w Boga”, „Ojcze nasz”, „Zdrowaś Mario”, później „Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo…”. Myśmy za każdym „dla Jego bolesnej Męki” powtarzali: „miej Miłosierdzie dla nas i dla całego świata”. Wtedy zauważyłem dwie rzeczy. Wszyscy odkładali powolutku komórki a wyciągali z kieszeni różańce. Polacy noszą w kieszeniach różańce, jesteśmy jacyś dziwni. Modlitwa ogarniała powoli nas wszystkich. Atmosfera uspokajała się. Ludzie, którzy do tej pory nie mogli się podnieść z krzesełek, zaczęli wstawać. Wyciągali różańce a szmer niepokoju ustępował. Rytm tej modlitwy wszystkich nas połączył. Staliśmy na ziemi nasączonej polską krwią sprzed siedemdziesięciu laty, wobec wydarzenia sprzed kilkudziesięciu minut, którego nie rozumieliśmy, którego skala do nas nie docierała. To był szok, to było jak uderzenie obuchem. Podczas tej modlitwy przyszła mi myśl, że na tej ziemi stoimy w sobotę przed świętem Bożego Miłosierdzia, że pięć lat temu, dokładnie w tym samym momencie roku liturgicznego, odszedł Jan Paweł II, że ta modlitwa, którą przekazała św. Faustyna Kowalska brzmi teraz w języku polskim, w obliczu tego doświadczenia, na tej szczególnej ziemi. Doświadczenie Kościoła Za każdym kolejnym „dla Jego bolesnej męki” widziałem linę alpinisty rzucaną w przepaść; kolejne „miej Miłosierdzie dla nas i całego świata” były jak wezwanie do wspinania się z tego bagna rozpaczy, lęku, przerażenia, niepewności. Byliśmy w tym wszystkim razem. Nigdy nie miałem poczucia takiego szczęścia bycia w Kościele. To doświadczenie bycia Kościołem wtedy, tam na Cmentarzu Katyńskim, podczas Koronki do Bożego Miłosierdzia, było dla mnie czymś absolutnie fenomenalnym, niepowtarzalnym, moim największym doświadczeniem dziennikarskim w życiu. Ta modlitwa jest czymś niesamowitym. Zanosimy naszą historię, której nie rozumiemy, do Instancji potężniejszej od nas. Te modlitwy są właśnie jak te koła ratunkowe, jak ta lina alpinisty, która wyciąga nas z bagna, z przepaści. To wszystko, co w nas jest, co się kotłuje i z czym sobie kompletnie nie dajemy rady, możemy złożyć u stóp Jezusa Miłosiernego – to jest właściwa, jedyna i najważniejsza, nie ma większej, nie ma piękniejszej, nie ma mocniejszej na świecie instancji. Dzięki temu przeszliśmy razem przez te doświadczenia. Było nas tam kilkaset osób. Później rozmawiałem z kilkoma osobami, miały bardzo podobne odczucia. Miłosierdzie Boże okazało mi się w takiej pełni, w takiej sile, jak nigdy dotąd. *Świadectwo wygłoszone podczas promocji albumu „Łagiewniki. Szansa dla świata” 17 sierpnia 2012 r. Tytuł i śródtytuły od redakcji. Mamy być wojownikami O doświadczeniu Boga i Jego Miłosierdzia opowiada s. Anna Bałchan ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej, założycielka Stowarzyszenia PoMOC dla ofiar przemocy, handlu ludźmi i przymusowej prostytucji. Przemysław Radzyński Zacznijmy od pracy Siostry. Kim są te kobiety, te rodziny czasami, którym siostra pomaga? Zgromadzenie Sióstr Maryi Niepokalanej, do którego należę, powołane zostało po to, żeby pracować z kobietą – to taki full serwis dla kobiet. Jako siostry stworzyłyśmy stowarzyszenie dla kobiet i dzieci. Prowadzimy punkt, gdzie kobiety (ale też małżeństwa, pary, rodziny czy osoby, które były wykorzystywane seksualnie) mogą uzyskać poradę prawną, podjąć terapię. Zajmujemy się również przeciwdziałaniem handlowi ludźmi – uczymy m.in. młodzież i dorosłych, w jaki sposób przygotowywać się do pracy za granicą, jak sprawdzać firmy organizujące wyjazdy. doświadczenia – ludzie porzuceni, uwikłani w różne trudne sytuacje, uzależnieni. Są to ludzie tak „połamani”, że tylko w Bogu, tylko w Jego Miłosierdziu mogą znaleźć ratunek. Prowadzimy ośrodek dla piętnastu osób – kobiet i dzieci. Uczymy się życia bez przemocy. Czasem to są bardzo trudne Nasze działania nie są finansowane przez państwo, chociaż problemy handlu ludźmi czy procederu prostytucji są www.milosierdzie.pl On właśnie nas, najbardziej poharatanych, dotyka i uzdrawia. Psychologia ma dziś ograniczenia i jeśli nie przyjdzie łaska z nieba, jeśli nie przyjdzie łaska uzdrowienia, to tak naprawdę zostaje tylko śmierć. Kaplica w naszym domu jest pod wezwaniem Bożego Miłosierdzia, którego doświadczamy na co dzień. To jest dla mnie ogromny zaszczyt, że jestem świadkiem działania Boga Miłosiernego i tego, jak się nami opiekuje. bardzo poważne. Niewielu chce pomagać osobom nim dotkniętym. My to robimy, bo przecież, kiedy przychodzi człowiek, który mówi: „potrzebuję pomocy, chcę zmienić swoje życie”, to mam posłać go do „diabła”? To jest smutne, że chrześcijanie mówią do takich ludzi „odejdź od nas”. Tego nie robi Chrystus – nasz Mistrz przytula wszystkich, za wszystkich umarł. Każda osoba ma swoje imię, ma swoją historię, jest fenomenem, jest chcianym i udanym człowiekiem, ja też. Ja się czuję księżniczką, czuję się królową, czuję się piękna. Nawet, jeśli ktoś kieruje wobec mnie słowa wulgarne, to mnie to nie dotyka. Dlatego, że jestem dzieckiem Boga. Doświadczyłam tego sama, dlatego mam odwagę o tym mówić, dlatego nie zgadzam się na śmierć, na przemoc, na zło. To jest walka o wiarę, o to, żeby nie stracić żywego Boga, który działa tu i teraz. Mimo różnych, bardzo trudnych 19 jubileusz Czyli trzeba dać pole działania Panu Bogu? Ale oczywiście, że tak. Jednak jest jakiś porządek rzeczy – pracuję tyle, żeby się nie zatracić. Bardzo ważna jest relacja z Bogiem – jeśli ją zatracę, to nic nie ma sensu. sytuacji życiowych. Bo jak to zrozumieć, że rodzice sprzedają swoje własne dziecko, że godzą się na jego prostytuowanie się, żeby utrzymał rodzinę? Siostra zaczęła odpowiadać na to pytanie od wyjaśnienia, czym się zajmuje jej zgromadzenie zakonne. Jak Siostra decydowała o tym, że chce poświęcić swoje życie na wyłączność Bogu, chce wstąpić do tego zgromadzenia zakonnego? To, że jestem siostrą zakonną, jest dla mnie tajemnicą, bo nigdy nie myślałam o życiu zakonnym. Zawsze mi się ono kojarzyło z byciem pokornym i pracowitym, z przyjmowaniem wszystkiego w milczeniu – wbrew mojemu szalonemu charakterowi. Ale jeśli Bóg ma swoje plany, otrzymujesz po prostu taki niepokój. Pytasz się mnie, dlaczego? Ja nie wiem, dlaczego. To jest powołanie. Czujesz w głębi siebie, że masz zostawić wszystko i pójść. Zostawiasz imprezy, przyjaciół, rodzinę, takie czy inne fascynacje i idziesz. Idziesz va banque. Jeśli ludzie się w sobie zakochają, to nie raz też zostawiają wszystko i idą – tak ewangelicznie zostawiasz ojca, matkę… Tu jest tak samo. Bóg działa, porusza serca, porywa. Nie umiem tego wytłumaczyć. Dla mnie ważne było to, że moje zgromadzenie jest maryjne i kontemplacyjno-czynne (nie mam charyzmatu do życia kontemplacyjnego – na razie – chyba by mnie rozwaliło). To jest takie bycie dla, ale jednocześnie potrzeba wspólnoty. Można realizować się na tysiące sposobów, ale czuję, że Bóg wybrał dla mnie taką drogę. Nie pytaj mnie, dlaczego, bo nie wiem. Może to będzie jedno z pytań, które zadam po drugiej stronie: „Hallo, Szefie, dlaczego ja?”. Nie mam pojęcia, po prostu Pan Bóg ma poczucie humoru. 