AktuAlność konińskiego. uzupełnienie do mesjAnistycznych „pressji”

Transkrypt

AktuAlność konińskiego. uzupełnienie do mesjAnistycznych „pressji”
Juliusz
Gałkowski
Aktualność
Konińskiego.
uzupełnienie do
mesjanistycznych
„Pressji”
Karol Ludwik Koniński jest autorem nieustannie odgrzebywanym z piasków zapomnienia. W jednym z tekstów porównałem
pisanie o nim do pracy archeologa (Gałkowski
2003). W tamtym przypadku chodziło o poszukiwania bibliograficzne, ale niewątpliwie
metafora piasku pustynnego, nieustannie zasypującego archeologiczne stanowiska, wciąż
odsypywanego przez cierpliwych badaczy,
doskonale wskazuje konieczność ciągłego
przypominania twórczości jednego z najtęższych umysłów II Rzeczpospolitej. Do tej pory
restytuowano Konińskiego jako filozofa i teologa – przede wszystkim autora intymnych
zapisków o wielkiej głębi myśli (Fitas 2003,
Nadana–Sokołowska 2012). Powoli zapominamy wielkie dzieło badacza polskiej literatury ludowej, a właściwie nie odkryty jest Karol
Ludwik Koniński jako pełen pasji autor tekstów społeczno-analitycznych. Kilku autorów
z uporem maniaka przypomina działa „Hioba
z Rudawy”, a zasłużone wydawnictwo Arcana
niedawno wzbogaciło polskie biblioteki trzema tomami jego pism zebranych. W jednym
z nich, zatytułowanym Zagadnienia religijne
(Koniński 2010), znajduje się interesujący
168
tekst: W sprawie Ch.O.Ś. (Koniński 2010:
163–206). Tekst stawia przed nami wiele aktualnych pytań. Pytań o kondycję świata, religijność i Kościół rzymskokatolicki w Polsce.
Nie ma co udawać, Konińskiego nie czyta
się łatwo. Szereg neologizmów (autor jeśli
tylko mógł, unikał obcych słów) czy modernistyczny, czasami wręcz młodopolski, język zbija współczesnego czytelnika z tropu.
Wbrew pozorom o wiele łatwiej czytuje się
jego skryte zapiski: urywane, aforystyczne,
ocierające się o najwyższą półkę literacką. Od
publicystyki Konińskiego odstręcza także –
delikatnie mówiąc – nieszablonowość forsowanych koncepcji. Czy to powołania polskiego cesarstwa, czy stworzenie polskiej wersji
wyznania chrześcijańskiego – nowoczesnego
orygenizmu, czy wreszcie nowej wizji Europy.
Po latach siedemdziesięciu czy osiemdziesięciu łatwo wskazywać słabe strony tych koncepcji. Ale podchodząc do publicystyki społeczno-politycznej i religijnej tego myśliciela,
nie sposób omówić mu wybitnych zdolności
analitycznych oraz umiejętności stawiania
diagnoz współczesnemu światu.
PRESSJE 2013, TEKA 34
Podobnie rzecz się ma w tekście poświęco- pięciu lat. Dwie potęgi szykowały się do likwinym chrześcijańskiej odbudowie świata – bo dacji chrześcijaństwa, zakładając, że będzie
tak się tłumaczy zagadkowy skrót Ch.O.Ś. to plan raczej średnio niż długookresowy.
w tytule artykułu, pierwotnie opublikowa- Działania antykościelne, antychrześcijańskie
nego w 1938 roku w „Marchołcie”. Był on – co jest raczej eufemistycznym określeniem
odpowiedzią na wezwanie prymasa Polski, prześladowań i mordów – realizowano na
aby polscy katolicy włączyli się w odbudowę całym świecie i na wszystkich kontynentach.
chrześcijańskiego świata i przeciwstawili się W 1938 roku z całą pewnością można było się
bezbożnictwu. Koniński na apel odpowie- bać najbliższej przyszłości. Czas pokazał, że
dział tym bardziej skwapliwie, że od pewne- słusznie.
