Nr 16(30) Warszawa 26 maja 2012 r. Czytaj więcej: www.opzz.org.pl
Transkrypt
Nr 16(30) Warszawa 26 maja 2012 r. Czytaj więcej: www.opzz.org.pl
Nr 16(30) Warszawa 26 maja 2012 r. Czytaj więcej: www.opzz.org.pl Jan Guz Dialog społeczny i godna praca na rzecz wzrostu i rozwoju Ryszard Zbrzyzny Tabakiera dla nosa czy nos dla tabakiery? Tadeusz Motowidło Stare przysłowie pszczół 14 maja 2012 r. w Katowicach w trakcie wizyty prezydenta Bronisława Komorowskiego na Europejskim Kongresie Gospodarczym odbyła się manifestacja śląskich związkowców z OPZZ przeciwko podniesieniu wieku emerytalnego. Prezydent Komorowski przyjął delegację związkowców i odebrał od nich petycję. Joanna Białek Polskie piekło Jerzy Wiśniewski Strzeżmy się fałszywych bohaterów Adam Rogalewski Sukces Polek w Londynie dzięki związkom i studentom HISTORIA [1936]: 16 maja 2012 r. w Warszawie przed Ministerstwem Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej demonstrowali związkowcy z Poczty Polskiej. Domagali się wydania rozporządzenia, które podniesie stawki tzw. „kilometrówki” czyli stawek za używanie prywatnych pojazdów do celów służbowych. Maria Kirstowa Kilka słów o powstaniu i organizacji Inspekcji Pracy Jan Guz Dialog społeczny i godna praca na rzecz wzrostu i rozwoju Obszerne nieautoryzowane fragmenty wystąpienia przewodniczącego OPZZ Jana Guza w trakcie konferencji „Praca współcześnie: Dialog społeczny i godna praca na rzecz wzrostu i rozwoju”, w trakcie wizyty króla Norwegii Haralda V w Polsce, w dniu 10 maja 2012 r. Dziękuję, że mam możliwość uczestniczenia w tej konferencji, która jest ważnym działaniem na rzecz wzmocnienia integracji polsko-norweskiej, ale także europejskiej. Przyznaję, że nie często spotykam się z sytuacją, gdy wraz z państwową wizytą wysokiego szczebla, przyjeżdżają do Polski partnerzy społeczni. To wiele świadczy o jakości dialogu społecznego w Norwegii i znaczeniu idei partnerstwa. Nie mam wątpliwości, że to doskonały przykład dla Polski. Chciałbym pogratulować Wam tego. Dziękuję jednocześnie partnerom społecznym ze strony norweskich związków zawodowych za ich zaangażowanie, a szczególnie dziękuję moim kolegom – przewodniczącemu LO Roarowiu Flåthenowi i Unio – Andersowi Folkestadowi za wkład naszą współpracę, za prowadzenie dialogu. Dialog społeczny i wdrażanie w życie idei godnej pracy są kluczowe dla rozwoju gospodarczego, podkreślmy – zrównoważonego rozwoju gospodarczego, co zostało wyrażone w wielu umowach i konwencjach. Według Międzynarodowej Organizacji Pracy idea godnej pracy powinna być realizowana poprzez dążenie do osiągnięcia czterech celów strategicznych. Są to: tworzenie miejsc pracy, gwarancja praw w miejscu pracy, rozszerzanie zabezpieczenia społecznego oraz promocja dialogu społecznego. Dodatkowo równouprawnienie ze względu na płeć jest celem łączącym pozostałe. Dialog społeczny decyduje o jakości pracy i jej efektywności. Służy nie tylko pracownikom, ale też przedsiębiorcom i rządom – w zachowaniu pokoju społecznego. Służy tym samym na rzecz rozwoju biznesu. Tworzenie miejsc pracy oznacza nie tylko działania na rzecz zwiększania inwestycji i pobudzania przedsiębiorczości, ale także dbanie o to, co my związkowcy nazywamy wysoką jakością miejsc pracy – godne wynagrodzenie pozwalające na utrzymanie czy możliwość rozwoju umiejętności. Prawa w miejscu pracy to prawo do zbiorowej reprezentacji, informowania i konsultacji, czy partycypacji. Zabezpieczenie społeczne oznacza prawo do bezpiecznych warunków pracy, odpoczynku, sprawnej ochrony zdrowia, a także godnej emerytury na starość. Godna emerytura oznacza to więcej niż 200 euro po 40 latach pracy, bez przymusu pracy aż do śmierci. Celem dialogu społecznego – opartego o niezależne organizacje pracodawców i pracowników – jest spójność społeczna oraz unikanie konfliktów społecznych. Niewątpliwie to bardzo szczytne idee. Podkreślmy – przyjęte przez Międzynarodową Organizację Pracy, a więc nie tylko przez związki zawodowe, ale także organizacje pracodawców i rządy ze wszystkich krajów świata, także Polskę. Będąc w centrum polskich wydarzeń mam jednak wrażenie, że one u nas nie obowiązują. Wiele umów międzynarodowych podpisujemy, ale szybko o nich zapominamy. Jakie powiązanie z tworzeniem dobrej jakości miejsc pracy ma rozpowszechnienie umów śmieciowych, szczególnie wśród osób młodych w Polsce oraz pogłębiające niepewność umowy o pracę na czas określony? Co ma wspólnego z partycypacją dążenie rządu polskiego do wyeliminowania współzarządzania przez pracowników? O jakim wysokim zabezpieczeniu społecznym mowa w przypadku wydłużania wieku emerytalnego do 67 lat, z łamaniem umów społecznych, bez tworzenia miejsc pracy, przy ponad 2,2 miliona bezrobotnych, bez poprawy jakości ochrony zdrowia, warunków pracy czy szkoleń zawodowych? Nie możemy tylko patrzeć na wskaźniki ekonomiczne, w oderwaniu od życia społecznego, sprawiedliwej dystrybucji dochodu, bez zwrócenia