20 | Iskra Miłosierdzia A co jest najtrudniejsze w Siostry pracy? Nie stracić wiary w żywego Boga, że On prowadzi. To przekonanie to też trwanie, bo to nie polega wyłącznie na uczuciach. Czasami czujesz się fajnie, a czasami nic nie czujesz. To nie znaczy, że Boga nie ma. Bóg jest. Blisko. Miłość, bycie razem, to jest kwestia wyboru – jestem, trwam do końca. Bóg mówi często „jestem, który jestem” i tyle. Jeśli zatracę pragnienia, żeby On we mnie działał, żeby mnie prowadził, to nie mam nic do dania, to jest bez sensu. To jest najtrudniejsze, dlatego też deptam Bogu po piętach, chcę widzieć. Co mnie obchodzi, co On robił dwa tysiące lat temu – Panie Boże, wybacz – ja chcę widzieć teraz! Gdybym nie widziała Jego działań, to się tak nie bawię, po prostu spadam, bo się nie opłaca. Siostry praca przynosi doświadczenie Boga? Tak. Oczywiście, że są takie momenty, kiedy odprowadzam ludzi na cmentarz. Ludzie podejmują wolne wybory – widzisz, że idą w śmierć, nie zgadzasz się na to, ale jesteś bezsilny. Zostaje modlitwa. Wiem, że to są ludzie, których kocha Bóg, to są Jego dzieci, nie moje. Ja nie wiem wielu rzeczy, ale wiem, że On nikogo nie zostawi. Nawet, jeśli po ludzku nie ma widocznych efektów. Naszym zadaniem jest patrzeć z miłością, zawierzać Bogu i żyć jak najpiękniej. Czasami trzeba wojować, rypnąć w stół, wrzasnąć. Chrześcijanie to nie takie lelije, to mają być wojownicy! Czym się różni młody wojownik świata od starego? Wiesz? Młodemu się wydaje, że jak ja się napracuję, to będą efekty. A jak jest starszy, to mówi: „Boże, działaj”, a Pan Bóg mówi: „kurczę, nareszcie; nareszcie mogę się dopchać”. Siostra jest już starym wojownikiem? To zależy. Czasami widzę cuda – to, że mamy ten dom, że żyjemy. Nigdy nie mamy forsy, żyjemy na krawędzi, ale to trwa jedenaście lat… Chociaż Bóg może powiedzieć: „już nie chcę tego domu, mam inny plan”. I to też trzeba przyjąć. Brak czegoś też jest darem. Ja to widzę, ale czasami, jak nie masz za co zapłacić rachunków, albo jak problemy między ludźmi wydają się nie do przejścia, to wpadasz w panikę. Zostajesz jak Piotr, który chodził po wodzie, zobaczył falę, zdygał się i zaczął tonąć. Kiedyś mi się wydawało, że ci pierwsi ludzie byli strasznie głupi – ja to bym się nie skusiła na to jabłko. I miałam pretensje, że przez nich wszedł ten grzech pierworodny. Ale ateizm jest w nas. Cały czas uczę się zawierzać Bogu. Jeśli Go nie ma, to nie ma sensu miłość, bo po co, jeśli za chwilę mamy umierać. Jeśli jest Bóg, a jest, to wtedy wszystko, co człowiek robi, nawet, jeśli to jest zakryte dla oczu, to nie jest obojętne. Wróćmy jeszcze na chwilę do Zgromadzenia Siostry i miejsca, w którym rozmawiamy – krakowskich Łagiewnik. Dzieła ks. Jana Schneidera, ale też Teresy Ewy Potockiej, która założyła Zgromadzenie Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, powstały mniej więcej w tym samym czasie i też ich charyzmat był podobny, bo oba zgromadzenia mają bronić godności kobiety. Ale oba zgromadzenie mają różne metody. Siostry w Łagiewnikach resocjalizują w zamkniętych zakładach. Siostra wychodziła na ulicę. Jak dzisiaj, w XXI wieku, głosić i praktykować miłosierdzie? Możliwości jest tysiąc pięćset. Każdy z nas ma wokół siebie takie sytuacje, gdzie – począwszy od rodziny – można po prostu obdarzać miłością miłosierną. I dobrze, że w Kościele jest takie bogactwo, że te siostry mają tak, a inne tak. Nasze zgromadzenie powstawało tam, gdzie zakłady pracy, fabryki; nasz założyciel zbierał tamte kobiety, otaczał opie- jubileusz ką, uczył je zawodu. Wydaje mi się, że historia zatoczyła kółeczko. Ale myślę, że oni byli bardziej do przodu niż my… Przykra diagnoza. Czy - właśnie z perspektywy tych kilkunastu lat pracy Siostry - czy dzisiaj łatwiej świadczyć miłosierdzie, niż tych kilkanaście lat temu, kiedy Siostra powoływała do życia swoje stowarzyszenie? Każdy czas ma swoją łaskę. To, co się dzieje, dzieje się w naszych sercach. I myślę, że tego nie możemy się bać, ale spokojnie oddać się Jemu – to jest fantastyczne, że możemy oddać się Miłosierdziu Bożemu. Mamy być chrześcijanami, którzy są radośni. Bóg nam daje radość; nic nie zabiera, niczego nie pamięta, patrzy na mnie z miłością i to mi daje siłę, żeby żyć. Myślę, że obojętnie w jakich czasach, bo życie zawsze niesie wiele różnych trudów, ale każdy czas jest piękny, każdy ma swoich świętych. Świętych niekanonizowanych jest bardzo wielu – obdarzają miłością, poświęcają się, kochają ludzi – obojętnie, czy jest to ulica, czy jakiekolwiek inne miejsce. Dziesięć lat temu, kiedy Ojciec Święty Jan Paweł II przyjechał do Łagiewnik, Jego pielgrzymka przebiegała pod hasłem: „Bóg bogaty w miłosierdzie”. Obchody jubileuszowe też są tak zatytułowane. Co dla Siostry znaczy to hasło: „Bóg bogaty w miłosierdzie”? To nie jest dla mnie hasło, to jest rzeczywistość. To jest to, czego sama doświadczam. Doświadczenie miłosierdzia pozwala mi patrzeć z miłością i mieć cierpliwość, być człowiekiem szczęśliwym i spełnionym. Bóg nie daje warunków i to jest cudowne. Na własne oczy widzę to, że ludzie, którzy są mega poszarpani, zaczynają żyć na nowo. Cóż może być piękniejszego? Dziesięć lat temu była Siostra w Łagiewnikach i nagrywała teledysk do – dziś już przeboju – „Zaufaj Panu już dziś”. Odpowiedziałam na przyjacielską prośbę Magdy i Adama. Miałam śpiewać w chórkach. Ale na początku nikt nie mówił o żadnym teledysku. W moim prywatnym życiu było tak, że miałam siebie naprawdę dość – coś takiego się wydarzyło, że byłam zła na siebie i ten tekst mi dobrze siadł: „Jak do ładu z sobą dojść, kiedy siebie mam już dość”. Później się okazało, że ten utwór został wybrany na hymn pielgrzymki. No i trzeba było nagrać ten teledysk. A ten czas był związany ze śmiercią mojego ojca. Dowiedziałam się o tym, że mamy kręcić teledysk w momencie, kiedy stałam przed szpitalem i wchodziłam, żeby się z nim pożegnać. Nagrywanie teledysku było między jego śmiercią a przygotowaniem do pogrzebu. To było jak oddanie Bogu jego duszy, jego życia. Moja rodzina, moja mama, która przez dwa lata walczyła z nowotworem, miała nabożeństwo do Jezusa Miłosiernego. Jakoś ten Pan Jezus Miłosierny nam siodł, bo my się czujemy ludźmi grzesznymi i słabymi. Wszystko, co się dzieje, jest Jego darem. Z tą świadomością ma się dużo pokory w stosunku do ludzi i tak szybko się ich do diabła już nie posyła. Papież dziesięć lat temu na Błoniach w Krakowie apelował o “nową wyobraźnię miłosierdzia”. Czy polskie społeczeństwo jakoś odpowiedziało na ten apel? Co mamy jeszcze do zrobienia? Ja tam nie wiem, co tam społeczeństwo, trzeba – za przeproszeniem – d...ę ruszyć i po prostu konkretnie się określić. Trzeba mieć odwagę głosić Ewangelię i mówić, że jest się chrześcijaninem. Dlaczego my tego nie robimy? Boimy się, że ktoś nam zarzuci, że spóźniamy się do pracy, a jesteśmy niby tacy chrześcijanie. W związku się nie układa? To lepiej powiedzieć, że się jest niewierzącym i nie trzeba się starać. Nie możemy być ciamajdami. Musimy być wojownikami. W tej chwili przychodzą czasy, gdzie jesteśmy przesiewani. Na pewno dużo ludzi odejdzie, ale zostaną perły. Zostaną ludzie, którzy wybrali Jezusa; folklor religijny się kończy. Potrzeba nam również gorliwości walczenia o ludzi, a nie posyłania ich do diabła. Boga widzi się jako księgowego z kalkulatorem, albo wyobraża jako dziadka z łapką na muchy - zrobisz grzech, a tu pac. Bardziej mamy wyobrażenie Boga, który karze, który tylko czyha, aż zrobimy coś głupiego, niż Boga, który jest miłością, który po prostu JEST. Bóg to miłość. To jest istota rzeczy. Wbrew pozorom, to dobry prognostyk na przyszłość - ten Kościół, może liczebnie mniejszy, ale jakościowo piękny. Oczywiście, że tak, tylko chrześcijaninem trzeba się określić. Jeśli Bóg jest, a jest, to wszystko ma cel i sens. Spotkanie po latach 10 lat temu Ojciec Święty Jan Paweł II przybył do łagiewnickiego sanktuarium, by ogłosić „Akt Zawierzenia Świata Bożemu Miłosierdziu”. W rocznicę tego wydarzenia odbyło się spotkanie dziennikarzy i organizatorów pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny. Spotkaniu towarzyszył pokaz fotografii z wizyty Jana Pawła II w Łagiewnikach w 2002 roku i premiera nowej odsłony serwisu internetowego www.milosierdzie.pl Bp Jan Zając, kustosz Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach Dziesięciolecie konsekracji Bazyliki Bożego Miłosierdzia jest czasem dziękowania. I mamy za co dziękować. Jeżeli to www.milosierdzie.pl dobro, które stało się naszym udziałem, docierało aż po krańce ziemi, to na pewno dzięki tym, którzy przez swoje i pióro, i mikrofon, i kamerę przekazywali światu nie tylko informacje, ale przekazywali głębokie treści o tych wszystkich zdarzeniach, które tutaj miały miejsce. Ale ten czas nie jest tylko wspomnieniem i dziękowaniem za wszelkie dobro, ale jest to również czas patrzenia naprzód. I trzeba nam wyciągać wnioski, by wspomnienie stało się czymś bardzo kreatywnym. Na wspomnieniach nie może się tutaj nic zakończyć. 