go czasu miał swoje przemyślenia na temat
chrześcijaństwa i katolicyzmu. Miał wielką
potrzebę skonfrontowania z innymi swych Bezbożnicy i zeloci
idei opartych na rozległej literaturze, ponieważ z jednej strony znajdował wielu katoli- W jaki sposób Karol Ludwik Koniński opisuków myślących podobnie, ale z drugiej strony je ten wrogi chrześcijaństwu obóz? Okazuje
do pasji doprowadzali go ci publicyści, którzy się, że granica nie jest wyznaczona między
jawili się mu jako „mimowolni gasiciele ciche- ortodoksyjnymi katolikami a resztą świata,
go pożaru tęsknot religijnych, szkodliwi tak nie przebiega nawet między ateistami a wiesamo lub nawet bardziej niż propagandyści rzącymi. „Granica ta musi odciąć oczywiście
bezbożnictwa” (Koniński 2010: 174). Ale tak tych wszystkich, którzy się zachowują tak, jak
samo jak jednych i drugich przerażała go in- gdyby nie chcieli, ażeby był Bóg” (Koniński
wazja ateizmu, który widział jako zagrożenie 2010: 169). Znajduje on dwa ateizmy wrogie
dla świata i społeczeństwa. Tekst o Ch.O.Ś. Kościołowi. Pierwszym jest ateizm materialiopisuje dwie strony konfliktu, jest swoistym styczny, odrzucający Boga i religię. Właściwie
policzeniem się: „kto z nami, kto przeciw dla Konińskiego jest to „integralne bezbożnam”. Wyznacza wyraźną linię demarkacyj- nictwo”, postawa nie zaprzeczająca istnieniu
ną, przez co jest z konieczności uproszczony, bóstwa czy Boga, lecz walki z Bogiem i Jego
lecz bynajmniej nie traci na jakości. Jeżeli wyznawcami. Nie jest to niewiara, lecz jednoprzeczytamy, że siedemdziesiąt lat temu znaczna nienawiść, „ale kto «nienawidzi», ten
uznano, iż wojujące bezbożnictwo i ateizm się martwi, gdy się znienawidzony poprawia
objawiły się szczególnie mocno i zagroziły i nienawidzi go tym bardziej; nielubienie jest
cywilizacji europejskiej, to najprawdopodob- racjonalne, nienawiść subracjonalna, musuje
niej wzruszymy ramionami. Takimi alarmami z jakiegoś ciemnego, niedosięgłego światłem
budzeni jesteśmy co ranek, a kasandryczne rozumu, dna” (tamże: 168). Drugą siłą stojącą
przepowiednie zdążyły się już nieco znudzić. według autora po stronie zła jest panteistyczMożemy zatem pośmiać się z marudności ny naturalizm, który dla chrześcijaństwa jest
naszych dziadów i pradziadów. Ale możemy bodajże bardziej niebezpieczny niż otwarcie
przy tym zapomnieć, że było to już dwudzie- wojujące bezbożnictwo. „To co się nazywa
stolecie sowieckiego ludobójstwa, a równie współczesnym pogaństwem, jest właśnie jabezbożny system panował w Niemczech od kimś panteizmem, który dla chrześcijaństwa
AKTUALNOŚĆ KONIŃSKIEGO • JULIUSZ GAŁKOWSKI
169
jest o wiele groźniejszy niż ateizm, a to nawet
wtedy i właśnie wtedy gdy mówi nie o »bogach« lecz tylko o jednym «Bogu». Warto zaobserwować jaki sens przybrało imię «Bóg»
w ustach Adolfa Hitlera: nie oznacza nic innego
niż Przyrodę, a to słowo nie jest niczym innym, tylko tytułem ordynarnego mitu o Sprawiedliwości Siły” (tamże: 182–183). Ale wojujący – naprawdę nienawidzący religii i Boga
– ateiści nie ograniczają się tylko do pisania
manifestów i książek. Na początku XXI wieku
w Polsce widzimy próby zbudowania świata bez Boga i religii, próby podejmowane na
razie werbalnie. Ale w sukurs otwartym ateistom idą prądy ideologiczne określane mianem New Age, co jest nazwą mylną i mylącą,
ponieważ są to idee prastare, a tylko wciąż
na nowo wkładane w kolejne – pociągające
kolorem i formą – opakowania. Kult natury
jest czymś więcej – podobnie jak w latach
trzydziestych ubiegłego wieku – niż tylko pogańskim nawiązaniem do sił przyrody. Jest
aktem wyboru między wiarą w Boga osobowego a poszukiwaniem sił, które rządzą światem, ale można je okiełznać i wraz nimi sięgać
po potęgę i władzę. Jest w tym coś więcej niźli
tylko darwinowski zabobon, że silniejszy znaczy więcej, to jest rozpaczliwe poszukiwanie
dowodu na to, że jest się równym bogom, że
własna siła jest prawem wywyższającym ponad resztę świata.