uwagi na wielkość bezrobocia i ubóstwa. O godnej pracy nie zapominają związki zawodowe. W Polsce trzy reprezentatywne centrale związkowe: OPZZ, NSZZ „Solidarność” i FZZ podejmują działania na rzecz promocji tej idei. Nasza współpraca jest coraz bardziej efektywna. Dla mnie osobiście dobrym wzorem do naśladowania jest model norweski – oparty na partnerstwie i wzajemnym poszanowaniu, w którym kompromis i porozumienie znaczą bardzo dużo. To model, w którym partnerzy społeczni wiedzą, że porozumienie jest więcej warte, niż dyktat silniejszego. To model, w którym partnerzy zdają sobie sprawę, że nie posiedli patentu na doskonałe rozwiązanie i nie uznają, że dyskutowanie o nim to zbędna strata czasu. Przyznaję, że jest to model bliski memu sercu. Bliski założeniom godnej pracy i nowoczesnemu, partnerskiemu dialogowi społecznemu. Pragnę podziękować za możliwość promocji idei godnej pracy i dialogu społecznego w ramach norweskiego programu finansowania. Jestem przekonany, że nasze zaangażowanie nie tylko wzmocni dialog społeczny, ale pozwoli na wymianę doświadczeń i jeszcze ściślejsze zbliżenie pomiędzy nami. W związku z tym, że rząd polski ma kłopoty z tworzeniem nowych miejsc pracy, uważam że środki z funduszy norweskich powinny być przeznaczane także na ten cel. Nowe obszary wzajemnej współpracy to dialog społeczny. Otwarcie tych drzwi to możliwość przepływu na polski grunt cywilizowanych stosunków pracy. Czerpiąc przykład ze strony rządu Norwegii, tej normalności i bliskości ze zwykłymi ludźmi oczekujemy także od polskich władz. Jan Guz przewodniczący OPZZ O czym piszą związkowcy nr 16(30) 26 maja 2012 2 Ryszard Zbrzyzny Tabakiera dla nosa czy nos dla tabakiery? To pytanie powinien sobie codziennie zadawać każdy premier, minister i poseł wypełniający z woli narodu powierzone mu zadania. Najważniejsze z nich to takie zarządzanie państwem zarówno w wymiarze ustawodawczym, jak i wykonawczym, by przynosiło ono pożytek państwu i jego obywatelom. Bardzo górnolotnie to brzmi, jednak w pełni oddaje istotę demokracji parlamentarnej opartej na konstytucji. Najważniejszej ustawie zaakceptowanej w wyniku ogólnonarodowego referendum. Zawierającej zbiór podstawowych i nienaruszalnych praw oraz obowiązków nie tylko każdego z nas, ale również wszystkich organów władzy. Bez poszanowania zapisów konstytucji bardzo szybko możemy zacząć funkcjonować w rzeczowistości, w której poszczególne instytucje zaczynają żyć swoim własnym życiem. Często w całkowitym oderwaniu od celu, dla jakiego zostały powołane. Przykłady takiego stanu rzeczy już obserwujemy. Państwowa służba zdrowia tylko pozornie zapewnia nam powszechną opiekę medyczną, system edukacji już dawno przestał być bezpłatny, a ubezpieczenia społeczne na naszych oczach rozpadają się w pył. A przecież w konstytucji RP mamy zapisane prawo do opieki zdrowotnej, edukacji i pomocy społecznej. Niestety, rząd wydaje się nie dostrzegać tych niepokojących sygnałów. Nadal spokojnie produkuje wygodne dla siebie rozporządzenia i kolanem przepycha w parlamencie absurdalne ustawy. Regulacje, które nie rozwiązują istoty poszczególnych problemów, ale jedynie czasowo zasłaniają ich istotę. Przy tym wszystkim ma niczym nieuzasadnione przekonanie o własnej nieomylności. Jest całkowicie głuchy na liczne sygnały ostrzegające, iż produkuje zwykłe prawne buble. Nie możemy godzić się na takie instrumentalne traktowanie prawa przez rządzących i naginanie go do własnych, partykularnych potrzeb. Co chwila media donoszą o kolejnych wnioskach składanych do Trybunału Konstytucyjnego. W ostatnim czasie zaskarżono ustawy o: kwotowej waloryzacji emerytur, refundacji leków, dostępie do informacji publicznej, obniżeniu składki trafiającej do OFE, prawie budowlanym i ogrodach działkowych. Lista jest długa i już nawet prawnicy zaczynają się w tym wszystkim gubić. Przygotowując się do złożenia w Trybunale Konstytucyjnym skargi na ustawę o podatku od kopalin, wpadły mi w ręce dane liczbowe dające dużo do myślenia. Okazuje się, że od początku swego istnienia, czyli od 1986 roku, Trybunał wydał aż 533 wyroki i postanowienia w sprawach skarg konstytucyjnych. Mało tego, co najmniej połowa orzeczeń skończyła się stwierdzeniem niekonstytucyjności całej ustawy albo jakiegoś jej fragmentu. To bardzo niepokojące zjawisko, zwłaszcza że w ostatnich latach nabiera ono dynamiki. Z wspomnianych 533 wyroków aż 241 dotyczy lat 2007 2011, czyli okresu panowania rządów koalicji Platformy Obywatelskiej i PSL. To wyraźnie pokazuje, jak partie te wbrew licznym zastrzeżeniom legislacyjnym forsują swoje rozwiązania. Dzieje się tak z wielką szkodą dla jakości systemu prawa w Polsce. Podważa zaufanie obywateli do państwa i radykalizuje nastroje ulicy. Próbkę ich mieliśmy niedawno podczas debaty nad ustawą emerytalną. Platforma Obywatelska wspierana przez PSL i Ruch Palikota, ignorując protesty milionów Polaków, forsowała swoje pomysły na dożywotni