Pobierz - Portal Pisarski
Transkrypt
Pobierz - Portal Pisarski
Prolog — Medley Od autora: To prolog do pewnej obszerniejszej "powieści". Ciężko mi określić jej gatunek, bo chyba nie da się wrzucić do jednego worka. Trochę w niej obyczajowości, psychologizmu, ale też horroru i nuty fantastyki. Proszę o szczere opinie :) “Zazdroszczę ci W każdej chwili Możesz odejść ode mnie A ja od siebie Nie mogę” Anna Świrszczyńska Prolog Czarny mercedes przemknął polną drogą. Teraz wysuszoną, pełną dołów i kamieni, z kępami pożółkłej trawy po bokach. Samochód był cały w zaschniętym błocie, pokryty kurzem. Od wgniecionej maski po prawej stronie odbijało się wiszące nad horyzontem słońce w pełni. Auto zatrzymało się pod dużym, do połowy zdrapanym szyldem. Informował o wynajmie pokoi w starym dworku, przed którym stał. Kiedy silnik zgasł w okolicy zaległa całkowita cisza. Lekki podmuch wiatru poruszał jedynie wyrwanym z zawiasów oknie na górze budynku. Była to posesja z niewielkim ogrodem. Gałęzie nieprzystrzyżonego żywopłotu rozrastały się na wszystkie strony, przypominając kolce, jakby zabezpieczające przed wtargnięciem do środka. W ogrodzie rosły wielkie, białe róże, a drzewo na samym środku sięgało ponad mały komin na czubku domu. Opadłe z drzewek jesienne liście przykrywały suchą trawę. Dworek miał biały, wyblakły kolor, obdrapany i zszarzały, a na jego stopniach spały okoliczne, bezpańskie koty, dwa czarne i jeden śnieżnobiały. Okolica była kiedyś spokojna i pełna urokliwych miejsc, takich jak łąki, duży, gęsty las i rzeka przepływająca leniwie w pobliżu. Wkraczając jednak na ganek starego dworku, uczucia odprężenia i błogostanu odpływały w dal. Kiedy tylko wystraszone koty rozbiegły się z powarkiwaniem, zeskakując w popłochu ze schodów, ten, który wchodził na stopnie czuł rosnący niepokój. Skrzypiące drzwi otworzył na oścież. Ze środka buchnął w niego kurz i zapachy stęchlizny oraz wilgoci, a nawet szczurzych odchodów. Zwierzęta popiskując pochowały się w wygryzionych dziurkach w starych meblach. Wnętrze domu budziło prawdziwą grozę. Wielkie, grube pajęczyny zwisały z sufitu, okalały barierki schodów prowadzących na górę, klamki i pogryzione, podrapane meble. Dopiero po chwili mężczyzna spostrzegł wyschnięte plamy krwi na podłodze. Zaschnięte odciski kocich łap ubrudzonych w czerwonej cieczy prowadziły jeszcze dalej, w głąb mieszkania. Zaczął iść tym śladem, próbując przygotować się na to, co prawdopodobnie zobaczy. Po drodze zdjął kapelusz i położył go na zakurzone biurko stojące w holu, czegoś na kształt małej recepcji. Kartki zrzucone z półeczki pod górnym blatem leżały rozsypane na podłodze. Spacerowały po nich duże, chude pająki. Omiótł spojrzeniem małą kuchenkę, gdzie z półmiska na barku wystawały spleśniałe owoce. Unosił się nad nimi rój małych muszek. Ślady kocich łap odznaczyły się także na tym barku, na meblach, prowadziły po poręczy schodów na górę i zakurzoną podłogą do pokoiku po lewej stronie od wejścia. To tam mężczyzna skierował swoje kroki. Na jego czarnych lakierowanych, choć trochę zniszczonych butach szybko osiadł kurz. 1 Pchnął uchylone drewniane drzwi. Odurzył go niewyobrażalny smród. Drgnął ze zgrozą na gwałtowne poruszenie w pokoju. Mały, czarny kot przemknął pomiędzy jego nogami i prysnął do wyjścia. Drugi, bialutki, wyskoczył przez otwarte na oścież okno. Przez nie do środka wpadały kolorowe liście i kilka najdłuższych gałęzi z rosnących pod murem krzewów o czerwonych łodygach. Jedna z brązowych zasłon leżała brudna na ziemi, druga wisiała na kilku ostatnich uchwytach i kołysała się w rytm wiatru. W pokoju na łóżku z kiedyś biała pościelą, która teraz przesiąknięta była skrzepłą krwią, leżało prawie rozłożone już ciało młodej kobiety. Nad nią bzyczały cicho tłuste muchy. Mężczyzna zacisnął nos palcami i wszedł kilka kroków w głąb pomieszczenia. Na ścianie wisiał obraz przedstawiający nagą kobietę obejmowaną z tyłu przez kilka par ludzkich rąk. Na podłodze walały się suche, jesienne liście, wielkie koty kurzu i powyrywane pożółkłe kartki. W rogu stał adapter, a w nim tkwiła winylowa płyta. Nachylił się nad nią, zdmuchnął kurz, który zmusił go do kichnięcia i przeczytał, że jest to płyta z dziełem Vivaldiego „Storm”. W jego głowie od razu rozbrzmiała znana dobrze melodia i kiedy ponownie odwrócił się w kierunku łóżka, leżała na nim młoda, choć trochę wychudzona kobieta o ładnej, delikatnej twarzy. Szeroko otwarte ciemne oczy wlepiła w sufit, a rękami obejmowała ranę postrzałową na brzuchu, z której zaczynała sączyć się gęsta, metaliczna krew. Przesiąkała przez białą, zwiewną bluzkę i pościel. Rysowała na niej wielkie, czerwone kałuże. Mężczyzna poczuł jej drażniący zapach, który szybko połączył się z fetorem wydobywającym z rozkładającego się ciała. Wiatr zawiał ponownie, pomarańczowe liście wpadły do pokoju robiąc w powietrzu spirale, a następnie powoli, bardzo powoli opadając na łóżko. Adapter zgrzytnął, skrzypnął, płyta zaczęła się mozolnie kręcić, aż wreszcie cały dom wypełniła ponura melodia, wnikająca w każdy uśpiony mebel, każdą część dworku, każdą martwą komórkę. Na parapecie za oknem przysiadł kruk, jakby wsłuchując się w muzykę. Mężczyzna czym prędzej ruszył do wyjścia, zostawiając za sobą pokój i pobiegł na górę. Nie znalazł tam nic oprócz pootwieranych okien, liści wpadających do środka i śladów kocich łap, roznoszących wszędzie krew. Nie było tego, kogo szukał. A owy osobnik zasłużył na gorszy los, niż ten, który spotkał kobietę w pokoju na dole. – Co tym razem Parker? Czemu to jeszcze nie koniec? - zmrużył oczy, stojąc na szczycie schodów i obserwując koty wtykające nieśmiało łby przez drzwi wejściowe. Muzyka wciąż rozlegała się w głowie posiwiałego mężczyzny w starym, znoszonym garniturze. Kopiowanie tekstów, obrazów i wszelakiej twórczości użytkowników portalu bez ich zgody jest stanowczo zabronione. (Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych, Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83 z dnia 4 lutego 1994r.). Medley, dodano 19.04.2013 07:41 Dokument został wygenerowany przez www.portal-pisarski.pl. 2