Po drugiej stronie muru Koniński opisuje
także wiele prądów, zdecydowanie różnorodnych i często skłóconych. Ale celem autora
jest wskazanie wspólnoty, nie podziału; podobieństwa, nie różnicy. Niebezpieczni są –
zdaniem autora – nowi zeloci, torkwemadyści,
którzy odrzucają wszystkich myślących inaczej niż każe najtwardsza i najsurowsza doktryna. To jest przeciwieństwo „integralnego
170
ateizmu” – „integralny katolicyzm”. Oni już
nie wierzą, oni wiedzą i nie podejmują duchowego wysiłku, bo osiągnęli ideał. I nie jest to
bynajmniej twierdzenie złośliwe. Publicysta
stwierdza fakt. Ale owi integryści nie stanowią całego obozu chrześcijańskiego. Następuje po nich cały wachlarz postaw. Ludzie
znajdują w chrześcijaństwie pewną postawę
moralną, godną naśladowania i chociaż ich
wiara nie jest tak pełna i wystarczająca jak
owych integrystów, to jednak stawia ich
w obozie chrześcijańskim. Ale ów szeroki
obóz sięga jeszcze dalej, aż po ateistów, którzy co prawda nie wierzą, lecz nie są wrogo do
chrześcijan nastawieni. Których humanizm
znajduje wspólną podstawę z humanizmem
wywodzącym się z Dobrej Nowiny. Skoro to
jeden obóz, to o cóż tak namiętna walka autora? Właśnie o to, aby owi zeloci, owo jądro
wierzących, nie odrzucało heretyków i modernistów czy nawet niewierzących. Przy
okazji nie ma żadnych wątpliwości, że nie
jest on synkretycznym zamazywaczem różnic. To nie jest wszystko jedno czy ktoś wierzy, jak wierzy i w co wierzy. Nie każdy jest
chrześcijaninem i nie każdy jest ortodoksyjny. I chociaż autor Nox Atra był jednym z prekursorów współczesnego nam katolicyzmu
otwartego, to doskonale wiedział, że Kościół,
aby pozostać sobą, nie może zamazywać
swego nauczania. „Notabene nie ma tu propozycji, aby strona katolicka miała upuścić
z ręki broń dyskusji, krytyki przeprowadzonej z punktu widzenia najściślej ortodoksalnego, albo polemiki używającej chwytów
ironii i gniewu. To są kwestie temperamentu
i stylu, i byłoby sentymentalizmem zalecać
w polemice wyłącznie tylko ewangeliczną
łagodność; sama zresztą Ewangelia grzmi
straszliwymi inwektywami, gniewem i szyderstwem przeciwko typom faryzejskim,
PRESSJE 2013, TEKA 34
spłycarzom wiary, okrutnikom, niepoczciw- wszelkie instytucje, które chcą istnieć, mucom, gorszycielom…” (Koniński 2010: 175). szą uciekać się do polityki” (Koniński 2010:
Nie pora jednak na prezentowanie tego, jak 199–200).