obowiązek pracy. Cynicznie połączyła go jeszcze z koniecznością płacenia składek emerytalnych, z których nigdy nie otrzymamy należnych świadczeń. Trudno więc się dziwić, że zdesperowani związkowcy przed gmachem Sejmu RP głośno i dobitnie demonstrowali swoje oburzenie na takie rozwiązania. Zablokowali wyjścia z budynku i nawoływali rząd do opamiętania się. Co prawda po kilku godzinach odstąpili od oblężenia, ale jestem przekonany, że był to dopiero początek. Już niedługo zacznie się społeczeństwo jeszcze bardziej dobitnie wytłumaczy premierowi, że to tabakiera jest dla nosa, a nie nos dla tabakiery. poseł Ryszard Zbrzyzny przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Miedziowego ________________________________________ Tadeusz Motowidło Stare przysłowie pszczół Roboty publiczne, w tym budowa autostrad, wyrwały z marazmu gospodarkę wielu krajów. W Polsce budowa autostrad może pogrążyć gospodarkę. Wszystko przez pazerność Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad oraz państwa Polskiego. Państwo jest w tym przypadku najbardziej winne, bo od lat toleruje kretyńską zasadę prawną, w myśl której przetarg publiczny wygrywa ten, kto zaoferuje najniższą cenę. Wygrywa nawet wtedy, kiedy ta cena jest zdecydowanie niższa od kosztorysu opracowanego przez zlecającego wykonanie robót. Przez taką zasadę polskie górnictwo wciąż cierpi, bo prawo zmusza kopalnie do kupowania badziewia. Teraz będziemy cierpieć wszyscy, bo okazuje się, że wiele firm budujących autostrady albo pada, albo stoi na skraju bankructwa. Kłopoty mają wykonawcy, podwykonawcy, kooperanci, dostawcy, banki udzielające kredytów, inwestorzy giełdowi, którzy liczyli na zysk z akcji firm zaangażowanych w budowę autostrad, fundusze inwestycyjne i Bóg wie kto jeszcze. Do tej pory w historii cywilizowanego świata było tak, że inwestycje O czym piszą związkowcy nr 16(30) 26 maja 2012 3 publiczne napędzały gospodarkę. U nas inwestycje publiczne mogą gospodarkę zdołować. Pamiętacie, drodzy Czytelnicy, chińską firmę, która wygrała przetarg na budowę autostrady A2 między Łodzią a Warszawą? Chińczycy wygrali przetarg, bo zaoferowali cenę o połowę niższą niż cena z kosztorysu zamawiającego, czyli Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Znalazła się w naszym państwie grupa bezrozumnych ludzi na ważnych stanowiskach, którzy uwierzyli, że można coś zrobić tak tanio, w terminie i w wysokiej jakości. Jaki był tego efekt? Chińczycy zeszli z budowy, nie popłacili polskim firmom i na ich miejsce weszła polska firma, która popracowała parę miesięcy i właśnie jest w trakcie widowiskowego padania. Głównym powodem kłopotów jest realizacja kontraktów, w których najważniejszym kryterium była cena. Spójrzmy teraz na sytuację firm zaangażowanych w budowę autostrad. Inwestorzy panicznie pozbywają się akcji spółek z branży. Indeks WIGBudownictwo jest notowany najniżej od siedmiu lat. W czasie tylko jednej sesji akcje znanych firm z branży poleciały w dół od 13 do 20 procent. Nikt na razie nie mówi, ile osób straciło pracę w tych firmach, a ile jeszcze straci, kiedy trzeba będzie ogłaszać ich upadłość. Budowa autostrad miała być dla firm ziemią obiecaną, a stała się przekleństwem. „Gazeta Wyborcza” w jednym z tekstów stawia taką diagnozę: „Dziś już wiadomo, że przekleństwem dla branży była wojna cenowa w przetargach na budowę autostrad. Zamawiający, czyli Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, mógł się cieszyć, że podpisuje kontrakty dużo taniej, niż szacował w kosztorysach. Wykonawcy brali zlecenia, przebijając się niskimi cenami, a gdy w górę poszły ceny materiałów, wpadli w finansową pułapkę. Symbolem krachu budowania za pół ceny jest chiński COVEC, który w połowie zeszłego roku zrejterował z budowy A2 między Łodzią i Warszawą. Chińczycy chcieli blisko 50 km autostrady za 1,3 mld zł, ponad połowę taniej niż w kosztorysie GDDKiA. Sęk w tym, że autostrady nie są tylko zmartwieniem branży budowlanej, bo przecież nie działa ona w ekonomicznej próżni”. Przypominam, że po zejściu z budowy chińskiej firmy COVEC premier Tusk zapowiadał, że zostanie zmieniona chora zasada, że jeżeli ktoś chce wygrać przetarg, wystarczy, że zaproponuje niską cenę. Ucieszyłem się wtedy, że przy okazji odetchnie także górnictwo. Premier pewnie zapomniał o swej deklaracji. Najgorsze jest to, że nie tylko firmy mają kłopoty. Pojawia się coraz więcej informacji, że jakość już wybudowanych autostrad jest w niektórych przypadkach wątpliwa. Podobno nie ma problemu – wykonawcy naprawią to w ramach gwarancji. Pytam – jacy wykonawcy? Czy ci, którzy zbankrutują? Rząd Donalda Tuska rozpoczął wielki program budowy autostrad. Podejrzewam, że za decyzje z pogranicza polityki, biznesu i techniki zamiast fachowców wzięli się ludzie, którzy może nawet sławojki w życiu nie wybudowali. No i mamy efekty. Stare przysłowie pszczół mówi: Miodu z gówna nie zrobisz. Oj, nie zrobisz. Tadeusz