21 jubileusz Jeżeli wspominamy to po to, ażeby również te dawne przeżycia się na nowo rozbudziły. Wspomnienia mają to do siebie, że nie tylko wyciskają łezkę z oka, ale przede wszystkim umacniają człowieka, żeby dalej jeszcze przekazywać te wszelkie dobra, jakie człowiek przeżywa i otrzymuje w takich wydarzeniach, jakim były konsekracja bazyliki i zawierzenie świata Miłosierdziu Bożemu. Stanisław Bisztyga, budowniczy Bazyliki Bożego Miłosierdzia To było dość niezwykłe przedsięwzięcie, dlatego że wykonywały je firmy budowlane, które na co dzień średnio się kochają, bo jest duża konkurencja, bo jest walka o pracę. A tam obecność na tej budowie spowodowała, że gdzieś te wszystkie zatargi zostały zapomniane i po prostu pracowaliśmy. Niezwykłość tego miejsca i tej budowy również polegała na tym, że budowlańcy na co dzień mówią językiem, który trudno cytować, a tutaj nie było przekleństw, nie było żadnych wulgaryzmów. Ja sam się dziwiłem, bo to byli prości ludzie: murarze, cieśle, zbrojarze. I coś tak magicznego było, co spowodowało, że odnosili się z szacunkiem nie tylko do swoich przełożonych, co wcale nie jest takie łatwe, ale również do siebie wzajemnie. Była taka Wigilia w 2001 roku, gdzie nas ksiądz biskup Nycz zaprosił do sióstr, zapamiętałem z tego znakomity barszczyk i paszteciki, które podano wtedy. Ci wspaniali, prości ludzie byli tak przejęci tym wszystkim, że ksiądz biskup był zdziwiony, bo połowa rzeczy nie została zjedzona. Zostało to wszystko i on się zastanawiał, co się stało, czy im nie smakuje, czy niedobre. A oni byli tak strasznie przejęci faktem, że uczestniczą w czymś niezwykłym. Na jedną rzecz jeszcze chciałem zwrócić uwagę, co w cyklu inwestycyjnym jest bardzo ważne, mianowicie współpraca na linii inwestor, projektant i wykonawcy. W początkowym etapie było kilka firm budowlanych, później Chemobudowa była już koordynatorem, ale podwykonawcy też byli. Otóż były takie dni, że myśmy tutaj z księdzem biskupem, z księdzem Marianem Rapaczem oraz z panem wojewodą Jerzym Millerem byli dwa, trzy razy w ciągu dnia na budowie. I siedzieliśmy przy stole, i czasami były to trudne rozmowy. Pan profesor Witold Cęckiewicz jest wspaniałym człowiekiem, wielkim wizjonerem, ale jak państwo wiecie, nie wszystkie wizje wielkich ludzi da się przenieść na 22 | Iskra Miłosierdzia budowę. I często było tak, że po prostu dyskutowaliśmy, czasami nawet się spieraliśmy, czasami jedni wychodzili i wracali, ale były szybkie decyzje, bo gdyby nie to, prace by się mocno przeciągnęły w czasie. Tutaj tego nie było i na pytanie księdza kardynała Franciszka Macharskiego: „Czy zdążycie?”, zadawane na rok, a później na pół roku jeszcze przed terminem, odpowiedź była, że oczywiście zdążymy i była praca na trzy zmiany. I taka dość podniosła atmosfera, i później, co było bardzo piękne i za co chciałem teraz jeszcze raz podziękować, wszyscy budowlańcy zostali uhonorowani tym, że podczas konsekracji byliśmy w środku, pośród tych wielu ludzi, a niektórzy mieli nawet możliwość krótkiej rozmowy z Ojcem Świętym. Małgorzata Skowrońska, krakowski oddział „Gazety Wyborczej” Byłam wtedy początkującą dziennikarką z dwuletnim stażem w „Gazecie Wyborczej”. Pod okiem Andrzeja Stawiarskiego stawiałam swoje pierwsze kroki w tym fachu. Zazdrościłam oczywiście wszystkim, którzy byli w volo papale, dla początkującego dziennikarza była to przecież rzecz absolutnie nieosiągalna. Jak się okazało, miało to swoje plusy, ponieważ myśmy relacjonując pielgrzymkę mieli dostęp do ludzi, do pielgrzymów którzy przyjechali do Łagiewnik spotkać się z Ojcem Świętym. Chyba na zawsze zapamiętam takie spotkania z pielgrzymami spoza Polski, których było tu wtedy bardzo dużo. Nie zapomnę rozmowy z dziewczyną z Paryża, która mi opowiadała, że próbowała korespondować mailowo ze studentką KUL-u, przed przyjazdem tutaj, żeby ta jej opowiedziała, jak wyglądają te Łagiewniki, jak wygląda bazylika, jak wygląda Sanktuarium. I ta studentka nie była w stanie powiedzieć, pisała „no wiesz, nie byłam w Łagiewnikach, nigdy nie byłam w tej nowej bazylice, nie wiem jak to wygląda”. I Marianne, bo tak miała na imię ta dziewczyna z Paryża, była w szoku. Mówiła: „jak to, mieszkasz w Polsce i nie byłaś w Krakowie, w Łagiewnikach?”. Takich spotkań oczywiście było bardzo wiele, potem to się zmieniło, oczywiście ten moment konsekracji bazyliki, był takim, z punktu widzenia promocyjnego, jeśli można to tak oceniać, niezwykłym wydarzeniem, ogromną tubą promocyjną dla tego miejsca i Łagiewniki to doskonale wykorzystały, co widać dzisiaj po liczbie pielgrzymów, którzy tutaj przyjeżdżają. Tę pielgrzymkę trudno było relacjonować bez emocji. To jest trudne, kiedy się siedzi na tym chórze łagiewnickim, patrzy się na tego, już bardzo mocno schorowanego, Papieża, który próbuje jeszcze te resztki sił wykorzystać. Patrzy się też na tych ludzi, którzy tak a nie inaczej reagują na jego wejście. Magda Dobrzyniak, Radio Plus Moje radio, diecezjalne Radio Plus, miało podczas pielgrzymki 2002 roku specyficzną rolę do spełnienia. Nie tylko relacjonowaliśmy wydarzenia, spotkania, transmitowaliśmy Msze. Mieliśmy być także źródłem konkretnych, praktycznych informacji dla pielgrzymów, którzy nawet mieli w informatorach podane częstotliwości radia. Byliśmy zaprzęgnięci na przykład w organizację Mszy na Błoniach. Pamiętam, że o czwartej nad ranem już musiałam być na Błoniach, żeby wskazywać pielgrzymom drogi dojścia do sektorów, żeby im mówić, co mają ze sobą zabrać, na jubileusz co zwracać uwagę. Zanim o tej czwartej nad ranem znalazłam się na Błoniach, do drugiej w nocy pracowałam w redakcji nad montażem dźwięków. A redakcję mieliśmy w najlepszym z możliwych miejsc. Ulica Wiślna 12 i okna wychodzące na dziedziniec Pałacu Arcybiskupów Krakowskich. Na dachach Pałacu snajperzy, którzy wcześniej nas uprzedzali, że najpierw będą strzelać, a potem pytać, dlaczego się wychylamy. Okna mieliśmy zasłonięte żaluzjami, ale podglądaliśmy, co się tam na tym dziedzińcu dzieje. Siedząc w tej ciemnej, cichej redakcji, w środku nocy, po całym dniu ciężkiej, emocjonującej pracy i z perspektywą kolejnych godzin bez snu i w maksymalnej Ks. dr Stanisław Mieszczak SCJ, liturgista, w czasie pielgrzymki Jana Pawła II do Polski w 2002 roku odpowiedzialny za przygotowanie i przebieg papieskich celebracji Ze spotkań przygotowawczych najbardziej zapamiętałem zainteresowanie tych, którzy mieli później realizować transmisję telewizyjną, co oznaczają poszczególne symbole. To były bardzo konkretne pytania i ja, tak na bieżąco, napisałem nawet komentarz, który potem udostępniłem dziennikarzom. Miałem później z tego radość, gdy podczas transmisji słyszałem jeśli nie dosłowne cytaty, to przynajmniej moje myśli, które gdzieś tam się pojawiały w relacjach. Ale też taki piękny obraz, który oczywiście mogłem dostrzec dopiero prostu jak jakiś spychacz przechodzili i robili przejście, żeby można było wejść tam, żeby ministranci w procesji mogli przebrnąć do ołtarza. Tak było ciasno. Najbardziej anegdotycznym wydarzeniem tego dnia była słynna sprawa z kadzidłem. Przygotowaliśmy dużą kadzielnicę i w czasie ostatniej próby klerycy, którzy to rozpalali, nie posłuchali nas i nałożyli tam zbyt dużo węgielków. W momencie, kiedy – dobrze, że to było na próbie! - zasypaliśmy je kadzidłem, poszedł w górę ogień na dwa metry. Takiego obrzędu nie może być w liturgii, oczywiście że nie może być! Taki wielki, pogański ogień, który pożera. Największe wrażenie zrobił na mnie moment, gdy Ojciec Święty wylewał olej na ołtarz. On zrobił niewiele, dalej kontynuował ksiądz kardynał Franciszek Macharski, ale widać było w tym geście wyjątkowe zaangażowanie Ojca Świętego. To było przepiękne. Przemysław Bednarz, Fundacja Sanktuarium Bożego Miłosierdzia koncentracji, przysypiając nad komputerem, z największym trudem walczyłam z ogarniającym mnie zmęczeniem. Ale kiedy sobie uświadomiłam, że na tym samym poziomie, mniej więcej dziesięć metrów dalej