Koniński ujmuje i opisuje (a robi to naprawdę smakowicie) różnice między rozmaitymi
stopniami wiary i niewiary. W tych rozwa- Polityka ludzi dobrej woli
żaniach istotne jest znalezienie tego, co
na obszarze ziemskim i przyziemnym jest Chrześcijańska odbudowa świata nie jest zastawką, a zarazem przyczyną wielkiej roz- tem w żadnym stopniu tożsama z misją i zagrywki pomiędzy chrześcijaństwem i jego daniem Kościoła. Jest nie tylko czymś innym,
wrogami. Rozgrywka ta bowiem toczy się hic jest czymś mniej. Autor zdaje sobie sprawę,
et nunc i jest absolutnie ziemska i polityczna. że kompromisy moralne spłycają wielkość KoChciałoby się krzyczeć, że chrześcijaństwo ścioła, że polityka nie jest tożsama z etyką i że
jest przecież odwołaniem do królestwa nie zdobywanie oraz utrzymywanie władzy przez
z tego świata; że Kościół owszem sprawuje chrześcijaństwo (bo nie Kościół jako instytuwładzę, ale nad duszami i sercami, a zatem cję) może być dla wielu kamieniem obrazy. Ale
nie wolno mu służyć mamonie doczesnej jednocześnie Kościół nie ma prawa polityki
władzy. I to wszystko pisze Karol Ludwik pozostawiać samej sobie, to znaczy na pastwę
Koniński. Lecz jednocześnie przypomina, niegodziwców. Zbawiając cały świat, nie może
że chrześcijaństwo walczy o nieustanne po- pominąć i tego wymiaru ziemskiego bytowaprawianie świata. Jeżeli tego nie robi, staje nia ludzi. Świat – zdaniem Konińskiego – jest
się sentymentalną utopią, czyli własną ka- coraz gorszy, ogarnięty coraz większym zarykaturą. Kościół nie istnieje dla swego ist- mętem i coraz większą niesprawiedliwością,
nienia, lecz na zbawienie i poprawę świata. zarówno polityczną, jak i gospodarczą. I dlaWalka o przetrwanie nie jest samoobroną tego musi pojawić się na tym świecie, w jego
(zupełnie zresztą uzasadnioną), jest obroną polityczności, jakiś jasny punkt, jakiś „biały
świata. Dokonać chrześcijańskiej odbudowy centr”, który stanie się punktem początkoświata znaczy uratować go przed upadkiem; wym odnowy i odbudowy świata.
stąd słowa: „Ale zastanówmy się: Myśl, która nie chce przestać poprawiać świata, musi Najciekawsze jest jednak, czemu zdaniem
się liczyć z faktem Świata, z faktem Materii, Karola Ludwika Konińskiego właśnie chrzeczyli oporu przeciw Duchowi, bo inaczej ścijaństwo – w tym ziemskim, nie duchowym
popadnie w lunatyczną utopię i przesta- – moralnym, ale politycznym wymiarze jest
nie być skuteczną. Trudno od razu w niebo siłą ważną i zbawczą. Bo nie o zbawienie dusz
wskoczyć, i dlatego – (co zresztą jest tragedią tutaj chodzi (może w ostatecznym rozrachunidealizmu) – idealizm musi być zdolnym do ku), ale o ratowanie ludzi przed koszmarną
jakichś kompromisów – zawsze pamiętając, katastrofą, która nadeszła już w roku następże kompromisy to minus malum, ale malum. nym. Ale tego autor jeszcze nie wiedział.