Motowidło przewodniczący ZZG JSW SA Zofiówka Joanna Białek Polskie piekło Myli się ten, kto uważa, że ten swoisty wyścig szczurów jest wyłącznie specyfiką dużych firm korporacyjnych, gdzie walka idzie o naprawdę porządne wynagrodzenia i liczne przywileje. To zjawisko występuje też wśród tych, których stawka godzinowa nie przekracza 5 złotych. Na dodatek bardzo często zatrudnionych na śmieciowej umowie. Kiedyś tak nie było. Bieda raczej jednoczyła ludzi, niż dzieliła. To jednak już historia. Dzisiaj niepewność utrzymania pracy czy też nadzieja na podwyżkę popycha niektórych do najbardziej obrzydliwych i podłych zachowań. Niektórzy zrobią wszystko, byle tylko zapunktować w oczach przełożonego. Oczekiwanie na to, kto się potknie, kto popełni najdrobniejszy błąd, stają się naszą codziennością. Nieważne, że można w ten sposób złamać komuś życie. Któż by się tym przejmował? Tragedie innych mnie nie obchodzą. Ja muszę przetrwać i doczekać jakoś do tej przesuniętej emerytury. Będę więc usłużnie donosił i kablował, gdy tylko nadarzy się okazja. Podstawiał nogę i podkładał świnie. Po trupach do celu. Oczywiście wielu przełożonych skwapliwie to wykorzystuje. Mają przecież podaną na tacy okazję do wykazania się przed swoimi zwierzchnikami. Spirala się nakręca. Nie rozumie baran jeden z drugim, że dzisiaj on pogrąży kolegę czy koleżankę, a jutro sam zostanie wciągnięty na dno kotła. Nie widzi, że ten Matrix, w jakim żyjemy, został stworzony w interesie pracodawcy, który zawsze będzie miał skłonność do wykorzystywania pracownika. Im słabsza jest nasza jedność, tym mu łatwiej osiągnąć ten cel. Im bardziej jesteśmy poróżnieni, uwikłani w nasze małe interesiki, zakulisowe rozgrywki, utaplani w podejrzane układziki, tym łatwiej nami sterować. Czy w tej sytuacji możemy pozwolić sobie na to, by takie pojęcia jak ludzka solidarność i koleżeństwo odeszły na zawsze do słownika zwrotów zapomnianych? Joanna Białek przewodnicząca Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Miedziowego Impel ________________________________________ Jerzy Wiśniewski Strzeżmy się fałszywych bohaterów Znany moderator życia społecznego – Jarosław Kaczyński chce postawić pomnik Lecha Kaczyń- O czym piszą związkowcy nr 16(30) 26 maja 2012 4 skiego przed Muzeum Powstania Warszawskiego, a ulicę Towarową w Warszawie nazwać ulicą prezydenta L. Kaczyńskiego. Jeśli Jarosław Kaczyński, chce by jego brat był symbolem jednej z największych klęsk w dziejach narodu polskiego jakim było Powstanie Warszawskie, to ja bym się nie upierał. Proponuję, też aby wszystkie ulice poprzeczne do ulicy Towarowej nazwać imieniem Jarosława Kaczyńskiego, Marty Kaczyńskiej, dzieci Marty Kaczyńskiej itd. Całą okolicę można nazwać „Kaczy dołek”. A teraz na poważnie. Związki zawodowe w Polsce mają w swojej historii niezwykle chlubny epizod. W czasie II wojny światowej już w listopadzie 1939 roku Związek Nauczycielstwa Polskiego rozpoczął działalność konspiracyjną pod nazwą Tajna Organizacja Nauczycielska. Jest to jedyny w historii świata znany przypadek, gdy związki zawodowe wzięły udział w walce z okupantem. Bezbronni związkowcy ryzykując życiem, starali się podtrzymać ducha polskości w sercach i umysłach setek tysięcy wynarodowianych młodych Polaków. Około tysiąca członków TON (związkowców), za swoją działalność zapłaciło życiem. Dlatego związkowcy, z Warszawy i Mazowsza (być może z całej Polski), powinni wystąpić o upamiętnienie przez nazwanie ulicy, placu lub innej części Warszawy w uznaniu ich bohaterstwa – Tajnej Organizacji Nauczycielskiej. W najbliższym czasie organizacje związkowe OPZZ Warszawy i Mazowsza zostaną o tej akcji dokładnie poinformowane. Walczmy o swoich bohaterów, którzy z całą świadomością oddali życie za Polskę, a skończmy z gloryfikacją przypadkowych lub bardzo kontrowersyjnych postaci. przewodniczący Rady OPZZ Województwa Mazowieckiego Jerzy Wiśniewski ________________________________________ Adam Rogalewski Sukces Polek w Londynie dzięki związkom i studentom Dzięki pomocy UNISON i brytyjskim studentom Polki i inne emigrantki pracujące na Uniwersytecie Londynskim (Senat house) wygrały podwyżkę. Od czerwca tego roku zamiast 6,50 funtów za godzinę dostawać będą 8,30 funtów, a to wszystko dzięki ich determinacji, pomocy związku, studentów oraz coraz bardziej popularnej w Wielkiej Brytanii idei godziwej płacy. Polki wspólnie z emigrantami z innych krajów, głównie Ameryki Łacinskiej, pracują jako sprzątaczki w budynkach dydaktcznych oraz akademikach. Pomimo pracy na uniwersytecie zatrudnione były przez prywatną firmę, która płaciła im wynagrodzenie nie wiele wyższe niż płaca minimalna, która obecnie wynosi 6,11 funtów na godzinę. Prywatyzowanie różnego rodzaju usług w sektorze publicznym w Wielkiej Brytanii jest obecnie normą. Dzięki temu podmioty publiczne takie jak szpitale, szkoły itp, mogą poczynić konieczne oszczędności, które wynoszą średnio około 20 procent