jest Jan Paweł II...On, mimo swojego schorowania i widocznego cierpienia, jest wśród nas, więc tym bardziej ja dam radę. Ta noc to był mój taki mały, prywatny dar dla niego. Druga rzecz, którą pamiętam z tej pielgrzymki to modlitwa Jana Pawła II na Wawelu. Zostałam wysłana przez redakcję na trasę przejazdu pod Wawel, stałam pod kościołem świętego Idziego na Grodzkiej. Pamiętam, że jak Ojciec Święty tam na to Wzgórze Wawelskie już przybył, nad miastem zapadła cisza. To było coś takiego, jakby ta modlitwa z Wawelu ogarnęła Kraków. Kraków był wtedy bardzo kolorowy, rozentuzjazmowany, było dużo radości, śpiewu, odświętna atmosfera, a w tym momencie tak jakby całe miasto zatrzymało się, żeby Janowi Pawłowi II w tej modlitwie towarzyszyć. www.milosierdzie.pl po kilku dniach, kiedy przeglądałem zarejestrowane nagranie. Pamiętamy, że konsekracja odbywała się w dzień, w dobrze nasłonecznionej bazylice, ale był taki moment zapalenia światła, gdzie rzeczywiście to światło miało rozbłysnąć w kościele. Realizatorzy tak inteligentnie poprowadzili kamery, że od płomyka zapalonego przez Ojca Świętego kamera objęła później całą bazylikę i rzeczywiście w telewizji wydawało się, że ta bazylika została wtedy rozświetlona światłem. Druga rzecz, może to już bardziej anegdotyczne, ale oczywiście bardzo gorąco było na chórze, gorąco było również na dole, wszędzie było duszno. Byliśmy oczywiście przygotowani, wszystkie przejścia, poszczególne elementy procesji i tak dalej, ale niestety trasy przejścia zostały później zajęte przez niektórych fotoreporterów. Prosiliśmy ich o zwolnienie tych miejsc i pamiętam jak wtedy, w pewnym momencie ksiądz biskup Stanisław (Dziwisz – red.) posłał policjantów watykańskich, którzy po To była absolutna szkoła życia dla wszystkich dziennikarzy, dla mnie również. Tempo budowy było takie, że po prostu dziennikarze nie nadążali z komentarzem. To było niesamowite. Opisywane były najmniejsze detale, każdy nowy element, który pojawiał się w budującym się kościele. Ale też jeden drugiemu przekazywał informacje, nie było tej zasady konkurencyjności, która panuje teraz. Pamiętam, że wtedy bardzo dużo przyjaźni się nawiązało. I tu mam najpiękniejsze wspomnienie, takie, bym powiedział, z pracy dziennikarskiej i PR-owskiej. W Balicach, kiedy samolot z Ojcem Świętym odleciał, pamiętam Jurka Sadeckiego, naszego kolegę z „Rzeczpospolitej”, pamiętam Małgosię Skowrońską, pamiętam Magdę Dobrzyniak i jeszcze paru kolegów, którzy siedzieli na ławce, kręcili takie kółka i śpiewali „Abba, Ojcze” ku uciesze reszty tam zebranych na płycie lotniska, między innymi panów policjantów, którzy patrzyli i myśleli sobie, jak tu pomóc tym dzielnym ludziom zejść z ławki i pojechać najkrótszą drogą do szpitala psychiatrycznego… Entuzjazm i radość nie z tego że papież odleciał, tylko z tego, że był między nami - tak niesamowicie się wszystkim udzielała. 23 jubileusz S kąd w Pana twórczości zainteresowanie Miłosierdziem Bożym? Od dzieciństwa lubię tematy religijne, lubię czytać książki religijne. Pamiętam, że wczytywałem się w stare księgi, żywoty świętych na przykład były mi bardzo bliskie. W ogóle mam teocentryczny ogląd świata, życia. Nie pamiętam, jak to się stało, jaki był mój pierwszy kontakt z Łagiewnikami, sprawiedliwy, ale jest też miłosierny. W Dzienniczku jest wiele wspaniałych wierszy siostry Faustyny. To było pod koniec lat osiemdziesiątych, kiedy treść jednego z nich bardzo mnie poruszyła. Tam jest jedna zwrotka, szczególnie poruszająca: „O duszo, ktokolwiek ty jesteś na świecie, / choćby grzechy twoje były czarne jak noc, / nie lękaj się ty, słabe dziecię, / ponieważ wielka jest miłosierdzia Bożego moc”. Jest to Święty Jan Paweł II dostał w 1998 roku, jest to „Missa Brevis”, ale nie był on dedykowany jemu, jest tam wpisana dedykacja z okazji dwudziestolecia pontyfikatu. I ta partytura jest w Watykanie. Czyli „Pieśń o Bożym Miłosierdziu” to była pierwsza kompozycja inspirowana tematyką Bożego Miłosierdzia? Tak. Muzyka jest odblaskiem Boga O inspiracjach swojej twórczości Bożym Miłosierdziem i muzyce religijnej w Polsce mówi Henryk Jan Botor, kompozytor i organista. Krzysztof Michałek, Przemysław Radzyński z Miłosierdziem Bożym. Zdaje się, że kupiłem książkę w kościele św. Krzysztofa w Tychach, gdzie jeszcze w czasie ostatniego roku studiów zacząłem organistować. Tam był sklepik z pięknymi książkami, między innymi kupiłem pierwsze wydanie Dzienniczka św. Faustyny, wydanie chyba z 1981 roku, no i zainteresował mnie ten temat. W ogóle dzięki treści Dzienniczka poznawałem Jezusa, Jego wyjątkową miłość, bardzo delikatną, w dialogach między Nim a świętą Siostrą Faustyną. Pewna osoba powiedziała, że dla niej Miłosierdzie Boże jest niesamowitym odkryciem, ponieważ ona zawsze Boga postrzegała jako Boga sprawiedliwego, karzącego. A treść Dzienniczka mówi o czymś zupełnie innym. Oczywiście Bóg jest 24 | Iskra Miłosierdzia też bardzo dobry tekst do opracowania muzycznego. Zrodziła się we mnie myśl, że coś muszę z tym tekstem zrobić: albo napisać jakąś pieśń kościelną, albo… Dopiero po latach - minęło dziesięć czy jedenaście lat, u mnie to się tak rodzi, wszystko z takim czasami opóźnieniem - powstała pieśń. I ta pieśń stała się też owocem pewnej mojej obietnicy danej Jezusowi za pewną łaskę. Tam były trzy takie obietnice, ta pieśń jest jedną z nich. W tamtym czasie postanowiłem dedykować ją Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II i długi czas zabierałem się do przepisywania. Zakupiłem papier nutowy, żeby przepisać na czysto, oprawić i wręczyć to jemu, ale niestety nie doszło do tego, ponieważ Ojciec Święty zmarł. Jeden z moich utworów Ojciec A późniejsze kompozycje? Późniejsze kompozycje to już były kompozycje na zamówienie. Z okazji Międzynarodowego Kongresu Federacji Pueri Cantores, który odbył się w 2007 roku, tutaj w Łagiewnikach, ks. prałat Robert Tyrała zamówił u mnie hymn, w zasadzie pieśń, która dziś funkcjonuje jako hymn, oraz napisanie Mszy świętej: Kyrie, Gloria, Credo, Sanctus, Agnus Dei, szczególnie właśnie z tej okazji, z okazji tego kongresu w 2007 roku. Msza „O miłosierdziu Bożym” jest muzyką liturgiczną, ona jest troszeczkę inna niż to, cośmy tutaj usłyszeli. „Pieśń o Bożym Miłosierdziu” nie nadaje się do wykonania na Mszy świętej, to jest utwór wyłącznie koncertowy, który można wykonać na koncertach w kościele, jak również w filharmonii. I moim marze- jubileusz niem było to, żeby ten utwór mógł dotrzeć do słuchaczy, być może, mam taką nadzieję, że kogoś on poruszy i wzbudzi jakąś ufność w Boże Miłosierdzie. Tak bym sobie życzył, żeby przesłanie tego utworu było właśnie takie, gdziekolwiek on będzie wykonywany. Natomiast, wracając do utworów liturgicznych, dostałem od ks. prof. Andrzeja Zająca tekst „Misericordias Domini”, tam wersety są z psalmu, no i trzeba było napisać pieśń z refrenem. Jest to też wielka odpowiedzialność, ponieważ mogę napisać coś, co się zupełnie nie przyjmie, może to być artystycznie dobre, ale nie będzie popularne. Nie przewidziałem jednak, że „Misericordias Domini” zdobędzie aż taką popularność. Podobno ten hymn śpiewa się na całym świecie, nawet w Afryce. Bardzo mnie cieszy, że to ma taki wydźwięk. Myślę, że to Pan Bóg temu pomógł, że to jest dobry owoc tego kongresu. Było wyraźnym życzeniem księdza kardynała Stanisława Dziwisza, który prosił, aby Msza „O Miłosierdziu Bożym” była dedykowana Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, co też uczyniłem i podarowałem partyturę. A jeśli chodzi o poprzednie epoki, czy jako muzyk kształcący się, zdobywający wiedzę, poznający historię muzyki, spotykał Pan utwory inspirowane Miłosierdziem Bożym, czy też dotyczące kultu Bożego Miłosierdzia? Nie za bardzo, nawet nie szukałem takich utworów. Wiem, że Mozart pisał takie rzeczy, ale raczej nie spotkałem się. A czy myśli Pan, że obecnie, już po XX wieku ten temat jest już wystarczająco wyeksploatowany w kontekście olbrzymiego rozwoju kultu Bożego Miłosierdzia? Myślę, że nie i nigdy nie będzie wyeksploatowany. Ten temat jest nieskończony, póki świat będzie istniał. Nadal jest to temat naglący i zawsze kompozytorzy znajdą tutaj wielkie pole do działania. Tu nie chodzi tylko o jakieś spełnianie artystyczne, czy jakieś takie egoistyczne, bo to w każdym z nas jest, we mnie tak samo, ale jest też istotne, żeby poprzez muzykę w jakiś sposób dzielić się, próbować mówić o prawdach wiary, o Bogu. Wspominał Pan o tym, jak zaczęło się Pana zainteresowanie ideą Miłosierdzia. Jak Pan dzisiaj rozumie miłosierdzie, czym dla Pana jest miłosierdzie? Jesteśmy w szczególnym okresie www.milosierdzie.pl dziejów świata. Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w dziejach świata odgrywa niesamowitą rolę. Zawsze jestem tego świadomy, kiedy tutaj przychodzę, że Chrystus powiedział, że wpierw przyjdzie jako Król Miłosierdzia, zanim przyjdzie jako sędzia sprawiedliwy. Mamy taki czas, gdzie możemy z tego miłosierdzia skorzystać i to jest bardzo, bardzo istotne. Chciałbym, żeby moja muzyka służyła temu celowi, żeby to miłosierdzie rozszerzać. Bóg daje człowiekowi różne dary i od nas zależy, jak to wykorzystamy: albo w sposób egoistyczny, że spełniamy się tylko, spełniamy swoje pragnienia, albo tak, by służyć tymi darami Bogu i ludziom. Ja to tak pojmuję. A czy te kompozycje dotyczące Bożego Miłosierdzia wynikają z osobistych doświadczeń, osobistej potrzeby? Każda muzyka wynika z takich pobudek. To nie jest tylko chęć stworzenia, skomponowania czegoś z powodów tylko artystycznych. Każdy z nas doświadczył w życiu Bożego Miłosierdzia, ja również. Miałem po studiach trudny okres, w którym pocieszeniem była dla mnie modlitwa o godzinie piętnastej. Opierałem się na obietnicy Chrystusa, który powiedział św. Faustynie, że w tej godzinie nie odmówi duszy niczego, o co Go poprosi. I moje problemy zniknęły. To jest więc taki wyraz wdzięczności? Na pewno tak. Ale także fakt, że Bóg i religia jest dla mnie bardzo istotna w życiu. Wszystko postrzegam teocentrycznie i nawet na mojej obronie doktoratu o tym mówiłem. Wszyscy znają moje poglądy. Spotykają Pana za to jakieś wrogie spojrzenia, albo takie spojrzenia z politowaniem czy wręcz przeciwnie - raczej z sympatią? Na pewno nie wszyscy się ze mną zgadzają, ale to jest normalne. Każdy ma swoje poglądy i ja to szanuję. Nie spotkałem się z niechęcią. Ale spotkałem osobę, która mi za to podziękowała. Z kontekstu Pana wypowiedzi rozumiem, że najbliższą panu sercu kompozycją jest „Pieśń o Bożym Miłosierdziu”? Myślę że tak, aczkolwiek „Misericordias Domini” również jest mi bliskie. „Pieśń o Bożym Miłosierdziu” jest muzyką bardzo swobodną, która nie ma pewnych ram, które dla mnie istnieją na przykład w liturgii. Muzyka liturgiczna nie powinna emanować w jakiś sposób awangardą, skrajną awangardą. Oczywiście, można próbować, może ktoś to potrafi. Kiedyś pamiętam, że Stockhausen bardzo ubolewał, że muzyka współczesna jest nieobecna w mszy świętej. To są sprawy dyskusyjne, w jaki sposób muzyka skrajnie awangardowa może być odbierana przez wiernych. To jest sprawa dyskusyjna, dla mnie liturgia jest czymś tak mistycznym, że nie możemy pewnych wzorców przekładać do liturgii, wzorców awangardy. Dla mnie awangarda zawsze wzbudzała pewien niepokój. Muzyka liturgiczna powinna być wyjątkowa, powinniśmy się starać, żeby była wyjątkowa. To jest tak jak świątynia, portal świątyni funkcjonował jako symbol bramy nieba i po przekroczeniu progu kościoła człowiek znajdował się w innym wnętrzu, w innym wymiarze. Tam wszystko powinno być inne, tak samo muzyka powinna być inna. Architektura jest inna, malarstwo jest inne, a w muzyce czasami wkradają się rzeczy bardzo świeckie, które nie mają nic wspólnego ze sprawami Bożymi. Czy teksty świętej siostry Faustyny pomagają muzykowi komponować na ten temat? Na pewno tak. W ogóle tekst z „Pieśni o Bożym Miłosierdziu” był inspiracją do całej dramaturgii tej muzyki. Muzyka tutaj jest odzwierciedleniem tekstu. Mam nadzieję, że go nie psuje, tylko podkreśla jego dramaturgię. Czy planuje Pan jeszcze wrócić do tematyki Bożego Miłosierdzia? Tak. Chciałbym napisać utwór większych rozmiarów, coś na zasadzie symfonii, na duży skład, orkiestrę symfoniczną. Mam taki pomysł, ale to też będzie muzyka do wykonania w filharmonii. Niestety prawdopodobnie będzie to znowu trudne do wykonania, ponieważ pociąga za sobą duże koszty. Skład orkiestrowy „Pieśni o Bożym Miłosierdziu” jest taki skromny, ponieważ stwierdziłem, że zawsze będą jakieś problemy wykonawcze, bo ktoś powie, że nie ma pieniędzy na tyle instrumentów i tu wszystko się zamyka. Miejmy nadzieję, że nie. A jeśli chodzi o szeroko rozumianą Pana twórczość religijną, to czy wskazałby Pan jakieś postaci, które 25 jubileusz wywarły na Pana formację religijną, czy też formację kompozytora muzyki religijnej największy wpływ? To, że ja tworzę dużo utworów religijnych, wynika z mojego wnętrza. To w zasadzie człowiek wynosi z domu rodzinnego. Jeżeli chodzi o stronę muzyczną, fascynują mnie takie postaci jak Anton Bruckner, który był niesamowitym mistykiem, stworzył dziewięć wspaniałych symfonii, a był zwykłym, powiedzmy w cudzysłowie, zwykłym organistą w świętym Florianie w Linzu, człowiekiem bardzo skromnym, a jednak wspaniałym muzykiem. Podobnie Gustav Mahler czy Franciszek Liszt, któremu sprawy Boże były bardzo bliskie, mimo że jego ścieżki życiowe były bardzo różne. Na pewno Bach, który całą swoją twórczość dedykował Bogu i pisał dla Pana, na Jego chwałę. To, że piszę muzykę religijną, nie tylko liturgiczną, ale religijną, wynika z moich przekonań, po prostu z mojego wnętrza. Takim człowiekiem jestem, nic na to nie poradzę. Muszę jeszcze powiedzieć że na moją wrażliwość muzyczną i podobną postawę do muzyki, do jej formy, ekspresji, poetyki i do wielkiej swobody w operowaniu dźwiękiem przyczynili się Debussy i Ravel. Co ciekawe, obaj twierdzili, że byli niewierzący. Nie ma to jednak wpływu na moją postawę. Mam nadzieję, że obaj odnaleźli Boga, choćby w ostatnim momencie życia. Muzyka jest odblaskiem Absolutu czyli Boga, czymś tak bardzo duchowym, nieuchwytnym, prowadzącym do samego Stwórcy. Czy komponując utwory dotyczące miłosierdzia wykorzystuje Pan jakieś specjalne środki wyrazu, żeby wyrazić to, co niewyrażalne? I czy one są w jakiś sposób inne od pozostałych utworów religijnych? Są inne. Utwory liturgiczne są na pewno inne, ponieważ jest to muzyka, która kieruje się innymi prawami. Natomiast w „Pieśni o Bożym Miłosierdziu”, przeznaczonej do wykonania na koncertach w filharmonii dla publiczności, która może być niewierząca czy niepraktykująca, chciałem uniknąć takich typowych „spulchnień” awangardowych, żeby do miłosierdzia nie zrazić, ale przyciągnąć. U mnie na pewno istotna jest też harmonia, współbrzmienia, o tym też myślę. Napisać utwór awangardowy jest bardzo łatwo. O wiele trudniej jest skomponować allegro tonalne, allegro sonatowe. Ktoś 26 | Iskra Miłosierdzia się może z tym nie zgadzać, ale takie są moje poglądy. Czy twórca, w momencie przelewania swoich muzycznych pomysłów na pięciolinię, myśli o tym, kto będzie odbierał tę muzykę? Dla każdego muzyka, dla kompozytora odbiorca jest ważny. W przypadku muzyki liturgicznej jest to istotne i dla mnie zawsze trudne, ponieważ w liturgii uczestniczą nie tylko muzycy, artyści, ludzie inteligentni, ale są też i ludzie prości. Może na nich nie robi wrażenia muzyka artystyczna na wysokim poziomie, tylko zwykła pieśń. To jest bardzo istotne dla mnie, ja nie lekceważę takich ludzi. Chcę napisać coś, co dotrze do jednych i drugich. To wypośrodkowanie jest trudne, ale może się udać, sądząc po tym, co napisałem czy aranżowałem, myślę tu o pieśniach liturgicznych na przyjazd Ojca Świętego Benedykta XVI czy Jana Pawła II, gdzie lud śpiewał przy orkiestrze symfonicznej. To nie był koncert! Ktoś powie, że po co orkiestra, po co koncertować. Lud śpiewał razem z orkiestrą i to było wspaniałe! A jak Pan to robi, że łączy tych różnych odbiorców? Nie wiem. Przejawem takiej troski