Tak i tu: gdy są potężne prądy, które chcą
propagandą i siłą fizyczną zniszczyć religie Pierwszą, oczywistą dla wszystkich czytelnii Kościoły, to wszystkie Kościoły, tak jak ków konstatacją jest to, że chrześcijaństwo,
AKTUALNOŚĆ KONIŃSKIEGO • JULIUSZ GAŁKOWSKI
171
chrześcijańska religia jest sprawą „najprywatniejszą i najintymniejszą”. To jest relacja osobowa pomiędzy jednym człowiekiem
a Bogiem. Świat i jego struktury nie są do
tej relacji konieczne. Mówiąc krótko, chrześcijaństwo świata nie potrzebuje; zdaniem
Konińskiego jest odwrotnie – to świat potrzebuje chrześcijaństwa, które może tylko
przebudować go na swoją modłę, a właściwie
na nowo zbudować i na tym powinna polegać
owa chrześcijańska odbudowa świata. Ujmując zagadnienie negatywnie, nie ma ona polegać na odejściu sprawiedliwych do jakiejś arki
i rozważaniu przez nich Słowa na szczytach
Karpat. Odbudowa będzie połączona z walką,
którą będą toczyć sprawiedliwi ze złem i złymi.
Jeżeli chrystianizm ma polegać na patrzeniu
z wyższością na przyziemne spory z królestwami tego świata i jałowym marzeniu o tym
drugim, to oznacza on najzwyklejsza kapitulację. Tak samo kapitulacją byłoby pozostawienie bez odpowiedzi ataków i oczerniania
Kościoła oraz chrześcijaństwa. „Byłoby też
ostatecznym defetyzmem albo swoistym faryzeizmem, w imię czystości chrześcijaństwa
odmawiać Kościołowi prawa do obrony przed
zniewagami, chrześcijanom i całej kulturze
chrześcijańskiej prawa do manifestowania się
ze swoimi symbolami, gestami, obrzędami,
aby przypadkiem czyichś odmiennych nie urazić gustów, prawa do publicznego wychowania
dzieci i społeczeństwa w swym własnym duchu. I dlatego Kościół bez jakiegoś politykowania, w sensie czysto świeckim nie obędzie się”
(Koniński 2010: 200).
niejszym jest zapewnienie światu harmonii
i miłosierdzia, przeciwieństwa wiecznej walki
proponowanej przez wrogów chrześcijańskiego porządku. Koniński wskazuje, że Kościół stanął po stronie wolności politycznej
przeciwko wszechwładzy państwa. Można
to zagadnienie ująć inaczej: państwo w poszukiwaniu omnipotencji musi wykorzenić
kościoły, będące jego największymi rywalami. Ale różne są zasady tej rywalizacji. Nauka
chrześcijańska o państwie i społeczeństwie
staje w obronie naturalnych praw człowieka,
które gdzie indziej nazwane zostały „prawami człowieka i obywatela”. Dlatego też właśnie w obronie godności człowieka powstaje
wspólny humanistyczny front. „Wspólnym
jednak znamieniem jest tu, mniej lub więcej
żywe i uświadomione […] przekonanie, że
etyka w Ewangelii zawarta, jest tą, co ocala
człowieka i całą kulturę, zaufanie w humanistyczny Sens Świata, czyli inaczej zaufanie
w metafizyczną jakąś, acz tajną celowość tego
zjawiska, jakim jest człowieczeństwo” (Koniński 2010: 171). Wreszcie, the last but not
the least, wspólną ideą, wspólnym celem jest
walka o sprawiedliwość – tę codzienną, opartą na uczciwości i miłosierdziu. Ale także o
sprawiedliwość społeczną, zapewnienie godności ludziom tak, aby chciwość i ślepe zapatrzenie w rozwój techniczny nie zasłaniało
nam ludzi. To chrystianizm i ludzie nie odrzucający chrześcijaństwa są w stanie zaspokoić
te podstawowe potrzeby świata. Jest tylko
jeden warunek – „integralni katolicy” nie mogą w poczuciu pychy duchowej odrzucić ludzi
dobrej woli.