poprzedniej płacy pracownika, zwolnione są bowiem z odprowadzania za takiego pracownika składki emerytalnej. Firmy prywatne wzbogacają udziałowców (mając siedzibę zarestrowną poza Wielką Bytanią często nie płacą podatków) a jedynymi osobami, którzy na tym tracą są pracownicy. Ale przecież z nimi i tak nikt się nie liczy ponieważ są to głównie emigranci. Ci jako że nie znający dobrze realiów i języka często nie mają wyboru i muszą się zgodzić na każde warunki pracy. To jednak należy do przyszłości dla pracowników i pracowniczek z Uniwersytetu Londynskiego. Dzięki związkowi UNISON (związek pracowników sektora publicznego) i UCU (związek pracowników akademickich) oraz studentów wywalczyli po przeszło roku aktywnej kampanii prawo do godziwej płacy. Godziwej płacy czyli takiej, która pozwoli im żyć nie wegetować. Godziwa płaca to nie jest żadne hasło związkowe (chociaż to one wprowadziło tą ideę w życie), czy polityczne, tylko płaca ustalana ustalana niezależnie przez akademików, biorąc pod uwagę różne ekonomiczne czynniki jak: inflacja, koszty mieszkania, utrzymania. Wszystko to pomaga w ustaleniu jakie powinno być mimalne wynagrodzenie, które pozwoliło by pracownikowi po prostu żyć (stąd angielska Living Wage). W przeciweństwie do płacy minimalnej nie jest ono obowiązkowa i bierze pod uwagę przede wszystkim potrzeby socjalne pracownika. Wynosi ono w Londynie 8,30 a poza nim 7,20 funtów na godzinę. Więcej informacji o godziwej pracy można znaleźć na stronie OPZZ z moim artykułem http://opzz.org.pl/aktualnosci/o_czym_mysla_zwiaz kowcy.html/id/81 lub na stronie UNISON, gdzie znajdują się tylko po angielsku informacje o tej kampanii www.unison.org.uk/livingWage/index.asp Kampania okazała się sukcesem nie tylko dzięki związkom ale przed wszystkim dlatego, że do walki o ich prawa włączyli się studenci. To oni organizowali demonstracje przed rektoratem, drukowali ulotki, zbierali podpisy oraz za darmo uczyli emigrantów języka angielskiego (klasy językowe odbywały się raz w tygodniu). Jak mówi Mariola, sprzątaczka akademików: wsparcie studentów i ich wiara w zwycięstwo były bardzo ważne podczas naszej prawie rocznej walki. To oni organizowali demonstracje, ponieważ my z obawy przed utratą pracy często bałyśmy się wychodzić na ulicę. Dzięki tym młodym ludziom i ich optymizmowi, udało nam się wygrać to co się nam zawsze należało, godną pracę za godną płacę! Teraz wiem, że jestem częścią uniwersytetu i tak jak inni pracownicy jestem traktowana z szacunkiem. Ja sam aktywnie uczestniczyłem w tej kampanii, rekrutując Polki do związku, organizując spotkania, na których tłumaczyłem oraz pomagałem w ich sprawach pracowniczych. Tym bardziej jest to dla mnie dobra wiadomość. O czym piszą związkowcy nr 16(30) 26 maja 2012 5 Jeśli więc będziecie w Londynie 30 czerwca to zapraszamy was na wspólne świętowanie zwycięstwa. Będzie latynoska muzyka i polskie jedzenie. Centralny Londyn, budynek SOAS od 16.00. Adam Rogalewski pracownik OPZZ oddelegowany do pracy w brytyjskim związku zawodowym UNISON, doktorant w London Metropolitan University. ________________________________________ Historia [1936]: Maria Kirstowa Kilka słów o powstaniu i organizacji Inspekcji Pracy Warszawski Inspektorat Pracy powstał w Polsce w sierpniu 1915 roku jako Inspekcja Fabryczna przy Komitecie Obywatelskim m. st. Warszawy. Wyłoniło ją z siebie samorzutnie polskie społeczeństwo niezwłocznie po opuszczeniu przez władze rosyjskie Warszawy i wkroczeniu wojsk niemieckich [1]. Po rozwiązaniu przez władze okupacyjne w maju 1916 r. Komitetu Obywatelskiego inspektorzy fabryczni przeszli pod Zarząd m. st. Warszawy. W grudniu 1916 r. jeden z sześciu inspektorów fabrycznych został wybrany przez kolegów i następnie mianowany starszym inspektorem fabrycznym. Był nim inż. Franciszek Sokal, późniejszy długoletni minister pełnomocny rządu polskiego przy Lidze Narodów w Genewie i minister pracy i opieki społecznej w Polsce w 1924 roku. Inspekcja Fabryczna, jako polska ekspozytura, była solą w oku władz okupacyjnych, patrzyły one na nią niechętnie, nie dowierzały jej i bacznie śledziły jej działalność, by nie dopuścić do najmniejszego odruchu, który by wyglądał na niesolidaryzowanie się z zarządzeniami władz okupacyjnych i tym samym ośmielił masy proletariackie do niepożądanych fermentów. Toteż pomimo walorów osobistych i energii Sokala oraz tego ducha pełnego zapału, którym przesiąknięci byli inspektorzy fabryczni, Inspekcja nie była tym, czym być chciała i być mogła, gdyby nie była krępowana na każdym kroku. Do czasu odzyskania niepodległości Polski wegetowała ona jako jeden z urzędów miejskich; nie miała ani egzekutywy, ani swobody działania, ani możności należytego nadzoru nad zakładami przemysłowymi, zwłaszcza nad tymi, które były uważane za ważne pod względem wojskowym przez władze okupacyjne. A zakładów innych było w ogóle coraz mniej, przemysł zamierał w szybkim tempie, większość czynnych fabryk pracowała na potrzeby władz okupacyjnych i dostęp do nich był pilnie strzeżony przez policję niemiecką. A jednak, jako jedyny organ nadzorczy nad wykonywaniem robotniczego ustawodawstwa ochronnego, Warszawski Inspektorat Fabryczny musiał pośredniczyć w wybuchających żywiołowo zatargach między pracownikami a pracodawcami. Zadanie to było więcej niż ciężkie, a rezultaty nikłe. Wszelkie usiłowania robotników polepszenia bytu, pomimo ściśle ekonomicznego charakteru wystawianych żądań, uważane były za rewolucyjne wystąpienia i jako takie tłumione w sposób bezwzględny i okrutny. Inspektorzy byli zaś formalnie terroryzowani, gdy chcieli bezstronnie rozpatrywać przyczyny powstałych zatargów. Jako przykład służyć może groźba prezydium policji niemieckiej „jak najostrzejszego postępowania w razie powtórzenia się podobnych wypadków”, gdy robotnicy miejscy wskutek interwencji inspektorów otrzymali w 1918 roku żądaną gratyfikację miesięczną [2]. W pierwszej połowie 1918 roku inż. Franciszek Sokal stanął na czele sekcji ochrony pracy w utworzonym Ministerstwie Opieki Społecznej i Ochrony Pracy. Jako jedno z głównych i najpilniejszych zadań postawił on sobie zorganizowanie polskiej Inspekcji Pracy na wzór zachodnioeuropejski. Nim jednak te zamierzenia mogły być urzeczywistnione, nastąpiły z błyskawiczną szybkością znane wypadki historyczne z drugiej połowy 1918 roku. Władze okupacyjne opuściły Warszawę, Polska odzyskała niepodległość, powstał Rząd Lubelski, Komendant Józef Piłsudski powrócił z Magdeburga do Warszawy. Jednocześnie dynamicznie wprost z dnia na dzień została zorganizowana polska Inspekcja Pracy. Nie zostały wydane żadne instrukcje, określające zakres jej działania i stosunek do innych urzędów państwowych, nie było poza ustawodawstwem rosyjskim przepisów, ustalających kompetencje, uprawnienia i obowiązki inspektorów pracy. Został wprost powołany człowiek, dodano mu paru innych do pomocy i urząd rozpoczął swe istnienie od rozpatrywania wszystkiego, co pod rękę mu się nawinęło. Dnia 3 stycznia 1919 roku – a więc już w trzecim miesiącu istnienia i funkcjonowania z całym rozmachem polskiej Inspekcji Pracy – został ogłoszony dekret o tymczasowym jej urzędowaniu i działalności. Dekret ustalił zakres działania inspekcji, dał jej podwaliny organizacyjne i podstawy do planowej działalności, a co najważniejsze dał jej prawa nadzoru nad wszelką pracą najemną [3] oraz uzależnił bezpośrednio i wyłącznie od Ministerstwa Opieki Społecznej i Ochrony Pracy. To ostatnie stało się kardynalną zasadą organizacji Inspekcji. Był to punkt bojowy, o który rozbijały się układy międzyministerialne w sprawie dekretu. Punkt, który wywołał opóźnienie w opublikowaniu go, pomimo, że był opracowany już w pierwszym półroczu 1918 roku za czasów okupacji niemieckiej. Punkt, który stał się dla inspektów pracy wyznaniem ich wiary, alfą i omegą racji istnienia samej Inspekcji Pracy. W celu tym silniejszego podkreślenia tej tendencji do samodzielności pierwsze wnioski nomina- O czym piszą związkowcy nr 16(30) 26 maja 2012 6 cyjne w Polskiej Inspekcji Pracy były przedstawiane bezpośrednio Naczelnikowi Kraju do zatwierdzenia [4]. Wszelkie zakusy, zmierzające do podporządkowania Inspekcji innym resortom, a nie Ministerstwu Pracy, a nawet łagodniejsza forma – danie możności innym władzom wywierania wpływu na Inspekcję, spotykały się ze zdecydowanym odporem ze strony przedstawicieli Inspekcji. Najsilniejszy wyraz temu stanowisku dali inspektorzy pracy w 1920-21 roku, gdy zasada zależności Inspekcji pracy jedynie od ministra pracy i opieki społecznej omal nie została naruszona przez ustawę o organizacji władz administracyjnych drugiej instancji. W ustawie tej spod kompetencji władz administracyjnych zostały wyeliminowane sprawy dotyczące wojskowości, sądownictwa, skarbu, oświaty, kolei, poczt i telegrafów. Inspekcja zaś, wbrew intencjom dekretu i dotychczassowej praktyce, nie została wyłączoną, co musiałaby pociągnąć podporządkowanie jej Ministerstwu Spraw Wewnętrznych i wojewodom. Wywołało to formalną burzę. Organizacje robotnicze zgłosiły do rządu kategoryczny protest przeciwko tej ewentualności, poparły je poniekąd i stowarzyszenia pracodawcze. Najsilniej zaakcentował to Centralny Związek Pracodawców na Pomorzu. Wyraził on piśmiennie ministrowi pracy gotowość poddawania się we wszystkich zatargach z pracownikami ingerencji Ministerstwa Pracy, ale pod warunkiem, że Inspekcja nie będzie uzależniona od władz administracyjnych. W Inspekcji Pracy zawrzało jak w ulu. Warszawscy inspektorzy pracy zwrócili się do głównego inspektora pracy M. Klotta i ówczesnego ministra inż. Pepłowskiego z wnioskiem zwołania zjazdu inspektorów z całej Polski w celu omówienia tej zasadniczej kwestii i wspólnego zaprotestowania przeciwko możliwości uzależnienia Inspekcji Pracy od władz administracyjnych. Zjazd odbył się, przewodniczył sam minister Pepłowski, obecnym