o różnych odbiorców jest na przykład to, że nie sięgam po jakąś ostrą harmonię, gdzie człowiek by poeksperymentował. Moja muzyka jest bardziej stonowana, harmonia jest bardziej konsonująca niż dysonująca, a jednak opracowania, aranżacja, wszelki kontrapunkt powinien być na artystycznym poziomie. Myśmy się przyzwyczaili, że w liturgii zawsze jest orkiestra dęta. Dlaczego ma być orkiestra dęta, a nie na przykład jakaś orkiestra smyczkowa z obojem? Takie rzeczy w minionych epokach były, w okresie baroku, Vivaldi przecież pisał na orkiestrę, Mozart, Haydn, romantycy. Dzisiaj orkiestra wyemigrowała do filharmonii, a w kościele muzyka jest bardzo skromna i niejednokrotnie bazująca na chórach składających się z babć i dziadków. Przepraszam, że tak mówię, bo takie chóry też oczywiście mają swoje miejsce, ale musimy tutaj też dbać o poziom artystyczny, o to, by w oprawie liturgii uczestniczyło jak najwięcej fachowców, gwarantujących taki poziom artystyczny, dzięki któremu w człowieku obudzą się uczucia religijne. Niejednokrotnie ludzie mi mówią, że ten czy tamten organista tak strasznie grał, że w ogóle się nie mogli pomodlić. Wtedy jest bardzo źle. I to są problemy wcale niełatwe do rozwiązania. Wracając na grunt naszego Sanktuarium, jakie Pana zdaniem zadania w kwestii szeroko rozumianej kultury wysokiej, a przede wszystkim muzyki sakralnej, mają właśnie takie wielkie ośrodki liturgiczne, jak Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie? Myślę, że mają ogromny wpływ. Takie duże ośrodki kultu religijnego jak Łagiewniki, czy każdy inny kościół, mają za zadanie prezentować najwyższy poziom artystyczny, jeżeli chodzi o muzykę i nie tylko o muzykę. Na przykład w Łagiewnikach jest w telewizji prezentowana Msza święta co niedzielę i ona jest na wysokim poziomie muzycznym, ona powinna być przykładem dla innych kościołów. Dla mnie takim przykładem Mszy świętej zawsze jest Msza papieska. Musimy mieć jakiś wzorzec, ponieważ niestety muzyka jest dość lekceważona, jeżeli chodzi o muzykę liturgiczną i muzykę sakralną. Jak Pan ocenia poziom muzyki w ogóle w polskich kościołach z punktu widzenia kompozytora, z punktu widzenia organisty? Trudno mi powiedzieć, jak to jest w całym kraju. W Krakowie jest to na dobrym poziomie, to ciągle idzie w dobrym kierunku, na Śląsku tak samo. Aczkolwiek zdarzają się kościoły, w których jest organista amator i są różnego rodzaju kuriozalne sytuacje. Powiem tutaj przykład, mój teść był w kościele i chciał zobaczyć organy, i spotkał się tam z organistą. Ten organista pytał się, jakie pieśni ma grać, bo nie zna porządku liturgicznego, okresów liturgicznych, ponieważ grał kiedyś w cyrku. Cyrk zamknęli i nie miał pracy, a musiał zarabiać pieniądze, więc grał w kościele. To jest bardzo komiczne, ale prawdziwe i o takich rzeczach też trzeba mówić, bo takie historie też się zdarzają. Sacrum w muzyce powinno się przejawiać w charakterze, to dotyczy wszystkiego: melodyki, harmonii i rytmiki. Tak jak powiedziałem, że przestępując próg kościoła, świątyni mamy zapomnieć o świecie doczesnym, jesteśmy już w takim wymiarze, wręcz w przedsionku nieba, i tam wszystko powinno być inne. Architektura jest inna, malarstwo jest inne i muzyka powinna być też inna. jubileusz słyszymy piosenki w rytmie muzyki westernowej, samby i tak dalej. Niedawno słuchałem wystąpienia Wojciecha Kilara w Radiu Watykańskim. Zgadzałem się z nim, ponieważ on też mówił, że wkrada się muzyka, taka tania, z gitarą i tak dalej. Czy rzeczywiście młodzież być może potrzebuje tego, ale trzeba myśleć, jakie są z tego owoce. Bo jeżeli są dobre owoce, no to on powiedział, że się wycofuje z tego, co mówił wcześniej i jest wszystko w porządku. Po owocach to wszystko możemy poznać i ocenić. Były kiedyś msze beatowe w latach sześćdziesiątych. Nie wiem, czy dzięki temu młodzież garnie się do kościoła. Moim zdaniem nie, ale nie jestem też przeciwnikiem gitary, ja jestem bardzo tolerancyjny. Może ta muzyka bardziej przemawia do młodych ludzi? Sam byłem kiedyś świadkiem, że tak może być. Mój syn chodzi do gimnazjum muzycznego w Katowicach. Była Msza święta, gdzie śpiewał chór młodzieżowy, pięknie opracowany i grał wspaniale gitarzysta. Było to coś pięknego, naprawdę. Muszę powiedzieć, że bardzo mi się to podobało. Partytura Pieśni o Bożym Miłosierdziu autorstwa Jana Henryka Botora Jeżeli w takim wnętrzu słyszymy wzorce, które są wzięte z muzyki rozrywkowej, niestety one pobudzają inne stany duszy i to nie jest sacrum w muzyce. Niedawno w radiu słyszałem piosenkę, której tekst o Bożym Miłosierdziu był opleciony w rytmy, nie pamiętam jakie, południowoamerykańskie, czy to była rumba, czy samba, czy coś takiego. Ja czegoś takiego nie potrzebuję. Nie potrzebuję Bożego Miłosierdzia przeżywać w takich rytmach. To są rytmy dokładnie pobudzające w człowieku inne stany. Ktoś powie: „ale w Afryce tańczą”. Tak, tańczą, bo to jest ich ekspresja, to jest ich modlitwa. U nas taniec jest rozrywką, głównie rozrywką, pomijając taniec klasyczny. To rozrywka, która wzbudza różne uczucia, łącznie z erotycznymi. Wszystko ma swoje miejsce. www.milosierdzie.pl Patrząc na ostatnie dwadzieścia lat, tak żeby może spuentować optymistycznie, dostrzega Pan postęp w dziedzinie muzyki liturgicznej? Tak, oczywiście, że tak! Chociażby tutaj, w środowisku krakowskim. Są komisje do spraw liturgicznych, do muzyki liturgicznej, sam do takiej należałem. Tam te rzeczy są dokładnie analizowane i tak dalej. To wszystko jest na swoim miejscu, ale czasami w kościołach inaczej się dzieje, proboszcz czy kapłani zrobią wszystko po swojemu. Organista czasami ma dobre intencje, ale nie może. Dochodzi wówczas do różnych niepotrzebnych spięć między organistą a kapłanem. Myślę, że to są takie małe kroczki, po pewnym czasie na pewno będzie coraz lepiej. Żeby nie było takich sytuacji, że podczas liturgii Wracając do tematyki Kościoła, w zasadzie nie chodzi tutaj o instrument, tylko o umiejętności, o artyzm, prawda? Tak, oczywiście. Takie wykonania zazwyczaj są jakieś amatorskie. Każdy, kto uczestniczy w liturgii, kto jest odpowiedzialny za liturgię, powinien dbać o swój poziom artystyczny i kształcić się w tym kierunku. Nie można też tak powiedzieć, że każdy chwali Boga jak umie, bo jesteśmy odpowiedzialni tutaj nie tylko za siebie, ale za liturgię, za innych. Jakie my wzorce pokazujemy, inni to słyszą. Mój znajomy był w jakimś kościele i słyszał kiepsko śpiewającą scholę. I mówi o tym księdzu, a ten na to, że każdy chwali Boga jak umie. Wtedy ten mój znajomy odpowiedział, żeby Go nie chwalili tak, jak nie umieją. To jest bardzo istotne, bo dlaczego, na przykład, projektując świątynię, czy projektując freski, zawsze zamawiamy artystę, nie zamawiamy jakiegoś amatora? Podobnie powinno być w muzyce, a tymczasem w muzyce akceptujemy takie rzeczy, które w zasadzie nie powinny znaleźć się w kościele. Jestem jak najbardziej za pieśniami nowymi, tylko one muszą być tak skomponowane, by wzbudzać w człowieku poczucie sacrum. 27 rocznica kongresu Wszyscy potrzebujemy miłosierdzia W rocznicę II Światowego Kongresu Bożego Miłosierdzia ks. kard. Stanisław Dziwisz, metropolita krakowski, gospodarz Kongresu opowiada o jego owocach. Jakie owoce przyniósł Międzynarodowy Kongres Bożego Miłosierdzia? Kongres, który odbywał się pod hasłem „Miłosierdzie źródłem nadziei”, zgromadził w Krakowie około dwóch tysięcy czcicieli Bożego Miłosierdzia: wśród nich kardynałów, biskupów, księży, braci i siostry zakonne oraz świeckich zaangażowanych w szerzenie kultu Bożego Miłosierdzia ze wszystkich kontynentów. Stał się okazją do dzielenia się doświadczeniem wiary dla ludzi różnych kultur i ras. Uświadomił nam, że Miłosierdzie Boże jest rzeczywiście znakiem nadziei dla każdego człowieka, ponieważ ukazuje prawdziwe oblicze Boga i prawdziwe oblicze człowieka, zdolnego do miłości i dzielenia się dobrem. Ukazał różne formy pobożności, które zainicjowała św. Siostra Faustyna. Przypomniał też o wielkiej potrzebie miłosierdzia. W jaki sposób należy te owoce pielęgnować i rozwijać? Jakie zadania wypływają z tego tytułu dla nas, w Kościele w Polsce? Jak w tym kontekście wygląda rola Międzynarodowej Akademii Miłosierdzia, zainicjowanej podczas Kongresu? Kongres przyniósł przede wszystkim owoce duchowe. Uświadomił nam, jak wielka jest siła modlitwy o Boże Miłosierdzie. Połączył ludzi różnych narodowości wokół tajemnicy Boga obecnego w świecie poprzez swoje miłosierdzie. Ukazał Boże Miłosierdzie poprzez świadectwa ludzi, którzy doświadczyli miłosierdzia. Kościół w Polsce, a szczególnie w Krakowie ma obowiązek ukazywania światu miłosierdzia a jednocześnie czuwania nad kultem Bożego Miłosierdzia, ponieważ – jak się wyraził bł. Jan Paweł II – „Kraków jest stolicą Bożego Miłosierdzia”. Stąd miłosierdzie Boże wyszło na cały świat. Jednym ze znaczących owoców Kongresu Bożego Miłosierdzia jest Międzynarodowa Akademia Bożego Miłosierdzia, której celem jest koordynowanie kultu Bożego Miłosierdzia w Polsce i na całym świecie. 