Front chrześcijańskiej odbudowy świata będzie w tym politykowaniu stał ramię w ra- Nie ma nic łatwiejszego niż poszukiwanie tamię z Kościołem. Idee wspólne dla ludzi na nich analogii. Opis świata – jakże ogólnie zaten sojusz gotowych – zarówno wierzących, rysowany przez Karola Ludwika Konińskiego
jak i niewierzących – są oczywiste. Najistot- – może być dopasowany do właściwie każdego
172
PRESSJE 2013, TEKA 34
momentu dziejowego. Trzeba jednocześnie
pamiętać, że to, co jest głównym wątkiem
niniejszych rozważań w tekście Konińskiego,
stanowi tylko tło dla zasadniczego zagadnienia, którym jest opisanie sporów i różnic pomiędzy różnymi nurtami możliwej koalicji odbudowującej chrześcijański charakter świata.
I tego właśnie zagadnienia dotyczyła gorąca
i ważka dyskusja, którą wywołał omawiany
tutaj tekst Konińskiego, a z której fragmentami można zapoznać się w tym samym tomie publicystyki wydanym przez Arcana. Dla
mnie istotne jest tak naprawdę pytanie nie o
to, ile fragmentów naszej rzeczywistości znajdziemy w przedwojennej publicystyce, ani
nawet jakie analogie będą jawić się w naszych
umysłach po omawianej lekturze. Ważne jest
pytanie o aktualność propozycji Konińskiego.
Jest to pytanie trudne, ponieważ wiele osób
w różny sposób pojmuje pojęcie „aktualności”.
Język, idee, pytania – te elementy zawsze możemy, jak już wspominałem, dopasować do
dowolnego momentu w dziejach. Problemem
raczej jest to, czego możemy się dowiedzieć
z tekstu i od jego autora. I tutaj widać wyraźnie, że zdaniem Konińskiego konfrontacja
chrystianizmu z ateizmem, jakbyśmy dzisiaj
powiedzieli: cywilizacji miłości i cywilizacji
śmierci, wymaga nie tylko duchowej walki.
Chrześcijaństwo nie może być obojętne, dro-
ga chrześcijan to droga pracy i walki, droga
działania. Chrześcijańskie urządzanie świata
jest obowiązkiem, a jego odmowa oznacza
tchórzostwo i kapitulację. Autor – tak szalenie nowoczesny i antycypujący szereg nam
współczesnych koncepcji na temat katolicyzmu i Kościoła – nie znajduje żadnego tłumaczenia dla wycofywania się pod pretekstem
dbania o uczucia innych. Dobre idee, dobra
metafizyka nie mogą naprawdę godzić w innych. Zaś ucieczka od metafizyki jest niczym
innym, jak zaprzeczeniem ducha chrześcijańskiego. Chrześcijanie są po to, aby urządzać
świat wedle wiedzy, wciąż się rozwijającej, ale
także według swej nauki. A ta jest od Boga,
czyli nie podlega fluktuacjom, którym może
ulec nawet wiara biskupa rzymskiego.
Zatem świat odnawiany przez chrześcijan
jest nie prze-budowywany lecz od-budowywany. Przywracany do starego porządku,
który jest zawsze świeży i zawsze aktualny.
Dom odbudowany po chrześcijańsku jest
żywy tradycją zamieszkujących go pokoleń,
lecz nigdy nie zamienia się w muzeum pokrytych kurzem szafek z bibelotami. Chrześcijanin nie jest kustoszem, lecz wojownikiem i murarzem zarazem. A na budowie
nie tylko architekci i mistrzowie murarstwa
są potrzebni, lecz także i noszący kamienie,
i mieszający zaprawę.
Co dalej?
Co ciekawe, w dziale recenzji, czyli w Kompressjach, zamieszczamy
omówienie książki Gałkowskiego, ale nie Juliusza, tylko Stanisława.
Przypadek?
173

Podobne dokumenty