był na nim również były minister Ziemięcki. Inspektor pracy na m. Warszawę inż. Z. Bohuszewicz wygłosił referat o organizacji Inspekcji Pracy we wszystkich krajach zachodnioeuropejskich, z którego wynikała niezależność jej od władz administracyjnych na zachodzie. Jako zakończenie referatu i kwintesencję jego został złożony wniosek zaliczenia Inspekcji Pracy do urzędów wyłączonych spod kompetencji lokalnych władz administracyjnych. Przemówienia inspektorów pracy musiały być dostatecznie śmiałe i rewolucyjne, jeżeli w końcu minister uniósł się, trzasnął w stół pięścią i podniesionym głosem oświadczył, że urzędnicy nie od tego są, by pouczali swe władze, i że on „potrafi sam zatrzasnąć drzwi, gdy zajdzie tego potrzeba”. Wówczas zabrała głos inspektorka pracy Z. Praussowa i w ciętym przemówieniu oświadczyła, że pan minister ma zupełną słuszność, oświadczając, że urzędnicy nie są uprawnieni ani do stawiania żądań swej władzy, ani do krytyki ich zarządzeń, jednakże będzie słusznym również twierdzenie, że w wolnej Rzeczypospolitej Polskiej każdy obywatel ma prawo wolnego wyboru zawodu. Inspektorzy pracy to są ci obywatele, którzy z powołania poświęcili się pracy na odcinku ochrony interesów robotnika. Jeżeli więc Inspekcja ma zmienić radykalnie swoje oblicze, ma stać się zaprzeczeniem samej siebie, zostać Policją Pracy, to wolno tym wolnym obywatelom zastanowić się nad tym, czy będą mogli nadal poświęcać swoje siły i pracę dla działalności, która tylko z nazwy pozostałaby Inspekcją. Ona, Praussowa, zadaje sobie w tej chwili to pytanie, rozstrzyga je negatywnie i ośmiela się na ręce ministra złożyć rezygnację ze stanowiska inspektorki. Gdy skończyła mówić, zapanowało skonsternowane milczenie. Przerwał je minister: „Takie stanowisko rozumiem – oświadczył. – Człowiek nie zgadza się i rezygnuje”. W tej chwili nerwowo zaszeleścił papier, zaskrzypiały pióra i niebawem na stole prezydialnym znalazł się plik podań: inspektorzy pracy, idąc za przykładem Praussowej, gromadnie zgłosili prośbę o zwolnienie ich z zajmowanych stanowisk. To już widocznie było mniej zrozumiałe, minister wyraził ubolewanie, że stanowisko inspektorów utrudnia mu obronę niezależności Inspekcji i opuścił zebranie. Ze stanowiskiem zajętym przez obecnych na zjeździe inspektorów pracy zsolidaryzowali się również nieobecni ich koledzy, nadsyłając na ręce ministra podania o dymisję. Sprawa znalazła szczęśliwy epilog. W niedługim czasie wyszło rozporządzenie Rady Ministrów, wyłączające Inspekcję Pracy spod władzy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i wojewodów [5]. Od chwili ogłoszenia dekretu powstawały stopniowo Inspektoraty Pracy w całej Polsce. Państwo zostało podzielone na 12 okręgów, odpowiadających terytorialnie województwom. Jedynie mało uprzemysłowione wschodnie okręgi obejmowały po dwa województwa [6]. Warszawa zaś została wyodrębniona jako okręg I, który przez pierwsze lata istnienia Inspekcji mieścił się w gmachu Ministerstwa. Każdy okrąg został podzielony na 4-8 obwodów z obwodowymi inspektorami pracy na czele. Obwodowi inspektorzy mieli całkowitą samodzielność i swobodę działania na terytorium swego obwodu. Z wolna wszakże ustrój Inspekcji Pracy uległ zasadniczej zmianie, stał się ściśle centralistyczny. Hierarchia urzędnicza zastąpiła dawną równość koleżeńską: główny inspektor pracy, zwierzchnik Inspekcji w całej Polsce i bezpośredni przełożony okręgowych inspektorów, zależny bezpośrednio od ministra, podporządkował okręgowym inspektorom obwodowych. Najstarszy dawniej między równymi, okręgowy inspektor pracy stał się przełożoną służbowo władzą inspektorów obwodowych. Obwodowi inspektorzy pracy otrzymali do pomocy podinspektorów, zależnych od nich służbowo. Do zadań specjalnych w zakresie higieny przemysłowej powołani zostali podinspektorzy lekarze, zależni od okręgowych inspektorów, choć otrzymywali dyspozycje od obwodowych, na których terenie wykonywali swą pracę. Ponadto dekret przewidywał organy kolegialne oraz mężów zaufania robotników, czynnych w charakterze asystentów. Ustawa o inspekcji pracy oparta jest na tych samych podstawach co i dekret, wprowadziła nieznaczne tylko różnice w sposobie urzędowania i trybie postępowania inspektorów pracy. Natomiast samo życie powojenne narzuciło O czym piszą związkowcy nr 16(30) 26 maja 2012 7 inspektorom pracy pewne dziedziny pracy, które zasadniczo nie były przewidziane w dekrecie. Polscy inspektorzy pracy, w przeciwieństwie do zachodnioeuropejskich swych kolegów, zmuszeni zostali do pełnienia prócz obowiązków ściśle inspekcyjnych również pracy rozjemczej w zatargach między pracodawcami i pracownikami. W pierwszych latach powstania Polski praca ta obarczała inspektora pracą ponad miarę i odciągała go od istotnych jego obowiązków. Obwodowy inspektor pracy pośredniczył w zatargach na terenie swego obwodu, okręgowy – w zatargach, które przekraczały granice terytorialne obwodów, Dotyczyły