28 | Iskra Miłosierdzia Przed Kongresem wyrażał ks. Kardynał nadzieję, że to wydarzenie da „nowy impuls wiary dla diecezji i całej Ojczyzny”. Czy dziś, po roku, możemy powiedzieć, że ta nadzieja została spełniona? Rzeczywiście, z perspektywy roku widać, że Kongres Miłosierdzia stał się impulsem dla ożywienia naszej duchowości. Przede wszystkim przypomniał, że Orędzie Miłosierdzia przekazane światu przez św. Faustynę stało się programem duszpasterskim pontyfikatu bł. Jana Pawła II – Papieża Miłosierdzia. Z tym orędziem mówiącym o Bogu i o człowieku idziemy w nowe tysiąclecie. Tu czerpiemy radość i nadzieję na przyszłość. Orędzie miłosierdzia pokazuje nam nowe przestrzenie ewangelizacji – „nowej ewangelizacji”, o której mówił bł. Jan Paweł II, a do której dziś zachęca nas Ojciec Święty Benedykt XVI. Kongres Miłosierdzia stał się też impulsem do podjęcia peregrynacji obrazu Jezusa Miłosiernego i relikwii św. Siostry Faustyny oraz bł. Jana Pawła II, a przez peregrynację stał się dobrą okazją do pogłębienia naszej wiary. Podsumowując Kongres akcentowano wagę kultu Bożego Miłosierdzia w połączeniu z dziełami miłosierdzia, codziennej pobożności z jej praktycznym wymiarem. Jak ks. kardynał ocenia świadomość tych związków w Krakowie, mieście Jana Pawła II i św. Faustyny? W Krakowie dzieła miłosierdzia podejmował Kościół od samego początku, bo przecież wystarczy wspomnieć średniowieczne bractwa miłosierdzia istniejące przy wielu parafiach i klasztorach. Wielkimi jałmużnikami Krakowa byli: św. Jan Kanty, św. Brat Albert, bł. Angela Truszkowska i wielu innych. Kongres przypomniał nam, że nie można czcić Jezusa Miłosiernego i zapominać o potrzebach naszych braci, zarówno materialnych, jak i duchowych. To właśnie Siostra Faustyna pisała w Dzienniczku, żeby „nasze my- śli były miłosierne”, nasze kroki, każdy nasz czyn. Minęło 10 lat od papieskiego wezwania Polaków do „nowej wyobraźni miłosierdzia”. Czy w pełni podejmujemy ten apel? Jak to apostolstwo Bożego Miłosierdzia powinno być realizowane dziś? Ojciec Święty Jan Paweł II wielokrotnie mówił o potrzebie „wyobraźni miłosierdzia” podkreślając, że chodzi o to, aby głębiej widzieć potrzeby drugiego człowieka. We współczesnym świecie dobrobytu wydaje się nam, że nie potrzeba już miłosierdzia, ponieważ istnieje opieka społeczna, szpitale państwowe, domy starców i sierocińce. „Wyobraźnia miłosierdzia” to szczególna wrażliwość pomagająca dostrzec, gdzie człowiek cierpi, gdzie brakuje chleba i miłości. Jest ona potrzebna lekarzowi w szpitalu, aby nie przejść obojętnie obok człowieka cierpiącego i nauczycielce w szkole, aby pomóc dziecku, które nie potrafi wyrazić swoich potrzeb. Dzisiaj miłosierdzia potrzebują ludzie samotni i w podeszłym wieku skazani na pobyt w domach „pogodnej jesieni”; potrzebują dzieci nienarodzone i zamrożone w probówkach; dzieci w domach dziecka i sierocińcach; dzieci bez ojca czy bez matki... Łagiewniki - stolica kultu Bożego Miłosierdzia: co to oznacza i jakie zobowiązania nakłada na Kościół w Krakowie? Ojciec Święty Jan Paweł II nazwał Kraków „stolicą Bożego Miłosierdzia”, ponieważ stąd orędzie miłosierdzia wyszło na cały świat. Tu, przy grobie św. Siostry Faustyny, powstało Sanktuarium Bożego Miłosierdzia. To zobowiązuje nas przede wszystkim do troski o kult Bożego Miłosierdzia i jego poprawność teologiczną. Ojciec Święty przypomniał, że bezpośrednio za kult w Kościele odpowiedzialny jest miejscowy biskup – Biskup Krakowski. Wszystko, co jest publikowane, powinno więc mieć imprimatur biskupa, aby ustrzec rocznica kongresu Ojciec święty uczył mnie miłości do natury pokazując piękno gór i jezior. Jednocześnie przypominał całą swoją postawą, że dążymy do nieba. Dziś kontynuuję jego drogę zaufania Bogu bogatemu w miłosierdzie, który kocha każdego człowieka. Staram się też troszczyć o kult Bożego Miłosierdzia w Krakowie i na świecie. Czym jest miłosierdzie dla Metropolity Krakowskiego, w którego diecezji mieści się Stolica kultu Bożego Miłosierdzia? Parafrazując słowa bł. Jana Pawła II mogę powiedzieć, że miłosierdzie jest tym przymiotem Boga, przez który poznają, kim jest Bóg w swojej naturze i kim jest człowiek, który potrzebuje miłosierdzia i jest zdolny do dzielenia się miłością. Jestem wdzięczny Bogu, że mogę troszczyć się o ten kult na terenie naszej Archidiecezji i na świecie. się głoszenia subiektywnych poglądów. Orędzie miłosierdzia powinno być też studiowane i pogłębiane, analizowane w kontekście współczesnych czasów, dlatego Archidiecezja Krakowska czuwa nad poprawnością teologiczną kultu. Ojciec Święty Benedykt XVI powiedział podczas I Światowego Kongresu Bożego Miłosierdzia w Rzymie, że „Boże Miłosierdzie jest kluczem do zrozumienia pontyfikatu Jana Pawła II”. Czy Ks. Kardynał jako najbliższy świadek mógłby ten temat rozwinąć? Jak w swojej codzienności Jan Paweł II realizował orędzie Bożego Miłosierdzia? Ojciec Święty Jan Paweł II w czasie konsekracji Bazyliki Bożego Miłosierdzia wyznał, że od czasów II wojny światowej przychodził do klasztoru w Łagiewnikach i modlił się przed obrazem Jezusa Miłosiernego. Jako Biskup Krakowski prowadził proces beatyfikacyjny Siostry Faustyny, a potem przewodniczył uroczystości beatyfikacyjnej (1993) i kanonizacyjnej (2000). Jan Paweł II podjął też teologię Bożego Miłosierdzia w Encyklice o Bogu bogatym w miłosierdzie Dives in misericordia (1980). W roku Jubileuszowym 2000, kanonizując Siostrę Faustynę zaprowadził Święto Miłosierdzia dla całego Kościoła. 17 sierpnia 2002 roku www.milosierdzie.pl zawierzył świat Bożemu Miłosierdziu. Jako świadek życia kard. Karola Wojtyły i Jana Pawła II mogę powiedzieć, że Ojciec Święty był człowiekiem miłosierdzia. Nie tylko modlił się Koronką, ale także głosił miłosierdzie i czynił miłosierdzie. Na jakim etapie są starania o doktorat św. Faustyny? Idea nadania św. Siostrze Faustynie tytułu „Doktora Kościoła” zrodziła się w czasie Kongresu w Krakowie. Siostra Faustyna przypomniała światu ważną doktrynę o Bogu bogatym w miłosierdzie. Jest dziś znana w całym Kościele i ma wielki wpływ na współczesną duchowość. W czasie Kongresu zostały zebrane podpisy pod prośbą skierowaną do Ojca świętego Benedykta XVI od wszystkich uczestników, a następnie przekazane do Kongregacji ds. Kultu Bożego. Ks. Kardynała kapłaństwo, biskupstwo kształtowało się u boku Papieża miłosierdzia. Jak to zaangażowanie Jana Pawła II wpłynęło na Ks. Kardynała postrzeganie tego Bożego przymiotu? Prawie 40 lat byłem u boku bł. Jana Pawła II – biskupa krakowskiego i papieża. Mogłem nie tylko podziwiać jego świętość, ale uczyć się od niego, jak się modlić, jak rozmawiać z Bogiem oraz jak nawiązywać kontakty z ludźmi. Czy dla młodzieży, która nazywana była nadzieją Kościoła, orędzie miłosierdzia jest potrzebne? Gdzie i jak w młodym wieku być miłosiernym? Każdy człowiek potrzebuje miłosierdzia i jest zdolny do dzielenia się miłosierdziem z bliźnimi: małe dziecko, młody chłopiec i dziewczyna, mężczyzna i kobieta. Wszyscy potrzebujemy miłosierdzia, ponieważ nieustannie popełniamy pomyłki, jesteśmy słabi i bezradni. Miłosierdzie rozumiane jako darmowa miłość jest jak słońce, które pozwala rosnąć i rozwijać się. Jest jak woda, która gasi pragnienie. Ono nigdy się nie znudzi. Im więcej dzielimy się miłosierdziem, tym więcej miłości otrzymujemy od Boga. Trwają przygotowania do Światowych Dni Młodzieży w Rio de Janeiro. Ks. Kardynał zgłosił gotowość Krakowa do organizacji ŚDM w 2015 roku. Czy w Watykanie zapadły już jakieś decyzje? Jak Ks. Kardynał ocenia szanse Krakowa? Światowe Dni Młodzieży zainicjował bł. Jan Paweł II w czasie swojego pontyfikatu. Dobrze by było, aby młodzież z całego świata przybyła do Krakowa podziękować Bogu za Jana Pawła II i prosić przez jego wstawiennictwo o łaski potrzebne dziś dla młodych ludzi. Kraków ma warunki, aby przyjąć młodych i myślę, że kiedyś Światowy Dzień Młodzieży odbędzie się w mieście Jana Pawła II. 29 jubileusz Dekada Miłosierdzia Magdalena Dobrzyniak z sanktuarium Podczas homilii ks. prałat Marian Rapacz, pierwszy prezes Fundacji Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, podkreślił, że spotykamy się w wyjątkowym czasie, 10 lat po konsekracji bazyliki, dokonanej przez Jana Pawła II. „Siostrze Faustynie Jezus polecił głoszenie miłosierdzia do każdego człowieka” – mówił ks. Rapacz. I dodał, że ogłoszenie jej błogosławioną przez Jana Pawła II w 1993 roku przyczyniło się do szerzenia kultu miłosierdzia. „Za życia była w cieniu, a teraz nadal służy tej wielkiej sprawie” – zaznaczył kaznodzieja. Według niego po kanonizacji św. Faustyna stała się jeszcze bardziej znana jako szczególny wzór rozmodlenia. „Zbudowany został ten wyjątkowy wieczernik naszych czasów” – podkreślił ks. prałat Rapacz. „Siostra Faustyna pozwoliła odkryć Boga we wnętrzu swojej duszy. Nie szukała Jezusa daleko, spotykała się z nim na modlitwie” – mówił. „Łagiewnickie sanktuarium stało się coraz bardziej znane, przybywają tu ludzie jak do dobrej szkoły, by uczyć się miłosierdzia i jak być miłosiernym w życiu” – powiedział ks. prałat. Podczas nabożeństwa bp Jan Zając, kustosz sanktuarium w Łagiewnikach podkreślił, że sanktuarium stało się światowym centrum kultu Bożego Miłosierdzia, do którego przybywają pielgrzymi z wszystkich stron świata. „Myśląc o budowie mamy w pamięci rzesze ludzi dobrej woli, dzięki którym rozrosło się to światowe centrum” – mówił. Swoje podziękowania skierował do kard. Franciszka Macharskiego, kard. Stanisława Dziwisza, wszystkich biskupów, sióstr ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia i osób świeckich, które wspierały budowę sanktuarium, budowniczych świątyni i wszystkich ludzi dobrej woli. Po nabożeństwie wierni wysłuchali świadectw na temat Bożego Miłosierdzia, osób, które uczestniczyły w II Światowym Kongresie Miłosierdzia Bożego. W ramach obchodów jubileuszu 10-lecia konsekracji Bazyliki Bożego Miłosierdzia w Krakowie–Łagiewnikach oraz aktu zawierzenia świata Bożemu Miłosierdziu przez Jana Pawła II otwarta została wystawa zdjęć pt. „Dekada Miłosierdzia”. Na ekspozycję złożyły się fotografie małopolskich fotoreporterów. Odbyła się sesja naukowa „Idea Miłosierdzia Bożego w muzyce” oraz koncert pod tym samym tytułem, na który złożyły się dzieła dawnych i współczesnych kompozytorów, zainspirowane tematem Misericordia. Pod wieżą łagiewnickiego Sanktuarium przez cały jubileuszowy weekend trwały zabawy plenerowe, koncerty ewangelizacyjne, konkursy, gry i zabawy dla dzieci. Można było obejrzeć także wystawę fotograficzną „Papamobilem ku świętości – pojazdy Jana Pawła II”, na którą składają się zdjęcia samochodów, samolotów, pociągów, riksz, gondol, którymi podróżował Jan Paweł II. Na wystawie pokazano prace ponad 10 autorów, w tym fotografa watykańskiego Arturo Mari, towarzyszącego papieżowi w wielu pielgrzymkach Adama Bujaka, fotografa prymasów polskich Ryszarda Rzepeckiego. Na fotografiach uwiecznili papieża-Polaka w niecodziennych sytuacjach: w pociągu, którym jechał do Nadzwyczajna pielgrzymka Młodzi dla pokoju 22 września do Łagiewnik przybyła VI Ogólnopolska Pielgrzymka Nadzwyczajnych Szafarzy Komunii św. W homilii wygłoszonej podczas Mszy św. kard. Stanisław Dziwisz, w imieniu wszystkich kapłanów, podziękował szafarzom za ich posługę. „Macie świadomość, że być nadzwyczajnym szafarzem jest wielkim przywilejem i darem, który zobowiązuje” – mówił metropolita krakowski. „W swoich rękach niesiecie Chrystusa do braci w wierze, ale powinniście także nieść Go w swoich sercach. Żyć w Nim i z Nim” – dodał. Młodzi, którzy wzięli udział w III Spotkaniu Międzynarodowym „Młodzi Europejczycy dla świata bez przemocy”, zorganizowanym przez Wspólnotę Sant’Egidio w Krakowie i Auschwitz, zostali przyjęci przez arcybiskupa Krakowa, kard. Stanisława Dziwisza w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach. „Możecie uważać Kraków za swoje miasto, a to sanktuarium za wasz dom. Jesteście przykładem dla młodych ludzi z Krakowa” – mówił kard. Dziwisz. 30 | Iskra Miłosierdzia Fatimy, w barce, którą płynął po rzece w Indiach; w ferrari, do którego przetestowania został namówiony na torze wyścigowym Fiorano Modenese w Modenie we Włoszech. Zwiedzający mogli zobaczyć także Jana Pawła II w kolejce linowej na Kasprowy Wierch, w meleksie czy Fiacie 125p. Z okazji jubileuszu gospodarze łagiewnickiego sanktuarium przygotowali dla pielgrzymów niecodzienną atrakcję: możliwość przejażdżki historycznymi samochodami z orszaku papieskiego i papieskim meleksem, a także samochodami z epoki. Trasa wiodła z Sanktuarium Bożego Miłosierdzia do Sanktuarium Bł. Jana Pawła II. Odbyło się również spotkanie po latach z organizatorami papieskiej pielgrzymki w 2002 roku oraz dziennikarzami, którzy ją wówczas relacjonowali w lokalnych mediach. Pod wieżą Sanktuarium odbyły się koncerty Anny Bałchan, Magdy Anioł, Wioli Brzezińskiej i Dzieci z Brodą, a także wielki finał koncertu pod hasłem „Zaufaj Panu już dziś”. Trzydniowe obchody jubileuszu zakończyły się pokazem laserowym pt. „Przychodzę do Ciebie, Faustyno”. „Kościół domem miłosierdzia” z Polski Uroczystą Mszą św. pod przewodnictwem kard. Franciszka Macharskiego rozpoczęły się 17 sierpnia obchody jubileuszu 10-lecia konsekracji Bazyliki Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach przez Jana Pawła II oraz aktu zawierzenia świata Bożemu Miłosierdziu. Sanktuarium to stało się światowym centrum kultu Bożego Miłosierdzia, do którego przybywają pielgrzymi z wszystkich zakątków świata. Tegorocznym obchodom 68. Tygodnia Miłosierdzia, który trwał w Polsce od 7 do 14 października towarzyszyło hasło: „Kościół domem miłosierdzia”. Hasło nawiązywało do programu duszpasterskiego Kościoła w Polsce, którego głównym celem jest wzmocnienie wzajemnych więzi polskich katolików we wspólnocie Kościoła Chrystusowego. Ks. Adam Sikorski MIC, teolog dogmatyk, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, został mianowany członkiem zwyczajnym Międzynarodowej Akademii Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach. www.milosierdzie.pl ze świata Nowy członek MABM Wystawa w Walencji Dzienniczek po arabsku W dniach 14-17 września 2012 roku przedstawiciele Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach wzięli udział w I edycji Międzynarodowej Wystawy Dziedzictwa, Dóbr i Podróży Religijnych w hiszpańskiej Walencji. Stanowisko pod patronatem Polskiej Organizacji Turystycznej współtworzone było także przez Miasto Kraków, Trasę Turystyczną Kopalni Wieliczka oraz polskie biura podróży: Viaggi.pl, Intercrac oraz GM Travel. Gościem specjalnym prezentacji był artysta rzeźbiarz Krzysztof Madoń, który w czasie targów pracował nad figurą Dzieciątka Jezus, przeznaczoną do szopki babiogórskiej, jaka powstanie w Sanktuarium w Łagiewnikach. Staraniem Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Jerozolimie ukazało się nowe wydanie Dzienniczka św. Siostry Faustyny w języku arabskim. Pierwsze wydanie w tłumaczeniu ks. Antoine Gemayel ukazało się w Libanie 1999 roku. 31 32 | Iskra Miłosierdzia