np. fabryk tego samego przemysłu, mieszczących się w rozmaitych punktach Warszawy, podlegających więc nie jednemu, a paru obwodowym inspektorom. Główny inspektor obejmował przewodnictwo w ważniejszych zatargach, zagrażających bezrobociem nieomal w całym kraju, oraz w zatargach przekraczających terytorium jednego okręgu, np. zatargi w przemyśle włókienniczym, obejmujące zwykle Łódź, Białystok, Warszawę itp. ośrodki przemysłu włókienniczego. Najistotniejsze zadania inspektorów – nadzór nad bezpieczeństwem i higieną przy pracy oraz nad stosowaniem przepisów ustawodawstwa ochronnego itp. W zakładach zatrudniających robotników – spoczywały na barkach obwodowych inspektorów pracy. Praca pierwszych inspektorów pracy była nie tylko odpowiedzialna, ale trudna i ciężka. Pracowali oni z zapałem i z zaparciem się siebie, bez wytchnienia, więcej i wytrwalej niż pozwalały im na to siły, a jednocześnie niskie uposażenie inspektorów przy wysokich kwalifikacjach, jakie były od nich wymagane [7], sprawiały, że tylko ci spośród inżynierów wytrwali na swych stanowiskach, którzy pracowali z zamiłowania, ciężkie więc warunki materialne nie zmusiły ich do ucieczki na otwierające się lukratywne stanowiska w przemyśle. W pierwszych kadrach inspektorów znaleźli się przedwojenni działacze socjalistyczni i rewolucyjni, starzy bojowcy, romantycy i entuzjaści wszelkiego autoramentu. Byli i ludzie o wieloletnim stażu tej pracy, po przebytym więzieniu i katordze. Ludzie ci w początku rzeczywistości polskiej czuli się jeszcze tak nieodwołalnie zżyci ze środowiskiem robotniczym, z przekonaniem o kierowniczej, doniosłej roli proletariatu w organizowaniu przyszłych form życia zbiorowego, że służba przy ochronie pracy, zdrowia i bezpieczeństwa robotnika w warsztatach pracy oraz pełna zapału praca rozjemcza przy zmaganiu się klasy robotniczej z kapitałem uczuciowo nawiązywały do celów i zadań całego ich życia, były jakby przedłużeniem dawnej działalności ideowej w ruchu robotniczym i wyzwoleńczym. Ta grupa ideowców, gotowych do wszelkich poświęceń, ofiar i wysiłków stworzyła ten fundament, na którym nie tylko bazował gmach inspekcji, ale i dalsza jego rozbudowa. I nic dziwnego. Inspekcja wchłonęła w siebie to, co stanowiło najcenniejszą właściwość ówczesnego społeczeństwa: niezłomną wolę, walczenie ze wszystkim, co było złe i głęboką wiarę w lepsze jutro. Przypisy: 1. Rosyjscy inspektorzy fabryczni ustąpili wraz z innymi władzami rosyjskimi przed zajęciem Warszawy przez wojska niemieckie. 2. Patrz „Sprawozdania Inspekcji Pracy z 1923 r.”, str. 1. 3. Na zasadzie rosyjskiej ustawy o pracy w przemyśle nadzorowi inspekcji podlegały jedynie zakłady o typie fabrycznym, posiadające motory elektryczne lub zatrudniające od 16 robotników wzwyż. 4. Dla zobrazowania sposobu, w jaki wnioski te były redagowane, dołączam odpis nominacji jednego z inspektorów pracy z dnia 16 stycznia 1919 r.: NOMINACJA: Mianuję Obywatela obwodowym inspektorem pracy Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej z przyznaniem mu poborów wg kategorii V etatu płac (ad personam) począwszy od dnia 1 stycznia 1919 roku. Jednocześnie zaznaczam, że wniosek o nominacji Waszej zatwierdzony został przez Naczelnika Kraju w dniu 15.I.19. Minister: B. Ziemięcki. 5. Dla zilustrowania tego incydentu załączam odpis odpowiedzi głównego inspektora pracy M. Klotta na podanie o dymisję jednego z okręgowych inspektorów pracy: „Niniejszym uprzejmie komunikuję, że przedstawiłem podanie Pana o Dymisję Panu Ministrowi, który podania nie przyjął i polecił nadal, aby Pan sprawował swoje obowiązki. Jednocześnie Pan Minister upoważnia mnie do zakomunikowania, że zostaną przez Niego poczynione usiłowania, aby Inspekcja Pracy była całkowicie niezależną od władz administracyjnych. Komunikując o powyższym, ze swej strony proszę Pana Inspektora o pełnienie nadal Jego obowiązków, jednocześnie komunikuję, że nie omieszkam zawiadomić o wynikach starań przedsięwziętych przez Ministerstwo celem uniezależnienia Inspekcji Pracy”. 6. Okręg V lubelskie i wołyńskie, okręg VI białostockie i poleskie, okręg VIII lwowskie i tarnopolskie, okręg XII wileńskie i nowogrodzkie. 7. Wyższe wykształcenie, przygotowanie techniczne, znajomość nauk społeczno-politycznych i prawnych, higieny przemysłowej i stosunków robotniczych, praktyka i specjalny egzamin przy Ministerstwie na inspektora pracy. Maria Kirstowa Powyższy tekst jest rozdziałem książki: Maria Kirstowa, Halina Krahelska i Stefan Wolski – „Ze wspomnień inspektora pracy”, Wydawnictwo M. Fruchtmana, Warszawa 1936, tom I, od tamtej pory nie wznawianej, ze zbiorów Remigiusza Okraski. Poprawiono pisownię wedle obecnych reguł. Przedruk za: http://lewicowo.pl ________________________________________ Biuro Prasowe OPZZ Redaktor Grzegorz Ilka 00-924 Warszawa, ul. M. Kopernika 36/40, tel. (022) 551-55-04, e-mail: [email protected] O czym piszą związkowcy nr 16(30) 26 maja 2012 8